Dzisiaj jest: 29 Kwiecień 2024        Imieniny: Piotr, Robert, Bogusław

Deprecated: Required parameter $module follows optional parameter $dimensions in /home/bartexpo/public_html/ksiBTX/libraries/xef/utility.php on line 223
EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK  WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

Dla KSI "Barwy Kresów" Aleksander Szumański Mówiła po wielokroć, że chciałaby odejść wiosną, gdy majowe słońce pieści świeżą zieleń drzew, gdy przyroda rozlewa niezrównaną harmonię barw, gdy pszczoły brzęczą. Lubiła…

Readmore..

Moje Kresy – Rozalia   Machowska cz.1

Moje Kresy – Rozalia Machowska cz.1

/ foto: Rozalia Machowska Swojego męża Emila poznałam już tutaj w Gierszowicach, powiat Brzeg. Przyjechał jak wielu mieszkańców naszej wsi z Budek Nieznanowskich na Kresach. W maju 1945 roku transportem…

Readmore..

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

/ Zespół „Chawira” Z archiwum: W dniu 1 marca 2009 roku miałem zaszczyt po raz następny, ale pierwszy w tym roku, potwierdzić, iż Leopolis semper fidelis, a że we Lwowie…

Readmore..

ZMARTWYCHWSTANIE  JEZUSA CHRYSTUSA  WEDŁUG OBJAWIEŃ  BŁOGOSŁAWIONEJ  KATARZYNY EMMERICH.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG OBJAWIEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ KATARZYNY EMMERICH.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno- wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako…

Readmore..

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego  Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska”  w Domostawie  w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r. W Walnym Zebraniu Członków wzięło udział 14 z 18 członków. Podczas…

Readmore..

Sytuacja Polaków na Litwie tematem  Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

Sytuacja Polaków na Litwie tematem Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

20 marca odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów.Jako pierwszy „głos z Litwy” zabrał Waldemar Tomaszewski (foto: pierwszy z lewej) przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich…

Readmore..

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie   wyklął ich naród.

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie wyklął ich naród.

/ Żołnierze niepodległościowej partyzantki antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła „Krzewina” (czerwiec 1947) Autorstwa Unknown. Photograph from the archives of Solidarność…

Readmore..

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając  rakietom Fire Storm Shadow

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając rakietom Fire Storm Shadow

Jak wynika z nagrania rozmowy pomiędzy niemieckimi oficerami, które wyciekło, opublikowanego przez rosyjskie media, brytyjscy żołnierze „na miejscu” znajdują się na Ukrainie , pomagając siłom ukraińskim wystrzelić rakiety Storm Shadow.…

Readmore..

Mienie zabużańskie.  Prawne podstawy realizacji roszczeń

Mienie zabużańskie. Prawne podstawy realizacji roszczeń

Niniejsza książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską Krystyny Michniewicz-Wanik. Praca ta, to rezultat wieloletnich badań nad zagadnieniem rekompensat dla Zabużan, którzy utracili mienie nieruchome za obecną wschodnią granicą Polski,…

Readmore..

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

BITWA O LWÓW Dla zrozumienia stosunków panujących w mieście liczącym przed II Wojną Światową 400 tys. mieszkańców, należałoby naświetlić sytuację polityczną i gospodarczą miasta, które było poniekąd stolicą dużej połaci…

Readmore..

Gmina Białokrynica  -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Gmina Białokrynica -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Opracował Andrzej Łukawski. Pisownia oryginalna Przyjeżdżamy do Białokrynicy, jednej z nąjlepiej zagospodarowanych gmin, o późnej godzinie, w urzędzie jednak wre robota, jak w zwykłych godzinach urzędowych. Natrafiliśmy na gorący moment…

Readmore..

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Wielkanoc to najważniejsze i jedno z najbardziej rodzinnych świąt w polskiej kulturze. Jakie tradycje wielkanocne zachowały się na Kresach?Na Kresach na tydzień przed Palmową Niedzielą gospodynie nie piekły chleba, dopiero…

Readmore..

Banderowskie pomniki w Polsce i antypolskie na Ukrainie . Cz.2

/ Pomnik UPA w Lubaczowie https://zlubaczowa.pl/news/wydarzenia/2506-czy-na-terenie-powiatu-lubaczowskiego-jest-wiecej-pomnikow-upa

Redaktor „Gazety Wyborczej” Paweł Smoleński, absolwent ukraińskiego liceum w Legnicy, biegał w 2000 roku po Pogórzu Przemyskim krzycząc, że ksenofobiczni Polacy nie pozwalają na pochówek poległych w ataku na Birczę „partyzantów UPA”. Nie chodziło o pochówek, ale o postawienie pomnika chwały dla zbrodniarzy w miejscu uświęconym krwią ich polskich ofiar. Bez problemów pochowani zostali na cmentarzu wojskowym Strzelców Siczowych w Pikulicach pod Przemyślem, 7 lipca 2000 roku  podczas ich pochówku, greckokatolicki ks. Stefan Dziubina gloryfikował upowskich zbrodniarzy i twierdził, że bronili oni „bezbronnych ludzi, jakich w tym czasie tysiącami okrutnie mordowano tylko za to, że urodzili się Ukraińcami”.

Podobnych bredni i kłamstw wypowiedział znacznie więcej (Jacek C. Kamiński: Polacy nas wyrzynali; w: „Myśl Polska o Kresach” [dodatek „Myśli Polskiej”] z września 2000 r.). I okazało się, że Ukraińcy złamali prawo, zmienili uzgodnione z polską stroną napisy na pomnikach. A ów redaktor oczywiście milczał w tej sprawie. Gdy odpowiednie służby zdemontowały te tablice, przemyski oddział Związku Ukraińców w Polsce zgłosił sprawę do polskiej prokuratury. Oni mogą w Polsce łamać prawo, Polakom nie wolno go egzekwować! Kulisy tego „incydentu”, bardzo charakterystyczne dla relacji polsko-ukraińskich, ujawnia Jacek Borzęcki w artykule „Tablice w „areszcie” (http://www.dziennik.krakow.pl/public...j/002/002.html). Pisze on: „Ukraiński Cmentarz Wojenny z czasów po I wojnie światowej znacznie poszerzono i ogrodzono na koszt państwa, po czym na mogiłach stanęły zbudowane również na koszt państwa nagrobki czekające na położenie upamiętniających tablic. Problemem była treść tablic, o czym mieli zadecydować przedstawiciele obu państw. Oprócz tej sprawy, gorącym problemem w dwustronnych stosunkach była już wówczas kwestia nierespektowania przez stronę ukraińską dwustronnych uzgodnień dotyczących odbudowy Cmentarza Orląt Lwowskich. Oba te problemy stały się tematem dwustronnego spotkania, jakie odbyło się w Warszawie 3 sierpnia 2000 r. Oprócz przewodniczącego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzeja Przewoźnika, a z drugiej strony wiceministra spraw zagranicznych Ukrainy Petra Sardaczuka i ambasadora Ukrainy w Polsce Dmytra Pawłyczki w spotkaniu uczestniczyli też (w charakterze obserwatorów) ówczesny mer Lwowa Wasyl Kujbida, wicemer Lwowa Wasyl Biłous oraz prezes Związku Ukraińców w Polsce Miron Kertyczak. Zgodnie z zawartym wówczas porozumieniem strona ukraińska miała zadbać o respektowanie przez władze lwowskie zawartych wcześniej uzgodnień co do zakresu prowadzonej na koszt strony polskiej odbudowy Cmentarza Orląt we Lwowie (chodziło o napis na Grobie Nieznanego Żołnierza oraz o pomniki lotników amerykańskich i strzelców francuskich). Strona polska miała na swój koszt przygotować tablice w języku ukraińskim o treści: "Powstańcom ukraińskim poległym za wolną Ukrainę 7 stycznia 1946 roku w Birczy" (imiona i nazwiska, pseudonimy oraz daty urodzenia). "Powstańcom ukraińskim straconym za wolność Ukrainy 22 maja 1947 roku w Lisznej" (imiona i nazwiska, pseudonimy, daty urodzenia). Po uroczystym podpisaniu porozumienia strona ukraińska jakby przestała się interesować jego realizacją, a władze miejskie Lwowa nadal sprzeciwiały się wykonaniu kompromisowych uzgodnień zawartych na płaszczyźnie międzyrządowej. W tej sytuacji strona polska wstrzymywała się z zamontowaniem uzgodnionych tablic na pomnikach nagrobnych UPA na ukraińskim cmentarzu wojennym w Przemyślu Pikulicach. Tymczasem 23 sierpnia 2003 r., w Dzień Niepodległości Ukrainy, organizacja grupująca głównie byłych upowców w Polsce (Związek Ukraińskich Więźniów Politycznych Okresu Stalinowskiego), która właśnie w tym czasie odbywała w Przemyślu IV zjazd, samowolnie umieściła na obu mogiłach tablice w języku ukraińskim o treści niezgodnej z podpisanym porozumieniem: "Tu spoczywają żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii polegli w walce za wolną Ukrainę podczas ataku na garnizon Wojska Polskiego w Birczy, w dniu 7 stycznia 1946 roku" (imiona i nazwiska, pseudonimy oraz daty i miejsca urodzenia). "Tu spoczywają żołnierze Ukraińskiej Powstańczej Armii straceni 22 maja 1947 roku w Lisznej na podstawie wyroku polskiego Sądu Wojskowego w Sanoku" (imiona i nazwiska, pseudonimy oraz daty i miejsca urodzenia). Gdy wieść o tym dotarła do Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Warszawie, przewodniczący Andrzej Przewoźnik zwrócił się do wojewody podkarpackiego z prośbą "o działanie wynikające z przepisów obowiązującego prawa", czyli po prostu o usunięcie nielegalnych tablic. Na wiadomość o zniknięciu tablic bardzo ostro zareagował przewodniczący przemyskiego Oddziału Związku Ukraińców w Polsce Jarosław Sidor, który 15 grudnia ub.r. wniósł do prokuratury zawiadomienie o "przestępstwie" oraz wypowiedział się w publikacji ukraińskojęzycznego "Naszego Słowa", iż "polska władza z nakazu podkarpackiego wojewody ukradła tablice". (JACEK BORZĘCKI ; w: http://www.dziennik.krakow.pl/public...j/002/002.html)

Maciej Pieczyński mówi do Wiatrowycza: „Komentując umieszczenie na Grobie Nieznanego Żołnierza tablic poświęconych żołnierzom walczącym z UPA, stwierdził pan, że „teraz w Polsce będą czczeni czekiści”. Oprócz komunistów z banderowcami walczyły spontanicznie tworzone oddziały samoobrony oraz AK. Porównując ich do czekistów, obraził pan Polaków.”

Wołodymyr Wiatrowycz odpowiada: Chodziło o to, że akurat na terenach, które dziś należą do Polski, większość ofiar UPA to byli żołnierze różnych oddziałów komunistycznej bezpieki. Wśród wymienionych na tablicach miejsc walk są Bircza, gdzie oprócz polskich żołnierzy z Ukraińcami walczyło również NKWD, czy też inne miejscowości, w których po stronie polskiej ginęli żołnierze wspomagających NKWD „istriebitielnych batalionów”. To nie oznacza, że Polaków bronili wyłącznie NKWD-ziści, ale nie można też stwierdzić, iż ich wśród obrońców w ogóle nie było. Oczywiście Polacy mają prawo czcić pamięć swoich obrońców z AK i spontanicznie tworzonych oddziałów, ale upamiętnianie komunistów to już przekroczenie granic”. (Z banderowcami walczyli czekiści;  Z Wołodymyrem Wjatrowyczem, przewodniczącym Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej rozmawia Maciej Pieczyński. „DoRzeczy”, listopad 2017) 

Internauci:

Gregor: „Panie Wiatrowycz rozkaz WYMORDOWANIA 200 000 cywilów w tym głównie Polaków ale także żydów, Czechów, Ormian i innych narodowości nie wydała AK a OUN - UPA i tego nie zamieciecie pod dywan. Ja zgadzam się że Polacy też mordowali ale spontanicznie w odwecie bez rozkazu AK bo ten był jedyny brońcie polskiej ludności. Jeżeli Ukraina będzie czciła UPA ale gdzie będzie powiedziane wprost kto jest odpowiedzialny za ludobójstwo na dawnych kresach to nawet Polacy się z tym oswoją bo nie ma co zakłamywać w ludobójstwie na Kresach brała udział tylko część UPA i ludności ukraińskiej. Nie wszyscy dowódcy zgadzali się z rozkazem wymordowania Polaków. Ale to trzeba czarno na białym napisać i podpisać i wtedy droga do dobrosąsiedzkich stosunków otwarta. Wam wystarczy Rosja jako wróg i nie szukajcie sobie kolejnego w Polsce bo przegracie niepodległość na rzecz Moskwy”.

Robert: „Dlaczego promujecie na swoich łamach Goebbelsa banderowskiej propagandy??? Dlaczego publikuje się wywiad z miłośnikiem OUN-UPA który wciska nam swoje senne kity? Nie słyszałem aby na współczesnej Ukrainie drukowano poglądy polskiego historyka który, delikatnie mówiąc, reprezentuje odmienne zdanie niż Wiatrowycz”.

Szacki: „Zwykły żołnierz LWP broniący polskich cywilów przed bandami ukraińskimi miał tyle samo wspólnego z komunizmem, co żołnierz 202. batalionu broniący mordowanych Polaków na Wołyniu z nazizmem. Czyli nic. Więc niech Wiatrowycz nie opowiada bzdur o rzekomym "upamiętnianiu komunistów". Bo to jest właśnie przekraczanie granic przyzwoitości.”

