- Kategoria: Historia
- Stanisław Żurek
- Odsłony: 2862
Genocidum atrox. Cz.1
We wrześniu 1939 roku odnotowałem 452 miejscowości , w których mordowani byli Polacy przez bojówki Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów oraz chłopów ukraińskich. Ze względu na późniejsze dokonane ludobójstwo na ludności polskiej oraz ucieczki i przesiedlenia nie jest już możliwe udokumentowanie większości mordów dokonanych od września 1939 roku przez różnego rodzaju bandy ukraińskie na Polakach, w tym na żołnierzach polskich wycofujących się przez granicę polsko-węgierską, polsko-rumuńską oraz powracających po rozbiciu oddziałów do Polski Centralnej (za Bug i za San) oraz na ludności cywilnej – uciekinierów z Polski centralnej (tutejsza ludność polska najczęściej ich nie znała).
Takich mogił, które nigdy już nie zostaną odkryte, zapewne jest kilka tysięcy. Do końca 1939 roku takie napady dotknęły Polaków jeszcze w ponad 50 miejscowościach. Razem z wojskami niemieckimi w agresji na Polskę od 9 września 1939 roku udział wziął sformowany przez Abwehrę Legion Ukraińskich Nacjonalistów pod dowództwem członków prowidu OUN Romana Suszki i Osypa Bojdunyka, składający się z dwóch batalionów (kureni) i liczący około 600 żołnierzy. Kureniami dowodzili: por. Osyp Karaczewśkyj „Swoboda” oraz por. Jewhenij Hutowicz „Norim”.
Poniżej przykłady ukraińskich zbrodni z września 1939 r.
1 września 1939 r. we wsi Smerdyń pow. Łuck miejscowi Ukraińcy zamordowali bestialsko nauczyciela polskiego Franciszka Gąsiorowskiego, lat 34 oraz jego brata Gustawa, lat 23. W. i E. Siemaszko podają, że zamordowano wówczas Józefa Gąsiorowskiego lat 30, jego brata Stanisława lat 15 oraz Ukraińca, który u nich gościł.(Siemaszko..., s. 654) „Moi pradziadkowie Franciszek i Bronisława Gąsiorowscy byli nauczycielami tamtejszej szkoły, jednak prababcia z powodu zbliżającej się wojny, ze względu na małe dziecko nie wróciła na Kresy po wakacjach 1939 roku i pozostała w Tarnowie. Pradziadek wyjechał, by podjąć obowiązki służbowe, zabierając ze sobą brata i kuzyna. Tylko temu ostatniemu udało się przeżyć. Posiadamy dokumenty mogące poświadczyć, że oboje byli pracownikami tamtejszej szkoły. Bardzo zależy mi na tym, by członkowie mojej rodziny zostali w jakiś sposób upamiętnieni, a niestety we wszystkich publikacjach dotyczących ludobójstwa na Wołyniu podawane są niepoprawne dane Józef i Stanisław Gąsiorowscy. Z poważaniem, Magdalena Lizak”. Mejl do mnie z 2 grudnia 2017: “Witam, po dzisiejszej wizycie na cmentarzu mogę potwierdzić, że Gustaw Gąsiorowski miał 23 lata. W załączniku przesyłam zdjęcie tablicy na rodzinnym grobowcu.” 3 września we wsi Kuropatniki pow. Brzeżany: „W pierwszą niedzielę wojny, 3 września ludzie w kościele wystraszeni. Po Mszy św. sami ludzie spontanicznie intonują pieśń do Matki Bożej jakimś rzewnym głosem, wywołującym dziwny nastrój. Wieczorami widać na widnokręgu łuny pożarów, słychać o morderstwach i napadach na osadników z Seńkowa, którzy nabyli ziemię rozparcelowaną i nie zżyci z ludnością ukraińską byli przedmiotem pogróżek. Miejsca stracenia urządzali sobie Ukraińcy nawet w cerkwiach, dokąd sprowadzali niewinnych ludzi. Tak zginął kleryk Janas w sąsiedniej parafii Koniuchy. W tej samej miejscowości napadli Ukraińcy na posterunek policji, gdzie komendant z dzieckiem swoim na strychu raził napastników kulami, wtedy Ukraińcy podpalili dom, a ojciec z córką stali się pastwą ognia. Na terenie parafii już od pierwszych dni wojny były krwawe ofiary, to sołtys z Potoka, Ukrainiec pobity, to osadnik z Seńkowa przebity widłami, to miejscowy żołnierz po powrocie z frontu zabity na strychu, to jakiś Ukrainiec po oddaniu strzału ucieka od strony kościoła ku plebanii, by skierować podejrzenie na probostwo”. („Wspomnienie z życia ks. Franciszka Jastrzębskiego 1890-1962”, w: http://www.kresowianiez kuropatnik.republika.pl/wspomnienieks.html#11).
10 września w rejonie Mikołajowa nad Dniestrem pow. Żydaczów Ukraińcy rozpoczęli rebelię. Uzbrojeni zarówno w broń palną, jak też w siekiery, widły, kosy, bagnety, noże itp., opanowali 10 wsi wprowadzając „władzę ukraińską”. Ich bandy mordowały zarówno polską ludność cywilną, jak też i pojedynczych żołnierzy polskich. Prawdopodobnie jakiś lokalny przywódca OUN znał przygotowany plan Abwery i OUN wzniecenia „ukraińskiego powstania” na tyłach frontu polsko-niemieckiego. W nocy z 11 na 12 września we wsiach Stawyżany i Oborczyn bojówki OUN rozbroiły i wymordowały około 500 polskich żołnierzy. Dowódcą jednej z bojówek był były oficer petlurowski Lew Szańkowśkij, późniejszy ukraiński „historyk”. 12 września: „Między wsią Smerdyń pow. łucki a miasteczkiem Sokal w bezludnych kniejach banda nacjonalistów ukraińskich bestialsko wymordowała 22 osoby narodowości polskiej. W liczbie tej było 9 kobiet w wieku 20 – 30 lat, wszystkie zgwałcono, również zgwałcone zostały dwie dziewczynki w wieku 11 – 13 lat. Zginęło czworo dzieci, pięciu chłopców 10 – 14 lat oraz małżeństwo – w wieku lat 80. Miejsce zbrodni wskazał kilkunastoletni chłopiec, który zbiegł sprawcom. Sprowadził on pluton Wojska Polskiego, przy pomocy którego ofiary przeniesiono do Wiszenek, gdzie zostały pochowane na tamtejszym cmentarzu katolickim.” (Sowa Andrzej L.: Stosunki polsko-ukraińskie 1939 – 1947; Kraków 1998, s. 96). 13 i 14 września w miejscowościach: Podhorce pow. Stryj, Truskawiec pow. Drohobycz, Mraźnica pow. Drohobycz, Borysław pow. Drohobycz, Urycz pow. Stryj, Żukotyń pow. Turka mają miejsce napady na Polaków, ilość ofiar nie jest znana. 15 września w miejscowościach: Drohobycz, Sambor, Modrycz, Dobrohostów, Dolina, Bolechów i Kałusz miały miejsce napady Ukraińców na Polaków, liczba ofiar nie jest znana. W nocy z 14 na 15 września w kolonii Helenówka pow. Łuck ukraińscy chłopi utopili Polaka Jana Stępkowskiego, lat ok. 50, w rzece Styr, a następnie obrabowali jego gospodarstwo.
14 lub 15 września we wsi Ostrów nad Stochodem pow. Kowel: „Gdy rozpoczęła się wojna, czwartego lub piątego dnia września 1939 r. przybyło do nas dziesięciu mężczyzn, uciekinierów z Krakowa i okolic. Wszyscy na rowerach. Byli u nas tydzień może 10 dni. W nocy z trzynastego na czternasty września wyjechali. Tatuś miał z nimi jechać, lecz się rozmyślił. Z naszych sąsiadów wyjechał p. pułk. Górczyński Roman z żoną Marią. Stanisław Pyć, Franciszek Wiśniewski z Wiktorówki, oraz hrabia Szumowski odleciał swoim samolotem, ale już po kilku dniach wiedzieliśmy, że we Włodzimierzu został strącony. Natomiast tych uciekinierów spotkano w lesie Lityńskim, blisko dworu Szumowskiego powieszonych na świerkach. Wśród tych uciekinierów był cioteczny brat mojego tatusia, który mieszkał w Dzikowcu koło Mielca. Jak również inżynier Gajewski z Krakowa. Wszyscy byli rozebrani do bielizny i powieszeni na paskach lub szelkach. Tak ich znaleziono 16. 09.1939 r. gdy jechali ze zbożem dla wojska do Kowla między innymi i tatuś z moim bratem Piotrusiem. Gdy wszyscy wozacy (z kilku wsi) zbliżyli się, tatuś rozpoznał wśród nich tych uciekinierów, którzy u nas kwaterowali. Wszyscy co jechali z tym prowiantem dla wojska, wrócili się z powrotem. Zajechał tatuś do dworu Szumowskiego, a tam lokaj mu powiedział, by czym prędzej odjechał bo we dworze stacjonuje grupa Ukraińców i zamierzają wszystkich Polaków „wyrezaty”. Tatuś odjechał, bo inni podążyli na przód. I jak nas później poinformowano, że tego lokaja (był to Polak) zamordowano, bo nie chciał powiedzieć, kto tu przychodził do dworu. A tato wrócił późno do domu. Za kilka chwil wkraczali Sowieci, było to 17 września 1939 r. Po kilku dniach z Zasmyk przyjechał sąsiad Witek Onyszka i powiedział nam że „bandyci” nie pozwalają zbliżać się do zwłok tych uciekinierów, by ich nie grzebać. Nie wiem jaki był tego koniec, bo nie wszystko przy nas dzieciach mówiono. Wiem, że tatuś chciał przynajmniej swego krewnego dostać by go pogrzebać, ale mu się nie udało. I on sam musiał się ukrywać. Często nie nocował w domu, a przede wszystkim od momentu, gdy w Szczurzynie i w Suchobabach wymordowano wszystkich mężczyzn”. (Józefa Dzyra z domu Stykowska „Wspomnienia z zesłania” Część Pierwsza. W: http://www.sybiracy.wckp.lodz.pl/jdzyra.html ) 15 września w mieście powiatowym Drohobycz woj. lwowskie został zamordowany Jan Szczęsny. Relację jego syna Andrzeja spisał Piotr Szelągowski: „W 2-3 dni po wybuchu wojny ojciec otrzymał telegram informujący o jak najszybszym powrocie do Drohobycza pod Lwowem, gdzie pracował w komendzie policji podległej Lwowskiej policji – na stanowisku nie mundurowym. Wiadomo, że w dniu 15 września odbyła się potyczka z nacjonalistami ukraińskimi (relacja ojca chrzestnego Pana Andrzeja). W jej trakcie ojciec został ranny w udo, opatrzony nie mógł uciekać z kolegami. Ukrył się więc w zbożu. Po kilku godzinach kontratakowano. Koledzy Ojca i mój wuj rozpoczęli jego poszukiwania. Znaleziono jego zmasakrowane rozczłonkowane zwłoki (noszące liczne ślady uderzeń siekierą), w pobliżu miejsca gdzie się ukrył. Nogi i ręce były odcięte, tułów również nosił ślady uderzeń tym narzędziem. Głowę miał rozbitą.” (http://bezprzesady.com/tmkizk-im-juliusza-slowackiego-w-poznaniu/relacje ). We wsi Dryszczów pow. Brzeżany: „W Dryszczowie we wrześniu 1939 r. zostali zamordowani następujący miejscowi Polacy: Danieluk (Danyluk) Stefan lat 16, syn Antoniego; Blachowski (Blacharski) Franciszek lat 36; Blachowska (Blacharska) Maria lat 36, żona Franciszka; Blachowski (Blacharski) Władysław lat 14 - syn Franciszka; Blachowski (Blacharski) Stanisław lat 12, syn Franciszka; Blachowski (Blacharska) Anna lat 5, córka Franciszka; Rajter (Reiter) Piotr lat 40, syn Dmytra; Fedczyszyn Stanisław lat 3, syn Jana; Fedczyszyn Stefan lat 4, syn Jana; Buczkowska Apolonia (Prakseda?) lat 37, żona Józefa; Buczkowski Piotr lat 15, syn Józefa; Mazurek Stefan lat 2, ojciec na wojnie, dziecko wyrwano z rąk matki Ukrainki i zabito; Wijatek Jan lat 32, syn Mikołaja; Żak Józef lat 32, syn Piotra; Żak Maria lat 27, żona Józefa (w ciąży); Żak Mikołaj, lat 5 syn Józefa; Żak Anna lat 3, córka Józefa; Żak Piotr lat 58; Hasurek Aleksander lat 44; Baran Paraskewia lat 50; Kinal Katarzyna lat 30, żona Mikołaja; Kinal Anna lat 6, córka Mikołaja; Kinal Mikołaj lat 38; Suda Filip lat 35; Rajter (Reiter) Piotr lat 38; Biłan Katarzyna lat 36, Rawski Antoni, Skałuba Franciszek. Sołtys (Rajter) Reiter Piotr, został zamordowany 18 XIII 1939 roku przez Bojkę Włodzimierza z Hinowic. Ukraińscy mordercy, którzy osobiście wymordowali wymienionych Polaków z Dryszczowa, pochodzili z tej samej miejscowości. Byli to: Mychaniów Wasyl lat 30, syn Teodora; Kowalczuk Mikołaj lat 35, syn Michała; Kowalczuk Wasyl lat 30, syn Michała; Witkowski Michał lat 22, syn Mikołaja; Podłużny Paweł lat 30, syn Mikołaja; Sawczuk Grzegorz lat 30, syn Mikołaja; Baran Michał lat 27, syn Stefana; Baran Wasyl lat 30, syn Piotra; Podłużny Jan lat 36, syn Mikołaja; Wilgusz Mikoła lat 26, syn Grzegorza; Dupaj Michał lat 32, syn Grzegorza; Nakoneczny Stefan lat 32, syn Mikołaja; Biłan Jan lat 30, syn Pawła; Podusowski Michał lat 30, syn Ilka; Besz Wasyl lat 34, syn Teodora; Dupaj Mikołaj lat 23, s. Michała; Sawczuk Michał lat 33, syn Mikołaja; Leszczyszyn Roman lat 35; Charaba Mikołaj lat 53, syn Dmytra; Rotiachacz Wasyl lat 26, syn Anastazji; Nakoneczny Władysław lat 30, syn Mikołaja; Bycz Michał lat 23, syn Jana; Masny Iwan lat 32; Potiachacz Wasyl i Bojko zamordowali w 1939 r. komendanta polskiej policji w Urmaniu” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni. Nacjonalizm ukraiński na Brzeżańszczyźnie w latach 1922-1941.”, w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. Seria pod redakcją Witolda Listowskiego, Kędzierzyn-Koźle 2012). W miejscowości Bystrzyca pow. Drohobycz: „W połowie września 1939 faszyści ukraińscy z LU (Legion Ukraiński – przypis S. Ż.) spalili żywcem 40 jeńców - żołnierzy Wojska Polskiego w stodole w miejscowości Bystrzyca. Maszerując na tyłach wojsk niemieckich, poprzez Sanok, Lesko, Ustrzyki Dolne i Sambor, legion dotarł do Komarna, gdzie otrzymał rozkaz natychmiastowego zatrzymania się. Po drodze dokonywali mordów polskiej ludności cywilnej oraz niszczyli polskie symbole narodowe” (www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?...zbrodnie-legionu-ukrainskiego). We wsi Koniuchy pow. Brzeżany: „we wsi zatrzymała się na chwilowy postój grupa 48 uciekinierów z Jasła, w tym burmistrz tego miasta, Władysław Dworkiewicz. Gdy opuszczali wieś udając się w kierunku Brzeżan, w wąwozie między Koniuchami i Byszkami zostali otoczeni przez miejscowych bojówkarzy z OUN, ograbieni i wymordowani nad potokiem. W tym samym czasie zamordowani zostali następujący polscy mieszkańcy Koniuch: Stefan Budzyński lat 30; Franciszek Jarosz emerytowany komendant posterunku PP w Koniuchach i jego córka; rodzina żydowska Kahane i jego trzy córki” (Komański…, s.638).
