- Kategoria: Historia
- Eugeniusz Szewczuk
- Odsłony: 3426
Moje Kresy -Władysława Żółtaniecka cz.1
/ Władysława Żółtaniecka w 1953 roku
Razem z ojcem i młodszym rodzeństwem - Gienkiem i Jadwigą poszliśmy rano do naszego kościoła pod wezwaniem Matki Bożej z Góry Karmel lub po prostu Matki Boskiej Szkaplerznej w Budkach Nieznanowskich. Nic nie zapowiadało, że będzie to dla nas tak tragiczny dzień. Był to trzeci dzień Świąt Bożego Narodzenia – uroczystość św. Jana Chrzciciela. Mszę świętą celebrował ksiądz proboszcz Józef Skrabalak. Kapłan według starego zwyczaju w tym dniu podczas mszy świętej dzielił się ze swoimi wiernymi winem mszalnym. Po cichu liczyłam, że w końcu spróbuję tego smakowitego trunku, oczywiście przeliczyłam się. Ksiądz podawał wszystkim, dzieci tylko błogosławił. Po powrocie do domu bawiłam się w naszym pokoju z rodzeństwem i ciocią Marysią. Ciocia Marysia – siostra mamy, przyjechała do nas ze Lwowa i była z nami przez cały czas Świąt Bożego Narodzenia. Niedawno zbudowany nasz dom wymagał jeszcze jako takiego wykończenia. Przykładowo w jednym z pokoi do którego rodzice wstawili szafę i kufry, stało jeszcze zebrane latem zboże.
Dzieci bawiły się w swoim pokoju w którym stała choinka, rodzice byli w kuchni, lecz tutaj była zgoła odmienna atmosfera.
Pomimo tak wielkiego święta tato z mamą porządkowali dokumenty rodzinne. Widać było pośpiech i zatroskanie na twarzach obojga. Wszystko odbywało się jakby na milcząco, rodzice nie kłócili się, mimo to mama płakała. Ojciec co jakiś czas wyciągał z komody i nakastlika jakieś papiery, mama bez zwłoki wrzucała to wszystko do pieca. Gdy próbowałam wejść do kuchni, rodzice od razu wypędzali mnie - Władziu idź do pokoju, tam jest ciepło, bawcie się tam. Kilkakrotnie drzwi wejściowe otwierały się i rodzice wychodzili na podwórko. Dopiero po jakim czasie mama opowiedziała mi, że tato obok domu zakopał ważne dokumenty i medale oraz odprute z munduru guziki z orzełkiem. Rodzinna atmosfera zapanowała u nas dopiero po obiedzie, radowaliśmy się z pobytu w naszym domu cioci Marysi. Wieczorem poszliśmy spać, kończył się jeden z ostatnich dni 1939 roku, czwartek 27 grudnia. W środku nocy budzi nas straszny łomot, kopanie butami w drzwi, walenie kolbami, okrzyki - atwieri !! Mama zarwała się na równe nogi, tato i ciocia od razu zaczęli się ubierać. Dzieci nie wiedząc o co chodzi leżały jeszcze w łóżkach, najmłodszy brat Romuald spał. Do kuchni wtargnęło kilku ludzi, Sowieci i Ukraińcy. Bez uprzedzenia, na naszych oczach zaczęli okładać ojca pięściami, bili i kopali tatę jak worek. Jeden uderzał, tato zatoczył się wpadając na drugiego, następny powtarzał mocne uderzenie w głowę. Rozespane dzieci piszczały i płakały nie wiedząc co się dalej wydarzy. Bili i krzyczeli na ojca – „gde twij hrest” (gdzie twój krzyż), „gde twij maszinwer” (gdzie twój pistolet). Rozpoczęli przeszukiwanie domu, rewizja. Trwało to bardzo długo. Wyrzucali na nasze łóżka wszystko to co mieli pod ręką, cała zawartość szaf, poduszki, pierzyny. Przez cały czas bili i kopali ojca. W końcu pozwolili mu się ubrać. Mama w byle co odziana trzymała w ręku latarnię naftową i w otoczeniu rosłych Sowietów i Ukraińców musiała wyjść do innych pomieszczeń, żmudne przeszukanie trwało. Szukali w oborze, szopie, pokoju ze zbożem, niczego konkretnego nie znaleźli. Z nakastlika ojca wyciągnęli kilka książek, między innymi był tam piękny album o Józefie Piłsudskim. Było w nim dużo zdjęć rodzinnych Naczelnika i z podwładnymi oficerami. Enkawudzista gdy to zobaczył, bez namysłu, kartka po kartce wyrywał z albumu, rozerwał go na pół, rozrzucił po całym pokoju, depcząc co pozostało. Złapał stojący na ojca szafce budzik w kolorze khaki, na wierzchu z Piłsudskim na kasztance. Trzepnął zegarkiem o podłogę, aż wszystko rozprysło się w drobny mak. Był tak roztrzęsiony, że ręce trzęsły mu się ze złości. Pozostali dalej wszystko wywracali i demolowali, widok naszego domu był opłakany. Wśród płaczu i pisków dzieci wywlekli ojca z domu i rzucili na sanie. Potem po śladach zobaczyliśmy, że przed naszym domem stało wówczas pięć zaprzężonych sań. Czereda ludzi zjechała, by aresztować jedną osobę – Piłsudczyka, zwycięzcę bitwy warszawskiej w 1920 roku, policjanta Mikołaja Zacierkę. Jednej chwili do końca swego życia nie zapomnę. W brutalny sposób wywleczony z domu rodzinnego nasz tato zdążył jeszcze się do nas odwrócić i ręką wykonał znak krzyża. Tym ruchem ojcowskiej ręki pożegnał nas na zawsze!
