Dzisiaj jest: 26 Kwiecień 2024        Imieniny: Maria, Marcelina, Marzena

Deprecated: Required parameter $module follows optional parameter $dimensions in /home/bartexpo/public_html/ksiBTX/libraries/xef/utility.php on line 223
Moje Kresy – Rozalia   Machowska cz.1

Moje Kresy – Rozalia Machowska cz.1

/ foto: Rozalia Machowska Swojego męża Emila poznałam już tutaj w Gierszowicach, powiat Brzeg. Przyjechał jak wielu mieszkańców naszej wsi z Budek Nieznanowskich na Kresach. W maju 1945 roku transportem…

Readmore..

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

/ Zespół „Chawira” Z archiwum: W dniu 1 marca 2009 roku miałem zaszczyt po raz następny, ale pierwszy w tym roku, potwierdzić, iż Leopolis semper fidelis, a że we Lwowie…

Readmore..

ZMARTWYCHWSTANIE  JEZUSA CHRYSTUSA  WEDŁUG OBJAWIEŃ  BŁOGOSŁAWIONEJ  KATARZYNY EMMERICH.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG OBJAWIEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ KATARZYNY EMMERICH.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno- wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako…

Readmore..

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego  Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska”  w Domostawie  w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r. W Walnym Zebraniu Członków wzięło udział 14 z 18 członków. Podczas…

Readmore..

Sytuacja Polaków na Litwie tematem  Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

Sytuacja Polaków na Litwie tematem Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

20 marca odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów.Jako pierwszy „głos z Litwy” zabrał Waldemar Tomaszewski (foto: pierwszy z lewej) przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich…

Readmore..

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie   wyklął ich naród.

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie wyklął ich naród.

/ Żołnierze niepodległościowej partyzantki antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła „Krzewina” (czerwiec 1947) Autorstwa Unknown. Photograph from the archives of Solidarność…

Readmore..

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając  rakietom Fire Storm Shadow

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając rakietom Fire Storm Shadow

Jak wynika z nagrania rozmowy pomiędzy niemieckimi oficerami, które wyciekło, opublikowanego przez rosyjskie media, brytyjscy żołnierze „na miejscu” znajdują się na Ukrainie , pomagając siłom ukraińskim wystrzelić rakiety Storm Shadow.…

Readmore..

Mienie zabużańskie.  Prawne podstawy realizacji roszczeń

Mienie zabużańskie. Prawne podstawy realizacji roszczeń

Niniejsza książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską Krystyny Michniewicz-Wanik. Praca ta, to rezultat wieloletnich badań nad zagadnieniem rekompensat dla Zabużan, którzy utracili mienie nieruchome za obecną wschodnią granicą Polski,…

Readmore..

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

BITWA O LWÓW Dla zrozumienia stosunków panujących w mieście liczącym przed II Wojną Światową 400 tys. mieszkańców, należałoby naświetlić sytuację polityczną i gospodarczą miasta, które było poniekąd stolicą dużej połaci…

Readmore..

Gmina Białokrynica  -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Gmina Białokrynica -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Opracował Andrzej Łukawski. Pisownia oryginalna Przyjeżdżamy do Białokrynicy, jednej z nąjlepiej zagospodarowanych gmin, o późnej godzinie, w urzędzie jednak wre robota, jak w zwykłych godzinach urzędowych. Natrafiliśmy na gorący moment…

Readmore..

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Wielkanoc to najważniejsze i jedno z najbardziej rodzinnych świąt w polskiej kulturze. Jakie tradycje wielkanocne zachowały się na Kresach?Na Kresach na tydzień przed Palmową Niedzielą gospodynie nie piekły chleba, dopiero…

Readmore..

Rosyjskie żądania względem Kanady. „Pierwszy krok”

Rosyjskie żądania względem Kanady. „Pierwszy krok”

/ Były żołnierz dywizji SS-Galizien Jarosław Hunka oklaskiwany w parlamencie Kanady podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego. Foto: YouTube / Global News Ciekawe wiadomości nadeszły z Kanady 9 marca 2024. W serwisie…

Readmore..

Ludobójstwo na Polakach

/ Ludobójstwo na Polakach Obraz Ilji Repina „Kozacy piszą list do sułtana” / Źródło: Wikimedia Commons  

Powstanie Chmielnickiego 1648

Artur Goszczyński pisze: „W kronice rajcy kazimierskiego Marcina Golińskiego można odnaleźć opinię, że przyczyną buntu było nadmierne uprzywilejowanie Żydów, którzy posiadali większe prawa od Zaporożców, zezwalające im na przykład na warzenie piwa i palenie gorzałki. Zarzuty te były stałym elementem kozackiej propagandy uzasadniającej wybuch powstania z 1648 roku. Nie zmienia to jednak faktu, że już samo wyznanie czcicieli Jahwe dawało asumpt do nienawiści, w Kościele prawosławnym bowiem głęboko zakorzenione było przekonanie o ponoszeniu przez Żydów winy za ukrzyżowanie Chrystusa.

Ponadto odmienność języka i obyczajów mogła dodatkowo wzmagać do nich niechęć i wrogość jako do obcych. Pierwsze tygodnie powstania były tragiczne w skutkach dla cywilów zamieszkujących południowo-wschodnie obszary Rzeczypospolitej. Chmielnicki po rozbiciu armii koronnej rozesłał Kozaków po grodach, siołach i wsiach, aby przejmowali w nich władzę oraz mordowali znajdujących się tam Polaków i Żydów. Działania buntowników dotykały różnych grup ludności, bez względu na status społeczno-majątkowy czy wyznanie. Jak bowiem pisze Mikołaj Jemiołowski: „Szlachtę ukraińską w domach swych bezpiecznie siedzącą wraz wszędzie przez swoich swywolników z żonami i z dziećmi znosił i niesłychanym morderstwem mordował. Kościoły po pogańsku profanował, łupił, niektóre palić kazał, księżą tyrańsko zabijał, nawet i grobom umarłych nie przepuszczano, ale i nad martwymi pastwiono się. Owszem na ubogich wieśniaków, którzykolwiek katolikami zwali się, nie było respektu, jednakowo wszystkich ubogich i bogatych okrutnie i tyrańsko zabijano” (M. Jemiołowski, Pamiętnik dzieje Polski zawierający (1648–1679), oprac. J. Dzięgielewski, Warszawa 2000, s. 47–48. ) 

Zanim jednak rebelia przetoczyła się przez Podole, zmagać musieli się z nią mieszkańcy województw kijowskiego i czernihowskiego. Według relacji Łukasza „Głucha” Żółkiewskiego, tamtejsze miasta były naonczas „pełniusieńskie od szlachty i księży”. Nie zawsze jednak uciekinierzy byli w stanie dotrzeć za bramy na czas. Przykładowo, grupa szlachcianek uchodzących z dziećmi do Czernihowa poniosła straszną śmierć z ręki napotkanych w drodze Kozaków, którzy „pobrawszy je wszystkie, w studnie powrzucali i kamieńma a ziemią przywalili”. Schronienie za murami było jednym ze sposobów na ratowanie życia, szybko jednak okazało się, że nawet dobrze ufortyfikowane miasta nie dawały gwarancji bezpieczeństwa. Buntownikom szybko poddał się chociażby Czernihów i sąsiadujące z nim miasta, „wydając im szlachtę katolików oraz Żydów”. W wielu przypadkach czynnikiem decydującym o wejściu Kozaków za bramy nie była jakość umocnień, a postawa obrońców i mieszkańców danego ośrodka. Zaporożcy bowiem, nie będąc w stanie zdobyć miasta szturmem, wchodzili w układy z broniącymi go mieszczanami i chłopami ruskiego pochodzenia, przekonując ich, że w zamian za wydanie Żydów zachowają pozostałych przy życiu. Faktycznie zaś po wkroczeniu za mury rozpoczynali regularny mord. Po zajęciu miasta łupiono i palono także okoliczne osady, zabijając przy tym lub biorąc w niewolę zamieszkujących je chłopów. Przedstawicieli szlachty zabijano niezależnie od pochodzenia czy pełnionych urzędów (najpewniej samo posiadanie herbu, wyznanie czy też posługiwanie się językiem polskim było dostatecznym powodem, aby ponieść śmierć z ręki buntowników). Wedle latopisu Samowydca już po kilku tygodniach powstania „aż po Dniestr żadnego Żyda nie zostało, a żony szlacheckie stały się żonami kozackimi”. Ci, których Zaporożcy oszczędzili, stawali się żywym towarem i jako taki byli przez nich przekazywani Tatarom. Dowodem desperacji był fakt, że niektórzy dobrowolnie szli w jasyr, przedostając się do tatarskiego obozu. Czynili tak na przykład Żydzi, którzy spodziewali się trafić na targ niewolników do Konstantynopola, gdzie mogliby zostać szybko wykupieni przez swoich braci w wierze. Ponadto znane są przykłady starozakonnych, którzy usiłowali zachować życie, deklarując przyjęcie wiary prawosławnej.

Większość ludności pozostałej za murami stanowili Rusini, którzy naiwnie dali wiarę kozackim obietnicom o okazaniu łaski w przypadku otwarcia bram. Mołojcy wpuszczeni przez nich do miasta nie zamierzali dotrzymać danych gwarancji i rozpoczęli rzeź mieszkańców. Po upadku Baru na Podolu bronił się już tylko Kamieniec Podolski, o którym przypuszczano, że bez odsieczy rychło podzieli los innych warowni. Wołyńskie fortece również nie oparły się nawale buntowników. Międzyrzec trzykrotnie obronił się przed szturmem, ostatecznie jednak otworzono bramy mołojcom. Zaporożcy opanowali też Zasław, gdzie zbezczeszczono pochówki tamtejszych książąt. Pod koniec lipca w wyniku zdrady obrońców padło Połonne na Wołyniu - potężna twierdza, która w założeniu miała dysponować zapasami pozwalającymi przetrwać nawet kilkumiesięczne oblężenie. W rzezi miasta zginęło rzekomo 700 osób po stronie szlachty, nie licząc kobiet i dzieci, oraz 2000 Żydów. Nieco później padła także stolica województwa - Łuck - po zajęciu której rebelianci ruszyli pod Włodzimierz Wołyński i Sokal. Do końca sierpnia siły Chmielnickiego opanowały niemal wszystkie większe miasta na Wołyniu. Podobnie jak na Kijowszczyźnie ci, którzy nie opuścili na czas swoich siedzib, często tracili życie z ręki Zaporożców lub własnych poddanych. Ze szczególnym okrucieństwem traktowano przede wszystkim posesjonatów, których przed śmiercią starano się upokorzyć. Znany jest przypadek księcia Janusza Czetwertyńskiego, barbarzyńsko zamordowanego w Tulczynie przez poddanego mu młynarza. Nim magnatowi odcięto głowę toporem na progu, musiał on patrzeć na pohańbienie córki oraz żony, którą jeden z Kozaków następnie wziął w niewolę, przymuszając ją do gotowania mu strawy oraz oporządzania koni.