„Niemcy wkroczyli do Przemyśla 14 września., a na ich cześć bramę tryumfalną postawiła ludność ukraińska. Już następnego dnia zaproszono ks. biskupa grekokatolickiego Jozafata Kocyłowskiego i dr W. Zahajkiewicza na spotkanie z Adolfem Hitlerem w okolicy Jarosławia, który przyleciał samolotem w celu rozważenia powołania rządu ukraińskiego na obszarach położonych na wschód od Sanu. Spowodowało to manifestację w dniu 16 września na przemyskim rynku ludności ukraińskiej, deklarującej przyjaźń między Niemcami a Ukrainą, w czasie której wznoszono między innymi hasła „Sława Hitleru”. Równocześnie tego samego dnia Niemcy zaprosili na rozmowę w sprawie utworzenia rządu polskiego Wincentego Witosa. Po jego odmowie internowano go 16 września w Sądzie Grodzkim w Jarosławiu” (Piotr Jaroszczak: http://www.kki.pl/pioinf/przemysl/prz_glow.html ). 27 września Niemcy powołali nowe władze miejskie z burmistrzem – sędzią narodowości ukraińskiej - dr Grzegorzem Łuczakowskim.
W nocy z 16 na 17 września w osadzie Młynek pow. Łuck Ukraińcy ze wsi Smerdyń pow. Łuck napadli na sąsiednią polską osadę Młynek, zamieszkałą głównie przez emerytów górników ze Śląska i wymordowali wszystkich mieszkańców, łącznie około 50 Polaków. Wśród ofiar były dzieci, wnuki osadników, przybyłe na wakacje ze Śląska.
W dniu agresji sowieckiej na Polskę 17 września:
We wsi Bartatów pow. Gródek Jagielloński ukraińskie bojówki zamordowały 3 miejscowych Polaków oraz zatrzymywali uciekinierów i gromadzili w stodole. Wieczorem wszystkich zamordowali, a ciała ofiar spalili w stodole – ponad 50 osób. We wsi Dryszczów pow. Brzeżany: „Miejscowi Ukraińcy zamordowali 32 Polaków, przeważnie dzieci w wieku szkolnym i młodsze oraz Piotra Żaka, byłego sołtysa” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943 – 1944”, wstęp i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński, Kraków 2003, s. 12 – 14). We wsi Jasienica Solna pow. Drohobycz bojówkarze OUN otoczyli odpoczywających w stodole 15 żołnierzy WP, zamknęli wrota i podpalili – żołnierze spłonęli żywcem. W lasach Nadleśnictwa Karpiłówka pow. Sarny banda chłopów ukraińskich pod wodzą Wasyla Romanowa napadła na gajówkę: po wybiciu szyb postrzelili gajowego Józefa Kałamarza, rannego przywiązali powrozem do ławy i przerżnęli w poprzek brzucha; jego żonę Otylię zawlekli do stodoły, gdzie ją zbiorowo zgwałcili i zamordowali; podpalili gajówkę i w ogień wrzucili ich trójkę małych dzieci.
We wsi Tajkury pow. Zdołbunów miejscowi chłopi ukraińscy zaprowadzili do lasu na sznurkach zastępcę komendanta posterunku Policji Państwowej, wraz z żoną i córką, gdzie kazali policjantowi wykopać dół, w którym żywcem go pogrzebali. Żonie, Ukraince, darowali życie, los córki jest nieznany. We wsi Żuków pow. Brzeżany: „Dnia 17.09. uciekliśmy do Brzeżan z ostatnią partią taborów wojska polskiego, zostawiając wszystko we wsi. /…/ W tym czasie mordowali rodziców Chamara Michała, który nie wychodził prawie nigdy z domu i nie brał żadnego udziału w życiu społecznym polskim. Zamordowano również matkę staruszkę. Syn skrył się w sianie i w ten sposób ocalał. Ojciec kaleka bez nogi, matka, 17–letnia siostra drugiego Chamara zostali zamordowani w bestialski sposób przez „grupę dryszczowską”. Syn, który skrył się pogrzebał ich pod domem, gdyż nikt z Ukraińców nie chciał im dać koni ani zrobić trumny, ani ksiądz obrządku greko--katolickiego, nie chciał przyjąć zwłok na cmentarz. Na wspólnej mogile na podwórzu, przed chatą jest postawiony krzyż. /../ Przewodnikami tych hord ukraińskich Leszczuk Hryńko obecny policjant w Podhajcach. Kiernicki Wasyl, Mekoliszyn Wasyl, zaś cała młodzież żukowska brała udział w wyprawie, nawet dziewczęta współpracowały: jak Stefania Łachaj, Stefania Stefanów, Dońka Biłyk. Chodziły one po wsi z karabinami i wskazały polskim rozbitkom mylne drogi do lasu, gdzie czekający hajdamacy mordowali ich. Łeszczuk Hryńko, mieszka przy gościńcu złoczowskim, pod lasem wraz ze swym ojcem Wasylem, zapraszał na odpoczynek cofających się żołnierzy do swej stodoły. W czasie snu mordowali obaj tych żołnierzy, wyciągali następnie przez rów do lasu i tam ich grzebali. Ten sam Leszczuk Wasyl został w czasie okupacji bolszewickiej wójtem i cały majątek Widajewiczów rozdał między zasłużonych z OUN. Syn jego Hryńko był przez bolszewików poszukiwany jako główny morderca, jednak zdążył ukryć się i zaraz po przyjściu Niemców został policjantem ukraińskim i do tej pory pracuje.”. Zeznanie podpisane pseudonimem „Wicher”. (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni…., jw.)
W nocy z 17 na 18 września we wsiach Bóbrka, Biłka Szlachecka, Żydatycze, Stare Sioło (Małopolska Wschodnia) oraz w wielu okolicznych mają miejsce liczne napady, rabunki, palenie zagród oraz zabójstwa Polaków dokonywane zarówno przez bojówki OUN jak i okolicznych chłopów ukraińskich uzbrojonych w różne narzędzia: siekiery, kosy, widły, noże, łańcuchy, bagnety. Liczba ofiar nie została określona. We wsi Boków pow. Podhajce, mieszkanka Maria Kolasa opowiada kilka historii. Jedna dotyczy rodziny Rzędzianowskich: „Ukraińscy przyszli w nocy, a Marcela (Łukaszczyk z domu Rzędzianowska) schowała się na piecu od pieczenia chleba razem z dziećmi. Ukraińcy spytali się brata Marceli, Leona Rzędzianowskiego. “Kto ty jesteś”, on powiedział “Polak jestem”. “Jak żeś Polak to ligaj na próg” powiedzieli. Matka Leona zaczęła straszliwie krzyczeć. Mówiła “Zabijcie mnie, żebym ja tego nie widziała”. Strzelili do niej. Zabili ją. On leżał na progu i ucięli mu głowę. Marcelka, ta co była na piecu, mówiła potem, że tułów mu tak skakał. Ona opowiadała, że tak się strasznie bała. Ukraińcy naszli ją na piecu. Mówili “Darujemy ciebie życie, bo masz męża (Józefa Łukaszczyka) w Niemczech”. „- Pamiętam księdza z Szumlan. Jego Ukraińcy do konia przywiązali, a koń ciągnął go za sobą galopem. Był też nauczyciel o nazwisku Engels, mieszkaniec pobliskich Szumlan, który co niedzielę zjawiał się w parafii w Bokowie. W 1939 r. podobnie jak wspomnianego wcześniej księdza, Ukraińcy przywiązali do konia: - A później wzięli go piłą. Piłą go rżnęli po kawałku. A córka jego i syn się schowali, ale tego syna Stasia podobno złapali i zabili. Buciaki (Buczaki) ze Szumlan mówili, jak go mordowali. Ludkiewicz opowiadał nawet jak wzięli dziecko i rzucili nim o ścianę”. (Joanna Bejma; Pałuki nr 790 [14/2007]; za: „Żniwa cierpienia”; w: http://palukitv.pl/teksty/reportaze/1672-zniwa-cierpienia.html).
We wsi Leśniki pow. Brzeżany w nocy z 17 na 18 IX 1939 roku dowództwo nad Ukraińcami w Leśnikach objął Mikołaj Senyszyn syn Piotra. Razem z Michałem Diakowiczem zorganizowali oni bandę. Wraz z całą wsią (ukraińscy mężczyźni 16-60 lat) wzięli udział w morderstwie na moście w środku wsi, na szosie Brzeżany - Rohatyn. Droga została zastawiona belkami. Każdy przejeżdżający pojazd był zatrzymywany, a pasażerowie, bez względu na wiek i płeć mordowani. Trupy odwożono do lasu; gdzie je zakopano, do dziś dnia nie wiadomo. Pozostałe na drodze 18 trupów w, tym czterech oficerów, po wkroczeniu bolszewików pogrzebał za wsią na cmentarzu wojskowym z r. 1914-1918 Józef Jędrzejewski, z pomocą zamieszkałej w Leśnikach Kseńki Bryk. Przy zabitych były dokumenty, które od Jędrzejewskiego odebrał obecny w Leśnikach Iwan Jacyszyn syn Mikołaja. W tym czasie koło cerkwi w Leśnikach, w kilkunastu chatach stacjonowała policja z Katowic w liczbie 40-50 ludzi. Stwierdzono, że oddział ten w ogóle z Leśnik nie wyruszył. Prawdopodobnie śpiących i kwaterujących w poszczególnych chatach, Ukraińcy wymordowali, a trupy wywieźli do lasu. Oddział powiatowej Komendy PP. z Tomaszowa Lubelskiego, składający się z Komisarza Tadeusza Pławińskiego i pięciu policjantów wymordowano obok mleczarni, z wyjątkiem komisarza, który cudem uciekł. W stodole Michała Grześkowa nocowała rodzina uciekinierów, prawdopodobnie z województwa poznańskiego, w liczbie 6-ciu osób. Śpiących wymordował Grześków z pomocą własnej rodziny. Córka Grześkowa nosiła złoty zegarek i biżuterię zrabowaną pomordowanym uciekinierom. Petryna Mikołaj zabił widłami policjanta przed mleczarnią. Szofer który woził majora Wojska Polskiego, prosił o darowanie mu życia, bo zostawił w domu pięcioro dzieci. Na nic się to zdało. Zamordowano go razem z majorem. U Jaremy na podwórzu, obok posiadłości pana Kolbeka, zastrzelono dwóch oficerów – majora i kapitana. Odpowiedzialny za zbrodnię jest komendant OUN Dmytro Semczyszyn z Wierzbowa. Był on porucznikiem „Siczowych Strilciw” w 1914 roku. W sumie Leśnikach zamordowano około 200 osób narodowości polskiej. (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.).
