Dzisiaj jest: 27 Kwiecień 2024        Imieniny: Felicja, Teofil, Zyta
Moje Kresy – Rozalia   Machowska cz.1

Moje Kresy – Rozalia Machowska cz.1

/ foto: Rozalia Machowska Swojego męża Emila poznałam już tutaj w Gierszowicach, powiat Brzeg. Przyjechał jak wielu mieszkańców naszej wsi z Budek Nieznanowskich na Kresach. W maju 1945 roku transportem…

Readmore..

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

/ Zespół „Chawira” Z archiwum: W dniu 1 marca 2009 roku miałem zaszczyt po raz następny, ale pierwszy w tym roku, potwierdzić, iż Leopolis semper fidelis, a że we Lwowie…

Readmore..

ZMARTWYCHWSTANIE  JEZUSA CHRYSTUSA  WEDŁUG OBJAWIEŃ  BŁOGOSŁAWIONEJ  KATARZYNY EMMERICH.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG OBJAWIEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ KATARZYNY EMMERICH.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno- wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako…

Readmore..

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego  Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska”  w Domostawie  w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r. W Walnym Zebraniu Członków wzięło udział 14 z 18 członków. Podczas…

Readmore..

Sytuacja Polaków na Litwie tematem  Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

Sytuacja Polaków na Litwie tematem Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

20 marca odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów.Jako pierwszy „głos z Litwy” zabrał Waldemar Tomaszewski (foto: pierwszy z lewej) przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich…

Readmore..

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie   wyklął ich naród.

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie wyklął ich naród.

/ Żołnierze niepodległościowej partyzantki antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła „Krzewina” (czerwiec 1947) Autorstwa Unknown. Photograph from the archives of Solidarność…

Readmore..

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając  rakietom Fire Storm Shadow

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając rakietom Fire Storm Shadow

Jak wynika z nagrania rozmowy pomiędzy niemieckimi oficerami, które wyciekło, opublikowanego przez rosyjskie media, brytyjscy żołnierze „na miejscu” znajdują się na Ukrainie , pomagając siłom ukraińskim wystrzelić rakiety Storm Shadow.…

Readmore..

Mienie zabużańskie.  Prawne podstawy realizacji roszczeń

Mienie zabużańskie. Prawne podstawy realizacji roszczeń

Niniejsza książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską Krystyny Michniewicz-Wanik. Praca ta, to rezultat wieloletnich badań nad zagadnieniem rekompensat dla Zabużan, którzy utracili mienie nieruchome za obecną wschodnią granicą Polski,…

Readmore..

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

BITWA O LWÓW Dla zrozumienia stosunków panujących w mieście liczącym przed II Wojną Światową 400 tys. mieszkańców, należałoby naświetlić sytuację polityczną i gospodarczą miasta, które było poniekąd stolicą dużej połaci…

Readmore..

Gmina Białokrynica  -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Gmina Białokrynica -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Opracował Andrzej Łukawski. Pisownia oryginalna Przyjeżdżamy do Białokrynicy, jednej z nąjlepiej zagospodarowanych gmin, o późnej godzinie, w urzędzie jednak wre robota, jak w zwykłych godzinach urzędowych. Natrafiliśmy na gorący moment…

Readmore..

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Wielkanoc to najważniejsze i jedno z najbardziej rodzinnych świąt w polskiej kulturze. Jakie tradycje wielkanocne zachowały się na Kresach?Na Kresach na tydzień przed Palmową Niedzielą gospodynie nie piekły chleba, dopiero…

Readmore..

Rosyjskie żądania względem Kanady. „Pierwszy krok”

Rosyjskie żądania względem Kanady. „Pierwszy krok”

/ Były żołnierz dywizji SS-Galizien Jarosław Hunka oklaskiwany w parlamencie Kanady podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego. Foto: YouTube / Global News Ciekawe wiadomości nadeszły z Kanady 9 marca 2024. W serwisie…

Readmore..

