Dzisiaj jest: 28 Kwiecień 2024        Imieniny: Waleria, Ludwik, Paweł
EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK  WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

Dla KSI "Barwy Kresów" Aleksander Szumański Mówiła po wielokroć, że chciałaby odejść wiosną, gdy majowe słońce pieści świeżą zieleń drzew, gdy przyroda rozlewa niezrównaną harmonię barw, gdy pszczoły brzęczą. Lubiła…

Readmore..

Moje Kresy – Rozalia   Machowska cz.1

Moje Kresy – Rozalia Machowska cz.1

/ foto: Rozalia Machowska Swojego męża Emila poznałam już tutaj w Gierszowicach, powiat Brzeg. Przyjechał jak wielu mieszkańców naszej wsi z Budek Nieznanowskich na Kresach. W maju 1945 roku transportem…

Readmore..

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

/ Zespół „Chawira” Z archiwum: W dniu 1 marca 2009 roku miałem zaszczyt po raz następny, ale pierwszy w tym roku, potwierdzić, iż Leopolis semper fidelis, a że we Lwowie…

Readmore..

ZMARTWYCHWSTANIE  JEZUSA CHRYSTUSA  WEDŁUG OBJAWIEŃ  BŁOGOSŁAWIONEJ  KATARZYNY EMMERICH.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG OBJAWIEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ KATARZYNY EMMERICH.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno- wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako…

Readmore..

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego  Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska”  w Domostawie  w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r. W Walnym Zebraniu Członków wzięło udział 14 z 18 członków. Podczas…

Readmore..

Sytuacja Polaków na Litwie tematem  Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

Sytuacja Polaków na Litwie tematem Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

20 marca odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów.Jako pierwszy „głos z Litwy” zabrał Waldemar Tomaszewski (foto: pierwszy z lewej) przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich…

Readmore..

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie   wyklął ich naród.

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie wyklął ich naród.

/ Żołnierze niepodległościowej partyzantki antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła „Krzewina” (czerwiec 1947) Autorstwa Unknown. Photograph from the archives of Solidarność…

Readmore..

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając  rakietom Fire Storm Shadow

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając rakietom Fire Storm Shadow

Jak wynika z nagrania rozmowy pomiędzy niemieckimi oficerami, które wyciekło, opublikowanego przez rosyjskie media, brytyjscy żołnierze „na miejscu” znajdują się na Ukrainie , pomagając siłom ukraińskim wystrzelić rakiety Storm Shadow.…

Readmore..

Mienie zabużańskie.  Prawne podstawy realizacji roszczeń

Mienie zabużańskie. Prawne podstawy realizacji roszczeń

Niniejsza książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską Krystyny Michniewicz-Wanik. Praca ta, to rezultat wieloletnich badań nad zagadnieniem rekompensat dla Zabużan, którzy utracili mienie nieruchome za obecną wschodnią granicą Polski,…

Readmore..

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

BITWA O LWÓW Dla zrozumienia stosunków panujących w mieście liczącym przed II Wojną Światową 400 tys. mieszkańców, należałoby naświetlić sytuację polityczną i gospodarczą miasta, które było poniekąd stolicą dużej połaci…

Readmore..

Gmina Białokrynica  -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Gmina Białokrynica -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Opracował Andrzej Łukawski. Pisownia oryginalna Przyjeżdżamy do Białokrynicy, jednej z nąjlepiej zagospodarowanych gmin, o późnej godzinie, w urzędzie jednak wre robota, jak w zwykłych godzinach urzędowych. Natrafiliśmy na gorący moment…

Readmore..

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Wielkanoc to najważniejsze i jedno z najbardziej rodzinnych świąt w polskiej kulturze. Jakie tradycje wielkanocne zachowały się na Kresach?Na Kresach na tydzień przed Palmową Niedzielą gospodynie nie piekły chleba, dopiero…

Readmore..

Genocidum atrox - marzec 1944

/ Żródło zdjęcia: https://weszlo.com/2018/10/13/zakopywano-zywcem-ziemia-jeszcze-sie-ruszala/

W marcu 1944 roku Ukraińcy dokonali 702 napadów na Polaków,  w tym  13 policja ukraińska oraz 17  SS „Galizien” - „Hałyczyna” (w 4 przypadkach z udziałem UPA). W 48 przypadkach były to napady dwukrotne, w 8 przypadkach trzykrotne, w 2 przypadkach czterokrotne oraz w 1 przypadku sześciokrotne (miasto Lwów), co daje 75 powtórnych napadów,  Łącznie więc akcje ludobójcze w miesiącu marcu objęły 627 miejscowości, w których  mieszkała ludność polska, W przeważającej części leżały one w Małopolsce Wschodniej, czyli w województwach lwowskim, stanisławowskim i tarnopolskim, oraz w kilkudziesięciu przypadkach w woj. lubelskim. Poniżej wymienione są miejscowości chronologicznie z pominięciem tych, w których ilość ofiar nie przekraczała 10 osób.  Najczęściej były to 1 – 2 rodziny polskie mordowane z niezwykłym okrucieństwem. Przytoczone zostało jedynie kilka takich faktów.

1 marca 1944 roku we wsi Bołożynów pow. Złoczów banderowcy napadli na przysiółek Kuliki i zamordowali 30 Polaków. We wsi Herbutów pow. Rohatyn zamordowali 18 Polków, w tym 13 dziewcząt i kobiet. We wsi Pieniaki pow. Brody zamordowali 5 Polaków, którzy ocaleli z rzezi Huty Pieniackiej. Byli to:  Jarynkiewicz Paweł l. 25, jego żona Anna l. 22, Czyżewski Władysław l. 30, Czyżewski Wojciech l. 23, Czyżewska Maria l. 20.  We wsi Laszków pow. Kamionka Strumiłowa 14 Polaków. W kol. Suchy Róg pow. Równe upowcy w zasadzce zamordowali 9 Polaków jadących do swoich domów po żywność, w tym 2 ojców z córkami. We wsi Uniów pow. Przemyślany UPA zamordowała 15 Polaków i 2 Ukraińców.  W nocy z 1 na 2 marca we wsi Iławcze pow. Trembowla upowcy zamordowali 33 Polaków, Ukraińca i Ukrainkę Teklę Kałdus, żonę Polaka, której obcięli głowę i wbili na pal. Polce, Antoninie Kałdus obcięli obie piersi i uszy. „Jednym z głównych organizatorów ludobójczych mordów był miejscowy ksiądz grekokatolicki o nazwisku Raich. Jego dwóch synów brało osobiście udział w wielu napadach i mordach dokonywanych na Polakach” (Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004; ..., s. 400). Na terenie tutejszego Pol. K. O. w czasie od 27 stycznia do dnia dzisiejszego zamordowali miejscowi Ukraińcy następujące osoby narodowości polskiej. /.../ Pow. Radziechów: we wsi Witków Nowy 9 osób, w miasteczku Toporów zamordowano 11 osób, w tym miejscowego księdza.”  /.../  Pow. Sokal: we wsi Byszów 5 osób, we wsi Jastrzębica 19 osób, we wsi Wolica Komarowa 9 osób, we wsi Świtarzów 9 osób, we wsi Bobiatyn 5 osób, we wsi Poździmierz 7 osób, we wsi Ksawerówka 12 osób,  we wsi Rulikówka 11 osób. Kamionka Strumiłowa dnia 2.III.1944” (1944, 2 marca – Raport specjalny PolKO w Kamionce Strumiłowej dla RGO w Krakowie dotyczący masowych mordów dokonywanych na ludności polskiej przez Ukraińców. Kamionka Strumiłowa dnia 2.III.1944. W: B. Ossol. 16722/2, s. 7-8).      

2 marca we wsi Feliksówka pow. Kamionka Strumiłowa: „W większości wypadków mordowani byli siekierami, nożami względnie zabijano pałkami. We wsi Feliksówka uprowadzono praktykanta gospodarczego; razem według posiadanych wiadomości zamordowano 16 osób.” (1944, 2 marca – Raport specjalny PolKO w Kamionce Strumiłowej dla RGO w Krakowie dotyczący masowych mordów dokonywanych na ludności polskiej przez Ukraińców. Kamionka Strumiłowa dnia 2.III.1944. W: B. Ossol. 16722/2, s. 7-8). We wsi Herbutów pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 20 Polaków, w większości kobiety i dzieci. We wsi Mizuń Stary pow. Dolina banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków. 

3 marca we wsi Kniażołuka pow. Dolina banderowcy spalili 6 gospodarstw polskich i zamordowali 20 Polaków. We wsi Lipowce pow. Przemyślany zamordowali 10 Polaków. We wsi Mełna pow. Rohatyn 22 Polaków, w tym: „Bielawski Józef jego żona Helena i matka; Bobrowicz z żoną; Bobrowicz Jan z żoną i dwojgiem dzieci; Julia i syn jej Edward; Dorosz Jan z żoną i jego 2 córki; Tercz i.n. z żoną; żona adwokata i jej 2 synów NN.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).  We wsi Sokołówka (Sokołówka Hetmańska) pow. Złoczów: „zostali zamordowani: Jasiński Józef l. 68,  Kargol Ksawery,  Szczęsna Jadwiga l. 33 i dwoje jej dzieci Henryk l. 9 i Wanda l. 3. Księdza Wiszniewskiego Ukraińcy uspokajali, że mu nic nie grozi a jednak go zamordowali” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 

4 marca we wsi Huta Stara pow. Buczacz: banderowcy zamordowali 30 – 35 Polaków. ”Na Hutę Starą było dwa napady. Pierwszy napad - w nocy 4 marca 1944 r. Spalona została prawie cała wieś (z ok. 200 zagród ocalało ok. 25-30). Zamordowanych zostało prawdopodobnie ok. 30 - 35 osób tylko w pierwszym napadzie. 1.Biernacki Paweł "Pawłuniu" lat ok.60 - został zarąbany siekierą w ogrodzie pod czereśnią.; 2.Braszka Stanisław "Kurka" - kiedy banderowcy podpalali jego dom próbował uciekać ze swojego schronienia, podczas ucieczki został postrzelony w plecy, rannego dobito kilkoma ciosami siekierą w głowę.;3.Biernacka Aniela (żona Pawła).; 4.Biernacki Michał (syn). 5.Biernacka Hanna (córka).; 6.Romaniuk Helena. ; 7.Romaniuk Maria (córka); 8.Urszula (siostra Romaniuk Heleny).; 9.Biernacka "Dośka".; 10.Dobrucki Józef - zastrzelony w czasie ucieczki ; 11.Bobik Aniela – zastrzelona.; 12.Bobik (Józef ?); 13.Dobrucki Jan - został uduszony.  Wszyscy ukryli się w "schronie" wykopanym w obejściu Pawła Biernackiego i zamaskowanego słomą. W wyniku podpalenia domostwa zapaliła się również słoma maskująca kryjówkę, wszystkie osoby tam ukryte (3-8) udusiły się dymem. Jeżeli w czasie pierwszego napadu (4.03.44r.) mordowano mężczyzn i chłopców, to już podczas drugiego mordowano wszystkich. Spalono doszczętnie odbudowującą się wieś. Drugi napad miał miejsce pod koniec lutego 1945 r. (najprawdopodobniej było to 28)” (Roman Romanów, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). 

6 marca we wsi Wielkie Oczy pow. Lubaczów przed posterunkiem policji ukraińskiej poszczuty pies policyjny rozszarpał 18-letniego Tadeusza Skoczyńskiego ze wsi Łukawiec. Tego dnia we wsi Wojsławice pow. Sokal banderowcy zamordowali 12 Polaków, w większości kobiety i dzieci. We wsi Wolica pow. Podhajce uprowadzili z domu Michała Petrykiewicza. „Dowiedziałam się później od znajomych, że banderowcy zabrali go do lasu i tam w leśniczówce przesłuchiwali. Po torturach okręcili drutem kolczastym jego szyję i powiesili na drzewie. Na drugi dzień jego nagie ciało widziano wrzucone do pobliskiego strumyka pod lasem” (Maria Przychodna z d. Petrykiewicz; w: Komański..., s. 761 – 762). We wsi Zawonie pow. Sokal w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zginęło 27 Polaków, pozostałych  zabrano do więzienia, a potem do obozu w Gross-Rosen. “W dniu 6 marca 1944 roku, wczesnym rankiem, Zawonie otoczone zostało przez żołnierzy niemieckich i ukraińskich z 14 Dywizji SS "Galizien". Żołnierze wrzucali granaty do zabudowań, podpalali je i strzelali do mieszkańców. /.../  Ozjasz Wecker (który wcześniej zbiegł z getta w Sielcu) zabity został wraz z 17-letnią Agnieszką Kowal, gdy uciekali w stronę kaplicy. Agnieszkę, która początkowo została tylko zraniona wrzucono żywcem w płomienie palącego się domu. Do ognia wrzucono również sparaliżowaną, nie mogącą się poruszać o własnych siłach, Elżbietę Kisielewicz, którą mąż wcześniej wyprowadził na podwórko. W płomieniach swego domu zginął niewidomy Michał Kisielewicz. 17-letni Dionizy Szermeta został zastrzelony podczas ucieczki. Na dziedzińcu kaplicy rozstrzelano Tadeusza i Władysława Ptaszników, którzy nie chcieli udzielić informacji o miejscach ukrycia broni i partyzantów..” („ZAWONIE” Andrzeja Kisielewicza; w: http://www.math.uni.wroc.pl/~kisiel/Zawonie.htm ). Relacja Kazimierza Kisilewicza: “Razem z oprawcami wkroczyli do wsi ukraińscy cywile z Jastrzębic, Tyszyc, Sielca i Strychanki. Rabowali oni dobytek mieszkańców. Wreszcie i do naszego domu wpadają żołdacy krzycząc „ruki do hory". Byli to Ukraińcy. Wywlekli nas na drogę, którą w tej chwili konwojowani byli: Jan Kisilewicz z rodziną, Aleksy Matwiejenko z rodziną i inni. Utworzyliśmy grupę, którą skierowano do kaplicy. W drodze SS-mani bijąc nas kolbami kazali wszystkim biec. Między moim domem a kaplicą leżało chyba pięć osób zastrzelonych przez esesowców. Wśród nich rozpoznałem 16-letnią Agnieszkę Kowal. Przed nami biegły inne grupy aresztowanych. W pobliżu kaplicy oddano do nas kilka strzałów. Były one celne. Trafieni zostali Jan i Izydor Kisilewicze. Nikt z naszej grupy nie mógł im udzielić pomocy. Musieliśmy biec dalej. Wrzucono ich później do płonącego domu nie trudząc się nawet sprawdzeniem, czy żyją. Okazało się, że na wzgórzu przy kaplicy ustawiony był karabin maszynowy, z którego prawie do każdej grupy oddawano kilka, zawsze celnych, strzałów. Po przybyciu na miejsce, wpędzono nas do wnętrza kaplicy. Było tam już około 50 osób. We wsi szalał pożar. /.../ We wsi było dwoje starców: sparaliżowana Elżbieta Kisilewicz i niewidomy Michał Kisilewicz. Esesmani nawet nie próbowali gonić ich do kaplicy. Drzwi od mieszkań zamknięto, zabudowania podpalono i oboje spłonęli żywcem. Około godziny 16-tej zgromadzonych w kaplicy wyprowadzono na drogę. Wieś dogorywała. Ze wszystkich stron rozlegały się detonacje. Cywilni rabusie odjeżdżali z naszym dobytkiem. Otoczono nas ciasnym kordonem, ustawiono piątkami i ruszyliśmy w kierunku ukraińskiej wsi Jastrzębice. Ku naszemu przerażeniu rozpoznaliśmy jednego partyzanta z Lasów Giblackich ubranego w mundur esesmański. Okazał się on podstawioną przez Niemców wtyczką. Mógł nam bardzo zaszkodzić. Obok mnie kroczył ojciec Władysław, matka Michalina, brat Józef, dziadek Józef oraz krewni i sąsiedzi. Zakończeniem pacyfikacji Zawonia było podpalenie kaplicy. We wsi pozostały trupy i dopalające się zgliszcza. Po przebyciu przez kolumnę około jednego kilometra, wyciągnięto z kolumny i zastrzelono mojego dziadka, 85-letniego starca. Przechodzimy w pobliżu lasu. Kordon esesmanów zacieśnia się. Do mnie zbliża się jeden z nich jadący konno. Przyglądam się mu dokładniej i poznaję. Tak, jest to mój znajomy Ukrainiec Piotr Jandreszko z Wolicy Komarowej. W tym momencie zorientowałem się, że pacyfikację Zawonia przeprowadzał oddział Hałyczyna z 44 Dywizji SS Galizien. Jandreszko zwrócił się do mnie: „ty nam ne wticzesz, ja tebe pilnuju". Wreszcie dochodzimy do Jastrzębickiej szkoły i zostajemy wtłoczeni do jednej z klas (około 300 osób). Do ojca podchodzi drugi znajomy esesowiec Józef Denysiuk, też z Wolicy Komarowej, tak jak i poprzedni, były uczeń mojego ojca, kierownika tamtejszej szkoły. Odebrał mu zegarek, który i tak nie będzie więcej ojcu potrzebny. W szkole tej przebywaliśmy prawie dwie doby bez żadnych posiłków i wody. /.../ Po południu poprowadzono nas w kierunku pobliskiego lasu. Szykowaliśmy się na śmierć. Gdy nasza kolumna zbliżyła się do drogi Sokal - Kamionka Strumiłowa, zatrzymał się przy nas przejeżdżający niemiecki samochód. Byli w nim gestapowcy z Sokala. Po dłuższych pertraktacjach z dowódcą naszej eskorty, spowodowali oni, że zawrócono nas z powrotem do szkoły. Tam zezwolono na podanie posiłku. Odetchnęliśmy. Następnego dnia, po związaniu nam rąk drutem kolczastym, konwojowano nas do szosy Sokal - Lwów, gdzie oczekiwały już na nas dwa ciężarowe samochody. Powiązanych piątkami, wpędzono nas na samochody, w których musieliśmy uklęknąć.” („HISTORIA JEDNEJ WSI czyli DLACZEGO ZOSTAŁEM WIĘŹNIEM OBOZU GROSS-ROSEN”  Kazimierz Kisilewicz; w: http://wulkanyisushi.bloog.pl/id,3974895,title,Historia-jednej-wsi,index.htm;).

7 marca we wsi Bratkowce pow. Stanisławów banderowcy zamordowali 9 Polaków, w tym 6 kobiet. We wsi Bryń pow. Stanisławów zamordowali 17 Polaków w tym 9 kobiet. We wsi Brzezina pow. Żydaczów banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 26 Polaków W  kol. Henrykówka należącej do wsi Strzeliska Stare pow. Bóbrka zamordowali 10 Polaków oraz 120 wypędzili nie pozwalając niczego zabrać ze sobą. We wsi Kniaźdwór (Księży Bór) pow. Kołomyja banderowcy zamknęli w miejscowej świetlicy 7 młodych Polaków i spalili ich żywcem. We wsi Komarów pow. Stanisławów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków. W kol. Miękkie pow. Hrubieszów: Eugeniusz Wiśniewski „Burza” pisał w swym „Dzienniku” pod datą 8 marca 1944 r.: „Przed Mirczem skręcamy w lewo. (...) Dowiadujemy się, że jesteśmy w kolonii Miękkie, gospodarstwo Rejmaka. Wchodzimy do mieszkania. Naszym oczom ukazuje się przeraźliwy widok: w dużym pokoju na podłodze leżą jeden obok drugiego ciała pomordowanych, jest ich siedem, kobiety, starcy, dzieci, głowy porąbane siekierami, ciała pokute bagnetami. Pierwszy raz spotykamy się z bestialstwem ukraińskich nacjonalistów. Mordu dokonali ubiegłej nocy.” (Ireneusz Caban „Na dwa fronty”, Lublin 1999). We wsi Sapahów pow. Stanisławów: „Mojego pradziadka, Teodora Bahrynowskiego przerżnięto piłą.”. (Bahrynowscy z Sapahowa; w: http://poszukiwanierodzin.blog.onet.pl/ 2007/07/09/bahrynowscy-z-sapahowa ). Siekierka na s. 498 (stanisławowskie) podaje, że 19 kwietnia 1944 roku banderowska bojówka z UPA uprowadziła w niewiadomym kierunku wszystkie polskie rodziny, które zaginęły bez wieści a następnego dnia zostały ograbione i spalone ich gospodarstwa, ocalały prawdopodobnie 2 – 3 osoby; liczbę ofiar oszacowano na 27 osób. We wsi Wełdzirz pow. Dolina zamordowali 25 Polaków, w tym całe rodziny. „7.3.1944 we wtorek w Włedzirzu [Dolina] spalono 4 domy z zamkniętymi mieszkańcami. W rezultacie 13 osób spalonych i postrzelonych.” (1944, 15 marca – Pismo PolKO w Stryju do Delegata RGO we Lwowie dotyczące mordów i napadów na ludność polską. W: B. Ossol. 16721/2, s. 23). „W niedalekim od Doliny Wełdzirzu [Dolina] zamordowano 20 osób narodowości polskiej. Rzezie dokonywane przez Gontę, Żeliźniaka, a nawet Szelę blednieją wobec okrucieństw, jakich się na Polakach dopuszczają Ukraińcy. Wyłupują oczy, wyrywają języki, kobietom obcinają piersi.” (1943, 20 marca – List Wł. Bobrowskiego (PolKO Stryj) do Dyrektora RGO w Krakowie dotyczące opisów okrucieństwa dokonywanego przez bandy ukraińskie przy wyniszczaniu ludności polskiej. W: B. Ossol. 16721/2, s. 25-26). We wsi Zawonie pow. Sokal Ukraińcy z sąsiednich wsi zamordowali 10 Polaków, którzy ocaleli z pacyfikacji w dniu poprzednim.  W kolonii Zygmuntówka pow. Stanisławów, należącej do sołectwa wsi Bryń, banderowcy zamordowali 26 Polaków, w tym 4 rodziny. W nocy z 7 na 8 marca: we wsi Bednarów pow. Stanisławów upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie, kościół parafialny i plebanię oraz zamordowali 250 Polaków a 14 rannych ocalało. 

7 i 8 marca we wsi Jamy pow. Lubartów oddziały ukraińskie na służbie niemieckiej zatrzymały się na kwaterach we wsi. Po posiłku z alkoholem żołdacy wypędzili mężczyzn i napastowali kobiety i dziewczęta; na drugi dzień zaczęli palić i mordować Polaków. „Małe dzieci chwytali za nogi i żywcem wrzucali w płomienie. Kobiety i dziewczęta były najpierw gwałcone, zabijane, a ich zwłoki wrzucane do ognia”. (Jastrzębski..., s. 161, lubelskie). Zamordowano 152 osoby, 95 kobiet i 57 mężczyzn, w tym 31 dzieci w wieku do lat 10. Najmłodszą ofiarą była sześciomiesięczna Janina Szkuat, najstarszą – osiemdziesięciotrzyletnia Marcela Szkuat. Józef Wolski: „Nie mogę zapomnieć swojej ukochanej nauczycielki Adeli Sieradczuk, która zawsze była dla nas taka dobra, a którą spotkał tak tragiczny los. Znała opowiadania o tym, jak Własowcy obchodzą się z kobietami. Wiedząc, że otoczyli wioskę i penetrują mieszkania ukryła się w piecu chlebowym. Będąc subtelną i piękną kobietą nie chciała skalać swojej godności. Gdy Własowcy nie znaleźli jej w pokoju podpalili szkołę i biedna nasza pani spłonęła żywcem. Została całkowicie spalona, a jej ciało rozpoznano jedynie po rąbku niebieskiej sukienki.” (https://lubartow24.pl/informacje/lokalne/69540/70_rocznica_pacyfikacji_wsi_jamy/ ).  8 marca we wsi Choderkowce pow. Bóbrka banderowcy zamordowali 10 Polaków oraz 6 poranili. We wsi Płotycz pow. Tarnopol: „Uciekający hitlerowcy, wśród których byli Ukraińcy z SS „Galizien”, wspólnie z UPA dokonali masowego mordu 41 mężczyzn. Najmłodszy miał 13 lat, a najstarszy 87” (Antoni Iżycki; w: Jan Białowąs: „Krwawa Podolska Wigilia w Ihrowicy 1944 r. Lublin 2003, s. 103). W kol. Prehoryłe pow. Hrubieszów o świcie napadu dokonali żołnierze SS-Galizien (5 Pułk Policji SS), przy współudziale ukraińskich policjantów, "ortschutzów” oraz bojówek OUN-UPA z Szychowic, Kryłowa i Gołębia. Najpierw okrążyli wieś szczelnym pierścieniem, a następnie mordowali w okrutny sposób ludność polską. Zginęło 38 osób, w tym dzieci, kobiety i starcy. Na pomoc pacyfikowanej ludności pospieszyły żołnierze Stanisława Basaja "Rysia” oraz Jana Ochmana "Kozaka”. Po ciężkich walkach nacjonaliści ukraińscy zostali wyparci z kolonii, pozostawiając zwłoki pomordowanych polskich mieszkańców. „08 marca 1944 o świcie oddziały policji ukraińskiej, SS-Galizien i ortschutzu, wspierane pododdziałami USN z Szychowic, Kryłowa i Gołębia, napadły na kolonię Prehoryłe pow. hrubieszowski; w napadzie brał udział oddział UPA, który w nocy przeprowadził się przez Bug. Pomordowano całe rodziny (np. Martyniuków, Bolechów, Przyczynów.) łącznie zamordowano 38 osób w tym kobiety i dzieci.” (Czesław Buczkowski: SAHRYŃ w latach 1942-1944; w:  http://kresy.info.pl/component/content/a....atach-1942-1944; 25 września 2011). We wsi Sokołówka pow. Bóbrka: „Dn. 8 III zarąbano siekierami 12 osób w Sokołówce” („Wiadomości z Ziem Wschodnich” nr 6, w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html? Page=185 ). Kazali im kłaść się na progach domów i odrąbywali siekierami głowy. Zdemolowali i spalili kościół, zniszczyli plebanię.

9 marca we wsi Czernica pow. Brody „na łące za wsią banderowcy zamordowali 26 następujących mieszkańców: Bączek Piotr, Boj Stanisław, Boj Antonina, Chudzik Katarzyna, jej córki: Janina i Stanisława, Jezierska Magda l. 27, Jezierska Maria l. 61, Kochański Piotr, Krasicki Tadeusz l. 14, Krzyśków Maria l. 74, Kwasiuk Jan, Łemkowski Iwan (Ukrainiec), Masłowski Bolesław, Masłowski Feliks, Masłowski Józef, Masłowska N., Moliński Julian l. 17, Molińska Józefa l. 14, Molińska Anna l. 50, Piątek Józef l. 42, Szarzyńska N., lzak Franciszek, Wróblewski Zbigniew l. 6, Wróblewska N.” (Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003).  We wsi Dołhe pow. Trembowla upowcy zamordowali 10 Polaków. W nocy z 9 na 10 marca we wsi Słobódka Strusowska pow. Trembowla banderowcy przebrani w mundury żołnierzy sowieckich chodzili po domach polskich i mordowali całe rodziny, ciała ładowali na furmanki i wywozili w nieznanym kierunku, prawdopodobnie na cmentarzysko dla zwierząt; zamordowali co najmniej 49 Polaków. We wsi Szerokie Pole (Pochersdorf) pow. Dolina upowcy wymordowali 110 Polaków i spalili wieś, w tym 25 rodzin przesiedlonych ze wsi Mazurów pow. Kałusz. „Dalej leżała w ogródku Paszkowego Leona żona, a dziecko rozdarte na płocie” (Ludwik Puzio; w: Siekierka..., s. 84, stanisławowskie). „W czasie napadu 9 marca 1944 roku została zamordowana cała rodzina Stanisława Dziechciarza (8 osób). Zostali oni żywcem spaleni w domu. /.../ Jan Gościor i jego żona zostali na Szerokim Polu w straszny sposób zamordowani. Żywcem zostali nabici na pal i tak skończyli życie, a takich przypadków było więcej” (Piotr Znak; w: jw., s. 98). „Niedaleko naszego podwórka, z pięćdziesiąt metrów, stała sieczkarnia i jakieś maszyny, narzędzia – kosy nie kosy. W tej sieczkarni jakąś kobietę urżnęli. /.../ Złapali jakąś starszą kobietę i jeden kręcił... Krzyk z początku, a potem już cicho było. Ile krwi...” (Teresa Seweryn; w: jw. , s. 92). „W Dolinie, Swacha, sołtys i ja zaraz poszliśmy na gestapo. Niemcy płakali, nawet się zdziwiłem, może z Polski byli, i mówili: „My byśmy tym Ukraińcom pokazali, tylko nasz rząd nie zezwala i nie możemy nic zrobić” (Kazimierz Puzio; w: jw., s. 83 – 84). „Dzieci w oczach rodziców rozrywano na kawałki i wrzucano do ognia, również postrzelonych, na spalenie, rzucano do ognia.” (1943, 20 marca – List Wł. Bobrowskiego (PolKO Stryj) do Dyrektora RGO w Krakowie dotyczące opisów okrucieństwa dokonywanego przez bandy ukraińskie przy wyniszczaniu ludności polskiej. W: B. Ossol. 16721/2, s. 25-26).

10 marca we wsi Chlebowice Świrskie pow. Przemyślany banderowcy zamordowali kilkunastu Polaków, świadków uprowadzenia ks. Stanisława Kwiatkowskiego 14 lutego 1944 roku: „Niecały miesiąc później banderowcy rozprawili się również z innymi świadkami tamtych zdarzeń. Dotarli do Michała Wyspiańskiego, wyprowadzili przed dom i na pniaku obcięli głowę piłą do drewna. Wszystkiemu musiała przyglądać się rodzina, w tym córka Michała Wyspiańskiego, a dziś moja babcia” („Ludobójstwo, czy „zbrodnia o znamionach ludobójstwa”?; w:  http://krzysztof-szymon-szymanski.blog.onet.pl/tag/ks-kaczorowski ).  Na szosie koło wsi Grabowiec pow. Trembowla upowcy wyłapali i zamordowali 12 Polaków. W kol Łasków i we wsi Małków pow. Hrubieszów upowcy oraz esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” wymordowali wszystkich schwytanych Polaków, liczby ofiar nie ustalono.

10 marca 1944 roku we wsi Sahryń pow. Hrubieszów oddziały BCH i AK dokonały uprzedzającego ataku na banderowców gromadzących się do napadu na Polaków, którego datę wyznaczyli na 16 marca – co potwierdziły zdobyte we wsi Szychowice w bunkrze dokumenty UPA. Dowódca AK „Wiktor” rozkazał oszczędzać ludność cywilną ukraińską oraz zabronił grabieży – za co po walce osobiście przed frontem zastrzelił jednego z polskich partyzantów; w walce z UPA zginął 1 partyzant AK.  „Śledztwo w sprawie akcji przeprowadzonej w dniach 09 i 10 marca 1944 r. przez oddziały Armii Krajowej oraz oddział Batalionów Chłopskich, przeciwko zgrupowaniom Ukraińskiej Powstańczej Armii w Sahryniu, Szychowicach i innych miejscowościach województwa lubelskiego, w następstwie której zginęła nieustalona liczba osób spośród ludności cywilnej, w tym osoby narodowości ukraińskiej. (S.54/07/Zi). W styczniu 1944 r. podziemie ukraińskie zintensyfikowało organizację swoich oddziałów. Wiele wsi położonych pomiędzy Bugiem a linią Uchanie, Bereść, Hostynne, Werbkowice, zostało przekształconych w obozy warowne, otoczone siecią bunkrów, okopów i zasiek. W końcu lutego 1944 r. odbyła się narada Inspektoratu Zamojskiego AK, na której postanowiono zorganizować linię samoobrony przeciwukraińskiej i przygotować partyzancką ofensywę przeciwko Ukraińcom. Ostateczne decyzje o uderzeniu na wioski ukraińskie zapadły na początku marca 1944 r. Akcja ta miała uprzedzić planowany na dzień 16 marca 1944 r. atak sił ukraińskich. W dniach 07 - 08 marca 1944 r. w lesie Lipowiec nastąpiła koncentracja oddziałów tomaszowskich AK. W nocy z 9 na 10 marca 1944 r. rozpoczęto natarcie na Sahryń. Walki trwały do godzin popołudniowych, przy czym od godziny 10oo bronił się już tylko murowany posterunek policji ukraińskiej. Po zdobyciu Sahrynia, oddziały Armii Krajowej rozpoczęły natarcie na sąsiednie miejscowości. Kolejno opanowano kolonie: Alojzów, Brzeziny, Bereźnie, Dęby oraz wsie Malice, Metelin, Strzyżowiec, Turkowice, Wronowice, Mircze, Prehoryłe, Terebiń, Terebiniec i Wereszyn. Wszystkie wsie zostały spalone. Nie udało się natomiast zdobyć wsi Werbkowice, która została obsadzona przez jednostki niemieckie. Oddziały hrubieszowskie AK oraz oddział Batalionów Chłopskich rozpoczęły atak na Szychowice w dniu 10 marca 1944 r. w godzinach porannych. Wioska została spalona. Zginęło wiele osób, jednak liczby zabitych nie ustalono. Następnie polskie oddziały zaatakowały i zdobyły Łasków.” (IPN Lublin, S.54/07/Zi).