Nocą z 17 na 18 września we wsi Sławentyn pow. Podhajce bojówka OUN ograbiła i spaliła zagrody polskie mordując 85 Polaków. „Z opowiadań ocalałych mieszkańców wsi wiem, że napad rozpoczęli oni od uroczystej mszy w cerkwi, w której miejscowy ksiądz grekokatolicki poświęcił przeznaczone do mordowania Polaków karabiny, kosy, widły, siekiery i noże, głosząc „żeby żniwa były obfite”. W mordzie brali udział niektórzy nasi sąsiedzi. Większość zamordowanych Polaków zginęła od ciosów siekier, noży i wideł, a tylko nieliczni zostali zastrzeleni, głownie ci, którzy próbowali ratować się ucieczką. Pierwszą ofiarą zbrodni była Pani Gutowska, żona kierownika szkoły, która mieszkała w pobliżu cerkwi. Była w ostatnim miesiącu ciąży. Oprawcy nożem rozpruli jej brzuch. Jej córeczkę Romcię zakłuto nożami. Florian Kustrio, zięć Anny Denegi, był torturowany, obcięto mu język, nos, uszy, palce u ręki i nóg. Ukrainiec Perekop, który ukrył Polaka – Władysława Świdera, za to, że nie chciał wydać jego kryjówki, został zarąbany siekierą” (Janina Mazur; w: Komański..., s. 760). Wspomnienia Anny Kozieł ze wsi Sławentyn pt. „Rąbali nas jak kury na klocu…” spisała Magdalena Kolatowska (wnuczka świadka). Jej 20-letnia wtedy prababcia Anna Holchauzer z domu Buczek z mężem, rodzicami, rodzeństwem i dwójką małych dzieci, 3-letnią Janinką i 5-letnim Bolkiem, mieszkała w jednym z gospodarstw w Sławentynie. „ – Potem znowu było słychać krzyki: »Uciekajcie, Polacy! Biją nas Ukraińcy! Uciekajcie!«. To my szybko uciekliśmy do pałacu, bo my kupili taką czynszówkę. I na dole, w kuchni, tam wszyscy siedzieliśmy. A tu naraz ten pałac Ukraińcy okrążyli i zaczęli strzelać. A ja tulę moje dzieciątko, córeczkę, na ręku. A mąż mój z Bolkiem uciekł przez okno do takiego mostu okrągłego, cementowego. Tam, do środka, włożył Bolka. Rosła tam pokrzywa i Bolek ukrył się w niej. A mąż mój, postrzelony, nie zdążył się tam doczołgać. Ukraińcy przyświecili i zobaczyli go. Wyciągnęli i zabili. A Bolek cichuteńko siedział w tych pokrzywach i patrzył... Pięć lat miał, ale mądry był. Cichutko schował się i siedział w tych pokrzywach. Ja mamę wyciągałam przez okno, a córeczkę zostawiłam na chwilę samą. Mamę próbowałam wyciągnąć – kontynuuje prababcia. – W czasie gdy ją wyciągałam, Ukrainiec przyleciał i wbił mi widły w tył głowy. Od razu upadłam i już byłam jak nieżywa. Mama krzyczała, a potem upadła obok. A moja córeczka, biedactwo, koło mnie do rana leżała... /…/ I ja leżałam tam do rana nieżywa. Nic nie czułam. Jak ta dachówka zaczęła strzelać, bo się paliła, to ja się zerwała. Ja się przebudziła. Włosy miałam poszarpane. Cała we krwi. Przedtem byłam ubrana, a obudziłam się w samej tylko koszuli. A miałam taką ładną spódnicę, haleczkę. Nie było tego... I ja próbuję się podnieść, ale nie mogę. Cała we krwi i błocie. I męczę się, ale coś mi mówiło cały czas: »Wstań!, Wstań!«. To dzieciątko, moja córeczka, wstała, ona już… oczy miała wybite. I w ogóle tak pokaleczone dzieciątko. Ono, biedactwo, za te rany się trzymało... /…/ W końcu, za czwartym razem, wstałam. Taka pobita... Cała głowa we krwi, w głowie szumiało. Pod żebro mi wbili widły, prawie do serca, gwizdało mi tam, taka dziura była. Do dzisiaj jest blizna. Idę i patrzę – moja mama leży. Podchodzę do niej, próbuję podnieść. Ciepła jeszcze była. Tak się męczyłam, żeby ją podnieść. W końcu padłam koło niej – opowiada dalej. – A tam w górze taki las kupił Muszyński i chłopak się przechował, i krzyczał do mnie: »Pani Holchauzerowa! Niech pani ucieka! Mama już nie żyje!«. Mama już nie żyje... A gdzie ja miałam uciekać? Jak? Ale wstałam i tak się trzęsę, i nic nie wiem – gdzie ja jestem, co ja jestem? A to dzieciątko trzyma mnie za rękę, a takie ono pobite. Oczy wybite, tak jej oczy wypływały – prababci łamie się głos. – Moja córeczka... /…/ A to dzieciątko biedne położyło się, tak się męczyło, takie siniutkie i pobite, i tak stękało, biedne jeszcze żyło i męczyło się. Ja byłam jeszcze nieprzytomna. Cała we krwi, jak straszydło wyglądałam – płacze prababcia. /…/ W nocy wzięłam już nieżywą córeczkę i przytuliłam. Całą noc tak spałam... I później ta Ukrainka, Melanka, uprosiła mnie i wzięła małą. Nieboszczyk Władek zrobił trumnę i pochowaliśmy córeczkę obok kapliczki polskiej – płacze prababcia./…/ A później napisano mi (w 1940 roku świadka Sowieci zesłali na Sybir – przyp. S.Ż), że moją siostrę Kasię, szwagra Michała i ich dzieci rąbali jak kury na klocu. Ale o Mietku nikt nic nie wiedział. Listy nie dochodziły. Pisałam, ale nikt mi nie odpisał. Pisałam do Kasi, gdy jeszcze żyła, bo dopiero później ich złapali. Oni uciekli do pobliskiej wioski. Ale Ukraińcy dowiedzieli się, okrążyli dom i wszystkich wybili.” W sierpniu 2010 r. Magdalena Kolatowska, odwiedziła Sławentyn. Relacjonuje: „Trudno było odnaleźć wioskę z opowieści prababci. Po bytności Polaków nie ma tam śladu. Z pomocą mieszkańców udało mi się zlokalizować miejsce, gdzie kiedyś stała polska kapliczka, obok której prababcia pochowała swoją córeczkę. Po kapliczce został tylko fragment fundamentu. Miejscowi twierdzili, że to Rosjanie w czasie wojny ją zniszczyli. I w tym właśnie miejscu zapaliłam znicze dla trzyletniej Janinki, córeczki prababci; pierwsze znicze, które kiedykolwiek zapalono w miejscu jej pochówku. Obok fundamentu polskiej kapliczki ujrzałam ogrodzony niskim płotem kopiec i ukraińską kapliczkę. Stały tam dwie nowe płyty pomnikowe, a przed nimi kwiaty. Były to pomniki na cześć odwagi i bohaterstwa bojówkarzy OUN i UPA z wypisanymi nazwiskami „bohaterów ze Sławentyna”. Prababcia wzruszyła się i strasznie mi dziękowała, gdy opowiedziałam, że zapaliłam znicze w miejscu pochówku jej córeczki. Jednakże nie miałam serca powiedzieć, że dosłownie obok grobu Janinki stoi kopiec i pomnik sławiący bohaterstwo jej oprawców”. (http://ioh.pl/artykuly/pokaz/rbali-nas-jak-kury-na-klocu,1127 ). Jeden z członków OUN tak opisał wydarzenia w Sławentynie: „17 IX przyszedł rozkaz pogotowia. Wtedy leśni ludzie ściągnęli, jak najwięcej wsi. 18 IX przyszedł rozkaz >>wystąpienia<<, czyli wyrżnięcia Polaków i Żydów. Ze względu na to, że nadchodzili bolszewicy Żydów pozostawiono w spokoju. Chłopcy wyrżnęli wszystkich mężczyzn od 10 lat w górę i te kobiety, które mogą rodzić. Pozostawiono jedynie stare kobiety i dzieci. Zarżniętych Polaków było 60”. (Archiwum OUN w Kijowie, F. 1, op. 1, spr. 190, k. 292. Zarys przebiegu działań oddziałów bojowych OUN w tych powiatach patrz: Mykoła Posiwnycz, Wojenno-polityczna dijal’nist’ OUN u 1929-1939 rokach, Lwiw 2010, s. 261-265)
W majątku Romanówka gm. Szczurzyn pow. Łuck 17 września wycofująca się kompania Wojska Polskiego, prawdopodobnie akademicka, składająca się z młodych chłopców, zatrzymała się na noc. Jedna z band ukraińskich zażądała, żeby nocujący w Romanówce żołnierze poddali się. Żołnierze kategorycznie odmówili i stwierdzili, że mogą się poddać najwyżej regularnej armii. Wspomina świadek Zygmund Mogiła-Lisowski: „Moja mama namawiała ich, żeby uciekali, gdyż wiedzieliśmy już, co im grozi. Część posłuchała, ale 50, czy 60 żołnierzy zostało. Najpierw zostali rozbrojeni przez wojsko rosyjskie, jadące traktem do Kisielina. Podczas strzelaniny, która się przy tym wywiązała, ranny został porucznik, dowódca kompanii. Miał przestrzelone płuca. Leżał około 15 metrów ode mnie. W pewnym momencie nadjechał na koniu rosyjski oficer - Co ty? Ranny jesteś? No to się nie męcz - powiedział, po czym wyjął nagana i dobił go. Tych, których nie zabito w strzelaninie, a którzy się poddali, Rosjanie przekazali nacjonalistom ukraińskim, mówiąc - Róbcie z nimi, co chcecie. To jest pańskie wojsko. - Chłopi ukraińscy rozebrali tych młodych żołnierzy do naga. Pokładali na wozy drabiniaste, jak snopki siana i zakłuli widłami. Potem ciała ich wywieźli i potopili w jamach torfowych. Wszystkich wymordowali, a zdarzenie to, ze szczegółami, wryło się boleśnie w moją pamięć na zawsze. Po latach już w wolnej Polsce starałem się zwrócić uwagę polskim władzom na to miejsce mordu polskich żołnierzy. Powinno ono zostać upamiętnione. Przecież to był mały Katyń na Wołyniu. Rozmawiałem o tym m.in. z nieżyjącym już ś.p. Andrzejem Przewoźnikiem z Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, ale sprawa po dziś dzień nie została załatwiona. Szkoda, bo za kilka lat umrą ostatni ludzie pamiętający tę tragedię. Ja do końca życia nie zapomnę twarzy ukraińskiego chłopa, który ściągał wtedy buty z nóg mordowanych polskich żołnierzy. Nieopodal Romanówki były dwie ukraińskie wsie, Tychotyn i Niemir. Pierwsza z nich zachowała się lojalnie w stosunku do nas i nie bardzo się angażowała w ten mord. Druga wieś natomiast była absolutnie opanowana przez nacjonalistów ukraińskich, którzy nazywali siebie Komunistyczną Partią Ukrainy. Odznaczali się czerwonymi opaskami na przedramieniu. 19 września 1939 r. chłopi z Niemira przyszli do naszego majątku. Wyciągnęli nas na zewnątrz. Postawili pod ścianą i zamierzali wszystkich rozstrzelać, tak jak ziemian w innych majątkach. Matkę zaciągnęli do domu, rzekomo szukając broni. Gdy ciotka Aniela spytała, dlaczego nas tam trzymają, jeden z pilnujących nas chłopów odpowiedział: „Jak tylko przyprowadzą z powrotem Lisowską, to razem was wszystkich rozstrzelamy”. Nagle coś zawarczało, zahuczało i przez gazon, na którym rosły lipy i kasztany, zajechał przed dom rosyjski czołg. Siedział w nim oficer rosyjski w skórzanej kurtce. Wyszedł, patrzy, a my tak stoimy pod ścianą: moja siostra cioteczna (mała, 4,5-letnia dziewczynka), moja starsza siostra i ja. Oficer spytał, dlaczego tu stoimy.
18 września w kolonii Kołodne należącej do wsi Monasterzyska pow. Buczacz, około godziny 22,oo kilkunastoosobowa bojówka OUN napadła na zagrody polskie. W zagrodzie Wojtyłów 56-letnia Maria otrzymała 7 postrzałów z karabinu oraz 8 ran kłutych bagnetem i zmarła po 12 godzinach, 25-letnia synowa Stanisława otrzymała postrzał z karabinu w głowę a jej 13-miesięcznemu synowi Ukraińcy rozpruli bagnetem brzuch; zginął też około 50-letni sąsiad Wojtyłów o nazwisku Zalewa. Ciężko ranni zostali: córka Stanisławy, lat 7 (rana postrzałowa klatki piersiowej i nogi) oraz syn, lat 5 (dwie rany postrzałowe w brzuch i jedna w nogę). Pozostali mieszkańcy zdołali uciec i ukryć się. Ukraińcy ograbili wszystkie zagrody Polaków i spalili. „Pierwsze zbrodnie miały miejsce już we wrześniu 1939 r. Jan Zaleski w swojej Kronice życia pisze: W przeddzień wkroczenia Czerwonej Armii Ukraińcy wymordowali polską ludność na kolonii Kołodne pod Wyczółkami.” (Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Zagłada Krościatyna; w: „Nad Odrą” nr 1-2 z 2011 r.). We wsi Kuropatniki pow. Brzeżany Ukraińcy zamordowali 40 osób narodowości polskiej. („Antypolska akcja nacjonalistów..., jw.). W lasach koło Łapszyna, pow. Brzeżany: „Po południu w lasach koło Łapszyna (gm. Brzeżany) w zasadzkę zastawioną przez bojówki wpadło 150 polskich policjantów. Nikt z tej grupy nie ocalał. Organizatorami zasadzki i mordu byli: Dulęba, syn sołtysa z Łapszyna i Wasyl Biłłaj z osady Bernardyny koło Gaiku. Po tym wydarzeniu wielu Ukraińców z Łapszyna i Gaiku chodziło w mundurach i butach pomordowanych” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.). We wsi Majdan pow. Drohobycz miejscowi bojówkarze OUN, którymi dowodził Stepan Hubysz, rozbroili i zamordowali 20 żołnierzy WP idących do granicy. We wsi Plaucza Mała pow. Brzeżany bojówka OUN uprowadziła 17 Polaków i 3 Żydów dokonując nad nimi „rozprawy sądowej” połączonej z torturami. Tortur nie przeżyło 14 Polaków i 1 Żyd. W mieście powiatowym Podhajce bojówki ukraińskie wymordowały część polskich mieszkańców miasteczka (Kozieł Anna: “Opis mordu ukraińskiego na obywatelach polskich w dniu 18 września 1939 roku”; w: sygn. AW II/1044). We wsi Sarańczuki pow. Brzeżany: „W zeznaniach dotyczących wydarzeń z Sarańczuk ujawniono też inne wstrząsające fakty. Dziewczynka Irka Szynklarska, Ukrainka z Sarańczuk, która w maju 1941 r. leżała w szpitalu w sali nr 9 (świadek - Janowa), powiedziała chorym, że jej ojciec „zarizał” sześciu Polaków, a sztylety (szkielety?) zakopał koło studni, a jej wujek zamordował polską nauczycielkę. Policja bolszewicka robiła dochodzenia na podstawie tego zeznania, spisała protokół” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.). We wsi Trościaniec pow. Brzeżany: “18.09.39 r. zamordowano 17 Polaków, w tym nauczyciela”. (Władysław Kubów: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003).
We wsi Jakubowce pow. Brzeżany: „18 września 1939 roku zamordowano Grzegorza Erazmusa i Andrzeja Erazmusa - mojego ojca i stryja. Proszę o sprostowanie i dopisanie - w wykazie jest Stanisław Erazmus (pomyłka). W Ceniowie zamordowano - mojego kuzyna Wronę, chyba Stanisława. W poniedziałek 18.09.1939 padli pod toporami sąsiedzi Wojciech Krężel i Ćwiok, a Paweł syn Krężla (absolwent Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego we Lwowie został znaleziony w zbożu w czerwcu 1941r. - zmaltretowany). Zamordowany też został Wojciech Persak i jego dorosły syn, którego żywcem zakopali w ziemi. Zginał pod toporami Kędziora (imienia nie pamiętam) oraz kobieta z drugiego końca wsi. Prawie cała wieś została spalona. Nocą z 18 na 19 września poddał się Ukraińcom mały oddział wojska polskiego. Wszyscy żołnierze zostali rozstrzelani i pochowani w piaskowych pagórkach między Olesinem a Ceniowem.” (Edward Erazmus; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). „Mój ojciec miał wtedy 7 lat i wraz z rodzeństwem widzieli z ukrycia śmierć swojego sąsiada Emila Kędziory przeciętego żywcem piłą przez ukraińskich oprawców. W rodzinie mojego kuzyna, dziecko z kołyską zostało wrzucone w ogień” (Ryszard Siwak; w: www. ludobojstwo.pl). „W nocy z 18 na 19, tuż przed wkroczeniem wojsk radzieckich, bojówka OUN wsparta przez okolicznych chłopów, ograbiła i spaliła tam 57 gospodarstw i wymordowała 21 polskich kolonistów. Czynów tych dokonywali Ukraińcy ze wsi Olesin. Zamordowali oni także sześciu polskich posterunkowych z żonami i dziećmi (uciekinierów) Ofiary pochowane były przy polnej drodze prowadzącej do Olesina, a trzech cywilnych uciekinierów pochowano na cmentarzu. Z rąk ukraińskich zginęli następujący Polacy:
- Lehun Paweł, pochodził z Olesina. Zamordowany przez Galara Wasyla i Karyszyna Michała z Olesina. Przed śmiercią zeznał o sprawcach swojej żonie.
- Studnicka Balbina zamieszkała w Jakubowcach, zamordowana przez Horynia Wasyla i Świtenkę Marię z Olesina.
- Zersak Władysław zamieszkały w Jakubowcach. Zamordowali go Kuseń Józef s. Jana i Smoczyło Wasyl s. Mikołaja pochodzący z Olesina.
- Krężel Ludwik, zamieszkały w Jakubowcach, zamordowany przez Kiernickiego Mikołaja i Kiernickiego Teodora. Obaj z Olesina. Świadkiem tego mordu był syn Władysław Krężel.
- Ćwiek Józef zam. w Jakubowcach. Zamordował go Krych Mikołaj, świadkiem był syn Tadeusz.
- Erazmus Grzegorz, aresztowany w młynie w Ceniowie, zamordowany w Byszkach.
- Erazmus Andrzej - brak świadków.
- Persak Karol (lub Percak) zam. w Jakubowcach, zabili go Kuzka Mikołaj i Kuzda Teodor obaj pochodzący z Olesina.
- Kędziora Emil zam. w Jakubowcach, zabili go Kuseń Michał s. Mykyły i Smaczyło Dymitr pochodzący z Olesina.
- Garstka Jan zam. w Jakubowcach, zamordowany przez Kuzdę Michała i Smaczyłę Józefa z Olesina.