Emeryt_1946: „Po słowach Wiatrowycza "na terenach, które dziś należą do Polski" Pieczyński powinien zakończyć rozmowę. Te słowa należy rozumieć, że Ukraina istniała od Dona do Sanu i taki ma cel - tak jest w ukraińskim hymnie, taktycznie czasowo zmienionym. Pan Pieczyński w pytaniu podzielił walczących z UPA na dobrych AK-wców i złych komunistów. To jest zwykłe sku...ństwo. Mój stryj - antykomunista – w wieku 20-stu lat został wcielony do KBW Kraków. W walkach z UPA stracił cztery palce prawej ręki. W rok po wyjściu z wojska został oskarżony za propagandę antypaństwową, czyli za krytykę rządu w zakładzie pracy podczas przerwy śniadaniowej. Skazano go na rok więzienia. Wyszedł po siedmiu miesiącach ze względu na stan zdrowia - nabawił się przewlekłej choroby nerek. Zmarł w 1952r. Takich "komunistów" walczących z UPA zapewne było wielu. Dzisiaj Wiatrowycz i jemu podobni piszą na nowo fałszywą historię Ukrainy, historię jawnie antypolską a tacy jak Pieczyński świadomie im w tym pomagają. Hańba DoRzeczy za udostępnienie szpalt takim Pieczyńskim.”

10 listopada br., w przeddzień Święta Niepodległości minister obrony narodowej odsłonił na Grobie Nieznanego Żołnierza w Warszawie tablice z nazwami dwudziestu wsi i miasteczek na Wołyniu i Lubelszczyźnie oraz w Małopolsce Wschodniej, które stawiły opór napastnikom z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Armii Powstańczej. Obrońcami byli członkowie samorzutnie tworzonych  samoobron, wspierani przez żołnierzy Armii Krajowej i Batalionów Chłopskich. Wielu z nich poległo, ale dzięki ich heroicznej postawie miejscowości uratowano od zagłady, a ich mieszkańców od okrutnej śmierci. Odsłonięcie tablic było efektem wieloletnich starań rodzin ofiar UPA oraz różnych organizacji kresowych i patriotycznych. Wsparcia udzieliło też kilku posłów, w tym Michał Dworczyk i Tomasz Rzymkowski, a także działacze społeczni np. Ewaryst Fedorowicz i Marcin Palade. Jednak na parę dni przed uroczystością, która była zaplanowana na 11 listopada, doszło do kolejnych nieporozumień pomiędzy MON a Kancelarią Prezydenta RP. Skutkiem tego pan prezydent Andrzej Duda nie wziął udziału w odsłonięciu tablic, a sama uroczystości została przesunięta o dzień wcześniej. Zresztą to nie pierwszy, kiedy to prezydent Duda uchyla się od upamiętnienia ofiar UPA i SS Galizien. Największym jednak zaskoczeniem było podmienienie tablic, które zamontowane zostały na Grobie Nieznanego Żołnierza parę dni wcześniej. Jeszcze wieczorem 9 listopada na jednej z tablic widniała nazwa Birczy na Podkarpaciu, która w latach 1945 i 1946 została trzykrotnie obroniona przez polskich żołnierzy. Nazwa ta zniknęła dnia następnego, co od strony technicznej wymagało podmienienia tablicy w porze nocnej. Pomimo zapytań ze strony dziennikarzy przedstawiciele tak MON, jak i Kancelarii Prezydenta RP, dawali wymijające odpowiedzi.  Jednak z informacji nieoficjalnych wynika, że uczyniono to pod presją strony ukraińskiej, a zwłaszcza Wołodymyra Wiatrowycza, szefa IPN w Kijowie, który od lat neguje banderowskiej ludobójstwo na Polakach, Żydach i innych narodowościach oraz atakuje polskich patriotów. W tych dniach zarzucił on publicznie, że polskich wiosek przed UPA bronili "czekiści". Tej narracji, popieranej przez prezydenta Petro Poroszenkę, w niesłychanie uległy sposób podporządkowali się niektórzy przedstawiciele obecnego obozu władzy w Polsce.

Co do meritum sporu o Birczę, to wbrew twierdzeniem Wiatrowycza i polskich sympatyków nacjonalizmu ukraińskiego wioski tej nie broniło ani UB, ani radzieckie NKWD. Jedna z najlepszych badaczek tych spraw, Ewa Siemaszko pisze: "W Birczy, napadanej wielokrotnie, miały miejsce trzy ważne walki z UPA, które uratowały miasto. Po stronie polskiej ataki banderowskie odpierali żołnierze frontowi z 17 DP, 9 DP i 12 DP oraz milicjanci - byli akowcy, którzy specjalnie wstąpili do MO, by bronić ludności. Żołnierze wcześniej walczyli z Niemcami, byli wśród nich kresowianie (np. żołnierz 27. WDP AK, Stefan Dominik Demczuk "Ryś", przedwojenny zawodowy żołnierz, podoficer, w "Dwudziestej Siódmej" był w zwiadzie konnym I/19 pułku Zgrupowania "Osnowa". Generalnie zarzut, że walczący z UPA w Birczy to komuniści, nie ma podstaw. Nie było tam NKWD, jak podaje na podstawie kłamliwych źródeł ukraińskich Wikipedia. Dzięki desperackiej skutecznej obronie UPA nie dała rady spalić miasta i wyrżnąć ludności. Spośród ludności cywilnej w Birczy z rąk UPA zginęło 44 Polaków znanych z nazwiska, straty obrony (żołnierze i milicjanci) to siedemdziesiąt kilka osób. (ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Usunięto obrońców Birczy z Grobu Nieznanego Żołnierza. Żenada; http://www.rmf24.pl/tylko-w-rmf24/isakowicz-zaleski/blogi/news-usunieto-obroncow-birczy-z-grobu-nieznanego-zolnierza-zenada,nId,2464149; 12 listopada 2017)

Przeciwko działaniom władz ws. usunięcia tablicy z nazwą Birczy stanowczo zaprotestowali podkarpaccy działacze patriotyczni, na czele z Mirosławem Majkowskim z Przemyśla. Swoje oburzenie „niegodziwym, haniebnym i jakże skandalicznym czynem” wyrazili także przedstawiciele władz samorządowych Birczy, a także innych gmin regionu. Ponadto, powstał komitet ds. walki o powrót nazwy Birczy na tablicę na Grobie Nieznanego Żołnierza, w skład którego weszli m.in. znani historycy i wykładowcy, działacze patriotyczni, samorządowi i politycy, działacze kresowi, osoby duchowne, dziennikarze i publicyści czy ludzie sztuki i inni. W latach 1945-1946 Bircza była broniona przed atakami ze strony UPA przez „ludowe” Wojsko Polskie i milicję. Cześć zabitych bojówkarzy UPA, biorących udział w atakach na Birczę, spoczywa obecnie na ukraińskim cmentarzu wojskowym w Przemyślu-Pikulicach. Na terenach zagrożonych przez OUN-UPA w okolicach Birczy panował nieformalny rozejm pomiędzy polskim podziemiem a oddziałami „ludowego” Wojska Polskiego. Co więcej, żołnierze AK i BCh masowo wstępowali do oddziałów milicji po to, by móc dalej bronić swoich miejscowości przed OUN-UPA. W związku z tym nie dochodziło do walk między siłami formalnie podległymi komunistom a polskim podziemiem. (Kuriozalna odpowiedź MON ws. usunięcia BIRCZY z GROBU NIEZNANEGO ŻOŁNIERZA ; https://kresy.pl/wydarzenia/kuriozalna-odpowiedz-mon-ws-usuniecia-birczy-grobu-nieznanego-zolnierza; 1 grudnia 2017 )

„Strona ukraińska nie wywiązuje się z porozumień w sprawie upamiętnienia miejsc pochówku polskich żołnierzy. Międzynarodowa umowa w tej kwestii jest lekceważona, dochodzi do zastojów w rozmowach, które w poszczególnych przypadkach trwają już dziesięć lat – alarmuje Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. (...) Prawda jest taka, że wnioski, które są kierowane, pozostają bez odpowiedzi, nie są załatwiane(...), wiele prac bezskutecznie czeka na wykonanie, nieraz zdarzają się wieloletnie zastoje sięgające nawet dziesięciu lat. Sztandarowym przykładem jest sprawa upamiętnienia zamordowanych polskich profesorów z uniwersytetu lwowskiego. Strona ukraińska od wielu lat nie zgadza się na napis informujący o tym, iż byli to polscy profesorowie. (...) Poza tym ukraińskie władze stawiają opór w upamiętnianiu mogił ofiar ukraińskich nacjonalistów na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej” – informował Zenon Baranowski (Nasz Dziennik z dnia 18 lutego 2004 r.), relacjonując posiedzenie sejmowej Komisji Łączności z Polakami za Granicą.  

Ukraińska hucpa z Cmentarzem Obrońców Lwowa zwanym Cmentarzem Orląt Lwowskich po 15 latach zakończyła się. ustępstwem polskim. Ukraińcy nie życzyli sobie lwów kamiennych, kolumnad, wielu symboli i napisów, a strona polska ustąpiła. Cmentarz miał być otwarty 1 listopada 1998 r. i jako obiekt zabytkowy w niezmienionym kształcie sprzed II wojny. Ukraińcy nie zgodzili się na powrót kamiennych lwów stojących przed wojną przed łukiem triumfalnym Pomnika Chwały. Ten z lewej strony trzymał tarczę, na której umieszczony był herb miasta, a pod nim widniał napis: „Zawsze Wierny”. Lew po prawej trzymał tarczę z orłem w koronie, a pod nim był napis: „Tobie Polsko”. Herb Lwowa na lewej tarczy miał wkomponowany Krzyż Virtuti Militari. Napis na Grobie Pięciu Nieznanych z Persenkowki przed wojną brzmiał: „Nieznanym bohaterom poległym w obronie Lwowa i Ziem Pd.-Wsch.”. Zamiast uzgodnionej wersji napisu „Nieznanym żołnierzom polskim bohatersko poległym w obronie niepodległości Polski 1918 – 1920” Ukraińcy umieścili napis: „Nieznanym wojakom polskim poległym w wojnie ukraińsko-polskiej 1918 – 1920”. Prezydent Kwaśniewski składając wieniec 12 maja 1999 r. udał, że zamiany treści napisu nie zauważył. W negocjacjach 13 grudnia 2000 r. uzgodniono treść napisu: „Nieznanym żołnierzom bohatersko poległym w walce o Polskę”. Władze Lwowa zmusiły stronę polską do zgody na napis: „Tu leży żołnierz polski poległy za Ojczyznę”. Na grobach Obrońców Lwowa na plakietkach na krzyżach były napisy: „Nieznany Obrońca Lwowa”, które zastąpiono tekstem: „Nieznany Żołnierz WP” – co nie zawsze jest zgodne z prawdą, gdyż są tu i uczniowie i harcerze i ochotnicy cywile. W koronach płaskorzeźb 6 aniołów były wkomponowane: Krzyż Virtuti Militari, Krzyż Obrońcy Lwowa oraz odznaka Orlęta Lwowskie, obecnie korony cierniowe są puste. Nawet na płytach nagrobnych nie można było zostawić oryginalnych napisów: „Odzn. Krzyż. Obr. Lwowa”, a tylko: „Odzn. Krzyż.”. Polacy ustąpili jeszcze kilku żądaniom strony ukraińskiej i 24 czerwca 2005 r. nastąpiło otwarcie Cmentarza Orląt Lwowskich. We Lwowie „jednali” się prezydenci: A. Kwaśniewski i W. Juszczenko, natomiast w Warszawie 19 czerwca i we Lwowie 26 czerwca nastąpił „akt religijnego pojednania” obrządku łacińskiego i greckokatolickiego. Do Warszawy nie został jednak zaproszony kardynał Marian Jaworski, „łaciński” arcybiskup Lwowa. Nie została także załatwiona sprawa zwrotu kościołów, będących wcześniej własnością katolików na Ukrainie. W tym „pojednaniu” nie załatwiono żadnego konfliktu, katolicy nie uzyskali zwrotu ani jednej świątyni, nie uzyskano zgody chociaż na jeden krzyż na grobie pomordowanych Polaków. W 2005 r. dyrektor Cmentarza Łyczakowskiego rozpoczął procedurę zmierzającą do usunięcia miecza „Szczerbca” z płyty głównej Cmentarza Orląt, gdyż uznał to za symbol polskiego militaryzmu. W zamian za zgodę na otwarcie Cmentarza Obrońców Lwowa wiele zobowiązań przyjęła strona polska, o czym nie informowano społeczeństwa, stąd znane są one tylko „z przecieków”. Polska zgodziła się m.in. na zalegalizowanie ponad 100 panteonów chwały postawionych nielegalnie „bohaterom” OUNUPA „poległym w walce o wolną Ukrainę na ojczystej ziemi”, przywrócenie tablic z niezgodnymi z prawem napisami na cmentarzu ukraińskim w Pikulicach pod Przemyślem oraz na postawienie pomnika Ukraińcom rozstrzelanym a akcji odwetowej w Pawłokomie i uroczyste jego otwarcie z udziałem prezydentów Polski i Ukrainy.

Na ścianie kamienicy we Lwowie jest tablica – płaskorzeźba upamiętniająca wybitnego polskiego uczonego, profesora Kacpra Weigla, z napisem ukraińskim, informującym, że tutaj mieszkał uczony, rektor Politechniki Lwowskiej. O tym, że był Polakiem i został zamordowany razem ze swoim synem w lipcu 1941 roku – ani słowa.

„Dziennik Wschodni” z 12 kwietnia 2007 roku pisał: „Wojewoda wołyński Wołodymyr Bondar życzyłby sobie, by jedna z chełmskich ulic nosiła imię Mychajła Hruszewskiego, pierwszego prezydenta Ukrainy, a inna Kniazia Daniły Romanowicza. Wojewoda Bondar spodziewa się także poparcia dla ukraińskiej inicjatywy umieszczenia w Chełmie tablic pamiątkowych, poświęconych żyjącemu w latach 1201 – 1264 Danile oraz metropolicie Iłarionowi, czyli Iwanowi Ohijenko, który w okresie hitlerowskiej okupacji kierował chełmską parafią prawosławną. Hruszewski, który podobnie jak Ohijenko, był wybitnym ukraińskim historykiem, swoją tablicę w Chełmie już ma. – W przypadku metropolity Iłariona jestem przekonany, że nie jest to postać, którą z narodowego punktu widzenia powinniśmy u siebie gloryfikować – mówi Jan Paszkiewicz, chełmski historyk i regionalista. – Jego postać kojarzy mi się z faworyzowaniem przez okupanta społeczności ukraińskiej kosztem Polaków”.