W nocy z 10 na 11 marca we wsi Chlipie pow. Mościska banderowcy z sąsiednich wsi zamordowali 9 Polaków: 5 kobiet, 2 dzieci i 2 mężczyzn; oraz 1 młodą Żydówkę. 11 marca we wsi Iwanówka pow. Skałat upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 55 Polaków  („Skałat – czasu pokoju i wojny”. Wspomnień  księga druga. Warszawa 2003). W miejscowości Podkamień pow. Brody: „Po zaciekłej obronie bandy dokonały masowego mordu zabijając 30 dominikanów oraz 500 osób świeckich. W pobliskiej wiosce Palikrowy zamordowano 800 Polaków” (Sowa..., s. 238; za: „Biuletyn Informacyjny” nr 17 z 27 IV 1944 r.). 12 marca /niedziela/ we wsi Grzymałówka pow. Brody podczas nocnego napadu upowcy obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 11 Polaków. Koło wsi Kryłów pow. Hrubieszów oddział UPA zaatakował grupę ludności ewakuowanej z rejonu Kryłowa. Eskorta konwoju okazała się za słaba i została rozbita. Jej opór pozwolił tylko na ucieczkę młodszym i dostatecznie silnym. Dzieci, kobiety i starcy w bestialski sposób zostali zamordowani. We wsi Majdan pow. Kopyczyńce banderowcy zamordowali 100 Polaków, spalili kilkanaście gospodarstw oraz uprowadzili 24-letnią dziewczynę, która zaginęła. „Miałem wtedy 14 lat. Grupa uzbrojonych banderowców dokonała pacyfikacji polskich zagród połączonej z ich paleniem i mordowaniem polskich mieszkańców. Część z nich w maskujących ubiorach (okryta białymi prześcieradłami) otoczyła wieś i polowała na uciekających ze wsi, strzelając do nich często przy użyciu kul Dum-Dum (rozrywające się przy wylocie z ciała). Druga grupa szła tyralierą wyłapując napotkanych mieszkańców i mordując ich, trzecia grupa rabowała dobytek i podpalała wybrane budynki. Cała akcja trwała od godziny 21 do 5 rano. (Byłem świadkiem – Dionizy Polański; w: „Na Rubieży” nr 21/1997). IPN Wrocław S 26/02/Zi : „Z ustaleń śledztwa wynika, iż napastnicy, atakując poszczególne miejscowości, działali w sposób planowy, byli dobrze zorganizowani, a ich celem było wyniszczenie ludności narodowości polskiej głównie przez dokonywanie zabójstw. Przykładem takiej akcji był dwukrotny atak nacjonalistów ukraińskich na polskich mieszkańców wsi Majdan, pow. Kopyczyńce. W nocy 12 marca 1944 r. zamaskowani i odziani - w celu lepszej identyfikacji - w białe stroje napastnicy zaatakowali Majdan z czterech stron. Zastrzelono lub spalono żywcem ok. 100 Polaków, rabując ich dobytek i paląc większość posesji. /.../ W tym samym czasie ohydnego mordu dokonano na 24 letniej Marysi Pełechatej, c. Anny i Mikołaja. Szły pieszo z koleżanką (Marią Dżumyk) do Czortkowa. W rejonie starej leśniczówki wyszło na drogę kilku ukraińskich rizunów i zabrali obie dziewczyny do "katowni", mieszczącej się w polskiej zagrodzie Marii i  Franciszka Czarneckich. Franciszek był dezerterem z wojska i za cenę swojego życia służył banderowcom. Na ich polecenie dobijał nieraz torturowane przez nich ofiary. Żona Franciszka była córką Polki i Ukraińca Miszczańczuka. Pozostała przy życiu tylko dzięki swemu bratu Michałowi Miszczańczukowi, pełniącego ważną funkcję w ruchu banderowskim w Majdanie. Gotowała banderowcom posiłki i wykonywała różne prace gospodarcze. Nosiła się z zamiarem ucieczki, ale zorientowała się, że jest obserwowana i zaniechała zamiaru. Starała się zdobyć ich zaufanie i wykazywała obojętność na wszystko, co działo się w jej domu i zagrodzie. Pewnego razu nadarzyła się okazja. Powiedziała banderowcom, że brakuje jej mąki i musi pojechać do młyna. Uzyskała na to zgodę, a kiedy wyjechali na kolejne łowy, Maria załadowała na wóz wartościowe rzeczy, przykryła je workami pszenicy, zabrała dzieci i wraz z mężem uciekli do Kopyczyniec, a stąd najbliższym transportem wyjechali do Polski. To  ona właśnie ujawniła szczegóły śmierci Marysi Pełechatej. Kiedy przyprowadzili obie dziewczyny do naszego domu, Marię Dżumyk zwolnili, b o  matka jej była Ukrainką z Tudorowa. Kilku pijanych banderowców dokonało na Marysi Pełechowej zbiorowego gwałtu, a następnie ucięli jej język  i obie piersi. Potem ciągnęli za włosy dziewczynę w agonii do pobliskiego głębokiego rowu i tam ją dobili. Banderowcy dokonywali częstych wypadów, łowiąc nie tylko mężczyzn, ale też kobiety i dzieci, na których dokonywali rytualnych mordów. Według relacji Czarneckiej, tylko do czasu jej ucieczki zamordowali w jej domu kilkadziesiąt osób.” (Józef Ciemny; w: Głos Podolan, nr 7 z 2005 roku). Koło wsi Masłomęcz pow. Hrubieszów zamordowali około 30 Polaków, uciekinierów ze wsi położonych przy rzece Bug. Zbrodni dokonał oddział UNS-UPA z Masłomęcza.  Rozbił on konwój z ewakuowanymi Polakami. Część z nich zamordowano na miejscu, a resztę uprowadzono do Masłomęcza i spalono żywcem w stodole.

We wsi Palikrowy pow. Brody upowcy, esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” oraz chłopi ukraińscy, w tym miejscowi, wymordowali co najmniej 367 Polaków (tyle ofiar pogrzebano na cmentarzu) dobytek ich zrabowali, wieś spalili. Mordowano wszystkich, począwszy od 2 miesięcznych niemowląt (Kazimiera Jurczenko, Michał Strąg) po Marię Sikorę lat 96. Ofiar było znacznie więcej, wiele zwłok spłonęło wraz z budynkami bądź zostało w piwnicach spalonych domów i w okolicy wsi. „12.03.1944 r. odbyła się selekcja mieszkańców wsi. Polacy oddzieleni od Ukraińców, stali gromada na łące. Z jednej strony mieli za sobą rzekę, za którą siedział na koniu dowódca banderowców wydający rozkazy, z trzech stron grupy Polaków stanęło po jednym banderowcu. Po chwili padł rozkaz ognia. Jeden z nich, stojący przy karabinie maszynowym, wykonał znak krzyża i po przeżegnaniu się otworzył ogień na stłoczonych Polaków. Prawie jednocześnie odezwały się dwa pozostałe stojące po bokach karabiny. Po chwili w miejscu, gdzie stał zwarty tłum ludzi, leżała sterta drgających ciał ludzkich. Po dokonanej egzekucji stos ten otoczyła grupa około 10 banderowców, obserwując bacznie, czy ktoś daje jeszcze oznaki życia. Po stwierdzeniu, że tak, dobijano rannych” (Emil Bielecki; w: Komański..., s. 558).  Świadek Józefa Bryg: „Wkrótce na łące zebrał się spory tłum – byli to niemal wszyscy mieszkańcy Palikrowów. Otoczyli nas i zaczęli wszystkim sprawdzać dokumenty. Ukraińców kierowali na jedną stronę, a Polaków na drugą. Ukrywających się w wiosce Żydów spędzili za rów. To była selekcja przed egzekucją. Ukraińców puścili wolno, a wokół nas zaczęli rozstawiać karabiny maszynowe. Mama – jak zwykle - trzymała mnie na plecach w chuście. Dzięki temu wszytko świetnie widziałam. I zobaczyłam, że w ostatniej grupie schwytanych Polaków banderowcy przyprowadzili mojego tatę. Mój braciszek szlochał i cały się trząsł. Ukraińcy zbili go podczas drogi karabinowymi kolbami, bo nie podobało im się, że głośno płakał. Oprawcy najpierw kazali Żydom rozebrać się do naga. Po wykonaniu rozkazu ci nieszczęśni ludzie zaczęli się modlić. Wyglądało to upiornie. Był niesamowity ziąb, a oni nie mieli na sobie żadnego ubrania. Cali dygotali z zimna, oczy zwrócili ku niebu. Zaraz odezwały się pierwsze wystrzały, a Żydzi zaczęli padać jeden po drugim na ziemię. Śnieg zrobił się czerwony od krwi. Po prostu nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Nie mogłam uwierzyć, że to dzieje się naprawdę. Ogarnęła mnie zgroza. Potem oprawcy wzięli się za Polaków. Zaczęli ustawiać nas trójkami. Rozległy się jęki, szlochy, krzyki. Błagania. Teraz już wiedzieliśmy, co nas czeka. Nie było ratunku. I nie było litości. Mieliśmy zginąć. Na łące stał tłum Polaków, jak się później dowiedziałam ponad trzysta pięćdziesiąt osób. Nie łatwo jest zgładzić tak dużą grupę ludzi. Rozstrzeliwania trwały więc bardzo długo. Musieliśmy patrzeć na śmierć naszych sąsiadów, znajomych.  Serie z broni maszynowej, krzyk mordowanych, przekleństwa katów. Sceny iście dantejskie. Kiedy nadeszła nasza kolej, rodzice milczeli. Ja cały czas siedziałam w chuście, kurczowo wpijając się w plecy mamy. Ludzie stojący bezpośrednio przed nami zaczęli padać na ziemię, huk wystrzałów stał się ogłuszający.  Kule zaczęły świstać obok nas. Nagle niebo zawirowało mi nad głową i poczułam potężne uderzenie. Zorientowałam się, że leżę na ziemi, przygnieciona ciałem mamy. Mama miała ręce szeroko rozrzucone na boki. Nie ruszała się. Obok usłyszałam straszne jęczenie. To jęczał mój tata. Wyjrzałam spod futra mamy i zaczęłam błagać go szeptem: - Tato, tatusiu cicho… cicho…  Prosiłam go, zaklinałam, ale on coraz bardziej jęczał. Był ciężko ranny. Wtedy usłyszeli go Ukraińcy. Jeden z nich stanął nad ojcem. Wycelował z karabinu i dobił go na moich oczach. Kula trafiła w głowę. Uchem i ustami buchnęła gęsta krew, zalewając mu całą twarz. Schowałam się głębiej pod futro mamusi. Leżałam nieruchomo udając trupa. Spod ciała mamy wystawała mi jedna noga. Bałam się zmienić pozycję, bo wydawało mi się, że banderowcy zapamiętali jak leżę. Jeżeli zobaczą, że coś się zmieniło – zorientują się, że żyję i mnie zamordują. Cały czas w duchu się modliłam. Odmawiałam „Pod Twoją obronę uciekamy się, święta Boża Rodzicielko” i „Aniele Boży stróżu mój…”. Bo tylko tyle umiałam. Jak kończyłam jedno, zaczynałam drugie. I tak na okrągło. Ile to mogło trwać – nie wiem. W końcu banderowcy sobie poszli pozostawiając za sobą łąkę usłaną ciałami rozstrzelanych ludzi. Po kilku godzinach odważyłam się wyjrzeć z kryjówki. Mimo, że był już wieczór, było jasno jak za dnia. To Palikrowy stały w ogniu. Na tle szalejących płomieni widać było uwijające się czarne postacie, skakały niczym malutkie chochliki. To Ukraińcy plądrowali wieś. Stanęłam na nogi i zaczęłam szarpać mamę za rękę i krzyczeć: - Mamusiu, wstawaj! Musimy iść, uciekać! Wstawaj. Do mojej świadomości nie dochodziło to, że mama nie żyje. Potem dowiedziałam się, że dostała postrzał prosto w głowę, w potylicę. Ręce miała rozłożone jak na krzyżu. Pewnie w ostatniej chwili życia chciała mnie uchronić przed nadlatującą kulą. Nagle spostrzegłam, że w kierunku pastwiska idzie dwóch mężczyzn. Pewnie usłyszeli, jak krzyczałam. Szybciutko z powrotem wczołgałam się pod mamę - starałam się odtworzyć pozycję, w której wcześniej leżałam. I zamarłam. Dwaj banderowcy zaczęli strzelać do rannych. Widocznie nie tylko ja przeżyłam masakrę. W końcu stanęli nade mną. Byłam przerażona. Serce waliło mi jak oszalałe. Bałam się poruszyć, drgnąć, oddychać. Zacisnęłam mocno powieki, czekając na huk pocisku. Czekając na śmierć. Jeden z banderowców powiedział, patrząc na mnie: - Szkoda naboju. Ona już i tak nie żyje. I na potwierdzenie tego, kopnął mnie mocno w wystającą nogę. Ja się nie poruszyłam, a nogę spuściłam bezwładnie. To utwierdziło upowców w przekonaniu, że jestem martwa. Poszli dalej. Odetchnęłam z ulgą… Będę żyć.
Do dziś nie wiem skąd w małym dziecku znalazło się tyle rozumu. Długo tak leżałam bez ruchu. Bałam się, że mordercy znowu wrócą. W końcu usłyszałam ciche wołanie: - Józiu, Józiu! Czy ty żyjesz? Józiu! - to była panna Róża, nasza sąsiadka. Musiała widocznie usłyszeć jak wcześniej wołałam mamę. Ona też przeżyła, choć była poważnie ranna w plecy. Odezwałam się do niej. Chciałam wstać, ale nie mogłam. Ciało miałam zesztywniałe z zimna. Jakoś się jednak wygrzebałam i zaczęłam raczkować, czołgać się, po sztywniejących trupach. Patrzyły na mnie szeroko otwartymi, martwymi oczami. Na ich twarzach zastygło przedśmiertelne przerażenie. Okazało się, że masakrę jakimś cudem przeżył również mój braciszek. Leżał pod zwałem trupów i teraz też wygrzebał się na powierzchnię. Razem z panną Różą pomogli mi iść. Byłam wysmarowana krwią od stóp do głów. Razem z braciszkiem nie wiedzieliśmy co ze sobą począć. Zrobiliśmy więc jedyną rzecz, jaka przyszła nam do głowy - wróciliśmy do domu. Smutny to był powrót. Tym bardziej, że na miejscu dowiedzieliśmy się, iż wszyscy ludzie, którzy ukryli się u nas w piwnicy ocaleli. Banderowcy ich nie znaleźli. Okazało się więc, że ta kryjówka była bezpieczna. Gdybyśmy wszyscy razem schronili się w piwnicy - rodzice by przeżyli. Dom bez mamy i taty był dziwny, pusty. Obcy. Od tej pory byliśmy zdani tylko na siebie. Wszystko stało się tak raptownie! Z dnia na dzień zostaliśmy sierotami, z dnia na dzień nasz poukładany świat rozsypał się w drzazgi. Teraz najważniejsze były dwie sprawy: ocalenie przed ukraińskimi nacjonalistami. I uniknięcie śmierci głodowej. Byliśmy bowiem potwornie głodni. W obejściu znaleźliśmy tylko kilka jajek, które od razu zjedliśmy na surowo. Bezskutecznie szukaliśmy jedzenia po szafkach, a nawet w śmieciach. Znaleźliśmy tylko zeschnięte skórki od chleba. /.../ Nie potrafię określić, jak długo koczowaliśmy w naszym splądrowanym domu. Może tydzień, a może dwa. Jedliśmy co popadnie, ze strachu baliśmy się oddalić. Cały czas byliśmy w pogotowiu, żeby – w razie niebezpieczeństwa - uciec do piwnicy. Banderowców więcej już nie spotkaliśmy. Przyszli za to Sowieci.” (Anna Herbich: Ocalała z pola śmierci; w: https://superhistoria.pl/druga-wojna-swiatowa/wolyn/69882/Ocalala-z-pola-smierci.html' 8 lipca 2018; z książki „Dziewczyny z Wołynia”). Jan Lis: „Gdy zapadła noc, wyszliśmy z ukrycia i ujrzeliśmy łuny płonących zabudowań rodzin polskich. Płonęły też zabudowania naszego serdecznego przyjaciela Jasia Jurczenki. Miał on kryjówkę pod jedną ze stodół. Była to zamaskowana piwnica, w której wykonano inne wejście tajemne, a wejście prawdziwe zakryto i zasypano. Mój Wujek Krompiec Piotr wiedząc, że tam są ukryci w piwnicy pod zgliszczami stodoły, otworzył z wielkim trudem, bo żar pogorzeliska utrudniał zbliżenie się. Otworzył i wołał po imieniu, ale nikt się nie odzywał. Udusili się wszyscy, łącznie z dziećmi dwanaście osób. Ja z moją siostrą Józią też szliśmy się tam ukryć, ale Jasio Jurczenko spotkał nas w sadzie swoim i powiedział, że on już tam wszystkich ukrył i zamaskował właz i też już tam nie wejdzie. Idźcie dzieci do domu - powiedział. Wieczorem stwierdziliśmy że on też jest wśród tych uduszonych. Ja powiadam że anioł nas zawrócił. Przyszła babcia mojego kolegi szkolnego, Tadzia Dańczuka z płaczem i słowami: dzieci moje nie mamy się już po co ukrywać, wasz tatuś i dziadek zostali zamordowani. Wszyscy, cała gromadka szła ulicą i głośno płakała. Straszne ryki płonącego bydła wtórowały ich rozpaczy. Skoro świt uciekliśmy do wsi Maliniska, tam mieszkał wujek Stanisław Siczyński. Dotarliśmy tam wczesnym rankiem. Wszyscy jeszcze spali. Przerażeni szykowali nam śniadanie i słuchali o naszych strasznych przeżyciach. Nie trwało długo i tu wystrzał z armaty dał sygnał bandzie rizunów do zamykania okrążenia. Trzeba było znów uciekać. Tym razem z powrotem do naszej wsi. Bardzo długo strzelali za nami. Na szczęście nikogo z nas nie trafili. Razem z nami uciekała grupka dzieci, rodzeństwo - sześć osób, najstarsza dziewczynka była w siódmej klasie. Rodzice ich zostali zamordowani. Wróciliśmy do naszej wsi. Sąsiadka - Ukrainka, ukryła nas w swojej piwnicy, do której wejście było w stajni pod żłobem dla krów. Tam ukrywaliśmy się do wkroczenia Rosjan. Nie pamiętam ile minęło dni od czasu mordu Polaków (może dwa tygodnie) w naszej wsi do wkroczenia Rosjan. Od tego dnia przestaliśmy się ukrywać, też tego dnia spotkałem mego kolegę Kazika Moczarę. Ubrany był w płaszczyk cienki szarego koloru i szedł bardzo wolno podpierając się kijem gdzieś znalezionym. Był bardzo blady. Podbiegłem do niego i zapytałem: Kazik, co ci jest ? Odpowiedział: Ja jestem ranny, byłem na łące i po skończonej akcji wylazłem spod trupów. Byłem w domu u swej babci, ale tam nikogo nie ma. Zjadłem wszystko co tam było i teraz idę do cioci ona nie wie, że ja żyję. Zapytałem: gdzie cię ranili, pokazał mi palcem rdzawą plamę na brzuchu. Tu mnie boli, ale kula nie wyszła bo nigdzie więcej mnie nie boli. Poszedł do cioci. Żył jeszcze kilka dni. Rodzice Kazika i jego dwaj młodsi bracia też zostali zamordowani. Janka Kobiakowska, (dziś po mężu Wasylinka) Maryna Dyszluk, stary Ukrainiec Kutniak i kilka innych Ukrainek w 12 marca podczas selekcji wskazywali na łące, kto jest Polakiem, a oprawcy od razu ustawiali ich w osobną grupę do rozstrzelania. Ustawiono dwa karabiny maszynowe, oprawcy przeżegnali się i wymordowali wszystkich Polaków. Potem poszukiwali wśród pomordowanych, żywych i rannych dobijając ich strzałami. Tam też został zamordowany mój dziadek, Jan Krompiec, nie ma go w wykazie pomordowanych. Zginęła moja nauczycielka Nagi i jej mąż. Imion ich nie pamiętam. Zginęli również Polacy z Wołynia, którzy zamieszkali w naszej wsi. Było ich wielu. Przygarnięci po tragedii na Wołyniu. Oprawcy zdzierali z zabitych lepszą odzież i obuwie. Następnie przed spaleniem polskich domów rabowali, ładowali na wozy i wywieźli dla swoich rodzin. Łup godny oprawców z UPA. Na pomniku, który stoi w miejscu gdzie wymordowano Polaków z mojej wsi, napisane jest że zginęło ich 367 osób z zaznaczeniem, że zginęli w czasie wojny. Zamordowano wiele więcej ale dziś już trudno ustalić ich nazwiska. Po wojnie słyszałem jak matka Stefanii Dajczak opowiadała jak w Podkamieniu w Klasztorze OO Dominikanów po zakończonej akcji mordowania, odbywała się narada rizunów podsumowująca wynik mordowania. Dla ozdoby narady Panią Dajczak powiesili na jej wełnianym szalu w drzwiach sali narad na terenie Klasztoru. Szal się po chwili urwał, a ona spadła. Jeden z oprawców przebił jej pierś bagnetem. Ta, pozostawiona na zimnej posadzce w sali, w której były powybijane okna, przeleżała kilka dni. W dniu kiedy wywożono ciała pomordowanych z Kasztoru OO. Dominikanów do wspólnej mogiły, po zdjęciu jej z wozu przed złożeniem ciała do wspólnej mogiły, okazało się Pani Dajczak żyje, przed złożeniem ciała do wspólnej mogiły, pani usiadła. Udzielono jej pomocy. Następstwem powieszenia była utrata wzroku. Dziś Ukraińcy nazywają swoich rizunów, zbrodniarzy, żołnierzami armii powstańczej. Co to za żołnierze, co siekierami zabijali małe dzieci?” (Jan Lis: Moje smutne wspomnienia z Palikrów;  Gorzów Wlkp., 12 lipiec 2009; w: http://www.podkamien.pl/articles.php?article_id=201 ). Kazimierz Wilczyński urodził się w Palikrowach. “W pierwszej kolejności napadli 2 domy na Koloniach oddalonych o 500 m od Palikrowów.  Jeden z Ukraińców chodził tam do swojej dziewczyny. Nic nie pomogło. Starego, starą, babkę i trzy córki zabili, jedną osobę wrzucili do studni,  a zabudowania puścili z dymem. Mojego kolegę, prawdziwego Polaka - Piotra Bieguszewskiego męczyli i chcieli go zmusić, by wydał nazwiska dowodzących obroną wsi. Wycieli mu orła na piersiach, potem obcięli uszy i język. Na koniec zawleczono go do stodoły Dajczaków i tam go spalono. Nim jednak go okaleczono i spalono wołał – Ukrainy tu nie było i nie będzie. Polska była Polska będzie.”. (Arkadiusz Szymczyna: Kazimierz Wilczyński – mord w Palikrowach; w: KSI nr 7/2012).

We wsi Pankowce pow. Brody upowcy, esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” oraz chłopi ukraińscy zamordowali 30 Polaków, w tym 14-miesięcznego chłopca. We wsi Rudniki pow. Śniatyn banderowcy zamordowali 14 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę Sokołowskich z 3 dzieci. We wsi Ruzdwiany pow. Trembowla wymordowali głownie za pomocą siekier i noży ponad 30 Polaków. We wsiach Siemiginów i Zulin pow. Stryj zamordowali około 50 rodzin polskich oraz „miejscowego księdza, po odrąbaniu rąk i nóg, spalono” („Biuletyn Informacyjny” nr 17 z 27.IV. 1944 r.). We wsi Wołosów pow. Nadwórna upowcy zamordowali około 60 Polaków, w tym spalili żywcem 7-osobową rodzinę Blotów z 5 dzieci. 

W nocy z 12 na 13 marca we wsi Darachów pow. Trembowla zamordowali 22 Polaków. „Na cmentarzu w Darachowie zostały pochowane ofiary banderowskiego napadu, obok ich kata, dowódcy tego napadu. /.../ Leżą niedaleko od siebie, pogodzeni przez śmierć, kat i ofiary. Z tym jednak, że katowi postawiono już pomnik za jego „bohaterstwo”, a po grobach ofiar nie ma żadnego śladu” (Paweł Bury, Kazimierz Pelc; w: Komański..., s. 867). We wsi Iwanówka pow. Trembowla upowcy zamordowali 19 Polaków. We wsi Terebiniec pow. Hrubieszów upowcy oraz Ukraińcy z USN ze stanic Werbkowic i Hostynne zamordowali we dworze 15 Polaków. We wsi Uście Zielone pow. Buczacz: „Zamordowani: Sługocka Maria; Sługocka Bronisława; Sługocki Zygmunt; Gutek Roman; Gutek Janina; Gutek Maria; Gutek  Danuta; Byszkiewicz Wojciech; Nazarkiewicz Władysław.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373).  13 marca w miasteczku Bołszowce pow. Rohatyn: Ks. Piotr Czosnek  „Uprowadzony w biały dzień przez ludobójczą ukraińską organizację OUN/UPA - wywołany pod pozorem opatrzenia chorego. Torturowany - wyrwano mu język, obcięto genitalia, a ciało porąbano na kawałki.” (http://www.swzygmunt.knc.pl/MARTYROLOGIUM/POLISHREL). We wsi Hleszczawa pow. Trembowla podczas ataku na plebanię i kilka sąsiednich polskich zagród banderowcy zamordowali 20 Polaków, przeżył ranny ks. Kazimierz Białowąs. We wsi Maleniska pow. Brody upowcy oraz esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna’ zamordowali 40 Polaków.  We wsi Popowce pow. Brody zamordowali 10 Polaków. W leśniczówce Pustka koło wsi Maleniska pow. Brody upowcy zamordowali 8-osobową rodzinę polską  (w tym 4 dzieci z najstarszą córką lat 13), która uciekła ze wsi Szyszkowce. We wsi Wierzbowczyk pow. Brody zamordowali co najmniej 10 Polaków . „Jan Dajczak, który został zabity 13,03.44 r. w Wierzbowczyku jest bratem mojej teściowej – Marii Dajczak, która ma 84 lata i żyje. On wtedy miał 15 lat, nie 21. Jan mieszkał w wiosce pod nazwą Bolesławów razem ze swoją matką. Jego ojciec i siostra byli wywiezieni do Rosji. Kiedy usłyszał ze Ukraińscy terroryści operowali w okolicy uciekł do pobliskiego lasu. Jego znaleźli Ukraińcy konni. On rozmawiał płynnie po ukraińsku i powiedział im ze jest Ukraińcem. Zabrali Jana ze sobą. Kiedy doszli do wioski Styberówka został zdradzony przez mężczyznę pod nazwiskiem Sikora, Ukraińca, który pracował na ich roli. Sikora opowiedział, że Jan jest Polakiem, a nie Ukraińcem. Oni wtedy jego powiesili na drzewie.” (Bert Bakker, Nelspruit, South Africa; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ).

W nocy z 13 na 14 marca we wsi Bednarów pow. Stanisławów banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 250 Polaków, a 14 rannych ocalało. We wsi Bobulińce pow. Buczacz zamordowali 32 Polaków, w większości kobiety i dzieci. Wiele osób ostrzegł ks. Józef Suszyński krzykiem ze strychy plebani, zanim zginął od serii z automatu. Mordowali za pomocą siekier, noży, bagnetów itp., stosowali tortury, rozpruwali brzuchy, udusili niemowlę w kołysce. „Ksiądz został pochowany w zbitej naprędce z desek trumnie, pomalowanej rozpuszczoną w mleku sadzą. Pozostałych chowano, w czym tylko było można. Kobietę, którą zamordowano siedzącą na stołku, pod którym schroniła swoje ocalałe niemowlę, pochowano w tej zastygłej siedzącej pozycji, w skrzyni na zboże.” (Stanisław Kubasiewicz: Wspomnienia; w: http://www.luszpinski.pl/doc ). We wsi Chorobrów pow. Sokal banderowcy zamordowali ponad 50 Polaków. 14 marca we wsi Metlin (lub Metelin) pow. Hrubieszów Ukraińcy z UNS „przy pomocy wieśniaków”  zamordowali 10 Polaków (G. Motyka: Tak było w Bieszczadach, Warszawa 1999, s. 183). We wsi Dżurków pow. Horodenka upowcy zamordowali 23 Polaków, całe rodziny, w tym spalone żywcem. „Anna Cybulska oraz Karolina Raczkowska i jej dwoje dzieci spłonęły w nocy 14/15.03.1944”  (Władysław Czarnecki: Moja wieś Dżurków; w: „Gdzie szum Prutu...” nr 1 /25/ z 1998 roku )  Na stacji kolejowej we wsi Gozdów pow. Hrubieszów policjanci ukraińscy oraz upowcy i chłopi ukraińscy z SKW w Werbkowicach siekierami i nożami wyrżnęli 35 Polaków, w tym 22 kolejarzy oraz kobiety i dzieci. 

„10-15.III. 1944 Słoboda  Kąkolnicka pow. Rohatyn:  Zabici przez bandytów, którzy spalili wieś: Pulikowski Franciszek 53-54 lat; Adamowski Marian 54 lat i jego dwoje dzieci;  Frejtur Karol;  Palczak Jan s[yn] Marcelego; Laskowski s[yn] Jana 8-9 lat; Tomkiewicz Karolina. Spaleni i uduszeni w ogniu: Nóżka Emil s[yn] Ludwiki 11 lat ; Wierzbicki Rudolf ; Bandurowska  Leonora, 1901 r. i jej dzieci 5-cioro;  Bandurowska Michalina i jej 12 letnia córka ; Bandurowska Michalina i jej dwoje dzieci; Romanowska Anna z Gachów i jej 5-cioro dzieci; Wojciechowska Maria i jej 4-ro dzieci; Sumisławska Władysława; Dyczkowski Jan; Romachowa, żona kierownika szkoły. Spalonych zostało około 270 domów.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373).

15 marca we wsi Dąbrowa Masłomęcka pow. Hrubieszów Ukraińcy zamordowali około 50 Polaków, głownie kobiety i dzieci. We wsi  Herbutów: „15.III.1944 Herbutów pow. Rohatyn. Zabici: Ogonowski Kazimierz syn Wincentego 54 lat; Ogonowska  Karolina, córka Michała 44 lata; Ogonowska Helena z domu Paszczeńska 32 lata; Stryjska Maria; Pilichowska Albina, 64 lat; Pilichowska Stefania z Pawłoszewskich 37 lat; Stryjski Bronisław syn Albina 36 lat; Zieliński 64 lat; Bukowiecka Antonina z Podhorodeckich 31 lat; Stryjski Stanisław, syn Jana lat 14; Ogonowska Maria, córka Józefa 13 lat; Stryjska Genowefa, córka Józefa 14 lat; Wąsowicz Helena, córka Tadeusza 54 lat.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). We wsi Korczów pow. Rawa Ruska zamordowali 10 Polaków oraz 2 Żydówki, matkę z córką. We wsi Machnówek pow. Sokal zamordowali 45 Polaków, spalili kościół, plebanię i większość gospodarstw. We wsi Majdan Lipowiecki pow. Przemyślany. „Tragedia Majdanu Lipowieckiego rozpoczęła się w marcu 1944 r. W miesiącu tym został zamordowany mój szwagier, Jan Bogacz, który uwierzył Ukraińcom z Lipowiec, że nic złego się nie stanie w Majdanie, pozostał więc na noc w domu. Tam go zastała banda UPA, i straszliwie zamordowała. W tym czasie w okrutny sposób zamordowana została Czajkowska oraz rodzina Bykowskich (5 lub 6 osób)” (Zygmunt Dąbrowski; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 93). We wsi Podlodów pow. Tomaszów Lubelski upowcy w nocy zamordowali 14 Polaków, w tym kobiety.  We wsi Słoboda Konkolnicka pow. Rohatyn: „Dnia 10-15.03.1944 r. zostali zamordowani: Adamowski Marian l. 53 i jego dwoje dzieci; Dyczkowski Jan; Laskowski i.n. - syn Jana l. 8-9; Nóżka Emil syn Ludwiki l. 11; Pulikowski Franciszek l. 53-54; Romachowa, żona kierownika szkoły; Romanowska Anna i jej 4 dzieci w wieku: 10, 7, 4 i 2 lata; Tomkiewicz Karolina; Wierzbicki Rudolf ; dwoje dzieci Srokowskiej Antoniny l. 28; Czworo dzieci Wojciechowskiej Marii l. 37.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). We wsi Wełdzisz: „15.III. Wełdzisz  k. Doliny napad na ludność polską i spalenie wsi; zabitych 30 osób, poza tym 7 żywcem wrzuconych do ognia.” (1944, kwiecień – Notatka opisana w RGO w Krakowie na podstawie informacji z terenu. Dotyczy wzmagającej się fali mordów i napadów na Polaków. W: B. Ossol. 16722/2, s. 145-150).

16 marca w miasteczku Sołotwina pow. Nadwórna banderowcy zamordowali 12 Polaków. W połowie marca 1944 roku w miasteczku Gołogóry pow. Złoczów „partyzanci ukraińscy” złapali młodą nauczycielkę, łączniczkę AK Lusię Szczerską, która zbierała pieniądze na wykupienie z więzienia we Lwowie księdza Antoniego Kamińskiego, aresztowanego po fałszywym zarzucie przez policje ukraińską. „Została ona przywiązana drutem do drzewa, rozebrano ja do naga, miała wydłubane oczy, obcięty język, oskalpowaną głowę, ze skórą ściągniętą do tyłu, odcięto jej też piersi, a zdarte kawałki skóry z całego ciała położono na ziemi, przed wiszącym ciałem. Był to widok przerażający, pokazujący do czego zdolny jest ukraiński faszysta” (Tadeusz Urbański; w: Komański..., s. 980). We wsi i majątku Nowosiółki pow. Włodzimierz Wołyński chłopi ukraińscy z sąsiednich wsi wymordowali za pomocą rożnych narzędzi oraz spalili żywcem ponad 50 Polaków.

Od 12 do 16 marca 1944 roku w miasteczku Podkamień pow. Brody kureń UPA dowodzony przez Maksa Skorupskiego „Maks” oraz 4 pułk policji SS złożony z ukraińskich ochotników do SS „Galizien – Hałyczyna” wdarł się do klasztoru i dokonał masakry zgromadzonej tam ludności polskiej. Szacowana ilość ofiar waha się 400 do 600 Polaków.  Według relacji ks. Józefa Burdy o. Marcin Kaproń, który w sobotę, 11 marca 1944 był w gminie w Podkamieniu w sprawie urzędowej, usłyszał od woźnego, że szykuje się napad na klasztor. Po powrocie do zabudowań nakazał on zamknięcie bram. Tego samego dnia pod murami klasztoru pojawił się oddział podający się za partyzantkę sowiecką i zażądał wpuszczenia do klasztoru oraz wsparcia w postaci żywności. Dowodzący obroną klasztoru spuścili posiłek na linach, a na żądanie domniemanych partyzantów sowieckich wysłali do nich delegację, która jedząc go razem z oblegającymi miała udowodnić, że jedzenie nie jest zatrute. Delegaci zostali wypuszczeni tego samego dnia, rozpoznali oni, że oblegającymi są Ukraińcy z UPA. Sprawiło to, że obrońcy tym bardziej postanowili nie opuszczać klasztoru i w miarę możliwości umocnili jego bramy i okna. W tym czasie wewnątrz murów obiektu przebywało na stałe co najmniej 300 polskich cywilów. Pod osłoną nocy część ludności wymknęła się z klasztoru. Następnego dnia, 12 marca, wobec kolejnej odmowy otwarcia bram, oblegający zaczęli ostrzeliwać klasztor i rąbać siekierami furtę. Powstrzymały ich jednak strzały z dwóch posiadanych przez Polaków karabinów maszynowych. Wówczas dowództwo ukraińskiego oddziału zażądało opuszczenia budynków przez wszystkich ukrywających się tam Polaków, z wyjątkiem zakonników, obiecując wypuścić ich wolno. Kiedy Polacy zaczęli wychodzić z klasztoru, upowcy otworzyli ogień. Powstało ogólne zamieszanie, w którym napastnicy przedarli się do wnętrza klasztoru, zamordowanych zostało ok. 100 Polaków, nie licząc osób ukrywających się poza klasztorem na terenie Podkamienia. Ciała ofiar były porzucane w miejscu zabójstwa lub wrzucane do klasztornej studni.  Pogromy przeniosły się także na teren miasteczka, gdzie trwały jeszcze przez kilka następnych dni. Mienie klasztorne, stanowiące jedno z najbogatszych zbiorów precjozów i dzieł sztuki na ówczesnych Kresach, było przez kilka dni sukcesywnie i pedantycznie łupione, aż do zupełnego jego rozgrabienia, według kapłanów który ocaleli z tej rzezi skarby zrabowane przez Ukraińców sięgnęły kilku milionów dolarów. Banderowcy przez dwa dni wywozili furami, a ukraińscy esesmani samochodami, zagrabione dobra klasztorne i mienie pomordowanych Polaków. Wnętrza zespołu klasztornego zostały zniszczone.

