Dzisiaj jest: 29 Kwiecień 2024        Imieniny: Piotr, Robert, Bogusław

Deprecated: Required parameter $module follows optional parameter $dimensions in /home/bartexpo/public_html/ksiBTX/libraries/xef/utility.php on line 223
EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK  WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

Dla KSI "Barwy Kresów" Aleksander Szumański Mówiła po wielokroć, że chciałaby odejść wiosną, gdy majowe słońce pieści świeżą zieleń drzew, gdy przyroda rozlewa niezrównaną harmonię barw, gdy pszczoły brzęczą. Lubiła…

Readmore..

Moje Kresy – Rozalia   Machowska cz.1

Moje Kresy – Rozalia Machowska cz.1

/ foto: Rozalia Machowska Swojego męża Emila poznałam już tutaj w Gierszowicach, powiat Brzeg. Przyjechał jak wielu mieszkańców naszej wsi z Budek Nieznanowskich na Kresach. W maju 1945 roku transportem…

Readmore..

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

/ Zespół „Chawira” Z archiwum: W dniu 1 marca 2009 roku miałem zaszczyt po raz następny, ale pierwszy w tym roku, potwierdzić, iż Leopolis semper fidelis, a że we Lwowie…

Readmore..

ZMARTWYCHWSTANIE  JEZUSA CHRYSTUSA  WEDŁUG OBJAWIEŃ  BŁOGOSŁAWIONEJ  KATARZYNY EMMERICH.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG OBJAWIEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ KATARZYNY EMMERICH.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno- wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako…

Readmore..

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego  Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska”  w Domostawie  w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r. W Walnym Zebraniu Członków wzięło udział 14 z 18 członków. Podczas…

Readmore..

Sytuacja Polaków na Litwie tematem  Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

Sytuacja Polaków na Litwie tematem Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

20 marca odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów.Jako pierwszy „głos z Litwy” zabrał Waldemar Tomaszewski (foto: pierwszy z lewej) przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich…

Readmore..

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie   wyklął ich naród.

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie wyklął ich naród.

/ Żołnierze niepodległościowej partyzantki antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła „Krzewina” (czerwiec 1947) Autorstwa Unknown. Photograph from the archives of Solidarność…

Readmore..

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając  rakietom Fire Storm Shadow

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając rakietom Fire Storm Shadow

Jak wynika z nagrania rozmowy pomiędzy niemieckimi oficerami, które wyciekło, opublikowanego przez rosyjskie media, brytyjscy żołnierze „na miejscu” znajdują się na Ukrainie , pomagając siłom ukraińskim wystrzelić rakiety Storm Shadow.…

Readmore..

Mienie zabużańskie.  Prawne podstawy realizacji roszczeń

Mienie zabużańskie. Prawne podstawy realizacji roszczeń

Niniejsza książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską Krystyny Michniewicz-Wanik. Praca ta, to rezultat wieloletnich badań nad zagadnieniem rekompensat dla Zabużan, którzy utracili mienie nieruchome za obecną wschodnią granicą Polski,…

Readmore..

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

BITWA O LWÓW Dla zrozumienia stosunków panujących w mieście liczącym przed II Wojną Światową 400 tys. mieszkańców, należałoby naświetlić sytuację polityczną i gospodarczą miasta, które było poniekąd stolicą dużej połaci…

Readmore..

Gmina Białokrynica  -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Gmina Białokrynica -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Opracował Andrzej Łukawski. Pisownia oryginalna Przyjeżdżamy do Białokrynicy, jednej z nąjlepiej zagospodarowanych gmin, o późnej godzinie, w urzędzie jednak wre robota, jak w zwykłych godzinach urzędowych. Natrafiliśmy na gorący moment…

Readmore..

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Wielkanoc to najważniejsze i jedno z najbardziej rodzinnych świąt w polskiej kulturze. Jakie tradycje wielkanocne zachowały się na Kresach?Na Kresach na tydzień przed Palmową Niedzielą gospodynie nie piekły chleba, dopiero…

Readmore..