Niestety, wojewoda lubelski nie wystąpił do wojewody wołyńskiego z „życzeniem sobie”, aby Włodzimierz Wołyński miał ulice chociażby książąt Ostrogskich, Lubomirskich czy Sanguszków, Cypriana Godebskiego, Gabrieli  Zapolskiej, Tadeusza Kościuszki, Józefa I. Kraszewskiego i innych wybitnych Polaków związanych z Wołyniem. Łuck powinien mieć ulicę króla Bolesława Chrobrego (w 1004 r. pokonał on nad Styrem księcia Jarosława), Adama Naruszewicza, biskupa A. Szelążka. Kowel powinien mieć ulicę 27 Dywizji Wołyńskiej AK, Dubno ulicę hrabiego Aleksandra Chodkiewicza oraz Stanisława Skalskiego (asa polskiego lotnictwa). W Krzemieńcu poza upamiętnieniem Tadeusza Czackiego swój pomnik powinien mieć Alojzy Feliński, autor m.in. słów pieśni „Boże coś Polskę”. Tym bardziej, że w Polsce, w miejscowości Młyny koło Radymna postawiony został w 2004 r. pomnik kompozytora ukraińskiego hymnu narodowego („Szcze ne wmerła Ukraina”), gdyż tutaj pochowany jest jego autor Michajło Werhyćkyj. W przypadku braku takiej „wzajemności”, autora inicjatywy upamiętniania ważnych dla Ukraińców osób działających na terenie Polski podejrzewać należy o „sianie nienawiści”.

Gdy Kresowianie podjęli inicjatywę postawienia w Warszawie Pomnika Ofiar OUN-UPA, wnet pojawił się „list protestacyjny polskich intelektualistów” skierowany do Przewodniczącego Rady Miasta Stołecznego Warszawy, opublikowany w... ukraińskojęzycznym „Naszym Słowie”. Wśród protestujących znalazł się Andrzej Wajda, do którego wystosowała list Leokadia Ciaś-Tylenda, a opublikowany on został w gazecie „Myśl Polska” z 3 czerwca 2007. Pisze ona m.in.: „Panie Andrzeju! Pod wyrokiem skazującym Pana Ojca podpisał się – dzisiaj potępiany – Józef Stalin. Pod wyrokiem skazującym mojego ojca podpisał się – dzisiaj hołubiony – Kłym Sawur. Pana Ojciec zginął w Katyniu w 1940 roku. Mój Ojciec zginął w Wierzbicznie, powiat Kowel, na Wołyniu w 1943 roku. Pana Ojciec został zastrzelony strzałem w tył głowy. Mój Ojciec został zarżnięty nożem, z towarzyszącymi morderstwu słowami: „riżte, riżte pomałeńku, bo to dobryj pan”. Pana Ojciec walczył w 1939 roku. Mój Ojciec walczył w 1920 roku. Pana Ojciec walczył pod wodzą Edwarda Rydza-Śmigłego. Mój Ojciec walczył pod wodzą Józefa Piłsudskiego. Nie wiem gdzie walczył Pana Ojciec. Mój Ojciec walczył na Wołyniu i pod Lwowem. Pamięć Pana Ojca okrywała tajemnica prze 50 lat. Pamięć mojego Ojca okrywa dalsze milczenie, choć mijają już 64 lata. Pana Ojcu zbudowano pomnik w Katyniu, w miejscu zbrodni. Prochy mojego Ojca leżą gdzieś na pastwisku w Wierzbicznie. Pan może złożyć kwiaty na (wspólnym) grobie Ojca. Ja nawet nie wiem gdzie szukać prochów mojego Ojca. Ekshumacja nie dała rezultatu. Pan buduje pomnik swojemu Ojcu w postaci filmu o Katyniu. Pan stawia sprzeciw budowie pomnika mojemu Ojcu. Pan każe mi przebaczyć „winowajcom”, aby nie siać nienawiści między narodami. Pan sam do tej pory nie przebaczył swoim „winowajcom”. Pan, bez mojej zgody, przeprosił za Operację „Wisła”, która zakończyła przelew krwi w Bieszczadach. Ja w tej sytuacji nie muszę już wybaczać i przepraszać. Pan uczynił to za mnie, jako Senator. Pytam Pana tylko o jedno: dlaczego Pan dokonał podziału naszych Ojców. Mój Ojciec to równy, a Pana -  równiejszy... Dlaczego buduje Pan pomnik swojemu Ojcu, a zakazuje Pan, abym ja zbudowała pomnik Ojcu mojemu?”.  Pozostaje retoryczne pytanie: czy Andrzej Wajda na ten list odpisał?

 6 listopada 2008 roku do ówczesnego  premiera Donalda Tuska list skierował dr Andrzej Zapałowski: „Przed dwoma miesiącami na skutek nieodpowiedzialnych działań podległych panu służb doszło w Przemyślu do demontażu rzeźby na legalnie wybudowanym pomniku znajdującym się na cmentarzu, a upamiętniającym ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności m.in. polskiej, żydowskiej i ukraińskiej w latach II wojny światowej oraz po jej zakończeniu. Do demontażu doszło na skutek doniesienia pana Andrzeja Czornego (zastępcę przewodniczącego koła "kombatantów" UPA w Przemyślu), który zażądał demontażu rzeźby znajdującej się na pomniku. Tak, więc na wniosek członka organizacji ludobójczej zdemontowano symbol upamiętniający dziesiątki tysięcy ofiar i dokonały tego organy podległe rządowi RP! Stało się tak w imię walki z samowolą budowy nielegalnych pomników. Rozbiórkę rozpoczęto od symbolu przedstawiającego ofiary a nie katów. Od wielu lat kombatanci i rodziny pomordowanych zgłaszały do władz administracyjnych apele o rozebranie nielegalnych upamiętnień ludobójczej organizacji OUN-UPA w Polsce. Władze w tej sprawie nic nie robiły i nie widziały problemu. Teraz po protestach rozpoczął się dopiero ich spis. Mało, kto z rodzin pomordowanych wierzy, że te pomniki zostaną rozebrane.”

Newsweek z 6.07.2003 r. pisał o problemach, z jakimi napotkała się Rada Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oraz konsulat polski we Lwowie w uzyskaniu zgody na budowę pomnika pomordowanym 1100 – 1300 Polakom w Hucie Pieniackiej. Ukraińcy nie chcieli zwrotu „mieszkańcy zostali zamordowani”. „Sugerowano, że lepiej będzie, gdy napisze się o „tragicznie zmarłych”. Tak, jakby chodziło o wypadek drogowy. Potem żądali, by napisać, że mordu dokonali Niemcy. – Po tych propozycjach zdębieliśmy. To jakiś absurd – mówi biorący udział w żmudnych negocjacjach polski wicekonsul ze Lwowa Marek Maluchnik”. Po „pojednaniu” w Porycku (11 lipca 2003) Ukraińcy sami postawili pomnik, głoszący o pomordowaniu mieszkańców „przez faszystów”, bez określenia, że była to ludność polska. Nowy pomnik oficjalnie poświęcony został 21 października 2005 r. Uczestniczący w uroczystości wiceszef administracji obwodowej (odpowiednik wicewojewody) Oleksander Hanuszczyn stwierdził: „Dziś trudno zgodzić się co do tego, kto w czasie wojny miał rację, kto nie.” Na uroczystość nie przyszli Ukraińcy mieszkający w sąsiednich wsiach (np. Żarki), uczestniczących w rzezi.

Pomnikowa hucpa osiągnęła nawet poziom tragikomicznej groteski. „Jednym z warunków podyktowanych stronie polskiej z okazji obchodów 65. rocznicy wymordowania około 1300 Polaków przez esesmanów ukraińskich z SS „Galizien” – „Hałyczyna” oraz UPA w Hucie Pieniackiej jest zapis, że „nie wolno podawać jako prawdziwych wersji wydarzeń niepotwierdzonych źródłami historycznymi”, a kolejny punkt nakazuje oddanie hołdu „wszystkim niewinnym ofiarom lokalnych konfliktów, które miały miejsce na Lwowszczyźnie w okresie II wojny światowej”. Wreszcie strona ukraińska domaga się od Polaków uzgadniania z nimi w przyszłości scenariuszy wszystkich podobnych obchodów” (Eugeniusz Tuzow-Lubański: Ukraińcy chcą kontrolować obchody”; w: „Nasz Dziennik” z 14-15 lutego 2009). „Podobne żądania stawiane były tylko przez reżim komunistyczny, i to w czasach stalinowskich. Do tej tradycji nawiązują obecnie nacjonaliści ukraińscy w „samostijnej” Ukrainie. Boją się prawdy? Sami żadnego z tych wymagań nie przestrzegają, ani nie podają „prawdziwych wersji wydarzeń”, ani nie składają hołdu „wszystkim niewinnym ofiarom” ani nie „uzgadniają” swoich scenariuszy obchodów. Z cywilizowanym państwem nie ma to nic wspólnego”.

28 sierpnia 2009 roku na Ukrainę pojechała grupa Polaków pracować przy renowacji cmentarza w Hucie Pieniackiej. Józef Bernacki chciał odszukać miejsce, gdzie została zabita jego babcia, pochowana w rowie przydrożnym we wsi Opaki pow. Brody. Od mieszkańców wsi dowiedzieli się, że ciała zabitych zostały zabrane po wojnie do Oleska i pochowane w zbiorowych mogiłach, złożono tam około 500 czaszek i kości. „Stoi tam mały krzyż, zarośnięty, zaniedbany. W pobliżu widzimy pięknie utrzymany pomnik i krzyże bojców z UPA i SS „Hałyczyna”, być może to ci sami, którzy brali udział w mordowaniu polskiej okolicznej ludności” (Wojciech Orłowski: Aby odszukać mogiły bliskich...; w: „Gazeta Polska” z 30 września 2009). Podczas prac na cmentarzu w Hucie Pieniackiej (położony w lesie, trudno do niego trafić), pojawili się członkowie partii „Swoboda”, pytając o pozwolenie na postawienie krzyża i odprawienie mszy. Msza odprawiona została wieczorem 31 sierpnia, gdy dojechali uczestnicy motocyklowego Rajdu Katyńskiego. „W trakcie mszy przyjechała ekipa nacjonalistów ze „Swobody” wraz z Olegiem Pankiewiczem, wiceprzewodniczącym Lwowskiej Rady Obwodowej. Deputowany stwierdził, że jesteśmy tutaj nielegalnie. Odpowiadamy, że jesteśmy na grobach naszych bliskich, tłumaczymy, że w Hucie Pieniackiej zbrodni na Polakach dokonali bandyci z UPA i SS „Hałyczyna” i dlatego chcemy upamiętnić to miejsce. Deputowany Pankiewicz jest wyraźnie wściekły. Powtarza jak mantrę, że to AK mordowało ukraińską ludność, a zbrodni dokonywali niemieccy policjanci – „karatieli”. /.../ „Kariatieli” to nazwa niemieckich oddziałów pacyfikacyjnych. Jednym z nich była ukraińska SS „Hałyczyna”, czemu uparcie zaprzecza deputowany Pankiewicz. /.../ Jak dotąd w wielu okolicznych miejscowościach wokół Huty Pieniackiej nie ma nawet krzyża na zbiorowych mogiłach. Tak jest w okolicach Podkamienia, Huciska Brodzkiego, Majdanu, Huty Werchobuskiej – miejscach, w których wydarzyły się równie tragiczne morderstwa Polaków, jak w Hucie Pieniackiej” (Wojciech Orłowski: jw.).

„Pojechaliśmy na mszę 28 lutego (2010 roku – przypis S. Ż.) w 66-tą rocznicę zagłady polskiej wioski Huta Pieniacka na Tarnopolszczyźnie, aby uczcić pamięć naszych bliskich zabitych przez szowinistów ukraińskich z SS Hałyczyna i UPA. W 1944r. zabito tam około 1215 osób. Na miejscu przywitały nas faszyzujące grupki Swobody, które zablokowały drogę Polakom udającym się na modlitwę pod pomnik pomordowanych Żydów i Polaków w 1944 r. Uroczystości ku czci pomordowanych zakłócał harcownik Oleg Pankiewicz, lider Swobody w okręgu lwowskim, który miał pretensje do naszych rodaków, że przyjeżdżają modlić się na ukraińskiej ziemi. W takiej sytuacji zmuszony byłem poinformować deputowanego Pankiewicza, że jego faszyzująca partia Swoboda przyjeżdża na nasze polskie uroczystości bez zaproszenia. Na dodatek jego organizacja Swoboda ukrywa prawdę, że Żydów i Polaków mordowały UPA i SS Hałyczna. Poprosiłem też, aby deputowany Pankiewicz nie krzyczał podczas uroczystości modlitewnych i nie unosił się gniewem. Nacjonaliści ze Swobody postawili nielegalną tablicę informującą jak wyglądała historia zagłady Huty Pieniackiej według jego partii. Przyznać należy, ze Ukraińcy ze Swobody nie chcą uznać, że Stiepan Bandera był tak naprawdę kolaborantem na usługach hitlerowskich Niemiec. Natomiast organizacje faszystowskich „Swobodników” specjalnie nasilają agresywny ton w kontaktach z polską ludnością. I to jest podstawowy problem w relacjach naszych państw” (Wojciech Orłowski; w: www isakowicz.pl).