Protokół spisany z O. Dominikaninem, kooperatorem w Podkamieniu, zamieszkałym od r. 1938 w inkorporowanej wsi Jaśniszcze [Brody] (10 km od Podkamienia). „Po wyjeździe do klasztoru w Podkamieniu, zastałem tam już licznych uciekinierów z Wołynia (ci mieszkali od jesieni r. 1943 z proboszczem Poczajowa Ks. Stanisławem Fiałkowskim) i mieszkańców sąsiednich spalonych wsi Czernica, Pańkowce i Bolesławów. Mieszkali także w klasztorze koloniści niemieccy z Maliniec w liczbie 30 osób. Największe nasilenie uciekinierów w Podkamieniu nastąpiło po wypadkach w Suchowoli, gdzie zamordowano ok. 50 osób i spalono wszystkie zagrody. Mieszkali także w klasztorze mieszczanie z Podkamienia, przepędzając w nim szczególniej noce. /.../  Po południu 11 marca o 17-ej godzinie zauważono, że od Czernicy i Pańskowiec zbliżają się uzbrojeni w automatyczną broń chłopi mniej więcej w liczbie 200 osób, którzy po uszeregowaniu się w Podkamieniu ruszyli na klasztor. Wówczas z klasztoru wyszli O. Józef i inż. Sołtysik z Brodów w celu porozumienia się z nadchodzącą grupą uzbrojonych ludzi. W rozmowie zostali poinformowani, że jest to oddział rzekomo pozostający pod komendą niemiecką i z nią współdziałający, który posiada rozkaz zakwaterowania się w klasztorze i obsadzenia wieży kościelnej. Kiedy ta grupa wraz z O. Józefem i inż. Sołtysikiem zbliżyła się doi bramy klasztornej i chciała wejść do wnętrza, wówczas bramę od wewnątrz zabarykadowano i zbliżający się do wnętrza klasztoru nie puszczono. Po pewnych wzajemnych pertraktacjach uzbrojeni napastnicy zażądali jedzenia, a gdy z okien zrzucono im chleb, słoninę i wódkę, udali się na organistówkę i tam zajęli kwatery. W międzyczasie O. Józef i inż. Sołtysik powrócili do klasztoru. Kościół i klasztor otoczono strażami, które nikogo nie wpuszczały ani nie wypuszczały. Po spokojnej nocy w niedzielę tj. 12 marca rozpoczęła się strzelanina z karabinów do okien klasztornych, rzucano także granaty. Kiedy napastnicy poczęli wyłamywać bramę klasztorną wówczas z górnych okien rzucono kilka granatów, które poraniły kilka osób. Zabito także jednego człowieka w klasztorze i zraniono jednego z komendantów partyzanckich. Bitwa trwała do godz. 13. Po godzinie 13-ej wezwano ludzi przebywających w klasztorze do wyjścia poza jego mury pod grozą bombardowania i rzeczywiście pod klasztor podjechała artyleria i tanki. Wówczas otworzono bramy klasztoru i kościoła, a ludzie poczęli wychodzić. Tymczasem ukryci za chatami i stodołami partyzanci poczęli strzelać do wychodzących, a przez otwarte drzwi klasztoru inni wkroczyli do wnętrza i poczęli mordować tych, którzy klasztoru opuścić już nie mogli. Równocześnie po mieście chodziły grupy partyzantów w towarzystwie niemieckich żołnierzy i mordowały rodziny polskie. W ten sposób zamordowano w Podkamieniu 80 osób, w samym klasztorze zginęło mniej więcej 100 osób, w tym 3 braci zakonnych i Ks. Fiałkowski, proboszcz z Poczajowa. W poniedziałek i we wtorek 13 i 14 marca wywożono klasztoru zrabowane rzeczy. Wywieziono mniej więcej 12 fur i kilkanaście aut rzeczy. Wywozili partyzanci i Niemcy. We wtorek rano tj. 14 marca wójt gminy kazał zbierać trupy i pochować je na cmentarzu we wspólnym grobie. We wtorek popołudniu partyzanci obchodzili domy, legitymowali mieszkających i strzelali do znalezionych Polaków. W ten sposób zginęło 20 osób. W środę 15 powtórzyło się to samo i znowu zginęły 3 osoby. Tego samego dnia wieczorem partyzanci wyjechali do Boratyna [Brody]. 16-go we czwartek niektórzy Ukraińcy weszli do opuszczonego przez partyzantów klasztoru i stwierdzili, że w ołtarzu wielkim pozostał cudowny obraz Matki Boskiej. W zakrystii zrabowano bieliznę kościelną i rozrzucono ornaty. W celach klasztornych i piwnicach leżały liczne trupy mniej więcej 100 osób. Byli to przeważnie starcy, kobiety z małymi dziećmi, chorzy, którzy nie mogli uciec z klasztoru.” (1944, 20 marzec – Odpis protokołu spisanego w RGO we Lwowie z Dominikaninem Ojcem Mikołajem Wysockim dotyczący mordu w Podkamieniu dokonanego przez Ukraińców. W: B. Ossol. 16722/1, s. 89-93). Pogrom przetrwał Obraz Matki Boskiej Podkamieńskiej.  Zaopiekował się nim ocalony o. Józef Burda, który przewiózł go w 1946 r. do Polski. Obecnie znajduje się on w kościele Ojców Dominikanów we Wrocławiu. 19 marca do Podkamienia wkroczyły wojska sowieckie.  „W dniach od 11 do 15.03.44 r. w Podkamieniu w miasteczku i klasztorze oo. Dominikanów, zamordowano razem z uciekinierami z Wołynia, około 900 Polaków.” (Kubów..., jw.).  W tej napiętej ciszy słychać głos od wejścia bramy klasztornej "nie strzelać swój idzie" niosę Wam ultimatum. Był to mieszkaniec Podkamienia nazwiskiem Getynger. Pismo zostało sporządzone przez majora wojska biorącego udział w akcji pacyfikacyjnej Polaków w rejonie Podkamienia. Żołnierzami tych oddziałów były jednostki SS Hałyczyna. W myśl tego pisma żąda on opuszczenia przez całą ludność klasztoru, bowiem obiekt ten został wyznaczony przez dowództwo Wermachtu jako punkt strategiczny, który ma przejść w posiadanie wojska po 2-ch godzinach. Na zakończenie ów dowódca gwarantuje każdemu pełne bezpieczeństwo przy opuszczaniu obiektu klasztornego - cytuję: nikomu włos z głowy nie spadnie - tymi słowami kończył się dokument. Ale zawarta była w nim groźba, że w przypadku niepodporządkowaniu się tej decyzji, obiekt klasztorny zostanie zbombardowany. Krótka narada wśród obrońców klasztoru - zdania są podzielone, co do dalszej walki. Decyzje podejmuje nadleśniczy do opuszczenia klasztoru i tym samym rozwiązuje swój oddział. Broń zostaje zakopana i rozpoczęło się opuszczanie klasztoru przez ludność. Były to ostatnie chwile nadziei, że może te warunki zawarte w ultimatum będą honorowane. Do takiego myślenia skłaniało oświadczenie złożone również przez Getyngera o odejściu bandy od zewnętrznych murów obronnych klasztoru. Jak się wkrótce okazało był to ohydny plan banderowców. Żegnam się po raz ostatni z matką, rodzeństwem, rozdzielamy się na grupy. Matka z siostrą a ja z bratem, każdy oddzielnie wychodzi. Na korytarzach rozbiegani ludzie krzyczą, nawołują się, widok przerażający jak tłum napiera na główne wyjście, które jest tylko częściowo rozbarykadowane. To powoduje panikę, wśród części pozostającej w tyle, że może nie zdąży wyjść. Sprawę rozwiązuje drugie wyjście i ludzie wydostawszy się po za mury klasztorne udają się do swych domów. Stoję na korytarzu głównego wyjścia i przyglądam się temu, co się tu dzieje, spotykam swojego bliskiego kolegę Józefa Krafta. Z nim będę opuszczać klasztor. Powoli zbliżamy się do przedsionka naszego wyjścia, spoglądamy na leżące po kątach nie rozerwane granaty i porąbane drzwi. Napawa mnie złe przeczucie, że najgorsze przed nami. Jesteśmy ostatnimi, którzy jako żywi opuszczają tą drogą klasztor. Kierujemy się w stronę wyjścia bramą w murze na organistówkę. Z bramy biegnie do nas kobieta i krzyczy, że za murami są już banderowcy, żebyśmy zawrócili z obranej drogi. Wybiegamy w kierunku zabudowań gospodarczych organistówki - pierwsze strzały. Z opowiadań mojej babci dowiedziałem się rzeczy okropnej tj. o bestialskim pokłuciu bagnetem (13 ran) na ciele mojej siostry, która żyła jeszcze jedną dobę przy ciele zabitej matki za domem Baczyńskiego. Brat mój został zastrzelony za domem Baczewicza, razem z nim została zastrzelona Lusia Kraftówna - lat 18. Lista Polaków pomordowanych w tym czasie w Podkamieniu wynosi około 300 osób, są to wszystko dane w przybliżeniu, ponieważ nikt dokładnie nie wie ilu ludzi zginęło, chwilowo zamieszkałych w klasztorze a przybyłych z Wołynia.” (Wspomnienia i przeżycia z dnia 11 i 12 marca 1944 roku; w: http://www.podkamien.pl/articles.php?article_id=210 ).  Maria Saluk: “Banderowcy po opuszczeniu murów obstawili wszystkie uliczki i przejścia, łapali ludzi i mordowali. Tak zginęła ciocia (siostra mego ojca) Stanisława Schnitzer wraz z córką Jadwigą. Jadzia miała 12 lat. Żyła jeszcze ponad dobę. Przed śmiercią zdążyła mi opowiedzieć, że zatrzymał ich bandyta i kazał modlić się, bo zginiesz. Jadzia opowiadała: "Uklękłyśmy na śniegu i modliłyśmy się. Po modlitwie on strzelił do mamy, mama upadla na plecy, wtedy mnie uderzył bagnetem w plecy. Upadlam na twarz, mama zaczęła wołać, żeby mnie nie zabijał, wtedy podszedł do mamy i pchnął ją bagnetem. Mama zamilkła (ciocia została uderzona bagnetem w oko). Ja udawałam, że nie żyję, ale on mnie kłuł i kłuł tym bagnetem, a ostatni raz jak mnie uderzył w głowę to przy wyjmowaniu bagnetu aż mnie podniósł na tym bagnecie". Faktycznie, Jadzia miała 9 ran na wylot tzn. od pleców do przodu, a 10-ta rana została zadana w głowę. Bagnet uderzył przy prawym uchu, a wyszedł przy brodzie. Okazało się, ze ciocia z Jadzią po wyjściu z klasztoru usiłowały dostać się do domu. Jej najstarszy syn, Wacław uciekał w innym kierunku, a że biegł, banderowcy nie mogli go złapać, więc został zastrzelony. Średni syn, Felek lat 15, uciekał jeszcze w innym kierunku, został ranny, ale udało mu się uciec. Przechowywał go na wsi Ukrainiec. Felicjan Schnitzer żyje do dziś. Mieszka we Wrocławiu. My z mamą (a było nas pięcioro) po wyjściu z klasztoru też mieliśmy zamiar iść do domu, ale na swoim podwórzu stał Ukrainiec Strychaluk. Na migi wskazał nam kierunek na las. W lesie przebywaliśmy od godz. mniej więcej 14-tej do 3-ciej rano. Po lesie chodzili bandyci, łapali schowanych ludzi i mordowali. /.../ W klasztorze przebywało około 2400 osób, przeżyło około 700, czyli 1700 osób zostało zamordowanych, niektórzy w bestialski sposób. Ksiądz Stanisław Fijałkowski, który był tęgi, został zakłuty stołowymi widelcami i potem powieszony na stule w ogrodzie klasztoru. Ksiądz ojciec Józef został zakłuty bagnetami. Tych księży znałam osobiście, a ilu jeszcze księży i zakonników pomordowano, tego dokładnie nie wiem. Nie wszyscy Polacy z miasteczka przebywali tej nocy w klasztorze. Ci, którzy zostali w domu, prawie wszyscy zostali wymordowani, np. rodzina Kraftów - troje dzieci, Swietojańscy - cała rodzina. Więcej nazwisk nie mogę podać, gdy z stosunkowo krótko mieszkałam w Podkamieniu, a z relacji babci niewiele zapamiętałam. Podaję tylko to, co wiem i pamiętam. Do domu z klasztoru uciekała Zuzanna Łoźna lat 15. Wpadł tam za nią bandyta. Również kazał się modlić, bo ją zabije. Ona prosiła, żeby jej pozwolił napisać list do matki i braciszka. Pozwolił, a ona napisała mniej więcej tak: "Braciszku ucz się, żebyś nie był taki analfabeta, jak mój kat, który nawet nie umie przeczytać, co piszę". Ten list czytałam osobiście. Pani Łoźna po śmierci Zuzi postradała zmysły. Chodziła po miasteczku i szukała Zuzi. Babcia opowiadała, że jakąś nastolatkę banderowcy zbiorowo zgwałcili, potem obcięli jej piersi, a w krocze wbili litrową butelkę po wódce. /.../ Pogrzeb pomordowanych w Podkamieniu odbył się 15 lub 16 marca. Trudno to nazwać pogrzebem, wszystkie ciała zostały wrzucone do wspólnego dołu. Robili to mieszkańcy Podkamienia, Ukraińcy. Musieli to zrobić, gdyż nastąpiła odwilż, a ciała leżały na ulicach, w klasztorze, w domach. Klasztor znajdował się na górze. Prowadziła do niego stroma uliczka, na której w śniegu leżało wielu zabitych. Jeżdżące sanie sprawiły, że uliczka wyglądała jak czerwona wstęga. Ta wspólna mogiła była na cmentarzu. W dniu pochowku banderowcy zaczaili się na cmentarzu i kto z Polaków udał się na pogrzeb, został zabity”. (Wspomnienia Marii Saluk ; w: www.podkamien.pl ). „Kolejnego okrutnego mordu dokonali “mołojcy” na rodzinie Juliana Bajewicza w tzw. organistówce. Juliana poddali najpierw okrutnym torturom, po czym ułożyli na balii deskę, usadowili na niej półprzytomnego Bajewicza w pozycji klęczącej, a następnie jeden ze zbrodniarzy chwycił go za bujne włosy, przechylił okrwawioną głowę do tyłu i bagnetem podciął gardło. Z gardła trysnęła krew i spływała powoli do balii. Miał to być dla morderców sprawdzian: ile też krwi może mieć w sobie taki Lach. Słyszeli to wszystko ukrywający się w tym domu Żydzi, o których Ukraińcy nic nie wiedzieli. Odrażająca a zarazem tragiczna jest relacja pochodzącego z okolic Podkamienia Janusza Simona, emerytowanego sędziego z Wrocławia. W lutym 1944 r. pojechał z ojcem po ziemniaki do sąsiedniej wsi ukraińskiej. Akurat byli tam upowcy ze Zbaraża, najbardziej krwiożerczy “łycari” w tej organizacji. Ktoś z miejscowych szepnął im: To Lachy. Ojcem zaraz się “zajęli”, torturowali go a na koniec powiesili w stodole. Synowi udało się uciec. Miejscowi wykopali grób, ale okazał się za krótki dla słusznego wzrostem Polaka. Ponieważ zwłoki zamarzły, jedna z Ukrainek ucięła siekierą wystające kończyny. Wiele lat później córka owej kobiety urodziła dziecko, kalekie dziecko bez dłoni. Mieszkańcy wsi twierdzili, że to kara Boska! Opis rozprawiania się bandytów ukraińskich z Polakami w Podkamieniu wymaga jeszcze uzupełnienia o rodzinę Buczkowskich. Na swoje nieszczęście najmłodsi Buczkowscy, bracia Tadeusz i Zygmunt, nie opuścili miasteczka. Tadeusz pozostał w domu i usiłował, po wyskoczeniu przez okno, schronić się u sąsiadów. Tam jednak dopadli go bandyci i okrutnie zamordowali, a zwłoki wrzucili do studni. Zygmunt schronił się w klasztorze, gdzie spotkał go los pozostałych Polaków. Został bestialsko porąbany siekierą. Pisarz Leopold Buczkowski wyjechał na szczęście z matką, żoną i siostrą wcześniej z Podkamienia. Rodzina Buczkowskich straciła cały swój dobytek. Największa jednak strata – to zniszczone w większej części malarskie i literackie prace Leopolda. Były wśród nich jego piękne, często nagradzane wiersze. Do tej formy twórczości Buczkowski nigdy już nie powrócił. Kto wie, czy nie był by bardziej znakomitym poetą niż pisarzem?” (Zbigniew Kratochwil; w: "Głosy Podolan nr 53"; za: www.podkamien.pl ). „Mord i rabunek trwał w ciągu całego 13 i 14 marca. Niemcy sprowadzili do Podkamienia aż 200 furmanek i szereg aut ciężarowych, aby wywieźć zrabowane mienie. Klasztor i kościół zostały ograbione doszczętnie. Dopiero 15-go marca wieczorem bandy UPA opuściły miasto, a 16-go marca wróciła normalna komenda niemiecka, która udawała zdziwienie, że takie wypadki zaszły i wyrażała przypuszczenie, że musiała to być banda bolszewicka.” (Dokument Nr 6 1944 kwiecień; Sprawozdanie sytuacyjne z Ziem Wschodnich [w:] Ziemie Wschodnie Raporty Biura Wschodniego Delegatury Rządu na Kraj 1943-1944, Warszawa-Pułtusk 2005, s. 167-168). “Najprawdopodobniej zginęło około 600 osób. Ciała ofiar zniesiono do wnętrza kościoła, część z nich wrzucono do klasztornej studni. /.../ W kościelnych piwnicach, które miejscowi duchowni nazywają kryptami, jeszcze na jesieni 2005 roku znajdowały się kości. Stosy czaszek, żeber i piszczeli. Przypadkowy spacer po zdewastowanym wnętrzu świątyni mógł zakończyć się odkryciem kolejnych, nieznanych wcześniej miejsc, w których najprawdopodobniej zginęli lub umarli żywcem zamurowani ludzie. /.../ Na wiosnę 2006 roku autorowi tego tekstu nie udało się ich ponownie odnaleźć. Miejscowi duchowni, niechętni do rozmowy na temat polskiej historii Podkamienia, uznali iż najpewniej pochowano je w zbiorowym grobie na dziedzińcu kościelnym. Krypty oczyszczone ze szczątków w najbliższym czasie zakryją nowe płyty i szalunki betonu.” (Mikołaj Falkowski: Podkamień. Perła Kresów. Miejsce pamięci ofiar UPA).  „W Podkamieniu na dziedzińcu klasztoru oo. Dominikanów jest głęboka studnia. Jak podają różne źródła, jej głębokość to w granicach 110 metrów. Kuto ją w litej skale około dwudziestu lat. Dziś ta studnia jest zasypana i zamurowano do niej dojście. Jest grobem niezliczonej ilości ludzi, których tam wrzucili oprawcy Bandery. Dziś nikt nic nie mówi na temat tej studni. W klasztorze było bardzo dużo rodzin polskich, które znalazły tam schronienie. Zawartość tej studni trzeba zbadać i wyjaśnić.” (Jan Lis: Moje smutne wspomnienia z Palikrów. Część II; w:  http://pierwszyzbrzegu.pl/historia/historia-powszechna/473-zbrodnia-w-palikrowach-cz-ii.html ). „Zeznaje co następuje: znam b. dobrze Czerniawskiego Władysława jak również i jego rodzinę. Ojciec w/w miał sklep rzeźniczy w Podkamieniu, pow. Brody. Czerniawski Władysław jest pochodzenia ukraińskiego. W Brodach kończył gimnazjum, a następnie we Lwowie kończył uniwersytet. Po wkroczeniu Niemców w roku 1942 był organizatorem morderczej bandy ukraińskiej. Bandę tę organizował u swojego teścia nazwiskiem Rajke, który mieszkał na przysiółku Czernic, folwark Antonówka, gm. Podkamień, pow. Brody. Wiadome jest mi, że Czerniawski Władysław był dowódcą, a zarazem sędzią tej bandy. On sam wydawał wyroki śmierci na Polaków wraz ze swoim teściem Rajke, który był prokuratorem w tej bandzie. /.../ Dnia 12 marca 1944 roku w Podkamieniu, pow. Brody był klasztor dominikański im. Gota-Różańcowa, w którym ukryło się około 3 tys. Polaków z gminy Podkamień przed banderowcami. W dniu wspomnianym, tj. 12 marca 1944 r. Czerniawski Władysław wraz ze swoim teściem na czele bandy, oraz z oficerami SS, zrobili akcję w trakcie której wymordowano około 500 osób, fakt ten ja sam widziałem na własne oczy. Następnie w tym samym dniu w wsi Palikrowy pow. Brody wymordowano 385 Polaków. W dniach od 12-15 marca w bojach ulicznych w Podkamieniu wymordowano 78 osób. W dniu 15 marca o godzinie 13.00 zaprzestał morderstw Czerniawski Władysław i wraz z Niemcami ze swoją bandą wycofał się na zachód.” (Zeznania o wydarzeniach z 12-15 marca 1944r. w Podkamieniu; w: http://www.podkamien.pl/articles.php?article_id=17 ). W rzeczywistości na imię miał Włodzimierz, po wojnie został rozpoznany w Polsce i jako Włodzimierz Czerniawski w 1947 roku stanął przed sądem w Katowicach. Został skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano.

W 2009 roku władze Ukrainy postawiły w Podkamieniu pomnik ku czci UPA. Ofiary na upamiętnienie musiały czekać do 2012 roku., kiedy to po wieloletnich staraniach potomków ofiar oraz członków Stowarzyszenia Kresowego „Podkamień” nastąpiło uroczyste odsłonięcie i poświęcenie pomnika upamiętniającego ofiary zbrodni w Podkamieniu.  Pomnik składa się z sześciu tablic z nazwiskami ofiar zbrodni (władze ukraińskie nie pozwoliły wymienić wszystkich) oraz granitowego krzyża z godłem Polski i napisem „Pamięci mieszkańców Podkamienia i okolic, którzy zginęli w marcu 1944 r. Niech spoczywają w Pokoju”. Monument został poświęcony w obecności około 200 osób przez duchownych katolickich obrządku łacińskiego i bizantyjsko-ukraińskiego, natomiast nie stawił się żaden z zakonników greckokatolickich, którzy obecnie są w posiadaniu kościoła i niektórych pomieszczeń byłego klasztoru dominikańskiego. Przedstawiciele lokalnych władz ukraińskich w swoich wystąpieniach doszukiwali się winnych zbrodni w Niemcach i Rosjanach, oraz nawiązywali nie tylko do zbrodni w Podkamieniu, ale i do zabójstw na Ukraińcach w Pawłokomie, Uhryniu i Zaleskiej Woli, próbując zrelatywizować wydarzenia w Podkamieniu.

We wsi Sołotwina pow. Nadwórna dokument ukraiński podaje: „W dniu 16.03.1944. grupa „Ł” i grupa „Harkusza” w liczbie 30 osób zniszczyła 25 Polaków i spaliła jeden budynek we wsi Sołotwyn. Powodem akcji było to, że Polacy zgłosili Niemcom o postoju grupy w Zarzeczu. Łys.” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/?). W nocy z 16 na 17 marca we wsi Budyłów pow. Brzeżany upowcy za pomocą siekier, noży i bagnetów zamordowali 24 Polaków. We wsi Dryszczów pow. Brzeżany: „W Dryszczowie zginęli: Drozdowska Adela l. 30, Ilnicki Bronisław l. 32, Ilnicka Franciszka l. 55, Ilnicki Władysław, Jankowski Szczepan l. 40, Klementowski Henryk l. 40, Klementowski Michał l. 40, Konopelski N. l.12, Konopelski N l. 14, Ogrodnik N. l. 40, Leszczeńska Józefa l. 45, Pawłowska N. i dwoje dzieci, Niżałowski Antoni l. 19, Wilczyski Jan l. 40, Zowicz Maria l. 40 z czwórką dzieci, Sługocka Emilia l. 19” (Kubów...,jw.). We wsi Krasne pow. Skałat banderowcy obrabowali i spalili około 100 budynków oraz zamordowali 52 Polaków a 22 poranili; księdzu proboszczowi schronienie dał miejscowy ksiądz greckokatolicki ratując mu życie.: Świadek Lidia Fiedorowicz: „Jednej nocy zamordowano 47 osób, w tym siedmioosobową rodzinę Karmazynów. Wieczorem przyszedł wujek Mikołaj, aby postanowić, gdzie tej nocy się schowamy – pani Lidii z trudem przychodzi mówienie. – A tu nagle słyszymy rąbanie okiennic u Karmazynów. Solidne były, ze sztabami, tato je zrobił na taki właśnie wypadek. Gdy wyrąbali okna, nawrzucali słomy, wrzucili granat i podpalili. Od wybuchu zginął siedmioletni Franio. Rodzina schroniła się na strychu. Później widziałam ułożone w rządku ciała, popalone, napuchnięte. Ludzi w szafach chowano, bo tato z robieniem trumien nie nadążał. Ojciec Lidii zatrąbił, taki był umówiony sygnał na wypadek napadu. Ksiądz, zakonnice i kilku uzbrojonych ludzi schroniło się na poddaszu kościoła. Ostrzeliwali się, rzucali granaty. Napastnicy wycofali się, banderowcom starczyło odwagi tylko na mordowanie bezbronnych.  Dziewczynka wraz z mamą, bratem i starszą kuzynką Stasią schroniły się w piwnicy wujka Żabkowskiego, Rusina. W pewnym momencie przez okno zobaczyli chodzących wokół uzbrojonych banderowców. - Rzuciłyśmy się do ucieczki, przez okno, potem przez ogród dziadka Andrzeja, obejście Szubrycha, Mosteckiego do tzw. kamieniodołów, czyli wielkich dziur pozostałych po kamieniołomie, za sobą słyszeliśmy strzały. Nieustannie modliłam się, moja kuzynka już myślała, że pomieszało mi się w głowie. Słyszeliśmy konie wydające niekońskie odgłosy, krowy ryczące, nawet kury i gęsi zdawały się wyć z bólu. Płonęły domy, Stasia zobaczyła, jak runął dach na domu jej brata. Nagle zapadła cisza. /.../  Ojca pani Lidii powołano do wojska, walczył w II Armii, zginął dziesięć dni przed końcem wojny. - Już gdy wyjeżdżaliśmy, Ukraińcy odgrażali się, że „jak wy Polaczki będziecie jechali, to my was wybijemy”. Do Gubina dotarliśmy w kwietniu 1946 roku. Ale jeszcze długo nocą, czy na odgłos dalekich nawet wystrzałów, chowałam się pod łóżko. Jednak tak naprawdę to jakaś część mnie ciągle jeszcze tkwi w tej strasznej marcowej nocy. Słyszę ryk zwierząt, krzyki i jęki bólu ludzi, czuję swąd tlących się jeszcze zgliszcz, zapach ciepłej krwi Karmazynów… To we mnie pewnie już zostanie. Gdy pojechałam tam w 1968 roku, miałam przez cały czas gęsią skórkę, a do dziś strach wywołuje we mnie język ukraiński.” (https://gazetalubuska.pl/kresy-jak-mowi-pani-lidia-tej-dramatycznej-nocy-jakby-jakas-jej-czesc-umarla/ar/c15-14770782).   

„17.III.1944 Bybło pow. Rohatyn Zabici Biliński Karol; Siekierski Jan; Bigus Marian; Czajkowski Marian; Paszczyński Kazimierz; Klementowski Ludwik; Siekierski Rudolf; Kopiorski Feliks; Wiśniowski Marian; Jastrzębski Ludwik; Jastrzebski Kornel; Kopowska i jej 3 dzieci; Stryjski Marian; Siekierski Bolesław; Siekierski Józef.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). 17 marca we wsi Dołhobyczów pow. Hrubieszów upowcy zamordowali 13 Polaków spędzonych do Domu Ludowego oraz 4 Polaków na drodze za wsią, łącznie 17 Polaków, w tym kobiety. We wsi Hubin pow. Buczacz zamordowali 11 Polaków i 1 Ukrainkę, żonę Polaka: „17.03.1943 r. została zamordowana rodzina Pilipczuków: Julian (ojciec i mąż),  Katarzyna z domu Morszczan (jego żona Ukrainka), i 3 córki: Eleonora, Bronisława i Julianna; Z drugiej rodziny Pilipczuków zostali zam.: Antoni (ojciec), jego żona Katarzyna z domu Pasieczna i córka Eleonora l. 19 oraz 4 osoby NN.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). We wsi Nadorożna pow. Tłumacz zamordowali 37 Polaków, w tym kilka rodzin. Aż trudno sobie wyobrazić, że 91-letnia dziś kobieta przeżyła tyle lat w rozpadającej się chacie: bez prądu, ogrzewania, bieżącej wody. W chałupie, która grozi zawaleniem, z odpadającymi dachówkami i dziurami w ścianach większymi niż drzwi czy okna. Tragiczna historia ostatniej Polki w Tłumaczu pokazuje, jaki los spotkał naszą rodaczkę ze skraju Pokucia. Mimo życiowego dramatu nie traci ona pogody ducha, a Fundacja Studio Wschód robi wszystko, by ułatwić jej funkcjonowanie i podnieść na duchu. Życiowy dramat naszej rodaczki rozpoczął się pod koniec drugiej wojny światowej, gdy pani Józefa miała 19 lat. Wtedy to na jej oczach żołnierze UPA pojmali, a następnie zamordowali około 30 Polaków z Nadorożnej. Widok jadących furmanek z trumnami, z których krew sączyła się na ulice, był przerażający dla ówczesnej nastolatki. Jak twierdzi pani Józia, właśnie wtedy przestała żyć. Na skutek przesiedleń, rodzinny pani Muczulskiej opuścili praktycznie wszyscy Polacy. Niezłomna Polka postanowiła jednak zostać na ziemi, którą tak bardzo kochała i kocha do dziś. Początkowo mieszkała z matką, jednak mając trzydzieści kilka lat, nasza rodaczka straciła i ostatnią bliską osobę. Budynek, który zamieszkuje pani Józefa jest w opłakanym stanie, grozi nawet zawaleniem. Nie ma w nim praktycznie niczego: elektryki, bieżącej wody, ogrzewania podczas zimy. A te na Ukrainie są straszne, mróz sięga tutaj do minus 40 stopni Celsjusza. Jak starsza kobieta, mogła przeżyć tyle lat w szopie, do której zimą wlatuje śnieg?” (Ostatnia Polka w Tłumaczu. Tragiczna historia naszej rodaczki z Pokucia; 28.05.2016; w: http://www.studiowschod.pl/artykuly/ostatnia-polka-w-tlumaczu-tragiczna-historia-naszej-rodaczki-z-pokucia-galeria/ ).  W dokumencie ukraińskim: „W dniu 17.03.44. grupa „Ł” i bojówka powiatowa przeprowadziła akcję we wsi Nadoroże koło Towmacza. Zniszczono 30 Polaków i jednego Ukraińca – f-mana. Budynków nie palono, tylko niszczono. Powodem akcji była współpraca Polaków z Gestapo i Kripo (Krawecki St., Gomba Kazek), oni sypnęli Ilczuka Iwana, Jacoka Pańka, Moskala Mychajła, których Gestapo rozstrzelało. Bohdan.” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/?).

We wsi Oszczów pow. Hrubieszów upowcy z sotni „Jahody” zamordowali 16 Polaków zwołując ich na tzw. „zebranie pojednawcze” w Domu Ludowym, zapoczątkowało to polsko-ukraińskie starcia w tej miejscowości, które trwały do 19 marca, w ich wyniku zginęło następnych 23 Polaków (Motyka..., s. 193; Tak było...: w przypisie podaje on, że według źródeł ukraińskich zebranie w Oszczowie było... zasadzką polską, patrz: 1947. Propamjatna knyha... s. 110; Polacy zrobili więc zasadzkę, aby ich wymordowano). „Śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości, popełnionej w dniu 17 marca 1944 r. we wsi Oszczów i innych miejscowościach województwa lubelskiego, poprzez zabicie co najmniej 117 osób spośród polskiej ludności cywilnej, przez funkcjonariuszy państwa niemieckiego, we współudziale policji ukraińskiej oraz nacjonalistów ukraińskich. W toku prowadzonego postępowania ustalono, iż nacjonaliści ukraińscy współpracujący z jednostkami niemieckimi, dokonywali napadów na jeszcze inne pobliskie miejscowości, a mianowicie: Dołhobyczów, Kryłów, Witków, Kabłubiska, Siekierzynka, Horoszczyce, Żabcze, Poturzyn, Honiatyń, Uhrynów, Gołębie, Zaręka, Sulimów, Uśmierz, Waręż, Liwcze, Winniki, Leszków, Hulcze, Rusin, Chochłów, Dłużniów, Myców, Chłopiatyn, Przewodów, Smoligów, Modryniec, Łasków, Mołczyny. Akcje te przeprowadzane były w latach 1941 – 1947, niejednokrotnie dochodziło do kilku napadów na jedną miejscowość, w krótkim odstępie czasu.” (IPN Lublin, S.49/07/Zi).  Jak  podaje Jerzy Markiewicz, sołtys mieszanej narodowościowo wsi Oszczów, zaciekły ukraiński nacjonalista, niejaki Juszczak zwołał zebranie miejscowej społeczności, rzekomo mające doprowadzić do uspokojenia sytuacji i niedopuszczenia do wzajemnych walk. To braterskie spotkanie miało się odbyć w Domu Ludowym. Do udziału w nim zaproszono miejscowego popa prawosławnego i księdza katolickiego. Ksiądz nie wziął w nim udziału, bo zatrzymał go miejscowy Ukrainiec, ostrzegając, że zebranie to podstęp. Zaprowadził księdza do mieszkania Piotrowskich, co uratowało mu życie. Gdy spotkanie rozpoczęło się, pod Dom Ludowy podjechała na saniach sotnia UPA, dowodzona przez Iwana Sycz-Sajenkę pseudonim „Jahoda” i otoczyła budynek, w którym odbywało się spotkanie. Ukraińcom kazano wyjść, a Polaków wystrzelano z broni maszynowej. Pod zwałami trupów ocalało tylko dwóch mężczyzn, którzy stali się świadkami zbrodni. Pozostałej przy życiu ludności polskiej oprawcy „Jahody” nie zdążyli wymordować, bo ksiądz katolicki widząc, co się dzieje, pobiegł do kościoła i zaczął bić w dzwony na trwogę. Przestraszyło to „Jahodę”, że dzwony ściągną jakiś polski oddział. Polecił oddziałowi wsiąść na sanie i odjechać w stronę Honiatyna. Ludność polska natomiast uciekła do polskiej miejscowości Horoszczyce.” (Marek A. Koprowski: Łuny na Wschodzie; Poznań 2019, s. 102 – 103)  We wsi Rzeczyca pow. Tomaszów Lubelski upowcy zamordowali 23 Polaków. We wsi Staje pow. Rawa Ruska: „17 marca 1944 roku liczna grupa wyrostków ukraińskich, w wieku od 15 do 18 lat napadła na polskie zagrody i wymordowała wszystkich napotkanych Polaków. Zginęli wtedy: Katarzyna Dziuroń (92 lata), zatłuczona kołkami w łóżku, Józef Dziuroń (85 lat), zakłuty nożami w łóżku, Jan Dziuroń, syn Katarzyny (70 lat), zakłuty nożami, Helena Białoskórska (88 lat), Paweł Legażyński (70 lat), zastrzelony na podwórzu, Anna Górnicka (65 lat), zamordowana, a zwłoki wrzucono do studni, Maria Legażyńska (20 lat), wyprowadzona z domu, zgwałcona przez kilku napastników, następnie zamordowana, a zwłoki położone zostały pod stodołą, Anna Legażyńska (70 lat) została uduszona, a zwłoki wrzucono do piwnicy, Aleksander Niżyk (85 lat) i jego żona Katarzyna (65 lat) zostali zamordowani w domu, a zwłoki wywieziono pod lasek i tam zakopano, Józef Muzyczka (30 lat) został zastrzelony w mieszkaniu, Agnieszka Malinowska (35 lat) została uprowadzona na pole, tam zastrzelona i zakopana, Mikołaj Seneta (80 lat) obłożnie chory, został zatłuczony kijami w łóżku, Antoni Seneta (85 lat), został zakłuty nożami w łóżku.”  (Aleksander Kijanowski; w: Siekierka..., s. 796; lwowskie). We wsi Tłusteńkie pow. Kopyczyńce zamordowali 22 Polaków. We wsi Waręż pow. Sokal zamordowali 11 Polaków, obrabowali ich gospodarstwa oraz zniszczyli plebanię i wnętrze kościoła.

