- Kategoria: Historia
- Bogusław Szarwiło
- Odsłony: 1305
Fakty i legenda o Tadeuszu Koronie ps. „Groński”, ps. „Halicz”
/ Dom w Kowlu gdzie mieścił się Inspektorat Rejonowy AK Okręgu Wołyń
Kim był Tadeusz Korona ps. "Groński"? Dla mnie osobiście był bohaterem, dzięki któremu uratowało się wielu Polaków podczas "Rzezi Wołyńskiej" 1943 r. O tym młodym człowieku słyszałem od dzieciństwa, nawet myślałem , że Groński to nazwisko a Korona pseudonim. Wspominali o nim członkowie mojej rodziny między innymi, wujek Zygmunt Romankiewicz ps. "Brzoza" i kuzyn Mieczysław Romankiewicz ps. "Sarna" z oddziału "Jastrzębia" ( por. Władysława Czermińskiego). Razem brali udział w bitwie pod Gruszówką, o czym później. Tadeusz Korona pochodził z Kowla gdzie od dawna mieszkali jego rodzice: Stanisław i Antonina. Miał 3 braci i siostrę.
Rodzina rozsypała się z chwilą wybuchu wojny. Brat Hipolit podporucznik rezerwy, zmobilizowany w sierpniu 1939 r. dostał się do niewoli niemieckiej i trafił do oflagu w Woldenbergu ( Dziś Dobiegniew ). Najstarszy z braci Henryk, który ukończył politechnikę we Lwowie jeszcze przed 1941otrzymał nakaz pracy na terenie środkowej Ukrainy. Następny brat Aleksander w 1940 roku został aresztowany przez NKWD i zaginął bez wieści. Tadeusz ukończył przed wojną Technikum Drogowe i jako maturzysta zaliczył podchorążówkę. Było naturalną koleją rzeczy, że znalazł się 1943 r. w konspiracji pod pseudonimem "Groński". Należy w tym miejscu wyjaśnić, że po pierwszej okupacji sowieckiej, na Wołyniu prawie nie było żadnej sieci konspiracyjnej, sowieci skutecznie zlikwidowali. Po ataku Niemców w 1941 r. na Związek Radziecki, Polskie Państwo Podziemne rozpoczęło odtwarzanie struktur organizacji. W sierpniu 1942 r. Komenda Główna AK wydzieliła Okręg Wołyński z Obszaru nr 3 ( Lwów), podporządkowując go bezpośrednio sobie. We wrześniu tego samego roku komendantem Okręgu mianowano p płk Kazimierza Bąbińskiego ps.„Luboń” ( awansowany na pułkownika w marcu 1943 r). Okręgowym Delegatem Rządu został Kazimierz Banach („Jan Linowski”), który przybył na Wołyń 21 listopada 1942 r. Natomiast "Luboń", przybył do Kowla, dopiero w marcu 1943 r.
/ Bąbiński
/ K. Banach
/ J. Szatowski
Również na życzenie Bąbińskiego KG. AK na Wołyń skierowała kpt. Jana Szatowskiego ps. "Kowal", który został Inspektorem Rejonowym na powiat kowelski i lubomelski ( awansowany na majora w listopadzie 1943 r.). Jego zasługą było zorganizowanie rozwiniętej sieci konspiracyjnej AK na podległym terenie .W dyspozycji "Kowala" pozostawało wielu oficerów, między innym pchor. Tadeusz Korona ps. "Groński".