- Gałęźniak Stanisław uchodźca z zachodu, zamordowany przez Smaczyłę Józefa. Świadkiem tego morderstwa był Jędrusiek Jan.
- Gałęźniak, brat Stanisława, uchodźca z zachodu, zamordowany przez Dutkę Józefa z Jakubowiec. Świadkiem był Jędrusiek Jan.” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.) Marian Rzeszutko (w: Komański…, s. 642) wymienia następujące ofiary: rodzina Ignacego Bartkiewicza - 3 osoby, rodzina Józefa Ćwieka - 4 osoby, rodzina Stanisława Erazmusa - 4 osoby, rodzina Jana Kryżka - 3 osoby, rodzina Władysława Percaka - 3 osoby, rodzina Leona Rogalskiego - 4 osoby. Mordu dokonano przy użyciu kos, wideł, noży i siekier. Część osób spalono żywcem. “Na podwórzu zjawiła się znajoma Ukrainka, która ostrzegła nas, że mamy uciekać bo Polaków mordują. Razem z młodszym bratem Józefem uciekamy i schowaliśmy się na polu kartofli. W między czasie dobiegł za nami starszy brat Wojciech. Brat Józef leżał pierwszy przede mną, następnie ja, a obok brat Wojciech. Miałam czterech braci: Wojciecha, Józefa, Władysława i najmłodszego Tadeusza, oraz najstarszą z rodzeństwa siostrę Stanisławę. Nagle widzimy pędzącą hordę na koniach i pieszo do sąsiada Emila Kędziory. I widzimy jak za stodołą dopadają uciekającego sąsiada i mordują go toporami, szpadlami - rozpłatali mu głowę, porąbali ciało. Jego dwaj synkowie, bliźniacy, mieli po trzy latka. Trzymając się za ręce uciekali i krzyczeli: „tata ma krew!” Moi bracia, najmłodszy Tadeusz i starszy od niego o trzy lata Władysław, stali w tym czasie przy rowie na łące i też widzieli co się dzieje. Jeden z oprawców przybiegł w to miejsce, ubrany w jakiś kożuch, obrócony włosiem na zewnątrz, na wzór tatarski. Wyjął spod niego karabin, tzw. ,,użynek’’ i przystawił do brzucha bratu Władysławowi, pytając: „Gde baćko?” tzn. „Gdzie tatuś?”. Brat odpowiedział: „Ne znaju”. Wtedy ten, myśląc pewnie, że rozmawia z dziećmi ukraińskimi, pobiegł za swoimi. Mój ojciec wcześniej wyprowadził konia ze stajni i wraz z wujkiem chcieli uciekać na koniach. Wujek był tam dyrektorem szkoły i nie potrafił jeździć konno tak dobrze jak mój ojciec, były ułan, hallerczyk. Ojciec wziął takiego konia, który wcześniej bał się nawet przez rów skakać. Dosiadł tego konia i uciekał około czterdzieści kilometrów, a koń jakby wyczuwając zagrożenie pędził nawet przez rowy, jakby go coś odmieniło. A oni gonili go, co do jakiejś wsi dojechał, to do następnej. Ojciec tak uciekał i ściskając szkaplerzyk od swojej matki, z którym nigdy się nie rozstawał, modlił się w duchu: „Nie dałaś mi zginąć na wojnie, to i teraz nie dasz mi zginąć”. W pewnej wsi po drodze zatrzymał go jakiś inny oddział Ukraińców. Starszy z nich wypytywał ojca kim jest. Ojciec znał język ukraiński dobrze i udawał, że jest Ukraińcem. Uwierzyli i pozwolili mu odejść. Idąc w stronę konia, ojciec usłyszał za plecami, jak któryś powiedział: „Trzeba było zapytać go naszego pacierza”. Tego jak większość Polaków nie potrafił, a Ukraińcy wykorzystywali to dla sprawdzenia. Słysząc to, ojciec wskoczył na konia i popędził naprzód, a obok słyszał świst przelatujących kul. W końcu zgubił gdzieś pościg, ale po drodze padł mu spieniony koń z wycieńczenia. Idąc drogą napotkał Ukraińca jadącego furmanką tzw. podwodą i poprosił aby go zabrał. Zmęczony, szybko zdrzemnął się i przyśniła się mu matka podająca mu na dłoniach ten szkaplerzyk, który nosił na szyi. W tym przebudził się i zobaczył nad sobą tego Ukraińca, który zamierzył się na niego szpadlem. Ojciec zrzucił z wozu Ukraińca i pojechał dalej. Tak dotarł do wojska gdzie spotkał kolegę, który był oficerem. To było piekło na ziemi, bo te domy płonęły i tak gorąco było. Psy wyły i bydło się paliło żywcem. Bydło ryczało, pisk świń. Mama zaczęła wynosić wszystko z domu, widzi, że palą się inne domy. Dobiegli do niej i jeden przystawił jej kosę do gardła. A, że był z nimi taki jeden Ukrainiec, którego żona była u nas służącą, wyrwał kosę z rąk tamtemu krzycząc: „Babie daj spokój! O niego pytaj, o ojca! „Mama odpowiedziała, że nie wie nawet gdzie są jej dzieci, a co dopiero mąż. Wtedy rozpruli kosą pierzynę, którą akurat mama trzymała w rękach i pobiegli do naszego domu. Mamę puścili i biedna stała jak skamieniała. Widzi, że w domu powybijali szyby, wewnątrz było słychać wielki rumot. Nawet portret mamy i ojca porąbali na ścianie. Podpalili też naszą młockarnię i inne maszyny, które posiadaliśmy. To był nowy dom murowany. Nie mogąc podpalić go w całości, podłożyli pod drzwi słomę i podpalili ją. Drzwi zaczęły się palić i w momencie gdy oni pobiegli dalej, kolejne obejścia polskie podpalać, moja mama z sąsiadem ugasili ten ogień. Podobnie u sąsiada i kolejny. Tak, że trzy domy uratowali oboje przed spaleniem. My nadal leżymy w kartoflach, a oni przez to pole biegli i to, że nas tam nie zauważyli, to chyba można tłumaczyć tylko jako cud. Nie wiem czy z daleka widzieli kogoś wbiegającego w kartofle, czy przypuszczali, że ktoś mógł się tam ukryć, ponieważ ci na koniach, uzbrojeni w takie piki na długich trzonkach zaczęli tratować krzaki kartofli i kłuli tymi pikami w redliny. Jeden z nich podjechał blisko nas i wbił pikę blisko brata Wojciecha, ale go nie zranił i nie zauważył. Leżąc tak myśleliśmy, że zbliża się nasz koniec. Nikogo nie znaleźli, więc popędzili do cegielni, którą później również podpalili, oraz do innych sąsiadów. Sąsiad uciekł z dziećmi w pole, a tam bliżej od południowej strony naszej kolonii, była taka większa wieś Olesin i droga na Ceniów. Były jeszcze i inne kolonie, nawet jednego domu nie ma, nic nie ma, my już widzimy, że płoną prawie wszystkie domy. Jak ktoś gdzieś się w pobliżu schował, to wybiegł i jeszcze coś uratował. Tak wojowali do wieczora. Wieczorem ludzie zaczęli się skupiać. Gdzieś ktoś wyszedł z kartofli, inni z jakiejś ziemianki. Moja babcia z dziadkiem, tak jak konie miały takie wysokie żłoby, to pod tym żłobem się schowali. Nałożyli tam siana, by nie było ich widać. Przyszła sąsiadka - chrzestna matka mojego brata i miała tak rozrąbaną rękę, że płat ciała z niej zwisał. Jej córka i syn nieśli ich rannego najstarszego brata. Mówi ona, że jej męża zamordowali, brata i sąsiada, a ona z zakrwawioną ręką, ponieważ zdążyła się zasłonić, gdy oprawca usiłował rozpłatać jej głowę szpadlem. I tak dotarliśmy do tego Dziaka, tam prawie pół kolonii się zebrało, reszta uciekła. Mojego ojca bratowa w ciąży, miała synka trzyletniego i w kościele się ukryli oraz wiele innych kobiet. Kościół w Jakubowcach nie był do końca wykończony. /.../ Tam mieszkali w naszej kolonii bracia Grzegorz i Andrzej Erazmus. Obaj zostali zamordowani w drodze do młyna w Ceniowie. Konie wróciły po tygodniu same do domu. Mojego ojca kolega z wojska, Czuba, mieszkał na kolonii Maja. To była taka wieś, w której mieszkali Polacy i Ukraińcy. Później wywieźli tą kolonię całą. Naszej jeszcze nie wywieźli, tylko na liście myśmy byli, była cała moja rodzina i Krężle. Wyłapywali tylko inteligencję, wojskowych i to trwało całe dwa tygodnie. Szaleli tak, wyłapywali i mordowali. Znaleziono w życie Pawła Krężla z wydłubanymi oczami, bez języka i palców u rąk i nóg, ze związanymi do tyłu drutem kolczastym rękoma. /.../ Nad ranem ktoś przyniósł wiadomość, że rozbitków dwóch z wojska przyszło. Mówili, że w tej wsi zamordowano polskich żołnierzy. Jeden z tych dwóch pochodził z Łańcuta, a że moja mama również z Łańcuta pochodziła, jakieś ubrania dostali, bo mama zdążyła ubrania ojca wrzucić do piwnicy i brata walizki, które miał na wyjazd do Brzeżan przygotowane. Pewna rodzina zebrała się u takiego Miszty w piwnicy. Przyszli tam banderowcy i wrzucali granaty do tej piwnicy. To ta rodzina cofnęła się do tyłu, a ich ojciec został z przodu i co oni wrzucili granat to on wyrzucał z powrotem na zewnątrz. I oni odstąpili, już nie mieli pewnie. Kiedy wyszli z piwnicy, to ten ojciec był taki siwy jak ja teraz. /.../ Edek Erazmus, któremu ojca i wujka zamordowali w drodze do młyna, miał 10 lat. Poszedł do szkoły, a tam mówią: „wracajcie do domu, bo mordują”. I pobiegł do domu, wziął coś do jedzenia i też uciekł w kartofle. Ukryła się tam też kobieta z dzieckiem, z Francji przyjechała, jakaś ich znajoma czy krewna. Pięć dni tam w polu przebywali. On sikał do buta i to dziecko poili, a ono tak chciało przeżyć, że nawet głośno nie płakało. Po pięciu dniach dopiero, nocą ruszyli w kierunku Brzeżan. Tam przygarnęła ich i nakarmiła jakaś żydowska rodzina.” (Wspomnienia Anieli Sowa /Siwak/ spisał i przesłał Ryszard Siwak; www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl )
W nocy z 18 na 19 września we wsi Horożanka pow. Podhajce: „Zamordowano kierownika szkoły Jana Groszka, jego żonę i kilkumiesięczne dziecko oraz około 50 innych rodzin polskich” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943 – 1944”, wstęp i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński, Kraków 2003, s. 12 – 14). H. Komański i Sz. Siekierka na s. 260 podają, że w tej wsi bojówka OUN napadła na 5-osobową polską rodzinę nauczycieli, która schroniła się w piwnicy. Ukraińcy przynieśli słomę, oblali naftą i podpalili. W płomieniach zginęło małżeństwo nauczycieli, ich dziecko i rodzice nauczyciela. We wsi Litwinów pow. Podhajce miejscowa bojówka OUN zamordowała 41 Polaków i spaliła 15 zagród. Przez kilka godzin bili i kłuli nożami Helenę Lityńską, działaczkę katolicką, fundatorkę kościoła. Okaleczoną wypędzili z jej domu i zabronili powrotu. We wsi Szumlany pow. Podhajce: „Zamordowano rodziny właścicieli folwarków Gilewskiego i Gołembskiego, po 3 osoby, rodzinę kierownika szkoły Engela (4 osoby) oraz około 20 innych rodzin polskich. Bandzie przewodził ukraiński ksiądz z Trościańca powiat Brzeżany. /.../ W liście wysłanym 17 grudnia 1941 r. przez polskiego rządcę z dworu w Szumlanach Jana Serafina do Polskiego Komitetu Pomocy w Brzeżanach, pisał on: „We wrześniu 1939 r. Ukraińcy zamordowali w Sławentynie miejscową nauczycielkę p. Zdebową, z domu Małaczyńską. Mordowali ją w sposób wyrafinowany. Egzekucja trwała w mieszkaniu nauczycielki od zmroku do świtu. Powodem mordu był fakt, że Zdebowa była Polką”. /.../ Mord w Szumlanach rozpoczął się od sprofanowania rzymskokatolickiego kościoła. Banda rozbiła drzwi kościoła, z którego wyniesiono następnie obrazy, chorągwie, szaty liturgiczne i wszystko, co się w nim znajdowało. W akcji brała udział młodzież męska i żeńska. Następnie pocięto na części przedmioty, nadające się na przeróbkę spódnic, chustek itp., przy czym przy podziale dochodziło do bójek, a zwyciężał silniejszy. Z kolei uformował się pochód. Kilku z mołojców ubrało się w niezniszczone jeszcze szaty liturgiczne, wsiadło na konie i wśród szyderczych okrzyków, śmiechów i dzikiej wesołości ruszono na wieś. Zabrano oczywiście kielichy, komunikanty i inne świętości, które rozrzucano po drodze. Nie należy zapominać, że zarówno świętokradcy, jak cała zresztą wieś byli katolikami, a tylko obrządku greckiego. Ta profanacja trwała trzy dni, żadnej władzy wtedy nie było. W międzyczasie mordowano nocą rodziny polskie i rabowano ich dobytek. W tym to czasie wymordowano wszystkich Polaków w Szumlanach” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich..., jw.) H. Komański i Sz. Siekierka na s. 270 podają, że miejscowi Ukraińcy z inicjatywy OUN, używając siekier, wideł, kołków oraz paląc żywcem, wymordowali 46 Polaków, w tym całe rodziny (m.in. rodziców dyrektora szkoły, 5-osobową rodzinę z 2-letnim dzieckiem spalili żywcem). We wsi Trościaniec pow. Brzeżany: „wymordowano wszystkie rodziny polskie. Akcja mordu była zorganizowana na sposób wojskowy, a kierował nią ukraiński ksiądz, zamieszkały w Trościańcu jako miejscowy wikary. W organizacji brała udział tylko młodzież. Starsi odsunęli się od roboty całkowicie. Zbiórki urządzano nocami i w tym czasie odbierano przysięgę od nowo zwerbowanych. /.../ Sprofanowano także miejscową kaplicę polską i zbezczeszczono groby /.../ a nieboszczyków odarto z szat i obuwia i tak pozostawiono. Znajdują się oni w takim stanie do dnia dzisiejszego. Zdartą z nieboszczyków odzież i obuwie, a także zrabowane z kaplicy szaty liturgiczne z wizerunkami Chrystusa, chustką Weroniki, itd. oddano do krawców, krawczyń i szewców do przeróbki” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich..., jw.). W powiatowym mieście Brzeżany: ”U wujostwa, którzy mieszkali na przedmieściu Brzeżan, w dniu wkroczenia Armii Czerwonej, 19 września 1939 r., mój kuzyn i 5. innych dzieci (dziewczynki i chłopcy), porwani zostali z sadu przez watahę młodzieży ukraińskiej z pobliskiej wsi Łapszyn (4. km. od śródmieścia Brzeżan) i uprowadzeni do lasu. Sąsiad, Ukrainiec z pochodzenia, który widział to zajście powiadomił wuja. Rozpoczęto poszukiwania. Przeżył tylko kuzyn postrzelony w skroń i drugi chłopiec, któremu kula ugrzęzła w czaszce. Całe zdarzenie miało miejsce na stokach wzgórza zwanego Storżyskiem, tuż za kościołem i klasztorem bernardyńskim (obecnie więzienie). Ulica (o ile sobie przypominam Lwowska) dzieliła wzgórze od stawu. Przy tej ulicy mieszkał mój wuj z rodziną (sześcioro dzieci). Tadeusz Pfeifer miał wówczas 14 lat.” (Brzeżany rok 1939 - nieznane fakty /wspomnienia/; w: http://rbmackowka.bloog.pl/id,332290094,title,Obwod-Brzezany-ZWZ,index.html?smoybbtticaid=6163ac ). W kolonii Józefówka pow. Brzeżany “bojówkarze OUN kolonię zupełnie zniszczyli i spalili a ludność w znacznej części wybili” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich..., jw.). H. Komański, Sz. Siekierka..., na s. 112 podają, że zginęło 3 Polaków: Piotr Adamów spalony żywcem w szopie; Józef Bartman, któremu kosą podcięli gardło oraz Jan Zając, zastrzelony podczas ucieczki. „Wieś zupełnie zniszczona, straty we wrześniu 1939 r. - 18 osób NN” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...; w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. Seria – tom 7, pod redakcją Witolda Listowskiego, Kędzierzyn-Koźle 2015). We wsi Kotów pow. Brzeżany: „19 września 1939 roku został zabity przez bolszewików ks. Gach, Polak zadenuncjowany przez Ukraińców jako osoba, która rzekomo strzelała z miejscowego kościoła z karabinu maszynowego do jadącego wojska sowieckiego. Oczywiście natychmiastowa rewizja w kościele wykluczyła taką możliwość ale i tak ks. Gach jako kontrrewolucjonista został „dzięki” miejscowym Ukraińcom niezwłocznie rozstrzelany pod kościołem. W pracy Blicharskiego z kolei znajduje się informacja o tym, że 19 września bojówka OUN zamordowała 12 mieszkańców tej wsi” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.). We wsi Kozowa pow. Brzeżany miejscowi Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym 2 braci zarąbali siekierami. W kolonii Krzywieckiej pow. Brzeżany, Ukraińcy z Kozowej zamordowali 8 Polaków: rodzinę 5-osobową oraz trzech mężczyzn. We wsi Mieczyszczów pow. Brzeżany bojówka OUN zamordowała 10 polskich chłopów, ograbiła i spaliła ich zagrody. W mieście Równe woj. wołyńskie tłum Ukraińców pobił do utraty życia kilku Polaków (w tym komendanta Policji Państwowej), wcześniej aresztowanych przez Sowietów i wypuszczonych na plac, gdzie w ciągu godziny pozwolono miejscowej ludności na „zrobienie porządku z aresztowanymi”, a więc na publiczny lincz. We wsi Schodnica pow. Drohobycz: „Dopiero 19 września 1939 roku zaczęła się dla nas wojna. Tego dnia miejscowi Ukraińcy wypędzili nas Polaków, mieszkańców tej wsi w pobliże dużego drewnianego baraku. Okazało się, że w tym baraku zostało zamkniętych 50 polskich żołnierzy. Wokół baraku stało wielu Ukraińców, niektórzy mieli karabiny, większość jednak uzbrojona była w widły, siekiery, kosy, łopaty itp. Na naszych oczach barak został oblany naftą lub benzyną i podpalony. Ucieczka z niego nie była możliwa, gdyż był gęsto obstawiony przez uzbrojonych Ukraińców. Kto się nie spalił, a próbował wydostać się przez wyłamane deski ze ścian, był dobijany strzałem z karabinu lub jakimś narzędziem, widłami lub łopatą. Po dokonaniu tego morderstwa nam Polakom oraz ukraińskim gapiom kazano rozejść się do domów, a przy tym wykrzykiwano do nas różne obelgi, jak np. polskie świnie itp.” (Kazimierz Kaniewski; w: Siekierka..., s. 195). W kolonii Trychubowa pow. Brzeżany: „z rąk terrorystów ukraińskich zginęli 19.09.39 r.: Januszkiewicz Tadeusz, Kimala A., Kaczmajewski Jan, Paterek Edward, bracia Pytlów: Jan i Mieczysław (zabici siekierą przez Babija ze wsi Kalne), Ślusarczyk Jan z rodziną (5 osób), Adamów Piotr, Zając Jan.” (Kubów..., jw.).