„Już na wjeździe na polanę było widać faszystowskie chorągwie Swobody oraz słychać banderowskie piosenki. Eksponowano banery sławiące morderców Banderę i Szuchewycza. Zatarasowano nam drogę i nie chciano przepuścić wozów. Na szczęście mądrzy chłopi obsługujący furmanki nie dyskutowali z neobanderowcami tylko ich objechali. Z rozpaczą patrzyłem na urwane i zniszczone tabliczki informacyjne, które z synami zamontowaliśmy w zeszłym roku. Trzeba będzie je zrobić jeszcze raz. Pierwszą rzeczą po przyjeździe na miejsce było zasłonięcie flagą naszego stowarzyszenia tablicy, którą Swoboda umieściła przy ogrodzeniu naszego pomnika pomordowanych. Treści nie warto przytaczać, to zwykłe brednie nie warte zainteresowania. Ciekaw jestem co by było gdyby ktoś przy bramie obozu w Oświęcimiu umieścił tablicę informującą, że więźniów nie mordowali Niemcy. Na miejscu byli już Konsul Generalny Grzegorz Opaliński, konsulowie Jacek Żur, Marcin Zieniewicz, Alicja Hermańska. W imieniu Arcybiskupa Mokrzyckiego przybył proboszcz Żółkwi - ksiądz Bazyli Pawełko. Była też telewizja Rzeszów. Porządku pilnowała kilkunastu milicjantów i nieumundurowanych funkcjonariuszy departamentu bezpieczeństwa Brodów. Jakże śmiesznie wyglądała ta grupka błaznów ze Swobody na tle naszego zbiorowiska. Niestety rozpoczęcie opóźniało się, bo zaproszeni przez konsulat ksiądz grekokatolicki Jarosław z Żarkowa i pop cerkwi autokefalicznej Taras Dudar zamiast przyjść tam gdzie byli zaproszeni, cały czas przebywali na wiecu Swobody. Wreszcie zdenerwowany konsul Opaliński powiedział: zaczynamy bez nich. Już po rozpoczęciu, pośpiesznym krokiem, przybyli obaj duchowni. Cała uroczystość była wspaniała, przemówienia, wspólna ekumeniczna modlitwa, składanie wieńców, szybko zatarła ten niesmak, jaki wywołuje oglądanie barbarzyńców. Okazało się, że niezwracanie uwagi na wiecujących neobanderowców ma sens. To ich najbardziej rozwścieczyło. Nie mogąc się przebić z tymi głoszonymi bredniami, piosenkami, po zakończeniu uroczystości podeszli pod nasz pomnik, a główny animator, faszysta Oleg Pankiewicz udzielał sążnistego wywiadu samemu sobie i swoim kamratom. My w tym czasie już wracaliśmy” (V-ce Prezes Stowarzyszenia Huta Pieniacka Bogdan Śmigielski; w: www. isakowicz.pl).

W Hucie Pieniackiej zniszczono pomnik poświęcony Polakom pomordowanym przez Ukraińców, w tym z UPA i batalionu policyjnego SS. Krzyż najpewniej wysadzono w powietrze, a tablice z nazwiskami ofiar pomalowano w barwach flag Ukrainy i OUN-UPA, rysując też runy SS. Do zniszczenia pomnika doszło w niedzielę 8 stycznia. Informacja o tym oraz o wysadzeniu pomnika była później, w poniedziałek, powtarzana na portalach rosyjskich, a także ukraińskich. Na zdjęciach i nagraniu wideo, opublikowanym 9 stycznia widać, że stanowiący centralny element pomnika krzyż został zniszczony, zapewne wysadzony w powietrze. Z kolei stojące po jego bokach tablice kamienne z nazwiskami ofiar zostały pomalowane farbami w barwach flagi Ukrainy oraz OUN-UPA. Na tle tej drugiej namalowano także czarna farbą runy SS. Na resztkach pomnika leży również śnieg, co pokazuje, że fotografie i nagranie wideo nagrano jakiś czas po zdarzeniu. Na miejscu pracują ukraińskie służby. /.../ Stowarzyszenie Huta Pieniacka zamieściło na swojej stronie internetowej oświadczenie ws. zniszczenia pomnika: - Z przykrością informujemy, że pomnik upamiętniający zbrodnię dokonaną w Hucie Pieniackiej został zniszczony. Stowarzyszenie Huta Pieniacka pozostaje w stałym kontakcie z odpowiednimi służbami w celu wyjaśnienia okoliczności tego zdarzenia. Jednocześnie pragniemy podziękować wszystkim, którzy ze szczerą troską i współczuciem informują nas o zaistniałej sytuacji. Składamy wyrazy głębokiej wdzięczności za wszelkie wyrazy wsparcia i solidarności, które dochodzą do nas tak z Polski jak i z Ukrainy. - Celem naszego Stowarzyszenia jest upamiętnienie zbrodni popełnionej na naszych przodkach - mieszkańcach wsi Huta Pieniacka i okolicznych miejscowości. Naszym pragnieniem jest zachowanie pamięci i modlitwa. W tym trudnym czasie o to właśnie prosimy wszystkich Państwa – czytamy w oświadczeniu, które ma ukazać się również na łamach polskiej prasy na Ukrainie.

W rozmowie z Kresami.pl prezes zarządu stowarzyszenia Małgorzata Gośniowska – Kola mówi, że choć sprawa jest niezwykle bulwersująca i bolesna, to całe stowarzyszenie stara się podchodzić do niej na spokojnie. Jak poinformowała, w poniedziałek późnym wieczorem potwierdzono, że pomnik został zniszczony. Skontaktowała się również z polskimi służbami, które zapewniają, że pomnik zostanie naprawiony, a sprawa wyjaśniona.

Ks. Isakowicz-Zaleski podkreśla, że wyjaśnienie sprawy jest w interesie zarówno Polski, jak i Ukrainy. – Dziś nie wiemy, czy zrobili to np. banderowcy ze Swobody, czy jest to prowokacja rosyjska, czy może stoi za tym ktoś trzeci – mówi ksiądz. Zwraca uwagę na skalę zniszczeń i na to, że przeprowadzenie takiej akcji nie jest proste i świadczy to o tym, że przeprowadziła to jakaś organizacja. (Zniszczony krzyż, barwy UPA i runy SS – zdewastowano pomnik ofiar rzezi w Hucie Pieniackiej; http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz/zniszczony-krzyz-barwy-upa-i-runy-ss-zdewastowano-pomnik-ofiar-rzezi-w-hucie-pieniackiej-video-foto ; 10 stycznia 2017  )

Strona ukraińska zapewnia, że dołoży starań, by jak najszybciej usunąć skutki zniszczeń, jednak zdaniem konsula Mazura zakończenie prac do końca lutego, gdy mają odbyć się obchody rocznicy mordu w Hucie Pieniackiej, może być trudne. Z kolei według ukraińskich śledczych, wielki krzyż stanowiący centralny element pomnika w Hucie Pieniackiej nie został wysadzony, ale rozbity, najpewniej przy użyciu ciężkich młotów. Na miejscu nie znaleziono śladów substancji wybuchowych. Stopień zniszczenia pomnika oceniono na 50 proc. Przedstawiciele Ukrainy twierdzą, że nie wiedzą, kiedy doszło do aktu wandalizmu, o którym dowiedzieli się dziś rano. Ukraińska policja również miała zostać poinformowana o tym dopiero w tym samym czasie. Na miejscu nadal pracują śledczy z policji, a także z SBU.

Ukraińskie media podając informacje dotyczące Huty Pieniackiej twierdzą jednak, że pomnik upamiętniał Polaków, którzy zginęli „z rąk hitlerowców”. Zdaniem znanego negacjonisty wołyńskiego i szefa ukraińskiego IPN, Wołodymyra Wiatrowycza, że „zniszczenie pomnika Polaków zamordowanych we wsi Huta Pieniacka na zachodniej Ukrainie to prowokacja, której celem jest zaostrzenie stosunków polsko-ukraińskich”. - Huta Pieniacka to polska wieś, zniszczona na rozkaz niemieckich okupantów w wyniku prowokacji działającego tam oddziału radzieckich partyzantów. Do udziału w operacji karnej (przeciwko Polakom) naziści świadomie zaangażowali składające się z Ukraińców oddziały policyjne – zaznaczył Wiatrowycz. Jego zdaniem, działania w Hucie Pieniackiej podobne są do aktów wandalizmu na ukraińskich cmentarzach w Polsce: - Są one analogiczne i mają ten sam cel: wywołanie wojny na pomniki. Niszczenie grobów i pomników po obu stronach granicy powinno spotkać się z jednakowym, zdecydowanym potępieniem w obu krajach, zarówno ze strony władz, jak i społeczeństwa obywatelskiego.

- Liczyłbym na wezwanie ambasadora Ukrainy do polskiego MSZ i wyjaśnienie tego typu sytuacji: legalnie postawiony pomnik ofiar został zniszczony na terytorium Ukrainy – mówi Bakun. Dodaje, że domyśla się, jakie będzie tłumaczenie strony ukraińskiej: - Będą twierdzić, że to rosyjska prowokacja i dalej będą brnąć w ten temat. Tylko, że cokolwiek dzieje się na terytorium Ukrainy i Polski, co stawia Ukraińców w złym świetle, zawsze jest tłumaczone tym, że to rosyjska prowokacja. To tłumaczenie chyba powoli zaczyna się wypalać i przestaje brzmieć poważnie. (Ukraińskie władze i UIPN: zniszczenie pomnika w Hucie Pieniackiej to prowokacja; http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz/ukrainskie-wladze-i-uipn-zniszczenie-pomnika-w-hucie-pieniackiej-to-prowokacja 10 stycznia ; 2017)

Wg informacji, do których dotarł portal Kresy.pl, do dewastacji doszło w tym samym czasie co opisywana przez nas niedawno dewastacja pomników we Lwowie i Podkamieniu. Informację wraz ze zdjęciem przekazał nam p. Henryk Bajewicz ze Stowarzyszenia Podkamień, który o dewastacji pomnika dowiedział się w niedzielę od znajomego z Ukrainy. Dziś od tego samego znajomego otrzymał prezentowaną przez nas fotografię. Wg innych znajomych p. Henryka, dewastacji pomnika miała dopuścić się "Swoboda". Informację o dewastacji potwierdziła nam również p. Małgorzaty Gośniowska-Koli, prezes Stowarzyszenia Huta Pieniacka. Pani Małgorzata rozmawiała dziś na ten temat z merem miasta Brody. Jutro z kolei ma rozmawiać z innymi przedstawicielami lokalnej administracji oraz z pracownikami polskiego konsulatu. Potwierdza także, że pomnik został zdewastowany w sposób widoczny na otrzymanym przez nas zdjęciu. Fakt sprofanowania pomnika w Hucie Pieniackiej potwierdzono na stronie ukraińskiej organizacji Zachodni Informacyjny Front na portalu Facebook, zaprezentowano także więcej zdjęć. W niedzielę, we Lwowie nieznani sprawcy sprofanowali polskie pomniki ku czci zamordowanych profesorów oraz pomordowanych przez UPA w Podkamieniu. Na obu upamiętnieniach umieszczono napisy „śmierć Lachom” (Polakom) oraz oblano je czerwoną farbą. Pomnik w Hucie Pieniackiej został zdewastowany zaledwie dwa miesiące temu, o czym informowaliśmy 10 stycznia bieżącego roku. Tuż przed obchodami rocznicy zbrodni pomnik został odnowiony przez stronę ukraińską. (Odnowiony pomnik w Hucie Pieniackiej został ponownie zdewastowany; http://www.kresy.pl/wydarzenia,spoleczenstwo?zobacz/pilne-odnowiony-pomnik-w-hucie-pieniackiej-zostal-ponownie-zdewastowany; 14 marca 2017 )

W Hucie Pieniackiej odbyły się w niedzielę uroczystości upamiętniające 74. rocznicę tragedii jej polskich mieszkańców, wymordowanych przez oddziały ukraińskiej dywizji SS-Galizien. W uroczystościach uczestniczyły rodziny zabitych, polscy mieszkańcy Ukrainy oraz przedstawiciele władz Polski, m.in. wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak i sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Adam Kwiatkowski, który odczytał list, wystosowany przez prezydenta Andrzeja Dudę. - Spotykają się państwo dzisiaj w miejscu, które 74 lata temu w ciągu jednego dnia z dużej, tętniącej życiem wsi, zostało zamienione w martwe pustkowie. Zbrodnia ludobójstwa popełniona tutaj przez ukraińskich żołnierzy i policjantów na służbie hitlerowskiej III Rzeszy niemieckiej oraz ukraińskich nacjonalistów, przyniosła zagładę około tysiąca ludzi, polskich mieszkańców Huty Pieniackiej oraz ukrywanych przez nich Żydów i uciekinierów z innych miejscowości Wołynia i Podola - napisał prezydent. - W imieniu państwa i narodu polskiego pochylam dzisiaj głowę na znak hołdu dla męczeństwa ofiar. Ich niewinna śmierć, zadana jedynie dlatego, że byli Polakami, przeraża ogromem okrucieństwa – podkreślił. Andrzej Duda zaznaczył, że choć Huta Pieniacka nie istnieje, pamięć o niej wciąż trwa. Prezydent zaapelował o jej pielęgnowanie. - Pamięć o dokonanej tutaj rzezi niesie także zobowiązanie, by przyszłość opierać na solidnym fundamencie prawdy, nie zaś na fałszu, zapomnieniu, wyparciu. My, Polacy, chcemy dobrych relacji z Ukraińcami. Uważamy, że nasze narody potrzebują siebie nawzajem, aby oba nasze państwa były silne i bezpieczne. Dlatego też potrzebujemy pamięci i prawdy o tym, co zdarzyło się tutaj 28 lutego 1944 roku, aby nic podobnego nigdy więcej się nie powtórzyło i aby nasze relacje opierały się na mocnych podstawach i wzajemnym zaufaniu - napisał Andrzej Duda w swoim liście.

Uroczystości odbyły się przed krzyżem pamięci ofiar tragedii Huty Pieniackiej; kilkaset metrów dalej pod czerwono-czarnymi flagami zebrała się kilkudziesięcioosobowa demonstracja ukraińskich nacjonalistów. Podczas modlitwy ekumenicznej jej uczestnicy wykrzykiwali m.in.: "Bandera jest naszym bohaterem!", jednak ze względu na wzmożoną ochronę policji nie doszło do incydentów. - Jesteśmy przeciwni temu, by Polska narzucała nam swoją wersję naszej historii i wskazywała, kogo możemy traktować jako naszych bohaterów, a kogo nie - powiedział PAP Mychajło Hałuszczak z nacjonalistycznej partii Swoboda.

Małgorzata Gośniowska-Kola, prezes Stowarzyszenia Huta Pieniacka oceniła w rozmowie z dziennikarzami, że demonstranci to osoby, którym nie podoba się obecność Polaków w tym miejscu. - Huta Pieniacka to miejsce, które uczy pokory. Od wielu lat nasze rodziny walczą o pamięć zmarłych. Dziś przyjechaliśmy tutaj z modlitwą i to jest nasz główny cel. Są jednak osoby, którym nie podoba się nasz przyjazd. Widzieliśmy manifestację, flagi banderowskie, słyszeliśmy okrzyki. A Huta Pieniacka to przecież miejsce, gdzie zamordowano ponad tysiąc osób - podkreśliła.