Kierownictwo Państwa Podziemnego zostało zaskoczone antypolską akcją nacjonalistów ukraińskich. Właściwie do lipca 1943r. łudzono się możliwością nawiązania dialogu z Ukraińcami w celu wspólnej walki z okupantem niemieckim. Tego między innymi dotyczył spór pomiędzy komendantem okręgu AK Wołyń Kazimierzem Bąbińskim a Okręgowym Delegatem Rządu Kazimierzem Banachem co do podejścia do sprawy ukraińskiej. Banach postulował nawiązanie rozmów z Ukraińcami i znalezienie kompromisu, natomiast dowódca Okręgu AK propozycje te traktował jako zdradę. Delegat Rządu chciał także włączenia wszystkich sił AK do samoobrony ludności polskiej, podczas gdy płk „Luboń” zażądał przekazania do swojej dyspozycji mężczyzn w wieku od 18 do 40 lat, aby wykonać plan „Burza”. Energicznie sprzeciwiał się temu Banach, który uważał, że przeprowadzenie „Burzy” na terenie Wołynia znacznie pogorszy stan bezpieczeństwa ludności polskiej. 10 lipca 1943 r. we wsi Kutycze pod Kowlem zostali zamordowani polscy negocjatorzy: przedstawiciel Okręgowej Delegatury por. Rządu Zygmunt Rumel („Poręba”) i por.Krzysztof Markiewicz („Czart”, „Boruta”). Natomiast już 11 lipca, w słynną "krwawą niedzielę", Polacy byli mordowani w 97 wsiach i koloniach oraz 13 majątkach. Tego dnia zginęło co najmniej 3102 Polaków.
/ Polacy zamordowani we wsi Lipniki (Domena publiczna)
UPA zaatakowała Polaków podczas nabożeństw w kościołach: w Chrynowie, Porycku i Zabłoćcach (pow. włodzimierski), w Kisielinie (pow. horochowski), w kaplicy w Krymnie (pow. kowelski); z kolei w Koniuchach (pow. horochowski) Polacy byli mordowani przed kościołem. Wraz z wiernymi w kościołach w pow. włodzimierskim zamordowano trzech księży, a ksiądz w Kisielinie został ranny. Wobec klęski koncepcji ugodowej wysuwanej przez K. Banacha, teoretycznie spór między „wojskiem” i „cywilami” został zażegnany i 19 lipca 1943 r. wydano nawet wspólny rozkaz, zapowiadający zespolenie sił wojska (AK) i samoobrony. Już następnego dnia , 20 lipca zadecydowano o utworzeniu oddziałów partyzanckich na Wołyniu. Według stanu badań na 2016 r., na podstawie danych zebranych z różnych dokumentów łączna liczba Polaków zamordowanych na Wołyniu w lipcu 1943 r. sięga co najmniej 11 407 , a Polacy byli unicestwiani w co najmniej 633 jednostkach administracyjnych najniższego szczebla – wsiach, koloniach, osadach i majątkach. Regularne oddziały UPA już nie tylko wychodziły z lasu by atakować, ale także tworzyły przyczółki w ukraińskich wsiach. Na Wołyniu sieć dróg była stosunkowo rzadka (zwłaszcza w porównaniu z województwami zachodnimi II RP), co sprzyjało oddziałom partyzanckim, ale nie zwykłym cywilom rozsianym po wsiach i miasteczkach. Problemem były osamotnione wsie, nawet takie, w których gospodarze zadbali o zdobycie broni, miała one niewielkie szanse w walce z oddziałami UPA. Banderowcy, często wielokrotnie liczniejsi, okrążali wieś, odcinali szlaki komunikacyjne i przystępowali do ustawicznego mordowania, czasem także spędzając ludność w jedno miejsce i dokonując podpaleń. W