KRZYŻOWA DROGA KSIĘDZA FRANCISZKA BĘDKOWSKIEGO

Franciszek Będkowski urodził się w  1881 roku w Nowosielcach, powiat sanocki. Syn Andrzeja i Joanny z domu Komańskiej, która pochodziła z pobliskiej Osady Zarszyńskiej. Ojciec, Andrzej Będkowski (1857–1931), był znanym w okolicy rymarzem i szewcem. Buty zmawiali u niego Gniewoszowie, do których należały dobra ziemskie. Franciszek miał jeszcze dwie siostry: Anielę i Franciszkę, oraz braci: Waleriana, Władysława i Wiktora. Franciszek przyjął chrzest w odległym o pięć kilometrów kościele parafialnym w Zarszynie,  z rąk księdza Antoniego Kirschnera,  budowniczego kościoła, który posługiwał w Zarszynie w latach 1861–1891. Tu też  Franciszek przystąpił do pierwszej komunii świętej. Blisko 60-letni kapłan od samego początku zauważył pobożność chłopca. Franek został ministrantem. Pewnego razu Franek zapytał nieśmiało  swojego proboszcza:

– Dlaczego Jezus umarł na krzyżu?

Trochę zdziwiony ksiądz zamyślił się i odpowiedział katechizmowo:

– Żeby odkupić ludzkie grzechy i zbawić nasze dusze.
– Ale przecież był Bogiem, więc nie musiał tak cierpieć – stwierdził  chłopiec.
– Tak, nie musiał, ale tak pokochał człowieka, że oddał za niego  skarb najcenniejszy – swoje życie. Bo miłość jest wyborem – tłumaczył kapłan.
– A krzyż jest miłością – dokończył Franek.

Przez wioskę przepływał, tworząc malownicze meandry, rwący potok Pielenica, w którym roiło się od pstrągów. Chłopcy bawili się w nim,  puszczając łódki z kory. Pobliskie zalesione wzgórza obfitowały w grzyby. Właścicielem wszystkich tych dóbr był Feliks Gniewosz,  wówczas oficer w armii Austro-Węgier. Parterowy dwór Gniewoszów przetrwał do dziś.

Rodzice Franciszka – oprócz szewskiego warsztatu ojca – prowadzili też gospodarstwo i pasiekę. Franek miał bardzo dobry kontakt z dziadkiem Antonim, który wraz z  żoną  Katarzyną, z domu Teśniarz,  pochodził z pobliskiego Długiego. Antoni i Katarzyna po ślubie  kupili dom w Nowosielcach.  Franek lubił  przebywać w pasiece, gdzie wsłuchiwał się  w opowieści dziadka.

–  Widzisz – Antoni pokazał na ule. – Jeśli będziemy pracowici jak pszczoły, będziemy żyć w zgodzie   i szanować innych, wtedy będziemy szczęśliwi.
–  Tak jak pszczoły? –  zapytał chłopiec.
–  Tak – przytaknął dziadek. –  Pszczoły ciężko pracują, żyją tylko kilka miesięcy, często umierają z nektarem,  który znoszą do ula.
–   Umierają z  miłości –  odpowiedział   chłopiec.
–   Dobrze myślisz, Franiu.

Franciszek po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpił do Cesarsko- Królewskiego Gimnazjum Wyższego  w Sanoku. Gdy skończył pobierać tam naukę, w 1900 roku, po rozmowie z proboszczem z Zarszyna księdzem Józefem  Tomkiem, który zarządzał parafią w latach  1892–1911, młodzieniec wyjechał na egzaminy do Seminarium we Lwowie.