W literaturze można odnaleźć szacunki, że w latach 1648– 1654 zginęło nawet około 100–125 tys. Żydów. Najbardziej realne w tej kwestii są jednak ustalenia Shaula Stampfera, według którego ofiarą mołojców padło maksymalnie 18–20 tys. starozakonnych, którzy stanowili około 50% populacji Żydów na terenie objętym powstaniem. Twierdzi on przy tym, że około 8 tys. wyznawców judaizmu ocalało dzięki ucieczce. Aby przedstawić podobne wyliczenia dla chłopów i szlachty, należałoby przeprowadzić szczegółowe badania, niemniej zważywszy na zaludnienie województw ukrainnych można przypuszczać, że liczby te byłyby znacznie wyższe. (Za: Artur Goszczyński: UCIECZKI LUDNOŚCI CYWILNEJ Z POŁUDNIOWO- -WSCHODNICH WOJEWÓDZTW RZECZYPOSPOLITEJ W PIERWSZYM ETAPIE POWSTANIA CHMIELNICKIEGO. Zeszyty Naukowe  UNIWERSYTETU JAGIELLOŃSKIEGO Prace Historyczne 148, z. 2 /2021/, s. 283–299. W: https://www.ejournals.eu/Prace-Historyczne/2021/Numer-2/art/19570/

Anonimowy autor Pieśni o kozackiej wojnie anno 1648 r. pisze:

Chmiel z Krzywonosem holacy,
Chłopi prości, grobownicy,
Jak się srodze zbuntowali,
Zaraz swych panów ścinali,
Żony i córki gwałcili,
Za tym kościoły burzyli,

Miasta i wsi pustoszyli.  (Pieśń o kozackiej wojnie anno 1648, która trwała od roku wzwyż mianowanego do teraźniejszego 1659 trwa; ta pociągnęła Tatarów, Moskwę, Szwedów, Węgrów co podobno narobiła kawaleria sive ordo equestris niżej opisany, LNB, f. 5, nr 198/II, s. 325)  

Opis wydarzeń z roku 1648: „Z jednych zdarto skórę, a ciało rzucono psom na żer, innym obcięto ręce i nogi, a tułów rzucono na drogę; przez ich ciała przejeżdżały wozy i tratowały ich konie. Innym zadano tyle ran, że byli bliscy śmierci i rzucano ich na ulicę; nie mogąc rychło umrzeć, tarzali się we krwi, aż uszła ich dusza; innych grzebano żywcem. Dzieci zarzynano na łonie matek; wiele dzieci pocięto w kawały jak ryby. Kobietom ciężarnym rozpruwano brzuchy, a wydobyty płód zabijano w ich obliczu. Innym rozpruwano brzuchy i wsadzano żywego kota do wnętrza i tak zostawiano przy życiu, zaszywając brzuchy. Następnie obcinano im ręce, by nie mogły wyjąć tego kota. I wieszali niemowlęta na piersiach matek, inne nabijano na rożen, pieczono przy ogniu i przynoszono matkom, by jadły ich mięso. Częstokroć brali dzieci żydowskie i robili z nich mosty, by przechodzić przez nie. I nie było żadnej możliwej męczarni, której by Kozacy tutaj nie stosowali; wszystkie cztery rodzaje śmierci: ukamienowanie, spalenie, zabicie i uduszenie. Wielu żydów zawlekli Tatarzy do niewoli; kobiety i dziewice bezcześcili, z kobietami spali w obecności ich mężów. Kobiety i dziewice piękne brali sobie za sługi i kucharki (piekarki), częścią za żony, lub nałożnice. Wszystko to czynili, wszędzie dokąd dotarli, nie inaczej postępowali też z Polakami, a szczególnie księżmi”. („Jawein Mecula t.j. bagno głębokie, kronika zdarzeń z lat 1648 – 1652 napisana przez Natana Hannowera” w: „Sprawy i rzeczy ukraińskie. Materyały do dziejów kozaczyzny i hajdamaczyzny.” wydał Franciszek Rawita-Gawroński. Lwów 1914. s. 23 – 24.)

Ironią historii jest, że polski szlachcic Bohdan Chmielnicki (aczkolwiek część historyków wątpi w jego szlacheckość), zdrajca i buntownik został najpierw bohaterem narodowym Związku Sowieckiego, a obecnie jest niepodległej Ukrainy. Można zrozumieć Sowietów, wszak jego wojny z Rzeczpospolitą doprowadziły do jej upadku oraz do upadku Rusi (Hetmanatu), przy głównym udziale Rosji. W niepodległej Ukrainie zadecydował fakt wojny z Polską, rzeź ludności polskiej (szlachty i chłopów katolików), ludności żydowskiej oraz księży katolickich, zniszczenie kościołów. Mniejszą wagę ma więc fakt, że wspierający Chmielnickiego Kozacy zagarnęli wielkie bogactwa zrabowane z polskich dworów, miast i kościołów oraz uprowadzili ogromny jasyr, kilkadziesiąt tysięcy osób głównie ludności rusińskiej oraz żydowskiej, gdyż ludność polska została wyrżnięta przez Kozaków oraz chłopów rusińskich. Trup Rzeczpospolitej okazał się ważniejszy od trupa Rusi (Ukrainy). Potem Rzeczpospolita sama wybiła się na niepodległość, Ukrainie pomogły decyzje Stalina (to on więc powinien być jej bohaterem narodowym) oraz polska Solidarność.

    Koliszczyzna 1768 

Koliszczyzna w ciągu ledwie kilku miesięcy 1768 roku pochłonęła do 200 tysięcy ofiar. Ginęły one w strasznych mękach. Jak w owym czasie notował jeden z brahiłowskich zakonników: ”Inni wszyscy przez zamordowanie, uduszenie, przekłucie, i inne męczarnie od tych zbrodniarzy [hajdamaków] wynalezione i zadane nieszczęśliwie poginęli. Wymordowawszy tym sposobem mnóstwo osób duchownych wiary katolickiej, obojga obrządku [rzymskiego i greckiego] i rozmaitego stanu katolików, jakoteż i żydów w miasteczku Humaniu, nieprzepuściwszy niemowląt, które do studni ciskali, rozbiegli się po całej Ukrainie dla wykonania podobnych zbrodni. Chłopi wszędzie im sprzyjali, albo pomagali, w wielu miejscach bez żadnej namowy, albo wzywali rabusiów, albo sami zostawali rabusiami, w sposób najokrutniejszy znęcali się nad swoimi dziedzicami, rządcami, ekonomami i nad wszelką szlachtą mającą swoje drobne osiadłości. Mordowali, prześladowali lud katolicki, srogich, okrutnych dopuszczając się zabójstw, zabierali, pustoszyli dobra ich, nikogo nie oszczędzając, tylko niektóre niewiasty ze szlachty, zwłaszcza dziewice, które bojaźnią śmierci strwożone, powtórnie wedle obrządku swego [prawosławnego] ochrzcili i panny te swoim współłotrom za mąż wydali, lub do zamążpójścia zmusili. Dopuszczali się zbrodni strasznych i niedających się opisać, rozmaitych do zamordowania używali sposobów, oprócz przebodzenia włoczniami zwanemi spisami, niewiasty brzemienne zamordowywali w sposób najokrutniejszy przez wycinanie płodu i wpuszczanie do wnętrzności kotów. Zdzierali skórę od karku, przez głowę, aż do oczu; innym zrywali czaszki, zabijali z rusznic, i innych narzędzi wojennych, podcinali gardła i wieszali razem ze zwierzętami, a to dla pohańbienia duchownych ludzi religii katolickiej. Podobny wypadek miał miejsce pod Lisianką, gdzie między zawieszonym zakonnikiem Franciszkanem i żydem, psa powiesili, wołając najbezbożniej, że jeden stan kapłanów katolików i psów.” („Wypadki wiekuistej godne pamięci na Ukrainie 1768 r.” wydane przez Eustachego Antoniego Iwanowskiego /piszącego pod pseudonimem „Eu…go Heleniusza”/ jako „Rękopism Braiłowskiego Trynitarza, opisujący napad, jakiemu uległ r. 1768 klasztor Braiłowski, z łacińskiego przełożony.” w: „Pamiątki polskie z różnych czasów przez Eu…go Heleniusza.” t. II. Kraków 1882, s. 216 – 217.)

/ Rzeź w Humaniu

Paweł Mładanowicz, czyli jeden z ocalałych z rzezi w Humaniu, pisał: „Kto nie umiał pacierza cerkiewnego, nie umiał po cerkiewnemu żegnać się, nie mógł pić gorzałki ciepłej z miodem nalanej w miskę, za Lacha był osądzony i ginął. Kto prawosławnoho tiła [ciała prawosławnego] nie miał, za Lacha był uznany i ginął. (Paweł Mładanowicz, „Rzez humanska czyli historya rewolucyi zrobionej przez Zelezniaka i Gontę: napisana rzetelnie, wiernie, dokładnie przez znajdującego się w tejże okropnej rewolucyi naocznego świadka” w: „Bunt hajdamaków na Ukrainie r. 1768. opisany przez Lippomana i dwóch bezimiennych wydane z rękopisu przez Edwarda Raczyńskiego”, Poznań 1854. s. 104.) 

   Rzeź Pragi 1794 

4 listopada 1794 roku szturm zaczął się o 5 rano. Obrona polska została przerwana po godzinie walk, zaś o 6:30 padł przyczółek mostowy. Upadła też obrona Saskiej Kępy. W trakcie bitwy Rosjanie stracili ok. 500 poległych i 2 tys. rannych, straty polskie były podobne. Walka zakończyła się ok. godziny 9 rano, jednak najstraszniejszy i najbardziej krwawy czas miał dopiero nadejść. Ludność cywilna usiłowała uciec przed rozszalałym żołdactwem moskiewskim jedynym ocalałym mostem, lecz nadaremnie. Na Pradze rozszalała się prawdziwa orgia zabijania i zniszczenia. Nie oszczędzano nikogo, zabijano kobiety, starców, dzieci, a nawet zwierzęta. „W klasztorze panien Bernardynek zakonnice zgwałcono i zamordowano: W klasztorze oo. 10 Bernardynów rosjanie zamordowali dziewiętnastu zakonników. Zabili też siedmiu starców kalekich, mających przytułek w tym klasztorze. Mordowano kobiety i dzieci. Kozacy odrywali od piersi matek niemowlęta i nadziewali na piki lub wrzucali w płomienie. Mordowano na ulicach i w mieszkaniach. Wywlekano ludzi z domów na ulice, aby pastwić się nad nimi w najokrutniejszy sposób i w końcu, po męczarniach, dobić.”  (Korotyński Bruno W.: Rzeź Pragi; Warszawa 1924. w: https://bcpw.bg.pw.edu.pl/dlibra/publication/480/edition/704/content )  „Po zdobyciu przedmieścia Praga (4 listopada) zostało wymordowanych ponad 16 000 ludzi – mężczyzn, kobiet i dzieci. Musieliśmy patrzeć na te okrutne sceny, gdyż działo się to naprzeciw naszego domu. Jedynie Wisła przepływa pomiędzy tym przedmieściem a naszym domem, który stoi tuż nad brzegiem rzeki”( św. Klemens Dworzak w liście do przełożonego za: Józef Heinzmann: Głosić na nowo Ewangelię. Św. Klemens Maria Hofbauer (1751-1820). Tuchów: Homo Dei, 1992, s. 36. ) „W ciągu jednego tylko dnia (4 listopada 1794 roku) zginęło 21 tysięcy ludzi.” (https://przegladpraski.pl/rzez-pragi-1794/

   Zbrodnie chłopów rusińskich w 1917 roku 

W książce „Burza od wschodu. Wspomnienia z Kijowszczyzny (1918–1920)” Maria Dunin-Kozicka opisuje, jak oszalałe, ciemne masy chłopstwa podjudzane zewsząd idącym podszeptem, runęły na dwory jako na siedliska tych, co „tuczyli się ich krwią i potem” korzystając z plonów ziemi, im tylko wedle najświętszych praw należnych. Wobec żywiołowego natarcia uchodzili z gniazd własnych ziemianie, zostawiając za sobą dymy pożarów i zwierzęco pomordowane ofiary. Pisarka wspomina dalej: listopad i grudzień 1917 roku były miesiącami zagłady i zniszczenia polskiej kultury i kwitnących gospodarstw. Niemal wszystkie dwory zapalały się i gasły. Kolejno niby olbrzymie płonące świeczniki zdmuchnięte porywem szalejącej burzy. Zdobyto Ścieniawę i po wysypaniu na podwórze około 400 000 pudów cukru i urządzenia tzw. „Sahary” umęczono w okrutny sposób ośmiu oficjalistów obcinając im uszy, nosy, wciskając w oczodoły zapalone gromnice. Baby otoczyły ich wiankiem śpiewając pieśni żałobne i rozpustne. Cała nasza drobna szlachta drżała o życie i mienie, słysząc jak „przywódcy ludu” głośno i zuchwale się odgrażali „wyżynem tych wsich Laszkiw w świt albo szcze lutsze poriżem! Niechaj propadajut”. W Koszowatej Mołodeckich chłopi zaaresztowali doktora Grabowskiego z córką. Pędzono ich nago do Łuki. Tu wyłupiono im oczy i żywcem głowami w dół zakopano. O ile ukraińscy włościanie z zawiści i chęci wygnania właścicieli Polaków z własnej okolicy dopuszczali się pogromów i okrutnych mordów, to w latach II wojny światowej podobnym instynktom, niekiedy może nawet tych samych ludzi (na Wołyniu), wychodziła naprzeciw wyartykułowana ideologia ukraińskiego nacjonalizmu. (M. Dunin-Kozicka, Burza od wschodu. Wspomnienia z Kijowszczyzny (1918–1920), Łódź 1990, s. 88 –116.)  