Czytajcie prawdę o Wołyniu

"Bestialstwo UPA pod Lubomlem na Wołyniu, Tom II - Spalony Kościół" to najnowsza książka Krzysztofa Kołtuna z Chełma Lubelskiego, kontynuacja cyklu relacji i wspomnień.

W pierwszym tomie książki we wstępie przywołane są słowa Marszałka Piłsudskiego, który powiedział: "Naród, który traci pamięć, przestaje być Narodem - staje się jedynie zbiorem ludzi czasowo zajmujących dane terytorium".  To dlatego autor nie poprzestał na jednym tomie i twierdzi, że również ten nie będzie ostatnim.  O polskim Wołyniu ciągle trzeba przypominać. Nie czytaliśmy jeszcze tej książki dlatego zaprezentujemy czytelnikom nadesłane przez autora fragmenty rozdziału " Mord w kościele w Chrynowie ".

Ze Smołowa, Kałusów i Oktawina- ludzie chodzili na sume do Chrynowa. Nie było to łatwe na Pierwiośniu, późną Jesienią i srogą Zimą. Lato było rajem do tej drogi. Z Kałusów szło się przez chlebne pola, łężki i prawie cały czas półtraktem. Drogi dobre, zwykle ponaprawiane przez dziedziców na majowy odpust tak prędko się nie rozsuwali. Wszystkie jamy i koleiny zasypiane piaskiem i jak(jakaś) straszna burza lub gradobicie nierozmyło- jechało i szło się bezpiecznie.

Po drodze chutory, smolarnia i polna kuźnia. Dziedzic dbał o nią, od sianokosów do samych przymrozków- pola tętnili życiem. Ileż to ludzi, dzieci, koni, bydła przetoczyło się tymi drogami przez lato? Nie do zliczenia. Wołyń w tym kątku był ludny. Do Włodzimierz i Uściługa, było zupełnie nie daleko. W XIX wieku ludzie nauczyli się czerpać korzyści z miast, świadcząc różne usługi i sprzedając płody ziemi, lasów i łąk a także drób i nabiał. Nikt tego nie przejadł ani nie przepił a gromadzenie w nieskończoność solonych serów, sała, starych kogutków i kaczorów- było niepotrzebne. Wieś stawała się nowożytna, biorąc przykład z dworów, gdzie gospodarka rolna i ogrodowa po ostatniej wojnie poszła w góre. Ludzie wędrowali po folwarkach za pracą, widzieli wszystkie nowinki z Polski i świata i sami urządzali życie po nowemu. Wołyńska wieś pobogaciła. Z tym wiązały się nowe wasągi, powozy, droższe konie zaprzęgi- było się czym pokazać na jarmark i do kościoła. Szczególnie latem dziewczęta i kobiety stroiły się i rzadkością byli już dawne stroje ludowe ubierano je tylko na odpusty, procesje, honorowe święta narodowe- przyjazd biskupa, dożynki czy imieniny dziedzica. Od