/ Komunia Święta. Przed kościołem w Żulinie 1932 rok

SEMINARIUM

Franciszek zdał pomyślnie egzaminy wstępne. Na rozmowie kwalifikacyjnej spotkał się z biskupem Józefem Weberem, który zarazem pełnił funkcję rektora Seminarium Duchownego we Lwowie. W 1906 roku ksiądz Weber zrezygnował z funkcji biskupa pomocniczego lwowskiego i wstąpił do zgromadzenia zmartwychwstańców w Rzymie. Było to dla wszystkich dużym zaskoczeniem.

Franciszek w latach 1900–1904 odbył studia  filozoficzno-teologiczne. Prorektorem, a zarazem wykładowcą historii był profesor Jan Nepomucen Fijałek. Wcześniej w Rzymie pełnił on obowiązki paleografa-archiwisty Stolicy Świętej. Na wykłady przychodził w kapeluszu. Czasem opowiadał o pracy w Rzymie, a wtedy studenci z zachwytem chłonęli każde jego słowo. Franciszek szczególnie interesował się historią,  toteż spotkania z profesorem Fijałkiem należały do jego przyjemności. Dobrze wspominał też relacje z prefektem i wykładowcą księdzem Maciejem Sieniatyckim, bardzo otwartym wychowawcą, z którym nieraz mógł porozmawiać na trudne tematy. Homiletykę wykładał wówczas niezwykle dobrotliwy kapłan, Jan Ślusarz, autor Katechizmu religii katolickiej dla młodzieży szkół średnich, który był wykładowcą dochodzącym.

W 1903 roku Franciszek otrzymał wiadomość, że dom rodzinny w Nowosielcach spłonął. Martwił się bardzo. Wiedział, że rodzice z rodzeństwem zostali bez dachu nad głową. Myślał nawet, żeby wrócić do domu. Na szczęście tak się zdarzyło, że w tych dniach wraz z kilkoma klerykami został wysłany do asysty w Katedrze Lwowskiej. Franciszek modlił się w  kaplicy Chrystusa Ukrzyżowanego, nazywanej też Kaplicą Literacką. Klęczał przed  drewnianym  gotyckim krucyfiksem z XV wieku, który został tu przeniesiony z łuku tęczowego Katedry. Tę kaplicę kleryk bardzo lubił nawiedzać.  Modlitwa przyniosła mu ulgę, a ojciec jeszcze w tym roku wybudował nowy dom kryty blachą, ze stodołą i podpiwniczonym spichlerzem.

Franciszek nieraz  w czasach seminarium spotykał arcybiskupa Józefa Bilczewskigo, który  bardzo opiekował się klerykami, niejednokrotnie wspierając ich materialnie. Biskup był wielkim  czcicielem  Matki Bożej. Pod koniec września  1904 roku Franciszek już jako ksiądz  wziął udział w zorganizowanym  przez biskupa Bilczewskiego we Lwowie Kongresie Mariańskim, gdzie wraz z tłumami wiernych powtórzył Ślubowanie  Jasnogórskie.

Tenże biskup 21 lutego 1904 roku w Katedrze Lwowskiej udzielił Franciszkowi świeceń kapłańskich. 

DUNAJÓW  1904–1906

Po święceniach ksiądz Franciszek został administratorem parafii pw. św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Dunajowie, w dekanacie brzeżańskim. Na swą pierwszą placówkę przyjechał od strony Przemyślan.  Gościniec prowadził wzdłuż wijącej się Złotej Lipy, której brzegi porośnięte były pochylonymi wierzbami, chowającymi witki w leniwym nurcie rzeczki. Nagle za zakrętem   wyłonił się  na wzniesieniu kościół. Ksiądz, wpatrzony w masywną budowlę, przyglądał się świątyni, która z każdą chwila stawała  się jeszcze potężniejsza. Wydała mu się dokładnie taka, jak o niej czytał. Zbudowana została w XV wieku z polecenia arcybiskupa lwowskiego Jana Dymitra Solikowskiego.