   Ukraińskie zbrodnie 1918  - 1919 

Już podczas walk o Lwów w listopadzie 1918 r. popełniono liczne zbrodnie na jeńcach i ludności cywilnej. Mieszkańcy lwiego grodu ze zgrozą przekazywali sobie informacje o wyrżnięciu obrońców miasta wziętych do niewoli przez „kozaków” atamana Dołuda, o wymordowaniu rodziny Michalewskich, o masakrze w hotelu „Esplanade”, o torturowaniu i zabijaniu sanitariuszek, o ostrzelaniu szpitala na Politechnice. Również w listopadzie Ukraińcy puścili z dymem Biłkę Szlachecką, zabijając 28 jej mieszkańców. Jeszcze większe rozmiary przybrała grudniowa rzeź w Sokolnikach, gdzie liczba zamordowanych przekroczyła 50. W Stanisławowie mord na 7 małoletnich aresztantach poprzedziły makabryczne tortury – chłopcom wykłuto oczy, wyrwano języki i obcięto uszy. Nie mniejszą inwencją wykazali się oprawcy z Chodaczkowa Wielkiego, którzy wyjątkowo okrutnie okaleczyli cztery młode Polki (następnie zamordowane), z Wiśniewa, gdzie pogrzebano żywcem katolickiego księdza, oraz wielu innych miejscowości.

Ukraińcy opanowali Złoczów już w listopadzie 1918 r. Zabroniono używania języka polskiego w miejscach publicznych (również w szkole). Trzeba przyznać, że choć władze ukraińskie uciskały miejscową społeczność polską, zarazem przykładnie współpracowały z tutejszymi Żydami. Sielanka trwała aż do 5 marca 1919 r., kiedy to zdemoralizowane żołdactwo ukraińskie przypuściło szturm na żydowskie sklepy. Dowództwo garnizonu złoczowskiego w końcu powściągnęło jakoś swych podkomendnych, a następnie poszukało winnych wśród... Polaków, których „podszepty” miały spowodować orgię rabunków. Jak ogłoszono w oficjalnej odezwie: „Wielka część złoczowskiego garnizonu, podburzona przez naszych narodowych wrogów, Polaków, samowolnie wyszła na miasto i dopuściła się tutaj rabunków na ludności żydowskiej. Niestety nasz naród często słuchał podszeptów wroga ”.  Wśród aresztowanych był młody, zaledwie 24-letni Ludwik Lubicz Wolski, były asystent przy katedrze botaniki w Dublanach, komisarz rolniczy przy starostwie zborowskim. Ludwik od dzieciństwa wychowywany był w atmosferze patriotycznej. W dniu swego chrztu otrzymał od babki, Wandy Młodnickiej z domu Monné (ongiś muzy Artura Grottgera), dwa grottgerowskie kartony „Na chórze” i „U grobu Kościuszki”, zaś ojciec chrzestny Ludwika, Władysław Bełza, dedykował mu swój słynny „Katechizm polskiego dziecka”.  Ludwik, będąc świadkiem poczynań budowniczych ukraińskiej państwowości w Złoczowie, dał wyraz swoim odczuciom w wierszu satyrycznym „Ukraina”: 

Byli Niemcy i Moskale,
Człowiek siedział u komina.
Dzisiaj siedzi w kryminale,
Bo woskresła Ukrajina.
/.../
W sposób zgoła barbarzyński
Obalili Mickiewicza
Znak, że Naród Ukraiński
Do kulturnych się zalicza.

Rękopis wiersza znaleziony w trakcie rewizji wywołał wściekłość złoczowskich kacyków. Rychło postanowili udowodnić młodemu rymopisowi „kulturny” charakter ukraińskich rządów. Z wyjątkowym bestialstwem potraktowano Ludwika Wolskiego. Więziona wtedy również pisarka Maria Jehanne Wielopolska-Janowska zeznała potem przed władzami polskimi: „[...] sprowadzono p. Wolskiego do konfrontacyjnego przesłuchania - tenże przyznał się do autorstwa tego wiersza. Zauważyłam, że p. Wolski był wówczas już bardzo skatowany - zmieniony nie do poznania i opuchnięty. Rozglądnąwszy się po pokoju, w którem to przesłuchanie miało miejsce, zauważyłam, że cały był zbryzgany krwią i zdawało mi się jakby kawałki ciała na ścianie tkwiły, na podłodze leżała szmata cała skrwawiona”. Towarzysze z celi zapamiętali „zmasakrowane ciało” poety; „że nie ma skóry na grzbiecie”; „zobaczyliśmy, że ciało miał czarne jak węgiel”; „był tak okropnie skatowany, że po kilku godzinach od bicia wykazywał już na całej powierzchni stan ropienia”.

27 marca 1919 r. koło cmentarza w Złoczowie żołnierze ukraińscy wykopali dwa wielki doły. Tego samego dnia wieczorem w więzieniu rozpoczęło się zabijanie Polaków - domniemanych konspiratorów. Ludwik Wolski zginął (wraz z trzema towarzyszami) w dniu 1 kwietnia. Spowiednika poprosił o przekazanie informacji rodzinie, że oddał życie „jak dobry Polak”. Zamordowano go trzema strzałami w twarz, oddanymi z najbliższej odległości. Popełnionych okrucieństw nie da się wytłumaczyć czynami poszczególnych zdemoralizowanych jednostek. Antypolska propaganda ukraińskich czynników oficjalnych przybierała na zajadłości do ostatnich dni konfliktu. Ulotka kolportowana wśród żołnierzy ukraińskich głosiła: „Pamiętaj, ukraiński żołnierzu, że tylko cham i niewolnik może mówić o miłosierdziu i łagodności wobec Lachów [...] póty nie będzie spokoju i dobra na ukraińskiej ziemi, póki będzie tu żyć lackie nasienie. [...] Pamiętaj, że Lach to najgorsza gadzina, jaka istnieje w Europie [...] Kobieto ukraińska, skoro tylko twoje dziecię nauczy się pierwszych słów, mów mu razem z modlitwą, że jego obowiązkiem będzie szkodzić lackim gadom zawsze i wszędzie, i wiązać się ze wszystkimi wrogami Polski. Nie zamkniesz oczu na łożu śmierci, póki tego nie przekażesz swojemu synowi jako swą ostatnią wolę matczyną.” (Andrzej Solak  Rocznica zbrodni w Złoczowie. 2013-03-27. Zahttp://www.pch24.pl/rocznica-zbrodni-w-zloczowie,13643,i.html#ixzz2zF5SFcQC

W maju 1919 r. wojska polskie opanowały Galicję Wschodnią. Wtedy to wyszły na jaw okrucieństwa i zbrodnie dokonane na Polakach przez Ukraińców podczas ich półrocznego panowania w tym regionie. W celu zbadania okrucieństw ukraińskich powołana została specjalna sejmowa komisja śledcza na czele z posłem Janem Zamorskim ze Związku Ludowo-Narodowego. Komisja sejmowa mogła działać jedynie na terenach już wyzwolonych przez Polaków. Oto fragment mowy sejmowej posła J. Zamorskiego na ten temat wygłoszonej na 66 sesji Sejmu Rzeczypospolitej w dniu 9 lutego 1919 r. „Przede wszystkim rabowano w pierwszym rzędzie dwory i kościoły, przy tym wiele kościołów zostało zhańbionych. Mamy dotąd zanotowane kościoły: w Zbarażu, we Fradze, Samborze, Wieruszowie i inne. We Fradze np. nie dość, że w kościele pootwierano i zabierano wszystkie naczynia liturgiczne, nie dość, że w kościele zrobiono wychodek, ale poza tym muzykalny jakiś podoficer siadł na chórze i zagrał na organach tańce, a pijana dzicz zaczęła tańczyć w kościele. Tego rodzaju obrazy, jak ciągnienie przez bawiących się, figury Matki Bożej lub Pana Jezusa do studni, ażeby się napił wody i oświadczenie, że pić nie chce, żeby sobie wąsów nie zamoczył itd. te dowcipy przy pohańbieniu kościołów były częste./.../ Gdy Ukraińcy zaczęli się cofać spod Lwowa, wówczas przyszła ostatnia godzina na polską ludność wiejską. Przede wszystkim podpalano wieś. Tak zrobiono w Sokolnikach, w Biłce Szlacheckiej w Dawidowie, tak zrobiono zawsze w każdej wsi, która miała opinię wsi polskiej. Podpalano zazwyczaj zachaty i strzelano do ludzi. W ten sposób spalono ponad 500 gospodarstw, czyli około 2000 budynków: w Sokolnikach 96 gospodarstw, w Biłce, cośmy naocznie stwierdzili. Ktokolwiek wyszedł z chaty, padał zabity albo ranny. W ten sposób zginęło w Sokolnikach ponad 50 osób i 28 w Biłce. Palono żywcem w domach i stodołach. Wiele jest takich wypadków. W ten sposób obchodzono się z polskimi wsiami. Przy pędzeniu do robót zwracano szczególną uwagę na dziewczęta, które po robotach oddawano żołnierzom do użytku. Klee ataman ukraiński – Niemiec, założył w Żółkwi dom publiczny dla żołnierzy z dziewcząt polskich. Podobnie postępowano z zakonnicami w trzech klasztorach polskich. Zazwyczaj nasyciwszy swoje chuci żołnierze przeważnie mordowali swoje ofiary. We wsi Chodaczkowie Wielkim k/Tarnopola np. cztery dziewczęta zostały zamordowane w ogrodzie, lecz przedtem oderżnięto im piersi a żołnierze ukraińscy podrzucali nimi jak piłką. Znęcanie się nad ludnością w ogóle odbywało się w wielu miejscowościach. Wiadomo, że niewiastom obrzynano piersi, zapuszczano im papryki, stawiano granat we wstydliwe miejsce i rozrywano. Takie wypadki powtarzają się dość często. Najokrutniej postępowali żołnierze półinteligenci, oficerowie, synowie popów. /.../ Rozstrzeliwano jeńców polskich: Np. w Szkle i w lesie Grabnik k/Szkła, gdzie rozstrzelano 17 żołnierzy, rannych Polaków. Jednemu udało się uciec. Zwłoki były odarte z odzieży i nosiły ślady licznych ran postrzałowych, co stwierdzono w protokole z dn. 27 kwietnia 1919 r. z ekshumacji zwłok. Podobnie stało się z 26 jeńcami polskimi w Janowie. Księdza Rysia z Wiśniewa zakopano żywcem do góry nogami. Drugiego księdza zamordowano i wrzucono do jamy poprzednio przez niego wykopanej. Grzebanie żywcem powtarzało się bardzo często, co stwierdzają protokoły sądowe. Wszystkie gminy podmiejskie lwowskie: Brzuchowice, Biłki, Winniki, Dawidów, Sokolniki, Dublany i Basiówka mogą wykazać podane wyżej przykłady bestialstwa ukraińskiego. W Basiówce mordowali też niemowlęta. /.../ Odkopywanie grobów: Komisja sądowa i lekarska przy udziale polskiej administracji odkryła zwłoki w jednym grobie, gdzie było 5 osób pomordowanych Polaków, bez trumien w nieładzie, półnagich, część wrzucona żywcem. Istniały ślady okrutnego znęcania się nad nieboszczykami. Pomordowani to: Hercog, Jerzy Podgórski i inni. Ofiary były najpierw katowane, potem obijane kolbami, znęcano się, wyrywano języki, wyrywano palce. Tego rodzaju wypadków stwierdzonych sądownie mamy z Jaworowa – 17, ze Złoczowa – 28. W innych miejscowościach po 1 lub po kilka. Jest to wytwór tej szkoły, która zaprawiała młodzież na hąjdamaków w pojęciu Tarasa Szewczenki. Hajdamak bierze święty nóż, poświęcony we krwi lackiej i morduje wszystko lackie, nawet żony i dzieci z łaszki urodzone. (Zob. T. Szewczenko, Hajdamaki).” („O okrucieństwach hajdamackich”. O ukraińskich zbrodniach na ludności polskiej z 1919, które ujawniła sejmowa komisja śledcza; w: http://niezwykle.com/o-okrucienstwach-hajdamackich-o-ukrainskich-zbrodniach-na-ludnosci-polskiej-z-1919-ktore-ujawnila-sejmowa-komisja-sledcza/  )  

Świadectwa ukraińskiego terroru zostały potwierdzone także w innym źródle: [...] odkopaliśmy konnego gońca, który miał wycięty język, wyłamane ręce, wydarte oczy. W parę dni później gdyśmy się wdarli do Dobromila, opowiadano nam, że ich biedaków tak bili, zwołali całą wieś, najchętniej to dziewki się zbiegły i przysypano ich aż po szyję, uszy im odrywali, pod nos ogień przykładali, potem dziewki siadały na ich głowy i urynę oddawały i tak konali ku uciesze wsi.” (H. Pietrzak, Sześć lat wojny. Pamiętnik polskiego żołnierza, Łódź 1936, s. 165-168.) 