/ Budki Nieznanowskie 23.05.1934 w ogrodzie pod jaśminem Władysława z bratem Eugeniuszem
Tato urodził się w dzień świętego Mikołaja 6 grudnia 1896 roku, dlatego rodzice – Michał Zacierka i Antonina zd. Dudek, dali mu na imię Mikołaj. Pochodzili z podolskiej wsi Zabojki koło Tarnopola. W rodzinie Zacierka najstarszym był stryj Jan (1890), były żołnierz Piłsudskiego, który gospodarzył we wsi dziedzicząc gospodarkę po rodzicach. Wcześniej walczył z bolszewikami będąc żołnierzem pod rozkazami cesarza Austro - Węgier Franciszka Józefa. W Rosji dostał się do niewoli, osadzony razem z Niemcami szybko nauczył się języka niemieckiego. Stryj Jan miał niezwykłą pamięć i dar do nauki obcych języków, bowiem później jako samouk nauczył się władać językiem angielskim i hiszpańskim. Po wydostaniu się z sowieckiej niewoli i utworzeniu Legionów Polskich brał udział w bitwie warszawskiej w szeregach piłsudczyków. Potem postanowił wyjechać za chlebem do Ameryki. Miał dobry fach w ręku, bowiem ojciec Michał nauczył go ciesielki, razem budując wiele domów. Ta umiejętność po przybyciu do Ameryki pozwoliła mu szybko znaleźć dobrze płatną pracę. Płynąc statkiem do Ameryki, wykorzystując wolny czas, wykuł na pamięć słownik polsko – angielski, co potem pozwoliło mu szybko nauczyć się mówić po angielsku. To wszystko w połączeniu z fachowością dopomogło mu w pracy. Znalazł zatrudnienie w amerykańskiej firmie budującej domy i razem z ich fachowcami wyjechał na pobliską Kubę, budując tam drewniane domy na betonowych fundamentach. Rdzenni kubańczycy w mig nauczyli go języka hiszpańskiego. Nie mający większego wykształcenia polski chłop z Podola potrafił porozumiewać się 6 językami : polskim, rosyjskim, ukraińskim, niemieckim, angielskim i hiszpańskim. Niebawem powrócił do podolskiej wsi Zabojki na którego czekała młoda żona i dzieci – Tadeusz (1920) i Władysława (1923). Potem w jego rodzinie urodził się jeszcze Mieczysław (1932) i Wiktoria (1934). Dziadka i babci ze strony ojca, mieszkających w Zabojkach nigdy nie widziałam, zbyt wcześnie zmarli, zresztą mieszkali od mojej rodzinnej miejscowości Budki Nieznanowskie gmina Nieznanów powiat Kamionka Strumiłowa zbyt daleko, będzie chyba ze 150 kilometrów. Wiem, że po stryju Janie urodziła się taty siostra Katarzyna, lecz w 1910 roku w wieku 16 lat zmarła na galopujące suchoty. Przeziębiła się i po 2 tygodniach trzeba było pochować ją na zabojkowskim cmentarzu. Kolejnymi potomkami w rodzinie Zacierka byli : mój tato Mikołaj (1896), Stanisław, Bronisława i Leon. Stryja Bronisława moje oczy widziały tylko raz, gdy odwiedził nas jeszcze przed wojną w Budkach Nieznanowskich. Po wojnie transportem repatriacyjnym razem z innymi mieszkańcami wsi Zabojki, dotarli w okolice Żar w dawnym województwie zielonogórskim i tam zamieszkali. Stryj Stanisław ciągle narzekał na swoje zdrowie, chorował i po przybyciu na Ziemie Zachodnie niebawem zmarł. Stryj Leon i ciocia Bronia zamieszkali już znacznie bliżej nas w Jutrzynie k. Wiązowa. Nasza zdekompletowana brakiem ojca rodzina na stałe osiadła w Gierszowicach gmina Olszanka, powiat Brzeg. Dopiero wtedy mogliśmy się bliżej poznać i nawzajem odwiedzać.
/ Legitymacja członkowska Związku Legionistów Polskich
Wcześniej wspomniałam, że mój ojciec urodził się w Zabojkach koło Tarnopola 6 grudnia 1896 roku. Gdy dorósł do wymaganego wieku, przez 5 lat uczęszczał do szkoły powszechnej w rodzinnej miejscowości. Jego starszy brat był żołnierzem, młodszemu Mikołajowi rodzice nie pozwalali zaciągnąć się do wojska. W wieku 17 lat uciekł z domu, by przywdziać żołnierski mundur. Wybuchła I wojna światowa. Mikołaj trafił pod opiekę starszego brata, walczyli na froncie pod dowództwem późniejszego generała Józefa Hallera.