– Piękny kościół – pomyślał neoprezbiter. – Murowany z kamienia. Franciszek wszedł do świątyni,  skierował się do prezbiterium. Sponad obrazu w ołtarzu głównym spoglądał na niego Zbawiciel na ogromnym rzeźbionym krzyżu.

– A więc zaczynam swe kapłaństwo pod krzyżem…

 Ksiądz podniósł oczy, spojrzał wyżej. Nad głową Jezusa na malowidle widniały muzykujące Anioły, jakby chciały powiedzieć, że krzyż to droga do radości wiecznej. 

W Dunajowie, w pobliżu kościoła, był pałac letni arcybiskupów lwowskich. Widoczny ze schodów kościoła, ukryty był poniżej  wśród drzew. To tutaj po pierwszym rozbiorze Polski w 1772 roku, za czasów austriackich, internowana była przez kilka lat cała kapituła lwowska z arcybiskupem lwowskim Wacławem Sierakowskim.

Któregoś dnia proboszcz pożyczył od zarządcy pałacu bryczkę i pojechał w odwiedziny do pobliskich Pomorzan, gdzie proboszczem był jego  przyjaciel z seminarium, ksiądz Stanisław Kostołowski.  Gościniec prowadził wśród lasów. Ksiądz podziwiał przyrodę. Lubił powozić końmi. Wspominał  dom rodzinny w Nowosielcach i jazdę wśród pól i łanów swojej wioski.  

Kary wyczuwał woźnicę. Ksiądz to czuł, nie popędzał konia, chciał oddychać rześkim powietrzem. W pewnym momencie, znalazłszy się na wzniesieniu, zobaczył Pomorzany.  Zjeżdżał z pagórka piękną aleją lipową. Liście spadały z drzew, tworząc na gościńcu złociste dywany. Ksiądz minął rynek, zajechał pod kościół, a z prawej dojrzał aleję prowadzącą do zamku.

Z plebanii wyszedł ksiądz Stanisław.

–  Zmęczony jest że Franek?

 Nie czekając nawet na odpowiedź, dokończył swoją myśl:

–  Bo jak nie, to zanim podadzą obiad, pospacerujemy trochę –  zaproszenie brzmiało przekonująco.

Ksiądz Franciszek tylko się uśmiechnął. Starszy o rok w kapłaństwie Stanisław nie zmienił się ani trochę od kleryckich czasów. Franciszek wiedział, że – jak bywało zawsze – racja może leżeć tylko po stronie  przyjaciela.

Księża ruszyli pieszo, wspominając seminaryjne dzieje. Zmęczeni wrócili na plebanię i  usiedli przy stole. Rozmowa o „starych dobrych czasach” w seminarium toczyła się w najlepsze.

Po obiedzie podano kawę.

–  Stasiu, jestem pod wrażeniem kościoła, malowideł, fresków, no i ołtarza z obrazem Św. Trójcy – ksiądz Franciszek podniósł filiżankę z pachnącym napojem.
–  Widziałem, jak się wpatrywałeś w obraz. Jezus z krzyżem, Bóg Ociec i Duch Święty. Namalowany został przez Tomasza Tyrowicza po pożarze, jaki miał tu miejsce w 1854 roku. Spłonęła wówczas większość wyposażenia. 
–  W obraz i krzyż nad nim. I napis ze słowami: „Ojcze w Twoje ręce oddaję Ducha Mojego”. Zdaje mi się, że Jezus zawsze prosi mnie, abym z Nim razem podjął się tej drogi. Jakby do czegoś mnie przygotowywał.
–  Do pracy, bracie, do pracy.
–  U ciebie, Staszek, oddycham Bogiem – zwierzył się kapłan.
–   I polskością – dodał ksiądz Stanisław. – Ale jak zabije  dzwon w  dzwonnicy ufundowany przez króla Jana III Sobieskiego, odlany z przetopionych dział tureckich zdobytych w bitwie pod Chocimiem, to dopiero, mówię ci, aż serce się rwie!
–  To dobrze –  Franciszek nagle wpadł w zadumę. – Da Bóg, przyjdzie jeszcze czas, że znów tu będzie Polska.
–  Tu jest Polska! – przyjaciel uśmiechnął się. – Jak widziałeś,  na ratuszu w rynku  na narożnych  wieżach wciąż są polskie znaki i herb  Potockich.
–   No i na zamku też jest herb Sobieskich – dopowiedział Franciszek.
–  Dobrze zauważyłeś, pewnie obecny właściciel zamku, Roman Potocki, by to docenił. Odwiedzilibyśmy go, ale już odjechał.