W oparciu o zdefiniowanie terminu „ludobójstwo” oraz dostępne fakty o ukraińskich zbrodniach na Polakach w latach 1918-1919 możemy wykazać zasadność tezy, iż doszło wówczas do pierwszego dwudziestowiecznego ludobójstwa ukraińskiego na Polakach. Ludobójstwo to miało na celu wyniszczenie Polaków jako grupy narodowościowej na terenach, do których pretendował ukraiński ruch narodowy. Miało ono zarówno charakter spontaniczny, jak i odgórny – z uwagi na dopuszczenie zabijania polskiej ludności cywilnej przez ukraińskie kierownictwo oraz autoryzowanie przez nie morderstw na Polakach. Jak pisał autor wspomnień Z krwawych dni Złoczowa: Żadnej więc okoliczności nie pomijali przywódcy ukraińscy, by podburzyć tłumy przeciw Polakom, rozpalić żądzę krwi i doprowadzić do mściwej rzezi. W świetle powyższego za niezgodne z faktami należy uznać twierdzenia, iż ludobójstwo na Wołyniu wynikało z polityki prowadzonej przez II Rzeczpospolitą wobec mniejszości ukraińskiej, albowiem do tego typu zbrodni doszło, zanim jeszcze ustabilizowały się struktury administracyjne Rzeczypospolitej Polskiej. Ludobójstwo zostało uznane przez ukraiński ruch narodowowyzwoleńczy za dopuszczalną metodę walki z Polakami już u swojego zarania, czego jednym z późniejszych skutków była między innymi Rzeź Wołyńska. (Marcin Skalski: ZBRODNIE NA POLAKACH W CZASIE WOJNY POLSKO-UKRAIŃSKIEJ 1918-1919. PRELUDIUM RZEZI WOŁYŃSKIEJ; w: https://ksi.btx.pl/index.php/publikacje/1291-zbrodnie-na-polakach-w-czasie-wojny-polsko-ukrainskiej-1918-1919-preludium-rzezi-wolynskiej  )  

   Operacja polska NKWD 1937 – 1938 

Według dokumentów NKWD skazano 139 835 osób, z tego zamordowano strzałem w tył głowy nie mniej niż 111 091 Polaków – obywateli ZSRR, a 28 744 skazano na pobyt w łagrach. Wyroki były wykonywane natychmiast. Masowo deportowano Polaków zamieszkujących Ukraińską SRR i Białoruską SRR, m.in. do Kazachstanu  na Syberię. Łączna liczba deportowanych Polaków wyniosła ponad 100 tysięcy. Na tle innych operacji narodowych NKWD „operacja polska” wyróżniała się wyjątkową skalą represji, brutalnością i surowością. Zamordowani Polacy stanowili 44,9 proc. ofiar wszystkich operacji narodowościowych NKWD. Akcja objęła wszystkich Polaków, bez względu na przynależność klasowo-społeczną, decydowała narodowość. Eksterminacja zdziesiątkowała także polskie duchowieństwo katolickie, które zostało przeznaczone do całkowitej likwidacji. Spośród 470 duchownych, świadczących posługę w sowieckiej Rosji po zakończeniu czystki etnicznej, pozostało zaledwie 10 kapłanów oraz dwa czynne kościoły katolickie – w Moskwie i Leningradzie. (https://pl.wikipedia.org/wiki/Operacja_polska_NKWD_1937%E2%80%931938)

/ Operacja Antypolska NKWD 1937-1938 https://steemit.com/polish/@eferto/zapomniane-ludobojstwo-operacja-antypolska-nkwd-1937-1938

Machinę zagłady uruchomił rozkaz numer 00485 ludowego komisarza spraw wewnętrznych Nikołaja Jeżowa, z 11 sierpnia 1937 r. Jej tryby pochłonęły Polaków zamieszkałych na ziemiach wcielonych traktatem ryskim w 1921 roku do Ukraińskiej oraz Białoruskiej SRS oraz tych z Odessy, Kijowa, Moskwy, Petersburga (wówczas: Leningradu), i wreszcie tych z dalekiej Syberii. Mikołaj Iwanow, historyk rosyjskiego pochodzenia zamieszkały w Polsce, obliczył, że w 1937 roku Polak stawał 36 razy częściej przed plutonem egzekucyjnym niż sowiecki obywatel innej narodowości. Jak podają specjaliści z rosyjskiego Memoriału, w ciągu niespełna 16 miesięcy aresztowano ponad 143 tys. osób, osądzono prawie 140 tys.,w tym na śmierć skazano co najmniej 111 091, co daje gigantyczną liczbę 80 proc. oskarżonych. Niektórzy historycy szacują, że pozbawiono życia dwieście lub więcej tysięcy. Prawie 29 tys. osób skazano, również według źródeł sowieckich, na łagry. Operacja polska NKWD – kulminacja prześladowań, trwających w większym nasileniu od początku dekady ‒ zamknęła wieko nad trumną Rzeczypospolitej Obojga Narodów, wymordowano bowiem i wygubiono jej potomków. 

W Rosji Sowieckiej, a od 1922 r. w Związku Sowieckim, pozostało po odrodzeniu Rzeczypospolitej w 1918 r. wiele skupisk ludności polskiej. Niepodobna podać dokładnej liczb, bowiem podczas powszechnego spisu ludności z 1926 r., który wykazał ponad 780 tys. osób, dane drastycznie zaniżano. Bliższe prawdy, choć nieprecyzyjne, są szacunki polskie z tamtych lat – co najmniej 1,3 do 1,5 mln. Ostateczne rozwiązanie kwestii polskiej rozpoczęło się na przełomie lata i jesieni 1937 r. i przybrało oblicze potwornej rzezi. Pod pretekstem przynależności do nieistniejącej szpiegowskiej struktury z centralą w Warszawie, ochrzczonej na Łubiance mianem Polskiej Organizacji Wojskowej, mordowano m.in. działaczy polskich, nauczycieli, urzędników, księży, zamożniejszych - a później wszystkich - rolników, pracowników służby leśnej i rzemieślników. POW, na którą powoływały się organy bezpieczeństwa, została w rzeczywistości założona w 1915 r. przez Józefa Piłsudskiego i rozwiązana w 1921 r. w niepodległej Rzeczypospolitej.

Ludzie spali w ubraniach, oczekując trwożnie najgorszego ‒ łomotu do drzwi przerywającego na zawsze dotychczasowe życie. Budzące grozę więźniarki, „cziornyje worony”, przyjeżdżały nocą, enkawudziści wyrywali ludzi ze snu i w pośpiechu zaganiali do samochodów. Pojmanych wywozili do miejscowych zarządów NKWD i tam torturowali, by wydrzeć z nich zeznania zgodne ze scenariuszem „polskiego spisku”. Większość ofiar zabijano strzałem w tył głowy i wrzucano do dołów, zasypując ciała ziemią. Wyroki śmierci nie ominęły nawet komunistów polskiego pochodzenia - zdrajców, którzy w Sowietach służyli idei likwidacji państwa polskiego.

Decyzje podejmowały w ogromnym pośpiechu „dwójki” złożone z enkawudzistów, którzy mieli głos rozstrzygający oraz prokuratorów. Rodzaj przewinienia określano zwięźle: „polski kontrrewolucjonista”, „wróg Związku Sowieckiego”, „polski kułak”, „piłsudczyk”, „aktywny działacz katolicki” czy „członek polskiej kontrrewolucyjnej organizacji POW”. Nie dbano o pozory, nie fabrykowano dowodów. Stalin dał NKWD zbyt mało czasu na wymordowanie tysięcy ludzi, więc w stolicy ograniczano się do pobieżnego przeglądu dokumentacji – bywało, że zatwierdzano po dwa tysiące dziennie. Działania NKWD nabrały takiego tempa, że do Moskwy docierały listy z nazwiskami ludzi już rozstrzelanych. System albumowy, który miał przyspieszyć i uprościć procedury, okazał się nieskuteczny. Podczas gdy do Moskwy jechały co dziesięć dni kolejne „albumy”, na miejscu już powstawały nowe. Zwłoki pomordowanych wywożono w okoliczne lasy, gdzie wrzucano je do dołów i zasypywano. Spoczywają obok jeńców katyńskich w Bykowni i Kuropatach, ich groby rozrzucone są po całym dawnym ZSRS - od Winnicy, Dołbysza, Kamieńca Podolskiego, przez Charków, Kijów, Smoleńsk, Moskwę, Lewaszów pod Petersburgiem po południe Syberii… Znamy zaledwie ich niewielką część.

15 sierpnia 1937 r. Jeżow poinstruował NKWD rozkazem 00486, że należy zatrzymywać żony aresztowanych bez względu na wiek czy stan zdrowia i skazywać na 5-8 lat pod zarzutem wiedzy o działalności kontrrewolucyjnej bliskich. Karmiące matki szły do obozów, a niemowlęta były im odbierane i kierowane tam, gdzie od razu trafiały te w wieku od roku do trzech lat, czyli do domów dziecka i żłobków w miejscach zamieszkania; nieco starsze, od szóstego do piętnastego roku życia, oddawano do sierocińców w innych republikach i okręgach, by odizolować je od rodzin i wychować w duchu komunistycznym. Przeciwko każdej aresztowanej i każdemu „niebezpiecznemu społecznie i zdolnemu do antysowieckiej działalności dziecku od 15 roku życia”, wywiezionych odpowiednio do więzienia lub specjalnego ośrodka, wszczynano postępowanie, które było czystą formalnością, bo kolejny artykuł przewidywał dla matek kary od pięciu lub siedmiu lat łagru w górę, a dla ich potomstwa uwięzienie w obozach lub koloniach pracy NKWD o specjalnym reżimie. W miastach zakładano „rozdzielcze punkty”, do których dzieci trafiały od razu po aresztowaniu matek. Szczególnie dotkliwy był zakaz umieszczania rodzeństwa w tych samych miejscach.

Kto pozna historię operacji polskiej, ten zrozumie, dlaczego Polacy przywiązują tak wielką wagę do powstrzymania najazdu bolszewickiego w 1920. Zarzuca się nam czasem, że przesadzamy, traktując to wydarzenie jako przełomowe dla całej Europy. Tymczasem sowieckie zbrodnie lat 20. i 30. obrazują los, jaki spotkać mógł Polskę Odrodzoną w 1918 roku, a może i inne kraje, gdyby heroizm obrońców ojczyzny nie przeważył pod Warszawą losów wojny. I na koniec fakty oraz liczby ujawnione przez historyków obalają pokutujące od dziesiątków lat propagandowe kłamstwo o Wielkim Terrorze jako serii pokazowych procesów znanych komunistów. Przywracają pamięć o bolszewickim ludobójstwie i setkach tysięcy niewinnych ofiar mordowanych w imię gigantycznego eksperymentu społecznego.

(Anna Zechenter; w: https://ipn.gov.pl/pl/aktualnosci/56296,Operacja-polska-NKWD-1937-1938.html

Jak obliczył amerykański historyk profesor Terry Martin, w czasie Wielkiego Terroru Polak mieszkający w ZSRS miał 31 razy większą szansę być rozstrzelanym, niż wynosiła średnia dla innych grup narodowościowych. Polaków zabijano tylko dlatego, że byli Polakami. W tym czasie NKWD wszczęło kilka akcji przeciwko narodom zamieszkujących tereny sowieckiego imperium, przeciwko Niemcom, Grekom, Czechom, Japończykom, wobec żadnego jednak z tych narodów nie stosowano tak drastycznych i tak daleko idących form represji, jak wobec Polaków. W większości przypadków, gdy chodzi o prześladowania narodowe działania odwetowe były skierowane przeciwko ludziom, którzy w ciągu wcześniejszych lat napłynęli do ZSRS. W przypadku Polaków bezwzględne prześladowania i mordy dotyczyły zarówno niedawnych przybyszy, jak i ludności osiadłej od pokoleń na poszczególnych terenach.

   Ludobójstwo sowieckie na Polakach 1939 – 1945 

W historiografii polskiej przyjmowano poprzednio następujące szacunkowe liczby deportowanych: luty 1940 roku: 200–250 tysięcy; kwiecień 1940 roku: 240–320 tysięcy; czerwiec 1940 roku: 220–400 tysięcy. czerwiec 1941 roku: 200–300 tysięcy - jednak polscy historycy pracujący w IPN twierdzą, że całkowita liczba deportowanych nie przekroczyła 800 tysięcy. Otwarcie archiwów sowieckich wywołało niemały wstrząs, gdyż wynika z nich, że wszystkie cztery deportacje objęły 320 tysięcy osób. Pewna grupa badaczy kwestionuje wiarygodność danych NKWD. Inni przyjmują, że liczba 320 tysięcy jest ustalona jedynie na podstawie dotąd znanych archiwów, natomiast pełna dokumentacja jest wciąż przed historykami ukryta i czeka na zbadanie. Niewątpliwie wraz z postępem badań liczba deportowanych ustalonych w dokumentach wzrośnie. Istnieje jeszcze inne wytłumaczenie. Otóż sowiecki aparat represji ewidencjonował jedynie osoby przesiedlane w transportach kolejowych. Często do osób deportowanych w ten sposób w okresie późniejszym dołączano na miejsce ich osiedlenia brakujących członków rodziny, którzy uniknęli z jakichś powodów samej deportacji. W ten sposób liczba deportowanych de facto może łatwo wzrosnąć dwu-, trzy-, a nawet czterokrotnie.