W nocy z 17 na 18 marca we wsi Dyniska pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski) upowcy z kurenia „Hałajdy” oraz policjanci ukraińscy ze Szczepiatyna zamordowali 17 Polaków. We wsi Mogielnica pow. Trembowla obrabowali i spalili 150 gospodarstw polskich oraz zamordowali około 100 osób, w tym 16-letnią Nellę Janicką zgwałcili i zakłuli nożami. Tadeusz Zakarczemny opowiadał, jak zginął jego wujek Jan, weterynarz w Mogielnicy: „Przyszli i bestialsko go zamordowali. Wujence poobcinali piersi i ściągnęli skórę z głowy. To było bestialskie morderstwo, trudne do opisania” („Nasz Dziennik” z 30.06.2003). Inni: w mieście Trembowla: „Nella Janicka, 16 lat – zgwałcona i zamordowana okrutnie wraz z matką i bratem przez ludobójców z OUN-UPA w 1944 r. (http://www.stowarzyszenieuozun.wroclaw.pl/trembowla.htm). „My, niżej podpisani, inspektorzy Oddziału Politycznego 74. Korpusu Strzeleckiego major SZKLJAWER B. G., lekarz – kapitan służby medycznej WOJCMAN M. N., kapitan SOCHA, przewodniczący rady wiejskiej wsi Mogielnica towarzysz PIERLICKIJ Michaił Onufrijewicz, obywatele wsi Mogielnica KASZTARYNA Magda Knatowna, KNATYSZYN Teodor Pawłowicz. Spisaliśmy niniejszy akt o tym, że w dniu 25 kwietnia 1944 roku w lesie koło wsi Mogielnica odnaleziono 4 doły z 34 trupami ludzkimi, 2 doły z 12 ludzkimi trupami zostały znalezione we wsi Mogielnica, jeden dół z 11 ludzkimi trupami został odnaleziony na cmentarzu dla koni i jeden dół z 38 ludzkimi trupami w lesie wsi Mogielnica. We wszystkich dołach znajduje się do 100 trupów mężczyzn, kobiet i dzieci zamęczonych obywateli wsi Mogielnica i z jej okolic a także jeńcy czerwonoarmiści. Ustalono, że w okresie okupacji niemieckiej wsi Mogielnica w nocy z 17 na 18 marca 1944 roku banda ukraińsko-niemieckich nacjonalistów dokonała masowego mordu i rabunku obywateli wsi Mogielnica, głównie ludności polskiej. Banda morderców wyłamując drzwi i okna dokonywała wtargnięcia do mieszkań, rozstrzeliwała, rżnęła i zabijała toporami i nożami ludzi, w tym także nieletnie dzieci, starców, staruszki, po czym trupy załadowali na furmanki, wywozili i zakopywali w dołach. Z zamiarem ukrycia swoich zbrodni część rodzin palili w stodołach i zwęglone trupy zakopywali w dołach. Tym wszystkim strasznym bestialstwom towarzyszył rabunek mienia należącego do zamęczonych rodzin. Według stanu na 25 kwietnia już wykryto i ustalono, że bestialskiego mordu i grabieży dokonano na następujących obywatelach wsi Mogielnica:

1/ Nanoskij Eugeniusz, 48 l., głowa rodziny
2/ Nanoska Heńka, 43 l., żona
3/ Kasztaryna Bronka, 22 l., córka
4/ Kasztaryn Anton, 33 l., zięć
5/ Kasztaryn Zbyszko, 6 m-cy, syn
6/ Nanoska Janina, 13 l., córka
7/ Zielnicki, 33 l., z innej rodziny
8/ Nanoskij Jan, 35 l.
Wszyscy ośmioro znajdowali się w domu Nanoskiego Eugeniusza w nocy z 17 na 18.03.44, zostali zabici na podwórzu, w stodole Nanoskiego zostali spaleni, a trupy zostały zakopane w dole na podwórzu Nanoskiego.

9/ Janicki Paweł, 50 l., głowa rodziny
10/ Kanicka Katarzyna, 44 l., żona
11/ Janicka Bronia, 12 l., córka
12/ Janicki Anton, 18. l., syn
13/ Janicki Grzegorz, 16 l., syn
14/ Janicki Michał, 75 l., brat
Cała rodzina w nocy z 17 na 18.03.44 została zamordowana w domu Pawła Janickiego i dom z trupami został spalony. Zwęglone trupy zostały wydobyte z pogorzeliska.

15/ Nanoski Władysław, 67 l., głowa rodziny
16/ Nanoska Józefa, 56 l., żona
17/ Nanoska Stefania, 13. l., córka
Rodzina Władysława Nanoskiego. Na miejscu mordu widoczne ślady ogromnej kałuży krwi, Trupy zostały wywiezione i zakopane w dole w lesie.

18/ Michałecki Heńko, 30 l., zabity toporem w domu.

19/ Mazur Pola, 40 l., matka
20/ Mazur Bronia, 15 l., córka. Zamordowane obie w domu, trupy wywiezione do dołu.

21/ Grobowski Stanisław, 42 l., głowa rodziny. Żona i dzieci nie tknięte, ponieważ to Ukraińcy.

22/ Gumiennyj Petro, 55 l., głowa rodziny. Żona i dzieci nie tknięte. Zamordowany w domu.

23/ Janicka Bronia, 42 l., matka
24/ Janicka Kornela, 18 l., córka
25/ Janicki Osyp, 12 l., syn
Rodzina została wyrżnięta nożem, trupy zostały wywiezione i zakopane w dole.

26/ Orkusz Osyp, 75 l., głowa rodziny
27/ Orkusz Władysława, 67 l., żona.
Zamordowani w domu. Trupy zostały wywiezione do lasu koło wsi Mogielnica. Na trupie Władysławy Orkusz ujawniono, że głowa została rozsiekana w kilku miejscach. Wszystkie ekshumowane trupy świadczą o barbarzyńskich, czysto bestialskich metodach uśmiercania, na przykład:Kasztaryna Bronia – trup na wpół zwęglony, ale są widoczne ślady ciężkiego pobicia: czaszka w rejonie ciemienia zmiażdżona tępym narzędziem, na szyi ślady ciosów nożem, prawe biodro złamane. Kasztaryn Zbyszko – dziecko 6-miesięczne, na kręgosłupie trupa w rejonie miednicy wyraźnie widoczny cios narzędziem służącym do rąbania (w rodzaju topora). Trup 6-miesięcznego chłopczyka z przerąbanym kręgosłupem został przełamany w połowie, złożony w pół i wrzucony do dołu. Zełenskyj Anton, lat 39 – palce prawej dłoni zostały odrąbane. Złamane piszczele prawej nogi i mnóstwo ran od noża, rżniętych i kłutych.
Orkusz Władysława, lat 67, i Orkusz Osyp, lat 75, czaszki obu trupów zostały rozrąbane narzędziem służącym do rąbania (w rodzaju topora), w ranach ślady piór z poduszek. W dole obok trupów znaleziono WIADRO Z KRWIĄ. To świadczy o tym, że bandyci w celu usunięcia śladów ZBIERALI KREW LUDZKĄ wyciekającą z trupów. (Służba archiwalna Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, WS RF, f. 32, op. 11302, s. 196, k. 200-203. Za: https://twitter.com/KSokolowska123/status/1253948072276656129 ).

We wsi Tarnoszyn pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski) UPA zamordowała 125 Polaków. „Napady band ukraińskich na polskie wsie stawały się coraz częstsze, niemal co noc widzieliśmy łuny pożarów oraz uciekającą ludność. Byliśmy coraz bardziej zaniepokojeni, jednak miejscowi Ukraińcy zapewniali nas, że nic Polakom nie zagraża, gdyż pamiętają, że przed wojną wszyscy żyli tu w sąsiedzkiej zgodzie. Dawali przy tym do zrozumienia, że ich synowie i kuzyni są w partyzantce (w domyśle UPA), co tym bardziej gwarantuje nam bezpieczeństwo. Niebawem okazało się, że było to zwykłe kłamstwo. Nocą z 17 na 18 marca 1944 r. dokonano napadu na Tarnoszyn. Pamiętam, że noc była niezbyt ciemna. Trzymał mróz, na ziemi leżała gruba warstwa świeżego śniegu. Około godziny 23.30 Bolek Knotalski, Dziunek Łąkowski i ja byliśmy na podwórzu zabudowań rodziny Domańskich – właśnie kończyliśmy nocny obchód. Takie dyżury organizowane były u nas od dawna, a rodzice często pozwalali nastolatkom brać w nich udział. Mieliśmy już iść do domów, gdy od strony Szczepiatyna poszybowała w niebo czerwona rakieta, a po niej druga z przeciwległego końca wsi. Był to sygnał do rozpoczęcia ataku. Ponieważ do najbliższych zabudowań wsi było nie więcej niż 600-1000 m, wszystko widzieliśmy wyraźnie, tym bardziej że większość zabudowań od razu stanęła w płomieniach. Słyszeliśmy detonacje wrzucanych do zabudowań granatów, a także liczne strzały – zarówno pojedyncze, jak i seryjne. Nasilał się lament ludzi, krzyk dzieci i kobiet. Niewyobrażalny zgiełk potęgował ryk i pisk przerażonych zwierząt. Widać było, jak zdesperowani ludzie wyskakiwali – najczęściej w samej bieliźnie – z płonących domów i bezradnie miotali się wokół nich, a następnie ginęli od kul bandytów. Niektórzy mieszkańcy próbowali uciekać w pole w kierunku Turyny, ale tuż za wsią czekali na nich zaczajeni bandyci. Strzelali do ludzi jak do kaczek, ponieważ na tle ognia uciekający byli widoczni jak na dłoni. Wielu napastników poruszało się konno. Objeżdżali opłotki wsi i zabijali każdego, kogo napotkali. Staliśmy z kolegami jak sparaliżowani przez jakieś pół godziny, a następnie pobiegliśmy do swoich domów, aby z rodzicami uciec stamtąd jak najdalej. Bilans tego ataku był straszny. Zamordowano 125 osób, w tym 20 dzieci do lat 15 i 45 kobiet. Spalono prawie wszystkie polskie domy. Ustalono później, że banda UPA liczyła ok. 1,5 tys. osób. Dowodził nią Mirosław Onyszkiewicz, który niedługo potem został jednym z głównych dowódców UPA. W napadzie brała też udział grupa bandziorów z sąsiedniego Ulhówka, a także inni, np. Iwan Maslij – ówczesny komendant milicji ukraińskiej w Szczepiatynie. Miałem wtedy prawie 14 lat i pamiętam tę zbrodnię doskonale. Szczegółowy jej opis, a także listę ofiar przekazałem do IPN w Warszawie, oczywiście bez odzewu. Po tej napaści Ukraińcy nie dali Polakom z Tarnoszyna spokoju. Od 8 kwietnia polowano na powracających ocalałych mieszkańców i zamordowano następnych 20 osób. Spalono także ominięty poprzednio kościół.” (Marian Kargol: Naoczny świadek; 10 lipiec 2017; w: https://www.tygodnikprzeglad.pl/naoczny-swiadek/ ). We wsi Ulhówek pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski) upowcy z kurenia „Hałajdy” zamordowali 21 Polaków oraz we wsi Żabcze pow. Hrubieszów 30 Polaków.

18 marca we wsi Białe pow. Przemyślany banderowcy zamordowali 30 Polaków. We wsi Dołhobyczów pow. Hrubieszów w ponownym napadzie zamordowali 23 Polaków, w tym 11 kobiet. We wsi Kotłów pow. Zborów banderowcy zamordowali 18 Polaków.  We wsi Nadorożna pow. Tłumacz banderowcy zamordowali 37 Polaków. We wsi Oszczów pow. Hrubieszów w kolejnym napadzie upowcy zamordowali 23 Polaków, w tym 15 kobiet.

W nocy z 18 na 19 marca: we wsi Sorocko pow. Trembowla banderowcy zamordowali 13 Polaków. 19 marca /niedziela/ we wsi Bohorodyczyn pow. Tłumacz banderowcy zamordowali  siekierami, nożami, przerzynając piłą, paląc żywcem 46 Polaków. Dokument ukraiński podaje: „W dniu 19.03.44. grupa „Ł” i bojówka powiatowa przeprowadziła akcję na wieś Bohorodyczek. Spalono 50 gospodarstw, zabito 46 Polaków. Oni robili donosy do Gestapo na wioski: Bortniki, Przybyłów, Gruszkę. Bohdan.” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/?). We wsi Kobaki pow. Kosów Huculski: „ Co wieczór o zmroku opuszczaliśmy własny dom [w Kobakach] i wędrowaliśmy daleko w pole . Braliśmy ze sobą koce, owijaliśmy się w nie i kładliśmy się na kupy obornika, który wywieźli chłopi jesienią. Rano, gdy budziliśmy się, byliśmy przysypani śniegiem. Tak chodziliśmy codziennie.  Zaczęły się dnie deszczowe. Nie można było w dalszym ciągu spać na polu. Poszliśmy do sąsiedniej wioski Rożnowa. Była tam stara stodoła. Następnym wieczorem szukaliśmy znów innej kryjówki i tak za każdym razem gdzie indziej. (Wanda Jaskółowska: „Co wieczór o zmroku opuszczaliśmy własny dom...” Fragmenty relacji znajdującej się w Ośrodku KARTA, sygn. AW II/157/ł.) W Kobakach z rąk UPA zginęło około 30 Polaków  We wsi Korczmin pow. Tomaszów Lubelski obrabowali i spalili wszystkie gospodarstwa oraz zamordowali 12 Polaków. We wsi Litowiska pow. Brody „zostali zamordowani: Cieśla Maria, Cieśla Eugenia, Głośna Zofia, Horobiowski N. (Ukrainiec za odmowę zabicia żony Polki), jego żona oraz dwóch synów, Jarosz Ludwika (Polka i bratowa herszta bandy Iwana Jarosza), Laskowski Jan, jego żona Katarzyna i ich syn Bronisław l. 17 oraz córka Antonina l. 13, Morawska N., Pankiewicz N. (kobieta), Pańczuk Józef (Ukrainiec), Pańczyszyn Michał (Ukrainiec), Simon Józef, jego żona Józefa, Sobecki N., Sobecka N., Storczuk Anna, Unger Joanna l. 4, Unger Tadeusz l.1 rok, Wierzbowski Józef, Wiśniewska Zofia (Ukrainka), Czajka N. z całą rodziną”. (Kubów..., jw.). 

We wsi Przewodów pow. Hrubieszów: „Pomordowani przez U.P.A. w Przewodowie pow. Hrubieszów w dniu 19.03.44 r. - 11 osób. Rozstrzelani:  Rodzina Błaszczaków (4 osoby):  Błaszczak Wojciech l.44 (ojciec), Błaszczak Kazimiera l. 18 (córka), Błaszczak Stanisław lat 14 (syn), Wojner Edward l. 21 (zięć). Nikodem Zofia  l. 19 (zamieszkała w Mycowie, zamordowana w Przewodowie w drodze do Łaszczowa, siostra Franciszki Kaczor, córka Walentego Nikodema z Mycowa).  Musiniak Genowefa l. 16 ( zamieszkała w Mycowie, zamordowana w Przewodowie w drodze do Łaszczowa). Rodzina Maryńczaków  3 osoby, Rodzina Michałków  2 osoby. Jedna osoba p. Bronisława Wojner, matka Edwarda Wojnera, uratowała się, chowając się pod kamiennym fundamentem drewnianego kościółka, który później został spalony, była świadkiem mordu, w nocy dotarła do Łaszczowa, opowiadając tam hiobowe wieści.”  (Kazimiera Adamczyk, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl oraz e-mail do autora z 03.01.2010). We wsi Sorocko pow. Trembowla bojówka upowska z Iławczy zamordowała 14 Polaków, mężczyzn znanych z patriotycznej postawy. We wsi Staje pow. Tomaszów Lubelski banderowcy zamordowali 12 Polaków,  w tym 17-letnia dziewczyna została rozdarta. (Z. Konieczny...., s. 175).  „19. III.1944  Szumlany pow. Podhajce:  zabici: Palczak Karol lat 45 i dwóch synów; Kamiński Józef lat 43 i jego żona Hanna; Palczak Marcin lat 50; Michalewicz Natalia lat 45; Palczak Felicja lat 45 i 3 dzieci; Skotnik Piotr lat 55; Czarny Franciszek, pracownik Liegenschaftu uprowadzony z końmi.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). We wsi Żniatyń pow. Sokal (obecnie pow. Hrubieszów) upowcy zamordowali 72 Polaków, spalili kościół i plebanie oraz większość polskich gospodarstw. (IPN Lublin, sygn. S. 114/11/Zi ). Bartek Waśko: "Słabo rozpoznana przez historyków jest sprawa ataków bojców UPA na mieszkańców mojej rodzinnej wsi Żniatyn. W opracowaniach badaczy pojawiają się zaledwie wzmianki dotyczące zniszczenia wsi, spalenia kościoła i mordów. Znałem sporo faktów z przekazów rodzinnych, przywoływanych często przez moją babcię i jej siostrę, ale potrzebne było jakieś usystematyzowanie tego. Babcia miała zaledwie 10 lat (jej siostra kilka lat więcej), więc nie pamiętała wszystkiego, chociaż czasy były takie, że dzieci dojrzewały znacznie szybciej i znacznie więcej rozumiały. Kierowany imperatywem moralnym, kilka lat temu udałem się w te rejony licząc, że uda się odnaleźć ostatnią żyjącą osobę, która dość dobrze pamięta tamte wydarzenia, bo przeżyła je mając ponad 20 lat. Pani Michalina jeszcze żyła i chociaż kontakt z nią był utrudniony z racji podeszłego wieku, to w czasie naszej rozmowy, zaszło coś nieprawdopodobnego. W miarę snucia swojej opowieści, wzrok jej przytomniał, fakty, daty, nazwiska zaczęły powracać, i podsumowując tę wizytę mogę z pewnością stwierdzić, że udało się uzyskać sporo nowych informacji. /.../ Moje rozmówczynie wiedziały o trzech atakach UPA. Pierwszy i jednocześnie najbardziej tragiczny miał miejsce w nocy 19/20 marca. Mordy rozpoczęły się wieczorem i trwały całą noc. Druga akcja UPA miała miejsce około tygodnia później - dokładnej daty nie dało się ustalić. Ostatni atak miał miejsce już w Wielkim Tygodniu (a więc 2-3 tyg po pierwszym ataku). Wtedy zginęło dużo osób które przeżyły pierwsze dwie akcje np. ukrywając się. Polacy zamieszkali w Żniatynie do ostatniej chwili nie wierzyli w tak dramatyczny scenariusz. Chociaż docierały informacje o mordach na Wołyniu to wydawało to się nieprawdopodobne. Na dodatek miejscowi Ukraińcy zapewniali o braku możliwości realizacji takiego scenariusza w Żniatynie, ewentualnie o fizycznym niedopuszczeniu do mordów. Z mojej rodziny zginęło 12 osób, w większości rozstrzelanych. Śmiercią męczeńską zmarło małżeństwo Bajdów. Moja Babcia, wtedy 10 latka, ukryta w zaroślach była świadkiem jak zamordowano Józefę Bajdę - Ukrainiec z UPA rozerżnął jej brzuch na oczach skrępowanego męża, którego następnie przywiązano drutem kolczastym plecami, do pleców konającej żony. Gdy ta zmarła, mężczyznę zabito strzałem w głowę. Najbardziej dramatyczny los dotknął Polki, żony Ukraińców. Kilkanaście kobiet zostało spędzonych za jedną ze stodół, nad wykopanym dużym dołem. Zostały pokłute bagnetami, zrzucone do dołu, który następnie zasypano. Ludność polska, która wróciła do domów po wojnie próbowała odnaleźć mogiłę kobiet, ale okazało się że wspomniane kobiety zakopane za stodołą zostały w międzyczasie wykopane, a ciała przeniesione w nieznane, do dzisiaj nieodkryte miejsce. Krajobraz wsi dzisiaj jest zmieniony do tego stopnia, że babcia, z którą odwiedziłem okolicę, miała wielki problem z lokalizacją folwarku, który był głównym i największym kompleksem budynków we wsi, a został spalony przez Ukraińców do gołej ziemi. W tej sytuacji odnalezienie konkretnych mogił jest raczej niemożliwe, chyba, że zrządzeniem przypadku. Żaden z Ukraińców nie został osądzony. Po wojnie temat wymordowania wsi nie istniał, z oczywistych, politycznych względów. Pewnego dnia policja zbierała wywiad we wsi, ale nie wyciągnięto wobec nikogo żadnych konsekwencji, chociaż nazwiska Ukraińców, którzy brali udział w mordach były powszechnie znane. /.../ Pani Michalina, mieszkająca do dzisiaj w Żniatynie podała bez wahania liczbę ofiar: 156 osób. Masakrę przeżyło podobno około 40 Polaków, kilku dość szybko po wojnie wróciło do Żniatyna, sporządzono wtedy też dokładna listę ofiar. Rejestr w kilku kopiach, latami przechowywany był na miejscowej plebanii i po domach. Niestety wydaje się, że przepadł - w każdym razie nie udało mi się ustalić kto mógłby posiadać jeszcze egzemplarz. Zarówno Pani Michalina jak i jej syn pamiętają tę liczbę bardzo dokładnie - jestem przekonany, że to bardzo dokładna wartość. /.../  Dopiero po ustaniu walk z UPA, Polacy (w tym Pani Michalina w 1948) wracali do Żniatyna. Na cmentarzu w Żniatynie znajdują się dwie oznaczone mogiły ofiar z tego pamiętnego roku, oraz masa grobów nieoznaczonych czy w stanie rozkładu. Syn Pani Michaliny wyraził żal, że zjawiłem się tak późno - jeszcze 3-4 lata temu Pani Michalina potrafiła wymienić kolejno domami wszystkich z imienia i nazwiska, taka to była trauma. Teraz pamięta już tylko liczbę ofiar oraz część nazwisk. Końcowa lista nazwisk ofiar które udało mi się ustalić:

moja rodzina:
1. Kazimierz Zawadzki
2. Maria Zawadzka (żona Kazimierza)
3. Stanisław Zawadzki
4. Leokadia Zawadzka (żona Stanisława)
5. Józef Zawadzki (syn Stanisława i Leokadii)
6. Teofil Gierus
7. Maria Gierus (żona Teofila)
8. Władysław Gierus (syn)
9. Stanisław Gierus (syn)
10. Józef Gierus (syn)
11. Władysław Bajda
12. Józefa Bajda (żona Władysława)

Dodatkowo, rozmówcy wiedzieli o następujących rodzinach:
13. Rodzina Majdański (2 osoby, matka, córka w ciąży)
14. Rodzina Maziarski (2 osoby, matka, córka)
15. Rodzina Partyka (6 osób, Piotr, Justyna, Franciszka, Zofia, Helena, Maria)
14. Rodzina Filip (min 1 osoba, Jan)
15. Rodzina Oczak (6 osób)
16. Rodzina Środa (4 osoby, Katarzyna, Franciszka, Jan , Aniela)
17. Rodzina Wygiera (1 osoba)
18. Rodzina Konstanty (6 osób)
19. Rodzina Jagielscy (4 osoby, Katarzyna, Piotr)
20. Rodzina Jaśków (5 osób)
21. Rodzina Potrzescz (7 osób)
22. Rodzina Płocidym (5 osób)
23. Rodzina Łokiewicz (2 osoby)
24. Rodzina Zygmunt (4 osoby)

  1. Anna Dzirba
    26. Leontyna Tyska
    27. Stanisław Wolicki
    28. Zofia Pyłypczuk
    29. Piotr Kwiatkowski

Wspomniane 20 kobiet - żon Polek" (76 rocznica Rzezi Wołyńskiej: https://www.facebook.com/…/a.16465158026…/2384004084997083/…).

W nocy z 19 na 20 marca w mieście Kuty pow. Kosów Huculski banderowcy zamordowali 13 Polaków; wśród zamordowanych Polaków była rodzina Berezowskich. „Banderowcy przyszli do domu Berezowskich jakoś pod wieczór, przed kolacją. Na stole stały już naszykowane talerze. W domu była babcia, dziadek i trójka synów: Ryszard, Zbyszek i Bolek). Mój brat dostał imię Ryszard, ja Bolesław – po tych wujkach. Pod oknem stała leżanka, a koło niej asparagusy. Babcia zdążyła się schować pod leżankę i uniknąć śmierci. Nie ominął jej widok mordowanych synów i męża. Jeden z chłopaków – jeszcze student – chciał umknąć po drabinie na stryszek, to go rozrąbali siekierą na pół. Później poodcinali mężczyznom głowy i poukładali na talerzach. Po wyjściu z domu banderowcy dom podpalili. Babcia wyskoczyła przez okno w pole kukurydzy. Kolby były obłamane, stały tylko patyki. Tam się schowała i tam znalazł ją Korzeniowski. Korzeniowski pochował też pomordowanych, ale długo się do tego nie przyznawał, bo się bał. Babcia dostała obłędu – nie wiedziała co się stało. Babcią zaopiekowali się Korzeniowscy i Samborscy. Bezprzytomną i bez dokumentów przywieźli na Zachód.” (Ryszard, w: https://rak-prostaty.pl/viewtopic.php?f)  Relacja Romana Donigiewicza: „Któregoś ranka w marcu 1944 r. wracaliśmy zmarznięci z bratem z „noclegu” w jakieś stodole, po drodze spotkaliśmy się z panią Drewutową, naszą sąsiadką. Była zapłakana, tej nocy banderowcy zabili jej męża. Poszliśmy do niej, mąż leżał nagi przed bramą swojej zagrody, śnieg przyprószył jego ciało, a całe plecy miał jak sito skłute nożami. Byliśmy przerażeni, jakie to bestialstwo masakrować nożami nieżyjącego człowieka. Zanieśliśmy zwłoki do mieszkania. Tej samej nocy banderowcy zamordowali rodzinę Berezowskich. Był to szokujący mord. Ojcu i trzem synom oraz córce banderowcy poucinali głowy i położyli je na talerzach zastawionych do kolacji z mlekiem i mamałygą i kazali matce na to wszystko patrzeć. Czy można się dziwić, że nieszczęśliwa kobieta postradała zmysły. Kolejną ofiarą zbrodni była pani Buzat, lekarka, która leczyła wielu ludzi w pobliskich wsiach ukraińskich, często udzielając bezpłatnie pomocy biedniejszym wieśniakom. Zabito ją z mężem i z dwójką małych dzieci. W tym miesiącu zabito moją ciotkę Rypsymę Donigiewicz razem ze służącą Ukrainką. Obrabowali cały dom, ale nie spalili go, gdyż pożar mógłby zagrozić sąsiadom Ukraińcom.” Relacja Stanisława Ciołka: „Po powrocie do domu zobaczyliśmy łuny pożarów za Czeremoszem na Bukowinie oraz łuny i ogień w okolicach wsi Rybno, Spalono wówczas chyba kościół polski w Rybnie i placówkę graniczną. Nad ranem zbudziło nas łomotanie do okna. Była to pani Drewutowa, która oznajmiła z płaczem, że w nocy został zamordowany jej mąż, Tadeusz Drewuta. Poszliśmy tam z ojcem i jeszcze z paroma sąsiadami, m.in. z braćmi Stanisławem i Romanem Donigiewiczami. To, co zobaczyliśmy, przejęło nas zgrozą. Przed domem na oborniku, koło płotu leżał pan Tadeusz Drewuta, pokłuty nożami i z podciętym gardłem. Pokrwawione ciało Drewuty zostało przeniesione do naszego domu i w dużym pokoju położone na stole. Widok był przerażający. Jak się dowiedzieliśmy, tej nocy zamordowanych zostało w Kutach chyba 13 osób, przeważnie mężczyzn. Od tego czasu już w domu nie nocowaliśmy, chowaliśmy się w łęgach nad Czeremoszem, u znajomych Ukraińców - za ich wiedzą, a najczęściej bez - pod gankami, w szopach, itd.” Relacja Grażyny Drobnickiej: „Miałam wtedy 13 lat, gdy rezuni z UPA zamordowali mego tatusia Stefana Broszkiewicza i jego brata Władysława Broszkiewicza. (…) Strzelano do mojej cioci Malwiny Mecan. Dostała kulą rozrywającą w twarz. (...) Jednocześnie popychali mego tatusia do wyjścia z pokoju w kierunku przedpokoju i kuchni. Po drodze kłuli go nożami. Wyszarpał się z ich rąk i próbował uciekać. Dopadli go za szosą, zamordowali w rowie. Na śniegu w rowie było głębokie wgłębienie i bardzo dużo krwi. Po czym przeciągnęli go przez szosę i rzucili na podwórko koło studni. Wszędzie była krew, leżał na brzuchu. Wyszliśmy z piwniczki i natychmiast przypadliśmy do tatusia. Ja przytuliłam się do niego, zdawało się i, że ciało jeszcze drgało. Pchnięcia nożem były wszędzie na rękach, nogach, na całym ciele. Naliczyłam 36 pchnięć nożem. (…) Wujka Władysława Broszkiewicza znaleźli i ściągnęli ze strychu. Pod wpływem zadanych ciosów upadł na plecy. Dźgali go nożami z taką pasją, że aby go ubrać, musieliśmy najpierw pozbierać jego wnętrzności i włożyć do brzucha.” (Ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski: Ludobójstwo polskich Ormian w Kutach nad Czeremoszem; w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich, tom 10, Kędzierzyn-Koźle 2018). We wsi Wierzbowiec pow. Trembowla zamordowali 62 Polaków.  „Warto również wspomnieć, że 4 km na zachód od Budzanowa we wsi Wierzbowiec w kościele św. Stanisława w dniu 18/19 marca 1944 roku w wyniku napadu UPA zamordowano 56 Polaków.” (Rafał Walkow: Mieszkać na Kresach; w: Kresowy Serwis Informacyjny, nr 4/2019).

20 marca we wsi Wołosów pow. Nadwórna upowcy zamordowali około 60 Polaków, w tym spalili żywcem 7-osobową rodzinę z 5 dzieci. „Z opowiadań mojej Babci wiem, że 1944r. w Wołosowie banderowcy bestialsko zabili również jej rodzonego brata Juliana Wosia, był młynarzem w Wołosowie. Dziadkowie już nie żyją, ale Oni, ich przeżycia i przykre wspomnienia oraz nasi bliscy zamordowani na Kresach zawsze pozostaną w naszej pamięci. Bardzo proszę o dopisanie do listy zamordowanych przez UPA: Blondek Marcin (ojciec Kazimierza Błondka) zabity 03.1944r. w Wołosowie gm. Przerośl pow. Nadwórna woj. Stanisławów; Julian Woś (młynarz z Wołosowa) syn Wojciecha i Zofii (z domu Baran) Woś, miał około 35 lat, zabity w 1944r. w Wołosowie gm. Przerośl pow. Nadwórna woj. Stanisławów” (Nina; w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl). We wsi Czerepnica koło Dawidowa pow. Lwów: „Około 10-20.03.1944 r. zamordowano księdza NN i 23 parafian NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). We wsi Huta Werchobuska pow. Złoczów upowcy oraz esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” zaatakowali świtem w sile około 600 napastników; oddział AK podjął obronę osłaniając ucieczkę Polaków; zamordowanych zostało bądź zginęło 30 Polaków. Ewa Siemaszko: „Teraz wojna – nie ma krewnych”; w: „Nasz Dziennik” z 28 lutego – 1 marca 2009 podaje datę napadu „kilkusetosobowej bandy UPA”  22 marca 1944 roku i zamordowanie 40 Polaków. Także W. Kubów napad datuje na 22 marca, mord na 30 Polakach, w tym 13-osobowej rodzinie Zawadzkich. “Mniej więcej 2 tygodnie po zniszczeniu wsi Huta Pieniacka nasza banda  wspólnie z  wołyńską bandą UPA oraz bandami UPA z okolicznych wsi dokonała napadu i pogromu wsi Huta Wierchobuska rejonu oleskiego, położonej w odległości 5 km od wsi Huta Pieniacka. Przyczyną pogromu tej wsi, jak zeznałem wyżej, było to, że jej mieszkańcy również  utrzymywali kontakty z czerwoną partyzantką. W wyniku pogromu wsi Huta Wierchobuska zostało spalonych około 60–70 domów z zabudowaniami gospodarskimi. Zabito także podczas próby ucieczki ze wsi około 100 mieszkańców. Banda UPA zrabowała mienie i bydło ofiar pogromu”.  (Wyciąg ze sprawy agenturalnej NKGB USRS  nr 40 „Zwiery”, jedn.  Arch. 2387, s. 26, 50, 55, 56, 112 .PA SBU, F. 26, op. 2, spr. 2, k. 208–211.; w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html?page=101 ). We wsi Poturzyn pow. Tomaszów Lubelski sotnia „Jahody” oraz USN ze stanic w Liskach, Kościaszynie, Suszowie, Radostowie, Wasylowie Małym wymordowały 72 Polaków, wystrzelały bydło i psy; idąca na pomoc kompania AK „Wygi”  została odparta, zginęło 4 partyzantów; dopiero oddział AK „Wiktora” dotarł do wsi wieczorem: „na miejscu zastali zwłoki pomordowanych Polaków (co najmniej 72)”. (Motyka..., s. 194; Tak było... ).

21 marca we wsi Haniów, gm. Matyjowce pow. Kołomyja zamordowali 10 Polaków: oraz we wsi Wólka Żmijowska pow. Jaworów zamordowali także 10 Polaków: 3 mężczyzn, 4 kobiety i 3 dzieci.