Przyjaciele pożegnali się przed stojącymi na  postumentach przed kościołem rzeźbami Michała Archanioła i Matki Boskiej.

–   Piękne z nutą nostalgii – powiedział Franciszek i wsiadł do bryczki.
–   Sam powozisz! –  zauważył Stanisław z podziwem.
–   Jestem księdzem ze wsi – odkrzyknął Będkowski i ruszył do Dunajowa.

W trzecim roku kapłaństwa ksiądz Stanisław otrzymał dekret na wikarego do kościoła św. Mikołaja w Bełzie.

BEŁZ, HAŁUSZYŃCE

Słonecznego sierpniowego dnia 1906 roku Franciszek stawił się w parafii św. Mikołaja Biskupa u  proboszcza Marcelego Chmury (1840–1914), szambelana papieskiego, dziekana bełskiego.  W parafii był jeszcze drugi wikary – ksiądz Tytus Zajączkowski. Kościół był podominikański, zbudowany w stylu barokowym.  W tym też roku na terenie dawnego zamku bełskiego rozpoczęto budowę drugiego kościoła w Bełzie, pw. Najświętszej Maryi Panny. To tutaj w średniowieczu stała kaplica prawosławna ze słynącym już wówczas cudami obrazem Czarnej Madonny, skąd książę Władysław Opolczyk w 1382 roku wywiózł ten wizerunek na Jasną Górę. Jak mówi legenda, zamek w Bełzie mieli okrążyć Tatarzy. Licząc na pomoc Matki Bożej, książę Władysław wyniósł ikonę z cerkwi prawosławnej  i postawił na murze miejskim od strony miasta. Strzała wystrzelona przez jednego z Tatarów trafiła w wystawioną na mury zamku ikonę. Stąd widoczna do dziś szrama na obliczu Matki Bożej. Podczas oblężenia  miała na okolicę zapaść nieprzenikniona mgła. Zdezorientowani Tatarzy wycofali się.

Po trzech latach, w 1909 roku, ksiądz Będkowski został administratorem parafii Narodzenia św. Jana Chrzciciela w Hałuszyńcach. Wieś leżała po drugiej stronie diecezji, za Tarnopolem. Ksiądz zastał kościół w opłakanym stanie. Popękane mury groziły zawaleniem. Plebania miała wygląd lepianki, a wilgoć i grzyb dopełniały tej apokalipsy.

Kapłan ukląkł w prezbiterium, spojrzał na ołtarz, w którym widniał obraz z Janem Chrzcicielem. Zamyślił się. Pytał Boga, dlaczego tu trafił. A Bóg milczał. Po dłuższej chwili kapłan podniósł oczy. Teraz dopiero zobaczył w zwieńczeniu ołtarza obraz, na którym przedstawiono Jezusa podczas modlitwy  w Ogrójcu. Było to jak odpowiedź na zadane Bogu pytanie, kolejna wskazówka, jaką drogą młodego księdza poprowadzi jego powołanie.

  Ksiądz zaczął gromadzić pieniądze na  remont. Po roku biskup dokonał zmian personalnych. W miejsce księdza Będkowskiego powołał nowego proboszcza, Andrzeja Iwańczyszaka (1866–1928), który spiął  kościół ankrami.