Brytyjski historyk Roger Moorhouse, w konsultacji z Normanem Daviesem, zakwestionował materiały archiwalne NKWD, uznając, że można podejrzewać, że nie ukazują one pełnej prawdy i nie uwzględniają skazanych w trybie doraźnym i niezarejestrowanych. Na każdego „oficjalnie” deportowanego, prawdopodobnie przypada 3-4 wywiezionych bez odnotowania tego w dokumentach. Sam ocenił liczbę deportowanych na 1,5 miliona.

Podobny problem występuje z liczbą ofiar w miejscach osiedlenia. Według sowieckich danych śmiertelność w transportach wynosiła nie 10%, jak przyjmowała strona polska, a jedynie 0,7%. Dane te odnoszą się jednakże do zaledwie czterech transportów deportacyjnych. Nie posiadamy danych sowieckich odnośnie do śmiertelności w innych transportach. Jest to kwestia bardzo ważna, ponieważ sami zesłańcy określali wagony pociągów deportacyjnych jako „białe krematoria”, ponieważ w przeciwieństwie do krematoriów klasycznych zamarzano w nich żywcem. Z kolei Roger Moorhouse stwierdził, że na zesłaniu w Syberii i Kazachstanie, gdzie panowała sowiecka zasada „Kto nie pracuje ten nie je”, rocznie umierało 30% zesłańców. Nie ocenił śmiertelności w transportach, ale warunki w nich panujących jako „straszne”, tylko nieliczne posiadały przenośnie piecyki, czy prycze, a jedynym „udogodnieniem” były zakratowane okienka i dziury w podłodze wagonu. Zesłańcy z trudem byli w stanie znaleźć miejsca siedzące, dostawy jedzenia i wody były sporadyczne i niewystarczające, a wagony otwierano tylko w niektóre dni. Choroby zbierały ogromne żniwo, a główne zadanie podczas postojów polegało na wynoszeniu zwłok. W lecie sami wywożeni starali się wyrzucać ciała przez okno, aby uniknąć epidemii. Według cząstkowych danych NKWD, do połowy 1941 roku zmarło 15 tysięcy zesłańców spośród deportowanych w lutym i czerwcu 1940 roku.

W rękach Armii Czerwonej znalazło się w roku 1939 ok. 240 tysięcy polskich jeńców wojennych. Z tej liczby 125 tysięcy przekazano NKWD do obozów pracy i koncentracyjnych, część zaś (pomijając przypadki ich rozstrzeliwania lub uśmiercania) zwolniono - podaje się liczbę 42 tysięcy zwolnionych, przy czym część z nich ponownie wkrótce aresztowano. Nie jest natomiast znana liczba straconych bezpośrednio po wzięciu do niewoli sowieckiej żołnierzy i oficerów polskich. Wiadomo np. że żołnierzy polskich wziętych do niewoli w 1939 roku pod Grodnem i Wilnem sowieckie dowództwo poleciło uśmiercać poprzez miażdżenie ich pod gąsienicami czołgów. Wielu jeńców polskich rozstrzelano wkrótce po ich poddaniu się w doraźnych egzekucjach. Ocenia się, że sowieckie organa władz wojskowych i NKWD doprowadziły do uśmiercenia około 2500 jeńców oraz kilkuset cywilów. Zarząd NKWD część jeńców (ok. 40 tys. pochodzących z terenów pod kontrolą III Rzeszy przekazał Niemcom. W listopadzie 1939 roku w sowieckich obozach znajdowało się ok. 170 tysięcy polskich jeńców w 139 obozach, z czego 90 było na okupowanym obszarze RP. Część polskich jeńców znajdującą się w obozach starobielskim, ostaszkowskim oraz kozielskim wymordowano wiosną 1940 roku. Było to dokładnie 14 587 osób. Inne grupy jeńców skierowano do budowy magistrali komunikacyjnej Równe - Lwów, do pracy w kopalniach wapienia i żelaza Zjednoczenia „Nikopol-Marganiec”, do systemu łagrów tzw. Północnego Obozu Kolejowego „Siewżełdorłag” w dorzeczu Peczory. Straszne warunki pracy powodowały wielką śmiertelność wywołaną wyczerpaniem i epidemiami, jednak łączne straty wśród jeńców nie są możliwe do oszacowania. Wiadomo jedynie, że musiały to być straty dotkliwe. Podaje się, że w ZSRR zaginęło ok. 100 tysięcy polskich jeńców, a ich los nie został wyjaśniony.

W latach 1939–1941 aresztowano na wschodnich obszarach II RP 110 tysięcy osób. Los aresztowanych był różny. Około 40 tysięcy osób trafiło do obozów pracy na Workucie. Grupę aresztowanych znajdujących się w więzieniach na Białorusi oraz Ukrainie wymordowano wiosną 1940 roku w Bykowni pod Kijowem oraz Kuropatach pod Mińskiem  (łącznie 7305 osób). Około 10 tysięcy więźniów wymordowano podczas ewakuacji więzień przed nadchodzącą armią niemiecką latem 1941 roku. Los wielu więźniów pozostaje nieznany.

W sumie, w ciągu 15 miesięcy radzieckiej okupacji, według wyliczeń, na wschód trafiło od 330 tys. przez 1 mln 80 tys. do 1,5 mln. Do tych pierwszych wyliczeń należy dodać osadzonych w więzieniach, skazanych i zesłanych do obozów pracy przymusowej, jeńców wojennych, młodzież wcieloną do Armii Czerwonej i „strojbatalionów” (grup budowlanych) oraz wszystkich wywiezionych mniej lub bardziej przymusowo do pracy w radzieckich fabrykach i kopalniach. W sumie otrzymamy orientacyjną liczbę ok. 475 000 obywateli II RP, którzy w okresie wrzesień 1939 – czerwiec 1941 dostali się w tryby radzieckiego systemu terroru. Do chwili podpisania umowy Sikorski-Majski i wydania przez władze radzieckie w sierpniu 1941 aktu amnestii wobec zesłanych obywateli polskich ponad 58 tys. spośród osadzonych w obozach, specposiołkach, kopalniach i na wolnym zesłaniu zmarło z głodu, zimna, chorób i wyczerpania spowodowanego ponadludzką pracą fizyczną i zepchnięciem na margines sowieckiego społeczeństwa.

W dniu 22 czerwca 1941 r. Biuro Polityczne Komunistycznej Partii (bolszewików) Białorusi podjęło uchwałę, zobowiązującą NKWD BSRR do wykonania wyroków śmierci wydanych na więźniów przebywających w więzieniach zachodnich obwodów Białorusi. Dwa dni później szef NKWD, Ławrientij Beria, polecił rozstrzelać wszystkich więźniów znajdujących się w śledztwie oraz skazanych za „działalność kontrrewolucyjną”, „sabotaż gospodarczy”, „dywersję” i „działalność antysowiecką”. Uruchomiło to lawinę zbrodni na więźniach. Według danych sowieckich z 10 czerwca 1941 r., a więc niemal z przedednia agresji niemieckiej, w kresowych więzieniach przebywało ok. 40 tys. więźniów, z których zamordowano ok. 35 tys. uwięzionych. „Z Borysławia jest relacja jednego z tamtejszych Żydów, których po wkroczeniu wojsk niemieckich zapędzono do usuwania zwłok z aresztu: To byli ludzie zaaresztowani tydzień lub 10 dni wcześniej. Tam był też Kozłowski i jego starosta. Siostra, ona miała jakieś 16 lat, miała wyrwane sutki, jakby obcęgami, twarz miała spaloną. Natomiast on jednego oka w ogóle nie miał, a drugie miał zapuchnięte, usta też miał zszyte drutem kolczastym, ręce miał spalone, a zarazem zmiażdżone”.

Niezmiernie trudno jest oszacować straty polskiej ludności wynikające ze stalinowskiej polityki eksterminacyjnej. Nieco łatwiejsze jest oszacowanie liczby ocalonych. Około 115 tysięcy zesłańców i ich dzieci zostało uratowanych w ramach armii Andersa. Następne 30 tysięcy uratowanych z łagrów to żołnierze armii Berlinga. Dodatkowo w latach 1945–1947 z głębi ZSRR przesiedlono do Polski 266 tysięcy osób. Byli to zesłańcy z lat 1939–1941 oraz ich dzieci. W czasie przymusowego wysiedlenia dokonanego w latach 1955–1959 ponownie przesiedlono z centralnych obszarów ZSRR ok. 20 tysięcy osób, jednak nie wiadomo, ilu z nich było zesłańcami z lat 1939–1941, ilu z lat 1944–1946, a ilu ich potomstwem. Łączną liczbę ocalonych można oszacować na 431 tysięcy osób. Zawiera ona w sobie zarówno deportowanych z lat 1939–1941 i 1944–1946, jak i ich dzieci. Ponieważ na podstawie źródeł nie można ustalić liczby represjonowanych od liczby ich potomstwa urodzonego po wywózkach, nie można też wyznaczyć strat, jakie poniosła ludność polska w wyniku stalinowskich represji. Następną trudność stanowi fakt, że nie posiadamy dokumentacji odnośnie do losu dziesiątków tysięcy aresztowanych, wcielonych do Armii Czerwonej oraz batalionów pracy. Nie ma też ewidencji liczby zgonów w obozach pracy oraz miejscach zesłań. Kwestionowana jest również wiarygodność sowieckich źródeł dotyczących liczby deportowanych i aresztowanych. Jeśli chodzi o ewidencje strat w obozach posiadamy jedynie dane cząstkowe. Wiadomo np. że spośród 10 tysięcy Polaków zesłanych na Kołymę i Czukotkę przeżyło tylko 171 osób. Na Czukotce spośród 3 tysięcy Polaków nie przeżył nikt. Tymczasem łagrów, gdzie byli przetrzymywani Polacy, było ok. 130. Instytut Pamięci Narodowej oszacował w 2009 roku liczbę osób, które były represjonowane przez reżim stalinowski, na 1,8 mln. Z tego 150 tys. osób miało stracić życie. Większość tych ofiar było osobami represjonowanymi w latach 1939–1941, wtedy to represje miały objąć ok. 1,6 mln osób. Pozostałe 200 tys. to osoby represjonowane od 1944 do 1952. (https://pl.wikipedia.org/wiki/Represje_ZSRR_wobec_Polak%C3%B3w_i_obywateli_polskich_1939%E2%80%931946

8 - 10 lutego 1940 roku NKWD dokonało deportacji około 250 tysięcy Polaków oraz kilka tysięcy Ukraińców, Żydów i Białorusinów, obywateli Rzeczpospolitej, głównie do Kazachstanu i na Syberię. Rozkaz o deportacji podpisał Iwan Sierow, zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych (Ł. Berii) i zarazem szef NKWD Ukraińskiej. Oskarżeniem było uznanie tych osób za „element społecznie niebezpieczny” (SOE -  socjalno opasnyj element). Nikt nie otrzymywał żadnego konkretnego oskarżenia ani wyroku, nie wiedzieli też na jaki okres czasu są przesiedlani. Niektórym grupom na miejscu przesiedlenia mówiono, że pozostaną tu 20 lat. Listę Polaków do deportacji przygotowywał miejscowy tzw. Komitet Ukraiński, natomiast zatwierdzała ją rejonowa „trójka” NKWD, w której składzie najczęściej był miejscowy Żyd i Ukrainiec. Pierwsza deportacja objęła głównie: osadników wojskowych, urzędników państwowych średniego i niższego szczebla (urzędnicy wyższego szczebla byli już wcześniej aresztowani i skazani, część z nich  Sowieci już wymordowali), służbę leśną, część kolejarzy. Przesiedlano całe rodziny, z dziećmi, starcami i chorymi. Często pustoszały całe wsie. Domowników budzono  brutalnym łomotem w drzwi, zwykle między północą a  godziną  2oo w nocy i dawano od pół godziny do 2 godzin czasu na spakowanie się. Na miejscu pozostawał praktycznie cały dobytek, na sanie ładowano tylko część ubrań i żywności. Saniami wywozili ich do najbliższej stacji kolejowej sąsiedzi Ukraińcy pod eskortą jednego enkawudzisty i dwóch milicjantów, którymi najczęściej byli miejscowy Żyd i Ukrainiec. Mróz wówczas wynosił około -30°C. Na stacjach kolejowych czekały wcześniej już zgromadzone wagony towarowe. Zaskoczenie było całkowite, przerażenie, bezradność, płacz dzieci, rozpacz. Na stację kolejową przywożono osoby nawet niekompletnie ubrane, zerwane ze snu, zszokowane, a nawet zamarznięte na śmierć.