/ 30.03.1034 Budki Nieznanowskie z ojcem przed domem (od lewej) Władysława,Jadwiga i Eugeniusz
Haller objął dowództwo nad żołnierzami, którzy chcieli kontynuować walkę z Rosją w Legionach Polskich. Po przeformowaniu i uzupełnieniu szeregów nowymi ochotnikami objął stanowisko dowódcy 3. Pułku Legionów. 30 września 1914 wyruszył wraz ze swą jednostką na front w Karpatach Wschodnich. W niezwykle trudnych warunkach terenowych i klimatycznych Brygada wspomagała obronę przełęczy karpackich i broniła wojskom rosyjskim dostępu na Węgry. Na początku października 1914, brygada dotarła w Karpaty po stronie węgierskiej. 12 października dwa bataliony 3. Pułku Piechoty pod dowództwem Hallera zdobyły wieś Rafajłową leżącą już w Galicji. Główne siły Legionów dotarły do Rafajłowej 22 i 23 października wybudowaną przez saperów drogą wiodącą przez przełęcz w pobliżu góry Pantyr. Oddziały brygady podjęły natarcie w kierunku Stanisławowa i 24 października zdobyły Nadwórną, a 29 października stoczyły bitwę pod Mołotkowem i poniósłszy ciężkie straty wycofały się ponownie w rejon Rafajłowej. W listopadzie brygadę podzielono na dwie części, oddziały pod dowództwem Hallera pozostały w Rafajłowej, pozostałe kontynuowały walki na Huculszczyźnie. 23 stycznia 1915 pod nieobecność w jednostce Hallera Sowieci przypuścili gwałtowny nocny atak na pozycje 3 Pułku Legionów. Legioniści, mimo początkowego zaskoczenia, dzięki opanowaniu i odwadze majora Roi i kapitana Minkiewicza, odparli nieprzyjaciela zadając mu duże straty. W wyniku ciągłych walk oddziały utraciły jednak połowę stanów osobowych. Obaj bracia walczyli na froncie, starszy trafił do sowieckiej niewoli, Mikołaj przez 3 lata był internowany na Węgrzech. Po powrocie Józefa Piłsudskiego z Magdeburga dalej służył w wojsku już II Brygadzie Karpackiej Legionów w dalszym ciągu pod dowództwem gen. Józefa Hallera. Wziął udział w bitwie warszawskiej w 1920 roku, był zatem jednym z uczestników „cudu nad Wisłą”. Za bohaterskie czyny w walkach pod Radzyminem został przez Piłsudskiego odznaczony Krzyżem Niepodległości. Po zakończeniu działań wojennych Mikołaja dalej ciągnęło do munduru, miał to jakby we krwi . W wojsku nie pozostał, nie powrócił też na gospodarstwo do Zabojek wiedząc doskonale, że starszy brat Janek objął ojcowiznę. Zaciągnął się do służby w Policji Państwowej i został skierowany do Szkoły Policji w Legionowie. Szkolny absolwent otrzymał przydział do Komisariatu Policji w Budkach Nieznanowskich powiat Kamionka Strumiłowa. Policyjna placówka umiejscowiona była na terenie tartaku, opodal wsi. Załogę stanowili: Komendant - przodownik oraz starsi posterunkowi – Andryszczak, Choina i Mikołaj Zacierka. Na terenie tartaku znajdowała się także poczta, obok przebiegała linia kolejowa Lwów – Radziechów. We wsi Budki Nieznanowskie, po lewej stronie drogi idącej w kierunki Nieznanowa mieszkała rodzina mojej mamy – Wasylikowie. Moja mama Emilia Wasylik urodziła się w 1902 roku w rodzinie Karola i Marii zd. Semenowicz. Po niej w rodzinie Wasylików urodził się w 1904 roku brat Władysław. Dwa lata po narodzeniu się Władka umiera mama mojej mamy , czyli babcia Marysia. Rok później, czyli 1907 mój dziadek Karol powtórnie żeni się, tym razem z Anastazją Fik. Wobec zawarcia przez dziadka drugiego małżeństwa, wychowania jego dzieci - Emilii i Władysława, podejmują się rodzice Karola – Jan i Apolonia Wasylik, czyli moi pradziadkowie. W następnym związku rodzą się przyrodnie: Maria (1908), Franciszek (1913) i Katarzyna (1915). W roku 1918 mój dziadek Karol umiera, natomiast jego druga żona Anastazja odchodzi i pozostawia dzieci na wychowaniu Janowi i Apolonii. Dziadkowie muszą więc wychowywać pięcioro dzieci swojego syna. Mama i jej brat mieli więc niezwykle ciężkie dzieciństwo, jednakże wychowani zostali na dobrych i zaradnych ludzi.
Cdn.
Wspomnień wysłuchał ; Eugeniusz Szewczuk
Osoby pragnące dowiedzieć się czegoś więcej o życiu na Kresach, nabyć moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.