W dniach 16 – 20 września w rejonie wsi Narajów pow. Brzeżany bojówki OUN wyłapały, rozbroiły i wymordowały około 80 żołnierzy polskich. „OUN rozbrajała i mordowała pojedynczych polskich żołnierzy w rejonie Podwysoki – Mieczyszczów, Narajów – Byszki, gdzie wymordowano w lesie byszkowskim za starą cerkwią około 80 żołnierzy i prawdopodobnie oficerów i paru kapelanów. Takie oświadczenia złożyli mieszkańcy wsi Kuropatniki, świadkowie tych morderstw”. (Zbigniew Rusiński: Tryptyk brzeżański, Wrocław 1998, s. 13). We wsi Żuków gm. Buszcze pow. Borszczów: „W okresie 16-20 września w rejonie Żukowa, według świadków, przechodzący pojedynczo lub grupkami polscy żołnierze powracający bez broni z wojny, lub udający się w stronę granicy rumuńskiej, byli podstępnie mordowani. Większość ofiar zakopywano w pobliskim wyrobisku po żukowskich kamieniołomach. Według świadków, zginęło tam ok. 1000 żołnierzy, oraz cywilnych uciekinierów z centralnej Polski”. (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.). W dniach 17 – 20 września w osadzie wojskowej Borowicze pow. Łuck podczas trzydniowej anarchii Ukraińcy ze wsi Topólno oraz z innych okolicznych, zabili około 50 żołnierzy WP oraz 8 osadników. We wsi Byszki gm. Koniuchy pow. Brzeżany: „Od 17-20 września 1939 w lesie znajdującym się w pobliżu cerkwi greckokatolickiej zostało przygotowane miejsce kaźni, w którym mordowano powracających do domu, pojedynczo lub małymi grupkami, żołnierzy polskich. Byli oni zatrzymywani przez bojówki OUN, rozbrajani i następnie stawiani przed ukraińskim „sądem”, który przed egzekucją przeprowadzał „dochodzenie”. Życie można było uratować jedynie deklarując narodowość ukraińską, co sprawdzano każąc deklamować modlitwy po ukraińsku. Po szczegółowym „przesłuchaniu” i potwierdzeniu znajomości języka ukraińskiego żołnierz był wypuszczany. W ten sposób uniknęło śmierci kilku Polaków znających dobrze ukraiński. Egzekucji członkowie OUN tylko sporadycznie dokonywali przez zastrzelenie, większość zamordowano przy użyciu siekier, noży i bagnetów, często okrutnie torturując. Według relacji Ukraińców i Polaków, w tym miejscu zamordowano i pochowano 250 żołnierzy i kilkanaście osób cywilnych - uciekinierów z centralnej Polski. Na polu między Byszkami a Potokiem bojówkarze OUN zamordowali 30 osobową grupę polskich żołnierzy z kapelanem. Mimo upływu tylu lat nie dokonano w tym miejscu ekshumacji, ani nie postawiono upamiętnienia. Dane te potwierdza Cz. Blicharski. Pisze o zamordowaniu (masakrowaniu) we wrześniu 1939 roku przez bojówki OUN zatrzymywanych pojedynczo lub w niewielkich grupach w pobliskim lesie ok. 250 polskich żołnierzy, wśród których był kapelan wojskowy”. (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.). „Na polu między Byszkami a Potokiem bojówkarze OUN zamordowali 30-osobową grupę polskich żołnierzy z kapelanem wojskowym, który miał przy sobie konsekrowane komunikanty, których nie pozwolono oddać księdzu greckokatolickiemu. W miejscu mordu rośnie dziś dąb, na którym ktoś wyrzeźbił krzyżyk” (Komański..., s. 106). We wsi Grabowo oraz w całej gminnie Pulemiec (Olszanka, Piszcz, Pulemiec, Wólka Chrypska) pow. Luboml, a także w gminie Domaszewo pow. Brześć n. Bugiem, woj. poleskie, przez trzy dni po wkroczeniu Sowietów miejscowi Ukraińcy mordują Polaków: uchodźców, żołnierzy, oficerów, urzędników. Ofiarą ich padło 300 – 400 Polaków.
20 września koło wsi Deraźne pow. Kostopol bojówka OUN zatrzymała 11 żołnierzy WP, dwóch podoficerów i jednego oficera. Oficer i jeden żołnierz uciekli, pozostałych powiesili na drzewach za nogi. (A. Przybysz: Z umęczonego Wołynia; Wrocław 2000, s. 34). W majątku Grabów pow. Łuck jeszcze przed wkroczeniem wojsk sowieckich miejscowi chłopi ukraińscy ze wsi wymordowali właścicieli majątku (rodzinę Nieczujów-Wierzbickich) i mieszkańców, 12 Polaków. Ukraińcy dumni byli z tego, że „panów polskich zniszczyli z korzeniami”. Wśród zamordowanych był 1 mężczyzna, 6 kobiet i 5 dzieci, w tym 3-miesięczne. Zginęli: właścicielka majątku Maria Noskowska z d. Nieczuja-Wierzbicka z dwojgiem dzieci, jej siostra z dzieckiem, z dalszej rodziny 4 kobiety i dwoje dzieci oraz rządca majątku Włodzimierz Fijałkowski. We wsi Leśniki pow. Brzeżany: „Z miejscowych Polaków zamordowano w Leśnikach: Boryszkową Weronikę lat 60, zamordowaną 20 XI 1939 r.; Grudzikową Marię lat 47 zamordowaną 20 XI 1939 r; Mireckiego Wincentego sołtysa polskiego; Mirecką Paulinę; Wolańską Annę matkę Mireckiej. Zamordowali tych ludzi: Senyszyn Roman; Medyński Stefan; Łaczyszyn Iwan syn Mikołaja; Pryjdun Iwan syn Fedka i Szopiak Kazimierz. Mirecki Wincenty był sołtysem do września 1939 r. Zamordowany został z żoną i matką – ślad po nich zaginął – ocalał tylko syn Jan, który w czasie mordowania przebywał w Brzeżanach. Przyjęty został przez rodzinę Wierzbickich na utrzymanie, a potem razem z nimi zamordowany został przez cofających się bolszewików. Majątek Mireckich wzięli w posiadanie Ukraińcy. Z Zornisk, leżących obok Leśnik, brał udział w mordach Wasyl Szydło, który schwytany przez policję niemiecką, przyznał się do zastrzelenia oficera polskiego nieznanego nazwiska, a leżącego w rowie w Leśnikach. Ma on na sumieniu więcej morderstw Polaków dokonanych 1939 r. w Leśnikach. W innych relacjach jest informacja o ograbieniu i zamordowaniu przez miejscową bojówkę OUN (lub miejscowych ukraińskich chłopów) w Leśnikach, we wrześniu 1939 roku następujących osób z centralnej Polski: nieznanego z nazwiska majora WP z córką (zakłuci widłami), i trzech kobiet.” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.).
Około 20 września 14 km od stacji kolejowej w Radziwiłłowie pow. Dubno grupa uciekających polskich żołnierzy natknęła się na 3 trupy żołnierzy polskich zamordowanych przez Ukraińców. Dwa – trzy kilometry dalej, po odbiciu z rąk nacjonalistów ukraińskich pojmanych przez nich 15 żołnierzy polskich, już rozebranych z mundurów, powiązanych i szykowanych do tortur i zabójstwa, niedoszłe ofiary wskazały miejsce mordu na 5 żołnierzach polskich: „kapitana Janusza Namowicza z Łunińca i czterech żołnierzy, okropnie zmasakrowanych. /.../ Ciała zamordowanych były pocięte na kawałki siekierami. Najpierw odrąbywano toporami po kawałku stopy, dłonie, następnie kończyny nóg aż do bioder, a rąk - do ramion. Odcięte kawałki kończyn nie były dłuższe niż dziesięć centymetrów. Wydłubano im oczy, obcięto nosy i uszy, pozrywano paznokcie, porozcinano brzuchy. Obok tych kawałków ciał stał mały garnuszek z solą, którą posypywano rany mordowanych mężczyzn”. (Przybysz Antoni: Wspomnienia z umęczonego Wołynia; Wrocław 2000, s. 16).
W okolicach miasta powiatowego Trembowla, w wiosce, w której jest most na rzece Seret, Ukraińcy wymordowali grupę 14 żołnierzy WP, pluton artylerzystów. Zdzisław Nardelli w książce „Pasztet z ojczyzny” (Katowice 1986, s. 282) pisze: “Przed mostem nad Seretem. Coś okropnego. Nawet pan sobie nie wyobraża, jak wygląda wyłupione oko wsadzone do pępka. Wytrzeszczone oczy patrzące ze środka nagich brzuchów. Poobrywane wargi z wytrzeszczonymi zębami, w które powtykano obcięte genitalia. /.../ Jednemu z nich, temu w okrwawionej bluzie, obrzezano głowę i chyba stąd tyle krwi. Głowę wrzucono do kociołka. /.../ Takiego wojskowego do gotowania nad ogniem. Srali, panie, na te głowę w kociołku, odlewali się! Czternastu żołnierzy, pluton artylerzystów”. Żołnierz, któremu Ukraińcy odcięli głowę, nazywał się Walter Bobek, pochodził ze Śląska, z Cieszyna. Ciała żołnierzy złożono we wspólnej mogile we wsi Lechowo.