W dniach od 20 do 22 marca w miasteczku Kuty pow. Kosów Huculski banderowcy zamordowali co najmniej 101 Polaków. „Ze znanych mi osób zostali zamordowani: zaprzyjaźniona z naszą rodziną lekarka Maria Buzat, jej mąż Antoni Buzat, jej syn Adam Buzat, około 10 lat, i córka Anna Buzat, 14 lat – wszyscy zakłuci nożami; Tondel Janina – krawcowa i jej córka, następnie Tadeusz Drewota, 40 lat – rozebrany do naga, przybity gwoździami do swojego domu i zakłuty nożami, dalej Bronisław Janowicz, 45 lat – zakłuty nożami. /.../ W czasie napadu banderowcy zabrali z naszego domu m.in. naszą odzież. Mój brat Wiktor Broszkiewicz nie miał żadnych butów. Owijał sobie nogi szmatami i obwiązywał sznurkiem. /.../ Dla nas najstraszniejsza nie była śmierć, ale noże rizunów” (Grażyna Drobnicka; w: Siekierka..., s. 301; stanisławowskie). 

22 marca: we wsi Kurniki Szlachcinieckie pow. Tarnopol „zostali zamordowani: Bączkowski Józef l. 13, Dziedzic Jan l. ok. 60, Jagielicz Piotr l. 56, Janik Antoni l. ok. 40, Juzwa Jan l. ok. 40, Kotowicz Antoni l. ok. 60, Mikołajów Andrzej l. 18, Polowa Stefania l. ok. 35, Szewczuk Antoni l. ok. 65, Franciszek l. ok. 70.” (Kubów..., jw.). W nocy z 22 na 23 marca we wsi Tiutków pow. Trembowla podczas nocnego napadu obrabowali i spalili 108 gospodarstw polskich oraz zamordowali co najmniej 22 Polaków. M. in. 22-letniego rannego Jana Kryszczyna związali drutem kolczastym i spalili żywcem; 18-letnią Józefę Gacek zakłuli nożami. Rzeź przerwały nadciągające wojska sowieckie. „Do pierwszej w nocy spalili osiemdziesiąt sześć numerów. Każdy dom oblewali benzyną i podpalali. A już ten, co był blisko drugiego, to się sam zapalił. I w ciągu tej nocy dwadzieścia dwie osoby zostały zabite. Była taka dziewczyna, co sobie spokojnie w domu siedziała, nikomu nic nie robiła, może trochę niepełnosprawna. Osiemnastu lat jeszcze nie miała. To ją też zabili. Kilka sztyletów dostała. Mój sąsiad, dwadzieścia trzy lata miał, jedynak. Złapali go, przywiązali drutem kolczastym od jabłonki do jabłonki, a pod spodem była sterta ze słomą i tą słomę podpalili. I on spalił się, widziałam, bo to sąsiad, więc jak się nie popatrzeć? Matka jego nie pamiętała, co robiła nawet. Pokazywała nam jak poznała, że to jej syn. Miał zapalniczkę, która została, bo wszystko się spaliło. Ciało się spaliło, czarne jak węgiel, tylko zęby białe. Bardzo przykre przeżycia były. Tak nazbierało się dwadzieścia dwie osoby.  /.../ A jeszcze, jedna taka młoda kobietka, wysoka, jak moja siostra była. Powiesili ją na drogowskazie przy jej bramie prawie. Jeszcze żyła, to ją sztyletami. A chłopak przyszedł na urlop z wojska. Matka mówi, chociaż jeszcze troszkę poczekaj w domu, jak to matka, lituje się nad synem. Wzięła kostkę masła zrobiła, zaniosła do tych żołnierzy, przedłużyła mu urlop. A ci banderowcy przyszli w nocy i go przy niej powiesili na żurawiu od studni. To jeszcze matka dała masła, żeby syna powiesić. Bardzo było ciężkie życie. Szliśmy spać, to się wszystko chowało. Ubrania nawet do stajni pod żłób do krowy się zanosiło, owinięte w coś. Bo przychodzili w nocy i rabowali. Też i w dzień przychodzili, np. tę kobietę, że ją mówię, to w dzień, biały dzień. Ona była przy pracy, przy wialni, gdzie młóciła zboże. I oni od tej wialni ją wzięli i ją powiesili, a do rana już nic w domu nie było, wszystko było zabrane.” (Stanisława Czarnecka; w:  www.pamieciprzyszlosc.p; relację sporządziła Katarzyna Bock). „W marcu 1944 r. UPA dokonała napaści na wieś Tiutków, w powiecie Trembowla, gdzie mieszkali moi rodzice. Byłem wówczas nauczycielem w szkole powszechnej. Zginęło 120 osób - głównie chorych, którzy nie mieli sił uciec. Moją 12-letnią kuzynkę, chorą, przywiązano do drzewa i okrutnie zamordowano, podobnie jak mojego kolegę. Cała wieś z dobytkiem została spalona. Spłonął żywcem inwentarz w stajniach i oborach. Bandyci UPA mordowali Polaków z okrucieństwem trudnym do opisania. Księdza katolickiego przecięto piłą.” (http://www.kombatantpolski.pl/archiwum/2011_06_art2.html )

23 marca we wsi Frankamionka pow. Hrubieszów upowcy za pomocą siekier, wideł, kos itp. wymordowali ponad 30 Polaków. Świadek Józef Strzelecki: „Bandyci polowali. Wpadali do domów, wyciągali ludzi z piwnic, spiżarni, zakamarków sień i komór. Zabijali, gdzie mogli i czym popadło, siekierą czy kuchennym nożem. Mikołaj Głowacki, lat 72 miał pół głowy obciętej siekierą, obok trupa ojca leżał syn Leonard 40 lat i Maria Dąbrowska lat 57, Lucyna Cisek miała przebite bagnetem piersi, Józef Stankiewicz lat 67, Paweł Popik – 48, Katarzyna Łukaszczuk – 66, Anna Kicun - 41, Bronisława Pietras – 30, Teresa Serafin - 24, Zofia Serafin – 12, Aurelia Serafin – 6 latek, Wanda Cisek - 19, Lucyna Cisek - 16, Danuta Cisek – 4 latka. Zginęli nie tylko mieszkańcy wsi. Byli tam przyjezdni, którzy uważali, że Frankamionka położna daleko od arterii komunikacyjnych, zagubiona między polami i łąkami jest bezpiecznym schronieniem. […] Jeszcze nie ucichły jęki ciężko rannych i umierających, jeszcze tu i ówdzie słychać było bezładne strzały, a już faszystowskie fury podjeżdżały pod mieszkania ogołacając doszczętnie domostwa pomordowanych. Zabierano wszystko, wyłapywano kury, kaczki i gęsi, ciągniono na powrozach krowy, jałówki, cielęta, świnie i owce, wyprowadzono ze stajni konie”. (Józefa Strzelecki: Rzeź ludności polskiej we Frankamionce, w: Jaroszyński W., Kłembukowski B., Tokarczuk E., Łuny nad Huczwą i Bugiem, Walki oddziałów AK i BCh w obwodzie Hrubieszowskim w latach 1939-1944, Zamość 1992, s. 140). We wsi Landestreu (Mazurów) pow. Kałusz zamordowali około 100 Polaków i 5 Niemców, spalili gospodarstwa i kościół.  We wsi Plichów pow. Brzeżany upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali kilkanaście rodzin polskich, tj. 49 Polaków. We wsi Podmichale pow. Kałusz obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 22 Polaków. We wsi Wolica pow. Brzeżany: „zamordowano 40 Polaków.” (Stanisław Stadnicki: Mordy dokonane na ludności polskiej zamieszkującej Kresy Wschodnie w okolicy miejscowości Buszcze powiat Brzeżany; w: http://raclawice.net/raclawice_slaskieartykuly_historyczne9-.ordy_dokonane_na_ludnosci_polskiej_zamieszkujacej_kresy_wschodnie_w_okolicy_miejscowosci_buszcze_powiat_brzezany.html ).  We wsi Zawałów pow. Hrubieszów upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 15 Polaków: 4 mężczyzn, 6 kobiet oraz dziewczynki lat: 4, 6, 12, 16 i 19. 

23 marca 1944 roku w kol. Antonówka Szepelska  pow. Łuck Sowieci odwieźli 137 członków samoobrony polskiej do Sarn do I Armii WP.

W nocy z 23 na 24 marca we wsi Hiniowice pow. Brzeżany banderowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Żuków, Kuropatniki i Łapszyn obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 17 Polaków; w tym spalili żywcem w stodole 14-letniego Jana Wijaka. 24 marca we wsi Leopoldów pow. Hrubieszów: „Podczas ataku zabito, przeważnie strzałami z broni palnej, łącznie 13 osób, w większości osób starszych i kobiet, członków rodzin pracowników miejscowego folwarku. Co najmniej jedna z ofiar została zabita bagnetem.” (Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa, dokonanych w celu wyniszczenia polskiej grupy narodowościowej, w dniu 24 marca 1944 r., w miejscowości Leopoldów, województwa lubelskiego, polegającej na zabójstwach 13 cywilnych osób narodowości polskiej, poprzez oddanie do nich strzałów z broni palnej oraz zadanie śmiertelnych uderzeń bagnetem, przez nacjonalistów ukraińskich. / S. 18/12/Zi / http://ipn.gov.pl/kszpnp/sledztwa/oddzialowa-komisja-w-lublinie/sledztwa-zakonczone-wydaniem-postanowienia-o-umorzeni).  We wsi Polanowice pow. Zborów banderowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków. We wsi Rohaczyn pow. Brzeżany zamordowali 10 Polaków. We wsi Szumlany Małe pow. Brzeżany upowcy zamordowali 11 Polaków, w tym spalili żywcem ojca z 11-letnią córką, zarąbali siekierą 12-letniego chłopca oraz 4-osobową i 3-osobową rodzinę.

W nocy z 24 na 25 marca we wsi Bełz pow. Sokal upowcy z Wołynia obrabowali i spalili gospodarstwa polskie, plebanię i kościół oraz zamordowali 104 Polaków.  We wsi Białe pow. Przemyślany podczas drugiego napadu banderowcy zamordowali 80 Polaków, w tym uprowadzili do lasu Jana Kamińskiego i jego 20-letnią córkę Rozalię i ślad po nich zaginął. „Dom Drozdowskich spalili późno w nocy z 24 na 25 marca 1944 r. Banderowcy wrzucili przez okna granaty i cały dom zaczął się palić, a po kilkunastu minutach zawalił się dach. Gdy jeszcze ogień się tlił, byłem na ich podwórku, gdzie widziałem tors spalonej sąsiadki Anny Bednarz, bez nóg i głowy. Spaleniu uległa cała rodzina Drozdowskich: Władysław, jego żona Helena, syn Bronisław, córka, matka żony Strońska Marcelina i pomocnik - Rosjanin o imieniu Lonek, który uciekł z obozu jenieckiego albo z walk frontowych w 1941 r. Podobno w domu Drozdowskich ukryła się również Maria Dąbrowska. Do Skrzyńskiego Michała, u którego była jeszcze jego matka Anna, przyszło wieczorem trzech uzbrojonych bandytów i pozdrowili chrześcijańskim słowem - Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Jeden z nich zwrócił się do niego:- Pan pozwoli z nami. Po wyjściu z domu przez ok. 200 m dwaj banderowcy bili go po plecach metalowymi prętami aż słaniał się na nogach. Później wrzucili go do palącego się domu. Jan Podwiński uchował się podczas napadu banderowców i wyjechał z Białego w maju 1944 r. Jak ponownie przyszli Rosjanie, to powrócił do wioski z zamiarem skoszenia zboża i sprzedania ziarna. Gdy wyszedł na pole, może za którymś razem, to został zastrzelony przez banderowców”. (Edward Bielski; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009,  s. 159 – 160). Podczas banderowskiego napadu w nocy z 24 na 25 marca 1944 r., do domu Franciszka Bednarza weszło trzech uzbrojonych bandytów i wszystkim domownikom kazali położyć się na podłodze, twarzą do desek. Kilku Ukraińców przetrzymywało Franciszka i jego syna Tadeusza, a jeden bagnetem uderzał w korpus ciała. Leżącej obok żonie Franciszka (mojej późniejszej matce) kazali się przyglądać przebiegowi mordowania jej najbliższych i ich konaniu.” (Adam Śledziona; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 160). „Przed napadem niektórzy Ukraińcy mówili, że banderowcy będą zabijać tylko mężczyzn, a kobiety niech się nie obawiają o swoje życie. Ale to była „gadka” dla uspokojenia Polaków. W domu Józefa Bednarza Ukraińcy zastali śpiącą żonę Annę z dwojgiem dzieci (bo mąż ukrył się w pobliżu). Kobietę bandyci zabili nożem tak cicho, że dzieci się nie obudziły. Widocznie przetrzymali ją i zatkali usta. Po wyjściu podpalili dom. Zaraz po tym do domu przybiegł Józef Bednarz z Kazimierzem Kawałkowskim, razem zawinęli dzieci w koc i - przemykając nad rzeką - dotarli do ukraińskiego teścia, gdzie szczęśliwie przetrwali do rana.”. (Kazimierz Żydaczewski; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s 162). „Na naszym przysiółku bandyci zabili kilkanaście osób. W domu naszych rodziców mieszkały dwie panie trudniące się zbieraniem ziół na potrzeby niemieckich aptek: Zofia Sielska i Stefania Sikorska. Obie zostały bestialsko zamordowane w lesie, czasie swojej pracy. Kolejarz Jan Kurek, będący brygadzistą  prac torowych  został porąbany siekierą. W tym samym czasie zabito dwóch młodych chłopców, których nazwisk nie pamiętam. Jan Huninik (Polak) został zabity strzałem w tył głowy. Józef Mróz (zwany „Trzmiel”), który mieszkał obok Malinowskiego, był żonaty z Ukrainką, a po jej śmierci ożenił się z Polką. Podczas napadu został zamordowany wraz żoną, a dzieci (dwie córki) zabrała rodzina pierwszej żony. Mieszkający obok siebie Maria Mazur i Jan Mazur zginęli w tym samym czasie, z tym że kobieta została powieszona. Podczas napadu w marcu została zabita miejscowa nauczycielka o nazwisku Lubińska i jej matka, osoba obłożnie chora, którą nikt nie chciał zawieźć do lekarza, bo bał się o swoje życie. Wraz nimi zginął właściciel domu z całą rodziną, w którym one wynajmowały pokój. Nazywał się Sałabaj i był kaleką z poprzedniej wojny, nie miał jednej ręki. Banderowcy zabili również kilka osób narodowości ukraińskiej, m.in. z rodziny Procaków i Melnyków. Zachariasz Melnyk był pomocnikiem sołtysa i publicznie krytykował mordy. Zabili Zachariasza i jego syna Jana.” (Janina Wołk-Żydaczewska; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009,  s. 165). We wsi Medwedówka pow. Kostopol upowcy wyłapywali Polaków we wsi i z okolic, którzy przyjeżdżali do swoich gospodarstw po żywność, spędzili ich do stodoły i spalili – 81 Polaków. „Babcia z dwiema synowymi i wnukami postanowili wrócić do Miedwedówki, gdzie stał niedokończony dom wujka - mówiła Walentyna Czajka. - Ich śladem poszło wielu innych ludzi, uciekając z przepełnionej uchodźcami Starej Huty i przed tyfusem. Z całej wsi przeżyła tylko jedna kobieta, którą uratowało to, że położyła się na śniegu, w polu i przykryła białym prześcieradłem.” (Dariusz Chajewski: Krwawa niedziela to było apogeum rzezi wołyńskiej. Trauma przywieziona z Wołynia; w: https://plus.gazetalubuska.pl/krwawa-niedziela-to-bylo-apogeum-rzezi-wolynskiej-trauma-przywieziona-z-wolynia/ar/13321676 ).  We wsi Soroki pow. Buczacz banderowcy zamordowali 33 Polaków,  w tym: 8-osobową rodzinę Kozdrowskich z 6 dzieci (najstarsza córka miała 20 lat), 6-osobową rodzinę Czarnieckich z 4 dzieci, 5-osobową rodzinę Podolskich z 3 dzieci (chłopiec niemowlę i córki lat 7 i 15), 4-osobową rodzinę (matka, niemowlę, córka lat 14 i syn lat 15) -  większość ofiar zarąbali siekierami. „W nocy z 24 na 25 marca 1944 r. do naszego domu wdarło się przemocą kilku ukraińskich rezunów. Jeden z nich zarąbał siekierą moją pięcioletnią córeczkę Anielę, rozpłatał jej całkowicie główkę. Mnie i mężowi Michałowi oprawcy kazali się położyć na podłodze i oddali do nas po kilka strzałów karabinowych. Mąż zginął już od pierwszej kuli, ale mordercy przekłuli go jeszcze kilka razy bagnetem. Ja otrzymałam tej nocy dwa postrzały kulami rozrywającymi. Straciłam przytomność. Napastnicy sądząc, że nie żyję zostawili mnie w spokoju. Po jakimś czasie oprzytomniałam i doczołgałam się do sąsiada, Ukraińca, Dymitra Krzyżanowskiego. Znalazłam tam schronienie, ale na drugi dzień odnaleźli mnie banderowcy i ponownie podjęli próbę zamordowania. Otrzymałam trzy strzały z pistoletu i dwa razy przekłuto mnie bagnetem w okolicy prawej łopatki. Postrzały otrzymałam w twarz i do dziś posiadam po nich ślady. Mordercy sadząc, że już nie żyję, pozostawili mnie u sąsiada nieprzytomną. Stamtąd odwieziono mnie do siostry mego męża Anny Kluski. Znajoma mego męża Genowefa Mierzwiak powiadomiła o napadzie stacjonujący o kilka kilometrów oddział żołnierzy węgierskich, którzy przyjechali do wsi. Ich dowódca zaopiekował się mną. Opatrzono mi rany” (Rozalia Jeziewrska; w: Komański..., s. 665).  

25 marca we wsi Maziarnia Wawrzkowa pow. Kamionka Strumiłowa banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół oraz zamordowali 30 Polaków. Napad był o północy 25 marca 1944 roku. Ludność wsi nie spodziewała się tak zmasowanego ataku. Ta napaść była przez banderowców starannie zaplanowana. Banda z UPA weszła drogą do samego serca wsi i zaczęli od zabudowań sołtysa o nazwisku Święs, zamordowali całą rodzinę Jana, Marię i Stanisławę, a domostwo podpalili. Następnie podpalili drewniany kościół szkołę i świetlicę. Banderowcy po kolei mordowali ludzi z domostw, wynosili co się dało i podpalali zabudowania. Ocaleli tylko ci, którzy zdążyli ukryć się w lesie lub dobiec do innych wsi jak Huta, Połoniczna lub Grabowa. Niektórzy z nich rano poszli zobaczyć co zostało ze wsi Maziarni Wawrzykowej. Jak weszli widok był okropny - poczerniałe kikuty kominów, żarzące się jeszcze drewniane belki domostw, zaduch, gdzieniegdzie martwe zwierzęta i zwłoki pomordowanych, okropnie zmasakrowane. Rozpoznano leśniczego Muzyczaka - miał odrąbaną głową, obok leżał jego syn. Również we wsi Turki - był napad, zamordowali 17 osób - między nimi żywcem spalili rodzinę Skrzypek - brata naszego ojca Jana, jego żonę Marylę i syna Władysława. Siostrom razem z innymi uciekinierami w bydlęcych wagonach Niemcy umożliwili wyjazd do Polski na Podkarpacie.” (Emilia Rakowska z d. Skrzypek – Australia; za: http://solidarni2010.pl/38589-bozena-ratter-ten-straszny-terror-uzyskal-cicha-akceptacje.html?). We wsi Korczów pow. Rawa Ruska „przez bandy UPA zostali spaleni żywcem” – 9 Polaków, ponadto 2 Polaków, 4 Ukraińców i 2 Żydów zastrzelili policjanci ukraińscy. We wsi Staje pow. Tomaszów Lubelski upowcy zamordowali ponad 40 Polaków, część zabudowań oraz kościół spalili: 24-letniego mężczyznę zatłukli kijami w łóżku, kobietę zbiorowo zgwałcili i dwóch Ukraińców o nazwisku Skopij zarąbało ją siekierami  -  mordowali także sąsiedzi Ukraińcy, większość zwłok i rannych wrzucili do studni. W kol. Szczepiatyn pow. Tomaszów Lubelski banderowcy zamordowali 17 Polaków w wieku 8 – 86 lat. We wsi Szeszory pow. Kosów Huculski podczas nocnego napadu banderowcy spalili większość gospodarstw polskich i kościół oraz zamordowali 102 Polaków, w tym 36 Polaków spalili żywcem w kościele. „Cmentarza i mogił, gdzie pochowano pomordowanych Polaków już nie ma, został całkowicie zdewastowany, a w tym miejscu jest pastwisko dla bydła” (Paulina Solińska; w: Siekierka..., s. 317 – 318; stanisławowskie). We wsi Wasylów pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski) banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz w barbarzyński sposób wymordowali 145 Polaków, ustalono 137 nazwisk ofiar. We wsi Witków Nowy pow. Radziechów banderowcy zamordowali 7-osobową rodzinę Bychawskich oraz Janinę Szoszler.  

26 marca /niedziela/ we wsi Chlebowice Świrskie pow. Przemyślany banderowcy zamordowali 60 Polaków. We wsi Ksawerówka pow. Stanisławów zamordowanych zostało 17 Polaków (IPN Wrocław: „Umorzenie śledztwa w sprawie ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na 209 obywatelach narodowości polskiej na terenie b. powiatu stanisławowskiego – Wrocław, 14 maja 2012”). Siekierka, Komański i Różański w opracowaniu dotyczącym woj. stanisławowskiego na s. 508 podają 624 nazwiska zabitych Polaków w powiecie Stanisławów i szacunkową liczbę 1552 zabitych Polaków. Materiałów ze śledztw zakończonych, czyli umorzonych, IPN nie publikuje, w tym tak istotnych dla Pamięci Narodowej zeznań świadków, co pozwala postawić pytanie o cel i sens tych śledztw. We wsi Rakowiec pow. Lwów 38 banderowców na koniach napadło na Polaków podczas mszy w kościele, zastrzelili kilku Polaków na chórze a resztę wiernych wypędzili na zewnątrz. Ustawili ich w trójki i skierowali w stronę lasu. Podczas próby ucieczki zastrzeli 5 Polaków, w tym matkę z dzieckiem. Na leśnej polanie drogę zastąpił im ksiądz greckokatolicki Bereziuk z Polany, sołtys, Ukrainiec, oraz miejscowi Ukraińcy, wstawiając się za Polakami. Banderowcy zwolnili Polaków biorąc okup w pieniądzach, koniach, saniach i żywności; ocalonych zostało około 90 Polaków. „ Zażądali 35.000 złotych, koni, krów i świń. Przyjęli 13.000 z ofiarowanych 4 koni wybrali 3. Kazali sobie przynieść 50 bochenków chleba i 5q zboża. Zabito dwie kobiety, jedna z nich Janisiowa.” (1943 sierpień – 1944 kwiecień – Meldunki i raporty z PolKO Lwów-powiat przesłane do Delegata RGO we Lwowie dotyczące napadów i mordów dokonanych na ludności polskiej powiatu lwowskiego. W:  B. Ossol. 16722/1, s. 45, 51, 55-63, 67-69). „Ojciec został z bratem w szkole, obudziły ich strzały. Pod oknem stał człowiek z automatem i strzelał do uciekających z kościoła ludzi. Uciekli od razu do lasu. Ja byłem w kościele, w zakrystii. Ksiądz Błażej Jurasz mówił kazanie i nagle zrobiło się cicho. Widzę, jak ksiądz biegnie z ambony do zakrystii. Odryglował drzwi na zewnątrz, a ja za księdzem. I tam stał na śniegu Ukrainiec i strzelił do księdza. Ksiądz się wywrócił. Potem dowiedziałem się, że ksiądz został ranny. Kościelny złapał mnie za kołnierz i wrzucił z powrotem do zakrystii. Pytam się kościelnego: »Co się z nami stanie?«. A on mówi: »Nic. Zarżną nas«. Zobaczyłem, że za ołtarzem jest dziura, w której schowali się ludzie, ja już się nie zmieściłem. Ukraińcy stali przed głównym wejściem za oszklonymi drzwiami z karabinami wymierzonymi w ludzi, którzy leżeli na podłodze. Kobiety nosiły wtedy takie duże chusty i wszystko leżało na ziemi. W tym momencie zobaczyłem, że z chóru ludzie wchodzą jeszcze wyżej. Rozpędziłem się, wbiegłem do przedsionku, gdzie stali Ukraińcy, i otworzyłem drzwi na chór. Poleciałem do góry. A tam już wciągali drabinę i krzyczeli: »Wciągać drabinę, bo banderowcy lecą za nim!«. Ktoś jednak opuścił mi drabinę. Podskoczyłem, złapałem się, wciągnęli mnie wyżej. W taki sposób znalazłem się na strychu. Ludzie chowali się na belkach. Byłem za mały, aby się wspiąć. Zauważyłem szczelinę między połacią dachową, wszedłem w nią i podszedłem aż pod sam ołtarz. Był tam jeszcze chłopak, który umiał po ukraińsku. Ukraińcy weszli na górę i strzelali do ludzi. Słychać było strzał i pac! – uderzenie ciała o ziemię. Świecili latarkami i chcieli wejść, a trzeba było tam wejść na brzuchu. I ten chłopak mówi po ukraińsku: »Mamy noże, to gardła wam poderżniemy«”. I nie weszli. W kościele, po tych krzykach i wrzaskach, zrobiła się cisza. Po jakimś czasie, nie wiem jak długim, usłyszeliśmy wołanie jakieś pani: »Już nie ma Ukraińców, poszli do lasu z ludźmi«”. („Bery kosu, bery niż i na Lacha…” - relacje ocalałych z rzezi wołyńskiej”; oprac. Rafał B. Pękała; w: http://www.zbrodniawolynska.pl/swiadkowie-mowia/beru?SQ_DESIGN_NAME=print; ).We wsi Szczepiatyn pow. Rawa Ruska banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 27 Polaków, w tym 8 kobiet i 8 dzieci w wieku 3 – 15 lat. „Przed nami zabudowania wsi Szczepiatyn. Na skraju zabudowy po lewej stronie drogi gruntowej w kierunku na Ulhówek widnieje rozpadający się młyn. Od niego biegnie droga, która prowadzi do zabudowy kolonii. Przy ocalałej z pożaru ścianie stoją drewniane taczki. Naga, młoda kobieta została do nich przybita gwoździami wbitymi w rozkrzyżowane dłonie i ramiona.” (Ludobójstwo dokonane na ludności polskiej przez OUN-UPA w latach 1939-1947 w pow. Tomaszów Lubelski cz. 4; Na Rubieży: cz 1 nr 9/2007 s 36, cz 2 nr 97 s 32, cz 3 nr 115/2011 s 13). We wsi Uszkowice pow. Przemyślany zamordowali na terenie folwarku 10 Polaków.

W nocy z 26 na 27 marca we wsi Błotnia pow. Przemyślany: „26/27.03.1944 r. został zamordowany Michał Augustyniak l. 70. Tej samej nocy zamordowano we wsi 17 Polaków NN oraz jednego Ukraińca NN”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).  We wsi Dżurów pow. Śniatyn banderowcy zamordowali 22 Polaków, w tym kobiety i dzieci, oraz 1 Ukrainkę, żonę Polaka; spalili ich gospodarstwa, 2 sklepy i 3 kuźnie. Józef Matusiak ze wsi Dżurów:  „Około godziny 23 zmęczeni wyczekiwaniem, zasnęliśmy. Nagle obudziłem się, usłyszałem strzały karabinowe. Zobaczyłem przez okno łunę pożaru. To paliły się budynki dworskie i sterty słomy na polu. Uzmysłowiłem sobie, że ten pożar to chyba sygnał do napadu na polskie domostwa. I nie pomyliłem się. Zobaczyłem biegnących od strony ulicy w kierunku naszego domu uzbrojonych mężczyzn. Obudziłem natychmiast ojca, matkę i siostrę. Napastnicy zastrzelili najpierw szczekającego naszego psa, uwiązanego przy budzie. Następnie wybili szyby w oknach naszego domu i zaczęli strzelać do środka mieszkania. W oknach zauważyłem kilkanaście luf karabinowych. Ojciec został zabity strzałem od razu. Wtedy matka wyszła spod stołu i zapytała znajomego Ukraińca „Hryciu, za co ty jego zabiłeś?” wtedy on ze złością odpowiedział „Ja ne Hryćko, ja was ne znaju! Ja z Bukowyny”. Był to syn sąsiada H. Hrywaczuk, który chodził ze mną do szkoły. W tym momencie drugi banderowiec strzelił do matki prosto w głowę. Mama ciężko ranna, rzęziła w agonii. Po tej strzelaninie podczołgałem się pod łóżko. Banderowcy szukali mnie i siostry w szafach i po kątach mieszkania. Szczęśliwie nie zaglądali pod łóżka. Wyczekiwałem tylko, kiedy mnie znajdą i zabiją. Byłem jak sparaliżowany, niezdolny do myślenia i ucieczki. Nastąpiła chwila ciszy! Usłyszałem rozmowę po ukraińsku, że jeszcze mają być Józek i Marysia. Zaczęli ostrzeliwanie pomieszczeń w tym także strych. Jednocześnie banderowcy zaczęli grabież mieszkania i wynosili wszystko co się tylko dało. Po głosie poznawałem wielu z nich, byli to miejscowi Ukraińcy w tym moi koledzy szkolni. Z rozmów wyczułem, że większość z nich była pijana. Po chwili opuścili dom. Kilka minut potem jeden z banderowców powrócił i strzałem z karabinu dobił moją ranną matkę, używając przy tym wulgarnych słów. Gdy wychodził usłyszałem jak powiedział głośno „będziemy podpalać”. Oblali dom i zabudowania gospodarcze spirytusem gorzelnianym, a może benzyną i podpalili. Znalazłem się pośrodku pożaru. Postanowiłem zmienić kryjówkę, ponieważ pod łóżkiem nie mogłem dłużej przebywać. Paliło się łóżko nade mną, pościel i spadały rozżarzone belki z sufitu. Otaczający dym drażnił oddech i dusił. Czołgając się spod łóżka zauważyłem, że banderowcy znajdują się w bezpiecznej odległości od pożaru i obserwowali teren przyległy do zabudowań. Gdy zacząłem się czołgać odezwała się moja siostra, ukrywająca się pod drugim łóżkiem. Żyliśmy i chcieliśmy ratować swoje życie. Słyszałem nawoływania i okrzyki banderowców, terkot wozów oraz kilka wystrzałów karabinowych. Słychać też było łoskot palącego się drewna i gontów z pokrycia dachu. Groziło nam spalenie się żywcem w budynku. Postanowiłem wraz z siostrą opuścić dom. Wybiegliśmy z domu a w pobliżu na szczęście nie było już banderowców (obserwowali tylko gapiowie). Pobiegliśmy przez ogrody w kierunku zalesionych wzgórz na skraju wioski. Kiedy dobiegliśmy na wzgórze zatrzymaliśmy się na chwilę. Stąd  widać było doskonale palące się budynki we wsi. Rozpoznawaliśmy właścicieli tych budynków. Wtedy uzmysłowiliśmy sobie, że przeżyliśmy piekło i śmierć. Rozpłakaliśmy się oboje. Pozostawiliśmy całą swoją młodość, zwalisko popiołu i żaru po rodzinnym domu, a w jego wnętrzu na zawsze pozostały zwłoki najbliższych nam osób – Ojca i Matki. /.../ Zostaliśmy sierotami. Miałem 20 lat, a moja siostra 17. Do miejscowości rodzinnej nigdy nie powróciłem.” Kowal Karol Wesołowski (lat 50) został zastrzelony podczas ucieczki z domu. Paweł Litecki (lat 27) i jego matka byli najpierw bestialsko katowani, a potem zostali zabici. Jana Ształta i jego żonę zabito, gdy próbowali wybiec z domu, potem ich zwłoki spalono w opuszczonych zabudowaniach.(Jolanta Załęczny: Zbrodnie nie tylko na Wołyniu: pamięć o zbrodniach na Pokuciu; w: Niepodległość i Pamięć 20/3-4 (43-44), 295-303; 2013)  We wsi Nowosielica pow. Śniatyn banderowcy zamordowali 10 Polaków. We wsi Rybne, gm. Kosów Stary, pow. Kuty: „w marcowy wieczór (26/27 marca) 1944 roku banda UPA wymordowała cała naszą rodzinę Matusiaków”. Zginęli wtedy: Grzegorz Matusiak, jego żona Maria i syn Piotr, Ksawery Matusiak, jego żona Wanda, ich synowa Maria i wnuczek, ponadto dwie kobiety i sześcioro dzieci o nieustalonych imionach oraz cztery osoby z rodziny Kulbickich. Dorosłych zakłuto nożami, dzieciom roztrzaskano głowy o ściany budynków. Z rodziny Matusiaków uratował się tylko 10-letni Stanisław, ranny zdołał wydostać się spod sterty martwych ciał. (Jolanta Załęczny: Zbrodnie nie tylko na Wołyniu: pamięć o zbrodniach na Pokuciu; w: Niepodległość i Pamięć 20/3-4 (43-44), 295-303; 2013).  