Z województwa tarnopolskiego i stanisławowskiego wywożono także „kułaków”, czyli rodziny posiadające powyżej 12 ha ziemi (20 mórg). Np. z powiatu kosowskiego wywieziono wszystkich mieszkańców wsi: Świętego Józefa, Świętego Stanisława i Cieniowej. Z powiatu borszczowskiego ze wsi: Janówka, Słoneczna, Chodykowicka, Turlecka, Duniowa. Z powiatu samborskiego całą ludność ze wsi: Strzałkowice, Biskupce, Wojsztyce i Nadymy oraz z okolic Horodenki i Grzymałowa. Ze Stryja i okolic odjechało 6 transportów liczących do 40 wagonów w każdym. W wagonie umieszczano od 40 do 75 osób. Z Halicza wyjechało 400 wagonów z Polakami, ze Stanisławowa 900 wagonów. Wagony towarowe miały pozabijane deskami okna, w kącie wydrążoną dziurę na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Podróż trwała przeciętnie trzy miesiące. Po drodze od chorób i głodu umierały dzieci , starcy i osoby słabsze, a ich ciała wyrzucane były z wagonów na torowiska podczas krótkich postojów, zwykle co drugi lub trzeci dzień.

„10 lutego 1940 o godzinie 5 rano do naszego uśpionego domu załomotali rosyjscy żołnierze – NKWD, z którymi był również Ukrainiec, nawet dobry znajomy naszego taty. Celując w nas broń, krzyczeli „sobierajties, jeditie na druguju obłaz” i za 15 minut macie być gotowi. Przerażeni rodzice zamiast się ubierać i nas szykować, zupełnie potracili głowy. Mama zdjęła ze ściany obraz Serca Jezusowego Najświętszej Maryi Panny i tak w koszulinie była gotowa do drogi. Dopiero ostre ponaglanie żołnierza NKWD przywołało ją „do porządku” i zaczęła ubierać nas i siebie. Następnie nie pozwolili nam nic zabrać, a zresztą nie było na to czasu, bo po 20 minutach byliśmy już na saniach, które zaprzężone w konia stały na podwórku.” (Waleria Wiśniewska; SYGN. AW/II/320, za: http://szlakitulaczy.pl/kresy/ )

Józef Dzyra: „Sobota 10 luty 1940 r. godz. 3 min. 15. Łomot do drzwi: Wstawaj polskij pane – odkrywaj! – w tym momencie większość domowników spała twardym snem, a przede wszystkim my dzieci. Babcia Wiktoria Witkowska z Jabłońskich, a matka mojej mamusi nie spała. Więc podeszła do drzwi zapytać się, Kto to się tak łomocze ? Chociaż rozumiała i bardzo dobrze znała rosyjski. Raz jeszcze zapytała po polsku: kto tak łomocze? Zaczęli się odgrażać, że jeżeli drzwi nie zostaną otwarte natychmiast, to wyważą je siłą. Babcia celowo przedłużała rozmowę przy zamkniętych drzwiach, by ten rwetes za drzwiami się przedłużył i domownicy się obudzili. A w między czasie mamusia pobudziła mężczyzn. Tatuś podszedł do drzwi w bieliźnie, a gdy je otworzył wtargnęło kilku uzbrojonych Ukraińców, którzy pełnili funkcję milicjantów z karabinami nastawionymi bagnetami. Rozkazali by się odwrócił i podniósł ręce do góry. Ta zgraja Ukraińców wtargnęła do sypialni i zobaczyli następnych mężczyzn tutaj się znajdujących i starających się w pośpiechu ubierać. Jeden z tej watahy, a był to enkawudzista, jak się po chwili okazało, rozkazał: – Ruki w wierch i pod scienku wsie mużczyny. Gdy i tatę wyprowadzono i rozkazano by ustawił się obok, zrobiono rewizję nawet w łóżkach, następnie enkawudzista otworzył kopertę wyjął kartkę, na której miał wypisane osoby podlegające wywózce. Rozpoczął czytać: Z prikaza wierchownowo sowieta pałkownik Jan Stykowski, żena Ludwika, docz Józefa, Janina i syn Stanisław. Następnie rozkazał: pietnatcat minut wremieni sobrat sia. Każdyj możet zabrat tiopłuju adioż, obów i piszczu na darogu na czetyre czasa. Wyjeżdżajetie w drugoju obłast’. Gdy nas w tę ciemną noc nad ranem wyprowadzono z domu, staliśmy na drodze jeszcze ze trzy lub cztery godziny. Gdy wyszliśmy z mieszkania, mróz był bardzo silny. Tej zimy śniegu było bardzo dużo i mrozy były tęgie. Do stacji Perespa (od nas z Ostrowia było 40 km) dotarliśmy dopiero wieczór, a że nas zabrano z domu bez jedzenia to byliśmy głodni.” (http://pai.media.pl/historia/historia.php?id=67 )  

Maria Janusz: Nadszedł 10.02.1940 rok mama piekła chleb, a tu o świcie podjeżdża dwoje sani z woźnicami: dwóch Ukraińców i dwóch enkawudzistów. Najpierw przeczytano nam jakiś wyrok (Ukrainiec przetłumaczył nam), że byliśmy jakimiś wrogami i dano nam dwie godziny na zebranie się. Zawieziono nas do Trembowli, załadowano do wagonów towarowych, w których były prycze a na każdej pryczy jedna rodzina. Była także dziura w podłodze i służyła jako ustęp.” (http://pai.media.pl/historia/historia.php?id=67

Niespełna miesiąc później, 5 marca 1940 roku, Biuro Polityczne Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików) nakazało wymordowanie 14 854 polskich oficerów i policjantów z obozów jenieckich w Kozielsku, Starobielsku i Ostaszkowie oraz ponad 7 tys. osadzonych w więzieniach na Białorusi i Ukrainie.

12 - 15 kwietnia 1940 roku w drugiej deportacji na Sybir Sowieci wywieźli około 300 tysięcy Polaków. Były to głównie rodziny wojskowych, urzędników, policjantów (którzy już wcześniej byli internowani lub aresztowani przez NKWD lub milicję ukraińską - obojętne, czy był to ojciec, syn czy zięć), Ponadto deportowano rodziny działaczy społecznych, nauczycieli, kupców i inne rodziny inteligencji polskiej. Ze Lwowa deportowano około 12 tysięcy Polaków, z Drohobycza - 5 tysięcy, z Borysławia - 3 tysiące, ze Stanisławowa - 4 tysiące. Deportowano także całe wsie, np. z powiatu wołkowyskiego: Nowosiołki, Koladycze, Łyskowa, Senipowa; z powiatu przemyskiego: Krowniki, Choszczowice, Bojewice, Bratycze, Chałupki, Hermanowice, Mościska, Szechnieje. Z powiatu czortkowskiego z osady Bartoszówka wywieziono 84 rodziny, z 87 tam mieszkających.

20 - 30 czerwca 1940 roku w trzeciej deportacji na Sybir Sowieci wywieźli około 400 tysięcy osób. Objęła głównie tzw. bieżeńców, czyli uciekinierów spod okupacji niemieckiej, wśród których większość stanowili Żydzi. Ofiarami tej wywózki stało się wielu przedstawicieli inteligencji, m.in. lekarze i ludzie nauki.

Ostatnia, czwarta deportacja zaczęła się 20 czerwca 1941 roku - w przeddzień wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej. Akcja była wymierzona w rodziny i osoby związane z deportowanymi wcześniej grupami ludności. Deportacja ta objęła również republiki nadbałtyckie i Mołdawię. Łącznie wywieziono 90 tys. ludzi.

Brak jest dobrze udokumentowanych podstaw, aby uznać za prawdziwe wojenne i powojenne szacunki polskie (zarówno emigracyjne, jak i krajowe) mówiące nawet o 1 700 tys. ofiar. Podobnie ma się sprawa z szacunkowymi danymi dotyczącymi liczby osób, które zostały deportowane w trakcie czterech masowych akcji wysiedleńczych (luty, kwiecień i czerwiec 1940 r. oraz czerwiec 1941 r.). Podawane tam liczby od 900 tys. do 1 200 tys. osób. P. Żaroñ w swojej pracy (Ludność polska w Związku Radzieckim..., s. 132) podaje liczbę 1 875 tys. osób, J. Siedlecki 1 700 tys., B. Podoski 1 634 tys., W. Wielhorski 1 680 tys. Opracowanie sporządzone przez Ambasadę RP w Kujbyszewie mówiło o 1 692 tys. K. Zamorski i S. Starzewski całkowite straty 21 miesięcy radzieckiej okupacji szacowali na 1 692 tys. osób (990 tys. deportowanych, 210 tys. wcielonych do Armii Czerwonej, 250 tys. aresztowanych, 230 tys. jeńców wojennych oraz 12 tys. wywiezionych z zaanektowanej Litwy). Jak dotąd nikt z historyków akcji z października 1939 r. nie zalicza do tej kategorii represji. Raporty Lwowskiego AK mówiły o wywiezieniu do kwietnia 1940 r. około miliona osób. O ponad milionie ofiar deportacji pisał także Ambasador RP w ZSRR, Stanisław Kot (Listy z Rosji do Gen. Sikorskiego, Londyn 1955). W Polish Soviet Relations, Waszyngton 1943, s. 21 pisano o 1 050 tys. deportowanych. W. Pobóg-Malinowski obliczał, że w głąb ZSRR wysłano 1 080 tys. osób (luty 1940 r. 220 tys., kwiecień 1940 r. 320 tys., czerwiec 1940 r. 240 tys. oraz czerwiec 1941 r. 300 tys.). (https://depot.ceon.pl/bitstream/handle/123456789/639/Czas%20nadziei.pdf?sequence=1&isAllowed=y

W chwili gdy nawiązywano wzajemne stosunki polsko-sowieckie, strona polska stała na stanowisku, że obraz represji (a tym samym i masowych deportacji), jaki napływał z kraju, musi być prawdziwy. Utwierdzała ich w tym przekonaniu także wyprawa przedstawicieli lwowskiego AK, mjr. Alfonsa Aleksandra Klotza (Dr Henryka Urbańczyka) i Eleonory Wandy Ptaszkówny (Kamili Argasiñskiej), którzy latem 1940 r. dokonali objazdu najważniejszych skupisk polskich zesłańców i w swym raporcie potwierdzili wcześniejsze szacunki o setkach tysięcy deportowanych. Tym samym, w chwili, gdy nawiązano wzajemne stosunki dyplomatyczne, a oczom tych, którzy nie przeszli przez radzieckie obozy i zesłanie, ukazał się przerażający stan ludności, trudno było uwierzyć stronie radzieckiej, głoszącej, że zwolniła wszystkich deportowanych, więźniów obozów pracy poprawczej oraz (o czym przecież nie mogli wiedzieć Polacy) żyjących jeszcze jeńców wojennych. Wszelkie próby szacunków strat zaczynały się więc od liczby osób, które udało się zarejestrować i objąć opieką, po czym dodawano do niej zupełnie nie udokumentowane dziesiątki, a nawet setki tysięcy zmarłych z zimna, głodu i wyczerpania oraz setki tysięcy tych, których władze radzieckie rzekomo nie zwolniły z obozów, więzień i zesłań, bądź którzy nie zdołali, z racji oddalonych miejsc pobytu, dotrzeć do polskich przedstawicielstw. Zerwanie stosunków polsko-radzieckich skomplikowało sytuację. Raport „Dr Henryka Urbańczyka i Kamili Argasińskiej szacował trzy pierwsze wywózki na 910 tys. osób. (CAHRL, S. Kot, sygn. 93). 

Opracowania A. Gurianowa i A. Chackiewicza oraz praca historyków wrocławskich rozmiary deportacji radzieckich na ziemiach polskich zmniejszyły blisko trzykrotnie. Dane te są do dziś podważane, mimo że większość historyków, zajmujących się tym zagadnienie, uznała je za punkt wyjścia do dalszych, szczegółowych opracowań i monografii. W przypadku deportacji z przełomu października i listopada 1939 r. brak jest do dziś danych ilościowych w tej grupie od chwili jej przybycia do momentu rozpoczęcia działań wojennych.