We wsi Hodomicze (Godomicze) pow. Łuck : „Ojciec, Stanisław Bochniewicz, był kierownikiem 4-klasowej szkoły powszechnej, a matka – Bronisława – nauczycielką w Hodomiczach. /.../ Już 18 września 1939 roku z rana do naszego mieszkania weszło kilku Ukraińców z Hodomicz. Zabrali doskonałą strzelbę myśliwską i pas z nabojami, a następnie zażądali garnituru, obuwia i bielizny. Pamiętam, że ojciec wszystko im dawał, a jeden z nich ubierał się w to. Patrząc na nich nie mogłam zrozumieć, jak to się dzieje, że w tej na pozór spokojnej wsi, gdzie panowało przed wojną wzajemne zrozumienie i sąsiedzi nawzajem sobie pomagali, może dochodzić do takich czynów. /.../Wieczorem, chyba 21 września, przejeżdżały przez naszą wieś dwie furmanki z kobietami i dziećmi, kierując się w stronę wsi Czetwertni (3-4 kilometry od Hodomicz), gdzie można było przeprawić się promem przez rzekę Styr. Towarzyszyli im oficerowie i żołnierze polscy z bronią gotową do strzału. Przed szkołą wywołali ojca, aby dowiedzieć się, czy nie ma w pobliżu jakiegoś wojska, a upewniwszy się, że w okolicy panuje spokój, udali się w dalszą drogę. Później dowiedzieliśmy się, że przepływających promem przez Styr żołnierzy z rodzinami ostrzelano z obu brzegów. Nikt się nie uratował. W sąsiedniej wsi Borowicze za rzeką Styr przechodziły grupy polskich żołnierzy cofających się na wschód. Były one ostrzeliwane przez Ukraińców ukrytych we młynie oraz w okolicznych domach i stodołach. Pawlusza – były woźny, obawiając się naszej ucieczki z Hodomicz, zorganizował wartę w szkole. Zabronił nam i zgromadzonym u nas uciekinierom oddalania się z tego miejsca. W klasach zorganizował areszt, w którym trzymał schwytanych i rozbrojonych żołnierzy polskich oraz osoby cywilne. Więźniów wyprowadzał następnie nad rzekę Styr i topił. U niektórych mieszkańców wsi widzieliśmy później zegarki, papierośnice i inne rzeczy pomordowanych. Pewnego dnia z rana przyprowadzono sekretarza gminy Trościaniec pana Fiecyka z drugim urzędnikiem, dobrych znajomych moich rodziców, z rękami związanymi z tyłu drutem kolczastym. Ojciec prosił strażników, żeby ich uwolnili, bo nikomu nic złego nie zrobili. Nic to jednak nie pomogło. Zezwolono ojcu jedynie na podanie pojmanym zapalonych papierosów do ust. Zaraz potem wyprowadzono ich, a po jakimś czasie zobaczyliśmy na ręku Pawłuszy zegarek pana Fiecyka. /.../ W czasie, kiedy oczekiwaliśmy na wyjazd ze wsi Hodomicze, przebywających u nas uciekinierów (profesora gimnazjum oraz wspomnianą trzyosobową rodzinę) wywieziono w nieznanym kierunku. Nigdy nie dowiedzieliśmy się, co się z nimi stało.” (Zofia Szyszkowska: „Dziecko z kresów”, Fundacja Moje Wojenne Dzieciństwo, 2011 ; za: http://www.mojewojennedziecinstwo.pl/pdf/18_szyszkowska_dziecko.pdf ).
22 września we wsi Nieświcz pow. Łuck: „Tej nocy przyszli jacyś panowie i namawiali Tatusia żeby uciekał do miasta bo źle się dzieje, ale Tatuś nie chciał nas zostawić same. Ale mama bała się że ta ciemnota tak strzela i o świcie wyszli po Józka żeby razem wyruszyć do Łucka. Wyszli tylko parę kilometrów na trakt a w rowach ukryci byli ukraińcy - milicja, zatrzymali Tatusia a potem Pana Józka i Mamę. Mamusia prosiła błagała żeby puścili Ich ale tylko Mamie pozwolili wrócić do nas. Ojca i p. Józka zawieźli na posterunek, uwięzili w piwnicach. Bito i znęcano się. Mama jak przyszła to cała trząsła się ze strachu słowa nie mogła wypowiedzieć, strasznie płakała. Kiedy poszła na posterunek żeby zezwolili podać coś do zjedzenia to nie chcieli zezwolić dopiero na drugi dzień pozwolili lekko uchylili drzwi tyle co rękę przesunąć. Tatusia nie poznała bo był taki pobity. Podał obrączkę i prosił żeby dziećmi dobrze opiekowała się bo on odchodzi. A w nocy dwudziestego pierwszego na drugi wyprowadzili na ogród w kapustę koło cmentarza blisko i strzelano do Pana Józka parę razy. A gdy błagał żeby darował mu życie że ma narzeczoną sierotę to strzelił Ukrainiec trzeci raz (Potem ludzie opowiadali jak chwalił się ten drań że silny był P. Józio) walczył ze śmiercią. A mojego Tatę wywiedli w drugi konie wsi nad staw i tam strasznie maltretowali, bili, nos obcięli, uszy i oczy wydłubali, do wody wrzucili. W dzień kobieta poszła na ogród i zobaczyła zabitego, narobiła lamentu na posterunku to jeszcze krzyczeli na nią. Ale wiadomość doszła do naszej rodziny. I mama poszła rozpoznała P. Józka, poszła na posterunek, żeby powiedzieli gdzie ciało Tatusia, to nie chcieli powiedzieć. Ale rodzina zaczęła szukać i nalegać na nich więc powiedzieli. Ale trumnę nie pozwolili kupić. Nawet pogrzebu nie pozwolili zrobić, ksiądz na cmentarz przyszedł poświęcić grób. Pochowani są razem w jednej skrzyni na cmentarzu w Nieświcz, wieś, powiat Łuck, woj. Wołyńskie. Proszę sobie wyobrazić że był to samosąd nic im za to nie zrobiono a Mamę i nas cztery wywieźli w kwietniu 1940 roku na Sybir. Wróblewska” Ofiarami byli: Antoni Szelągowski i Józef Wieczorek. (http://chroberz.info/serwis/index.php/ludzie/3809-ludzie-jozef-wieczorek-ze-zlotej-zginal-na-wolyniu-20 )
22 września w osadzie wojskowej Szczurzyn pow. Łuck po wkroczeniu Sowietów Ukraińcy zamordowali 14 osadników oraz 2 oficerów WP; nad niektórymi szczególnie znęcali się, wśród ofiar były dwie kobiety. Zamordowany został osadnik, który bezpłatnie załatwiał miejscowym Ukraińcom sprawy urzędnicze, pisał pisma i podania, odpisywał na pisma, a na przednówku pożyczał żywność. Od 13 do 23 września w powiatowym mieście Sambor przebywały wojska niemieckie aresztując około 100 Polaków wskazanych przez aktywistów OUN. Następnie wkroczyły wojska sowieckie, którym aktywiści OUN oraz komuniści denuncjowali kolejnych Polaków. 23 września we wsi Urycz pow. Stryj bojówkarze OUN z żołnierzami niemieckimi zamknęli w budynku gospodarczym wziętych do niewoli 80 żołnierzy WP i wrzucili granaty, które spowodowały także pożar; tylko 3 rannych zdołało uciec, z których 1 zmarł; ocalało 2 żołnierzy; łącznie zamordowanych zostało 77 żołnierzy WP oraz 1 Żyd, który został rozstrzelany. Z relacji dwóch ocalałych żołnierzy Jana Marka i Antoniego Dobija wynika, że około 20 września 1939 r. nad Sanem koło Przemyśla Niemcy rozbili batalion 4. Pułku Strzelców Podhalańskich. Do niemieckiej niewoli trafiło ponad stu jeńców, których popędzono w kierunku Drohobycza. 22 września konwojenci zarządzili postój we wsi Urycz. Tam dokonali selekcji. Od grupy oddzielili tych, którzy uważali się za Ukraińców lub Ślązaków. „Resztę, w liczbie około 100 jeńców, niemieccy konwojenci umieścili w stodole, gdzie, jak im powiedziano, mieli przenocować. Po zamknięciu wrót Niemcy oblali stodołę naftą, a następnie podpalili za pomocą ręcznych granatów. Niemal wszyscy jeńcy spłonęli żywcem, uciekających ostrzelano z karabinów maszynowych” - opisywał w liście do konsulatu we Lwowie przebieg tych wydarzeń Jan Rybotycki, miejscowy historyk. Zbrodnię przeżyło trzech żołnierzy, których sołtys urycki przywiózł na furmance do pobliskiej Schodnicy. Ostatecznie przeżyło tylko dwóch – jeden zmarł w wyniku odniesionych ran. Historycy dotychczas nie ustalili, który oddział niemieckiej armii dokonał tej zbrodni. Według relacji świadków Niemcom w masakrze pomogli ukraińscy nacjonaliści. Miejsce pogrzebania żołnierzy znajduje się na miejscowym cmentarzu naprzeciwko cerkwi. (http://www.kresy.pl/ydarzenia,spoleczenstwo?zobacz/ropwim-bedzie-szukac-szczatkow-zolnierzy-wrzesnia39-spalonych-przez-niemcow-i-ukraincow).
24 września w majątku Husynne koło miejscowości Rogalin pow. Hrubieszów Sowieci i miejscowi Ukraińcy zamordowali 28 żołnierzy WP (w tym 3 oficerów), rozbierając ich do naga i kłując bagnetami; Ukraińcy zrabowali potem ich rzeczy i umundurowanie oraz zniszczyli dokumenty. 25 września we wsi Lipowiec koło Wielkich Oczu pow. Lubaczów trzej miejscowi Ukraińcy zamordowali podczas snu 2 polskich oficerów, ograbili i ciała zakopali w polu w pobliżu sąsiedniej wsi Nahaczów. Byli to: por. rez. Andrzej hr. Potocki oraz por. Józef Wiśniewski. Ekshumacji dokonały rodziny ofiar po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej, gdy tereny te zajęli Niemcy. 26 września we wsi Dub pow. Tomaszów Lubelski: „Grupa ukraińskich komunistów z Duba (Stolarczyk), Moniatycz (Stanisław Kucharczyk) i Śniatycz (syn popa) 25 września 1939 r. pod dowództwem Kazimierza Prokopa z Kotlic, najpierw ograbiła doszczętnie dom parafialny z dóbr materialnych, a następnie w lesie, zwanym Burki (26 września 1939 r.) w bestialski sposób zamordowała uprowadzonych domowników: ks. Wiktora Możejko (proboszcza parafii Dub), kleryków: Stefana Fabiańskiego i Mikołaja Kapuścińskiego, organistę Władysława Wentlanda oraz sołtysa Dub – Bolesława Piotrowskiego”. Ciała pomordowanych odkryto i pochowano na cmentarzu parafialnym w Dubie w zbiorowej mogile w połowie października, po wycofaniu się wojsk sowieckich i wkroczeniu wojsk niemieckich. Ofiary były torturowane, miały wydłubane oczy, poobcinane uszy, wyrwane języki….” (Waldemar W. Bednarski: „Z dziejów okupacji Ziemi Tomaszowskiej przez Armię Czerwoną oraz terroru UB – NKWD”, w: http://www.rasil.home.pl/rrh_5_2007/10_waldemar_bednarski.pdf).
28 września we wsi Mokrany pow. Kobryń woj. poleskie: Marynarz Jerzy Krakus z monitora ORP „Wilno” zeznał: „Na pochylonym w stronę drogi płocie wisiał w dół trup młodej dziewczyny, rozcięty od rozkrocza aż po brodę straszliwie toporem. Z opadniętych na twarzy włosów zwisały sople zakrzepłej krwi, tworząc na ziemi brunatną plamę obsiadłą przez muchy i bąki. Dalej, przerzucony przez żerdzie, zwisał trup nagiego mężczyzny po katowsku zeszpecony, obok czapka oficera marynarki. Dalej, obok studni, obdarte i zeszpecone trzy trupy polskich żołnierzy pogranicza, a później już coraz częściej sponiewierane zwłoki już nie wiadomo kogo” - można przeczytać w relacji Jerzego Krakusa, który nadmienia, że zamordowaną kobietą była miejscowa nauczycielka - Marta Stępień, a oficerem prawdopodobnie kpt. mar. Czesław Basiński. W innym miejscu żołnierze Batalionu Morskiego pojmali ukraińskich partyzantów i za zgodą radzieckiego oficera rozstrzelali ich za morderstwa i grabieże, jakich dopuścili się w okolicach. Takie zachowania były raczej symboliczne, bowiem Sowieci jawnie wspierali ukraińskie bojówki, uzbrajali je, a nawet inspirowali zbrodnie, jak tę w Mokranach, gdzie Sowieci wraz z Ukraińcami zamordowali osiemnastu wziętych wcześniej do niewoli oficerów i podoficerów Flotylli Rzecznej Marynarki Wojennej, KOP i piechoty”. (http://nowahistoria.interia.pl/ii-rzeczpospolita/news-17-wrzesnia-1939-roku-zdrada-wlasnych-obywateli,nId,1883780#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome).
We wsi Sólca pow. Przemyśl grupę polskich ułanów podążających do granicy z Węgrami zaatakowały bojówki ukraińskie; podany jest też meldunek: „straciłem 3 oficerów i 12 ludzi”. (Tomasz Borucki: Przeprawy generała Andersa i jego podkomendnych przez Bieszczady na Węgry pod koniec wojny obronnej 1939 roku. Część II. W: „Bieszczad”, nr 20/2015, s. 370)
We wrześniu 1939 roku:
We wsi Augustówka gm. Koniuchy pow. Brzeżany: „Obok kapliczki w pobliżu cmentarza zamordowano dwóch policjantów polskich jadących wozem, jednego z wydziału śledczego, drugiego z policji mundurowej, jedną kobietę, dwóch chłopców (jeden z nich w wieku 12 lat) i woźnicę. Byli to uciekinierzy, którzy przejeżdżali przez tę wieś. Wóz, konie, walizy zabrali: Tęcza Józef, Łysyk Piotr, Szpundar Iwan, Moroz Naścia, mieszkająca obok cmentarza (ta ostatnia zabrała nawet koc i prała go z krwi, był nawet zatarg wśród morderców o ten koc). Polaków na wozie zamordowano siekierami. Na cmentarzu widziano później świeżą mogiłę. U księdza greckokat. Olijnyki Pawła zatrzymali się uciekinierzy (około 15 osób). Gdy przyszli po nich Ukraińcy, ksiądz nie stanął w obronie Polaków. Czy dotarli do celu swej podróży nie wiadomo” (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.). We wsi Bieniawa pow. Podhajce: „W tym czasie, jak Rosjanie byli, przyszli Ukraińcy. Wyciągnęli na dwór kuzynkę babci i dosłownie ja rozerżnęli piłą, tak jak się drzewo rżnie. I w końcu powiesili to ciało, takie rozbryzgane krwią, na parkan”. (Z WARWARYNIEC DO ZATONIA; z babcią koleżanki – Janiną Bojarską – rozmawia studentka filologii polskiej Uniwersytetu Zielonogórskiego Magdalena Woeltz; w: „Nad Odrą”, NR 9-10 (162-163) 2011). We wsi Czyżów pow. Złoczów pochwycili żołnierza WP wracającego z wojny i po torturach przecięli go piłą stolarską, był to Leon Jaworski z Bohutyna pow. Zborów. „Jaworski Leon: data i miejsce śmierci: 1939-09-18/19, Czyżów; żołnierz 52 p.p. WP powracający z wojny polsko-niemieckiej, bestialsko zamordowany w rejonie wsi Czyżów”. (http://olejow.pl/readarticle.php?article_id=251). We wsi Denysów pow. Tarnopol Ukraińcy zamordowali 7-osobową rodzinę (dziewczynka miała lat 4, a babcia lat 85) oraz Tadeusza i Helenę Pawliszyn. W osadzie Janowa Dolina pow. Kostopol: „Bardzo znanym wydarzeniem było wyłowienie k. Janowej Doliny z Horynia siedmiu żołnierzy, trupy razem związane były drutem kolczastym.” (Wokół Huty Stepańskiej z Januszem Horoszkiewiczem; w: http://isakowicz.pl/szlakiem-wolynskich-krzyzy-wydymer-gm-antonowka/). W miejscowości Janów Poleski (Polesie) oraz w okolicznych wsiach powstał oddział „Poleska Sicz” liczący około 500 Ukraińców. Napadał on na żołnierzy polskich i policjantów, rozbrajał i zabijał. Były liczne ofiary wśród polskiej ludności cywilnej, zwłaszcza właścicieli majątków i ich rodzin. Majątki były rozgrabiane, część z nich została spalona. We wsiach Polaski i Podlasie Lubelskie zamordowali około 30 Polaków. We wsi Jaśniska pow. Gródek Jagielloński miejscowi Ukraińcy spalili żywcem w stodole 32 żołnierzy WP. We wsi Kalinów – Kaiserdorf pow. Sambor Ukraińcy ze wsi Babica i Piniany wymordowali we młynie 6-osobową polską rodzinę młynarzy, natomiast w karczmie 11 Żydów i zawłaszczyli młyn i karczmę. W osadzie wojskowej Karczówka pow. Łuck: „W Karczówce w pow. łuckim 24 osadników zostało związanych drutem kolczastym, a następnie zamordowanych”. (Sowa Andrzej L.: Stosunki polsko-ukraińskie 1939 – 1947; Kraków 1998, s. 96). W nadleśnictwie Karpiłówka pow. Sarny pod koniec września 1939 roku chłopi ukraińscy zamordowali 7 Polaków. Gajowego Bagińskiego skrępowanego łańcuchem podciągnęli na grubą gałąź pod którą rozpalili stos metrowych polan i wśród ich gwizdów, krzyków i śmiechu upiekł się żywcem i spopielił. Gajowego Kazimierza Lecha powiesili na drzewie. Dwójce małych dzieci Kazimierza Lecha roztrzaskali główki uderzając nimi o ścianę, trzymając za nogi. Żonę Wandę Lechową przybili gwoździami do wrót stodoły, gajówkę podpalili a ogień przeniósł się także na stodołę – spłonęła żywcem. Gajowego Chajeckiego skrępowanego drutem wrzucili do rozgrzebanego mrowiska. Gajowemu Prusowi odrąbali głowę i wrzucili do bagna. W kolonii Klimowsk pow. Luboml zamordowali 18 Polaków, w tym sekretarza gminy i jego brata, a dom obrabowali nawet z firanek i zabawek dziecięcych. We wsi Kościuszków pow. Łuck: „Antoniemu Szelingowskiemu odcięto uszy i nos oraz wydłubano oczy”. (Sowa..., s. 96). We wsi Krasucko pow. Podhajce: „Całą wieś spalono niemal doszczętnie i zamordowano kilka rodzin polskich” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich..., jw.).