maja mniej podróżowano końmi do kościoła. Konie sprawcowane w polu- kiedyś musiały odpocząć. Dobrym dniem wypoczynku była niedziela. Te kilka kilometrów drogi przez chutory, wieś i pola z Kałusowa do Chrynowa, szczególnie młodym, nie stanowili żadnej przeszkody. Wręcz przyjemnie było pospacerować sobie z młodymi, porozmawiać, pochwalić się nowym ubraniem czy trzewikami. Nawet starsze kobiety w swoim towarzystwie lubieli pokonywać te droge z ochotą. Dzieci nie można było odpędzić od siebie. Dzieci na Wołyniu ochoczo zabierali do kościoła. Smołów- katolicka wieś przynależąca do kościoła w Chrynowie miał drogę najatrakcyjniejszą. Szło się przeważnie brzegami lasu, leśnymi druszkami, duktami, przesiekami prowadzącymi do polnych niwek- gdzie po drodze byli małe ukraińskie chutory. Ludzie byli zżyci ze sobą a Ukraińcy nie chodzili tak licznie do cerkwi jak katolicy. Szczególnie mężczyźni, chodzili od wielkiego dzwonu. Teraz jak przyszła ta straszna wojna- mówiło się w polskich wsiach, że ukraińskie chłopstwo chodzi do cerkwi na specjalne nabożeństwa. Z początku w 1942 roku latem- były to jeszcze nabożeństwa, ale później jak mordy na Polakach przybrali na sile, zwykło się mówić, że jak chłopy licznej szli do cerkwi- to pewnie „święcenie siekier”. Nie było w tym przesady. Jesienią 1942 roku na Dmytra „prawosławnego męczennika z średniowiecza” w Uściługu, było święcenie siekier. Ludzie dowiedzieli się całkiem jawnie. Był mały jarmark, jak to po Różańcowej- chłody już, ludzi mniej, ostatnia robota w polu a młodzież i dzieci w szkołach. Był pokup na koszałki z nowego sitowia i ludzie hurtem brali, tanio i szczodrze.       - Zawsze to się przyda w domu kilka koszałek. A to komu na prezent, a to z nabiałem do dworu albo na plebanie podać a to znowu na Gody jakby kto z miastowych przyjechał w gościne to ładowali staropolski gościniec w nowe koszałke. Zwykle od żniw w Uściługu zaraz za klasztorem kapucynów stawało dwóch kowali z miechami i paleniskiem. Ludzie poprawiali narzędzia rolnicze: skibowe, kultywatory, pługi nie mówiąc o motykach czy siekierach, które szykowali do obrębów starych sadów a zimą do lasu. Kowale wiedzieli dobrze o modnych siekierach. Szeroki obuch krótkie ostrze i długie toporzysko: typ siekiery z Uściługa modnej w latach 30, z grabnej i przydatnej. Wtedy na Dmitra kowale sprzedali ponad sto siekier.