Z wagonów wyładowywano setki zesłańców bez wypełnionych dokumentów. Do Kraju Krasnojarskiego, bez jakichkolwiek dokumentów, dotarło w ten sposób jednym z transportów aż 258 rodzin. W podobnej sytuacji w Komi ASRR znalazło się 108 rodzin, zaś w obwodzie swierdłowskim 23 rodziny. Wśród deportowanych, jak donosili przedstawiciele miejscowych organów NKWD, znajdowały się osoby posiadające zaświadczenia, że nie podlegają zsyłce. Bardzo często byli to tzw. biedniacy 1 krowa i 1 ha ziemi, a nawet tajni współpracownicy organów NKWD Białoruskiej i Ukraińskiej SRR. W Kraju Ałtajskim odnotowano przypadki przekazania rodzin, których nie było w żadnych, dostarczonych przez konwój wykazach. Do Kraju Krasnojarskiego przybyło aż dziewięć rodzin składających się z samych dzieci. Z Tarnopola skład nr 4030 przywiózł 5 dzieci w wieku 12 - 16 lat, których rodzice najprawdopodobniej pozostali na miejscu, lub zostali wywiezieni w niewiadomym kierunku. W tym samym składzie odnaleziono dwuletnie dziecko bez rodziców, które oddano do domu dziecka.

Po wielu trudnych rozmowach z władzami sowieckimi oraz dzięki twardej postawie dowódcy tworzącej się Armii Polskiej – gen. Władysława Andersa, uzyskano zgodę na ewakuację do Iranu. Przeprowadzono ją w dwóch rzutach. Tzw. pierwsza ewakuacja miała miejsce w marcu i kwietniu 1942 roku, druga została zakończona pod koniec sierpnia tego roku. W sumie „ziemię niewoli” opuściło ok. 117 tysięcy osób, w tym ponad 37 tysięcy cywilów. Ilość osób narodowoœci żydowskiej, powracająca do kraju z głębi ZSRR w 1946 r., jak wynika z dokumentów, wynosiła około 136,5 tys., a więc znacznie więcej niż deportowano w głąb ZSRR, zarówno w czerwcu 1940 r., jak i październiku 1939 r., w sumie około 115 tys.
Gdy dla jednych Polaków zbliżał się czas powrotu, innych dotknęła kolejna fala represji, aresztowań i deportacji, która nastąpiła w latach 1944-1945, kiedy działania wojenne na froncie sowiecko-niemieckim przesunęły się na zachód i Armia Czerwona wkroczyła ponownie na tereny II Rzeczpospolitej, a wraz z nią służby i wojska NKWD. Aresztowania i zsyłki do łagrów dotyczyły w tym czasie głównie żołnierzy Armii Krajowej. Niemal równocześnie wznowiono akcje deportacyjne ludności cywilnej z terenów Kresów Wschodnich. Dotychczas nie ustalono dokładnych ilości deportowanych. W miarę przesuwania się frontu na zachód podążały za nim formacje NKWD. Kontynuowały one aresztowania żołnierzy AK również na terenach Polski centralnej i zachodniej. Proceder wywózek trwał do początku lat pięćdziesiątych i objął około 90 tys. obywateli polskich. Aresztowani, po okrutnych śledztwach, trafiali do łagrów na terenie ZSRR, z wyrokami od 8 do 20 lat pozbawienia wolności. (
https://ipn.gov.pl/ftp/wystawy/polacy_na_sybierii/html/wstep.html

   Ludobójstwo niemieckie na Polakach 1939 – 1945  

Intelligenzaktion (akcja „inteligencja”) – niemiecki akt ludobójstwa skierowany przeciwko polskiej elicie, głównie inteligencji na terenie ziem polskich włączonych do III Rzeszy, w trakcie której zaplanowano i metodycznie zrealizowano rozstrzelanie około 50 tys. nauczycieli, księży, przedstawicieli ziemiaństwa, wolnych zawodów, działaczy społecznych i politycznych oraz emerytowanych wojskowych. Kolejnych 50 tys. deportowano do obozów koncentracyjnych, gdzie przeżył tylko znikomy procent. Egzekucje wykonywano od września 1939 do kwietnia 1940 roku w różnych regionach Polski. Odpowiednikiem tej akcji na terenie Generalnego Gubernatorstwa była „Akcja AB” (Außerordentliche Befriedungsaktion – Nadzwyczajna Akcja Pacyfikacyjna), przeprowadzona między majem a lipcem 1940. (https://pl.wikipedia.org/wiki/Intelligenzaktion

Powojenne szacunki Biura Odszkodowań Wojennych przy Prezydium Rady Ministrów z 1947 (Sprawozdanie Biura Odszkodowań Wojennych w przedmiocie strat i szkód wojennych Polski 1939–1945, wskazywały ogromne straty polskie w ludziach, majątku narodowym i dorobku kulturowym:

  • Ofiary śmiertelne z lat okupacji niemieckiej (1939–1945) – 6,028 mln obywateli polskich (644 tys. na skutek działań wojennych, w tym 123 tys. żołnierzy i 521 tys. osób cywilnych, 5384 tys. jako ofiary terroru okupanta niemieckiego). Bezpośrednio terrorem hitlerowskim dotkniętych zostało ponad 5 mln osób, obozy niemieckie przeżyło 863 tys. obywateli polskich. Polska, w porównaniu do innych krajów okupowanych przez III Rzeszę, straciła na każdy 1 tys. obywateli – 220 osób (USA – 2,9, Belgia – 7, Wielka Brytania – 8, Francja – 15, Holandia – 22, a ZSRR – 116 obywateli).
  • Ofiary programu germanizacyjnego rabunku dzieci - 200 tys. dzieci polskich, co stanowiło największą liczbę spośród wszystkich krajów w których program ten realizowano. Po wojnie udało się odzyskać zaledwie 10–15% dzieci (ok. 30 tys.).
  • Ofiary dotknięte trwałym kalectwem – 590 tys. osób, ofiary chorób 1,14 mln.
  • Wywiezieni do przymusowej pracy do Niemiec – 2,46 mln osób.
  • Wysiedleni przymusowo – 2,478 mln.
  • Straty majątku narodowego – 38% stanu sprzed 1939 (największych zniszczeń okupant dokonał w ośrodkach przemysłowych i centrach wielkomiejskich).

Ogółem, okupant niemiecki dokonał w okupowanej Polsce rabunku ok. 516 tys. pojedynczych dzieł sztuki, o wartości szacunkowej 11 miliardów 140 milionów dolarów (według kursu z 2001), w wyniku powojennej rewindykacji udało się odzyskać jedynie niewielki procent utraconych zbiorów zabytkowych, dzieł sztuki i eksponatów. Łączna wartość poniesionych strat określono na kwotę 258 miliardów złotych przedwojennych, co stanowiło równowartość ok. 50 miliardów dolarów amerykańskich (w 1939 roku). Powyższe straty, po przeliczeniu na wartość z roku 2004, wynoszą ok. 650-700 miliardów dolarów amerykańskich. W tym straty wojenne samej Warszawy, wynoszą równowartość 45 miliardów dolarów.

W ciągu całego okresu okupacji niemieckiej w Polsce (1939–1945) śmierć poniosło ponad 3 mln Polaków (oraz ok. 2,7 mln do 3 mln obywateli polskich pochodzenia żydowskiego), co daje łączną liczbę ponad 6 mln obywateli polskich.

W latach 1959–1989 Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich przekazała Zentrale Stelle der Landesjustizverwaltungen w Ludwigsburgu  kilkaset tysięcy oryginalnych dowodów zbrodni niemieckich w Polsce w okresie okupacji (co najmniej 36 tys. protokołów zeznań, 150 tys. fotografii, kilkadziesiąt tysięcy mikrofilmów i 12 tys. kompletnych akt prowadzonych śledztw). Zachodzi obawa, że dokumentacja ta została bezpowrotnie utracona.

W 2004 r. ówczesny dyrektor IPN prof. Leon Kieres zwrócił się do podległych mu prokuratorów IPN, by przygotowali raport o stanie śledztw w sprawach zbrodni Wehrmachtu popełnionych we wrześniu 1939 r. I wtedy okazało się, że w tysiącach teczek znajdujących się w archiwach IPN brakuje nie tylko oryginałów zeznań czy zdjęć, ale nawet wiarygodnych kopii tych dokumentów. A bez oryginalnych akt zakończenie spraw, czyli ich umorzenie lub wydanie wyroku skazującego, nie jest możliwe. Zentrale Stelle der Landesjustizverwaltungen w Ludwigsburgu powstała w listopadzie 1958 r., a jej formalnym celem było archiwizowanie akt pohitlerowskich i przekazywanie ich do odnośnych urzędów prokuratury powszechnej. Choć centrala miała mieć charakter tymczasowy, istnieje do dziś i „stanowi urząd wymiaru sprawiedliwości, działający zgodnie z konstytucją” – jak wynika z wykładni niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego. Już wiosną 1959 r., na prośbę centrali w Ludwigsburgu, Główna Komisja Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce zaczęła przekazywać zawartość polskich archiwów partnerom z RFN. Tylko w latach 1965–1989 Polacy przekazali Niemcom 36 tys. protokołów zeznań, 150 tys. fotografii, kilkadziesiąt tysięcy mikrofilmów i 12 tys. kompletów materiałów z prowadzonych śledztw. W zamian strona polska otrzymała z Ludwigsburga... listę polskich gajowych i leśniczych współpracujących z RSHA (Głównym Urzędem Bezpieczeństwa Rzeszy). Wszystko wskazuje jednak na to, że dokumenty zostały stracone bezpowrotnie. Na jakąkolwiek prośbę czy sugestię ich zwrotu urzędnicy w Ludwigsburgu najpierw reagowali rozkładaniem rąk, a później zniecierpliwieniem. Na nasze pytania odpowiadają: „Nie piszcie do nas! Akt już w Ludwigsburgu nie ma”. A gdzie są, tego nie wiadomo. Dyrektor centrali w Ludwigsburgu, dr Joachim Reidel, w piśmie do IPN sugeruje, że część akt może się znajdować w Bundesarchiv w Koblencji, Fryburgu lub Berlinie. Część została najprawdopodobniej zniszczona, uległ bowiem przedawnieniu okres ich przechowywania. (Za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnie_niemieckie_w_Polsce_(1939%E2%80%93194 5

   Wysiedlenia z Zamojszczyzny 1942 – 1943 

Wysiedlenia z Zamojszczyzny w latach 1942-1943 były próbą praktycznej realizacji założeń Generalnego Planu Wschodniego. Zasadnicza jego część, przewidująca wysiedlenie kilkudziesięciu milionów Słowian z terenu Europy Środkowo-Wschodniej i Wschodniej miała być realizowana przez 20-30 lat po wygranej przez III Rzeszę wojnie.

Pierwsze wysiedlenia z Zamojszczyzny, przeprowadzone próbnie oraz w ramach zbadania reakcji społeczeństwa, realizowano jeszcze w listopadzie 1941, kiedy to przy współpracy kolonistów niemieckich z miejscowości Brody Duże wysiedlono 2000 Polaków z 6 zamojskich wsi. W połowie 1942 postanowiono przyspieszyć plany masowej kolonizacji niemieckiej, realizując ją eksperymentalnie w Generalnym Gubernatorstwie, na Zamojszczyźnie.

12 listopada 1942 Himmler wydał rozporządzenie nr 17C, które wyznaczało obszar Zamojszczyzny jako tzw. „pierwszy obszar osadniczy” w Generalnym Gubernatorstwie. Do realizacji zadania wyznaczony został dowódca SS i policji na Dystrykt Lublin, SS-Grupenführer Odilo Globocnik,  posiadający wszelkie pełnomocnictwa Himmlera. Jako strefę wysiedleń przeznaczono powiaty Zamojszczyzny: biłgorajski, hrubieszowski, tomaszowski i zamojski.