Polscy goście uroczystości w Hucie Pieniackiej zwracali także uwagę na tablicę stojącą obok pomnika ofiar tragedii, na której po ukraińsku, po polsku i angielsku napisano, że za zbrodnię odpowiadają "niemieccy naziści", a we wsi działały "polskie bojówki". - Jest to kolejny element prowokacji, z którym spotkaliśmy się w tym miejscu. Nie może być to odebrane inaczej, jak prowokacja ze strony pewnych sił ukraińskich, które chcą na nowo pisać historię. Bez względu na to, ile by się takich tablic nie pojawiło, nic nie zmieni faktu, że 28 lutego 1944 roku mieszkańcy Huty Pieniackiej zostali wymordowani przez Ukraińców w służbie niemieckiej - powiedział obecny na uroczystościach wiceprezes IPN Krzysztof Szwagrzyk. - Bolesnym jest także fakt, że witają nas tutaj flagi banderowskie. To chyba nie jest jeszcze czas, kiedy możemy mówić o pojednaniu. To jest jednak czas, kiedy możemy mówić, że państwo polskie spełni swój obowiązek wobec ofiar i jak nie dziś, to za 10 albo 50 lat zostaną odnalezione doły śmierci ze szczątkami Polaków mordowanych przez Niemców, Sowietów i Ukraińców - dodał Szwagrzyk. (Upamiętniono ofiary zbrodni w Hucie Pieniackiej. Zamordowano tam kilkuset Polaków; http://www.stefczyk.info/wiadomosci/swiat/upamietniono-ofiary-zbrodni-w-hucie-pieniackiej-zamordowano-tam-kilkuset-polakow,22573534068 ; 25.02.2018 )

„Władze Kijowa wycofały się z postawienia pomnika Juliusza Słowackiego, który urodził się w Krzemieńcu na Wołyniu, choć obecny rok z okazji 200. rocznicy jego urodzin Sejm RP ogłosił rokiem owego wieszcza narodowego. Przywieziony z Polski postument, trafił więc do magazynu. I to w chwili, gdy prezydenci Polski i Ukrainy będą odsłaniać pomnik ukraiński na warszawskiej Woli”  (ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski: Asymetria; w; „Gazeta Polska” z 9 września 2009).

Kolejna hucpa polskich władz samorządowych miała miejsce w Radrużu (gmina Horyniec) i dotyczyła krzyża postawionego polskim ofiarom zbrodni UPA. „Uważałam, że przycerkiewny cmentarz będzie najlepszym miejscem dla upamiętnienia tych 26 bezbronnych mieszkańców naszej wsi, zamordowanych przez OUN-UPA. Przecież to obowiązek każdego chrześcijanina. Bez względu na ich narodowość – wyjaśnia powody postawienia krzyża pani Jadwiga Zarmeba. Postawienie krzyża sfinansowała z własnej nauczycielskiej emerytury. Część prac wykonała własnoręcznie. Jak dowodzi, o swoim pomyśle poinformowała władze gminy Horyniec-Zdrój. Na tej podstawie uznała, że starania o dalszą dokumentację mijają się z celem. Inicjatywa pani Jadwigi wywołała jednak oburzenie lokalnych urzędników, którzy zakwalifikowali krzyż jako pomnik, a nie nagrobek. Stawiając nagrobek, nie potrzebowałaby niczyjej zgody. Natomiast w tym wypadku przedstawiciele Powiatowej Inspekcji Nadzoru Budowlanego z Lubaczowa uznali, iż jest to samowola budowlana. Fundatorka została zasypana nakazami rozebrania obiektu. Wyjaśnienia musiała składać m. in. na policji i w prokuraturze. Wspomniani przedstawiciele nadzoru budowlanego zarzucili jej, że, stawiając krzyż na cmentarzu, naruszyła przepisy dotyczące stawiania pomników. Urzędnicy nie potrafili jednak sprecyzować różnicy między pomnikiem i nagrobkiem. Pikanterii całej sprawie dodaje fakt, że w odległości ok. 50 m od krzyża postawionego przez panią Jadwigę od kilku lat stoi postawiony nielegalnie pomnik ku czci „Bohaterów UPA”.
– Kiedy przyszli do mnie urzędnicy z nadzoru budowlanego, zaczęli na mnie krzyczeć, że dopuszczam się samowoli budowlanej, że łamię przepisy. Wtedy zapytałam się, dlaczego nie wolno mi postawić krzyża ofiarom UPA, a nie mają zastrzeżeń do stojącego obok pomnika ich morderców. Wówczas odpowiedzieli, że pomnik „Bohaterów UPA” to nie pomnik, ale nagrobek, a na to nie potrzeba niczyjej zgody – opowiada pani Jadwiga. – Miejsca pochówku większości z wymordowanych mieszkańców Radruża są nieznane. Ci ludzie nie mają nawet krzyża, dlatego zdecydowałam, że cmentarz będzie najlepszym miejscem dla upamiętnienia wszystkich, którzy w Radrużu zginęli z rąk banderowców. Na krzyżu umieściłam tablicę z nazwiskami ofiar, Polaków i Ukraińców, w sumie ponad dwudziestu osób. Nie włączyłam do tej liczby nazwisk dwóch osób narodowości żydowskiej, bo obawiałam się, że krzyż może się nie spodobać środowiskom żydowskim – dodaje.
Zdaniem mieszkańców Radruża, w całej sprawie nie chodzi o łamanie przepisów budowlanych. Świadczy o tym choćby fakt, że w prokuraturze zażądano od pani Jadwigi oświadczenia o tym, że stawiając krzyż, nie chciała obrazić żadnych uczuć religijnych ani narodowościowych, mimo iż oficjalnie nikt nie postawił jej takiego zarzutu. Podobnie niezrozumiałe było zachowanie urzędników nadzoru budowlanego, którzy, zamiast ograniczyć
się do swoich obowiązków, wdali się z nią w dyskusje na temat stosunków polsko-ukraińskich”. (Mariusz Kamieniecki: Pomnik dla UPA tak, krzyż dla Polaków nie?; w: „Nasz Dziennik” z 2 grudnia 2009).

Głos w tej sprawie zabrał były europoseł, lider Podkarpackiej Ligi Samorządowej Andrzej Zapałowski. Zbulwersowany całą sprawą, skierował list do starosty lubaczowskiego Józefa Michalika, pisząc m.in.: „Proszę także o informacje, jak wyglądają działania służb starostwa lubaczowskiego w sprawie nielegalnych upamiętnień OUN-UPA na terenie powiatu.” („Życie Podkarpacia” z 2 IX 2009). Z kolei w liście do mgr inż. Stanisława Różyckiego, Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego w Lubaczowie, pisał:  „Pierwsza kwestia, która nas zaskoczyła jest to sprawa potraktowania nagrobka (potocznie nazywany w naszym regionie pomnikiem nagrobnym), pod którym spoczywa część ofiar mordu jako budowli-pomnika. Na jakiej podstawie potraktował pan ten obiekt jako budowla? Tym bardziej, że nie jest to pomnik w rozumieniu przepisów dotyczących upamiętnienia miejsc walki i męczeństwa. Czy postawienie nagrobka dla ofiar mordów jest według pana w naszym kraju przestępstwem? Przecież to pan skierował sprawę do prokuratury, która umorzyła sprawę nie widząc w niej znamion przestępstwa. Jednocześnie na terenie powiatu lubaczowskiego toleruje pan nielegalne pomniki (w tym w Radrużu) poświęcone faszyzującej organizacji OUN-UPA. Swoją drogą zdopingował nas pan do podjęcia inwentaryzacji fotograficznej i dokumentacyjnej wszystkich tego typu obiektów (tj. poświęconych OUN-UPA) na terenie Powiatu Lubaczów. Będziemy się stanowczo domagać od władz wyjaśnień, przez kogo zostały zbudowane, informacji czy została o tym fakcie powiadomiona prokuratura, gdyż poza faktem złamania prawa przy ich stawianiu (nie są to nagrobki, ale pomniki) gloryfikują one faszyzującą organizację OUN-UPA, co jest w Polsce zabronione konstytucją. Kwestie obu spraw tj. budowa nagrobka dla ofiar mordu (Polaków i Ukraińców) i pomników ku czci morderców nie można rozdzielać. Do dzisiaj państwo polskie ma ogromne problemy z upamiętnieniem ofiar mordów OUN-UPA na obecnej Ukrainie. Na około 3000 miejsc mordów krzyże stoją tylko na kilku procentach mogił. Tym bardziej utrudnianie upamiętnienia miejsc spoczynku ofiar na terenie Polski nie można inaczej odebrać jak działanie przeciw interesom państwa polskiego! Jeżeli pani Zaremba (emerytka) z własnych pieniędzy chciała postawić krzyż wraz z obudową na grobie na cmentarzu, to zamiast jej doradzić czy nawet pomóc, potraktował ją pan jak przestępcę. Grób nie jest szopą czy nielegalnie wybudowanym kurnikiem! Czy podejmuje pan takie same działania w stosunku do budowy innych grobów na cmentarzach? A może także do zwyczajowych krzyży stawianych masowo przy drogach ofiarom wypadków? Czyn pani Zaremby powinien spotkać się z wdzięcznością lokalnych władz, gdyż to ona wykonała za samorządy ich obowiązki w postaci oznaczenia po katolicku grobu. Z posiadanych przeze mnie relacji wynika, iż pochowane w Radrużu osoby nie są umieszczone w trumnach, gdyż były chowane „na szybko” przez okoliczną ludność” (Prezes dr Andrzej Zapałowski, poseł na Sejm RP III kadencji, poseł do Parlamentu Europejskiego VII kadencji). Zarówno policja, prokuratura, urzędnicy jak i samorząd tolerują łamanie prawa przez grupkę ukraińskich szowinistów stawiających nielegalne pomniki ukraińskim faszystom. Robią natomiast wszystko, aby nie upamiętnić barbarzyńsko zamordowane ofiary polskie. Kto i co za tym stoi? 

 Jan Białowąs w książce „Pogrzeb po sześćdziesięciu czterech latach” (Lublin 2009) opisuje swoje 15 letnie zmagania ze stroną ukraińską, aby na zbiorowej mogile ludności polskiej pomordowanej w Ihrowicy w Wigilię Bożego Narodzenia 1944 roku można było postawić krzyż. Autokary z polskimi uczestnikami nie zdążyły dojechać na uroczyste poświęcenie i Mszę św., gdyż przez 5 godzin przetrzymywane były przez ukraińskie służby graniczne. Zaraz potem Tarnopolska Obwodowa Administracja Państwowa powołała komisję mająca na celu wykazanie nielegalności pomników i doprowadzenie do ich rozebrania (Adam Kruczek: Świadectwo w kamieniu i na papierze; w: „Nasz Dziennik” z 23 grudnia 2009).

W tym czasie, latem 2008 roku,  okazało się, że na stoku góry Chryszczata w Bieszczadach został nielegalnie postawiony pomnik ku czci UPA. „Prawdopodobnie  przez Ukraińców z Kanady, chociaż plotka głosiła, że dokonał tego mieszkaniec Komańczy, niejaki pan Mucha, sowicie opłacony przez byłych zbrodniarzy banderowskich i ich potomków, mieszkających obecnie w Kanadzie i USA. Leśnicy tego faktu nie zauważyli, chociaż do jego budowy użyto dużych elementów stalowych i znacznej ilości cementu. Monument tworzą kamienny obelisk i siedem krzyży cmentarnych. Na obelisku widnieje tryzub i dwujęzyczny napis: „Cześć pamięci żołnierzom UPA poległym 23.01.1947 w walce z żołnierzami WP w obronie podziemnego szpitala. Cześć ich pamięci. Towarzysze broni” (Mariusz Kamieniecki: Pomnik UPA do rozbiórki; w: „Nasz Dziennik” z 14 stycznia 2009). Obok pomnika postawionych zostało siedem krzyży, gdyż w tym miejscu zginęło 7 banderowców, podczas podjętej przez nich walki z WOP, po wykryciu szpitala podziemnego UPA – czym zresztą złamali konwencję międzynarodową.  Specjalna komisja powołana przez wojewodę podkarpackiego orzekła, że pomnik powstał nielegalnie. Nielegalnych upamiętnień ukraińskich nacjonalistów na Podkarpaciu jest co najmniej kilkadziesiąt. „Jak zapewniła nas wicewojewoda podkarpacki Małgorzata Chonycz, w stosunku do wszystkich nielegalnych upamiętnień, niezależnie od tego, czy będą one polskie czy ukraińskie, zostaną podjęte kroki prawne, a w konsekwencji zostaną wydane decyzje o ich rozbiórce”.

Problem w tym, że „panteony chwały UPA” nielegalnie stoją już lat kilkanaście i jeszcze żaden z nich nie został rozebrany. Także w przypadku pomnika postawionego faszystom ukraińskim, mającym na swych rękach męczeńską śmierć ponad 1800 osób ludności polskiej na samym tylko terenie Bieszczadów, administracja polska okazała się w zadziwiający (i zastanawiający) sposób bezradna. „Władze nadleśnictwa w Komańczy nie wiedzą, co zrobić. – To samowolka, ale jak usuniemy krzyże i pomnik, to podniesie się alarm, że w Polsce niszczy się ukraińskie pomniki – uważa nadleśniczy Wiesław Budzyń (Józef Matusz: Nielegalnie czczą pamięć UPA; w: „Rzeczpospolita” z 18 – 19 października 2008). „Nie możemy się zgodzić na proponowaną przez Ukraińców zasadę wzajemności: pomnik za pomnik, bo skali nie da się porównać. Ukraińskich miejsc wymagających upamiętnienia w Polsce jest około stu, a naszych tylko na Wołyniu około trzech tysięcy” (Andrzej Przewoźnik, jw.). Oczywiście policja sprawców nie ustaliła, chociaż istnieją nawet zdjęcia ukazujące grupę około 30 osób, podczas poświęcenia tego pomnika.  „M. Chomycz w listopadzie 2008 roku wystąpiła do gminy Komańcza, by rozebrała nielegalną budowlę. Ale wójt Stanisław Bielawka uważał, że powinien się tym zająć nadzór budowlany. O sprawie dyskutowali także radni powiatu sanockiego. Większość uznała, że pomnik należy rozebrać, a zostawić tylko krzyże, które zostały poświęcone. Przeciwko rozbiórce protestowała mniejszość ukraińska. Ostatecznie nadzór budowlany z Sanoka nakazał rozbiórkę nadleśnictwu w Komańczy. Nadleśnictwo odwołało się od tej decyzji. – Niech nadzór budowlany szuka tych, co ten pomnik postawili. My krzyży nie będziemy niszczyć – mówi nadleśniczy z Komańczy Piotr Łański” (Józef Matusz: „Zniszczono pomnik UPA”; w: „Rzeczpospolita” z 18 kwietnia 2009). Deklarację nadleśniczego z Komańczy „my krzyży nie będziemy niszczyć” można łatwo  zweryfikować. Na terenie nadleśnictwa Komańcza, z ręki tychże „upamiętnionych żołnierzy UPA” zginęło około 500 osób narodowości polskiej, żołnierzy i ludności cywilnej, przy czy często ponosząc śmierć okrutną. Wystarczy postawić każdej z tych ofiar krzyż, w miejscu jej zamordowania, by sprawdzić, czy wówczas także polscy leśnicy „krzyży nie będą niszczyć”? Tym bardziej, że postawione byłyby ofiarom, nie sprawcom.