TARNAWICA POLNA  1910–1923

   Ksiądz Franciszek został administratorem w Tarnawicy Polnej, w dekanacie stanisławowskim,  150 km na południe za Stanisławowem,  w powiecie tłumackim. Kościółek pw. św. Marcina Biskupa i Wyznawcy  wzniesiono w 1877 roku. W miejscowości  działały Związek Strzelecki i harcerstwo, była straż pożarna,  szkoła, dom kultury, przy którym utworzono zespół teatralny, chór „Orlęta”. Słowem, było jak w ulu, jak w pasiece dziadka.

Ksiądz Franciszek starał się nadążać za nowoczesnością.

W 1916 roku do pobliskiej parafii w Bednarówce przyszedł ksiądz Roman Pietuski, wyświęcony w tym samym czasie co Franciszek.  Ksiądz Roman był dominikaninem, w 1910 roku został inkardynowany do archidiecezji lwowskiej.  Kapłani często się spotykali. W Tarnawicy ksiądz Franciszek przeżył wojnę polsko-ukraińską, w której wziął udział jego młodszy 19-letni brat, Walerian Będkowski (1899–1964),  uczeń gimnazjum sanockiego. Walerian na wieść o zajęciu przez Ukraińców Lwowa wraz z uczniami z sanockiego gimnazjum opuścił szkołę i wstąpił do 3 Batalionu Strzelców Sanockich, który później skierowano do działań bojowych. Rok później Walerian,  będąc w klasie maturalnej, został ochotnikiem i z wojskiem polskim ruszył na wyprawę kijowską.  Walczył w 3 Dywizji Piechoty Legionów pod dowództwem generała Leona Berbeckiego.

W 1920 roku na tyfus zmarła matka księdza Franciszka, Joanna.  Franciszek przyjechał na pogrzeb. Był to dla niego trudny czas bolesnej żałoby, albowiem zawsze miał bardzo bliski kontakt z mamą.

Rok później ojciec ożenił się ponownie.

W 1922 roku brat Walerian uzyskał świadectwo dojrzałości, odwiedził księdza w Tarnawicy Polnej.

–  Aleś zmężniał! – ksiądz Franciszek spojrzał na młodszego o osiemnaście lat brata.

Ten uśmiechnął się.

– Będę blisko ciebie – odpowiedział. – Dostałem się na Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie. Będę studiował botanikę –  oznajmił z dumą.  
– No, no! – ksiądz aż cmoknął z zachwytu.
W czerwcu 1923 roku odwiedził księdza przyjaciel proboszcz z Bednarówki.
– Dostałem dekret proboszcza do  parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w  Bryńcach Zagórnych, w dekanacie świrskim.
– A ja do Żulina w dekanacie stryjskim, do parafii  Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny – odpowiedział Franciszek.
– Nie martw się – pocieszał ksiądz Roman. – Damy radę.
– Związałem się z ludźmi, trzynaście lata to kawałek życia – Franciszek odpowiedział ze smutkiem.

ŻULIN  1923–1944

/ Kościół w Żulinie (dziś cerkiew greko-katolicka) rok 2022

Późnobarokowy kościół Wniebowzięcia Matki Bożej stał przy krzyżówce dróg z Żulina na Rozhurcze i Łukawicę Wyżną. Murowana świątynia powstała pod koniec XIX wieku jako fundacja dziedziców Żulina, Agnieszki i Franciszka Młockich. Konsekrowana została w 1802 roku. Kościół zbudowano na rzucie prostokąta. Składał się z  trójprzęsłowej nawy i jednoprzęsłowego prezbiterium. Przed kościołem stała dzwonnica.