Pierwsze wysiedlenia nastąpiły w nocy z 27 na 28 listopada 1942 we wsi Skierbieszów i okolicznych terenach. Wysiedlonym Polakom zezwolono tylko na zabranie bagażu osobistego, nie przekraczającego 30 kg oraz 20 złotych. Akcję przeprowadzano brutalnie, rozdzielając rodziny i wysyłając gdzie indziej kobiety i dzieci, mężczyzn oraz starców. Z matkami mogły zostać jedynie dzieci w wieku do 6 miesięcy. Wiele osób, które nie chciały poddać się wysiedleniom, zastrzelono w trakcie ucieczki. Wysiedleńców umieszczano w obozach przejściowych w Zamościu i Zwierzyńcu, gdzie przeprowadzano badania rasowe i dokonywano selekcji na cztery kategorie:

I – „WE” (niem. Wiedereindeutschung), osoby przeznaczone do „ponownego zniemczenia”, o nordyckich cechach rasowych, kierowane do dalszych badań rasowych do specjalnego obozu w Łodzi.
II – „AA”, osoby uznane za zdolne do pracy przymusowej i kierowane w tym celu do Rzeszy lub na wschód
III – „RD”, osoby w wieku powyżej 60 lat i inne do pracy u nowych kolonistów ze wschodu.
IV – „KI” (niem. Kindertransport), dzieci do lat 14 przymusowo odbierane rodzicom, które kierowano do tzw. wiosek rentowych (niem. Rentendörfer) utworzonych w powiatach: garwolińskim, siedleckim, mińskim i sokołowskim – złe warunki transportu spowodowały liczne przypadki śmierci dzieci i osób starszych przewożonych w transportach lub zmarłych z wycieńczenia w szpitalach.
V – „KL”, osoby przeznaczone do eksterminacji w obozach koncentracyjnych, głównie w Auschwitz-Birkenau i na Majdanku - szacowano iż do natychmiastowej likwidacji przeznaczonych zostanie 21% wszystkich wysiedlanych.

W okresie od marca 1943 do czerwca 1943 nastąpiło wstrzymanie akcji wysiedleńczej. Ogółem w okresie od 28 listopada do marca 1943 zostało usuniętych ok. 51 000 Polaków, a w ich miejsce przybyło 9000 kolonistów niemieckich z Besarabii i Ukrainy oraz dalszych 4000 osadników do końca 1943. Osiedlenie ludności niemieckiej z tych terenów spowodowane było m.in. tym, że władze Rzeszy odmówiły wcześniej jej przyjęcia na swoje terytorium, dlatego jedynie Globocnik zdecydował się na ich przyjęcie (ok. 12 000 osób), kosztem ludności polskiej, na teren Zamojszczyzny.

W miejsce opuszczonych gospodarstw przez Polaków wysiedlonych z z powiatu hrubieszowskiego przesiedlano także Ukraińców z powiatu zamojskiego, w ramach osobnej akcji przeprowadzonej w okresie od 15 stycznia 1943 do marca 1943 (niem. Ukraineraktion). Przesiedlono w ten sposób na teren powiatu hrubieszowskiego ok. 7000 Ukraińców. Władze niemieckie zamierzały utworzyć tzw. „pasy ochronne” z ludności ukraińskiej, które osłaniałyby kolonie niemieckie przed atakami polskich grup partyzanckich – dotyczyło to zwłaszcza powiatu biłgorajskiego, który według niemieckich planów stanowił naturalną przeszkodę przed ugrupowaniami partyzanckimi rezydującymi w Puszczy Solskiej. (Za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Aktion_Zamo%C5%9B%C4%87 )

Od listopada 1942 do lata 1943 w trakcie brutalnej akcji wypędzono z Zamojszczyzny ok 150 tys. osób, z czego ponad 30 000 stanowiły dzieci Część dzieci, u których niemieccy lekarze-antropolodzy stwierdzili obecność odpowiednich cech rasowych, przeznaczono do germanizacji w niemieckich rodzinach i domach dziecka. Z kilkunastu tysięcy przeznaczonych do germanizacji udało się po wojnie odzyskać około 800.
Między 1939 a 1944 rokiem niemieccy okupanci wypędzili z ziem wcielonych o Rzeszy ponad 860 tys. mieszkających tam Polaków, by stworzyć „przestrzeń życiową” dla Niemców. Domy i majątek wywłaszczanych przydzielono Niemcom z Europy Wschodniej. W czasie trwania powstania warszawskiego i po jego upadku z Warszawy oraz miejscowości podwarszawskich wysiedlono niemal całą ludność cywilną. Wypędzono wówczas 550 tysięcy osób z Warszawy oraz 100 tysięcy z miejscowości podwarszawskich. Część wywieziono do obozów koncentracyjnych, część na roboty do Trzeciej Rzeszy, część uciekła, a resztę wysiedlono na południowe tereny GG. Wysiedlenie całej ludności Warszawy i zniszczenie miasta było wydarzeniem bez precedensu. Nic podobnego nie wydarzyło się w całej Europie. (https://straty.pl/straty-osobowe-wysiedlenia.html

   Rzeź Woli sierpień 1944

Rzeź Woli stanowiła bezpośrednią realizację rozkazu Adolfa Hitlera, nakazującego zburzenie Warszawy i wymordowanie wszystkich jej mieszkańców. W trakcie masakry, której punkt szczytowy przypadł w dniach 5–7 sierpnia 1944, w licznych masowych i indywidualnych egzekucjach zamordowano tysiące polskich mężczyzn, kobiet i dzieci, w tym pacjentów i personel trzech wolskich szpitali. Masakrze towarzyszyły gwałty, rabunki i podpalenia.

Szturm zaczął się 5 sierpnia o godzinie 7:00 rano. Już od godzin porannych na Woli trwała rzeź polskiej ludności cywilnej. Wypełniając literalnie rozkaz Hitlera esesmani i policjanci mordowali bez względu na wiek i płeć każdego schwytanego Polaka. Masowo rozstrzeliwano mieszkańców zdobytych kwartałów. Największe rozmiary akcja eksterminacyjna przybrała jednak w tych rejonach Woli, które od pierwszych godzin powstania znajdowały się pod kontrolą Niemców. Zbiorowym egzekucjom towarzyszyły gwałty na kobietach i dziewczynkach oraz masowa grabież. Cywilów, których nie zamordowano od razu, pędzono w charakterze „żywych tarcz” na powstańcze barykady. Dzień ten przeszedł do historii Woli jako „czarna sobota”.

/ Rzeź Woli

Początkowo ludność Woli mordowano w sposób chaotyczny i bezładny – w mieszkaniach, w piwnicach, na podwórzach kamienic, na ulicach. Szereg domów podpalono, a uciekającą w panice ludność wybito ogniem broni maszynowej. W ten sposób miały zginąć m.in. tysiące mieszkańców tzw. domów Hankiewicza przy ul. Wolskiej 105/109 (ok. 2 tys. ofiar) oraz domów Wawelberga przy ul. Górczewskiej 15 (od 2 tys. do 3 tys. ofiar). Nierzadko miały miejsce wypadki, gdy ukrywających się w piwnicach cywilów mordowano przy użyciu granatów. Dochodziło także do aktów wyjątkowego bestialstwa – zakłuwania bezbronnych bagnetami, zakopywania rannych żywcem, roztrzaskiwania głów niemowlętom, czy wrzucania małych dzieci wraz z matkami do płonących budynków. Co najmniej dwadzieścioro dzieci zamordowano tego dnia w prawosławnym sierocińcu przy ul. Wolskiej 149 (niektóre źródła wspominają o stu ofiarach). Istnieją przy tym relacje mówiące, iż celem zaoszczędzenia amunicji esesmani z pułku Dirlewangera roztrzaskiwali sierotom głowy kolbami karabinowymi. W drugiej połowie dnia rzeź przybrała bardziej zorganizowany charakter. Ludność dzielnicy spędzano odtąd do kilku wyselekcjonowanych miejsc egzekucji przy ulicach Wolskiej i Górczewskiej. Funkcję tę pełniły najczęściej duże zabudowania i place fabryczne, parki, cmentarze, tereny przykościelne lub obszerne dziedzińce większych kamienic. Mieszkańców Woli – mężczyzn, kobiety i dzieci – doprowadzano tam mniejszymi lub większymi grupami, a następnie systematycznie mordowano, zazwyczaj strzałem w tył głowy lub przy użyciu broni maszynowej. Nierzadko prowadzeni na stracenie ludzie byli zmuszani do wspinania się na stos ciał osób zamordowanych przed nimi. Świadkowie wspominali, że w takich miejscach zwały trupów sięgały niekiedy ok. 25-35 metrów długości, 15-20 metrów szerokości i 2 metrów wysokości.

Szymon Datner określił rzeź Woli jako „jedną z najkrwawszych kart w dziejach martyrologii narodu polskiego”. Norman Davies uznał natomiast 5 i 6 sierpnia 1944 za „dwa najczarniejsze dni w historii Warszawy”. Zdaniem Piotra Gursztyna była to prawdopodobnie największa jednostkowa masakra ludności cywilnej dokonana w Europie w czasie II wojny światowej, a zarazem prawdopodobnie największa w historii jednostkowa zbrodnia popełniona na narodzie polskim. Ustalenie dokładnej liczby ofiar rzezi Woli nie było możliwe ze względu na spalenie większości zwłok przez Niemców oraz niewielką liczbę ocalałych świadków, którzy mogliby wskazać nazwiska zamordowanych (w trakcie rzezi ginęły bezimiennie całe rodziny. Jako pierwszy próby ustalenia przybliżonej liczby ofiar podjął się Antoni Przygoński. W swej pracy z 1980 roku obliczył on, iż w czasie rzezi Woli zostało zamordowanych ponad 65 tys. Polaków, z czego 59 400 miało zginąć w dniach 5-7 sierpnia. Przygoński opierał się przy tym m.in. na wcześniejszych ustaleniach Stanisława Płońskiego i Ewy Śliwińskiej, a także na wynikach przedwojennych i powojennych spisów ludności, które wskazywały, iż między styczniem 1938 a majem 1945 liczba mieszkańców Woli zmniejszyła się z 84 424 do 19 964, tj. o ponad 64 tysiące. (https://pl.wikipedia.org/wiki/Rze%C5%BA_Woli

„Dirlewangerowcy dopuszczają się także licznych gwałtów. „Za każdym razem, kiedy szturmowaliśmy piwnicę, a były w niej kobiety, dirlewangerowcy je gwałcili. Często kilku tą samą, szybko, nie wypuszczając broni z rąk. Po jakiejś walce wręcz trząsłem się pod ścianą, nie mogłem się uspokoić; wpadli ludzie Dirlewangera. Jeden wziął kobietę. Była ładna, młoda. Nie krzyczała. Gwałcił ją, przyciskając mocno jej głowę do stołu. W drugiej ręce miał bagnet. Najpierw rozciął jej bluzkę. Potem jedno cięcie, od brzucha po szyję. Krew chlusnęła. Czy wiecie, jak szybko zastyga krew w sierpniu...?". Do licznych gwałtów dochodzi także w zajezdni przy Młynarskiej. Oprawcy wybierają młode kobiety i dziewczynki i zanim strzelą im w tył głowy, brutalnie gwałcą. (https://www.rp.pl/historia/art9261891-rzez-woli-rozstrzelane-miasto )   

Nie wiadomo do ilu gwałtów doszło w trakcie powstania warszawskiego. Zachowały się relacje o brutalnych, zbiorowych gwałtach, ale niewątpliwie są one jedynie częścią koszmaru tych 63 dni. Wiemy, że ogromna liczba gwałtów miała miejsce na Zieleniaku, w obozach przejściowych i powstańczych szpitalach. Gwałciły oddziały niemieckie, zwłaszcza pułk Dirlewangera, gwałciła rosyjska RONA. W powstaniu gwałt i lęk przed gwałtem były stale obecne, kobiety bały się gwałtu we własnych domach, w obozach przejściowych i podczas wymarszu z Warszawy po kapitulacji. Społeczeństwo nie chce pamiętać o gwałcie. To krzywda, z której nie można wyciągnąć prostego morału. Przywykliśmy do wychwalania cierpienia, które przecież „uszlachetnia”. Gwałt wojenny nie mieści się w naszej wizji historii i roli wojny. Jak stworzyć pomnik czegoś, o czym nie chcemy pamiętać i czego nie chcemy wychwalać?

Ten brak w narracji o wojnie, niepamięć o cierpieniu cywili i o ofiarach gwałtu, uwidacznia się podczas obchodów rocznicowych, które cechują się wyraźnie militarnym charakterem i skupiają się głównie na wychwalaniu decyzji o wybuchu powstania. W obliczu oficjalności instytucji pamięci pojawia się pytanie o możliwość upamiętnienia ofiary, której cierpienie jest prywatne (a więc niepomnikowe przez to, że nieogólne, niewspólne i niepubliczne) i co za tym idzie „niehonorowe”: jak wyrazić szacunek do ofiar w tej niechlubnej sprawie i po co? (Julia Golachowska; w:  
http://codziennikfeministyczny.pl/golachowska-63-dni-chwaly-powstaniu-warszawskim/ )

c.d.n.