W połowie kwietnia 2009 roku jeden z turystów odkrył, że pomnik postawiony nielegalnie bandytom z UPA został częściowo zniszczony, ale nienaruszone pozostały krzyże. Prawdopodobnie stało się to tuż po ukraińskich świętach Wielkanocy. Oczywiście natychmiast podniósł się wrzask Związku Ukraińców w Polsce, z jego szefem Piotrem Tyma na czele. Dołączyła do niego Lwowska Rada Miejska, która w uchwale zażądała od prezydenta Wiktora Juszczenki i Ministerstwa Spraw Zagranicznych Ukrainy wystosowania noty protestacyjnej do polskiego MSZ. „Uważamy, że takie nieodpowiedzialne działania pewnych przedstawicieli sił antyukraińskich w Rzeczypospolitej Polskiej są próbą pogorszenia stosunków między Ukraińcami a Polakami oraz godzą we współpracę naszych państw we wspólnocie europejskiej” – napisali radni. Domagają się też wyjaśnień od konsula generalnego RP we Lwowie, który nie zajął w tej sprawie stanowiska. Radni liczą, że polskie władze pomogą w odbudowie monumentu, a sprawcy zniszczenia zostaną ukarani. W uchwale nie wspomniano jednak, że pomnik został postawiony nielegalnie (Józef Matusz: „Radni Lwowa: to akt wandalizmu”; w: „Rzeczpospolita” z 5 maja 2009).

Na reakcję ukraińskich neofaszystów nie trzeba było długo czekać. Prawdopodobnie 8 maja 2009 roku zbezczeszczono we Lwowie znajdujący się na Wzgórzach Wuleckich pomnik pamięci zamordowanych w lipcu 1941 roku przez ukraińskich żołdaków z batalionu „Nachtigall” i Niemców profesorów lwowskich. Ukraińscy faszyści napisali na tablicy z nazwiskami zamordowanych czerwoną farbą „”Smert’ Lacham” oraz namalowali swastykę. Jest to o tyle kuriozalne, że strona ukraińska nie chce umieścić na pomniku informacji, że byli to uczeni polscy. Napis na pomniku informuje, że poświęcony jest on „profesorom lwowskim”, a każdy Ukrainiec musi przyjąć do swojej świadomości, że Lwów od pradziejów był etnicznie ukraiński, a więc uczeni także. Takie to bywają konsekwencje meandrów współczesnej polityki historycznej szerzonej na Ukrainie. Oczywiście tutaj także sprawców nie wykryto, chociaż byli znani. 

Po co nacjonalistom ukraińskim jest potrzebne takie nagłaśnianie każdej miejscowości, w której zginął jakikolwiek Ukrainiec, zwykle zresztą upowski zbrodniarz? „Cel główny, to zrelatywizowanie zbrodni, zrelatywizowanie przyczyn i okoliczności, wmówienie Polakom, że był to ciąg zbrodni popełnianych przez obie strony, a ich powody kryją mroki historii. Rzecz prosta, rzeczywistość wygląda zupełnie odmiennie. Eksterminacja Polaków, jako grupy etnicznej, była skutkiem wprost, przyjętej przez szowinistów ukraińskich ideologii nienawiści Dmytro Doncowa, będącej kopią ideologii hitlerowskiej i historycznie zakotwiczonej w kulcie Koliszczyny (Hajdamaczyzny). Celem wyznawców tej ideologii była fizyczna likwidacja ciużyńców (obcych) na ziemiach uznanych przez nich samych za wyłączną domenę narodu ukraińskiego. Tak też się stało w latach 1943-47. Żadne winy Polaków nie usprawiedliwiają podobnej zbrodni. Trzeba mieć doprawdy zwichnięty zmysł moralny, aby w ogóle takich usprawiedliwień szukać (i to jeszcze z powodów, i dla celów, politycznych). Jest to moralnie naganne i niewłaściwe, także z każdego innego punktu widzenia, dzisiaj, kiedy odrodzenie banderowszczyzny na Ukrainie stało się faktem. Polskich akcji odwetowych nie wolno stawiać na równi z akcją ukraińską. Polacy nie posiadali ideologii zakładającej eksterminację Ukraińców, niczego takiego nie planowali, ani praktycznie nie wykonywali” (Adam Śmiech: Sahryń – reaktywacja; w: „Myśl Polska’ z 6 – 13 grudnia 2009).

„Ukraińcom należy postawić pytanie: czy chcą budować swoją tożsamość, rozwijając kulturę narodową, czy jedynie poprzestać na propagowaniu totalitarnej i prymitywnej ideologii OUN odrzucającej humanizm i sprawiedliwość – pyta retorycznie dr Jan Musiał z Wyższej Szkoły Wschodnioeuropejskiej w Przemyślu” („Nasza Polska” z 15 września 2009).

„Przed nami pomnik stojący przy ostatniej chałupie. I widok - dwu wzgórz przedzielonych drogą. Na tym po lewej stronie stała wieś. Nie ma po niej i po mogiłach śladu. Wszystko porasta trawa. Nikt się tu później nie osiedlił. Nie zbudowano domów na ludzkich prochach. Nikodem Stepanowicz Panasiuk, który mieszka w domu przy pomniku, pokazuje, gdzie kto mieszkał. O wszystkim opowiedział mu ojciec. Pokazuje też, gdzie mogą być mogiły. Wieś ciągnęła się dwa kilometry. Na horyzoncie widać las. Powtarzają, że to była śliczna kolonia. Budynki, sady.

- Mordu w Ludwikówce dokonali Niemcy we współpracy z nacjonalistami ukraińskimi - mówi Ewa Siemaszko, współautorka książki o ludobójstwie na Wołyniu. - Niestety, na krzyżu-pomniku w Ludwikówce widnieją tylko hitlerowcy. Gdyby strona polska chciała oddać całą prawdę, to prawdopodobnie taki krzyż tam by nie powstał. To nieprzyjemny, ale konieczny kompromis. Najważniejsze, żeby tam, gdzie zginęli ludzie, stał krzyż, żeby był ślad zbrodni”. (Roman Laudański: Rodziny ofiar z Ludwikówki pojechały na Wołyń w 66 rocznicę rzezi; 17 lipca 2009; w: http://www.pomorska.pl/publicystyka/art/7060647,rodziny-ofiar-z-ludwikowki-pojechaly-na-wolyn-w-66-rocznice-rzezi-zobacz-zdjecia,id,t.html ).

22 sierpnia 2010 roku, w pobliżu nadgranicznej wsi Tudorkowice (rejon sokalski) w obwodzie lwowskim odsłonięto pomnik "ofiar terroru i deportacji Ukraińców Chełmszczyzny w latach 1938-1947". W uroczystości wzięli udział duchowni różnych obrządków oraz władze lokalne. Wicegubernator obwodu lwowskiego Liliana Hrymska w swoim wystąpieniu powiedziała: "Wielką tragedią było przymusowe wysiedlenie Ukraińców z ich odwiecznych ziem - Nadsania, Podlasia, Lubaczowszczyzny, Łemkowszczyzny, Chełmszczyzny. I ten pomnik nie pozwoli zapomnieć o tych stronicach naszej historii. Tu każdy przechodzień będzie pamiętał o ukraińskich wsiach, świątyniach, cmentarzach, zabytkach historycznych, o poległych bohaterach, którzy zostali tam, w małej Ojczyźnie". Przewodniczący Sokalskiej Rejonowej Administracji Państwowej Mykoła Mysak podkreślał z kolei, że pomnik będzie przypominał wszystkim o zbrodniach przeciwko narodowi ukraińskiemu oraz że te straszne czasy terroru i zniszczenia nie powinny się nigdy więcej powtórzyć. Budowa pomnika w Tudorkowicach rozpoczęła się w roku 2007, z okazji 60. rocznicy Akcji "Wisła". Jego inicjatorem był Wołodymyr Bojczuk, któremu pomagali działacze lwowskiego oddziału Towarzystwa "Chełmszczyzna". Sponsorami, dzięki którym możliwa była budowa obelisku, były Lwowska Obwodowa Administracja Państwowa, Sokalska Rejonowa Administracja Państwowa, Lwowska Rada Obwodowa, Sokalska Rada Rejonowa oraz prywatni sponsorzy i ofiarodawcy z ukraińskiej diaspory. Wieś Tudorkowice w pobliżu której postawiono pomnik, leży blisko granicy polsko-ukraińskiej. Zamieszkuje ją obecnie około 500 osób. Po II wojnie światowej weszła w skład Polski, powiatu hrubieszowskiego w województwie lubelskim. W 1951 roku Tudorkowice wraz z niemal całym obszarem gminy Chorobrów została przyłączona do Związku Radzieckiego w ramach umowy o zamianie granic. (http://ludobojstwo.blogspot.com/2010/08/ukraina-pomnik-polskiego-terroru-na.html?zx=e35c2f79c1c75287 ; 26 sierpnia 2010) 

Na cmentarzu greckokatolickim w Wierzbicy (gm. Lubycza Królewska) stoi pomnik upamiętniający ponad 100 banderowców, którzy zginęli w latach 1942-1952.  Po 1944 r. UPA napadała na naszych żołnierzy i pograniczników, m.in. w Lubyczy Królewskiej i Bełżcu, ale dziś mało kto pamięta o zabitych funkcjonariuszach, w Wierzbicy czci się za to zbrodniarzy i stawia się im pomnik! – denerwuje się mieszkaniec jednej z przygranicznych wiosek. W 1947 r. Ukraińców z Wierzbicy przesiedlono na tzw. Ziemie Odzyskane. O ich obecności na tej ziemi przypominają: mała kapliczka oraz założony na początku XIX w. cmentarz greckokatolicki, gdzie emigracyjne środowiska ukraińskie z Kanady postawiły granitowy pomnik. Znajduje się na nim napis w języku ukraińskim: „W WALCE ZA WOLNOŚĆ UKRAINY WE WSI WIERZBICA I Z RÓŻNYCH ODDZIAŁÓW UPA ZGINĘŁO PONAD 100 OSÓB. WIECZNA IM PAMIĘĆ”. Po dwóch stronach pomnika znajduje się lista z imionami i nazwiskami banderowców, rokiem urodzenia, a czasem z pełnioną w UPA funkcją, np. prowodnik. Do upamiętnienia potrzebne są: pozwolenie na budowę, zgoda społeczeństwa z terenu, na którym ma stanąć pomnik, a także opinia Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. – Nie przypominam sobie, żebyśmy opiniowali budowę tego obiektu – mówi Waldemar Podsiadły, sekretarz Wojewódzkiego Komitetu Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Lublinie. – Nie ma u nas dokumentów świadczących o tym, by gmina wydawała komuś stosowne zezwolenie – twierdzi Marek Kellner, sekretarz gminy Lubycza Królewska. Oznacza to, że po pomniku w Białymstoku, o którym jako pierwsi napisaliśmy, mamy do czynienia z kolejną samowolą budowlaną. Cmentarzem opiekuje się Stowarzyszenie „Ziemia Wierzbicka”. – Przyjeżdżają do nas co roku w czerwcu autokarami Ukraińcy z Polski i zagranicy, np. z Ameryki, Kanady, Francji i Włoch – mówi Zdzisław Snarski, sołtys Wierzbicy. Jak się nam udało dowiedzieć, w odprawianych przez księży greckokatolickich nabożeństwach na cmentarzu biorą udział weterani UPA. Na cmentarzu odnaleźliśmy oddzielną mogiłę, w której spoczywa trzech członków UPA. Naszą uwagę przykuł też pomnik z napisem w języku ukraińskim o zagładzie Wierzbicy w 1947 r. Prawdopodobnie nie chodzi tu wyłącznie o upamiętnienie wysiedlenia związanego z Akcją „Wisła”, ale również o wydarzenia, które rozegrały się w połowie czerwca 1947 r. Gdy w Wierzbicy zamordowano siekierą polskiego żołnierza, który umówił się na randkę z miejscową dziewczyną, wioska została okrążona. W wyniku wymiany ognia zaczęły palić się zabudowania. Ludność cywilna zdołała uciec. Po zakończonej akcji w schronach pod zgliszczami domów ujawniono zwłoki ponad 60 uzbrojonych banderowców. Albo pożar odciął im drogę ucieczki, albo popełnili zbiorowe samobójstwo. To byli członkowie sotni (oddziału) Iwana Szymańskiego „Szuma”, który wchodził w skład kurenia (batalionu) Iwana Szpontaka „Zalizniaka” (UPA wiecznie żywa; http://kronikatygodnia.pl/upa-wiecznie-zywa/ ; 1.10.2013) 