tej sytuacji "Kowal "postanowił skierować w teren kilka patroli celem utworzenia baz samoobron lub zawiązania oddziałów partyzanckich AK. W tym celu do Kamienia Koszyrskiego został właśnie skierowany Tadeusz Korona ps. "Groński". Misja ta niestety nie powiodła się i to z wielu powodów. Na terenie południowego Polesia i Wołynia ,w trójkącie Kamień Koszyrski–Sarny–Dubnick, od ok. 5 lutego 1943 r. działał oddział, nazwany imieniem T. Kościuszki, podporządkowany rozkazom z Moskwy. Dnia 2 sierpnia szef USzRP ( Ukraińskiego Sztabu Ruchu Partyzanckiego) wyznaczył na dowódcę Mikołaja Kunickiego ps.„Mucha". Dnia 18 sierpnia ponad 100 partyzantów oddziału "Muchy", walczyło w obronie ludności polskiej zamieszkałej w miejscowości Majdan k. Kamienia Koszyrskiego. Na polską wieś napadł około 200-osobowy oddział ukraiński. Atak partyzantów "Muchy" zmusił przeciwnika do odwrotu. Po zakończeniu walki zgłosiło się 18 uzbrojonych ochotników z miejscowej samoobrony. Natomiast ludność z Kamienia Koszyrskiego uciekła nie chcąc angażować się tworzenie samoobrony. 19 sierpnia 1943 r. sierpnia kureń "Nazara" (Pawło Kłyłymuk), razem z oddziałami "Łysego" ( Iwan Kłymczak) i "Kubika"( Tychon Zynczuk), pod dowództwem "Rudego" ( Jurij Stelmaszczuk ) zaatakowały Kamień Koszyrski gdzie zamordowali 120 Polaków. Wyparli Niemców, zdobywając dużo sprzętu wojskowego i żywności. Warto w tym miejscu wspomnieć, że nie była to jedyna nieudana misja. Por. Stanisław Kądzielawa ps. "Kania" nie założył bowiem bazy samoobrony w Rużynie, a por. Michał Fjałka ps. "Sokół" nie doczekał się obiecanego oddziału BCH z Lubelszczyzny w Ziemlicy i w tej sytuacji "Kowal" skierował go do Zasmyk. Jedynie por. Władysław Czermiński ps. "Jastrząb" zorganizował w Zasmykach pierwszy oddział partyzancki AK w pow. kowelskim. 21 sierpnia (1943 r. , 30 osobowy oddział pchor. Tadeusza Korony "Grońskiego" , został skierowany przez Rejonowego Inspektora AK "Kowala" , do Zasmyk .Natomiast 22 sierpnia 1943 r. w lesie Lityńskim, koło leśniczówki Gruszówka, bojówka ukraińska zamordowała 7 osób jadących furmanką z Radowicz (gm.Turzysk) do zasmyckiego kościoła, w tym Adama Bartoszewskiego, lat 63, jego żonę Weronikę (Rozalię), lat 55; Ludwikę Daszkiewicz, lat 59, oraz cztery osoby o nieustalonych nazwiskach. Zwłoki odnaleziono po 3 tygodniach od mordu. W tym dniu po południu zamordowano następnych 13 mieszkańców Radowicz wracających z kościoła w Zasmykach, m.in. Marię Kiełbasę z synem Marianem (Józefem); Rozalię Kułakowską, lat 49, Stanisława Malinowskiego, lat ok. 50 i jego żonę Anielę, lat ok. 45, Ewę Młynek, lat 13. 23 sierpnia w kolonii Piórkowicze, gdy kilka rodzin powróciło do swoich zagród po żywność, zostali przez upowców zamordowani: Koperska, lat 35, żona Michała, Koperska, żona Karola, lat 40 i ich córka Maria, lat 10, Piotr Kursa, lat 58, Bronisława Szarwiło, lat 36, Matylda Szarwiło, lat 30. 