27 marca we wsi Dołha Wojniłowska – Ziemianka pow. Kałusz upowcy napadli na osiedle pod lasem, spalili wszystkie budynki i zamordowali 27 Polaków z 5 rodzin. „27.03.1944 r. zostali zamordowani: 1-24. rodzina Buły Marii - 5 osób; rodzina Jadacha Jana – 6 osób; rodzina Kopcia Marcina - 7 osób; Nieradka Anna; rodzina Tokarz Weroniki – 5 osób.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).  W przysiółku Gniła należącym do wsi Kopań pow. Przemyślany Przed południem do Gniłej przyjechało kilka sań banderowców z Siedlisk i najpierw zabili Marię Kleszczyńską, a później Józefę Mudrak i jej syna Romana oraz Jana Czerniaka. Jednocześnie porwali dwóch mężczyzn: Ignacego Wrzeszcza z Gniłej i Tadeusza Hołodniaka z Ługa. Tych męczyli trzy dni, bijąc i odcinając im części ciała. Po południu banderowcy przyjechali ponownie i zaczęli palić polskie domy i zabijać napotkanych Polaków. Śmierć wtenczas ponieśli: Katarzyna Potaszyńska - moja mama, Stefania Zazulak, Michalina Czerniak, Maria Czerniak, Franciszek Hołodniak i Żyd o imieniu Szmul, którego ojciec miał przed wojną młyn w okolicy. Ja rano byłam w Świrzu, a później poszłam do domu. Mama kazała mi uciekać znów do Świrza, a sama z moim młodszym bratem, Staszkiem, ukryła się w lesie. Jemu kazała wejść na drzewo i obserwować nasz dom. Po chwili powiedział jej, że dom pali się najmocniej ze wszystkich. Mama sama poszła do zagrody, próbując tam gasić zabudowania, ale zrezygnowała z tego i wróciła do syna i z nim poszła do Świrza. Późnym popołudniem ponownie poszła na Gniłę do domu, żeby zabrać coś, co zostało. Wtenczas przyszli bandyci i ją zastrzelili.” (Elżbieta Potaszyńska-Czarna; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009 s. 272). We wsi Jazienica Ruska pow. Kamionka Strumiłowa banderowcy zamordowali 17 Polaków, spalili żywcem 70-letnią Annę Bielak, rannego Jana Pasierbskiego, lat 35, powiesili. We wsi Kopań pow. Przemyślany upowcy zamordowali 10 Polaków. We wsi Ksawerówka pow. Tłumacz podczas nocnego napadu upowcy zamordowali 15 Polaków. We wsi Ksawerówka pow. Stanisławów w walce z UPA zginęło 10 Polaków z samoobrony. We wsi Rzeczyca pow. Rawa Ruska banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 34 Polaków. We wsi Smoligów pow. Hrubieszów esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” oraz policjanci ukraińscy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi (ponad 2 tysiące napastników) wymordowali ponad 200 Polaków. W obronie wystąpiły oddziały AK i BCH, w walce poległo 32 partyzantów -  łącznie zginęło ponad 232 Polaków. Mordowano w okrutny sposób, nie oszczędzając dzieci, kobiet i starców, Palono żywcem, gwałcono kobiety, rabowano mienie, wieś została doszczętnie spalona. Robert Herbaczewski pisze: „O świecie 27 marca 1944 roku blisko 2 tysiące żołnierzy Wehrmachtu ze 154 Dywizji Piechoty, policji i SS Galizien, UPA, wyposażone w artylerię i broń pancerną otoczyły niespodziewanie Smoligów, kolonię Olszynkę, kolonię Amerykę i Łasków. Rejon, który od kilku miesięcy był bazą „Rysia". Rankiem rozpoczęto ostrzał artyleryjski i moździerzowy. Salwy z karabinów maszynowych kosiły okna domów. Okrążone , broniące wiosek plutony BCh „Żmijki" i „Orła" oraz pluton AK „Hardego" zostały rozbite. W wyniku ostrzału zginął Michał Ordyniec wraz z żołnierzami ze swojego plutony. Zdziesiątkowany zostały pluton Feliska Zwolaka „Szczygła". Od serii z automatu zginął dowódca placówki Bolesław Kaniuga „Orzeł". Polegli jego dwaj stryjeczni bracia Feliks „Zając" i Stanisław „Tryb" wraz z ich ojcem Wincentym. Od wybuchu pocisku wystrzelonego z działka pancernego polegli Mieczysław Mazur, Franciszek Łysiak oraz sanitariuszka Wanda Michnor. Zginęli Martyniuk, Pukaluk, Dąbrowski, Dębiński, Czuwara. Do ostatka opierał się Czesław Bulicz „Duży", któremu upowcy rozwścieczeni jego oporem wyłupali oczy i wycięli język. W wyniku wielogodzinnego krwawego boju, który zakończył się klęską otoczonych oddziałów w walce zginęło 33 partyzantów, a wielu było rannych. - Na łąkach, tuż przy grobli trafiony serią z karabinu maszynowego w pierś zginął mój ojciec. Padł przy nim śmiertelnie ranny Jan Wężowski „Wąsik", niedawno przybyły z Waręża i zaprzysiężony w miejscowej placówce wraz bratem Michałem „Orlikiem". Michał też nie miał się czym bronić, gdyż zabrakło mu amunicji. Nikt nie mógł zapobiec potwornej rzezi - wspominał potem po latach Zbigniew Ziembikiewicz ps. „Smok". Jego ojciec Stanisław był nauczycielem w Smoligowie.  Za cenę dużych strat przybyły na miejsce walki „Ryś" zdołał jednak wyrwać część batalionu z pułapki. /.../  W pacyfikacji zginęło około 200 mieszkańców wioski, w tym uciekinierów z innych miejscowości. To była ostatnia polska wieś na tych terenach. - Imienna lista ofiar jest wciąż układana. Po ostatnich uroczystościach jubileuszowych w Smoligowie spis dobija już do setki. Nazwisk niektórych zamordowanych nie da się już odtworzyć, bo zginęło sporo uciekinierów z Oszczowa i Dołhobyczowa - mówi Lech Szopiński.”  (Robert Horbaczewski: Rok 1944. Tak było w Smoligowie; w: http://roberthorbaczewski.pl/aktualnosc81,5,,rok-1944-tak-bylo-w-smoligowie.html ; 2013-04-24). We wsi Tuczapy pow. Śniatyn banderowcy zamordowali  10 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę Balewiczów: Michała lat około 40, jego żonę Marię (lat 34), syna Kazimierza (lat 12) i syna Adam (lat 10). Dom wraz ze zwłokami spalono. We wsi Zeleniwka pow. Nadwórna według dokumentu ukraińskiego: „W dniu 27.03.44. grupa „Ł” i bojówka powiatowa w liczbie 23 osób przeprowadziła akcję na wieś Zeleniwka (Towmaczczyzna). Spalono 13 gospodarstw, zabito 16 Polaków. Polacy z tej wsi napadli na wójta we wsi Bortniki i ograbili go. Bohdan.” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/?).

W nocy z 27 na 28 marca we wsi Bobrki pow. Kamionka Strumiłowa:Ukraińcy spalili doszczętnie wieś Bobrki i zabili 9 osób”. („Wiadomości z Ziem Wschodnich” nr 6; w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html?page=185)  We wsi Chochoniów pow. Rohatyn banderowcy obrabowali i spalili wszystkie gospodarstwa polskie oraz zamordowali 64 Polaków.  „Po wkroczeniu Niemców na te tereny dla nas, Polaków, nastąpiło prawdziwe piekło. Ukraińcy mieli tu nieograniczoną władzę, a szczególnie policja ukraińska w służbie niemieckiej. Płaciliśmy największe podatki, oddawaliśmy największe kontyngenty. Policja ukraińska dokonywała ciągłych rewizji i przesłuchiwała wielu mężczyzn, biła i znęcała się nad nimi, przy czym podczas rewizji rabowała wszystko, co przedstawiało jakakolwiek wartość” (Albin Klementowski, Janina Wojna; w: Jastrzębski..., s. 295 – 296; stanisławowskie). We wsi Ćwitowa pow. Kałusz: „Tatę torturowano i spalono nocą z 27 na 28 marca 1944 r. /.../ Rusini nie skąpili mamie i nam goryczy. Oto po kilku dniach przynieśli wiadomość, że w nocy została wymordowana rodzina leśniczego. Opowiedziana była z okropnymi detalami. Zaczęło się od torturowania niemowlaka, a potem starszych dzieci na oczach rodziców. Potem okrutny los spotkał żonę, a na samym końcu leśniczego. Na długo pozostał stos torturowanych ciał z wbitymi w nie widłami. Uratowała się jedynie jedna dziewczynka, która tej nocy była w gościnie u rodziny.” (Włodzimierz Jan Baszczyński; w: Siekierka..., s. 173 – 182; stanisławowskie).

28 marca w kolonii Dobrzanica pow. Przemyślany zostało zamordowanych 8 Polaków, w tym ojciec z 2 synami. Byli to: Bartnik Katarzyna, lat 16; Cerolewicz Jan , lat 48; Cięciwa Władysław, lat ok. 15; Głowacki, lat ok. 65; Jaworek Władysław, lat ok. 22; Krzyśko Józef, lat ok. 45 oraz jego synowie lat 7 i 5. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009,  s. 123). „Zdarzenie to opowiadała mi moja ciotka, Maria Cerolewicz w roku 1964, gdy jeszcze żyła na Pomorzu. 28 marca 1944 na dom wujka, Jana Cerolewicza,w Dobrzanicy napadli ukraińscy bandyci. /.../ Wujka prowadzili na podwórko i zastrzelili, a cioci kazali stać na progu domu. Ona chciała pójść pomóc mu, ale jej nie pozwolili - musiała patrzeć jak jej mąż konał. Za chęć niesienia pomocy kilkakrotnie uderzono ją nahajką. Wujek leżał przez jakiś czas we krwi, męczył się, nim umarł. Jej nie pozwolili iść do mieszkania. Sama musiała nieść męża na cmentarz i wykopać w zamarzniętej ziemi grób. Gdy zmęczona i zrozpaczona położyła jego zwłoki do grobu, to nadjechał na koniu jeden z bandytów i kazał ciało wyjąć, bo grób - jego zdaniem - był za płytki. Przy tej okazji otrzymała znów kilka razy nahajką. Nie sposób opisać, co przeżyła ciotka w tym momencie. Musiała się namęczyć przy wyjmowaniu zwłok z grobu, ponownie kopać i pogrzebać. Jeszcze po 20. latach ten koszmar wywołał strugę łez, niezmierny żal i rozpacz. Co to byli za ludzie bez sumienia?  (Hans Fink; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 122).  We wsi Huta Szklana pow. Brzeżany: „28 marca spalono prawie całą Szklaną Hutę. Zginęło 20 osób”. (Jerzy Węgierski: Armia Krajowa w okręgach Stanisławów i Tarnopol.  Kraków 1996, s. 209).  We wsi Ostrów pow. Rawa Ruska upowcy z kurenia „Hałajdy” zamordowali około 300 Polaków; w walce z AK śmiertelnie ranny został dowódca Taras Onyszkewycz  „Hałajda”. (Motyka..., s. 196, Tak było...).  Inni napad datują po północy 31 marca 1944 roku. We wsi Poluchów Mały pow. Przemyślany Ukraińcy żywcem spalili co najmniej 11 Polaków  oraz wszystkie zagrody polskie.  „Dnia 28.03.1944 r. w Poluchowie Małym obłożono w nocy chaty dwóch gospodarstw słomą, polano benzyną i podpalono. Spłonęły całe zagrody, a w domach mieszkańcy Polacy, osób kilkanaście.” (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 180 – 181). We wsi Szczepiatyn pow. Tomaszów Lubelski  po rzezi wsi Tarnoszyn 18 marca - dziesięć dni później - przy udziale funkcjonariuszy policji ukraińskiej pod dowództwem Iwana Maślija - upowcy dokończyli dzieła. Aresztowano pozostałych Polaków i pod pozorem spisania danych osobowych doprowadzono na posterunek w Szczepiatynie. W przydrożnym rowie zamordowano kilkunastu mieszkańców Tarnoszyna i Szczepiatyna. Obok Tarnoszyna komendant posterunku Maslij po masakrze kilka dni później rozstrzelał ocalałych 18 osób, Maslij, wówczas już komendant posterunku w Szczepiatynie. (http://www.roztocze.net/newsroom.php/18387_Ostatnia_kara_%C5%9Bmierci_.html ). We wsi Wołosów na przysiółku Żebracz pow. Nadwórna dokument ukraiński podaje: „W dniu 28.03.44. grupa Sułymy w liczbie 20 osób zniszczyła 18 Polaków, oraz spaliła 4 budynki na przysiółku Żebracz (Wołosów) za to, że oni przeszkadzali naszemu ruchowi (śledzili przechodzące grupy i kurierów). Łys.” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/?).

W nocy z 28 na 29 marca ee wsi Wołczków pow. Stanisławów upowcy spalili gospodarstwa polskie i zamordowali 140 Polaków. Wieś zaatakowana zastała w nocy około godziny 2-3 od strony wsi Tumierz. Napastnicy podpalali budynki i najczęściej zabijali napotkane osoby bez względu na płeć i wiek, wrzucali do wykrytych schronów granaty oraz przeszukiwali jary mordując znalezionych ludzi. Zabijano za pomocą bagnetów, noży i siekier. Niektóre ofiary były torturowane. Najwięcej ludzi zginęło w jarze na Korpanówce, w domach przy drodze na Tumierz, w jarze za gospodarstwem Jantka Tarnowskiego oraz w schronie Jana Gadzińskiego. Po spaleniu Wołczkowa i dokonaniu zbrodni oddział UPA ze śpiewem odmaszerował w kierunku Tumierza.  „Tej nocy zostało zamordowane starsze małżeństwo Franciszek i Antonina Śrutwa w wieku około 70 lat. Widziałam zwłoki Antoniny, na piersi miała wycięty krzyż, w środku tkwił bagnet” (Genowefa Grochalska – Pawełczak; w: Siekierka..., s. 514; stanisławowskie). „Moja sąsiadka Anna Śrutwa, która mieszkała nad Potokiem, uciekała z 4-letnim synem. Matkę zamordowano, a dziecku nożem rozpruto brzuszek i wycięto język”  (Jadwiga Gwizdak; w: jw.). 

29 marca we wsi Przerośl pow. Nadwórna banderowcy oraz miejscowi Ukraińcy za pomocą siekier, noży, bagnetów, wideł i paląc żywcem  zamordowali 24 Polaków, całe rodziny. Dokument ukraiński podaje: „W dniu 30.03.44. grupa Semena zlikwidowała w Pererosli 12 osób i spaliła 18 gospodarstw. Tego samego wieczora spaliła 5 gospodarstw i zabiła jednego Polaka w Pucyłowie. Powodem akcji było to, że Polacy podali na Gestapo wykaz Ukraińców, których ono [Gestapo] aresztowało. Łys.” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/?fb).

W nocy z 29 na 30 marca w mieście Kosów Huculski woj. stanisławowskie upowcy zamordowali 72 Polaków. „Zabici: Skorowski, sędzia jego żona i jej matka Kropińska, żona adwokata; Walter, były urzędnik skarbowy; Stankiewicz, urzędnik drogowy; Finik, jego żona – syn. ranna; Hrodykowie, rodzina 4-ch osób; Cybulscy, rodzina 3-4 osób; Kościalny (spalony); Husiatyński, inżynier leśny i jego żona; Zachodny kierownik Zarządu drogowego; Wołoszczukowa i jej 2 córki; Lewicki inż. z córką; Blokowska Ludwika, urzędnik skarbowy; Lewicki, urzędnik; Ostrowska, żona sędziego.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). „Z tych  72 ofiar tylko jedna została zastrzelona, pozostałych pomordowano w bestialski sposób toporami, siekierami, bagnetem  To było w Niedzielę Palmową”. (Mieczysław  Rutowicz: Wojna; w:  „Gdzie szum Prutu...” nr 1 (31) z 2001 roku ) We wsi Serednie Małe pow. Lesko banderowcy zamordowali 9 Polaków; byli to: Józef Michalski, Maria Michalska, Edward Cichoński, Maria Cichońska, Józef Jastrzębski, Jan Jastrzębski, Władysław Jastrzębski, Emil Kwiatkowski. Józef Michalski zginął wleczony za saniami, pozostali najczęściej strzałem w tył głowy. Uprowadzony został Józef Skowroński „Senior”, lat 39, który zaginął bez śladu. (Stanisław Żurek: UPA w Bieszczadach, wyd. II. Wrocław 2010, s. 24). Prowodyrem zbrodni był paroch z sąsiedniej wsi Polana, ks. greckokatolicki Wołodymyr Wesołyj (Janina Dąbek; w: S. Żurek: UPA w Bieszczadach; jw.; s. 18, 42). We wsi Wołczków pow. Stanisławów:  OKŚZpNP we Wrocławiu; Sygn. akt S 8/04/Zi: „w wyniku napadu dokonanego na Wołczków zginęło nie mniej niż 58 mieszkańców wsi narodowości polskiej”, oraz: „nie mniej niż 74 osoby”  (IPN Wrocław: „Umorzenie śledztwa w sprawie ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich na 209 obywatelach narodowości polskiej na terenie b. powiatu stanisławowskiego – Wrocław, 14 maja 2012”). Tadeusz Szczygielski s. Szczepana: „Podeszli pod nasz dom, ze strzechy jeden wyjął garść słomy, polał naftą i podpalił. W grupie tych morderców brała udział również kobieta. Rano w wielkim strachu i przerażeniu ostrożnie wyszedł ojciec ze swej kryjówki. Kroki skierował w stronę złożonych snopków kukurydzianki. Tam zobaczył zgliszcza dopalającej się słomy, a pod nią opalone zwłoki córki Hani i babci Julii, których zdrowe ciało było jedynie od ziemi. Babci w dłoni (zaciśniętej) pozostał kawałek niespalonej laski, którą się podpierała. W brzuchu zauważył ojciec - wbity i pozostawiony nóż, którym oprawca dokonał swego dzieła. Dlatego brak było drugiego strzału. Siostra Hania została zastrzelona z bliskiej odległości. Dowodem był odpalony prochem strzelniczym warkocz, który leżał na boku, nie mając styczności z płonącymi zwłokami. Ów warkocz przywieźliśmy ze sobą na Zachód. Babcia z rozprutym brzuchem płonąc konała. Obie polane były naftą. W zbiorowej skrzynce, nie podobnej do trumny, złożono je razem, a z nimi nóż - narzędzie zbrodni. Pochowane zostały we wspólnej mogile z innymi pomordowanymi tej nocy.” Józef Maliborski s. Wawrzyńca:  „Ci którzy tej nocy zginęli zostali pochowani we wspólnej mogile na cmentarzu mariampolskim, od wejścia po prawej stronie bez udziału kapłana  -  ponieważ czas był naglący. Szkody napadu były olbrzymie. Zamordowano 58 osób. Nie szczędzono też dzieci. Cała wieś była spalona. Pozostały tylko tu i ówdzie domy i zabudowania. Wiele sztuk bydła i koni spaliło się, a z wypuszczonych ze stajni też dużo przepadło. To był prawdziwie barbarzyński napad, gorszy niż w dawnych czasach tatarski. Dobry Bóg pozwolił mi przeżyć tę noc. Dlatego zawsze dziękuję Bogu, że nie było wtedy w schronie dla mnie miejsca, gdy przybiegłem tej nocy, aby się w nim ukryć. Załączam jeszcze i ten szczegół, że w podpalaniu domów brały też udział kobiety, które miały ze sobą benzynę lub naftę i polewały nią zabudowania, aby podpalone nie gasły.” Stanisław Grochalski s. Józefa: „ Z lasu widzieliśmy wielką zgraję powracających napastników w kierunku Tumierza, śpiewających, jadących na koniach i furmankach oraz idących pieszo. Wśród nich byli nie tylko mężczyźni, ale i kobiety. Przed południem wróciliśmy do wsi, której już nie było. Na miejscu tak ludnej wsi, kiedyś bardzo zabudowanej, zastaliśmy gdzieniegdzie domy, zgliszcza, trupy i popalone w stajniach bydło.  Pomiędzy tym wszystkim chodzili zamyśleni ludzie, ale nie płakali, nie lamentowali, nie rozmawiali, bo byli jakby skamieniali; nie mieli co jeść, lecz głodu nie czuli, tylko od czasu do czasu ktoś zapytał: gdzieś był? gdzieś była? Najwięcej ludzi zamordowano w jarze na Korpanówce, w domach, przy drodze wiodącej do Tumierza, w jarze za Jantkiem Tarnowskim i w schronie w dolnej części Wołczkowa u Jana Gadzińskiego. Tak było do godzin południowych. Przed wieczorem po południu rozpoczęła się nowa gehenna. Rusinom w Mariampolu rozkazano opuścić miasto na nadchodzącą noc, co też w pośpiechu czynili wyjeżdżając furmankami na ukraińskie wsie jak Łany, Dołhe, Dubowce i Tumierz. Dla nas Polaków miała nastąpić doszczętna zagłada; kto by uciekł przed nożem, siekierą czy kulą miał być utopiony w Dniestrze. Nie sposób opisać strachu tego popołudnia i wieczoru. Ludzie nie wiedzieli, gdzie uciekać, by przeżyć to polowanie. Wraz z ojcem wyszliśmy od babci w Mariampolu, która dała nam na drogę bochenek chleba. Nosiłem go pod pazuchą jak najcenniejszy skarb.  Skierowaliśmy się do klasztoru, w którym przenocowaliśmy siedząc na korytarzu wśród wielkiej rzeszy ludzi. Noc przeminęła spokojnie. Rano zaczęliśmy się rozchodzić, każdy w swoją stronę. Wtedy zauważono od strony Łanów i Tumierza jeźdźców na koniach, każdy myślał, że to banderowcy. Okazało się, że to zwiad sowiecki, który przeszkodził banderowcom w minioną noc zniszczyć Mariampol i wymordować ludzi. /.../ W książce Маріямпіль-місто Марії wydanej w Stanisławowie w 2003 r. na str 55 podaje: "Вовчків наприкінці війни став базою для загонів Армії крайової на Прикарпатті тому очевидно був спалений повністю в ніч з 29 на 30 березня 1944 р. Під час цієї акції у Вовчкові загинуло близько 60 осіб". W tłumaczeniu na język polski; " Wołczków pod koniec wojny stał się bazą Armii Krajowej na Podkarpaciu, dlatego oczywiście został spalony nocą z 29 na 30 marca 1944 roku. Podczas tej akcji w Wołczkowie zginęło blisko 60 osób". (Dokładnie 58 osób). Niech Bóg nie poczyta im tego grzechu; "i odpuść nam winy nasze jak i my odpuszczamy winowajcom naszym" ... і прости нам провини наші, як і ми прощаємо винуватцям нашим....... lub jak kto woli wg nowych słów modlitwy … "і прости нам довги наші, як і ми прощаємо довжникам нашим" ... Choć nie wszyscy, którym zamordowano bliskie osoby, były - czy też są w stanie wypowiedzieć te słowa i trudno się im dziwić... Twierdzenie strony Ukraińskiej, że przyczyną spalenia Wołczkowa była silna baza Armii Krajowej zagrażająca całemu Podkarpaciu jest nieprawdziwe. Gdyby w Wołczkowie była jakakolwiek polska organizacja zbrojna w tym czasie, to nie doszło by do spalenia Wołczkowa. Wspomnieć trzeba, że w części dolnej Wołczkowa, gdzie pewna rodzina była w posiadaniu broni palnej, po oddaniu kilku strzałów odstąpiono od podpalenia okolicznych zabudowań. Bezpośrednią przyczyną spalenia i dodać trzeba zamordowania w okrutny sposób 58 osób był fakt, że Wołczków zamieszkały był w zdecydowanej większości przez Polaków. Wszystkie ofiary tego mordu pochowano we wspólnej mogile na cmentarzu w Mariampolu bez udziału księdza i uroczystości z tym związanych. Skromne skrzynki drewniane, a w nich ciała zamordowanych czy też spalone układano jedne przy drugich w ciągu całego dnia w sobotę 1 kwietnia tuż przed Niedzielą Palmową.” (http://www.mariampol-wolczkow.pl/mariampol/index.php/mariampol/mariampol-1918-1945r ).  Oraz: „Także została pomordowana cała rodzina mojego śp. dziadka Michała Listwan tj.: Listwan Anna – Toustobaby; Listwan Franciszek – Toustobaby; Listwan Genowefa - Zawadówka; Listwan Jan -  Toustobaby; Listwan Józef – Toustobaby; Listwan Józef - Toustobaby; Listwan Józef -  Zawałów - gm. Zawałów - pow. Podhajce; Listwan Józef II l. 17 - Toustobaby; Listwan Józef l.33 -  Zawadówka - gm. Toustobaby; Listwan Kazimierz -  Toustobaby; Listwan Maria  - Toustobaby; Listwan Michał - Toustobaby; Listwan Stanisław – Toustobaby; Listwan Stefan – Toustobaby; Listwan Tadeusz - Toustobaby - gm. Toustobaby - pow. Podhajce, gdzie niestety trudno mi wyłowić z tych wszystkich te właściwe, ale poszukuję dalej” (Artur Listwan: e-mail do autora z dnia 17 lutego 2010).

30 marca we wsi Lipowce pow. Przemyślany: „w biały dzień specjalnie wyszkolony oddział UPA w sile kilkudziesięciu ludzi, podzielony na małe oddziałki przystąpił do likwidacji Polaków, mężczyzn według sporządzonej listy. Zamordowano od 15 do 20 mężczyzn, rannych było około 10 osób. Po mordach doszczętnie zrabowano wieś, zabierając wszystko”.  (http://piotrp50.blog.onet.pl/2007/10/13/zbrodnie/ ). W miasteczku Mariampol pow. Stanisławów banderowcy zamordowali 70 Polaków. We wsi Tarnowica Leśna pow. Nadwórna dokument ukraiński podaje: „W dniu 30.03.44. grupa Zalizniaka spaliła 30 gospodarstw i zabiła 11 Polaków we wsi Tarnowyci Leśnej. Powodem akcji było to, że Polacy w czasie obławy na wieś pokazywali Niemcom, gdzie mieszkają aktywni Ukraińcy (w rezultacie obławy Niemcy zabili na miejscu 4 ludzi).” (IPN BU 1554/177, k. 4-8; w: .http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_dowody-zbrodni-i-zakamania/? ).

W nocy z 30 na 31 marca we wsi Ferdynanówka pow. Gródek Jagielloński obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków.  W miasteczku Gołogóry pow. Złoczów banderowcy i policjanci ukraińscy zamordowali 28 Polaków. We wsi Plaucza Mała pow. Brzeżany banderowcy zamordowali 58 Polaków. We wsi Plaucza Wielka pow. Brzeżany banderowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali za pomocą siekier, noży, bagnetów itp. 106 Polaków oraz 6 Ukraińców, od 3-miesięcznego dziecka zakłutego bagnetem po starców: ucinali głowy, rozpruwali brzuchy, wrzucali rannych do płonących budynków. IPN Wrocław ustalił (sygn. akt S 48/01/Zi), że napad był 28 marca 1944 roku. Wśród napastników rozpoznano kilku miejscowych Ukraińców. Napastnicy mordowali Polaków za pomocą siekier, młotów i bagnetów, do uciekających strzelano. Sprawcy dokonali także masowego rabunku mienia, po czym spalili polskie domostwa. Napad trwał około czterech godzin. Dzięki Ignacemu Muszyńskiemu, który wyrwał się oprawcom i biegł z krzykiem przez wieś, udało się ostrzec wiele osób, które opuściły domy i ukryły się. Część Polaków uzyskała pomoc od sąsiadów-Ukraińców. Ofiarami napadu byli także Ukraińcy Pryhodowie z mieszanych rodzin, których zabito wraz z żonami narodowości polskiej. Piotrowi Iwaśce zamordowano żonę - Polkę i dzieci, jego samego zaś pozostawiono przy życiu. Już po napadzie zabito trzyosobową rodzinę Wełysznych za krytykę UPA. IPN podaje liczbę 70 ofiar.  We wsi Szeszory pow. Kosów Huculski banderowcy zamordowali co najmniej 102 Polaków, w tym w podpalonym kościółku spłonęło żywcem 36 Polaków. „Wieczorem 30 marca 1944 roku Banderowcy zwerbowani wśród miejscowych Rusinów spotkali się w cerkwi, gdzie oprawcy uzgodnili kto z nich których Polaków będzie mordował. Sygnałem do rozpoczęcia mordów było podpalenie kościoła rzymskokatolickiego w Szeszorach  Kościółek w Szeszorach został podpalony przez Rusinów, którzy wyszli z cerkwi (ok. 2 km w górę Pistynki od kościółka) z poświęconymi przez miejscowych księży greckokatolickich narzędziami zbrodni i przeszli pod kościółek. Po podpaleniu kościółka zaczęły się mordy na Polakach i palenie ich domostw, które trwały od 23-ciej wieczorem do ok. piątej nad ranem. Nie oszczędzono nikogo, ani kilkumiesięczne niemowlęta, ani kilkuletnich dzieci, ani ciężarnych kobiet mordując tak, aby zadać jak najwięcej bólu, w tym paląc żywcem powiązanych Polaków. Rusini mordowali głównie siekierami i bagnetami, bo na bezbronnych Polaków, starców, kobiety i dzieci szkoda im było pocisków. Polacy nawet nie próbowali stawiać oporu, jedynie usiłowali uciekać. Nikt nie przypuszczał, że będą mordować kobiety i dzieci, dlatego ich zginęło najwięcej, bo nie były w stanie uciekać w mroźną i śnieżną marcową noc - nie dowierzano w barbarzyństwo rusińskich sąsiadów, liczono na to, że kobiety i dzieci nie będą zabijane. Spalono polskie domy z ich mieszkańcami i kościół. W jedną noc społeczność ponad 490 hucułów polskiego pochodzenia przestała istnieć - zamordowano co najmniej 102 Polaków, ci którzy ocaleli zostali zmuszeni do ucieczki. Z wielkim smutkiem należy odnotować zdarzenia w których najbliższe związki rodzinne w rodzinach mieszanych okazały się słabsze od morderczego nacjonalizmu. Faktem jest że rusińska żona tej nocy wydała banderowcom swojego męża oraz syna i obserwowała ich egzekucję. Faktem jest że banderowski Rusin tej nocy pozwolił na zabicie dwóch maleńkich synów swojej córki (swoich wnuków z których jeden był jeszcze kilkumiesięcznym niemowlakiem) bo ojciec wnuków był Polakiem. Gdy jego córka broniła swoich synów, to zadano jej ciosy siekierą w głowę. Pozwolił na zabicie swoich wnuków na rozkaz banderowców za "wolną Ukrainę", tak jakby te dzieci były największymi wrogami Ukrainy. Faktem jest, że tej nocy córka wydała swojego ojca Polaka oraz brata i w jej obecności ich zabito, w kwietniu 1943 uległa ona terrorowi ukraińskiemu i wypisała się z kościoła rzymsko-katolickiego do greko-katolickiego. Nie dość, że zrezygnowała ze swojej polskości i została Ukrainką, to przystąpiła do banderowców, aby udowodnić gorliwością swoją ukraińskość morderstwami na swoich najbliższych krewnych. Po latach wszyscy głęboko tego żałowali - byli ofiarami indoktrynacji ukraińskiej. Gdy dzisiaj spytacie szeszorskich duchownych grekokatolickich, co się stało z kościółkiem, to usłyszycie że "spalił się podczas wojny" - chcieliby tym obciążyć Sowietów. Trudno się dziwić skoro to oni byli prowodyrami mordów w Szeszorach i sami święcili narzędzia zbrodni oraz błogosławili morderców w swojej cerkwi w nocy tuż przed "akcją" mordowania Polaków. Dzisiaj pytani, gdzie są pochowane ofiary mordów udają, że nie wiedzą. Tymczasem front przeszedł przez Szeszory kilka miesięcy po podpaleniu kościółka. Kościółek podpalono w nocy z 30 na 31 marca 1944 roku, gdy Sowieci jeszcze nie wkroczyli do Pistynia. Zdarzało się, że rusińscy sąsiedzi, którzy bestialsko znęcali się nad ofiarami wieczorem, nad ranem byli nad wyraz usłużni i współczujący dla rodzin zabitych nie wiedzących, że ci rusińscy "przyjaciele" byli oprawcami np. w Kosowie sąsiad, który brał udział w powolnym paleniu żywcem ofiary na drugi dzień natrętnie oferował zrobienie trumny i pomoc rodzinie w pochówku wypierając się swojego udziału w morderstwie. W większości banderowców z Szeszor i ich zwolenników wysyłano na Sybir skąd powrócili po 1956 roku. Dziś oni i ich potomkowie tworzą czarno-czerwoną szowinistyczną awangardę w Szeszorach.” (http://www.szeszory.3-2-1.pl/31_marca_1944.htm )We wsi Wola Wysocka pow. Żółkiew: „Prawdopodobnie ta sama banda (co we wsi Ferdynanówka – przyp. S.Ż.) zamordowała 12 mężczyzn (a wśród nich pracowników leśnictwa) – w nocy z 30 na 31 marca w Woli Wysockiej koło Żółkwi. Wojska niemieckie, kwaterujące w tej wsi,  nie interweniowały” (Stanisław Dłuski: „Fragment większej zbrodni”; w: „Las Polski”, nr 13 – 14 z 1991 r.).             