- Michał?..pytał stary kowal młodego sąsiada. Coż to jest Ukraińcy tak siekiery bioro?

- Wujaszku! Bioro bioro po dwie, po trzy i honorowo płaco. Słyszałem jak jeden mówił tak: „Jurko, byretrzy  ja wrze brał! Aż myni potrybno daty na futor chłopcami choć zo tri… jak budut światyty, haj światu wrze wsim.” Zapłacili honorowo, kazali zamotać w papier i poszli. Było ich czterech ubranych po świątecznemu, na prazdnik. Ja patrze a oni z tymi siekierami poszli prosto do cerkwi. To ja siekiery schował i już Ukraińcam nie przedam ani jednej! Co zostało to tylko naszym Polakom. Po kilku miesiącach okazało się że te święcone siekiery kosztowali w Uściługu dzieciokrotno cene. Albo jałuweczke, albo trzy litry dobrej wódki, albo nowe trzewiki. Nie darmo z Ukraińców z Uściługa i okolicy od tamtej pory nazywali „siekiernikami”. Byli okrutni. Rąbali tymi siekierami ludzi jak drzewo. Nie tylko po wsiach w czasie napadów, ale w samym Uściługu w lipcu, sierpniu i jesienią 1943 roku zarąbali w parku(gdzie furmankami zatrzymywali się uciekiniery z dobytkiem i rodzinami) ponad 200 osób. Opowiadał o tym ksiądz z Uściługa na plebani w Horodle, jak sam którejś nocy zaatakowany w uściługskim mieszkaniu, ledwo uciekł ze stryjecznym bratem i służącą. Złapali w mieście pod wode, wrzucili na wóż troche słomy. Księdza zakopali w słomie, na wierzch nakładli drzewa na opał w wiązkach, posadzili okrakiem stare babke ubrane po ukraińsku w czarnej spódnicy i szalinówce w kwiaty i tak cudem udając miejscowych wyrwali się z miasta. Potem do Bugu tam się jakoś udało z Niemcami dojść ładu i prosto na Hostynne(bo jechali bez pamięci). Jak wyjechali w pole i ksiądz posłyszał że już po tej stronie, to kazał wykręcić i wieźć do Horodła do znajomego księdza Jana. (...)

Tadzika matka nie puściła… kazała wiązać buty, prawidła i wszystko co było w warstacie dziadka (dawne narzędzia, sprzęty dzisiaj już dziwne jakby nie potrzebne nikomu bo może stuletnie i starsze- pozbierane po dworach i folwarkach wołyńskich, gdzie usługiwał jeszcze za młodości, za Cara).

- Tadzikkk! Pakuj, wrzucaj w worki- co zabierzesz to twoje! Lubiłeś dziadziusia Tomasza. To wszystko po nim. Już tu nigdy nie wrócim…Młody Tadzik, zaledwie ośmioletni miotał się po warstacie, szukał czegoś, grzebał to w starych wiórach, to pod listewkami, to w wiszących na ścianie kalitach skórzanych- dawnych- dziwnego szycia i niepotrzebnych jakby. Naraz pod wiórami wygrzebał dwa płaskie kamienie- głazy- dziwnie czerwone- płaskie jak dwa talerze. Zaciekawił się? Podniósł jeden a potem drugi: w dołku, jak wymoszczonej skorupie leżeli dwa z ciemnego szkła słoiczki. Szybko podniósł jeden- ciężki. Zatrząsł nim. Coś zadzwoniło. W drógim to samo. Rozejrzał się, żeby to komuś pokazać, oddać, ale ani matki ani ojca, nikogo blisko. Wszystko gdzieś poza domem na drodze do wywózki. Odwiązał zbutwiałe szmatki i na ziemię posypali się monety: kilkanaście, jasne, jakby złote. Na jednej stronie mieli główki carów, na drugiej dwugłowy ruski orzeł: którego nie lubiał i widział wielokrotnie.   - O Jezu! Jezu!.. dziadziuśkowe czerwieńce? A takich szukali dziadko przed śmiercią- to już pamiętał, to niedawno, więcej jak rok temu… pochowali my dziadka Tomasza Opałe… myślał i zdrętwiały aż przykląkł przy znalezionym złocie. Gdzie ich schować, żeby zabrać ze sobo. Jak zabrać dużo ich( a może szukać jeszcze więcej). To Dziadziuśkowy zarobek, może miał od Hrabiego za kucie koni, może za to, że musem Austriakom kuł koła armatnie i wszystko co się połamało na wojnie. Opowiadał że stali nad nim jak katy, że nie chcieli, żeby któryć z czeladników kuł, tylko on sam. Tylko jemu wierzyli. A teraz dziś, jutro Ukraińcy może spalą wieś i warstat i to złoto samo wyszło, do zabrania, bo szczerze zarobione. Zamotał spowrotem szmatki, rozejrzał się czy nie ma nikogo i schował za koszulę. Mocno ścisnął pasek u spodni, żeby ani jednego czerwieńca nie zgubić. Na podwórku sprzęgali konie: już nikt nie miał koni swoich. Część z pastwiska na folwarku Dołęgów- bulbowcy porwali i uprowadzili w Rusinowski Las. Dwoje koni zmarnowało się wczoraj, przesilone, bite pod ciężarem, ofacili sie i za godzine padli. I to konie nie byle jakie, cugowe, Kozła? Przyprowadzili konie z kilku wsi po wymordowanych i te, które w strzelaninie spod kościoła z Chrynowa uciekli- dwie furmanki i luzak. Koni w wojne było co raz mniej. Nie znał się na tym, ale słyszał jak mówili chłopy przy studni, przy pojeniu i czyszczeniu kopyt, podkręcaniu haceli. Tak najlepiej( podmyśliwał) słuchać co starsze gadajo i zaczynać rozumieć świat. Rozglądał sie za ojcem. Jakby mu to powiedzieć? Żeby nikt nie widział, bo o pokazywaniu mowy nie ma. Mamie to nie! Ona taka rozmazana wczoraj i dzisiaj, że krzyczłaby na cały świat po co jej to złoto? Zakopać tam gdzie było! Ot takie wszystkie  baby !... - Heta, Heta bułany! Ni ściągaj w rów! Tyż nie wchodzony! Tyż nie nasz, a musisz służyć Polakom! Pomóc nam uciekać!...gadał z koniem stary człowiek przy naładowanej furze jakimiś gratami, kufrem, pierzynami i szmatami. - Heta! Idź za ludzmi!  Dziwne to i smutne- w wojennej pożodze, ludzie zaczynali mówić sami do siebie, albo do koni, albo gadali z Panem Bogiem? Albo wogóle tak w sobie mowę zataili, że zdawało się nic już nie pomoże? Człowiek zakamieniał i koniec! Choćby strzelali słowa nie wydusi, zsinieje i upadnie.  A tu ruszyli hurmo jak na sto koni, na sto fur na takie ścienieje ludzi, że jeszcze w życiu nie widział.         - Na mostek nie jedźcie, żytem! Żytem! Jego i tak nikt nie pozbiera a most połamiecie i kto fury wyciągnie?.. ktoś krzyczał.  - Krowy poczepiajcie do swoich fur! Potem pomieszają się, a i tak te przygnane, zdobyczne nie ze wszystkimi chcą iść. To te powiążcie, bo się oddalo… A bez mleka śmierć dzieciom! Toż żniwa, a potem poniewierka w jesień. Czym małe dzieci nakarmić? Wszystko się mieszało: jak przeżyć jeden dzień, jak wyjechać z Oktawina, jak dostać się w bezpieczne miejsce, co po drodze: co z Ukraińcami, co z Niemcami? Bożesz Ty?  Potem już nic nie pamiętał. Raz rzucili go na fure i to nie swoje. Potem kazali złazić bo koniom ciężko: „Ty smyku dasz radę, toż to nie góra, mniejsze ido i ty pójdziesz za nami!”

Zrobiło mu się przykro. Taka ta wojna okrutna i to straszne zamieszanie, wysiedlenie, a potem bezdomność? Jak żyć? Zdawało mu się, że zgubił woreczek. Zapominał, że ten już przy samym ciele nabrał gorąca i nie czuje niczego zimnego. Jakby mu mówili, że brzuch ma wypchany to powie. Wczoraj mnie garka stawiali. Takem sie podźwignął! Tak był przygotowany do tego pytania. - Stojo! Widzicie? - Ale bez broni! Stojo i patrzo!.. krzyczeli do siebie furmany, widząc jak na koloni Horyczów stało kilkoro Ukraińców. Gorzej bedzie przejechać przez Horyczów? Martwili sie. Nawet każdy z furmanów miał jakeś broń, granat, siekiery i noże… Nie wiadomo co komu sie przyda i czy nie trzeba sie bronić?  Jechali przez pusty Horyczów. Nawet psa, kota nie było. Ludzie pouciekali, albo pochowali się? Dopiero pod koniec przy dużej studni stało kilku starych Ukraińców. Kręcili wodę i mieli kilka wiader różnych, żelazne, niemieckie oraz tutejsze drewniane. Szykowali wodę jak do pożaru i wcale nie schodzili z drogi? Ludzie patrzyli jedne na drugich. - Kobyłom wody dajte! Toż źrebieta treba pokormity! - My swoi! My wrze druhu wojnu pereżywajemo!.. odważnie powiedział odważny stary gospodarz. - Żywiny treba daty wody! Ni żałujte! Woda nakruczana tut!  Tabor zatrzymał się i zaczeli poić pomęczone klacze, przy których źrebięta poczepiane na sznurkach. Źrebięta piły podwójnie.  Zadziwiło to ludzi, ale nikt nie mówił: czy to dobre czy źle, czy tylko Ukraińcy chco pomóc? Czy tylko fury liczo, czy naprawde chco pomóc. Przez wszystkie wsie, aż do Żydowskiego Młyna, dotarli bezpiecznie. Tylko na fure, ze zgórowanym ciałem księdza patrzeli ludzie posępnie. Niektóre mówili, żeby ciało zakryć (choćby czarno chustko, bo niczego nie było pod ręko).  - Nie zakrywajcie. Niech patrzo oczami na swoich oprawców!  - Niech zobaczo co zrobili!  - Nie patrzcie i nie słuchajcie bab! Jedziem prosto do Włodzimierza na cmentarz.  Było prawie przed wieczorem. Tadzik już oddał woreczek ojcu. Prosił żeby mamie nic nie mówić, że to się wytłumaczy, jak nie dziś, to jutro, jak sie najedzo i wyśpio. We Włodzimierzu furmanki zaczeli się rozjeżdżać w różne uliczki, na niektóre czekali już ludzie i zabierali z podwórka. Tadzik martwił sie „Wszystkie sie pogubił. Toż to miasto i Niemcy, i front, i tyle koni- Boże?”. Ocknął sie z tego bólu na cmentarzu. Jak tam sie znalazł, nie pamiętał?  Szli ludzie, za bramę, lecieli chłopaki to i on za nimi. Widzi to jak dzisiaj: - „Furmanke postawili, pod staro kaplico. Nigdy tu nie był. Z czerwonej cegły, wysoka. Wydawała mu się jak zamek, tylko okien za mało i za niska? Dokoła stare krzyże, kamienne i przewiane, duże dwumetrowe, większe. Nazlatywało się ludzi z jękiem i płaczem. Krzyczeli: Księdza! Księdza z Orynowa przywieźli! Zabity trzy dni temu! Trza pochować! Było już tam dwa groby świerze, na nich kwiaty i woskowe gromnice. Pomiędzy kwiatami nakładzionymi niedbale (wiązki i całe przygarście) zobaczył czarne stuły. Aha? To księdzów tu pochowali? Pewnie tak samo pomordowanych jak naszego. Uginali mu sie nogi i cały drętwiał. Nie było ni matki, ni ojca, nie było chyba nikogo z Oktawina, a ludzi churma. Przynieśli jakieś zbite koryto, wyścielone płótnem z kwiatami w środku. Zdjeli sztywne ciało księdza, zgórowane, sine, cuchnące niemiłosiernie. Położyli do tej skrzyni, nakryli deskami- a nawet ktoś chciał zabijać gwoźdźmi. Nie dali zabić. Pomału zsunęli do jamy i każdy podchodził, rzucał garstkę ziemi na skrzynie, a ta dudniła. Za niemały czas nasypali cały pagórek ziemi i już tej prostej trumny nie było widać. Kobiety płakali- niektóre płakali mocno, a niektóre stali jak kamienne i sami nie widzieli, czemu towarzyszo.  Ludzie zaczeli sie rozchodzić. Zostało tylko paru grabarzy i jakieś staruchy, na czarno poubierane widocznie mieszczki- to one kazali tutaj zakopywać ciało. Księdza żadnego nie było. Furmanka odjechała. Popatrzył na słomę skrwawione, czarne i tak cuchnące, że nie można było przy niej stać. Rozejrzał się. - Trzeba spalić. Święta krew księdza! Jak majo ludzie deptać?.. Poleciał gdzieś do jakieś chałupy białej z dużymi oknami naprzeciw bramy cmentarza, bo przecież cmentarz dawny, stary, w środku miasta, niedaleko opuszczonych koszar. Przyniósł zapałki. Pozgartali kijami co do słomki. Nie chciała się palić, ale powoli roztlił się mały ogieniek i spaliła sie wszystka. Potem już nic nie pamięta. Dopiero te sceny na kwaterze u kuzyna, w bocznej ulicy Włodzimierza.