27 sierpnia (1943 r.) rankiem, oddział "Grońskiego" patrolujący przedpole Zasmyk, w okolicy wsi Worona, natknął się na sotnię UPA ćwiczącą z drewnianymi atrapami broni. Zabrano im tą broń i rozpędzono. W powrotnej drodze przyłapano jednak furmankę wiozącą dwóch oficerów UPA, a w przewożonej słomie znaleziono ukrytą broń. Po rewizji osobistej upowskich oficerów znaleziono meldunki i rozkazy dotyczące likwidacji bazy zasmyckiej dnia 1 września 1943 r.. Oficerów rozstrzelano, furmana puszczono wolno. Ponieważ Zasmyki nie były przygotowane do obrony dowództwo samoobrony podjęło decyzję o ataku wyprzedzającym. Wieczorem 30 sierpnia 1943 r., po uzupełnieniu amunicji, wydzieleniu chorych, oddział w liczbie 50 ludzi, razem z oddziałem pchor. „Grońskiego”, okrężną drogą przez las Lityński ruszył na tyły wroga. Uciążliwy marsz trwał całą noc. O świcie 31 sierpnia 1943 r. oddział podzielony na dwie części dowodzone, jedna przez "Jastrzębia" i druga przez "Sokoła", przeszedłszy zaroślami opodal niewielkiego jeziora, dokonały nagłego ataku na uśpiony oddział upowców. Zaskoczenie było całkowite. Upowcy nie spodziewali się Polaków atakujących ich ugrupowanie od tyłu, od strony przeciwnej niż Zasmyki. Atak przeprowadzony był w bezpośredniej bliskości bronią ręczną i granatami, wypędzając ich z okolic leśniczówki w zarośla. W bezładnej strzelaninie nie stawiali oporu. Po momencie pierwszego zaskoczenia upowcy jednak ochłonęli i częścią swoich sił zajęli stanowiska ogniowe. Wywiązała się ostra walka ale zakończona zwycięstwem strony polskiej. "Groński" nacierając na prawym skrzydle, brawurowo rozproszył ochronę taborów i woźniców, zdobywając wozy z amunicją i różnorakim zaopatrzeniem. Niestety podczas pierwszego natarcia zginął szer. Stanisław Romankiewicz ps. "Zając", z oddziału "Jastrzębia" ( nawiasem mówiąc syn mojego wujka). Kilka dni po tym boju oddział podchorążego „Grońskiego” został skierowany przez „Kowala” do Rużyna . W tym miejscu warto zaprezentować kilka zdań na temat tej miejscowości, które pochodzą ze wspomnień byłej mieszkanki Ewy Bednarek (z d. Piłkowska) . Do pierwszej wojny światowej w Rużynie prócz ukraińskiej wsi był majątek ziemski. W latach 1920/21 został rozparcelowany. Znaczną część gruntów po tym majątku wykupili rolnicy narodowości polskiej, którzy przyjechali tu z Galicji Zachodniej i z kielecczyzny, tworząc rozproszoną kolonię (około 40 rodzin). Wśród nich przyjechał tu, zakupił ziemię i postawił budynki Walenty Karlikowski. Mieszkając w Różynie W. Karlikowski został radnym sejmiku powiatowego w Kowlu. Z jego inicjatywy i pod jego przewodnictwem powstał komitet budowy szkoły powszechnej w Różynie. Powstała ona na granicy między wsią ukraińską, a rozproszoną kolonią polską. Jak na te czasy i na te warunki był to okazały budynek z dużą salą gimnastyczną i z mieszkaniami dla nauczycieli. W 1938 roku W. Karlikowski powtórnie został wybrany na posła do Sejmu RP( W 1940 r. został wywieziony przez sowietów na Sybir). W nowym budynku szkolnym nie tylko mieściła się 7 klasowa szkoła powszechna, ale także Uniwersytet Ludowy (jeden z 20 w Polsce międzywojennej i drugi na Wołyniu).