31 marca we wsi Białe pow. Przemyślany:31.03.1944 r. zostali zamordowani: 1. Czajkowska Anna l. 29; 2. Czajkowska Janina l. 13 Janina miała jedno oko wydłubane 3. Czajkowska Maria l. 8; 4. Czajkowska Helena l. 2 - miała odciętą jedną nogę do kolana i rękę do łokcia; 5. Naradiej Antonina l. 22; 6. Naradiej Józef l. 4; 7. Naradiej Edward 2 mies.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).  Prawdopodobnie został zabity Albin Drozdowski, lat 18, oraz jego ojciec. (SPOTKANIA ŚWIRZAN - Nr 145)  We wsi Ćwitowa pow. Kałusz banderowcy po torturach zamordowali 8-osobową rodzinę polską leśnika z 6 dzieci. We wsi Ostrów pow. Sokal  po północy warty zauważyły podejrzane ruchy na obrzeżach wsi a także usłyszały hurkot wozów. Nie wszczęto jednak alarmu. Dopiero około godziny 4 nad ranem z trzech stron rozpoczął się atak UPA. Polscy wartownicy opuścili posterunki alarmując ludność. Część Polaków zdołała schronić się w szkole i kościele. Niektórzy kryli się w piwnicach i różnych kryjówkach. Grupa osób schroniła się w budynku stacji kolejowej licząc na ochronę załogi niemieckiej. Niemcy jednak poddali się Ukraińcom, którzy ich oszczędzili, natomiast Polaków rozstrzelano. Nie napotykając oporu napastnicy przeszukiwali i palili pozostałe polskie zabudowania. Wykrytych Polaków mordowano. Domy ukraińskie pozostawiano nietknięte. Część ofiar spaliła się żywcem bądź udusiła w płonących domach. Atak na kościół i szkołę został przypuszczony dopiero około godziny 8. Polacy zabarykadowawszy się odpierali ataki UPA przy pomocy posiadanej broni palnej i granatów. Polakom  broniącym się w kościele zaczęło brakować amunicji – zrzucali więc z okien różne przedmioty na  atakujących Ukraińców – zrzucone koło żelazne spadło na herszta bandy Tarasa Onyszkiewycza ps. „Hałajda”, który został śmiertelnie ranny (jego brat Myroslaw Onyszkiewycz ps. „Orest” dowodził kilkanaście dni wcześniej zagładą Tarnoszyna, obecnie w Uhnowie przy uliczce prowadzącej do cerkwi prawosławnej na jednym z domów – w tym budynku urodzili się i mieszkali – jest wmurowana tablica poświęcona tym dwu zbrodniarzom, a na cmentarzu w Uhnowie znajduje się  nagrobek Tarasa Onyszkiewycza). W tym czasie w kościele ludzie żegnali się z życiem, proboszcz ks. Stanisław Wolanin, udzielił wszystkim zbiorowego rozgrzeszenia i podawał hostię którą wcześniej dzieł na mniejsze kawałki. Nagle przyszło wybawienie - był to oddział z garnizonu niemieckiego z Krystynopola (dwóm mieszkańcom wsi udało się przebić przez ukraińskie okrążenie i poinformować Niemców o napadzie). Około godz. 9 przybył oddział niemiecki, wobec czego banderowcy wycofali się w kierunku wsi Parchacz. Innym powodem odwrotu Ukraińców było śmiertelne zranienie w walce "Hałąjdy" (zmarł 1 kwietnia). Według świadków w trakcie tego napadu zamordowano 76 osób; według sprawozdania RGO około stu; spalono 300 gospodarstw. Według Andrzeja L. Sowy wieś zaatakowały 3 sotnie UPA, w tym sotnia "Tyhry" (co zostało odnotowane w kronice tego oddziału). „Roman Steciuk nie znalazł swojej żony z dwójką dzieci. Okazało się, że udało się jej uciec z okrążonego Ostrowa, ale pod Głuchowem wpadła w ręce innych banderowców, którzy zakłuli bagnetami jej dzieci. Ją samą błagającą o litość i życie dzieci, oprawcy zatłukli kolbami karabinów. Roman sądził, że żona ukryła się w Żabczu, gdzie mieli krewnych. Poszedł jej tam szukać. Niestety, spotkała go tam śmierć. Zatrzymany przez banderowców został uduszony drutem” (Adolf Kondracki; w: Siekierka..., s. 1061; lwowskie).  Prof. Andrzej Leon Sowa w recenzji książki  Wołodymyra Wiatrowycza: „Polśko-ukrajinśki stosunki w 1942–1947 rokach u dokumentach OUN ta UPA", wydanej we Lwowie w 2011 roku pisze („Pamięć i Sprawiedliwość 12/1, 2013): „ Do likwidacji większych miejscowości zamieszkanych wyłącznie przez Polaków używano dużych oddziałów UPA. Akcje tego typu wolno było podejmować także w biały dzień . Za szczególnie niebezpiecznych uważano członków mieszanych rodzin polsko-ukraińskich, których także – jak można się domyślać – należało zlikwidować. Interesujące są uzasadnienia podawane w tekstach informujących o wypadkach mordowania Polaków. Zabijano ich, bo: „donosili Niemcom”, „współpracowali z gestapo”, bo „napadli na wójta i ograbili go” (uzasadnienie dla spalenia trzynastu polskich gospodarstw i zabicia szesnastu Polaków), „stawiali przeszkody naszemu ruchowi”, grozili, że odwdzięczą się, „kiedy przyjdą bolszewicy” (pretekst do spalenia 24 gospodarstw), „znęcali się nad ukraińskimi robotnikami w kopalni”. Opublikowano także oświadczenie grożące zabiciem stu Polaków za każdego Ukraińca wydanego Niemcom. Wniosek z analizy tego materiału nasuwa się taki, że zabijano za sam fakt bycia Polakiem, a podawane uzasadnienia miały służyć wyłącznie celom propagandowym. O tym, w jaki sposób już w czasie wojny strona ukraińska tworzyła – wyraźnie dla celów historycznych – wygodne dla siebie wersje wydarzeń, świadczą teksty dotyczące napadu UPA na polską wieś Ostrów (rejon Sokala), dokonanego w końcu marca 1944 r. Z opublikowanych fragmentów kroniki sotni UPA „Tyhry” dowiadujemy się, że akcja ta została starannie zaplanowana. Uprzedzono o niej mieszkających tam chłopów ukraińskich, aby mogli wcześniej uciec. Nad ranem na wieś uderzyły skoncentrowane trzy sotnie UPA, które paliły polskie gospodarstwa jedno po drugim, oszczędzając ukraińskie. Polacy bez walki schronili się w murowanym kościele, którego banderowcy nie potrafili zdobyć (s. 590–592). Zupełnie inny przebieg wydarzeń jest przedstawiony w rzekomym protokole trzech ukraińskich świadków wydarzeń, jak można przypuszczać spisanym przez członków Służby Bezpieczeństwa OUN. Zgodnie z nim, to Polacy sprowokowali całą akcję, atakując spokojnie przechodzący obok wsi oddział UPA, a następnie zaczęli palić ukraińskie gospodarstwa. W wyniku „zawziętego” boju, w trakcie którego spaliły się też polskie zabudowania, Polacy zostali wyparci do kościoła (s. 412).”  We wsi Podmichale pow. Kałusz banderowcy spalili część gospodarstw polskich i zamordowali ponad 10 Polaków. We wsi Żabcze Murowane pow. Sokal banderowcy zamordowali 9 Polaków.  „Władysława Bubełę przebili długim bagnetem, którego grot wbił się w podłogę. Związali mu ręce. Człowiek ten straszliwie cierpiał i musiał patrzeć jak mordowano jego dzieci” (Zofia Steciuk; w: Siekierka..., s. 1075; lwowskie).   

W okresie luty – marzec 1944 roku w okolicy miasta Kałusz:Henryk został zamordowany przez ukraińskich nacjonalistów (bandy UPA) w okolicach Kałusza z początkiem 1944 roku, mając 26 lat. Bestialstwo i okrucieństwo Ukraińców przejawiło się w tym, że oprawcy powiesili Henryka za nogi na drzewie i rozpłatali mu brzuch. Razem z nim prawdopodobnie zginęła również jego narzeczona, której oprawcy obcięli piersi”. (Dr Piotr Strzetelski: Leśniczy z Kadobnej koło Kałusza i jego synowie; w:  http://piotrstrzetelski.blogspot.com/2011/02/henryk-strzetelski-1918-1944-najmodszy.html ). We wsi Kujdańce pow. Zbaraż podczas nocnych napadów, grabieży, podpaleń i uprowadzeń Ukraińcy zamordowali co najmniej 11 Polaków. We wsi Zaścianki pow. Tarnopol podczas kilku napadów Ukraińcy zamordowali 52 Polaków, w większości kobiety i dzieci.

W lutym lub marcu 1944 roku we wsi koło miasta Jaworów: „W jednej wsi koło Jaworowa, kiedyś nocą przyjechały 2 ciężarowe auta z gestapowcami mówiącymi po ukraińsku. Zabrali księdza, organistę, kierownika szkoły, 2 nauczycielki, 2 seminarzystki i razem 16 osób z miejscowej inteligencji polskiej i ślad po nich zaginął. Ani władze, ani gestapo nic o tym nie wiedzą i wszelkie poszukiwania dotąd są bez rezultatu. Kierownik szkoły był przewodniczącym Pol. K. O., a inni także do komitetu należeli, albo współdziałali. Tak się tępi inteligencję polską. Jaki cel? Zniszczyć Polaków bez względu na to co później będzie. Krwiożercza, dzika bestia hajdamacka dyszy obłędną nienawiścią do wyżej stojących kulturalnie Polaków, zwłaszcza bezbronnych. Chcą stworzyć swoją “Ukrainę” mordem i płaszczeniem się przed tymi, u których widać siłę. Ukraińcy tutejsi pozornie wypierają się tego, mówią, że to jakieś “jaczejki” mordują, ale wiadomo, że to jaczejki O.U.N. (Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów), jak na Wołyniu tak i tu prowadzą dalej dzieło swe: “Nazywajut nas rizunamy”, mówił któryś ze lwowskich świaszczenników (księży ukraińskich), a ja wam każuł, szczo to światy rizuny (święci oprawcy) – jeśli nie będzie Ukrainy – nie będzie i Lachów. Takie jest ich hasło. Przed Bolszewikami uciekają na zachód, a boją się także, bo wiedzą, co mają na sumieniu. Wyjeżdżają zaopatrzeni w polskie papiery, na letniska, albo na posady przygotowane za Sanem, tam gdzie przedtem Lachów wysyłali. Uciekają, albo wybierają się na zachód przeważnie moralni albo faktyczni sprawcy tych morderczych wyczynów, licząc na to, że tamtejsi Polacy ich nie poznają i przyjmą jak swoich.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123). We wsi Kąkolniki pow. Rohatyn świadek Michalina Puszkarska: „W sąsiedniej wsi młody Ukrainiec miał się wkrótce żenić z polską dziewczyną, ale zamiast ślubu, wykonując polecenie swoich politycznych mocodawców dziewczynę zabił! Również w jednej z pobliskich miejscowości, Ukraińcy schwytali księdza, odcięli mu język, nakładli do ust kamieni i ironizując, że umrze jak święty Szczepan, wycięli mu krzyż na plecach!! W mieszanej polsko ukraińskiej rodzinie, gdzie ojciec był Ukraińcem a matka Polką, dorosły syn który nagle poczuł się Ukraińcem zwrócił się do ojca z propozycją zabicia matki. Ojciec widząc co się świeci i nie mogąc pogodzić się z taką zwyrodniałą postawą własnego dziecka zaproponował, że matkę zabiją w drodze przez las do sąsiedniej miejscowości w której mieszkały siostry matki. Wkrótce wyruszyli w drogę, skrycie zabierając dwie siekiery. Kiedy nadszedł właściwy moment i siekiery zostały wydobyte, a syn zamachnął się na swoją matkę, ojciec uderzył siekierą pierwszy i zabił własnego syna!! W styczniu 1944 roku licząca ponad trzysta numerów sąsiednia wieś w której mieszkali sami Polacy, została otoczona w nocy przez Ukraińców i podpalona. Ci którzy uciekali zostali zastrzeleni, a tych których złapano rżnięto i mordowano w najokrutniejszy sposób. Poginęli również ludzie ukryci w schronach pod płonącymi budynkami. W wyniku tych bestialskich i okrutnych mordów ukraińska ziemia spływała polską krwią. Sytuacja taka największe swoje nasilenie przybrała w roku 1944 a jej celem było całkowite wyeliminowanie Polaków z tych terenów. Nasze gospodarstwo nie zostało podpalone tylko dlatego, że położone było pomiędzy dwoma gospodarstwami ukraińskimi na które mógł się przenieść pożar. Sytuacja stała się jednak tak napięta, że dłużej już nie można było zwlekać. Rodzice postanowili, że wraz z trójką dzieci przeniosą się do krewnych do Stanisławowa. Ojciec odwiózł nas tam w lutym 1944 roku, a sam wraz z bratem pomimo protestów Matki, wrócił jeszcze po jakieś rzeczy do Kąkolewnik. Tam obaj zostali schwytani przez Ukraińców i wraz z kilkoma innymi osobami zamordowani w pobliskim lesie. Serce do dzisiaj mi się kraje, kiedy wyobrażam sobie mojego nieszczęsnego Ojca i drogiego mi brata w godzinę ich śmierci! Jak oni na siebie patrzyli, co myśleli, jak w myślach żegnali się ze sobą, z nami, z dotychczasowym życiem i ze światem!”  (Cezary Woch: Z chwilą wybuchu II wojny światowej; w: http://sycowice.net/index.php/2009/04/26/wybuch-drugiej-wojny-swiatowej-2/#more-349 ). We wsi Skwarzowa pow. Złoczów banderowcy uprowadzili co najmniej 10 Polaków powiązanych drutem, w tym kierownika szkoły o nazwisku Huszkiewicz i ślad po nich zaginął. We wsi Winograd pow. Kołomyja banderowcy zamordowali 20 Polaków. 

W marcu 1944 roku (świadkowie nie podali dokładniejszej daty). Poniżej przykłady:

W kolonii Berestawy należącej do wsi Karolówka pow. Rohatyn: „W marcu 1944 r. zostali zamordowani: 1-3. Kozdeba Kuba; Zabłocka Aniela l. 29 w zaawansowanej ciąży obcięto jej głowę; 4. Ostrowska Katarzyna l. 58 matka Anieli pochodząca z Żurowa; 5-11. Siedem osób NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). We wsi Bereźnica Szlachecka pow. Kałusz: „W marcu 1944 r. w wyniku napadu dokonanego w Bereźnicy Szlacheckiej pow. Kałusz zabito nie mniej niż 60 osób. Sprawcami zbrodni byli również mieszkańcy tej wsi narodowości ukraińskiej - sąsiedzi ofiar. Polacy, którzy ocaleli, masowo uciekali do miast” (Informacja okresowa o śledztwach prowadzonych w OKŚZpNP we Wrocławiu; Sygn. akt S 10/01/Zi. ) We wsi Biała pow. Czortków zamordowali 20 Polaków. We wsi Błodniki pow. Stanisławów zamordowali 11 Polaków. We wsi Borki pow. Luboml Ukraińcy zamordowali około 20 osób. „Około godziny 1.00 w nocy zaczęła się rzeź. Obserwując z oddali wieś domyślaliśmy się, że coś strasznego dzieje się, mieszkańcy nie spali, nasi najbliżsi sąsiedzi uciekali w pola. Nie było słychać strzałów i nie było pożarów. Bandyci bali się Niemców, którzy kwaterowali w pobliskim Lubomlu. Mordowali więc młotkami, siekierami i nożami. Nasza opiekunka przerażona sytuacją i obawiając się ponownych odwiedzin, które mogły zakończyć się tragicznie dla nas, dla niej i jej dzieci postanowiła uciekać. Około 2.00 w nocy udaliśmy się do pobliskiej wioski Kuśniszce, aby tam znaleźć schronienie. Tylko w jednym domu paliło się światło. Do niego weszliśmy. Przy stole siedział młody Ukrainiec ranny w rękę. Na pytanie co się stało, odpowiedział : „to ten s…… Bartosz odgryzł mi palec”. Struchlałam - przede mną siedział człowiek, który prawdopodobnie zamordował mojego ojca. Nie wypytując więc i starając się zachować spokój szybko opuściłyśmy dom. Na dworze już świtało, kiedy zbliżałyśmy się do naszej wsi. Przerażone i pełne najgorszych przeczuć postanowiłyśmy z Bronią wrócić do domu. Po drodze spotkałyśmy dwóch żołnierzy niemieckich, odprowadzili nas. Widok był przerażający, na podwórzu leżał zamordowany i straszliwie zmasakrowany ojciec, w sadzie leżała Marysia z otwarta raną głowy, mama leżała w przedpokoju - przód czaszki miała głęboko wgnieciony. W domu w pobliżu łóżka leżała ciężko ranna w tył głowy Władzia, na nasz widok zaczęła płakać. Tylko ona z naszej rodziny przeżyła. Tej nocy zginęło w Borkach około 20 osób. W tym Ukraińcy, którzy przeszli na katolicyzm. Wśród nich była nasza sąsiadka, wdowa po Polaku, który zginął na wojnie. Podczas napadu trzymała mocno w objęciach 9-letnią córeczkę. Upadając pod ciosami osłoniła dziecko własnym ciałem. Dzięki temu dziewczynka pod zwłokami matki przeżyła. Oprawcom nie wystarczyła śmierć kobiety. Do pokoju wciągnęli krowę, która szarpiąc się wybrudziła łajnem ciało zamordowanej. Był też w tym gospodarstwie ładny koń, bandyci obcięli mu tylne nogi. Jeszcze dziś słyszę jęk tego zwierzęcia, widzę jak rzuca się w konwulsjach w sadzie koło domu. Zastrzelili go Niemcy, którzy rano pojawili się w Borkach. Początkowo chcieli spalić wieś, ale na prośbę ocalałych odstąpili od tego zamiaru. Dali natomiast kilka wozów konnych i w asyście żołnierzy zbieraliśmy ciała pomordowanych, które następnie zawieźliśmy do Lubomla, do opuszczonych domów żydowskich. Tam identyfikowali je krewni. Niektóre zwłoki były strasznie okaleczone. Ze szczególnym okrucieństwem sprawcy pastwili się nad swoimi rodakami, którzy przeszli na katolicyzm i pożenili się z Polakami. Do nich należał nasz sąsiad, mężczyzna wysoki i potężnie zbudowany, długo bronił się. Otoczony i obezwładniony przez zbirów zginął męczeńską śmiercią. Wbili mu w czaszkę olbrzymi gwóźdź od brony. Ciała ofiar owinięte w prześcieradła pochowane zostały w zbiorowych grobach.”. (Anna Staniuk; w: http://www.mojemiasto.slupsk.pl/index.php?id=2661 ). „Po latach pojechałam do Borek. Dawni sąsiedzi jeszcze pamiętali moją rodzinę. Po domu rodziców i ich grobie już nie było śladu”.(„Uszła cało z polowania UPA na Polaków”, w: www.gp24.pl)  We wsi Bosyny pow. Kopyczyńce zamordowali 18 Polaków.  W osadzie Broszniów pow. Dolina upowcy uprowadzili 19 młodych Polaków, w tymdziewczynę i ślad po nich zaginął. We wsi Bruckenthal pow. Rawa Ruska policjanci ukraińscy, upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali 230 osób: około 45 rodzin polskich, tj. około 180 Polaków oraz 10 rodzin niemieckich, tj. około 50 Niemców. Około 100 osób spalili w kościele i około 100 osób w budynkach. W tej wsi Polacy i Niemcy żyli w sąsiedzkiej przyjaźni .  „W sukurs umundurowanym bandytom przyszły liczne zastępy mołojców z Domaszkowa, Sałaszy i Chlewczan. Ci byli uzbrojeni w widły, siekiery i noże. Zaczęły płonąć pierwsze domy. Wśród zabudowań uwijali się podpalacze i gromady chłopów ukraińskich, grabiąc co się tylko dało. Ulicami, w stronę kościoła, szły tłumy ludzi, otoczone i popędzane przez gromadę żądnych krwi bandytów. Inni buszowali po piwnicach i strychach wywlekając stamtąd ukrytych mieszkańców, pastwiąc się nad nimi i gwałcąc kobiety i dziewczęta. /.../ Zabijano więc w płonących domach, na podwórzach i ulicach, zarzynano dzieci i kobiety, żywcem wrzucano w rozszalały ogień gorejących stodół i szop. W kościele już nie mieścili się skazańcy. Zabijano więc na miejscu. /.../ Największą męczarnię przeżyli ci, których wrzucono do najgłębszej studni Bromerga. Konali tam przez kilka dni. Szczelnie wypełniony ludźmi kościół zamknięto. Na jego drewniane ściany i gontowy dach rzucono butelki z benzyną. Cała budowla stanęła w płomieniach. Jęki i lament żywcem palonych ludzi budził grozę” (ks. Michał Danowski; w: Siekierka..., s. 780 – 790; lwowskie). We wsi Brześnia pow. Stanisławów: „W marcu 1944 r. zamordowano 15 osób NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). We wsi Budynin pow. Sokal obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków. We wsi Buszcze pow. Brzeżany na początku marca 1944 r. podczas dnia Ukraińcy z UPA zamordowali 11 Polaków. „W Buszczu pozostało jeszcze kilku polskich mieszkańców. Nie mieszkali oni jednak już w swoich domach, ale w kościele, do którego wchodzili przez zakrystię. Główna brama została zaryglowana i dobrze zabezpieczona. Za nią ułożono ławki utrudniając dostanie się do wnętrza świątyni. Podczas napadu kościół został podpalony. Ogień jednak nie zdołał strawić solidnych murów. Ocalał cudowny Obraz Matki Boskiej, który był dla mieszkańców wszystkim, co im pozostało. Każdego wieczoru modli się za zamordowanych prosząc o własne ocalenie. Nieustannie w wieży kościelnej czuwali mężczyźni. Obserwowali oni, co dzieje się w około kościoła. Mieli przy sobie wcześniej ukrytą w świątyni broń. Dorośli kładli się spać na dole, a dzieci usypiano w wieży. Banderowcy zaatakowali kościół w marcu 1944 roku, dwa miesiące po tym, jak dokonali w Buszczu pierwszych mordów. Polacy dysponowali jednym karabinem Mauzer, butelkami z łatwopalnym płynem, granatami i kamieniami. Pierwszy atak został bardzo szybko odparty. Drugi nastąpił kilka dni później około północy i skupił się na ostrzale wieży kościelnej. Uniemożliwiło to obronę placu przykościelnego. Dzięki temu Ukraińcom udało się wysadzić bramę i wyrwać ją z zawiasów. Według jednego ze świadków tamtych wydarzeń ten wybuch był tak silny, że deski z wyrwanej bramy doleciały aż do ołtarza kościelnego (30 metrów). Oprawcy chcieli natychmiast wedrzeć się do środka świątyni. Jeden z braci Zamojskich, który przebywał na wieży szybko zbiegł na dół. Kryjąc się przed gradem kul zdołał w biegających banderowców rzucić granatem. Ukraińcy padli martwi. Ostrzał kościoła trwał jednak jeszcze do godziny trzeciej w nocy. Polacy obronili się. Świątynia ocalała, ale spaliły się wszystkie zabudowania w jej pobliżu.” (Stanisław Stadnicki: Mordy dokonane na ludności polskiej zamieszkującej Kresy Wschodnie w okolicy miejscowości Buszcze powiat Brzeżany; w: http://raclawice.net/raclawice_slaskie-artykuly_historyczne9-.ordy_dokonane_na_ludnosci_polskiej_zamieszkujacej_kresy_wschodnie_w_okolicy_miejscowosci_buszcze_powiat_brzezany.html ). We wsi Byszów pow. Podhajce zamordowali 30 Polaków. We wsi Celejów pow. Kopyczyńce zamordowali 10 Polaków, w tym rodziny 5 i 4-osobowe. We wsi Chochoniów pow. Rohatyn zamordowali 31 Polaków, od 6-miesięcznej Władysławy Zalewskiej po 75-letniego Józefa Tusza, całe rodziny, siekierami, nożami i bagnetami. W kol. Cućków pow. Rohatyn zamordowali 22 Polaków, całe rodziny zarąbali siekierami. We wsi Cygany pow. Borszczów policjanci ukraińscy zamordowali w leśniczówce Polaka, gajowego, oraz 5-osobową rodzinę żydowską (rodziców z 3 córkami), którą ukrywał. Został zamordowany Jan Janik razem z przechowywaną u siebie rodziną żydowską (Kubów..., jw.). We wsi Czarnokoniecka Wola pow. Kopyczyńce banderowcy zamordowali 34 Polaków w wieku 3 – 70 lat z kilku rodzin. We wsi Czehanówka pow. Kosów Huculski Ukraińcy zamordowali mieszkające tutaj 4 rodziny polskie; tj. 18 Polaków, natomiast Huculi ukryli nauczycielkę polską i jej matkę i przechowali do 1946 roku do czasu wyjazdu do Polski. We wsi Czeremchów pow. Bóbrka zamordowali 12 Polaków. „We wsi Czerkawszczyzna położonej o 4-5 km na południowy zachód od Czortkowa, nad rzeczką Czerkaską, zamordowano w marcu 1944r. siekierami 4 mężczyzn i kobietę. Zginął tam również mój brat - Jan Suchorolski, które mu przed śmiercią zwyrodnialcy ucięli język i wydłubali oczy. Tak to walczyła Ukraińska Powstańcza Armia na Kresach Wschodnich o "samostijną"Ukrainę.” (Antoni Suchorolski; w: Głos Podolan, nr 7 z 2005 roku). „Kowalczyk, ożeniony z Ukrainką Ołeśką, był dobrym znajomym moich rodziców. Został ostrzeżony przez życzliwych ludzi, że w nocy nacjonaliści ukraińscy będą "rizaty Polaczkiw". Od dłuższego czasu miał się na baczności i oboje z żoną czuwali na zmianę, aby nie dać się zaskoczyć i mieć szansę ucieczki. Pewnej nocy w marcu 1944r. banderowcy wyważyli drzwi do ich domu i zapytali Ołeśkę o męża. On w tym czasie ukrył się na strychu. Ponieważ Ołeśka powiedziała, że  nie wie gdzie jest mąż, bandyci z UPA zaczęli ją bić. A gdy to nie pomogło, dokonali zbiorowego gwałtu, potem powiesili kobietę na haku. Kowalczyk wycinał nożem kawałek słomianego poszycia dachu i nieostrożnie potrącił jakiś przedmiot. Banderowcy zorientowali się, że poszukiwany jest na strychu, ale zanim się tam dostali, Kowalczyk uciekł i ukrył się na pobliskim cmentarzu. Po chwili odpoczynku przyszedł do nas. Jego ciche pukanie do okna przestraszyło mamę. Pamiętam, że powiedziała: "Dzieci! To chyba przyszli po nas". Kiedy ostrożne skrobanie w okno powtórzyło się, mama otworzyła drzwi i do naszego mieszkania wczołgał się pan Kowalczyk. Był siwiuteńki. To on opowiedział nam o napadzie. Do naszego domu często przychodziła matka Władysława Wołoszyna, zamordowanego przez banderowców tej samej nocy. Opowiadała płacząc, że od kilku dni śni jej się syn i mówi do niej: "Nie płacz mamo, ja leżę w wodzie i jest mi tu dobrze". Opisywała też to miejsce, w którym spoczywa Władysław i radziła się mamy co ma robić? Ustaliły obie, że trzeba ten mord zgłosić na gestapo i opisać miejsce podane we śnie. Moja mama znała trochę język niemiecki i jakoś się z Niemcami dogadały. Oni wysłali samochód z kilkoma policjantami niemieckimi i rzeczywiście w miejscu, o którym mówiła Wołoszynowa, znaleziono ciała 5 zamordowanych mężczyzn, w tym Władysława Wołoszyna i Jana Suchorolskiego. Pozostałych nazwisk nie zapamiętałam. Potem wszystkich pogrzebano na miejscowym cmentarzu.” (Weronika Jastrzębska z d. Skikiewicz; w:  Głos Podolan, nr 7 z 2005 roku). We wsi Czernica pow. Brody: „W marcu 44 r. na łące za wsią Czernica banderowcy zamordowali 26 następujących mieszkańców: Bączek Piotr, Boj Stanisław, Boj Antonina, Chudzik Katarzyna, jej córki: Janina i Stanisława, Jezierska Magda l. 27, Jezierska Maria l. 61, Kochański Piotr, Krasicki Tadeusz  l. 14, Krzyśków Maria l. 74, Kwasiuk Jan, Łemkowski Iwan (Ukrainiec), Masłowski Bolesław, Masłowski Feliks, Masłowski Józef, Masłowska N., Moliński Julian l. 17, Molińska Józefa l. 14, Molińska Anna l. 50, Piątek Józef l. 42, Szarzyńska N., lzak Franciszek, Wróblewski Zbigniew l. 6, Wróblewska N”. (Kubów..., jw.). We wsi Czerniów pow. Rohatyn na drodze w lesie banderowcy powiesili na drzewach 4 młodych Polaków jadących po żywność do swoich gospodarstw oraz  zrabowali im konie i sanie. „Zginęli wtedy: 1- 2 Bednarzowie, dwaj bracia, Andrzej, ur. w 1922 r. i Władysław, ur. w 1924 r. 3. Burdzy Kazimierz. 4. Groszek Jan” (Siekierka,,,, s. 396 – 397, stanisławowskie). We wsi Danilcze pow. Rohatyn: „wymordowano kilka rodzin, w tym siostrę mojej babci Marii Pańczuk z d. Zadwórna, Martę Tłuczak wraz z mężem. Zamordowano również małżeństwo Tredy, męża oraz żonę Ludwikę w Ludwikówce - byli to dawni sąsiedzi moich dziadków z Putiatyńców” (Anna Pańczuk, e-mail do autora z 21 lipca 2009. ). We wsi Demidów pow. Bóbrka banderowcy zamordowali 11 Polaków. We wsi Derewlany pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali 12 Polaków. We wsi Dobrosin pow. Żółkiew na początku marca banderowcy zamordowali 6 rodzin polskich; około 30 Polaków. „W Dobrosinie zamordowano sześć rodzin polskich, a wśród tych śp. Panią Pieczkową Członka Delegatury Polskiego Komitetu Opiekuńczego w Magierowie.”. (1944, 20 marca – Raport PolKO w Rawie Ruskiej o tragicznym położeniu ludności polskiej i atakach na członków Delegatury w terenie. W: B. Ossol. 16722, s. 67). We wsi Doliniany pow. Gródek Jagielloński zamordowali około 30 Polaków. We wsi Dubszcze pow. Brzeżany spalili polskie gospodarstwa i zamordowali 14 Polaków. We wsi Dyniska pow. Tomaszów Lubelski upowcy podczas drugiego napadu zamordowali 15 Polaków. We wsi Dytiatyn pow. Rohatyn zamordowali co najmniej 24 Polaków, w tym całe rodziny. We wsi Dziewiętniki pow. Bóbrka uprowadzili ze stacji kolejowej Wybranka do lasu  2 Polaków: młynarza z 12-letnim synem Stanisławem, gdzie przywiązali ich do drzewa i torturowali, m.in. oskalpowali, gdy odnaleziono ich ciała, były już obgryzione przez mrówki do kości. We wsi Dżurków pow. Horodenka uprowadzili i po torturach zamordowali 14 Polaków. „Zostali uprowadzeni na początku marca  1944 r., poddani torturom i zamordowani na skraju Dżurkowa: Marcin Andrejczuk-Bandura, Stefan Kawiński,  Marcin Marcyniuk – przedwojenny sołtys Dżurowa, oraz jego syn Jan, Jan Skiba (odrąbano mu głowę), Michał Winiarski i jego syn Edward, Eugeniusz Tymofiej. W morderstwie Jana Skiby brała udział dziewiętnastoletnia wówczas dziewczyna mieszkająca ok. 250 m od domu śp. Skiby. „Żyje do dziś w Kołomyi. Straszny był los uprowadzonych. Wywieziono ich do ukraińskich domów, położonych z dala od wsi i tam poddano najwymyślniejszym torturom. Ciała okrutnie zmasakrowane wrzucono do dołów potorfowych , skąd wydobyto je w maju, gdy ujęty został jeden z uczestników zbrodni”. (Władysław Czarnecki: Moja wieś Dżurków; w: „Gdzie szum Prutu...” nr 1 /25/ z 1998 roku ). We wsi Głuchów pow. Sokal zamordowali 15 Polaków. We wsi Gorajec pow. Lubaczów zamordowali około 15 Polaków. G. Motyka podaje, że Iwan Szpontak ps. "Zalizniak" był zastępcą komendanta policji ukraińskiej w powiecie Rawa Ruska. Na przełomie lutego/marca 1944 r. wyprowadził 30-osobową grupę policjantów do lasu i postanowił wstąpić do UPA. Rejonowy prowidnyk OUN nakazał mu przejść w kierunku na Gorajec w pow. Lubaczów i tam rozpocząć formowanie sotni UPA. Już na początku kwietnia "Zalizniak" miał do swojej dyspozycji sotnię złożoną z trzech czot: "Szuma", "Bałaja" i "Kruka". W czasie kwaterowania w Gorajcu sotnia "Zalizniaka" zamordowała kilkunastu Polaków, częściowo w celu ukrycia swej obecności  We wsi Herbutów pow. Rohatyn zamordowali ponad 24 Polaków, w większości kobiety i dzieci. We wsi Hermanów pow. Lwów banderowcy zamordowali 4-osobową rodzinę Myszczyszynów oraz miejscowi Ukraińcy wrzucili żywcem do studni 14-letniego chłopca o nazwisku Maruńczak.  We wsi Hryniowce pow. Tłumacz zamordowali 70 Polaków.  We wsi Hubin pow. Buczacz wymordowali 12-osobową rodzinę polską Filipowiczów. We wsi Hucisko Turzańskie pow. Radziechów zamordowali 6 Polaków: matkę, córkę i 3-letnią wnuczkę oraz 3 innych Polaków spalili żywcem w domu tej rodziny. We wsi Huta koło Narajowa banderowcy wymordowali wszystkich Polaków, których liczby nie ustalono. We wsi Huta Szklana pow. Kostopol zamordowali 5 Polaków: „Józefa Chorosteckiego siekierą porąbali na pół. Zgwałcili nieletnią” (Mieczysław Dobrzański: Gehenna Polaków na Rzeszowszczyźnie w latach 1939 - 1948, s. 202). We wsi Jabłonów pow. Kopyczyńce podczas nocnego napadu zamordowali 45 Polaków. We wsi Janówka pow. Żółkiew: „W marcu 1944 r. zostali zamordowani mieszkańcy – 10 osób NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). We wsi Jaworówka pow. Kałusz zamordowali 9 Polaków: dwie 4-osobowe rodziny z 4 dzieci i kobietę. W kol. Kalinówka pow. Brzeżany zamordowali 22 Polaków. We wsi Kluwińce pow. Kopyczyńce banderowcy ubrani w mundury żołnierzy sowieckich napadli na polskie domy i zamordowali 13 Polaków. Ponieważ mężczyznom udało się uciec i ukryć, „partyzanci” ukraińscy zabrali kobiety i dzieci i odjechali z nimi w kierunku Studnicy – Zofiówki, gdzie je wymordowali, w tym matkę z córkami lat 16 i 19, dziewczyny lat 18 i 20 oraz jednego 12-letniego chłopca.  We wsi Kłodno Wielkie pow. Żółkiew banderowcy spalili 80 budynków i kościół parafialny oraz zamordowali 40 Polaków. Barbara: „Moja babcia Bronisława Warszawska mieszkała w Kłodnie dużo opowiada o tym miejscu. Jej mąż Wojciech Nikratowicz zabity i wrzucony do studni przy tamtejszym kościele. Ta informacja pochodzi od POLSKIEGO CZERWONEGO KRZYŻA.”. (http://lwowinfo5.blogspot.com/2007/01/kodno-wielkie.html ). We wsi Kniaźdwór pow. Kołomyja zamknęli w świetlicy 7 młodych Polaków i spalili żywcem. We wsi Kniaże pow. Śniatyn zamordowali 15 Polaków. We wsi Knihinicze pow. Rohatyn miejscowi banderowcy zamordowali 10 Polaków.  We wsi Kobaki pow. Kosów Huculski obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 35 Polaków. We wsi Kociubińczyki pow. Kopyczyńce banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 30 Polaków. „Sadowski przytakuje i dodaje, że warto jeździć na Kresy. Nie tylko po to, by poczuć zapachy, smaki dzieciństwa. Przede wszystkim po to, by poskładać w całość strzępy zasłyszanych historii. - Byłem z pierwszą naszą wyprawą na Kresy, był rok bodajże 1997 - opowiada. - Wędrowałem starymi ścieżkami, znalazłem dom rodzinny. Zrobił na mnie porażające wrażenie, pusty, z powybijanymi szybami. Szukałem śladów mamy, która kierowała szkołą w Kociubińczykach. Wiedziałem tylko, że została zamordowana przez banderowców. Nic się nie dowiedziałem... Sąsiedzi, ukraińscy koledzy ze szkoły... Wszyscy uciekali spojrzeniami. Dwa lata później z pielgrzymką do Borszczowa pojechał Muszyński. Tam bardzo sprawnie działa poczta pantoflowa i gdy przyjeżdżają polskie wycieczki, wieść wędruje od wsi do wsi. Okazało się, że kobietę zabił siekierą drugi z sąsiadów. Zwłoki dwa dni leżały w piwnicy. - Nagle zadzwonił do mnie ktoś z Kociubińczyk i powiedział, że wie, co stało się z nauczycielką Stanisławą Sadowską, matką Kazimierza - dodaje pan Zygmunt. - Pojechałem. Z Muszyńskim zdecydował się rozmawiać sąsiad Sadowskich. Był Dzień Zaduszny. Czy mężczyznę ruszyło sumienie, czy stwierdził, że w taki dzień bliscy muszą wiedzieć, co się stało z ich ukochanymi...? Okazało się, że kobietę zabił siekierą drugi z sąsiadów. Zwłoki dwa dni leżały w piwnicy. Rozmówca przyznał, że w środku nocy ojciec kazał mu pochować nauczycielkę, mówiąc "To była dobra Polka". Zawinęli ciało w pałatkę i pogrzebali na cmentarzu, na przedłużeniu żywopłotu. Po latach Sadowski w miejscu, gdzie leżała jego mama, postawił niewielki pomnik. - I wie pan, co w tej całej historii jest absurdalne? - pyta. - Ten pomnik robił dawny banderowiec... Ale wcześniej życie dopisało inne zakończenie tej historii. Sąsiad, który zamordował Sadowską, podczas rąbania drewna dotkliwie skaleczył się siekierą w nogę, wdała się gangrena... A pan Kazimierz zastanawia się, czy to była ta sama siekiera.” (Dariusz Chajewski: Jesteśmy to winni Polakom na Kresach, tym, którzy tam zostali; w: https://plus.gazetalubuska.pl/jestesmy-to-winni-polakom-na-kresach-tym-ktorzy-tam-zostali/ar/11858712 ). We wsi Kolińce pow. Tłumacz zamordowali 12 Polaków. „Kazimierz Nasiadko wyuczył się masarstwa i pracował w zakładzie masarskim mojego wujka Władysława Bilińskiego. Niedługo cieszył się samodzielnością. Zamordowany został w bestialski sposób przez ukraińską bandę UPA. Pozostawił młodo poślubioną żonę z malutkim dzieckiem” (Jadwiga Storożenko z d. Burczyńska: Genealogia Rodu Burczyńskich; w: Zeszyty Tłumackie 2/64/2019 r. ). „Przebywający w tym czasie na wsi syn mojej cioci Marysi Nasiadki - Kazimierz Nasiadka został okrutnie zamordowany. W tym okresie, w ciągu jednej nocy, w podtłumackiej wsi Kolińce wymordowani zostali wszyscy mężczyźni – kilkadziesiąt osób.” (Jadwiga Storożenko z d. Burczyńska: Dzieje rodziny Burczyńskich; w: Zeszyty Tłumackie 1/65/2020 r.). „W Kolińcach zamordowano księdza Sokołowskiego”. (Michał Nikosiewicz: Wojna w powiecie tłumackim 1941 – 1944. w:  Zeszyty Tłumackie 2/54/ 2014r.). We wsi Komarów pow. Stanisławów zamordowali co najmniej 15 Polaków.  We wsi Korczów pow. Tomaszów Lubelski zamordowali 10 osób: 8 Polaków oraz Żydówkę z córką; 4 Polaków związali i spalili żywcem w stodole.  We wsi Kościejów pow. Lwów uprowadzili i zamordowali 10 Polaków i 2 Ukraińców z rodzin mieszanych.  We wsi Kropiwnik pow. Kałusz: „Zniszczono całą  mazurską kolonię w Kropiwniku oraz wszystkie zabudowania mieszkalne i administracyjne TSP.  Zlikwidowano  około 20 osób”. (Protokoły okręgowego referenta SB OUN z 8 marca 1944 r. dotyczące  likwidacji polskich kolonii w rejonie Kałusza ; w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html?page=111 ). We wsi Krosienko pow. Przemyślany: Ciocię Agnieszkę, która uciekła z Meryszczowa i ukrywała się w Krosienku, wyprowadzano z domu na wpół nagą; koło kaplicy na polu spalono ją żywcem. Rozebrano do naga, wbito dwa kołki pod łopatki i jeden w okolicy dołka pod piersiami. Przyniesiono trzy snopki słomy żytniej, podpalono i przyglądano się własnemu bestialstwu. Wyszydzano przy tym, że teraz jej się Polski odechce. Widok okropny. Ciocia po prosu upiekła się w ogniu, nie mając znikąd żadnego ratunku. Po wypaleniu się słomy ciało ciotki, na wpół zwęglone, zawisło na nie dopalonych drągach. Tłuszcz spływał z piersi i brzucha, rozlewał się po słomie, powodując wzrost płomieni. Tak płonęła prawie do rana.” (Michał Błaszków; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 95 – 96). Miała lat ok. 65. We wsi Krzyworównia pow. Kosów Huculski zamordowali 10 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę stolarza z 2 dzieci -  w tej wsi mieszkał Stanisław Vincenz. We wsi Kurdwanówka pow. Buczacz miejscowi Ukraińcy napadli na dwa domy polskie i zamordowali 6 Polaków. Zarąbali siekierą 16-letnią Jadwigę Skotnicką, 9-letniemu Bronisławowi Skotnickiemu odrąbali ręce i nogi żądając podania miejsca ukrycia się matki i sióstr. Zarąbali siekierami 70-letnią Petronelę Wójdę, około 50-letnie małżeństwo Anielę i Michała Wójdów oraz spalili żywcem ich 6-letnią córkę. Ocalała 16-letnia Genowefa Skotnicka z raną ciętą siekierą w głowę i odciętym uchem oraz jej 45-letni ojciec z raną ciętą w głowę. Mordercy odszukali go w maju 1944 roku we wsi Olesza i zamordowali. W miasteczku Kuty pow. Kosów Huculski: „Którejś nocy usłyszała głośne krzyki i jęki. – Mówiono, że to inżynier Zaręba. Jak Chrystus został ukrzyżowany. Przybili mu ręce gwoździami. On tak strasznie jęczał... – mówi z trudem Terlecka. „Boże mój, Boże, za co Ty mnie karzesz? Co ja Ci takiego złego zrobiłem? Skróć moje męki!”. Także pewien młody piekarczyk, schwytany przez UPA, modlił się przed śmiercią i wzywał Boga na pomoc” (Aleksandra Solarewicz: „Gwiazda wycięta na piersiach”, w: „Niezależna Gazeta Polska” z 3 kwietnia 2009, wspomnienia Krystyny Terleckiej). We wsi Landestreu – Mazurowo pow. Kałusz banderowcy zamordowali 30 Polaków. We wsi Leszczatów pow. Sokal obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków.  We wsi Liliatyn pow. Brzeżany zamordowali 15 Polaków. We wsi Lipica Górna pow. Rohatyn zamordowali 30 Polaków, w tym dwie 7-osobowe rodziny.  We wsi Lutowiska pow. Lesko upowcy wrzucili granaty do kościoła podczas mszy zabijając 15 Polaków.  We wsi Łany pow. Stanisławów zamordowali 16 Polaków.  We wsi Łany Sokołowskie pow. Stryj miejscowi banderowcy oraz chłopi ukraińscy z sąsiednich wsi obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 30 Polaków. We wsi Łuczyńce pow. Rohatyn banderowcy obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 25 Polaków, w tym całe rodziny. We wsi Machnów pow. Sokal zamordowali 4 rodziny polskie, tj. 18 Polaków.  We wsi Magdalówka pow. Skałat upowcy zamordowali 11 Polaków. 33-letnią Stefanię Kozłowską zatłukli kijami. Jej 7-letni syn Eugeniusz był duszony przez „powstańca” ukraińskiego i gdy przestał charczeć rzucony pod łóżko. Po kilku godzinach odzyskał przytomność, pobiegł do sąsiada, który mu pożyczył konia i konno pojechał do swego dziadka w Kozówce pow. Tarnopol. We wsi Majdan pow. Czortków zamordowali 120 Polaków. We wsi Majdan pow. Stanisławów spalili 10 gospodarstwa polskich i zamordowali 14 Polaków. We wsi Michałówka pow. Rawa Ruska zamordowali 26 Polaków. We wsi Mierów pow. Radziechów policjanci ukraińscy z żandarmerią niemiecką, po donosie Ukraińców, że Polacy współpracują z partyzantką sowiecką, dokonali pacyfikacji paląc wszystkie zabudowania i mordując 123 Polaków. Między wsią Modryń a wsią Modryniec pow. Hrubieszów upowcy wyłapali na szosie 20 Polaków, obrabowali i zamordowali, a zwłoki spalili w stodole.  Między wsią Modryń a kol. Sahryń pow. Hrubieszów znaleziono zwłoki zamordowanej nagiej 14-letniej dziewczynki polskiej, wbitej na pal, pochodzącej z Sahrynia.. We wsi Moszkowce pow. Kałusz banderowcy uprowadzili i zamordowali 11 Polaków. We wsi Mukanie pow. Radziechów obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 20 Polaków. We wsi Nakwasza pow. Brody zostało zamordowanych przez Ukraińców 12 Polaków i 1 Ukrainka: Buczkowski N. l. 55, jego żona i syn, Kowal Florian l. 55, jego żona Janina, Kozak Anna l. 30, Kozak Aleksandra l. 3, Radecki Marcin l.50, Seryfko Wiera (Ukrainka), Węgrzynowska Maria l. 50, jej córka Maria l. 15, Węgrzynowska Rozalia l. 60, Żurkowska Maria l. 55 (Kubów..., jw.). We wsi Nowosiółka Kostiukowa pow. Zaleszczyki zamordowali 10 Polaków,  w tym uprowadzili z domu 28-letniego Szczernanowicza - jego zwłoki miały połamane kości u rąk i liczne poparzenia. We wsi Ohladów pow. Radziechów zamordowali 12 Polaków.  We wsi Olchowiec pow. Brzeżany zamordowali 10 Polaków. We wsi Oleszów Tłumacz zamordowali 11 Polaków.. We wsi Opłucko pow. Radziechów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 22 Polaków. We wsi Oryszkowce pow. Kopyczyńce obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 50 Polaków. We wsi Pałahicze pow. Tłumacz podczas nocnego napadu upowcy powiązali schwytanych Polaków drutem kolczastym, zamknęli w stodole i żywcem spalili, 25 Polaków. „W Pałahiczach zamordowano Stefana Dwojaka, Jana Drohomireckiego, Józefa i Paulinę Gąsiorowskich, Adolfa Koconia, Antoniego Lewandowskiego, Dominika Sabatowicza, Wiktorię Woroszczuk i innych.” (Michał Nikosiewicz: Wojna w powiecie tłumackim 1941 – 1944. w:  Zeszyty Tłumackie 2/54/ 2014r.).  We wsi Parchacz pow. Sokal banderowcy pokłuli bagnetami 4 dzieci z rodziny polsko-ukraińskiej Bukowskich (matka Ukrainka): trzech chłopców wielu 11 – 18 lat i dziewczynkę lat 16. Jednego chłopca wrzucili do suchej studni, drugiego na dno bunkra z czasów wojny, trzeciego zakopali żywcem płytko w ziemi, dziewczynkę wrzucili do rzeki Sołokiji. W tym czasie nadjechali żandarmi niemieccy i chłopców uratowali, natomiast dziewczynka w cudowny sposób po kilku godzinach, zimą, dotarła do ciotki, gdzie była jej matka. Po wojnie zgłosiła się ona do O. Bieleckiego po metrykę potrzebną do ślubu.  (Gwardian O. Jerzy Bielecki; w: Siekierka..., s. 1031 - 1035, lwowskie). We wsi Pasieczna pow. Stanisławów zamordowali 30 Polaków, w tym 22 pracowników  kopalni. We wsi Peratyn pow. Radziechów zamordowali 2 Polaków, zarządcy majątku w gardło wbili zaostrzony kołek. We wsi Perehińsko pow. Dolina banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i kościół rzymskokatolicki oraz zamordowali 10 Polaków, w tym matkę z 3-letnią córką. Uprowadzili do bunkra 25-letnią Eugenię Czanerlę i jej przyrodnią siostrę 19-letnią Józefę Raczyńską. Tam je trzymali przez kilka dni i gwałcili, a następnie zamordowali (Siekierka..., s. 23, stanisławowskie). „Pewnego dnia do Alojzego Czanerle przyjechał znajomy Ukrainiec z Perehińska, który powiedział, że Eugenia Czanerle z córką Martą i Józefą Raczyńską zostały uprowadzone z domu i trzymane w bunkrze, tam gwałcone i grozi im śmierć. Ta wiadomość się sprawdziła, obie kobiety z dzieckiem nigdy do domu nie powróciły. Zostały zamordowane” (Maria Bolesława Gurska.; w; Siekierka..., s. 60 – 61 oraz podpis pod fotografią na s. 105; stanisławowskie). We wsi Petlikowce Nowe pow. Buczacz banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie i plebanie oraz zamordowali 12 Polaków.  We wsi Pniatyń pow. Przemyślany upowcy zamordowali 3 rodziny polskie, tj. 12 Polaków.  We wsi Poczapy pow. Złoczów zamordowali Ukraińca Włodzimierza Bukowskiego i jego żonę Paulinę, Polkę. Nie wykonał on rozkazu zamordowania żony i córki. Córkę Zdzisławę zamordowali podstępnie we wrześniu 1944 roku wywołując ją z domu w Stanisławowie, dokąd uciekła. We wsi Podhajczyki pow. Kołomyja obrabowali i spalili wieś oraz zamordowali ponad 40 Polaków. We wsi Polana pow. Lesko banderowcy zamordowali 12 osób.(J Pawłusiewicz, Na dnie jeziora, Krosno 2009, s. 311). We wsi Polany pow. Krzemieniec upowcy używając podstępu przywieźli na furmankach Polaków ze wsi Kinachowiec pod studnie o głębokości 60 –70 metrów, tutaj siekierami, nożami i bagnetami wymordowali ich i wrzucili do studni, którą zasypali gruzem i ziemią, około 70 Polaków. We wsi Połonice pow. Przemyślany w marcu 1944 r. „zamordowano  raz 4, a drugi raz 9 osób, wszystkie zabudowania Polaków spalono”.  (SPOTKANIA ŚWIRZAN - Nr 145) We wsi Połtew pow. Przemyślany: „Działo się to wszystko w marcu roku 1944. Franciszka (z domu Kamińska) wraz z mężem Romanem Bochenkiem mieszkali na terenie dzisiejszej Ukrainy, w małej miejscowości Podbór w pobliżu dużej wsi – Połtew pow. Przemyślany. W Połtwi mieszkał brat Romana – Stanisław Bochenek wraz z żoną Michaliną (z domu Burban). Obaj bracia często się odwiedzali – jako że nie mieszkali daleko. Stanisław pracował wówczas na kolei, a w pobliżu stacji kolejowej stał jego dom. Tamtego pamiętnego dnia Stanisław miał przyjść na zaproszenie żony swojego brata (czyli Franciszki) do nich do domu i zostać na noc. Los jednak chciał, że tego wieczora przyjechali pociągiem do Połtwi kupcy ze Lwowa. Takie wizyty były nieoczekiwane ale przyjmowano ich serdecznie. Nocowali wówczas niedaleko, u mieszkańców w chatach w pobliżu dworca – takie były zwyczaje i nikt się temu nie dziwił. Tego wieczora kilku z nich przyjął także i Stanisław. Ludzie ci oprócz pożądanych towarów przywozili też bez miary informacji ze Lwowa i „wolnej Europy”. No i Stanisław tak zasiedział się na tej pogadance, że już iść do brata było za późno i niebezpiecznie. /.../   Po tych wieczornych rozmowach Stanisław ugościł podróżnych i wszyscy poszli spać. W nocy, a było to gdzieś między godz. 2 a 3 rozległ się łomot o drzwi. Stanisław otworzył. W progu stanęli banderowcy. Były to trzy osoby. Zażądali od Stanisława broni, ale on jej nie posiadał i zaczął tak mówić. W odpowiedzi uderzono go kolbą od karabinu. Ścięło go to z nóg, zachwiał się, ale się nie przewrócił. (Stanisław był bardzo silny – 100 kg podnosił bez problemu). Spowodowało to jeszcze większą wściekłość prześladowców i zaraz jeden po drugim zaczęli go szpikować bagnetami. W sumie otrzymał ponad 20 ran kłutych, z czego wniosek, że było to skrajne okrucieństwo i nienawiść. Każdy z napastników musiał zadać przynajmniej 7 ciosów a żeby uśmiercić wystarczy zaledwie kilka ran kłutych. Bagnet jest to jak wiadomo blisko 30 centymetrowy nóż mocowany u szczytu karabinu. Głębokość ran była znaczna. Staszek tracił ogromne ilości krwi, ale żył. Banderowcy po tej egzekucji po prostu odeszli. Działo się to wszystko w obecności jego żony i córki. Nikt nie ośmielił się jednak wtrącać, bo za to była pewna śmierć, ale w tym czasie córka Stanisława – Kazimiera Bochenek (z polecenia swojej mamy) pobiegła po pomoc do rodziny. Było to już tak „na świtaniu” (około 4 w nocy) kiedy Roman z Franciszką zjawili się w domu swojego brata. Tu zdecydowali zawieźć Stanisława do Bałuczyna, do swoich rodziców, gdzie urzędował lekarz wojskowy niemieckiego pochodzenia. Problem był w tym, że nie mieli wozu. Roman udał się więc do ojca żony Stanisława (Burbana), aby ten użyczył im swojego. Teść powiedział mu – w trosce o swoją rodzinę (jak Banderowcy widzieli że ktoś pomaga Polakom to się wściekali): „bierz sam, ja o niczym nie wiem”. Więc Roman zaprzągł konie i pojechał po Stanisława. Do Bałuczyna było to jakieś 5 kilometrów w błocie i zimnie. Stanisław pomimo upływu krwi nie tracił przytomności i trzymał się kurczowo życia. Do wieczora następnego dnia zjawili się w Bałuczynie pozostali domownicy w tym żona Stanisława – Michalina, matka – Maria Bochenek i inni, kto mógł. Stanisław opowiedział matce, kto na niego napadł i pokaleczył. Znał z widzenia napastników, byli z którejś sąsiedniej wsi (przypuszczalnie z Przegnojowa). Doktor przybył jednak dopiero wieczorem – około 22. Przez cały dzień przyjmował bowiem rannych żołnierzy. Był on z pochodzenia Niemcem i porozumiewał się tylko po niemiecku. To było coś niebywałego, że pomimo utraty krwi, po upływie 18 godzin od zdarzenia Staszek wciąż żył, był przytomny i nawet porozumiewał się. Mało tego – w młodości uczył się niemieckiego więc jako jedyny z uczestników wytłumaczył doktorowi (z wysiłkiem!!), co mu jest gdzie ma rany itd. Po prostu rozmawiali wspólnie po niemiecku. Lekarz zaczął oględziny i gdy go odwrócił, chcąc zobaczyć jego plecy, Stanisław zaczął się dławić krwią i tak niespodziewanie umarł.. Lekarz wpadł ponoć w szał, gdy się zorientował, że stracił pacjenta „na rękach”. Zaczął wykrzykiwać po niemiecku (krzyczał coś: „kaput..!?”) i ze łzami w oczach opuścił dom. To – było widać, jego najtragiczniejsze doświadczenie tego dnia, jako że pacjent był wyjątkowo silny i nic nie wskazywało na to co się stanie. Stanisława odwieziono i pochowano w Połtwi gdzie spoczywa do dziś. Ale to jeszcze nie koniec historii dotyczącej śp. Stanisława. I choć nie powrócił do świata żywych to los zechciał, że puenta nastąpiła dopiero w kilka lat później. W wiosce Lutynka na Ziemiach Odzyskanych gdzie osiedliła się rodzina zamordowanego Stanisława spotkali oni jednego z jego oprawców. On również repatriował się do nowej Polski. Ale to już inna historia rodzinna.” (Historia śmierci Stanisława Bochenka na podstawie zapisków Romana i opowieści Franciszki Bochenków - publikacja za zgodą M. i S. Brzezińskich).  We wsi Postołówka pow. Kopyczyńce obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 14 Polaków. We wsi Potok w sołectwie Batyjów pow. Radziechów zamordowali co najmniej 11 Polaków. We wsi Poturzyce pow. Sokal zamordowali 4-osobową rodzinę polską z 2 dzieci oraz pod koniec marca 14 Polaków i 1 Ukraińca.  We wsi Poznanka Hetmańska pow. Skałat obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 19 Polaków i 2 Ukraińców. Świadek Bogusława Bowej: „Kazali im się stawić, a później ich gdzieś zabrali - opisuje drżącym głosem pani Bogusława. - Później zauważono na łąkach rozkopaną świeżo ziemię i ślady krwi. Byli zakopani tam wszyscy. Byli zmasakrowani, oprawcy nie mieli litości. Pamiętam, że sąsiadka chustą związała głowę swojego męża, aby ta się nie rozpadła. Pamiętam lament na pogrzebie. I co straszne... Przyjechali Niemcy i kazali ponownie ich wykopać. Żeby niby zrobić dokumentację fotograficzną. To było już straszne...” (https://plus.gazetalubuska.pl/moj-raj-w-brzuchowicach-miejscowosc-ta-wygladala-niesamowicie-do-czasu/ar/11681398 ). Świadek Danuta Kotelec z d. Deputat: „Weszli do wsi i powiedzieli, że na polecenie Niemców mają przyprowadzić chłopców w wieku od 15 do 19 lat - relacjonuje pani Danuta. - Po kilku dniach matki chłopców poszły do Niemców i okazało się, że ci nic o tym nie wiedzą. Zaczęli szukać i poszli do pobliskiej cegielni. Tam wykopano ciała naszych chłopców. Byli tak straszliwie torturowani... Podobno jeden z Niemców zemdlał na ten widok. Później niemiecki oficer dał matce jednego z chłopców pistolet pozwolił jej zastrzelić wójta, który stał za tym uprowadzeniem, ale kobieta tylko płakała.” (Dariusz Chajewski: Trzy kresowe światy pani Danuty. W: https://plus.gazetalubuska.pl/trzy-kresowe-swiaty-pani-danuty-poznaj-niezwykla-ich-historie/ar/11681992  ; 01.11.2016). We wsi Probóżna pow. Kopyczyńce zamordowali 16 Polaków i 4 żołnierzy sowieckich, którzy nocowali we wsi. We wsi Przeniczniki pow. Tłumacz zamordowali 19 Polaków.  We wsi Przerośl pow. Nadwórna banderowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali ponad 24 Polaków. W mieście Rawa Ruska woj. lwowskie banderowcy zatrzymali pociąg, w którym w trzech wagonach towarowych znajdowali się uciekinierzy z okolic, podpalili wagony z ich dobytkiem oraz zamordowali 28 Polaków, natomiast w szpitalu zmarła 78-letnia nauczycielka polska, której banderowcy odcięli język. We wsi Rosochowaniec pow. Podhajce zamordowali 10 Polaków;  m.in. powiesili małoletniego chłopca o nazwisku Stanisawiszyn a jego rodziców spalili żywcem. We wsi Rozworzany pow. Przemyślany Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, byli to: Balasz Pelagia, lat 60, której upowcy poderżnęli gardło; Szumska, zadźgana w łóżku haczką ogrodową; Winiarska Katarzyna; Winiarski Kacper, lat 48, wycięto mu krzyż na plecach; Winiarski Michał, lat 22, przywiązany do drzewa i zastrzelony. (Józef Wyspiański: Skutki napadów ukraińskich nacjonalistów w powiecie Przemyślany. w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich, tom 10, Kędzierzyn-Koźle 2018). Oraz: syn Ukrainiec odrąbał siekierą głowę matce, gdyż była Polką.  We wsi Rublin pow. Buczacz banderowcy zamordowali 20 Polaków. We wsi Rusin pow. Sokal zamordowali 10 Polaków: 5 dzieci (w tym 2-miesięczne i 3 dziewczynki lat 8 – 13), 2 kobiety i 3 mężczyzn lat 20 – 27. „ Siostra mojej babci miała na imię Zofia Kamińska (zd. Gnat), urodzona w lutym 1923 r. Wraz z nią została zamordowana jej córeczka, miała zaledwie 6 tyg. i na imię miała Czesława. Na Pańskiej liście widnieje ona pod imieniem Kamińska X (córka Jana). Według mojej babci Zofia wraz z rodziną zostali złapani, kiedy uciekali ze swojej wioski (Rusin). Wraz z nią, jej mężem Janem i córeczką uciekali jeszcze brat Jana i ciotka z dwiema córkami (niestety imienia nie znam). Jej męża Jana i brata UPA od razu zabrała, a kobiety i dzieci były trzymane jeszcze przez jakiś czas, a następnie zamordowano ich w lesie. Ciała kobiet i dzieci odnalazła teściowa Zofii. Zofia miała ślady tortur na ciele, ponadcinane piersi i skórę na głowie (tak jakby jej próbowali zerwać skórę z głowy). Ciał mężczyzn nigdy nie odnaleziono.” (Monika Flanagan; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/czytelnicy_2.html ). We wsi Rybniki pow. Brzeżany obrabowali 42 gospodarstwa polskie, 39 spalili i zamordowali co najmniej 10 Polaków. We wsi Rybno pow. Kosów Huculski upowcy wymordowali 36 Polaków,. „W kuchni leżała pocięta nożami kobieta. Nie poznałyśmy jej. Później się okazało, że była to Sabina Zielińska, którą banderowcy zaciągnęli z drogi do domu Banerów i tam zamordowali. /.../ Wujek leżał martwy na podłodze, obok niego jego córka Krysia. Wujka Kulbickiego banderowcy zabili strzałem w głowę, Krysię posiekano nożami” (Jastrzębski..., s. 234; stanisławowskie). We wsi Rypianka pow. Kałusz banderowcy zamordowali 7 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę Polańskich z 2 dzieci.  We wsi Sahryń pow. Hrubieszów Ukraińcy zamordowali Polkę, żonę Ukraińca, który sam ją przyprowadził w miejsce, gdzie mu nakazali. Inni: upowcy uprowadzili i zamordowali 23-letnią Polkę, Marię Kowalczyk, żonę Ukraińca, Bazylego Szykuły.  We wsi Siekierzyńce pow. Kopyczyńce zamordowali 25 Polaków. We wsi Sielce k. Żółkwi banderowcy zamordowali 150 rodzin polskich (Sowa..., s. 234).  We wsi Skorodyńce pow. Czortków zamordowali 4 Polaków, w tym kobietę w zaawansowanej ciąży i jej 4-letniego syna. „Z opowiadań świadków dowiedziałam się, że banderowcy torturowali mego ojca: przypiekali go rozpalonym żelazem, wsadzali do nagrzanego pieca chlebowego, obcięli mu uszy i język, a po zamordowaniu zwłoki wrzucili do głębokiej studni, obok starej, nie zamieszkałej leśniczówki miedzy wsią a lasem w kierunku wsi Byczkowice. Gdy zginął miał 40 lat” (Halina Grabowiecka; w: Komański..., s. 697). We wsi Słoboda Równiańska pow. Kałusz obrabowali i zamordowali mieszkające tutaj 2 rodziny polskie, tj. 9 Polaków.  We wsi Słobódka Turylecka pow. Borszczów obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 16 Polaków. We wsi Sokale pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali 3 rodziny polskie, tj. 14 Polaków. We wsi Stanisłówka pow. Żółkiew zamordowali 11 Polaków. We wsi Stefanówka pow. Kałusz upowcy wdarli się do kościoła w którym schroniła się ludność polska i wymordowali 250 – 300 Polaków. We wsi Suszczyn pow. Trembowla banderowcy zamordowali 16 Polaków, którzy nie zdążyli uciec ze swoich gospodarstw. We wsi Szrańczuki pow. Brzeżany obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 16 Polaków. We wsi Święty Stanisław pow. Stanisławów banderowcy zatrzymali na drodze 4 młodych Polaków lat 17 – 20 i powiesili ich na przydrożnych słupach telefonicznych.  W okolicach wsi Tarnoszyn pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski): „Kolejny akt zbrodni rozegrał się na początku marca 1944 r. Patrol z sotni „Bradziaga” pojmał w okolicy Tarnoszyna czterech Polaków. Powiązano ich drutami i wrzucono do drewnianej stodoły, którą podpalono. Polacy spłonęli żywcem.” (Marian Adam Stawecki: „.Rajd śmierci pod Tomaszowem Lubelskim”"Tygodnik Tomaszowski" nr 12 z 20 marca 2012 r. ; za: http://www.tygodniktomaszowski.pl/index.php?  ;14.04.2012). We wsi Tatarów pow. Nadwórna zamordowali 15 Polaków.  W mieście Tłumacz woj. stanisławowskie zamordowali:: „Michała Kłonowskiego, księdza Mariana Kłonowskiego, Kazimierza Roztropowicza, Władysława Siuszko, Karola Brzuchacza.” (Michał Nikosiewicz: Wojna w powiecie tłumackim 1941 – 1944. w:  Zeszyty Tłumackie 2/54/ 2014r.)

PUBLIKUJEMY DOKUMENT ARCHIWALNY IPN Rz 052/411, k. 60-61.

Jest to prywatny ukraiński list z 1964 r. do polskiego przedwojennego sąsiada. Ukrainiec wyraża oburzenie bezkarnością banderowskich zbrodniarzy.

„Dnia 22.01.1964 r.  Chcę Ci przypomnieć, może jeszcze nie zapomniałeś, kiedy mieszkaliście w naszym Tłumaczu podczas okupacji faszystów niemieckich w latach 1941-1944, co wtedy wyprawiali ukraińscy nacjonaliści, tak zwani bandery. Jak oni mordowali rodzinę, żonę i dzieci Pawła Titjunyka, Frani Mazurkywycz, Władka Skotnickiego, Frani Charka i wielu innych niewinnych ludzi, a teraz ci co mordowali te niewinne kobiety i dzieci, mieszkają w Tłumaczu, to mordował bandyta Dańkiw Władyk Dymytrowycz, i Muliar Mykoła Iwanowycz, w swojej stodole pomordowali siekierami, tego nie można tak podarować. Powiem Ci, co trzeba zrobić. Trzeba zrobić tak, odszukać starego Skotnickiego Jacka, i Charka Pawła, żeby oni napisali listy, kto zamordował ich synów, kiedy, w którym miesiącu i roku było to morderstwo, w marcu 1944 roku i Titjunyk Pawło także niech napisze, za swoich dzieci i żonę, i wyślą na adres rejon Kamianka Buska, KGB obwodu Lwowskiego, i swój adres i podpis. Jeśli Ty ich nie odnajdziesz, to napisz sam za te zabójstwa i podpisz się nazwiskiem ich krewnych na adres Kamianka Buska KGB, a tutaj załatwią się z nimi na miejscu. Zrób to koniecznie, bo takiego grzechu nie można bandytom darować, za niewinną krew młodych ludzi. Pisz w języku polskim. Z poważaniem, Mikołaj.” (https://www.facebook.com/StowarzyszenieUOZUN/ ; 18 marca 2021)

We wsi Tołszczów pow. Lwów miejscowi banderowcy zamordowali swoich sąsiadów – 12 Polaków, w tym dziewczęta. We wsi Tomaszowce pow. Kałusz banderowcy spalili żywcem 2 Polki: Rozalię Rymar z 20-letnią córką Stanisławą. We wsi Trędowacz pow. Złoczów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 40 Polaków. We wsi Turki pow. Kamionka Strumiłowa Ukraińcy powiesili na drzewie Agnieszkę Święs.  We wsi Turynka pow. Żółkiew banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków. We wsi Uhnów pow. Rawa Ruska zamordowali 70 Polaków.  We wsi Uhrynów pow. Kałusz zaginęły bez wieści 2 mieszkające tutaj rodziny polskie, tj. 9 Polaków. We wsi Uhrynów pow. Stanisławów miejscowi banderowcy zamordowali 20 Polaków. We wsi Uniów pow. Przemyślany (prawdopodobnie 11 marca 1944) banderowcy zamordowali 19 Polaków i 1 Ukraińca, męża Polki. 4-osobową rodzinę Golańskich oraz rodzeństwo Stasiuków spalili żywcem z domami; Polkę, żonę Ukraińca, powiesili na czereśni. We wsi Waleśnica Leśna pow. Nadwórna banderowcy z okolicznych wsi zamordowali 10 Polaków. We wsi Wiązowa pow. Żółkiew zamordowali 16 Polaków.  We wsi Wierzbów pow. Brzeżany obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków. We wsi Wierzchnia pow. Kałusz obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 12 rodzin polskich, tj. około 60 Polaków. We wsi Witków Nowy pow. Radziechów złapali podczas pracy w lesie Jana Dobrowolskiego, oblali go smołą i żywcem spalili. We wsi Wola Wysocka pow. Żółkiew zamordowali 199 Polaków. W jednej mogile spoczęło 187 Polaków – jak podał ks. bp Wincenty Urban. We wsi Wolica pow. Żółkiew w przysiółku Wieczorki pod koniec marca zamordowali i wrzucili w przerębel do stawu 14 Polaków z 3 rodzin, w tym dzieci od 1 roku życia. We wsi Wolica Komarowa pow. Sokal zamordowali 22 Polaków, całe rodziny. We wsi Wołków pow. Lwów podczas napadu na przysiółek Zagóra banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków. We wsi Wróblaczyn pow. Rawa Ruska  zamordowali 30 Polaków.  Na stacji kolejowej Wybranka pow. Bóbrka zatrzymali Polaka oraz jego syna, Stanisława, lat ok. 12 – 14, młynarza ze wsi Dziewiętniki. Uprowadzili ich do lasu, przywiązali do drzewa i po torturach, m.in. oskalpowaniu, zamordowali. Gdy odnaleziono ich zwłoki, były to już kości ogryzione przez mrówki.  We wsi Zadwórze pow. Przemyślany zamordowali 11 Polaków. We wsi Zakrzewce pow. Tłumacz na początku marca miejscowi upowcy zamordowali 14 Polaków. W miejscowości Zakrzówek pow. Kraśnik : „W marcu 1944 r. niemiecki oddział SS wraz z policja ukraińską wyłapał około 80. Polaków, zaprowadził ich na łąkę i wszystkich wystrzelał.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). We wsi Zawałów pow. Podhajce banderowcy uprowadzili, zgwałcili i zamordowali 2 dziewczyny polskie: 17-letnią Lidię Kordas  i 20-letnią Julię Niemiec. We wsi Zawój pow. Kałusz uprowadzili 10 Polaków, w tym dyrektora miejscowej fabryki, którzy zaginęli bez wieści. We wsi Zielona pow. Kopyczyńce: „W marcu 1944 r. zostali zam. Polacy: 20 osób NN.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). We wsi Zielona pow. Nadwórna miejscowi banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków. We wsi Zielów pow. Gródek Jagielloński banderowcy zamordowali 15 Polaków. We wsi Zofiówka w sołectwie Howiłów Wielki pow. Kopyczyńce  zamordowali co najmniej 22 Polaków.  We wsi Żółtańce pow. Żółkiew spalili żywcem w domu 4-osobową rodzinę Słupskich: dziadków z wnukami lat 5 i 7. We wsi Żuratyn pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali 12 Polaków. W powiecie Żółkiew: „Delegatura nasza w Żółkwi zawiadamia nas, że w okolicznych wsiach terrorystyczne bandy ukraińskie wymordowały ostatnio w bestialski sposób około 80 osób narodowości polskiej, a w szczególności w Woli Wysockiej 11 osób, w Kładnie Wielkim 40, w Wiązowej 16, Janówce 10, Fujnej 8, Zameczku 3, w Rokitnej 30. Po dokonanych mordach bandy te podkładają ogień pod gospodarstwa pomordowanych Polaków i odczekawszy aż pożar strawi je doszczętnie odchodzą spokojnie przez żadną władzę nie ścigane. W Kładnie Wielkim spalono kościół.” (1944, 13 kwietnia – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie dotyczące mordów dokonywanych przez bandy ukraińskie na ludności polskiej w rejonie Żółkwi. W: B. Ossol. 16721/1, s. 247).

W marcu 1944 roku na Lubelszczyznę zaczęły przybywać liczne oddziały UPA z Wołynia, a nawet z Karpat. Ustaliła się 120 kilometrowa linia frontu pomiędzy UPA a AK-BCH w powiecie hrubieszowskim i tomaszowskim.