We wsi Leśniki pow. Brzeżany: „We wrześniu 1939 r. zamordowano także następujące osoby: 1. Mirecki Wincenty; 2. Mirecka Paulina; 3. Wolańska Anna (matka Mireckiej). 4-13. Dziesięciu uciekinierów, w tym 4 oficerów prócz tego na tej drodze zawalonej balami, aby uniemożliwić przejazd, zamordowano bardzo wielu uciekinierów. 14- 57. Około 44 uciekinierów policjantów pomordowanych w czasie snu w stodołach. 58- 62. Pięciu uciekinierów prawdopodobnie z Poznańskiego zamordowanych w stodole Michała Grześkowiaka; 63-64. Policjant, major WP i jego szofer zmordowani przez Petrynę Mikołaja; 65-66. U Jaremy zostali zamordowani major i kapitan.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). „Rankiem a może to było trochę później, dotarliśmy do lasu sąsiadującego – jak się potem okazało - z wioską Leśniki. Usłyszeliśmy strzały pistoletowe i karabinowe, pracę silników samochodowych, a do lasu dolatywać dym i czuliśmy swąd spalenizny. Ludność cywilna chowała się na skraju lasu za drzewami, obserwując wioskę. Wśród naszych uciekinierów zapanowała konsternacja. Aby poznać prawdę, postanowiliśmy wysłać jednego, znającego dobrze język ukraiński, aby porozmawiał z cywilami i wyjaśnił sytuację. Najpierw miał iść Rudowski z Hanaczowa, ale ostatecznie wysłano mnie. Napotkany chłop nie chciał początkowo rozmawiać, ale po moich narzekaniach na Polaków opowiedział w skrócie przebieg wydarzeń. W nocy przez wieś przechodziła kompania polskiego wojska i ukraińska partyzantka ich rozbroiła. Idący za nią pułk wojska natrafił na rannych i zastrzelonych żołnierzy, otoczył wioskę i poszukiwał partyzantów. Ponieważ nikt się nie zgłosił, żołnierze wypędzili ludność z domów, a zabudowania podpalili. Strzelali nawet do psów i kotów. Po powrocie do grupy powtórzyłem usłyszane opowiadanie, a kolegów ogarnęła złość z takiego postępowania Ukraińców. Musie1iśmy zmienić kierunek marszu, by nie spotkać uzbrojonych nacjonalistów z Leśnik.” (Karol Wyspiański; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009. s. 14 - 15). We wsi Łapszyn gm. Buszcze pow. Brzeżany nacjonaliści ukraińscy napadli na leśniczówkę i zamordowali żonę leśniczego Józefa Gawrona oraz ich dzieci: Bronisława lat 11, Franciszka lat 9 i Katarzynę lat 8. „We wrześniu 1939 roku we wsi Łapszyn, nacjonaliści ukraińscy, miejscowi i z okolic, utworzyli „sąd”, który wydawał wyroki śmierci na polskich żołnierzy, powracających z wojny. Specjalnie utworzone bojówki zajmowały się łapaniem żołnierzy na szosie ze Lwowa do Brzeżan. Schwytanych rozbrajano i dostarczano do wsi. Sąd odbywał się w zabudowaniach gospodarczych miejscowego bogacza o nazwisku Duleba. Głównym „sędzią” ferującym wyroki był Ukrainiec Iwan Bozykowski, były nauczyciel fizyki ze szkoły podstawowej w Brzeżanach. Żołnierzy torturowano, a potem zabijano. Zwłoki pomordowanych drabiniastymi wozami wywożono nocą do lasu, do przygotowanych dołów i tam je zakopywano. Potwierdził ten fakt Józef Tomaszewski, który uzyskał wiedzę od zaprzyjaźnionego Ukraińca, wraz z sąsiadami wożącego trupy do lasu przez cały tydzień. Doły później wyrównano, by nie pozostał ślad po zbrodni. Aktualnie rosną tam drzewa. W Łapszynie we wrześniu 1939 roku zamordowano też nieustaloną liczbę polskich oficerów”. (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw.). We wsi Łęczówka pow. Podhajce: „W Łęczówce (w pow. podhajeckim, woj. tarnopolskim) chłopi ukraińscy przywiązali ziemianina do słupa, następnie zerwali z niego dwa płaty skóry, a rany zasypali solą. Jeszcze żywy musiał patrzeć na egzekucję swojej rodziny”. (Sowa..., s. 87).
W kolonii Mazurskie Łany pow. Brzeżany Ukraińcy zupełnie zniszczyli i spalili tą polską kolonię, a ludność w znacznej części wybili (Antypolska akcja nacjonalistów..., jw.). H. Komański, Sz. Siekierka nie odnotowali istnienia tej polskiej kolonii. W osadzie wojskowej Nawóz pow. Łuck Ukraińcy ze wsi obrabowali osadników i zabili 5 z nich, w tym kpt. Józefa Michalskiego, odznaczonego krzyżem Virtuti Militari; część osadników kryła się przez parę tygodni po lasach; jednej nocy Ukraińcy zamordowali 16-letniego syna osadnika, gdyż nie chciał zdradzić kryjówki ojca oraz kierowniczkę szkoły, a jej ciało powiesili; do deportacji 10 lutego 1940 roku trwały grabieże i pobicia. Ponadto wśród zamordowanych byli: plutonowy Jan Głowa ur. 1897, Eugeniusz Kozłowski ur. 1897, Zdzisław Kozłowski ur. 1915 (http://wolyn.ovh.org/opisy/nawoz-07.html ). We wsi Nowaki pow. Sarny: „W 1939 z lasu za wsią wyszło trzech polskich żołnierzy, nie mieli oni żadnej broni, a jedynie kompas. Zostali oni otoczeni przez Ukraińców z naszej wioski pracujących w polu. Ukraińcy ci doprowadzili ich do budynku szkoły i tam w jednym z pomieszczeń rozebrali ich do naga i leżących na ławkach strasznie bili. Jako dzieci widzieliśmy to wszystko przez okno. Bici żołnierze byli młodymi chłopcami, płakali. Trzymano i bito ich tam cały dzień, następnego dnia już ich nie było. Jaki był ich dalszy los nigdy się nie dowiedzieliśmy. Pośród Ukraińców będących wtedy w szkole, był też sołtys Pieczończyk.” (Wspomnienia Janiny Bęben z d Brzozowskiej, przysłał Dariusz Butyrowski, 2012 r. http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/nowaki_janina_beben.html ).
We wsi Pawłokoma pow. Brzozów ukraiński nacjonalista nauczyciel Mikołaj Lewicki złożył donos do Niemców na 12 Polaków, że posiadają broń i w nocy ostrzelali żołnierzy niemieckich. Niemcy aresztowali 5 Polaków, groziło im rozstrzelanie; okazało się, że oficer niemiecki prowadzący śledztwo zna jednego z aresztowanych, gdyż razem służyli w wojsku austriackim podczas pierwszej wojny światowej. Śledztwo przeprowadził dokładnie i zwolnił aresztowanych. Po dwóch tygodniach Niemcy cofnęli się i Pawłokoma znalazła się pod okupacją sowiecką. Wówczas miejscowy Komitet Ukraiński doniósł do NKWD, że część Polaków jest osadnikami wojskowymi, którzy walczyli w 1920 r. NKWD zesłało na Sybir 7 polskich rodzin liczących 40 osób. Z tej grupy ocalało 10 osób. W kolonii Pieńki pow. Łuck miejscowi chłopi ukraińscy zamordowali około 100 Polaków topiąc ich w dołach po wydobytym torfie, przy pomocy dużych kamieni przywiązanych do szyi. Byli to Polacy z kolonii Pieński i z pobliskiej wsi Dorosiny. Domy polskie zostały później przez Ukraińców rozebrane. We wsi Połoski pow. Biała Podlaska: „We wrześniu 1939 Ukraińcy dokonali pogromu ludności polskiej w Żukach i Połoskach. Wymordowano tam 30 osób, a ich ciała topiono w bagnach, grzebano w obejściach, zakopywano na polach. Popi i zakonnicy z monastyru św. Onufrego w Jabłecznej odprawili w październiku 1939 nabożeństwo w trakcie którego urządzono „pogrzeb Polski”. Ubraną w biało – czerwone szmaty słomiana kukłę podpalono i ciśnięto do Bugu „na wiecznu zahubu” (...) Już w połowie września 1939 roku w pow. włodawskim rozpoczęły dywersyjno - terrorystyczną działalność bojówki OUN - terroryści ostrzeliwali tabory, mordowali pojedynczych żołnierzy, dobijali rannych. Sygnał do rozpoczęcia akcji dywersyjnej dało przybycie grupy agentów Abwehry, którzy 10 września wylądowali na spadochronach w lasach zachodniego Podlasia. OUN-owcy współpracowali aktywnie z dywizją von Schweppebburga i już 16 września, gdy tylko Niemcy zajęli Włodawę, zaczęli przeprowadzać aresztowania i rozstrzeliwać Polaków oraz Żydów w mieście”. (Lewandowska Stanisława: Nadbużańskiego Podlasia okupacyjny dzień powszedni 1939-44, Warszawa 2003). We wsi Poruczyn gm. Buszcze pow. Brzeżany: „we wrześniu 1939 roku bojówki banderowskie zamordowały rodzinę sołtysa Michała Kinala przy użyciu siekier, a po ograbieniu spalono zabudowania ze zwłokami żony Kinala i dwóch małoletnich synów” (Lucyna Kulińska: Preludium zbrodni..., jw.). W miasteczku Poryck pow. Łuck: „Według relacji ks. Kazimierza Kwiatkowskiego (którego rodziców zamordowali nacjonaliści ukraińscy z OUN), jako mały chłopak widział on w Porycku (powiat łucki) na Wołyniu żołnierzy polskich rozebrany do naga, związanych drutem kolczastym, których bandyci z OUN wrzucali żywych do wykopanych dołów. Ziemia, którą byli przykryci polscy żołnierze poruszała się. Widząc to, bawiące się nieopodal polskie i ukraińskie dzieci postanowiły odkopać i uwolnić męczennikowi Kiedy rozpoczęli pracę przy odrzucaniu ziemi, zauważyli to bandyci ukraińscy z OUN. Natychmiast rozstrzelali polskie i ukraińskie dzieci. Rodzice ich pełni płaczu i goryczy usiłowali zabrać zwłoki swoich dzieci. Nacjonaliści ukraińscy z OUN zamordowali polskich i ukraińskich rodziców.” (Jan Sokół (właściwe: Jan Młotkowski) – fragment z książki: „W XX wieku W Europie Torturowano za Wyznanie Rzymskokatolickie”, Wyd. Polskie Towarzystwo Miłośników Krzemieńca i Ziemi Krzemienieckiej im. Juliusza Słowackiego w Poznaniu; 2007. Za: http://dziennik.artystyczny-margines.pl/przedstawiciele-kosciola-greckokatolickiego-a-rzez-polakow ).
We wsi Potok pow. Brzeżany: „Potok i dwie inne wsie razem brały udział w zabijaniu polskich żołnierzy. Na terenie Potoka zamordowano ich 500-700, tam jest wspólna ich mogiła”. (Lucyna Kulińska: Preludium zbrodni…, jw.). W okolicy miasta Przemyślany woj. tarnopolskie: „Już w pierwszych dniach września ,w czasie tej okropnej wojennej szarugi, która spadła na Polskę, widoczne były łuny pożarów tu i ówdzie w okolicy. Słyszało się przejmujące, mrożące krew w żyłach opowiadania wielu osób i uciekinierów, o tym nie potrafię mówić... W tym czasie przed naszym domem, w cieniu starej, rozłożystej lipy, zatrzymał się rozpędzony wóz drabiniasty usłany sianem, na którym leżał strasznie zmasakrowany człowiek. Skóra na jego rękach była pozadzierana, pod spodem rany posolone...W tych mękach był mojego dziadka uczeń - Jan Pycuś. Od kilku lat miał on już swój warsztat, kuźnię w jakiejś okolicznej wiosce. Miał żonę i maleńkiego synka. Jasia, ledwo żyjącego, wiózł do szpitala w Przemyślanach jego sąsiad. To, co zdarzyło się w domu Pycusia opowiedział nam w wielkim skrócie. Do ich domu wpadło kilku Ukraińców, porwali za nóżki dziecko z kołyski i z rozmachem uderzyli główką o ścianę, może nie jeden raz, zabijając maleństwo na miejscu. Następnie „zabrali się” za rodziców dziecka. Na oczach męża rżnąc go maltretowali żonę aż do śmierci. Jego zostawili, by skonał w mękach... Chociaż woźnica znów ruszył szybko, bo do miasta było 2 km, Jasiu już tam żywy nie dojechał.” (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009. s. 13). Zamordowani zostali: Pycuś Jan , lat ok. 25; Pycuś, lat ok. 25, żona J. Pycusia, zakłuta bagnetem; Pycuś, lat ok.. 1,5, syn J. Pycusia, zabity uderzaniem główki o ścianę. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 152). Na terenie gminy Pulmo pow. Luboml: „W ciągu trzech dni na terenie gminy Pulmo (w pow. lubomlańskim) w okolicy wsi Piszczac, Pulemiec, Wólka Chrupska, Grabowa Huta i Olszanka zginęło około 500 osób, a droga Włodawa – Kowel zasłana była ciałami ludzi pomordowanych przez ukraińskich chłopów” (Sowa..., s. 95). W kolonii Seńków Kuropatnicki pow. Brzeżany: „Ukraińcy zupełnie zniszczyli i spalili tą polską kolonię , a ludność w znacznej części wybili” („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich..., jw.). H. Komański, Sz. Siekierka..., nie odnotowali istnienia tej polskiej kolonii. W osadzie wojskowej Stołbiec pow. Dubno bandy ukraińskie napadały na gospodarstwa osadników obrabowując je i paląc. Jednego osadnika Ukraińcy zarąbali siekierą, a jego syna ugodzili widłami. We wsi Stomorojów pow. Brzeżany Ukraińcy zamordowali dwóch młodych Polaków Pytlaków w wieku ok. 20 i 25 lat. Po kilku dniach rodzina odnalazła ich mogiłę. Ciała były tak zmasakrowane, że trudno było ich rozpoznać. (Józef Kurtyka (1929–2007) WSPOMNIENIA SYBIRAKA ; w: https://kresy24.pl/wp-content/uploads/2017/01/Krynica_95-96-www.pdf ) We wsi Szczepanów pow. Brzeżany: „Cała wioska została spalona. Do rana słychać było krzyki ludzi wrzucanych do ognia. Baliśmy się spać w domu, spaliśmy na wozie z końmi stale zaprzęgniętymi i w każdej chwili gotowymi do ucieczki do Kozowy.” (Józef Kurtyka (1929–2007) WSPOMNIENIA SYBIRAKA; w: https://kresy24.pl/wp-content/uploads/2017/01/Krynica_95-96-www.pdf ) W osadzie Szczurzyn pow. Łuck: „8 osób zginęło w Szczurzynie.” (Sowa..., s. 96). „Ojciec miał na imię Stanisław. Najstarszy był Janek, następnie ja, czyli Stanisława, po mnie siostra Lodzia i trzech braci: Kazimierz, Henryk i Jerzy. Jak łatwo policzyć, było nas sześcioro. /.../ Niestety, nadszedł dzień siedemnastego września. /.../ Ukraińska banda każdej nocy zabierała z domu dwóch Polaków, w bestialski sposób ich mordowała. Ciała ofiar wrzucano do jam torfowych. Przyszła kolej na naszego ojca. Ocalił mu życie przestrzegając w konspiracji Ukrainiec Tichon Karmiejczuk. Powiedział „Panie Stasik, dziś w nocy mają wziąć was i Kucharskiego. Uciekajcie.” Tato wyszedł, z nami się nie pożegnał, bo nie chciał przysparzać nam i sobie bólu. Mama dała znać Kucharskiemu. Ojciec dotarł do miasteczka Torczyn, tam było dużo uciekinierów z terenów zajętych przez Niemców. Uciekł śledzącym go Ukraińcom. O tym, że uratował się docierając do rodziny we wsi Lewniowa w powiecie brzeskim, dowiedzieliśmy się później. My natomiast od momentu ucieczki ojca przez wiele nocy przeżywaliśmy piekło na ziemi. Ukraińcy szukali ojca, w mieszkaniu robili rewizję, wrzeszczeli, grozili, że zabiją nas, kradli, co się dało.” („Moje wspomnienia” Stanisława Krakowska ; w:„Karkonosze” 1/2010. Za: http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/499-w-osadzie-szczurzyn-w-powiecie-uck-na-woyniu.html ). W masywach leśnych wokół Tarnawki pow. Żydaczów bojówki OUN oraz okoliczni chłopi ukraińscy we wrześniu 1939 roku wymordowali łącznie około 2 000 cywilnej ludności polskiej. We wsi Trościaniec Wielki pow. Zborów wymordowali 5 żołnierzy polskich wracających z wojny, w pobliżu ich rodzinnej wsi. Byli to: Gmytrów Franciszek z Trościańca Wielkiego, Mielnik Józef z Trościańca Wielkiego, syn Wasyla, z rodziny mieszanej, Olender Michał „Junak” z Hnidawskiego Dworu, Olender Piotr z Trościańca Wielkiego, Półtorak Józef „Świątkiewicz” z Trościańca Wielkiego. Ponadto: „Olender Jan z Trościańca Wielkiego; data i miejsce śmierci: 1939 koniec września. Żołnierz WP powracający z wojny polsko-niemieckiej, zastrzelony w drodze”.(http://olejow.pl/readarticle.php?article_id=251 ). We wsi Ulucz pow. Brzozów: „Utworzona na Sanie granica państwowa między ZSRR i Niemcami uniemożliwiła polskim uciekinierom z września 1939 r. powrót do swych domów. Przeprowadzaniem takich osób przez dobrze strzeżoną granicę zajmowali się w Uluczu chciwi zysku niektórzy Ukraińcy. Za takie usługi trzeba było słono płacić. Jako opłatę pobierano przedwojenną polską walutę, która była jeszcze w obiegu u obu okupantów, biżuterię, zegarki, wartościowe odzienie (kurtki skórzane), itp. Wśród przeprowadzanych osób byli przeważnie sędziowie, adwokaci, nauczyciele. Po zapłaceniu żądanej kwoty osoby te były wyprowadzane nocą w łoziny nad Sanem i tam ich mordowano. Po zdjęciu odzienia ciała zamordowanych wrzucano do rzeki. Ilu takich nieszczęśników zamordowano w Uluczu chyba już nikt się nie dowie. Przecieki o takich morderstwach pochodziły od osób, które o tym wiedziały i w czasie sąsiedzkich kłótni te sprawy ujawniały w formie pogróżek.” (Bronisław Zielecki: Moje życie czyli Historia Polaka z Ulucza. Warszawa 2014 r. Za: http://docplayer.pl/24841458-Bronislaw-zielecki-moje-zycie-czyli-historia-polaka-z-ulucza-warszawa-2014-r.html#show_full_text ). We wsi Urmań pow. Brzeżany: „Jan Smoliński i żona Natalia z Łukaszewskich Smolińska wraz z 8 letnim synem Leonem mieszkali na leśniczówce, Jan Smoliński z okoliczną ludnością żył bez żadnych zatargów i wraz z całą swą rodziną ofiarą band ukraińskich gdyż inaczej byłby wyjechał do Brzeżan. Napastnicy nie znalazłszy Smolińskiego w leśniczówce podpalili leśniczówkę i zabudowania gospodarskie i zaczaili się w ukryciu. Smolińscy myśląc, że na tym skończyła się ich zemsta, wrócili, żeby uratować choć część swego dobytku względnie żeby wypuścić ze stajni bydło. Na to czekali Ukraińcy, chwycili z miejsca śp. Smolińskiego, który mając broń, mógłby siebie obronić. Ale chcąc ratować żonę i syna i myśląc że tym ułagodzi napastników, gdy dobrowolnie odda tą broń i rzeczywiście broń im oddał. Oślepieni nienawiścią do Polaków pochwycili śp. Jana Smolińskiego, jego żonę Natalię i synka Leona i zaczęli się nad nimi pastwić. Jana Smolińskiego kłuli nożami, a gdy żona Natalia płakała i chciała wyrwać go z ich rąk pocięli jej (....) tak, aby odrzucić ją jako przeszkodę w wymyślnym mordowaniu jej męża. Pociętą nożem zawleczono z synkiem do mieszkania. Dwóch napastników mordowało ją i synka w mieszkaniu, bo strzelano do niej i synka kilkakrotnie z karabinu. (....) przeciągały mękę Natalii i Leona. Natalia po godzinnej męczarni umarła. Syn jej męczył się 13 godzin. Strzał w lewy policzek wyrwał mu język i lewe oko. Gdy śp. Natalia i Leon byli bez życia druga połowa bandy kończyła na podwórzu znęcanie się nad Janem Smolińskim. Jego nie zabili od razu. Przez dwa dni trzymali go pod strażą ciesząc się jego męką. Świadkami dokonanego morderstwa były sąsiadki bliższe i grabarz z Urmania Wielkiego. Głównym mordercą rodziny Smolińskiego był Michał Kozak z Urmania Wielkiego. Jedni mordowali - druga partia rabowała mienie. Zrabowali cały majątek ruchomy, to jest pasiekę, bydło, meble...”. (Lucyna Kulińska: „Preludium zbrodni..., jw. – wykropkowane wyrazy nieczytelne w dokumencie). We wsi Wołkowysk pow. Krzemieniec: „Pod wsią Wołkowysk usłyszeliśmy straszną wiadomość. Ukraińcy zamordowali bestialsko całą rodzinę miejscowej nauczycielki i harcerki, hufcowej Zosi Waszczatyńskiej. Zabili męża, jej dzieci i rodziców, a ją najokrutniej. Rozerwali ją między dwoma sosnami. Najwidoczniej broniła się, nie dając się zamordować” (Irena Sandecka: W cieniu ukraińskich noży, s. 20; w: Marek A. Koprowski: Wołyń. Epopeja polskich losów 1939 – 2913. Akt II. Warszawa 2013). „Udało jej się sprowadzić i pochować na nim (cmentarzu w Krzemieńcu – przypis S.Ż.) ekshumowane szczątki harcerki Zofii Waszczatyńskiej zamordowanej we wrześniu 1939 r. przez ukraińskich nacjonalistów, o śmierci której dowiedziała się, pomagając przyjaciółce w zawiezieniu matki do lwowskiego szpitala” (jw., s. 57).We wsi Wronowice pow. Hrubieszów został zamordowany i utopiony w torfiance przez nacjonalistów ukraińskich podporucznik Warszawskiej Brygady Motorowej - Zygmunt Stokowski, wychowanek Zakładu w Turkowicach, architekt, twórca kolejki liniowej na Kasprowy Wierch, jego symboliczny grób znajduje się na cmentarzu w Turkowicach (www.hrubieszow.info/info/hrubieszow_i_okolice_e1/p17.htm).
We wsi Zahoczewie pow. Lesko „Niemcy pozwolili Ukraińcom przez 24 godziny robić z Polakami, co im się tylko podobało. Miejscowi Ukraińcy wtedy ograbili i spalili dwa polskie domy, Stanisława Lorenca i Pawła Olszanieckiego, oraz zamordowali 2 osoby: żonę Stanisława spalili żywcem w budynku a Antoniego Łopuszańskiego zakłuli nożami” (Siekierka…, s. 416). W kolonii Dobrzanica pow. Przemyślany: „W roku 1939 przyszli do nas Ukraińcy i pozabierali nam prawie wszystko, co mieliśmy - świnie, bydło i konia. Mój starszy brat miał wówczas 14 lat, a ja 9. Koń był jego ulubieńcem. Płakał za nim bardzo. Prosił tatę, aby pozwolił mu pójść do tych „złoczyńców”, aby mu oddali konia. Uprzedzał go tata i prosił, aby nie szedł, bo może skończyć się to bardzo źle. Miłość do zwierzęcia jednak przeważyła. Poszedł bez pozwolenia i zapłacił za to życiem. Ukraińcy nie oddali mu konia, a jego tak zbili, że po sześciu tygodniach zmarł.” (Maria Tur-Czarna; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 122). Zamordowany został Tur Alojzy, 15.10.1939, lat 14 (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 123). Jesienią 1939 r. w leśniczówkach: Podhorki pow. Kałusz, Polanica pow. Dolina, Toporów pow. Radziechów bandy miejscowych Ukraińców wymordowały mieszkających tutaj polskich leśników i ich rodziny.
Rok 1940
8 – 10 lutego 1940 roku NKWD dokonało deportacji około 250 tysięcy Polaków oraz kilka tysięcy Ukraińców, Żydów i Białorusinów, obywateli Rzeczpospolitej, głównie do Kazachstanu i na Syberię. Listę Polaków do deportacji przygotowywał miejscowy tzw. Komitet Ukraiński, natomiast zatwierdzała ją rejonowa „trójka” NKWD, w której składzie najczęściej był miejscowy Żyd i Ukrainiec. Pierwsza deportacja objęła głównie: osadników wojskowych, urzędników państwowych średniego i niższego szczebla (urzędnicy wyższego szczebla byli już wcześniej aresztowani i skazani, część z nich Sowieci już wymordowali), służbę leśną, część kolejarzy. Przesiedlano całe rodziny, z dziećmi, starcami i chorymi. Saniami wywozili ich do najbliższej stacji kolejowej sąsiedzi Ukraińcy pod eskortą jednego enkawudzisty i dwóch milicjantów, którymi najczęściej byli miejscowy Żyd i Ukrainiec. Mróz wówczas wynosił około -25°C. Na stacjach kolejowych czekały wcześniej już zgromadzone wagony towarowe. Zaskoczenie było całkowite, przerażenie, bezradność, płacz dzieci, rozpacz. Na stację kolejową przywożono osoby nawet niekompletnie ubrane, zerwane ze snu, zszokowane, a nawet zamarznięte na śmierć.
10 lutego w osadzie wojskowej Płaszowa Królewska gmina Tosłuchów pow. Dubno podczas deportacji ludności polskiej uciekł jeden z osadników wojskowych o nazwisku Mleczko. Sąsiedzi Ukraińcy wytropili stodołę w której się ukrył i żywcem spalili go. 21 lutego w miejscowości Borysław pow. Drohobycz zmarł w wyniku pobicia przez bojówkarzy OUN Edward Sobolewski, lat 55, żołnierz września, ranny podczas wojny. W grudniu we wsi Tomaszowce pow. Kałusz Ukraińcy uprowadzili i zakłuli nożami 25-letniego Karola Krasuckiego ożenionego z Ukrainką. W 1940 roku w okolicy miasta Siemiatycze pow. Bielsk Podlaski podczas przeprawy przez rzekę Bug ukraiński nacjonalista zasztyletował proboszcza ks. Konstantego Songajło ur. w 1896 r., proboszcza par. Kośna pow. Pińsk, który uciekając przed NKWD chciał dostać się do Generalnej Guberni.
„Tylko w okolicach Komańczy od początku grudnia 1939 r. do maja 1940 r. aresztowano 80 uchodźców, w Baligrodzie 43, w Bukowsku 24 i wielu innych w Zagórzu. W Świątkowej w pow. jasielskim wiejska straż ukraińska zatrzymała i wydała w ręce Niemców 5 uchodźców. Podobnie działo się w Barwinku, w rejonie Dukli, w okolicach Rymanowa” - podaje A. Daszkiewicz w książce Ruch oporu w rejonie Beskidu Niskiego 1939 - 1944 (Warszawa 1975, s. 44 - 50). Wielu uciekinierów szukając przewodników bądź noclegu w chatach ukraińskich było podstępnie mordowanych a ich dobytek (często znacznej wartości) zagrabiony. Na samym terenie obecnej części Bieszczadów miejscowi bojówkarze OUN i chłopi ukraińscy zamordowali około 100 Polaków - uciekinierów. Wiosną 1940 roku na polach znajdowano liczne ich zwłoki, poszarpane już przez dzikie zwierzęta. Zapewne nie będzie już można dotrzeć do wszystkich danych dotyczących strat ludności polskiej poniesionych w wyniku kolaboracji Ukraińców z okupantem niemieckim i sowieckim. Ilu Polaków zadenuncjowali „sąsiedzi” Ukraińcy, ilu aresztowali i zakatowali milicjanci i policjanci ukraińscy oraz inne ich formacje militarne na służbie niemieckiej, ilu Polaków zginęło zamordowanych podczas prób przedzierania się przez góry, aby dostać się przez „zieloną granicę” do Armii Polskiej na Zachodzie.