/ Zdjęcie budynku ( Uniwersytetu) jest w artykule: " Wspomnienia i fakty z życia mojej Mamy" https://btx.home.pl/ksiBTX/index.php/historia/1465-wspomnienia-i-fakty-z-zycia-mojej-mamy
/ Członkinie Uniwersytetu Ludowego w Różynie
W latach 1935-1939 kierownikiem na tym uniwersytecie był Kazimierz Banach, działacz ludowy i młodzieżowy. Powtórnie pojawił się w Różynie w latach 1942/43 jako delegat (w konspiracji) Rządu RP na województwo wołyńskie. Włączył się też w prace Uniwersytetu Ludowego w Rużynie Zygmunt Rumel ( poeta i w czasach okupacji komendant Bch na Wołyniu - zamordowany przez OUN-UPA) aktywny członek Zrzeszenia Byłych Wychowanków Liceum Krzemienieckiego, które podtrzymywało głębokie więzi z ruchem ludowym i młodzieżą wołyńską. (...)Najgorzej było w 1943 r. ze wszystkich stron dochodziły okrutne wieści o rzeziach, a nocami widać było łuny pożarów. Rużyn znalazł się w strefie zainteresowania konspiracji AK Okręgu Wołyń z powodu dogodnych warunków na organizację "zrzutowiska" dla dostaw obiecanej broni i innego wyposażenia wojskowego.."Groński" zadanie wykonał, zajmując szkołę i ustanawiając tam swoją bazę. Na maszcie przed szkołą kazał powiesić biało-czerwoną flagę. Przejął też pod swoje rozkazy wszystkich członków KPB , czyli Państwowego Korpusu Bezpieczeństwa z Rużyna, który miał stanowić siłę zbrojną Delegatury. Oddział ten nie przedstawiał wielkiego potencjału. Wraz z nim "Groński" przejął jedyny erkaem, jaki KPB posiadał na swoim stanie. Oddział "Grońskiego" liczył około 100 ludzi i zakwaterował się w szkole. Nie podobało się to jednak Ukraińcom ( konkretnie sołtysowi Zacharowi Poleszukowi, ) i donieśli o tym fakcie Niemcom. Dnia 19 września 1943 r. o świcie Niemcy otoczyli szkołę przy użyciu samochodów pancernych i zmusili cały oddział „Grońskiego” do poddania się. "Groński" mając na uwadze między innymi rozkaz "Lubonia" zakazujący potyczek z Niemcami poddał się bez walki Wszyscy żołnierze oddziału zostali umieszczeni w kowelskim więzieniu. Wykorzystywano ich do różnego rodzaju prac na terenie miasta, a więc potraktowani stosunkowo łagodnie, a to na skutek zgodnych zeznań, że oddział ich stanowił samoobronę przeciw rzeziom ukraińskim, co do których Niemcy już zdążyli się przekonać. Część tych żołnierzy wychodząc na roboty z czasem zbiegła, reszta włącznie z "Grońskim" została wykupiona przez ogniwa konspiracyjne. W październiku 1943 r. po akcji likwidacji ukraińskich wsi Sokół i Połapy ( 5 październik) w powiecie lubomelskim, w drodze powrotnej OP "Jastrząb" pojawił się w Rużynie. Rozstrzelano sołtysa – donosiciela, a także jego syna Antona jawnie głoszącego swoje poglądy o mordowaniu Polaków. Wśród zbiegów z obozu jenieckiego w Kowlu byli tacy którzy trafili do oddziału samoobrony Janówki (koło Zasmyk ) jak: Stefan Dulba ps. "Gołab", Konopka Jan ps."