W „Super Nowościach” Nr 34 (4113) z dnia 18.02.2013 r. ukazał się artykuł (autor Jacek Borzęcki) pt. „UKRAIŃSKA SAMOWOLKA na przemyskiej nekropolii”. Przedstawia duży brzozowy krzyż, postawiony na Cmentarzu Głównym w Przemyślu (kwatera 58), a na nim tablica z tryzubem i napisem w języku ukraińskim: „Rozstrzelani przez Urząd Bezpieczeństwa w Przemyślu w latach 1945-1949”. Pod tym napisem w języku ukraińskim umieszczono 68 nazwisk członków UPA. Otóż stwierdzono niezbicie, że w 1945 roku PUBP (Powiatowy Urząd Bezpieczeństwa Publicznego) w Przemyślu nigdy nie rozstrzeliwał członków OUN – czy UPA. Zawsze Prokuratura Wojskowa, po sporządzeniu aktu oskarżenia, kierowała sprawę do Wojskowego Sądu Rejonowego. Skazywani byli w obecności składu sędziowskiego, ławników i prokuratora. Skazywani byli przeważnie przez sądy doraźne i wyroki wykonywali żołnierze z jednostek wojskowych. Skazani byli traceni na Zamku w Rzeszowie, w obecności prokuratora, lekarza więziennego i przedstawiciela więziennictwa. Wyrok wykonywali wyznaczeni funkcjonariusze więziennictwa, które podlegało pod Ministerstwo Sprawiedliwości. Tak przedstawiały się wyroki i ich wykonanie. Opublikowana lista członków UPA na cmentarzu w Przemyślu została sprawdzona – w Kwartalniku Nr 1 STUDIA RZESZOWSKIE, opublikowane w Rzeszowie w 1996 r., wydanym przez Okręgową Komisję Badania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytut Pamięci Narodowej w Rzeszowie. Na stronach 68-77 tego kwartalnika jest zamieszczona „Lista straconych i zmarłych w więzieniu na Zamku w Rzeszowie (sierpień 1944 – grudzień 1956)”. Na tej liście figuruje 9 członków UPA, umieszczonych na cmentarzu w Przemyślu, ale oni straceni zostali na Zamku w Rzeszowie w 1946- 1947, a więc w okresie trwania operacji wojskowej „Wisła”. W „Super Nowościach”, Nr 42(4121) z dnia 28.02.2013 r. ukazał się na ten temat kolejny artykuł pt. „UPA(miętnianie) niezgodne z faktami”. W artykule, ten sam autor Jacek Borzęcki pisze: „Jak napisaliśmy w „Super Nowościach” z 18 lutego nielegalne upamiętnienie oddaje cześć 68 Ukraińcom (nie bandytom z UPA, a Ukraińcom), którzy jakoby mieli być „rozstrzelani przez UB w Przemyślu, w latach 1945-49”, Tomasz Bereza i Artur Brożyniak z rzeszowskiego IPN-u potwierdzają, że wymienieni na tablicy członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii zostali skazani na karę śmierci, ale nie przez UB, lecz przez sądy wojskowe w Przemyślu i Rzeszowie. Listę tych nazwisk badali na zlecenie sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, prof. Andrzeja Kunerta.

Na cmentarzu został postawiony pomnik, na którym widnieje napis: „Pamięci mieszkańców Ostrówek i Woli Ostrowieckiej, którzy zginęli 30 sierpnia 1943 r. Niech spoczywają w pokoju. Rząd Rzeczypospolitej Polskiej. Rodacy”. Niestety, tylko tyle udało nam się wywalczyć. Był jeszcze orzeł w koronie, ale ktoś go usunął. W oryginalnym projekcie były jeszcze tablice: po lewej stronie miało być wymienionych z imienia i nazwiska 570 zamordowanych z Woli Ostrowieckiej, a po prawej 474 ofiary z Ostrówek. To jednak zostało zablokowane przez stronę ukraińską. Jako pamiątka po tamtych ludziach został jeszcze naturalnej wielkości posąg Matki Boskiej, który stał przed kościołem w Ostrówkach. Przez kilkadziesiąt lat leżał rozbity w rowie. Na początku lat 90. Ukraińcy złożyli go w całość. Matka Boska stoi tam dziś bez dłoni, bez głowy, jest cała poobijana. To bardzo symboliczny widok.” („Piekło na Trupim Polu”. Z dr. Leonem Popkiem rozmawia Piotr Włoczyk w: Wołyń '43, dodatek „Do Rzeczy”, nr 41/2016 z 10 -16 X 2016 r.).

W maju 2005 r. prezydenci Polski i Ukrainy spotkali się w Pawłokomie, gdzie wzięli udział w poświęceniu wybudowanej kwatery ofiar zdarzeń z marca 1945 r. Prof. Czesław Partacz  w wypowiedzi do „Naszego Dziennika” z 15 maja 2006 roku („Ofiary rzezi na Wołyniu czekają na swoje krzyże”) powiedział o Pawłokomie: „Na pomniku w tej miejscowości Związek Ukraińców w Polsce umieścił napis, że zamordowano tam 356 osób,  a w rzeczywistości oddziały poakowskie rozstrzelały 165 Ukraińców. Ekshumacji nie przeprowadzono, gdyż nie zgodziła się na to strona ukraińska”. 

W grudniu 2009 roku władze obwodu wołyńskiego wzięły udział w odsłonięciu „pomnika Ukraińców, którzy zginęli z rąk Polaków”. Okazję tę wykorzystano do propagowania banderowskiej wersji historii. Podawano, że w polskich akcjach odwetowych zginęło do 20 tysięcy Ukraińców, dodając oczywiście „pojednawcze” komentarze: „Pamięć o tych, którzy zginęli, nie jest nam potrzebna dla zemsty, lecz dla przebaczenia i budowania nowych relacji między narodem ukraińskim i polskim, których podstawą jest wzajemne zaufanie i szacunek” - podkreślił podczas uroczystości gubernator obwodu wołyńskiego Mykoła Romaniuk. – „Składając hołd pamięci Ukraińców, spełniamy nie tylko obowiązek chrześcijański, ale i powinność obywatelską oraz państwową”. Odsłonięty pomnik poświęcony jest ukraińskim mieszkańcom wsi Małyniwka i Marianiwka w dawnym województwie wołyńskim. Według ukraińskiej wersji podanej przez urząd gubernatora obwodu wołyńskiego 13 grudnia 1943 r. miejscowości te zostały otoczone przez Polaków ze wsi Perespa, którzy "zaczęli zabijać ludność cywilną, palić i rabować domy", w wyniku czego zginęło 26 osób. Piotr Werstler pisze: „W grudniu 2009 r. polskie media obiegła informacja o odsłonięciu pomnika Ukraińców zamordowanych przez Polaków we wsiach Młyniwka i Marianiwka na Wołyniu. Niestety z głębokim smutkiem muszę stwierdzić, iż polscy „żurnaliści” bezwiednie dali się wykorzystać jako tuba propagandowa ukraińskich nacjonalistów. Bezmyślne powielanie informacji spreparowanej przez speców od propagandy przyniosło doskonały efekt – dzięki „pożytecznym idiotom” cała Polska dowiedziała się, że to Polacy mordowali na Wołyniu, a Ukraińcy byli ofiarami. /.../ Na Ukrainie w ostatnich latach powstała ogromna masa literatury „historycznej” poświęconej zbrodniom dokonanym przez Polaków na ludności ukraińskiej. Wśród bardziej poczytnych tytułów warto wymienić „Zbrodnie polskich szowinistów”, szereg prac krajoznawcy W. Sergijczuka – m. in.: „Poliaki na Wołyni y roki drugoj switowoj wijny”, Łuck 2003 oraz wiele wiele innych. Szczegółowością opracowania wyróżnia się jednak wydana ze środków Administracji Obwodowej Wołynia praca autorstwa Iwana Puszczuka zatytułowana „Tragedia ukrainsko-polskogo protystojania na Wołyni 1938 – 1944 rokiw”, Łuck 2009. Niestety nawet najbardziej dociekliwy badacz nie jest w stanie wyszukać w tej kupie książek żadnej informacji ani o Młyniwce, ani o Marianiwce. Najbardziej zastanawiające w tym wszystkim jest to, iż w odstępie zaledwie kilku miesięcy Wołyńska Administracja Obwodowa najpierw finansuje wydanie wiekopomnego dzieła dokumentującego zbrodnie dokonane przez Polaków, a później stawia pomnik mieszkańców wsi, których nie wymieniono w tak gruntownym i naukowym opracowaniu! Odpowiedzi są dwie – albo pomnik jest lipny, albo gruntowne opracowanie autorstwa pana Puszczuka jest stekiem kłamstw. Osobiście stawiam na jedno i drugie. /.../ Największe przekręty robi się na zbieraniu relacji świadków. „Krajoznawca”, gdyż tak najczęściej tytułują siebie ukraińscy badacze „polskich zbrodni”, objeżdża po kolei wsie w danym rejonie i przepytuje żyjących świadków – na ogół babuszki, gdyż z racji oględnie mówiąc niezdrowego trybu życia mężczyźni nie dożywają późnego wieku. W tym miejscu trzeba zaznaczyć, iż babuszki w 99% przypadków mówią prawdę. Nie mają powodu kłamać. Wszystko zależy jednak od odpowiedniego postawienia pytania: Babciu, ilu w waszej wsi zabito Polaków? I babcia zgodnie z prawdą odpowiada, że we wsi nie zabito żadnego Polaka (no bo niby skąd w ukraińskiej wsi Polacy?). A ilu Ukraińców w waszej wsi zabili Polacy? I babcia zgodnie z prawdą odpowiada, że pięciu, w tym dziadka, wujka i trzech kuzynów. Dobrze to pamięta, bo choć była mała, to widziała i przecież była na pogrzebie. Ale ponieważ była wówczas małym dzieckiem, nie wiedziała (i do dzisiaj dnia nie wie) co ów dziadek, wujek i kuzynostwo robiło w sąsiedniej polskiej wsi dwa tygodnie wcześniej. Po prostu nie mogła tego wiedzieć z racji wieku. Na tym badanie jeszcze się nie kończy. Skoro jedna babuszka zeznała, że Polacy zabili pięciu Ukraińców, to może inne to potwierdzą. Na ogół we wsi znajdzie się jeszcze pięć babuszek, które również były świadkami tragicznych wydarzeń. I tu dochodzimy do sedna problemu. Jeżeli w danej wsi pięć babuszek zeznało, iż na własne oczy widziało jak przyszli Polacy i zabili pięciu Ukraińców, to ile państwa zdaniem zginęło osób? Nie. Jesteście Państwo w błędzie. Nie pięć, tylko dwadzieścia pięć! No bo skoro każda babcia mówiła prawdę i zaklinała się na Pismo Święte, że nie kłamie, to suma prawd wynosi równo 25 (Piotr Werstler, Lwów: Młyniwka i Marianiwka – gdzie są dowody?; w: „Myśl Polska” z 31 stycznia – 7 lutego 2010).

W Bołszowcach koło Halicza na Ukrainie został postawiony dzięki staraniom grekokatolickiego księdza skandaliczny pomnik. Napis na nim głosi, że monument wzniesiono ku pamięci ukraińskich ofiar, które zginęły w akcji "polskich szowinistów i niemieckich nacjonalistów" 14 marca 1944 roku. Tymczasem prawda jest taka, że tego dnia doszło do akcji Polaków przeciwko bandom Ukraińskiej Powstańczej Armii, które mordowały polską ludność cywilną. Zginęło wówczas kilku Ukraińców, natomiast bandy UPA zamordowały kilkudziesięciu Polaków - tak w Bołszowcach, jak i pobliskich miejscowościach. To niby katolicki kapłan, a nie zna VIII przykazania Boskiego: „Nie mów fałszywego świadectwo przeciw bliźniemu twemu”. Poza tym ta tablica sieje nienawiść Ukraińców do Polaków, co także jest sprzeczne z nauką Boga i Kościoła. (Skandaliczny antypolski pomnik w Bołszowcach w Małopolsce Wschodniej; w: „Kresy.pl” z 22 lipca 2014 roku).

Wieś Skopów: „W 1945 została spacyfikowana przez oddział Ludowej Straży Bezpieczeństwa pod dowództwem Romana Kisiela. Wydarzenie to upamiętnia pomnik postawiony ofiarom zbrodni, na którym błędnie podano sprawców – oddział AK, oraz znacznie zawyżono liczbę ofiar do 180 osób, która to liczba pojawia się jedynie w zeznaniach nielicznych świadków.” (https://pl.wikipedia.org/wiki/Skop%C3%B3w ) „W 1945 wieś została spacyfikowana przez oddział Ludowej Straży Bezpieczeństwa (formacja Batalionów Chłopskich) pod dowództwem Romana Kisiela „Sępa”. Meldunek milicyjny opisujący napad na Skopów z dnia 8 III 1945 roku, wymienia liczbę ofiar 11, w tym Polaków. Na nagrobku widniej data 8 maj 1944 r. dlaczego nie wiadomo, błędnie podano sprawców - oddział AK. (za: https://www.krzywcza.eu/miejscowosci-gminy-krzywcza/skopow.html ). „1945 marzec 22, Przemyśl – Fragment sprawozdania sytuacyjnego starosty przemyskiego dla Wydziału Społeczno-Politycznego Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie za okres 5 III 1945 r. – 20 III 1945 r. dotyczący mordu w Skopowie. „Dnia 6.3. br. około godziny 18 około 10 nieznanych sprawców uzbrojonych w różnego rodzaju broń palną, napadło na greckokatolicką plebanię w Skopowie, gmina Krzywcza, gdzie wystrzelali wszystkich domowników, a to:
1/ Ks. Demiańczyka Jana, lat 80, miejscowego proboszcza,
2/ Ks. Konkoliwskiego Stefana, lat 40, miejscowego wikarego,
3/ Konkolowską Marię, lat 44, żonę ad 2/,
4/ Demiańczyk Mirosławę, nauczycielkę, córkę ad 1/,
5/ Demiańczyk Wirę, córkę ad 1/,
6/ Muzykę Olgę, służąca proboszcza ad 1/,
7/ Wolańskiego Jana, rolnika ze Skopowa, religii rzymskokatolickiej,
8/ Malinowskiego Jurka, lat 15, religii greckokatolickiej,
9/ Króla Jana, rolnika religii greckokatolickiej,
10/ Król Katarzynę, żonę ad 9/,
11/ Skrypskiego Władysława, lat 16, religii greckokatolickiej.
Wszyscy zamordowani za wyjątkiem ad 7/ Wolańskiego byli narodowości ukraińskiej.” (Oryginał, maszynopis. APRz, UW Rz 373, k. 290. W: https://www.apokryfruski.org/kultura/nadsanie/skopow )

Niewielkie podolskie miejscowości: Wielka Salicha, położona koło Antonin, obok nich polska wioska Mała Salicha. Dzięki polskiej firmie „Simadex” PPH Sławomir Soszyński i firmie ukraińskiej „Wschód” do Salichy przywieziono pomnik upamiętniający 150. rocznicę bitwy polskich powstańców styczniowych pod Salichą. W dniu 26 maja zjechali się do wsi mieszkańcy pobliskich miejscowości. Ponad 150 osób zgromadziło się, aby uczcić wydarzenie historyczne sprzed 150. laty. Zmieniło się około siedmiu pokoleń, niewiele zachowało się materiałów. Uczestników powstania skazano na srogie kary: pozbawiono życia, majątków, a car Mikołaj nakazał ich potępić. Po hymnach państwowych Polski i Ukrainy, zagrano marsz strzelców Władysławа Ludwika Anczyca:  „Hej, strzelcy wraz! Nad nami Orzeł Biały, A przeciw nam śmiertelny stoі wróg, Wnet z naszych strzelb piorunne zagrzmią strzały, A lotem kul kieruje Zbawca Bóg.” Kiedy przecięto wstążkę i opadła biała narzuta z pomnika, na marmurowej tablicy można było odczytać napis: „Pamięci Powstańców Styczniowych 26 maja 1863 roku w Saliszy odbyła się bitwa polskoukraińskiego oddziału Różyckiego z carską armią. Zginęło około 400 osób. Rodacy”  (Franciszek Miciński: Pomnik powstańców styczniowych pod Salichą”; w: „Nad Odrą”, nr 2 – 5/2013).  Zapomnianym epizodem, z którym wiąże się pamięć o kilku wybitnych postaciach, jest udział Ukraińców (wówczas określanych jako Małorusini) w Powstaniu Styczniowym 1863–1864. Na stosunek Ukraińców do tego polskiego zrywu niepodległościowego rzuca na ogół cień tragedia Sołowiowki, Bułhaja i wielu innych miejsc, w których chłopska tłuszcza za podszeptem władz carskich wyrzynała powstańców, przesłaniając pamięć o tych, którzy z bronią w ręku dobrze zasłużyli się wspólnej sprawie wolności. Ponieważ ludzie ci przechodzili zazwyczaj do oddziałów polskich, porzucając służbę w wojsku rosyjskim, historiografii a niesłusznie traktowała ich jako Rosjan. (Kazimierz Krajewski: Ukraińskie miejsca pamięci narodowej na terenie Polski, Biuletyn IPN nr 7- 8 z 2010 )

11 lipca 2015 roku (rocznica tzw. Krawaej Niedzieli w 1943 roku!) w miejscu, gdzie niegdyś była wieś Przebraże, a dziś jest wieś Hajowe, odsłonięto pomnik „ku czci 2 tysięcy Ukraińców”, którzy w sierpniu 1943 roku zginęli z rąk „polskich szowinistów”. Tę kuriozalną uroczystość zorganizowały: lokalny oddział partii „Swoboda”, Bractwo Weteranów OUN-UPA Regionu Wołyńskiego im. Pułkownika Kłyma Sawura oraz łucka organizacja więźniów politycznych i osób represjonowanych. W odsłonięciu pomnika udział wzięli także przedstawiciele Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej patriarchatu kijowskiego z metropolitą łuckim i wołyńskim Michaiłem na czele. Na portalu volynnews.com można było przy tej okazji przeczytać: „Oni [polscy i sowieccy partyzanci] zaszli Ukraińców od tyłu i zaczęli strzelać im w plecy. Pod krzyżowym ogniem, w całym tym piekielnym kotle, według ocen badaczy, zginęło ponad 430 ukraińskich powstańców i blisko 1500 bezbronnych Ukraińców spośród miejscowej ludności.”  Latem 1996 r. władze ukraińskie nie wpuściły polskich pielgrzymów do Przebraża (zmienili nawet nazwę tej legendarnej z polskiej samoobrony przed UPA miejscowości na „Gajowe”), jadących na odnawiany polski cmentarz wojenny i zażądali zmiany uzgodnionej już wersji jego wyglądu.

11 lipca 2015 roku „deputowani wołyńskiej rady obwodowej z ramienia Swobody uczcili znakiem pamięci miejsce, gdzie polska samoobrona Przebraża wraz z sowieckimi partyzantami Prokopiuka pobiła bandę rezunów z UPA i SKW oblegającą Przebraże i szykującą się do rzezi polskich kobiet, dzieci i starców. Poniżej przetłumaczone fragmenty dwóch artykułów, pierwszy z 11 lipca, drugi wcześniejszy”.  (http://www.volynnews.com/news/society/osviatyly-pamiatnyy-znak-na-mistsi-vbytykh-pid-chas-volynskoyi-trahediyi/) „Poświęcenie znaku pamięci w miejscu zbiorowej egzekucji [masowoho rozstriłu – tłum.] prawie 2 tysięcy Ukraińców odbyło się na leśnym uroczysku w pobliżu wsi Hajowe [dawne Przebraże – tłum.] w rejonie kiwerckim na Wołyniu. W sierpniu 1943 zginęło tu prawie 2 tysiące Ukraińców, z czego trzy czwarte – ludność cywilna. Poświęcenie odbyło się 11 lipca 2015 roku z inicjatywy wołyńskiej obwodowej organizacji WO „Swoboda” , Bractwa Weteranów OUN-UPA wołyńskiego kraju im. pułkownika Kłyma Sawura i łuckiego obwodowego związku więźniów politycznych i represjonowanych – informuje służba prasowa wołyńskiej obwodowej organizacji WO „Swoboda”. Obrzędy poświęcenia i panachidę na miejscu masowej śmierci ofiar „wołyńskiej tragedii” latem 1943 roku - ukraińskich powstańców i bezbronnej ludności cywilnej – odprawili duchowni Ukraińskiej Prawosławnej Cerkwi Kijowskiego Patriarchatu na czele z metropolitą łuckim i wołyńskim Michałem. […] Jak zauważył Ołeksandr Pyrożyk [zastępca szefa wołyńskiej rady obwodowej – tłum.], nadzwyczaj ważnym jest wyciągnięcie odpowiednich wniosków z „wołyńskiej tragedii”, sprowokowanej przez Kreml: „Musimy sobie uświadomić, że mamy z Polakami wspólnego geopolitycznego wroga. Jest nim Rosja, jaka teraz rozpętała niewypowiedzianą wojnę z Ukrainą, i była głównym winnym ukraińsko-polskiego konfliktu. Dzisiaj Polacy wspierają Ukrainę w wojnie z Rosją. A w tamtych latach Ukraińcy byli zmuszeni bronić swojej ziemi i swojej ojczyzny przed wieloma okupantami , jacy ich najechali – Niemcami, Polakami, Rosjanami… Historia pokazuje, że oni nierzadko łączyli się w walce z Ukraińcami. Jaskrawy przykład – tragedia w pobliżu Hajowego, która jest jedną z najdramatyczniejszych stron „wołyńskiej tragedii”.” 
Jak wskazują historycy, dramatyzm tragedii w pobliżu Hajowego wzmacnia to, że w zbrojną walkę między polskimi a ukraińskimi żołnierzami , jacy przybyli tutaj, aby bronić przed grabieżczymi napadami ukraińską ludność cywilną, wtrącili się „czerwoni” partyzanci, których Polacy poprosili o pomoc. Oni zaszli Ukraińców od tyłu i zaczęli strzelać im w plecy. Pod krzyżowym ogniem w tym piekielnym „kotle”, według obliczeń badaczy, zniszczono ponad 430 ukraińskich powstańców i prawie 1500 bezbronnych Ukraińców, cywilów.” (
http://volynrada.gov.ua/news/deputati-oblasnoyi-radi-pobuvali-na-mistsi-masovogo-rozstrilu-ukrayintsiv-poblizu-sela-gaiove-k) "Pierwszy zastępca szefa wołyńskiej rady obwodowej Ołeksandr Pyrożyk i deputowany obwodowej rady Mykoła Dawydiuk odwiedzili leśny masyw w pobliżu wsi Hajowe (rejon kiwercki), gdzie latem 1943 roku odbyło się masowe zniszczenie Ukraińców przez polskich szowinistów i rosyjskich partyzantów. Deputowani chcą uwiecznić pamięć rozstrzelanych żołnierzy UPA i ludności cywilnej miejscowych wsi, stawiając na miejscu tragedii znak pamiątkowy. „To była jedna z najbardziej dramatycznych i najmniej zbadanych stron wołyńskiej tragedii. Dramatyzm sytuacji polega na tym, że do zbrojnego konfliktu między Polakami a Ukraińcami wtrącili się rosyjscy partyzanci, którzy zaczęli niszczyć nieuzbrojonych ukraińskich cywili. W tym nierównym boju prawie 200 żołnierzy UPA próbowało wyprowadzić spod ognia oddziałów polskiej samoobrony nieuzbrojonych ukraińskich mieszkańców, a w tym czasie tak zwani „czerwoni” partyzanci zaszli Ukraińców od tyłu i zaczęli strzelać im w plecy. W rezultacie zniszczono prawie 1500 bezbronnych Ukraińców. Dokładne miejsce rozstrzelania do tej pory nie było ustalone, na miejscu, gdzie masowo przelewała się krew naszych rodaków, dotąd nie było nawet jednego prawosławnego krzyża” – określił cel poszukiwawczej ekspedycji Ołeksandr Pyrożyk. Według świadectw historyków, do połowy 1943 roku we wsi Przebraże (teraz Hajowe) żyło w przybliżeniu 20 tysięcy Polaków. Tu przebywała tak zwana samoobrona, która była dobrze uzbrojona. Jako że tych żołnierzy trzeba było wyżywić, ich oddziały, jak mówią świadkowie tych wydarzeń, regularnie zajmowały się grabieżami, maruderstwem i poniżaniem ukraińskiej ludności, która żyła na pobliskim terytorium, w szczególności w rejonie Kołek, Cumania, Zwirowa, Ołyki. Miejscowi żołnierze UPA postanowili dać nauczkę polskim napastnikom. Po zmobilizowaniu się przy wsparciu oficerów OUN-UPA z Galicji i miejscowych Ukraińców, prawie 200 powstańców podeszło pod Przebraże. Bój odbywał się 31 sierpnia 1943 roku na wschód od polskiej kolonii Przebraże, na uroczysku Józefin. […] W tym nierównym boju Ukraińcy zaznali wielkich strat i odnieśli porażkę. […] W tych latach okupanci [jacy? – tłum.] rozgrabili, spalili do cna i w pełni zniszczyli tu kilka miejscowości: Józefin, Majdan Jeziorski, Zofiówka, Jaromel, Dobra. Teraz tam gdzie były te miejscowości są lasy, chaszcze i pola. Do tej pory nic nie upamiętnia wielkiej tragedii, jaka zdarzyła się wtedy na ziemi wołyńskiej. Natomiast na kraju Hajowego jest uporządkowany polski cmentarz i pamiątkowy obelisk. A Ukraińcom na swojej ziemi nie jeszcze nie udało się oddać należnej czci bohaterom. […] Ołeksandr Pyrożyk uważa, że ustalenie historycznej prawdy pomoże Ukraińcom i Polakom znaleźć porozumienie i uchwycić to, kto naprawdę jest dla nas geopolitycznym partnerem a kto wrogiem. „Wielu historyków skłania się do tego, że „rzeź wołyńska” między Polakami a Ukraińcami była sprowokowana z Kremla. Rosjanie nigdy nie chcieli samoistijnej Ukrainy i byli gotowi tymczasowo oddać nasze terytoria nawet Polakom. Dzisiaj rosyjska agresja na południu i wschodzie Ukrainy pokazała całemu światu, kto jest kim. I dzisiaj Polacy, którzy też zaznali rosyjskiego ucisku i represji, stają się pierwszym sojusznikiem Ukrainy. Jestem przekonany, że wspólna pamięć, wyznanie przez nas, że coś takiego było, że my o tym wiemy i o tym pamiętamy, nie szukając więcej winnych tej tragedii, pozwoli nam odbudować normalne, cywilizowane stosunki” – zauważył zastępca szefa obwodowej rady. Deputowany rady obwodowej Mykoła Dawydiuk będący historykiem, który od dawna badał opisany temat, także ma własną opinię odnośnie tych wydarzeń. „Jakoś i dla Polaków, i dla radzieckich partyzantów największym wrogiem byli nie tyle Niemcy, ile ukraińscy powstańcy. To świadczy, że ukraiński narodowy ruch był zawsze kością w gardle dla naszych sąsiadów, którzy mają pretensje do naszego terytorium. Powinniśmy mieć wyważony stosunek do tej kwestii, ale musimy patrzeć zgodnie z prawdą na naszą przeszłość i pokazywać przykład naszym sąsiadom Polakom. Trzeba patrzeć na historię nie tylko ze strony propagowanej prawdy swojego narodu ale i z obiektywnej strony historii.” – dodaje Mykoła Dawydiuk”  (informacja mejlowa od Wiesława Tokarczuka z 14 lipca 2015 roku za pośrednictwem znanego pisarza i dziennikarza Adama Kulika. Z jego bardzo celnym komentarzem: „Mimo całej życzliwości i wspierania Ukraińców w ich walce z terrorystą Putinem, z dnia na dzień, coraz bardziej przekonuję się, że stosunek Ukraińców do nas, od czasu ludobójstwa na Wołyniu nie zmienił się. Oni nawet nie wiedzą, że myślą jak Sowieci, ze swoją życzeniową, zakłamaną historią. Nie przyjmują do wiadomości oczywistych faktów – ludobójstwa z lat 1943-44. Dajmy sobie z nimi spokój, Europa Zachodnia naprawdę kończy się na Bugu i nie zmienimy tego, choćbyśmy bardzo chcieli. Jeszcze parę lat temu w swojej naiwności, wierzyłem, że są nam mentalnie i emocjonalnie podobni. Dzieli nas kosmiczna przepaść samoświadomości, kultury, nawyków, stosunku do siebie i innych. Przemilczanie ludobójstwa przez nasze kolejne rządy i sejmy zaczyna się nam odbijać coraz większą czkawką, i tak będzie aż do zajęcia oficjalnego stanowiska zgodnego z prawdą historyczną. W przeciwnym razie Ukraińcy będą sobie wymyślać coraz nowe bajeczki, byle tylko się wybielić, nie poczuwać do odpowiedzialności za prawdę. To naprawdę inny świat, nie ma co się łudzić.”.