Ksiądz zatrzymał się przy  dębowych drzwiach, wpatrując się w umieszczone po obu stronach wnęki z malowidłami Jezusa i Maryi.  Wszedł do świątyni. Pośrodku nawy przyklęknął przy wejściu do krypty, gdzie złożono trumny fundatorów. Modlił się. Wzrok kapłana  zatrzymał się na drewnianej rzeźbie Chrystusa Ukrzyżowanego, dla którego tłem był namalowany widok Jerozolimy. Nad drewnianym tabernakulum wisiał obraz Matki Boskiej.  Franciszek odniósł wrażenie, że Jezus z krzyża jakby chciał mu coć powiedzieć. Coś bardzo ważnego.

W Żulinie była szkoła, dom ludowy, dwór. Właścicielem miejscowości był Włodzimierz Barański herbu Ślepowron. Ziemianin mieszkał w pobliskim Siemiginowie wraz z żoną, pięcioma  synami  i dwiema  córkami. Jego przyrodni brat Eustachy był właścicielem sąsiedniej Łukawicy Niżnej. Obaj Barańscy byli zapalonymi myśliwymi, odnoszącymi znaczne  sukcesy w Europie.  Ksiądz często spotykał się z Włodzimierzem Barańskim, który był też hojnym ofiarodawcą kościoła.

W 1927 roku ksiądz zbierał fundusze na odnowienie malowideł w kościele. Nie zawiedli go parafianie. Któregoś dnia odwiedził księdza Włodzimierz Barański.

– Proszę, oto cztery tysiące złotych na prace malarskie – i położył na dębowym stole zawiniątko.
– To za dużo – ksiądz Będkowski podziękował.
– Proboszcz to dyplomata – uśmiechnął się ziemianin. – I na szkołę w Siemiginowie starczyło, i na kościół musiało się znaleźć.

Wrzesień 1939 roku był szczególnie ciężki. Pobliski  Stryj  się bronił.  Cios nożem w plecy zadał Polsce 17 września Związek Radziecki. Polscy żołnierze przebijali się do Rumunii.

Któregoś poranka wezwano księdza do Siemieginowa. Ukraińcy okrutnie zamordowali złapanych w lasach polskich żołnierzy. Wkrótce NKWD aresztowała obu braci Barańskich. Po latach okazało się, że zostali zamordowani w Bykowni koło Kijowa.

W niedzielę 5 maja 1940 roku gościł w parafii prymicjant ze Stryja, ksiądz  Antoni Kij. W Siemieginowie mieszkali stryjenka i stryj prymicjanta. To była jedna z piękniejszych uroczystości.  Niedługo po prymicjach sowieci  kościół zamknęli, a Polaków wywieziono na Sybir. Żonę Włodzimierza Barańskiego z dziećmi zesłano do Kazachstanu.  Kiedy przyszła okupacja niemiecka, świątynia znów została otwarta.

Zbliżały się Święta Wielkanocne. Raz po raz było słychać o mordach na Polakach dokonywanych przez  UPA, w których często też brali udział sąsiedzi ofiar Ukraińcy. Tworzyły się napięcia pomiędzy ludźmi.

W Wielki Poniedziałek ksiądz Franciszek spotkał się z okolicznymi księżmi  na plebanii w Stryju.

– Niech ksiądz przeniesie się do Stryja – prosił ksiądz Wojciech Goleń. 
– Zrobiło się niebezpiecznie, raz po raz słychać o mordach – nalegał prałat Aleksander Cisło.
– Po świętach – odpowiedział ksiądz Franciszek. – Nie zostawię parafian samych na Wielkanoc.

W Wielką Środę ksiądz Franciszek Będkowski siedział w konfesjonale. Promienie słońca przekradały się przez witraż, oświetlając obraz Jezusa ukrzyżowanego.

Kapłan odmawiał brewiarz. „Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą”. Zamyślił się nad tymi słowami z Ewagelii Mateusza. „Czyste serce, to wolne serce – medytował. – Serce, które kocha Boga niepodzielną miłością. To tak łatwo powiedzieć: kochać Boga. Trudniej, kiedy uświadomimy sobie, że trzeba kochać Boga przez człowieka”. Medytację przerwało przeraźliwe skrzypnięcie drzwi. W drzwiach  pojawił się kuzyn niedawnego prymicjanta, Władysław Frączek. Ponadtrzydziestoletni mężczyzna był żonaty z Ukrainką, Olgą Sawczuk. Władysław rozejrzał się  po kościele. Zauważył księdza. Podszedł do konfesjonału. Rozejrzał się raz jeszcze, sprawdzając, czy są sami.

– Księże – powiedział mężczyzna – ksiądz musi uciekać!
– A co się stało? – proboszcz nie pokazał, że domyśla się, co jest powodem zatroskania parafianina.
– Żona usłyszała od braci, którzy są banderowcami, że szykuje się napad na plebanię.
– To już teraz się stanie? – powiedział cicho ksiądz.

Ale tego Władek nie usłyszał.

– Chodź, wyspowiadaj się.

Pan Bóg daje nam krzyż. Nie można przed nim uciekać – te słowa kapłan wyrzekł wyraźnie i zdecydowanie.

/ Płyta nagrobna na cmentarzu w Żulinie gdzie spoczywają zamordowani ksiądz Franciszek Będkowski z siostrzenicą Marią Pietrzkiewiczową

MORD KAPŁANA

Ksiądz Franciszek mieszkał z gospodynią Marią Pietrzkiewicz, która była najstarszą córką jego siostry Franciszki.  Ktoś wieczorem poinformował ich, że banderowcy napadli na Siemieginów. Wieczorem z dala widać było płonące chałupy. Ksiądz nie spał.

Nagle  do Żulina wpadła  banda. Zewsząd słychać było krzyki. Na plebanię, do sypialni księdza, wrzucono  granat. Ksiądz z siostrzenicą schronili się w piwnicy. Wkrótce usłyszeli natarczywy łomot w drzwi.  Banderowcy wpadli do domu. Siostrzenica krzyczała. Ksiądz Franciszek trzymał w ręku krzyż. Jeden z  Ukraińców bezskutecznie próbował mu go wyrwać z ręki. Kapłan błogosławił oprawców. Banderowcy rzucili się na księdza. Jeden z nich uderzył kapłana siekierą w głowę.

W nocy banderowcy zamordowali kilka rodzin i spalili kilka domów. Na drugi dzień, w piątek, przyjechali do Żulina bracia księdza. Znaleźli zniekształcone, częściowo spalone ciała  brata i siostrzenicy. Ręce i nogi ofiar były połamane. Przerażeni bracia pojechali na plebanię w Stryju. Na probostwie był w tym czasie zakwaterowany kapelan wojskowy, słowacki ksiądz Bartosiewicz. Prałat  Aleksander Cisło zwrócił się do niego z prośbą o pomoc. Słowak postarał się o auto wojskowe i 10 żołnierzy. Razem z żołnierzami i braćmi księdza pojechał w sobotę rano do Żulina  ks. Tadeusz Świerzawski (1887–1976), który był prefektem w szkole dla dziewcząt w Stryju. Kapłani chcieli przywieźć ciało księdza Będkowskiego  do Stryja. Po przybyciu na miejsce ciała nie znaleźli. Sprowadzony sołtys Żulina, Ukrainiec, oświadczył, że zwłoki zostały pochowane.

Z innych źródeł dowiedziałem się, że dowódca żołnierzy słowackich, słysząc pokrętne i ironiczne wypowiedzi wójta, który zorganizował szybki pochówek księdza, gospodyni i zamordowanych w dole nieopodal kościoła, zastrzelił Ukraińca.

Kościół w Żulinie z czasem przejęli grekokatolicy. Ojciec Iwan, proboszcz grekokatolicki z Żulina, odnalazł miejsce doczesnych szczątków kapłana. Na cmentarzu żulińskim w pobliżu kościoła postawił pomnik. Rozpoczął  starania o uznanie heroiczności cnót kapłana-męczennika. Za te działania został usunięty z diecezji.

Ryszard Fraczek