Ździebełko", Konopka Stanisław ps."Mikuła " i inni . Tadeusz Korona wyszedł z kowelskiego więzienia w grudniu 1943 r. Inspektor Rejonowy skierował go do powiatu lubomelskiego gdzie działał oddział "Korda" (por. Kazimierza Filipowicza). Tadeusz Korona na czele oddziału złożonego z kilkunastu ludzi wyruszył spod Kowla do Ostrowy, odważnie przechodząc przez tereny okupowane przez UPA. Jego oddział u „Korda” stała się zaczątkiem III plutonu ( Dowódcą I plutonu był Michał Struś ps. "Pocisk", a II plutonu: Karol Dyczko ps. "Pika"). Tadeusz Korona pod zmienionym pseudonimem "Halicz" został jego dowódcą. Pluton ten bardzo szybko się powiększał swoje szeregi. Niestety "Halicz" dowodził nim stosunkowo krótko. Wczesnym rankiem dnia 15 stycznia 1944 r. z Lubomla przez Trebejki w stronę Bindugi jechały cztery samochody pancerne wypełnione żołnierzami Wehrmachtu i policji ukraińskiej. Zaskoczyli czujki ubezpieczeniowe pojawiając się niespodziewanie od strony Rymacz, podążając do Rakowca. Czujki strzałami zasygnalizowały zbliżające się niebezpieczeństwo. Niemcy jednak, na skutek śliskiej i zaśnieżonej drogi, nie wykorzystali efektu zaskoczenia, bowiem nie byli w stanie na miejscu zatrzymać samochodów i wjechali na skrzyżowanie dróg, gdzie dopiero wysiedli się z samochodów otwierając ogień w kierunku partyzantów. Pluton „Halicza” jako pierwszy poderwał się do kontrnatarcia. To na tym plutonie Niemcy skupili cały ogień. Mimo nawały ogniowej oddział "Halicza" wytrzymał, likwidując celnymi seriami cztery niemieckie samochody. Niemcy ponieśli poważne straty i zostali zmuszeni wycofywać się z kierunku, skąd przyjechali. Widząc to pozostała część oddziału "Korda" odcięła Niemcom drogę powrotu i zmusiła ich do wycofania się na wschód w stronę Zamłynia i Sztunia, a następnie do Lubomla. Był to pierwszy bój oddziału „Korda” z Niemcami i mimo strat – bój zwycięski, który znacznie podbudował morale żołnierzy. Zdobyto wiele broni i amunicji płacąc za nią ... zabitymi i trzema rannymi żołnierzami. W walce poległ również dowódca plutonu pchor. Tadeusz Korona ps. „Halicz”. Oddał życie za Wołyń i Polskie Kresy. Zginął jak wielu innych patriotów wychowanych w czasach II RP. I tu moim zdaniem kończą się fakty a zaczęła tworzyć się legenda o naszym bohaterze. Ponieważ jego historia splotła się z "Rzezią Wołyńską", to jej ciężar odcisnął się w specyficzny sposób na wspomnieniach o jego dokonaniach. Historycy Michał Klimecki i Zbigniew Palski , autorzy referatu o polskiej samoobronie na Wołyniu , podali Tadeusza Koronę - Halicza jako przykład polskiego "odwetu" na Ukraińcach. Moim skromnym zdaniem przede wszystkim słowo "odwet" nie jest szczęśliwym określeniem samoobrony mordowanych Polaków. Tym bardziej, że część ukraińskich historyków ( Na czele z W. Wiatrowiczem), już wykorzystała ten fakt i twierdzi, że zbrodni dokonywanych w latach 1943-1945 na obszarze Wołynia i Galicji Wschodniej dokonywano w ramach regularnego polsko-ukraińskiego konfliktu zbrojnego, co jest totalną bzdurą. Wszyscy znają cyfry 50-60 tys., to liczba pomordowanych Polaków na Wołyniu i 2-3 tys. liczba Ukraińców którzy zginęli w trakcie polskich działań obronnych. Co najmniej pół roku 1943 bandy ukraińskie mordowały bezbronną ludność polską Wołynia, stąd to słynne określenie "Rzeź".
Dopiero po 20 lipca 1943 powstało 9 polskich oddziałów partyzanckich, w których do początku 1944 r. służyło maksymalnie 1500 ludzi. Tymczasem w OUN-UPA w końcu 1943 r. według najniższych ocen znajdowało się około 20 tys. ludzi na całym terytorium jej działania. Samoobrona i oddziały partyzanckie powstały zbyt późno i były zbyt małe, by zapobiec wszystkim zbrodniom. Przy tym wszystkim musimy pamiętać, że Polaków na Wołyniu było ponad pięć razy mniej niż Ukraińców. Te liczby mówią same za siebie, czy tak wygląda "odwet"? Przy tym warto wspomnieć, że 22 kwietnia 1943 roku, Komendant Okręgu Wołyń AK, pułkownik Kazimierz Bąbiński stanowczo zakazał: "stosowania metod, jakie stosują ukraińskie rezuny. Nie będziemy w odwecie palii ukraińskich zagród lub zabijali ukraińskie kobiety i dzieci". Jednocześnie zakazał współpracy w ramach samoobrony z Niemcami i partyzantką radziecką. Wracając do referatu Klimeckiego i Palskiego zacytuję : " Np. pchor. Tadeusz Halicz-Korona, który w sierpniu dokonał pacyfikacji Kleczkowicz, Turowicz i Klewiecka został postawiony przed sądem polowym i skazany na karę śmierci. Wyroku nie wykonano na skutek interwencji inspektora rejonu Kowel mjr. Jana Kowala-Szatowskiego." Przykro mówić ale historycy podeszli do sprawy jakoś tak pobieżnie i bez zastanowienia. Dowody widać gołym okiem. Po pierwsze T. Korona w tym czasie nie używał jeszcze pseudonimu "Halicz". Dalej piszą jak podkreśliłem, że w sierpniu dokonał pacyfikacji w/w ukraińskich wsi. Nie wiem czy sam był świadkiem "lipcowej rzezi", czy tylko słuchał o ogromie zbrodni od cudem uratowanych. A brzmiało to zapewne tak jak wspomina to Wacław Gąsiorowski: "Calutka wieś była wyrżnięta. Kobiety były porozpruwane na wylot. Niektóre w ciąży. To wszystko leżało. Mężczyźni – głowy odcięte. A małe dzieci na kołki nasadzane. Żywcem na kołki ". Wiem, że w tworzonym przez niego oddziale miał żołnierzy, którym banderowcy wymordowali najbliższych, którzy uważali, że Ukraińcy rozumieją tylko język siły, że zbrodniarzy może powstrzymać tylko krwawa odpowiedź, inaczej nie da się ich powstrzymać. Smutne to ale prawdziwe, że to z powodów politycznych do szło do sądu polowego i pokazowego wyroku. Po części potwierdza to fakt interwencji (niższego stopniem) "Kowala" i po drugie, że takich akcji ( w pełni słusznych) było znacznie więcej, które obyły się jednak bez sądu. Trochę podobnie było z zakazem, Komendanta OW, w sprawie współpracy z Niemcami i sowiecką partyzantką. Zakaz zakazem ale jak trzeba było bronić się przed UPA, każdy ich wróg, był w danym momencie, naszym przyjacielem. Dlatego broń od Niemców wydębiła np.Pańska Dolina, Przebraże i kilka innych samoobron. Podobnie było ze współpracą z partyzantką sowiecką. Pomogli rozgromić UPA np. w Przebrażu , Hucie Starej i kilku innych miejscowościach. Bardzo podobne informacje o Tadeuszu Koronie znajdują się w wywiadzie z Arkadiuszem Karbowiakiem zamieszczonym w opolskiej Niezależnej Gazecie Obywatelskiej - pisze pan Andrzej Korona bratanek naszego bohatera. " Początkowo byłem zszokowany, miałem nadzieję, że to nieprawda, bowiem ani moja matka (szwagierka Tadeusza) ani matka Wiesi (jego żona) o niczym takim nie powiedziały ani słowa. Czy nas okłamywały? " Nie sądzę panie Andrzeju. Ja swoje notatki robiłem w latach sześćdziesiątych i nie usłyszałem ani jednego złego słowa na temat "Grońskiego" ( tak go najczęściej nazywano). Wszyscy mówili, że był do przesady odważny ( można by w gorącej wodzie kąpany), szybko podejmował często ryzykowne decyzje, może dlatego, że jak na swój wiek już wiele widział. A Arkadiusz Karbowiakiem jest jedynie pasjonatem historii i podobnie jak wielu dziennikarzy posługuje się wiedzą zasłyszaną lub w najlepszym przypadku przeczytaną. Dość długo szukałem informacji na temat pacyfikacji w/w trzech ukraińskich wsi (Marek Koprowski wspomina tylko o dwóch), ale niestety nigdzie nic nie znalazłem. Oczywiście nie oznacza to, że takiego zdarzenia nie było, bo było ich znacznie więcej.
Źródła: