Dzisiaj jest: 29 Kwiecień 2024        Imieniny: Piotr, Robert, Bogusław

Deprecated: Required parameter $module follows optional parameter $dimensions in /home/bartexpo/public_html/ksiBTX/libraries/xef/utility.php on line 223
EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK  WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

EWA SZTOLCMAN - KOTLARCZYK WSPOMNIENIE O URODZIWEJ AKTORCE ORMIANCE URODZONEJ W KOŁOMYI

Dla KSI "Barwy Kresów" Aleksander Szumański Mówiła po wielokroć, że chciałaby odejść wiosną, gdy majowe słońce pieści świeżą zieleń drzew, gdy przyroda rozlewa niezrównaną harmonię barw, gdy pszczoły brzęczą. Lubiła…

Readmore..

Moje Kresy – Rozalia   Machowska cz.1

Moje Kresy – Rozalia Machowska cz.1

/ foto: Rozalia Machowska Swojego męża Emila poznałam już tutaj w Gierszowicach, powiat Brzeg. Przyjechał jak wielu mieszkańców naszej wsi z Budek Nieznanowskich na Kresach. W maju 1945 roku transportem…

Readmore..

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

/ Zespół „Chawira” Z archiwum: W dniu 1 marca 2009 roku miałem zaszczyt po raz następny, ale pierwszy w tym roku, potwierdzić, iż Leopolis semper fidelis, a że we Lwowie…

Readmore..

ZMARTWYCHWSTANIE  JEZUSA CHRYSTUSA  WEDŁUG OBJAWIEŃ  BŁOGOSŁAWIONEJ  KATARZYNY EMMERICH.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG OBJAWIEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ KATARZYNY EMMERICH.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno- wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako…

Readmore..

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego  Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska”  w Domostawie  w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r. W Walnym Zebraniu Członków wzięło udział 14 z 18 członków. Podczas…

Readmore..

Sytuacja Polaków na Litwie tematem  Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

Sytuacja Polaków na Litwie tematem Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

20 marca odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów.Jako pierwszy „głos z Litwy” zabrał Waldemar Tomaszewski (foto: pierwszy z lewej) przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich…

Readmore..

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie   wyklął ich naród.

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie wyklął ich naród.

/ Żołnierze niepodległościowej partyzantki antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła „Krzewina” (czerwiec 1947) Autorstwa Unknown. Photograph from the archives of Solidarność…

Readmore..

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając  rakietom Fire Storm Shadow

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając rakietom Fire Storm Shadow

Jak wynika z nagrania rozmowy pomiędzy niemieckimi oficerami, które wyciekło, opublikowanego przez rosyjskie media, brytyjscy żołnierze „na miejscu” znajdują się na Ukrainie , pomagając siłom ukraińskim wystrzelić rakiety Storm Shadow.…

Readmore..

Mienie zabużańskie.  Prawne podstawy realizacji roszczeń

Mienie zabużańskie. Prawne podstawy realizacji roszczeń

Niniejsza książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską Krystyny Michniewicz-Wanik. Praca ta, to rezultat wieloletnich badań nad zagadnieniem rekompensat dla Zabużan, którzy utracili mienie nieruchome za obecną wschodnią granicą Polski,…

Readmore..

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

BITWA O LWÓW Dla zrozumienia stosunków panujących w mieście liczącym przed II Wojną Światową 400 tys. mieszkańców, należałoby naświetlić sytuację polityczną i gospodarczą miasta, które było poniekąd stolicą dużej połaci…

Readmore..

Gmina Białokrynica  -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Gmina Białokrynica -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Opracował Andrzej Łukawski. Pisownia oryginalna Przyjeżdżamy do Białokrynicy, jednej z nąjlepiej zagospodarowanych gmin, o późnej godzinie, w urzędzie jednak wre robota, jak w zwykłych godzinach urzędowych. Natrafiliśmy na gorący moment…

Readmore..

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Wielkanoc to najważniejsze i jedno z najbardziej rodzinnych świąt w polskiej kulturze. Jakie tradycje wielkanocne zachowały się na Kresach?Na Kresach na tydzień przed Palmową Niedzielą gospodynie nie piekły chleba, dopiero…

Readmore..

Kalendarium ludobójstwa - sierpień 1943r.

/ Marsz pamięci w 80. rocznicę ukraińskiego ludobójstwa
Na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku:
We wsi Cygany pow. Borszczów banderowcy uprowadzili do lasu 3 Polaków (w tym kobietę), którzy zaginęli bez śladu. Inni: zostali zamordowani przez banderowców: Dzikowska Anna, Kraśnicki Kazimierz l. 30, Sokołowski Józef, Karwacki Piotr l. 50, Radol Henryk l. 20. ( Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003).
1 sierpnia 1943  roku:
W kol. Andrzejówka pow. Równe upowcy obrabowali i spalili kolonię oraz zamordowali ponad 50 Polaków.
W miasteczku Białozurka pow. Krzemieniec zamordowali co najmniej 10 Polaków, w tym 2 rodziny oraz ojca z córką.
We wsi Kozaczki pow. Krzemieniec miejscowi „powstańcy ukraińscy” zamordowali 49-letnią Annę Babczyk oraz na łące dwóch z nich, Iwan Zysko i Sawa „Slipyj” zadźgali nożami jej matkę, około 70-letnią Antoninę Mazur.
We wsi Kulików pow. Żółkiew uprowadzili 28-letniego Polaka, który zaginął bez śladu.
W kol. Ożgowo pow. Kostopol zamordowali 30 Polaków.
W futorze Pózikowskiego pow. Krzemieniec zamordowali 7 Polaków z 2 rodzin, w tym 10-letnią dziewczynkę.
W miasteczku Tuczyn pow. Równe podczas nocnego napadu zamordowali kilkunastu Polaków, w tym ojca z 2 córkami lat 15 i 19, matkę z 2 córkami, młodą kobietę (której rozpruli brzuch) z niemowlęciem.
W nocy z 1 na 2 sierpnia 1943 roku:
W kol. Leonówka pow. Równe upowcy dokonali rzezi 150 Polaków. Całe rodziny ginęły od kul, noży, siekier i innych narzędzi, bądź płonęły żywcem. Dziewczynkę Władysławę Bagińską wytropili w stogu siana i zasztyletowali, zamordowali także jej rodziców i pięcioro rodzeństwa. Wdowę Marcelinę Piotrowską zarąbali siekierą, jej 9-letnią córkę Władysławę i 7-letnią Romualdę zakłuli widłami, 5-letniego syna Stefana zarąbali siekierą a 3-letniego syna Waldemara zastrzelili. „Do Leonówki tragedia przyszła 1 sierpnia 1943 r. tuż przed północą. 39-letnia wówczas Apolonia Reszczyńska tak zapamiętała tę noc:„W dzień pracowaliśmy w gospodarstwie domowym w Leonówce, a na noc jechaliśmy konnym zaprzęgiem do Tuczyna. Nasi sąsiedzi z Leonówki nocowali w okolicznych krzakach i zagajnikach. Wszyscy baliśmy się, że śmierć może przyjść nocą. Mężczyźni wieczorami zaciągali straże na rogatkach wsi. W fatalny dzień 1 sierpnia 1943 roku po wieczornej mszy w kościele, trochę uspokojeni, postanowiliśmy nie jechać na nocleg do Tuczyna. Gnana jednak jakimś złym przeczuciem namówiłam swych sąsiadów, rodzinę Łojów, aby przyszli do nas do chaty pomodlić się przy figurze Matki Boskiej z Niepokalanowa. Około godziny 22.00, w czasie odmawiania litanii, usłyszeliśmy strzały i gdy wybiegliśmy z domu, ujrzeliśmy, jak na początku wsi od pocisków zapalających buchnął ogień z kilku krytych słomą chat. Wszystkich ogarnęło przerażenie. W wielkim chaosie, wśród wrzasków, w grzmocie eksplozji karabinowych pocisków, w blaskach krwawych języków ognia bijących w niebo z palących się domów i stodół, chwyciłam swe najmłodsze dziecko, sześciomiesięcznego Romana, i zaczęłam biec na oślep przed siebie w kierunku lasu. Mąż mój pobiegł ze starszymi dziećmi za stodołę w zboże. Świst kul wyzwalał we mnie niespożyte siły. Młodsze dzieci rozbiegły się w różne strony razem ze spuszczonym z łańcucha psem. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że wieś jest otoczona przez banderowców. Z Romkiem na rękach biegłam, potykając się między łanami dojrzewającego żyta. Przy mnie był cały czas skomlący ze strachu pies. Gdy byłam już blisko lasu, przede mną jak z podziemia wyrósł potężny Ukrainiec z karabinem w rękach. Poznałam go. Był to Szkul, Ukrainiec z sąsiedniej wioski, który często bywał u nas. Był producentem betonowych kręgów do studni i przed kilku tygodniami na środku naszego podwórka z moim mężem montował te kręgi w nowo wykopanej studni. Był miłym, serdecznym człowiekiem i nawet zaprzyjaźniliśmy się z nim. Teraz ujrzałam go w nowej roli. Z jakimś obłędnym błyskiem w oczach i straszliwym grymasem twarzy bez wahania strzelił prosto w moją głowę. Kula świsnęła mi przy lewej skroni, zrywając przepaskę do włosów i powodując krwotok z przestrzelonego ucha. Runęłam z dzieckiem w zboże, nie tracąc jednak przytomności. Szkul sądził, że mnie zabił. Synka Romka przydeptał butem. W tym momencie usłyszałam rozkaz: "prawe kryło w pered” (prawe skrzydło do przodu). Szkul wykonał polecenie. Przekroczył leżącą we krwi kilka metrów ode mnie Marynię, siostrę mego męża zamężną z Wąsowskim. Obok niej leżał, na szczęście żywy, jej dwuletni syn Stefek, który obecnie mieszka we Wrocławiu. Gdy Szkul poszedł w stronę wioski, by tam realizować morderczy rozkaz, ja podniosłam się, przykryłam swe dziecko snopkiem i w szoku pobiegłam dalej do lasu. Strzelali za mną, ale nie trafili. Gdy zaczęło świtać, Ukraińcy ze wsi ustąpili. Wówczas wróciłam na miejsce, gdzie schowałam dziecko. Znalazłam je całe i żywe. Ale Romek do końca życia miał wgniecioną klatkę piersiową - była to pozostałość po obcasie Szkula. Wszystkie domy w Leonówce były spalone. Wśród pogorzelisk leżały dziesiątki trupów. Tylko moja rodzina miała wyjątkowe szczęście - wszyscy przeżyliśmy: mąż i sześcioro naszych dzieci. Drugiej takiej rodziny w Leonówce nie było. W każdej kogoś opłakiwano. /.../  Opowieść Apolonii Reszczyńskiej opublikowałem 3 października 1996 roku w "Gazecie Brzeskiej”. W maju 2013 roku, w trakcie pisania tego tekstu, postanowiłem dowiedzieć się, jakie były dalsze losy mej rozmówczyni sprzed wielu lat. Od jej syna, Alfreda Reszczyńskiego, dowiedziałem się, że żyła jeszcze dwa lata, a okoliczności jej śmierci były równie wstrząsające jak przytoczona wyżej opowieść. Na święta Bożego Narodzenia roku 1998 Apolonia Reszczyńska, licząca wówczas 94 lata, pojechała do Brzegu, do swej córki Zofii (rocznik 1938), po mężu Malinowskiej. W czasie nocy sylwestrowej, przebudzona wystrzałami i eksplozjami fajerwerków witających Nowy Rok pod brzeskim ratuszem, wyrwana ze snu, sądząc, że to napad banderowców, otworzyła okno i aby się ratować ucieczką, tak jak przed 65 laty w Leonówce, wyskoczyła przez nie. Pokoik, w którym spała, był na wysokim parterze. Upadek okazał się tragiczny w skutkach. Złamała nogę i pokaleczyła sobie twarz, bo wpadła głową w krzak róży. Przewieziona do szpitala żyła jeszcze miesiąc. Trauma "czerwonych banderowskich nocy”, gdy płonęły całe wołyńskie wsie, została w niej do końca życia.” (Stanisław S. Nicieja: „Moje Kresy. Spór o Banderę”; w: http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130518/REPORTAZ/130519469 . Za: http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/839-tragedia-leonowki-opowie-apolonii-reszczyskiej-z-ppic.html Wyszukał i wstawił :Bogusław Szarwiło ).
2 sierpnia 1943 roku:
W kol. Antopol pow. Równe Ukraińcy zabili 70-letnią Polkę, wdowę.
We wsi Beremiany pow. Buczacz zamordowali Polaka, leśniczego, oraz ciężko poranili jego żonę (sądzili, że nie żyje). Był to Kazimierz Pleszanowski albo Pieczanowicz z Dulib (Kubów..., jw.).
We wsi Burakówka pow. Zaleszczyki uprowadzili z drogi wracającego do domu Polaka, leśniczego i ślad po nim zaginął. Inni: banderowcy zamordowali 5 Polaków (Kubów..., jw).
We wsi Duliby pow. Buczacz zamordowali Polaka, był to leśniczy Pachowicz. Patrz wyżej: „we wsi Beremiany”.
W kol. Lubomirka Nowa pow. Równe zamordowali kilkunastu Polaków, imiennie znane są 4 ofiary.
We wsi Twerdynie pow. Horochów zamordowali 2 Polaków, lat 16 i 28
W nocy z 2 na 3 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czernelica n/ Dniestrem pow. Horodenka  został zamordowany z innymi osobami przez grupę bojówkarzy OUN  leśniczy Zenon Borzemski (Edward Orłowski, w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+2013.pdf ).
W kol. Karczemka pow. Równe upowcy zamordowali 1 Polaka.
2 lub 3 sierpnia 1943  roku
We wsi Szpanów pow. Równe zamordowali 1 Polaka i 1 Ukraińca, męża Polki.
3 sierpnia  1943 roku:
W kol. Leonówka pow. Równe zatrzymali kolumnę furmanek z rodzinami uciekającymi ze wsi Kudranka do Tuczyna. Część upowców zabrała furmanki z żywnością i odzieżą, a pozostali doprowadzili uciekinierów do lasu, w którym oczekiwała już druga grupa „partyzantów ukraińskich”. Po dokonaniu rewizji i rozebraniu do bielizny ofiary ustawiali w 10-osobowych grupach i uśmiercali dźgając i tnąc bagnetami. Bronisławie Reszczyńskiej, lat 22, będącej w ostatnich dniach ciąży rozpłatali brzuch. Nie pogrzebane zwłoki co najmniej 42 Polaków pozostały na miejscu zbrodni, w większości kobiet i dzieci, począwszy od 2-letnich dzieci po 80-letnią Wiktorię Łozowicką.
We wsi Rudniki pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 1 Polkę.
We wsi Zielony Dąb (Góra Wereszczyńskich) pow. Zdołbunów upowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali ponad 60 Polaków. Świadek zbrodni podaje jednak datę 3 lipca i pod tą datą znajduje się krótki jej opis.
W nocy z 3 na 4 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czernelica pow. Zaleszczyki: „W nocy z 3 na 4.VIII.1943. Czernelica pow. Zaleszczyki. Ukraińcy zamordowali instruktora fabryki tytoniu w Jagielnicy, Polaka, Wojciecha Kosteckiego. Tej samej nocy w Czernelicach zamordowano również leśniczego Polaka, oraz robiono zamachy na nauczyciela i księdza polskiego” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).  H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają  tej wsi i zbrodni.
4 sierpnia 1943 roku:
W kol. Kraśnica pow. Równe upowcy ujęli i zamordowali uciekających do Tuczyna 10 osób: małżeństwo Guzowskich, Franciszka Żukowskiego oraz 7-osobową rodzinę polsko-ukraińską: 48-letnią córkę Guzowskich, jej 47-letniego męża Nestora Dziubaka (zięcia Guzowskich) i ich pięcioro dzieci w wieku od 1 roku życia do 8 lat.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów zamordowali 61-letniego Polaka.
We wsi Rudniki pow. Śniatyn policjant ukraiński zamordował 1 Polaka.
We wsi Uścieczko pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali Polaka. „04.08.1943 r. został zamordowany Kostecki i.n., l. 25 student UJ, instruktor tytoniowy.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
3 lub 5 sierpnia 1943 roku:
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zabrali z wozami i końmi 10 Polaków na tzw. podwody, z których 9 nie wróciło, a 10-siąty uciekł z miejsca egzekucji.
5 sierpnia 1943 roku:
We wsi Anielówka pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali 2 Polaków: studenta UJ Jasiewicza i nauczycielkę; ich straszliwie okaleczone ciała znaleziono na polu wśród kukurydzy niedaleko wsi Nyrki. Inni: byli to Jasiewicz N. i Skiba Dominik (Kubów..., jw.).
We wsi Dupliska pow. Zaleszczyki zamordowali 1 Polaka.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów zamordowali 16-letniego Polaka.
We wsi Rybcza pow. Krzemieniec podczas ataku UPA i okolicznych chłopów ukraińskich Polacy podjęli obronę; zamordowanych zostało 3 Polaków, w tym 70-letniemu choremu mężczyźnie obcięli uszy, zdarli paznokcie i wydłubali oczy.
W miejscowości Tłuste Miasto pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali 2 Polaków: nauczyciela ze wsi Anielówka oraz urzędnika poczty .
W nocy z 5 na 6 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 5 na 6.VIII.1943. Łopuszna pow. Brzeżany. Dwóch Ukraińców napadło na Polaka Słobodzianina. Zabrali mu wóz i parę koni. Synowi gospodarza 16-letniemu chłopakowi kazali się podwieźć. Chłopak nie wrócił” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej wsi i tej zbrodni.
6 sierpnia 1943 roku:
W kol. Burki pow. Sarny upowcy zamordowali 3 Polaków.
We wsi Czerniejów pow. Kowel chłopi ukraińscy ze Swinarzyna oraz miejscowi zamordowali 15 Polaków, w tym dwie 6-osobowe rodziny i 3-osobową: matkę z córkami lat 16 i 18.
7 sierpnia 1943 roku:
W miasteczku Aleksandria pow. Równe Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
W kol. Biesiadka pow. Sarny upowcy zamordowali 2 Polaków: 16-letnią dziewczynę oraz uprowadzili mężczyznę, po którym ślad zaginął.
We wsi Rudnia pow. Łuck :„Urodziłem się w miejscowości Balarka, gmina Silno, powiat Łuck, parafia Derażne. Rodzina: było nas dwoje braci – ja, Edward Szpringel (Szpryngiel) , urodziłem się w 1933 r.. /.../  Jakie jest mocne ludzkie serce. Jak nas mieli prowadzić z Rudni do Studzin, na ten zwiazok, to żona tego sołtysa mówi do nas „Jak człowiek długo może się męczyć, nim skona. Dwa tygodnie przed wami złapali Ukraińcy kobietę z synem. Przebili do drzwi w stodole piersiami, z pleców cięli żyw[c]em pasy, potem oderwali, przebili plecami. Jak z przodu zaczęli ciąć, dopiero ta matka z synem skonali”. Ja z bratem i Mamą słuchamy, wiedząc świadomie, że idziemy na okrutną śmierć i serca nasze wytrzymali.” /.../  „Czyta ten sołtys, że nas odstawią do Dużych Studzin (Nazwa w lokalnym polskim brzmieniu. Nazwa prawidłowa Stydyń Wielki, wieś ukraińska w gm. Stydyń, pow. kostopolski.). Tam jest taki punkt. Kogo złapią, to tam mieszkają i ma on nas tam zaprowadzić. Żona tego sołtysa mówi wprost, że tam jest zwiazok, około 15 Ryzunów, tam nikt żywy nie wyjdzie. Mówi, że przed nami złapali nauczycielkę z synem, która uczyła tam dzieci, i też zamordowali w okropny sposób.” (Edward Szprigiel: Bóg nas uratował. W:  http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/842-bog-nas-uratowa.html ).Edward Szpringel (właściwe: Szpryngiel) z matką i bratem uciekli z Huty Stepańskiej 18 lipca, ukrywali się przez 34 dni i około 21 sierpnia zostali złapani przez Ukraińców  koło wsi Balarka pow. Łuck, opisywana zbrodnia miała miejsce dwa tygodnie przed ich złapaniem, czyli około 7 sierpnia 1943 roku.
We wsi Semenów pow. Trembowla: „7.VIII.1943. Semenów pow. Trembowla. Ukraińcy zamordowali Polaka Seretnego. W związku z tym aresztowano następujących Ukr.: dwóch braci Słobodzianów, Burbełe i Krupnyka” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
Przed 8 sierpniem 1943 roku:
W kol. Budki Kudrańskie pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 20-letniego Polaka.
8 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie.
W kol. Dunaj pow. Horochów upowcy zamordowali 18 Polaków, w tym 1 mężczyznę, pozostałe ofiary to kobiety i dzieci.
W kol. Kadyszcze pow. Łuck dwie Polki, siostry mające po 17 – 18 lat, idące do kościoła; po zgwałceniu zostały bestialsko zamordowane przez kilkunastu chłopów ukraińskich.
We wsi Kulczyce pow. Trembowla: „W nocy 8.VIII.1943. Kulczyce gmina Mogielnica pow. Trembowla. Ukraińcy zamordowali b. komendanta P.P. Juźkowa. W związku z dokonanym mordem żandarmeria niemiecka aresztowała wójta gminy Mogielnica Ukraińca” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej wsi i tej zbrodni.
We wsi Niewirków pow. Równe Ukraińcy zamordowali 1 Polkę.
W kol. Trystok pow. Horochów zamordowali 4 Polaków: dwa małżeństwa.
We wsi Tumin pow. Horochów uprowadzili i zamordowali 31-letnią Polkę.
W kol. Zurawiec pow. Horochów w drugim napadzie upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, kolonia przestała istnieć.
9 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol Ukraińcy podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
W kol. Jadwipol pow. Rowne zamordowali 3 Polaków, w tym kobietę, podczas żniw.
We wsi Mytnica pow. Trembowla: „09.08.1943 r. został zamordowany Jóźwiak i.n. l. 70.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Plebanówka  pow. Trembowla „09.08.43 r. został zamordowany mieszkaniec wsi NN l. 25.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.)
W nadleśnictwie Turza Wielka pow. Dolina został zamordowany przez UPA  leśniczy Welfe (Orłowski..., jw.).
10 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czarnokowice Wielkie pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali 22-letniego Polaka.
W osadzie Jagiellonów pow. Łuck upowcy spalili polską osadę i zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, imiennie znane są tylko 2 ofiary, w tym starzec Górski, którego nadziali na widły i wrzucili do płonącego domu.
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński na terenie lasu upowcy mordowali złapanych uciekających Polaków oraz branych na tzw. podwody; zginęło tutaj ponad 50 osób.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec po namowach Ukraińców Polacy w 3 grupach wrócili do wsi dokonać żniw i grupy te wymordowali, co najmniej 30 Polaków: pierwszą grupę wyrżnęli nożami w stodole, drugą grupę rozstrzelali seriami karabinu maszynowego w polu, trzecia grupę uciekającą także zamordowali na polu.
11 sierpnia 1943 roku:
W mieście Łuck woj. Wołyń na skutek donosów Ukraińców ukraińska policja kryminalna (Ukrainische Kryminalpolizei) aresztowała 50 Polaków, głównie inteligencji, z czego 30 Polaków zostało potem rozstrzelanych.
We wsi Stryjówka pow. Zbaraż Ukraińcy zamordowali 4 Polaków.
12 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki k. Łowiszcza pow. Kowel upowcy wymordowali ludność polską, imiennie znane jest tylko 35 ofiar.
W kol. Miedziaków pow. Kowel Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie.
W okolicy miasteczka Mizocz pow. Zdołbunów upowcy napadli na ciężarówkę z cukrowni wiozącą ludzi i zamordowali 20 Polaków.
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polki.
W kol. Stanisławówka pow. Łuck policjanci ukraińscy zastrzelili 1 Polaka.
13 sierpnia 1943 roku:
We wsi Basowy Kąt pow. Równe Ukraińcy zamordowali 2 Polki podczas żniw.
We wsi Borszczówka pow. Kostopol uprowadzili do lasu i zamordowali 22-letniego Polaka.
14 sierpnia 1943 roku:
We wsi Chobułtowa pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 9 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę z dziećmi lat 2, 5, 12 i 14.
We wsi Czernelica pow. Horodenka Ukraińcy zamordowali Polaka, inspektora Fabryki Tytoniu.
W kol. Marcelówka pow.  Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polaków.
We wsi Raj pow. Brzeżany: „14.08.1943 r. został zam. leśniczy Śliwiński Antoni.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 31 Polaków, w tym 9-osobową rodzinę Władysława Kamińskiego: rodziców i ich 7 dzieci.
We wsi Trościaniec Wielki k/Olejowa pow. Zborów zatrzymany został na drodze leśnej pomiędzy Kotowem a Trościańcem w czasie powrotu do wsi, uprowadzony i zamordowany przez UPA leśniczy (inż. leśnik) Antoni Śliwiński lat 39  (Wojciech Moskaluk, w:http://www.swietoszow.wroclaw.lasy.gov.pl/documents/21700551/27220520/Lista+pomardowanych.pdf/fc266838-157c-4429-a3bd-c4fd238f25f4 ).
We wsi Trościaniec pow. Brzeżany uprowadzili Polaka, leśniczego, który zaginął bez śladu. Był to Antoni Śliwiński (Komański..., s. 130 oraz Kubów..., jw.).  
15 sierpnia (święto Wniebowzięcia NMP) 1943 roku:
W kol. Berezowicze pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali siekierami, łopatami, widłami, łomami itp. co najmniej 45 Polaków; 8-letniej Irenie Chaber siekierą odrąbali głowę na pniaku do rąbania drzewa  (Siemaszko..., s. 856).
We wsi Berezowica pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 rodziny polskie liczące około 10 osób.
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol zamordowali 6 Polaków, w tym dziewczynki lat 7 i 18.
We wsi Chorostów pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków, w tym przywiązali do łóżka, oblali benzyną i spalili babkę Karolinę Ryś i jej dwoje wnucząt o nazwisku Opałko oraz  3-osobową rodzinę pracownika kolei  (Siemaszko..., s. 860).
We wsi Glinka nad Dniestrem pow. Buczacz banderowiec zastrzelił Polaka Kazimierza Braszynowicza, leśniczego (Jan Adamski: Odwiedziny, Kraków 1975, s. 104).
We wsi Hawczyce pow. Łuck upowcy zamordowali 20-letniego Polaka.
W kol. Jaworówka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ponad 100 Polaków i 1 Żydówkę.
We wsi Koropiec pow. Buczacz:. „15 VIII 1943 po otoczeniu budynku nadleśnictwa został uprowadzony z narady i zamordowany przez UPA  gajowy Humaniecki” (Orłowski..., jw.).
We wsi Kotów pow. Brzeżany na drodze między wsią Liliatyn a Kotowem zamordowali wracającego z odpustu proboszcza parafii Kotów ks. Władysława Bilińskiego.
W kol. Krasna Góra pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3-osobową rodzinę polską: dziadków lat 76 i 78 oraz ich 14-letnią wnuczkę.
W kol. Ludmiłpol pow. Włodzimierz Wołyński bestialsko zamordowali 2 Polki, siostry lat 18 i 20 uciekające furmanką ze wsi Turia do Włodzimierza Wołyńskiego -  Jadwigę i Stanisławę Zyman.
W kol. Oktawin pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ponad 30 Polaków, w tym 7-osobową rodzinę.
W kol. Police pow. Kostopol zamordowali 1 Polaka.
W kol. Stomorgi pow. Dubno zamordowali 3-osobową rodzinę polską.
We wsi Swaryczów pow. Dolina zamordowali 39-letniego Polaka.
W mieście Równe woj. Wołyń zamordowali 62-letnią Polkę.
W kol. Wierzbiczno pow. Kowel zastrzelili 1 Polaka. 
Do połowy sierpnia 1943 roku:
We wsi Budy pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 5 Polaków: matkę z 2 synami i 2 córkami.
W kol. Dębiny pow. Dubno zamordowali 8 Polaków.
We wsi Janówka pow. Dubno zamordowali 53 Polaków.
W kol. Kamienna Werba pow. Dubno zamordowali 7 Polaków: rodziców z 3 dzieci oraz dziadka z wnukiem. We wsi Kluki pow. Dubno zamordowali 1 Polaka.
We wsi Kozin pow. Dubno zamordowali 4 Polki, w tym jedną z córką.
W futorze Lipkowiec pow. Dubno zamordowali 8 Polaków: 6-osobową rodzinę oraz matkę z synem.
We wsi Nosowica Stara pow. Dubno zamordowali 7 Polaków: 5-osobową rodzinę i małżeństwo.
We wsi Płaszowa pow. Dubno zamordowali 7 Polaków 4-osobową rodzinę z 2 synami, małżeństwo i kobietę. We wsi Podłuże pow. Dubno zamordowali 3 Polaków.
W kol. Smolarnia pow. Dubno zamordowali 2 Polaków: matkę z synem.
We wsi Stołbiec pow. Dubno zamordowali 14 Polaków: rodziców z 2 córkami, ojca z 3 dzieci,  matkę z 3 dzieci, małżeństwo.
We wsi Werba pow. Dubno na skutek donosu Ukraińca Niemcy aresztowali i zamordowali 4 Polaków, pracowników tartaku.
We wsi Zagaje – Dąbrowa pow. Dubno upowcy zamordowali 17 Polaków, w tym rodziny z dziećmi. 
W połowie sierpnia 1943 roku:
W kol. Marcelówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali Polkę z 2 małych dzieci.
We wsi Porohy pow. Nadwórna dwaj Ukraińcy poranili Polaka, który po kilku tygodniach zmarł.
W kol. Sołomiak pow. Kostopol Ukrainiec zamordował rodzinę polską.
We wsi Zielony Dąb (Góra Wereszczyńskich) pow. Zdołbunów  w połowie sierpnia zamordowali błąkające się wokół wsi od czasu rzezi 3 lipca dzieci zamordowanych wówczas Antoniego i Marii Wereszczyńskich: 3-letniego Jerzego i 7-letnią Czesławę. Także w połowie sierpnia zamordowali 105-letniego Romana Krasickiego – najpierw powiesili go na sznurku na drzewie, a gdy sznurek zerwał się, dobili go pałkami.  (Siemaszko..., s. 971 – 972).   
15 lub 16 sierpnia 1943 roku:
We wsi Piotrówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 14 Polaków.
16 sierpnia 1943 roku:
We wsi Kohylno (w skład wsi wchodziło Zastawie i Tartak) pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 29 Polaków, w tym rodziny 6-cio i 5-osobowe. „Około tygodnia po pogromie Michał i Bolesław Roch oraz Tadeusz albo Roman Roch poszli nocą w trzech na Zastawie, aby zobaczyć co się stało z naszą rodziną. 11 lipca 1943 r. w nocy z soboty na niedzielę, na ich dom był napad podczas którego zamordowano wdowę Amelię [Roch] lat ok. 60 oraz jej najmłodszą córeczkę Zosię lat ok. 14. Tej nocy Tadeusz Roch spał w swojej stodole, między słomą a ścianą, a jego rodzony brat Roman w ogrodzie w kapuście, niedaleko łąki. Romek Roch opowiadał mi osobiście, że nad ranem już robiła się „szarówka” posłyszał jakieś głosy, a w chwilę później jakieś głośne, przeraźliwe wręcz krzyki, dochodzące od domu Grzegorza Rocha. Jednak nie zdecydował się tam pobiec, gdyż na podstawie tego co słyszał, poznał, że są to krzyki mordowanych ludzi. Szybko ukrył się w pobliskich szuwarach i przesiedział tam cały dzień. Romek opowiadał mi także, że Tadek też obudził się w stodole, gdy Ukraińcy zaczęli dobijać się do drzwi domu Grzegorza. Widział przez szpary w ścianie stodoły, jak Ukraińcy wpuszczeni do domu, po chwili całą rodzinę wyprowadzili na podwórko. Przodem szły dzieci Grzegorza i jego żony. W tym momencie było jeszcze cicho i spokojnie, wszystko wskazywało na to, że gospodarze nie spodziewali się najgorszego. Na pewno mieli nadzieję, że to zwykłe najście, które zakończy się przesłuchaniem lub co najwyżej pobiciem i groźbami, tym razem było jednak inaczej. Gdy dzieci były już na dworze, Ukraińcy nagle uderzyli je siekierami w głowę, natychmiast zginęli wtedy: syn lat ok. 16 oraz dwie córki, starsza lat ok. 25 i młodsza lat ok. 20. Gdy matka zorientowała się, że dzieci zostały zaatakowane, dopiero wtedy zaczęła histerycznie krzyczeć i właśnie te krzyki słyszał Roman w ogrodzie. Możliwe, że któreś z dzieci też zdążyło krzyknąć przed samą śmiercią. Po zarąbaniu dzieci wyprowadzili Grzegorza i jego żonę, pierwsza porąbana została żona lat ok. 60. Wtedy bandyci zaczęli się zastanawiać jaką śmierć zadać gospodarzowi i wtedy Tadek usłyszał wyraźnie takie słowa jednego z Ukraińców do pozostałych: „On uciekł nam do miasta i przyszedł z powrotem. Trza mu dać lekkie skonanie!” Zaraz potem Tadek zobaczył, jak za chwilę powiesili go na jabłonce, tuż obok ich domu rodzinnego. Tak skonał Grzegorz lat ok. 60. Tadeusz widział też, jak zginęła jego matka, opowiadał wszystkim, że ta sama grupa Ukraińców po wymordowaniu rodziny Grzegorza przeszła pod drzwi jego domu i zaczęła się dobijać do środka. W końcu udało im się wejść do środka i po chwili słyszał niewyraźnie jak matka prosiła kilku oprawców o darowanie jej życia. Potem wszystko ucichło, po chwili zobaczył jednak, że mężczyźni opuszczają dom i odchodzą. Tadek wspominał także, że rozpoznał jednego z napastników, ale dzisiaj już nie pamiętam, o kim mówił. Wiem zaś na pewno, że to był Ukrainiec z Kohylna. Bandyci nie podpalili zabudowań i prawie na pewno nic nie wynieśli z domu. Po około dwóch godzinach na Zastawie przyszła druga grupa Ukraińców i zaczęli chować ciała pomordowanych. Całą rodzinę Grzegorza wrzucili do dołu po kartoflach, tuż przy ich własnej chałupie. Ciało wdowy Amelii Roch wrzucili do lochu po kartoflach i zawalili go. /.../ Michał Roch opowiadał mi także, że był po pogromie w Kohylnie, gdzie spotkał Ukraińca, który był sąsiadem Drabików. Właśnie ten Ukrainiec opowiedział Michałowi jak została zamordowana cała ich rodzina. 11 lipca 1943 r., w niedzielny ranek przyszli do Drabików banderowcy i weszli do domu. Po chwili zaczęli mordować tych, którzy byli w domu. W chałupie zabili matkę i dwie córki, tymczasem dwaj synowie spali w stodole. Gdy Ukraińcy wykryli ich kryjówkę, jednego chłopca zabili na miejscu, a Józek rzucił się do ucieczki przez pola. Nie zdołał jednak uciec i gdy go dopadli to go też zabili. Prawdopodobnie miał przed śmiercią prosić bandytów, aby mu darowali życie. Michał dowiedział się także, że ciała pomordowanych Ukraińcy wrzucili do lochu, kopca z drewnianych kołków na kartofle, który znajdował się na miedzy Drabików i Żyda Moszko Bejdera, potem wszystko zawalili” (Roman Szymanek, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl;  relację spisał Sławomir Tomasz Roch). „Dziadek Bolesław Roch na rok przed swoją śmiercią, mówił mi jak zabito jego bliską rodzinę, jego kuzynów. Powiedział, że staruszka Ukrainka z Kohylna, którą nazywano Koteluczka mówiła rodzinie Rochów w Kopyłowie pod Hrubieszowem, że Rochów z Zastawia Ukraińcy wieźli wozem do Kohylna, aż pod samą cerkiew i tam powiesili ich na lipach przy cerkwi” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz,;  w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch). W. i E. Siemaszko na s. 922 – 923 opisując wieś Kohylno napad datują na 16 sierpnia, a następne na 23 i 29 sierpnia 1943 roku.
We wsi Podjarków pow. Bóbrka banderowcy zamordowali 20 Polaków, w tym dwie rodziny Kleszczyńskich. Dokumentacja fotograficzna jednej zamordowanej rodziny znajduje się w książce Aleksandra Kormana Ludobójstwo UPA na ludności polskiej. Zginęli: Jan Kleszczyński, lat 38, jego żona Tekla, lat 37, ich córka Anna, lat 13 oraz ich syn Stanisław, lat 8. Rozebranym do naga ofiarom wydłubali oczy, zadawali ciosy siekierą w głowę, przypalali ogniem dłonie, próbowali odciąć kończyny górne i dolne, zadali rany kłute na całym ciele.
We wsi Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński: „W 1943 r., moi rodzice – Jan i Zofia Kraszewscy oraz bracia: Jerzy – lat 12, Tadeusz – lat 7 i ja – lat 9, mieszkaliśmy w kolonii Stanisławów oddalonej 20 km od Włodzimierza Wołyńskiego, gmina Werba. /.../ Dnia 16 sierpnia 1943 r. około godz. 14.00, kiedy kuzyn Roman wyszedł w celu rozpoznania sytuacji, zauważyliśmy ośmiu Ukraińców zbliżających się w naszym kierunku od strony naszego gospodarstwa. Najstarszy funkcją Ukrainiec, dobrze uzbrojony, podszedł do ojca i powiedział, że powinniśmy wracać do domu, ponieważ nic nam nie grozi i nie ma powodu uciekać. Dopytywał się również, gdzie jest kuzyn Roman, ponieważ chce go wraz z rodzicami przesłuchać i poprosił ojca, żeby odszedł z nim w głąb lasu. Ojciec zgodził się i odeszli tak, że nie było ich widać, ani słychać rozmowy. Po kilku minutach wrócił i zabrał mamę. Kiedy tak staliśmy w wielkim strachu, otoczeni przez pozostałych siedmiu bandytów, nagle usłyszeliśmy krzyk mamy „Oj, serce!”. Wówczas pomalutku zaczęliśmy oddalać się, bo przez moment tych siedmiu bandytów zainteresowało się zawartością wozu. W tym momencie przybiegł Ukrainiec, który wyprowadził rodziców i zaczął krzyczeć, dlaczego nie robią z nami porządku. Sąsiadka pani Olobra uklękła przed Ukraińcem i zaczęła go błagać o litość, żeby zostawili ją w spokoju, na co ten dowódca przebił ją bagnetem umocowanym na karabinie, mordując na naszych oczach. Wtedy zaczęliśmy uciekać w kierunku naszego lasu i pozostawionego tam bydła. Najmłodszy brat Tadeusz uciekał najwolniej, a kilku bandytów biegło za nim i tak dobiegł do owiec i schował się za pasącego się barana. Baran, widząc biegnącego naprzeciw człowieka, rozpędził się i z całą siłą uderzył bandytę, który aż się przewrócił, a kiedy chciał go uderzyć drugi raz, wówczas bandyta podniósł się i zastrzelił barana. Tymczasem brat Tadeusz uciekł w zarośla i tak zostało uratowane życie 7-letniego dziecka. Ja i mój starszy brat uciekliśmy w zarośla i krzaki. Jak się okazało, mama, chociaż bardzo ranna, pokaleczona bagnetem, będąc w szoku, zdołała uciec z miejsca tego mordu. Bandyta, kiedy ją wyprowadził w krzaki, kazał zdjąć sukienkę, ponieważ była wełniana, po czym uderzył ją kolbą w głowę, a kiedy zasłoniła się ręką, wówczas bagnetem zranił rękę, a następnie dwukrotnie zranił klatkę piersiową. Wtedy mama wydała ten pamiętny okrzyk „Oj, serce!”, co (…) nas uratowało. Bandyta tymczasem uznał, że mama już tam umrze, zabrał sukienkę i pobiegł do furmanki. (…) Mama długo nie mogła uwierzyć, że nasz tatuś nie żyje, nawet wówczas kiedy do Włodzimierza przyjechał kuzyn Roman i powiedział, że po odgłosach strzałów, późnym wieczorem poszedł na miejsce naszego postoju i nieopodal, w krzakach za drzewami, potknął się o ciało naszego tatusia, które przykrył gałęziami. I taki pogrzeb miał nasz tatuś.(Zdzisław Kraszewski: Początek zagłady kolonii Stanisławów; w: www.martyrologiawsipolskich.pl ).
We Włodzimierzu Wołyńskim w nocnym napadzie upowcy na ul. Lotniczej zamordowali około 15 Polaków; 35-letniemu Zygmuntowi Zakrzewskiemu  połamali ręce i nogi i wbili w głowę gwoźdź.
We wsi Zamch pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy z Niemcami zamordowali 8 Polaków.
We wsi  Zarudeczko pow. Zbaraż  banderowcy zamordowali 10 Polaków, byli to: Huka Ignacy l. 39, Kowalczuk Onufry l. 48, Olisko Aniela l. 19, Przysiniuk Bronisław l. 19, Ratuniak Maria l. 60, Rygiel Mikołaj l.62, Zagwocki Antoni l. 39 i Teresa l. 61, oraz 2 osoby o nieustalonym nazwisku.(Kubów..., jw.).
W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 17 na 18.VIII.1943. Na kolonii między Karolowką a Szuparką pow. Buczacz Ukraińcy wymordowali rodzinę polską złożoną z 6 osób. Jednego ze sprawców ujęto, jest to Ukrainiec, dezerter z ukr. Dywizji SS. Przyznał się do morderstwa” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej zbrodni.
18 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bielin pow. Włodzimierz Wołyński w walce z UPA zginął 23-letni Polak.
W miasteczku Mikołajów pow. Żydaczów banderowcy zamordowali Polaka, księgowego leśnictwa.
We Włodzimierzu Wołyńskim upowcy zamordowali 2 Polaków.
W kol. Zygmuntówka pow. Włodzimierz Wołyński zabili 5 Polaków podczas żniw, w tym 15-letniego chłopca.
W nocy z 18 na 19 sierpnia 1943 roku:
We wsi Kluwińce pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali 3 Polaków. Inni: „zamordowano 7 Polaków, w tym: Michalik Michał l. 45 i nauczyciel z Trembowli l. 50” (Kubów..., jw.). Komański na s. 235 podaje, że nazwiskiem Michała Michalika posługiwał się Tadeusz Trojanowski, były inspektor szkolny z Rawy Ruskiej. Patrz „ w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 roku”.
19 sierpnia 1943 roku:
We wsi Komarów pow. Stanisławów banderowcy zastrzelili 1 Polaka oraz drugiego uprowadzili z przysiółka Halicka Brama i ślad po nim zaginął.
We wsi Stawki pow. Równe w zasadzce upowcy zabili około 11 Polaków jadących do żniw oraz całą 23-osobową osłaniającą ich eskortę Ślązaków na służbie niemieckiej.
20 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bodiaki pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 26-letniego Polaka.
W kol. Jeziorany Szlacheckie pow. Łuck zamordowali Polaka, męża Ukrainki.
We wsi Komarów pow. Stanisławów uprowadzili 2 Polaków, mężczyznę i kobietę, urzędników zarządu Liegenschaftu, którzy zaginęli bez wieści.
W kol. Kowalówka pow. Kowel upowcy zabrali na podwodę i zamordowali 1 Polaka.
W kol. Kryłów pow. Równe zamordowali 2 Polaków.
W kol. Szeroka pow. Horochów w okrutny sposób wymordowali 3 rodziny polskie ocalałe z rzezi 16 lipca: 9-osobową, 4-osobową i 3-osobową a zwłoki spalili w stodole – razem 16 Polaków.
W kol. Szczytnia pow. Równe zamordowali 39-letnią Polkę, której męża  porąbali na kawałki 11 lipca 1943 roku.
We wsi Tiutkiewicze pow. Równe od ran zadanych przez Ukraińców zmarł w szpitalu 20-letni Polak.
W nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 20 na 21.VIII.1943. Kluwińce pow. Kopyczyńce. Około 23,30 Ukraińcy zamordowali trzech Polaków zaś jednego ranili. Zamordowani zostali: Jan Kostecki b. posterunkowy P.P. obecnie rolnik, Trojanowski Tadeusz b. inspektor szkół w powiecie Rawa Ruska obecnie buchalter na folwarku, Sroczyński Roman także buchalter rodem spod Krakowa. Ranny został Fleszar Zbigniew także pracownik folwarku /.../ W związku z tym morderstwem aresztowano miejscowego księdza gr.-kat. Proskurnickiego i jego syna Stefana, którzy są moralnymi sprawcami zbrodni. Stefan Proskurnicki b. komendant milicji ukr. posądzony jest również o zamordowanie 6 Polaków wracających z więzienia w Berdyczowie w r. 1941 w czasie wkraczania Niemców na nasz teren ” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).  H. Komański i Sz. Siekierka podają datę „W nocy z 18 na 19 sierpnia 1945” oraz nazwiska: Korzecki /Kosowski/ Jan, Trojanowski Tadeusz i Iszczycki Roman” (s. 235, tarnopolskie).
21 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bermeszów pow. Horochów upowcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską. „Oto wykaz pomordowanych Polaków na kolonii Kisielówka, Czesnówka, Jaworówka, Bermeszów i Lipnik w dniu 21.08.1943 r., który ja Czesław Życzko sporządziłem w porozumieniu z towarzyszami niedoli, w tym: moją żoną Heleną Życzko z domu Furtak, Stanisławem Łachowskim z kolonii Czesnówka oraz Bronisławem Nieczyporowskim (ofiary ze wsi Bermeszów  – przypis S.Ż.): Wyszyński Aleksander lat 45, (mój szwagier), Maria lat 40, (moja siostra), Aleksander lat 16, Janina lat 14, Aniela lat 12, Jadwiga lat 10 (mój brat i siostry cioteczne)”. („Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, spisał Sławomir Tomasz Roch; za: http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/221-wspomnienia-czesawa-i-heleny-yczko-z-domu-furtak-z-kolonii-kisielowka-w-powiecie-horochow-na-woy.html). Siemaszko...., s. 137 datują ten mord ”w 1943 r., latem”.
W kolonii Czesnówka pow. Horochów upowcy zamordowali 30 Polaków. „Oto wykaz pomordowanych: Uleryk Stefan lat 65; Łachowski Aleksander lat 70, żona lat 67;  Kuczko Bronisław lat 53 i troje dzieci lat 20, 8 i 6; Kosior Józef lat 22 i brat Edward lat 19; Uleryk Jan lat 72 i zona lat 60; Błędowski Stefan lat 30 i 1-roczny synek;  Torkowski Jan lat 30 i żona Władysława lat 20; Dumański Wacław lat 58 oraz cała rodzina tj. 6 osób od 17 do 4 lat; Zymon Jan lat 63, żona lat 51 oraz 4 dzieci od 21 do 5 lat; Błędowska Helena lat 31 i jej syn lat 3; Błędowska Maria lat 60”. ( Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, , j.w.) Siemaszko..., s. 152 podają: „W sierpniu 1943 roku zostali zamordowani dwaj bracia Józef i Edward. Najprawdopodobniej nie jest to pełna lista ofiar” Podają liczbę ofiar 5 + ?.
W kolonii Jaworówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 7-osobową rodzinę polską (rzeź w tej kolonii miała miejsce 15 sierpnia 1843 roku). „Oto wykaz pomordowanych /.../: Zybura Michał lat 53 (mój wujek), Katarzyna lat 40 (moja ciocia), Zofia lat 75, Marian lat 15, Jan lat 9, Tadeusz lat 7, Teresa lat 4 (to moje kuzynostwo)”. ( Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, jw.).  Siemaszko...., s. 861 nie wymieniają tych ofiar.
W kolonii Kisielówka pow. Horochów upowcy zamordowali co najmniej 93 Polaków. Atak nastąpił około godziny 14.00, Polacy uciekali do lasu do znajdującej się tam drewnianej Kaplicy hrabiego Szumińskiego oraz do Czarnego Lasu. „Wielu ludzi krzyczało do nas, by nie iść pod Kaplicę bowiem tam już rozpoczęła się rzeź, Ukraińcy strzelają kogo popadnie oraz rąbią siekierami i widłami kogo się da. Tak więc nie mając wyboru, uciekaliśmy razem z nimi, to były naprawdę straszne chwile. Jakby piekło rozwarło się na ziemi, jeden uciekał i płakał, inny biegł i krzyczał coś tam, może kogoś nawoływał, a może jakiś amok właśnie go ogarnął, dzieci piszczały.  /.../ W drodze odpoczywaliśmy w lesie, po przeróżnych krzakach i tam właśnie Piotr Przybyła opowiadał nam ze szczegółami, jaką gehennę przeżył w ostatnich dniach w domu swojej teściowej, mówił tak: „Już od prawie dwóch tygodni ukrywam się u mojej teściowej pod podłogą, obawiałem się bowiem, żeby mnie Ukraińcy nie zamordowali, gdyby dowiedzieli się, że wciąż tam jestem, już bym zapewne nie żył. Przez cały ten straszny czas pomagała mi moja dobra żona Tosia, teściowa nic nawet nie wiedziała o moim miejscu ukrycia. W tym czasie w naszym domu przebywali banderowcy, którzy gościli się tu niekiedy i na cały głos przechwalali się, jak to Polaków mordowali. Słyszałem to bardzo wyraźnie, gdyż mówili dosłownie nad moja głową. Jednego razu usłyszałem głos Ukraińca, który opowiadał jak zginęła rodzina polska Furtaków, których wcześniej znał dobrze. Kiedy ich znalazł Andrzej Futrak uklęknął przed nim, złożył ręce jak do modlitwy i zaczął go prosić, aby im wszystkim darował życie. Wtedy Ukrainiec Marko z Tumina, jak sam się potem przechwalał, jak go rąbnął siekierą w głowę, aż krew trysnęła na niego! A potem pozabijał wszystkich pozostałych, którzy tam byli, również bezlitośnie rąbiąc ich siekierą.”. /.../ Warto też dodać, że Piotr Przybyła pochodzi z Kisielówki, gdzie mieszkali jego rodzice oraz siostra Zofia, która wyszła za mąż za Piotra Krzeszowiec. Mieli razem dzieci, a on był Ukraińcem, ale mało kto o tym wiedział. Niestety podczas mordów Piotr Krzeszowiec zamordował swoją żonę Zosię. Osobliwą tragedię przeżyli także ich najbliżsi sąsiedzi Józef i Józefa Gnatiuk oraz ich córka lat 14, których ukraińskie bandziory powiązali drutem ostrym, kolczastym i tak ich okrutnie zamęczyli. Tak przynajmniej opowiadali sobie ludzie w mieście we Włodzimierzu”. /.../  Oto wykaz pomordowanych Polaków na kolonii Kisielówka, Czesnówka, Jaworówka, Bermeszów i Lipnik w dniu 21.08.1943 r., który ja Czesław Życzko sporządziłem w porozumieniu z towarzyszami niedoli, w tym: moją żoną Heleną Życzko z domu Furtak, Stanisławem Łachowskim z kolonii Czesnówka oraz Bronisławem Nieczyporowskim” (ofiary z kolonii Kisielówka – przypis S.Ż.): Życzko Rozalia, maja mama lat 50, mój brat Longin lat 15. Furtak Andrzej lat 52 mój teść, jego żona Franciszka lat 40, syn Eugeniusz lat 11, córka Czesława lat 9. Michalec Stefania lat 10, Michalec Maria lat 47, obie były naszymi sąsiadkami. Ambroziak Mieczysław lat 16, był naszym sąsiadem. Kampanowski Michał lat 40, Janina lat 35, Stanisław lat 15, to byli także nasi sąsiedzi. Marceniuk Mieczysław lat 20, nasz sąsiad. Zymon Katarzyna lat 60, Bolesław lat 35, Hipolit lat 30, Janina lat 27, Maria lat 6, Stanisława lat 4, Zymon Kazimierz lat 33, Emilia lat 27, Józefa lat 5, Agata lat 3, Zymon Medzik lat 45, Władysława lat 30, Stanisław lat 6, Marian lat 4, Zymon Michalina lat 22, Władysław lat 5., to też nasi sąsiedzi. Suszyński Kazimierz lat 67. Czerwonko Rozalia lat 78. Marszałek Natalia lat 22, Jan lat 4.  Nieczyporowski Tadeusz lat 14. Gałuszka Julian lat 43, Aniela lat 45, Władysław lat 16, Wanda lat 9, Stanisław lat 7, Józef lat 5, Stefan lat 3. Niemiec Magdalena lat 57. Gnatiuk Józef lat 47, Józefa lat 45, Stefania lat 15. Gronowicz Władysław lat 70, Maria lat 65. Petlicki Witold lat 12. Dec Stanisław lat 38, Józefa lat 61, Marian lat 2. Ferenc Józef lat 29. Mikulska Zofia lat 45, Wanda lat 12, Stefania lat 10. Głogowski Józef lat 15, Rozalia lat 14. Michalczuk Antoni lat 69, Maria lat 65 – Kisielówka. Ferenc Bolesław lat 7, Stanisław lat 5 oraz noworodek 2 dni. Pogorzelski Antoni lat 71. Uleryk Antoni lat 72, Aniela lat 50, Stefan lat 57. Michalczyk Stanisława lat 9”. („Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, jw.). Siemaszko..., s. 163 wymieniają wśród ofiar 19 Polaków przesiedlonych tutaj ze wsi Binduga, ale niewielu przesiedlonych znali świadkowie, którzy przeżyli rzeź.
W kolonii Lipnik pow. Horochów upowcy zamordowali 5 Polaków. „Oto wykaz pomordowanych Polaków /.../ : Wrońska Maria lat 65 moja ciocia; Kutowicz Antoni lat 40 mój kuzyn; Rowiński Walenty lat 32 mój kuzyn; Pajta Józef lat 32 komendant PW; Wolski Józef lat 19 to z dalszej rodziny”.  „Wspomnienia Czesława i Heleny..., jw.).  Siemaszko..., s. 164 podają: „15 września 1943 r. upowcy porwali z pola podczas zbioru ziemniaków: Antoniego Kotowskiego (Kotowicza?) lat 40; Katarzynę (Marię?) Wrońską, lat 65, którzy do domu nigdy nie powrócili”. Podali liczbę ofiar: 3 Polaków.
W majątku Romanówka pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
22 sierpnia 1943 roku:
We wsi Dupliska pow. Zaleszczyki Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
W kol. Głęboczyca pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zabrali na podwody co najmniej 5 Polaków i zamordowali ich w lesie. „I na naszej wsi Głęboczycy dochodziło do pierwszych mordów, na Tadeuszu Iwańskim, znalezionych po kilku dniach w lesie w zamaskowanym rowie ze śladami okropnego pastwienia się nad nim. Na Bronisławie Sławkowskim z żoną Marią w ten sam bestialski sposób zamordowanych. W sąsiedniej kolonii Święte Jezioro zamordowani zostali: Śliwa z żoną, Józef Szymczak z żoną Adelą i Czesław Dzięgielewski. Na Głęboczycy przez parę tygodni mordów zabrano niby na podwody i zamordowano mojego ojca Michała Winiarskiego, Adama Grelę, Stanisława Sobieraja, Adama Iwańskiego i Liperta. Wszystkich ich odnajdywano w okolicznych lasach zakopanych w zamaskowanych miejscach.” (Józef Winiarski; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów III, Kraków 2009, s. 349-357; za:  http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/783-w-gboczycy-w-ostatnich-dniach-sierpnia.html ).
We wsi Gruszówka pow. Kowel zamordowali 20 Polaków: 7 jadących do kościoła i 13 wracających z kościoła w Zasmykach.
W kol. Julianów pow. Kowel zamordowali co najmniej 6 Polaków.
We wsi Korabliszcze pow. Dubno zamordowali Polaka, nauczyciela.
We wsi Putiatycze pow. Grudek Jagielloński zastrzelili 1 Polkę.
We wsi Winiatyńce pow. Zaleszczyki zamordowali 1 Polaka, drugiego ciężko poranili.
We wsi Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński obrabowali Polaków i zastrzelili 1 Polkę.
23 sierpnia 1943 roku:
W kol. Chaitówka pow. Łuck zabili 78-letniego Ignacego Kownackiego i jego 37-letniego syna Piotra, a zwłoki spalili razem z zabudowaniami. Żona Anastazego Kownackiego (drugiego syna Ignacego) podczas ucieczki czołgała się w łęgach ziemniaczanych ciągnąc za sobą 2-letnią córkę Michalinę, która w wyniku tych przeżyć straciła na zawsze mowę.
We wsi Kohylno pow. Włodzimierz Wołyński zastrzelili w lesie 8 Polaków uprowadzonych z innych miejscowości a ciała wrzucili do studni.
We wsi Majdan pow. Kamień Koszyrski woj. poleskie nacjonaliści ukraińscy zamordowali co najmniej 139 Polaków:  „w godzinach porannych wioska Majdan została otoczona przez nacjonalistów ukraińskich. Mieszkańcy wsi zostali zgromadzeni w miejscowej szkole pod pozorem zebrania. Następnie ok. 10 mężczyzn zabrano ze szkoły i zaprowadzono do zabudowań gospodarczych Antoniego Z. Tam w stodole polecono im wykopać dół, a następnie przyprowadzano po kilku mieszkańców i po zadaniu śmiertelnych cisów ostrymi narzędziami ciała ofiar wrzucano do wykopanego dołu. W stosunku do osób, które chciały uciec użyto broni palnej. Po zamordowaniu mieszkańców wioski została ona ograbiona i spalona wraz ze stodołą w której spoczywały zwłoki pomordowanych osób. Osoby które przeżyły zajście uciekły z partyzantami pod dowództwem ppłk Kunickiego” (IPN Szczecin: Śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości polegającej na zabójstwie w dniu 23 sierpnia 1943 r. w miejscowości Majdan dawny powiat Koszyrski co najmniej 139 mieszkańców wsi przy użyciu ostrych narzędzi oraz broni palnej przez nacjonalistów ukraińskich, a czyny te miały na celu wyniszczenie ludności narodowości polskiej zamieszkałej na tych terenach; sygn. S 77/09/Zi; lipiec 2012). IPN wszczął śledztwo w 2008 roku, natomiast w 2012 roku umorzył je z powodu niewykrycia sprawców mordu. „Wykaz rodzin polskich bestialsko zamordowanych w dniu 23.08.1943 roku przez bande nacjonalistów (banderowców) we wsi Majdan, rejon Kamień Koszyrski, obwodu wołyńskiego” podała w internecie Karolina Żębrowska. Ponad sto osób zamordowanych to były dzieci (w tym jednoroczne), kobiety (w tym w zaawansowanej ciąży) i starcy. (Karolina Zębrowska, 29.01.2013; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/czytelnicy.html ).
We wsi Olesk pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali w swoim obozie 12 Polaków oraz 22-letniego nauczyciela ukraińskiego ożenionego z Polką.
W kol. Osiecznik pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 10 Polaków.
W kol. Piórkowice pow. Kowel zamordowali 6 Polaków (1 mężczyzna, 4 kobiety i 1 dziecko), którzy wrócili do swoich domów po żywność.
W kol. Rafałówka pow. Łuck zastrzeli na polu 1 Polkę.
W miasteczku Torczyn pow. Łuck zamordowali 1 Polaka.
24 sierpnia 1943 roku:
W  kol. Apolonia pow. Łuck Ukraińcy zamordowali kilkunastu Polaków.
W kol. Brzezina pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polaka.
We wsi Bukowina pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy zastrzelili 6 Polaków.
W kol. Dąbrowa koło Woronczyna pow. Horochów upowcy zamordowali co najmniej 23 Polaków, w tym niemowlęta.
We wsi Komarów pow. Stryj postrzelili Polaka, w wyniku czego zmarł.
We wsi Wołosówka pow. Kowel zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Woronczyn pow. Horochów zamordowali około 15 Polaków.
We wsi Zadyby pow. Kowel zamordowali 1 Polaka.
We wsi Żorniszcze pow. Łuck zamordowali 1 Polaka.
W nocy z 24 na 25 sierpnia 1943 roku:
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów Ukraińcy podpalili domy polskie i sierpami, siekierami, nożami wyrżnęli ponad 100 Polaków; „na sztachetach płotów wisiały niemowlęta w becikach” (Siemaszko..., s. 979). „Prawdopodobnie pod koniec sierpnia 1943 r., 20/21 w nocy nastąpił atak na miasto, a właściwie na polskie bezbronne rodziny tam mieszkające. Okrążyli miasto i przez całą noc mordowali ludzi. To było piekło. Wchodzili do poszczególnych domów i zarzynali ludzi, masakrowali, rąbali na kawałki. Do uciekających strzelali, natomiast wszystkich, których złapali mordowali w okrutny, sadystyczny sposób - nożami, kosami, siekierami. Małe dzieci zabijali o mury domów i wieszali na płotach. Wyszukiwali chowających się ludzi po różnych zakamarkach. Wiele domów spalili. Rano atak przerwali. Z mojej rodziny zginęło 18 osób, tj: wujek Maśnicki Jan i jego żona Petronela oraz ich dwanaścioro dzieci, których imion nie pamiętam. Zginął dziadek Józef Błażyjewski i jego żona, nasza babka Balbina. Zginęła ciotka Kucharska Krystyna, która była w dziewiątym miesiącu ciąży. Zginęło również kilku Polaków z policji niemieckiej, którzy nas bronili. Z całego miasta ocalało kilka rodzin polskich 4 - 5, nie więcej. Między innymi moja rodzina. Ocaleliśmy chyba dlatego, że schroniliśmy się blisko koszar. /.../ Mężczyźni zwozili ciała w jedno miejsce pod cmentarz i tam je pochowano w wielkim dole. Przez trzy dni zbierano ciała z ulic miasta. Mężczyźni, którzy się tym zajmowali, nie mogli uwierzyć, że tyle okrucieństwa, bestialstwa i nienawiści może być w człowieku. Ulice miasta były pełne trupów, głowy często leżały oddzielnie, inne części ciała zmasakrowane. Wszędzie było pełno krwi. Te dni ataku jawią mi się we wspomnieniach jak straszny koszmar.” (Relacja świadka Romana Szpita; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów II, Kraków 2006, s. 78-79).
25 sierpnia 1943 roku:
W kol. Helenówka Gnojeńska pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zabili 14-letniego polskiego chłopca Zbigniewa Kędzierskiego.
We wsi Maniowa pow. Nadwórna banderowcy uprowadzili Polaka, kierownika kopalni, który zaginął bez wieści.
We wsi (kolonii) Sienkiewicze pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 26-letnią Polkę.
We wsi Wirkowice pow. Krasnystaw policjanci ukraińscy z Niemcami zamordowali 39 Polaków, w tym 9 dzieci oraz wywieźli 500 Polaków, w tym około 300 dzieci w nieznanym kierunku.
26 sierpnia 1943 roku:
We wsi Budy Ossowskie pow. Kowel upowcy uprowadzili kilku Polaków, w tym rodzinę, do wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński i tam ich zamordowali, imiennie znane jest 6 ofiar, w tym 16-letnia dziewczyna.
W kol. Iwanicze Nowe pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 20-letniego Polaka.
We wsi Lityń pow. Kowel zamordowali 2 Polaków, braci, jadących furmanką, wóz z końmi zrabowali Ukraińcy z Litynia.
We wsi Milatyn Nowy pow. Kamionka Strumiłowa: „data mordu Warczewskiego i Woźniackiego to 26.08.1943 a nie kwiecień 1944.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Uhryń pow. Czortków zamordowali 3 Polaków, w tym kolejarza.
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 11 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę i 4-osobową rodzinę gajowego. W lipcu i sierpniu w pobliskim lesie upowcy zamordowali przywiezionych ponad 150 Polaków.
W majątku Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 starszych Polaków: inżyniera – właściciela majątku lat 71, jego siostrę oraz 71-letnią kobietę. 
27 sierpnia 1943 roku:
We wsi Chobułtowa pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 46-letniego Polaka.
We wsi Dryszczów pow. Brzeżany: „27.VIII.1943. Dryszczów pow. Brzeżany. Ukraińcy zamordowali Reitera lat 23 narodowości polskiej. W nocy do zagrody Reiterowej wdowie po sołtysie zamordowanym przez Ukraińców w 1939 r. przybyło sześciu uzbrojonych Ukraińców żądając widzenia się z jej synem. Matka oświadczyła im, że syn jest w młynie. Ukraińcy nie uwierzyli, poszli do stodoły i tam znaleźli Reitera, którego bijąc uprowadzili. Następnego dnia wieczorem, rodzina odnalazła zwłoki Reitera w rzece z uwiązanym kamieniem u szyi” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
We wsi Gnojno pow. Włodzimierz Wołyński miejscowi Ukraińcy zamordowali Polkę uciekającą ze Swojczowa do Włodzimierza.
W kol. Różyn pow. Kowel Ukraińcy uprowadzili 8 młodych Polaków i zamordowali w kol. Dobrzyńsk; ciała ofiar były powiązane drutem kolczastym.
W kol. Syczycha pow. Kowel uprowadzili i zamordowali 1 Polaka. 
28 sierpnia  1943 roku:
We wsi Beresk pow. Horochów „ukraińscy partyzanci” zamordowali 3-osobową rodzinę polską kowala: 60-letniego Grzegorza Paluszyńskiego, jego 60-letnią żonę Aleksandrę oraz 20-letnią córkę Stanisławę, którą przed śmiercią zgwałcili.
We wsi Doszno pow. Kowel bandyci z UPA pochodzący z sąsiedniego Datynia obrabowali gospodarstwa i zabili 54 Polaków. „Mordowano szablami, motykami, siekierami (rozrąbywano głowy i całe ciała) oraz bagnetami. Niektóre zwłoki miały wydłubane oczy, odcięte języki, były powiązane drutem kolczastym, przybite do podłóg i ścian bagnetami. Dobytek ruchomy pomordowanych wywieziono wozami” (Siemaszko..., s. 329).
We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wzięli na podwodę 45-letniego Polaka Feliksa Szewczuka i go zamordowali: odrąbali mu ręce i genitalia.
W kol. Radowicze pow. Kowel zamordowali 5-osobową rodzinę polską.
We wsi Stasin pow. Radziechów zamordowali Polaka, byłego podoficera zawodowego WP.
We wsi Turyczany pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 55-letniego Polaka.
W okresie między marcem a 29 sierpnia 1943 roku:
Koło kol. Święte Jezioro pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy uprowadzili do lasu i zamordowali 2 Polaków.
W nocy pomiędzy 27 a 29 sierpnia  1943 roku:
We wsi Zamlicze pow. Horochów miejscowi Ukraińcy zamordowali około 15 Polaków, którzy po rzezi wsi 11 lipca wrócili dokonać żniw.
W nocy z 28 na 29 sierpnia 1943 roku:
W kolonii Szury  pow. Włodzimierz Wołyński został zamordowany wraz z córkami Lolą lat 11 i drugą lat 2 przez UPA leśniczy leśnictwa Pisarzowa Wola  Jabłoński . Żona została zamordowana w niedługim czasie po tym wydarzeniu.(Orłowski..., jw.).
29 sierpnia (prawosławne święto Wniebowzięcia NMP) 1943 roku:
W kol. Adamówka pow. Kowel podczas drugiego napadu Ukraińcy zamordowali co najmniej 14 Polaków.
W kol. Aleksandrówka pow. Kowel podczas drugiego napadu  zamordowali ponad 30 Polaków.
W kol. Antonówka pow. Kowel zamordowali co najmniej 15 Polaków, w tym 3 rodziny.
W kol. Augustów pow. Horochów zamordowali 7-osobową rodzinę polską. Świadek Kajetan Cis, ukryty w kopie zboża złożonej z dziesięciu snopków widział nieudaną próbę ucieczki rodziny Malinowskich. Rodzina ta liczyła 7 osób: rodziców, teściową i dzieci lat: 2. 3, 4 i 5. „Rozjuszona banda, jeszcze okrwawiona i rozgrzana we Władysławówce - widłami, siekierami, sierpami i kosami - zabijała, maltretowała tę rodzinę; kobiety, żonę Malinowskiego i teściową, rozebrali do naga i gwałcili - chyba gwałcili już nieżywe kobiety, bo leżały bez ruchu i co raz jakiś ryzun kładł się na nie, były całe we krwi. Żywe dzieci podnosili na widłach do góry - straszny krzyk (...). Kilku ryzunów poznałem - mieszkali w przyległych wioskach, sąsiedzi”. (Siemaszko..., , s. 1237).
W kol. Czmykos pow. Luboml upowcy razem z chłopami ukraińskimi z okolicznych wsi Czmykos, Sztuń, Radziechów, Olesk i Wydźgów wymordowali około 200 Polaków. Napadem kierował sotnik Pokrowśkyj, syn duchownego prawosławnego ze wsi Sztuń, oraz „Lis”, były gajowy. Rano miejscowi Ukraińcy zrobili rozeznanie wśród Polaków. Do Stanisława i Julii Król przyszedł znajomy Ukrainiec pożyczyć chleb, a za kilka godzin ten sam mordował łopatą ich córkę. Kolonia została otoczona pierścieniem strzelców UPA, który uniemożliwiał ucieczki. Grupy napastników w liczbie 10 – 20 na jedno gospodarstwo rozeszły się po kolonii i mordowały w okrutny sposób siekierami, widłami, kosami, drągami i innymi narzędziami gospodarskimi – tam, gdzie ofiary dopadnięto: w mieszkaniach, na podwórkach, na polu. Grupę dziewcząt i kobiet spędzono do szkoły, gdzie po zgwałceniu i zmaltretowaniu, zwłoki wrzucono do szkolnej ubikacji. Sprzęty, wozy, żywność, ubrania, buty oraz inwentarz żywy rozgrabili upowcy i mieszkańcy sąsiednich wsi ukraińskich. W późniejszym czasie kolonia została spalona. Eugeniusz Król, lat 12, został przybity za ręce, nogi i szyję do drzwi w kuchni. Helenę Greczkowską, lat 20, zarąbał siekierą znajomy Ukrainiec ze wsi Czmykos (Siemaszko..., s. 490 – 492). Zofia Wąs z d. Król, jako świadek pisze o sobie w osobie trzeciej: „Zofia Król, lat 7 i Janina Kotas, lat 12 bawiły się w sadzie lalkami. Nagle zaczęły dochodzić dziwne odgłosy. Starsza dziewczynka, Janina Kotas, zidentyfikowała, że są to banderowcy. Nagle jeden z nich pojawił się w sadzie, gdzie bawiły się dziewczynki (znany dziewczynkom, gdyż pochodził ze wsi Czmykos, gdzie mieszkali w większości Ukraińcy). Ten człowiek był tego samego dnia rano u państwa Królów – chciał pożyczyć chleb. Pani Julia Król, lat 29, matka Zofii dała mu cały bochenek, podziękował i wyszedł. W sadzie ów Ukrainiec zapytał, czy rodzice są w domu. Zofia odpowiedziała, że tak. Dalej już nic nie pamięta. Jak się okazało później, dostała w tył głowy łopatą, co spowodowało utratę świadomości i wstrząs mózgu. Gdy Zofia odzyskała przytomność, było jeszcze widno, okazało się, że wraz z koleżanką zostały przysypane ziemią w niewielkim rowie. /.../ Janina Kotas leżała na Zofii z odciętymi w połowie łydek nogami. Dostała przez chwilę drgawek i przestała się odzywać, prawdopodobnie już nie żyła. Zofia wydostała się z prowizorycznego grobu i poszła do domu. Zorientowała się, że w domu są jeszcze banderowcy, więc wystraszona schowała się w konopie. Jak już wszystko ucichło, ponownie Zofia wybrała się do domu. I co zastała? Mama Julia Król, lat 29, z domu Greczkowska, leżała na podłodze cała zakrwawiona z nożem w piersi, już nie oddychała. Brat, Eugeniusz Król, lat 12 został przybity za szyję i ręce do drzwi w kuchni, również już nie żył. Tata Stanisław Król, lat 38 leżał koło pasieki, najprawdopodobniej przerżnięty piłą, jeszcze żył. Jak zobaczył Zofię, zaczął krzyczeć, żeby uciekała do babci. Zofia pobiegła najpierw do Marii Danielak, swojej matki chrzestnej. W domu nikogo nie było, na podłodze leżało tylko jakieś dziecko, całe porozrywane (głowa, nogi, ręce – osobno). Następnie Zofia pobiegła do swojej babki Katarzyny Król i dziadka Antoniego króla, tam też nikogo nie było, tylko pełno krwi wszędzie. Następnie Zofia pobiegła do drugiej swojej babki Zofii Greczkowskiej i dziadka Feliksa Greczkowskiego. Po drodze spotkała swoją koleżankę Amelkę, lat 5 i jej siostrę Annę. Lat 3, Góral. Za chwilę wyszedł, wyłonił się nagle, jakiś Ukrainiec i zaczął strzelać. Anna Góral, lat 3 zginęła na miejscu. Amelka Góral została postrzelona w ręce. Przed kulami uchroniła się jedynie Zofia. Zofia z ranną Amelką poszły do domu Greczkowskich, w którym też nikogo nie było. Po drodze napotkały leżącą, już nie żyjącą, kobietę z małym dzieckiem przy piersi. Dziecko jeszcze żyło. Następnie poszły do domu Amelki Góral i tam się schowały w kryjówce pod podłogą. Przesiedziały tam całą noc. Na drugi dzień poszły do Lubomla, do ciotki Zofii”. Było to 12 kilometrów, dotarły tam w bardzo złym stanie, do cioci Zofii o nazwisku Wichruk z d. Król (Siemaszko..., s. 1180).
We wsi Derno pow. Łuck zamordowali 19-letniego Polaka.
W kol. Ewin pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali co najmniej 8 Polaków. „ Moja Mama Jadwiga oraz tato Jan opowiadali mi osobiście we Włodziemierzu Wołyńskim, że rodzona siostra mojej mamy Leokadia z domu Kaliniak lat około 30, została zamordowana przez czterech Ukraińców niedaleko Swojczowa, we wsi Ewin. To było podczas rzezi ukraińskich w 1943 r. Opowiadali o jej śmierci tak: "Dwóch Ukraińców ją trzymało, a dwóch przerzynało piłą na pół i tak Lodzię zamęczyli na śmierć!" Leokadia wyszła za mąż i miała swoje dzieci, niestety nie pamiętam już dziś ile.” Nazywam się Czesław Albingier, Urodziłem się 09. 01. 1931 r. we wsi Sierakówka, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński.. /.../  W Swojczowie mieszkała też Leokadia z domu Kaleniak, najmłodsza siostra rodzona mojej mamy Jadwigi. Moi rodzice opowiadali mi, że Leokodia była bardzo piękną kobietą i jeszcze przed II wojną światową wyszła za mąż. Wraz z mężem mieszkali w bliskich okolicach Swojczowa. Podczas rzezi także ich dom, został napadnięty przez ukraińskich nacjonalistów. W trakcie napadu zastrzelono jej młodego męża, a ją Ukraińcy zabrali do lasu i przez miesiąc czasu gwałcili. Potem ją okrutnie zamordowali.” (Wspomnienia Wacławy Roch i Czesława Albingiera ze wsi Sierakówka w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1938 – 1944. Wysłuchał i spisał Sławomir Tomasz Roch, 2009 r. W;  http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/sierakowka-roch_waclawa_i_czeslaw.html ) Latem 1943 r. banderowcy okrążyli ich wieś, a następnie uzbrojeni w przeróżną broń wchodzili do wsi i mordowali dosłownie wszystkich, których spotkali na swojej drodze. Mordercy nie oszczędzali nikogo, ani kobiet, ani dzieci. Kazia opowiadała mi osobiście, że także ich dom został napadnięty przez ukraińskich nacjonalistów. Ona i jej mąż rzucili się do ucieczki. Stanisław chwycił na ręce malutką jeszcze Alfredę, miała wtedy około 1,5 roczku i zaczął szybko uciekać, byle dalej od domu. Niestety zauważyli go oprawcy i celnie posłali mu śmiertelną kulę, gdy padał na ziemię, albo resztką przytomności, albo za przyczyną autentycznego cudu, przykrył swoim ciałem niemowlę, nie czyniąc mu przy tym większej szkody. Kazimiera tymczasem była ukryta w schronie, bądź w najbliższej okolicy i przeżyła napad. Po odejściu bandziorów odnalazła dziecko pod ciałem zastrzelonego męża.” (Sławomir Tomasz Roch: Beri szablu, beri nyż, spotkasz Lacha taj zariż!; w: http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/beri-szablu-beri-nyz-spotkasz-lacha-taj-zarisz ). W. i E. Siemaszko na s. 917 podają, że Ukraińcy siekierami i widłami zamordowali 5 Polaków: Józefa Litwińczuka lat 29, Stanisława Traczyńskiego lat 62, jego żonę Antoninę lat 60, syna Leona lat 38 i córkę Feliksę lat 18.
W kol. Głęboczyca pow. Włodzimierz Wołyński „powstańcy ukraińscy” razem z chłopami ukraińskimi z sąsiednich wsi wymordowali około 250 Polaków – „od niemowląt” (np. dziecko Bolesławy Zarzyckiej), „po starców” (np. 96-letnia wdowa Kazańska). Napad miał miejsce o świcie, zabijali siekierami, widłami, nożami, szpadlami, drągami itp. Ofiary bestialsko torturowali, obcinali języki, ręce, nogi; na wpół żywych wrzucali do dołów, które zasypywali. Ranną 11-letnią Anię Krakowiak zakopali żywcem. Małemu dziecku Jana i Anieli Sławskich roztrzaskali główkę o słup (Siemaszko..., s. 872 – 874). „W ostatnich dniach sierpnia 1943 roku w niedzielę przed świtem, prawie już wstawał dzień, obudziły mnie odgłosy echa krzyku sąsiedzkich gęsi. Zaniepokoiłem się bardzo tym rannym donośnym hałasem. Zrywam się ze swojego legowiska w stodole i wybiegam na podwórze. Wpadam do śpiącej rodziny w mieszkaniu i stanowczo wszystkich głośno budzę. Matka bardzo strwożona zabiera z posłania młodsze rodzeństwo, chwyta, co było pod ręką z ich ubrań i ucieka w kierunku rzeki Turii. Po drodze przed rzeką, na polu złożonego już w kopy zboża, ukrywa się z młodszym rodzeństwem w tych kopach. Zrozpaczona mówi do mnie, żebym uciekał do naszego kuzyna Józefa Chojnackiego, który mieszkał na wschodniej krawędzi wsi Głęboczycy. Było to od nas niedaleko, około 1,5 kilometra. Po kilkunastu minutach dobiegam do domu Chojnackich. W domu kuzyna nikogo nie zastaję, spostrzegam, że wszystkie drzwi w pomieszczeniach są pootwierane i widzę, że zostały opuszczone tak samo jak nasze. Wtedy nie zastałem z nich nikogo. Dopiero później dowiedziałem się od mojego stryja Stanisława Winiarskiego, któremu również banda UPA wyrżnęła rodzinę, gdy on był wcześniej, wyszedł z domu do obrządku inwentarza. Ukryty w oborze widział, jak mordują jego małoletnie dzieci i rodzinę swojego sąsiada, mojego kuzyna Chojnackiego. Twierdził, że w czasie rąbania siekierami jego rodziny Chojnackiemu z rodziną udaje się niepostrzeżenie wypaść z domu do dobrze krzewami zarośniętego ogrodu. Pod osłoną drzew wbiegają do stojących dziesiątek ze zbożem, w których wszyscy się ukrywają. Może byłoby się im udało zachować życie, gdyby nie pozostawiony w zagrodzie uwiązany na łańcuchu pies, który donośnie wył. Bandyci wpadają do mieszkania, w którym nie było kogo rąbać. Zainteresowali się wyciem psa. Chwytają go i wypuszczają z uwięzi. Pies wyrywa się bandytom i pogonił do tych ukrytych w zbożu. Nie było dla nich ratunku. Banda UPA z Ukraińcami z Dulib i Turyczan morduje. Samego kuzyna Chojnackiego, z wściekłości chyba, że się ukrył, przywiązano łańcuchem do uprzęży konia i tak go wleczono za galopującym zwierzęciem, aż zostały z niego tylko nagie strzępy ciała. Od Chojnackich, których już nie zastałem, wracam w kierunku rzeki. Jadę przez pole, w którym ukrywała się matka z rodzeństwem. Penetruję kilka dziesiątek i widzę, że najdroższa mi osoba, moja Matula, w jednej z dziesiątek zboża leży już nieżywa. Uderzona została ostrzem siekiery bardzo głęboko przez środek głowy, nie dając żadnego ruchu i znaku życia. Rana na głowie jest okropnie opuchnięta, że głowa rozdwaja się z widocznym na wierzchu zakrwawionym mózgiem zalanym zakrzepłą krwią. Nie mogę na ten przerażający widok patrzeć, na tak straszną śmierć mojej Matuli, krwią całej zalanej. Z trwogą, że nie mogę jej już w niczym pomóc, w przerażeniu z obawą zaglądam do innych kup zboża za rodzeństwem. Za siostrami Danutą, lat 6, Czesławą, lat 4 oraz braćmi Janem, lat 14 i Albinem, 2 lata. Żadnego z nich nie odnalazłem. Okropnie strwożony wracałem do domu. Ubieram się w lepszą i grubszą odzież, z domu biorę, co jest pod ręką, trochę żywności i bochenek chleba. Udaję się za rzekę Turię do swego znajomego, Wojtowicza, który za żonę ma Ukrainkę. U Wojtowiczów ukrywam się w stodole, pełnej już zwiezionego z pola zboża. Przebywa już tam ukrytych osiem osób z pobliskich wsi polskich. Niektórzy z nich byli mi znajomymi. Z Głęboczycy naszej Jan Żuk, starszy ze Słowikówki, Kraszewski, lat 18 i Wdowiak, parę lat starszy ode mnie. U Wojtowicza ukrywamy się do paru dni, po których, na pewno przez donos jego żony Ukrainki, zostajemy wszyscy wykryci. Przyjeżdżają po nas upowcy wozem konnym i zabierają wszystkich nas do sądu na śledztwo. Sąd ten mieści się w lesie w opuszczonej gajówce. Jedziemy pod nadzorem UPA, przejeżdżamy po drodze przez pole gęstego łubinu. Widzimy, jak łubin ten przeszukują upowcy z karabinami i kilka grup chłopów z siekierami. Niektórzy z nich niosą oprawione na trzonkach haki, niby bosaki. Widzimy, jak w czasie penetrowania łubinu wykryto kilka ukrywających się dzieci. Były to dzieci Maszki i Szczepańskiego z Głęboczycy. Wszyscy oni w tym łubinie na miejscu zostają zarąbani siekierami albo mordowani hakami. W gajówce upowcy prowadzą z nami śledztwo przez parę dni, każdego z osobna pytali o udział nasz w armii, czy posiadanie broni. Nikt z nas nie mógł odpowiedzieć na żadne z pytań, gdyż z tym się nie spotkał. Nakłaniają nas, byśmy przystępowali do ich organizacji. Po kilku dniach śledztwa przewożą wszystkich do Hajek. Zbliżał się już wieczór. W Hajkach było już ciemno. Umieszczają nas w obszernej zamkniętej pustej oborze. Pod osłoną nocy, która tak nam się trafiła, że była bardzo ciemna i deszczowa, decydujemy i szukamy sposobu i możliwości jakiejś, aby się z tej obory wydostać. Po północy udaje się nam podważyć jedną z bel w ścianie chlewu; przez kilku z nas podważana ustąpiła. W ten sposób, jak najszybciej udaje się nam prawie czołganiem, cicho wydostać poza obręb zabudowań. Pod osłoną nocy udaje się całej grupie, po kilku, przejść w kierunku na Włodzimierz Wołyński.” (Józef Winiarski; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów III, Kraków 2009, s. 349-357; za:  http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/783-w-gboczycy-w-ostatnich-dniach-sierpnia.html ).
W kol. Grabina pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wiosek wymordowali ponad 150 Polaków.
W pobliżu wsi Hołuby pow. Kowel zamordowali kilkunastu Polaków.
We wsi Hulewicze pow. Kowel zamordowali 7 rodzin polskich (25 – 30 Polaków).
We wsi Iwanówka pow. Kowel zamordowali 10 Polaków: 7-osobową rodzinę z 5 dzieci oraz matkę z 2 dzieci.
We wsi Jagodno pow. Włodzimierz Wołyński używając siekier, noży i wideł zamordowali co najmniej 13 Polaków.
W kol. Janin Bór pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali około 30 Polaków, którzy nie opuścili swoich domów.
W kol. Jasienówka pow. Włodzimierz Wołyński wyrżnęli całą polską kolonię (co najmniej 137 Polaków) - chociaż w lipcu upowcy zwołali zebrania Polaków z tej wsi oraz ze wsi Sokołówka i zapewniali, że Polacy mogą spokojnie pracować, nie bać się o swoje życie, bo nad ich bezpieczeństwem czuwają.
W kol. Kamilówka pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 36 Polaków, głownie kobiety i dzieci.
We wsi Kohylno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali mieszkające na terenie tartaku  dwie rodziny liczace 10 osób, w tym trzy siostry Wesołowskie: 10-letnią Aleksandrę, 11-letnią Walentynę i 12-letnią Halinę oraz ich 71-letnią babkę (od strony matki) Antoninę Ryś. „Równocześnie zamordowano 7 rodzin , tj. dwadzieścia kilka osób NN, mieszkających w budynkach pożydowskich byłego właściciela tartaku Kaca (Siemaszko..., s. 923). Prawdopodobnie wśród nich była rodzina Drabików: matka, 2 córki i 2 synów.  „Pamiętam, że poszłam w niedzielę rano do kościoła, tam zobaczyła mnie Wesołowska, kiwnęła na mnie głową, a gdy wyszłam ze świątyni, pytała mnie czy wiem, że był pogrom na Teresinie? Ona to właśnie opowiadała mi także, jak zginął jej mąż i kilku innych Polaków, mówiła tak: „Ukraińcy zamordowali mojego męża oraz kilku innych Polaków na Tartaku Kohyleńskim. Powrzucali Ich do studni, a potem rozerwali Ich granatami!”. Długo z nią nie rozmawiałam, a ona jeszcze tylko dodała: „Czy wy wiecie, że Twoje siostry, też zostały już zamordowane na Teresinie?” (http://wolyn.btx. pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/251-wspomnienia-heleny-wojtowicz-z-d-karbowiak-z-osady-budki-kohyleskie-w-pow-wodzimierz.html).
W kol. Kowalówka pow. Kowel zamordowali 15 Polaków, w tym 8-osobową rodzinę. Inni: „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci, w Kowalówce na 23 rodziny 32 osoby zamordowane. Rodzina Czarneckich wymordowana cała; ojciec rodziny Jan Czarnecki – lat 55, żona Dominika  - lat 53, córka Maria, mężatka – lat 23, córka Walentyna lat 19, dwaj synowie, bliźniaki Marian i Eugeniusz po 14 lat, najmłodsza córeczka Marii – Krystyna – lat 3. Uratował się tylko syn Staszek – lat 21, w tym czasie nieobecny”. (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ).
We wsi Koźlenicze pow. Kowel wymordowali za pomocą bagnetów kilka rodzin polskich, liczy ofiar nie ustalono, około 20 zwłok przywiezionych zostało na dwóch wozach drabiniastych do Powurska.
W kol. Laski pow. Kowel wymordowali 8 rodzin polskich, 42 Polaków.
We wsi Lityń pow. Kowel zamordowali 20 Polaków; zakłuli matkę dwóch zamordowanych trzy dni wcześniej synów oraz ich ojczyma; w dole z ich zwłokami znajdowały się 3 inne zwłoki, a obok w dole zwłoki 15 osób.

W kol. Ludmiłpol pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z Gnojna za pomocą siekier, bagnetów i innych narzędzi wymordowali 104 Polaków. "Franciszek Walczak mieszkał w Ludmiłpolu, on i jego rodzina byli Polakami. /.../ Trzech Ukraińców wjechało na jego podwórko, właśnie w tym czasie z domu na podwórko wyszła jego żona Gustafa lat ok. 22 z malutkim dzieckiem na ręku. Wyraźnie nie wiedziała jeszcze co jej grozi. Gdy trzej Ukraińcy, każdy uzbrojony w siekierę, zobaczyli ją przed domem, szybko pojmali ją i wtedy jeden z nich powiedział do niej tak: "O jak ty się ładnie ubrałaś. Twoja suknia będzie dla mojej żony". Drugi dodał zaraz: "Twoje buty będą dla mojej żony". Wtedy trzeci z nich powiedział stanowczo: "Prędzej bij!". Ukrainiec uderzył najpierw siekierą dziecko, które Gustka trzymała w rękach. Niemowlę wypadło jej z rąk i upadło ogłuszone na ziemię, jednak ożyło i zaczęło raczkować. Jeden z oprawców powiedział zaraz: "Dobij dziecko, bo ożyło!". Ukrainiec uderzył jeszcze raz siekierą i tym razem skutecznie. Zaraz potem zarąbali Gustafę, żonę Franciszka, który to wszystko widział i słyszał ze schronu. Przebieg tej zbrodni Walczak opowiadał mi osobiście we Włodzimierzu Wołyńskim jeszcze w sierpniu 1943 r. zaraz po jego przybyciu do miasta. Z tego co nam opowiadał, zorientowaliśmy się, że napad na Ludmiłpol był w pierwszych dniach sierpnia 1943 r. Franek mówił nam także, że rozpoznał znajomych chłopów Ukraińców z Kohylna, jego zdaniem to oni mordowali polskich mieszkańców Ludmiłpola” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch.). „Napad na naszą wieś Ludmiłpol był w lipcu 1943 r. Po wojnie spotkałam się z Franciszkiem Walczakiem, /.../ zaczął mi opowiadać przebieg tych tragicznych wydarzeń, mówił tak: "Ja i moja żona Gustka schowaliśmy się w stodole w schronach. Kiedy Ukraińcy przyszli na nasze podwórko, szukali także w naszej stodole Polaków. Ja siedziałem w jednym schronie, a żona z dzieckiem w drugim, tuż obok mnie. Gdy Ukraińcy przeszukiwali stodołę, odezwało się nasze malutkie dziecko, mój syn miał tylko 1 roczek i nic nie rozumiał. Gdy Ukraińcy usłyszeli płacz dziecka, znaleźli żonę i kazali jej wychodzić z ukrycia. Jak tylko Gustka wyszła do Ukraińców, oni zabrali ją na podwórko i tam okrutnie ich zamordowali. Oprawcy podczas tego napadu zamordowali też mojego ojca, miał wtedy lat ok. 70” (Maria Roch z d. Tymoczko, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; relację spisał Sławomir Tomasz Roch.). W. i E. Siemaszko na s. 923 – 924 opisując kolonię Ludmiłpol podają jako datę napadu 29 sierpnia i nie wymieniają powyższej zbrodni. Maria Roch dokumentuje także losy każdej rodziny polskiej zamieszkałej w Ludwilpolu.                           

„PLAN LUDMIŁPOLA STRONA LEWA
DOM 22 Wojciech Puzio lat ok. 60, był sołtysem i został zamordowany przez Ukraińców. Jego syn Franciszek lat ok. 30, w nocy został zabrany do sztabu UPA w Świniarzynie. Już więcej nie wrócił, przypuszczalnie został wtedy zamordowany. Drugi syn Bronisław lat ok. 25. uciekł.
D 21 Dyjer lat 50 i jego żona lat 45 i ich dzieci: córka Wacława lat ok. 20 i Dyzia lat ok. 18. Wszyscy zostali zamordowani przez Ukraińców. /.../
D 15  Myśliński lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 oraz ich dzieci: syn lat ok. 15. Wszyscy prawdopodobnie zostali zamordowani przez Ukraińców.
D 14  Szczepański Stanisław lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich dzieci: córka lat ok. 10 i druga córka lat ok. 8. Ta rodzina też została prawdopodobnie zamordowana przez Ukraińców. Wcześniej nasiedlona została.
D 13 Tymoczko Monika i Filip lat ok. 80, moi ukochani rodzice, którzy zaginęli bez wieści, prawdopodobnie zamordowani przez Ukraińców./.../
D 6 Bolesław Jankowski lat ok. 40 i jego żona Zofia lat ok. 35 oraz ich dzieci. Ta polska rodzina cała została zamordowana.
D 5 Helena Sawa lat ok. 30 i jej mąż Marian Mikoś lat ok. 35. To było polskie, młode jeszcze małżeństwo i wydaje mi się, że oni zostali zamordowani. Matka Heli lat ok. 60. Słyszałam, że razem z nią pobite zostały także inne małe dzieci. /.../
D 2 Giemza lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich dzieci: córka Eugenia lat ok. 23, druga córka Stefania lat ok. 18. Polska rodzina zamordowana przez Ukraińców.
D 1 Balicki lat ok. 60 i jego żona lat ok. 50 i ich dzieci: córka Janina lat ok. 16 i druga córka lat ok. 6. Polska rodzina, rodzice zostali zamordowani przez Ukraińców. Trzecia córka Maria i jej mąż uciekli z domu.
PLAN LUDMIŁPOLA STRONA PRAWA
/.../ D 2 Józef Klepaczek lat ok. 60 i jego żona lat ok. 55 i ich dzieci: córka Halena lat ok. 25, dzieci było więcej, ale ich imion nie pamiętam. Polska rodzina wszyscy zostali zamordowani. Słyszałam od ludzi, że podobno chodził ich mordować Ukrainiec Waremczuk.
D 3 Umański lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich troje dzieci. Rodzina polska prawdopodobnie zamordowana przez Ukraińców. Umański był kierownikiem tartaku u Kaca.
D 4 Józef Feliksiak lat ok. 45 i jego żona lat ok. 40 i ich dzieci. Polska rodzina prawdopodobnie wymordowana przez Ukraińców. Józef Feliksiak jeszcze przed napadem na wieś został zabrany przez Ukraińców do lasu i tam zabity. Feliksiakowie mieli jednego synka lat ok. 2, został zabity przez Ukraińców. /.../
D 15 Wdowiec Walczak lat ok. 60, jego żona Hanna umarła wcześniej i ich dzieci: syn Wiktor i jego żona Katarzyna, przeżyli napad i po wojnie uciekli do Jarosławia. Drugi syn Franciszek lat ok. 30 i jego żona Augustyna lat ok. 20 oraz ich 1 roczny synek. Augustyna i jej niemowlę zostali zamordowani w czasie pogromu przez atakujących bandytów ukraińskich. Z pogromu uciekł trzeci syn Bronisław lat 18. W czasie napadu zginął także ojciec tej polskiej rodziny wdowiec Walczak”
(Maria Roch z d. Tymoczko, w: jw.). „Ilu było Ukraińców, nie wiem. Gdy tylko zeszli z wyżek na dół do obory, posłyszałem charczenie podobne do zarzynanego zwierzęcia. Podejrzewam, że to właśnie tak charczał mój brat Wacek, którego oni zabili zaraz w oborze. Zaraz też usłyszałem krzyk na podwórku. Ostrożnie zrobiłem małą dziurkę w strzesze i patrzyłem, co tam się dzieje. Zobaczyłem mamę i siostrę, których Ukraińcy wyprowadzili z domu. One pewnie też już wiedziały, co ich czeka z rąk tych„nocnych gości”, dlatego krzyczały, a może w ten sposób chciały ostrzec nas, nie wiem. Zobaczyłem, że Ukraińcy wrzucają je do studni, która była na podwórku. Nie wiem, czy przed wrzuceniem zostały one zabite, czy też wrzucili je tam żywe. Po tym mordzie, ja nie schodziłem z tych wyżek, bałem się, czy tam gdzieś jeszcze nie ma Ukraińców. Przesiedziałem w tej koniczynie na tych wyżkach do rana.” („Wspomnienia Bolesława Sawa z kolonii Ludmiłpol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu  1935 – 1945”, jw.).

W kol. Łany pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.

We wsi Majdan pow. Drohobycz zamordowali w leśniczówce 3-osobową rodzinę polską: ojca z 23-letnim synem i 20-letnią synową będącą w 6 miesiącu ciąży.

We wsi Majdan pow. Nadwórna zastrzelili Polaka, kierownika kopalni.

W kol. Majdan Hulewiczowski pow. Kowel zamordowali 16 Polaków (5 rodzin).

W kol. Mielnica pow. Kowel zamordowali około 40 Polaków i spalili wszystkie zabudowania.

W miasteczku Mielnica pow. Kowel zamordowali ponad 105 Polaków: w jednym grobie odkryto 98 zwłok, w drugim 7 zwłok.

W kol. Mikołajpol pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali kilka rodzin polskich, co najmniej 33 Polaków.

We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 73 Polaków. Patrz: „W nocy z 29 na 30 sierpnia 1943 roku”.

W kol. Montówka pow. Włodzimierz Wołyński prawdopodobnie 29 sierpnia 1943 roku UPA zamordowała ok. 300 Polaków: „Z ponad 40 osobową grupą Wołyniaków i księdzem Puzonem byliśmy w zeszłym tygodniu w dwóch wioskach: Kolonii Montówka i Soroczyn. To teraz szczere pole. Dookoła – oprócz nas – ani jednej żywej duszy” (Leszek Wójtowicz: „Krzyże pamięci”, w: „Dziennik Lubelski” z 25 października 2005). W. i E. Siemaszko w ogóle nie wymieniają tej miejscowości w swojej książce.

W kol. Myszno pow. Włodzimierz Wołyński zastrzelili uciekającego z innej wsi Polaka.

W kol. Niebrzydów pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6-osobową rodzinę polską z 4 dzieci lat: 3, 10, 12 i 14.

W kol. Nowojanka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polki: 37-letnią matkę z jej 11-letnią córką.

W majątku Nowy Dwór pow. Kowel upowcy i sąsiedzi – Ukraińcy obrabowali gospodarstwa i zamordowali 36 Polaków, w tym całe rodziny; 17 dzieci i starców zakłuł bagnetem upowiec ze wsi Nowy Dwór Niunio Jarmuł.

We wsi Nowy Dwór pow. Kowel Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie, pozostali Polacy (6 rodzin) wcześniej zdążyli uciec ze wsi.

We wsi Okorsk pow. Łuck upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.

We wsi Olesk pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 22 Polaków, w tym 4 rodziny.

W kol. Oseredek Nowy pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 15 Polaków, w tym uprowadzili do lasu i zamordowali 23-letniego mężczyznę i 35-letnią kobietę.

We wsi Ozierany pow. Kowel zamordowali Polkę uciekającą z Aleksandrówki.

W kol. Pniaki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy w ciągu dwóch dni zamordowali co najmniej 41 Polaków; pierwszego dnia mordowali mężczyzn, drugiego dnia kobiety i dzieci; m.in. 10-osobową rodzinę z 8 dzieci i 8-osobową z 6 dzieci.

W kol. Podiwanówka pow. Kowel zamordowali około 24 Polaków, kilka rodzin.

W kol. Podryże pow. Kowel wymordowali mieszkające tutaj 19 rodzin polskich, tj. około 96 Polaków.

We wsi Połapy pow. Luboml podczas uroczystości odpustowych w cerkwi prawosławnej pop poświęcił siekiery, noże i inne narzędzia zbrodni, po czym Ukraińcy zamordowali 1 Polaka, a następnego dnia które zostały na „proklatych lachiw” następnego dnia podczas rzezi ponad tysiąca Polaków we wsi Ostrów i Wola Ostrowiecka. W kazaniu mówił o „żniwach i wycinaniu kąkolu z pszenicy” (Siemaszko..., s. 528 – 529).

We wsi Przekurka pow. Luboml zamordowali 2 Polaków.

We wsi Przewały pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zaatakowali ludność polską zgromadzoną w kościele i zamordowali 54 Polaków; we wsi ofiar było znacznie więcej; „Jeden z Ukraińców nadział dziecko polskie na widły i podniósł w górę, krzycząc: dywyś, polski oroł” (Siemaszko..., s. 879).

W kol. Radowicze pow. Kowel zamordowali Polkę bronującą pole, żonę Ukraińca.

We wsi Sitowicze pow. Kowel zamordowali 4 Polaków, w tym 80-letnią kobietę.

W kol. Słowikówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali około 100 Polaków.

W kol. Sokołówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z sąsiednich wsi otoczyli wieś i wymordowali około 200 Polaków „od niemowlęcia po starca”. Karol Chwała opisuje zagładę wsi Sokołówka gm. Olesk. Jeszcze w lipcu 1943 r. upowcy zwołali zebranie Polaków, mieszkańców Sokołówki i Jasienówki w sąsiedniej ukraińskiej wsi Krać i zapewnili, że Polacy mogą spokojnie pracować, nie bać się o swoje życie, bo nad ich bezpieczeństwem czuwają Ukraińcy. Wyjaśniali, że wieści jakoby Ukraińcy mordowali Polaków są rozpowszechniane przez niemiecką propagandę, a Niemcy przebierają się za partyzantów ukraińskich i mordują Polaków, chcąc w ten sposób skłócić Polaków z Ukraińcami. 28 sierpnia po zakończonych żniwach Ukraińcy kazali wszystkim Polakom zabrać swoje zboże i pojechać do wsi Stawki i Władynopol aby mleć zboże. Tłumaczyli, że w tym dniu młyny będą mleć tylko dla Polaków.  Polacy chętnie skorzystali z tej wiadomości, namęli mąki i powrócili do domów, kładąc się spokojnie spać i niczego nie przeczuwając. Wielu było przekonanych, że nastąpiła zgoda między Ukraińcami i Polakami. Rano wioska została otoczona, a jej mieszkańcy kompletnie wymordowani. Akcją dowodził Mikołaj Dembyćki ze wsi Krać, a wspomagali go chłopi ukraińscy z innych okolicznych wsi, w okrutnych mękach zginęło blisko 200 osób. Świeża, gotowa mąka znalazła się w ukraińskich spichrzach. (Siemaszko...,  s. 880-881).

We wsi Sokół pow. Luboml Ukraińcy zamordowali około 10 Polaków; na drugi dzień cała ludność ukraińska tej wsi wzięła udział w rzezi Polaków w Ostrówkach i Woli Ostrówieckiej.

W kol. Soroczyn pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali ponad 140 Polaków (Siemaszko..., s. 882); „W Soroczynie UPA zamordowała ok. 300 Polaków” (Leszek Wójtowicz: „Krzyże pamięci”, w: „Dziennik Lubelski” z 25 października 2005; podaje on za świadkiem Franciszką Prus z Włodzimierza Wołyńskiego).

W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński  upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali około 150 Polaków. „Pierwszą ofiarą był Piotr Bronicki, któremu jeden upowiec usiadł na głowie, drugi na nogach, a dwóch przerznęło go pilą. Następną ofiarą był Józef Pogrzebski, którego zarąbano siekierą. W podobny sposób mordowano pozostałych ludzi” (Siemaszko..., s. 882 – 884).

We wsi Staweczki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i miejscowi Ukraińcy zamordowali głownie za pomocą siekier 27 Polaków.

We wsi Sztuń pow. Luboml pop Pokrowśkyj dokonał w tamtejszej cerkwi poświęcenia noży, kos, sierpów i siekier i rozdał te narzędzia „wiernym synom prawosławia” do wymordowania nimi „Lachów co do łapy”. Tego samego dnia narzędzia zbrodni zostały użyte podczas rzezi ludności polskiej w kolonii Czmykos, a dzień później w Ostrówkach, Woli Ostrowieckiej i innych miejscowościach (Siemaszko..., s. 499).

W kol. Szury pow. Włodzimierz Wołyński upowcy siekierami i nożami wymordowali kilka rodzin polskich, około 35 Polaków.

W kol. Święte Jezioro pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 5 starszych  Polaków, w tym przez odrąbanie głów matkę i babkę Ludwika Zalewskiego.

W kol. Świętocin pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z miejscowymi Ukraińcami siekierami, pikami, piłami do rżnięcia drzewa itp. wymordowali około 100 Polaków. „Partyzanci ukraińscy” przygotowali do „walki” specjalny rodzaj broni: długie żelazne szpice, którymi kłuli „polskich okupantów” poukrywanych w słomie lub sianie. Uprowadzali także całe rodziny polskie do pobliskiej leśniczówki i tam je mordowali. ”W tejże leśniczówce znajdowało się wówczas kilkoro małych dzieci przybitych do ścian za ręce i nogi, już martwych” (Siemaszko..., s. 940).

W kol. Teresin pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z Kohylna i Gnojna siekierami, bagnetami i innymi narzędziami oraz paląc żywcem wymordowali co najmniej 207 Polaków;  troje dzieci w wieku: 1,5 roku oraz 5 i 8 lat Ukrainiec zakopał żywcem w ziemi (Siemaszko..., s. 941 – 942). „Z rodziny Antoniaków zginął wtedy Jan lat około 40, jego żona Marianna lat około 35 oraz obaj synowie Witold lat około 11 i Stanisław lat około 12. Kazimierz Umański: „Z mojej rodziny zginęli wtedy moja mama, mój brat Tadeusz i siostra Zofia”. Mama Kazika miała chyba na imię Anna lat ok. 50, jego brat Tadeusz mógł mieć lat około 20, natomiast siostra Zosia mogła mieć wtedy około 18 lat.  Witold Wesołowski: „Raniutko do naszego domu włamało się gwałtownie kilku uzbrojonych w siekiery Ukraińców. Włamali się przez okna i drzwi i bez żadnych słów zaczęli mordować moją rodzinę, kogo popadli pierwszego. Ja właśnie byłem w kuchni, gdzie spałem na łóżku. Nagle odczułem, że zostałem uderzony w głowę czymś twardym, jednak nie straciłem przytomności obsuwając się z łóżka, schowałem się za drzwi. W tym czasie, w drugim pokoju, ukraińscy zbrodniarze siekierami rąbali resztę mojej najbliższej rodziny. Bardzo wyraźnie słyszałem potworne wręcz piski i krzyki moich rodziców i rodzeństwa właśnie zarzynanych bez litości. Po chwili wszystko ucichło, a Ukraińcy wyskoczyli z naszego domu i pobiegli do drugiego mieszkania za miedzę, gdzie mieszkała rodzina Topolanków. Z mojej rodziny ukraińscy bandyci zamordowali tego ranka moją mamę, tatę oraz moje rodzeństwo.”  Mama Witolda miała lat około 50, a tato lat około 55, wydaje mi się także, że miał brata lat około 16 oraz siostrę lat około 20. Stanisław Bojko opowiadał mi osobiście losy Róży Bojko z Teresina, która cudem ocalała z rzezi, a którą się później troskliwie zaopiekował i długie lata wychowywał jak swoje własne dziecko: „Róża Bojko i jej starszy brat byli właśnie w domu, gdy nastąpił gwałtowny atak Ukraińców na ich dom i rodzinę. Ukraińscy bandyci włamali się do domu i od razu z miejsca zaczęli mordować domowników. Jej tato Stefan lat około 35 i mama lat około 30 oraz babcia Józefa lat około 70 byli właśnie razem w kuchni. Tam dopadli ich rezuni i zaczęli od razu mordować. Róża bowiem słyszała straszne krzyki i piski dochodzące z kuchni. Zaraz ona i jej brat w wielkim strachu schowali się za szafę, która stała w ich pokoju. Ukraińcy wcale jednak nie szukali w tym pokoju, ale po skończonej robocie wyszli z domu na dwór. Wtedy jej młodszy brat wyszedł z ukrycia na dwór i tam zauważyli go oprawcy i na miejscu zakatrupili. Ona w tym czasie nadal siedziała ukryta za szafą, w pewnym momencie zauważyła jednak, że do ich domu przyszedł sołtys Środa i zaczął rabować ich mienie. Kiedy dziecko zobaczyło znajomego sąsiada, wyszło z ukrycia. Gdy dziewczynka pokazała się sołtysowi, w chwilę później zobaczyła także ciała swojej pomordowanej rodziny, leżały na podwórzu przed domem. Małżeństwo Środów było bezdzietne, zabrał więc sierotę ze sobą do swojego domu. Od tej pory opiekował się nią, a ona pasła dla niego krowy. W tym czasie inne dzieci ukraińskie, wiedząc o tym, że Róża jest polskim dzieckiem czynili jej wiele krzywd i upokorzeń. Dla przykładu dzieci ukraińskie na łące bili ją prętami po nogach oraz dosypywali piachu do chleba, który jadła. Róża cierpiała wśród Ukraińców długo, aż do ponownego wejścia Sowietów na te tereny”. Maria Bojko: „Pamiętam, że atak miał miejsce o świcie, ukraińscy bandyci gwałtownie włamali się do tego domu i z miejsca zaczęli mordować wszystkich po kolei. Najpierw zginęli ci którzy byli w kuchni. Ja w tym momencie byłam w pokoju obok, zaledwie za jednymi drzwiami, gdy usłyszałam nieludzkie wręcz krzyki i piski brutalnie zabijanych ludzi, dochodzące z kuchni. Razem ze mną była wtedy moja córeczka Regina, która miała wtedy zaledwie 9 miesięcy. Instynktownie chwyciłam niemowlę na ręce i ukryłam się z nim w małej piwniczce pod podłogą, do które wejście było właśnie w tym pokoju. Ledwie zdążyłam się tam schronić do naszego pokoju wpadli Ukraińcy, wyraźnie słyszałam ich kroki. Po chwili zaczęli mordować także tych ludzi, którzy dosłownie przed chwilą byli ze mną w pokoju nad nami. To przeżycie jest nie do opowiedzenia, to się działo tuż nad naszymi głowami. Słyszałam krzyki i jęki konających, a przecież tak bliskich mi osób. Nie zapomnę tego do końca mojego życia, tego nie można wprost wymazać z pamięci. Po chwili wszystko ucichło, a ja posłyszałam jak wyciągają ciała pomordowanych ludzi z domu na podwórze. W czasie tej rzezi zamordowano: mojego tatusia Jana, moją mamę Kamilę oraz moją rodzoną siostrę Kazimierę i jej synka i córkę. Zginęli także Tadeusz Świstowski i Zbigniew Świstowski. Słyszałem też od ludzi we Włodzimierzu, jak zginęła rodzina Terleckich. Podczas napadu Bronisław Terlecki lat około 45, nie pozwolił włamać się do swojego domu i razem ze swoim synem Stanisławem lat około 17 stawiał zacięty opór. Ponieważ mieli obaj broń ostrą, przez jakiś czas nie dopuszczali atakujących banderowców do swojego domu, w końcu jednak skończyła im się amunicja i przestali strzelać. Wtedy Ukraińcy podczołgali się pod ich dom i podłożyli ogień, potem spokojnie już pilnowali, aby tylko nikt nie uciekł z płonącego domu. Obaj dzielni obrońcy oraz ich rodzina, zginęli w płomieniach, w tym: żona Terleckiego lat około 35 oraz jego rodzice: ojciec lat około 60 i matka lat około 57. W naszej kolonii Teresin zamieszkał Marian Roch, który pochodził z Zastawia należącego do ukraińskiej, prawosławnej wsi Kohylno. Ożenił się z naszą dziewczyną Anną Rusiecką. Jej mama, z domu Wawrynowicz lat około 60, była rodzoną siostrą mojej mamusi Michaliny. Niestety imion moich dziadków Wawrynowiczów dziś już nie pamiętam. Jej mama została zamordowana w naszej kolonii podczas napadu w sierpniu 1943 r. Na kilka tygodni przed rzezią do domu Mariana Roch przybiegł zupełnie nagi mężczyzna w wieku około 30 lat i natknął się na jego żonę Annę oraz teściową. Gdy go takim ujrzały, obie natychmiast narobiły krzyku, a on zaczął się tłumaczyć, że zna Mariana Rocha i bardzo potrzebuje ich pomocy, mówił przy tym tak: „Mnie i innych Polaków zabrali do lasu Ukraińcy. Tam kazali nam kopać doły, gdy tylko skończyliśmy, będąc już bardzo złych myśli, oprawcy nakazali nam się rozbierać! Gdy i to polecenie posłusznie wykonaliśmy, to wtedy nakazali nam wchodzić do tych dołów. Byłem już niemal pewien, że chcą nas tam wystrzelać, w tych dołach jak kaczki. Nie mając już nic do stracenia, rzuciłem się gwałtownie do ucieczki. Zaskoczeni Ukraińcy strzelali za mną ale żadna kula mnie nie trafiła i zdołałem uciec. Teraz jestem u was ponieważ znam Mariana i spodziewam się, że mi pomożecie.” Marian przyniósł potrzebne ubranie, potem ten człowiek gdzieś zniknął. Nie wiem właściwie co się stało z rodziną Kasperskich, wszelki słuch o nich zaginął ale przypuszczam, że tak jak inni leżą gdzieś na uświęconej krwią ziemi wołyńskiej.” (Eugeniusz Świstowski, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Roch).  „Zbudził nas sąsiad. Wybiegliśmy na podwórko. Nasza rodzina liczyła 6 osób. Byli to rodzice, ja, brat 12-letni, siostra – 1,5 roku i babcia, która przyjechała do nas z Włodzimierza w odwiedziny. Zobaczyliśmy w odległości około 1 km od strony północnej bardzo dużo postaci, jakby chmurę, idących w naszą stronę. Wszyscy pośpiesznie cofnęliśmy się do pokoju, tata zamknął drzwi od wewnątrz. Poklękaliśmy i zaczęliśmy się modlić. Z nami był sąsiad Kasperski. Tata nazywał się Bojko Stefan, mama Stanisława z domu Jankowska, urodzona w Skale pod Ojcowem, brat Edward, siostra Janina, babcia Jankowska Anna. Tata wziął siekierę i chciał uciekać przez okno, ale dom w szybkim czasie został otoczony przez banderowców uzbrojonych w kosy, siekiery, łopaty i inne narzędzia zbrodni. Wywołano babcię po nazwisku. Odpowiedziała: „Jestem kobietą i boję się wyjść”, ale w końcu poszła. Ja za sąsiadem uciekłam na strych. Próbowaliśmy schować się pod beczkę, ale rozsypała się. Wróciłam na dół i ze swoim bratem ukryłam się w piwnicy, która była pod komorą. Mama z malutką siostrą przy piersi została na drabinie stojącej w komorze i prosiła Ukraińca: „Co ja jestem wam winna, darujcie nam życie”, ale „had” uderzył ją. Usłyszałam jej śmiertelne chrapanie. Dziecko jeszcze wołało mnie „Lula” i prawdopodobnie żywe zostało wrzucone do dołu. Jak zginęli tato, sąsiad, babcia – nie wiem. W piwnicy leżałam na drewnianej belce, a brat mnie sobą zakrywał. Po krótkim czasie „had” wszedł na schody piwnicy, trzymając główkę maszyny do szycia „Singer” i odwrócony do nas plecami krzyknął: „Wyłaź”. Brat usłuchał, wyszedł i został zabity. Strzałów w tej masakrze nie było. Ukraińcy wykopali pod oknem dół i wrzucili doń moich rodziców. Tato miał 43 lata (były legionista), mama 33 lata. W piwnicy siedziałam długo. Po wyjściu z niej widziałam w domu powyrzucane wszystko z szafy, krew na podłodze i ścianach, powybijane okna.” (Rozalia Wielosz z d. Bojko; w: Siemaszko..., s. 1241-1242). „Ci co nie uciekli do miasta, to Ukraińcy zachęcali ich, żeby zbierali zboże, co było na polach i wszystko zwieźli z pól w sterty. I w tą właśnie sobotę wszystkim dali po kawale mięsa, żeby się jeszcze najedli, a w nocy zaszli od strony Włodzimierza Wołyńskiego i kogo spotkali, to już żywy nie uszedł. Na szczęście już od pewnego czasu wszyscy baliśmy się o swoje życie i nie nocowaliśmy w naszych domach. Ja i moi koledzy (w tym chyba Sobolewski), spaliśmy zwykle w naszej stodole na wyschniętej koniczynie. Moja żona Maria z naszym synkiem Kazimierzem, zaledwie 6-miesięcznym dzieckiem, Irena z córką Celinką oraz Leokadia nocowali wszyscy razem, zwykle w naszym domu. I tej tragicznej nocy, kiedy banderowcy urządzili nam rzeź na całym Teresinie, było tak samo. Jeszcze była noc, gdy obudził nas gwałtowny brzęk bitych szyb oraz straszny, przeraźliwy krzyk mojej żony Marii oraz obu pozostałych sióstr. Po chwili nastąpiła znowu gwałtowna cisza. My w tym czasie, zdjęci strachem, staraliśmy się głębiej zakopać w koniczynie. Baliśmy się bowiem, że teraz zaczną szukać także w stodole. Do świtu było już jednak cicho i spokojnie. Nad ranem, jak tylko się rozwidniło, wyszliśmy z ukrycia i starannie obszukaliśmy nasz dom i podwórko, ale nigdzie nie znaleźliśmy ciał pomordowanych, ani nawet śladów krwi. Jedynie pobite okna świadczyły, o tej tragedii, która się tu dziś wydarzyła, a której byliśmy świadkami.”  (Wspomnienia Heleny Wójtowicz z d. Karbowiak z osady Budki Kohyleńskie w pow. Włodzimierz; spisał Sławomir Tomasz Roch; w: http://wolyn.btx. pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/251-wspomnienia-heleny-wojtowicz-z-d-karbowiak-z-osady-budki-kohyleskie-w-pow-wodzimierz.html ). Wspomina pani Leokadia Baumgard z d. Sobolewska z Teresina: „Usłyszeliśmy rano naraz brzęk szyb w oknie. Ja i pozostali z rodziny Buczkowskich zerwaliśmy się z łóżek patrzymy, a w oknie są widły i siekiery. W sieni była drabina na strych, postawiliśmy drabinę i uciekamy po niej na górę, jedna drugą się pyta: „Co jest?!” Nikt nic nie mówi! [...] A matka Buczkowskich, córka, Ola i Genowefa, wyszli ze strychu same na zewnątrz, drugą drabiną i innym wyjściem i tam je zabili. Gienia uciekała koło szkółki do lasu ale dopadli ją, zaciągnęli na podwórko i też zabili. Opowiadali nam rodzice, którzy byli w stodole i patrzyli przez szpary jak mordują dzieci i babcię. My obie z Lodzią byłyśmy tymczasem schowane w plewach, jak długo nie wiem, może godzinę. W pewnym momencie na strych wlazł Ukrainiec i chodził z toporem, słychać było jak stukał po podłodze. Pan Bóg dał, że nas nie widział, bo oni bandyci byli pijani. Powiedział tak: „Chto je nechaj wyjde!!”. Tyle pamiętam! Bóg dał, że nas nie zobaczył, zszedł na dół i poszli dalej mordować, do Krochmala. Słychać było jęki, rąbanie, ile ich zginęło nie wiem, tak chodzili od domu do domu. Zrobiło się cicho. […] Nie wiem co mi przyszło do głowy ale powiedziałam do Lodzi: „Zmówmy pacierz!!” A po modlitwie mówię do niej: „Schodzimy na dół.” Drabina podstawiona była z dworu, po niej właśnie bandyta wlazł na strych szukać pozostałych. Powiedziałam do niej: „Idziemy do mego domu zobaczyć co z moimi rodzicami i rodzeństwem.” Schodzimy po tej drabinie, a pod szczeblami była ziemia zmieszana z krwią. Musiała był płytka ziemia, bo słychać było charczenie, pod drabiną jeszcze konali ludzie, a my musiałyśmy deptać po nich żeby zejść na dół i uciekać. Przeszłyśmy koło Krakowiaka, bo chciałam zobaczyć, kto żyje, tym bardziej, że u nich był schowany mój brat Mieczysław i Jan Topolanek. Ale było pełno krwi na podwórzu, słychać charczenie było, bałam się więc uciekałyśmy dalej koło mojej cioci Teresy Klimczak, siostry mojego ojca. Moja starsza siostra chodziła do niej spać ale było wszystko otwarte, drzwi i okno otwarte, krew pod drzwiami, też słychać było charczenie. Wiedziałam, że nie żyją, mogą nas bandziory zobaczyć i zabić więc uciekamy dalej do mego domu, zobaczyć co się dzieje. Wchodzimy na podwórko pełne krwi, drzwi otwarte, wołam: „Mamo! Mamo!!” W tym czasie mój rodzony brat Witold usłyszał moje wołanie i wyczołgał się spod łóżka, był cały umorusany we krwi. Pytam się go: „Gdzie są rodzice?!” A on do mnie, że już nie ma nikogo, on sam wyszedł z tego ranny w głowę. Został uderzony siekierą, ile razy tego już nikt nie wie. Wzięłam go na podwórko i obmyłam mu głowę, porwałam prześcieradło na kawałki i zawiązałam mu głowę, wzięłam też bułki w koszyk.” (Sławomir Tomasz Roch: Wspomnienia Wiktorii Baumgard z d. Sobolewska z Teresina na Wołyniu, Zamość 2004 r., s. 2-3).

We wsi Tumin pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 11 Polaków: 8-mioosobową  i 3-osobową rodzinę;  m.in. przecięli piłą na pół Stefana Uleryka.

We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zabrali do lasu i rozstrzelali 5 Polaków: rodzinę oraz 20-letniego chłopca.

We wsi Turyczany pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec, syn nauczyciela, zarąbał siekierą żonę Polkę, nauczycielkę, lat 34; ponadto zamordowana została jej rodzina oraz kilkunastu innych Polaków.

We wsi Twerdynie pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską.

W kol. Wielkie pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz miejscowi chłopi ukraińscy siekierami, widłami i kosami zamordowali około 30 Polaków, głównie kobiety i dzieci.

W kol. Wiktorówka pow. Włodzimierz Wołyński  podczas drugiego napadu Ukraińcy zamordowali około 100 Polaków.

We wsi Winiatycze pow. Zaleszczyki: „29.VIII.1943. Winiatycze pow. Zaleszczyki. Ukraińcy zamordowali Węgrzyna Antoniego a innego Polaka ciężko ranili. Kiedy Węgrzyn z trzema towarzyszami wyszedł w tym dniu po południu na przechadzkę w pole, otoczyli ich w pewnym momencie Ukraińcy uzbrojeni w pistolety i noże. Ofiarą padł Węgrzyn Antoni, ciężko ranili nożami jego kolegę, dwóch innych uciekło” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).

We wsi Władynopol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 4 Polaków: babkę, jej synową i 2 wnucząt.

W kol. Władysławówka pow. Włodzimierz Wołyński 50 upowców oraz około 150 miejscowych chłopów ukraińskich oraz kobiet, siekierami, kosami, widłami, nożami, cepami, szpadlami, sierpami, grabiami, orczykami wymordowali z niezwykłym okrucieństwem około 40 rodzin polskich stosując tortury, gwałcąc dziewczęta i kobiety, zapewne około 200 Polaków (Siemaszko..., s. 869)   Przebieg tej zbrodni znany jest dzięki Ukraińcowi, który zrelacjonował ją swojemu polskiemu sąsiadowi.  Pod koniec sierpnia 1943 roku z Władysławówki przybiegł zakrwawiony mężczyzna krzycząc, że Ukraińcy mordują w tej wsi Polaków. Świadek, W. Malinowski ukrył się ze swoją rodziną w lesie. Pomagał im sąsiad, Ukrainiec Józef Pawluk. Poszedł on do wsi Władysławówka sprawdzić, co się dzieje. Wrócił po około 3 godzinach i zdał relację. „Prowidnyk ich powiedział, że taka rzeź jednocześnie jest przeprowadzana, odbywa się na całej Ukrainie, że jest nakaz wybicia wszystkich lachiw - żeby nikt nie pozostał - komunistów i Żydów też. Powiedział (Józef Pawluk - przyp. S.Ż.), że we wsi Władysławówce wybili wszystkich, 40 rodzin – ogółem około 250 osób, leżą martwi, trupy. Zapytany, jak to się stało, opowiedział, że rano napadli na kolonię, 50-ciu Ukraińców - UPA, uzbrojonych, otoczyło i "zdobyło" wieś, podczas "zdobywania" wsi zastrzelili kilku Polaków, którzy uciekali. Pozostali bezbronni i sterroryzowani zostali oddani Ukraińcom, którzy oczekiwali w rejonie wsi przed jej "zdobyciem". Była to zbieranina ludzi bez broni palnej, ze 150 osób, między nimi były kobiety - wszyscy posiadali kosy, sierpy, siekiery, widły, noże, cepy, szpadle, grabie, kłonice, orczyki i inne narzędzia stosowane w rolnictwie. Tak na znak dany przez uzbrojonych Ukraińców, rzucili się na Polaków. Rozpoczęła się straszna rzeź, w tym zamieszaniu pobili i swoich. O tym opowiedział mi ojciec - mówił Pawluk, a sam widziałem koniec tego mordu - najgorzej znęcali się nad ostatnimi Polakami - rozszarpywali ludzi, ciągnęli za ręce i nogi, a inni ręce te odżynali nożami, przebijali widłami, ćwiartowali siekierami, wieszali żywych i już zabitych, rozcinali kosami, wydłubywali oczy, obcinali uszy, nos, języki, piersi kobiet i tak ofiary puszczali. Inni łapali je i dalej męczyli, aż do zabicia. Przy końcu ofiara była otoczona grupą ryzunów - widziałem, jak jeszcze żyjącym ludziom rozpruwano brzuchy, wyciągano rękami wnętrzności - ciągnęli kiszki, a inni ofiarę trzymali; jak gwałcili kobiety, a później je zabijali, wbijali na kołki, stawiali żywe kobiety do góry nogami i siekierą rozcinali na dwie połowy, topili w studniach. Powiedział Pawluk, że nigdy w życiu nie widział i nie słyszał o takiej rzezi, i nikt, kto tego nie widział, nigdy w to nie uwierzy, że jego pobratymcy tego dokonali. (...) Po wybiciu ofiar wszyscy rzucili się na dobytek - rabowali wszystko, nawet jedni drugim zabierali, były bratobójcze bójki (...). Nie mogłem patrzeć się na dzieci z roztrzaskanymi głowami i mózgiem na ścianach, wszędzie trupy zmasakrowane, krew - aż czerwono.” (Siemaszko..., s. 1236 - 1237).

We wsi Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi siekierami, szpadlami, widłami i innymi narzędziami zamordowali około 90 Polaków ; „Dzieci nabijano na zaostrzone kolki i wrzucano do studni. Jedną z kobiet dwóch Ukraińców poniosło na widłach i wrzuciło do dołu”. (Siemaszko..., s. 854).

W kol. Zofiówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 20 Polaków: mężczyzn zastrzelili, kobiety i dzieci zarąbali siekierami.

 

W nocy z 29 na 30 sierpnia

 

- 1943 roku:

We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 73 Polaków; małżeństwo Garczyńskich (lat 68 i 66) związali drutem kolczastym i wrzucili do studni;  42-letniemu Antoniemu Siateckiemu odrąbali nogi i pozostawili do skonania, jego żonie i 3 dzieci lat 3, 7 i 10 odrąbali ręce i nogi (Siemaszko..., s. 927 ; nie wymieniają oni rodziny Zajączkowskich, co podał świadek w „Rzeczpospolitej” z 2 lipca 2003 r.). „Aż do nocy 29 sierpnia od naszych sąsiadów nie dostaliśmy żadnego ostrzeżenia, nawet w postaci groźby, nie było też żadnego wezwania do opuszczenia tej ziemi. Dopiero w ostatniej chwili sąsiad Ukrainiec o nie zapamiętanym nazwisku przybiegł do zabudowań rodziny Bernackich, z okrzykiem: "uciekajcie natychmiast, już do was idą". Nazwiska tego jedynego we wsi sprawiedliwego nie pamiętam. Z rodziną Bernackich uratowała się również rodzina Feliksa Szewczuka, która tam nocowała. Natomiast Feliks został zamordowany już wcześniej i to w sposób niezwykle okrutny - odrąbano mu ręce i genitalia./.../ Wybierając sobie miejsce do spania wieczorem 29 sierpnia nie wiedzieliśmy, że ten wybór to wybór życia lub śmierci, wybór dokonywany nieświadomie i losowo. Babcia Marianna Mroziuk i Dziadzi Piotr Mroziuk nocowali w domu ze względu na swój podeszły wiek (84 i 82 lata), dołączyła do nich wdowa Aniela Juszczuk z dziećmi, córką Stefanią i synem Dionizym (3 lata). Nocleg w domu oznaczał dla nich śmierć. Reszta rodziny miała do dyspozycji dwa brogi ze słomą, jeden nieco bardziej oddalony od zabudowań, drugi blisko stodoły. Ten pierwszy oznaczał życie, drugi śmierć. Na pierwszym spałam ja, Jadwiga Mroziuk, Antonina Mroziuk (ur. 1924 r), Bolesław Mroziuk (ur. 1929 r), Zofia Buczek (siostra Anieli Mroziuk) i Edward Bernacki. Drugi brog wybrały na nocleg - wybierając tym samym śmierć - następujące osoby: moja Mamusia - Helena Mroziuk, siostra Dioniza, stryj Adam Mroziuk, Sabina Buczek (z domu Gaczyńska) - bratowa Anieli Mroziuk z domu Buczek, syn Sabiny Henio Buczek lat 9, syn Sabiny Antoś Buczek lat 5. W nocy - o nieokreślonej godzinie - obudziły nas przeraźliwe krzyki, dobiegające z zabudowań stryja Adama oraz z zabudowań właściciela wiatraka o nazwisku Siatecki. Przerażający był krzyk Siateckiego, przeraźliwe długie "ooooojjjj", świadczył o ogromnym cierpieniu, nieludzkim cierpieniu. Fiodor Krawczuk, który nie był w stanie uwierzyć w naszą opowieść, zwłaszcza że tylko słyszeliśmy odgłosy mordowania, wyruszył pieszo do wsi Mogilno. Gorzką prawdę o bestialstwie swoich rodaków z UPA poznał gdy podszedł do zabudowań Siateckiego. Gospodarz leżał na podwórzu koło psiej budy - miał odpiłowane lub odrąbane ręce i nogi, obok wielka kałuża krwi. Już nie krzyczał, ale żył jeszcze, świadczyły o tym konwulsyjne drgania kadłuba. W dniu śmierci miał 42 lata. Jego żona Hanna - lat 36, córki - Kazimiera - lat 10, Leokadia - lat 7, Regina - lat 3, leżały nieco dalej w kurzu i krwi. Ich szczątkom Fiodor Krawczuk nie przyjrzał się tak dokładnie, lecz zostały potraktowane podobnie jak Siatecki.  Antosia Mroziuk, Bolesław Mroziuk i Zofia Buczek mogli zejść z brogu nie zauważeni, ponieważ uwaga morderców była skupiona na ucieczce mojej i Edwarda Bernackiego. Ukryli się w gąszczu młodych wiśni. Trwali tam ogarnięci grozą. Słyszeli, jak wyprowadzono z domu Babcię i Dziadzia, który prosił o życie powołując się na swój wiek i przypominając swą pomoc w żywności dla Ukraińców, którzy uciekli zza sowieckiej granicy w czasie Wielkiego Głodu. To nie zrobiło na mordercach żadnego wrażenia. Siekiery i noże spłynęły krwią niewinnych. Zginęła cała moja rodzina i Juszczakowie, starcy, kobiety, dzieci. Z ofiar zdarto obuwie i wartościową odzież, skrwawione szczątki od razu zakopano. Gdy mordercy odeszli i zrobiło się cicho, Zosia z Antosią i Bolesławem rozpłakali się z żalu, strachu i rozpaczy. Wyszli z ukrycia i podeszli do zabudowań stryja Adama - a rodzinnego domu Antosi i Bolcia. Na podwórzu stał kierat, w jego pobliżu nadchodzący dzień odsłonił przerażonym oczom wielkie kałuże krwi. Krwawe ślady wskazywały miejsce zakopania ciał ofiar za brogiem. Antosia i Bolesław pozostali tam, nikt więcej nie widział ich, nie wiadomo kiedy i jak zostali zamordowani. Prawdopodobnie zostali znalezieni przez rabujących dobytek ofiar banderowców i ponieśli męczeńską śmierć w wieku 19 lat - Antosia i 14 lat - Bolesław. Zosia Buczek poszła sama do swojego domu rodzinnego. Jej matka, Stanisława Buczek i jej siostra, stara panna Józefa, jeszcze były całe i zdrowe. Wydawało się, że starym kobietom już nic nie grozi, że darowano im życie. Zosia Buczek ponownie ocalała, ponieważ ukryła się po raz drugi - tym razem w szopie z sianem przy zabudowaniach Buczków. Cały dzień tam siedziała. Mogła obserwować rodzinny dom przez szparę. Widziała więc morderców, mężczyzn nie mieszkających w Mogilnie, przyprowadził ich mieszkaniec wsi Siergiej Chomiak. Wyprowadzili z domu staruszki i zamordowali bez litości. Chomiak wykopał jamę i wrzucił tam ciała, jeszcze po śmierci rąbał ciało staruszki Stanisławy mówiąc przy tym: "A majesz Polszczu". Potem siedząc aż do zmroku w swojej kryjówce Zofia Buczek musiała słuchać makabrycznych w swej treści rozmów Ukraińców. Opowiadali sobie - także dzieci - jak który "Lach" krzyczał z bólu przed śmiercią, jak jęczały torturowane ofiary. Opowiadano, jak dzieci ukraińskie bawiły się odciętą głową żony Łukasza Gaczyńskiego - ci Gaczyńscy mieszkali na Zwierzyńcu. Pani Gaczyńska miała piękne grube warkocze, to z tego powodu jej głowa posłużyła do makabrycznej zabawy. Wiele wypowiedzi świadczyło o trwającym rabunku mienia pomordowanych. Odnośnie mojej rodziny powiedziano: "Do Adamka i do Franka Mroziuków pojechały cztery fury po rzeczy". Z rodziny Szczurowskich uratowała się Jadwiga Szczurowska. Gdy mordowano jej rodziców - Antoniego i Martę Szczurowskich, siostry Genowefę i Kazimierę oraz synka sąsiadów, Stasia Konstantynowicza, ona również otrzymała cios w głowę i z rozciętą głową padła bez przytomności. Odzyskała ją, zanim mordercy dokończyli swą krwawą "pracę" z jej rodzicami i pełzając ukryła się w snopkach na polu, tzw. dziesiątkach. Banderowcy szukali jej, przy pomocy wideł i szpadla, szukali uderzając w snopach. Odrąbali szpadlem dwa palce, lecz Jadwiga Szczurowska zniosła ból w milczeniu. Gdy dotarła do Włodzimierza Wolyńskiego, minęło pięć dni od krwawej nocy. Część tego czasu spędziła w zbożu na polu. Zdecydowała się wyjść, gdy przypomniała sobie opowiadanie swojego ojca o śmierci głodowej. W ranach na głowie i po odciętych palcach zalęgły się robaki. Ostatkiem sił doszła w pobliże Cegielni w Włodzimierzu. Tam upadła, lecz członkowie polskiej samoobrony zauważyli ją i zanieśli do szpitala” (Jadwiga Kozioł z d. Mroziuk, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). "Zamordowali m. in. moje siostrzane rodzeństwo ( Dyzio, Boguś i Tereska Gaczyńscy, wiek odpowiednio 10, 8 i 6 lat oraz niemowlę nieznanego imienia w wieku 6 dni). Mordercy, to m.in.: Juchym Orluk, syn Prochora, urodzony w 1907 roku w Mohylnie, który własnymi rękami zamordował sześcioletnią Tereskę Gaczyńską, sześciodniowe niemowlę i matkę niemowlęcia Marcelinę Gaczyńską, Fiszczuk Mychajło, syn Archypa, urodzony w 1907 roku w Mohylnie, który w czasie mordowania pilnował, aby żadna z ofiar nie uratowała się ucieczką przez okna oraz Łuciuk Wołodymyr, syn Wasyla z Marcelówki, który z ramienia tzw. UPA organizował i kierował ludobójczą akcją w Mohylnie. /.../ Dla nas Mohylno było gniazdem morderców. W tej wsi zginęły dzieci mojej siostry Kazimiery - Dyzio, lat około 10, Boguś, lat około 8, Tereska, lat około 7. /…/ Gaczyński, mąż Kazi, przeżył w ukryciu. Był świadkiem, jak banderowiec rozbija główkę jego najmłodszego dziecka (niemowlę płci męskiej, imienia nie pamiętam) o framugę drzwi trzymając je za nogi. Zginęła także jego druga żona, a dwoje starszych dzieci, moich siostrzeńców, zginęło od siekier” (Stanisława Tokarczuk: „Sąsiedzi z Marcelówki”; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). „Tej strasznej nocy spali na Obrożku siana pod dachem, stał w sadzie Jadwigi Mroziuk. W nocy usłyszeli krzyki oraz jęki Antoniego Siateckiego, który miał własny wiatrak. Odrąbali mu obie nogi i tak w boleściach leżał na podwórku i krzyczał z bólu niemiłosiernego. A było do niego około 700 m przez pola, tak daleko i słychać było ten krzyk rozpaczy. Od razu zorientowali się, że to Siatecki krzyczy. Był szwagrem Zofii Buczek, a dla Antosi wujkiem. W tej dramatycznej chwili Edek wydaje rozkaz by spuścić drabinę i schodzić na ziemię, tam czekać, aż wszyscy zdążą zejść z brożka. Gdy wszyscy byli na dole, rzucili się do ucieczki w pola, w ciemną noc. A już bandyci byli przy ich domu, słyszeli nawet jak jeden do drugiego mówił: “Strzelaj!” Na szczęście nie strzelali za nami. Dodam, że w tym samym czasie już zabijali na podwórku Adama Mroziuka. Słyszeli jak go mordowali, przy tym nie strzelali wcale. Jadwiga Mroziuk uciekała za Edkiem, gdy go dogoniła prosiła by na nią poczekał bowiem nie ma tyle sił co on. Poszli juz razem przez lotnisko na wschód od Mohylna, blisko Turii. Natrafili na dom Władysława Mroziuka, Jadwigi stryja z rodziną i pobudzili ich ze snu, podobnie z Krawczuka rodziną. Muszę dodać, że Edka siostra cioteczna Stefania Szewczuk była synową Krawczuka i rodziny Gdyrów. Wszyscy uciekli zaraz w zarośla nad rzeką Turia. Przesiedzieli tam cały upalny dzień, dopiero na następną noc udali się do Włodzimierza, kierując się poza lasem Owadeńskim. Szli przez błota, na rano dotarli do miasta. Wszyscy jak stali tak uciekali, matki z małymi dziećmi, Jadzia bosa i w sukienczynie, w której spała na brożku. Tymczasem Antosia i Bolek brat Antosi oraz Zosia Buczek siedzieli w ukryciu, aż zrobiło się widno. Rano przyszli na swoje podwórko, mieszkali bardzo blisko tego obrożka. Było na podwórzu dużo krwi i nic już w domu z odzienia nie było. Zrozpaczeni Antosia i Bolek stali i płakali na swoim podwórku, a było już widno. Tak znaleźli ich Ukraińcy, zaraz ich tam pomordowali. A rodzice i inni, co razem spali w stodole już wszyscy byli zakopani za domem. To wszystko opowiedziała nam potem osobiście Zosia, która zanim to się stało, zostawiła ich dwoje tak płaczących, a sama poszła do swego domu, który stał ze 300 m dalej. W DOMU ZOFII BUCZEK. W domu u Zosi była matka lat około 73 oraz siostra lat około 45, była jeszcze panna, poza tym była chora. Zosia poinformowała mamę, ze Sabina i jej dzieci zostali pomordowani. Sama ubiera na siebie kilka sukienek i chowa się przezornie w chlewie nad świńmi, były tam złożone gruchowiny. Włazi tam do końca, pod samą strzechę i siedzi cichutko. Tymczasem za niedługo przyszli na podwórko Ukraińcy, przyszli zabijać stareńką matkę i chorą siostrę. Stukają do drzwi, matka otworzyła, patrzy a oni stoją z siekierami. Matka prosi po imieniu: “Pawel nie zabijaj nas!” Potem było już słychać tylko trzask, za sekundę drugie uderzenie i cisza. Słychać było tylko jak zakopywali ciała pomordowanych kobiet, dokładnie za chliwkiem, w którym ukryła się Zosia. Słyszy wyraźnie, jak zbrodniarze jeszcze po zadaniu im śmierci, przeklinają swoje bezbronne ofiary, słyszy: “Masz tobie ty Polszczu!!” Po zakopaniu ciał rozpoczęło się grabienie pozostawionego majątku. Kłócili się ze sobą Ukraińcy, było o co, bo to i było co brać: para koni, kilka sztuk bydła, dużo odzienia. Zosia przesiedziała do nocy, a nocą sama szła polami do Włodzimierza. W DOMU JÓZEFA GACZYŃSKIEGO. Józef Gaczyński podczas nocy, w której mordowali mieszkańców naszej wsi Mohylno spał w ogrodzie w chaszczach. Gdy przyszli mordować jego rodzinę żona otworzyła drzwi, bandyci pytają o męża, a on wszystko słyszy. Na ten moment małe dziecko zaczęło płakać, żona mówi do nich, że weźmie dziecko na ręce i pójdzie męża poszukać. Lecz Ukrainiec zaraz na progu zarąbał ją bezlitośnie siekierą, a potem wszedł do domu i pomordował jeszcze troje dzieci. Mąż a zarazem ojciec rodziny wszystko słyszał dokładnie, w noc ciemną słychać dobrze, kiedy nawet ptaszki śpią. Jak otumaniony przedostał się do miasta Włodzimierza i tu nam wszystkim w domu opowiadał co przeżył. W DOMU JADWIGI SZCZUROWSKIEJ. Jadwiga Szczurowska córka Antoniego i Marty, właśnie Marta była rodzoną siostrą mojego taty Franciszka Szewczuka. Jest to przekaz wiarygodny bowiem jeszcze żyje Jadzia, obecnie mieszka w Darłowie i ma już 76 lat. Mieszkali w Mohylnie, Józef Szczurowski, syn uciekł do Włodzimierza z żoną i dwoma małymi córkami jeszcze w lipcu 1943 r. oraz siostra Rozalia Szczurowska, która była zakonnicą. Gdy przyszli nocą zabijać rodziców i dwie córki to wszyscy spali w stodole na sianie. Zaczęli wołać, ktoś się odezwał, więc nakazują schodzić na dół do stajni. Gdy wyprowadzali konie ze stajni Jadzia rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki, niestety zaczepiła o coś i przewróciła się, tak ją dogonili i szpadlem okładają po udach i po głowie. Było ich dwóch jeden trzymał ją za usta, a drugiemu kazał bić szpadlem za uchem. Jadzia po kolejnych cięciach straciła przytomność, myśleli że ją zabili i pobiegli z powrotem mordować rodziców i siostrę Genowefę lat 19, by też nie próbowali uciekać. Przy tym morderców było więcej. Jadzia jeszcze nocą ocknęła się cała zakrwawiona ale nie była w stanie się podnieść. Na kolanach i na rękach zaczołgała się do snopków żyta, które stały za sadem, na ich własnym polu. W tych dziesiątkach siedziała kilka dni. W nocy marchew na polu wyrywała i jadła by przeżyć, niedaleko rosła trzcina, to rosę spijała z wielkiego pragnienia. Była przy tym bosa i tylko w jednej sukience, a było już chłodno, z kolei w dzień upał, muchy ją gryzły, aż robaki się w ranach zalęgły. Po temu też głowa ją bardzo swędziała! Dodam, że gdy Ukraińcy rano przyszli by zakopać jej ciało to szukali jej po tych snopkach, nawet widłami dźgali czy czasem nie siedzi w jednym z nich. Jadzia widziała nawet jak zbliżali się do miejsca jej ukrycia i bardzo na ten czas gorąco się modliła do Matki Bożej, by tylko jej nie zobaczyli i nie zamordowali. A słyszała przy tym, jak mówili Ukraińcy do siebie: “Ona daleko i tak nie zajdzie, tylko padochne!” Po kilku dniach zaczęła nocą iść do miasta Włodzimierza, po miedzach na polu spała, gdzieś zaszła do sadu to jabłko jakie zjadła.” („Wspomnienia Ludwiki Podskarbi z d. Szewczuk z kolonii Mogilno w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1935 – 1944”; spisał  Sławomir Tomasz Roch; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/mogilno-szewczuk_ludwika.html ).

30 sierpnia 1943 roku:

W kol. Antonówka pow. Luboml Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.

We wsi Budy Ossowskie pow. Kowel  upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Rewuszki i Wołczak dokonali w okrutny sposób rzezi 270 Polaków; gospodarstwa polskie obrabowali i spalili, ciała zostały nie pogrzebane, porozrzucane po wsi, studnie były pełne powrzucanych żywych, poranionych i pomordowanych dzieci i kobiet .„W końcu sierpnia do Zasmyk dotarła kobieta z dwójką dzieci, przynosząc wieść o wymordowaniu mieszkańców w Budach Ossowskich. Kiedy oddział „Jastrzębia” dotarł na miejsce zagłady, zastał przerażający widok. Wielu partyzantów po raz pierwszy ujrzało na własne oczy, ludzi porąbanych siekierami, porżniętych kosami, kobiety z obciętymi piersiami i zmasakrowane, nie do opisania ciała dzieci. Widok wielu zapadł w pamięć na całe życie. W polach i zaroślach odnaleziono, kilkoro ukrytych przerażonych dzieci i dorosłych osób. Witold Kuźmiński i kilka innych osób uciekali przez ukraińską wieś, bo tylko ta droga była wolna. Biegnąc krzyczeli po ukraińsku, że „Lachy napadły” i razem z nimi biegli również do lasu Ukraińcy. W lesie dopiero zorientowali się, że biegli z Polakami. Pamiętam, opowiadał córce pan Witold, że w czasie tej dramatycznej ucieczki, jedna z kobiet zgubiła kilku tygodniowego niemowlaka, trzymała przy piersi puste zawiniątko. Witold Kuźmiński uratował się jako jedyny z 15 osobowej rodziny. Ojciec Piotr Kuźmiński został zamordowany na drodze podczas próby uprzedzenia syna o napadzie. Konstancja Kuźmińska z/d Chomicka - żona Kuźmińskiego Piotra, schroniła się do zaprzyjaźnionych sąsiadów Ukraińców, jednak została wydana i zamordowana. Jadwiga Aronowska z/d Kuźmińska wraz z mężem i dwójką dzieci i Kazimiera Kuźmińska panna, również zamordowani przez szalejącą bandę UPA i chłopów ukraińskich, sąsiadów i znajomych. Wtedy zginęło około 270 osób, a zagubieni w lasach jeszcze długo po tym docierali do ośrodka samoobrony w Zasmykach. Wieś zniknęła z powierzchni ziemi.” (Bogusław Szarwiło: Budy Ossowskie przestały istnieć. W: http://wolyn.ovh.org/opisy/budy_ ossowskie-04.html ).  „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci” /.../ (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ). „W 1943 r. jak zaczęły się rzezie Polaków, matka zachorowała. Pojechałem z nią do lekarza w Budkach Ossowskich, który ją leczył. Miejscowość ta była odległa od Zasmyk o jakieś 25 kilometrów. Przespaliśmy się u jakiegoś gospodarza, znajomego mamy. Nad ranem zostaliśmy obudzeni przez hałas na dworze. Okazało się, że Ukraińcy otoczyli wieś i zaczynają łapać i zbierać Polaków. Wyciągnęli nas na podwórko.  - Mamusia nie mogła uciekać. Postanowiłem z nią zostać. Jeden z Ukraińców trzymał mnie za rękę, a trzech położyło matkę na ziemi i zaczęło ją przeżynać! Jak bluznęła krew, mama krzyknęła - Wacek uciekaj! - Wyrwałem się tym bandziorom i zacząłem uciekać. Strzelali za mną, ale nie trafili. Twarze ukraińskich morderców , którzy przeżynali mamę piłą, zapamiętałem na całe życie! Wciąż w moich uszach rozbrzmiewa krzyk mordowanej matki, Niektórych ze zbirów zadających jej śmierć w męczarniach rozpoznałem. Jeden z nich Iwan Rybczuk żyje jeszcze i mieszka w Gruszówce. To on przeżynał matkę piłą. Po wojnie wpadł w łapy NKWD i odsiedział w łagrze 15 lat. Teraz jest kombatantem i chodzi w aurze bohatera walczącego o wolność Ukrainy. Ma pewnie wiele odznaczeń i dodatek kombatancki. Ja wtedy przez las uciekłem do Zasmyk. Po jakimś czasie wstąpiłem do oddziału samoobrony. By do niego się dostać, musiałem oszukać „Jastrzębia” i powiedzieć, że jestem starszy. Dzieci bowiem do partyzantki nie przyjmowano. Trafiłem do plutonu, którym dowodził ppor. „Nagiel” czyli Jan Witwicki. Boje z Ukraińcami w obronie mordowanej ludności polskiej musieliśmy toczyć na okrągło. Zdarzało się, że przybywaliśmy za późno, tuż po dokonanej zbrodni. Nie pamiętam, jaka to była wieś, chyba Moczułki, wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jak „Jastrząb” płacze. A to był twardy żołnierz, który rzadko pokazywał emocje. Widok, jaki tam zastaliśmy, przechodził ludzkie pojęcie. Maleńkie dzieci powbijane na kołki w płocie. Kobiety leżały na podwórku z rozprutymi brzuchami. Jedna z nich była w ciąży. Wyrwany z jej brzucha płód leżał obok niej. Wszyscy mężczyźni mieli odrąbane siekierami głowy. Wszyscy zastanawiali się, jak można się posunąć do takiego zwyrodnialstwa. Wszyscy mocniej ściskali w rękach karabiny. Przechodziliśmy też przez miejscowość, w której zarżnięto moją matkę. Jej szczątki wraz z innymi pomordowanymi wrzucono do studni, które upowcy następnie zrównali z ziemią. Powiedziałem o tym ppor. „Naglowi”, ale ten orzekł, że jak wygramy wojnę to zadbamy, by pomordowani tu Polacy mieli swoje mogiły. To oczywiście nie stało się nigdy! /.../  Nasi przełożeni dbali nie tylko o nasze umiejętności bojowe, ale także morale. Co rusz przypominano nam, ze nie wolno w czasie akcji zabijać kobiet i dzieci. Dowództwo w rozkazach dziennych stale przypominało, że za gwałt na Ukraince każdy może zastrzelić kolegę i nie będzie za to karany.” (Marek A. Koprowski: Oprawca jeszcze żyje. W: http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz%2Fwaclaw-gasiorowski 03 lipca 2013 ) Inni datują napad na dzień 29 sierpnia.

W kol. Gaj pow. Kowel upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali za pomocą kul, siekier, noży, kos i innych narzędzi ponad 600 Polaków.  „Żonę Bolesława Czelebąka w stanie odmiennym przepiłowano, przytrzymując drągiem położonym na piersiach, czego świadkiem był mąż znajdujący się obok w schronie. Maria Wiurkiewicz, lat 36, przerżnięto na pół”. Latem 1943 roku w Gaju pod figurą zastrzelił się Ukrainiec Ituch, nie chcąc uczestniczyć w morderstwach (Siemaszko..., s. 393 – 396).

We wsi Jankowce pow. Luboml upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Huszcza i Przekurka siekierami, widłami, drągami i innymi narzędziami zamordowali ponad 100 Polaków, imiennie znane jest 88 ofiar.  „Z lasu od strony północnej wkroczyło do wsi około 200 Ukraińców po części uzbrojonych w broń palną, a po części w narzędzia gospodarskie, jak siekiery i widły. Napastnicy zaczęli systematycznie plądrować i palić gospodarstwa, zabijając każdego napotkanego mieszkańca. /.../  Tam właśnie mieszkała moja ciocia Karolina Solipiwko z mężem i piątką dzieci – mówi poruszony Zdzisław Koguciuk. Opowiada, jak czwórka dzieci schroniła się do piwnicy na kartofle. Najstarszy syn przykrył rodzeństwo swoim ciałem, i patrząc przez okienko, był świadkiem zabójstwa rodziców i 8-miesięcznego brata, którzy dostali się w ręce Ukraińców. – Jak zginęli, nie wiadomo, bo ich ciała nie zostały odnalezione, prawdopodobnie uległy spaleniu. Musiała to być potworna zbrodnia, gdyż młody człowiek, który to widział, dostał potem pomieszania zmysłów i spędził resztę życia w szpitalu psychiatrycznym – opowiada rodzinną historię pan Koguciuk. /.../  Tymczasem w zajętej przez Ukraińców części wsi działy się prawdziwie dantejskie sceny. Wspomina je Katarzyna Dyczko z domu Grabowska, uciekająca z 3-letnim bratankiem na ręku. „Wybiegając ze stodoły, widzieliśmy już palącą się wieś i słyszeliśmy straszny, przerażający krzyk „ratunku” – relacjonowała. „W czasie ucieczki koło nas świstały kule, lecz my ze strachu nie odwracaliśmy głów, dopiero zatrzymaliśmy się na stacji w Jagodzinie”. Jak się okazało, krzyczała sąsiadka Katarzyny Dyczko – Teresa Petruk, którą Ukraińcy zamordowali w okrutny sposób, odrąbawszy jej wcześniej siekierą ręce. Niektóre relacje znajdujące się w zbiorach Zdzisława Koguciuka posiadają dziś unikatową wartość, gdyż złożyli je ludzie, którzy już nie żyją. Dotyczy to m.in. wstrząsających wspomnień pani Heleny Stachniuk z Chełma. Jej ojca Ukraińcy zatłukli na śmierć drewnianym kołkiem. Jako mała dziewczynka była świadkiem zastrzelenia mamy i czteroletniego brata Franka. Tego dnia straciła też babcię i siostrę. „Zostałam sama, przytuliłam się do mamy, zaparłam dech, żeby oprawcy pomyśleli, że nie żyję” – pisze w relacji pani Helena. „Kiedy podpalili zabudowania, pobiegli dalej… płomienie rozprzestrzeniały się coraz dalej, aż dosięgły mamę i mnie… zaczęłam sama na sobie gasić ogień. Udało się, ale zostałam naga, bo to, co miałam na sobie, uległo spaleniu. Podeszłam do tłumoczka, wyciągnęłam jakąś rzecz ubraniową, przytuliłam do siebie z przodu i poszłam do drogi. Przy drodze widziałam babcię z rozrąbaną głową oraz najstarszą siostrę Marysię z rozerwaną od kuli nogą, a przy niej kałużę krwi”./.../  Prawdziwie krwiożerczy szał ogarnął jednego z Ukraińców mieszkających w samych Jankowcach – Iwana Szpaka. Po opanowaniu wsi przez oddział OUN-UPA wtargnął z siekierą do obejścia swoich sąsiadów Grabowskich, z którymi utrzymywał wcześniej bardzo dobre stosunki. Zamordował dwoje z nich, a trzeciej – Michalinie Grabowskiej – odrąbał rękę. Kobieta przeżyła…/.../ Licząca blisko 150 numerów i zamieszkana przez ponad 600 osób tętniąca życiem wieś to dziś zarośnięte chaszczami ustronie. Nie sposób dostać się tu suchą nogą, gdyż nieregulowana rzeczka w czasie opadów zmienia koryto i płynie nieuczęszczaną od blisko 70 lat, zarosłą krzakami drogą.  /.../ Ci, którzy doszczętnie nie spłonęli, leżą pogrzebani gdzieś w prowizorycznych mogiłach rozrzuconych na terenie wymarłej wsi”. (http://dziennik.artystyczny-margines.pl/zbrodnie-sniace-sie-po-nocach-zaglada-wsi-jankowce) .   „Tam właśnie mieszkała moja ciocia Karolina Solipiwko z mężem i piątką dzieci – mówi Zdzisław Kogucik. Opowiada, jak czwórka dzieci schroniła się do piwnicy na kartofle. Najstarszy syn przykrył rodzeństwo swoim ciałem i patrząc przez okienko, był świadkiem zabójstwa rodziców i 8-miesięcznego brata, którzy dostali się w ręce Ukraińców. – Jak zginęli, nie wiadomo, bo ich ciała nie zostały odnalezione, prawdopodobnie uległy spaleniu. Musiała to być potworna zbrodnia, gdyż młody człowiek, który to widział, dostał potem pomieszania zmysłów i spędził resztę życia w szpitalu psychiatrycznym. Tragiczny był tez los pozostałych osieroconych dzieci. /..../ Tragicznego poniedziałku do dziś nie może zapomnieć Stanisława Grzywna, która w czasie napadu miała 14 lat. Zanim uciekła, słyszała rozdzierające krzyki dochodzące z oddalonego o blisko 150 metrów gospodarstwa przynależącego już do sąsiedniej wsi o nazwie Zamostecze, do której wtargnęli banderowcy. Mieszkała tam rodzina z dziesięciorgiem małych dzieci. – Te przeraźliwe krzyki to nie mogło być nic innego, jak mordowanie tych dzieci” (Adam Kruczek: Ból kresowych serc; w: „Nasz Dziennik” z 30 – 31 stycznia 2010).

W folwarku Kaznopol pow. Luboml Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską z 4 dzieci.

We wsi Kąty (Kuty) pow. Luboml upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi siekierami, widłami, drągami i innymi narzędziami wymordowali około 250 Polaków, imiennie znane jest 213 ofiar; całe studnie napełnili żywymi, poranionymi bądź już martwymi; np. Jaszczukową z 5 córkami wrzucili do studni żywcem. Janinie Prończuk i jej dwom synom w wieku lat kilku odcięli głowy. Niemowlę o nazwisku Sacharuk zabili uderzając główką o ścianę domu – w tym dniu odbywały się jego chrzciny (Siemaszko...., s. 494 – 496).  „30 sierpnia w nocy straszny stukot w okno „Widczyniaj skarej!”. Tato był na strychu, a mama otworzyła. Weszło ich może z dziesięciu „Swyty lampu!”. Mama ze strachu nie mogła zapałek znaleźć. Krzyczy „Skarej! Wychody!”. Wygnali nas do sieni i pytają się „A de twyj czołowik?”. A mama zauważyła siekierę. Siostra Kasia, która miała 16 lat zaczęła prosić „Dzieduniu, nie bijcie nas, co my komu zrobili, nie bijcie.” Ja to usłyszałam i mnie w uszach zadzwoniło, i upadłam bez pamięci. Mama obuchem w czoło dostała. Czaszka pękła, ale do mózgu nie doszło. A siostrę ostrzem na pół, czaszka była rozrąbana. Ale pierwsza tura nie paliła, tylko zabijała. Nie wiem jaki to cud, że nas nie zaciągnęli do studni. Bo wszystkie studnie były zarzucone trupami. Zanim druga tura przyszła palić, to mama się obudziła i podniosła Kasię, a ona nieżywa. Podnosi mnie, a ja się ruszam. Ale nic nie pamiętam. Krwi zeszła okropna kałuża. .,,,. Już się palił dom. Mama wywlokła mnie w kartofle na ogród i miała wynieść Kasię, ale już cały dom był w płomieniach. Kasia spalona. Tato wyskoczył w buraki i leżał, i widział, jak sąsiada ciągnęli do studni, a wszystkie studnie były pełne trupów. Mama ze mną na plecach coraz dalej w pole. Było ładne proso. Już tak spadła z sił, że nie dała rady mnie nieść. I leżąc w tym prosie, słyszy mama głośny gwar „Jak znajdesz to dobyjaj!”. A ja nic nie pamiętam, nieprzytomna byłam i wcisnęła głowę w ziemię, żeby nie widzieć jak będą dobijać. Tyle krwi zeszło i widocznie ze zmęczenia usnęła. Obudziła się, ptaszęta śpiewają, krowy ryczą, słońce ślicznie świeciło. Mama zaczęła głośno płakać „Gdzie moja Kasia!?” I ja się obudziłam. Spojrzałam na mamę, a na twarzy sama krew. I na sukience skorupa z krwi. Podnosi głowę, czy może ktoś jest. Ja już oprzytomniałam i ciągnę mamę do ziemi. A mama mówi, że nie możemy tu siedzieć, że trzeba szukać ludzi, może wszystkich nie pobili i coraz głowę do góry. I zobaczył tato, że ktoś jest w prosie i pędzi żeby zobaczyć kto, i wziął nas w ramiona i mówił, że czaszka na pół rozrąbana, ale nie wiedział, która z nas. Mówi „Ja wszystkich trupów wyciągnął ze studni. A sąsiadka Czuniowa mówi, że widziała jak twoja Marysia niosła jedną z dziewczyn i uciekała w pole, a ona siedziała ze swoimi dziećmi w grochu, to szukaj w polu, może żywe, a może nieżywe.” I odnalazł nas, ale Kasi nie odnalazł. Pozbierał kości i w ogródku zakopał. I do dziś leżą” (Stefania Sawicka z domu Macegoniuk; w: http://dziennik.artystyczny-margines.pl/a-wszystkie-studnie-byly-pelne-trupow ; ze zbiorów Ewy Siemaszko)

Koło wsi Kotów pow. Brzeżany, na drodze, na której 15 sierpnia zamordowano ks. Bilińskiego: „Na tym samym miejscu zginął również leśniczy /?/ Polak wracający bryczką do domu, dnia 30.VIII” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42. k. 20 – 26).

We wsi Kowalówka pow. Kowel: „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci, w Kowalówce na 23 rodziny 32 osoby zamordowane. Rodzina Czarneckich wymordowana cała; ojciec rodziny Jan Czarnecki – lat 55, żona Dominika  - lat 53, córka Maria, mężatka – lat 23, córka Walentyna lat 19, dwaj synowie, bliźniaki Marian i Eugeniusz po 14 lat, najmłodsza córeczka Marii – Krystyna – lat 3. Uratował się tylko syn Staszek – lat 21, w tym czasie nieobecny”. (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ).

W kol. Łuczyce pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 3 Polaków: starsze małżeństwo i kobietę.

W kol. Marianówka pow. Łuck zamordowali 4-osobową rodzinę polską.

We wsi Maszów pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich.

We wsi Myślina pow. Kowel „ukraińscy partyzanci” z okolicznych wsi pod dowództwem Fedora Hałuszki, powracając z rzezi ludności polskiej w Rudnikach, zamordowali co najmniej 26 Polaków, głównie kobiety i dzieci; zgwałcili 16-letnią Leokadię Czarny i spalili ją żywcem razem z 18-letnim bratem oraz 5-osobową rodziną Myślińskich. Zamordowali też 4 rodziny żydowskie liczące 16 osób, ukrywane przez Polaków.

W kol. Ostrówek koło Turii pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 córki Moroziuków w wieku 4 – 13 lat, które ich rodzice powierzyli opiece Ukraińca z Turii a sami ukryli się w lesie (Siemaszko..., s. 930).

We wsi i majątku Ostrówki pow. Luboml upowcy oraz Ukraińcy (mężczyźni i kobiety) z sąsiednich wsi: Sokół, Połapy, Przekurka, Huszcza, Sztun i innych dokonali ludobójczej rzezi około 520 Polaków. Uzbrojeni byli w broń palną, w siekiery, widły, kosy, topory, młotki do zabijania zwierząt gospodarskich. Polacy byli bezbronni nie wierząc, że po kilkusetletnim zgodnym współżyciu może im coś grozić ze strony sasiadów. Ukraińcy zgonili Polaków na plac szkolny, potem mężczyzn wpędzili do szkoły a kobiety z dziećmi do kościoła. Starszyzna ukraińska zarządziła: „Lachy, widdajte hodynnyki i zołoto, a to zaraz was wybijem” („Polacy, oddajcie zegarki i złoto, a jak nie, to zaraz was wybijemy”). W szkole zamknęli kilkuset mężczyzn, którzy rozpoczęli pieśń „Kto się w opiekę odda Panu swemu”. Oprawcy bijąc kolbami wyprowadzali grupkami mężczyzn po kilku: do okólnika Jana Trusiuka, za sad gospodarza Suszki (81 zwłok), oraz w okolicę kuźni Edwarda Bałandy (około 20 osób), gdzie ich mordowali uderzeniami w tył głowy siekierą lub wielkimi maczugami drewnianymi. W czwartej mogile znajdowało się 5 zwłok, w pobliżu kościoła. Ksiądz Stanisław Dobrzański został zamordowany przez odcięcie głowy w okólniku Jana Trusiuka, którą następnie wbili na pal. Wiele osób zabili w mieszkaniach, w obejściach gospodarskich, na polach i drogach oraz wrzucili do studni, np. 90-letniego Władysława Kuwałka. Po dwóch godzinach, gdy mężczyźni byli już wybici, modlące się i śpiewające pieśni religijne kobiety z dziećmi i starcami zamierzali spalić, ale w okolicy pojawiły się samochody z Niemcami. Wobec czego oprawcy w pośpiechu wyprowadzili tę grupę liczącą ponad 300 osób i popędzili na rżysko pod las Kokorowiec w pobliżu wsi Sokół. Tutaj brali po 10 osób, najczęściej rodzinami, kazali kłaść się twarzami do ziemi i mordowali strzałami w tył głowy oraz uderzeniami bagnetów. Oczekujący na swoją kolej dokładnie widzieli rzeź poprzedników. Wśród morderców rozpoznano znajomych Ukraińców z sąsiednich wsi. Po rzezi oprawcy sprawdzili, czy wszyscy są zabici, rannych dobijali. Pomimo tego ocalało 13 lub 25 osób, w tym 10 dzieci w wieku lat od 3 do 16. W Ostrówkach Ukraińcy zamordowali około 520 Polaków. W święto Narodzenia NMP, 8 września 1943 roku, Ukraińcy ze wsi Równo spalili drewniany kościół p.w. św. Andrzeja Apostoła wybudowany w 1838 r. wraz z wystrojem wnętrza i paramentami. W 1992 roku Polska uzyskała zgodę i ekshumowano jedną mogiłę zbiorową na okólniku Jana Trusiuka wydobywając szczątki 80 Polaków, w tym dwojga dzieci w wieku około 6 lat. Wówczas pozostałych mogił nie odnaleziono, w tym mogiły kobiet i dzieci pod wsią Sokal, a miejscowi Ukraińcy nie chcieli jej wskazać. O następne ekshumacje strona polska prosiła stronę ukraińską przez kilka lat. Taki był skutek przyjacielskiego obściskiwania się kolejnych prezydentów Polski z prezydentem Ukrainy Juszczenką, który Ukrainę budował na ideologii banderowskich ludobójców. Dopiero w 2010 roku dokonał ekshumacji na tzw. Trupim Polu dr Leon Popek z IPN w Lublinie. „Na tej polance znów nas zatrzymali, wśród bulbowców powstało ożywienie. Na zboczu stało kilku bulbowców lepiej ubranych. Mieli przy sobie krótką broń. Musiała to być starszyzna. Przez krótką chwilę radzili. Po tej naradzie postanowili dalej nas nie pędzić, a na tej polance nas wymordować. Tak też się stało. Było nas tam dużo, bo to wszystkie kobiety z Ostrówek z dziećmi prawie do lat 15, kilku dziadków, a i z Woli Ostrowieckiej była znaczna część kobiet. Obstawieni byliśmy dość gęsto przez bulbowców. O ucieczce nie było mowy. Ludzie stali, niektórzy z dziećmi na ręku siedzieli bo było im ciężko je trzymać. Modlili się, bo było już wiadomo, że na tej polance nastąpi tragedia. Po krótkiej chwili padła komenda, żeby ludzie zrzucili z siebie grubsza odzież. Krzyczeli, by wychodzić z gromady po dziesięć osób na środek polany. Początkowo nikt nie chciał dobrowolnie iść na śmierć, bo każdemu życie miłe. Powstał płacz, lamenty, prośby, błagania, aby nas puścili, bo my nic nikomu złego nie zrobiliśmy. Oni nawet nie słuchali, robili się coraz wściekli. Rzucili się jak dzikie bestie, jak mocno wygłodzone zwierzęta i zaczęli wyciągać z tłumu, kto się pod rękę nawinął. Odprowadzali na środek polany, kazali kłaść się w koło, twarzami do ziemi. Zaczęli strzelać ofiarom w tył głowy, a my żywi musieliśmy na te tragedię patrzeć. Patrzeć jak giną niewinni ludzie i ich najbliżsi: babcie, matki, siostry, bracia, córki, synowie, bo byli wszyscy ze sobą spokrewnieni. /…/  Teraz bulbowcy rzucili się wszyscy. Było im widocznie pilno, bo każdy odrywał z grupy parę osób o rozstrzeliwał. Na środku polany. Ludzie lamentując żegnali się ze sobą na wieczność. Matki brały swe dzieci i kładły obok siebie, obejmując je rękami. Tak odchodzili z tego świata na wieczność. Ja, mama, ciotka i bliżsi znajomi byliśmy razem w grupie, wciąż odciągając moment rozstania się z tym światem. Chcieliśmy jeszcze pożyć choć chwilę dłużej. Widziałem okropne sceny. Rozstrzeliwani w pośpiechu ludzie nieraz byli trafiani niecelnie. Zranieni śmiertelnie podrywali się konwulsyjnie i znów opadali na ziemię. Dobijano ich, ale najczęściej w męczarniach kończyli żywot. Z jednej grupy, popędzonej na miejsce kaźni po serii strzałów poderwała się mała dziewczynka, może sześcioletnia i zaczęła mocno krzyczeć: mamo, ale matka już nie żyła. Widząc to bulbacha podniósł karabin i strzelił w nią. Trafił ale nieśmiertelnie. Dziewczynka upadła, ale natychmiast się poderwała i krzycząc zaczęła iść po trupach, padając i wstając. Bulbowiec znowu w nią strzelił. Tym razem aż trzykrotnie. Dziewczynka wciąż podnosiła się i krzyczała. Zdenerwowany bulbowiec podbiegł do niej i dobił ja kolbą karabinu. Ludzie na ten widok odwracali się z płaczem. I tak grupę po grupie wyciągano i zabijano. Tworzył się duży krąg, gdyż kazano kłaść jeden obok drugiego w nogach pomordowanych. Widać było pośpiech, bo głośniej krzycząc szybko wyciągali ludzi na pobojowisko, nie żałując przy tym razów. Matka, ja, ciotka Trusiak byliśmy razem, moja babcia i ciotka Wikta z małym dzieckiem. Mama powiedziała, żebyśmy poszli sami, po co mają nas szarpać i tak nas śmierć nie ominie. Przyglądać się tej zbrodni już dłużej nie było można. Wstaliśmy, pożegnaliśmy się ze sobą i najbliższymi. Z płaczem i okropnym żalem, że trzeba pożegnać się z tym światem, oddaliśmy się w ręce oprawców. Popędzono nas na miejsce kaźni. Poszło nas dziesięcioro na pobojowisko. Bulbowcy, jak dzikie bestie, krzyczeli „lachajte lachy chutko” (szybko kładźcie się Polacy). Mama jeszcze raz przycisnęła mnie do siebie, płakała i mówiła jakby do siebie: tyle dzieci wybijają, cóż one są winne. Nie mogłem płakać, zacisnęła mi się krtań i zrobiłem się zupełnie nieswój, obojętny z tego przestrachu. Kładąc się obok siebie, półgłosem odmawialiśmy pacierz. Mama objęła mnie mocno za szyję, ja zakryłem twarz dłońmi i z okropnym strachem wypowiedziałem na koniec „ niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Padły strzały z lewej i z prawej strony. Ja z tej grupy leżałem prawie w samy środku. Strzały zaczęły zbliżać się do mnie. Żal mi się mocno zrobiło, pomyślałem, że mam dopiero 13 lat, sama radość życia, taki piękny świat, a tu za chwilę czeka śmierć i już nigdy nie ujrzysz jasności: czy poczuję ból? Bliziutko padł strzał, bo poczułem podmuch powietrza. To musiało być w ciotkę, słyszałem mocne charczenie. Okropnie przeżywałem ostatnie chwile. Zdawało mi się, że we mnie wszystko ustaje. Następny strzał pada w mamę. Ziemia rozbryzguje się po mojej głowie. Poczułem, że coś ciepłego spływa po moim karku, ku lewemu policzkowi. Słyszę charczenie raptowny skurcz ciała. Poczułem, że mamy ręka przyciska mnie mocniej do siebie, potem ciało zaczęło się rozluźniać, bo ręka mamy zaczęła słabnąć łagodnie i tak pozostała bez ruchu. Nadeszła moja kolej. Oczekiwałem z napięciem, prawie martwy z przerażenia. Usłyszałem koło mnie strzał, szum w uszach i znów piasek posypał się po mojej głowie i rękach. Krótkie charczenie ale to już z prawej strony. Z biciem serca oczekiwałem na następny strzał, strzał we mnie, ale i ten usłyszałem nieco dalej i jeszcze jeden o kilka ciał dalej. Po tej krótkiej scenie mordu zapadła krótka cisza i nagle znów słyszę jak układają się w naszych nogach następne ofiary, płaczące i rozpaczające. Kiedy znów usłyszałem wystrzały z tyłu zacząłem w duchu modlić się i prosić Boga o przeżycie tych potworności. Krótko to trwało, bo rozstrzeliwali ze zdwojoną szybkością. Spieszyli się bardzo. Leżałem żywy miedzy trupami, słyszałem lamenty, błagania, pisk zabijanych dzieci, myślałem, że nie wytrzymam, że zerwę się i będę uciekał, ale po chwili znów przychodziła myśl, że jeśli to zrobię, zabiją na miejscu. /…/  Leżałem, cierpiałem i słuchałem, co się wokół dzieje. Trwało to około godziny. Naraz ustały krzyki i płacz. Strzały były rzadkie. Od czasu do czasu padał strzał, rozmawiali między sobą głośno: „...o dywyna, o tamtoj szcze żywe, dobej”. Ja leżałem w tym pobojowisku i prosiłem Boga, aby mnie nie wykryto. Po chwili nastała cisza, tylko jakiś bulbowiec zawołał: „ no chłopa idemo, od dywyte, tut morda polska leżyt”. Zaczęło się ożywienie między nimi. Zaczęli odchodzić w krzaki w stronę Sokoła. Słyszałem z tej strony odgłosy. Leżałem dłuższą chwilę. Była grobowa cisza, bo nawet ptactwo odstraszone strzałami, nie dawało żadnego głosu. Leżąc między trupami myślałem, że wszyscy są wybici i gdzie ja teraz pójdę i jak długo tu będę leżał. Chciałem wstać i uciekać. Bałem się, bo jeśli oni z ukrycia patrzą, czy ktoś nie wstaje. Wtedy czeka mnie tylko śmierć. Leżałem dalej, a mrówki gryzły po całym ciele. Upłynęło około pół godziny. Nadal była niczym nie zakłócona cisza. Podjąłem decyzję. Postanowiłem ostrożnie podnieść głowę i spojrzeć przed siebie, co się dzieje na placu zbrodni. Ostrożnie uniosłem głowę i zobaczyłem, że jakaś starsza kobieta ucieka z tego strasznego miejsca w pobliskie krzaki. Opuściłem głowę z powrotem i słuchałem, czy nie będą strzelać, ale nadal była cisza. Leżałem jeszcze chwilę i postanowiłem wstać i uciekać w krzaki, bo jeśli nie strzelano za tamtą kobietą, to znaczy, że oni wszyscy poszli. Po raz drugi pomalutku podniosłem głowę, spojrzałem po trupach i zobaczyłem, jak wstaje kobieta z dwojgiem dzieci. Złapała dziewczynkę i chłopczyka za rączki i uciekła w krzaki. Znów opuściłem głowę, leżałem i słuchałem, czy nikt nie będzie strzelał. Nadal była cisza. Po raz trzeci podniosłem głowę i popatrzyłem na mamę i ciotkę. Leżały martwe. Mama miała oderwany kawałek czaszki, aż mózg wyrzuciło. To właśnie mózg rozlał mi się po karku i po twarzy. Bóg zaślepił ich wzrok, bo zobaczywszy mnie zalanego krwią i mózgiem pomyśleli, że jestem zabity. Uniosłem się nieco wyżej i powiedziałem półgłosem: „kto żywy niech ucieka”. Poderwałem się i odbiegłem około 50 metrów od pobojowiska w łubin. Położyłem się z brzegu, tak, aby nie być widocznym i zacząłem rozglądać się po polanie i po trupach, czy ktoś nie poderwie się do ucieczki. Widzę, że ktoś wstaje i biegnie w moją stronę, do tego łubinu. Poznaję. Jest to mój brat cioteczny Paweł Jasieńczak. Podniosłem się nieco i zacząłem machać ręką, aby biegł do mnie. Przebiegł, położył się obok mnie. Widzimy, że znowu jakaś kobieta z dzieckiem podbiega do zarośli. My natomiast zaczęliśmy się ostrożnie czołgać tym łubinem w stronę krzaków. Gdy biliśmy parę kroków od nich, szybko tam wskoczyliśmy. W tych krzakach spotkaliśmy te kobietę, która wcześniej zbiegła z dwojgiem dzieci. Dołączyliśmy do niej . Płakała i mówiła, jak sobie poradzi z dwójką malutkich dzieci. Chłopak był nieco starszy od dziewczynki. Powiedziałem do niej, że jakoś musimy dostać się do Jagodzina. Dodałem, że z pobojowiska wyszła ranna w głowę Janina Kuwałek, obecnie Martosińska. Mówiła, że ciotka Wikta też była ranna i prosiła o pomoc Jankę, ale Janka jej rzekła : „cóż ja ci pomogę, ja sama ledwo co żyję”. Pomogła jej wstać, ale nie dały rady. Tak moja ciotka bez pomocy, z dala od ludzi, umarła. Wzięliśmy dzieci. Ja jedno, Paweł drugie na plecy i zaczęliśmy powoli i ostrożnie iść w stronę Jagodzina. /…/  Zbliżaliśmy się do zarośli położonych bliżej wsi, do Borku. Szczęśliwie doszliśmy do niego, przeszliśmy w poprzek i na skraju zatrzymaliśmy się. Byliśmy ukryci w gęstych krzakach, widzieliśmy wieś i okolice. Wieś częściowo paliła się. Wokół była pustka, tylko psy strasznie wyły, wszędzie chodziły krowy i konie. /…/   Tylko trzask ognie i spadające opalone bale. Nie było widać nikogo, tylko niektóre budynki dopalały się, na drodze leżało parę trupów i psy żałośnie wyły. /…/  Wieczorem przyjechali z Ostrówek ludzie z samoobrony (z Jagodzina i z Rymacz) i przywieźli spod Sokoła żonę Kalety i mamę Pawła. Były one trafione w szyję a ustami wyszły kule. Jeszcze żyły, ale w drodze zmarły. Przywieźli jeszcze chłopaka, którego wyciągnęli z dołu. Był on raniony siekierą. Kaleta pochował swoją żonę na cmentarzu w Rymczach, a Paweł swoja mamę, a moją wujenkę pochował przy torze z lewej strony stacji kolejowej. Obaj wykopaliśmy dół a ludzie włożyli ją do dołu. Usypaliśmy mogiłkę, postawiliśmy naprędce zrobiony krzyż. Pożegnaliśmy wujenkę i poszliśmy na nocleg. Było to już przy stacji kolejowej, bo każdy bał się iść dalej, aby bulbowcy nie napadli w nocy. Stacja była usypana wałem ziemnym i Niemcy pełnili cała dobę wartę. Nocą pełnili wartę starsi i młodzież, spały tylko dzieci.” (Aleksander Pradun; Na Rubieży Nr 3/1993).

W futorze Piskorowo pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.

W kol. Pniaki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy w ciągu dwóch dni zamordowali co najmniej 41 Polaków; pierwszego dnia mordowali mężczyzn, drugiego dnia kobiety i dzieci; m.in. 10-osobową rodzinę z 8 dzieci i 8-osobową z 6 dzieci.

We wsi Radoszyn pow. Kowel zamordowali co najmniej 2 rodziny polskie.

We wsi Radziechów pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.

We wsi Rudka Miryńska pow. Kowel zamordowali kilka rodzin polskich; w stodole spalili 9-miesięcznego Ignasia Łubiankę.

We wsi Rudniki pow. Kostopol zamordowali ponad 12 Polaków.

We wsi Sawosze pow. Luboml zamordowali kilkunastu Polaków, w tym 20-letnią dziewczynę.

W futorze Skalenica pow. Kowel zamordowali co najmniej 43 Polaków, w tym 10 osób z rodziny Zagożdżona.

W kol. Sucha Łoza pow. Kowel upowcy oraz chłopi ukraińscy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali siekierami, widłami, łopatami, nożami, piłami do cięcia drzewa 71 Polaków. „Kobietę Przewoźniak, lat ok. 70, podrzucano na widłach aż do uśmiercenia. Dzieci były zabijane uderzeniami kolby w głowę. Żonę Antoniego Siedleckiego wrzucono do studni” (Siemaszko..., s. 400).

We wsi Sztuń pow. Luboml zamordowali kilkanaście rodzin polskich, zdołała uciec tylko jedna rodzina.

We wsi Terebejki pow. Luboml Iwan Paciuk, sotnik UPA, z synem Wasylem zamordowali 5-osobową rodzinę Matyszczuków: Jan Matyszczuk lat 40 został zakłuty widłami, a następnie porżnięty na kawałki, jego żonę Janinę zadźgali widłami, a ich dzieci: Stefana lat 16, Weronikę lat 14 i Jana lat 8 – zarąbali siekierami (Siemaszko..., s. 500).

We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z sąsiednich wsi Gnojno, Mohylno i Rewuszki zamordowali około 50 Polaków, w większości kobiety i dzieci; część ofiar wrzucili do zbiornika z gnojówką; poza wsią wymordowali także Polaków w majątku Szpilbergów w Turii.

We Włodzimierzu Wołyńskim upowcy zamordowali 18-letniego Polaka.

We wsi Wola Ostrowiecka pow. Luboml upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi dokonali rzezi około 620 Polaków. Polaków spędzili na plac szkolny, opornych mordowali i wrzucali do studni. Około 40 kobiet i dzieci zaprowadzili do stodoły Jasionków, resztę zamknęli w szkole. Na oczach zgromadzonych zastrzelili kilku mężczyzn nawołujących do obrony i ucieczki. W stodole Antoniego Strażyca chłopi ukraińscy wykopali rów długości 12 metrów i szerokości 2,5 metra. Następnie, co pewien czas wyprowadzali z placu szkolnego po 5 – 10 mężczyzn do stodoły, rzekomo na badania lekarskie, aby utworzyć wspólny oddział do walki z Niemcami. Ofiarom kazali rozbierać się z ubrań i butów, oddać zegarki i złoto, a następnie podprowadzali nad wykopany w stodole rów, nad którym mordowali siekierami i toporami uderzając w tył głowy oraz przebijali widłami. Znad dołu zdołał uciec Władysław Soroka, pomimo otrzymanych 6 postrzałów. Po wymordowaniu mężczyzn oprawcy zaczęli wyprowadzać po kilka kobiet z dziećmi. Usłyszawszy samochody przejeżdżających Niemców zamknęli szkołę, w której znajdowało się około 200 kobiet, dzieci i starców, obłożyli ją słomą, oblali benzyną i podpalili. Wrzucili też przez okno do wnętrza kilka granatów. W upalny dzień szkoła spłonęła bardzo szybko. Taki sam los spotkał kobiety z dziećmi zamknięte w sąsiadującej ze szkołą stodole Jasionków. Natrafiono także na studnię wypełnioną ofiarami oraz na kobietę z dzieckiem przy piersi, przygwożdżone razem widłami do ziemi. Mienie Polaków rabowali przez cały dzień, uczestniczyły w tym kobiety i dziewczęta ukraińskie. W 1992 roku Polacy przeprowadzili ekshumacje jednej z trzech mogił. Wydobyto szczątki 243 osób, z czego 120 należało do mężczyzn. Ofiary mordowane były silnymi uderzeniami w tylną część głowy ciężkimi narzędziami: maczugami, pałkami, obuchami siekier i młotkami. Pozostałych mogił: w szkole i stodole Jasionków nie odnaleziono. „Według informacji zawartych w dokumentach Państwowego Archiwum Obwodu Wołyńskiego w Łucku, w Woli Ostrowieckiej oraz drugiej wsi polskiej (w domyśle: w Ostrówkach) zamordowanych zostało do 1500 ludzi”. (Siemaszko..., s. 513 – 521). „Noc miała się ku końcowi – świtało. I wtedy właśnie, na tle porannej zorzy, wyłonił się zwartym tłum Ukraińców, który zmierzał od ukraińskiej wsi Sokół, do również ukraińskiej wsi Przekórka. Ten manewr Ukraińców wprowadził naszą samoobronę w błąd. Odwołano alarm. Tymczasem Ukraińcy zmienili kierunek i weszli do wsi od strony, z której ich się nie spodziewano. Były to oddziały zwarte uzbrojone w broń maszynową i karabiny pochodzenia niemieckiego i radzieckiego. Zachowanie tych ludzi nie zapowiadało nic złego. Można powiedzieć, że okazywali mieszkańcom wioski dużą życzliwość, nawet dzieci częstowali cukierkami. Pamiętam, podszedł do mnie młody Ukrainiec, pogładził po głowie, zapytał jak się nazywam, ile mam lat, gdzie mieszkam, a wszystko to z życzliwym uśmiechem Rozpoczął się prawie normalny dzień życia wsi, tyle, że czuło się jakąś grozę.

Około godz. 8-mej wyznaczeni bojówkarze chodzili po wsi i wzywali mężczyzn od lat osiemnastu do sześćdziesięciu, by udali się na plac przed szkołą; sprawdzali każdy dom i zabudowania, by nikt się nie ukrył. Kiedy wszyscy mężczyźni znaleźli się na boisku szkolnym, zostali otoczeni przez uzbrojonych Ukraińców. Między godziną 10-tą a 11-tą do zebranych przemówił watażka tej ukraińskiej hordy, czyli, jak to się dzisiaj mówi dowódca oddziału ukraińskiej „powstańczej armii”. Mówił po ukraińsku. Sen wypowiedzi był następujący: Ukraińcy pragną razem z Polakami walczyć przeciw Niemcom. Oni przyszli do naszej wioski, aby dokonać naboru mężczyzn zdolnych do walki. Tych uzbroją i razem wyruszą przeciw Niemcom. Mówił to tak porywająco i przekonywująco, jak to czyni politrucy sowici, że niektórzy słuchacze uwierzyli w ich zapewnienia. Następnie powiedział, że będą brać po sześciu mężczyzn na badania lekarskie i sprawnościowe, następnie zdrowych i zdolnych umundurują, uzbroją i utworzą polski oddział, obok oddziałów ukraińskich, w celu włączenia się do walki z Niemcami, których koniec jest bliski. Tak też się stało. Co pewien czas uzbrojeni Ukraińcy odprowadzali grupę sześciu mężczyzn w nieznane nam miejsce. Teraz już wiemy, że była to dwuklepiskowa stodoła gospodarza Strażyca; że tam inna grupa Ukraińców wykopała przy stodole dwa rowy o głębokości 2 m i szerokości 2,5 m i długości 8 m. Do tej stodoły wprowadzano przyprowadzonych mężczyzn, tam ich mordowano bez użycia broni palnej, a zwłoki wrzucano do tych rowów. Kiedy odprowadzano już wszystkich mężczyzn na boisku szkolnym pozostały kobiety, dzieci i osoby w starszym wieku. Teraz już, bez żadnych skrupułów, brutalnie wtłoczono nas wszystkich do budynku szkolnego, skąd kilkunastosobowe grupy pędzono pod eskortą w nieznane nam wówczas miejsce. Mimo, że dochodziły do nas stamtąd żadne odgłosy mieliśmy już świadomość, że Ukraińcy chcą nas wszystkich wymordować. Wiedzieliśmy, że zostaniemy zamordowani i że to za chwilę nastąpi. Przygotowywaliśmy się na śmierć przez modlitwę, spowiedź składaną na ręce matki, która udzielała nam rozgrzeszenia, przez zbiorowe odmawianie różańca z prośbą do Najświętszej Marii Panny, by nam dała lekką śmierć. Było nas w tej gromadzie czworo: mama, siostra Ania –lat 16, siostra Antosia – lat 20 i ja – lat 13. Kiedy skończyliśmy odmawiać druga bolesną część świętego różańca, mama pobłogosławiła nas i dała nam święte obrazki. Ja dostałem obrazek z Aniołem Stróżem, który przeprowadza przez wąską kładkę położoną nad rwącą rzeką dwoje małych dzieci. Z nim to przeszedłem przez śmierć do życia, bym mógł teraz zdać Światu relację z tych zbrodni. Była chwila ciszy; czekaliśmy na swoją kolej, zostało nas już tylko około 100 osób: kobiet, dzieci i starców. Do stojących przy drzwiach uzbrojonych morderców podeszła jedna z kobiet – matka trojga dzieci i zwróciła się do nich z prośbą: „Patrzcie, została nas mała garstka, pozwólcie nam żyć. Spójrzcie na te dzieci, one są niewinne, ich oczy błagają o litość, miejcie więc litość dla nich”. Wtedy jeden oprawców powiedział – oczywiście po chachłacku – (w przybliżeniu): „Wy Polacy. My was wszystkich wyrżniemy, a wasze domy spalimy. Nic po was nie zostanie”. W odpowiedzi na te okrutne słowa ta kobieta rzuciła w twarz oprawcom przekleństwo: „Bądźcie przeklęci po wszystkie czasy. Niechaj krew naszych niewinnych dzieci spadnie na was, na wasze dzieci, wnuki i prawnuki”. W pewnej chwili dały się słyszeć od strony południowej wsi strzały z broni maszynowej. Pilnujący nas Ukraińcy wpadli w popłoch, wybiegli na zewnątrz, drzwi szkoły zamknęli. Zaświtała nam nadzieja, że mordercy w popłochu uciekną. Niestety przyspieszyło to tylko decyzję dokończenia zbrodniczego dzieła. Mordercy zrezygnowali z mordowania pojedynczo każdej osoby z osobna i postanowili załatwić to zbiorowo. Do izb lekcyjnych, w których byliśmy zgromadzeni, zaczęto wrzucać granaty i strzelać z pistoletów maszynowych. Już pierwsze strzały i wybuchy granatów zabiły część osób - innych poraniły. Znaleźliśmy się jak gdyby w kręgu piekielnych czeluści: jęk rannych, płacz dzieci, rozdzierający krzyk matek, huk strzałów, wreszcie dym. Zbrodniarze spod znaku tryzuba podpalili budynek szkolny. W upalny sierpniowy dzień płonął jak pochodnia; ci jeszcze żywi znaleźli się w pułapce bez wyjścia skazani na śmierć w płomieniach. Nie sposób wyrazić słowami grozy tej sytuacji, język jest tu zbyt ubogi.  Mnie śmierć jakoś omijała. Leżałem na podłodze rozpłaszczony do granic możliwości. Obok leżała sąsiadka Bohniaczka. Rozległ się kolejny huk. Granat ja rozszarpał. Jej krew i poszarpane ciało chlusnęło na mnie. Byłem w szoku, podczołgałem się do mojej siostry Ani. Potrąciłem ją. Już nie żyła. Kula u wylotu z czaszki wyrwała duży otwór. Otępiałem, straciłem poczucie rzeczywistości. Podniosłem głowę i ujrzałem leżącą i krwawiąca matkę. Jeszcze żyła. Jeszcze raz przytuliłem się do matki. Była przytomna, ofiarowała mnie Bogu i Najświętszej Marii Pannie, bo tylko cud Boski mógł mnie wyprowadzić z tych piekielnych czeluści. Mama nie mogła się poruszać, granat rozszarpał jej stopy, krwawiła, spłonęła żywcem. Nie pamiętam, jak znalazłem się w drugiej izbie lekcyjnej. Na podłodze strzępy ludzkich ciał i dużo, bardzo dużo krwi. Nie miałem już nikogo z najbliższych, zapragnąłem też umrzeć, zacząłem krztusić się dymem, pomyślałem: nałykam się dymu, uduszę i będzie koniec. Ale, gdzie tam, zakrztusiłem się raz i drugi i nic. A tymczasem zaczął płonąć strop budynku, zrobiło się ogromnie gorąco. Przeraziłem się tego ognia, lada chwila ten płonący strop mógł runąć na mnie. W ostatniej chwili wyskoczyłem przez okno. Rozległ się strzał, upadłem, poczułem silny ból, czoło zaczęło krwawić. Żar bijący od płonącego budynku zmuszał mnie do odczołgiwania się od niego. Leżałem w ogrodzie szkolnym pełnym trupów i rannych. Ciężko ranni błagali oprawców, by ich dobili. Ukraińcy z ogromną pasja pastwili się nad rannymi, kiedy na to patrzyłem chciałem wstać i krzyczeć. Strach przykuł mnie do ziemi, bałem się już nie śmierci lecz tych męczarni, jakie oni rannym zadawali. Byłem cały umazany krwią cudzą i własną. Trzykrotnie przewracali mnie i kopali, ale nie zorientowali się, że jeszcze żyję. Obok mnie leżała kobieta – Maria Jesionek, matka trojga dzieci, dwóch synów, jeden ośmio, drugi pięcioletni i niemowlę ośmiomiesięczne. Ona też wyskoczyła z płonącego budynku wraz z dziećmi tuż przede mną. Morderca ugodził ją kulą, leżała martwa na swym uduszonym niemowlęciu. Jej ośmioletni syn został też zastrzelony, ten zaś pięcioletni siedział tuż martwej matce, szarpał ją i wołał „ Mamo wstawaj, chodźmy do domu – płakał”. Podbiegł do niego Ukrainiec, przyłożył lufę karabinu do głowy i strzelił. Dzieciak przewrócił się na plecy matki, a przywarwszy do jej pleców swoje plecy, wyciągnął ręce do góry jak w modlitwie. Był to dla mnie koszmar, który tkwi we mnie po dzień dzisiejszy. Dochodziły mnie też inne głosy z różnych stron wioski. To towarzysząca ukraińskiej „powstańczej armii” tłuszcza wdarła się do opustoszałych domów i zabudowań i rabowała wszystko, co tylko było w obejściu, a kiedy już wszystko zagrabili podpalili domy i zabudowania.  Leżałem nieruchomo we krwi. Z płonącego budynku buchał okropny żar, czułem, że moje nogi są płonącymi głowniami. Czułem, że muszę odczołgać się dalej od buchającego żaru. Poruszyłem się. Padł strzał i poczułem dotkliwy ból w okolicach kręgów lędźwiowych. Pomyślałem, że to już koniec. Dla zlokalizowania źródła bólu lekko się poruszyłem, okazało się ani krzyż, ani brzuch nie były uszkodzone. A więc żyję! Mój Boże! Leżałem, nadal udawałem martwego, czekałem. Zwolna cichły głosy zwycięskich „żołnierzy” UPA. Słońce chyliło się ku zachodowi. Podniosłem głowę. Nikogo nie było w pobliżu. Tylko ja – żywy pośród zmarłych. Dźwignąłem się z trudem stanąłem na oparzonych stopach. Zdjąłem przesiąkniętą krwią koszulę, podarłem ją na onuce i zawinąłem nimi obolałe stopy. Ze zgrozą obejrzałem leżące tam zmasakrowane trupy. Tuż na styku palącego się budynku a ogródka rozpoznałem głowę moje starszej siostry Antoniny, tułów został spalony na węgiel. Niczego już nie czułem, prócz bólu stóp i ogromnego pragnienia. Powlokłem się do pobliskiej studni z żurawiem, chciałem zaczerpnąć wody. O zgrozo. Studnia była pełna trupów. Coś mnie przykuwało do tego miejsca zbrodni. Nie mogłem się ruszyć. Stałem tak ogarnięty zgrozą i rozpaczą, nie mogłem tego pojąć i do dziś pojąć nie mogę, jak ci ludzie mogli dokonać tak okrutnej zbrodni?” (Henryk Kloc: Najtragiczniejsze chwile mojego życia. Na Rubieży Nr 2/1993). „Nazywam się Marianna Soroka. Urodziłam się 8 września 1908 roku we wsi Wola Ostrowiecka, powiat Lubomi, woj., Wołyń w rodzinie chłopskiej. W roku 1943 byłam matką pięciorga dzieci: Stanisława – lat 15; Edwarda – lat 12; Janka – lat 10; Leona –lat 6 i Józefa 1,5 roku. Mój mąż Stanisław był rolnikiem 8-hektarowego gospodarstwa rolnego. Żyło się nam chociaż ubogo, ale spokojnie i szczęśliwie. /.../  Nadszedł zwykły dzień, poniedziałek 30 sierpnia 1943 roku.. Tymczasem Ukraińcy – mordercy nie zapędzili nas na szkolny plac, lecz do stodoły sąsiada i tam nas zamknęli. Spośród nas wybierali mężczyzn i pędzili pod eskortą. A kiedy już nie stało mężczyzn, zabierali kobiety i dzieci i pędzili pod eskortą uzbrojonych bandytów w nieznanym kierunku. Nie wiem o której godzinie, ale było to chyba grubo po południu, rozległy się strzały z broni maszynowej od strony południowej wsi Wola Ostrowiecka.  Wśród Ukraińców powstał popłoch. Już nie wyprowadzali ze stodoły grupki kobiet i dzieci, ale zaczęli strzelać do zebranych w stodole. Powstała panika wśród zebranych w stodole. Wielu zginęło od pierwszych strzałów. Trójka moich dzieci: Stanisława, Janek i Leon, została zabita przez Ukraińców-morderców. Ja zaś ze swoim najmłodszym synkiem na ręku wybiegłam ze stodoły. Biegłam, biegłam. Usłyszałam huk i w tym samym czasie okropny krzyk mojego dziecka Józia. Upadłam trzymając dzieciaka na ręku. Poczułam ból w ramieniu lewej ręki. Krew sączyła się z rany. Kula dum-dum przeszyła mięsień i kość ramienia lewej ręki. Nie zdawałam sobie sprawy, czy mój syn Józio żyje, czy tez nie. Byłam bardzo osłabiona z upływu krwi. Nie pamiętam ile trwało to omdlenie. Wkrótce poczułam pragnienie, więc zaczęłam się czołgać. Na moje szczęście pojawi się cudem ocalały brat mojego męża Aleksander Soroka. On to przyniósł mi wody, która ugasiłam moje pragnienie. Lecz wkrótce znów straciłam przytomność. Obudził mnie z omdlenia właśnie szwagier Aleksander. Poprosiłam Aleksandra, aby poszedł do mojego mieszkania, wziął prześcieradło i pociął na bandaże i owiną moja ranę. Wkrótce Soroka Aleksander przyniósł płótno-prześcieradło i naftę. Naftą wydezynfekował ranę i owinął czystym płótnem. Poczułam ulgę. Postanowiłam dowlec się do swojego domu, by tam umrzeć. Cóż mi pozostało. Ci, których kochałam najbardziej odeszli na zawsze. Chciałam się z nimi połączyć tam, na drugim Świecie, u pana Boga....” (Marianna Soroka: Polska Niobe. Na Rubieży nr. 3/1993).

W kol. Wólka Swojczowska pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 74-letnią Polkę.

W kol. Zamostecze pow. Luboml upowcy zamordowali co najmniej 40 Polaków. „Tragicznego poniedziałku do dziś nie może zapomnieć Stanisława Grzywna, która w czasie napadu miała 14 lat. Zanim uciekła, słyszała rozdzierające krzyki dochodzące z oddalonego o blisko 150 metrów gospodarstwa przynależącego już do sąsiedniej wsi o nazwie Zamostecze, do której wtargnęli banderowcy. Mieszkała tam rodzina z dziesięciorgiem małych dzieci. – Te przeraźliwe krzyki to nie mogło być nic innego, jak mordowanie tych dzieci – uważa pani Stanisława, do dziś nie mogąc usunąć z pamięci koszmaru” (http://dziennik.artystyczny-margines.pl/zbrodnie-sniace-sie-po-nocach-zaglada-wsi-jankowce)

 

"29 i 30 sierpnia ja wraz z oddziałem w sile 700 uzbrojonych ludzi, zgodnie z rozkazem dowódcy Okręgu Wojskowego "Ołeha", totalnie wyrżnąłem całą polską ludność na terenie rejonów hołobskiego, kowelskiego, siedleszczańskiego, mackiewskiego i lubomelskiego, dokonałem grabieży całego majątku ruchomego i spaliłem jej mienie nieruchome. W sumie w tych rejonach w ciągu 29 i 30 sierpnia 1943 roku powyrzynałem i powystrzeliwałem ponad 15 tys. spokojnych mieszkańców, wśród których byli starcy, kobiety i dzieci. Dokonaliśmy tego w sposób następujący: Po spędzeniu co do jednego wszystkich mieszkańców do jednego miejsca, otaczaliśmy ich i zaczynaliśmy rzeź. Następnie, gdy już nie zostało ani jednego żywego człowieka, kopaliśmy głębokie jamy, wrzucaliśmy w nie wszystkie trupy, zasypywaliśmy ziemią i, aby ukryć ślady, zapalaliśmy ogromne ogniska i szliśmy dalej. W ten sposób przechodziliśmy od wsi do wsi, aż zniszczyliśmy całą ludność - ponad 15 tys. ludzi" (Wyciąg z  z protokołu przesłuchania Jurija Stelmaszczuka "Rudego", jednego z dowódców UPA na Wołyniu z 28 lutego 1945.. Za: "Geneza nacjonalizmu ukraińskiego - odmiany faszyzmu europejskiego, "Na Rubieży", nr 68 /2003).

W nocy z 30 na 31 sierpnia 1943 roku:

W kol. Fundum pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali wszystkich Polaków, którzy pozostali na kolonii, w tym 5-osobową rodzinę.

31 sierpnia 1943 roku:

W kol. Elizawetpol pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 30 Polaków, całe rodziny. W kol. Fiodorpol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 69 Polaków, głownie kobiety i dzieci. 20-letnią Genowefę Bałakowską oraz jej 22-letnią koleżankę o nazwisku Jączek „powstańcy ukraińscy” najpierw zgwałcili, następnie przywiązali nagie do krzeseł, wydłubali im oczy i poderżnęli skórę wokół szyi. Zamordowali także 17-letnią siostrę Genowefy, Alfredę oraz 15-letnią dziewczynkę o nazwisku Jączek.  (Siemaszko..., s. 917 – 918).

W kol. Jasiniec pow. Horochów widłami, siekierami, łopatami itp. zamordowali 26 Polaków. 25-letnią Kazimierę Karaniewicz wtłoczyli pod uniesioną podwalinę dębową, po czym została ona zgnieciona. Widłami zakłuli 30-letnią Władysławę Bielecką, 44-letniego Jana Kiciaka i jego córki: 15-letnią Irenę (wcześniej uratowała się z napadu na kościół w Kisielinie) oraz 12-letnią Paulinę.

W kol. Marianpol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 23 Polaków, w tym całe rodziny.

W kol. Mikołajówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 31 Polaków; 2 rodziny 8-osobowe mające po 6 dzieci. Rozalia Noworolska lat 20, ponieważ broniła się przed gwałtem została zakopana żywcem w ziemi, zamordowali także jej 16-letnią siostrę Annę. 50-letnią Mariannę Stasilewicz oraz jej 14-letnią wnuczkę Jadwigę Dobrowolską zarąbali siekierą na podwórku, natomiast jej córkę 19-letnią Marię Stasilewicz postrzelili, pokłuli widłami i zakopali żywcem. Rozkaz zabicia Stasilewiczów otrzymał Jaszko Bondaruk, ale odmówił, uzasadniając: „Zabiłem już 45 osób, a Stasilewiczowej nie zabiję”, wobec czego mordu dokonał inny „partyzant ukraiński”.(Siemaszko..., s. 926). „Moja siostra Antonina, wyszła za mąż na Mikołajówkę za Grzegorza Sałamacha. Gdy doszło do strasznych rzezi na Wołyniu w 1943 r., moja siostra Antonina prawdopodobnie została zamordowana, a wraz z nią jej dwie córeczki: Helena lat 12 i młodsza Stanisława lat ok. 10. Słyszałam od ludzi, że jej mąż Grzegorz uratował się i uciekł do Polski” (Maria Roch, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl )

W kol. Przebraże pow. Łuck nastąpił silny atak upowców odparty przez polską samoobronę przy pomocy partyzantów sowieckich płk  Nikołaja Prokopiuka.

We wsi Swojczów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy o świcie dokonali napadu mordując co najmniej 96 Polaków; obrabowali polskie zagrody oraz zwłoki pomordowanych (zegarki, złote obrączki itp.). Józefa Rusieckiego i jego ciotecznego brata zastrzelił ich sąsiad Ukrainiec, zabrawszy im wpierw złote obrączki, zegarek i złote pięciorublówki (zwane „świnkami”), a na pytanie jak ma sumienie jako sąsiad ich zabijać, powiedział, że „Ja teraz dla was nie sąsiad”. Ukraińcy zniszczyli też przy pomocy dynamitu kościół parafialny pw. Narodzenia NMP z 1797 roku. Pierwsze dwie próby były nieudane, dopiero, gdy na uwagę jednego Ukraińca z ołtarza usunięty został cudami słynący obraz Matki Boskiej Swojczowskiej, trzecia próba spowodowała zniszczenie kościoła (Siemaszko..., s. 935 – 938). Inni:  w kościele dokonali rzezi zgromadzonych osób. „Stog siana, w którym nas ukryli, stał zaraz za zabudowaniem, dlatego dobrze słyszałam, jak ‘ryzuny’ wpadli do domu, wyciągnęli Skosalasową i przebili ją bagnetem. Trzymali ją tak nadzianą na ostrze, aż skonała, a jej przeraźliwy krzyk do dziś dzwięczy mi w uszach. Jeszcze jakby dziś słyszę jej rozpaczliwe wołanie: ‘Zabijcie mnie już, a nie męczcie!’. Jej męża Skosalasa zarąbali siekierą w domu. Rzeź mieszkańców naszej wsi trwała całą noc i następny dzień, w tym czasie dochodziły do nas ogromne jęki mordowanych, męczonych i pokaleczonych ludzi, które mieszały się z różnymi wyzwiskami oprawców i innymi krzykami. Wieczorem Katia przysłała małą Haluszkę do stogu, niby to po siano dla bydła, a Haluszka przyniosła chleb i wodę. Trwało to kilka dni, ale dalsze ukrywanie nas było niemożliwe, ponieważ bandyci kłuli widłami stogi z sianem, wciąż szukając ukrywających się. Na szczęście my byliśmy ukryci dość głęboko i znów ocaleliśmy od pewnej śmierci. Jednak i to nie gwarantowało przeżycia, gdyż bandery podejrzane stogi palili, palili także całe polskie zabudowania.” Miała ciocia szczęście, że spotkała Ukraińców z ludzkim sercem. Zaczęli ją chować po zabudowaniach ukraińskich, aż do chwili kiedy to rezuni upewnili się, że: „Teper nie ma Lachiw!”. Przechowywali tak ciocię Zosię Hasiak z synkiem Rysiem, w piwnicach, na strychach, przebierali ją za Ukrainkę, zawsze była w chustce, głęboko zakrywając twarz, w bluzce, spódnicy i obowiązkowo z zapaską (fartuchem). Ciocia umiała mówić po ukraińsku, Rysiek nie umiał, więc udawał niemowę. Katia opowiadała, że przywiozła swoją kuzynkę Ukrainkę znad ruskiej granicy i dodawała znacząco: „Może to budit niwistka dla Laszuka.”. A miało to sens, gdyż ojciec Haluszki był wdowcem.  Tak się stało, że postawili maszyny do szycia u Laszuka i tam przychodzili Ukraińcy, przynosząc ubrania zdobyte na Polakach, by im sprawnie przerabiać. Ciocia mi się wtedy z bólem zwierzała: „Szyłam z musu i często poznawałam, czyje są rzeczy, a gdy przynieśli kostium twojej babci Karoliny Rusieckiej, która mi w tych ciężkich czasach dużo pomogła, zaczęłam mimowolnie drżeć i cała trząść się. Ukrainka pyta mnie na to: ‘ Soniu co tobie? ’ . Bałam się i spiesznie odpowiedziałam: ‘Chora jestem i nie mogę tego zrobić.’”. Podczas tej naszej rozmowy stanęły jej też, przed oczyma różne przechwałki, jak to oni rezuni mordowali Polaków. Dla przykładu raz była w ukryciu za dużym piecem i słyszała, jak Ukrainiec Wołodia mówił: „Przybiegła do mnie moja sąsiadka, koleżanka do której zachodziłem czasem, wołając, błagając: ‘Wołodia ratuj!’, a za nią wpada druga dziewczyna, też Polka. A ja, jak chwycę je w ręce i głowami trzasnę jedna o drugą, to tylko krew się rozbryzła i po nich koniec.”.  Opowiadali także rezuny, jak to małe dzieci zabijali i wyrzucali na śmietnisko, zasypując je byle czym, aby było mniej grzebania w ziemi. Innym razem przechwalali się jak to mordował i czym i z jakim skutkiem. Usłyszała jak zamordowali mojego dziadka Karola Rusieckiego, który po kilku dniach wyszedł z ukrycia, przyszedł na podwórze Jędrycha Rusieckiego. Mówiła mi tak: „Naśmiewali się z Karola, że żal mu było ‘chodoby’, aby czasem nie popalili zwierząt, tymczasem oni wszystko wypędzili z obory, a potem szukali zakopanych rzeczy i kosztowności. Kiedy go zobaczyli, zaraz pochwycili i bardzo się nad nim znęcali, tak okrutnie, aż dziadek nie wytrzymał i wyjawił im miejsce ukrytych rzeczy. Na te przechwałki wszedł inny ryzun, który nazywał się Korczak, a słysząc o czym tak raźno rozprawiają, mówi: „Patrzę, a to Rusieckiego Karola biją, a ja jak nie doskoczu i nie bachnę mu w brzuch, tak przeciąłem go na pół, tylko bebechy wypłynęły. Następnie wrzuciliśmy go do wody do sadzawki.” Ciocia mówiła, że słuchając tego wyobrażała sobie, że Korczak przeciął dziadka dużym nożem, skoro przechwalał się: „Zaszlachtowałem go!”. Posłyszała także i to, że moją babcię Karolinę Rusiecką zastrzelili, gdy była w ogrodzie, tam też została pochowana pod drzewem. Ciocia zwierzała mi się dalej serdecznie: „Ja to tylko gorąco modliłam się o śmierć, dla mnie i dla Rysia przez zastrzelenie, nawet nie przypuszczałam, że przeżyję 8,5 miesiąca w takim stresie i w takich warunkach.”. (Sławomir Tomasz Roch: Rzeź mieszkańców naszej wsi Swojczów trwała całą noc i następny dzień; w:   http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/rzez-mieszkancow-naszej-wsi-swojczow-trwala-cala-noc-i-nastepny-dzien ).

W kol. Swojczówka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilka rodzin polskich.

W kol. Wandywola pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znanych jest 14 ofiar.

W kol. Wólka Swojczowska pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków w tym matkę z 2 dorosłymi córkami oraz 2 dzieci.

W kol. Zarudle pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 rodziny polskie, które powróciły do swoich gospodarstw: rodziców z córkami lat 12 – 15 oraz rodziców z córkami lat 7 i 12; ofiar prawdopodobnie było więcej.

W kol. Zasmyki pow. Kowel w walce z UPA zginął 17-letni Stanisław Zarębiński.

Od marca do sierpnia 1943 roku:

We wsi Witonierz pow. Łuck miejscowi Ukraińcy zamordowali około 50 Polaków, którzy przechodzili przez wieś do innych miejscowości.

W lipcu lub sierpniu 1943 roku:

W miejscowości Białokrynica pow. Krzemieniec został zamordowany przez Ukraińców nauczyciel leśnictwa w Średniej Szkole Rolniczo-Leśnej Jerzy Brynych  (Orłowski..., jw.).

We wsi Bystrzyca pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 1 Polaka podczas żniw.

We wsi Doroginicze pow. Horochów zamordowali 3 Polaków, w tym 2 kobiety.

W mieście Łuck w lipcu lub sierpniu 1943 r. został aresztowany na podstawie zeznań agenta Ukraińca Bołdyńskiego, jakoby był „prezesem organizacji wojskowej” i ślad po nim zaginął, inż. leśnik Baczyński  (Orłowski..., jw.).

We wsi Rewuszki pow. Kowel zamordowali 82-letnią Polkę.

We wsi Szpikołosy pow. Krzemieniec zamordowali 2 Polki pracujące na polu.

We wsi Szumbar pow. Krzemieniec zamordowali 1 Polaka.

W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński upowcy  zamordowali 15-letnią Janinę Okoń,  natomiast w okolicy miasteczka  m.in. 70-letniego Leona Zubka oraz jego córki: 24-letnią Janinę i 20-letnią Jadwigę, a 3-letni syn Jadwigi Józef zmarł z głodu pełzając po zwłokach zamordowanych i wołając „mamo, mamo” (Siemaszko..., s. 960).

W miejscowości koło Włodzimierza Wołyńskiego upowcy zamordowali córeczkę szewca Piotra Czury, który z żoną uciekł w bieliźnie; uratował się ich syn w kołysce, którego wychował sołtys, Ukrainiec, nie zmieniając mu nazwiska. Przypadkowo spotkał on, już jako oficer Armii Czerwonej, swojego ojca, już staruszka  w Pile (Siemaszko..., s. 960 – 961).

We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński VII lub VIII 1943 został zamordowany wraz z rodziną przez UPA gajowy Czereniuk. Pogrzebano ich przy gajówce, gdzie nad wykopanym dołem po torturach dobijano siekierami innych złapanych Polaków. (Orłowski..., jw.).

W kol. Zamosty pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 4-osobową rodzinę polską z 9-letnim synem i 17-letnią córką.

We wsi Zarudzie pow. Krzemieniec zamordowali 62-letniego Polaka.

W lipcu i sierpniu 1943 roku:

Na polach majątku Nowy Dwór pow. Kowel upowcy wyłapywali Polaków uciekających do Zasmyk i w lesie mordowali ich; około 50 Polaków.

W kolonii Władysławówka pow. Włodzimierz Wołyński: „Banderowcy zaczęli łapać mężczyzn i furmankami wywozili do swej siedziby, znajdującej się w lesie Świnarzyńskim, a stamtąd już nikt nie powracał. Pewnego dnia wzięli mojego kolegę Bolesława Liperta. Wieźli drogą przy naszym domu, mijając nas ze łzami w oczach pokiwał ręką na pożegnanie. Wieczorem tegoż dnia przyszedł do mnie mój cioteczny brat Tadeusz Sztafij z propozycją, abym z nim uciekał do miasta. Nie wyraziłem zgody, gdyż nie chciałem oddalać się od rodziny. Na drugi dzień Tadeusz wraz ze swym ojcem i sąsiadem Buczkiem udali się do Włodzimierza, niestety w drodze do miasta zostali złapani i zamordowani przez banderowców” (Zdzisław Schab, w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl ).

W sierpniu (świadkowie nie podali dnia) 1943 roku:
We wsi Aleksandria pow. Równe: W 1940 roku władze sowieckie przesiedliły ludność polska z Krasiczyna oraz ze wsi Śliwnica and Krasiczyn pow. Przemyśl do Aleksandrii pow. Równe. Razem z nimi przesiedlony został unicki ksiądz o nazwisku Baka, z żoną i córką. Ponieważ nie było tam księdza rzymskokatolickiego, na prośbę Polaków zgodził się dla nich odprawiać oddzielne Msze św. w miejscowym kościele rzymskokatolickim. W sierpniu 1943 roku, podczas napadu bandy UPA, został zamordowany przy ołtarzu, podczas odprawiania Mszy Świętej. Razem z nim zginęło wielu obecnych w kościele Polaków. Tego dnia została zamordowana również żona i córka ukraińskiego księdza (Siekierka..., s. 726; lwowskie).
W kol. Aleksandrówka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 8 Polaków.
W kol. Aleksandrówka – Holendry pow. Kowel zamordowali 4 Polaków: żywcem zakopali poranioną babkę razem 3 zamordowanych wnucząt.
W kol. Antolin pow. Kostopol Ukrainiec nie chciał zamordować swojej żony Polki, za co upowcy zamordowali całą tą rodzinę.
W kol. Adamówka pow. Łuck w walce z UPA poległ 1 Polak.
W kol. Antonówka gmina Rożyszcze pow. Łuck upowcy zamordowali 2 Polki: Wiktorię Gągalską i jej 6-letnią córkę Halinę. Los pozostałych Polaków nie jest znany. „Gągalska była przekonana, że na samotną kobietę z dzieckiem nikt nie będzie napadał” (Siemaszko..., s. 605).
W kol. Antonówka Szepelska pow. Łuck policjanci ukraińscy zastrzelili 6 Polaków w wieku 18-24 lat.
We wsi Artasów pow. Zdołbunów upowcy zamordowali 2 starsze Polki.
W uroczysku lub futorze Astrachanka pow. Kostopol w drugiej połowie sierpnia zamordowali około 15 Polaków. „Jednej z ofiar, Florianowi Dziombowskiemu upowcy zawiązali pętlę z drutu na szyi i ciągnęli za koniem” (Siemaszko..., s. 243).
We wsi Barmaki pow. Równe. kolumna uciekinierów z miasteczka Aleksandria uciekająca do miasta Równe wpadła w wąwozie w Burmakach w zasadzkę upowską. „Powstańcy ukraińscy” dokonali masakry przy pomocy siekier, wideł, noży – około 50 Polaków.
W majątku Berezołupy Małe pow. Łuck zamordowali 4 Polaków, w tym 3-osobową rodzinę.
W kol. Bereźniaki pow. Kostopol zamordowali kilka rodzin polskich.
W miasteczku Białozurka pow. Krzemieniec w pierwszych dniach sierpnia Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym matkę z córką i teściową, oraz Ukrainkę, która miała dziecko z Polakiem, a w następnych dniach sierpnia dalszych 19 Polaków.
We wsi Binduga pow. Luboml zamordowali 4 Polaków.
We wsi Bojarka pow. Dubno zamordowali 20 Polaków.
W kol. Boratyn Czeski pow. Łuck zamordowali 10 Polaków, którzy przywieźli tutaj zboże do młyna.
We wsi Boratyn Duży pow. Łuck obrabowali polskie gospodarstwa i zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
W kol. Borek pow. Kostopol w pierwszych dniach sierpnia zamordowali 2 Polaków: 69-letnią babcię z 6-letnią wnuczką.
We wsi Boroczyce pow. Horochów spalili w stodole 1 Polaka.
W majątku Boruchów pow. Łuck upowcy (byli policjanci ukraińscy) zamordowali 8 Polaków podczas żniw, w tym 4-osobową rodzinę i ciała ofiar wrzucili do studni.
We wsi Busk pow. Kamionka Strumiłowa został zbity  Zabuski Jan. (Kubów..., jw.).
W kol. Bystraki pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 2 Polaków.
We wsi Byteń pow. Kowel Ukrainiec zastrzelił 54-letniego Polaka.
W kol. Cegielnia pow. Kowel znalezione zostały mogiły kilkunastu zamordowanych Polaków.
We wsi Chinocze pow. Sarny trzech miejscowych upowców zarąbało siekierami 9 Polaków (dwie rodziny), oraz nie ustaloną liczbę innych Polaków.
We wsi Chmielów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znane jest 11 ofiar, w tym 6-osobowa rodzina o nazwisku Demuś z 4 dzieci: 7-letniej Janinie odrąbali siekierą głowę na pieńku, 11-letniego Witolda i 13-letniego Stanisława zarąbali siekierami, 16-letniego Kazimierza zatłukli kołkiem, ich matkę zadźgali bagnetem (Siemaszko..., s. 858).
W majątku Chorochorysk pow. Łuck zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków pracujących przy żniwach.
W osadzie Chrobrów pow. Łuck bestialsko zamordowali Polkę będącą w ostatnim miesiącu ciąży.
We wsi Cygany pow. Borszczów uprowadzili do lasu 3 Polaków (w tym kobietę), którzy zaginęli bez śladu.
We wsi Czernelica pow. Horodenka zamordowali Polaka, leśniczego.
W kol. Czesnówka pow. Horochów zamordowali kilka rodzin polskich.
We wsi Dańczymost pow. Kostopol zamordowali 2 Polki: matkę z 24-letnią córką.
W miasteczku Delatyn pow. Nadwórna zamordowali 11 Polaków.
W kol. Demetianówka pow. Kowel zamordowali 2 Polaków.
We wsi Druchowa pow. Kostopol zamordowali 7 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę.
We wsi Dryszczów pow. Brzeżany został zamordowany przez Ukraińców Rajter Stefan lat 19.
We wsi Dubiszcze pow. Łuck 30-tu „partyzantów ukraińskich” za pomocą siekier zarąbało rodzinę leśniczego Krępskiego, przy czym jego żonę przed śmiercią zgwałcili i obcięli jej piersi. Patrz: „W sierpniu 1943 roku w leśniczówce Grobelki”.
We wsi Dubniki pow. Włodzimierz Wołyński policjant ukraiński zastrzelił swoją matkę, Polkę.
We wsi Dyweń pow. Równe Ukraińcy zatłukli kijami mieszkańca kolonii Woronucha, który uciekał do miasteczka Międzyrzec.
We wsi Dziedziłów pow. Kamionka Strumiłowa: „Mój dziadek Jan Pszon zastał zamordowany 1943 r (prawdopodobnie w sierpniu, wg opowiadania mojego ojca był to początek żniw) we własnym domu w Dziedziłowie woj. Tarnopolskie . Świadkowie tego zdarzenia jeszcze żyją i chętnie udzielą wszelkich informacji” (J. P.; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). H. Komański, Sz. Siekierka na s. 208, tarnopolskie, nie podają żadnego mordu w tej wsi w 1943 roku, natomiast w drugiej połowie kwietnia 1944 roku bojówki UPA, także z sąsiednich wsi, rabowały polskie zagrody, niszczyły je i paliły oraz zamordowały 50 Polaków, NN.
W kol. Grabina pow. Włodzimierz Wołyński na początku sierpnia upowcy  spalili żywcem w chacie kilka rodzin cygańskich, około 24 osoby.
W leśniczówce Grobelki pow. Łuck: „Ze wsi Dubiszcze w sierpniu 1943 r. do leśniczówki ordynacji radziwiłłowskiej - Grobelki oddalonej ok. 1 km od Kolonii Grobelki przyszło około 30 Ukraińców niby po wypłatę. Otoczyli budynek. Za pomocą siekier zamordowali rodzinę leśniczego Władysława Krepskiego, przy czym siostrę jego, ciężarną Janinę Krepską –Rodak znaleźli ukrytą w pasiece, najpierw zgwałcili następnie obcięli piersi i przybili do drzwi stajni. Zamordowano także jej męża Jana Rodaka, starszego wachmistrza 8 Szwadronu Pionierów w Równem. Był on jednym z założycieli ZWZ-AK na tym terenie. Piętnastoletniego wówczas brata Stefana Krepskiego związano drutem kolczastym i spalono w ognisku. Zabito także jego ojca Jana, weterynarza ze stadniny Potockich oraz furmana Cypriana Mroza (Moroza), który był ojcem mojej teściowej. Zastrzelono gajowego Stanisława Kamińskiego, a jego sześcioletnią córkę Teresę zasztyletowano. Wszyscy byli torturowani przez banderowców szukających broni. Szef bandy Waśko Lebied z jeszcze jednym oprawcą prowadził leśniczego do stajni, gdzie miała być ukryta broń. Visa miał leśniczy za cholewą buta i wyciągnął go. Zranionemu siekierą i kulą Krepskimu udała się ucieczka, w trakcie której zastrzelił jednego z napastników...właśnie Lebedia. Bernarda Majewska go znała, bo chodzili razem do szkoły, była świadkiem tej masakry, wykorzystała moment zamieszania uciekła także. Kiedy zabrano jej ojca na przesłuchanie postanowiła uciekać, nagle zjawił się pięcioletni syn Rysio, szepnęła mu tylko, żeby uciekał co sił. W czasie tej ucieczki chłopiec został przekłuty bagnetem, a zwłoki jego zostały wrzucone do sadzawki. Była też świadkiem jak wrzucano do studni dwie dziewczynki, a ich matkę Marię Zbróg zmuszono do oglądania tej sceny, po czym zamordowano ją. Jedna z dziewczynek miała na imię Hela, a druga Stasia, młodsza miała 5 lat, zamordowano wówczas co najmniej 26 osób. Leśniczówkę Grobelki spalono, a powracający z pracy w Ordynacji brat leśniczego Tadeusz powrócił do Ołyki. Teściowa została ranna w rękę kulą barbarzyńcy i kiedy pewna, że już utraciła bliskich, zobaczyła grupkę ludzi z kolonii i wśród nich swoją córkę Rozalię. Razem dotarły do Ołyki a potem do ordynacji ks. Janusza Radziwiłła; tam opowiedziała o tym zebranym ludziom m.in. Tadeuszowi Krepskiemu. Moja teściowa z córką dotarły później do Łucka, a tam opatrzył ja niemiecki lekarz, którego wkrótce Ukraińcy zamordowali. W Łucku spotkała przypadkowo Żydówkę, która również uciekła z pogromu w leśniczówce. Znała ją tylko z widzenia, wiedziała, że pochodzi z Warszawy i znalazła schronienie u wdowca Mierzwińskiego w kolonii Grobelki. W Łucku mówiła, że pracuje w urzędzie zwanym „generalny komisariat” i obiecała odwiedziny, ale nigdy się nie pojawiła. Rok wcześniej zamordowano tam spokrewnioną z rodziną matki teściowej Michalinę Kownacką – Słodkowską. Opisywane wydarzenie mogło mieć miejsce miesiąc wcześniej, czyli w lipcu, bo synek nie miał ukończonych pięciu lat, a ukończyłby je w sierpniu. Teściowa z ojcem i swoimi dziećmi mieszkała w budynku gajówki w sąsiedztwie Kamińskich, Zbrogów” (www. dziennik.pl., forum dyskusyjne, 6.02.2009; www. Panorama Leszczyńska). W. i E. Siemaszko na s. 580 podają, że ww. napad miał miejsce w sierpniu 1943 roku we wsi Dubiszcze, na nadleśnictwo, gdzie mieszkała rodzina polska leśniczego Stanisława Krępskiego. Zgwałcili, obcięli piersi i zarąbali siekierą jego żonę, a Krępskiemu zranionemu siekierą udała się ucieczka, w trakcie której zabił jednego z napastników. Podają liczbę ofiar -  „1 Polka”. Na s. 581 podają, że w kwietniu 1943 roku w nadleśnictwie Grobelki zamordowanych zostało 26 osób; imiennie wymieniają 4 ofiary.
W kol. Grudy pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 2 małżeństwa polskie.
We wsi Gruszówka pow. Kowel zamordowali 9 Polaków: kobiety i dzieci jadące do Zasmyk; 9-letniego chłopca zadusili paskiem, jego matkę zakłuli bagnetami.
We wsi Hanaczów pow. Przemyślany zamordowali 1 Polaka.
W kol. Helenówka Gnojeńska pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 10 Polaków.
We wsi Hruszówka pow. Kostopol zamordowali 4-osobową rodzinę polską.
We wsi Hubin pow. Łuck zastrzelili 2 Polaków podczas ewakuacji polskiej rodziny z Sienkiewiczówki.
We wsi Huta Szczerzecka pow. Lwów policjanci ukraińscy aresztowali 1 Polkę, która zaginęła bez wieści.
W kol. Iwanówka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 5 Polaków.
W osadzie Jagiellonów pow. Łuck wrzucili do studni 1 Polaka.
W futorze Jamna pow. Horochów w niedzielę zamordowali 14 Polaków.
W kol. Janów pow. Horochów zamordowali Polkę, żonę Ukraińca.
We wsi Jaremcze pow. Nadwórna policjanci ukraińscy zamordowali 2 Polaków.
W kol. Jasionówka pow. Horochów Ukraińcy pobili, związali drutem i wrzucili do studni Polaka, który przyjechał do swojego domu.
W kol. Julianówka pow. Dubno zamordowali 7 Polaków.
We wsi Kadłubiska pow. Brody została zamordowana przez Ukraińców 6-osobowa rodzina Grzelaków  (Kubów..., jw.).
We wsi Kamienna Góra pow. Równe po rzezi wsi Lipniki w maju 1943 roku Polacy opuścili wieś. W sierpniu, za namową sąsiadów Ukraińców, którzy gwarantowali im bezpieczeństwo, do swoich gospodarstw powróciły 4 rodziny polskie. Dokonali żniw i gdy zboże stało już w snopkach, ci sami sąsiedzi Ukraińcy pewnego ranka wszystkich Polaków przebywających we wsi powiązali drutem kolczastym i zawieźli na trzęsawisko pod kolonię Lubomirka Stara. Tam zadźgali nożami i bagnetami 11 osób, a następnie wdeptali ciała w bagno. „Kiedy żniwa dobiegły końca /.../, sąsiedzi Ukraińcy w biały dzień powiązali wszystkich kolczastym drutem, ręce w tył i wyprowadzili w bagno (trzęsawisko pod Starą Lubomirką) i tam dokonany został mord przez rzeź. /.../ Kiedy zapędzono wszystkich na to trzęsawisko, zaczęto nożami i bagnetami dźgać poszczególne osoby. Kiedy, widząc to, Drzewiecki Antoni poprosił słowami „Chłopcy zastrzelcie mnie”, otrzymał odpowiedź taką: „Zabut to poczotnaja smert, my tobi pokarzem, jaka ukrajinśka smert” (Zapomnij o tej zaszczytnej śmierci, my tobie pokażemy, jaka jest ukraińska smierć”). I w tym momencie nadział na bagnet jego wnuczka, a syna 2-letniego Sawickiej Zofii, podniósł do góry i kręcąc w kółko, powiedział: „Dywysia Lasze jak ukraina plasze”(powinno być: „Dywyś lasze, jak Ukrajina plasze”, czyli: „Zobacz Polaku, jak Ukraina płaci (mści się)”). Następnie zabrali się do Drzewieckiego, mordując go, następnie chodzili po trupach, wgniatając w błoto, a było 11 osób. W ten sam sposób była mordowana Sawicka Zofia – otrzymała 16 ran kłutych i została wdeptana w bagno, a że żadna z ran nie była śmiertelna, wdeptana w błoto odzyskała przytomność i jakoś przy związanych rękach wygrzebała się. /.../ Była godzina 14, kiedy Niemiec, pilnujący robotników wycinających las, przez lornetkę zobaczył w odległości jakieś 200 m postać idącej tejże Zofii Sawickiej, nazwanej przez Niemca „czuczuo”. Zawołał on do siebie dwóch robotników Polaków i pokazał pytając, co to idzie? Powiedział, że będzie strzelał. Polak Maik, umiejący rozmawiać po niemiecku, zabronił i pobiegł w stronę idącej, dobiegając do niej – upadła, utraciwszy ponownie przytomność. Przyniesiona została do wspomnianego Niemca, który wysłał gońca, aby przybyło pogotowie kolejowe z Równego. Widok mordowanej widziałem na własne oczy, ten widok przy każdym wspomnieniu stoi mi przed oczami: ciało – to błoto, rany i krew, widok okropny. /.../ Dwumiesięczny pobyt w szpitalu ocalił życie, ale ślad pozostał na całe życie: zniekształcenie mowy”. (Tadeusza Loba, w: Siemaszko...., s. 1201 – 1202). Ponadto zamordowali 3 Polaków podczas zbioru żniw, w tym dwie kobiety, jedna z nich miała 20 lat.
W kolonii Kapitaniuki gromada Borki pow. Luboml: „W sierpniu 1943 r. w Koloni Kapitaniuki w wyniku napadu zamordowani zostali: bracia: Władysław, Tadeusz; matka: Michalina Kapitaniuk zd. Bagniuk. Stefan ranny został w głowę, stracił przytomność. Wyglądał na martwego. Spadł do piwnicy, lub został przywalony martwymi ciałami swoich braci i matki. Wg. relacji telefonicznej przeprowadzonej z osobą /świadkiem (pani Kołtun), która nastepnego dnia udała się do domu Kapitaniuków i odnalazła pomordowanych; przez syna Stefana Kapitaniuka, Krzysztofa, (który po długich poszukiwaniach natrafił na ślady świadków).Wg. opisu pani Kołtun udała się ona około południa do domu Kapitaniuków, dziwiąc się, że nie ma ruchu w obejściu. Użyła słów (jak sobie przypominała): "Kapitaniuki pospały się..." Kiedy weszła do domu, znalazła pokłute zwłoki. Zszokowana podniosła alarm. Zbiegła się znaczna część mieszkańców wioski. Przy wynoszeniu ciał pomordowanych z pomieszczeń domowych, Stefan się poruszył i wówczas udzielono mu pomocy. Zawieziony został do szpitala w Lubomlu.  /.../ Pan Stefan opowiadał synowi jak w latach 70-tych będąc zaproszony na wesele do znajomych rodziny, którzy mieszkali na terenie Polski podczas zabawy spotkał Ukraińca starszego wiekiem, który będąc już zdrowo podpity rzucił dziwne i niesamowite zdanie: "A ty to, dostałeś w głowę i leżałeś cały we krwi, tam w piwnicy" Zdanie wyrwane z kontekstu bez podania daty wydarzenia, bez najmniejszych oznak o jakie wydarzenie chodzi, zdanie zrozumiałe jedynie dla sprawcy i ofiary. Na ile bezkarny musiał czuć się ten człowiek, aby móc je wygłosić? I jak wiele nowego strachu i obaw przyniosło to wyznanie ofierze? A może o to właśnie chodziło?” (Spisał i opracował: Piotr Szelągowski; w: http://www.warsztatyidei.pl/kresy/99-wiadkowie-zbrodni-ukraiskich-nacjonalistow ). W. i E. Siemaszko nie wymieniają tej kolonii.
W kol. Karczemka pow. Równe zamordowali 1 Polkę.
We wsi Karolinka pow. Dubno zamordowali około 15 Polaków.
We wsi Karów pow. Rawa Ruska uprowadzili 10 Polaków, po których ślad zaginął.
W miasteczku Klewań pow. Równe zmordowali nie ustaloną liczbę Polaków, jedna grupa obroniła się w kościele.
We wsi Koblin pow. Dubno zamordowali co najmniej 10 Polaków.
W kol. Konstantynówka pow. Dubno zamordowali 2 Polaków: matkę przywiązali do żłobu, pod którym ukryła się z dzieckiem (zdradził ją płacz dziecka) i przerżnęli piłą; półroczne dziecko nadziali na bagnet i wrzucili do studni.
We wsi Kornicz pow. Kołomyja obrabowali i spalili majątek ziemski oraz zamordowali 11 Polaków i 1 Niemca.
We wsi Kosmacz pow. Kołomyja zamordowali 26 Polaków.
Koło miasta Kostopol zamordowali kilku Polaków uciekających z Budek Kudriańskich.
W pobliżu drogi Kowalówka - Olesza pow. Buczacz w lesie znaleziono zakopane po szyję zmasakrowane zwłoki uprowadzonego nauczyciela o nazwisku Kaczkowski (Komański..., s. 158).
W mieście Kowel woj. Wołyń zamordowali 12 Polaków; 2 rodziny: 7 i 5-osobową .
We wsi Krać pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 10 Polaków; 2 rodziny: 6-osobową z 4 dzieci i 4-osobową z 2 dzieci.
We wsi Kryczylsk pow. Kostopol zamordowali 4 Polaków, w tym powiesili 28-letnią kobietę.
We wsi Krzywucha pow. Dubno zamordowali około 70 Polaków.
We wsi Kubajówka pow. Nadwórna został zamordowany z żoną przez UPA leśniczy Jan Sterc lat 65   .(Orłowski..., jw.).
We wsi Kulczyce pow. Trembowla zginął Jóśków Michał (Kubów..., jw.).
We wsi Kupiczów pow. Kowel zamordowali Polaka, męża Ukrainki.
W kol. Libanówka pow. Dubno zamordowali około 100 Polaków.
W kol. Lubomirka Stara pow. Równe zamordowali 3 Polaków podczas zbioru żniw, w tym dwie kobiety, jedna z nich miała 20 lat.
We wsi Ładyń pow. Luboml upowcy zamordowali od 24 do 37 Polaków. „Do Ładynia prowadzi droga z Włodzimierza Wołyńskiego do Lubomla. Za miejscowością Stawki skręcamy w lewo i polną drogą , po przebyciu 2 – 3 km, dojeżdżamy na miejsce. Na polach za wsią stoi krzyż. – Tu, gdzie rosną burzany, kiedyś była piękna wioska – mówił ks. prałat Andrzej Puzon…  /…/ - Żyliśmy z Polakami w zgodzie, bo dobrzy ludzie z nich byli – powiedziała nam  76-letnia Anna. To na jej polu stanął krzyż. – Nie wiadomo, kto i dlaczego  zabił – mówiła Ukrainka, która w sierpniu 1943 r. miała 8 lat. – Mój ojciec, który bardzo lubił polskich sąsiadów, musiał ich tu po wszystkim zakopać. Według niej w mogile spoczywają zwłoki 24 – 26 Polaków.  81-letni Wincenty Surmacz, który po wojnie mieszkał w Ładyniu, twierdzi, że było 37 ofiar. Pochodzi z rodziny mieszanej, ojciec był Polakiem, matka Ukrainką. Ale oprawcy nie znali litości – zabili oboje. - Zginęła też moja siostra oraz siostra mojego ojca i jej troje dzieciaczków – opowiada schorowany dziś Surmacz. Jemu udało się przeżyć, bo ukrył się w piecu. – Wiadomo, kto, czym i jak zabijał, ale ich już nie ma. Też leżą w ziemi – mówi pan Wincenty”. (Leszek Wójtowicz: Stoi kolejny krzyż; Dziennik Wschodni, 28 lipca 2011). Krzyż stoi dzięki staraniom 83-letniej Franciszki Prus z Włodzimierza Wołyńskiego. Wioski tej, a więc i tego mordu, nie wymieniają W. i E. Siemaszko.
W miasteczku Łokacze pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków.
We wsi Łomna pow. Turka; Sawicka – sekretarka pomocnika targowego (markthelfera) we wsi Łomna k. Turki zam. VIII.43” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42, k. 20 – 26).
We wsi Łomna pow. Turka: „xxx... – 2 listonosze ze wsi Łomna k/Turki zam. Z końcem sierpnia” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42. k. 20 – 26).
W okolicach Łucka w obronie ludności polskiej zginął 57-letni Polak.
W osadzie Maczkowce pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 2 rodziny polskie.
We wsi Majdan pow. Drohobycz  został zakłuty bagnetami wraz z rodziną swoją i rodziną sąsiada leśnika (13 osób) przez UPA leśniczy Jan Słoma, spalono leśniczówkę i podleśniczówkę (Orłowski..., jw.).
W kol. Majdan Mokwiński pow. Kostopol upowcy zamordowali kilkadziesiąt rodzin polskich (mieszkało tutaj 50 rodzin polskich). „Najstarsza córka pana Nikodema, Stanisława Żarczyńska, mieszkała z rodziną w Majdanie Mokwińskim. W sierpniu rodzina postanowiła uciekać do miasta. W dniu wyjazdu spożyli jeszcze ostatni obiad w swoim domu, razem z mieszkającą z nimi po śmierci męża, siostrą Wincentego z dzieckiem. Obserwujący gospodarstwo ukraińscy mieszkańcy kolonii, nie pozwolili jednak "przeklętym Lachom" wyjechać z "furą dobytku". Kilku uzbrojonych w karabiny rezunów, wjechało konno na podwórze. Zaalarmowani szczekaniem psa Polacy rzucili się do ucieczki przez otwarte okna. Babcia ukryła się w wysokich konopiach, Wincenty z synem Mietkiem pobiegł przez las do teściów, a Stanisława wraz z niemowlęciem i ze szwagierką z synem, pobiegły na pobliskie mokradła, gdzie położyły się w bagnie za rzadkimi krzewami. W łóżeczku pozostała półtoraroczna Jadzia. Napastnicy wypatrzyli z koni kobiety na bagnie i zaczęli do nich strzelać. Stanisława dostała w brzuch. Wypuściła z rąk niemowlę, które się utopiło. Szwagierka trzymająca swojego płaczącego synka została trafiona kilkakrotnie. Nie miała żadnych szans. Jej synek osłaniający rękoma głowę, trafiony kulą stracił palec. Odniósł też lekką ranę głowy. Udało mu się jednak przeżyć to piekło. Pozostała jeszcze śpiąca w łóżeczku Jadzia. Jeden z Ukraińców chciał ją przebić nożem. Powstrzymał go na szczęście drugi, który powiedział, że nie chce krwi dziecka na rękach. Babcia, która siedziała przyczajona za oknem, zaopiekowała się nim zaraz po wyjściu Ukraińców. Po masakrze, z Borka przyjechali Nikodem i Wincenty. Zabrali na wóz zwłoki oraz pozostałe osoby i uciekli leśnymi drogami, by znów nie dopadli ich mordercy. Chłopca opatrzono. Rana Stanisławy była niestety na tyle poważna, że nie można jej było pomóc. Po pięciu godzinach skonała w straszliwych męczarniach. Została pochowana koło swoich sióstr z dzieckiem i szwagierką.” (Jakub Nowak: ”Wojenna tułaczka rodziny Dąbrowskich”; w: http://www.gazetalubuska.pl/wiadomosci/nowa-sol/art/7900460,gehenna-rodziny-dabrowskich,id,t.html ). Pod tekstem forumowicz napisał 17 lipca 2011: „Moi dziadkowie i rodzice tez przeżyli koszmar na Wschodzie. Stryjenkę przybito do wrót stodoły i rozpruto jej brzuch a stryja przerżnęli piłą do drewna... nie uwierzę nigdy w szczerość Ukraińców. Zrobili to ludzie, którzy wcześniej byli "dobrymi" sąsiadami. Dziecko stryjenki roztrzaskano na jej oczach o próg domu. Mama nigdy nie tęskniła za tamtymi stronami ani nie chce tam pojechać w celach turystycznych i wcale jej się nie dziwię.” Niestety, nie podał ani nazwisk ofiar ani miejscowości, w której dokonano zbrodni.
We wsi Makowicze pow. Kowel upowcy wywieźli do lasu świniarzyńskiego 3 rodziny polskie i tam je wymordowali (wieś Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński); ponad 20 Polaków.
We wsi Malatyn pow. Równe zamordowali 3 Polaków: matkę z synem i 17-letnią dziewczynę.
W kol. Marcelówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec zastrzelił swoją żonę Polkę, 2 dzieci i teścia, a upowcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Maślanka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
We wsi Męczyce pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zastrzelili 1 Polkę, ocalałą z rzezi w Gucinie.
W kol. Mieczysławówka pow. Dubno zamordowali 20 Polaków.
W kol. Mikołajówka pow. Włodzimierz Wołyński spalili w jednym domu 9-osobową rodzinę polską: rodziców z 7 dzieci, w tym bliźniaczki 18-letnie, 20-letnią córkę oraz 4 małych dzieci; być może rodzina ta przed spaleniem została zamordowana.
We wsi Mikuliczyn pow. Nadwórna zamordowali 18 Polaków: 6 mężczyzn, 5 kobiet i 7 dzieci oraz pod koniec sierpnia uprowadzili 7-osobową rodzinę polską lekarza, która zaginęła bez wieści.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów na początku sierpnia 1943 członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordowali Eugenię (lub Genowefę) Brodowską lat 14, jej matkę poważnie zranili. Obok do słupa przywiązali powrozami Zielińską i zakłuli ją nożami. Następnie w sierpniu zamordowali kolejnych 3 Polaków, w tym kobietę i syna kościelnego.
We wsi Monasterzyska pow. Buczacz upowcy zamordowali 19-letnią Józefę Kosik „Kalinkę” , łączniczkę AK, pochodzącą ze wsi Kowalówka (inni podają wieś Berezówka i datę 10 sierpnia).
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 4 Polaków: małżeństwo lat 78 i 75, 8—letnią kobietę oraz 2-letnią dziewczynkę, której matkę zamordowali 12 sierpnia, a następnie pod koniec sierpnia zamordowali na polu 3 Polaków: matkę (była ona matką chrzestną około 30 ukraińskich dzieci) z 15-letnim synem oraz starą kobietę jadącą  wozem a wóz z koniem i dobytkiem zrabowali.
W miasteczku Murawica pow. Dubno zamordowali małżeństwo polskie liczące po około 80 lat.
We wsi Mykitycze pow. Dubno  zamordowali 9 Polaków.
W uroczysku Nakazów pow. Kostopol w II połowie sierpnia zamordowali 2 rodziny polskie, co najmniej 8 osób.
We wsi Narajów Wieś pow. Brzeżany banderowcy zabili Marszałka N. l. 50 (Kubów..., jw.).
We wsi Niskołyzy pow. Buczacz zginął Zazulak Mieczysław; (Kubów..., jw.).
W kol. Nowa Dąbrowa pow. Kowel zamordowali 28-letniego Polaka.
W kol. Nowiny pow. Kostopol zamordowali Polaka podczas żniw.
We wsi Nowosiółka pow. Podhajce Ukraińcy zaprosili do siebie 86-letniego Polaka, po którym ślad zaginął, znaleziono tylko część jego zakrwawionej odzieży. Inni: zabity został Monasterski Rafał l. 34 (Kubów..., jw.).
We wsi Nowosiółki pow. Zdołbunów zamordowali 3-osobową rodzinę polską: matkę z 2 dorosłymi synami.
We wsi Oleksiniec Stary pow. Krzemieniec uprowadzili do lasu i zamordowali 2 Polaków: matkę z synem.
W kol. Optowa pow. Sarny upowcy zamordowali na polu 36-letnią Polkę.
W kol. Osiecznik pow. Kowel zamordowali 82-letnią Polkę.
We wsi Owadno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polaków: ojca z synem.
W kol. Ożdżary pow. Łuck miejscowi Ukraińcy spalili kolonię i wymordowali 6 rodzin polskich, około 25 Polaków.
W kol. Piłsudczyzna pow. Horochów  Ukraińcy zamordowali 14 Polaków: babcię z 5 wnukami, oraz 8-osobową rodzinę (babcię, rodziców i 5 dzieci).
W kol. Piotrowica pow. Równe upowcy zastrzelili 7 Polaków.
W kol. Piórkowicze pow. Kowel zamordowali 2 Polaków. Inni: „W sierpniu kilka rodzin sporo ryzykując wróciło do kolonii Piórkowcze sąsiadującej z Zasmykami. W tym samym dniu zostali zarżnięci przez upowców. Jak sobie przypominam, były to m.in. rodziny Koperskich i Szarwiłłów.” (Marek A. Koprowski; w: http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz/krwawe-lato-1943 ). W tej kolonii oddział samoobrony z Radomla znalazł zwłoki pomordowanych Polaków w studni oraz zwłoki dziecka przybite do drzwi i ściany w jednym z domów (Wiesław Donajski: Wspomnienia Jana Józefa Donajskiego vel Józefa Dunajskiego ps. „Brudny”; W: „Biuletyn informacyjny 27 DWAK, nr 2/2000).
We wsi Pisarzowa Wola pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali 5 rodzin polskich, około 20 Polaków.
W kol. Płoteczno pow. Kostopol zamordowali około 25 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę z 4 dzieci.
We wsi Podśniatynka gm. Koszyłowce pow. Zaleszczyki  „W sierpniu 1943 r. zostali zamordowani: Skiba i.n., nauczyciel; Jasiewicz i.n. szwagier Skiby.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Podzameczek pow. Buczacz zamordowali 8 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę dróżnika z 4 dzieci. W kol. Połamane pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 5 Polaków: 4-osobową rodzinę i kobietę.
We wsi Popowicze pow. Kowel w walce z UPA zginął 1 partyzant oddziału AK „Jastrząb”.
We wsi Popówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zastrzelili 19-letniego Polaka.
We wsi Probużna pow. Kopyczyńce zamordowali 4 Polaków: policjant ukraiński zastrzelił 23-letniego chłopca, natomiast bojówkarze OUN-UPA  zamordowali 3 Polaków.
We wsi Rewuszki pow. Kowel: „Opiszę teraz los Karola Mroziuka i jego żony. To stryjeczny brat mojej mamy. Mieszkali blisko wsi Turia, bo i rzeka Turia jest na Wołyniu. Miejscowość nazywała się Rewuszki. Przy lesie, urodzajna ziemia. Oboje pobrali się już w starszym wieku, przeważnie mężczyźni dawniej w starszym wieku żenili się. Mieli troje dzieci, same córeczki: 15 lat, 9 lat i 3 latka. Stasia, Felicja i Kazimiera. Od lipca 1943 r, już nie nocowali w domu, tylko po lasach albo w zbożu, razem z sąsiadami. Sąsiadka Ukrainka mówi do Mroziuka żony, aby dzieci przyszły spać do jej domu. Gdyby przyszli Ukraińcy to ona powie, że to są jej dzieci. Posłuchała matka i dała swoje dzieci do Ukrainki na noc, a nie wiedziała że mąż Ukrainki jeździ po nocach i zabija Polaków. Pewnego ranka wpadła matka do tej chaty ukraińskiej, a widząc że dzieci spokojnie śpią lepiej poprzykrywała. A tu naraz przed domem staje furmanka i bandyci idą do tego mieszkania. Ukrainka krzyczy do Mroziukowej by uciekała na strych. Ta rzuca się i w sieni po drabinie ucieka na strych, matka trojga dzieci. I co widzi przez okienko na strychu, jej dzieci zostały przez uzbrojonych w karabiny Ukraińców poprowadzone przodem, a mordercy za nimi. Po chwili usłyszała trzy strzały, dzieci zostały rozstrzelane. Matka biegnie do męża do lasu i tam bije go z rozpaczy. Chciała uciekać wiele razy wcześniej do miasta ale mąż nie godził się na to, nie godził się opuścić gospodarstwa rolnego i tego wszystkiego, co stało w oborze. Teraz włosy rwie na głowie. Żona jego mówi, że teraz już nie pójdzie do miasta bowiem nie ma już dla kogo żyć. Sąsiedzi poprowadzili ją do miasta. Kłócili się oboje przez lata, że dali dzieci do sąsiadki Ukrainki na śmierć. I tak skłóceni szli z węzełkiem chleba w ręku.” (http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/mogilno-szewczuk_ludwika.html ).
We wsi Rohaczyn pow. Brzeżany zginął Rzadkowski Michał l. 20 (Kubów..., jw.).
We wsi Rokitnica pow. Kowel Ukraińcy zamordowali Polaka poprzez odcięcie mu głowy oraz ciężko poranili Polkę.
We wsi Romanów pow. Łuck wrzucili do studni 21-letniego Polaka.
W kol. Rudka pow. Dubno zamordowali 7 Polaków.
We wsi Rudnia Potasznia pow. Kostopol uprowadzili 30-letniego kowala Adama Falkowskiego oraz 50-letniego rolnika Faustyna Dawidowicza, nad którymi znęcali się przez 12 dni aż do skonania, m.in.  zostali oni napojeni dziegciem (Siemaszko..., s. 277).
We wsi Rusów pow. Włodzimierz Wołyński uprowadzili 1 Polkę, którą zamordowali poza wsią.
W kol. Ryświanka pow. Równe zamordowali kilkunastu Polaków, którzy nie opuścili wsi.
We wsi  Samołuskowce pow. Kopyczyńce  zamordowani zostali Rzepa Antoni l. 30 i Gajda Piotr l. 22; (Kubów..., jw.).
We wsi Sarnki Dolne pow. Rohatyn zamordowali 2 Polaków, lat 21 i 40.
W lesie koło miasta Sarny woj. Wołyń zamordowali 70-letniego Polaka, znachora, który długie lata leczył Ukraińców i był z nimi w przyjaźni.
We wsi Siekierzyce pow. Łuck zamordowali Polaka, nauczyciela.
We wsi Siniowce gmina Łanowce pow. Krzemieniec w sierpniu 1943 roku został  zamordowany przez OUN-UPA „leśnik” Jan Galabarda. „Jego żonę Julię zamordowano w wigilię 24 XII 1944 r.” (Edward Orłowski, w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+2013.pdf ). Siemaszko..., na s. 441 podają, że nie mają posiadają żadnej informacji o losach Polaków zamieszkałych w tej wsi.
W kol. Siomaki pow. Kowel został zamordowany wraz z rodziną przez Ukraińców po napadzie na gajówkę gajowy Antoni Piotrowski. Oprócz gajowego zginęli: Piotrowska lat 50, syn Feliks lat 25 z żoną Eugenią lat 20 i ich roczne dziecko oraz drugi syn Edward lat 17. (Orłowski..., jw.).
We wsi Skurcze pow. Łuck zamordowali 1 Polkę; jej męża i syna zamordowali już w czerwcu.
We wsi Słoboda Rungurska pow. Kołomyja uprowadzili Polaka, wiertacza, który zaginał bez wieści.
W kol. Smolarnia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wymordowali większość rodzin w tej polskiej kolonii. „Napad na naszą wieś miał miejsce w drugiej połowie sierpnia 1943 r. W pogromie brali udział Ukraińcy, którzy wymordowali prawie wszystkich Polaków, którzy zostali jeszcze w Smolarni. W naszej wiosce zginęli wtedy: moja mama Antonina la ok. 60 i tato Stanisław lat ok. 65 Sidorowicze. Mój szwagier Skawiński Bronisław lat ok. 40 i jego żona Ludwika Skawińska z domu Sidorowicz, lat ok. 35 i ich ośmioro dzieci, w tym: Adam lat ok. 12, Mieczysław lat ok. 10, Antoni lat ok. 6, Jerzy lat ok. 5 i córki: Stanisława lat ok. 18, Izabela lat ok. 16, Maria lat ok. 7 i Aniela lat ok. 3. Zginęła też moja bratowa Marianna Sidorowicz lat ok. 35 oraz jej dwie córki: Regina lat ok. 10 i Leokadia lat ok. 6. Polak Jan Gawroński, który też mieszkał w Smolarni opowiadał nam po wojnie, że do jego domu tuż przed mordem, przyszło dwóch Ukraińców: Władysław Radzik i Marczuk Piotr. Oni się dobrze z Jankiem znali, nawet przyjaźnili, dlatego przyszli do niego do domu i powiedzieli im tak: „Zbierajcie się i uciekajcie, bo was Ukraińcy pobiją, bo już na Smolarnii pobili Skawińskich, Sidorowiczów, Sawickich i Puchniaczów. I was też wybiją!” Janek Gawroński mieszkał w Smolarni tylko 3 domy od naszego domu. Później ci Ukraińcy nakazali im się zbierać i odprowadzili ich w stronę Włodzimierza, aż za ukraińską wioskę Poniczów”. Pan Kazimierz: „znajoma Ukrainka Sabina Błaszczak opowiedziała nam, jak zginęła moja najbliższa rodzina Skawińskich, mówiła tak: „Moja rodzona siostra, żona Michała Marczuka, którzy mieszkali w Smolarni opowiedziała mi, jak zginęła rodzina twojego szwagra Skawińskiego. Marczukowa chodziła po rzezi do domu Skawińskich oglądać ciała pomordowanych Polaków, to co tam zobaczyła w świetle dziennym, wstrząsnęło nią do głębi: Bronisław Skawiński miał obcięte ręce w łokciach i nogi w kolanach, jego córka Staszka została przerżnięta piłą na pół, a inne osoby zostały porąbane siekierami”. Powiedziała także: „Napad miał miejsce w połowie sierpnia, już po żniwach, nocą. Bronek już zakończył żniwa. Ukraińcy najpierw wyprowadzili wszystkich z domu, a potem wszystkich pomordowali na podwórku”. /.../ Pan Kazimierz: „Franciszek Krawiec, zięć rodziny Malec opowiadał mi w sierpniu 1943 r. we Włodzimierzu Wołyńskim, jak zginęła babcia Perekupka i jego teściowa Malec. To było tak, mówił: „Ukraińcy w czasie napadu na Smolarnię przyszli do domu rodziny Malec i zabrali ze sobą obie kobiety do stodoły. Tam je prawdopodobnie zamordowali, a następnie podpalając stodołę spalili też ciała. Następnego dnia miejscowi ludzie znaleźli dwa zwęglone ciała kobiet, osobiście widzieli to niedalecy sąsiedzi pomordowanych kobiet i wszystko opowiedzieli Franciszkowi Krawiec”. Pan Kazimierz: „Pani Marczuk, żona Ukraińca Michała Marczuka widziała na własne oczy jak pomordowano Polaków w Smolarni i wszystko opowiedziała Błaszczak Sabinie. Mówiła, że wielu Polaków uciekało ze wschodu do Włodzimierza, przez naszą wieś Smolarnię i wtedy wpadali w ręce Ukraińców, którzy przygotowali zamaskowaną zasadzkę w naszej wsi. Następnie złapanych ludzi mordowali i wrzucali do jednej studni, która znajdowała się na podwórku Piotra Szalusia Polaka ze Smolarni. Ta studnia była głęboka na 25 m, co najmniej takiej głębokości kopano u nas studnie. Każdy beton miał metr wysokości, a potrzebnych było zwykle 25 takich betonów. Ukrainka widziała na własne oczy, że studnia została zapełniona ciałami pomordowanych ludzi do tego stopnia, że było widać nogi wystające wyżej pierwszego betona. Po wojnie Szaluś osiadł w Siedliskach pod Zamościem”. Pan Kazimierz: „Mieczysław Pilczuk mieszkaniec Siedlisk, opowiadał mi w naszej wsi, w kwietniu 2003 r., że widział studnię na Wołyniu, całą napełnioną dziećmi pomordowanymi przez Ukraińców w czasie krwawych wydarzeń!” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Tomasz Roch).
We wsi Smolarze po. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3 Polaków z jednej rodziny, w tym 2 kobiety.
W leśniczówce Smolna pow. Kowel zamordowali 11 Polaków (Mirosława Bacławska: Dlaczego? ; w: Świadkowie mówią, Warszawa 1996, s. 33). Inni: „W leśnictwie Smolna gmina Górniki pow. Kostopol został zamordowany z innymi mieszkańcami leśniczówki przez uzbrojonych Ukraińców  leśniczy Henryk Maliszewski. Ofiarą był także syn, któremu przed śmiercią wydłubano oczy i zrobiono „krawat” z języka.” (Orłowski..., jw.).
We wsi Sobieszów pow. Sokal zamordowali 2 Polaków, kolejarzy.
We wsi Stawki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy kołkami zatłukli 3 Polki: Annę Koc i 2 jej córki, przywiezione z kol. Stanisławów (Siemaszko..., s. 884), natomiast pod koniec sierpnia wymordowali wszystkie polskie rodziny mieszkające tutaj, liczące około 40 osób
We wsi Stężarzyce pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polaka, członka AK z Horodła.
W kol. Suchy Róg pow. Równe zamordowali Polaka podczas żniw.
W kol. Szopy pow. Kostopol zamordowali około 30 Polaków.
We wsi Terebejki pow. Luboml, prawdopodobnie 30 sierpnia, Iwan Paciuk, sotnik UPA z rejonu wsi Sokół, były gajowy, razem z synem Wasylem, zamordowali rodzinę. Matyszczuków. Jana Matyszczuka, lat 40, zakłuli widłami a następnie porżnęli na kawałki, jego żonę Janinę zakłuli widłami, a ich dzieci: 16-letniego Stefana, 14-letnią Weronikę i 8-letniego Jana – zarąbali siekierami. W dwa dni później zamordowali oni drugą polska rodzinę – Mordaczów. Stefana Mordacza, lat 48, zarąbali siekierą, jego żonę Stefanię zakłuli bagnetem, ich dwoje dzieci: 8-letnia Marię i 6-letniego Jana – powiesili w kuchni na hakach (Siemaszko..., s. 500).
We wsi Tołpyżyn pow. Dubno Ukrainiec Nowyćkyj zarąbał siekierą swoją żonę Polkę na oczach ich kilkuletniego syna.
Koło Tuczyna pow. Równe Ukraińcy zamordowali co najmniej 6 Polaków: sąsiad Ukrainiec zaprosił Polaka i go zamordował, a następnie jego syna, który przyszedł po ojca, gdy ten nie wracał; w tym czasie inni Ukraińcy zatłukli kijami innego Polaka, a następnie zamordowali jego żonę i dzieci.
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy ze wsi Rewuszki zabrali polską nauczycielkę z jej 13-letnim synem i zamordowali ich po drodze do wsi Rewuszki.
W kol. Turówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 3 Polaków, w tym małżeństwo.
W kol. Tworymierz pow. Łuck w obronie Polaków z Przebraża dokonujących żniw zginął 1 członek samoobrony.
We wsi Tynne pow. Sarny został zamordowany w gajówce przez bojówkę bulbowską praktykant leśny Jerzy Czermak lat 20. (Orłowski..., jw.).
W majątku Uhrynów pow. Łuck w drugiej połowie sierpnia 1943 roku: „Samoobrona polska z Niemcami z Łucka pojechali do majątku Uhrynów, gdzie stała placówka Niemców w tym majątku. Ogłosili Niemcy, że kto ma konie i powóz, to żeby pojechali do Uhrynowa na żniwa zebrać sobie chleba na zimę i koniom paszy. Wtedy zgłosiło się aż 300 osób na te żniwa, bo każdy obawiał się w mieście głodu, gdyż naprawdę w tym roku 1943 mało zbiorów zebrano przez tą bandę ukraińską. No i pojechali na dwa tygodnie, kto miał kosę to kosą, kto miał sierp to sierpem i za dwa tygodnie dużo zebrali zboża. Jedni zżęli, to znaczy pracowali w polu, a drudzy wartowali z karabinami, ale Ukraińcy wykorzystali, że tyle zboża zżęte i namłóconego mieli załadowanego do odjazdu. Jak zebrali swoją siłę, napadli na cały obóz, to tak bili się, odbijali cały dzień. Kto zdążył uciec do majątku, to ci się uratowali, a kto był dalej w polu to zabili i tak inni pochowali się do takich czworaków, bo były murowane, takie mieszkania dla robotników oddalone jakieś cztery kilometry od pałacu, to tam się skryło dużo osób. Moja kuzynka z mężem i dzieckiem siedmio-miesięcznym to w tym czworaku się też ukryła. Jak bandyci tam doszli to szukali we wszystkich czworakach i znaleźli ich tam siedzących na ziemi, razem 17 osób i tak ich wszystkich sztyletami zabili. Moja kuzynka została zabita, a dziecko nie tknięte. Po tym, jak bandyci odeszli, Polacy zaczęli chodzić i zbierać trupy z pola i ktoś z Ukraińców powiedział, że w czworaku jest dużo zabitych, weszli i zobaczyli tyle zabitych, a przy piersi moja kuzynka Jadzia (Demko – przypis S.Ż.) z Budek Kołodeskich trzyma dziecko i ta dziewczynka ssała pierś, a matka nie żyła już. Była chyba jeszcze przytomna kiedy trzymała dziecko ręką, a ono ssało pierś nieżywej matki i tylko tego aniołka sztylet nie sięgnął. Zostało tylko jedno malutkie dziecko. Jakaż to boleść dziadkom nad tym dzieckiem. Przywieźli ją do Łucka i babcia wychowywała sierotkę i płakała całe życie, aż w końcu zmarła na raka. Leży w Pasłęku na cmentarzu, bo tam mieszkała po wojnie. Niemcy dali znać do Łucka, przyjechało więcej osób uzbrojonych w CKM-y. Naładowali zboże gdzie mieli na co, na wozy, samochody niemieckie i pod eskortą Samoobrony wrócili do Łucka z wielką stratą w ludziach, bo zginęło 45 osób, których przed odjazdem pochowali koło pałacu w parku. Doszły słuchy, że Ukraińcy zrównali z ziemią, aby nikt nigdy nie znalazł grobów.” (Wspomnienia Józefy Wolf z domu Zawilskiej; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/aleksandrowka-jozefa_wolf.html)
W kol. Urszulin pow. Równe zamordowali około 50 Polaków.
We wsi Uścieczko pow. Zaleszczyki: „W sierpniu 1943 r. zostali zamordowani: Towarnicki i.n.;  Ryczko Zdzisław.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.)
W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilkunastu Polaków.
We wsi Werba pow. Dubno zamordowali 30 Polaków.
W kol. Wielki Las pow. Łuck zamordowali 5 Polaków: 4-osobową rodzinę z 2 dzieci oraz 16-letnią dziewczynę.
W kol. Wielkie pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polkę.
W kol. Wiktorówka pow. Kowel zamordowali 2 Polaków, w tym kobietę.
W kol. Wiszenki pow. Łuck ostrzelali przez drzwi kościoła zgromadzonych tam Polaków.
Na drodze do Wiśniowca pow. Krzemieniec napadli na 2 ciężarówki jadące po kontyngent, zamordowali 4 Niemców oraz około 20 Polaków, w tym kobiety z dziećmi.
W miasteczku Włodzimierzec pow. Sarny podczas nocnego ataku na Polaków broniących się w kościele upowcy zdetonowali minę od której zginęły 2 Polki: Anna hr. Krasicka (w starszym wieku) oraz jej córka hr. Prądzyńska.
W kol. Wodnik pow. Równe zamordowali 5 Polaków.
We wsi Wojnicz pow. Horochów zarąbali siekierami 8 Polaków: chłopca oraz 7-osobową rodzinę Iwanickich.
We wsi Wolica Komarowa pow. Sokal zamordowali 3 Polaków  dziadka, jego syna i wnuka; wśród morderców był sąsiad Ukrainiec Piotr Duszko.
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński przywieźli do gajówki około 20 Polaków ze wsi Makowicze; m.in. rozstrzelali 2 rodziny z dziećmi od 9-miesięcznej Jadwigi Jurkowskiej do 12-letniej Ireny, około 20 Polaków.
We wsi Wołkoszów pow. Równe zamordowali 16 Polaków, w tym 2 rodziny 4-osobowe oraz ojca z dziećmi.
We wsi Wołoszki pow. Kowel miejscowi Ukraińcy zamordowali 6 Polaków uciekających ze wsi Byteń.
W kol. Woronucha pow. Równe upowcy zamordowali co najmniej 13 Polaków, w tym 7-osowową rodzinę Ostrowskich, 4-osobową rodzinę Piotrowskich, oraz Chorążewską z małym dzieckiem. Mieszkańcy Woronuchy ewakuowali się w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia do Huty Starej. „Kilka rodzin nie przybyło jednak na miejsce wyjazdu. Podjęli decyzję  wyruszenia do Międzyrzecza i Równego. Tam mieli znajomych, bliskich i krewnych. Po naszym wyjexdzie zwlekali parę dni. Zostali napadnięci i wymordowani” (Franciszek Marcinkowski: Woronucha. Lublin 2002, s. 45). .
We wsi Wólka Wierbiczańska pow. Kowel chłopi ukraińscy zarąbali 5 Polaków: rodziców z synem oraz  rodzeństwo (brata z siostrą) przebywających w tej rodzinie.
We wsi Wydżgów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali mieszkających tutaj Polaków, kilkanaście rodzin, liczby ofiar nie ustalono.
W kol. Zalesie pow. Kostopol zamordowali 4 Polaków; 1 mężczyznę, 1 kobietę oraz „upowcy pochwycili i okrutnie zamordowali dwie młode dziewczyny, siostry Dąbrowskie” (Siemaszko..., s. 216).
We wsi Zahajce Wielkie pow. Krzemieniec zamordowali 25-letniego Polaka oraz spalili kaplicę rzymskokatolicką.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec zamordowali 4 Polaków podczas żniw.
We wsi Zamszany pow. Kowel wg raportu Jadwigi Zalewskiej („Kora”, „Iwa”) upowcy wymordowali 75 rodzin polskich; W. i E. Siemaszko podają, że liczba ofiar jest nieznana, gdyż wątpią w podane liczby w raporcie.
We wsi Zaturce pow. Horochów pod koniec sierpnia zamordowali polskie drużyny żniwne podczas pracy w polu liczące co najmniej 10 Polaków.
W osadzie Zawały Las pow. Horochów zamordowali 17 Polaków.
We wsi Zielony Dąb pow. Zdołbunów upowiec zastrzelił 18-letnią Polkę, gdy po rzezi przyszła z 2 innymi Polakami po żywność.
We wsi Zofiówka pow. Dubno upowcy zamordowali 8 Polaków.
W kol. Zwierzyniec pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali polskie małżeństwo: 66-letniej Annie Garczyńskiej odcięli głowę, którą potem dzieci ukraińskie ciągnęły za włosy po drodze; 68-letniego Łukasza Garczyńskiego związali drutem kolczastym i wrzucili do studni.
Przed żniwami 1943 roku:
We wsi Bołażówka pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, około 25 Polaków.
We wsi Przemorówka pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali; ilości ofiar nie ustalono.
We wsi Suraż pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, ilości ofiar nie ustalono.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, ilości ofiar nie ustalono.
Podczas żniw 1943 roku:
We wsi Rachmanów pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 32 Polaków, którzy wrócili z Szumska do swoich gospodarstw dokonać żniw.
Po żniwach 1943 roku:
We wsi Waśkowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu i po żniwach ich wymordowali, ponad 20 Polaków. 
Latem 1943 roku:
We wsi Adamówka pow. Kostopol Ukraińcy uprowadzili ze wsi Gliniszcze Zygmunta Stelczyka i kłuli go nożycami do strzyżenia owiec aż do zgonu (Siemaszko..., s. 242).
W kol. Anielówka pow. Kostopol zamordowali 2 starsze Polki, siostry.
W kol. Apanowszczyzna pow. Horochów przy pomocy siekier i wideł zamordowali 20 Polaków.
W majątku Beheń pow. Równe Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską administratora majątku.
We wsi Bermeszów pow. Horochów wymordowali kilka rodzin polskich, w tym 6-osobową z 4 dzieci w wieku 10 – 16 lat.
We wsi Binduga  pow. Luboml: „We wsi Binduga mieszkali moi rodzice, Karol i Józefa Mikołajczuk z trojgiem dzieci, Bronisławem, Karoliną i Zofią. Józefa i Bronisław Mikołajczuk zostali zamordowani w 1943 roku przez Ukraińców. Karol z dwiema córkami przeżył” (Zofia Kotula z d.  Mikołajczuk; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). W. i E. Siemaszko opisując Bindugę na s. 489 – 490 nie podają tych ofiar, natomiast wymieniają 5 innych zamordowanych Polaków. Natomiast na s. 152 – 153 podają, że w Kolonii Dąbrowa k. Woronczyna pow. Horochów 24 sierpnia 1943 roku upowcy zamordowali m.in. pochodzących z Bindugi kilka osób z rodzin Mikołajczuków, nie ma jednak wśród nich Józefy Mikołajczuk z synem Bronisławem.
We wsi Dąbrówka gmina Wielick powiat Kowel Lato 1943 został zamordowany przez Ukraińców w czasie powrotu z Kamienia Koryckiego do Kowla Polak, właściciel młyna, płk WP. (Orłowski..., jw.).
Koło wsi Bobły pow. Kowel upowcy zamordowali 3 córki Karola Mroziuka, lat 3, 12 i 14, które za namową sąsiadki Ukrainki zostawili u niej na noc sami ukrywając się w lesie.
W miasteczku Bursztyn pow. Rohatyn zamordowali 1 Polaka.
We wsi Ceperów pow. Łuck wymordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Chromiaków pow. Łuck Ukraińcy zatłukli kijami nad stawem polską nauczycielkę Wandę Woynarowską , jej byli uczniowie.
Koło miasteczka Dubno woj. Wołyń Ukraińcy  zamordowali małżeństwo polskie.
W kol. Dziadowiec pow. Łuck upowcy wymordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Gnojno pow. Włodzimierz Wołyński: „Antonina i Kazimierz wspominają także: "Na rok przed swoją śmiercią przyszedł do nas Bolesław Roch i jak zwykle wspominaliśmy też tragiczne wydarzenia na Wołyniu. W pewnym momencie wspomniałem moją i mojej żony serdeczną koleżankę Felicję Dolecką. Zwierzyłem się Bolkowi, że nie wiem do dziś, co się z nią właściwie stało, słuch po niej zaginął. Wtedy Bolek zaskoczony zapytał mnie znacząco: "To ty nie wiesz, została brutalnie zamordowana przez Ukraińców w Gnojnie!" I zaczął nam opowiadać, jak to się stało: "Z posterunku policji ukraińskiej w Gnojnie przyjechało do domu Felicji w Swojczowie, dwóch znanych jej ukraińskich policjantów. Powiedzieli do Felicji tak: "Zbieraj się odwieziem cię do Włodzimierza Wołyńskiego, bo tutaj Ukraińcy cię zabiją!" Ona już w tym czasie wiedziała o tragedii, jaka wydarzyła się niedawno w polskim Dominopolu. Zaufała Ukraińcom, zebrała pospiesznie swoje rzeczy do walizek, wsiadła z nimi na furmankę i odjechali. Zamiast jednak do Włodzimierza Wołyńskiego pojechali w trójkę na posterunek policji ukraińskiej w Gnojnie. Tam ją gwałcili, a w końcu zaciosali kołka i wbili jej ten pal w błonę poślizgową. Tak wbili ją na pal, zupełnie jak za okrutnych czasów ich bohatera narodowego Bohdana Chmielnickiego." Z tego co nam dalej mówił zorientowałem się, że Bolkowi powiedział o tym Stanisław Czop. Staszek, który już umarł, był Polakiem z Niedzielisk. Ożenił się jeszcze przed wojną z Ukrainką z Siedlisk koło Zamościa i przystał ściśle do Ukraińców. W lecie 1943 r. był komendantem policji ukraińskiej właśnie w Gnojnie, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński. Na własne oczy widział jak zamordowano Felicję Dolecką ze Swojczowa. Po wojnie zamieszkał ponownie w Siedliskach i właśnie tam opowiedział swoje świadectwo Bolkowi Roch.” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: jw.).
We wsi Hajki pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordował 40-letniego Polaka ukrywającego się na bagnach; jego żona i 6-letni syn dostali pomieszania zmysłów, od czego syn zmarł (Siemaszko..., s. 919).
W kol. Honczarka pow. Łuck zamordowali małżeństwo polskie.
Między wsią Horynka a Kunińce pow. Krzemieniec w zasadzę wpadło 40 Polaków z Wiśniowca jadących po żywność, upowcy obdarli ich do naga i w lesie wymordowali (uciekło nago 2 Polaków, nauczyciel i były sekretarz Sądu grodzkiego w Wiśniowcu).
We wsi Hryniawa woj. tarnopolskie zamordowali 4 Polaków: troje dzieci i teściową leśniczego Bolesława Weryńskiego, uratowała się poraniona i nieprzytomna żona leśniczego, oprawcy sądzili że ona też nie żyje; leśniczy był wówczas w pracy.
W nadleśnictwie Hubin pow. Horochów zamordowali starsze małżeństwo polskie.
We wsi Izów pow. Włodzimierz Wołyński podczas żniw, po lipcowych rzeziach Polaków, „powstaniec ukraiński” o nazwisku Łupinka z Izowa przechwalał się ilu Polaków zamordował i jak polskie dzieci nasadzał na kołki. M.in. zastrzelił on Jana Strójwąsa ożenionego z Ukrainką. Po wojnie został rozpoznany w Polsce jako działacz wysokiego szczebla w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nosił inne nazwisko (Siemaszko..., s. 819).
We wsi Jankowce pow. Krzemieniec zamordowali 1 Polkę.
W nadleśnictwie Jasień n/Łomnicą pow. Kałusz został zamordowany bestialsko wraz z rodziną po napadzie grupy UPA na leśniczówkę leśniczy Mianowski  (Orłowski..., jw.).
W kolonii Karczunek pow. Włodzimierz Wołyński: „Pierwszą rodziną napadniętą na naszej kolonii była rodzina Józefa Garbatego. Pamiętam jak pewnego dnia od rana ludzie w naszej wsi opowiadali sobie, że zamordowano pana Józefa Garbatego lat ok. 45 Było to tak: w nocy do jego domu przyszli Ukraińcy i dostali się do środka, zaraz potem zarąbali go siekierą, uderzając w głowę. Część mózgu była na ścianie, widziałam to osobiście jako dziecko, ponieważ moi rodzice poszli tam z innymi ludźmi, aby coś z tym ciałem zrobić, a ja pobiegłam za nimi. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy widziałam zabitego człowieka i to tak tragicznie. Ciało leżało na łóżku, głowa była rozłupana, bowiem mama moja mówiła, że pozbierali ją do kupy. Ja sama, gdy zobaczyłam ciało i krew na ścianie, zaraz stamtąd uciekłam. /.../  Druga rodzina polska wymordowana w naszych okolicach mieszkała niedaleko naszej kolonii, ale dziś już niestety nie pamiętam dokładnie gdzie, nie pamiętam też nazwiska tej rodziny. W naszym domu nasi rodzice opowiadali nam, że dom tej pobitej rodziny został napadnięty przez jakąś bandę ukraińską w nocy. W czasie tego najścia w domu była tylko matka chyba z czwórką małych dzieci, było w każdym razie tych dzieci kilkoro. Gdy Ukraińcy dostali się do środka domu mąż był ukryty na „górce” (chyba na strychu ich obory) i wszystko osobiście widział i słyszał, a choć strasznie cierpiał nie był w stanie im pomóc. Tymczasem bandyci wszystkich w domu okrutnie pomordowali, nie wiem jednak w jaki sposób. Byłam za to na pogrzebie ofiar, który był w kościele, przybyło na to żałobne nabożeństwo dużo ludzi. Słychać było płacz i lament, wszyscy w koło powtarzali, że zabili niewinną matkę z małymi dziećmi. Osobiście widziałam trumny, a wśród nich także małe i nawet jedna była taka malutka. Ludzie bardzo przejęci tym co się stało, wciąż powtarzali miedzy sobą tak: „Co te dzieci były im winne, nawet to maleństwo?!” I dodawali przy tym: „Teraz musimy wszyscy się mieć na baczności, uciekać na noc z domu, do Uściługa, do ziemlanek, bo to czeka każdego z nas.” Ten pogrzeb był chyba latem 1943 r. w kościele, który znajdował się w sąsiedniej wsi, położonej za lasem” (Kazimiera Kowalczyk z d. Czerwieniec, w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Tomasz Roch).
We wsi Kinachowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 4 rodziny polskie.
W majątku Kleczkowice pow. Kowel chłopi ukraińscy zamordowali 26-letnią Polkę.
We wsi Klepaczów pow. Łuck Ukraińcy skrępowali drutem kolczastym Polaka i zamordowali go.
W kol. Kopytno pow. Łuck spalili 9 polskich gospodarstw, liczba ofiar nie jest znana.
We wsi Korszowiec pow. Łuck spalili polskie gospodarstwa, wiadomo o zamordowaniu 1 rodziny polskiej, los pozostałych rodzin nie jest znany.
W futorze Korczunki Piańskie pow. Dubno zamordowali 3 Polaków: matkę z 2 synami, zwłoki ich wrzucili do studni.
W kol. Krasilno pow. Dubno upowiec dogonił na koniu uciekającą małą dziewczynkę i uderzył ją drągiem okutym w żelazo; znaleziono ją potem dogorywającą ze zdruzgotanym biodrem.
W leśniczówce Krzywopole na Huculszczyźnie banderowcy zamordowali przyjaciela Hucułów inż. Witolda Tyskiego z rodziną, ocalała mała córeczka ukryta za zasłoną pod stołem.
We wsi Kurniki Iwanczaskie pow. Zbaraż Ukraińcy zamordowali 8 Polaków (Kubów..., jw.).
We wsi Kustycze pow. Kowel upowcy zamordowali około 50 Polaków.
W kol. Liski pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków: 5-osobową rodzinę polską z 3 dzieci oraz Ukrainka zamordowała przy użyciu kopaczki męża Polaka, podczas jego snu.
We wsi ukraińskiej 4 km od Lubitowa pow. Kowel Ukraińcy zarąbali siekierami jedyną mieszkającą tu rodzinę polską , kowala z żoną.
W osadzie Łabędzianka pow. Dubno zamordowali 1 Polaka.
We wsi Ławrów pow. Łuck uprowadzili do lasu i tam zamordowali 2 Polaków: matkę z dzieckiem.
Na przedmieściach Łucka zamordowali siekierami, młotkami, widłami i  piłami kilka rodzin polskich (Bolesław Gaweł: Lata włóczęgi, Olsztyn 1977, s. 151).
Koło miasta Łuck woj. Wołyń zamordowali 5-osobową rodzinę polską.
W kol. Łysa Góra pow. Łuck zamordowali 1 Polaka podczas żniw.
We wsi Medwedówka pow. Kostopol na początku lata 1943 roku zamordowali w lesie 1 Polaka.
W miasteczku Międzyrzec pow. Równe podczas nocnego napadu upowcy i chłopi ukraińscy zamordowali ponad 50 Polaków, w tym w kościele i suszarni chmielu. Zostali oni pomordowani w tak bestialski sposób, że zmasakrowanych ciał nie można było rozpoznać, zwłoki miały m.in.,. powykłuwane oczy, kobiety poobcinane piersi, kobiecie w ciąży rozpruli brzuch. Pogrzebano ich na ulicy pod kostką brukową, gdyż wokół krążyły bandy zwane Ukraińską Powstańczą Armią .
We wsi Mikuliszyn (okolice Czarnohory za Worochtą) tuż po rajdzie sowieckiego oddziału Kowpaka upowcy nocą wymordowali w budynkach służbowych tartaku 17 rodzin polskich. „Nie było dnia bez zbrodni” (Tadeusz Petrowicz: Od Czarnohory do Białowieży, Lublin 1986, s. 91). Inni: Latem 1943 roku w  nadleśnictwie Mikuliczyn pow. Nadwórna (Huculszczyzna) pod osłoną nocy sotnia UPA wymordowała 17 polskich rodzin, NN pracowników Nadleśnictwa Państwowego Mikuliczyn, mieszkających w służbowych mieszkaniach koło miejscowego tartaku, spalono również zabudowania  (Orłowski..., jw.).
W kol. Moczulanka pow. Kostopol zarąbali siekierami 3 Polaków: matkę z synem i synową („Biuletyn informacyjny 27 DWAK” , nr 4/2000 podaje liczbę  4 Polaków).
We wsi Mokwin pow. Kostopol zamordowali 1 Polaka.
We wsi Myszkowce pow. Kowel zamordowali małżeństwo polskie Tkaczuków: Jadwigę zastrzelili, Jana przywiązali do konia z rękami związanymi drutem kolczastym i wlekli go, bijąc i kłując bagnetem, aż skonał. (Siemaszko..., s. 469).
We wsi Oleksiniec Stary pow. Krzemieniec 18 upowców uprowadziło z domu Staniszewską z 29-letnim synem Piotrem. Zawiązali ofiarom oczy opaskami białymi i czerwonymi (kolory polskiej flagi narodowej) uprowadzili do lasu i tam zamordowali.
We wsi Oranie pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec zastrzelił 3-osobową rodzinę polsko-ukraińską, gdyż jego cioteczny brat nie chciał zamordować swojej żony, Polki i ich dziecka.
We wsi Oryszkowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 3-osobową rodzinę polską organisty.
We wsi Piatyn pow. Dubno zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znanych jest 6 ofiar, w tym 2 matki z 2 córkami.
We wsi Podłożce pow. Dubno zamordowali 6 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę z 3 dzieci: 12-letnim synem i córkami lat 11 i 17.
W osadzie Podrudzie pow. Włodzimierz Wołyński nakazali rodzinie polskiej opuścić dom, a gdy wyjeżdżała zarąbali Polaka siekierą, dwaj synowie uciekli, natomiast los żony i pozostałych członków rodziny jest nieznany.
We wsi Ptycza pow. Dubno zamordowali 3 Polaków i 4-osobową rodzinę polsko-ukraińską.
W majątku Ratniów pow. Łuck upowcy podczas napadu na folwark zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
Na drodze z Rokitna do Staryk pow. Sarny Ukraińcy wymordowali grupy Polaków udających się na swoje pola po żywność.
W miastach Równe i Korzec ukraińscy policjanci dokonali licznych aresztowań Polaków, w wyniku czego w więzieniu znaleźli się prawie wszyscy członkowie AK z Korca i okolicy. Zostali oni rozstrzelani w listopadzie 1943 roku w Równem.
We wsi Rusnów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3 Polki: nauczycielkę z matką i ciotką.
W kol. Rzeczeczyna pow. Równe zamordowali 1 Polaka.
Na drodze koło miasta Sarny woj. Wołyń policjant ukraiński zastrzelił 1 Polkę.
We wsi Suchowola pow. Brody: Proc (Procyk) Antoni  grał w orkiestrze w czasie zabawy w lecie 1943 r. i tam został zamordowany. ( http://podkamien.pl/viewpage.php?page_id=246&c_start=0 ).
W kolonii koło wsi Swojczów pow. Włodzimierz Wołyński: „Najmłodsza córka Marcina i Tekli Kaliniak miała na imię Leokadia, mieszkała w domu Antoniego i tam też było jej wesele w 1934 r. Wyszła za mąż i zamieszkała w kolonii na północ od Swojczowa, to było blisko od Swojczowa. Widywałam ich razem w naszym Kościele. Mieli dwoje małych dzieci, a z trzecim ciocia była w stanie błogosławionym. Żyli sobie tam spokojnie, aż po dzień, w którym na ich posesję napadli Ukraińcy. Dwa, trzy dni wcześniej do ich domu przyjechali na wozie Ukraińcy i oznajmili, że zabierają do lasu męża Leokadii z wozem i końmi, niby że miał im tam w czymś pomagać. Oczywiście z tą chwilą, wszelki ślad po nim zaginął, zamordowali biedaka, a ciało gdzieś zakopali. W domu została już tylko matka zamordowanego syna oraz żona z dwójka dzieci. I oto chodziło właśnie zbójom banderowcom. Świadkiem naocznym tych wydarzeń była matka męża Leokadii, która ukryła się na strychu budynku stojącym blisko ich domu i obserwowała podwórko. Zobaczyła jak banderowcy wchodzą do domu, a za chwilę wyprowadzają dwoje dzieci około 4 i 5 lat oraz matkę Leokadię. Zaraz też na oczach ukrytej babci zarąbali siekierami tych dwoje niewinnych dzieci, a babcia widząc to z ukrycia umierała wprost z bólu. Zaraz potem nożami wycieli z łona Leokadii żyjący płód i szczątki nadziali na sztachetę w płocie, zmuszając ciężko ranną ale żyjącą Leokadię, by patrzyła na konające dziecko. Mówili przy tym do niej: „Patrz tu polskiego orła!” Po tych słowach zaczęli ją dalej mordować, aż zamęczyli. Potem zostawili tak ciała i odeszli, teściowa tymczasem nocą zeszła na podwórko, ciała wciąż pozostawały w miejscu mordu. Nic nie mogąc zrobić uciekła do lasu i skierowała się do miasta” (Regina Schab z d. Kaliniak, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ).
W kol. Świętocin pow. Włodzimierz Wołyński zabrali na podwody 3 Polaków, po których ślad zaginał.
We wsi Tarakanów pow. Dubno zarąbali siekierami 2 kobiety rozmawiające po polsku: Polkę i Ukrainkę.
We wsi Uhrynów pow. Łuck zamordowali Polaka, nauczyciela, i jego żonę, Ukrainkę.
We wsi Wesołówka pow. Kowel upowcy podczas żniw zamordowali 3 Polki, w tym Bronisławę Wesołowską torturowali przez 2 tygodnie (Siemaszko..., s. 467).
We wsi Wierbajew pow. Łuck zamordowali jedyną mieszkającą tutaj rodzinę polską.
We wsi Wiktorany pow. Łuck  zamordowali 1 lub 2 mieszkające tu rodziny polskie.
W kol. Witosówka pow. Dubno zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
W mieście Wiśniowiec Nowy pow. Krzemieniec zamordowali kowala Antoniego Kozakowskiego z żoną Felą i ich dzieckiem – noworodkiem, które zostało rozbite na ścianie ich domu.
We wsi koło Włodzimierza Wołyńskiego: „Ojciec spotkał na posterunku policji polskiej owego mężczyznę, któremu w Kohylnie życie ocalił. Nazywał się chyba Krawiec, był Polakiem, mieszkał gdzieś dalej na wschód, dziś już niestety nie pamiętam miejscowości z której pochodził. Z tego co się jednak zorientowałem, już tydzień czasu był w drodze do Włodzimierza. Opowiadał, że miał żonę i dwoje dzieci, mieszkali w polskiej wiosce, gdzie był szewcem. Ukraińscy partyzanci zlecili mu podczas wojny robienie dla siebie nowych butów, dla ukraińskich oficerów. Dużo miał z tym pracy, więc był potrzebny i kiedy wszyscy Polacy dookoła zostali już pomordowani, tylko jego rodzinę Ukraińcy jak na razie oszczędzili. Zresztą wcale przed nim tego nie ukrywali, mówili wprost: „Ty jesteś niewinny, tamci których pobiliśmy byli winni, bo mieli broń i byli powiązani z partyzantami, dlatego musieli zginąć. Ty będziesz żył, będziesz pracował i będziesz nam buty robił.” Po kilku dniach, znowu przyszli, aby odebrać tę partię butów, którą już zrobił. Jednocześnie nakazali mu, aby zabił swoją żonę, która była Polką ponieważ znaleźli nagle jej jakąś winę. Namawiali go przy tym gorąco, aby przystał do nich, aby stał się jednym z nich. Krawiec okazał się człowiekiem i nie chciał zabić swojej żony, upierał się, że nie może tego zrobić. Wtedy oni sami zamordowali w domu na jego oczach jego małżonkę i jego dzieci, wszystkich porąbali siekierami. Następnie kazali mu w ich obecności posprzątać ciała i zmyć z podłogi kałużę krwi. Po wykonaniu polecenia, pogrzebał ciała. Potem znowu zaczął robić buty swoim oprawcom, cały czas planując ucieczkę. Nie miał już prawie żadnych wątpliwości, że gdy tylko wykona swoją pracę załatwią też jego. Na dzień przed zapowiedzianą wizytą, mimo że był pilnowany zdołał zbiec z domu”. („Wspomnienia Romana Szymanek z wsi Kohylno w pow. Włodzimierz  Wołyński na Wołyniu 1939 – 1944”, jw.).
We wsi Wołkoszów pow. Równe zamordowali 1 Polaka.
W kol. Worobiówka pow. Równe zamordowali wszystkie polskie rodziny, ponad 20 osób.
We wsi Woskodawy pow. Równe zarąbali siekierami Bolesława Słowińskiego i jego żonę, a ich 6 dzieci w wieku od 1 roku życia do 12 lat nabijali na widły i kładli na furę, którą zostały wywiezione do wsi Korościatyn, gdzie spalili je żywcem w szopie (Siemaszko..., 722).
We wsi Zaborol pow. Łuck zamordowali 2 Polaków: 14-letnią dziewczynkę i 16-letniego chłopca, którzy przybyli z Łucka na zbiór wiśni.
We wsi Zahajce Wielkie pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 25-letniego Polaka oraz spalili kaplicę rzymskokatolicką.
 
Stanisław Żurek
Bibliografia:
Adamski Jan: Odwiedziny; Kraków 1975.
Gaweł Bolesław: Lata włóczęgi; Olsztyn 1977.
Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyźnie w latach 1939 – 1947; Wrocław 2007.
Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo ludności polskiej przez OUN-UPA w woj. stanisławowskim w latach 1939 – 1945; Warszawa 2004.
Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004.
Konieczny Zdzisław: Stosunki polsko-ukraińskie na ziemiach obecnej Polski w latach 1918 – 1947; Wrocław 2006.
Korman Aleksander: Ludobójstwo UPA na ludności polskiej; Wrocław 2003.
Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003.
Motyka Grzegorz: Ukraińska partyzantka 1942 – 1960; Warszawa 2006.
Motyka Grzegorz: Tak było w Bieszczadach; Warszawa 1999.
Petrowicz Tadeusz: Od Czarnohory do Białowieży; Lublin 1986.
Piotrowski Czesław: Przez Wołyń i Polesie na Podlasie; Warszawa 1998.
Poliszczuk Wiktor: Dowody zbrodni OUN-UPA; Toronto 2000.
Prus Edward: Operacja „Wisła”; wyd. IV, Wrocław 2006.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Bulzacki Krzysztof: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939 – 1947; Wrocław 2006.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Różański Eugeniusz: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946; Wrocław, bez daty wydania, 2007.
Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945; Warszawa 2000.
Sowa Andrzej L.: Stosunki polsko-ukraińskie 1939 – 1947; Kraków 1998.
„Świadkowie mówią” (wybór tekstów: Stanisław Biskupski); Warszawa 1996.
Turowski Józef: Pożoga; Warszawa 1990.
Wańkowicz Melchior: Od Stołpców po Kair; Warszawa 1969.
Żurek Stanisław.: Ludobójstwo nacjonalistów u kraińskich dokonane na Polakach w Polsce południowo-wschodniej w latach 1939 – 1948; Wrocław 2013.
Żurek Stanisław: UPA w Bieszczadach; wyd. II, Wrocław 2010.
Skałuba Janina:  „Wspomnienia z wydarzeń w 1943 roku w kolonii Michałowka pow. Kowel”;   Niedrzwica Duża, dn. 02.03.2003r., maszynopis  w zbiorach autora.
Pozostałe źródła znajdują się pod każdym opisem zbrodni.
 
 
  1. Sierpień oraz latem 1943
Na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku:
We wsi Cygany pow. Borszczów banderowcy uprowadzili do lasu 3 Polaków (w tym kobietę), którzy zaginęli bez śladu. Inni: zostali zamordowani przez banderowców: Dzikowska Anna, Kraśnicki Kazimierz l. 30, Sokołowski Józef, Karwacki Piotr l. 50, Radol Henryk l. 20. ( Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003).
1 sierpnia 1943  roku:
W kol. Andrzejówka pow. Równe upowcy obrabowali i spalili kolonię oraz zamordowali ponad 50 Polaków.
W miasteczku Białozurka pow. Krzemieniec zamordowali co najmniej 10 Polaków, w tym 2 rodziny oraz ojca z córką.
We wsi Kozaczki pow. Krzemieniec miejscowi „powstańcy ukraińscy” zamordowali 49-letnią Annę Babczyk oraz na łące dwóch z nich, Iwan Zysko i Sawa „Slipyj” zadźgali nożami jej matkę, około 70-letnią Antoninę Mazur.
We wsi Kulików pow. Żółkiew uprowadzili 28-letniego Polaka, który zaginął bez śladu.
W kol. Ożgowo pow. Kostopol zamordowali 30 Polaków.
W futorze Pózikowskiego pow. Krzemieniec zamordowali 7 Polaków z 2 rodzin, w tym 10-letnią dziewczynkę.
W miasteczku Tuczyn pow. Równe podczas nocnego napadu zamordowali kilkunastu Polaków, w tym ojca z 2 córkami lat 15 i 19, matkę z 2 córkami, młodą kobietę (której rozpruli brzuch) z niemowlęciem.
W nocy z 1 na 2 sierpnia 1943 roku:
W kol. Leonówka pow. Równe upowcy dokonali rzezi 150 Polaków. Całe rodziny ginęły od kul, noży, siekier i innych narzędzi, bądź płonęły żywcem. Dziewczynkę Władysławę Bagińską wytropili w stogu siana i zasztyletowali, zamordowali także jej rodziców i pięcioro rodzeństwa. Wdowę Marcelinę Piotrowską zarąbali siekierą, jej 9-letnią córkę Władysławę i 7-letnią Romualdę zakłuli widłami, 5-letniego syna Stefana zarąbali siekierą a 3-letniego syna Waldemara zastrzelili. „Do Leonówki tragedia przyszła 1 sierpnia 1943 r. tuż przed północą. 39-letnia wówczas Apolonia Reszczyńska tak zapamiętała tę noc:„W dzień pracowaliśmy w gospodarstwie domowym w Leonówce, a na noc jechaliśmy konnym zaprzęgiem do Tuczyna. Nasi sąsiedzi z Leonówki nocowali w okolicznych krzakach i zagajnikach. Wszyscy baliśmy się, że śmierć może przyjść nocą. Mężczyźni wieczorami zaciągali straże na rogatkach wsi. W fatalny dzień 1 sierpnia 1943 roku po wieczornej mszy w kościele, trochę uspokojeni, postanowiliśmy nie jechać na nocleg do Tuczyna. Gnana jednak jakimś złym przeczuciem namówiłam swych sąsiadów, rodzinę Łojów, aby przyszli do nas do chaty pomodlić się przy figurze Matki Boskiej z Niepokalanowa. Około godziny 22.00, w czasie odmawiania litanii, usłyszeliśmy strzały i gdy wybiegliśmy z domu, ujrzeliśmy, jak na początku wsi od pocisków zapalających buchnął ogień z kilku krytych słomą chat. Wszystkich ogarnęło przerażenie. W wielkim chaosie, wśród wrzasków, w grzmocie eksplozji karabinowych pocisków, w blaskach krwawych języków ognia bijących w niebo z palących się domów i stodół, chwyciłam swe najmłodsze dziecko, sześciomiesięcznego Romana, i zaczęłam biec na oślep przed siebie w kierunku lasu. Mąż mój pobiegł ze starszymi dziećmi za stodołę w zboże. Świst kul wyzwalał we mnie niespożyte siły. Młodsze dzieci rozbiegły się w różne strony razem ze spuszczonym z łańcucha psem. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że wieś jest otoczona przez banderowców. Z Romkiem na rękach biegłam, potykając się między łanami dojrzewającego żyta. Przy mnie był cały czas skomlący ze strachu pies. Gdy byłam już blisko lasu, przede mną jak z podziemia wyrósł potężny Ukrainiec z karabinem w rękach. Poznałam go. Był to Szkul, Ukrainiec z sąsiedniej wioski, który często bywał u nas. Był producentem betonowych kręgów do studni i przed kilku tygodniami na środku naszego podwórka z moim mężem montował te kręgi w nowo wykopanej studni. Był miłym, serdecznym człowiekiem i nawet zaprzyjaźniliśmy się z nim. Teraz ujrzałam go w nowej roli. Z jakimś obłędnym błyskiem w oczach i straszliwym grymasem twarzy bez wahania strzelił prosto w moją głowę. Kula świsnęła mi przy lewej skroni, zrywając przepaskę do włosów i powodując krwotok z przestrzelonego ucha. Runęłam z dzieckiem w zboże, nie tracąc jednak przytomności. Szkul sądził, że mnie zabił. Synka Romka przydeptał butem. W tym momencie usłyszałam rozkaz: "prawe kryło w pered” (prawe skrzydło do przodu). Szkul wykonał polecenie. Przekroczył leżącą we krwi kilka metrów ode mnie Marynię, siostrę mego męża zamężną z Wąsowskim. Obok niej leżał, na szczęście żywy, jej dwuletni syn Stefek, który obecnie mieszka we Wrocławiu. Gdy Szkul poszedł w stronę wioski, by tam realizować morderczy rozkaz, ja podniosłam się, przykryłam swe dziecko snopkiem i w szoku pobiegłam dalej do lasu. Strzelali za mną, ale nie trafili. Gdy zaczęło świtać, Ukraińcy ze wsi ustąpili. Wówczas wróciłam na miejsce, gdzie schowałam dziecko. Znalazłam je całe i żywe. Ale Romek do końca życia miał wgniecioną klatkę piersiową - była to pozostałość po obcasie Szkula. Wszystkie domy w Leonówce były spalone. Wśród pogorzelisk leżały dziesiątki trupów. Tylko moja rodzina miała wyjątkowe szczęście - wszyscy przeżyliśmy: mąż i sześcioro naszych dzieci. Drugiej takiej rodziny w Leonówce nie było. W każdej kogoś opłakiwano. /.../  Opowieść Apolonii Reszczyńskiej opublikowałem 3 października 1996 roku w "Gazecie Brzeskiej”. W maju 2013 roku, w trakcie pisania tego tekstu, postanowiłem dowiedzieć się, jakie były dalsze losy mej rozmówczyni sprzed wielu lat. Od jej syna, Alfreda Reszczyńskiego, dowiedziałem się, że żyła jeszcze dwa lata, a okoliczności jej śmierci były równie wstrząsające jak przytoczona wyżej opowieść. Na święta Bożego Narodzenia roku 1998 Apolonia Reszczyńska, licząca wówczas 94 lata, pojechała do Brzegu, do swej córki Zofii (rocznik 1938), po mężu Malinowskiej. W czasie nocy sylwestrowej, przebudzona wystrzałami i eksplozjami fajerwerków witających Nowy Rok pod brzeskim ratuszem, wyrwana ze snu, sądząc, że to napad banderowców, otworzyła okno i aby się ratować ucieczką, tak jak przed 65 laty w Leonówce, wyskoczyła przez nie. Pokoik, w którym spała, był na wysokim parterze. Upadek okazał się tragiczny w skutkach. Złamała nogę i pokaleczyła sobie twarz, bo wpadła głową w krzak róży. Przewieziona do szpitala żyła jeszcze miesiąc. Trauma "czerwonych banderowskich nocy”, gdy płonęły całe wołyńskie wsie, została w niej do końca życia.” (Stanisław S. Nicieja: „Moje Kresy. Spór o Banderę”; w: http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130518/REPORTAZ/130519469 . Za: http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/839-tragedia-leonowki-opowie-apolonii-reszczyskiej-z-ppic.html Wyszukał i wstawił :Bogusław Szarwiło ).
2 sierpnia 1943 roku:
W kol. Antopol pow. Równe Ukraińcy zabili 70-letnią Polkę, wdowę.
We wsi Beremiany pow. Buczacz zamordowali Polaka, leśniczego, oraz ciężko poranili jego żonę (sądzili, że nie żyje). Był to Kazimierz Pleszanowski albo Pieczanowicz z Dulib (Kubów..., jw.).
We wsi Burakówka pow. Zaleszczyki uprowadzili z drogi wracającego do domu Polaka, leśniczego i ślad po nim zaginął. Inni: banderowcy zamordowali 5 Polaków (Kubów..., jw).
We wsi Duliby pow. Buczacz zamordowali Polaka, był to leśniczy Pachowicz. Patrz wyżej: „we wsi Beremiany”.
W kol. Lubomirka Nowa pow. Równe zamordowali kilkunastu Polaków, imiennie znane są 4 ofiary.
We wsi Twerdynie pow. Horochów zamordowali 2 Polaków, lat 16 i 28
W nocy z 2 na 3 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czernelica n/ Dniestrem pow. Horodenka  został zamordowany z innymi osobami przez grupę bojówkarzy OUN  leśniczy Zenon Borzemski (Edward Orłowski, w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+2013.pdf ).
W kol. Karczemka pow. Równe upowcy zamordowali 1 Polaka.
2 lub 3 sierpnia 1943  roku
We wsi Szpanów pow. Równe zamordowali 1 Polaka i 1 Ukraińca, męża Polki.
3 sierpnia  1943 roku:
W kol. Leonówka pow. Równe zatrzymali kolumnę furmanek z rodzinami uciekającymi ze wsi Kudranka do Tuczyna. Część upowców zabrała furmanki z żywnością i odzieżą, a pozostali doprowadzili uciekinierów do lasu, w którym oczekiwała już druga grupa „partyzantów ukraińskich”. Po dokonaniu rewizji i rozebraniu do bielizny ofiary ustawiali w 10-osobowych grupach i uśmiercali dźgając i tnąc bagnetami. Bronisławie Reszczyńskiej, lat 22, będącej w ostatnich dniach ciąży rozpłatali brzuch. Nie pogrzebane zwłoki co najmniej 42 Polaków pozostały na miejscu zbrodni, w większości kobiet i dzieci, począwszy od 2-letnich dzieci po 80-letnią Wiktorię Łozowicką.
We wsi Rudniki pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 1 Polkę.
We wsi Zielony Dąb (Góra Wereszczyńskich) pow. Zdołbunów upowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali ponad 60 Polaków. Świadek zbrodni podaje jednak datę 3 lipca i pod tą datą znajduje się krótki jej opis.
W nocy z 3 na 4 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czernelica pow. Zaleszczyki: „W nocy z 3 na 4.VIII.1943. Czernelica pow. Zaleszczyki. Ukraińcy zamordowali instruktora fabryki tytoniu w Jagielnicy, Polaka, Wojciecha Kosteckiego. Tej samej nocy w Czernelicach zamordowano również leśniczego Polaka, oraz robiono zamachy na nauczyciela i księdza polskiego” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).  H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają  tej wsi i zbrodni.
4 sierpnia 1943 roku:
W kol. Kraśnica pow. Równe upowcy ujęli i zamordowali uciekających do Tuczyna 10 osób: małżeństwo Guzowskich, Franciszka Żukowskiego oraz 7-osobową rodzinę polsko-ukraińską: 48-letnią córkę Guzowskich, jej 47-letniego męża Nestora Dziubaka (zięcia Guzowskich) i ich pięcioro dzieci w wieku od 1 roku życia do 8 lat.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów zamordowali 61-letniego Polaka.
We wsi Rudniki pow. Śniatyn policjant ukraiński zamordował 1 Polaka.
We wsi Uścieczko pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali Polaka. „04.08.1943 r. został zamordowany Kostecki i.n., l. 25 student UJ, instruktor tytoniowy.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
3 lub 5 sierpnia 1943 roku:
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zabrali z wozami i końmi 10 Polaków na tzw. podwody, z których 9 nie wróciło, a 10-siąty uciekł z miejsca egzekucji.
5 sierpnia 1943 roku:
We wsi Anielówka pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali 2 Polaków: studenta UJ Jasiewicza i nauczycielkę; ich straszliwie okaleczone ciała znaleziono na polu wśród kukurydzy niedaleko wsi Nyrki. Inni: byli to Jasiewicz N. i Skiba Dominik (Kubów..., jw.).
We wsi Dupliska pow. Zaleszczyki zamordowali 1 Polaka.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów zamordowali 16-letniego Polaka.
We wsi Rybcza pow. Krzemieniec podczas ataku UPA i okolicznych chłopów ukraińskich Polacy podjęli obronę; zamordowanych zostało 3 Polaków, w tym 70-letniemu choremu mężczyźnie obcięli uszy, zdarli paznokcie i wydłubali oczy.
W miejscowości Tłuste Miasto pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali 2 Polaków: nauczyciela ze wsi Anielówka oraz urzędnika poczty .
W nocy z 5 na 6 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 5 na 6.VIII.1943. Łopuszna pow. Brzeżany. Dwóch Ukraińców napadło na Polaka Słobodzianina. Zabrali mu wóz i parę koni. Synowi gospodarza 16-letniemu chłopakowi kazali się podwieźć. Chłopak nie wrócił” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej wsi i tej zbrodni.
6 sierpnia 1943 roku:
W kol. Burki pow. Sarny upowcy zamordowali 3 Polaków.
We wsi Czerniejów pow. Kowel chłopi ukraińscy ze Swinarzyna oraz miejscowi zamordowali 15 Polaków, w tym dwie 6-osobowe rodziny i 3-osobową: matkę z córkami lat 16 i 18.
7 sierpnia 1943 roku:
W miasteczku Aleksandria pow. Równe Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
W kol. Biesiadka pow. Sarny upowcy zamordowali 2 Polaków: 16-letnią dziewczynę oraz uprowadzili mężczyznę, po którym ślad zaginął.
We wsi Rudnia pow. Łuck :„Urodziłem się w miejscowości Balarka, gmina Silno, powiat Łuck, parafia Derażne. Rodzina: było nas dwoje braci – ja, Edward Szpringel (Szpryngiel) , urodziłem się w 1933 r.. /.../  Jakie jest mocne ludzkie serce. Jak nas mieli prowadzić z Rudni do Studzin, na ten zwiazok, to żona tego sołtysa mówi do nas „Jak człowiek długo może się męczyć, nim skona. Dwa tygodnie przed wami złapali Ukraińcy kobietę z synem. Przebili do drzwi w stodole piersiami, z pleców cięli żyw[c]em pasy, potem oderwali, przebili plecami. Jak z przodu zaczęli ciąć, dopiero ta matka z synem skonali”. Ja z bratem i Mamą słuchamy, wiedząc świadomie, że idziemy na okrutną śmierć i serca nasze wytrzymali.” /.../  „Czyta ten sołtys, że nas odstawią do Dużych Studzin (Nazwa w lokalnym polskim brzmieniu. Nazwa prawidłowa Stydyń Wielki, wieś ukraińska w gm. Stydyń, pow. kostopolski.). Tam jest taki punkt. Kogo złapią, to tam mieszkają i ma on nas tam zaprowadzić. Żona tego sołtysa mówi wprost, że tam jest zwiazok, około 15 Ryzunów, tam nikt żywy nie wyjdzie. Mówi, że przed nami złapali nauczycielkę z synem, która uczyła tam dzieci, i też zamordowali w okropny sposób.” (Edward Szprigiel: Bóg nas uratował. W:  http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/842-bog-nas-uratowa.html ).Edward Szpringel (właściwe: Szpryngiel) z matką i bratem uciekli z Huty Stepańskiej 18 lipca, ukrywali się przez 34 dni i około 21 sierpnia zostali złapani przez Ukraińców  koło wsi Balarka pow. Łuck, opisywana zbrodnia miała miejsce dwa tygodnie przed ich złapaniem, czyli około 7 sierpnia 1943 roku.
We wsi Semenów pow. Trembowla: „7.VIII.1943. Semenów pow. Trembowla. Ukraińcy zamordowali Polaka Seretnego. W związku z tym aresztowano następujących Ukr.: dwóch braci Słobodzianów, Burbełe i Krupnyka” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
Przed 8 sierpniem 1943 roku:
W kol. Budki Kudrańskie pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 20-letniego Polaka.
8 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie.
W kol. Dunaj pow. Horochów upowcy zamordowali 18 Polaków, w tym 1 mężczyznę, pozostałe ofiary to kobiety i dzieci.
W kol. Kadyszcze pow. Łuck dwie Polki, siostry mające po 17 – 18 lat, idące do kościoła; po zgwałceniu zostały bestialsko zamordowane przez kilkunastu chłopów ukraińskich.
We wsi Kulczyce pow. Trembowla: „W nocy 8.VIII.1943. Kulczyce gmina Mogielnica pow. Trembowla. Ukraińcy zamordowali b. komendanta P.P. Juźkowa. W związku z dokonanym mordem żandarmeria niemiecka aresztowała wójta gminy Mogielnica Ukraińca” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej wsi i tej zbrodni.
We wsi Niewirków pow. Równe Ukraińcy zamordowali 1 Polkę.
W kol. Trystok pow. Horochów zamordowali 4 Polaków: dwa małżeństwa.
We wsi Tumin pow. Horochów uprowadzili i zamordowali 31-letnią Polkę.
W kol. Zurawiec pow. Horochów w drugim napadzie upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, kolonia przestała istnieć.
9 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol Ukraińcy podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
W kol. Jadwipol pow. Rowne zamordowali 3 Polaków, w tym kobietę, podczas żniw.
We wsi Mytnica pow. Trembowla: „09.08.1943 r. został zamordowany Jóźwiak i.n. l. 70.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Plebanówka  pow. Trembowla „09.08.43 r. został zamordowany mieszkaniec wsi NN l. 25.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.)
W nadleśnictwie Turza Wielka pow. Dolina został zamordowany przez UPA  leśniczy Welfe (Orłowski..., jw.).
10 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czarnokowice Wielkie pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali 22-letniego Polaka.
W osadzie Jagiellonów pow. Łuck upowcy spalili polską osadę i zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, imiennie znane są tylko 2 ofiary, w tym starzec Górski, którego nadziali na widły i wrzucili do płonącego domu.
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński na terenie lasu upowcy mordowali złapanych uciekających Polaków oraz branych na tzw. podwody; zginęło tutaj ponad 50 osób.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec po namowach Ukraińców Polacy w 3 grupach wrócili do wsi dokonać żniw i grupy te wymordowali, co najmniej 30 Polaków: pierwszą grupę wyrżnęli nożami w stodole, drugą grupę rozstrzelali seriami karabinu maszynowego w polu, trzecia grupę uciekającą także zamordowali na polu.
11 sierpnia 1943 roku:
W mieście Łuck woj. Wołyń na skutek donosów Ukraińców ukraińska policja kryminalna (Ukrainische Kryminalpolizei) aresztowała 50 Polaków, głównie inteligencji, z czego 30 Polaków zostało potem rozstrzelanych.
We wsi Stryjówka pow. Zbaraż Ukraińcy zamordowali 4 Polaków.
12 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki k. Łowiszcza pow. Kowel upowcy wymordowali ludność polską, imiennie znane jest tylko 35 ofiar.
W kol. Miedziaków pow. Kowel Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie.
W okolicy miasteczka Mizocz pow. Zdołbunów upowcy napadli na ciężarówkę z cukrowni wiozącą ludzi i zamordowali 20 Polaków.
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polki.
W kol. Stanisławówka pow. Łuck policjanci ukraińscy zastrzelili 1 Polaka.
13 sierpnia 1943 roku:
We wsi Basowy Kąt pow. Równe Ukraińcy zamordowali 2 Polki podczas żniw.
We wsi Borszczówka pow. Kostopol uprowadzili do lasu i zamordowali 22-letniego Polaka.
14 sierpnia 1943 roku:
We wsi Chobułtowa pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 9 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę z dziećmi lat 2, 5, 12 i 14.
We wsi Czernelica pow. Horodenka Ukraińcy zamordowali Polaka, inspektora Fabryki Tytoniu.
W kol. Marcelówka pow.  Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polaków.
We wsi Raj pow. Brzeżany: „14.08.1943 r. został zam. leśniczy Śliwiński Antoni.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 31 Polaków, w tym 9-osobową rodzinę Władysława Kamińskiego: rodziców i ich 7 dzieci.
We wsi Trościaniec Wielki k/Olejowa pow. Zborów zatrzymany został na drodze leśnej pomiędzy Kotowem a Trościańcem w czasie powrotu do wsi, uprowadzony i zamordowany przez UPA leśniczy (inż. leśnik) Antoni Śliwiński lat 39  (Wojciech Moskaluk, w:http://www.swietoszow.wroclaw.lasy.gov.pl/documents/21700551/27220520/Lista+pomardowanych.pdf/fc266838-157c-4429-a3bd-c4fd238f25f4 ).
We wsi Trościaniec pow. Brzeżany uprowadzili Polaka, leśniczego, który zaginął bez śladu. Był to Antoni Śliwiński (Komański..., s. 130 oraz Kubów..., jw.).  
15 sierpnia (święto Wniebowzięcia NMP) 1943 roku:
W kol. Berezowicze pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali siekierami, łopatami, widłami, łomami itp. co najmniej 45 Polaków; 8-letniej Irenie Chaber siekierą odrąbali głowę na pniaku do rąbania drzewa  (Siemaszko..., s. 856).
We wsi Berezowica pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 rodziny polskie liczące około 10 osób.
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol zamordowali 6 Polaków, w tym dziewczynki lat 7 i 18.
We wsi Chorostów pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków, w tym przywiązali do łóżka, oblali benzyną i spalili babkę Karolinę Ryś i jej dwoje wnucząt o nazwisku Opałko oraz  3-osobową rodzinę pracownika kolei  (Siemaszko..., s. 860).
We wsi Glinka nad Dniestrem pow. Buczacz banderowiec zastrzelił Polaka Kazimierza Braszynowicza, leśniczego (Jan Adamski: Odwiedziny, Kraków 1975, s. 104).
We wsi Hawczyce pow. Łuck upowcy zamordowali 20-letniego Polaka.
W kol. Jaworówka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ponad 100 Polaków i 1 Żydówkę.
We wsi Koropiec pow. Buczacz:. „15 VIII 1943 po otoczeniu budynku nadleśnictwa został uprowadzony z narady i zamordowany przez UPA  gajowy Humaniecki” (Orłowski..., jw.).
We wsi Kotów pow. Brzeżany na drodze między wsią Liliatyn a Kotowem zamordowali wracającego z odpustu proboszcza parafii Kotów ks. Władysława Bilińskiego.
W kol. Krasna Góra pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3-osobową rodzinę polską: dziadków lat 76 i 78 oraz ich 14-letnią wnuczkę.
W kol. Ludmiłpol pow. Włodzimierz Wołyński bestialsko zamordowali 2 Polki, siostry lat 18 i 20 uciekające furmanką ze wsi Turia do Włodzimierza Wołyńskiego -  Jadwigę i Stanisławę Zyman.
W kol. Oktawin pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ponad 30 Polaków, w tym 7-osobową rodzinę.
W kol. Police pow. Kostopol zamordowali 1 Polaka.
W kol. Stomorgi pow. Dubno zamordowali 3-osobową rodzinę polską.
We wsi Swaryczów pow. Dolina zamordowali 39-letniego Polaka.
W mieście Równe woj. Wołyń zamordowali 62-letnią Polkę.
W kol. Wierzbiczno pow. Kowel zastrzelili 1 Polaka. 
Do połowy sierpnia 1943 roku:
We wsi Budy pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 5 Polaków: matkę z 2 synami i 2 córkami.
W kol. Dębiny pow. Dubno zamordowali 8 Polaków.
We wsi Janówka pow. Dubno zamordowali 53 Polaków.
W kol. Kamienna Werba pow. Dubno zamordowali 7 Polaków: rodziców z 3 dzieci oraz dziadka z wnukiem. We wsi Kluki pow. Dubno zamordowali 1 Polaka.
We wsi Kozin pow. Dubno zamordowali 4 Polki, w tym jedną z córką.
W futorze Lipkowiec pow. Dubno zamordowali 8 Polaków: 6-osobową rodzinę oraz matkę z synem.
We wsi Nosowica Stara pow. Dubno zamordowali 7 Polaków: 5-osobową rodzinę i małżeństwo.
We wsi Płaszowa pow. Dubno zamordowali 7 Polaków 4-osobową rodzinę z 2 synami, małżeństwo i kobietę. We wsi Podłuże pow. Dubno zamordowali 3 Polaków.
W kol. Smolarnia pow. Dubno zamordowali 2 Polaków: matkę z synem.
We wsi Stołbiec pow. Dubno zamordowali 14 Polaków: rodziców z 2 córkami, ojca z 3 dzieci,  matkę z 3 dzieci, małżeństwo.
We wsi Werba pow. Dubno na skutek donosu Ukraińca Niemcy aresztowali i zamordowali 4 Polaków, pracowników tartaku.
We wsi Zagaje – Dąbrowa pow. Dubno upowcy zamordowali 17 Polaków, w tym rodziny z dziećmi. 
W połowie sierpnia 1943 roku:
W kol. Marcelówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali Polkę z 2 małych dzieci.
We wsi Porohy pow. Nadwórna dwaj Ukraińcy poranili Polaka, który po kilku tygodniach zmarł.
W kol. Sołomiak pow. Kostopol Ukrainiec zamordował rodzinę polską.
We wsi Zielony Dąb (Góra Wereszczyńskich) pow. Zdołbunów  w połowie sierpnia zamordowali błąkające się wokół wsi od czasu rzezi 3 lipca dzieci zamordowanych wówczas Antoniego i Marii Wereszczyńskich: 3-letniego Jerzego i 7-letnią Czesławę. Także w połowie sierpnia zamordowali 105-letniego Romana Krasickiego – najpierw powiesili go na sznurku na drzewie, a gdy sznurek zerwał się, dobili go pałkami.  (Siemaszko..., s. 971 – 972).   
15 lub 16 sierpnia 1943 roku:
We wsi Piotrówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 14 Polaków.
16 sierpnia 1943 roku:
We wsi Kohylno (w skład wsi wchodziło Zastawie i Tartak) pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 29 Polaków, w tym rodziny 6-cio i 5-osobowe. „Około tygodnia po pogromie Michał i Bolesław Roch oraz Tadeusz albo Roman Roch poszli nocą w trzech na Zastawie, aby zobaczyć co się stało z naszą rodziną. 11 lipca 1943 r. w nocy z soboty na niedzielę, na ich dom był napad podczas którego zamordowano wdowę Amelię [Roch] lat ok. 60 oraz jej najmłodszą córeczkę Zosię lat ok. 14. Tej nocy Tadeusz Roch spał w swojej stodole, między słomą a ścianą, a jego rodzony brat Roman w ogrodzie w kapuście, niedaleko łąki. Romek Roch opowiadał mi osobiście, że nad ranem już robiła się „szarówka” posłyszał jakieś głosy, a w chwilę później jakieś głośne, przeraźliwe wręcz krzyki, dochodzące od domu Grzegorza Rocha. Jednak nie zdecydował się tam pobiec, gdyż na podstawie tego co słyszał, poznał, że są to krzyki mordowanych ludzi. Szybko ukrył się w pobliskich szuwarach i przesiedział tam cały dzień. Romek opowiadał mi także, że Tadek też obudził się w stodole, gdy Ukraińcy zaczęli dobijać się do drzwi domu Grzegorza. Widział przez szpary w ścianie stodoły, jak Ukraińcy wpuszczeni do domu, po chwili całą rodzinę wyprowadzili na podwórko. Przodem szły dzieci Grzegorza i jego żony. W tym momencie było jeszcze cicho i spokojnie, wszystko wskazywało na to, że gospodarze nie spodziewali się najgorszego. Na pewno mieli nadzieję, że to zwykłe najście, które zakończy się przesłuchaniem lub co najwyżej pobiciem i groźbami, tym razem było jednak inaczej. Gdy dzieci były już na dworze, Ukraińcy nagle uderzyli je siekierami w głowę, natychmiast zginęli wtedy: syn lat ok. 16 oraz dwie córki, starsza lat ok. 25 i młodsza lat ok. 20. Gdy matka zorientowała się, że dzieci zostały zaatakowane, dopiero wtedy zaczęła histerycznie krzyczeć i właśnie te krzyki słyszał Roman w ogrodzie. Możliwe, że któreś z dzieci też zdążyło krzyknąć przed samą śmiercią. Po zarąbaniu dzieci wyprowadzili Grzegorza i jego żonę, pierwsza porąbana została żona lat ok. 60. Wtedy bandyci zaczęli się zastanawiać jaką śmierć zadać gospodarzowi i wtedy Tadek usłyszał wyraźnie takie słowa jednego z Ukraińców do pozostałych: „On uciekł nam do miasta i przyszedł z powrotem. Trza mu dać lekkie skonanie!” Zaraz potem Tadek zobaczył, jak za chwilę powiesili go na jabłonce, tuż obok ich domu rodzinnego. Tak skonał Grzegorz lat ok. 60. Tadeusz widział też, jak zginęła jego matka, opowiadał wszystkim, że ta sama grupa Ukraińców po wymordowaniu rodziny Grzegorza przeszła pod drzwi jego domu i zaczęła się dobijać do środka. W końcu udało im się wejść do środka i po chwili słyszał niewyraźnie jak matka prosiła kilku oprawców o darowanie jej życia. Potem wszystko ucichło, po chwili zobaczył jednak, że mężczyźni opuszczają dom i odchodzą. Tadek wspominał także, że rozpoznał jednego z napastników, ale dzisiaj już nie pamiętam, o kim mówił. Wiem zaś na pewno, że to był Ukrainiec z Kohylna. Bandyci nie podpalili zabudowań i prawie na pewno nic nie wynieśli z domu. Po około dwóch godzinach na Zastawie przyszła druga grupa Ukraińców i zaczęli chować ciała pomordowanych. Całą rodzinę Grzegorza wrzucili do dołu po kartoflach, tuż przy ich własnej chałupie. Ciało wdowy Amelii Roch wrzucili do lochu po kartoflach i zawalili go. /.../ Michał Roch opowiadał mi także, że był po pogromie w Kohylnie, gdzie spotkał Ukraińca, który był sąsiadem Drabików. Właśnie ten Ukrainiec opowiedział Michałowi jak została zamordowana cała ich rodzina. 11 lipca 1943 r., w niedzielny ranek przyszli do Drabików banderowcy i weszli do domu. Po chwili zaczęli mordować tych, którzy byli w domu. W chałupie zabili matkę i dwie córki, tymczasem dwaj synowie spali w stodole. Gdy Ukraińcy wykryli ich kryjówkę, jednego chłopca zabili na miejscu, a Józek rzucił się do ucieczki przez pola. Nie zdołał jednak uciec i gdy go dopadli to go też zabili. Prawdopodobnie miał przed śmiercią prosić bandytów, aby mu darowali życie. Michał dowiedział się także, że ciała pomordowanych Ukraińcy wrzucili do lochu, kopca z drewnianych kołków na kartofle, który znajdował się na miedzy Drabików i Żyda Moszko Bejdera, potem wszystko zawalili” (Roman Szymanek, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl;  relację spisał Sławomir Tomasz Roch). „Dziadek Bolesław Roch na rok przed swoją śmiercią, mówił mi jak zabito jego bliską rodzinę, jego kuzynów. Powiedział, że staruszka Ukrainka z Kohylna, którą nazywano Koteluczka mówiła rodzinie Rochów w Kopyłowie pod Hrubieszowem, że Rochów z Zastawia Ukraińcy wieźli wozem do Kohylna, aż pod samą cerkiew i tam powiesili ich na lipach przy cerkwi” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz,;  w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch). W. i E. Siemaszko na s. 922 – 923 opisując wieś Kohylno napad datują na 16 sierpnia, a następne na 23 i 29 sierpnia 1943 roku.
We wsi Podjarków pow. Bóbrka banderowcy zamordowali 20 Polaków, w tym dwie rodziny Kleszczyńskich. Dokumentacja fotograficzna jednej zamordowanej rodziny znajduje się w książce Aleksandra Kormana Ludobójstwo UPA na ludności polskiej. Zginęli: Jan Kleszczyński, lat 38, jego żona Tekla, lat 37, ich córka Anna, lat 13 oraz ich syn Stanisław, lat 8. Rozebranym do naga ofiarom wydłubali oczy, zadawali ciosy siekierą w głowę, przypalali ogniem dłonie, próbowali odciąć kończyny górne i dolne, zadali rany kłute na całym ciele.
We wsi Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński: „W 1943 r., moi rodzice – Jan i Zofia Kraszewscy oraz bracia: Jerzy – lat 12, Tadeusz – lat 7 i ja – lat 9, mieszkaliśmy w kolonii Stanisławów oddalonej 20 km od Włodzimierza Wołyńskiego, gmina Werba. /.../ Dnia 16 sierpnia 1943 r. około godz. 14.00, kiedy kuzyn Roman wyszedł w celu rozpoznania sytuacji, zauważyliśmy ośmiu Ukraińców zbliżających się w naszym kierunku od strony naszego gospodarstwa. Najstarszy funkcją Ukrainiec, dobrze uzbrojony, podszedł do ojca i powiedział, że powinniśmy wracać do domu, ponieważ nic nam nie grozi i nie ma powodu uciekać. Dopytywał się również, gdzie jest kuzyn Roman, ponieważ chce go wraz z rodzicami przesłuchać i poprosił ojca, żeby odszedł z nim w głąb lasu. Ojciec zgodził się i odeszli tak, że nie było ich widać, ani słychać rozmowy. Po kilku minutach wrócił i zabrał mamę. Kiedy tak staliśmy w wielkim strachu, otoczeni przez pozostałych siedmiu bandytów, nagle usłyszeliśmy krzyk mamy „Oj, serce!”. Wówczas pomalutku zaczęliśmy oddalać się, bo przez moment tych siedmiu bandytów zainteresowało się zawartością wozu. W tym momencie przybiegł Ukrainiec, który wyprowadził rodziców i zaczął krzyczeć, dlaczego nie robią z nami porządku. Sąsiadka pani Olobra uklękła przed Ukraińcem i zaczęła go błagać o litość, żeby zostawili ją w spokoju, na co ten dowódca przebił ją bagnetem umocowanym na karabinie, mordując na naszych oczach. Wtedy zaczęliśmy uciekać w kierunku naszego lasu i pozostawionego tam bydła. Najmłodszy brat Tadeusz uciekał najwolniej, a kilku bandytów biegło za nim i tak dobiegł do owiec i schował się za pasącego się barana. Baran, widząc biegnącego naprzeciw człowieka, rozpędził się i z całą siłą uderzył bandytę, który aż się przewrócił, a kiedy chciał go uderzyć drugi raz, wówczas bandyta podniósł się i zastrzelił barana. Tymczasem brat Tadeusz uciekł w zarośla i tak zostało uratowane życie 7-letniego dziecka. Ja i mój starszy brat uciekliśmy w zarośla i krzaki. Jak się okazało, mama, chociaż bardzo ranna, pokaleczona bagnetem, będąc w szoku, zdołała uciec z miejsca tego mordu. Bandyta, kiedy ją wyprowadził w krzaki, kazał zdjąć sukienkę, ponieważ była wełniana, po czym uderzył ją kolbą w głowę, a kiedy zasłoniła się ręką, wówczas bagnetem zranił rękę, a następnie dwukrotnie zranił klatkę piersiową. Wtedy mama wydała ten pamiętny okrzyk „Oj, serce!”, co (…) nas uratowało. Bandyta tymczasem uznał, że mama już tam umrze, zabrał sukienkę i pobiegł do furmanki. (…) Mama długo nie mogła uwierzyć, że nasz tatuś nie żyje, nawet wówczas kiedy do Włodzimierza przyjechał kuzyn Roman i powiedział, że po odgłosach strzałów, późnym wieczorem poszedł na miejsce naszego postoju i nieopodal, w krzakach za drzewami, potknął się o ciało naszego tatusia, które przykrył gałęziami. I taki pogrzeb miał nasz tatuś.(Zdzisław Kraszewski: Początek zagłady kolonii Stanisławów; w: www.martyrologiawsipolskich.pl ).
We Włodzimierzu Wołyńskim w nocnym napadzie upowcy na ul. Lotniczej zamordowali około 15 Polaków; 35-letniemu Zygmuntowi Zakrzewskiemu  połamali ręce i nogi i wbili w głowę gwoźdź.
We wsi Zamch pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy z Niemcami zamordowali 8 Polaków.
We wsi  Zarudeczko pow. Zbaraż  banderowcy zamordowali 10 Polaków, byli to: Huka Ignacy l. 39, Kowalczuk Onufry l. 48, Olisko Aniela l. 19, Przysiniuk Bronisław l. 19, Ratuniak Maria l. 60, Rygiel Mikołaj l.62, Zagwocki Antoni l. 39 i Teresa l. 61, oraz 2 osoby o nieustalonym nazwisku.(Kubów..., jw.).
W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 17 na 18.VIII.1943. Na kolonii między Karolowką a Szuparką pow. Buczacz Ukraińcy wymordowali rodzinę polską złożoną z 6 osób. Jednego ze sprawców ujęto, jest to Ukrainiec, dezerter z ukr. Dywizji SS. Przyznał się do morderstwa” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej zbrodni.
18 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bielin pow. Włodzimierz Wołyński w walce z UPA zginął 23-letni Polak.
W miasteczku Mikołajów pow. Żydaczów banderowcy zamordowali Polaka, księgowego leśnictwa.
We Włodzimierzu Wołyńskim upowcy zamordowali 2 Polaków.
W kol. Zygmuntówka pow. Włodzimierz Wołyński zabili 5 Polaków podczas żniw, w tym 15-letniego chłopca.
W nocy z 18 na 19 sierpnia 1943 roku:
We wsi Kluwińce pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali 3 Polaków. Inni: „zamordowano 7 Polaków, w tym: Michalik Michał l. 45 i nauczyciel z Trembowli l. 50” (Kubów..., jw.). Komański na s. 235 podaje, że nazwiskiem Michała Michalika posługiwał się Tadeusz Trojanowski, były inspektor szkolny z Rawy Ruskiej. Patrz „ w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 roku”.
19 sierpnia 1943 roku:
We wsi Komarów pow. Stanisławów banderowcy zastrzelili 1 Polaka oraz drugiego uprowadzili z przysiółka Halicka Brama i ślad po nim zaginął.
We wsi Stawki pow. Równe w zasadzce upowcy zabili około 11 Polaków jadących do żniw oraz całą 23-osobową osłaniającą ich eskortę Ślązaków na służbie niemieckiej.
20 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bodiaki pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 26-letniego Polaka.
W kol. Jeziorany Szlacheckie pow. Łuck zamordowali Polaka, męża Ukrainki.
We wsi Komarów pow. Stanisławów uprowadzili 2 Polaków, mężczyznę i kobietę, urzędników zarządu Liegenschaftu, którzy zaginęli bez wieści.
W kol. Kowalówka pow. Kowel upowcy zabrali na podwodę i zamordowali 1 Polaka.
W kol. Kryłów pow. Równe zamordowali 2 Polaków.
W kol. Szeroka pow. Horochów w okrutny sposób wymordowali 3 rodziny polskie ocalałe z rzezi 16 lipca: 9-osobową, 4-osobową i 3-osobową a zwłoki spalili w stodole – razem 16 Polaków.
W kol. Szczytnia pow. Równe zamordowali 39-letnią Polkę, której męża  porąbali na kawałki 11 lipca 1943 roku.
We wsi Tiutkiewicze pow. Równe od ran zadanych przez Ukraińców zmarł w szpitalu 20-letni Polak.
W nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 20 na 21.VIII.1943. Kluwińce pow. Kopyczyńce. Około 23,30 Ukraińcy zamordowali trzech Polaków zaś jednego ranili. Zamordowani zostali: Jan Kostecki b. posterunkowy P.P. obecnie rolnik, Trojanowski Tadeusz b. inspektor szkół w powiecie Rawa Ruska obecnie buchalter na folwarku, Sroczyński Roman także buchalter rodem spod Krakowa. Ranny został Fleszar Zbigniew także pracownik folwarku /.../ W związku z tym morderstwem aresztowano miejscowego księdza gr.-kat. Proskurnickiego i jego syna Stefana, którzy są moralnymi sprawcami zbrodni. Stefan Proskurnicki b. komendant milicji ukr. posądzony jest również o zamordowanie 6 Polaków wracających z więzienia w Berdyczowie w r. 1941 w czasie wkraczania Niemców na nasz teren ” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).  H. Komański i Sz. Siekierka podają datę „W nocy z 18 na 19 sierpnia 1945” oraz nazwiska: Korzecki /Kosowski/ Jan, Trojanowski Tadeusz i Iszczycki Roman” (s. 235, tarnopolskie).
21 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bermeszów pow. Horochów upowcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską. „Oto wykaz pomordowanych Polaków na kolonii Kisielówka, Czesnówka, Jaworówka, Bermeszów i Lipnik w dniu 21.08.1943 r., który ja Czesław Życzko sporządziłem w porozumieniu z towarzyszami niedoli, w tym: moją żoną Heleną Życzko z domu Furtak, Stanisławem Łachowskim z kolonii Czesnówka oraz Bronisławem Nieczyporowskim (ofiary ze wsi Bermeszów  – przypis S.Ż.): Wyszyński Aleksander lat 45, (mój szwagier), Maria lat 40, (moja siostra), Aleksander lat 16, Janina lat 14, Aniela lat 12, Jadwiga lat 10 (mój brat i siostry cioteczne)”. („Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, spisał Sławomir Tomasz Roch; za: http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/221-wspomnienia-czesawa-i-heleny-yczko-z-domu-furtak-z-kolonii-kisielowka-w-powiecie-horochow-na-woy.html). Siemaszko...., s. 137 datują ten mord ”w 1943 r., latem”.
W kolonii Czesnówka pow. Horochów upowcy zamordowali 30 Polaków. „Oto wykaz pomordowanych: Uleryk Stefan lat 65; Łachowski Aleksander lat 70, żona lat 67;  Kuczko Bronisław lat 53 i troje dzieci lat 20, 8 i 6; Kosior Józef lat 22 i brat Edward lat 19; Uleryk Jan lat 72 i zona lat 60; Błędowski Stefan lat 30 i 1-roczny synek;  Torkowski Jan lat 30 i żona Władysława lat 20; Dumański Wacław lat 58 oraz cała rodzina tj. 6 osób od 17 do 4 lat; Zymon Jan lat 63, żona lat 51 oraz 4 dzieci od 21 do 5 lat; Błędowska Helena lat 31 i jej syn lat 3; Błędowska Maria lat 60”. ( Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, , j.w.) Siemaszko..., s. 152 podają: „W sierpniu 1943 roku zostali zamordowani dwaj bracia Józef i Edward. Najprawdopodobniej nie jest to pełna lista ofiar” Podają liczbę ofiar 5 + ?.
W kolonii Jaworówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 7-osobową rodzinę polską (rzeź w tej kolonii miała miejsce 15 sierpnia 1843 roku). „Oto wykaz pomordowanych /.../: Zybura Michał lat 53 (mój wujek), Katarzyna lat 40 (moja ciocia), Zofia lat 75, Marian lat 15, Jan lat 9, Tadeusz lat 7, Teresa lat 4 (to moje kuzynostwo)”. ( Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, jw.).  Siemaszko...., s. 861 nie wymieniają tych ofiar.
W kolonii Kisielówka pow. Horochów upowcy zamordowali co najmniej 93 Polaków. Atak nastąpił około godziny 14.00, Polacy uciekali do lasu do znajdującej się tam drewnianej Kaplicy hrabiego Szumińskiego oraz do Czarnego Lasu. „Wielu ludzi krzyczało do nas, by nie iść pod Kaplicę bowiem tam już rozpoczęła się rzeź, Ukraińcy strzelają kogo popadnie oraz rąbią siekierami i widłami kogo się da. Tak więc nie mając wyboru, uciekaliśmy razem z nimi, to były naprawdę straszne chwile. Jakby piekło rozwarło się na ziemi, jeden uciekał i płakał, inny biegł i krzyczał coś tam, może kogoś nawoływał, a może jakiś amok właśnie go ogarnął, dzieci piszczały.  /.../ W drodze odpoczywaliśmy w lesie, po przeróżnych krzakach i tam właśnie Piotr Przybyła opowiadał nam ze szczegółami, jaką gehennę przeżył w ostatnich dniach w domu swojej teściowej, mówił tak: „Już od prawie dwóch tygodni ukrywam się u mojej teściowej pod podłogą, obawiałem się bowiem, żeby mnie Ukraińcy nie zamordowali, gdyby dowiedzieli się, że wciąż tam jestem, już bym zapewne nie żył. Przez cały ten straszny czas pomagała mi moja dobra żona Tosia, teściowa nic nawet nie wiedziała o moim miejscu ukrycia. W tym czasie w naszym domu przebywali banderowcy, którzy gościli się tu niekiedy i na cały głos przechwalali się, jak to Polaków mordowali. Słyszałem to bardzo wyraźnie, gdyż mówili dosłownie nad moja głową. Jednego razu usłyszałem głos Ukraińca, który opowiadał jak zginęła rodzina polska Furtaków, których wcześniej znał dobrze. Kiedy ich znalazł Andrzej Futrak uklęknął przed nim, złożył ręce jak do modlitwy i zaczął go prosić, aby im wszystkim darował życie. Wtedy Ukrainiec Marko z Tumina, jak sam się potem przechwalał, jak go rąbnął siekierą w głowę, aż krew trysnęła na niego! A potem pozabijał wszystkich pozostałych, którzy tam byli, również bezlitośnie rąbiąc ich siekierą.”. /.../ Warto też dodać, że Piotr Przybyła pochodzi z Kisielówki, gdzie mieszkali jego rodzice oraz siostra Zofia, która wyszła za mąż za Piotra Krzeszowiec. Mieli razem dzieci, a on był Ukraińcem, ale mało kto o tym wiedział. Niestety podczas mordów Piotr Krzeszowiec zamordował swoją żonę Zosię. Osobliwą tragedię przeżyli także ich najbliżsi sąsiedzi Józef i Józefa Gnatiuk oraz ich córka lat 14, których ukraińskie bandziory powiązali drutem ostrym, kolczastym i tak ich okrutnie zamęczyli. Tak przynajmniej opowiadali sobie ludzie w mieście we Włodzimierzu”. /.../  Oto wykaz pomordowanych Polaków na kolonii Kisielówka, Czesnówka, Jaworówka, Bermeszów i Lipnik w dniu 21.08.1943 r., który ja Czesław Życzko sporządziłem w porozumieniu z towarzyszami niedoli, w tym: moją żoną Heleną Życzko z domu Furtak, Stanisławem Łachowskim z kolonii Czesnówka oraz Bronisławem Nieczyporowskim” (ofiary z kolonii Kisielówka – przypis S.Ż.): Życzko Rozalia, maja mama lat 50, mój brat Longin lat 15. Furtak Andrzej lat 52 mój teść, jego żona Franciszka lat 40, syn Eugeniusz lat 11, córka Czesława lat 9. Michalec Stefania lat 10, Michalec Maria lat 47, obie były naszymi sąsiadkami. Ambroziak Mieczysław lat 16, był naszym sąsiadem. Kampanowski Michał lat 40, Janina lat 35, Stanisław lat 15, to byli także nasi sąsiedzi. Marceniuk Mieczysław lat 20, nasz sąsiad. Zymon Katarzyna lat 60, Bolesław lat 35, Hipolit lat 30, Janina lat 27, Maria lat 6, Stanisława lat 4, Zymon Kazimierz lat 33, Emilia lat 27, Józefa lat 5, Agata lat 3, Zymon Medzik lat 45, Władysława lat 30, Stanisław lat 6, Marian lat 4, Zymon Michalina lat 22, Władysław lat 5., to też nasi sąsiedzi. Suszyński Kazimierz lat 67. Czerwonko Rozalia lat 78. Marszałek Natalia lat 22, Jan lat 4.  Nieczyporowski Tadeusz lat 14. Gałuszka Julian lat 43, Aniela lat 45, Władysław lat 16, Wanda lat 9, Stanisław lat 7, Józef lat 5, Stefan lat 3. Niemiec Magdalena lat 57. Gnatiuk Józef lat 47, Józefa lat 45, Stefania lat 15. Gronowicz Władysław lat 70, Maria lat 65. Petlicki Witold lat 12. Dec Stanisław lat 38, Józefa lat 61, Marian lat 2. Ferenc Józef lat 29. Mikulska Zofia lat 45, Wanda lat 12, Stefania lat 10. Głogowski Józef lat 15, Rozalia lat 14. Michalczuk Antoni lat 69, Maria lat 65 – Kisielówka. Ferenc Bolesław lat 7, Stanisław lat 5 oraz noworodek 2 dni. Pogorzelski Antoni lat 71. Uleryk Antoni lat 72, Aniela lat 50, Stefan lat 57. Michalczyk Stanisława lat 9”. („Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, jw.). Siemaszko..., s. 163 wymieniają wśród ofiar 19 Polaków przesiedlonych tutaj ze wsi Binduga, ale niewielu przesiedlonych znali świadkowie, którzy przeżyli rzeź.
W kolonii Lipnik pow. Horochów upowcy zamordowali 5 Polaków. „Oto wykaz pomordowanych Polaków /.../ : Wrońska Maria lat 65 moja ciocia; Kutowicz Antoni lat 40 mój kuzyn; Rowiński Walenty lat 32 mój kuzyn; Pajta Józef lat 32 komendant PW; Wolski Józef lat 19 to z dalszej rodziny”.  „Wspomnienia Czesława i Heleny..., jw.).  Siemaszko..., s. 164 podają: „15 września 1943 r. upowcy porwali z pola podczas zbioru ziemniaków: Antoniego Kotowskiego (Kotowicza?) lat 40; Katarzynę (Marię?) Wrońską, lat 65, którzy do domu nigdy nie powrócili”. Podali liczbę ofiar: 3 Polaków.
W majątku Romanówka pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
22 sierpnia 1943 roku:
We wsi Dupliska pow. Zaleszczyki Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
W kol. Głęboczyca pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zabrali na podwody co najmniej 5 Polaków i zamordowali ich w lesie. „I na naszej wsi Głęboczycy dochodziło do pierwszych mordów, na Tadeuszu Iwańskim, znalezionych po kilku dniach w lesie w zamaskowanym rowie ze śladami okropnego pastwienia się nad nim. Na Bronisławie Sławkowskim z żoną Marią w ten sam bestialski sposób zamordowanych. W sąsiedniej kolonii Święte Jezioro zamordowani zostali: Śliwa z żoną, Józef Szymczak z żoną Adelą i Czesław Dzięgielewski. Na Głęboczycy przez parę tygodni mordów zabrano niby na podwody i zamordowano mojego ojca Michała Winiarskiego, Adama Grelę, Stanisława Sobieraja, Adama Iwańskiego i Liperta. Wszystkich ich odnajdywano w okolicznych lasach zakopanych w zamaskowanych miejscach.” (Józef Winiarski; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów III, Kraków 2009, s. 349-357; za:  http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/783-w-gboczycy-w-ostatnich-dniach-sierpnia.html ).
We wsi Gruszówka pow. Kowel zamordowali 20 Polaków: 7 jadących do kościoła i 13 wracających z kościoła w Zasmykach.
W kol. Julianów pow. Kowel zamordowali co najmniej 6 Polaków.
We wsi Korabliszcze pow. Dubno zamordowali Polaka, nauczyciela.
We wsi Putiatycze pow. Grudek Jagielloński zastrzelili 1 Polkę.
We wsi Winiatyńce pow. Zaleszczyki zamordowali 1 Polaka, drugiego ciężko poranili.
We wsi Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński obrabowali Polaków i zastrzelili 1 Polkę.
23 sierpnia 1943 roku:
W kol. Chaitówka pow. Łuck zabili 78-letniego Ignacego Kownackiego i jego 37-letniego syna Piotra, a zwłoki spalili razem z zabudowaniami. Żona Anastazego Kownackiego (drugiego syna Ignacego) podczas ucieczki czołgała się w łęgach ziemniaczanych ciągnąc za sobą 2-letnią córkę Michalinę, która w wyniku tych przeżyć straciła na zawsze mowę.
We wsi Kohylno pow. Włodzimierz Wołyński zastrzelili w lesie 8 Polaków uprowadzonych z innych miejscowości a ciała wrzucili do studni.
We wsi Majdan pow. Kamień Koszyrski woj. poleskie nacjonaliści ukraińscy zamordowali co najmniej 139 Polaków:  „w godzinach porannych wioska Majdan została otoczona przez nacjonalistów ukraińskich. Mieszkańcy wsi zostali zgromadzeni w miejscowej szkole pod pozorem zebrania. Następnie ok. 10 mężczyzn zabrano ze szkoły i zaprowadzono do zabudowań gospodarczych Antoniego Z. Tam w stodole polecono im wykopać dół, a następnie przyprowadzano po kilku mieszkańców i po zadaniu śmiertelnych cisów ostrymi narzędziami ciała ofiar wrzucano do wykopanego dołu. W stosunku do osób, które chciały uciec użyto broni palnej. Po zamordowaniu mieszkańców wioski została ona ograbiona i spalona wraz ze stodołą w której spoczywały zwłoki pomordowanych osób. Osoby które przeżyły zajście uciekły z partyzantami pod dowództwem ppłk Kunickiego” (IPN Szczecin: Śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości polegającej na zabójstwie w dniu 23 sierpnia 1943 r. w miejscowości Majdan dawny powiat Koszyrski co najmniej 139 mieszkańców wsi przy użyciu ostrych narzędzi oraz broni palnej przez nacjonalistów ukraińskich, a czyny te miały na celu wyniszczenie ludności narodowości polskiej zamieszkałej na tych terenach; sygn. S 77/09/Zi; lipiec 2012). IPN wszczął śledztwo w 2008 roku, natomiast w 2012 roku umorzył je z powodu niewykrycia sprawców mordu. „Wykaz rodzin polskich bestialsko zamordowanych w dniu 23.08.1943 roku przez bande nacjonalistów (banderowców) we wsi Majdan, rejon Kamień Koszyrski, obwodu wołyńskiego” podała w internecie Karolina Żębrowska. Ponad sto osób zamordowanych to były dzieci (w tym jednoroczne), kobiety (w tym w zaawansowanej ciąży) i starcy. (Karolina Zębrowska, 29.01.2013; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/czytelnicy.html ).
We wsi Olesk pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali w swoim obozie 12 Polaków oraz 22-letniego nauczyciela ukraińskiego ożenionego z Polką.
W kol. Osiecznik pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 10 Polaków.
W kol. Piórkowice pow. Kowel zamordowali 6 Polaków (1 mężczyzna, 4 kobiety i 1 dziecko), którzy wrócili do swoich domów po żywność.
W kol. Rafałówka pow. Łuck zastrzeli na polu 1 Polkę.
W miasteczku Torczyn pow. Łuck zamordowali 1 Polaka.
24 sierpnia 1943 roku:
W  kol. Apolonia pow. Łuck Ukraińcy zamordowali kilkunastu Polaków.
W kol. Brzezina pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polaka.
We wsi Bukowina pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy zastrzelili 6 Polaków.
W kol. Dąbrowa koło Woronczyna pow. Horochów upowcy zamordowali co najmniej 23 Polaków, w tym niemowlęta.
We wsi Komarów pow. Stryj postrzelili Polaka, w wyniku czego zmarł.
We wsi Wołosówka pow. Kowel zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Woronczyn pow. Horochów zamordowali około 15 Polaków.
We wsi Zadyby pow. Kowel zamordowali 1 Polaka.
We wsi Żorniszcze pow. Łuck zamordowali 1 Polaka.
W nocy z 24 na 25 sierpnia 1943 roku:
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów Ukraińcy podpalili domy polskie i sierpami, siekierami, nożami wyrżnęli ponad 100 Polaków; „na sztachetach płotów wisiały niemowlęta w becikach” (Siemaszko..., s. 979). „Prawdopodobnie pod koniec sierpnia 1943 r., 20/21 w nocy nastąpił atak na miasto, a właściwie na polskie bezbronne rodziny tam mieszkające. Okrążyli miasto i przez całą noc mordowali ludzi. To było piekło. Wchodzili do poszczególnych domów i zarzynali ludzi, masakrowali, rąbali na kawałki. Do uciekających strzelali, natomiast wszystkich, których złapali mordowali w okrutny, sadystyczny sposób - nożami, kosami, siekierami. Małe dzieci zabijali o mury domów i wieszali na płotach. Wyszukiwali chowających się ludzi po różnych zakamarkach. Wiele domów spalili. Rano atak przerwali. Z mojej rodziny zginęło 18 osób, tj: wujek Maśnicki Jan i jego żona Petronela oraz ich dwanaścioro dzieci, których imion nie pamiętam. Zginął dziadek Józef Błażyjewski i jego żona, nasza babka Balbina. Zginęła ciotka Kucharska Krystyna, która była w dziewiątym miesiącu ciąży. Zginęło również kilku Polaków z policji niemieckiej, którzy nas bronili. Z całego miasta ocalało kilka rodzin polskich 4 - 5, nie więcej. Między innymi moja rodzina. Ocaleliśmy chyba dlatego, że schroniliśmy się blisko koszar. /.../ Mężczyźni zwozili ciała w jedno miejsce pod cmentarz i tam je pochowano w wielkim dole. Przez trzy dni zbierano ciała z ulic miasta. Mężczyźni, którzy się tym zajmowali, nie mogli uwierzyć, że tyle okrucieństwa, bestialstwa i nienawiści może być w człowieku. Ulice miasta były pełne trupów, głowy często leżały oddzielnie, inne części ciała zmasakrowane. Wszędzie było pełno krwi. Te dni ataku jawią mi się we wspomnieniach jak straszny koszmar.” (Relacja świadka Romana Szpita; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów II, Kraków 2006, s. 78-79).
25 sierpnia 1943 roku:
W kol. Helenówka Gnojeńska pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zabili 14-letniego polskiego chłopca Zbigniewa Kędzierskiego.
We wsi Maniowa pow. Nadwórna banderowcy uprowadzili Polaka, kierownika kopalni, który zaginął bez wieści.
We wsi (kolonii) Sienkiewicze pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 26-letnią Polkę.
We wsi Wirkowice pow. Krasnystaw policjanci ukraińscy z Niemcami zamordowali 39 Polaków, w tym 9 dzieci oraz wywieźli 500 Polaków, w tym około 300 dzieci w nieznanym kierunku.
26 sierpnia 1943 roku:
We wsi Budy Ossowskie pow. Kowel upowcy uprowadzili kilku Polaków, w tym rodzinę, do wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński i tam ich zamordowali, imiennie znane jest 6 ofiar, w tym 16-letnia dziewczyna.
W kol. Iwanicze Nowe pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 20-letniego Polaka.
We wsi Lityń pow. Kowel zamordowali 2 Polaków, braci, jadących furmanką, wóz z końmi zrabowali Ukraińcy z Litynia.
We wsi Milatyn Nowy pow. Kamionka Strumiłowa: „data mordu Warczewskiego i Woźniackiego to 26.08.1943 a nie kwiecień 1944.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Uhryń pow. Czortków zamordowali 3 Polaków, w tym kolejarza.
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 11 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę i 4-osobową rodzinę gajowego. W lipcu i sierpniu w pobliskim lesie upowcy zamordowali przywiezionych ponad 150 Polaków.
W majątku Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 starszych Polaków: inżyniera – właściciela majątku lat 71, jego siostrę oraz 71-letnią kobietę. 
27 sierpnia 1943 roku:
We wsi Chobułtowa pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 46-letniego Polaka.
We wsi Dryszczów pow. Brzeżany: „27.VIII.1943. Dryszczów pow. Brzeżany. Ukraińcy zamordowali Reitera lat 23 narodowości polskiej. W nocy do zagrody Reiterowej wdowie po sołtysie zamordowanym przez Ukraińców w 1939 r. przybyło sześciu uzbrojonych Ukraińców żądając widzenia się z jej synem. Matka oświadczyła im, że syn jest w młynie. Ukraińcy nie uwierzyli, poszli do stodoły i tam znaleźli Reitera, którego bijąc uprowadzili. Następnego dnia wieczorem, rodzina odnalazła zwłoki Reitera w rzece z uwiązanym kamieniem u szyi” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
We wsi Gnojno pow. Włodzimierz Wołyński miejscowi Ukraińcy zamordowali Polkę uciekającą ze Swojczowa do Włodzimierza.
W kol. Różyn pow. Kowel Ukraińcy uprowadzili 8 młodych Polaków i zamordowali w kol. Dobrzyńsk; ciała ofiar były powiązane drutem kolczastym.
W kol. Syczycha pow. Kowel uprowadzili i zamordowali 1 Polaka. 
28 sierpnia  1943 roku:
We wsi Beresk pow. Horochów „ukraińscy partyzanci” zamordowali 3-osobową rodzinę polską kowala: 60-letniego Grzegorza Paluszyńskiego, jego 60-letnią żonę Aleksandrę oraz 20-letnią córkę Stanisławę, którą przed śmiercią zgwałcili.
We wsi Doszno pow. Kowel bandyci z UPA pochodzący z sąsiedniego Datynia obrabowali gospodarstwa i zabili 54 Polaków. „Mordowano szablami, motykami, siekierami (rozrąbywano głowy i całe ciała) oraz bagnetami. Niektóre zwłoki miały wydłubane oczy, odcięte języki, były powiązane drutem kolczastym, przybite do podłóg i ścian bagnetami. Dobytek ruchomy pomordowanych wywieziono wozami” (Siemaszko..., s. 329).
We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wzięli na podwodę 45-letniego Polaka Feliksa Szewczuka i go zamordowali: odrąbali mu ręce i genitalia.
W kol. Radowicze pow. Kowel zamordowali 5-osobową rodzinę polską.
We wsi Stasin pow. Radziechów zamordowali Polaka, byłego podoficera zawodowego WP.
We wsi Turyczany pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 55-letniego Polaka.
W okresie między marcem a 29 sierpnia 1943 roku:
Koło kol. Święte Jezioro pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy uprowadzili do lasu i zamordowali 2 Polaków.
W nocy pomiędzy 27 a 29 sierpnia  1943 roku:
We wsi Zamlicze pow. Horochów miejscowi Ukraińcy zamordowali około 15 Polaków, którzy po rzezi wsi 11 lipca wrócili dokonać żniw.
W nocy z 28 na 29 sierpnia 1943 roku:
W kolonii Szury  pow. Włodzimierz Wołyński został zamordowany wraz z córkami Lolą lat 11 i drugą lat 2 przez UPA leśniczy leśnictwa Pisarzowa Wola  Jabłoński . Żona została zamordowana w niedługim czasie po tym wydarzeniu.(Orłowski..., jw.).
29 sierpnia (prawosławne święto Wniebowzięcia NMP) 1943 roku:
W kol. Adamówka pow. Kowel podczas drugiego napadu Ukraińcy zamordowali co najmniej 14 Polaków.
W kol. Aleksandrówka pow. Kowel podczas drugiego napadu  zamordowali ponad 30 Polaków.
W kol. Antonówka pow. Kowel zamordowali co najmniej 15 Polaków, w tym 3 rodziny.
W kol. Augustów pow. Horochów zamordowali 7-osobową rodzinę polską. Świadek Kajetan Cis, ukryty w kopie zboża złożonej z dziesięciu snopków widział nieudaną próbę ucieczki rodziny Malinowskich. Rodzina ta liczyła 7 osób: rodziców, teściową i dzieci lat: 2. 3, 4 i 5. „Rozjuszona banda, jeszcze okrwawiona i rozgrzana we Władysławówce - widłami, siekierami, sierpami i kosami - zabijała, maltretowała tę rodzinę; kobiety, żonę Malinowskiego i teściową, rozebrali do naga i gwałcili - chyba gwałcili już nieżywe kobiety, bo leżały bez ruchu i co raz jakiś ryzun kładł się na nie, były całe we krwi. Żywe dzieci podnosili na widłach do góry - straszny krzyk (...). Kilku ryzunów poznałem - mieszkali w przyległych wioskach, sąsiedzi”. (Siemaszko..., , s. 1237).
W kol. Czmykos pow. Luboml upowcy razem z chłopami ukraińskimi z okolicznych wsi Czmykos, Sztuń, Radziechów, Olesk i Wydźgów wymordowali około 200 Polaków. Napadem kierował sotnik Pokrowśkyj, syn duchownego prawosławnego ze wsi Sztuń, oraz „Lis”, były gajowy. Rano miejscowi Ukraińcy zrobili rozeznanie wśród Polaków. Do Stanisława i Julii Król przyszedł znajomy Ukrainiec pożyczyć chleb, a za kilka godzin ten sam mordował łopatą ich córkę. Kolonia została otoczona pierścieniem strzelców UPA, który uniemożliwiał ucieczki. Grupy napastników w liczbie 10 – 20 na jedno gospodarstwo rozeszły się po kolonii i mordowały w okrutny sposób siekierami, widłami, kosami, drągami i innymi narzędziami gospodarskimi – tam, gdzie ofiary dopadnięto: w mieszkaniach, na podwórkach, na polu. Grupę dziewcząt i kobiet spędzono do szkoły, gdzie po zgwałceniu i zmaltretowaniu, zwłoki wrzucono do szkolnej ubikacji. Sprzęty, wozy, żywność, ubrania, buty oraz inwentarz żywy rozgrabili upowcy i mieszkańcy sąsiednich wsi ukraińskich. W późniejszym czasie kolonia została spalona. Eugeniusz Król, lat 12, został przybity za ręce, nogi i szyję do drzwi w kuchni. Helenę Greczkowską, lat 20, zarąbał siekierą znajomy Ukrainiec ze wsi Czmykos (Siemaszko..., s. 490 – 492). Zofia Wąs z d. Król, jako świadek pisze o sobie w osobie trzeciej: „Zofia Król, lat 7 i Janina Kotas, lat 12 bawiły się w sadzie lalkami. Nagle zaczęły dochodzić dziwne odgłosy. Starsza dziewczynka, Janina Kotas, zidentyfikowała, że są to banderowcy. Nagle jeden z nich pojawił się w sadzie, gdzie bawiły się dziewczynki (znany dziewczynkom, gdyż pochodził ze wsi Czmykos, gdzie mieszkali w większości Ukraińcy). Ten człowiek był tego samego dnia rano u państwa Królów – chciał pożyczyć chleb. Pani Julia Król, lat 29, matka Zofii dała mu cały bochenek, podziękował i wyszedł. W sadzie ów Ukrainiec zapytał, czy rodzice są w domu. Zofia odpowiedziała, że tak. Dalej już nic nie pamięta. Jak się okazało później, dostała w tył głowy łopatą, co spowodowało utratę świadomości i wstrząs mózgu. Gdy Zofia odzyskała przytomność, było jeszcze widno, okazało się, że wraz z koleżanką zostały przysypane ziemią w niewielkim rowie. /.../ Janina Kotas leżała na Zofii z odciętymi w połowie łydek nogami. Dostała przez chwilę drgawek i przestała się odzywać, prawdopodobnie już nie żyła. Zofia wydostała się z prowizorycznego grobu i poszła do domu. Zorientowała się, że w domu są jeszcze banderowcy, więc wystraszona schowała się w konopie. Jak już wszystko ucichło, ponownie Zofia wybrała się do domu. I co zastała? Mama Julia Król, lat 29, z domu Greczkowska, leżała na podłodze cała zakrwawiona z nożem w piersi, już nie oddychała. Brat, Eugeniusz Król, lat 12 został przybity za szyję i ręce do drzwi w kuchni, również już nie żył. Tata Stanisław Król, lat 38 leżał koło pasieki, najprawdopodobniej przerżnięty piłą, jeszcze żył. Jak zobaczył Zofię, zaczął krzyczeć, żeby uciekała do babci. Zofia pobiegła najpierw do Marii Danielak, swojej matki chrzestnej. W domu nikogo nie było, na podłodze leżało tylko jakieś dziecko, całe porozrywane (głowa, nogi, ręce – osobno). Następnie Zofia pobiegła do swojej babki Katarzyny Król i dziadka Antoniego króla, tam też nikogo nie było, tylko pełno krwi wszędzie. Następnie Zofia pobiegła do drugiej swojej babki Zofii Greczkowskiej i dziadka Feliksa Greczkowskiego. Po drodze spotkała swoją koleżankę Amelkę, lat 5 i jej siostrę Annę. Lat 3, Góral. Za chwilę wyszedł, wyłonił się nagle, jakiś Ukrainiec i zaczął strzelać. Anna Góral, lat 3 zginęła na miejscu. Amelka Góral została postrzelona w ręce. Przed kulami uchroniła się jedynie Zofia. Zofia z ranną Amelką poszły do domu Greczkowskich, w którym też nikogo nie było. Po drodze napotkały leżącą, już nie żyjącą, kobietę z małym dzieckiem przy piersi. Dziecko jeszcze żyło. Następnie poszły do domu Amelki Góral i tam się schowały w kryjówce pod podłogą. Przesiedziały tam całą noc. Na drugi dzień poszły do Lubomla, do ciotki Zofii”. Było to 12 kilometrów, dotarły tam w bardzo złym stanie, do cioci Zofii o nazwisku Wichruk z d. Król (Siemaszko..., s. 1180).
We wsi Derno pow. Łuck zamordowali 19-letniego Polaka.
W kol. Ewin pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali co najmniej 8 Polaków. „ Moja Mama Jadwiga oraz tato Jan opowiadali mi osobiście we Włodziemierzu Wołyńskim, że rodzona siostra mojej mamy Leokadia z domu Kaliniak lat około 30, została zamordowana przez czterech Ukraińców niedaleko Swojczowa, we wsi Ewin. To było podczas rzezi ukraińskich w 1943 r. Opowiadali o jej śmierci tak: "Dwóch Ukraińców ją trzymało, a dwóch przerzynało piłą na pół i tak Lodzię zamęczyli na śmierć!" Leokadia wyszła za mąż i miała swoje dzieci, niestety nie pamiętam już dziś ile.” Nazywam się Czesław Albingier, Urodziłem się 09. 01. 1931 r. we wsi Sierakówka, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński.. /.../  W Swojczowie mieszkała też Leokadia z domu Kaleniak, najmłodsza siostra rodzona mojej mamy Jadwigi. Moi rodzice opowiadali mi, że Leokodia była bardzo piękną kobietą i jeszcze przed II wojną światową wyszła za mąż. Wraz z mężem mieszkali w bliskich okolicach Swojczowa. Podczas rzezi także ich dom, został napadnięty przez ukraińskich nacjonalistów. W trakcie napadu zastrzelono jej młodego męża, a ją Ukraińcy zabrali do lasu i przez miesiąc czasu gwałcili. Potem ją okrutnie zamordowali.” (Wspomnienia Wacławy Roch i Czesława Albingiera ze wsi Sierakówka w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1938 – 1944. Wysłuchał i spisał Sławomir Tomasz Roch, 2009 r. W;  http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/sierakowka-roch_waclawa_i_czeslaw.html ) Latem 1943 r. banderowcy okrążyli ich wieś, a następnie uzbrojeni w przeróżną broń wchodzili do wsi i mordowali dosłownie wszystkich, których spotkali na swojej drodze. Mordercy nie oszczędzali nikogo, ani kobiet, ani dzieci. Kazia opowiadała mi osobiście, że także ich dom został napadnięty przez ukraińskich nacjonalistów. Ona i jej mąż rzucili się do ucieczki. Stanisław chwycił na ręce malutką jeszcze Alfredę, miała wtedy około 1,5 roczku i zaczął szybko uciekać, byle dalej od domu. Niestety zauważyli go oprawcy i celnie posłali mu śmiertelną kulę, gdy padał na ziemię, albo resztką przytomności, albo za przyczyną autentycznego cudu, przykrył swoim ciałem niemowlę, nie czyniąc mu przy tym większej szkody. Kazimiera tymczasem była ukryta w schronie, bądź w najbliższej okolicy i przeżyła napad. Po odejściu bandziorów odnalazła dziecko pod ciałem zastrzelonego męża.” (Sławomir Tomasz Roch: Beri szablu, beri nyż, spotkasz Lacha taj zariż!; w: http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/beri-szablu-beri-nyz-spotkasz-lacha-taj-zarisz ). W. i E. Siemaszko na s. 917 podają, że Ukraińcy siekierami i widłami zamordowali 5 Polaków: Józefa Litwińczuka lat 29, Stanisława Traczyńskiego lat 62, jego żonę Antoninę lat 60, syna Leona lat 38 i córkę Feliksę lat 18.
W kol. Głęboczyca pow. Włodzimierz Wołyński „powstańcy ukraińscy” razem z chłopami ukraińskimi z sąsiednich wsi wymordowali około 250 Polaków – „od niemowląt” (np. dziecko Bolesławy Zarzyckiej), „po starców” (np. 96-letnia wdowa Kazańska). Napad miał miejsce o świcie, zabijali siekierami, widłami, nożami, szpadlami, drągami itp. Ofiary bestialsko torturowali, obcinali języki, ręce, nogi; na wpół żywych wrzucali do dołów, które zasypywali. Ranną 11-letnią Anię Krakowiak zakopali żywcem. Małemu dziecku Jana i Anieli Sławskich roztrzaskali główkę o słup (Siemaszko..., s. 872 – 874). „W ostatnich dniach sierpnia 1943 roku w niedzielę przed świtem, prawie już wstawał dzień, obudziły mnie odgłosy echa krzyku sąsiedzkich gęsi. Zaniepokoiłem się bardzo tym rannym donośnym hałasem. Zrywam się ze swojego legowiska w stodole i wybiegam na podwórze. Wpadam do śpiącej rodziny w mieszkaniu i stanowczo wszystkich głośno budzę. Matka bardzo strwożona zabiera z posłania młodsze rodzeństwo, chwyta, co było pod ręką z ich ubrań i ucieka w kierunku rzeki Turii. Po drodze przed rzeką, na polu złożonego już w kopy zboża, ukrywa się z młodszym rodzeństwem w tych kopach. Zrozpaczona mówi do mnie, żebym uciekał do naszego kuzyna Józefa Chojnackiego, który mieszkał na wschodniej krawędzi wsi Głęboczycy. Było to od nas niedaleko, około 1,5 kilometra. Po kilkunastu minutach dobiegam do domu Chojnackich. W domu kuzyna nikogo nie zastaję, spostrzegam, że wszystkie drzwi w pomieszczeniach są pootwierane i widzę, że zostały opuszczone tak samo jak nasze. Wtedy nie zastałem z nich nikogo. Dopiero później dowiedziałem się od mojego stryja Stanisława Winiarskiego, któremu również banda UPA wyrżnęła rodzinę, gdy on był wcześniej, wyszedł z domu do obrządku inwentarza. Ukryty w oborze widział, jak mordują jego małoletnie dzieci i rodzinę swojego sąsiada, mojego kuzyna Chojnackiego. Twierdził, że w czasie rąbania siekierami jego rodziny Chojnackiemu z rodziną udaje się niepostrzeżenie wypaść z domu do dobrze krzewami zarośniętego ogrodu. Pod osłoną drzew wbiegają do stojących dziesiątek ze zbożem, w których wszyscy się ukrywają. Może byłoby się im udało zachować życie, gdyby nie pozostawiony w zagrodzie uwiązany na łańcuchu pies, który donośnie wył. Bandyci wpadają do mieszkania, w którym nie było kogo rąbać. Zainteresowali się wyciem psa. Chwytają go i wypuszczają z uwięzi. Pies wyrywa się bandytom i pogonił do tych ukrytych w zbożu. Nie było dla nich ratunku. Banda UPA z Ukraińcami z Dulib i Turyczan morduje. Samego kuzyna Chojnackiego, z wściekłości chyba, że się ukrył, przywiązano łańcuchem do uprzęży konia i tak go wleczono za galopującym zwierzęciem, aż zostały z niego tylko nagie strzępy ciała. Od Chojnackich, których już nie zastałem, wracam w kierunku rzeki. Jadę przez pole, w którym ukrywała się matka z rodzeństwem. Penetruję kilka dziesiątek i widzę, że najdroższa mi osoba, moja Matula, w jednej z dziesiątek zboża leży już nieżywa. Uderzona została ostrzem siekiery bardzo głęboko przez środek głowy, nie dając żadnego ruchu i znaku życia. Rana na głowie jest okropnie opuchnięta, że głowa rozdwaja się z widocznym na wierzchu zakrwawionym mózgiem zalanym zakrzepłą krwią. Nie mogę na ten przerażający widok patrzeć, na tak straszną śmierć mojej Matuli, krwią całej zalanej. Z trwogą, że nie mogę jej już w niczym pomóc, w przerażeniu z obawą zaglądam do innych kup zboża za rodzeństwem. Za siostrami Danutą, lat 6, Czesławą, lat 4 oraz braćmi Janem, lat 14 i Albinem, 2 lata. Żadnego z nich nie odnalazłem. Okropnie strwożony wracałem do domu. Ubieram się w lepszą i grubszą odzież, z domu biorę, co jest pod ręką, trochę żywności i bochenek chleba. Udaję się za rzekę Turię do swego znajomego, Wojtowicza, który za żonę ma Ukrainkę. U Wojtowiczów ukrywam się w stodole, pełnej już zwiezionego z pola zboża. Przebywa już tam ukrytych osiem osób z pobliskich wsi polskich. Niektórzy z nich byli mi znajomymi. Z Głęboczycy naszej Jan Żuk, starszy ze Słowikówki, Kraszewski, lat 18 i Wdowiak, parę lat starszy ode mnie. U Wojtowicza ukrywamy się do paru dni, po których, na pewno przez donos jego żony Ukrainki, zostajemy wszyscy wykryci. Przyjeżdżają po nas upowcy wozem konnym i zabierają wszystkich nas do sądu na śledztwo. Sąd ten mieści się w lesie w opuszczonej gajówce. Jedziemy pod nadzorem UPA, przejeżdżamy po drodze przez pole gęstego łubinu. Widzimy, jak łubin ten przeszukują upowcy z karabinami i kilka grup chłopów z siekierami. Niektórzy z nich niosą oprawione na trzonkach haki, niby bosaki. Widzimy, jak w czasie penetrowania łubinu wykryto kilka ukrywających się dzieci. Były to dzieci Maszki i Szczepańskiego z Głęboczycy. Wszyscy oni w tym łubinie na miejscu zostają zarąbani siekierami albo mordowani hakami. W gajówce upowcy prowadzą z nami śledztwo przez parę dni, każdego z osobna pytali o udział nasz w armii, czy posiadanie broni. Nikt z nas nie mógł odpowiedzieć na żadne z pytań, gdyż z tym się nie spotkał. Nakłaniają nas, byśmy przystępowali do ich organizacji. Po kilku dniach śledztwa przewożą wszystkich do Hajek. Zbliżał się już wieczór. W Hajkach było już ciemno. Umieszczają nas w obszernej zamkniętej pustej oborze. Pod osłoną nocy, która tak nam się trafiła, że była bardzo ciemna i deszczowa, decydujemy i szukamy sposobu i możliwości jakiejś, aby się z tej obory wydostać. Po północy udaje się nam podważyć jedną z bel w ścianie chlewu; przez kilku z nas podważana ustąpiła. W ten sposób, jak najszybciej udaje się nam prawie czołganiem, cicho wydostać poza obręb zabudowań. Pod osłoną nocy udaje się całej grupie, po kilku, przejść w kierunku na Włodzimierz Wołyński.” (Józef Winiarski; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów III, Kraków 2009, s. 349-357; za:  http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/783-w-gboczycy-w-ostatnich-dniach-sierpnia.html ).
W kol. Grabina pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wiosek wymordowali ponad 150 Polaków.
W pobliżu wsi Hołuby pow. Kowel zamordowali kilkunastu Polaków.
We wsi Hulewicze pow. Kowel zamordowali 7 rodzin polskich (25 – 30 Polaków).
We wsi Iwanówka pow. Kowel zamordowali 10 Polaków: 7-osobową rodzinę z 5 dzieci oraz matkę z 2 dzieci.
We wsi Jagodno pow. Włodzimierz Wołyński używając siekier, noży i wideł zamordowali co najmniej 13 Polaków.
W kol. Janin Bór pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali około 30 Polaków, którzy nie opuścili swoich domów.
W kol. Jasienówka pow. Włodzimierz Wołyński wyrżnęli całą polską kolonię (co najmniej 137 Polaków) - chociaż w lipcu upowcy zwołali zebrania Polaków z tej wsi oraz ze wsi Sokołówka i zapewniali, że Polacy mogą spokojnie pracować, nie bać się o swoje życie, bo nad ich bezpieczeństwem czuwają.
W kol. Kamilówka pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 36 Polaków, głownie kobiety i dzieci.
We wsi Kohylno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali mieszkające na terenie tartaku  dwie rodziny liczace 10 osób, w tym trzy siostry Wesołowskie: 10-letnią Aleksandrę, 11-letnią Walentynę i 12-letnią Halinę oraz ich 71-letnią babkę (od strony matki) Antoninę Ryś. „Równocześnie zamordowano 7 rodzin , tj. dwadzieścia kilka osób NN, mieszkających w budynkach pożydowskich byłego właściciela tartaku Kaca (Siemaszko..., s. 923). Prawdopodobnie wśród nich była rodzina Drabików: matka, 2 córki i 2 synów.  „Pamiętam, że poszłam w niedzielę rano do kościoła, tam zobaczyła mnie Wesołowska, kiwnęła na mnie głową, a gdy wyszłam ze świątyni, pytała mnie czy wiem, że był pogrom na Teresinie? Ona to właśnie opowiadała mi także, jak zginął jej mąż i kilku innych Polaków, mówiła tak: „Ukraińcy zamordowali mojego męża oraz kilku innych Polaków na Tartaku Kohyleńskim. Powrzucali Ich do studni, a potem rozerwali Ich granatami!”. Długo z nią nie rozmawiałam, a ona jeszcze tylko dodała: „Czy wy wiecie, że Twoje siostry, też zostały już zamordowane na Teresinie?” (http://wolyn.btx. pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/251-wspomnienia-heleny-wojtowicz-z-d-karbowiak-z-osady-budki-kohyleskie-w-pow-wodzimierz.html).
W kol. Kowalówka pow. Kowel zamordowali 15 Polaków, w tym 8-osobową rodzinę. Inni: „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci, w Kowalówce na 23 rodziny 32 osoby zamordowane. Rodzina Czarneckich wymordowana cała; ojciec rodziny Jan Czarnecki – lat 55, żona Dominika  - lat 53, córka Maria, mężatka – lat 23, córka Walentyna lat 19, dwaj synowie, bliźniaki Marian i Eugeniusz po 14 lat, najmłodsza córeczka Marii – Krystyna – lat 3. Uratował się tylko syn Staszek – lat 21, w tym czasie nieobecny”. (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ).
We wsi Koźlenicze pow. Kowel wymordowali za pomocą bagnetów kilka rodzin polskich, liczy ofiar nie ustalono, około 20 zwłok przywiezionych zostało na dwóch wozach drabiniastych do Powurska.
W kol. Laski pow. Kowel wymordowali 8 rodzin polskich, 42 Polaków.
We wsi Lityń pow. Kowel zamordowali 20 Polaków; zakłuli matkę dwóch zamordowanych trzy dni wcześniej synów oraz ich ojczyma; w dole z ich zwłokami znajdowały się 3 inne zwłoki, a obok w dole zwłoki 15 osób.
W kol. Ludmiłpol pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z Gnojna za pomocą siekier, bagnetów i innych narzędzi wymordowali 104 Polaków. "Franciszek Walczak mieszkał w Ludmiłpolu, on i jego rodzina byli Polakami. /.../ Trzech Ukraińców wjechało na jego podwórko, właśnie w tym czasie z domu na podwórko wyszła jego żona Gustafa lat ok. 22 z malutkim dzieckiem na ręku. Wyraźnie nie wiedziała jeszcze co jej grozi. Gdy trzej Ukraińcy, każdy uzbrojony w siekierę, zobaczyli ją przed domem, szybko pojmali ją i wtedy jeden z nich powiedział do niej tak: "O jak ty się ładnie ubrałaś. Twoja suknia będzie dla mojej żony". Drugi dodał zaraz: "Twoje buty będą dla mojej żony". Wtedy trzeci z nich powiedział stanowczo: "Prędzej bij!". Ukrainiec uderzył najpierw siekierą dziecko, które Gustka trzymała w rękach. Niemowlę wypadło jej z rąk i upadło ogłuszone na ziemię, jednak ożyło i zaczęło raczkować. Jeden z oprawców powiedział zaraz: "Dobij dziecko, bo ożyło!". Ukrainiec uderzył jeszcze raz siekierą i tym razem skutecznie. Zaraz potem zarąbali Gustafę, żonę Franciszka, który to wszystko widział i słyszał ze schronu. Przebieg tej zbrodni Walczak opowiadał mi osobiście we Włodzimierzu Wołyńskim jeszcze w sierpniu 1943 r. zaraz po jego przybyciu do miasta. Z tego co nam opowiadał, zorientowaliśmy się, że napad na Ludmiłpol był w pierwszych dniach sierpnia 1943 r. Franek mówił nam także, że rozpoznał znajomych chłopów Ukraińców z Kohylna, jego zdaniem to oni mordowali polskich mieszkańców Ludmiłpola” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch.). „Napad na naszą wieś Ludmiłpol był w lipcu 1943 r. Po wojnie spotkałam się z Franciszkiem Walczakiem, /.../ zaczął mi opowiadać przebieg tych tragicznych wydarzeń, mówił tak: "Ja i moja żona Gustka schowaliśmy się w stodole w schronach. Kiedy Ukraińcy przyszli na nasze podwórko, szukali także w naszej stodole Polaków. Ja siedziałem w jednym schronie, a żona z dzieckiem w drugim, tuż obok mnie. Gdy Ukraińcy przeszukiwali stodołę, odezwało się nasze malutkie dziecko, mój syn miał tylko 1 roczek i nic nie rozumiał. Gdy Ukraińcy usłyszeli płacz dziecka, znaleźli żonę i kazali jej wychodzić z ukrycia. Jak tylko Gustka wyszła do Ukraińców, oni zabrali ją na podwórko i tam okrutnie ich zamordowali. Oprawcy podczas tego napadu zamordowali też mojego ojca, miał wtedy lat ok. 70” (Maria Roch z d. Tymoczko, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; relację spisał Sławomir Tomasz Roch.). W. i E. Siemaszko na s. 923 – 924 opisując kolonię Ludmiłpol podają jako datę napadu 29 sierpnia i nie wymieniają powyższej zbrodni. Maria Roch dokumentuje także losy każdej rodziny polskiej zamieszkałej w Ludwilpolu.                           
„PLAN LUDMIŁPOLA STRONA LEWA
DOM 22 Wojciech Puzio lat ok. 60, był sołtysem i został zamordowany przez Ukraińców. Jego syn Franciszek lat ok. 30, w nocy został zabrany do sztabu UPA w Świniarzynie. Już więcej nie wrócił, przypuszczalnie został wtedy zamordowany. Drugi syn Bronisław lat ok. 25. uciekł.
D 21 Dyjer lat 50 i jego żona lat 45 i ich dzieci: córka Wacława lat ok. 20 i Dyzia lat ok. 18. Wszyscy zostali zamordowani przez Ukraińców. /.../
D 15  Myśliński lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 oraz ich dzieci: syn lat ok. 15. Wszyscy prawdopodobnie zostali zamordowani przez Ukraińców.
D 14  Szczepański Stanisław lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich dzieci: córka lat ok. 10 i druga córka lat ok. 8. Ta rodzina też została prawdopodobnie zamordowana przez Ukraińców. Wcześniej nasiedlona została.
D 13 Tymoczko Monika i Filip lat ok. 80, moi ukochani rodzice, którzy zaginęli bez wieści, prawdopodobnie zamordowani przez Ukraińców./.../
D 6 Bolesław Jankowski lat ok. 40 i jego żona Zofia lat ok. 35 oraz ich dzieci. Ta polska rodzina cała została zamordowana.
D 5 Helena Sawa lat ok. 30 i jej mąż Marian Mikoś lat ok. 35. To było polskie, młode jeszcze małżeństwo i wydaje mi się, że oni zostali zamordowani. Matka Heli lat ok. 60. Słyszałam, że razem z nią pobite zostały także inne małe dzieci. /.../
D 2 Giemza lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich dzieci: córka Eugenia lat ok. 23, druga córka Stefania lat ok. 18. Polska rodzina zamordowana przez Ukraińców.
D 1 Balicki lat ok. 60 i jego żona lat ok. 50 i ich dzieci: córka Janina lat ok. 16 i druga córka lat ok. 6. Polska rodzina, rodzice zostali zamordowani przez Ukraińców. Trzecia córka Maria i jej mąż uciekli z domu.
PLAN LUDMIŁPOLA STRONA PRAWA
/.../ D 2 Józef Klepaczek lat ok. 60 i jego żona lat ok. 55 i ich dzieci: córka Halena lat ok. 25, dzieci było więcej, ale ich imion nie pamiętam. Polska rodzina wszyscy zostali zamordowani. Słyszałam od ludzi, że podobno chodził ich mordować Ukrainiec Waremczuk.
D 3 Umański lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich troje dzieci. Rodzina polska prawdopodobnie zamordowana przez Ukraińców. Umański był kierownikiem tartaku u Kaca.
D 4 Józef Feliksiak lat ok. 45 i jego żona lat ok. 40 i ich dzieci. Polska rodzina prawdopodobnie wymordowana przez Ukraińców. Józef Feliksiak jeszcze przed napadem na wieś został zabrany przez Ukraińców do lasu i tam zabity. Feliksiakowie mieli jednego synka lat ok. 2, został zabity przez Ukraińców. /.../
D 15 Wdowiec Walczak lat ok. 60, jego żona Hanna umarła wcześniej i ich dzieci: syn Wiktor i jego żona Katarzyna, przeżyli napad i po wojnie uciekli do Jarosławia. Drugi syn Franciszek lat ok. 30 i jego żona Augustyna lat ok. 20 oraz ich 1 roczny synek. Augustyna i jej niemowlę zostali zamordowani w czasie pogromu przez atakujących bandytów ukraińskich. Z pogromu uciekł trzeci syn Bronisław lat 18. W czasie napadu zginął także ojciec tej polskiej rodziny wdowiec Walczak”
(Maria Roch z d. Tymoczko, w: jw.). „Ilu było Ukraińców, nie wiem. Gdy tylko zeszli z wyżek na dół do obory, posłyszałem charczenie podobne do zarzynanego zwierzęcia. Podejrzewam, że to właśnie tak charczał mój brat Wacek, którego oni zabili zaraz w oborze. Zaraz też usłyszałem krzyk na podwórku. Ostrożnie zrobiłem małą dziurkę w strzesze i patrzyłem, co tam się dzieje. Zobaczyłem mamę i siostrę, których Ukraińcy wyprowadzili z domu. One pewnie też już wiedziały, co ich czeka z rąk tych„nocnych gości”, dlatego krzyczały, a może w ten sposób chciały ostrzec nas, nie wiem. Zobaczyłem, że Ukraińcy wrzucają je do studni, która była na podwórku. Nie wiem, czy przed wrzuceniem zostały one zabite, czy też wrzucili je tam żywe. Po tym mordzie, ja nie schodziłem z tych wyżek, bałem się, czy tam gdzieś jeszcze nie ma Ukraińców. Przesiedziałem w tej koniczynie na tych wyżkach do rana.” („Wspomnienia Bolesława Sawa z kolonii Ludmiłpol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu  1935 – 1945”, jw.).
W kol. Łany pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Majdan pow. Drohobycz zamordowali w leśniczówce 3-osobową rodzinę polską: ojca z 23-letnim synem i 20-letnią synową będącą w 6 miesiącu ciąży.
We wsi Majdan pow. Nadwórna zastrzelili Polaka, kierownika kopalni.
W kol. Majdan Hulewiczowski pow. Kowel zamordowali 16 Polaków (5 rodzin).
W kol. Mielnica pow. Kowel zamordowali około 40 Polaków i spalili wszystkie zabudowania.
W miasteczku Mielnica pow. Kowel zamordowali ponad 105 Polaków: w jednym grobie odkryto 98 zwłok, w drugim 7 zwłok.
W kol. Mikołajpol pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali kilka rodzin polskich, co najmniej 33 Polaków.
We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 73 Polaków. Patrz: „W nocy z 29 na 30 sierpnia 1943 roku”.
W kol. Montówka pow. Włodzimierz Wołyński prawdopodobnie 29 sierpnia 1943 roku UPA zamordowała ok. 300 Polaków: „Z ponad 40 osobową grupą Wołyniaków i księdzem Puzonem byliśmy w zeszłym tygodniu w dwóch wioskach: Kolonii Montówka i Soroczyn. To teraz szczere pole. Dookoła – oprócz nas – ani jednej żywej duszy” (Leszek Wójtowicz: „Krzyże pamięci”, w: „Dziennik Lubelski” z 25 października 2005). W. i E. Siemaszko w ogóle nie wymieniają tej miejscowości w swojej książce.
W kol. Myszno pow. Włodzimierz Wołyński zastrzelili uciekającego z innej wsi Polaka.
W kol. Niebrzydów pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6-osobową rodzinę polską z 4 dzieci lat: 3, 10, 12 i 14.
W kol. Nowojanka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polki: 37-letnią matkę z jej 11-letnią córką.
W majątku Nowy Dwór pow. Kowel upowcy i sąsiedzi – Ukraińcy obrabowali gospodarstwa i zamordowali 36 Polaków, w tym całe rodziny; 17 dzieci i starców zakłuł bagnetem upowiec ze wsi Nowy Dwór Niunio Jarmuł.
We wsi Nowy Dwór pow. Kowel Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie, pozostali Polacy (6 rodzin) wcześniej zdążyli uciec ze wsi.
We wsi Okorsk pow. Łuck upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
We wsi Olesk pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 22 Polaków, w tym 4 rodziny.
W kol. Oseredek Nowy pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 15 Polaków, w tym uprowadzili do lasu i zamordowali 23-letniego mężczyznę i 35-letnią kobietę.
We wsi Ozierany pow. Kowel zamordowali Polkę uciekającą z Aleksandrówki.
W kol. Pniaki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy w ciągu dwóch dni zamordowali co najmniej 41 Polaków; pierwszego dnia mordowali mężczyzn, drugiego dnia kobiety i dzieci; m.in. 10-osobową rodzinę z 8 dzieci i 8-osobową z 6 dzieci.
W kol. Podiwanówka pow. Kowel zamordowali około 24 Polaków, kilka rodzin.
W kol. Podryże pow. Kowel wymordowali mieszkające tutaj 19 rodzin polskich, tj. około 96 Polaków.
We wsi Połapy pow. Luboml podczas uroczystości odpustowych w cerkwi prawosławnej pop poświęcił siekiery, noże i inne narzędzia zbrodni, po czym Ukraińcy zamordowali 1 Polaka, a następnego dnia które zostały na „proklatych lachiw” następnego dnia podczas rzezi ponad tysiąca Polaków we wsi Ostrów i Wola Ostrowiecka. W kazaniu mówił o „żniwach i wycinaniu kąkolu z pszenicy” (Siemaszko..., s. 528 – 529).
We wsi Przekurka pow. Luboml zamordowali 2 Polaków.
We wsi Przewały pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zaatakowali ludność polską zgromadzoną w kościele i zamordowali 54 Polaków; we wsi ofiar było znacznie więcej; „Jeden z Ukraińców nadział dziecko polskie na widły i podniósł w górę, krzycząc: dywyś, polski oroł” (Siemaszko..., s. 879).
W kol. Radowicze pow. Kowel zamordowali Polkę bronującą pole, żonę Ukraińca.
We wsi Sitowicze pow. Kowel zamordowali 4 Polaków, w tym 80-letnią kobietę.
W kol. Słowikówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali około 100 Polaków.
W kol. Sokołówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z sąsiednich wsi otoczyli wieś i wymordowali około 200 Polaków „od niemowlęcia po starca”. Karol Chwała opisuje zagładę wsi Sokołówka gm. Olesk. Jeszcze w lipcu 1943 r. upowcy zwołali zebranie Polaków, mieszkańców Sokołówki i Jasienówki w sąsiedniej ukraińskiej wsi Krać i zapewnili, że Polacy mogą spokojnie pracować, nie bać się o swoje życie, bo nad ich bezpieczeństwem czuwają Ukraińcy. Wyjaśniali, że wieści jakoby Ukraińcy mordowali Polaków są rozpowszechniane przez niemiecką propagandę, a Niemcy przebierają się za partyzantów ukraińskich i mordują Polaków, chcąc w ten sposób skłócić Polaków z Ukraińcami. 28 sierpnia po zakończonych żniwach Ukraińcy kazali wszystkim Polakom zabrać swoje zboże i pojechać do wsi Stawki i Władynopol aby mleć zboże. Tłumaczyli, że w tym dniu młyny będą mleć tylko dla Polaków.  Polacy chętnie skorzystali z tej wiadomości, namęli mąki i powrócili do domów, kładąc się spokojnie spać i niczego nie przeczuwając. Wielu było przekonanych, że nastąpiła zgoda między Ukraińcami i Polakami. Rano wioska została otoczona, a jej mieszkańcy kompletnie wymordowani. Akcją dowodził Mikołaj Dembyćki ze wsi Krać, a wspomagali go chłopi ukraińscy z innych okolicznych wsi, w okrutnych mękach zginęło blisko 200 osób. Świeża, gotowa mąka znalazła się w ukraińskich spichrzach. (Siemaszko...,  s. 880-881).
We wsi Sokół pow. Luboml Ukraińcy zamordowali około 10 Polaków; na drugi dzień cała ludność ukraińska tej wsi wzięła udział w rzezi Polaków w Ostrówkach i Woli Ostrówieckiej.
W kol. Soroczyn pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali ponad 140 Polaków (Siemaszko..., s. 882); „W Soroczynie UPA zamordowała ok. 300 Polaków” (Leszek Wójtowicz: „Krzyże pamięci”, w: „Dziennik Lubelski” z 25 października 2005; podaje on za świadkiem Franciszką Prus z Włodzimierza Wołyńskiego).
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński  upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali około 150 Polaków. „Pierwszą ofiarą był Piotr Bronicki, któremu jeden upowiec usiadł na głowie, drugi na nogach, a dwóch przerznęło go pilą. Następną ofiarą był Józef Pogrzebski, którego zarąbano siekierą. W podobny sposób mordowano pozostałych ludzi” (Siemaszko..., s. 882 – 884).
We wsi Staweczki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i miejscowi Ukraińcy zamordowali głownie za pomocą siekier 27 Polaków.
We wsi Sztuń pow. Luboml pop Pokrowśkyj dokonał w tamtejszej cerkwi poświęcenia noży, kos, sierpów i siekier i rozdał te narzędzia „wiernym synom prawosławia” do wymordowania nimi „Lachów co do łapy”. Tego samego dnia narzędzia zbrodni zostały użyte podczas rzezi ludności polskiej w kolonii Czmykos, a dzień później w Ostrówkach, Woli Ostrowieckiej i innych miejscowościach (Siemaszko..., s. 499).
W kol. Szury pow. Włodzimierz Wołyński upowcy siekierami i nożami wymordowali kilka rodzin polskich, około 35 Polaków.
W kol. Święte Jezioro pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 5 starszych  Polaków, w tym przez odrąbanie głów matkę i babkę Ludwika Zalewskiego.
W kol. Świętocin pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z miejscowymi Ukraińcami siekierami, pikami, piłami do rżnięcia drzewa itp. wymordowali około 100 Polaków. „Partyzanci ukraińscy” przygotowali do „walki” specjalny rodzaj broni: długie żelazne szpice, którymi kłuli „polskich okupantów” poukrywanych w słomie lub sianie. Uprowadzali także całe rodziny polskie do pobliskiej leśniczówki i tam je mordowali. ”W tejże leśniczówce znajdowało się wówczas kilkoro małych dzieci przybitych do ścian za ręce i nogi, już martwych” (Siemaszko..., s. 940).
W kol. Teresin pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z Kohylna i Gnojna siekierami, bagnetami i innymi narzędziami oraz paląc żywcem wymordowali co najmniej 207 Polaków;  troje dzieci w wieku: 1,5 roku oraz 5 i 8 lat Ukrainiec zakopał żywcem w ziemi (Siemaszko..., s. 941 – 942). „Z rodziny Antoniaków zginął wtedy Jan lat około 40, jego żona Marianna lat około 35 oraz obaj synowie Witold lat około 11 i Stanisław lat około 12. Kazimierz Umański: „Z mojej rodziny zginęli wtedy moja mama, mój brat Tadeusz i siostra Zofia”. Mama Kazika miała chyba na imię Anna lat ok. 50, jego brat Tadeusz mógł mieć lat około 20, natomiast siostra Zosia mogła mieć wtedy około 18 lat.  Witold Wesołowski: „Raniutko do naszego domu włamało się gwałtownie kilku uzbrojonych w siekiery Ukraińców. Włamali się przez okna i drzwi i bez żadnych słów zaczęli mordować moją rodzinę, kogo popadli pierwszego. Ja właśnie byłem w kuchni, gdzie spałem na łóżku. Nagle odczułem, że zostałem uderzony w głowę czymś twardym, jednak nie straciłem przytomności obsuwając się z łóżka, schowałem się za drzwi. W tym czasie, w drugim pokoju, ukraińscy zbrodniarze siekierami rąbali resztę mojej najbliższej rodziny. Bardzo wyraźnie słyszałem potworne wręcz piski i krzyki moich rodziców i rodzeństwa właśnie zarzynanych bez litości. Po chwili wszystko ucichło, a Ukraińcy wyskoczyli z naszego domu i pobiegli do drugiego mieszkania za miedzę, gdzie mieszkała rodzina Topolanków. Z mojej rodziny ukraińscy bandyci zamordowali tego ranka moją mamę, tatę oraz moje rodzeństwo.”  Mama Witolda miała lat około 50, a tato lat około 55, wydaje mi się także, że miał brata lat około 16 oraz siostrę lat około 20. Stanisław Bojko opowiadał mi osobiście losy Róży Bojko z Teresina, która cudem ocalała z rzezi, a którą się później troskliwie zaopiekował i długie lata wychowywał jak swoje własne dziecko: „Róża Bojko i jej starszy brat byli właśnie w domu, gdy nastąpił gwałtowny atak Ukraińców na ich dom i rodzinę. Ukraińscy bandyci włamali się do domu i od razu z miejsca zaczęli mordować domowników. Jej tato Stefan lat około 35 i mama lat około 30 oraz babcia Józefa lat około 70 byli właśnie razem w kuchni. Tam dopadli ich rezuni i zaczęli od razu mordować. Róża bowiem słyszała straszne krzyki i piski dochodzące z kuchni. Zaraz ona i jej brat w wielkim strachu schowali się za szafę, która stała w ich pokoju. Ukraińcy wcale jednak nie szukali w tym pokoju, ale po skończonej robocie wyszli z domu na dwór. Wtedy jej młodszy brat wyszedł z ukrycia na dwór i tam zauważyli go oprawcy i na miejscu zakatrupili. Ona w tym czasie nadal siedziała ukryta za szafą, w pewnym momencie zauważyła jednak, że do ich domu przyszedł sołtys Środa i zaczął rabować ich mienie. Kiedy dziecko zobaczyło znajomego sąsiada, wyszło z ukrycia. Gdy dziewczynka pokazała się sołtysowi, w chwilę później zobaczyła także ciała swojej pomordowanej rodziny, leżały na podwórzu przed domem. Małżeństwo Środów było bezdzietne, zabrał więc sierotę ze sobą do swojego domu. Od tej pory opiekował się nią, a ona pasła dla niego krowy. W tym czasie inne dzieci ukraińskie, wiedząc o tym, że Róża jest polskim dzieckiem czynili jej wiele krzywd i upokorzeń. Dla przykładu dzieci ukraińskie na łące bili ją prętami po nogach oraz dosypywali piachu do chleba, który jadła. Róża cierpiała wśród Ukraińców długo, aż do ponownego wejścia Sowietów na te tereny”. Maria Bojko: „Pamiętam, że atak miał miejsce o świcie, ukraińscy bandyci gwałtownie włamali się do tego domu i z miejsca zaczęli mordować wszystkich po kolei. Najpierw zginęli ci którzy byli w kuchni. Ja w tym momencie byłam w pokoju obok, zaledwie za jednymi drzwiami, gdy usłyszałam nieludzkie wręcz krzyki i piski brutalnie zabijanych ludzi, dochodzące z kuchni. Razem ze mną była wtedy moja córeczka Regina, która miała wtedy zaledwie 9 miesięcy. Instynktownie chwyciłam niemowlę na ręce i ukryłam się z nim w małej piwniczce pod podłogą, do które wejście było właśnie w tym pokoju. Ledwie zdążyłam się tam schronić do naszego pokoju wpadli Ukraińcy, wyraźnie słyszałam ich kroki. Po chwili zaczęli mordować także tych ludzi, którzy dosłownie przed chwilą byli ze mną w pokoju nad nami. To przeżycie jest nie do opowiedzenia, to się działo tuż nad naszymi głowami. Słyszałam krzyki i jęki konających, a przecież tak bliskich mi osób. Nie zapomnę tego do końca mojego życia, tego nie można wprost wymazać z pamięci. Po chwili wszystko ucichło, a ja posłyszałam jak wyciągają ciała pomordowanych ludzi z domu na podwórze. W czasie tej rzezi zamordowano: mojego tatusia Jana, moją mamę Kamilę oraz moją rodzoną siostrę Kazimierę i jej synka i córkę. Zginęli także Tadeusz Świstowski i Zbigniew Świstowski. Słyszałem też od ludzi we Włodzimierzu, jak zginęła rodzina Terleckich. Podczas napadu Bronisław Terlecki lat około 45, nie pozwolił włamać się do swojego domu i razem ze swoim synem Stanisławem lat około 17 stawiał zacięty opór. Ponieważ mieli obaj broń ostrą, przez jakiś czas nie dopuszczali atakujących banderowców do swojego domu, w końcu jednak skończyła im się amunicja i przestali strzelać. Wtedy Ukraińcy podczołgali się pod ich dom i podłożyli ogień, potem spokojnie już pilnowali, aby tylko nikt nie uciekł z płonącego domu. Obaj dzielni obrońcy oraz ich rodzina, zginęli w płomieniach, w tym: żona Terleckiego lat około 35 oraz jego rodzice: ojciec lat około 60 i matka lat około 57. W naszej kolonii Teresin zamieszkał Marian Roch, który pochodził z Zastawia należącego do ukraińskiej, prawosławnej wsi Kohylno. Ożenił się z naszą dziewczyną Anną Rusiecką. Jej mama, z domu Wawrynowicz lat około 60, była rodzoną siostrą mojej mamusi Michaliny. Niestety imion moich dziadków Wawrynowiczów dziś już nie pamiętam. Jej mama została zamordowana w naszej kolonii podczas napadu w sierpniu 1943 r. Na kilka tygodni przed rzezią do domu Mariana Roch przybiegł zupełnie nagi mężczyzna w wieku około 30 lat i natknął się na jego żonę Annę oraz teściową. Gdy go takim ujrzały, obie natychmiast narobiły krzyku, a on zaczął się tłumaczyć, że zna Mariana Rocha i bardzo potrzebuje ich pomocy, mówił przy tym tak: „Mnie i innych Polaków zabrali do lasu Ukraińcy. Tam kazali nam kopać doły, gdy tylko skończyliśmy, będąc już bardzo złych myśli, oprawcy nakazali nam się rozbierać! Gdy i to polecenie posłusznie wykonaliśmy, to wtedy nakazali nam wchodzić do tych dołów. Byłem już niemal pewien, że chcą nas tam wystrzelać, w tych dołach jak kaczki. Nie mając już nic do stracenia, rzuciłem się gwałtownie do ucieczki. Zaskoczeni Ukraińcy strzelali za mną ale żadna kula mnie nie trafiła i zdołałem uciec. Teraz jestem u was ponieważ znam Mariana i spodziewam się, że mi pomożecie.” Marian przyniósł potrzebne ubranie, potem ten człowiek gdzieś zniknął. Nie wiem właściwie co się stało z rodziną Kasperskich, wszelki słuch o nich zaginął ale przypuszczam, że tak jak inni leżą gdzieś na uświęconej krwią ziemi wołyńskiej.” (Eugeniusz Świstowski, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Roch).  „Zbudził nas sąsiad. Wybiegliśmy na podwórko. Nasza rodzina liczyła 6 osób. Byli to rodzice, ja, brat 12-letni, siostra – 1,5 roku i babcia, która przyjechała do nas z Włodzimierza w odwiedziny. Zobaczyliśmy w odległości około 1 km od strony północnej bardzo dużo postaci, jakby chmurę, idących w naszą stronę. Wszyscy pośpiesznie cofnęliśmy się do pokoju, tata zamknął drzwi od wewnątrz. Poklękaliśmy i zaczęliśmy się modlić. Z nami był sąsiad Kasperski. Tata nazywał się Bojko Stefan, mama Stanisława z domu Jankowska, urodzona w Skale pod Ojcowem, brat Edward, siostra Janina, babcia Jankowska Anna. Tata wziął siekierę i chciał uciekać przez okno, ale dom w szybkim czasie został otoczony przez banderowców uzbrojonych w kosy, siekiery, łopaty i inne narzędzia zbrodni. Wywołano babcię po nazwisku. Odpowiedziała: „Jestem kobietą i boję się wyjść”, ale w końcu poszła. Ja za sąsiadem uciekłam na strych. Próbowaliśmy schować się pod beczkę, ale rozsypała się. Wróciłam na dół i ze swoim bratem ukryłam się w piwnicy, która była pod komorą. Mama z malutką siostrą przy piersi została na drabinie stojącej w komorze i prosiła Ukraińca: „Co ja jestem wam winna, darujcie nam życie”, ale „had” uderzył ją. Usłyszałam jej śmiertelne chrapanie. Dziecko jeszcze wołało mnie „Lula” i prawdopodobnie żywe zostało wrzucone do dołu. Jak zginęli tato, sąsiad, babcia – nie wiem. W piwnicy leżałam na drewnianej belce, a brat mnie sobą zakrywał. Po krótkim czasie „had” wszedł na schody piwnicy, trzymając główkę maszyny do szycia „Singer” i odwrócony do nas plecami krzyknął: „Wyłaź”. Brat usłuchał, wyszedł i został zabity. Strzałów w tej masakrze nie było. Ukraińcy wykopali pod oknem dół i wrzucili doń moich rodziców. Tato miał 43 lata (były legionista), mama 33 lata. W piwnicy siedziałam długo. Po wyjściu z niej widziałam w domu powyrzucane wszystko z szafy, krew na podłodze i ścianach, powybijane okna.” (Rozalia Wielosz z d. Bojko; w: Siemaszko..., s. 1241-1242). „Ci co nie uciekli do miasta, to Ukraińcy zachęcali ich, żeby zbierali zboże, co było na polach i wszystko zwieźli z pól w sterty. I w tą właśnie sobotę wszystkim dali po kawale mięsa, żeby się jeszcze najedli, a w nocy zaszli od strony Włodzimierza Wołyńskiego i kogo spotkali, to już żywy nie uszedł. Na szczęście już od pewnego czasu wszyscy baliśmy się o swoje życie i nie nocowaliśmy w naszych domach. Ja i moi koledzy (w tym chyba Sobolewski), spaliśmy zwykle w naszej stodole na wyschniętej koniczynie. Moja żona Maria z naszym synkiem Kazimierzem, zaledwie 6-miesięcznym dzieckiem, Irena z córką Celinką oraz Leokadia nocowali wszyscy razem, zwykle w naszym domu. I tej tragicznej nocy, kiedy banderowcy urządzili nam rzeź na całym Teresinie, było tak samo. Jeszcze była noc, gdy obudził nas gwałtowny brzęk bitych szyb oraz straszny, przeraźliwy krzyk mojej żony Marii oraz obu pozostałych sióstr. Po chwili nastąpiła znowu gwałtowna cisza. My w tym czasie, zdjęci strachem, staraliśmy się głębiej zakopać w koniczynie. Baliśmy się bowiem, że teraz zaczną szukać także w stodole. Do świtu było już jednak cicho i spokojnie. Nad ranem, jak tylko się rozwidniło, wyszliśmy z ukrycia i starannie obszukaliśmy nasz dom i podwórko, ale nigdzie nie znaleźliśmy ciał pomordowanych, ani nawet śladów krwi. Jedynie pobite okna świadczyły, o tej tragedii, która się tu dziś wydarzyła, a której byliśmy świadkami.”  (Wspomnienia Heleny Wójtowicz z d. Karbowiak z osady Budki Kohyleńskie w pow. Włodzimierz; spisał Sławomir Tomasz Roch; w: http://wolyn.btx. pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/251-wspomnienia-heleny-wojtowicz-z-d-karbowiak-z-osady-budki-kohyleskie-w-pow-wodzimierz.html ). Wspomina pani Leokadia Baumgard z d. Sobolewska z Teresina: „Usłyszeliśmy rano naraz brzęk szyb w oknie. Ja i pozostali z rodziny Buczkowskich zerwaliśmy się z łóżek patrzymy, a w oknie są widły i siekiery. W sieni była drabina na strych, postawiliśmy drabinę i uciekamy po niej na górę, jedna drugą się pyta: „Co jest?!” Nikt nic nie mówi! [...] A matka Buczkowskich, córka, Ola i Genowefa, wyszli ze strychu same na zewnątrz, drugą drabiną i innym wyjściem i tam je zabili. Gienia uciekała koło szkółki do lasu ale dopadli ją, zaciągnęli na podwórko i też zabili. Opowiadali nam rodzice, którzy byli w stodole i patrzyli przez szpary jak mordują dzieci i babcię. My obie z Lodzią byłyśmy tymczasem schowane w plewach, jak długo nie wiem, może godzinę. W pewnym momencie na strych wlazł Ukrainiec i chodził z toporem, słychać było jak stukał po podłodze. Pan Bóg dał, że nas nie widział, bo oni bandyci byli pijani. Powiedział tak: „Chto je nechaj wyjde!!”. Tyle pamiętam! Bóg dał, że nas nie zobaczył, zszedł na dół i poszli dalej mordować, do Krochmala. Słychać było jęki, rąbanie, ile ich zginęło nie wiem, tak chodzili od domu do domu. Zrobiło się cicho. […] Nie wiem co mi przyszło do głowy ale powiedziałam do Lodzi: „Zmówmy pacierz!!” A po modlitwie mówię do niej: „Schodzimy na dół.” Drabina podstawiona była z dworu, po niej właśnie bandyta wlazł na strych szukać pozostałych. Powiedziałam do niej: „Idziemy do mego domu zobaczyć co z moimi rodzicami i rodzeństwem.” Schodzimy po tej drabinie, a pod szczeblami była ziemia zmieszana z krwią. Musiała był płytka ziemia, bo słychać było charczenie, pod drabiną jeszcze konali ludzie, a my musiałyśmy deptać po nich żeby zejść na dół i uciekać. Przeszłyśmy koło Krakowiaka, bo chciałam zobaczyć, kto żyje, tym bardziej, że u nich był schowany mój brat Mieczysław i Jan Topolanek. Ale było pełno krwi na podwórzu, słychać charczenie było, bałam się więc uciekałyśmy dalej koło mojej cioci Teresy Klimczak, siostry mojego ojca. Moja starsza siostra chodziła do niej spać ale było wszystko otwarte, drzwi i okno otwarte, krew pod drzwiami, też słychać było charczenie. Wiedziałam, że nie żyją, mogą nas bandziory zobaczyć i zabić więc uciekamy dalej do mego domu, zobaczyć co się dzieje. Wchodzimy na podwórko pełne krwi, drzwi otwarte, wołam: „Mamo! Mamo!!” W tym czasie mój rodzony brat Witold usłyszał moje wołanie i wyczołgał się spod łóżka, był cały umorusany we krwi. Pytam się go: „Gdzie są rodzice?!” A on do mnie, że już nie ma nikogo, on sam wyszedł z tego ranny w głowę. Został uderzony siekierą, ile razy tego już nikt nie wie. Wzięłam go na podwórko i obmyłam mu głowę, porwałam prześcieradło na kawałki i zawiązałam mu głowę, wzięłam też bułki w koszyk.” (Sławomir Tomasz Roch: Wspomnienia Wiktorii Baumgard z d. Sobolewska z Teresina na Wołyniu, Zamość 2004 r., s. 2-3).
We wsi Tumin pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 11 Polaków: 8-mioosobową  i 3-osobową rodzinę;  m.in. przecięli piłą na pół Stefana Uleryka.
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zabrali do lasu i rozstrzelali 5 Polaków: rodzinę oraz 20-letniego chłopca.
We wsi Turyczany pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec, syn nauczyciela, zarąbał siekierą żonę Polkę, nauczycielkę, lat 34; ponadto zamordowana została jej rodzina oraz kilkunastu innych Polaków.
We wsi Twerdynie pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską.
W kol. Wielkie pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz miejscowi chłopi ukraińscy siekierami, widłami i kosami zamordowali około 30 Polaków, głównie kobiety i dzieci.
W kol. Wiktorówka pow. Włodzimierz Wołyński  podczas drugiego napadu Ukraińcy zamordowali około 100 Polaków.
We wsi Winiatycze pow. Zaleszczyki: „29.VIII.1943. Winiatycze pow. Zaleszczyki. Ukraińcy zamordowali Węgrzyna Antoniego a innego Polaka ciężko ranili. Kiedy Węgrzyn z trzema towarzyszami wyszedł w tym dniu po południu na przechadzkę w pole, otoczyli ich w pewnym momencie Ukraińcy uzbrojeni w pistolety i noże. Ofiarą padł Węgrzyn Antoni, ciężko ranili nożami jego kolegę, dwóch innych uciekło” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
We wsi Władynopol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 4 Polaków: babkę, jej synową i 2 wnucząt.
W kol. Władysławówka pow. Włodzimierz Wołyński 50 upowców oraz około 150 miejscowych chłopów ukraińskich oraz kobiet, siekierami, kosami, widłami, nożami, cepami, szpadlami, sierpami, grabiami, orczykami wymordowali z niezwykłym okrucieństwem około 40 rodzin polskich stosując tortury, gwałcąc dziewczęta i kobiety, zapewne około 200 Polaków (Siemaszko..., s. 869)   Przebieg tej zbrodni znany jest dzięki Ukraińcowi, który zrelacjonował ją swojemu polskiemu sąsiadowi.  Pod koniec sierpnia 1943 roku z Władysławówki przybiegł zakrwawiony mężczyzna krzycząc, że Ukraińcy mordują w tej wsi Polaków. Świadek, W. Malinowski ukrył się ze swoją rodziną w lesie. Pomagał im sąsiad, Ukrainiec Józef Pawluk. Poszedł on do wsi Władysławówka sprawdzić, co się dzieje. Wrócił po około 3 godzinach i zdał relację. „Prowidnyk ich powiedział, że taka rzeź jednocześnie jest przeprowadzana, odbywa się na całej Ukrainie, że jest nakaz wybicia wszystkich lachiw - żeby nikt nie pozostał - komunistów i Żydów też. Powiedział (Józef Pawluk - przyp. S.Ż.), że we wsi Władysławówce wybili wszystkich, 40 rodzin – ogółem około 250 osób, leżą martwi, trupy. Zapytany, jak to się stało, opowiedział, że rano napadli na kolonię, 50-ciu Ukraińców - UPA, uzbrojonych, otoczyło i "zdobyło" wieś, podczas "zdobywania" wsi zastrzelili kilku Polaków, którzy uciekali. Pozostali bezbronni i sterroryzowani zostali oddani Ukraińcom, którzy oczekiwali w rejonie wsi przed jej "zdobyciem". Była to zbieranina ludzi bez broni palnej, ze 150 osób, między nimi były kobiety - wszyscy posiadali kosy, sierpy, siekiery, widły, noże, cepy, szpadle, grabie, kłonice, orczyki i inne narzędzia stosowane w rolnictwie. Tak na znak dany przez uzbrojonych Ukraińców, rzucili się na Polaków. Rozpoczęła się straszna rzeź, w tym zamieszaniu pobili i swoich. O tym opowiedział mi ojciec - mówił Pawluk, a sam widziałem koniec tego mordu - najgorzej znęcali się nad ostatnimi Polakami - rozszarpywali ludzi, ciągnęli za ręce i nogi, a inni ręce te odżynali nożami, przebijali widłami, ćwiartowali siekierami, wieszali żywych i już zabitych, rozcinali kosami, wydłubywali oczy, obcinali uszy, nos, języki, piersi kobiet i tak ofiary puszczali. Inni łapali je i dalej męczyli, aż do zabicia. Przy końcu ofiara była otoczona grupą ryzunów - widziałem, jak jeszcze żyjącym ludziom rozpruwano brzuchy, wyciągano rękami wnętrzności - ciągnęli kiszki, a inni ofiarę trzymali; jak gwałcili kobiety, a później je zabijali, wbijali na kołki, stawiali żywe kobiety do góry nogami i siekierą rozcinali na dwie połowy, topili w studniach. Powiedział Pawluk, że nigdy w życiu nie widział i nie słyszał o takiej rzezi, i nikt, kto tego nie widział, nigdy w to nie uwierzy, że jego pobratymcy tego dokonali. (...) Po wybiciu ofiar wszyscy rzucili się na dobytek - rabowali wszystko, nawet jedni drugim zabierali, były bratobójcze bójki (...). Nie mogłem patrzeć się na dzieci z roztrzaskanymi głowami i mózgiem na ścianach, wszędzie trupy zmasakrowane, krew - aż czerwono.” (Siemaszko..., s. 1236 - 1237).
We wsi Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi siekierami, szpadlami, widłami i innymi narzędziami zamordowali około 90 Polaków ; „Dzieci nabijano na zaostrzone kolki i wrzucano do studni. Jedną z kobiet dwóch Ukraińców poniosło na widłach i wrzuciło do dołu”. (Siemaszko..., s. 854).
W kol. Zofiówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 20 Polaków: mężczyzn zastrzelili, kobiety i dzieci zarąbali siekierami.
 
W nocy z 29 na 30 sierpnia
 
- 1943 roku:
We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 73 Polaków; małżeństwo Garczyńskich (lat 68 i 66) związali drutem kolczastym i wrzucili do studni;  42-letniemu Antoniemu Siateckiemu odrąbali nogi i pozostawili do skonania, jego żonie i 3 dzieci lat 3, 7 i 10 odrąbali ręce i nogi (Siemaszko..., s. 927 ; nie wymieniają oni rodziny Zajączkowskich, co podał świadek w „Rzeczpospolitej” z 2 lipca 2003 r.). „Aż do nocy 29 sierpnia od naszych sąsiadów nie dostaliśmy żadnego ostrzeżenia, nawet w postaci groźby, nie było też żadnego wezwania do opuszczenia tej ziemi. Dopiero w ostatniej chwili sąsiad Ukrainiec o nie zapamiętanym nazwisku przybiegł do zabudowań rodziny Bernackich, z okrzykiem: "uciekajcie natychmiast, już do was idą". Nazwiska tego jedynego we wsi sprawiedliwego nie pamiętam. Z rodziną Bernackich uratowała się również rodzina Feliksa Szewczuka, która tam nocowała. Natomiast Feliks został zamordowany już wcześniej i to w sposób niezwykle okrutny - odrąbano mu ręce i genitalia./.../ Wybierając sobie miejsce do spania wieczorem 29 sierpnia nie wiedzieliśmy, że ten wybór to wybór życia lub śmierci, wybór dokonywany nieświadomie i losowo. Babcia Marianna Mroziuk i Dziadzi Piotr Mroziuk nocowali w domu ze względu na swój podeszły wiek (84 i 82 lata), dołączyła do nich wdowa Aniela Juszczuk z dziećmi, córką Stefanią i synem Dionizym (3 lata). Nocleg w domu oznaczał dla nich śmierć. Reszta rodziny miała do dyspozycji dwa brogi ze słomą, jeden nieco bardziej oddalony od zabudowań, drugi blisko stodoły. Ten pierwszy oznaczał życie, drugi śmierć. Na pierwszym spałam ja, Jadwiga Mroziuk, Antonina Mroziuk (ur. 1924 r), Bolesław Mroziuk (ur. 1929 r), Zofia Buczek (siostra Anieli Mroziuk) i Edward Bernacki. Drugi brog wybrały na nocleg - wybierając tym samym śmierć - następujące osoby: moja Mamusia - Helena Mroziuk, siostra Dioniza, stryj Adam Mroziuk, Sabina Buczek (z domu Gaczyńska) - bratowa Anieli Mroziuk z domu Buczek, syn Sabiny Henio Buczek lat 9, syn Sabiny Antoś Buczek lat 5. W nocy - o nieokreślonej godzinie - obudziły nas przeraźliwe krzyki, dobiegające z zabudowań stryja Adama oraz z zabudowań właściciela wiatraka o nazwisku Siatecki. Przerażający był krzyk Siateckiego, przeraźliwe długie "ooooojjjj", świadczył o ogromnym cierpieniu, nieludzkim cierpieniu. Fiodor Krawczuk, który nie był w stanie uwierzyć w naszą opowieść, zwłaszcza że tylko słyszeliśmy odgłosy mordowania, wyruszył pieszo do wsi Mogilno. Gorzką prawdę o bestialstwie swoich rodaków z UPA poznał gdy podszedł do zabudowań Siateckiego. Gospodarz leżał na podwórzu koło psiej budy - miał odpiłowane lub odrąbane ręce i nogi, obok wielka kałuża krwi. Już nie krzyczał, ale żył jeszcze, świadczyły o tym konwulsyjne drgania kadłuba. W dniu śmierci miał 42 lata. Jego żona Hanna - lat 36, córki - Kazimiera - lat 10, Leokadia - lat 7, Regina - lat 3, leżały nieco dalej w kurzu i krwi. Ich szczątkom Fiodor Krawczuk nie przyjrzał się tak dokładnie, lecz zostały potraktowane podobnie jak Siatecki.  Antosia Mroziuk, Bolesław Mroziuk i Zofia Buczek mogli zejść z brogu nie zauważeni, ponieważ uwaga morderców była skupiona na ucieczce mojej i Edwarda Bernackiego. Ukryli się w gąszczu młodych wiśni. Trwali tam ogarnięci grozą. Słyszeli, jak wyprowadzono z domu Babcię i Dziadzia, który prosił o życie powołując się na swój wiek i przypominając swą pomoc w żywności dla Ukraińców, którzy uciekli zza sowieckiej granicy w czasie Wielkiego Głodu. To nie zrobiło na mordercach żadnego wrażenia. Siekiery i noże spłynęły krwią niewinnych. Zginęła cała moja rodzina i Juszczakowie, starcy, kobiety, dzieci. Z ofiar zdarto obuwie i wartościową odzież, skrwawione szczątki od razu zakopano. Gdy mordercy odeszli i zrobiło się cicho, Zosia z Antosią i Bolesławem rozpłakali się z żalu, strachu i rozpaczy. Wyszli z ukrycia i podeszli do zabudowań stryja Adama - a rodzinnego domu Antosi i Bolcia. Na podwórzu stał kierat, w jego pobliżu nadchodzący dzień odsłonił przerażonym oczom wielkie kałuże krwi. Krwawe ślady wskazywały miejsce zakopania ciał ofiar za brogiem. Antosia i Bolesław pozostali tam, nikt więcej nie widział ich, nie wiadomo kiedy i jak zostali zamordowani. Prawdopodobnie zostali znalezieni przez rabujących dobytek ofiar banderowców i ponieśli męczeńską śmierć w wieku 19 lat - Antosia i 14 lat - Bolesław. Zosia Buczek poszła sama do swojego domu rodzinnego. Jej matka, Stanisława Buczek i jej siostra, stara panna Józefa, jeszcze były całe i zdrowe. Wydawało się, że starym kobietom już nic nie grozi, że darowano im życie. Zosia Buczek ponownie ocalała, ponieważ ukryła się po raz drugi - tym razem w szopie z sianem przy zabudowaniach Buczków. Cały dzień tam siedziała. Mogła obserwować rodzinny dom przez szparę. Widziała więc morderców, mężczyzn nie mieszkających w Mogilnie, przyprowadził ich mieszkaniec wsi Siergiej Chomiak. Wyprowadzili z domu staruszki i zamordowali bez litości. Chomiak wykopał jamę i wrzucił tam ciała, jeszcze po śmierci rąbał ciało staruszki Stanisławy mówiąc przy tym: "A majesz Polszczu". Potem siedząc aż do zmroku w swojej kryjówce Zofia Buczek musiała słuchać makabrycznych w swej treści rozmów Ukraińców. Opowiadali sobie - także dzieci - jak który "Lach" krzyczał z bólu przed śmiercią, jak jęczały torturowane ofiary. Opowiadano, jak dzieci ukraińskie bawiły się odciętą głową żony Łukasza Gaczyńskiego - ci Gaczyńscy mieszkali na Zwierzyńcu. Pani Gaczyńska miała piękne grube warkocze, to z tego powodu jej głowa posłużyła do makabrycznej zabawy. Wiele wypowiedzi świadczyło o trwającym rabunku mienia pomordowanych. Odnośnie mojej rodziny powiedziano: "Do Adamka i do Franka Mroziuków pojechały cztery fury po rzeczy". Z rodziny Szczurowskich uratowała się Jadwiga Szczurowska. Gdy mordowano jej rodziców - Antoniego i Martę Szczurowskich, siostry Genowefę i Kazimierę oraz synka sąsiadów, Stasia Konstantynowicza, ona również otrzymała cios w głowę i z rozciętą głową padła bez przytomności. Odzyskała ją, zanim mordercy dokończyli swą krwawą "pracę" z jej rodzicami i pełzając ukryła się w snopkach na polu, tzw. dziesiątkach. Banderowcy szukali jej, przy pomocy wideł i szpadla, szukali uderzając w snopach. Odrąbali szpadlem dwa palce, lecz Jadwiga Szczurowska zniosła ból w milczeniu. Gdy dotarła do Włodzimierza Wolyńskiego, minęło pięć dni od krwawej nocy. Część tego czasu spędziła w zbożu na polu. Zdecydowała się wyjść, gdy przypomniała sobie opowiadanie swojego ojca o śmierci głodowej. W ranach na głowie i po odciętych palcach zalęgły się robaki. Ostatkiem sił doszła w pobliże Cegielni w Włodzimierzu. Tam upadła, lecz członkowie polskiej samoobrony zauważyli ją i zanieśli do szpitala” (Jadwiga Kozioł z d. Mroziuk, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). "Zamordowali m. in. moje siostrzane rodzeństwo ( Dyzio, Boguś i Tereska Gaczyńscy, wiek odpowiednio 10, 8 i 6 lat oraz niemowlę nieznanego imienia w wieku 6 dni). Mordercy, to m.in.: Juchym Orluk, syn Prochora, urodzony w 1907 roku w Mohylnie, który własnymi rękami zamordował sześcioletnią Tereskę Gaczyńską, sześciodniowe niemowlę i matkę niemowlęcia Marcelinę Gaczyńską, Fiszczuk Mychajło, syn Archypa, urodzony w 1907 roku w Mohylnie, który w czasie mordowania pilnował, aby żadna z ofiar nie uratowała się ucieczką przez okna oraz Łuciuk Wołodymyr, syn Wasyla z Marcelówki, który z ramienia tzw. UPA organizował i kierował ludobójczą akcją w Mohylnie. /.../ Dla nas Mohylno było gniazdem morderców. W tej wsi zginęły dzieci mojej siostry Kazimiery - Dyzio, lat około 10, Boguś, lat około 8, Tereska, lat około 7. /…/ Gaczyński, mąż Kazi, przeżył w ukryciu. Był świadkiem, jak banderowiec rozbija główkę jego najmłodszego dziecka (niemowlę płci męskiej, imienia nie pamiętam) o framugę drzwi trzymając je za nogi. Zginęła także jego druga żona, a dwoje starszych dzieci, moich siostrzeńców, zginęło od siekier” (Stanisława Tokarczuk: „Sąsiedzi z Marcelówki”; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). „Tej strasznej nocy spali na Obrożku siana pod dachem, stał w sadzie Jadwigi Mroziuk. W nocy usłyszeli krzyki oraz jęki Antoniego Siateckiego, który miał własny wiatrak. Odrąbali mu obie nogi i tak w boleściach leżał na podwórku i krzyczał z bólu niemiłosiernego. A było do niego około 700 m przez pola, tak daleko i słychać było ten krzyk rozpaczy. Od razu zorientowali się, że to Siatecki krzyczy. Był szwagrem Zofii Buczek, a dla Antosi wujkiem. W tej dramatycznej chwili Edek wydaje rozkaz by spuścić drabinę i schodzić na ziemię, tam czekać, aż wszyscy zdążą zejść z brożka. Gdy wszyscy byli na dole, rzucili się do ucieczki w pola, w ciemną noc. A już bandyci byli przy ich domu, słyszeli nawet jak jeden do drugiego mówił: “Strzelaj!” Na szczęście nie strzelali za nami. Dodam, że w tym samym czasie już zabijali na podwórku Adama Mroziuka. Słyszeli jak go mordowali, przy tym nie strzelali wcale. Jadwiga Mroziuk uciekała za Edkiem, gdy go dogoniła prosiła by na nią poczekał bowiem nie ma tyle sił co on. Poszli juz razem przez lotnisko na wschód od Mohylna, blisko Turii. Natrafili na dom Władysława Mroziuka, Jadwigi stryja z rodziną i pobudzili ich ze snu, podobnie z Krawczuka rodziną. Muszę dodać, że Edka siostra cioteczna Stefania Szewczuk była synową Krawczuka i rodziny Gdyrów. Wszyscy uciekli zaraz w zarośla nad rzeką Turia. Przesiedzieli tam cały upalny dzień, dopiero na następną noc udali się do Włodzimierza, kierując się poza lasem Owadeńskim. Szli przez błota, na rano dotarli do miasta. Wszyscy jak stali tak uciekali, matki z małymi dziećmi, Jadzia bosa i w sukienczynie, w której spała na brożku. Tymczasem Antosia i Bolek brat Antosi oraz Zosia Buczek siedzieli w ukryciu, aż zrobiło się widno. Rano przyszli na swoje podwórko, mieszkali bardzo blisko tego obrożka. Było na podwórzu dużo krwi i nic już w domu z odzienia nie było. Zrozpaczeni Antosia i Bolek stali i płakali na swoim podwórku, a było już widno. Tak znaleźli ich Ukraińcy, zaraz ich tam pomordowali. A rodzice i inni, co razem spali w stodole już wszyscy byli zakopani za domem. To wszystko opowiedziała nam potem osobiście Zosia, która zanim to się stało, zostawiła ich dwoje tak płaczących, a sama poszła do swego domu, który stał ze 300 m dalej. W DOMU ZOFII BUCZEK. W domu u Zosi była matka lat około 73 oraz siostra lat około 45, była jeszcze panna, poza tym była chora. Zosia poinformowała mamę, ze Sabina i jej dzieci zostali pomordowani. Sama ubiera na siebie kilka sukienek i chowa się przezornie w chlewie nad świńmi, były tam złożone gruchowiny. Włazi tam do końca, pod samą strzechę i siedzi cichutko. Tymczasem za niedługo przyszli na podwórko Ukraińcy, przyszli zabijać stareńką matkę i chorą siostrę. Stukają do drzwi, matka otworzyła, patrzy a oni stoją z siekierami. Matka prosi po imieniu: “Pawel nie zabijaj nas!” Potem było już słychać tylko trzask, za sekundę drugie uderzenie i cisza. Słychać było tylko jak zakopywali ciała pomordowanych kobiet, dokładnie za chliwkiem, w którym ukryła się Zosia. Słyszy wyraźnie, jak zbrodniarze jeszcze po zadaniu im śmierci, przeklinają swoje bezbronne ofiary, słyszy: “Masz tobie ty Polszczu!!” Po zakopaniu ciał rozpoczęło się grabienie pozostawionego majątku. Kłócili się ze sobą Ukraińcy, było o co, bo to i było co brać: para koni, kilka sztuk bydła, dużo odzienia. Zosia przesiedziała do nocy, a nocą sama szła polami do Włodzimierza. W DOMU JÓZEFA GACZYŃSKIEGO. Józef Gaczyński podczas nocy, w której mordowali mieszkańców naszej wsi Mohylno spał w ogrodzie w chaszczach. Gdy przyszli mordować jego rodzinę żona otworzyła drzwi, bandyci pytają o męża, a on wszystko słyszy. Na ten moment małe dziecko zaczęło płakać, żona mówi do nich, że weźmie dziecko na ręce i pójdzie męża poszukać. Lecz Ukrainiec zaraz na progu zarąbał ją bezlitośnie siekierą, a potem wszedł do domu i pomordował jeszcze troje dzieci. Mąż a zarazem ojciec rodziny wszystko słyszał dokładnie, w noc ciemną słychać dobrze, kiedy nawet ptaszki śpią. Jak otumaniony przedostał się do miasta Włodzimierza i tu nam wszystkim w domu opowiadał co przeżył. W DOMU JADWIGI SZCZUROWSKIEJ. Jadwiga Szczurowska córka Antoniego i Marty, właśnie Marta była rodzoną siostrą mojego taty Franciszka Szewczuka. Jest to przekaz wiarygodny bowiem jeszcze żyje Jadzia, obecnie mieszka w Darłowie i ma już 76 lat. Mieszkali w Mohylnie, Józef Szczurowski, syn uciekł do Włodzimierza z żoną i dwoma małymi córkami jeszcze w lipcu 1943 r. oraz siostra Rozalia Szczurowska, która była zakonnicą. Gdy przyszli nocą zabijać rodziców i dwie córki to wszyscy spali w stodole na sianie. Zaczęli wołać, ktoś się odezwał, więc nakazują schodzić na dół do stajni. Gdy wyprowadzali konie ze stajni Jadzia rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki, niestety zaczepiła o coś i przewróciła się, tak ją dogonili i szpadlem okładają po udach i po głowie. Było ich dwóch jeden trzymał ją za usta, a drugiemu kazał bić szpadlem za uchem. Jadzia po kolejnych cięciach straciła przytomność, myśleli że ją zabili i pobiegli z powrotem mordować rodziców i siostrę Genowefę lat 19, by też nie próbowali uciekać. Przy tym morderców było więcej. Jadzia jeszcze nocą ocknęła się cała zakrwawiona ale nie była w stanie się podnieść. Na kolanach i na rękach zaczołgała się do snopków żyta, które stały za sadem, na ich własnym polu. W tych dziesiątkach siedziała kilka dni. W nocy marchew na polu wyrywała i jadła by przeżyć, niedaleko rosła trzcina, to rosę spijała z wielkiego pragnienia. Była przy tym bosa i tylko w jednej sukience, a było już chłodno, z kolei w dzień upał, muchy ją gryzły, aż robaki się w ranach zalęgły. Po temu też głowa ją bardzo swędziała! Dodam, że gdy Ukraińcy rano przyszli by zakopać jej ciało to szukali jej po tych snopkach, nawet widłami dźgali czy czasem nie siedzi w jednym z nich. Jadzia widziała nawet jak zbliżali się do miejsca jej ukrycia i bardzo na ten czas gorąco się modliła do Matki Bożej, by tylko jej nie zobaczyli i nie zamordowali. A słyszała przy tym, jak mówili Ukraińcy do siebie: “Ona daleko i tak nie zajdzie, tylko padochne!” Po kilku dniach zaczęła nocą iść do miasta Włodzimierza, po miedzach na polu spała, gdzieś zaszła do sadu to jabłko jakie zjadła.” („Wspomnienia Ludwiki Podskarbi z d. Szewczuk z kolonii Mogilno w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1935 – 1944”; spisał  Sławomir Tomasz Roch; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/mogilno-szewczuk_ludwika.html ).
 
30 sierpnia 1943 roku:
W kol. Antonówka pow. Luboml Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Budy Ossowskie pow. Kowel  upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Rewuszki i Wołczak dokonali w okrutny sposób rzezi 270 Polaków; gospodarstwa polskie obrabowali i spalili, ciała zostały nie pogrzebane, porozrzucane po wsi, studnie były pełne powrzucanych żywych, poranionych i pomordowanych dzieci i kobiet .„W końcu sierpnia do Zasmyk dotarła kobieta z dwójką dzieci, przynosząc wieść o wymordowaniu mieszkańców w Budach Ossowskich. Kiedy oddział „Jastrzębia” dotarł na miejsce zagłady, zastał przerażający widok. Wielu partyzantów po raz pierwszy ujrzało na własne oczy, ludzi porąbanych siekierami, porżniętych kosami, kobiety z obciętymi piersiami i zmasakrowane, nie do opisania ciała dzieci. Widok wielu zapadł w pamięć na całe życie. W polach i zaroślach odnaleziono, kilkoro ukrytych przerażonych dzieci i dorosłych osób. Witold Kuźmiński i kilka innych osób uciekali przez ukraińską wieś, bo tylko ta droga była wolna. Biegnąc krzyczeli po ukraińsku, że „Lachy napadły” i razem z nimi biegli również do lasu Ukraińcy. W lesie dopiero zorientowali się, że biegli z Polakami. Pamiętam, opowiadał córce pan Witold, że w czasie tej dramatycznej ucieczki, jedna z kobiet zgubiła kilku tygodniowego niemowlaka, trzymała przy piersi puste zawiniątko. Witold Kuźmiński uratował się jako jedyny z 15 osobowej rodziny. Ojciec Piotr Kuźmiński został zamordowany na drodze podczas próby uprzedzenia syna o napadzie. Konstancja Kuźmińska z/d Chomicka - żona Kuźmińskiego Piotra, schroniła się do zaprzyjaźnionych sąsiadów Ukraińców, jednak została wydana i zamordowana. Jadwiga Aronowska z/d Kuźmińska wraz z mężem i dwójką dzieci i Kazimiera Kuźmińska panna, również zamordowani przez szalejącą bandę UPA i chłopów ukraińskich, sąsiadów i znajomych. Wtedy zginęło około 270 osób, a zagubieni w lasach jeszcze długo po tym docierali do ośrodka samoobrony w Zasmykach. Wieś zniknęła z powierzchni ziemi.” (Bogusław Szarwiło: Budy Ossowskie przestały istnieć. W: http://wolyn.ovh.org/opisy/budy_ ossowskie-04.html ).  „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci” /.../ (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ). „W 1943 r. jak zaczęły się rzezie Polaków, matka zachorowała. Pojechałem z nią do lekarza w Budkach Ossowskich, który ją leczył. Miejscowość ta była odległa od Zasmyk o jakieś 25 kilometrów. Przespaliśmy się u jakiegoś gospodarza, znajomego mamy. Nad ranem zostaliśmy obudzeni przez hałas na dworze. Okazało się, że Ukraińcy otoczyli wieś i zaczynają łapać i zbierać Polaków. Wyciągnęli nas na podwórko.  - Mamusia nie mogła uciekać. Postanowiłem z nią zostać. Jeden z Ukraińców trzymał mnie za rękę, a trzech położyło matkę na ziemi i zaczęło ją przeżynać! Jak bluznęła krew, mama krzyknęła - Wacek uciekaj! - Wyrwałem się tym bandziorom i zacząłem uciekać. Strzelali za mną, ale nie trafili. Twarze ukraińskich morderców , którzy przeżynali mamę piłą, zapamiętałem na całe życie! Wciąż w moich uszach rozbrzmiewa krzyk mordowanej matki, Niektórych ze zbirów zadających jej śmierć w męczarniach rozpoznałem. Jeden z nich Iwan Rybczuk żyje jeszcze i mieszka w Gruszówce. To on przeżynał matkę piłą. Po wojnie wpadł w łapy NKWD i odsiedział w łagrze 15 lat. Teraz jest kombatantem i chodzi w aurze bohatera walczącego o wolność Ukrainy. Ma pewnie wiele odznaczeń i dodatek kombatancki. Ja wtedy przez las uciekłem do Zasmyk. Po jakimś czasie wstąpiłem do oddziału samoobrony. By do niego się dostać, musiałem oszukać „Jastrzębia” i powiedzieć, że jestem starszy. Dzieci bowiem do partyzantki nie przyjmowano. Trafiłem do plutonu, którym dowodził ppor. „Nagiel” czyli Jan Witwicki. Boje z Ukraińcami w obronie mordowanej ludności polskiej musieliśmy toczyć na okrągło. Zdarzało się, że przybywaliśmy za późno, tuż po dokonanej zbrodni. Nie pamiętam, jaka to była wieś, chyba Moczułki, wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jak „Jastrząb” płacze. A to był twardy żołnierz, który rzadko pokazywał emocje. Widok, jaki tam zastaliśmy, przechodził ludzkie pojęcie. Maleńkie dzieci powbijane na kołki w płocie. Kobiety leżały na podwórku z rozprutymi brzuchami. Jedna z nich była w ciąży. Wyrwany z jej brzucha płód leżał obok niej. Wszyscy mężczyźni mieli odrąbane siekierami głowy. Wszyscy zastanawiali się, jak można się posunąć do takiego zwyrodnialstwa. Wszyscy mocniej ściskali w rękach karabiny. Przechodziliśmy też przez miejscowość, w której zarżnięto moją matkę. Jej szczątki wraz z innymi pomordowanymi wrzucono do studni, które upowcy następnie zrównali z ziemią. Powiedziałem o tym ppor. „Naglowi”, ale ten orzekł, że jak wygramy wojnę to zadbamy, by pomordowani tu Polacy mieli swoje mogiły. To oczywiście nie stało się nigdy! /.../  Nasi przełożeni dbali nie tylko o nasze umiejętności bojowe, ale także morale. Co rusz przypominano nam, ze nie wolno w czasie akcji zabijać kobiet i dzieci. Dowództwo w rozkazach dziennych stale przypominało, że za gwałt na Ukraince każdy może zastrzelić kolegę i nie będzie za to karany.” (Marek A. Koprowski: Oprawca jeszcze żyje. W: http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz%2Fwaclaw-gasiorowski 03 lipca 2013 ) Inni datują napad na dzień 29 sierpnia.
W kol. Gaj pow. Kowel upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali za pomocą kul, siekier, noży, kos i innych narzędzi ponad 600 Polaków.  „Żonę Bolesława Czelebąka w stanie odmiennym przepiłowano, przytrzymując drągiem położonym na piersiach, czego świadkiem był mąż znajdujący się obok w schronie. Maria Wiurkiewicz, lat 36, przerżnięto na pół”. Latem 1943 roku w Gaju pod figurą zastrzelił się Ukrainiec Ituch, nie chcąc uczestniczyć w morderstwach (Siemaszko..., s. 393 – 396).
We wsi Jankowce pow. Luboml upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Huszcza i Przekurka siekierami, widłami, drągami i innymi narzędziami zamordowali ponad 100 Polaków, imiennie znane jest 88 ofiar.  „Z lasu od strony północnej wkroczyło do wsi około 200 Ukraińców po części uzbrojonych w broń palną, a po części w narzędzia gospodarskie, jak siekiery i widły. Napastnicy zaczęli systematycznie plądrować i palić gospodarstwa, zabijając każdego napotkanego mieszkańca. /.../  Tam właśnie mieszkała moja ciocia Karolina Solipiwko z mężem i piątką dzieci – mówi poruszony Zdzisław Koguciuk. Opowiada, jak czwórka dzieci schroniła się do piwnicy na kartofle. Najstarszy syn przykrył rodzeństwo swoim ciałem, i patrząc przez okienko, był świadkiem zabójstwa rodziców i 8-miesięcznego brata, którzy dostali się w ręce Ukraińców. – Jak zginęli, nie wiadomo, bo ich ciała nie zostały odnalezione, prawdopodobnie uległy spaleniu. Musiała to być potworna zbrodnia, gdyż młody człowiek, który to widział, dostał potem pomieszania zmysłów i spędził resztę życia w szpitalu psychiatrycznym – opowiada rodzinną historię pan Koguciuk. /.../  Tymczasem w zajętej przez Ukraińców części wsi działy się prawdziwie dantejskie sceny. Wspomina je Katarzyna Dyczko z domu Grabowska, uciekająca z 3-letnim bratankiem na ręku. „Wybiegając ze stodoły, widzieliśmy już palącą się wieś i słyszeliśmy straszny, przerażający krzyk „ratunku” – relacjonowała. „W czasie ucieczki koło nas świstały kule, lecz my ze strachu nie odwracaliśmy głów, dopiero zatrzymaliśmy się na stacji w Jagodzinie”. Jak się okazało, krzyczała sąsiadka Katarzyny Dyczko – Teresa Petruk, którą Ukraińcy zamordowali w okrutny sposób, odrąbawszy jej wcześniej siekierą ręce. Niektóre relacje znajdujące się w zbiorach Zdzisława Koguciuka posiadają dziś unikatową wartość, gdyż złożyli je ludzie, którzy już nie żyją. Dotyczy to m.in. wstrząsających wspomnień pani Heleny Stachniuk z Chełma. Jej ojca Ukraińcy zatłukli na śmierć drewnianym kołkiem. Jako mała dziewczynka była świadkiem zastrzelenia mamy i czteroletniego brata Franka. Tego dnia straciła też babcię i siostrę. „Zostałam sama, przytuliłam się do mamy, zaparłam dech, żeby oprawcy pomyśleli, że nie żyję” – pisze w relacji pani Helena. „Kiedy podpalili zabudowania, pobiegli dalej… płomienie rozprzestrzeniały się coraz dalej, aż dosięgły mamę i mnie… zaczęłam sama na sobie gasić ogień. Udało się, ale zostałam naga, bo to, co miałam na sobie, uległo spaleniu. Podeszłam do tłumoczka, wyciągnęłam jakąś rzecz ubraniową, przytuliłam do siebie z przodu i poszłam do drogi. Przy drodze widziałam babcię z rozrąbaną głową oraz najstarszą siostrę Marysię z rozerwaną od kuli nogą, a przy niej kałużę krwi”./.../  Prawdziwie krwiożerczy szał ogarnął jednego z Ukraińców mieszkających w samych Jankowcach – Iwana Szpaka. Po opanowaniu wsi przez oddział OUN-UPA wtargnął z siekierą do obejścia swoich sąsiadów Grabowskich, z którymi utrzymywał wcześniej bardzo dobre stosunki. Zamordował dwoje z nich, a trzeciej – Michalinie Grabowskiej – odrąbał rękę. Kobieta przeżyła…/.../ Licząca blisko 150 numerów i zamieszkana przez ponad 600 osób tętniąca życiem wieś to dziś zarośnięte chaszczami ustronie. Nie sposób dostać się tu suchą nogą, gdyż nieregulowana rzeczka w czasie opadów zmienia koryto i płynie nieuczęszczaną od blisko 70 lat, zarosłą krzakami drogą.  /.../ Ci, którzy doszczętnie nie spłonęli, leżą pogrzebani gdzieś w prowizorycznych mogiłach rozrzuconych na terenie wymarłej wsi”. (http://dziennik.artystyczny-margines.pl/zbrodnie-sniace-sie-po-nocach-zaglada-wsi-jankowce) .   „Tam właśnie mieszkała moja ciocia Karolina Solipiwko z mężem i piątką dzieci – mówi Zdzisław Kogucik. Opowiada, jak czwórka dzieci schroniła się do piwnicy na kartofle. Najstarszy syn przykrył rodzeństwo swoim ciałem i patrząc przez okienko, był świadkiem zabójstwa rodziców i 8-miesięcznego brata, którzy dostali się w ręce Ukraińców. – Jak zginęli, nie wiadomo, bo ich ciała nie zostały odnalezione, prawdopodobnie uległy spaleniu. Musiała to być potworna zbrodnia, gdyż młody człowiek, który to widział, dostał potem pomieszania zmysłów i spędził resztę życia w szpitalu psychiatrycznym. Tragiczny był tez los pozostałych osieroconych dzieci. /..../ Tragicznego poniedziałku do dziś nie może zapomnieć Stanisława Grzywna, która w czasie napadu miała 14 lat. Zanim uciekła, słyszała rozdzierające krzyki dochodzące z oddalonego o blisko 150 metrów gospodarstwa przynależącego już do sąsiedniej wsi o nazwie Zamostecze, do której wtargnęli banderowcy. Mieszkała tam rodzina z dziesięciorgiem małych dzieci. – Te przeraźliwe krzyki to nie mogło być nic innego, jak mordowanie tych dzieci” (Adam Kruczek: Ból kresowych serc; w: „Nasz Dziennik” z 30 – 31 stycznia 2010).
W folwarku Kaznopol pow. Luboml Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską z 4 dzieci.
We wsi Kąty (Kuty) pow. Luboml upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi siekierami, widłami, drągami i innymi narzędziami wymordowali około 250 Polaków, imiennie znane jest 213 ofiar; całe studnie napełnili żywymi, poranionymi bądź już martwymi; np. Jaszczukową z 5 córkami wrzucili do studni żywcem. Janinie Prończuk i jej dwom synom w wieku lat kilku odcięli głowy. Niemowlę o nazwisku Sacharuk zabili uderzając główką o ścianę domu – w tym dniu odbywały się jego chrzciny (Siemaszko...., s. 494 – 496).  „30 sierpnia w nocy straszny stukot w okno „Widczyniaj skarej!”. Tato był na strychu, a mama otworzyła. Weszło ich może z dziesięciu „Swyty lampu!”. Mama ze strachu nie mogła zapałek znaleźć. Krzyczy „Skarej! Wychody!”. Wygnali nas do sieni i pytają się „A de twyj czołowik?”. A mama zauważyła siekierę. Siostra Kasia, która miała 16 lat zaczęła prosić „Dzieduniu, nie bijcie nas, co my komu zrobili, nie bijcie.” Ja to usłyszałam i mnie w uszach zadzwoniło, i upadłam bez pamięci. Mama obuchem w czoło dostała. Czaszka pękła, ale do mózgu nie doszło. A siostrę ostrzem na pół, czaszka była rozrąbana. Ale pierwsza tura nie paliła, tylko zabijała. Nie wiem jaki to cud, że nas nie zaciągnęli do studni. Bo wszystkie studnie były zarzucone trupami. Zanim druga tura przyszła palić, to mama się obudziła i podniosła Kasię, a ona nieżywa. Podnosi mnie, a ja się ruszam. Ale nic nie pamiętam. Krwi zeszła okropna kałuża. .,,,. Już się palił dom. Mama wywlokła mnie w kartofle na ogród i miała wynieść Kasię, ale już cały dom był w płomieniach. Kasia spalona. Tato wyskoczył w buraki i leżał, i widział, jak sąsiada ciągnęli do studni, a wszystkie studnie były pełne trupów. Mama ze mną na plecach coraz dalej w pole. Było ładne proso. Już tak spadła z sił, że nie dała rady mnie nieść. I leżąc w tym prosie, słyszy mama głośny gwar „Jak znajdesz to dobyjaj!”. A ja nic nie pamiętam, nieprzytomna byłam i wcisnęła głowę w ziemię, żeby nie widzieć jak będą dobijać. Tyle krwi zeszło i widocznie ze zmęczenia usnęła. Obudziła się, ptaszęta śpiewają, krowy ryczą, słońce ślicznie świeciło. Mama zaczęła głośno płakać „Gdzie moja Kasia!?” I ja się obudziłam. Spojrzałam na mamę, a na twarzy sama krew. I na sukience skorupa z krwi. Podnosi głowę, czy może ktoś jest. Ja już oprzytomniałam i ciągnę mamę do ziemi. A mama mówi, że nie możemy tu siedzieć, że trzeba szukać ludzi, może wszystkich nie pobili i coraz głowę do góry. I zobaczył tato, że ktoś jest w prosie i pędzi żeby zobaczyć kto, i wziął nas w ramiona i mówił, że czaszka na pół rozrąbana, ale nie wiedział, która z nas. Mówi „Ja wszystkich trupów wyciągnął ze studni. A sąsiadka Czuniowa mówi, że widziała jak twoja Marysia niosła jedną z dziewczyn i uciekała w pole, a ona siedziała ze swoimi dziećmi w grochu, to szukaj w polu, może żywe, a może nieżywe.” I odnalazł nas, ale Kasi nie odnalazł. Pozbierał kości i w ogródku zakopał. I do dziś leżą” (Stefania Sawicka z domu Macegoniuk; w: http://dziennik.artystyczny-margines.pl/a-wszystkie-studnie-byly-pelne-trupow ; ze zbiorów Ewy Siemaszko)
Koło wsi Kotów pow. Brzeżany, na drodze, na której 15 sierpnia zamordowano ks. Bilińskiego: „Na tym samym miejscu zginął również leśniczy /?/ Polak wracający bryczką do domu, dnia 30.VIII” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42. k. 20 – 26).
We wsi Kowalówka pow. Kowel: „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci, w Kowalówce na 23 rodziny 32 osoby zamordowane. Rodzina Czarneckich wymordowana cała; ojciec rodziny Jan Czarnecki – lat 55, żona Dominika  - lat 53, córka Maria, mężatka – lat 23, córka Walentyna lat 19, dwaj synowie, bliźniaki Marian i Eugeniusz po 14 lat, najmłodsza córeczka Marii – Krystyna – lat 3. Uratował się tylko syn Staszek – lat 21, w tym czasie nieobecny”. (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ).
W kol. Łuczyce pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 3 Polaków: starsze małżeństwo i kobietę.
W kol. Marianówka pow. Łuck zamordowali 4-osobową rodzinę polską.
We wsi Maszów pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich.
We wsi Myślina pow. Kowel „ukraińscy partyzanci” z okolicznych wsi pod dowództwem Fedora Hałuszki, powracając z rzezi ludności polskiej w Rudnikach, zamordowali co najmniej 26 Polaków, głównie kobiety i dzieci; zgwałcili 16-letnią Leokadię Czarny i spalili ją żywcem razem z 18-letnim bratem oraz 5-osobową rodziną Myślińskich. Zamordowali też 4 rodziny żydowskie liczące 16 osób, ukrywane przez Polaków.
W kol. Ostrówek koło Turii pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 córki Moroziuków w wieku 4 – 13 lat, które ich rodzice powierzyli opiece Ukraińca z Turii a sami ukryli się w lesie (Siemaszko..., s. 930).
We wsi i majątku Ostrówki pow. Luboml upowcy oraz Ukraińcy (mężczyźni i kobiety) z sąsiednich wsi: Sokół, Połapy, Przekurka, Huszcza, Sztun i innych dokonali ludobójczej rzezi około 520 Polaków. Uzbrojeni byli w broń palną, w siekiery, widły, kosy, topory, młotki do zabijania zwierząt gospodarskich. Polacy byli bezbronni nie wierząc, że po kilkusetletnim zgodnym współżyciu może im coś grozić ze strony sasiadów. Ukraińcy zgonili Polaków na plac szkolny, potem mężczyzn wpędzili do szkoły a kobiety z dziećmi do kościoła. Starszyzna ukraińska zarządziła: „Lachy, widdajte hodynnyki i zołoto, a to zaraz was wybijem” („Polacy, oddajcie zegarki i złoto, a jak nie, to zaraz was wybijemy”). W szkole zamknęli kilkuset mężczyzn, którzy rozpoczęli pieśń „Kto się w opiekę odda Panu swemu”. Oprawcy bijąc kolbami wyprowadzali grupkami mężczyzn po kilku: do okólnika Jana Trusiuka, za sad gospodarza Suszki (81 zwłok), oraz w okolicę kuźni Edwarda Bałandy (około 20 osób), gdzie ich mordowali uderzeniami w tył głowy siekierą lub wielkimi maczugami drewnianymi. W czwartej mogile znajdowało się 5 zwłok, w pobliżu kościoła. Ksiądz Stanisław Dobrzański został zamordowany przez odcięcie głowy w okólniku Jana Trusiuka, którą następnie wbili na pal. Wiele osób zabili w mieszkaniach, w obejściach gospodarskich, na polach i drogach oraz wrzucili do studni, np. 90-letniego Władysława Kuwałka. Po dwóch godzinach, gdy mężczyźni byli już wybici, modlące się i śpiewające pieśni religijne kobiety z dziećmi i starcami zamierzali spalić, ale w okolicy pojawiły się samochody z Niemcami. Wobec czego oprawcy w pośpiechu wyprowadzili tę grupę liczącą ponad 300 osób i popędzili na rżysko pod las Kokorowiec w pobliżu wsi Sokół. Tutaj brali po 10 osób, najczęściej rodzinami, kazali kłaść się twarzami do ziemi i mordowali strzałami w tył głowy oraz uderzeniami bagnetów. Oczekujący na swoją kolej dokładnie widzieli rzeź poprzedników. Wśród morderców rozpoznano znajomych Ukraińców z sąsiednich wsi. Po rzezi oprawcy sprawdzili, czy wszyscy są zabici, rannych dobijali. Pomimo tego ocalało 13 lub 25 osób, w tym 10 dzieci w wieku lat od 3 do 16. W Ostrówkach Ukraińcy zamordowali około 520 Polaków. W święto Narodzenia NMP, 8 września 1943 roku, Ukraińcy ze wsi Równo spalili drewniany kościół p.w. św. Andrzeja Apostoła wybudowany w 1838 r. wraz z wystrojem wnętrza i paramentami. W 1992 roku Polska uzyskała zgodę i ekshumowano jedną mogiłę zbiorową na okólniku Jana Trusiuka wydobywając szczątki 80 Polaków, w tym dwojga dzieci w wieku około 6 lat. Wówczas pozostałych mogił nie odnaleziono, w tym mogiły kobiet i dzieci pod wsią Sokal, a miejscowi Ukraińcy nie chcieli jej wskazać. O następne ekshumacje strona polska prosiła stronę ukraińską przez kilka lat. Taki był skutek przyjacielskiego obściskiwania się kolejnych prezydentów Polski z prezydentem Ukrainy Juszczenką, który Ukrainę budował na ideologii banderowskich ludobójców. Dopiero w 2010 roku dokonał ekshumacji na tzw. Trupim Polu dr Leon Popek z IPN w Lublinie. „Na tej polance znów nas zatrzymali, wśród bulbowców powstało ożywienie. Na zboczu stało kilku bulbowców lepiej ubranych. Mieli przy sobie krótką broń. Musiała to być starszyzna. Przez krótką chwilę radzili. Po tej naradzie postanowili dalej nas nie pędzić, a na tej polance nas wymordować. Tak też się stało. Było nas tam dużo, bo to wszystkie kobiety z Ostrówek z dziećmi prawie do lat 15, kilku dziadków, a i z Woli Ostrowieckiej była znaczna część kobiet. Obstawieni byliśmy dość gęsto przez bulbowców. O ucieczce nie było mowy. Ludzie stali, niektórzy z dziećmi na ręku siedzieli bo było im ciężko je trzymać. Modlili się, bo było już wiadomo, że na tej polance nastąpi tragedia. Po krótkiej chwili padła komenda, żeby ludzie zrzucili z siebie grubsza odzież. Krzyczeli, by wychodzić z gromady po dziesięć osób na środek polany. Początkowo nikt nie chciał dobrowolnie iść na śmierć, bo każdemu życie miłe. Powstał płacz, lamenty, prośby, błagania, aby nas puścili, bo my nic nikomu złego nie zrobiliśmy. Oni nawet nie słuchali, robili się coraz wściekli. Rzucili się jak dzikie bestie, jak mocno wygłodzone zwierzęta i zaczęli wyciągać z tłumu, kto się pod rękę nawinął. Odprowadzali na środek polany, kazali kłaść się w koło, twarzami do ziemi. Zaczęli strzelać ofiarom w tył głowy, a my żywi musieliśmy na te tragedię patrzeć. Patrzeć jak giną niewinni ludzie i ich najbliżsi: babcie, matki, siostry, bracia, córki, synowie, bo byli wszyscy ze sobą spokrewnieni. /…/  Teraz bulbowcy rzucili się wszyscy. Było im widocznie pilno, bo każdy odrywał z grupy parę osób o rozstrzeliwał. Na środku polany. Ludzie lamentując żegnali się ze sobą na wieczność. Matki brały swe dzieci i kładły obok siebie, obejmując je rękami. Tak odchodzili z tego świata na wieczność. Ja, mama, ciotka i bliżsi znajomi byliśmy razem w grupie, wciąż odciągając moment rozstania się z tym światem. Chcieliśmy jeszcze pożyć choć chwilę dłużej. Widziałem okropne sceny. Rozstrzeliwani w pośpiechu ludzie nieraz byli trafiani niecelnie. Zranieni śmiertelnie podrywali się konwulsyjnie i znów opadali na ziemię. Dobijano ich, ale najczęściej w męczarniach kończyli żywot. Z jednej grupy, popędzonej na miejsce kaźni po serii strzałów poderwała się mała dziewczynka, może sześcioletnia i zaczęła mocno krzyczeć: mamo, ale matka już nie żyła. Widząc to bulbacha podniósł karabin i strzelił w nią. Trafił ale nieśmiertelnie. Dziewczynka upadła, ale natychmiast się poderwała i krzycząc zaczęła iść po trupach, padając i wstając. Bulbowiec znowu w nią strzelił. Tym razem aż trzykrotnie. Dziewczynka wciąż podnosiła się i krzyczała. Zdenerwowany bulbowiec podbiegł do niej i dobił ja kolbą karabinu. Ludzie na ten widok odwracali się z płaczem. I tak grupę po grupie wyciągano i zabijano. Tworzył się duży krąg, gdyż kazano kłaść jeden obok drugiego w nogach pomordowanych. Widać było pośpiech, bo głośniej krzycząc szybko wyciągali ludzi na pobojowisko, nie żałując przy tym razów. Matka, ja, ciotka Trusiak byliśmy razem, moja babcia i ciotka Wikta z małym dzieckiem. Mama powiedziała, żebyśmy poszli sami, po co mają nas szarpać i tak nas śmierć nie ominie. Przyglądać się tej zbrodni już dłużej nie było można. Wstaliśmy, pożegnaliśmy się ze sobą i najbliższymi. Z płaczem i okropnym żalem, że trzeba pożegnać się z tym światem, oddaliśmy się w ręce oprawców. Popędzono nas na miejsce kaźni. Poszło nas dziesięcioro na pobojowisko. Bulbowcy, jak dzikie bestie, krzyczeli „lachajte lachy chutko” (szybko kładźcie się Polacy). Mama jeszcze raz przycisnęła mnie do siebie, płakała i mówiła jakby do siebie: tyle dzieci wybijają, cóż one są winne. Nie mogłem płakać, zacisnęła mi się krtań i zrobiłem się zupełnie nieswój, obojętny z tego przestrachu. Kładąc się obok siebie, półgłosem odmawialiśmy pacierz. Mama objęła mnie mocno za szyję, ja zakryłem twarz dłońmi i z okropnym strachem wypowiedziałem na koniec „ niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Padły strzały z lewej i z prawej strony. Ja z tej grupy leżałem prawie w samy środku. Strzały zaczęły zbliżać się do mnie. Żal mi się mocno zrobiło, pomyślałem, że mam dopiero 13 lat, sama radość życia, taki piękny świat, a tu za chwilę czeka śmierć i już nigdy nie ujrzysz jasności: czy poczuję ból? Bliziutko padł strzał, bo poczułem podmuch powietrza. To musiało być w ciotkę, słyszałem mocne charczenie. Okropnie przeżywałem ostatnie chwile. Zdawało mi się, że we mnie wszystko ustaje. Następny strzał pada w mamę. Ziemia rozbryzguje się po mojej głowie. Poczułem, że coś ciepłego spływa po moim karku, ku lewemu policzkowi. Słyszę charczenie raptowny skurcz ciała. Poczułem, że mamy ręka przyciska mnie mocniej do siebie, potem ciało zaczęło się rozluźniać, bo ręka mamy zaczęła słabnąć łagodnie i tak pozostała bez ruchu. Nadeszła moja kolej. Oczekiwałem z napięciem, prawie martwy z przerażenia. Usłyszałem koło mnie strzał, szum w uszach i znów piasek posypał się po mojej głowie i rękach. Krótkie charczenie ale to już z prawej strony. Z biciem serca oczekiwałem na następny strzał, strzał we mnie, ale i ten usłyszałem nieco dalej i jeszcze jeden o kilka ciał dalej. Po tej krótkiej scenie mordu zapadła krótka cisza i nagle znów słyszę jak układają się w naszych nogach następne ofiary, płaczące i rozpaczające. Kiedy znów usłyszałem wystrzały z tyłu zacząłem w duchu modlić się i prosić Boga o przeżycie tych potworności. Krótko to trwało, bo rozstrzeliwali ze zdwojoną szybkością. Spieszyli się bardzo. Leżałem żywy miedzy trupami, słyszałem lamenty, błagania, pisk zabijanych dzieci, myślałem, że nie wytrzymam, że zerwę się i będę uciekał, ale po chwili znów przychodziła myśl, że jeśli to zrobię, zabiją na miejscu. /…/  Leżałem, cierpiałem i słuchałem, co się wokół dzieje. Trwało to około godziny. Naraz ustały krzyki i płacz. Strzały były rzadkie. Od czasu do czasu padał strzał, rozmawiali między sobą głośno: „...o dywyna, o tamtoj szcze żywe, dobej”. Ja leżałem w tym pobojowisku i prosiłem Boga, aby mnie nie wykryto. Po chwili nastała cisza, tylko jakiś bulbowiec zawołał: „ no chłopa idemo, od dywyte, tut morda polska leżyt”. Zaczęło się ożywienie między nimi. Zaczęli odchodzić w krzaki w stronę Sokoła. Słyszałem z tej strony odgłosy. Leżałem dłuższą chwilę. Była grobowa cisza, bo nawet ptactwo odstraszone strzałami, nie dawało żadnego głosu. Leżąc między trupami myślałem, że wszyscy są wybici i gdzie ja teraz pójdę i jak długo tu będę leżał. Chciałem wstać i uciekać. Bałem się, bo jeśli oni z ukrycia patrzą, czy ktoś nie wstaje. Wtedy czeka mnie tylko śmierć. Leżałem dalej, a mrówki gryzły po całym ciele. Upłynęło około pół godziny. Nadal była niczym nie zakłócona cisza. Podjąłem decyzję. Postanowiłem ostrożnie podnieść głowę i spojrzeć przed siebie, co się dzieje na placu zbrodni. Ostrożnie uniosłem głowę i zobaczyłem, że jakaś starsza kobieta ucieka z tego strasznego miejsca w pobliskie krzaki. Opuściłem głowę z powrotem i słuchałem, czy nie będą strzelać, ale nadal była cisza. Leżałem jeszcze chwilę i postanowiłem wstać i uciekać w krzaki, bo jeśli nie strzelano za tamtą kobietą, to znaczy, że oni wszyscy poszli. Po raz drugi pomalutku podniosłem głowę, spojrzałem po trupach i zobaczyłem, jak wstaje kobieta z dwojgiem dzieci. Złapała dziewczynkę i chłopczyka za rączki i uciekła w krzaki. Znów opuściłem głowę, leżałem i słuchałem, czy nikt nie będzie strzelał. Nadal była cisza. Po raz trzeci podniosłem głowę i popatrzyłem na mamę i ciotkę. Leżały martwe. Mama miała oderwany kawałek czaszki, aż mózg wyrzuciło. To właśnie mózg rozlał mi się po karku i po twarzy. Bóg zaślepił ich wzrok, bo zobaczywszy mnie zalanego krwią i mózgiem pomyśleli, że jestem zabity. Uniosłem się nieco wyżej i powiedziałem półgłosem: „kto żywy niech ucieka”. Poderwałem się i odbiegłem około 50 metrów od pobojowiska w łubin. Położyłem się z brzegu, tak, aby nie być widocznym i zacząłem rozglądać się po polanie i po trupach, czy ktoś nie poderwie się do ucieczki. Widzę, że ktoś wstaje i biegnie w moją stronę, do tego łubinu. Poznaję. Jest to mój brat cioteczny Paweł Jasieńczak. Podniosłem się nieco i zacząłem machać ręką, aby biegł do mnie. Przebiegł, położył się obok mnie. Widzimy, że znowu jakaś kobieta z dzieckiem podbiega do zarośli. My natomiast zaczęliśmy się ostrożnie czołgać tym łubinem w stronę krzaków. Gdy biliśmy parę kroków od nich, szybko tam wskoczyliśmy. W tych krzakach spotkaliśmy te kobietę, która wcześniej zbiegła z dwojgiem dzieci. Dołączyliśmy do niej . Płakała i mówiła, jak sobie poradzi z dwójką malutkich dzieci. Chłopak był nieco starszy od dziewczynki. Powiedziałem do niej, że jakoś musimy dostać się do Jagodzina. Dodałem, że z pobojowiska wyszła ranna w głowę Janina Kuwałek, obecnie Martosińska. Mówiła, że ciotka Wikta też była ranna i prosiła o pomoc Jankę, ale Janka jej rzekła : „cóż ja ci pomogę, ja sama ledwo co żyję”. Pomogła jej wstać, ale nie dały rady. Tak moja ciotka bez pomocy, z dala od ludzi, umarła. Wzięliśmy dzieci. Ja jedno, Paweł drugie na plecy i zaczęliśmy powoli i ostrożnie iść w stronę Jagodzina. /…/  Zbliżaliśmy się do zarośli położonych bliżej wsi, do Borku. Szczęśliwie doszliśmy do niego, przeszliśmy w poprzek i na skraju zatrzymaliśmy się. Byliśmy ukryci w gęstych krzakach, widzieliśmy wieś i okolice. Wieś częściowo paliła się. Wokół była pustka, tylko psy strasznie wyły, wszędzie chodziły krowy i konie. /…/   Tylko trzask ognie i spadające opalone bale. Nie było widać nikogo, tylko niektóre budynki dopalały się, na drodze leżało parę trupów i psy żałośnie wyły. /…/  Wieczorem przyjechali z Ostrówek ludzie z samoobrony (z Jagodzina i z Rymacz) i przywieźli spod Sokoła żonę Kalety i mamę Pawła. Były one trafione w szyję a ustami wyszły kule. Jeszcze żyły, ale w drodze zmarły. Przywieźli jeszcze chłopaka, którego wyciągnęli z dołu. Był on raniony siekierą. Kaleta pochował swoją żonę na cmentarzu w Rymczach, a Paweł swoja mamę, a moją wujenkę pochował przy torze z lewej strony stacji kolejowej. Obaj wykopaliśmy dół a ludzie włożyli ją do dołu. Usypaliśmy mogiłkę, postawiliśmy naprędce zrobiony krzyż. Pożegnaliśmy wujenkę i poszliśmy na nocleg. Było to już przy stacji kolejowej, bo każdy bał się iść dalej, aby bulbowcy nie napadli w nocy. Stacja była usypana wałem ziemnym i Niemcy pełnili cała dobę wartę. Nocą pełnili wartę starsi i młodzież, spały tylko dzieci.” (Aleksander Pradun; Na Rubieży Nr 3/1993).
W futorze Piskorowo pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
W kol. Pniaki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy w ciągu dwóch dni zamordowali co najmniej 41 Polaków; pierwszego dnia mordowali mężczyzn, drugiego dnia kobiety i dzieci; m.in. 10-osobową rodzinę z 8 dzieci i 8-osobową z 6 dzieci.
We wsi Radoszyn pow. Kowel zamordowali co najmniej 2 rodziny polskie.
We wsi Radziechów pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Rudka Miryńska pow. Kowel zamordowali kilka rodzin polskich; w stodole spalili 9-miesięcznego Ignasia Łubiankę.
We wsi Rudniki pow. Kostopol zamordowali ponad 12 Polaków.
We wsi Sawosze pow. Luboml zamordowali kilkunastu Polaków, w tym 20-letnią dziewczynę.
W futorze Skalenica pow. Kowel zamordowali co najmniej 43 Polaków, w tym 10 osób z rodziny Zagożdżona.
W kol. Sucha Łoza pow. Kowel upowcy oraz chłopi ukraińscy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali siekierami, widłami, łopatami, nożami, piłami do cięcia drzewa 71 Polaków. „Kobietę Przewoźniak, lat ok. 70, podrzucano na widłach aż do uśmiercenia. Dzieci były zabijane uderzeniami kolby w głowę. Żonę Antoniego Siedleckiego wrzucono do studni” (Siemaszko..., s. 400).
We wsi Sztuń pow. Luboml zamordowali kilkanaście rodzin polskich, zdołała uciec tylko jedna rodzina.
We wsi Terebejki pow. Luboml Iwan Paciuk, sotnik UPA, z synem Wasylem zamordowali 5-osobową rodzinę Matyszczuków: Jan Matyszczuk lat 40 został zakłuty widłami, a następnie porżnięty na kawałki, jego żonę Janinę zadźgali widłami, a ich dzieci: Stefana lat 16, Weronikę lat 14 i Jana lat 8 – zarąbali siekierami (Siemaszko..., s. 500).
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z sąsiednich wsi Gnojno, Mohylno i Rewuszki zamordowali około 50 Polaków, w większości kobiety i dzieci; część ofiar wrzucili do zbiornika z gnojówką; poza wsią wymordowali także Polaków w majątku Szpilbergów w Turii.
We Włodzimierzu Wołyńskim upowcy zamordowali 18-letniego Polaka.
We wsi Wola Ostrowiecka pow. Luboml upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi dokonali rzezi około 620 Polaków. Polaków spędzili na plac szkolny, opornych mordowali i wrzucali do studni. Około 40 kobiet i dzieci zaprowadzili do stodoły Jasionków, resztę zamknęli w szkole. Na oczach zgromadzonych zastrzelili kilku mężczyzn nawołujących do obrony i ucieczki. W stodole Antoniego Strażyca chłopi ukraińscy wykopali rów długości 12 metrów i szerokości 2,5 metra. Następnie, co pewien czas wyprowadzali z placu szkolnego po 5 – 10 mężczyzn do stodoły, rzekomo na badania lekarskie, aby utworzyć wspólny oddział do walki z Niemcami. Ofiarom kazali rozbierać się z ubrań i butów, oddać zegarki i złoto, a następnie podprowadzali nad wykopany w stodole rów, nad którym mordowali siekierami i toporami uderzając w tył głowy oraz przebijali widłami. Znad dołu zdołał uciec Władysław Soroka, pomimo otrzymanych 6 postrzałów. Po wymordowaniu mężczyzn oprawcy zaczęli wyprowadzać po kilka kobiet z dziećmi. Usłyszawszy samochody przejeżdżających Niemców zamknęli szkołę, w której znajdowało się około 200 kobiet, dzieci i starców, obłożyli ją słomą, oblali benzyną i podpalili. Wrzucili też przez okno do wnętrza kilka granatów. W upalny dzień szkoła spłonęła bardzo szybko. Taki sam los spotkał kobiety z dziećmi zamknięte w sąsiadującej ze szkołą stodole Jasionków. Natrafiono także na studnię wypełnioną ofiarami oraz na kobietę z dzieckiem przy piersi, przygwożdżone razem widłami do ziemi. Mienie Polaków rabowali przez cały dzień, uczestniczyły w tym kobiety i dziewczęta ukraińskie. W 1992 roku Polacy przeprowadzili ekshumacje jednej z trzech mogił. Wydobyto szczątki 243 osób, z czego 120 należało do mężczyzn. Ofiary mordowane były silnymi uderzeniami w tylną część głowy ciężkimi narzędziami: maczugami, pałkami, obuchami siekier i młotkami. Pozostałych mogił: w szkole i stodole Jasionków nie odnaleziono. „Według informacji zawartych w dokumentach Państwowego Archiwum Obwodu Wołyńskiego w Łucku, w Woli Ostrowieckiej oraz drugiej wsi polskiej (w domyśle: w Ostrówkach) zamordowanych zostało do 1500 ludzi”. (Siemaszko..., s. 513 – 521). „Noc miała się ku końcowi – świtało. I wtedy właśnie, na tle porannej zorzy, wyłonił się zwartym tłum Ukraińców, który zmierzał od ukraińskiej wsi Sokół, do również ukraińskiej wsi Przekórka. Ten manewr Ukraińców wprowadził naszą samoobronę w błąd. Odwołano alarm. Tymczasem Ukraińcy zmienili kierunek i weszli do wsi od strony, z której ich się nie spodziewano. Były to oddziały zwarte uzbrojone w broń maszynową i karabiny pochodzenia niemieckiego i radzieckiego. Zachowanie tych ludzi nie zapowiadało nic złego. Można powiedzieć, że okazywali mieszkańcom wioski dużą życzliwość, nawet dzieci częstowali cukierkami. Pamiętam, podszedł do mnie młody Ukrainiec, pogładził po głowie, zapytał jak się nazywam, ile mam lat, gdzie mieszkam, a wszystko to z życzliwym uśmiechem Rozpoczął się prawie normalny dzień życia wsi, tyle, że czuło się jakąś grozę.
Około godz. 8-mej wyznaczeni bojówkarze chodzili po wsi i wzywali mężczyzn od lat osiemnastu do sześćdziesięciu, by udali się na plac przed szkołą; sprawdzali każdy dom i zabudowania, by nikt się nie ukrył. Kiedy wszyscy mężczyźni znaleźli się na boisku szkolnym, zostali otoczeni przez uzbrojonych Ukraińców. Między godziną 10-tą a 11-tą do zebranych przemówił watażka tej ukraińskiej hordy, czyli, jak to się dzisiaj mówi dowódca oddziału ukraińskiej „powstańczej armii”. Mówił po ukraińsku. Sen wypowiedzi był następujący: Ukraińcy pragną razem z Polakami walczyć przeciw Niemcom. Oni przyszli do naszej wioski, aby dokonać naboru mężczyzn zdolnych do walki. Tych uzbroją i razem wyruszą przeciw Niemcom. Mówił to tak porywająco i przekonywująco, jak to czyni politrucy sowici, że niektórzy słuchacze uwierzyli w ich zapewnienia. Następnie powiedział, że będą brać po sześciu mężczyzn na badania lekarskie i sprawnościowe, następnie zdrowych i zdolnych umundurują, uzbroją i utworzą polski oddział, obok oddziałów ukraińskich, w celu włączenia się do walki z Niemcami, których koniec jest bliski. Tak też się stało. Co pewien czas uzbrojeni Ukraińcy odprowadzali grupę sześciu mężczyzn w nieznane nam miejsce. Teraz już wiemy, że była to dwuklepiskowa stodoła gospodarza Strażyca; że tam inna grupa Ukraińców wykopała przy stodole dwa rowy o głębokości 2 m i szerokości 2,5 m i długości 8 m. Do tej stodoły wprowadzano przyprowadzonych mężczyzn, tam ich mordowano bez użycia broni palnej, a zwłoki wrzucano do tych rowów. Kiedy odprowadzano już wszystkich mężczyzn na boisku szkolnym pozostały kobiety, dzieci i osoby w starszym wieku. Teraz już, bez żadnych skrupułów, brutalnie wtłoczono nas wszystkich do budynku szkolnego, skąd kilkunastosobowe grupy pędzono pod eskortą w nieznane nam wówczas miejsce. Mimo, że dochodziły do nas stamtąd żadne odgłosy mieliśmy już świadomość, że Ukraińcy chcą nas wszystkich wymordować. Wiedzieliśmy, że zostaniemy zamordowani i że to za chwilę nastąpi. Przygotowywaliśmy się na śmierć przez modlitwę, spowiedź składaną na ręce matki, która udzielała nam rozgrzeszenia, przez zbiorowe odmawianie różańca z prośbą do Najświętszej Marii Panny, by nam dała lekką śmierć. Było nas w tej gromadzie czworo: mama, siostra Ania –lat 16, siostra Antosia – lat 20 i ja – lat 13. Kiedy skończyliśmy odmawiać druga bolesną część świętego różańca, mama pobłogosławiła nas i dała nam święte obrazki. Ja dostałem obrazek z Aniołem Stróżem, który przeprowadza przez wąską kładkę położoną nad rwącą rzeką dwoje małych dzieci. Z nim to przeszedłem przez śmierć do życia, bym mógł teraz zdać Światu relację z tych zbrodni. Była chwila ciszy; czekaliśmy na swoją kolej, zostało nas już tylko około 100 osób: kobiet, dzieci i starców. Do stojących przy drzwiach uzbrojonych morderców podeszła jedna z kobiet – matka trojga dzieci i zwróciła się do nich z prośbą: „Patrzcie, została nas mała garstka, pozwólcie nam żyć. Spójrzcie na te dzieci, one są niewinne, ich oczy błagają o litość, miejcie więc litość dla nich”. Wtedy jeden oprawców powiedział – oczywiście po chachłacku – (w przybliżeniu): „Wy Polacy. My was wszystkich wyrżniemy, a wasze domy spalimy. Nic po was nie zostanie”. W odpowiedzi na te okrutne słowa ta kobieta rzuciła w twarz oprawcom przekleństwo: „Bądźcie przeklęci po wszystkie czasy. Niechaj krew naszych niewinnych dzieci spadnie na was, na wasze dzieci, wnuki i prawnuki”. W pewnej chwili dały się słyszeć od strony południowej wsi strzały z broni maszynowej. Pilnujący nas Ukraińcy wpadli w popłoch, wybiegli na zewnątrz, drzwi szkoły zamknęli. Zaświtała nam nadzieja, że mordercy w popłochu uciekną. Niestety przyspieszyło to tylko decyzję dokończenia zbrodniczego dzieła. Mordercy zrezygnowali z mordowania pojedynczo każdej osoby z osobna i postanowili załatwić to zbiorowo. Do izb lekcyjnych, w których byliśmy zgromadzeni, zaczęto wrzucać granaty i strzelać z pistoletów maszynowych. Już pierwsze strzały i wybuchy granatów zabiły część osób - innych poraniły. Znaleźliśmy się jak gdyby w kręgu piekielnych czeluści: jęk rannych, płacz dzieci, rozdzierający krzyk matek, huk strzałów, wreszcie dym. Zbrodniarze spod znaku tryzuba podpalili budynek szkolny. W upalny sierpniowy dzień płonął jak pochodnia; ci jeszcze żywi znaleźli się w pułapce bez wyjścia skazani na śmierć w płomieniach. Nie sposób wyrazić słowami grozy tej sytuacji, język jest tu zbyt ubogi.  Mnie śmierć jakoś omijała. Leżałem na podłodze rozpłaszczony do granic możliwości. Obok leżała sąsiadka Bohniaczka. Rozległ się kolejny huk. Granat ja rozszarpał. Jej krew i poszarpane ciało chlusnęło na mnie. Byłem w szoku, podczołgałem się do mojej siostry Ani. Potrąciłem ją. Już nie żyła. Kula u wylotu z czaszki wyrwała duży otwór. Otępiałem, straciłem poczucie rzeczywistości. Podniosłem głowę i ujrzałem leżącą i krwawiąca matkę. Jeszcze żyła. Jeszcze raz przytuliłem się do matki. Była przytomna, ofiarowała mnie Bogu i Najświętszej Marii Pannie, bo tylko cud Boski mógł mnie wyprowadzić z tych piekielnych czeluści. Mama nie mogła się poruszać, granat rozszarpał jej stopy, krwawiła, spłonęła żywcem. Nie pamiętam, jak znalazłem się w drugiej izbie lekcyjnej. Na podłodze strzępy ludzkich ciał i dużo, bardzo dużo krwi. Nie miałem już nikogo z najbliższych, zapragnąłem też umrzeć, zacząłem krztusić się dymem, pomyślałem: nałykam się dymu, uduszę i będzie koniec. Ale, gdzie tam, zakrztusiłem się raz i drugi i nic. A tymczasem zaczął płonąć strop budynku, zrobiło się ogromnie gorąco. Przeraziłem się tego ognia, lada chwila ten płonący strop mógł runąć na mnie. W ostatniej chwili wyskoczyłem przez okno. Rozległ się strzał, upadłem, poczułem silny ból, czoło zaczęło krwawić. Żar bijący od płonącego budynku zmuszał mnie do odczołgiwania się od niego. Leżałem w ogrodzie szkolnym pełnym trupów i rannych. Ciężko ranni błagali oprawców, by ich dobili. Ukraińcy z ogromną pasja pastwili się nad rannymi, kiedy na to patrzyłem chciałem wstać i krzyczeć. Strach przykuł mnie do ziemi, bałem się już nie śmierci lecz tych męczarni, jakie oni rannym zadawali. Byłem cały umazany krwią cudzą i własną. Trzykrotnie przewracali mnie i kopali, ale nie zorientowali się, że jeszcze żyję. Obok mnie leżała kobieta – Maria Jesionek, matka trojga dzieci, dwóch synów, jeden ośmio, drugi pięcioletni i niemowlę ośmiomiesięczne. Ona też wyskoczyła z płonącego budynku wraz z dziećmi tuż przede mną. Morderca ugodził ją kulą, leżała martwa na swym uduszonym niemowlęciu. Jej ośmioletni syn został też zastrzelony, ten zaś pięcioletni siedział tuż martwej matce, szarpał ją i wołał „ Mamo wstawaj, chodźmy do domu – płakał”. Podbiegł do niego Ukrainiec, przyłożył lufę karabinu do głowy i strzelił. Dzieciak przewrócił się na plecy matki, a przywarwszy do jej pleców swoje plecy, wyciągnął ręce do góry jak w modlitwie. Był to dla mnie koszmar, który tkwi we mnie po dzień dzisiejszy. Dochodziły mnie też inne głosy z różnych stron wioski. To towarzysząca ukraińskiej „powstańczej armii” tłuszcza wdarła się do opustoszałych domów i zabudowań i rabowała wszystko, co tylko było w obejściu, a kiedy już wszystko zagrabili podpalili domy i zabudowania.  Leżałem nieruchomo we krwi. Z płonącego budynku buchał okropny żar, czułem, że moje nogi są płonącymi głowniami. Czułem, że muszę odczołgać się dalej od buchającego żaru. Poruszyłem się. Padł strzał i poczułem dotkliwy ból w okolicach kręgów lędźwiowych. Pomyślałem, że to już koniec. Dla zlokalizowania źródła bólu lekko się poruszyłem, okazało się ani krzyż, ani brzuch nie były uszkodzone. A więc żyję! Mój Boże! Leżałem, nadal udawałem martwego, czekałem. Zwolna cichły głosy zwycięskich „żołnierzy” UPA. Słońce chyliło się ku zachodowi. Podniosłem głowę. Nikogo nie było w pobliżu. Tylko ja – żywy pośród zmarłych. Dźwignąłem się z trudem stanąłem na oparzonych stopach. Zdjąłem przesiąkniętą krwią koszulę, podarłem ją na onuce i zawinąłem nimi obolałe stopy. Ze zgrozą obejrzałem leżące tam zmasakrowane trupy. Tuż na styku palącego się budynku a ogródka rozpoznałem głowę moje starszej siostry Antoniny, tułów został spalony na węgiel. Niczego już nie czułem, prócz bólu stóp i ogromnego pragnienia. Powlokłem się do pobliskiej studni z żurawiem, chciałem zaczerpnąć wody. O zgrozo. Studnia była pełna trupów. Coś mnie przykuwało do tego miejsca zbrodni. Nie mogłem się ruszyć. Stałem tak ogarnięty zgrozą i rozpaczą, nie mogłem tego pojąć i do dziś pojąć nie mogę, jak ci ludzie mogli dokonać tak okrutnej zbrodni?” (Henryk Kloc: Najtragiczniejsze chwile mojego życia. Na Rubieży Nr 2/1993). „Nazywam się Marianna Soroka. Urodziłam się 8 września 1908 roku we wsi Wola Ostrowiecka, powiat Lubomi, woj., Wołyń w rodzinie chłopskiej. W roku 1943 byłam matką pięciorga dzieci: Stanisława – lat 15; Edwarda – lat 12; Janka – lat 10; Leona –lat 6 i Józefa 1,5 roku. Mój mąż Stanisław był rolnikiem 8-hektarowego gospodarstwa rolnego. Żyło się nam chociaż ubogo, ale spokojnie i szczęśliwie. /.../  Nadszedł zwykły dzień, poniedziałek 30 sierpnia 1943 roku.. Tymczasem Ukraińcy – mordercy nie zapędzili nas na szkolny plac, lecz do stodoły sąsiada i tam nas zamknęli. Spośród nas wybierali mężczyzn i pędzili pod eskortą. A kiedy już nie stało mężczyzn, zabierali kobiety i dzieci i pędzili pod eskortą uzbrojonych bandytów w nieznanym kierunku. Nie wiem o której godzinie, ale było to chyba grubo po południu, rozległy się strzały z broni maszynowej od strony południowej wsi Wola Ostrowiecka.  Wśród Ukraińców powstał popłoch. Już nie wyprowadzali ze stodoły grupki kobiet i dzieci, ale zaczęli strzelać do zebranych w stodole. Powstała panika wśród zebranych w stodole. Wielu zginęło od pierwszych strzałów. Trójka moich dzieci: Stanisława, Janek i Leon, została zabita przez Ukraińców-morderców. Ja zaś ze swoim najmłodszym synkiem na ręku wybiegłam ze stodoły. Biegłam, biegłam. Usłyszałam huk i w tym samym czasie okropny krzyk mojego dziecka Józia. Upadłam trzymając dzieciaka na ręku. Poczułam ból w ramieniu lewej ręki. Krew sączyła się z rany. Kula dum-dum przeszyła mięsień i kość ramienia lewej ręki. Nie zdawałam sobie sprawy, czy mój syn Józio żyje, czy tez nie. Byłam bardzo osłabiona z upływu krwi. Nie pamiętam ile trwało to omdlenie. Wkrótce poczułam pragnienie, więc zaczęłam się czołgać. Na moje szczęście pojawi się cudem ocalały brat mojego męża Aleksander Soroka. On to przyniósł mi wody, która ugasiłam moje pragnienie. Lecz wkrótce znów straciłam przytomność. Obudził mnie z omdlenia właśnie szwagier Aleksander. Poprosiłam Aleksandra, aby poszedł do mojego mieszkania, wziął prześcieradło i pociął na bandaże i owiną moja ranę. Wkrótce Soroka Aleksander przyniósł płótno-prześcieradło i naftę. Naftą wydezynfekował ranę i owinął czystym płótnem. Poczułam ulgę. Postanowiłam dowlec się do swojego domu, by tam umrzeć. Cóż mi pozostało. Ci, których kochałam najbardziej odeszli na zawsze. Chciałam się z nimi połączyć tam, na drugim Świecie, u pana Boga....” (Marianna Soroka: Polska Niobe. Na Rubieży nr. 3/1993).
W kol. Wólka Swojczowska pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 74-letnią Polkę.
W kol. Zamostecze pow. Luboml upowcy zamordowali co najmniej 40 Polaków. „Tragicznego poniedziałku do dziś nie może zapomnieć Stanisława Grzywna, która w czasie napadu miała 14 lat. Zanim uciekła, słyszała rozdzierające krzyki dochodzące z oddalonego o blisko 150 metrów gospodarstwa przynależącego już do sąsiedniej wsi o nazwie Zamostecze, do której wtargnęli banderowcy. Mieszkała tam rodzina z dziesięciorgiem małych dzieci. – Te przeraźliwe krzyki to nie mogło być nic innego, jak mordowanie tych dzieci – uważa pani Stanisława, do dziś nie mogąc usunąć z pamięci koszmaru” (http://dziennik.artystyczny-margines.pl/zbrodnie-sniace-sie-po-nocach-zaglada-wsi-jankowce)
 
"29 i 30 sierpnia ja wraz z oddziałem w sile 700 uzbrojonych ludzi, zgodnie z rozkazem dowódcy Okręgu Wojskowego "Ołeha", totalnie wyrżnąłem całą polską ludność na terenie rejonów hołobskiego, kowelskiego, siedleszczańskiego, mackiewskiego i lubomelskiego, dokonałem grabieży całego majątku ruchomego i spaliłem jej mienie nieruchome. W sumie w tych rejonach w ciągu 29 i 30 sierpnia 1943 roku powyrzynałem i powystrzeliwałem ponad 15 tys. spokojnych mieszkańców, wśród których byli starcy, kobiety i dzieci. Dokonaliśmy tego w sposób następujący: Po spędzeniu co do jednego wszystkich mieszkańców do jednego miejsca, otaczaliśmy ich i zaczynaliśmy rzeź. Następnie, gdy już nie zostało ani jednego żywego człowieka, kopaliśmy głębokie jamy, wrzucaliśmy w nie wszystkie trupy, zasypywaliśmy ziemią i, aby ukryć ślady, zapalaliśmy ogromne ogniska i szliśmy dalej. W ten sposób przechodziliśmy od wsi do wsi, aż zniszczyliśmy całą ludność - ponad 15 tys. ludzi" (Wyciąg z  z protokołu przesłuchania Jurija Stelmaszczuka "Rudego", jednego z dowódców UPA na Wołyniu z 28 lutego 1945.. Za: "Geneza nacjonalizmu ukraińskiego - odmiany faszyzmu europejskiego, "Na Rubieży", nr 68 /2003).
 
W nocy z 30 na 31 sierpnia 1943 roku:
W kol. Fundum pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali wszystkich Polaków, którzy pozostali na kolonii, w tym 5-osobową rodzinę.
31 sierpnia 1943 roku:
W kol. Elizawetpol pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 30 Polaków, całe rodziny. W kol. Fiodorpol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 69 Polaków, głownie kobiety i dzieci. 20-letnią Genowefę Bałakowską oraz jej 22-letnią koleżankę o nazwisku Jączek „powstańcy ukraińscy” najpierw zgwałcili, następnie przywiązali nagie do krzeseł, wydłubali im oczy i poderżnęli skórę wokół szyi. Zamordowali także 17-letnią siostrę Genowefy, Alfredę oraz 15-letnią dziewczynkę o nazwisku Jączek.  (Siemaszko..., s. 917 – 918).
W kol. Jasiniec pow. Horochów widłami, siekierami, łopatami itp. zamordowali 26 Polaków. 25-letnią Kazimierę Karaniewicz wtłoczyli pod uniesioną podwalinę dębową, po czym została ona zgnieciona. Widłami zakłuli 30-letnią Władysławę Bielecką, 44-letniego Jana Kiciaka i jego córki: 15-letnią Irenę (wcześniej uratowała się z napadu na kościół w Kisielinie) oraz 12-letnią Paulinę.
W kol. Marianpol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 23 Polaków, w tym całe rodziny.
W kol. Mikołajówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 31 Polaków; 2 rodziny 8-osobowe mające po 6 dzieci. Rozalia Noworolska lat 20, ponieważ broniła się przed gwałtem została zakopana żywcem w ziemi, zamordowali także jej 16-letnią siostrę Annę. 50-letnią Mariannę Stasilewicz oraz jej 14-letnią wnuczkę Jadwigę Dobrowolską zarąbali siekierą na podwórku, natomiast jej córkę 19-letnią Marię Stasilewicz postrzelili, pokłuli widłami i zakopali żywcem. Rozkaz zabicia Stasilewiczów otrzymał Jaszko Bondaruk, ale odmówił, uzasadniając: „Zabiłem już 45 osób, a Stasilewiczowej nie zabiję”, wobec czego mordu dokonał inny „partyzant ukraiński”.(Siemaszko..., s. 926). „Moja siostra Antonina, wyszła za mąż na Mikołajówkę za Grzegorza Sałamacha. Gdy doszło do strasznych rzezi na Wołyniu w 1943 r., moja siostra Antonina prawdopodobnie została zamordowana, a wraz z nią jej dwie córeczki: Helena lat 12 i młodsza Stanisława lat ok. 10. Słyszałam od ludzi, że jej mąż Grzegorz uratował się i uciekł do Polski” (Maria Roch, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl )
W kol. Przebraże pow. Łuck nastąpił silny atak upowców odparty przez polską samoobronę przy pomocy partyzantów sowieckich płk  Nikołaja Prokopiuka.
We wsi Swojczów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy o świcie dokonali napadu mordując co najmniej 96 Polaków; obrabowali polskie zagrody oraz zwłoki pomordowanych (zegarki, złote obrączki itp.). Józefa Rusieckiego i jego ciotecznego brata zastrzelił ich sąsiad Ukrainiec, zabrawszy im wpierw złote obrączki, zegarek i złote pięciorublówki (zwane „świnkami”), a na pytanie jak ma sumienie jako sąsiad ich zabijać, powiedział, że „Ja teraz dla was nie sąsiad”. Ukraińcy zniszczyli też przy pomocy dynamitu kościół parafialny pw. Narodzenia NMP z 1797 roku. Pierwsze dwie próby były nieudane, dopiero, gdy na uwagę jednego Ukraińca z ołtarza usunięty został cudami słynący obraz Matki Boskiej Swojczowskiej, trzecia próba spowodowała zniszczenie kościoła (Siemaszko..., s. 935 – 938). Inni:  w kościele dokonali rzezi zgromadzonych osób. „Stog siana, w którym nas ukryli, stał zaraz za zabudowaniem, dlatego dobrze słyszałam, jak ‘ryzuny’ wpadli do domu, wyciągnęli Skosalasową i przebili ją bagnetem. Trzymali ją tak nadzianą na ostrze, aż skonała, a jej przeraźliwy krzyk do dziś dzwięczy mi w uszach. Jeszcze jakby dziś słyszę jej rozpaczliwe wołanie: ‘Zabijcie mnie już, a nie męczcie!’. Jej męża Skosalasa zarąbali siekierą w domu. Rzeź mieszkańców naszej wsi trwała całą noc i następny dzień, w tym czasie dochodziły do nas ogromne jęki mordowanych, męczonych i pokaleczonych ludzi, które mieszały się z różnymi wyzwiskami oprawców i innymi krzykami. Wieczorem Katia przysłała małą Haluszkę do stogu, niby to po siano dla bydła, a Haluszka przyniosła chleb i wodę. Trwało to kilka dni, ale dalsze ukrywanie nas było niemożliwe, ponieważ bandyci kłuli widłami stogi z sianem, wciąż szukając ukrywających się. Na szczęście my byliśmy ukryci dość głęboko i znów ocaleliśmy od pewnej śmierci. Jednak i to nie gwarantowało przeżycia, gdyż bandery podejrzane stogi palili, palili także całe polskie zabudowania.” Miała ciocia szczęście, że spotkała Ukraińców z ludzkim sercem. Zaczęli ją chować po zabudowaniach ukraińskich, aż do chwili kiedy to rezuni upewnili się, że: „Teper nie ma Lachiw!”. Przechowywali tak ciocię Zosię Hasiak z synkiem Rysiem, w piwnicach, na strychach, przebierali ją za Ukrainkę, zawsze była w chustce, głęboko zakrywając twarz, w bluzce, spódnicy i obowiązkowo z zapaską (fartuchem). Ciocia umiała mówić po ukraińsku, Rysiek nie umiał, więc udawał niemowę. Katia opowiadała, że przywiozła swoją kuzynkę Ukrainkę znad ruskiej granicy i dodawała znacząco: „Może to budit niwistka dla Laszuka.”. A miało to sens, gdyż ojciec Haluszki był wdowcem.  Tak się stało, że postawili maszyny do szycia u Laszuka i tam przychodzili Ukraińcy, przynosząc ubrania zdobyte na Polakach, by im sprawnie przerabiać. Ciocia mi się wtedy z bólem zwierzała: „Szyłam z musu i często poznawałam, czyje są rzeczy, a gdy przynieśli kostium twojej babci Karoliny Rusieckiej, która mi w tych ciężkich czasach dużo pomogła, zaczęłam mimowolnie drżeć i cała trząść się. Ukrainka pyta mnie na to: ‘ Soniu co tobie? ’ . Bałam się i spiesznie odpowiedziałam: ‘Chora jestem i nie mogę tego zrobić.’”. Podczas tej naszej rozmowy stanęły jej też, przed oczyma różne przechwałki, jak to oni rezuni mordowali Polaków. Dla przykładu raz była w ukryciu za dużym piecem i słyszała, jak Ukrainiec Wołodia mówił: „Przybiegła do mnie moja sąsiadka, koleżanka do której zachodziłem czasem, wołając, błagając: ‘Wołodia ratuj!’, a za nią wpada druga dziewczyna, też Polka. A ja, jak chwycę je w ręce i głowami trzasnę jedna o drugą, to tylko krew się rozbryzła i po nich koniec.”.  Opowiadali także rezuny, jak to małe dzieci zabijali i wyrzucali na śmietnisko, zasypując je byle czym, aby było mniej grzebania w ziemi. Innym razem przechwalali się jak to mordował i czym i z jakim skutkiem. Usłyszała jak zamordowali mojego dziadka Karola Rusieckiego, który po kilku dniach wyszedł z ukrycia, przyszedł na podwórze Jędrycha Rusieckiego. Mówiła mi tak: „Naśmiewali się z Karola, że żal mu było ‘chodoby’, aby czasem nie popalili zwierząt, tymczasem oni wszystko wypędzili z obory, a potem szukali zakopanych rzeczy i kosztowności. Kiedy go zobaczyli, zaraz pochwycili i bardzo się nad nim znęcali, tak okrutnie, aż dziadek nie wytrzymał i wyjawił im miejsce ukrytych rzeczy. Na te przechwałki wszedł inny ryzun, który nazywał się Korczak, a słysząc o czym tak raźno rozprawiają, mówi: „Patrzę, a to Rusieckiego Karola biją, a ja jak nie doskoczu i nie bachnę mu w brzuch, tak przeciąłem go na pół, tylko bebechy wypłynęły. Następnie wrzuciliśmy go do wody do sadzawki.” Ciocia mówiła, że słuchając tego wyobrażała sobie, że Korczak przeciął dziadka dużym nożem, skoro przechwalał się: „Zaszlachtowałem go!”. Posłyszała także i to, że moją babcię Karolinę Rusiecką zastrzelili, gdy była w ogrodzie, tam też została pochowana pod drzewem. Ciocia zwierzała mi się dalej serdecznie: „Ja to tylko gorąco modliłam się o śmierć, dla mnie i dla Rysia przez zastrzelenie, nawet nie przypuszczałam, że przeżyję 8,5 miesiąca w takim stresie i w takich warunkach.”. (Sławomir Tomasz Roch: Rzeź mieszkańców naszej wsi Swojczów trwała całą noc i następny dzień; w:   http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/rzez-mieszkancow-naszej-wsi-swojczow-trwala-cala-noc-i-nastepny-dzien ).
W kol. Swojczówka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilka rodzin polskich.
W kol. Wandywola pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znanych jest 14 ofiar.
W kol. Wólka Swojczowska pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków w tym matkę z 2 dorosłymi córkami oraz 2 dzieci.
W kol. Zarudle pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 rodziny polskie, które powróciły do swoich gospodarstw: rodziców z córkami lat 12 – 15 oraz rodziców z córkami lat 7 i 12; ofiar prawdopodobnie było więcej.
W kol. Zasmyki pow. Kowel w walce z UPA zginął 17-letni Stanisław Zarębiński.
 
Od marca do sierpnia 1943 roku:
We wsi Witonierz pow. Łuck miejscowi Ukraińcy zamordowali około 50 Polaków, którzy przechodzili przez wieś do innych miejscowości.
W lipcu lub sierpniu 1943 roku:
W miejscowości Białokrynica pow. Krzemieniec został zamordowany przez Ukraińców nauczyciel leśnictwa w Średniej Szkole Rolniczo-Leśnej Jerzy Brynych  (Orłowski..., jw.).
We wsi Bystrzyca pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 1 Polaka podczas żniw.
We wsi Doroginicze pow. Horochów zamordowali 3 Polaków, w tym 2 kobiety.
W mieście Łuck w lipcu lub sierpniu 1943 r. został aresztowany na podstawie zeznań agenta Ukraińca Bołdyńskiego, jakoby był „prezesem organizacji wojskowej” i ślad po nim zaginął, inż. leśnik Baczyński  (Orłowski..., jw.).
We wsi Rewuszki pow. Kowel zamordowali 82-letnią Polkę.
We wsi Szpikołosy pow. Krzemieniec zamordowali 2 Polki pracujące na polu.
We wsi Szumbar pow. Krzemieniec zamordowali 1 Polaka.
W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński upowcy  zamordowali 15-letnią Janinę Okoń,  natomiast w okolicy miasteczka  m.in. 70-letniego Leona Zubka oraz jego córki: 24-letnią Janinę i 20-letnią Jadwigę, a 3-letni syn Jadwigi Józef zmarł z głodu pełzając po zwłokach zamordowanych i wołając „mamo, mamo” (Siemaszko..., s. 960).
W miejscowości koło Włodzimierza Wołyńskiego upowcy zamordowali córeczkę szewca Piotra Czury, który z żoną uciekł w bieliźnie; uratował się ich syn w kołysce, którego wychował sołtys, Ukrainiec, nie zmieniając mu nazwiska. Przypadkowo spotkał on, już jako oficer Armii Czerwonej, swojego ojca, już staruszka  w Pile (Siemaszko..., s. 960 – 961).
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński VII lub VIII 1943 został zamordowany wraz z rodziną przez UPA gajowy Czereniuk. Pogrzebano ich przy gajówce, gdzie nad wykopanym dołem po torturach dobijano siekierami innych złapanych Polaków. (Orłowski..., jw.).
W kol. Zamosty pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 4-osobową rodzinę polską z 9-letnim synem i 17-letnią córką.
We wsi Zarudzie pow. Krzemieniec zamordowali 62-letniego Polaka.
W lipcu i sierpniu 1943 roku:
Na polach majątku Nowy Dwór pow. Kowel upowcy wyłapywali Polaków uciekających do Zasmyk i w lesie mordowali ich; około 50 Polaków.
W kolonii Władysławówka pow. Włodzimierz Wołyński: „Banderowcy zaczęli łapać mężczyzn i furmankami wywozili do swej siedziby, znajdującej się w lesie Świnarzyńskim, a stamtąd już nikt nie powracał. Pewnego dnia wzięli mojego kolegę Bolesława Liperta. Wieźli drogą przy naszym domu, mijając nas ze łzami w oczach pokiwał ręką na pożegnanie. Wieczorem tegoż dnia przyszedł do mnie mój cioteczny brat Tadeusz Sztafij z propozycją, abym z nim uciekał do miasta. Nie wyraziłem zgody, gdyż nie chciałem oddalać się od rodziny. Na drugi dzień Tadeusz wraz ze swym ojcem i sąsiadem Buczkiem udali się do Włodzimierza, niestety w drodze do miasta zostali złapani i zamordowani przez banderowców” (Zdzisław Schab, w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl ).
W sierpniu (świadkowie nie podali dnia) 1943 roku:
We wsi Aleksandria pow. Równe: W 1940 roku władze sowieckie przesiedliły ludność polska z Krasiczyna oraz ze wsi Śliwnica and Krasiczyn pow. Przemyśl do Aleksandrii pow. Równe. Razem z nimi przesiedlony został unicki ksiądz o nazwisku Baka, z żoną i córką. Ponieważ nie było tam księdza rzymskokatolickiego, na prośbę Polaków zgodził się dla nich odprawiać oddzielne Msze św. w miejscowym kościele rzymskokatolickim. W sierpniu 1943 roku, podczas napadu bandy UPA, został zamordowany przy ołtarzu, podczas odprawiania Mszy Świętej. Razem z nim zginęło wielu obecnych w kościele Polaków. Tego dnia została zamordowana również żona i córka ukraińskiego księdza (Siekierka..., s. 726; lwowskie).
W kol. Aleksandrówka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 8 Polaków.
W kol. Aleksandrówka – Holendry pow. Kowel zamordowali 4 Polaków: żywcem zakopali poranioną babkę razem 3 zamordowanych wnucząt.
W kol. Antolin pow. Kostopol Ukrainiec nie chciał zamordować swojej żony Polki, za co upowcy zamordowali całą tą rodzinę.
W kol. Adamówka pow. Łuck w walce z UPA poległ 1 Polak.
W kol. Antonówka gmina Rożyszcze pow. Łuck upowcy zamordowali 2 Polki: Wiktorię Gągalską i jej 6-letnią córkę Halinę. Los pozostałych Polaków nie jest znany. „Gągalska była przekonana, że na samotną kobietę z dzieckiem nikt nie będzie napadał” (Siemaszko..., s. 605).
W kol. Antonówka Szepelska pow. Łuck policjanci ukraińscy zastrzelili 6 Polaków w wieku 18-24 lat.
We wsi Artasów pow. Zdołbunów upowcy zamordowali 2 starsze Polki.
W uroczysku lub futorze Astrachanka pow. Kostopol w drugiej połowie sierpnia zamordowali około 15 Polaków. „Jednej z ofiar, Florianowi Dziombowskiemu upowcy zawiązali pętlę z drutu na szyi i ciągnęli za koniem” (Siemaszko..., s. 243).
We wsi Barmaki pow. Równe. kolumna uciekinierów z miasteczka Aleksandria uciekająca do miasta Równe wpadła w wąwozie w Burmakach w zasadzkę upowską. „Powstańcy ukraińscy” dokonali masakry przy pomocy siekier, wideł, noży – około 50 Polaków.
W majątku Berezołupy Małe pow. Łuck zamordowali 4 Polaków, w tym 3-osobową rodzinę.
W kol. Bereźniaki pow. Kostopol zamordowali kilka rodzin polskich.
W miasteczku Białozurka pow. Krzemieniec w pierwszych dniach sierpnia Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym matkę z córką i teściową, oraz Ukrainkę, która miała dziecko z Polakiem, a w następnych dniach sierpnia dalszych 19 Polaków.
We wsi Binduga pow. Luboml zamordowali 4 Polaków.
We wsi Bojarka pow. Dubno zamordowali 20 Polaków.
W kol. Boratyn Czeski pow. Łuck zamordowali 10 Polaków, którzy przywieźli tutaj zboże do młyna.
We wsi Boratyn Duży pow. Łuck obrabowali polskie gospodarstwa i zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
W kol. Borek pow. Kostopol w pierwszych dniach sierpnia zamordowali 2 Polaków: 69-letnią babcię z 6-letnią wnuczką.
We wsi Boroczyce pow. Horochów spalili w stodole 1 Polaka.
W majątku Boruchów pow. Łuck upowcy (byli policjanci ukraińscy) zamordowali 8 Polaków podczas żniw, w tym 4-osobową rodzinę i ciała ofiar wrzucili do studni.
We wsi Busk pow. Kamionka Strumiłowa został zbity  Zabuski Jan. (Kubów..., jw.).
W kol. Bystraki pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 2 Polaków.
We wsi Byteń pow. Kowel Ukrainiec zastrzelił 54-letniego Polaka.
W kol. Cegielnia pow. Kowel znalezione zostały mogiły kilkunastu zamordowanych Polaków.
We wsi Chinocze pow. Sarny trzech miejscowych upowców zarąbało siekierami 9 Polaków (dwie rodziny), oraz nie ustaloną liczbę innych Polaków.
We wsi Chmielów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znane jest 11 ofiar, w tym 6-osobowa rodzina o nazwisku Demuś z 4 dzieci: 7-letniej Janinie odrąbali siekierą głowę na pieńku, 11-letniego Witolda i 13-letniego Stanisława zarąbali siekierami, 16-letniego Kazimierza zatłukli kołkiem, ich matkę zadźgali bagnetem (Siemaszko..., s. 858).
W majątku Chorochorysk pow. Łuck zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków pracujących przy żniwach.
W osadzie Chrobrów pow. Łuck bestialsko zamordowali Polkę będącą w ostatnim miesiącu ciąży.
We wsi Cygany pow. Borszczów uprowadzili do lasu 3 Polaków (w tym kobietę), którzy zaginęli bez śladu.
We wsi Czernelica pow. Horodenka zamordowali Polaka, leśniczego.
W kol. Czesnówka pow. Horochów zamordowali kilka rodzin polskich.
We wsi Dańczymost pow. Kostopol zamordowali 2 Polki: matkę z 24-letnią córką.
W miasteczku Delatyn pow. Nadwórna zamordowali 11 Polaków.
W kol. Demetianówka pow. Kowel zamordowali 2 Polaków.
We wsi Druchowa pow. Kostopol zamordowali 7 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę.
We wsi Dryszczów pow. Brzeżany został zamordowany przez Ukraińców Rajter Stefan lat 19.
We wsi Dubiszcze pow. Łuck 30-tu „partyzantów ukraińskich” za pomocą siekier zarąbało rodzinę leśniczego Krępskiego, przy czym jego żonę przed śmiercią zgwałcili i obcięli jej piersi. Patrz: „W sierpniu 1943 roku w leśniczówce Grobelki”.
We wsi Dubniki pow. Włodzimierz Wołyński policjant ukraiński zastrzelił swoją matkę, Polkę.
We wsi Dyweń pow. Równe Ukraińcy zatłukli kijami mieszkańca kolonii Woronucha, który uciekał do miasteczka Międzyrzec.
We wsi Dziedziłów pow. Kamionka Strumiłowa: „Mój dziadek Jan Pszon zastał zamordowany 1943 r (prawdopodobnie w sierpniu, wg opowiadania mojego ojca był to początek żniw) we własnym domu w Dziedziłowie woj. Tarnopolskie . Świadkowie tego zdarzenia jeszcze żyją i chętnie udzielą wszelkich informacji” (J. P.; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). H. Komański, Sz. Siekierka na s. 208, tarnopolskie, nie podają żadnego mordu w tej wsi w 1943 roku, natomiast w drugiej połowie kwietnia 1944 roku bojówki UPA, także z sąsiednich wsi, rabowały polskie zagrody, niszczyły je i paliły oraz zamordowały 50 Polaków, NN.
W kol. Grabina pow. Włodzimierz Wołyński na początku sierpnia upowcy  spalili żywcem w chacie kilka rodzin cygańskich, około 24 osoby.
W leśniczówce Grobelki pow. Łuck: „Ze wsi Dubiszcze w sierpniu 1943 r. do leśniczówki ordynacji radziwiłłowskiej - Grobelki oddalonej ok. 1 km od Kolonii Grobelki przyszło około 30 Ukraińców niby po wypłatę. Otoczyli budynek. Za pomocą siekier zamordowali rodzinę leśniczego Władysława Krepskiego, przy czym siostrę jego, ciężarną Janinę Krepską –Rodak znaleźli ukrytą w pasiece, najpierw zgwałcili następnie obcięli piersi i przybili do drzwi stajni. Zamordowano także jej męża Jana Rodaka, starszego wachmistrza 8 Szwadronu Pionierów w Równem. Był on jednym z założycieli ZWZ-AK na tym terenie. Piętnastoletniego wówczas brata Stefana Krepskiego związano drutem kolczastym i spalono w ognisku. Zabito także jego ojca Jana, weterynarza ze stadniny Potockich oraz furmana Cypriana Mroza (Moroza), który był ojcem mojej teściowej. Zastrzelono gajowego Stanisława Kamińskiego, a jego sześcioletnią córkę Teresę zasztyletowano. Wszyscy byli torturowani przez banderowców szukających broni. Szef bandy Waśko Lebied z jeszcze jednym oprawcą prowadził leśniczego do stajni, gdzie miała być ukryta broń. Visa miał leśniczy za cholewą buta i wyciągnął go. Zranionemu siekierą i kulą Krepskimu udała się ucieczka, w trakcie której zastrzelił jednego z napastników...właśnie Lebedia. Bernarda Majewska go znała, bo chodzili razem do szkoły, była świadkiem tej masakry, wykorzystała moment zamieszania uciekła także. Kiedy zabrano jej ojca na przesłuchanie postanowiła uciekać, nagle zjawił się pięcioletni syn Rysio, szepnęła mu tylko, żeby uciekał co sił. W czasie tej ucieczki chłopiec został przekłuty bagnetem, a zwłoki jego zostały wrzucone do sadzawki. Była też świadkiem jak wrzucano do studni dwie dziewczynki, a ich matkę Marię Zbróg zmuszono do oglądania tej sceny, po czym zamordowano ją. Jedna z dziewczynek miała na imię Hela, a druga Stasia, młodsza miała 5 lat, zamordowano wówczas co najmniej 26 osób. Leśniczówkę Grobelki spalono, a powracający z pracy w Ordynacji brat leśniczego Tadeusz powrócił do Ołyki. Teściowa została ranna w rękę kulą barbarzyńcy i kiedy pewna, że już utraciła bliskich, zobaczyła grupkę ludzi z kolonii i wśród nich swoją córkę Rozalię. Razem dotarły do Ołyki a potem do ordynacji ks. Janusza Radziwiłła; tam opowiedziała o tym zebranym ludziom m.in. Tadeuszowi Krepskiemu. Moja teściowa z córką dotarły później do Łucka, a tam opatrzył ja niemiecki lekarz, którego wkrótce Ukraińcy zamordowali. W Łucku spotkała przypadkowo Żydówkę, która również uciekła z pogromu w leśniczówce. Znała ją tylko z widzenia, wiedziała, że pochodzi z Warszawy i znalazła schronienie u wdowca Mierzwińskiego w kolonii Grobelki. W Łucku mówiła, że pracuje w urzędzie zwanym „generalny komisariat” i obiecała odwiedziny, ale nigdy się nie pojawiła. Rok wcześniej zamordowano tam spokrewnioną z rodziną matki teściowej Michalinę Kownacką – Słodkowską. Opisywane wydarzenie mogło mieć miejsce miesiąc wcześniej, czyli w lipcu, bo synek nie miał ukończonych pięciu lat, a ukończyłby je w sierpniu. Teściowa z ojcem i swoimi dziećmi mieszkała w budynku gajówki w sąsiedztwie Kamińskich, Zbrogów” (www. dziennik.pl., forum dyskusyjne, 6.02.2009; www. Panorama Leszczyńska). W. i E. Siemaszko na s. 580 podają, że ww. napad miał miejsce w sierpniu 1943 roku we wsi Dubiszcze, na nadleśnictwo, gdzie mieszkała rodzina polska leśniczego Stanisława Krępskiego. Zgwałcili, obcięli piersi i zarąbali siekierą jego żonę, a Krępskiemu zranionemu siekierą udała się ucieczka, w trakcie której zabił jednego z napastników. Podają liczbę ofiar -  „1 Polka”. Na s. 581 podają, że w kwietniu 1943 roku w nadleśnictwie Grobelki zamordowanych zostało 26 osób; imiennie wymieniają 4 ofiary.
W kol. Grudy pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 2 małżeństwa polskie.
We wsi Gruszówka pow. Kowel zamordowali 9 Polaków: kobiety i dzieci jadące do Zasmyk; 9-letniego chłopca zadusili paskiem, jego matkę zakłuli bagnetami.
We wsi Hanaczów pow. Przemyślany zamordowali 1 Polaka.
W kol. Helenówka Gnojeńska pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 10 Polaków.
We wsi Hruszówka pow. Kostopol zamordowali 4-osobową rodzinę polską.
We wsi Hubin pow. Łuck zastrzelili 2 Polaków podczas ewakuacji polskiej rodziny z Sienkiewiczówki.
We wsi Huta Szczerzecka pow. Lwów policjanci ukraińscy aresztowali 1 Polkę, która zaginęła bez wieści.
W kol. Iwanówka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 5 Polaków.
W osadzie Jagiellonów pow. Łuck wrzucili do studni 1 Polaka.
W futorze Jamna pow. Horochów w niedzielę zamordowali 14 Polaków.
W kol. Janów pow. Horochów zamordowali Polkę, żonę Ukraińca.
We wsi Jaremcze pow. Nadwórna policjanci ukraińscy zamordowali 2 Polaków.
W kol. Jasionówka pow. Horochów Ukraińcy pobili, związali drutem i wrzucili do studni Polaka, który przyjechał do swojego domu.
W kol. Julianówka pow. Dubno zamordowali 7 Polaków.
We wsi Kadłubiska pow. Brody została zamordowana przez Ukraińców 6-osobowa rodzina Grzelaków  (Kubów..., jw.).
We wsi Kamienna Góra pow. Równe po rzezi wsi Lipniki w maju 1943 roku Polacy opuścili wieś. W sierpniu, za namową sąsiadów Ukraińców, którzy gwarantowali im bezpieczeństwo, do swoich gospodarstw powróciły 4 rodziny polskie. Dokonali żniw i gdy zboże stało już w snopkach, ci sami sąsiedzi Ukraińcy pewnego ranka wszystkich Polaków przebywających we wsi powiązali drutem kolczastym i zawieźli na trzęsawisko pod kolonię Lubomirka Stara. Tam zadźgali nożami i bagnetami 11 osób, a następnie wdeptali ciała w bagno. „Kiedy żniwa dobiegły końca /.../, sąsiedzi Ukraińcy w biały dzień powiązali wszystkich kolczastym drutem, ręce w tył i wyprowadzili w bagno (trzęsawisko pod Starą Lubomirką) i tam dokonany został mord przez rzeź. /.../ Kiedy zapędzono wszystkich na to trzęsawisko, zaczęto nożami i bagnetami dźgać poszczególne osoby. Kiedy, widząc to, Drzewiecki Antoni poprosił słowami „Chłopcy zastrzelcie mnie”, otrzymał odpowiedź taką: „Zabut to poczotnaja smert, my tobi pokarzem, jaka ukrajinśka smert” (Zapomnij o tej zaszczytnej śmierci, my tobie pokażemy, jaka jest ukraińska smierć”). I w tym momencie nadział na bagnet jego wnuczka, a syna 2-letniego Sawickiej Zofii, podniósł do góry i kręcąc w kółko, powiedział: „Dywysia Lasze jak ukraina plasze”(powinno być: „Dywyś lasze, jak Ukrajina plasze”, czyli: „Zobacz Polaku, jak Ukraina płaci (mści się)”). Następnie zabrali się do Drzewieckiego, mordując go, następnie chodzili po trupach, wgniatając w błoto, a było 11 osób. W ten sam sposób była mordowana Sawicka Zofia – otrzymała 16 ran kłutych i została wdeptana w bagno, a że żadna z ran nie była śmiertelna, wdeptana w błoto odzyskała przytomność i jakoś przy związanych rękach wygrzebała się. /.../ Była godzina 14, kiedy Niemiec, pilnujący robotników wycinających las, przez lornetkę zobaczył w odległości jakieś 200 m postać idącej tejże Zofii Sawickiej, nazwanej przez Niemca „czuczuo”. Zawołał on do siebie dwóch robotników Polaków i pokazał pytając, co to idzie? Powiedział, że będzie strzelał. Polak Maik, umiejący rozmawiać po niemiecku, zabronił i pobiegł w stronę idącej, dobiegając do niej – upadła, utraciwszy ponownie przytomność. Przyniesiona została do wspomnianego Niemca, który wysłał gońca, aby przybyło pogotowie kolejowe z Równego. Widok mordowanej widziałem na własne oczy, ten widok przy każdym wspomnieniu stoi mi przed oczami: ciało – to błoto, rany i krew, widok okropny. /.../ Dwumiesięczny pobyt w szpitalu ocalił życie, ale ślad pozostał na całe życie: zniekształcenie mowy”. (Tadeusza Loba, w: Siemaszko...., s. 1201 – 1202). Ponadto zamordowali 3 Polaków podczas zbioru żniw, w tym dwie kobiety, jedna z nich miała 20 lat.
W kolonii Kapitaniuki gromada Borki pow. Luboml: „W sierpniu 1943 r. w Koloni Kapitaniuki w wyniku napadu zamordowani zostali: bracia: Władysław, Tadeusz; matka: Michalina Kapitaniuk zd. Bagniuk. Stefan ranny został w głowę, stracił przytomność. Wyglądał na martwego. Spadł do piwnicy, lub został przywalony martwymi ciałami swoich braci i matki. Wg. relacji telefonicznej przeprowadzonej z osobą /świadkiem (pani Kołtun), która nastepnego dnia udała się do domu Kapitaniuków i odnalazła pomordowanych; przez syna Stefana Kapitaniuka, Krzysztofa, (który po długich poszukiwaniach natrafił na ślady świadków).Wg. opisu pani Kołtun udała się ona około południa do domu Kapitaniuków, dziwiąc się, że nie ma ruchu w obejściu. Użyła słów (jak sobie przypominała): "Kapitaniuki pospały się..." Kiedy weszła do domu, znalazła pokłute zwłoki. Zszokowana podniosła alarm. Zbiegła się znaczna część mieszkańców wioski. Przy wynoszeniu ciał pomordowanych z pomieszczeń domowych, Stefan się poruszył i wówczas udzielono mu pomocy. Zawieziony został do szpitala w Lubomlu.  /.../ Pan Stefan opowiadał synowi jak w latach 70-tych będąc zaproszony na wesele do znajomych rodziny, którzy mieszkali na terenie Polski podczas zabawy spotkał Ukraińca starszego wiekiem, który będąc już zdrowo podpity rzucił dziwne i niesamowite zdanie: "A ty to, dostałeś w głowę i leżałeś cały we krwi, tam w piwnicy" Zdanie wyrwane z kontekstu bez podania daty wydarzenia, bez najmniejszych oznak o jakie wydarzenie chodzi, zdanie zrozumiałe jedynie dla sprawcy i ofiary. Na ile bezkarny musiał czuć się ten człowiek, aby móc je wygłosić? I jak wiele nowego strachu i obaw przyniosło to wyznanie ofierze? A może o to właśnie chodziło?” (Spisał i opracował: Piotr Szelągowski; w: http://www.warsztatyidei.pl/kresy/99-wiadkowie-zbrodni-ukraiskich-nacjonalistow ). W. i E. Siemaszko nie wymieniają tej kolonii.
W kol. Karczemka pow. Równe zamordowali 1 Polkę.
We wsi Karolinka pow. Dubno zamordowali około 15 Polaków.
We wsi Karów pow. Rawa Ruska uprowadzili 10 Polaków, po których ślad zaginął.
W miasteczku Klewań pow. Równe zmordowali nie ustaloną liczbę Polaków, jedna grupa obroniła się w kościele.
We wsi Koblin pow. Dubno zamordowali co najmniej 10 Polaków.
W kol. Konstantynówka pow. Dubno zamordowali 2 Polaków: matkę przywiązali do żłobu, pod którym ukryła się z dzieckiem (zdradził ją płacz dziecka) i przerżnęli piłą; półroczne dziecko nadziali na bagnet i wrzucili do studni.
We wsi Kornicz pow. Kołomyja obrabowali i spalili majątek ziemski oraz zamordowali 11 Polaków i 1 Niemca.
We wsi Kosmacz pow. Kołomyja zamordowali 26 Polaków.
Koło miasta Kostopol zamordowali kilku Polaków uciekających z Budek Kudriańskich.
W pobliżu drogi Kowalówka - Olesza pow. Buczacz w lesie znaleziono zakopane po szyję zmasakrowane zwłoki uprowadzonego nauczyciela o nazwisku Kaczkowski (Komański..., s. 158).
W mieście Kowel woj. Wołyń zamordowali 12 Polaków; 2 rodziny: 7 i 5-osobową .
We wsi Krać pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 10 Polaków; 2 rodziny: 6-osobową z 4 dzieci i 4-osobową z 2 dzieci.
We wsi Kryczylsk pow. Kostopol zamordowali 4 Polaków, w tym powiesili 28-letnią kobietę.
We wsi Krzywucha pow. Dubno zamordowali około 70 Polaków.
We wsi Kubajówka pow. Nadwórna został zamordowany z żoną przez UPA leśniczy Jan Sterc lat 65   .(Orłowski..., jw.).
We wsi Kulczyce pow. Trembowla zginął Jóśków Michał (Kubów..., jw.).
We wsi Kupiczów pow. Kowel zamordowali Polaka, męża Ukrainki.
W kol. Libanówka pow. Dubno zamordowali około 100 Polaków.
W kol. Lubomirka Stara pow. Równe zamordowali 3 Polaków podczas zbioru żniw, w tym dwie kobiety, jedna z nich miała 20 lat.
We wsi Ładyń pow. Luboml upowcy zamordowali od 24 do 37 Polaków. „Do Ładynia prowadzi droga z Włodzimierza Wołyńskiego do Lubomla. Za miejscowością Stawki skręcamy w lewo i polną drogą , po przebyciu 2 – 3 km, dojeżdżamy na miejsce. Na polach za wsią stoi krzyż. – Tu, gdzie rosną burzany, kiedyś była piękna wioska – mówił ks. prałat Andrzej Puzon…  /…/ - Żyliśmy z Polakami w zgodzie, bo dobrzy ludzie z nich byli – powiedziała nam  76-letnia Anna. To na jej polu stanął krzyż. – Nie wiadomo, kto i dlaczego  zabił – mówiła Ukrainka, która w sierpniu 1943 r. miała 8 lat. – Mój ojciec, który bardzo lubił polskich sąsiadów, musiał ich tu po wszystkim zakopać. Według niej w mogile spoczywają zwłoki 24 – 26 Polaków.  81-letni Wincenty Surmacz, który po wojnie mieszkał w Ładyniu, twierdzi, że było 37 ofiar. Pochodzi z rodziny mieszanej, ojciec był Polakiem, matka Ukrainką. Ale oprawcy nie znali litości – zabili oboje. - Zginęła też moja siostra oraz siostra mojego ojca i jej troje dzieciaczków – opowiada schorowany dziś Surmacz. Jemu udało się przeżyć, bo ukrył się w piecu. – Wiadomo, kto, czym i jak zabijał, ale ich już nie ma. Też leżą w ziemi – mówi pan Wincenty”. (Leszek Wójtowicz: Stoi kolejny krzyż; Dziennik Wschodni, 28 lipca 2011). Krzyż stoi dzięki staraniom 83-letniej Franciszki Prus z Włodzimierza Wołyńskiego. Wioski tej, a więc i tego mordu, nie wymieniają W. i E. Siemaszko.
W miasteczku Łokacze pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków.
We wsi Łomna pow. Turka; Sawicka – sekretarka pomocnika targowego (markthelfera) we wsi Łomna k. Turki zam. VIII.43” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42, k. 20 – 26).
We wsi Łomna pow. Turka: „xxx... – 2 listonosze ze wsi Łomna k/Turki zam. Z końcem sierpnia” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42. k. 20 – 26).
W okolicach Łucka w obronie ludności polskiej zginął 57-letni Polak.
W osadzie Maczkowce pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 2 rodziny polskie.
We wsi Majdan pow. Drohobycz  został zakłuty bagnetami wraz z rodziną swoją i rodziną sąsiada leśnika (13 osób) przez UPA leśniczy Jan Słoma, spalono leśniczówkę i podleśniczówkę (Orłowski..., jw.).
W kol. Majdan Mokwiński pow. Kostopol upowcy zamordowali kilkadziesiąt rodzin polskich (mieszkało tutaj 50 rodzin polskich). „Najstarsza córka pana Nikodema, Stanisława Żarczyńska, mieszkała z rodziną w Majdanie Mokwińskim. W sierpniu rodzina postanowiła uciekać do miasta. W dniu wyjazdu spożyli jeszcze ostatni obiad w swoim domu, razem z mieszkającą z nimi po śmierci męża, siostrą Wincentego z dzieckiem. Obserwujący gospodarstwo ukraińscy mieszkańcy kolonii, nie pozwolili jednak "przeklętym Lachom" wyjechać z "furą dobytku". Kilku uzbrojonych w karabiny rezunów, wjechało konno na podwórze. Zaalarmowani szczekaniem psa Polacy rzucili się do ucieczki przez otwarte okna. Babcia ukryła się w wysokich konopiach, Wincenty z synem Mietkiem pobiegł przez las do teściów, a Stanisława wraz z niemowlęciem i ze szwagierką z synem, pobiegły na pobliskie mokradła, gdzie położyły się w bagnie za rzadkimi krzewami. W łóżeczku pozostała półtoraroczna Jadzia. Napastnicy wypatrzyli z koni kobiety na bagnie i zaczęli do nich strzelać. Stanisława dostała w brzuch. Wypuściła z rąk niemowlę, które się utopiło. Szwagierka trzymająca swojego płaczącego synka została trafiona kilkakrotnie. Nie miała żadnych szans. Jej synek osłaniający rękoma głowę, trafiony kulą stracił palec. Odniósł też lekką ranę głowy. Udało mu się jednak przeżyć to piekło. Pozostała jeszcze śpiąca w łóżeczku Jadzia. Jeden z Ukraińców chciał ją przebić nożem. Powstrzymał go na szczęście drugi, który powiedział, że nie chce krwi dziecka na rękach. Babcia, która siedziała przyczajona za oknem, zaopiekowała się nim zaraz po wyjściu Ukraińców. Po masakrze, z Borka przyjechali Nikodem i Wincenty. Zabrali na wóz zwłoki oraz pozostałe osoby i uciekli leśnymi drogami, by znów nie dopadli ich mordercy. Chłopca opatrzono. Rana Stanisławy była niestety na tyle poważna, że nie można jej było pomóc. Po pięciu godzinach skonała w straszliwych męczarniach. Została pochowana koło swoich sióstr z dzieckiem i szwagierką.” (Jakub Nowak: ”Wojenna tułaczka rodziny Dąbrowskich”; w: http://www.gazetalubuska.pl/wiadomosci/nowa-sol/art/7900460,gehenna-rodziny-dabrowskich,id,t.html ). Pod tekstem forumowicz napisał 17 lipca 2011: „Moi dziadkowie i rodzice tez przeżyli koszmar na Wschodzie. Stryjenkę przybito do wrót stodoły i rozpruto jej brzuch a stryja przerżnęli piłą do drewna... nie uwierzę nigdy w szczerość Ukraińców. Zrobili to ludzie, którzy wcześniej byli "dobrymi" sąsiadami. Dziecko stryjenki roztrzaskano na jej oczach o próg domu. Mama nigdy nie tęskniła za tamtymi stronami ani nie chce tam pojechać w celach turystycznych i wcale jej się nie dziwię.” Niestety, nie podał ani nazwisk ofiar ani miejscowości, w której dokonano zbrodni.
We wsi Makowicze pow. Kowel upowcy wywieźli do lasu świniarzyńskiego 3 rodziny polskie i tam je wymordowali (wieś Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński); ponad 20 Polaków.
We wsi Malatyn pow. Równe zamordowali 3 Polaków: matkę z synem i 17-letnią dziewczynę.
W kol. Marcelówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec zastrzelił swoją żonę Polkę, 2 dzieci i teścia, a upowcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Maślanka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
We wsi Męczyce pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zastrzelili 1 Polkę, ocalałą z rzezi w Gucinie.
W kol. Mieczysławówka pow. Dubno zamordowali 20 Polaków.
W kol. Mikołajówka pow. Włodzimierz Wołyński spalili w jednym domu 9-osobową rodzinę polską: rodziców z 7 dzieci, w tym bliźniaczki 18-letnie, 20-letnią córkę oraz 4 małych dzieci; być może rodzina ta przed spaleniem została zamordowana.
We wsi Mikuliczyn pow. Nadwórna zamordowali 18 Polaków: 6 mężczyzn, 5 kobiet i 7 dzieci oraz pod koniec sierpnia uprowadzili 7-osobową rodzinę polską lekarza, która zaginęła bez wieści.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów na początku sierpnia 1943 członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordowali Eugenię (lub Genowefę) Brodowską lat 14, jej matkę poważnie zranili. Obok do słupa przywiązali powrozami Zielińską i zakłuli ją nożami. Następnie w sierpniu zamordowali kolejnych 3 Polaków, w tym kobietę i syna kościelnego.
We wsi Monasterzyska pow. Buczacz upowcy zamordowali 19-letnią Józefę Kosik „Kalinkę” , łączniczkę AK, pochodzącą ze wsi Kowalówka (inni podają wieś Berezówka i datę 10 sierpnia).
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 4 Polaków: małżeństwo lat 78 i 75, 8—letnią kobietę oraz 2-letnią dziewczynkę, której matkę zamordowali 12 sierpnia, a następnie pod koniec sierpnia zamordowali na polu 3 Polaków: matkę (była ona matką chrzestną około 30 ukraińskich dzieci) z 15-letnim synem oraz starą kobietę jadącą  wozem a wóz z koniem i dobytkiem zrabowali.
W miasteczku Murawica pow. Dubno zamordowali małżeństwo polskie liczące po około 80 lat.
We wsi Mykitycze pow. Dubno  zamordowali 9 Polaków.
W uroczysku Nakazów pow. Kostopol w II połowie sierpnia zamordowali 2 rodziny polskie, co najmniej 8 osób.
We wsi Narajów Wieś pow. Brzeżany banderowcy zabili Marszałka N. l. 50 (Kubów..., jw.).
We wsi Niskołyzy pow. Buczacz zginął Zazulak Mieczysław; (Kubów..., jw.).
W kol. Nowa Dąbrowa pow. Kowel zamordowali 28-letniego Polaka.
W kol. Nowiny pow. Kostopol zamordowali Polaka podczas żniw.
We wsi Nowosiółka pow. Podhajce Ukraińcy zaprosili do siebie 86-letniego Polaka, po którym ślad zaginął, znaleziono tylko część jego zakrwawionej odzieży. Inni: zabity został Monasterski Rafał l. 34 (Kubów..., jw.).
We wsi Nowosiółki pow. Zdołbunów zamordowali 3-osobową rodzinę polską: matkę z 2 dorosłymi synami.
We wsi Oleksiniec Stary pow. Krzemieniec uprowadzili do lasu i zamordowali 2 Polaków: matkę z synem.
W kol. Optowa pow. Sarny upowcy zamordowali na polu 36-letnią Polkę.
W kol. Osiecznik pow. Kowel zamordowali 82-letnią Polkę.
We wsi Owadno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polaków: ojca z synem.
W kol. Ożdżary pow. Łuck miejscowi Ukraińcy spalili kolonię i wymordowali 6 rodzin polskich, około 25 Polaków.
W kol. Piłsudczyzna pow. Horochów  Ukraińcy zamordowali 14 Polaków: babcię z 5 wnukami, oraz 8-osobową rodzinę (babcię, rodziców i 5 dzieci).
W kol. Piotrowica pow. Równe upowcy zastrzelili 7 Polaków.
W kol. Piórkowicze pow. Kowel zamordowali 2 Polaków. Inni: „W sierpniu kilka rodzin sporo ryzykując wróciło do kolonii Piórkowcze sąsiadującej z Zasmykami. W tym samym dniu zostali zarżnięci przez upowców. Jak sobie przypominam, były to m.in. rodziny Koperskich i Szarwiłłów.” (Marek A. Koprowski; w: http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz/krwawe-lato-1943 ). W tej kolonii oddział samoobrony z Radomla znalazł zwłoki pomordowanych Polaków w studni oraz zwłoki dziecka przybite do drzwi i ściany w jednym z domów (Wiesław Donajski: Wspomnienia Jana Józefa Donajskiego vel Józefa Dunajskiego ps. „Brudny”; W: „Biuletyn informacyjny 27 DWAK, nr 2/2000).
We wsi Pisarzowa Wola pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali 5 rodzin polskich, około 20 Polaków.
W kol. Płoteczno pow. Kostopol zamordowali około 25 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę z 4 dzieci.
We wsi Podśniatynka gm. Koszyłowce pow. Zaleszczyki  „W sierpniu 1943 r. zostali zamordowani: Skiba i.n., nauczyciel; Jasiewicz i.n. szwagier Skiby.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Podzameczek pow. Buczacz zamordowali 8 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę dróżnika z 4 dzieci. W kol. Połamane pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 5 Polaków: 4-osobową rodzinę i kobietę.
We wsi Popowicze pow. Kowel w walce z UPA zginął 1 partyzant oddziału AK „Jastrząb”.
We wsi Popówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zastrzelili 19-letniego Polaka.
We wsi Probużna pow. Kopyczyńce zamordowali 4 Polaków: policjant ukraiński zastrzelił 23-letniego chłopca, natomiast bojówkarze OUN-UPA  zamordowali 3 Polaków.
We wsi Rewuszki pow. Kowel: „Opiszę teraz los Karola Mroziuka i jego żony. To stryjeczny brat mojej mamy. Mieszkali blisko wsi Turia, bo i rzeka Turia jest na Wołyniu. Miejscowość nazywała się Rewuszki. Przy lesie, urodzajna ziemia. Oboje pobrali się już w starszym wieku, przeważnie mężczyźni dawniej w starszym wieku żenili się. Mieli troje dzieci, same córeczki: 15 lat, 9 lat i 3 latka. Stasia, Felicja i Kazimiera. Od lipca 1943 r, już nie nocowali w domu, tylko po lasach albo w zbożu, razem z sąsiadami. Sąsiadka Ukrainka mówi do Mroziuka żony, aby dzieci przyszły spać do jej domu. Gdyby przyszli Ukraińcy to ona powie, że to są jej dzieci. Posłuchała matka i dała swoje dzieci do Ukrainki na noc, a nie wiedziała że mąż Ukrainki jeździ po nocach i zabija Polaków. Pewnego ranka wpadła matka do tej chaty ukraińskiej, a widząc że dzieci spokojnie śpią lepiej poprzykrywała. A tu naraz przed domem staje furmanka i bandyci idą do tego mieszkania. Ukrainka krzyczy do Mroziukowej by uciekała na strych. Ta rzuca się i w sieni po drabinie ucieka na strych, matka trojga dzieci. I co widzi przez okienko na strychu, jej dzieci zostały przez uzbrojonych w karabiny Ukraińców poprowadzone przodem, a mordercy za nimi. Po chwili usłyszała trzy strzały, dzieci zostały rozstrzelane. Matka biegnie do męża do lasu i tam bije go z rozpaczy. Chciała uciekać wiele razy wcześniej do miasta ale mąż nie godził się na to, nie godził się opuścić gospodarstwa rolnego i tego wszystkiego, co stało w oborze. Teraz włosy rwie na głowie. Żona jego mówi, że teraz już nie pójdzie do miasta bowiem nie ma już dla kogo żyć. Sąsiedzi poprowadzili ją do miasta. Kłócili się oboje przez lata, że dali dzieci do sąsiadki Ukrainki na śmierć. I tak skłóceni szli z węzełkiem chleba w ręku.” (http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/mogilno-szewczuk_ludwika.html ).
We wsi Rohaczyn pow. Brzeżany zginął Rzadkowski Michał l. 20 (Kubów..., jw.).
We wsi Rokitnica pow. Kowel Ukraińcy zamordowali Polaka poprzez odcięcie mu głowy oraz ciężko poranili Polkę.
We wsi Romanów pow. Łuck wrzucili do studni 21-letniego Polaka.
W kol. Rudka pow. Dubno zamordowali 7 Polaków.
We wsi Rudnia Potasznia pow. Kostopol uprowadzili 30-letniego kowala Adama Falkowskiego oraz 50-letniego rolnika Faustyna Dawidowicza, nad którymi znęcali się przez 12 dni aż do skonania, m.in.  zostali oni napojeni dziegciem (Siemaszko..., s. 277).
We wsi Rusów pow. Włodzimierz Wołyński uprowadzili 1 Polkę, którą zamordowali poza wsią.
W kol. Ryświanka pow. Równe zamordowali kilkunastu Polaków, którzy nie opuścili wsi.
We wsi  Samołuskowce pow. Kopyczyńce  zamordowani zostali Rzepa Antoni l. 30 i Gajda Piotr l. 22; (Kubów..., jw.).
We wsi Sarnki Dolne pow. Rohatyn zamordowali 2 Polaków, lat 21 i 40.
W lesie koło miasta Sarny woj. Wołyń zamordowali 70-letniego Polaka, znachora, który długie lata leczył Ukraińców i był z nimi w przyjaźni.
We wsi Siekierzyce pow. Łuck zamordowali Polaka, nauczyciela.
We wsi Siniowce gmina Łanowce pow. Krzemieniec w sierpniu 1943 roku został  zamordowany przez OUN-UPA „leśnik” Jan Galabarda. „Jego żonę Julię zamordowano w wigilię 24 XII 1944 r.” (Edward Orłowski, w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+2013.pdf ). Siemaszko..., na s. 441 podają, że nie mają posiadają żadnej informacji o losach Polaków zamieszkałych w tej wsi.
W kol. Siomaki pow. Kowel został zamordowany wraz z rodziną przez Ukraińców po napadzie na gajówkę gajowy Antoni Piotrowski. Oprócz gajowego zginęli: Piotrowska lat 50, syn Feliks lat 25 z żoną Eugenią lat 20 i ich roczne dziecko oraz drugi syn Edward lat 17. (Orłowski..., jw.).
We wsi Skurcze pow. Łuck zamordowali 1 Polkę; jej męża i syna zamordowali już w czerwcu.
We wsi Słoboda Rungurska pow. Kołomyja uprowadzili Polaka, wiertacza, który zaginał bez wieści.
W kol. Smolarnia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wymordowali większość rodzin w tej polskiej kolonii. „Napad na naszą wieś miał miejsce w drugiej połowie sierpnia 1943 r. W pogromie brali udział Ukraińcy, którzy wymordowali prawie wszystkich Polaków, którzy zostali jeszcze w Smolarni. W naszej wiosce zginęli wtedy: moja mama Antonina la ok. 60 i tato Stanisław lat ok. 65 Sidorowicze. Mój szwagier Skawiński Bronisław lat ok. 40 i jego żona Ludwika Skawińska z domu Sidorowicz, lat ok. 35 i ich ośmioro dzieci, w tym: Adam lat ok. 12, Mieczysław lat ok. 10, Antoni lat ok. 6, Jerzy lat ok. 5 i córki: Stanisława lat ok. 18, Izabela lat ok. 16, Maria lat ok. 7 i Aniela lat ok. 3. Zginęła też moja bratowa Marianna Sidorowicz lat ok. 35 oraz jej dwie córki: Regina lat ok. 10 i Leokadia lat ok. 6. Polak Jan Gawroński, który też mieszkał w Smolarni opowiadał nam po wojnie, że do jego domu tuż przed mordem, przyszło dwóch Ukraińców: Władysław Radzik i Marczuk Piotr. Oni się dobrze z Jankiem znali, nawet przyjaźnili, dlatego przyszli do niego do domu i powiedzieli im tak: „Zbierajcie się i uciekajcie, bo was Ukraińcy pobiją, bo już na Smolarnii pobili Skawińskich, Sidorowiczów, Sawickich i Puchniaczów. I was też wybiją!” Janek Gawroński mieszkał w Smolarni tylko 3 domy od naszego domu. Później ci Ukraińcy nakazali im się zbierać i odprowadzili ich w stronę Włodzimierza, aż za ukraińską wioskę Poniczów”. Pan Kazimierz: „znajoma Ukrainka Sabina Błaszczak opowiedziała nam, jak zginęła moja najbliższa rodzina Skawińskich, mówiła tak: „Moja rodzona siostra, żona Michała Marczuka, którzy mieszkali w Smolarni opowiedziała mi, jak zginęła rodzina twojego szwagra Skawińskiego. Marczukowa chodziła po rzezi do domu Skawińskich oglądać ciała pomordowanych Polaków, to co tam zobaczyła w świetle dziennym, wstrząsnęło nią do głębi: Bronisław Skawiński miał obcięte ręce w łokciach i nogi w kolanach, jego córka Staszka została przerżnięta piłą na pół, a inne osoby zostały porąbane siekierami”. Powiedziała także: „Napad miał miejsce w połowie sierpnia, już po żniwach, nocą. Bronek już zakończył żniwa. Ukraińcy najpierw wyprowadzili wszystkich z domu, a potem wszystkich pomordowali na podwórku”. /.../ Pan Kazimierz: „Franciszek Krawiec, zięć rodziny Malec opowiadał mi w sierpniu 1943 r. we Włodzimierzu Wołyńskim, jak zginęła babcia Perekupka i jego teściowa Malec. To było tak, mówił: „Ukraińcy w czasie napadu na Smolarnię przyszli do domu rodziny Malec i zabrali ze sobą obie kobiety do stodoły. Tam je prawdopodobnie zamordowali, a następnie podpalając stodołę spalili też ciała. Następnego dnia miejscowi ludzie znaleźli dwa zwęglone ciała kobiet, osobiście widzieli to niedalecy sąsiedzi pomordowanych kobiet i wszystko opowiedzieli Franciszkowi Krawiec”. Pan Kazimierz: „Pani Marczuk, żona Ukraińca Michała Marczuka widziała na własne oczy jak pomordowano Polaków w Smolarni i wszystko opowiedziała Błaszczak Sabinie. Mówiła, że wielu Polaków uciekało ze wschodu do Włodzimierza, przez naszą wieś Smolarnię i wtedy wpadali w ręce Ukraińców, którzy przygotowali zamaskowaną zasadzkę w naszej wsi. Następnie złapanych ludzi mordowali i wrzucali do jednej studni, która znajdowała się na podwórku Piotra Szalusia Polaka ze Smolarni. Ta studnia była głęboka na 25 m, co najmniej takiej głębokości kopano u nas studnie. Każdy beton miał metr wysokości, a potrzebnych było zwykle 25 takich betonów. Ukrainka widziała na własne oczy, że studnia została zapełniona ciałami pomordowanych ludzi do tego stopnia, że było widać nogi wystające wyżej pierwszego betona. Po wojnie Szaluś osiadł w Siedliskach pod Zamościem”. Pan Kazimierz: „Mieczysław Pilczuk mieszkaniec Siedlisk, opowiadał mi w naszej wsi, w kwietniu 2003 r., że widział studnię na Wołyniu, całą napełnioną dziećmi pomordowanymi przez Ukraińców w czasie krwawych wydarzeń!” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Tomasz Roch).
We wsi Smolarze po. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3 Polaków z jednej rodziny, w tym 2 kobiety.
W leśniczówce Smolna pow. Kowel zamordowali 11 Polaków (Mirosława Bacławska: Dlaczego? ; w: Świadkowie mówią, Warszawa 1996, s. 33). Inni: „W leśnictwie Smolna gmina Górniki pow. Kostopol został zamordowany z innymi mieszkańcami leśniczówki przez uzbrojonych Ukraińców  leśniczy Henryk Maliszewski. Ofiarą był także syn, któremu przed śmiercią wydłubano oczy i zrobiono „krawat” z języka.” (Orłowski..., jw.).
We wsi Sobieszów pow. Sokal zamordowali 2 Polaków, kolejarzy.
We wsi Stawki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy kołkami zatłukli 3 Polki: Annę Koc i 2 jej córki, przywiezione z kol. Stanisławów (Siemaszko..., s. 884), natomiast pod koniec sierpnia wymordowali wszystkie polskie rodziny mieszkające tutaj, liczące około 40 osób
We wsi Stężarzyce pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polaka, członka AK z Horodła.
W kol. Suchy Róg pow. Równe zamordowali Polaka podczas żniw.
W kol. Szopy pow. Kostopol zamordowali około 30 Polaków.
We wsi Terebejki pow. Luboml, prawdopodobnie 30 sierpnia, Iwan Paciuk, sotnik UPA z rejonu wsi Sokół, były gajowy, razem z synem Wasylem, zamordowali rodzinę. Matyszczuków. Jana Matyszczuka, lat 40, zakłuli widłami a następnie porżnęli na kawałki, jego żonę Janinę zakłuli widłami, a ich dzieci: 16-letniego Stefana, 14-letnią Weronikę i 8-letniego Jana – zarąbali siekierami. W dwa dni później zamordowali oni drugą polska rodzinę – Mordaczów. Stefana Mordacza, lat 48, zarąbali siekierą, jego żonę Stefanię zakłuli bagnetem, ich dwoje dzieci: 8-letnia Marię i 6-letniego Jana – powiesili w kuchni na hakach (Siemaszko..., s. 500).
We wsi Tołpyżyn pow. Dubno Ukrainiec Nowyćkyj zarąbał siekierą swoją żonę Polkę na oczach ich kilkuletniego syna.
Koło Tuczyna pow. Równe Ukraińcy zamordowali co najmniej 6 Polaków: sąsiad Ukrainiec zaprosił Polaka i go zamordował, a następnie jego syna, który przyszedł po ojca, gdy ten nie wracał; w tym czasie inni Ukraińcy zatłukli kijami innego Polaka, a następnie zamordowali jego żonę i dzieci.
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy ze wsi Rewuszki zabrali polską nauczycielkę z jej 13-letnim synem i zamordowali ich po drodze do wsi Rewuszki.
W kol. Turówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 3 Polaków, w tym małżeństwo.
W kol. Tworymierz pow. Łuck w obronie Polaków z Przebraża dokonujących żniw zginął 1 członek samoobrony.
We wsi Tynne pow. Sarny został zamordowany w gajówce przez bojówkę bulbowską praktykant leśny Jerzy Czermak lat 20. (Orłowski..., jw.).
W majątku Uhrynów pow. Łuck w drugiej połowie sierpnia 1943 roku: „Samoobrona polska z Niemcami z Łucka pojechali do majątku Uhrynów, gdzie stała placówka Niemców w tym majątku. Ogłosili Niemcy, że kto ma konie i powóz, to żeby pojechali do Uhrynowa na żniwa zebrać sobie chleba na zimę i koniom paszy. Wtedy zgłosiło się aż 300 osób na te żniwa, bo każdy obawiał się w mieście głodu, gdyż naprawdę w tym roku 1943 mało zbiorów zebrano przez tą bandę ukraińską. No i pojechali na dwa tygodnie, kto miał kosę to kosą, kto miał sierp to sierpem i za dwa tygodnie dużo zebrali zboża. Jedni zżęli, to znaczy pracowali w polu, a drudzy wartowali z karabinami, ale Ukraińcy wykorzystali, że tyle zboża zżęte i namłóconego mieli załadowanego do odjazdu. Jak zebrali swoją siłę, napadli na cały obóz, to tak bili się, odbijali cały dzień. Kto zdążył uciec do majątku, to ci się uratowali, a kto był dalej w polu to zabili i tak inni pochowali się do takich czworaków, bo były murowane, takie mieszkania dla robotników oddalone jakieś cztery kilometry od pałacu, to tam się skryło dużo osób. Moja kuzynka z mężem i dzieckiem siedmio-miesięcznym to w tym czworaku się też ukryła. Jak bandyci tam doszli to szukali we wszystkich czworakach i znaleźli ich tam siedzących na ziemi, razem 17 osób i tak ich wszystkich sztyletami zabili. Moja kuzynka została zabita, a dziecko nie tknięte. Po tym, jak bandyci odeszli, Polacy zaczęli chodzić i zbierać trupy z pola i ktoś z Ukraińców powiedział, że w czworaku jest dużo zabitych, weszli i zobaczyli tyle zabitych, a przy piersi moja kuzynka Jadzia (Demko – przypis S.Ż.) z Budek Kołodeskich trzyma dziecko i ta dziewczynka ssała pierś, a matka nie żyła już. Była chyba jeszcze przytomna kiedy trzymała dziecko ręką, a ono ssało pierś nieżywej matki i tylko tego aniołka sztylet nie sięgnął. Zostało tylko jedno malutkie dziecko. Jakaż to boleść dziadkom nad tym dzieckiem. Przywieźli ją do Łucka i babcia wychowywała sierotkę i płakała całe życie, aż w końcu zmarła na raka. Leży w Pasłęku na cmentarzu, bo tam mieszkała po wojnie. Niemcy dali znać do Łucka, przyjechało więcej osób uzbrojonych w CKM-y. Naładowali zboże gdzie mieli na co, na wozy, samochody niemieckie i pod eskortą Samoobrony wrócili do Łucka z wielką stratą w ludziach, bo zginęło 45 osób, których przed odjazdem pochowali koło pałacu w parku. Doszły słuchy, że Ukraińcy zrównali z ziemią, aby nikt nigdy nie znalazł grobów.” (Wspomnienia Józefy Wolf z domu Zawilskiej; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/aleksandrowka-jozefa_wolf.html)
W kol. Urszulin pow. Równe zamordowali około 50 Polaków.
We wsi Uścieczko pow. Zaleszczyki: „W sierpniu 1943 r. zostali zamordowani: Towarnicki i.n.;  Ryczko Zdzisław.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.)
W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilkunastu Polaków.
We wsi Werba pow. Dubno zamordowali 30 Polaków.
W kol. Wielki Las pow. Łuck zamordowali 5 Polaków: 4-osobową rodzinę z 2 dzieci oraz 16-letnią dziewczynę.
W kol. Wielkie pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polkę.
W kol. Wiktorówka pow. Kowel zamordowali 2 Polaków, w tym kobietę.
W kol. Wiszenki pow. Łuck ostrzelali przez drzwi kościoła zgromadzonych tam Polaków.
Na drodze do Wiśniowca pow. Krzemieniec napadli na 2 ciężarówki jadące po kontyngent, zamordowali 4 Niemców oraz około 20 Polaków, w tym kobiety z dziećmi.
W miasteczku Włodzimierzec pow. Sarny podczas nocnego ataku na Polaków broniących się w kościele upowcy zdetonowali minę od której zginęły 2 Polki: Anna hr. Krasicka (w starszym wieku) oraz jej córka hr. Prądzyńska.
W kol. Wodnik pow. Równe zamordowali 5 Polaków.
We wsi Wojnicz pow. Horochów zarąbali siekierami 8 Polaków: chłopca oraz 7-osobową rodzinę Iwanickich.
We wsi Wolica Komarowa pow. Sokal zamordowali 3 Polaków  dziadka, jego syna i wnuka; wśród morderców był sąsiad Ukrainiec Piotr Duszko.
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński przywieźli do gajówki około 20 Polaków ze wsi Makowicze; m.in. rozstrzelali 2 rodziny z dziećmi od 9-miesięcznej Jadwigi Jurkowskiej do 12-letniej Ireny, około 20 Polaków.
We wsi Wołkoszów pow. Równe zamordowali 16 Polaków, w tym 2 rodziny 4-osobowe oraz ojca z dziećmi.
We wsi Wołoszki pow. Kowel miejscowi Ukraińcy zamordowali 6 Polaków uciekających ze wsi Byteń.
W kol. Woronucha pow. Równe upowcy zamordowali co najmniej 13 Polaków, w tym 7-osowową rodzinę Ostrowskich, 4-osobową rodzinę Piotrowskich, oraz Chorążewską z małym dzieckiem. Mieszkańcy Woronuchy ewakuowali się w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia do Huty Starej. „Kilka rodzin nie przybyło jednak na miejsce wyjazdu. Podjęli decyzję  wyruszenia do Międzyrzecza i Równego. Tam mieli znajomych, bliskich i krewnych. Po naszym wyjexdzie zwlekali parę dni. Zostali napadnięci i wymordowani” (Franciszek Marcinkowski: Woronucha. Lublin 2002, s. 45). .
We wsi Wólka Wierbiczańska pow. Kowel chłopi ukraińscy zarąbali 5 Polaków: rodziców z synem oraz  rodzeństwo (brata z siostrą) przebywających w tej rodzinie.
We wsi Wydżgów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali mieszkających tutaj Polaków, kilkanaście rodzin, liczby ofiar nie ustalono.
W kol. Zalesie pow. Kostopol zamordowali 4 Polaków; 1 mężczyznę, 1 kobietę oraz „upowcy pochwycili i okrutnie zamordowali dwie młode dziewczyny, siostry Dąbrowskie” (Siemaszko..., s. 216).
We wsi Zahajce Wielkie pow. Krzemieniec zamordowali 25-letniego Polaka oraz spalili kaplicę rzymskokatolicką.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec zamordowali 4 Polaków podczas żniw.
We wsi Zamszany pow. Kowel wg raportu Jadwigi Zalewskiej („Kora”, „Iwa”) upowcy wymordowali 75 rodzin polskich; W. i E. Siemaszko podają, że liczba ofiar jest nieznana, gdyż wątpią w podane liczby w raporcie.
We wsi Zaturce pow. Horochów pod koniec sierpnia zamordowali polskie drużyny żniwne podczas pracy w polu liczące co najmniej 10 Polaków.
W osadzie Zawały Las pow. Horochów zamordowali 17 Polaków.
We wsi Zielony Dąb pow. Zdołbunów upowiec zastrzelił 18-letnią Polkę, gdy po rzezi przyszła z 2 innymi Polakami po żywność.
We wsi Zofiówka pow. Dubno upowcy zamordowali 8 Polaków.
W kol. Zwierzyniec pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali polskie małżeństwo: 66-letniej Annie Garczyńskiej odcięli głowę, którą potem dzieci ukraińskie ciągnęły za włosy po drodze; 68-letniego Łukasza Garczyńskiego związali drutem kolczastym i wrzucili do studni.
Przed żniwami 1943 roku:
We wsi Bołażówka pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, około 25 Polaków.
We wsi Przemorówka pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali; ilości ofiar nie ustalono.
We wsi Suraż pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, ilości ofiar nie ustalono.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, ilości ofiar nie ustalono.
Podczas żniw 1943 roku:
We wsi Rachmanów pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 32 Polaków, którzy wrócili z Szumska do swoich gospodarstw dokonać żniw.
Po żniwach 1943 roku:
We wsi Waśkowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu i po żniwach ich wymordowali, ponad 20 Polaków. 
Latem 1943 roku:
We wsi Adamówka pow. Kostopol Ukraińcy uprowadzili ze wsi Gliniszcze Zygmunta Stelczyka i kłuli go nożycami do strzyżenia owiec aż do zgonu (Siemaszko..., s. 242).
W kol. Anielówka pow. Kostopol zamordowali 2 starsze Polki, siostry.
W kol. Apanowszczyzna pow. Horochów przy pomocy siekier i wideł zamordowali 20 Polaków.
W majątku Beheń pow. Równe Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską administratora majątku.
We wsi Bermeszów pow. Horochów wymordowali kilka rodzin polskich, w tym 6-osobową z 4 dzieci w wieku 10 – 16 lat.
We wsi Binduga  pow. Luboml: „We wsi Binduga mieszkali moi rodzice, Karol i Józefa Mikołajczuk z trojgiem dzieci, Bronisławem, Karoliną i Zofią. Józefa i Bronisław Mikołajczuk zostali zamordowani w 1943 roku przez Ukraińców. Karol z dwiema córkami przeżył” (Zofia Kotula z d.  Mikołajczuk; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). W. i E. Siemaszko opisując Bindugę na s. 489 – 490 nie podają tych ofiar, natomiast wymieniają 5 innych zamordowanych Polaków. Natomiast na s. 152 – 153 podają, że w Kolonii Dąbrowa k. Woronczyna pow. Horochów 24 sierpnia 1943 roku upowcy zamordowali m.in. pochodzących z Bindugi kilka osób z rodzin Mikołajczuków, nie ma jednak wśród nich Józefy Mikołajczuk z synem Bronisławem.
We wsi Dąbrówka gmina Wielick powiat Kowel Lato 1943 został zamordowany przez Ukraińców w czasie powrotu z Kamienia Koryckiego do Kowla Polak, właściciel młyna, płk WP. (Orłowski..., jw.).
Koło wsi Bobły pow. Kowel upowcy zamordowali 3 córki Karola Mroziuka, lat 3, 12 i 14, które za namową sąsiadki Ukrainki zostawili u niej na noc sami ukrywając się w lesie.
W miasteczku Bursztyn pow. Rohatyn zamordowali 1 Polaka.
We wsi Ceperów pow. Łuck wymordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Chromiaków pow. Łuck Ukraińcy zatłukli kijami nad stawem polską nauczycielkę Wandę Woynarowską , jej byli uczniowie.
Koło miasteczka Dubno woj. Wołyń Ukraińcy  zamordowali małżeństwo polskie.
W kol. Dziadowiec pow. Łuck upowcy wymordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Gnojno pow. Włodzimierz Wołyński: „Antonina i Kazimierz wspominają także: "Na rok przed swoją śmiercią przyszedł do nas Bolesław Roch i jak zwykle wspominaliśmy też tragiczne wydarzenia na Wołyniu. W pewnym momencie wspomniałem moją i mojej żony serdeczną koleżankę Felicję Dolecką. Zwierzyłem się Bolkowi, że nie wiem do dziś, co się z nią właściwie stało, słuch po niej zaginął. Wtedy Bolek zaskoczony zapytał mnie znacząco: "To ty nie wiesz, została brutalnie zamordowana przez Ukraińców w Gnojnie!" I zaczął nam opowiadać, jak to się stało: "Z posterunku policji ukraińskiej w Gnojnie przyjechało do domu Felicji w Swojczowie, dwóch znanych jej ukraińskich policjantów. Powiedzieli do Felicji tak: "Zbieraj się odwieziem cię do Włodzimierza Wołyńskiego, bo tutaj Ukraińcy cię zabiją!" Ona już w tym czasie wiedziała o tragedii, jaka wydarzyła się niedawno w polskim Dominopolu. Zaufała Ukraińcom, zebrała pospiesznie swoje rzeczy do walizek, wsiadła z nimi na furmankę i odjechali. Zamiast jednak do Włodzimierza Wołyńskiego pojechali w trójkę na posterunek policji ukraińskiej w Gnojnie. Tam ją gwałcili, a w końcu zaciosali kołka i wbili jej ten pal w błonę poślizgową. Tak wbili ją na pal, zupełnie jak za okrutnych czasów ich bohatera narodowego Bohdana Chmielnickiego." Z tego co nam dalej mówił zorientowałem się, że Bolkowi powiedział o tym Stanisław Czop. Staszek, który już umarł, był Polakiem z Niedzielisk. Ożenił się jeszcze przed wojną z Ukrainką z Siedlisk koło Zamościa i przystał ściśle do Ukraińców. W lecie 1943 r. był komendantem policji ukraińskiej właśnie w Gnojnie, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński. Na własne oczy widział jak zamordowano Felicję Dolecką ze Swojczowa. Po wojnie zamieszkał ponownie w Siedliskach i właśnie tam opowiedział swoje świadectwo Bolkowi Roch.” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: jw.).
We wsi Hajki pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordował 40-letniego Polaka ukrywającego się na bagnach; jego żona i 6-letni syn dostali pomieszania zmysłów, od czego syn zmarł (Siemaszko..., s. 919).
W kol. Honczarka pow. Łuck zamordowali małżeństwo polskie.
Między wsią Horynka a Kunińce pow. Krzemieniec w zasadzę wpadło 40 Polaków z Wiśniowca jadących po żywność, upowcy obdarli ich do naga i w lesie wymordowali (uciekło nago 2 Polaków, nauczyciel i były sekretarz Sądu grodzkiego w Wiśniowcu).
We wsi Hryniawa woj. tarnopolskie zamordowali 4 Polaków: troje dzieci i teściową leśniczego Bolesława Weryńskiego, uratowała się poraniona i nieprzytomna żona leśniczego, oprawcy sądzili że ona też nie żyje; leśniczy był wówczas w pracy.
W nadleśnictwie Hubin pow. Horochów zamordowali starsze małżeństwo polskie.
We wsi Izów pow. Włodzimierz Wołyński podczas żniw, po lipcowych rzeziach Polaków, „powstaniec ukraiński” o nazwisku Łupinka z Izowa przechwalał się ilu Polaków zamordował i jak polskie dzieci nasadzał na kołki. M.in. zastrzelił on Jana Strójwąsa ożenionego z Ukrainką. Po wojnie został rozpoznany w Polsce jako działacz wysokiego szczebla w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nosił inne nazwisko (Siemaszko..., s. 819).
We wsi Jankowce pow. Krzemieniec zamordowali 1 Polkę.
W nadleśnictwie Jasień n/Łomnicą pow. Kałusz został zamordowany bestialsko wraz z rodziną po napadzie grupy UPA na leśniczówkę leśniczy Mianowski  (Orłowski..., jw.).
W kolonii Karczunek pow. Włodzimierz Wołyński: „Pierwszą rodziną napadniętą na naszej kolonii była rodzina Józefa Garbatego. Pamiętam jak pewnego dnia od rana ludzie w naszej wsi opowiadali sobie, że zamordowano pana Józefa Garbatego lat ok. 45 Było to tak: w nocy do jego domu przyszli Ukraińcy i dostali się do środka, zaraz potem zarąbali go siekierą, uderzając w głowę. Część mózgu była na ścianie, widziałam to osobiście jako dziecko, ponieważ moi rodzice poszli tam z innymi ludźmi, aby coś z tym ciałem zrobić, a ja pobiegłam za nimi. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy widziałam zabitego człowieka i to tak tragicznie. Ciało leżało na łóżku, głowa była rozłupana, bowiem mama moja mówiła, że pozbierali ją do kupy. Ja sama, gdy zobaczyłam ciało i krew na ścianie, zaraz stamtąd uciekłam. /.../  Druga rodzina polska wymordowana w naszych okolicach mieszkała niedaleko naszej kolonii, ale dziś już niestety nie pamiętam dokładnie gdzie, nie pamiętam też nazwiska tej rodziny. W naszym domu nasi rodzice opowiadali nam, że dom tej pobitej rodziny został napadnięty przez jakąś bandę ukraińską w nocy. W czasie tego najścia w domu była tylko matka chyba z czwórką małych dzieci, było w każdym razie tych dzieci kilkoro. Gdy Ukraińcy dostali się do środka domu mąż był ukryty na „górce” (chyba na strychu ich obory) i wszystko osobiście widział i słyszał, a choć strasznie cierpiał nie był w stanie im pomóc. Tymczasem bandyci wszystkich w domu okrutnie pomordowali, nie wiem jednak w jaki sposób. Byłam za to na pogrzebie ofiar, który był w kościele, przybyło na to żałobne nabożeństwo dużo ludzi. Słychać było płacz i lament, wszyscy w koło powtarzali, że zabili niewinną matkę z małymi dziećmi. Osobiście widziałam trumny, a wśród nich także małe i nawet jedna była taka malutka. Ludzie bardzo przejęci tym co się stało, wciąż powtarzali miedzy sobą tak: „Co te dzieci były im winne, nawet to maleństwo?!” I dodawali przy tym: „Teraz musimy wszyscy się mieć na baczności, uciekać na noc z domu, do Uściługa, do ziemlanek, bo to czeka każdego z nas.” Ten pogrzeb był chyba latem 1943 r. w kościele, który znajdował się w sąsiedniej wsi, położonej za lasem” (Kazimiera Kowalczyk z d. Czerwieniec, w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Tomasz Roch).
We wsi Kinachowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 4 rodziny polskie.
W majątku Kleczkowice pow. Kowel chłopi ukraińscy zamordowali 26-letnią Polkę.
We wsi Klepaczów pow. Łuck Ukraińcy skrępowali drutem kolczastym Polaka i zamordowali go.
W kol. Kopytno pow. Łuck spalili 9 polskich gospodarstw, liczba ofiar nie jest znana.
We wsi Korszowiec pow. Łuck spalili polskie gospodarstwa, wiadomo o zamordowaniu 1 rodziny polskiej, los pozostałych rodzin nie jest znany.
W futorze Korczunki Piańskie pow. Dubno zamordowali 3 Polaków: matkę z 2 synami, zwłoki ich wrzucili do studni.
W kol. Krasilno pow. Dubno upowiec dogonił na koniu uciekającą małą dziewczynkę i uderzył ją drągiem okutym w żelazo; znaleziono ją potem dogorywającą ze zdruzgotanym biodrem.
W leśniczówce Krzywopole na Huculszczyźnie banderowcy zamordowali przyjaciela Hucułów inż. Witolda Tyskiego z rodziną, ocalała mała córeczka ukryta za zasłoną pod stołem.
We wsi Kurniki Iwanczaskie pow. Zbaraż Ukraińcy zamordowali 8 Polaków (Kubów..., jw.).
We wsi Kustycze pow. Kowel upowcy zamordowali około 50 Polaków.
W kol. Liski pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków: 5-osobową rodzinę polską z 3 dzieci oraz Ukrainka zamordowała przy użyciu kopaczki męża Polaka, podczas jego snu.
We wsi ukraińskiej 4 km od Lubitowa pow. Kowel Ukraińcy zarąbali siekierami jedyną mieszkającą tu rodzinę polską , kowala z żoną.
W osadzie Łabędzianka pow. Dubno zamordowali 1 Polaka.
We wsi Ławrów pow. Łuck uprowadzili do lasu i tam zamordowali 2 Polaków: matkę z dzieckiem.
Na przedmieściach Łucka zamordowali siekierami, młotkami, widłami i  piłami kilka rodzin polskich (Bolesław Gaweł: Lata włóczęgi, Olsztyn 1977, s. 151).
Koło miasta Łuck woj. Wołyń zamordowali 5-osobową rodzinę polską.
W kol. Łysa Góra pow. Łuck zamordowali 1 Polaka podczas żniw.
We wsi Medwedówka pow. Kostopol na początku lata 1943 roku zamordowali w lesie 1 Polaka.
W miasteczku Międzyrzec pow. Równe podczas nocnego napadu upowcy i chłopi ukraińscy zamordowali ponad 50 Polaków, w tym w kościele i suszarni chmielu. Zostali oni pomordowani w tak bestialski sposób, że zmasakrowanych ciał nie można było rozpoznać, zwłoki miały m.in.,. powykłuwane oczy, kobiety poobcinane piersi, kobiecie w ciąży rozpruli brzuch. Pogrzebano ich na ulicy pod kostką brukową, gdyż wokół krążyły bandy zwane Ukraińską Powstańczą Armią .
We wsi Mikuliszyn (okolice Czarnohory za Worochtą) tuż po rajdzie sowieckiego oddziału Kowpaka upowcy nocą wymordowali w budynkach służbowych tartaku 17 rodzin polskich. „Nie było dnia bez zbrodni” (Tadeusz Petrowicz: Od Czarnohory do Białowieży, Lublin 1986, s. 91). Inni: Latem 1943 roku w  nadleśnictwie Mikuliczyn pow. Nadwórna (Huculszczyzna) pod osłoną nocy sotnia UPA wymordowała 17 polskich rodzin, NN pracowników Nadleśnictwa Państwowego Mikuliczyn, mieszkających w służbowych mieszkaniach koło miejscowego tartaku, spalono również zabudowania  (Orłowski..., jw.).
W kol. Moczulanka pow. Kostopol zarąbali siekierami 3 Polaków: matkę z synem i synową („Biuletyn informacyjny 27 DWAK” , nr 4/2000 podaje liczbę  4 Polaków).
We wsi Mokwin pow. Kostopol zamordowali 1 Polaka.
We wsi Myszkowce pow. Kowel zamordowali małżeństwo polskie Tkaczuków: Jadwigę zastrzelili, Jana przywiązali do konia z rękami związanymi drutem kolczastym i wlekli go, bijąc i kłując bagnetem, aż skonał. (Siemaszko..., s. 469).
We wsi Oleksiniec Stary pow. Krzemieniec 18 upowców uprowadziło z domu Staniszewską z 29-letnim synem Piotrem. Zawiązali ofiarom oczy opaskami białymi i czerwonymi (kolory polskiej flagi narodowej) uprowadzili do lasu i tam zamordowali.
We wsi Oranie pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec zastrzelił 3-osobową rodzinę polsko-ukraińską, gdyż jego cioteczny brat nie chciał zamordować swojej żony, Polki i ich dziecka.
We wsi Oryszkowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 3-osobową rodzinę polską organisty.
We wsi Piatyn pow. Dubno zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znanych jest 6 ofiar, w tym 2 matki z 2 córkami.
We wsi Podłożce pow. Dubno zamordowali 6 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę z 3 dzieci: 12-letnim synem i córkami lat 11 i 17.
W osadzie Podrudzie pow. Włodzimierz Wołyński nakazali rodzinie polskiej opuścić dom, a gdy wyjeżdżała zarąbali Polaka siekierą, dwaj synowie uciekli, natomiast los żony i pozostałych członków rodziny jest nieznany.
We wsi Ptycza pow. Dubno zamordowali 3 Polaków i 4-osobową rodzinę polsko-ukraińską.
W majątku Ratniów pow. Łuck upowcy podczas napadu na folwark zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
Na drodze z Rokitna do Staryk pow. Sarny Ukraińcy wymordowali grupy Polaków udających się na swoje pola po żywność.
W miastach Równe i Korzec ukraińscy policjanci dokonali licznych aresztowań Polaków, w wyniku czego w więzieniu znaleźli się prawie wszyscy członkowie AK z Korca i okolicy. Zostali oni rozstrzelani w listopadzie 1943 roku w Równem.
We wsi Rusnów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3 Polki: nauczycielkę z matką i ciotką.
W kol. Rzeczeczyna pow. Równe zamordowali 1 Polaka.
Na drodze koło miasta Sarny woj. Wołyń policjant ukraiński zastrzelił 1 Polkę.
We wsi Suchowola pow. Brody: Proc (Procyk) Antoni  grał w orkiestrze w czasie zabawy w lecie 1943 r. i tam został zamordowany. ( http://podkamien.pl/viewpage.php?page_id=246&c_start=0 ).
W kolonii koło wsi Swojczów pow. Włodzimierz Wołyński: „Najmłodsza córka Marcina i Tekli Kaliniak miała na imię Leokadia, mieszkała w domu Antoniego i tam też było jej wesele w 1934 r. Wyszła za mąż i zamieszkała w kolonii na północ od Swojczowa, to było blisko od Swojczowa. Widywałam ich razem w naszym Kościele. Mieli dwoje małych dzieci, a z trzecim ciocia była w stanie błogosławionym. Żyli sobie tam spokojnie, aż po dzień, w którym na ich posesję napadli Ukraińcy. Dwa, trzy dni wcześniej do ich domu przyjechali na wozie Ukraińcy i oznajmili, że zabierają do lasu męża Leokadii z wozem i końmi, niby że miał im tam w czymś pomagać. Oczywiście z tą chwilą, wszelki ślad po nim zaginął, zamordowali biedaka, a ciało gdzieś zakopali. W domu została już tylko matka zamordowanego syna oraz żona z dwójka dzieci. I oto chodziło właśnie zbójom banderowcom. Świadkiem naocznym tych wydarzeń była matka męża Leokadii, która ukryła się na strychu budynku stojącym blisko ich domu i obserwowała podwórko. Zobaczyła jak banderowcy wchodzą do domu, a za chwilę wyprowadzają dwoje dzieci około 4 i 5 lat oraz matkę Leokadię. Zaraz też na oczach ukrytej babci zarąbali siekierami tych dwoje niewinnych dzieci, a babcia widząc to z ukrycia umierała wprost z bólu. Zaraz potem nożami wycieli z łona Leokadii żyjący płód i szczątki nadziali na sztachetę w płocie, zmuszając ciężko ranną ale żyjącą Leokadię, by patrzyła na konające dziecko. Mówili przy tym do niej: „Patrz tu polskiego orła!” Po tych słowach zaczęli ją dalej mordować, aż zamęczyli. Potem zostawili tak ciała i odeszli, teściowa tymczasem nocą zeszła na podwórko, ciała wciąż pozostawały w miejscu mordu. Nic nie mogąc zrobić uciekła do lasu i skierowała się do miasta” (Regina Schab z d. Kaliniak, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ).
W kol. Świętocin pow. Włodzimierz Wołyński zabrali na podwody 3 Polaków, po których ślad zaginał.
We wsi Tarakanów pow. Dubno zarąbali siekierami 2 kobiety rozmawiające po polsku: Polkę i Ukrainkę.
We wsi Uhrynów pow. Łuck zamordowali Polaka, nauczyciela, i jego żonę, Ukrainkę.
We wsi Wesołówka pow. Kowel upowcy podczas żniw zamordowali 3 Polki, w tym Bronisławę Wesołowską torturowali przez 2 tygodnie (Siemaszko..., s. 467).
We wsi Wierbajew pow. Łuck zamordowali jedyną mieszkającą tutaj rodzinę polską.
We wsi Wiktorany pow. Łuck  zamordowali 1 lub 2 mieszkające tu rodziny polskie.
W kol. Witosówka pow. Dubno zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
W mieście Wiśniowiec Nowy pow. Krzemieniec zamordowali kowala Antoniego Kozakowskiego z żoną Felą i ich dzieckiem – noworodkiem, które zostało rozbite na ścianie ich domu.
We wsi koło Włodzimierza Wołyńskiego: „Ojciec spotkał na posterunku policji polskiej owego mężczyznę, któremu w Kohylnie życie ocalił. Nazywał się chyba Krawiec, był Polakiem, mieszkał gdzieś dalej na wschód, dziś już niestety nie pamiętam miejscowości z której pochodził. Z tego co się jednak zorientowałem, już tydzień czasu był w drodze do Włodzimierza. Opowiadał, że miał żonę i dwoje dzieci, mieszkali w polskiej wiosce, gdzie był szewcem. Ukraińscy partyzanci zlecili mu podczas wojny robienie dla siebie nowych butów, dla ukraińskich oficerów. Dużo miał z tym pracy, więc był potrzebny i kiedy wszyscy Polacy dookoła zostali już pomordowani, tylko jego rodzinę Ukraińcy jak na razie oszczędzili. Zresztą wcale przed nim tego nie ukrywali, mówili wprost: „Ty jesteś niewinny, tamci których pobiliśmy byli winni, bo mieli broń i byli powiązani z partyzantami, dlatego musieli zginąć. Ty będziesz żył, będziesz pracował i będziesz nam buty robił.” Po kilku dniach, znowu przyszli, aby odebrać tę partię butów, którą już zrobił. Jednocześnie nakazali mu, aby zabił swoją żonę, która była Polką ponieważ znaleźli nagle jej jakąś winę. Namawiali go przy tym gorąco, aby przystał do nich, aby stał się jednym z nich. Krawiec okazał się człowiekiem i nie chciał zabić swojej żony, upierał się, że nie może tego zrobić. Wtedy oni sami zamordowali w domu na jego oczach jego małżonkę i jego dzieci, wszystkich porąbali siekierami. Następnie kazali mu w ich obecności posprzątać ciała i zmyć z podłogi kałużę krwi. Po wykonaniu polecenia, pogrzebał ciała. Potem znowu zaczął robić buty swoim oprawcom, cały czas planując ucieczkę. Nie miał już prawie żadnych wątpliwości, że gdy tylko wykona swoją pracę załatwią też jego. Na dzień przed zapowiedzianą wizytą, mimo że był pilnowany zdołał zbiec z domu”. („Wspomnienia Romana Szymanek z wsi Kohylno w pow. Włodzimierz  Wołyński na Wołyniu 1939 – 1944”, jw.).
We wsi Wołkoszów pow. Równe zamordowali 1 Polaka.
W kol. Worobiówka pow. Równe zamordowali wszystkie polskie rodziny, ponad 20 osób.
We wsi Woskodawy pow. Równe zarąbali siekierami Bolesława Słowińskiego i jego żonę, a ich 6 dzieci w wieku od 1 roku życia do 12 lat nabijali na widły i kładli na furę, którą zostały wywiezione do wsi Korościatyn, gdzie spalili je żywcem w szopie (Siemaszko..., 722).
We wsi Zaborol pow. Łuck zamordowali 2 Polaków: 14-letnią dziewczynkę i 16-letniego chłopca, którzy przybyli z Łucka na zbiór wiśni.
We wsi Zahajce Wielkie pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 25-letniego Polaka oraz spalili kaplicę rzymskokatolicką.
Stanisław Żurek
Bibliografia:
Adamski Jan: Odwiedziny; Kraków 1975.
Gaweł Bolesław: Lata włóczęgi; Olsztyn 1977.
Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyźnie w latach 1939 – 1947; Wrocław 2007.
Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo ludności polskiej przez OUN-UPA w woj. stanisławowskim w latach 1939 – 1945; Warszawa 2004.
Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004.
Konieczny Zdzisław: Stosunki polsko-ukraińskie na ziemiach obecnej Polski w latach 1918 – 1947; Wrocław 2006.
Korman Aleksander: Ludobójstwo UPA na ludności polskiej; Wrocław 2003.
Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003.
Motyka Grzegorz: Ukraińska partyzantka 1942 – 1960; Warszawa 2006.
Motyka Grzegorz: Tak było w Bieszczadach; Warszawa 1999.
Petrowicz Tadeusz: Od Czarnohory do Białowieży; Lublin 1986.
Piotrowski Czesław: Przez Wołyń i Polesie na Podlasie; Warszawa 1998.
Poliszczuk Wiktor: Dowody zbrodni OUN-UPA; Toronto 2000.
Prus Edward: Operacja „Wisła”; wyd. IV, Wrocław 2006.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Bulzacki Krzysztof: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939 – 1947; Wrocław 2006.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Różański Eugeniusz: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946; Wrocław, bez daty wydania, 2007.
Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945; Warszawa 2000.
Sowa Andrzej L.: Stosunki polsko-ukraińskie 1939 – 1947; Kraków 1998.
„Świadkowie mówią” (wybór tekstów: Stanisław Biskupski); Warszawa 1996.
Turowski Józef: Pożoga; Warszawa 1990.
Wańkowicz Melchior: Od Stołpców po Kair; Warszawa 1969.
Żurek Stanisław.: Ludobójstwo nacjonalistów u kraińskich dokonane na Polakach w Polsce południowo-wschodniej w latach 1939 – 1948; Wrocław 2013.
Żurek Stanisław: UPA w Bieszczadach; wyd. II, Wrocław 2010.
Skałuba Janina:  „Wspomnienia z wydarzeń w 1943 roku w kolonii Michałowka pow. Kowel”;   Niedrzwica Duża, dn. 02.03.2003r., maszynopis  w zbiorach autora.
Pozostałe źródła znajdują się pod każdym opisem zbrodni.
 
  1. Sierpień oraz latem 1943
Na przełomie lipca i sierpnia 1943 roku:
We wsi Cygany pow. Borszczów banderowcy uprowadzili do lasu 3 Polaków (w tym kobietę), którzy zaginęli bez śladu. Inni: zostali zamordowani przez banderowców: Dzikowska Anna, Kraśnicki Kazimierz l. 30, Sokołowski Józef, Karwacki Piotr l. 50, Radol Henryk l. 20. ( Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003).
1 sierpnia 1943  roku:
W kol. Andrzejówka pow. Równe upowcy obrabowali i spalili kolonię oraz zamordowali ponad 50 Polaków.
W miasteczku Białozurka pow. Krzemieniec zamordowali co najmniej 10 Polaków, w tym 2 rodziny oraz ojca z córką.
We wsi Kozaczki pow. Krzemieniec miejscowi „powstańcy ukraińscy” zamordowali 49-letnią Annę Babczyk oraz na łące dwóch z nich, Iwan Zysko i Sawa „Slipyj” zadźgali nożami jej matkę, około 70-letnią Antoninę Mazur.
We wsi Kulików pow. Żółkiew uprowadzili 28-letniego Polaka, który zaginął bez śladu.
W kol. Ożgowo pow. Kostopol zamordowali 30 Polaków.
W futorze Pózikowskiego pow. Krzemieniec zamordowali 7 Polaków z 2 rodzin, w tym 10-letnią dziewczynkę.
W miasteczku Tuczyn pow. Równe podczas nocnego napadu zamordowali kilkunastu Polaków, w tym ojca z 2 córkami lat 15 i 19, matkę z 2 córkami, młodą kobietę (której rozpruli brzuch) z niemowlęciem.
W nocy z 1 na 2 sierpnia 1943 roku:
W kol. Leonówka pow. Równe upowcy dokonali rzezi 150 Polaków. Całe rodziny ginęły od kul, noży, siekier i innych narzędzi, bądź płonęły żywcem. Dziewczynkę Władysławę Bagińską wytropili w stogu siana i zasztyletowali, zamordowali także jej rodziców i pięcioro rodzeństwa. Wdowę Marcelinę Piotrowską zarąbali siekierą, jej 9-letnią córkę Władysławę i 7-letnią Romualdę zakłuli widłami, 5-letniego syna Stefana zarąbali siekierą a 3-letniego syna Waldemara zastrzelili. „Do Leonówki tragedia przyszła 1 sierpnia 1943 r. tuż przed północą. 39-letnia wówczas Apolonia Reszczyńska tak zapamiętała tę noc:„W dzień pracowaliśmy w gospodarstwie domowym w Leonówce, a na noc jechaliśmy konnym zaprzęgiem do Tuczyna. Nasi sąsiedzi z Leonówki nocowali w okolicznych krzakach i zagajnikach. Wszyscy baliśmy się, że śmierć może przyjść nocą. Mężczyźni wieczorami zaciągali straże na rogatkach wsi. W fatalny dzień 1 sierpnia 1943 roku po wieczornej mszy w kościele, trochę uspokojeni, postanowiliśmy nie jechać na nocleg do Tuczyna. Gnana jednak jakimś złym przeczuciem namówiłam swych sąsiadów, rodzinę Łojów, aby przyszli do nas do chaty pomodlić się przy figurze Matki Boskiej z Niepokalanowa. Około godziny 22.00, w czasie odmawiania litanii, usłyszeliśmy strzały i gdy wybiegliśmy z domu, ujrzeliśmy, jak na początku wsi od pocisków zapalających buchnął ogień z kilku krytych słomą chat. Wszystkich ogarnęło przerażenie. W wielkim chaosie, wśród wrzasków, w grzmocie eksplozji karabinowych pocisków, w blaskach krwawych języków ognia bijących w niebo z palących się domów i stodół, chwyciłam swe najmłodsze dziecko, sześciomiesięcznego Romana, i zaczęłam biec na oślep przed siebie w kierunku lasu. Mąż mój pobiegł ze starszymi dziećmi za stodołę w zboże. Świst kul wyzwalał we mnie niespożyte siły. Młodsze dzieci rozbiegły się w różne strony razem ze spuszczonym z łańcucha psem. Nie zdawałam sobie jeszcze sprawy, że wieś jest otoczona przez banderowców. Z Romkiem na rękach biegłam, potykając się między łanami dojrzewającego żyta. Przy mnie był cały czas skomlący ze strachu pies. Gdy byłam już blisko lasu, przede mną jak z podziemia wyrósł potężny Ukrainiec z karabinem w rękach. Poznałam go. Był to Szkul, Ukrainiec z sąsiedniej wioski, który często bywał u nas. Był producentem betonowych kręgów do studni i przed kilku tygodniami na środku naszego podwórka z moim mężem montował te kręgi w nowo wykopanej studni. Był miłym, serdecznym człowiekiem i nawet zaprzyjaźniliśmy się z nim. Teraz ujrzałam go w nowej roli. Z jakimś obłędnym błyskiem w oczach i straszliwym grymasem twarzy bez wahania strzelił prosto w moją głowę. Kula świsnęła mi przy lewej skroni, zrywając przepaskę do włosów i powodując krwotok z przestrzelonego ucha. Runęłam z dzieckiem w zboże, nie tracąc jednak przytomności. Szkul sądził, że mnie zabił. Synka Romka przydeptał butem. W tym momencie usłyszałam rozkaz: "prawe kryło w pered” (prawe skrzydło do przodu). Szkul wykonał polecenie. Przekroczył leżącą we krwi kilka metrów ode mnie Marynię, siostrę mego męża zamężną z Wąsowskim. Obok niej leżał, na szczęście żywy, jej dwuletni syn Stefek, który obecnie mieszka we Wrocławiu. Gdy Szkul poszedł w stronę wioski, by tam realizować morderczy rozkaz, ja podniosłam się, przykryłam swe dziecko snopkiem i w szoku pobiegłam dalej do lasu. Strzelali za mną, ale nie trafili. Gdy zaczęło świtać, Ukraińcy ze wsi ustąpili. Wówczas wróciłam na miejsce, gdzie schowałam dziecko. Znalazłam je całe i żywe. Ale Romek do końca życia miał wgniecioną klatkę piersiową - była to pozostałość po obcasie Szkula. Wszystkie domy w Leonówce były spalone. Wśród pogorzelisk leżały dziesiątki trupów. Tylko moja rodzina miała wyjątkowe szczęście - wszyscy przeżyliśmy: mąż i sześcioro naszych dzieci. Drugiej takiej rodziny w Leonówce nie było. W każdej kogoś opłakiwano. /.../  Opowieść Apolonii Reszczyńskiej opublikowałem 3 października 1996 roku w "Gazecie Brzeskiej”. W maju 2013 roku, w trakcie pisania tego tekstu, postanowiłem dowiedzieć się, jakie były dalsze losy mej rozmówczyni sprzed wielu lat. Od jej syna, Alfreda Reszczyńskiego, dowiedziałem się, że żyła jeszcze dwa lata, a okoliczności jej śmierci były równie wstrząsające jak przytoczona wyżej opowieść. Na święta Bożego Narodzenia roku 1998 Apolonia Reszczyńska, licząca wówczas 94 lata, pojechała do Brzegu, do swej córki Zofii (rocznik 1938), po mężu Malinowskiej. W czasie nocy sylwestrowej, przebudzona wystrzałami i eksplozjami fajerwerków witających Nowy Rok pod brzeskim ratuszem, wyrwana ze snu, sądząc, że to napad banderowców, otworzyła okno i aby się ratować ucieczką, tak jak przed 65 laty w Leonówce, wyskoczyła przez nie. Pokoik, w którym spała, był na wysokim parterze. Upadek okazał się tragiczny w skutkach. Złamała nogę i pokaleczyła sobie twarz, bo wpadła głową w krzak róży. Przewieziona do szpitala żyła jeszcze miesiąc. Trauma "czerwonych banderowskich nocy”, gdy płonęły całe wołyńskie wsie, została w niej do końca życia.” (Stanisław S. Nicieja: „Moje Kresy. Spór o Banderę”; w: http://www.nto.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130518/REPORTAZ/130519469 . Za: http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/839-tragedia-leonowki-opowie-apolonii-reszczyskiej-z-ppic.html Wyszukał i wstawił :Bogusław Szarwiło ).
2 sierpnia 1943 roku:
W kol. Antopol pow. Równe Ukraińcy zabili 70-letnią Polkę, wdowę.
We wsi Beremiany pow. Buczacz zamordowali Polaka, leśniczego, oraz ciężko poranili jego żonę (sądzili, że nie żyje). Był to Kazimierz Pleszanowski albo Pieczanowicz z Dulib (Kubów..., jw.).
We wsi Burakówka pow. Zaleszczyki uprowadzili z drogi wracającego do domu Polaka, leśniczego i ślad po nim zaginął. Inni: banderowcy zamordowali 5 Polaków (Kubów..., jw).
We wsi Duliby pow. Buczacz zamordowali Polaka, był to leśniczy Pachowicz. Patrz wyżej: „we wsi Beremiany”.
W kol. Lubomirka Nowa pow. Równe zamordowali kilkunastu Polaków, imiennie znane są 4 ofiary.
We wsi Twerdynie pow. Horochów zamordowali 2 Polaków, lat 16 i 28
W nocy z 2 na 3 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czernelica n/ Dniestrem pow. Horodenka  został zamordowany z innymi osobami przez grupę bojówkarzy OUN  leśniczy Zenon Borzemski (Edward Orłowski, w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+2013.pdf ).
W kol. Karczemka pow. Równe upowcy zamordowali 1 Polaka.
2 lub 3 sierpnia 1943  roku
We wsi Szpanów pow. Równe zamordowali 1 Polaka i 1 Ukraińca, męża Polki.
3 sierpnia  1943 roku:
W kol. Leonówka pow. Równe zatrzymali kolumnę furmanek z rodzinami uciekającymi ze wsi Kudranka do Tuczyna. Część upowców zabrała furmanki z żywnością i odzieżą, a pozostali doprowadzili uciekinierów do lasu, w którym oczekiwała już druga grupa „partyzantów ukraińskich”. Po dokonaniu rewizji i rozebraniu do bielizny ofiary ustawiali w 10-osobowych grupach i uśmiercali dźgając i tnąc bagnetami. Bronisławie Reszczyńskiej, lat 22, będącej w ostatnich dniach ciąży rozpłatali brzuch. Nie pogrzebane zwłoki co najmniej 42 Polaków pozostały na miejscu zbrodni, w większości kobiet i dzieci, począwszy od 2-letnich dzieci po 80-letnią Wiktorię Łozowicką.
We wsi Rudniki pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 1 Polkę.
We wsi Zielony Dąb (Góra Wereszczyńskich) pow. Zdołbunów upowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali ponad 60 Polaków. Świadek zbrodni podaje jednak datę 3 lipca i pod tą datą znajduje się krótki jej opis.
W nocy z 3 na 4 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czernelica pow. Zaleszczyki: „W nocy z 3 na 4.VIII.1943. Czernelica pow. Zaleszczyki. Ukraińcy zamordowali instruktora fabryki tytoniu w Jagielnicy, Polaka, Wojciecha Kosteckiego. Tej samej nocy w Czernelicach zamordowano również leśniczego Polaka, oraz robiono zamachy na nauczyciela i księdza polskiego” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).  H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają  tej wsi i zbrodni.
4 sierpnia 1943 roku:
W kol. Kraśnica pow. Równe upowcy ujęli i zamordowali uciekających do Tuczyna 10 osób: małżeństwo Guzowskich, Franciszka Żukowskiego oraz 7-osobową rodzinę polsko-ukraińską: 48-letnią córkę Guzowskich, jej 47-letniego męża Nestora Dziubaka (zięcia Guzowskich) i ich pięcioro dzieci w wieku od 1 roku życia do 8 lat.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów zamordowali 61-letniego Polaka.
We wsi Rudniki pow. Śniatyn policjant ukraiński zamordował 1 Polaka.
We wsi Uścieczko pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali Polaka. „04.08.1943 r. został zamordowany Kostecki i.n., l. 25 student UJ, instruktor tytoniowy.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
3 lub 5 sierpnia 1943 roku:
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zabrali z wozami i końmi 10 Polaków na tzw. podwody, z których 9 nie wróciło, a 10-siąty uciekł z miejsca egzekucji.
5 sierpnia 1943 roku:
We wsi Anielówka pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali 2 Polaków: studenta UJ Jasiewicza i nauczycielkę; ich straszliwie okaleczone ciała znaleziono na polu wśród kukurydzy niedaleko wsi Nyrki. Inni: byli to Jasiewicz N. i Skiba Dominik (Kubów..., jw.).
We wsi Dupliska pow. Zaleszczyki zamordowali 1 Polaka.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów zamordowali 16-letniego Polaka.
We wsi Rybcza pow. Krzemieniec podczas ataku UPA i okolicznych chłopów ukraińskich Polacy podjęli obronę; zamordowanych zostało 3 Polaków, w tym 70-letniemu choremu mężczyźnie obcięli uszy, zdarli paznokcie i wydłubali oczy.
W miejscowości Tłuste Miasto pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali 2 Polaków: nauczyciela ze wsi Anielówka oraz urzędnika poczty .
W nocy z 5 na 6 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 5 na 6.VIII.1943. Łopuszna pow. Brzeżany. Dwóch Ukraińców napadło na Polaka Słobodzianina. Zabrali mu wóz i parę koni. Synowi gospodarza 16-letniemu chłopakowi kazali się podwieźć. Chłopak nie wrócił” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej wsi i tej zbrodni.
6 sierpnia 1943 roku:
W kol. Burki pow. Sarny upowcy zamordowali 3 Polaków.
We wsi Czerniejów pow. Kowel chłopi ukraińscy ze Swinarzyna oraz miejscowi zamordowali 15 Polaków, w tym dwie 6-osobowe rodziny i 3-osobową: matkę z córkami lat 16 i 18.
7 sierpnia 1943 roku:
W miasteczku Aleksandria pow. Równe Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
W kol. Biesiadka pow. Sarny upowcy zamordowali 2 Polaków: 16-letnią dziewczynę oraz uprowadzili mężczyznę, po którym ślad zaginął.
We wsi Rudnia pow. Łuck :„Urodziłem się w miejscowości Balarka, gmina Silno, powiat Łuck, parafia Derażne. Rodzina: było nas dwoje braci – ja, Edward Szpringel (Szpryngiel) , urodziłem się w 1933 r.. /.../  Jakie jest mocne ludzkie serce. Jak nas mieli prowadzić z Rudni do Studzin, na ten zwiazok, to żona tego sołtysa mówi do nas „Jak człowiek długo może się męczyć, nim skona. Dwa tygodnie przed wami złapali Ukraińcy kobietę z synem. Przebili do drzwi w stodole piersiami, z pleców cięli żyw[c]em pasy, potem oderwali, przebili plecami. Jak z przodu zaczęli ciąć, dopiero ta matka z synem skonali”. Ja z bratem i Mamą słuchamy, wiedząc świadomie, że idziemy na okrutną śmierć i serca nasze wytrzymali.” /.../  „Czyta ten sołtys, że nas odstawią do Dużych Studzin (Nazwa w lokalnym polskim brzmieniu. Nazwa prawidłowa Stydyń Wielki, wieś ukraińska w gm. Stydyń, pow. kostopolski.). Tam jest taki punkt. Kogo złapią, to tam mieszkają i ma on nas tam zaprowadzić. Żona tego sołtysa mówi wprost, że tam jest zwiazok, około 15 Ryzunów, tam nikt żywy nie wyjdzie. Mówi, że przed nami złapali nauczycielkę z synem, która uczyła tam dzieci, i też zamordowali w okropny sposób.” (Edward Szprigiel: Bóg nas uratował. W:  http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/842-bog-nas-uratowa.html ).Edward Szpringel (właściwe: Szpryngiel) z matką i bratem uciekli z Huty Stepańskiej 18 lipca, ukrywali się przez 34 dni i około 21 sierpnia zostali złapani przez Ukraińców  koło wsi Balarka pow. Łuck, opisywana zbrodnia miała miejsce dwa tygodnie przed ich złapaniem, czyli około 7 sierpnia 1943 roku.
We wsi Semenów pow. Trembowla: „7.VIII.1943. Semenów pow. Trembowla. Ukraińcy zamordowali Polaka Seretnego. W związku z tym aresztowano następujących Ukr.: dwóch braci Słobodzianów, Burbełe i Krupnyka” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
Przed 8 sierpniem 1943 roku:
W kol. Budki Kudrańskie pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 20-letniego Polaka.
8 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie.
W kol. Dunaj pow. Horochów upowcy zamordowali 18 Polaków, w tym 1 mężczyznę, pozostałe ofiary to kobiety i dzieci.
W kol. Kadyszcze pow. Łuck dwie Polki, siostry mające po 17 – 18 lat, idące do kościoła; po zgwałceniu zostały bestialsko zamordowane przez kilkunastu chłopów ukraińskich.
We wsi Kulczyce pow. Trembowla: „W nocy 8.VIII.1943. Kulczyce gmina Mogielnica pow. Trembowla. Ukraińcy zamordowali b. komendanta P.P. Juźkowa. W związku z dokonanym mordem żandarmeria niemiecka aresztowała wójta gminy Mogielnica Ukraińca” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej wsi i tej zbrodni.
We wsi Niewirków pow. Równe Ukraińcy zamordowali 1 Polkę.
W kol. Trystok pow. Horochów zamordowali 4 Polaków: dwa małżeństwa.
We wsi Tumin pow. Horochów uprowadzili i zamordowali 31-letnią Polkę.
W kol. Zurawiec pow. Horochów w drugim napadzie upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, kolonia przestała istnieć.
9 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol Ukraińcy podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
W kol. Jadwipol pow. Rowne zamordowali 3 Polaków, w tym kobietę, podczas żniw.
We wsi Mytnica pow. Trembowla: „09.08.1943 r. został zamordowany Jóźwiak i.n. l. 70.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Plebanówka  pow. Trembowla „09.08.43 r. został zamordowany mieszkaniec wsi NN l. 25.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.)
W nadleśnictwie Turza Wielka pow. Dolina został zamordowany przez UPA  leśniczy Welfe (Orłowski..., jw.).
10 sierpnia 1943 roku:
We wsi Czarnokowice Wielkie pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali 22-letniego Polaka.
W osadzie Jagiellonów pow. Łuck upowcy spalili polską osadę i zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków, imiennie znane są tylko 2 ofiary, w tym starzec Górski, którego nadziali na widły i wrzucili do płonącego domu.
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński na terenie lasu upowcy mordowali złapanych uciekających Polaków oraz branych na tzw. podwody; zginęło tutaj ponad 50 osób.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec po namowach Ukraińców Polacy w 3 grupach wrócili do wsi dokonać żniw i grupy te wymordowali, co najmniej 30 Polaków: pierwszą grupę wyrżnęli nożami w stodole, drugą grupę rozstrzelali seriami karabinu maszynowego w polu, trzecia grupę uciekającą także zamordowali na polu.
11 sierpnia 1943 roku:
W mieście Łuck woj. Wołyń na skutek donosów Ukraińców ukraińska policja kryminalna (Ukrainische Kryminalpolizei) aresztowała 50 Polaków, głównie inteligencji, z czego 30 Polaków zostało potem rozstrzelanych.
We wsi Stryjówka pow. Zbaraż Ukraińcy zamordowali 4 Polaków.
12 sierpnia 1943 roku:
W kol. Budki k. Łowiszcza pow. Kowel upowcy wymordowali ludność polską, imiennie znane jest tylko 35 ofiar.
W kol. Miedziaków pow. Kowel Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie.
W okolicy miasteczka Mizocz pow. Zdołbunów upowcy napadli na ciężarówkę z cukrowni wiozącą ludzi i zamordowali 20 Polaków.
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polki.
W kol. Stanisławówka pow. Łuck policjanci ukraińscy zastrzelili 1 Polaka.
13 sierpnia 1943 roku:
We wsi Basowy Kąt pow. Równe Ukraińcy zamordowali 2 Polki podczas żniw.
We wsi Borszczówka pow. Kostopol uprowadzili do lasu i zamordowali 22-letniego Polaka.
14 sierpnia 1943 roku:
We wsi Chobułtowa pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 9 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę z dziećmi lat 2, 5, 12 i 14.
We wsi Czernelica pow. Horodenka Ukraińcy zamordowali Polaka, inspektora Fabryki Tytoniu.
W kol. Marcelówka pow.  Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polaków.
We wsi Raj pow. Brzeżany: „14.08.1943 r. został zam. leśniczy Śliwiński Antoni.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 31 Polaków, w tym 9-osobową rodzinę Władysława Kamińskiego: rodziców i ich 7 dzieci.
We wsi Trościaniec Wielki k/Olejowa pow. Zborów zatrzymany został na drodze leśnej pomiędzy Kotowem a Trościańcem w czasie powrotu do wsi, uprowadzony i zamordowany przez UPA leśniczy (inż. leśnik) Antoni Śliwiński lat 39  (Wojciech Moskaluk, w:http://www.swietoszow.wroclaw.lasy.gov.pl/documents/21700551/27220520/Lista+pomardowanych.pdf/fc266838-157c-4429-a3bd-c4fd238f25f4 ).
We wsi Trościaniec pow. Brzeżany uprowadzili Polaka, leśniczego, który zaginął bez śladu. Był to Antoni Śliwiński (Komański..., s. 130 oraz Kubów..., jw.).  
15 sierpnia (święto Wniebowzięcia NMP) 1943 roku:
W kol. Berezowicze pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali siekierami, łopatami, widłami, łomami itp. co najmniej 45 Polaków; 8-letniej Irenie Chaber siekierą odrąbali głowę na pniaku do rąbania drzewa  (Siemaszko..., s. 856).
We wsi Berezowica pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 rodziny polskie liczące około 10 osób.
W kol. Budki Kudriańskie pow. Kostopol zamordowali 6 Polaków, w tym dziewczynki lat 7 i 18.
We wsi Chorostów pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków, w tym przywiązali do łóżka, oblali benzyną i spalili babkę Karolinę Ryś i jej dwoje wnucząt o nazwisku Opałko oraz  3-osobową rodzinę pracownika kolei  (Siemaszko..., s. 860).
We wsi Glinka nad Dniestrem pow. Buczacz banderowiec zastrzelił Polaka Kazimierza Braszynowicza, leśniczego (Jan Adamski: Odwiedziny, Kraków 1975, s. 104).
We wsi Hawczyce pow. Łuck upowcy zamordowali 20-letniego Polaka.
W kol. Jaworówka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ponad 100 Polaków i 1 Żydówkę.
We wsi Koropiec pow. Buczacz:. „15 VIII 1943 po otoczeniu budynku nadleśnictwa został uprowadzony z narady i zamordowany przez UPA  gajowy Humaniecki” (Orłowski..., jw.).
We wsi Kotów pow. Brzeżany na drodze między wsią Liliatyn a Kotowem zamordowali wracającego z odpustu proboszcza parafii Kotów ks. Władysława Bilińskiego.
W kol. Krasna Góra pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3-osobową rodzinę polską: dziadków lat 76 i 78 oraz ich 14-letnią wnuczkę.
W kol. Ludmiłpol pow. Włodzimierz Wołyński bestialsko zamordowali 2 Polki, siostry lat 18 i 20 uciekające furmanką ze wsi Turia do Włodzimierza Wołyńskiego -  Jadwigę i Stanisławę Zyman.
W kol. Oktawin pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ponad 30 Polaków, w tym 7-osobową rodzinę.
W kol. Police pow. Kostopol zamordowali 1 Polaka.
W kol. Stomorgi pow. Dubno zamordowali 3-osobową rodzinę polską.
We wsi Swaryczów pow. Dolina zamordowali 39-letniego Polaka.
W mieście Równe woj. Wołyń zamordowali 62-letnią Polkę.
W kol. Wierzbiczno pow. Kowel zastrzelili 1 Polaka. 
Do połowy sierpnia 1943 roku:
We wsi Budy pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 5 Polaków: matkę z 2 synami i 2 córkami.
W kol. Dębiny pow. Dubno zamordowali 8 Polaków.
We wsi Janówka pow. Dubno zamordowali 53 Polaków.
W kol. Kamienna Werba pow. Dubno zamordowali 7 Polaków: rodziców z 3 dzieci oraz dziadka z wnukiem. We wsi Kluki pow. Dubno zamordowali 1 Polaka.
We wsi Kozin pow. Dubno zamordowali 4 Polki, w tym jedną z córką.
W futorze Lipkowiec pow. Dubno zamordowali 8 Polaków: 6-osobową rodzinę oraz matkę z synem.
We wsi Nosowica Stara pow. Dubno zamordowali 7 Polaków: 5-osobową rodzinę i małżeństwo.
We wsi Płaszowa pow. Dubno zamordowali 7 Polaków 4-osobową rodzinę z 2 synami, małżeństwo i kobietę. We wsi Podłuże pow. Dubno zamordowali 3 Polaków.
W kol. Smolarnia pow. Dubno zamordowali 2 Polaków: matkę z synem.
We wsi Stołbiec pow. Dubno zamordowali 14 Polaków: rodziców z 2 córkami, ojca z 3 dzieci,  matkę z 3 dzieci, małżeństwo.
We wsi Werba pow. Dubno na skutek donosu Ukraińca Niemcy aresztowali i zamordowali 4 Polaków, pracowników tartaku.
We wsi Zagaje – Dąbrowa pow. Dubno upowcy zamordowali 17 Polaków, w tym rodziny z dziećmi. 
W połowie sierpnia 1943 roku:
W kol. Marcelówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali Polkę z 2 małych dzieci.
We wsi Porohy pow. Nadwórna dwaj Ukraińcy poranili Polaka, który po kilku tygodniach zmarł.
W kol. Sołomiak pow. Kostopol Ukrainiec zamordował rodzinę polską.
We wsi Zielony Dąb (Góra Wereszczyńskich) pow. Zdołbunów  w połowie sierpnia zamordowali błąkające się wokół wsi od czasu rzezi 3 lipca dzieci zamordowanych wówczas Antoniego i Marii Wereszczyńskich: 3-letniego Jerzego i 7-letnią Czesławę. Także w połowie sierpnia zamordowali 105-letniego Romana Krasickiego – najpierw powiesili go na sznurku na drzewie, a gdy sznurek zerwał się, dobili go pałkami.  (Siemaszko..., s. 971 – 972).   
15 lub 16 sierpnia 1943 roku:
We wsi Piotrówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 14 Polaków.
16 sierpnia 1943 roku:
We wsi Kohylno (w skład wsi wchodziło Zastawie i Tartak) pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 29 Polaków, w tym rodziny 6-cio i 5-osobowe. „Około tygodnia po pogromie Michał i Bolesław Roch oraz Tadeusz albo Roman Roch poszli nocą w trzech na Zastawie, aby zobaczyć co się stało z naszą rodziną. 11 lipca 1943 r. w nocy z soboty na niedzielę, na ich dom był napad podczas którego zamordowano wdowę Amelię [Roch] lat ok. 60 oraz jej najmłodszą córeczkę Zosię lat ok. 14. Tej nocy Tadeusz Roch spał w swojej stodole, między słomą a ścianą, a jego rodzony brat Roman w ogrodzie w kapuście, niedaleko łąki. Romek Roch opowiadał mi osobiście, że nad ranem już robiła się „szarówka” posłyszał jakieś głosy, a w chwilę później jakieś głośne, przeraźliwe wręcz krzyki, dochodzące od domu Grzegorza Rocha. Jednak nie zdecydował się tam pobiec, gdyż na podstawie tego co słyszał, poznał, że są to krzyki mordowanych ludzi. Szybko ukrył się w pobliskich szuwarach i przesiedział tam cały dzień. Romek opowiadał mi także, że Tadek też obudził się w stodole, gdy Ukraińcy zaczęli dobijać się do drzwi domu Grzegorza. Widział przez szpary w ścianie stodoły, jak Ukraińcy wpuszczeni do domu, po chwili całą rodzinę wyprowadzili na podwórko. Przodem szły dzieci Grzegorza i jego żony. W tym momencie było jeszcze cicho i spokojnie, wszystko wskazywało na to, że gospodarze nie spodziewali się najgorszego. Na pewno mieli nadzieję, że to zwykłe najście, które zakończy się przesłuchaniem lub co najwyżej pobiciem i groźbami, tym razem było jednak inaczej. Gdy dzieci były już na dworze, Ukraińcy nagle uderzyli je siekierami w głowę, natychmiast zginęli wtedy: syn lat ok. 16 oraz dwie córki, starsza lat ok. 25 i młodsza lat ok. 20. Gdy matka zorientowała się, że dzieci zostały zaatakowane, dopiero wtedy zaczęła histerycznie krzyczeć i właśnie te krzyki słyszał Roman w ogrodzie. Możliwe, że któreś z dzieci też zdążyło krzyknąć przed samą śmiercią. Po zarąbaniu dzieci wyprowadzili Grzegorza i jego żonę, pierwsza porąbana została żona lat ok. 60. Wtedy bandyci zaczęli się zastanawiać jaką śmierć zadać gospodarzowi i wtedy Tadek usłyszał wyraźnie takie słowa jednego z Ukraińców do pozostałych: „On uciekł nam do miasta i przyszedł z powrotem. Trza mu dać lekkie skonanie!” Zaraz potem Tadek zobaczył, jak za chwilę powiesili go na jabłonce, tuż obok ich domu rodzinnego. Tak skonał Grzegorz lat ok. 60. Tadeusz widział też, jak zginęła jego matka, opowiadał wszystkim, że ta sama grupa Ukraińców po wymordowaniu rodziny Grzegorza przeszła pod drzwi jego domu i zaczęła się dobijać do środka. W końcu udało im się wejść do środka i po chwili słyszał niewyraźnie jak matka prosiła kilku oprawców o darowanie jej życia. Potem wszystko ucichło, po chwili zobaczył jednak, że mężczyźni opuszczają dom i odchodzą. Tadek wspominał także, że rozpoznał jednego z napastników, ale dzisiaj już nie pamiętam, o kim mówił. Wiem zaś na pewno, że to był Ukrainiec z Kohylna. Bandyci nie podpalili zabudowań i prawie na pewno nic nie wynieśli z domu. Po około dwóch godzinach na Zastawie przyszła druga grupa Ukraińców i zaczęli chować ciała pomordowanych. Całą rodzinę Grzegorza wrzucili do dołu po kartoflach, tuż przy ich własnej chałupie. Ciało wdowy Amelii Roch wrzucili do lochu po kartoflach i zawalili go. /.../ Michał Roch opowiadał mi także, że był po pogromie w Kohylnie, gdzie spotkał Ukraińca, który był sąsiadem Drabików. Właśnie ten Ukrainiec opowiedział Michałowi jak została zamordowana cała ich rodzina. 11 lipca 1943 r., w niedzielny ranek przyszli do Drabików banderowcy i weszli do domu. Po chwili zaczęli mordować tych, którzy byli w domu. W chałupie zabili matkę i dwie córki, tymczasem dwaj synowie spali w stodole. Gdy Ukraińcy wykryli ich kryjówkę, jednego chłopca zabili na miejscu, a Józek rzucił się do ucieczki przez pola. Nie zdołał jednak uciec i gdy go dopadli to go też zabili. Prawdopodobnie miał przed śmiercią prosić bandytów, aby mu darowali życie. Michał dowiedział się także, że ciała pomordowanych Ukraińcy wrzucili do lochu, kopca z drewnianych kołków na kartofle, który znajdował się na miedzy Drabików i Żyda Moszko Bejdera, potem wszystko zawalili” (Roman Szymanek, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl;  relację spisał Sławomir Tomasz Roch). „Dziadek Bolesław Roch na rok przed swoją śmiercią, mówił mi jak zabito jego bliską rodzinę, jego kuzynów. Powiedział, że staruszka Ukrainka z Kohylna, którą nazywano Koteluczka mówiła rodzinie Rochów w Kopyłowie pod Hrubieszowem, że Rochów z Zastawia Ukraińcy wieźli wozem do Kohylna, aż pod samą cerkiew i tam powiesili ich na lipach przy cerkwi” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz,;  w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch). W. i E. Siemaszko na s. 922 – 923 opisując wieś Kohylno napad datują na 16 sierpnia, a następne na 23 i 29 sierpnia 1943 roku.
We wsi Podjarków pow. Bóbrka banderowcy zamordowali 20 Polaków, w tym dwie rodziny Kleszczyńskich. Dokumentacja fotograficzna jednej zamordowanej rodziny znajduje się w książce Aleksandra Kormana Ludobójstwo UPA na ludności polskiej. Zginęli: Jan Kleszczyński, lat 38, jego żona Tekla, lat 37, ich córka Anna, lat 13 oraz ich syn Stanisław, lat 8. Rozebranym do naga ofiarom wydłubali oczy, zadawali ciosy siekierą w głowę, przypalali ogniem dłonie, próbowali odciąć kończyny górne i dolne, zadali rany kłute na całym ciele.
We wsi Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński: „W 1943 r., moi rodzice – Jan i Zofia Kraszewscy oraz bracia: Jerzy – lat 12, Tadeusz – lat 7 i ja – lat 9, mieszkaliśmy w kolonii Stanisławów oddalonej 20 km od Włodzimierza Wołyńskiego, gmina Werba. /.../ Dnia 16 sierpnia 1943 r. około godz. 14.00, kiedy kuzyn Roman wyszedł w celu rozpoznania sytuacji, zauważyliśmy ośmiu Ukraińców zbliżających się w naszym kierunku od strony naszego gospodarstwa. Najstarszy funkcją Ukrainiec, dobrze uzbrojony, podszedł do ojca i powiedział, że powinniśmy wracać do domu, ponieważ nic nam nie grozi i nie ma powodu uciekać. Dopytywał się również, gdzie jest kuzyn Roman, ponieważ chce go wraz z rodzicami przesłuchać i poprosił ojca, żeby odszedł z nim w głąb lasu. Ojciec zgodził się i odeszli tak, że nie było ich widać, ani słychać rozmowy. Po kilku minutach wrócił i zabrał mamę. Kiedy tak staliśmy w wielkim strachu, otoczeni przez pozostałych siedmiu bandytów, nagle usłyszeliśmy krzyk mamy „Oj, serce!”. Wówczas pomalutku zaczęliśmy oddalać się, bo przez moment tych siedmiu bandytów zainteresowało się zawartością wozu. W tym momencie przybiegł Ukrainiec, który wyprowadził rodziców i zaczął krzyczeć, dlaczego nie robią z nami porządku. Sąsiadka pani Olobra uklękła przed Ukraińcem i zaczęła go błagać o litość, żeby zostawili ją w spokoju, na co ten dowódca przebił ją bagnetem umocowanym na karabinie, mordując na naszych oczach. Wtedy zaczęliśmy uciekać w kierunku naszego lasu i pozostawionego tam bydła. Najmłodszy brat Tadeusz uciekał najwolniej, a kilku bandytów biegło za nim i tak dobiegł do owiec i schował się za pasącego się barana. Baran, widząc biegnącego naprzeciw człowieka, rozpędził się i z całą siłą uderzył bandytę, który aż się przewrócił, a kiedy chciał go uderzyć drugi raz, wówczas bandyta podniósł się i zastrzelił barana. Tymczasem brat Tadeusz uciekł w zarośla i tak zostało uratowane życie 7-letniego dziecka. Ja i mój starszy brat uciekliśmy w zarośla i krzaki. Jak się okazało, mama, chociaż bardzo ranna, pokaleczona bagnetem, będąc w szoku, zdołała uciec z miejsca tego mordu. Bandyta, kiedy ją wyprowadził w krzaki, kazał zdjąć sukienkę, ponieważ była wełniana, po czym uderzył ją kolbą w głowę, a kiedy zasłoniła się ręką, wówczas bagnetem zranił rękę, a następnie dwukrotnie zranił klatkę piersiową. Wtedy mama wydała ten pamiętny okrzyk „Oj, serce!”, co (…) nas uratowało. Bandyta tymczasem uznał, że mama już tam umrze, zabrał sukienkę i pobiegł do furmanki. (…) Mama długo nie mogła uwierzyć, że nasz tatuś nie żyje, nawet wówczas kiedy do Włodzimierza przyjechał kuzyn Roman i powiedział, że po odgłosach strzałów, późnym wieczorem poszedł na miejsce naszego postoju i nieopodal, w krzakach za drzewami, potknął się o ciało naszego tatusia, które przykrył gałęziami. I taki pogrzeb miał nasz tatuś.(Zdzisław Kraszewski: Początek zagłady kolonii Stanisławów; w: www.martyrologiawsipolskich.pl ).
We Włodzimierzu Wołyńskim w nocnym napadzie upowcy na ul. Lotniczej zamordowali około 15 Polaków; 35-letniemu Zygmuntowi Zakrzewskiemu  połamali ręce i nogi i wbili w głowę gwoźdź.
We wsi Zamch pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy z Niemcami zamordowali 8 Polaków.
We wsi  Zarudeczko pow. Zbaraż  banderowcy zamordowali 10 Polaków, byli to: Huka Ignacy l. 39, Kowalczuk Onufry l. 48, Olisko Aniela l. 19, Przysiniuk Bronisław l. 19, Ratuniak Maria l. 60, Rygiel Mikołaj l.62, Zagwocki Antoni l. 39 i Teresa l. 61, oraz 2 osoby o nieustalonym nazwisku.(Kubów..., jw.).
W nocy z 17 na 18 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 17 na 18.VIII.1943. Na kolonii między Karolowką a Szuparką pow. Buczacz Ukraińcy wymordowali rodzinę polską złożoną z 6 osób. Jednego ze sprawców ujęto, jest to Ukrainiec, dezerter z ukr. Dywizji SS. Przyznał się do morderstwa” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). H. Komański i Sz. Siekierka nie wymieniają tej zbrodni.
18 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bielin pow. Włodzimierz Wołyński w walce z UPA zginął 23-letni Polak.
W miasteczku Mikołajów pow. Żydaczów banderowcy zamordowali Polaka, księgowego leśnictwa.
We Włodzimierzu Wołyńskim upowcy zamordowali 2 Polaków.
W kol. Zygmuntówka pow. Włodzimierz Wołyński zabili 5 Polaków podczas żniw, w tym 15-letniego chłopca.
W nocy z 18 na 19 sierpnia 1943 roku:
We wsi Kluwińce pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali 3 Polaków. Inni: „zamordowano 7 Polaków, w tym: Michalik Michał l. 45 i nauczyciel z Trembowli l. 50” (Kubów..., jw.). Komański na s. 235 podaje, że nazwiskiem Michała Michalika posługiwał się Tadeusz Trojanowski, były inspektor szkolny z Rawy Ruskiej. Patrz „ w nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 roku”.
19 sierpnia 1943 roku:
We wsi Komarów pow. Stanisławów banderowcy zastrzelili 1 Polaka oraz drugiego uprowadzili z przysiółka Halicka Brama i ślad po nim zaginął.
We wsi Stawki pow. Równe w zasadzce upowcy zabili około 11 Polaków jadących do żniw oraz całą 23-osobową osłaniającą ich eskortę Ślązaków na służbie niemieckiej.
20 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bodiaki pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 26-letniego Polaka.
W kol. Jeziorany Szlacheckie pow. Łuck zamordowali Polaka, męża Ukrainki.
We wsi Komarów pow. Stanisławów uprowadzili 2 Polaków, mężczyznę i kobietę, urzędników zarządu Liegenschaftu, którzy zaginęli bez wieści.
W kol. Kowalówka pow. Kowel upowcy zabrali na podwodę i zamordowali 1 Polaka.
W kol. Kryłów pow. Równe zamordowali 2 Polaków.
W kol. Szeroka pow. Horochów w okrutny sposób wymordowali 3 rodziny polskie ocalałe z rzezi 16 lipca: 9-osobową, 4-osobową i 3-osobową a zwłoki spalili w stodole – razem 16 Polaków.
W kol. Szczytnia pow. Równe zamordowali 39-letnią Polkę, której męża  porąbali na kawałki 11 lipca 1943 roku.
We wsi Tiutkiewicze pow. Równe od ran zadanych przez Ukraińców zmarł w szpitalu 20-letni Polak.
W nocy z 20 na 21 sierpnia 1943 roku:
„W nocy z 20 na 21.VIII.1943. Kluwińce pow. Kopyczyńce. Około 23,30 Ukraińcy zamordowali trzech Polaków zaś jednego ranili. Zamordowani zostali: Jan Kostecki b. posterunkowy P.P. obecnie rolnik, Trojanowski Tadeusz b. inspektor szkół w powiecie Rawa Ruska obecnie buchalter na folwarku, Sroczyński Roman także buchalter rodem spod Krakowa. Ranny został Fleszar Zbigniew także pracownik folwarku /.../ W związku z tym morderstwem aresztowano miejscowego księdza gr.-kat. Proskurnickiego i jego syna Stefana, którzy są moralnymi sprawcami zbrodni. Stefan Proskurnicki b. komendant milicji ukr. posądzony jest również o zamordowanie 6 Polaków wracających z więzienia w Berdyczowie w r. 1941 w czasie wkraczania Niemców na nasz teren ” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).  H. Komański i Sz. Siekierka podają datę „W nocy z 18 na 19 sierpnia 1945” oraz nazwiska: Korzecki /Kosowski/ Jan, Trojanowski Tadeusz i Iszczycki Roman” (s. 235, tarnopolskie).
21 sierpnia 1943 roku:
We wsi Bermeszów pow. Horochów upowcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską. „Oto wykaz pomordowanych Polaków na kolonii Kisielówka, Czesnówka, Jaworówka, Bermeszów i Lipnik w dniu 21.08.1943 r., który ja Czesław Życzko sporządziłem w porozumieniu z towarzyszami niedoli, w tym: moją żoną Heleną Życzko z domu Furtak, Stanisławem Łachowskim z kolonii Czesnówka oraz Bronisławem Nieczyporowskim (ofiary ze wsi Bermeszów  – przypis S.Ż.): Wyszyński Aleksander lat 45, (mój szwagier), Maria lat 40, (moja siostra), Aleksander lat 16, Janina lat 14, Aniela lat 12, Jadwiga lat 10 (mój brat i siostry cioteczne)”. („Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, spisał Sławomir Tomasz Roch; za: http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/221-wspomnienia-czesawa-i-heleny-yczko-z-domu-furtak-z-kolonii-kisielowka-w-powiecie-horochow-na-woy.html). Siemaszko...., s. 137 datują ten mord ”w 1943 r., latem”.
W kolonii Czesnówka pow. Horochów upowcy zamordowali 30 Polaków. „Oto wykaz pomordowanych: Uleryk Stefan lat 65; Łachowski Aleksander lat 70, żona lat 67;  Kuczko Bronisław lat 53 i troje dzieci lat 20, 8 i 6; Kosior Józef lat 22 i brat Edward lat 19; Uleryk Jan lat 72 i zona lat 60; Błędowski Stefan lat 30 i 1-roczny synek;  Torkowski Jan lat 30 i żona Władysława lat 20; Dumański Wacław lat 58 oraz cała rodzina tj. 6 osób od 17 do 4 lat; Zymon Jan lat 63, żona lat 51 oraz 4 dzieci od 21 do 5 lat; Błędowska Helena lat 31 i jej syn lat 3; Błędowska Maria lat 60”. ( Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, , j.w.) Siemaszko..., s. 152 podają: „W sierpniu 1943 roku zostali zamordowani dwaj bracia Józef i Edward. Najprawdopodobniej nie jest to pełna lista ofiar” Podają liczbę ofiar 5 + ?.
W kolonii Jaworówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 7-osobową rodzinę polską (rzeź w tej kolonii miała miejsce 15 sierpnia 1843 roku). „Oto wykaz pomordowanych /.../: Zybura Michał lat 53 (mój wujek), Katarzyna lat 40 (moja ciocia), Zofia lat 75, Marian lat 15, Jan lat 9, Tadeusz lat 7, Teresa lat 4 (to moje kuzynostwo)”. ( Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, jw.).  Siemaszko...., s. 861 nie wymieniają tych ofiar.
W kolonii Kisielówka pow. Horochów upowcy zamordowali co najmniej 93 Polaków. Atak nastąpił około godziny 14.00, Polacy uciekali do lasu do znajdującej się tam drewnianej Kaplicy hrabiego Szumińskiego oraz do Czarnego Lasu. „Wielu ludzi krzyczało do nas, by nie iść pod Kaplicę bowiem tam już rozpoczęła się rzeź, Ukraińcy strzelają kogo popadnie oraz rąbią siekierami i widłami kogo się da. Tak więc nie mając wyboru, uciekaliśmy razem z nimi, to były naprawdę straszne chwile. Jakby piekło rozwarło się na ziemi, jeden uciekał i płakał, inny biegł i krzyczał coś tam, może kogoś nawoływał, a może jakiś amok właśnie go ogarnął, dzieci piszczały.  /.../ W drodze odpoczywaliśmy w lesie, po przeróżnych krzakach i tam właśnie Piotr Przybyła opowiadał nam ze szczegółami, jaką gehennę przeżył w ostatnich dniach w domu swojej teściowej, mówił tak: „Już od prawie dwóch tygodni ukrywam się u mojej teściowej pod podłogą, obawiałem się bowiem, żeby mnie Ukraińcy nie zamordowali, gdyby dowiedzieli się, że wciąż tam jestem, już bym zapewne nie żył. Przez cały ten straszny czas pomagała mi moja dobra żona Tosia, teściowa nic nawet nie wiedziała o moim miejscu ukrycia. W tym czasie w naszym domu przebywali banderowcy, którzy gościli się tu niekiedy i na cały głos przechwalali się, jak to Polaków mordowali. Słyszałem to bardzo wyraźnie, gdyż mówili dosłownie nad moja głową. Jednego razu usłyszałem głos Ukraińca, który opowiadał jak zginęła rodzina polska Furtaków, których wcześniej znał dobrze. Kiedy ich znalazł Andrzej Futrak uklęknął przed nim, złożył ręce jak do modlitwy i zaczął go prosić, aby im wszystkim darował życie. Wtedy Ukrainiec Marko z Tumina, jak sam się potem przechwalał, jak go rąbnął siekierą w głowę, aż krew trysnęła na niego! A potem pozabijał wszystkich pozostałych, którzy tam byli, również bezlitośnie rąbiąc ich siekierą.”. /.../ Warto też dodać, że Piotr Przybyła pochodzi z Kisielówki, gdzie mieszkali jego rodzice oraz siostra Zofia, która wyszła za mąż za Piotra Krzeszowiec. Mieli razem dzieci, a on był Ukraińcem, ale mało kto o tym wiedział. Niestety podczas mordów Piotr Krzeszowiec zamordował swoją żonę Zosię. Osobliwą tragedię przeżyli także ich najbliżsi sąsiedzi Józef i Józefa Gnatiuk oraz ich córka lat 14, których ukraińskie bandziory powiązali drutem ostrym, kolczastym i tak ich okrutnie zamęczyli. Tak przynajmniej opowiadali sobie ludzie w mieście we Włodzimierzu”. /.../  Oto wykaz pomordowanych Polaków na kolonii Kisielówka, Czesnówka, Jaworówka, Bermeszów i Lipnik w dniu 21.08.1943 r., który ja Czesław Życzko sporządziłem w porozumieniu z towarzyszami niedoli, w tym: moją żoną Heleną Życzko z domu Furtak, Stanisławem Łachowskim z kolonii Czesnówka oraz Bronisławem Nieczyporowskim” (ofiary z kolonii Kisielówka – przypis S.Ż.): Życzko Rozalia, maja mama lat 50, mój brat Longin lat 15. Furtak Andrzej lat 52 mój teść, jego żona Franciszka lat 40, syn Eugeniusz lat 11, córka Czesława lat 9. Michalec Stefania lat 10, Michalec Maria lat 47, obie były naszymi sąsiadkami. Ambroziak Mieczysław lat 16, był naszym sąsiadem. Kampanowski Michał lat 40, Janina lat 35, Stanisław lat 15, to byli także nasi sąsiedzi. Marceniuk Mieczysław lat 20, nasz sąsiad. Zymon Katarzyna lat 60, Bolesław lat 35, Hipolit lat 30, Janina lat 27, Maria lat 6, Stanisława lat 4, Zymon Kazimierz lat 33, Emilia lat 27, Józefa lat 5, Agata lat 3, Zymon Medzik lat 45, Władysława lat 30, Stanisław lat 6, Marian lat 4, Zymon Michalina lat 22, Władysław lat 5., to też nasi sąsiedzi. Suszyński Kazimierz lat 67. Czerwonko Rozalia lat 78. Marszałek Natalia lat 22, Jan lat 4.  Nieczyporowski Tadeusz lat 14. Gałuszka Julian lat 43, Aniela lat 45, Władysław lat 16, Wanda lat 9, Stanisław lat 7, Józef lat 5, Stefan lat 3. Niemiec Magdalena lat 57. Gnatiuk Józef lat 47, Józefa lat 45, Stefania lat 15. Gronowicz Władysław lat 70, Maria lat 65. Petlicki Witold lat 12. Dec Stanisław lat 38, Józefa lat 61, Marian lat 2. Ferenc Józef lat 29. Mikulska Zofia lat 45, Wanda lat 12, Stefania lat 10. Głogowski Józef lat 15, Rozalia lat 14. Michalczuk Antoni lat 69, Maria lat 65 – Kisielówka. Ferenc Bolesław lat 7, Stanisław lat 5 oraz noworodek 2 dni. Pogorzelski Antoni lat 71. Uleryk Antoni lat 72, Aniela lat 50, Stefan lat 57. Michalczyk Stanisława lat 9”. („Wspomnienia Czesława i Heleny Życzko z domu Furtak z Kolonii Kisielówka w powiecie Horochów”, jw.). Siemaszko..., s. 163 wymieniają wśród ofiar 19 Polaków przesiedlonych tutaj ze wsi Binduga, ale niewielu przesiedlonych znali świadkowie, którzy przeżyli rzeź.
W kolonii Lipnik pow. Horochów upowcy zamordowali 5 Polaków. „Oto wykaz pomordowanych Polaków /.../ : Wrońska Maria lat 65 moja ciocia; Kutowicz Antoni lat 40 mój kuzyn; Rowiński Walenty lat 32 mój kuzyn; Pajta Józef lat 32 komendant PW; Wolski Józef lat 19 to z dalszej rodziny”.  „Wspomnienia Czesława i Heleny..., jw.).  Siemaszko..., s. 164 podają: „15 września 1943 r. upowcy porwali z pola podczas zbioru ziemniaków: Antoniego Kotowskiego (Kotowicza?) lat 40; Katarzynę (Marię?) Wrońską, lat 65, którzy do domu nigdy nie powrócili”. Podali liczbę ofiar: 3 Polaków.
W majątku Romanówka pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
22 sierpnia 1943 roku:
We wsi Dupliska pow. Zaleszczyki Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
W kol. Głęboczyca pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zabrali na podwody co najmniej 5 Polaków i zamordowali ich w lesie. „I na naszej wsi Głęboczycy dochodziło do pierwszych mordów, na Tadeuszu Iwańskim, znalezionych po kilku dniach w lesie w zamaskowanym rowie ze śladami okropnego pastwienia się nad nim. Na Bronisławie Sławkowskim z żoną Marią w ten sam bestialski sposób zamordowanych. W sąsiedniej kolonii Święte Jezioro zamordowani zostali: Śliwa z żoną, Józef Szymczak z żoną Adelą i Czesław Dzięgielewski. Na Głęboczycy przez parę tygodni mordów zabrano niby na podwody i zamordowano mojego ojca Michała Winiarskiego, Adama Grelę, Stanisława Sobieraja, Adama Iwańskiego i Liperta. Wszystkich ich odnajdywano w okolicznych lasach zakopanych w zamaskowanych miejscach.” (Józef Winiarski; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów III, Kraków 2009, s. 349-357; za:  http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/783-w-gboczycy-w-ostatnich-dniach-sierpnia.html ).
We wsi Gruszówka pow. Kowel zamordowali 20 Polaków: 7 jadących do kościoła i 13 wracających z kościoła w Zasmykach.
W kol. Julianów pow. Kowel zamordowali co najmniej 6 Polaków.
We wsi Korabliszcze pow. Dubno zamordowali Polaka, nauczyciela.
We wsi Putiatycze pow. Grudek Jagielloński zastrzelili 1 Polkę.
We wsi Winiatyńce pow. Zaleszczyki zamordowali 1 Polaka, drugiego ciężko poranili.
We wsi Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński obrabowali Polaków i zastrzelili 1 Polkę.
23 sierpnia 1943 roku:
W kol. Chaitówka pow. Łuck zabili 78-letniego Ignacego Kownackiego i jego 37-letniego syna Piotra, a zwłoki spalili razem z zabudowaniami. Żona Anastazego Kownackiego (drugiego syna Ignacego) podczas ucieczki czołgała się w łęgach ziemniaczanych ciągnąc za sobą 2-letnią córkę Michalinę, która w wyniku tych przeżyć straciła na zawsze mowę.
We wsi Kohylno pow. Włodzimierz Wołyński zastrzelili w lesie 8 Polaków uprowadzonych z innych miejscowości a ciała wrzucili do studni.
We wsi Majdan pow. Kamień Koszyrski woj. poleskie nacjonaliści ukraińscy zamordowali co najmniej 139 Polaków:  „w godzinach porannych wioska Majdan została otoczona przez nacjonalistów ukraińskich. Mieszkańcy wsi zostali zgromadzeni w miejscowej szkole pod pozorem zebrania. Następnie ok. 10 mężczyzn zabrano ze szkoły i zaprowadzono do zabudowań gospodarczych Antoniego Z. Tam w stodole polecono im wykopać dół, a następnie przyprowadzano po kilku mieszkańców i po zadaniu śmiertelnych cisów ostrymi narzędziami ciała ofiar wrzucano do wykopanego dołu. W stosunku do osób, które chciały uciec użyto broni palnej. Po zamordowaniu mieszkańców wioski została ona ograbiona i spalona wraz ze stodołą w której spoczywały zwłoki pomordowanych osób. Osoby które przeżyły zajście uciekły z partyzantami pod dowództwem ppłk Kunickiego” (IPN Szczecin: Śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości polegającej na zabójstwie w dniu 23 sierpnia 1943 r. w miejscowości Majdan dawny powiat Koszyrski co najmniej 139 mieszkańców wsi przy użyciu ostrych narzędzi oraz broni palnej przez nacjonalistów ukraińskich, a czyny te miały na celu wyniszczenie ludności narodowości polskiej zamieszkałej na tych terenach; sygn. S 77/09/Zi; lipiec 2012). IPN wszczął śledztwo w 2008 roku, natomiast w 2012 roku umorzył je z powodu niewykrycia sprawców mordu. „Wykaz rodzin polskich bestialsko zamordowanych w dniu 23.08.1943 roku przez bande nacjonalistów (banderowców) we wsi Majdan, rejon Kamień Koszyrski, obwodu wołyńskiego” podała w internecie Karolina Żębrowska. Ponad sto osób zamordowanych to były dzieci (w tym jednoroczne), kobiety (w tym w zaawansowanej ciąży) i starcy. (Karolina Zębrowska, 29.01.2013; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/czytelnicy.html ).
We wsi Olesk pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali w swoim obozie 12 Polaków oraz 22-letniego nauczyciela ukraińskiego ożenionego z Polką.
W kol. Osiecznik pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 10 Polaków.
W kol. Piórkowice pow. Kowel zamordowali 6 Polaków (1 mężczyzna, 4 kobiety i 1 dziecko), którzy wrócili do swoich domów po żywność.
W kol. Rafałówka pow. Łuck zastrzeli na polu 1 Polkę.
W miasteczku Torczyn pow. Łuck zamordowali 1 Polaka.
24 sierpnia 1943 roku:
W  kol. Apolonia pow. Łuck Ukraińcy zamordowali kilkunastu Polaków.
W kol. Brzezina pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polaka.
We wsi Bukowina pow. Biłgoraj policjanci ukraińscy zastrzelili 6 Polaków.
W kol. Dąbrowa koło Woronczyna pow. Horochów upowcy zamordowali co najmniej 23 Polaków, w tym niemowlęta.
We wsi Komarów pow. Stryj postrzelili Polaka, w wyniku czego zmarł.
We wsi Wołosówka pow. Kowel zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Woronczyn pow. Horochów zamordowali około 15 Polaków.
We wsi Zadyby pow. Kowel zamordowali 1 Polaka.
We wsi Żorniszcze pow. Łuck zamordowali 1 Polaka.
W nocy z 24 na 25 sierpnia 1943 roku:
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów Ukraińcy podpalili domy polskie i sierpami, siekierami, nożami wyrżnęli ponad 100 Polaków; „na sztachetach płotów wisiały niemowlęta w becikach” (Siemaszko..., s. 979). „Prawdopodobnie pod koniec sierpnia 1943 r., 20/21 w nocy nastąpił atak na miasto, a właściwie na polskie bezbronne rodziny tam mieszkające. Okrążyli miasto i przez całą noc mordowali ludzi. To było piekło. Wchodzili do poszczególnych domów i zarzynali ludzi, masakrowali, rąbali na kawałki. Do uciekających strzelali, natomiast wszystkich, których złapali mordowali w okrutny, sadystyczny sposób - nożami, kosami, siekierami. Małe dzieci zabijali o mury domów i wieszali na płotach. Wyszukiwali chowających się ludzi po różnych zakamarkach. Wiele domów spalili. Rano atak przerwali. Z mojej rodziny zginęło 18 osób, tj: wujek Maśnicki Jan i jego żona Petronela oraz ich dwanaścioro dzieci, których imion nie pamiętam. Zginął dziadek Józef Błażyjewski i jego żona, nasza babka Balbina. Zginęła ciotka Kucharska Krystyna, która była w dziewiątym miesiącu ciąży. Zginęło również kilku Polaków z policji niemieckiej, którzy nas bronili. Z całego miasta ocalało kilka rodzin polskich 4 - 5, nie więcej. Między innymi moja rodzina. Ocaleliśmy chyba dlatego, że schroniliśmy się blisko koszar. /.../ Mężczyźni zwozili ciała w jedno miejsce pod cmentarz i tam je pochowano w wielkim dole. Przez trzy dni zbierano ciała z ulic miasta. Mężczyźni, którzy się tym zajmowali, nie mogli uwierzyć, że tyle okrucieństwa, bestialstwa i nienawiści może być w człowieku. Ulice miasta były pełne trupów, głowy często leżały oddzielnie, inne części ciała zmasakrowane. Wszędzie było pełno krwi. Te dni ataku jawią mi się we wspomnieniach jak straszny koszmar.” (Relacja świadka Romana Szpita; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów II, Kraków 2006, s. 78-79).
25 sierpnia 1943 roku:
W kol. Helenówka Gnojeńska pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zabili 14-letniego polskiego chłopca Zbigniewa Kędzierskiego.
We wsi Maniowa pow. Nadwórna banderowcy uprowadzili Polaka, kierownika kopalni, który zaginął bez wieści.
We wsi (kolonii) Sienkiewicze pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 26-letnią Polkę.
We wsi Wirkowice pow. Krasnystaw policjanci ukraińscy z Niemcami zamordowali 39 Polaków, w tym 9 dzieci oraz wywieźli 500 Polaków, w tym około 300 dzieci w nieznanym kierunku.
26 sierpnia 1943 roku:
We wsi Budy Ossowskie pow. Kowel upowcy uprowadzili kilku Polaków, w tym rodzinę, do wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński i tam ich zamordowali, imiennie znane jest 6 ofiar, w tym 16-letnia dziewczyna.
W kol. Iwanicze Nowe pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 20-letniego Polaka.
We wsi Lityń pow. Kowel zamordowali 2 Polaków, braci, jadących furmanką, wóz z końmi zrabowali Ukraińcy z Litynia.
We wsi Milatyn Nowy pow. Kamionka Strumiłowa: „data mordu Warczewskiego i Woźniackiego to 26.08.1943 a nie kwiecień 1944.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Uhryń pow. Czortków zamordowali 3 Polaków, w tym kolejarza.
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 11 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę i 4-osobową rodzinę gajowego. W lipcu i sierpniu w pobliskim lesie upowcy zamordowali przywiezionych ponad 150 Polaków.
W majątku Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 starszych Polaków: inżyniera – właściciela majątku lat 71, jego siostrę oraz 71-letnią kobietę. 
27 sierpnia 1943 roku:
We wsi Chobułtowa pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 46-letniego Polaka.
We wsi Dryszczów pow. Brzeżany: „27.VIII.1943. Dryszczów pow. Brzeżany. Ukraińcy zamordowali Reitera lat 23 narodowości polskiej. W nocy do zagrody Reiterowej wdowie po sołtysie zamordowanym przez Ukraińców w 1939 r. przybyło sześciu uzbrojonych Ukraińców żądając widzenia się z jej synem. Matka oświadczyła im, że syn jest w młynie. Ukraińcy nie uwierzyli, poszli do stodoły i tam znaleźli Reitera, którego bijąc uprowadzili. Następnego dnia wieczorem, rodzina odnalazła zwłoki Reitera w rzece z uwiązanym kamieniem u szyi” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
We wsi Gnojno pow. Włodzimierz Wołyński miejscowi Ukraińcy zamordowali Polkę uciekającą ze Swojczowa do Włodzimierza.
W kol. Różyn pow. Kowel Ukraińcy uprowadzili 8 młodych Polaków i zamordowali w kol. Dobrzyńsk; ciała ofiar były powiązane drutem kolczastym.
W kol. Syczycha pow. Kowel uprowadzili i zamordowali 1 Polaka. 
28 sierpnia  1943 roku:
We wsi Beresk pow. Horochów „ukraińscy partyzanci” zamordowali 3-osobową rodzinę polską kowala: 60-letniego Grzegorza Paluszyńskiego, jego 60-letnią żonę Aleksandrę oraz 20-letnią córkę Stanisławę, którą przed śmiercią zgwałcili.
We wsi Doszno pow. Kowel bandyci z UPA pochodzący z sąsiedniego Datynia obrabowali gospodarstwa i zabili 54 Polaków. „Mordowano szablami, motykami, siekierami (rozrąbywano głowy i całe ciała) oraz bagnetami. Niektóre zwłoki miały wydłubane oczy, odcięte języki, były powiązane drutem kolczastym, przybite do podłóg i ścian bagnetami. Dobytek ruchomy pomordowanych wywieziono wozami” (Siemaszko..., s. 329).
We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wzięli na podwodę 45-letniego Polaka Feliksa Szewczuka i go zamordowali: odrąbali mu ręce i genitalia.
W kol. Radowicze pow. Kowel zamordowali 5-osobową rodzinę polską.
We wsi Stasin pow. Radziechów zamordowali Polaka, byłego podoficera zawodowego WP.
We wsi Turyczany pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 55-letniego Polaka.
W okresie między marcem a 29 sierpnia 1943 roku:
Koło kol. Święte Jezioro pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy uprowadzili do lasu i zamordowali 2 Polaków.
W nocy pomiędzy 27 a 29 sierpnia  1943 roku:
We wsi Zamlicze pow. Horochów miejscowi Ukraińcy zamordowali około 15 Polaków, którzy po rzezi wsi 11 lipca wrócili dokonać żniw.
W nocy z 28 na 29 sierpnia 1943 roku:
W kolonii Szury  pow. Włodzimierz Wołyński został zamordowany wraz z córkami Lolą lat 11 i drugą lat 2 przez UPA leśniczy leśnictwa Pisarzowa Wola  Jabłoński . Żona została zamordowana w niedługim czasie po tym wydarzeniu.(Orłowski..., jw.).
29 sierpnia (prawosławne święto Wniebowzięcia NMP) 1943 roku:
W kol. Adamówka pow. Kowel podczas drugiego napadu Ukraińcy zamordowali co najmniej 14 Polaków.
W kol. Aleksandrówka pow. Kowel podczas drugiego napadu  zamordowali ponad 30 Polaków.
W kol. Antonówka pow. Kowel zamordowali co najmniej 15 Polaków, w tym 3 rodziny.
W kol. Augustów pow. Horochów zamordowali 7-osobową rodzinę polską. Świadek Kajetan Cis, ukryty w kopie zboża złożonej z dziesięciu snopków widział nieudaną próbę ucieczki rodziny Malinowskich. Rodzina ta liczyła 7 osób: rodziców, teściową i dzieci lat: 2. 3, 4 i 5. „Rozjuszona banda, jeszcze okrwawiona i rozgrzana we Władysławówce - widłami, siekierami, sierpami i kosami - zabijała, maltretowała tę rodzinę; kobiety, żonę Malinowskiego i teściową, rozebrali do naga i gwałcili - chyba gwałcili już nieżywe kobiety, bo leżały bez ruchu i co raz jakiś ryzun kładł się na nie, były całe we krwi. Żywe dzieci podnosili na widłach do góry - straszny krzyk (...). Kilku ryzunów poznałem - mieszkali w przyległych wioskach, sąsiedzi”. (Siemaszko..., , s. 1237).
W kol. Czmykos pow. Luboml upowcy razem z chłopami ukraińskimi z okolicznych wsi Czmykos, Sztuń, Radziechów, Olesk i Wydźgów wymordowali około 200 Polaków. Napadem kierował sotnik Pokrowśkyj, syn duchownego prawosławnego ze wsi Sztuń, oraz „Lis”, były gajowy. Rano miejscowi Ukraińcy zrobili rozeznanie wśród Polaków. Do Stanisława i Julii Król przyszedł znajomy Ukrainiec pożyczyć chleb, a za kilka godzin ten sam mordował łopatą ich córkę. Kolonia została otoczona pierścieniem strzelców UPA, który uniemożliwiał ucieczki. Grupy napastników w liczbie 10 – 20 na jedno gospodarstwo rozeszły się po kolonii i mordowały w okrutny sposób siekierami, widłami, kosami, drągami i innymi narzędziami gospodarskimi – tam, gdzie ofiary dopadnięto: w mieszkaniach, na podwórkach, na polu. Grupę dziewcząt i kobiet spędzono do szkoły, gdzie po zgwałceniu i zmaltretowaniu, zwłoki wrzucono do szkolnej ubikacji. Sprzęty, wozy, żywność, ubrania, buty oraz inwentarz żywy rozgrabili upowcy i mieszkańcy sąsiednich wsi ukraińskich. W późniejszym czasie kolonia została spalona. Eugeniusz Król, lat 12, został przybity za ręce, nogi i szyję do drzwi w kuchni. Helenę Greczkowską, lat 20, zarąbał siekierą znajomy Ukrainiec ze wsi Czmykos (Siemaszko..., s. 490 – 492). Zofia Wąs z d. Król, jako świadek pisze o sobie w osobie trzeciej: „Zofia Król, lat 7 i Janina Kotas, lat 12 bawiły się w sadzie lalkami. Nagle zaczęły dochodzić dziwne odgłosy. Starsza dziewczynka, Janina Kotas, zidentyfikowała, że są to banderowcy. Nagle jeden z nich pojawił się w sadzie, gdzie bawiły się dziewczynki (znany dziewczynkom, gdyż pochodził ze wsi Czmykos, gdzie mieszkali w większości Ukraińcy). Ten człowiek był tego samego dnia rano u państwa Królów – chciał pożyczyć chleb. Pani Julia Król, lat 29, matka Zofii dała mu cały bochenek, podziękował i wyszedł. W sadzie ów Ukrainiec zapytał, czy rodzice są w domu. Zofia odpowiedziała, że tak. Dalej już nic nie pamięta. Jak się okazało później, dostała w tył głowy łopatą, co spowodowało utratę świadomości i wstrząs mózgu. Gdy Zofia odzyskała przytomność, było jeszcze widno, okazało się, że wraz z koleżanką zostały przysypane ziemią w niewielkim rowie. /.../ Janina Kotas leżała na Zofii z odciętymi w połowie łydek nogami. Dostała przez chwilę drgawek i przestała się odzywać, prawdopodobnie już nie żyła. Zofia wydostała się z prowizorycznego grobu i poszła do domu. Zorientowała się, że w domu są jeszcze banderowcy, więc wystraszona schowała się w konopie. Jak już wszystko ucichło, ponownie Zofia wybrała się do domu. I co zastała? Mama Julia Król, lat 29, z domu Greczkowska, leżała na podłodze cała zakrwawiona z nożem w piersi, już nie oddychała. Brat, Eugeniusz Król, lat 12 został przybity za szyję i ręce do drzwi w kuchni, również już nie żył. Tata Stanisław Król, lat 38 leżał koło pasieki, najprawdopodobniej przerżnięty piłą, jeszcze żył. Jak zobaczył Zofię, zaczął krzyczeć, żeby uciekała do babci. Zofia pobiegła najpierw do Marii Danielak, swojej matki chrzestnej. W domu nikogo nie było, na podłodze leżało tylko jakieś dziecko, całe porozrywane (głowa, nogi, ręce – osobno). Następnie Zofia pobiegła do swojej babki Katarzyny Król i dziadka Antoniego króla, tam też nikogo nie było, tylko pełno krwi wszędzie. Następnie Zofia pobiegła do drugiej swojej babki Zofii Greczkowskiej i dziadka Feliksa Greczkowskiego. Po drodze spotkała swoją koleżankę Amelkę, lat 5 i jej siostrę Annę. Lat 3, Góral. Za chwilę wyszedł, wyłonił się nagle, jakiś Ukrainiec i zaczął strzelać. Anna Góral, lat 3 zginęła na miejscu. Amelka Góral została postrzelona w ręce. Przed kulami uchroniła się jedynie Zofia. Zofia z ranną Amelką poszły do domu Greczkowskich, w którym też nikogo nie było. Po drodze napotkały leżącą, już nie żyjącą, kobietę z małym dzieckiem przy piersi. Dziecko jeszcze żyło. Następnie poszły do domu Amelki Góral i tam się schowały w kryjówce pod podłogą. Przesiedziały tam całą noc. Na drugi dzień poszły do Lubomla, do ciotki Zofii”. Było to 12 kilometrów, dotarły tam w bardzo złym stanie, do cioci Zofii o nazwisku Wichruk z d. Król (Siemaszko..., s. 1180).
We wsi Derno pow. Łuck zamordowali 19-letniego Polaka.
W kol. Ewin pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali co najmniej 8 Polaków. „ Moja Mama Jadwiga oraz tato Jan opowiadali mi osobiście we Włodziemierzu Wołyńskim, że rodzona siostra mojej mamy Leokadia z domu Kaliniak lat około 30, została zamordowana przez czterech Ukraińców niedaleko Swojczowa, we wsi Ewin. To było podczas rzezi ukraińskich w 1943 r. Opowiadali o jej śmierci tak: "Dwóch Ukraińców ją trzymało, a dwóch przerzynało piłą na pół i tak Lodzię zamęczyli na śmierć!" Leokadia wyszła za mąż i miała swoje dzieci, niestety nie pamiętam już dziś ile.” Nazywam się Czesław Albingier, Urodziłem się 09. 01. 1931 r. we wsi Sierakówka, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński.. /.../  W Swojczowie mieszkała też Leokadia z domu Kaleniak, najmłodsza siostra rodzona mojej mamy Jadwigi. Moi rodzice opowiadali mi, że Leokodia była bardzo piękną kobietą i jeszcze przed II wojną światową wyszła za mąż. Wraz z mężem mieszkali w bliskich okolicach Swojczowa. Podczas rzezi także ich dom, został napadnięty przez ukraińskich nacjonalistów. W trakcie napadu zastrzelono jej młodego męża, a ją Ukraińcy zabrali do lasu i przez miesiąc czasu gwałcili. Potem ją okrutnie zamordowali.” (Wspomnienia Wacławy Roch i Czesława Albingiera ze wsi Sierakówka w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1938 – 1944. Wysłuchał i spisał Sławomir Tomasz Roch, 2009 r. W;  http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/sierakowka-roch_waclawa_i_czeslaw.html ) Latem 1943 r. banderowcy okrążyli ich wieś, a następnie uzbrojeni w przeróżną broń wchodzili do wsi i mordowali dosłownie wszystkich, których spotkali na swojej drodze. Mordercy nie oszczędzali nikogo, ani kobiet, ani dzieci. Kazia opowiadała mi osobiście, że także ich dom został napadnięty przez ukraińskich nacjonalistów. Ona i jej mąż rzucili się do ucieczki. Stanisław chwycił na ręce malutką jeszcze Alfredę, miała wtedy około 1,5 roczku i zaczął szybko uciekać, byle dalej od domu. Niestety zauważyli go oprawcy i celnie posłali mu śmiertelną kulę, gdy padał na ziemię, albo resztką przytomności, albo za przyczyną autentycznego cudu, przykrył swoim ciałem niemowlę, nie czyniąc mu przy tym większej szkody. Kazimiera tymczasem była ukryta w schronie, bądź w najbliższej okolicy i przeżyła napad. Po odejściu bandziorów odnalazła dziecko pod ciałem zastrzelonego męża.” (Sławomir Tomasz Roch: Beri szablu, beri nyż, spotkasz Lacha taj zariż!; w: http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/beri-szablu-beri-nyz-spotkasz-lacha-taj-zarisz ). W. i E. Siemaszko na s. 917 podają, że Ukraińcy siekierami i widłami zamordowali 5 Polaków: Józefa Litwińczuka lat 29, Stanisława Traczyńskiego lat 62, jego żonę Antoninę lat 60, syna Leona lat 38 i córkę Feliksę lat 18.
W kol. Głęboczyca pow. Włodzimierz Wołyński „powstańcy ukraińscy” razem z chłopami ukraińskimi z sąsiednich wsi wymordowali około 250 Polaków – „od niemowląt” (np. dziecko Bolesławy Zarzyckiej), „po starców” (np. 96-letnia wdowa Kazańska). Napad miał miejsce o świcie, zabijali siekierami, widłami, nożami, szpadlami, drągami itp. Ofiary bestialsko torturowali, obcinali języki, ręce, nogi; na wpół żywych wrzucali do dołów, które zasypywali. Ranną 11-letnią Anię Krakowiak zakopali żywcem. Małemu dziecku Jana i Anieli Sławskich roztrzaskali główkę o słup (Siemaszko..., s. 872 – 874). „W ostatnich dniach sierpnia 1943 roku w niedzielę przed świtem, prawie już wstawał dzień, obudziły mnie odgłosy echa krzyku sąsiedzkich gęsi. Zaniepokoiłem się bardzo tym rannym donośnym hałasem. Zrywam się ze swojego legowiska w stodole i wybiegam na podwórze. Wpadam do śpiącej rodziny w mieszkaniu i stanowczo wszystkich głośno budzę. Matka bardzo strwożona zabiera z posłania młodsze rodzeństwo, chwyta, co było pod ręką z ich ubrań i ucieka w kierunku rzeki Turii. Po drodze przed rzeką, na polu złożonego już w kopy zboża, ukrywa się z młodszym rodzeństwem w tych kopach. Zrozpaczona mówi do mnie, żebym uciekał do naszego kuzyna Józefa Chojnackiego, który mieszkał na wschodniej krawędzi wsi Głęboczycy. Było to od nas niedaleko, około 1,5 kilometra. Po kilkunastu minutach dobiegam do domu Chojnackich. W domu kuzyna nikogo nie zastaję, spostrzegam, że wszystkie drzwi w pomieszczeniach są pootwierane i widzę, że zostały opuszczone tak samo jak nasze. Wtedy nie zastałem z nich nikogo. Dopiero później dowiedziałem się od mojego stryja Stanisława Winiarskiego, któremu również banda UPA wyrżnęła rodzinę, gdy on był wcześniej, wyszedł z domu do obrządku inwentarza. Ukryty w oborze widział, jak mordują jego małoletnie dzieci i rodzinę swojego sąsiada, mojego kuzyna Chojnackiego. Twierdził, że w czasie rąbania siekierami jego rodziny Chojnackiemu z rodziną udaje się niepostrzeżenie wypaść z domu do dobrze krzewami zarośniętego ogrodu. Pod osłoną drzew wbiegają do stojących dziesiątek ze zbożem, w których wszyscy się ukrywają. Może byłoby się im udało zachować życie, gdyby nie pozostawiony w zagrodzie uwiązany na łańcuchu pies, który donośnie wył. Bandyci wpadają do mieszkania, w którym nie było kogo rąbać. Zainteresowali się wyciem psa. Chwytają go i wypuszczają z uwięzi. Pies wyrywa się bandytom i pogonił do tych ukrytych w zbożu. Nie było dla nich ratunku. Banda UPA z Ukraińcami z Dulib i Turyczan morduje. Samego kuzyna Chojnackiego, z wściekłości chyba, że się ukrył, przywiązano łańcuchem do uprzęży konia i tak go wleczono za galopującym zwierzęciem, aż zostały z niego tylko nagie strzępy ciała. Od Chojnackich, których już nie zastałem, wracam w kierunku rzeki. Jadę przez pole, w którym ukrywała się matka z rodzeństwem. Penetruję kilka dziesiątek i widzę, że najdroższa mi osoba, moja Matula, w jednej z dziesiątek zboża leży już nieżywa. Uderzona została ostrzem siekiery bardzo głęboko przez środek głowy, nie dając żadnego ruchu i znaku życia. Rana na głowie jest okropnie opuchnięta, że głowa rozdwaja się z widocznym na wierzchu zakrwawionym mózgiem zalanym zakrzepłą krwią. Nie mogę na ten przerażający widok patrzeć, na tak straszną śmierć mojej Matuli, krwią całej zalanej. Z trwogą, że nie mogę jej już w niczym pomóc, w przerażeniu z obawą zaglądam do innych kup zboża za rodzeństwem. Za siostrami Danutą, lat 6, Czesławą, lat 4 oraz braćmi Janem, lat 14 i Albinem, 2 lata. Żadnego z nich nie odnalazłem. Okropnie strwożony wracałem do domu. Ubieram się w lepszą i grubszą odzież, z domu biorę, co jest pod ręką, trochę żywności i bochenek chleba. Udaję się za rzekę Turię do swego znajomego, Wojtowicza, który za żonę ma Ukrainkę. U Wojtowiczów ukrywam się w stodole, pełnej już zwiezionego z pola zboża. Przebywa już tam ukrytych osiem osób z pobliskich wsi polskich. Niektórzy z nich byli mi znajomymi. Z Głęboczycy naszej Jan Żuk, starszy ze Słowikówki, Kraszewski, lat 18 i Wdowiak, parę lat starszy ode mnie. U Wojtowicza ukrywamy się do paru dni, po których, na pewno przez donos jego żony Ukrainki, zostajemy wszyscy wykryci. Przyjeżdżają po nas upowcy wozem konnym i zabierają wszystkich nas do sądu na śledztwo. Sąd ten mieści się w lesie w opuszczonej gajówce. Jedziemy pod nadzorem UPA, przejeżdżamy po drodze przez pole gęstego łubinu. Widzimy, jak łubin ten przeszukują upowcy z karabinami i kilka grup chłopów z siekierami. Niektórzy z nich niosą oprawione na trzonkach haki, niby bosaki. Widzimy, jak w czasie penetrowania łubinu wykryto kilka ukrywających się dzieci. Były to dzieci Maszki i Szczepańskiego z Głęboczycy. Wszyscy oni w tym łubinie na miejscu zostają zarąbani siekierami albo mordowani hakami. W gajówce upowcy prowadzą z nami śledztwo przez parę dni, każdego z osobna pytali o udział nasz w armii, czy posiadanie broni. Nikt z nas nie mógł odpowiedzieć na żadne z pytań, gdyż z tym się nie spotkał. Nakłaniają nas, byśmy przystępowali do ich organizacji. Po kilku dniach śledztwa przewożą wszystkich do Hajek. Zbliżał się już wieczór. W Hajkach było już ciemno. Umieszczają nas w obszernej zamkniętej pustej oborze. Pod osłoną nocy, która tak nam się trafiła, że była bardzo ciemna i deszczowa, decydujemy i szukamy sposobu i możliwości jakiejś, aby się z tej obory wydostać. Po północy udaje się nam podważyć jedną z bel w ścianie chlewu; przez kilku z nas podważana ustąpiła. W ten sposób, jak najszybciej udaje się nam prawie czołganiem, cicho wydostać poza obręb zabudowań. Pod osłoną nocy udaje się całej grupie, po kilku, przejść w kierunku na Włodzimierz Wołyński.” (Józef Winiarski; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów III, Kraków 2009, s. 349-357; za:  http://wolyn.btx.pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/783-w-gboczycy-w-ostatnich-dniach-sierpnia.html ).
W kol. Grabina pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wiosek wymordowali ponad 150 Polaków.
W pobliżu wsi Hołuby pow. Kowel zamordowali kilkunastu Polaków.
We wsi Hulewicze pow. Kowel zamordowali 7 rodzin polskich (25 – 30 Polaków).
We wsi Iwanówka pow. Kowel zamordowali 10 Polaków: 7-osobową rodzinę z 5 dzieci oraz matkę z 2 dzieci.
We wsi Jagodno pow. Włodzimierz Wołyński używając siekier, noży i wideł zamordowali co najmniej 13 Polaków.
W kol. Janin Bór pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali około 30 Polaków, którzy nie opuścili swoich domów.
W kol. Jasienówka pow. Włodzimierz Wołyński wyrżnęli całą polską kolonię (co najmniej 137 Polaków) - chociaż w lipcu upowcy zwołali zebrania Polaków z tej wsi oraz ze wsi Sokołówka i zapewniali, że Polacy mogą spokojnie pracować, nie bać się o swoje życie, bo nad ich bezpieczeństwem czuwają.
W kol. Kamilówka pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 36 Polaków, głownie kobiety i dzieci.
We wsi Kohylno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali mieszkające na terenie tartaku  dwie rodziny liczace 10 osób, w tym trzy siostry Wesołowskie: 10-letnią Aleksandrę, 11-letnią Walentynę i 12-letnią Halinę oraz ich 71-letnią babkę (od strony matki) Antoninę Ryś. „Równocześnie zamordowano 7 rodzin , tj. dwadzieścia kilka osób NN, mieszkających w budynkach pożydowskich byłego właściciela tartaku Kaca (Siemaszko..., s. 923). Prawdopodobnie wśród nich była rodzina Drabików: matka, 2 córki i 2 synów.  „Pamiętam, że poszłam w niedzielę rano do kościoła, tam zobaczyła mnie Wesołowska, kiwnęła na mnie głową, a gdy wyszłam ze świątyni, pytała mnie czy wiem, że był pogrom na Teresinie? Ona to właśnie opowiadała mi także, jak zginął jej mąż i kilku innych Polaków, mówiła tak: „Ukraińcy zamordowali mojego męża oraz kilku innych Polaków na Tartaku Kohyleńskim. Powrzucali Ich do studni, a potem rozerwali Ich granatami!”. Długo z nią nie rozmawiałam, a ona jeszcze tylko dodała: „Czy wy wiecie, że Twoje siostry, też zostały już zamordowane na Teresinie?” (http://wolyn.btx. pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/251-wspomnienia-heleny-wojtowicz-z-d-karbowiak-z-osady-budki-kohyleskie-w-pow-wodzimierz.html).
W kol. Kowalówka pow. Kowel zamordowali 15 Polaków, w tym 8-osobową rodzinę. Inni: „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci, w Kowalówce na 23 rodziny 32 osoby zamordowane. Rodzina Czarneckich wymordowana cała; ojciec rodziny Jan Czarnecki – lat 55, żona Dominika  - lat 53, córka Maria, mężatka – lat 23, córka Walentyna lat 19, dwaj synowie, bliźniaki Marian i Eugeniusz po 14 lat, najmłodsza córeczka Marii – Krystyna – lat 3. Uratował się tylko syn Staszek – lat 21, w tym czasie nieobecny”. (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ).
We wsi Koźlenicze pow. Kowel wymordowali za pomocą bagnetów kilka rodzin polskich, liczy ofiar nie ustalono, około 20 zwłok przywiezionych zostało na dwóch wozach drabiniastych do Powurska.
W kol. Laski pow. Kowel wymordowali 8 rodzin polskich, 42 Polaków.
We wsi Lityń pow. Kowel zamordowali 20 Polaków; zakłuli matkę dwóch zamordowanych trzy dni wcześniej synów oraz ich ojczyma; w dole z ich zwłokami znajdowały się 3 inne zwłoki, a obok w dole zwłoki 15 osób.
W kol. Ludmiłpol pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z Gnojna za pomocą siekier, bagnetów i innych narzędzi wymordowali 104 Polaków. "Franciszek Walczak mieszkał w Ludmiłpolu, on i jego rodzina byli Polakami. /.../ Trzech Ukraińców wjechało na jego podwórko, właśnie w tym czasie z domu na podwórko wyszła jego żona Gustafa lat ok. 22 z malutkim dzieckiem na ręku. Wyraźnie nie wiedziała jeszcze co jej grozi. Gdy trzej Ukraińcy, każdy uzbrojony w siekierę, zobaczyli ją przed domem, szybko pojmali ją i wtedy jeden z nich powiedział do niej tak: "O jak ty się ładnie ubrałaś. Twoja suknia będzie dla mojej żony". Drugi dodał zaraz: "Twoje buty będą dla mojej żony". Wtedy trzeci z nich powiedział stanowczo: "Prędzej bij!". Ukrainiec uderzył najpierw siekierą dziecko, które Gustka trzymała w rękach. Niemowlę wypadło jej z rąk i upadło ogłuszone na ziemię, jednak ożyło i zaczęło raczkować. Jeden z oprawców powiedział zaraz: "Dobij dziecko, bo ożyło!". Ukrainiec uderzył jeszcze raz siekierą i tym razem skutecznie. Zaraz potem zarąbali Gustafę, żonę Franciszka, który to wszystko widział i słyszał ze schronu. Przebieg tej zbrodni Walczak opowiadał mi osobiście we Włodzimierzu Wołyńskim jeszcze w sierpniu 1943 r. zaraz po jego przybyciu do miasta. Z tego co nam opowiadał, zorientowaliśmy się, że napad na Ludmiłpol był w pierwszych dniach sierpnia 1943 r. Franek mówił nam także, że rozpoznał znajomych chłopów Ukraińców z Kohylna, jego zdaniem to oni mordowali polskich mieszkańców Ludmiłpola” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relację spisał Sławomir Tomasz Roch.). „Napad na naszą wieś Ludmiłpol był w lipcu 1943 r. Po wojnie spotkałam się z Franciszkiem Walczakiem, /.../ zaczął mi opowiadać przebieg tych tragicznych wydarzeń, mówił tak: "Ja i moja żona Gustka schowaliśmy się w stodole w schronach. Kiedy Ukraińcy przyszli na nasze podwórko, szukali także w naszej stodole Polaków. Ja siedziałem w jednym schronie, a żona z dzieckiem w drugim, tuż obok mnie. Gdy Ukraińcy przeszukiwali stodołę, odezwało się nasze malutkie dziecko, mój syn miał tylko 1 roczek i nic nie rozumiał. Gdy Ukraińcy usłyszeli płacz dziecka, znaleźli żonę i kazali jej wychodzić z ukrycia. Jak tylko Gustka wyszła do Ukraińców, oni zabrali ją na podwórko i tam okrutnie ich zamordowali. Oprawcy podczas tego napadu zamordowali też mojego ojca, miał wtedy lat ok. 70” (Maria Roch z d. Tymoczko, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; relację spisał Sławomir Tomasz Roch.). W. i E. Siemaszko na s. 923 – 924 opisując kolonię Ludmiłpol podają jako datę napadu 29 sierpnia i nie wymieniają powyższej zbrodni. Maria Roch dokumentuje także losy każdej rodziny polskiej zamieszkałej w Ludwilpolu.                           
„PLAN LUDMIŁPOLA STRONA LEWA
DOM 22 Wojciech Puzio lat ok. 60, był sołtysem i został zamordowany przez Ukraińców. Jego syn Franciszek lat ok. 30, w nocy został zabrany do sztabu UPA w Świniarzynie. Już więcej nie wrócił, przypuszczalnie został wtedy zamordowany. Drugi syn Bronisław lat ok. 25. uciekł.
D 21 Dyjer lat 50 i jego żona lat 45 i ich dzieci: córka Wacława lat ok. 20 i Dyzia lat ok. 18. Wszyscy zostali zamordowani przez Ukraińców. /.../
D 15  Myśliński lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 oraz ich dzieci: syn lat ok. 15. Wszyscy prawdopodobnie zostali zamordowani przez Ukraińców.
D 14  Szczepański Stanisław lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich dzieci: córka lat ok. 10 i druga córka lat ok. 8. Ta rodzina też została prawdopodobnie zamordowana przez Ukraińców. Wcześniej nasiedlona została.
D 13 Tymoczko Monika i Filip lat ok. 80, moi ukochani rodzice, którzy zaginęli bez wieści, prawdopodobnie zamordowani przez Ukraińców./.../
D 6 Bolesław Jankowski lat ok. 40 i jego żona Zofia lat ok. 35 oraz ich dzieci. Ta polska rodzina cała została zamordowana.
D 5 Helena Sawa lat ok. 30 i jej mąż Marian Mikoś lat ok. 35. To było polskie, młode jeszcze małżeństwo i wydaje mi się, że oni zostali zamordowani. Matka Heli lat ok. 60. Słyszałam, że razem z nią pobite zostały także inne małe dzieci. /.../
D 2 Giemza lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich dzieci: córka Eugenia lat ok. 23, druga córka Stefania lat ok. 18. Polska rodzina zamordowana przez Ukraińców.
D 1 Balicki lat ok. 60 i jego żona lat ok. 50 i ich dzieci: córka Janina lat ok. 16 i druga córka lat ok. 6. Polska rodzina, rodzice zostali zamordowani przez Ukraińców. Trzecia córka Maria i jej mąż uciekli z domu.
PLAN LUDMIŁPOLA STRONA PRAWA
/.../ D 2 Józef Klepaczek lat ok. 60 i jego żona lat ok. 55 i ich dzieci: córka Halena lat ok. 25, dzieci było więcej, ale ich imion nie pamiętam. Polska rodzina wszyscy zostali zamordowani. Słyszałam od ludzi, że podobno chodził ich mordować Ukrainiec Waremczuk.
D 3 Umański lat ok. 50 i jego żona lat ok. 45 i ich troje dzieci. Rodzina polska prawdopodobnie zamordowana przez Ukraińców. Umański był kierownikiem tartaku u Kaca.
D 4 Józef Feliksiak lat ok. 45 i jego żona lat ok. 40 i ich dzieci. Polska rodzina prawdopodobnie wymordowana przez Ukraińców. Józef Feliksiak jeszcze przed napadem na wieś został zabrany przez Ukraińców do lasu i tam zabity. Feliksiakowie mieli jednego synka lat ok. 2, został zabity przez Ukraińców. /.../
D 15 Wdowiec Walczak lat ok. 60, jego żona Hanna umarła wcześniej i ich dzieci: syn Wiktor i jego żona Katarzyna, przeżyli napad i po wojnie uciekli do Jarosławia. Drugi syn Franciszek lat ok. 30 i jego żona Augustyna lat ok. 20 oraz ich 1 roczny synek. Augustyna i jej niemowlę zostali zamordowani w czasie pogromu przez atakujących bandytów ukraińskich. Z pogromu uciekł trzeci syn Bronisław lat 18. W czasie napadu zginął także ojciec tej polskiej rodziny wdowiec Walczak”
(Maria Roch z d. Tymoczko, w: jw.). „Ilu było Ukraińców, nie wiem. Gdy tylko zeszli z wyżek na dół do obory, posłyszałem charczenie podobne do zarzynanego zwierzęcia. Podejrzewam, że to właśnie tak charczał mój brat Wacek, którego oni zabili zaraz w oborze. Zaraz też usłyszałem krzyk na podwórku. Ostrożnie zrobiłem małą dziurkę w strzesze i patrzyłem, co tam się dzieje. Zobaczyłem mamę i siostrę, których Ukraińcy wyprowadzili z domu. One pewnie też już wiedziały, co ich czeka z rąk tych„nocnych gości”, dlatego krzyczały, a może w ten sposób chciały ostrzec nas, nie wiem. Zobaczyłem, że Ukraińcy wrzucają je do studni, która była na podwórku. Nie wiem, czy przed wrzuceniem zostały one zabite, czy też wrzucili je tam żywe. Po tym mordzie, ja nie schodziłem z tych wyżek, bałem się, czy tam gdzieś jeszcze nie ma Ukraińców. Przesiedziałem w tej koniczynie na tych wyżkach do rana.” („Wspomnienia Bolesława Sawa z kolonii Ludmiłpol w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu  1935 – 1945”, jw.).
W kol. Łany pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Majdan pow. Drohobycz zamordowali w leśniczówce 3-osobową rodzinę polską: ojca z 23-letnim synem i 20-letnią synową będącą w 6 miesiącu ciąży.
We wsi Majdan pow. Nadwórna zastrzelili Polaka, kierownika kopalni.
W kol. Majdan Hulewiczowski pow. Kowel zamordowali 16 Polaków (5 rodzin).
W kol. Mielnica pow. Kowel zamordowali około 40 Polaków i spalili wszystkie zabudowania.
W miasteczku Mielnica pow. Kowel zamordowali ponad 105 Polaków: w jednym grobie odkryto 98 zwłok, w drugim 7 zwłok.
W kol. Mikołajpol pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali kilka rodzin polskich, co najmniej 33 Polaków.
We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 73 Polaków. Patrz: „W nocy z 29 na 30 sierpnia 1943 roku”.
W kol. Montówka pow. Włodzimierz Wołyński prawdopodobnie 29 sierpnia 1943 roku UPA zamordowała ok. 300 Polaków: „Z ponad 40 osobową grupą Wołyniaków i księdzem Puzonem byliśmy w zeszłym tygodniu w dwóch wioskach: Kolonii Montówka i Soroczyn. To teraz szczere pole. Dookoła – oprócz nas – ani jednej żywej duszy” (Leszek Wójtowicz: „Krzyże pamięci”, w: „Dziennik Lubelski” z 25 października 2005). W. i E. Siemaszko w ogóle nie wymieniają tej miejscowości w swojej książce.
W kol. Myszno pow. Włodzimierz Wołyński zastrzelili uciekającego z innej wsi Polaka.
W kol. Niebrzydów pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6-osobową rodzinę polską z 4 dzieci lat: 3, 10, 12 i 14.
W kol. Nowojanka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polki: 37-letnią matkę z jej 11-letnią córką.
W majątku Nowy Dwór pow. Kowel upowcy i sąsiedzi – Ukraińcy obrabowali gospodarstwa i zamordowali 36 Polaków, w tym całe rodziny; 17 dzieci i starców zakłuł bagnetem upowiec ze wsi Nowy Dwór Niunio Jarmuł.
We wsi Nowy Dwór pow. Kowel Ukraińcy zamordowali małżeństwo polskie, pozostali Polacy (6 rodzin) wcześniej zdążyli uciec ze wsi.
We wsi Okorsk pow. Łuck upowcy zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
We wsi Olesk pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 22 Polaków, w tym 4 rodziny.
W kol. Oseredek Nowy pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 15 Polaków, w tym uprowadzili do lasu i zamordowali 23-letniego mężczyznę i 35-letnią kobietę.
We wsi Ozierany pow. Kowel zamordowali Polkę uciekającą z Aleksandrówki.
W kol. Pniaki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy w ciągu dwóch dni zamordowali co najmniej 41 Polaków; pierwszego dnia mordowali mężczyzn, drugiego dnia kobiety i dzieci; m.in. 10-osobową rodzinę z 8 dzieci i 8-osobową z 6 dzieci.
W kol. Podiwanówka pow. Kowel zamordowali około 24 Polaków, kilka rodzin.
W kol. Podryże pow. Kowel wymordowali mieszkające tutaj 19 rodzin polskich, tj. około 96 Polaków.
We wsi Połapy pow. Luboml podczas uroczystości odpustowych w cerkwi prawosławnej pop poświęcił siekiery, noże i inne narzędzia zbrodni, po czym Ukraińcy zamordowali 1 Polaka, a następnego dnia które zostały na „proklatych lachiw” następnego dnia podczas rzezi ponad tysiąca Polaków we wsi Ostrów i Wola Ostrowiecka. W kazaniu mówił o „żniwach i wycinaniu kąkolu z pszenicy” (Siemaszko..., s. 528 – 529).
We wsi Przekurka pow. Luboml zamordowali 2 Polaków.
We wsi Przewały pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zaatakowali ludność polską zgromadzoną w kościele i zamordowali 54 Polaków; we wsi ofiar było znacznie więcej; „Jeden z Ukraińców nadział dziecko polskie na widły i podniósł w górę, krzycząc: dywyś, polski oroł” (Siemaszko..., s. 879).
W kol. Radowicze pow. Kowel zamordowali Polkę bronującą pole, żonę Ukraińca.
We wsi Sitowicze pow. Kowel zamordowali 4 Polaków, w tym 80-letnią kobietę.
W kol. Słowikówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali około 100 Polaków.
W kol. Sokołówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i chłopi ukraińscy z sąsiednich wsi otoczyli wieś i wymordowali około 200 Polaków „od niemowlęcia po starca”. Karol Chwała opisuje zagładę wsi Sokołówka gm. Olesk. Jeszcze w lipcu 1943 r. upowcy zwołali zebranie Polaków, mieszkańców Sokołówki i Jasienówki w sąsiedniej ukraińskiej wsi Krać i zapewnili, że Polacy mogą spokojnie pracować, nie bać się o swoje życie, bo nad ich bezpieczeństwem czuwają Ukraińcy. Wyjaśniali, że wieści jakoby Ukraińcy mordowali Polaków są rozpowszechniane przez niemiecką propagandę, a Niemcy przebierają się za partyzantów ukraińskich i mordują Polaków, chcąc w ten sposób skłócić Polaków z Ukraińcami. 28 sierpnia po zakończonych żniwach Ukraińcy kazali wszystkim Polakom zabrać swoje zboże i pojechać do wsi Stawki i Władynopol aby mleć zboże. Tłumaczyli, że w tym dniu młyny będą mleć tylko dla Polaków.  Polacy chętnie skorzystali z tej wiadomości, namęli mąki i powrócili do domów, kładąc się spokojnie spać i niczego nie przeczuwając. Wielu było przekonanych, że nastąpiła zgoda między Ukraińcami i Polakami. Rano wioska została otoczona, a jej mieszkańcy kompletnie wymordowani. Akcją dowodził Mikołaj Dembyćki ze wsi Krać, a wspomagali go chłopi ukraińscy z innych okolicznych wsi, w okrutnych mękach zginęło blisko 200 osób. Świeża, gotowa mąka znalazła się w ukraińskich spichrzach. (Siemaszko...,  s. 880-881).
We wsi Sokół pow. Luboml Ukraińcy zamordowali około 10 Polaków; na drugi dzień cała ludność ukraińska tej wsi wzięła udział w rzezi Polaków w Ostrówkach i Woli Ostrówieckiej.
W kol. Soroczyn pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali ponad 140 Polaków (Siemaszko..., s. 882); „W Soroczynie UPA zamordowała ok. 300 Polaków” (Leszek Wójtowicz: „Krzyże pamięci”, w: „Dziennik Lubelski” z 25 października 2005; podaje on za świadkiem Franciszką Prus z Włodzimierza Wołyńskiego).
W kol. Stanisławów pow. Włodzimierz Wołyński  upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali około 150 Polaków. „Pierwszą ofiarą był Piotr Bronicki, któremu jeden upowiec usiadł na głowie, drugi na nogach, a dwóch przerznęło go pilą. Następną ofiarą był Józef Pogrzebski, którego zarąbano siekierą. W podobny sposób mordowano pozostałych ludzi” (Siemaszko..., s. 882 – 884).
We wsi Staweczki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy i miejscowi Ukraińcy zamordowali głownie za pomocą siekier 27 Polaków.
We wsi Sztuń pow. Luboml pop Pokrowśkyj dokonał w tamtejszej cerkwi poświęcenia noży, kos, sierpów i siekier i rozdał te narzędzia „wiernym synom prawosławia” do wymordowania nimi „Lachów co do łapy”. Tego samego dnia narzędzia zbrodni zostały użyte podczas rzezi ludności polskiej w kolonii Czmykos, a dzień później w Ostrówkach, Woli Ostrowieckiej i innych miejscowościach (Siemaszko..., s. 499).
W kol. Szury pow. Włodzimierz Wołyński upowcy siekierami i nożami wymordowali kilka rodzin polskich, około 35 Polaków.
W kol. Święte Jezioro pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 5 starszych  Polaków, w tym przez odrąbanie głów matkę i babkę Ludwika Zalewskiego.
W kol. Świętocin pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z miejscowymi Ukraińcami siekierami, pikami, piłami do rżnięcia drzewa itp. wymordowali około 100 Polaków. „Partyzanci ukraińscy” przygotowali do „walki” specjalny rodzaj broni: długie żelazne szpice, którymi kłuli „polskich okupantów” poukrywanych w słomie lub sianie. Uprowadzali także całe rodziny polskie do pobliskiej leśniczówki i tam je mordowali. ”W tejże leśniczówce znajdowało się wówczas kilkoro małych dzieci przybitych do ścian za ręce i nogi, już martwych” (Siemaszko..., s. 940).
W kol. Teresin pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z Kohylna i Gnojna siekierami, bagnetami i innymi narzędziami oraz paląc żywcem wymordowali co najmniej 207 Polaków;  troje dzieci w wieku: 1,5 roku oraz 5 i 8 lat Ukrainiec zakopał żywcem w ziemi (Siemaszko..., s. 941 – 942). „Z rodziny Antoniaków zginął wtedy Jan lat około 40, jego żona Marianna lat około 35 oraz obaj synowie Witold lat około 11 i Stanisław lat około 12. Kazimierz Umański: „Z mojej rodziny zginęli wtedy moja mama, mój brat Tadeusz i siostra Zofia”. Mama Kazika miała chyba na imię Anna lat ok. 50, jego brat Tadeusz mógł mieć lat około 20, natomiast siostra Zosia mogła mieć wtedy około 18 lat.  Witold Wesołowski: „Raniutko do naszego domu włamało się gwałtownie kilku uzbrojonych w siekiery Ukraińców. Włamali się przez okna i drzwi i bez żadnych słów zaczęli mordować moją rodzinę, kogo popadli pierwszego. Ja właśnie byłem w kuchni, gdzie spałem na łóżku. Nagle odczułem, że zostałem uderzony w głowę czymś twardym, jednak nie straciłem przytomności obsuwając się z łóżka, schowałem się za drzwi. W tym czasie, w drugim pokoju, ukraińscy zbrodniarze siekierami rąbali resztę mojej najbliższej rodziny. Bardzo wyraźnie słyszałem potworne wręcz piski i krzyki moich rodziców i rodzeństwa właśnie zarzynanych bez litości. Po chwili wszystko ucichło, a Ukraińcy wyskoczyli z naszego domu i pobiegli do drugiego mieszkania za miedzę, gdzie mieszkała rodzina Topolanków. Z mojej rodziny ukraińscy bandyci zamordowali tego ranka moją mamę, tatę oraz moje rodzeństwo.”  Mama Witolda miała lat około 50, a tato lat około 55, wydaje mi się także, że miał brata lat około 16 oraz siostrę lat około 20. Stanisław Bojko opowiadał mi osobiście losy Róży Bojko z Teresina, która cudem ocalała z rzezi, a którą się później troskliwie zaopiekował i długie lata wychowywał jak swoje własne dziecko: „Róża Bojko i jej starszy brat byli właśnie w domu, gdy nastąpił gwałtowny atak Ukraińców na ich dom i rodzinę. Ukraińscy bandyci włamali się do domu i od razu z miejsca zaczęli mordować domowników. Jej tato Stefan lat około 35 i mama lat około 30 oraz babcia Józefa lat około 70 byli właśnie razem w kuchni. Tam dopadli ich rezuni i zaczęli od razu mordować. Róża bowiem słyszała straszne krzyki i piski dochodzące z kuchni. Zaraz ona i jej brat w wielkim strachu schowali się za szafę, która stała w ich pokoju. Ukraińcy wcale jednak nie szukali w tym pokoju, ale po skończonej robocie wyszli z domu na dwór. Wtedy jej młodszy brat wyszedł z ukrycia na dwór i tam zauważyli go oprawcy i na miejscu zakatrupili. Ona w tym czasie nadal siedziała ukryta za szafą, w pewnym momencie zauważyła jednak, że do ich domu przyszedł sołtys Środa i zaczął rabować ich mienie. Kiedy dziecko zobaczyło znajomego sąsiada, wyszło z ukrycia. Gdy dziewczynka pokazała się sołtysowi, w chwilę później zobaczyła także ciała swojej pomordowanej rodziny, leżały na podwórzu przed domem. Małżeństwo Środów było bezdzietne, zabrał więc sierotę ze sobą do swojego domu. Od tej pory opiekował się nią, a ona pasła dla niego krowy. W tym czasie inne dzieci ukraińskie, wiedząc o tym, że Róża jest polskim dzieckiem czynili jej wiele krzywd i upokorzeń. Dla przykładu dzieci ukraińskie na łące bili ją prętami po nogach oraz dosypywali piachu do chleba, który jadła. Róża cierpiała wśród Ukraińców długo, aż do ponownego wejścia Sowietów na te tereny”. Maria Bojko: „Pamiętam, że atak miał miejsce o świcie, ukraińscy bandyci gwałtownie włamali się do tego domu i z miejsca zaczęli mordować wszystkich po kolei. Najpierw zginęli ci którzy byli w kuchni. Ja w tym momencie byłam w pokoju obok, zaledwie za jednymi drzwiami, gdy usłyszałam nieludzkie wręcz krzyki i piski brutalnie zabijanych ludzi, dochodzące z kuchni. Razem ze mną była wtedy moja córeczka Regina, która miała wtedy zaledwie 9 miesięcy. Instynktownie chwyciłam niemowlę na ręce i ukryłam się z nim w małej piwniczce pod podłogą, do które wejście było właśnie w tym pokoju. Ledwie zdążyłam się tam schronić do naszego pokoju wpadli Ukraińcy, wyraźnie słyszałam ich kroki. Po chwili zaczęli mordować także tych ludzi, którzy dosłownie przed chwilą byli ze mną w pokoju nad nami. To przeżycie jest nie do opowiedzenia, to się działo tuż nad naszymi głowami. Słyszałam krzyki i jęki konających, a przecież tak bliskich mi osób. Nie zapomnę tego do końca mojego życia, tego nie można wprost wymazać z pamięci. Po chwili wszystko ucichło, a ja posłyszałam jak wyciągają ciała pomordowanych ludzi z domu na podwórze. W czasie tej rzezi zamordowano: mojego tatusia Jana, moją mamę Kamilę oraz moją rodzoną siostrę Kazimierę i jej synka i córkę. Zginęli także Tadeusz Świstowski i Zbigniew Świstowski. Słyszałem też od ludzi we Włodzimierzu, jak zginęła rodzina Terleckich. Podczas napadu Bronisław Terlecki lat około 45, nie pozwolił włamać się do swojego domu i razem ze swoim synem Stanisławem lat około 17 stawiał zacięty opór. Ponieważ mieli obaj broń ostrą, przez jakiś czas nie dopuszczali atakujących banderowców do swojego domu, w końcu jednak skończyła im się amunicja i przestali strzelać. Wtedy Ukraińcy podczołgali się pod ich dom i podłożyli ogień, potem spokojnie już pilnowali, aby tylko nikt nie uciekł z płonącego domu. Obaj dzielni obrońcy oraz ich rodzina, zginęli w płomieniach, w tym: żona Terleckiego lat około 35 oraz jego rodzice: ojciec lat około 60 i matka lat około 57. W naszej kolonii Teresin zamieszkał Marian Roch, który pochodził z Zastawia należącego do ukraińskiej, prawosławnej wsi Kohylno. Ożenił się z naszą dziewczyną Anną Rusiecką. Jej mama, z domu Wawrynowicz lat około 60, była rodzoną siostrą mojej mamusi Michaliny. Niestety imion moich dziadków Wawrynowiczów dziś już nie pamiętam. Jej mama została zamordowana w naszej kolonii podczas napadu w sierpniu 1943 r. Na kilka tygodni przed rzezią do domu Mariana Roch przybiegł zupełnie nagi mężczyzna w wieku około 30 lat i natknął się na jego żonę Annę oraz teściową. Gdy go takim ujrzały, obie natychmiast narobiły krzyku, a on zaczął się tłumaczyć, że zna Mariana Rocha i bardzo potrzebuje ich pomocy, mówił przy tym tak: „Mnie i innych Polaków zabrali do lasu Ukraińcy. Tam kazali nam kopać doły, gdy tylko skończyliśmy, będąc już bardzo złych myśli, oprawcy nakazali nam się rozbierać! Gdy i to polecenie posłusznie wykonaliśmy, to wtedy nakazali nam wchodzić do tych dołów. Byłem już niemal pewien, że chcą nas tam wystrzelać, w tych dołach jak kaczki. Nie mając już nic do stracenia, rzuciłem się gwałtownie do ucieczki. Zaskoczeni Ukraińcy strzelali za mną ale żadna kula mnie nie trafiła i zdołałem uciec. Teraz jestem u was ponieważ znam Mariana i spodziewam się, że mi pomożecie.” Marian przyniósł potrzebne ubranie, potem ten człowiek gdzieś zniknął. Nie wiem właściwie co się stało z rodziną Kasperskich, wszelki słuch o nich zaginął ale przypuszczam, że tak jak inni leżą gdzieś na uświęconej krwią ziemi wołyńskiej.” (Eugeniusz Świstowski, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Roch).  „Zbudził nas sąsiad. Wybiegliśmy na podwórko. Nasza rodzina liczyła 6 osób. Byli to rodzice, ja, brat 12-letni, siostra – 1,5 roku i babcia, która przyjechała do nas z Włodzimierza w odwiedziny. Zobaczyliśmy w odległości około 1 km od strony północnej bardzo dużo postaci, jakby chmurę, idących w naszą stronę. Wszyscy pośpiesznie cofnęliśmy się do pokoju, tata zamknął drzwi od wewnątrz. Poklękaliśmy i zaczęliśmy się modlić. Z nami był sąsiad Kasperski. Tata nazywał się Bojko Stefan, mama Stanisława z domu Jankowska, urodzona w Skale pod Ojcowem, brat Edward, siostra Janina, babcia Jankowska Anna. Tata wziął siekierę i chciał uciekać przez okno, ale dom w szybkim czasie został otoczony przez banderowców uzbrojonych w kosy, siekiery, łopaty i inne narzędzia zbrodni. Wywołano babcię po nazwisku. Odpowiedziała: „Jestem kobietą i boję się wyjść”, ale w końcu poszła. Ja za sąsiadem uciekłam na strych. Próbowaliśmy schować się pod beczkę, ale rozsypała się. Wróciłam na dół i ze swoim bratem ukryłam się w piwnicy, która była pod komorą. Mama z malutką siostrą przy piersi została na drabinie stojącej w komorze i prosiła Ukraińca: „Co ja jestem wam winna, darujcie nam życie”, ale „had” uderzył ją. Usłyszałam jej śmiertelne chrapanie. Dziecko jeszcze wołało mnie „Lula” i prawdopodobnie żywe zostało wrzucone do dołu. Jak zginęli tato, sąsiad, babcia – nie wiem. W piwnicy leżałam na drewnianej belce, a brat mnie sobą zakrywał. Po krótkim czasie „had” wszedł na schody piwnicy, trzymając główkę maszyny do szycia „Singer” i odwrócony do nas plecami krzyknął: „Wyłaź”. Brat usłuchał, wyszedł i został zabity. Strzałów w tej masakrze nie było. Ukraińcy wykopali pod oknem dół i wrzucili doń moich rodziców. Tato miał 43 lata (były legionista), mama 33 lata. W piwnicy siedziałam długo. Po wyjściu z niej widziałam w domu powyrzucane wszystko z szafy, krew na podłodze i ścianach, powybijane okna.” (Rozalia Wielosz z d. Bojko; w: Siemaszko..., s. 1241-1242). „Ci co nie uciekli do miasta, to Ukraińcy zachęcali ich, żeby zbierali zboże, co było na polach i wszystko zwieźli z pól w sterty. I w tą właśnie sobotę wszystkim dali po kawale mięsa, żeby się jeszcze najedli, a w nocy zaszli od strony Włodzimierza Wołyńskiego i kogo spotkali, to już żywy nie uszedł. Na szczęście już od pewnego czasu wszyscy baliśmy się o swoje życie i nie nocowaliśmy w naszych domach. Ja i moi koledzy (w tym chyba Sobolewski), spaliśmy zwykle w naszej stodole na wyschniętej koniczynie. Moja żona Maria z naszym synkiem Kazimierzem, zaledwie 6-miesięcznym dzieckiem, Irena z córką Celinką oraz Leokadia nocowali wszyscy razem, zwykle w naszym domu. I tej tragicznej nocy, kiedy banderowcy urządzili nam rzeź na całym Teresinie, było tak samo. Jeszcze była noc, gdy obudził nas gwałtowny brzęk bitych szyb oraz straszny, przeraźliwy krzyk mojej żony Marii oraz obu pozostałych sióstr. Po chwili nastąpiła znowu gwałtowna cisza. My w tym czasie, zdjęci strachem, staraliśmy się głębiej zakopać w koniczynie. Baliśmy się bowiem, że teraz zaczną szukać także w stodole. Do świtu było już jednak cicho i spokojnie. Nad ranem, jak tylko się rozwidniło, wyszliśmy z ukrycia i starannie obszukaliśmy nasz dom i podwórko, ale nigdzie nie znaleźliśmy ciał pomordowanych, ani nawet śladów krwi. Jedynie pobite okna świadczyły, o tej tragedii, która się tu dziś wydarzyła, a której byliśmy świadkami.”  (Wspomnienia Heleny Wójtowicz z d. Karbowiak z osady Budki Kohyleńskie w pow. Włodzimierz; spisał Sławomir Tomasz Roch; w: http://wolyn.btx. pl/index.php/wolyn-wola-o-prawde/251-wspomnienia-heleny-wojtowicz-z-d-karbowiak-z-osady-budki-kohyleskie-w-pow-wodzimierz.html ). Wspomina pani Leokadia Baumgard z d. Sobolewska z Teresina: „Usłyszeliśmy rano naraz brzęk szyb w oknie. Ja i pozostali z rodziny Buczkowskich zerwaliśmy się z łóżek patrzymy, a w oknie są widły i siekiery. W sieni była drabina na strych, postawiliśmy drabinę i uciekamy po niej na górę, jedna drugą się pyta: „Co jest?!” Nikt nic nie mówi! [...] A matka Buczkowskich, córka, Ola i Genowefa, wyszli ze strychu same na zewnątrz, drugą drabiną i innym wyjściem i tam je zabili. Gienia uciekała koło szkółki do lasu ale dopadli ją, zaciągnęli na podwórko i też zabili. Opowiadali nam rodzice, którzy byli w stodole i patrzyli przez szpary jak mordują dzieci i babcię. My obie z Lodzią byłyśmy tymczasem schowane w plewach, jak długo nie wiem, może godzinę. W pewnym momencie na strych wlazł Ukrainiec i chodził z toporem, słychać było jak stukał po podłodze. Pan Bóg dał, że nas nie widział, bo oni bandyci byli pijani. Powiedział tak: „Chto je nechaj wyjde!!”. Tyle pamiętam! Bóg dał, że nas nie zobaczył, zszedł na dół i poszli dalej mordować, do Krochmala. Słychać było jęki, rąbanie, ile ich zginęło nie wiem, tak chodzili od domu do domu. Zrobiło się cicho. […] Nie wiem co mi przyszło do głowy ale powiedziałam do Lodzi: „Zmówmy pacierz!!” A po modlitwie mówię do niej: „Schodzimy na dół.” Drabina podstawiona była z dworu, po niej właśnie bandyta wlazł na strych szukać pozostałych. Powiedziałam do niej: „Idziemy do mego domu zobaczyć co z moimi rodzicami i rodzeństwem.” Schodzimy po tej drabinie, a pod szczeblami była ziemia zmieszana z krwią. Musiała był płytka ziemia, bo słychać było charczenie, pod drabiną jeszcze konali ludzie, a my musiałyśmy deptać po nich żeby zejść na dół i uciekać. Przeszłyśmy koło Krakowiaka, bo chciałam zobaczyć, kto żyje, tym bardziej, że u nich był schowany mój brat Mieczysław i Jan Topolanek. Ale było pełno krwi na podwórzu, słychać charczenie było, bałam się więc uciekałyśmy dalej koło mojej cioci Teresy Klimczak, siostry mojego ojca. Moja starsza siostra chodziła do niej spać ale było wszystko otwarte, drzwi i okno otwarte, krew pod drzwiami, też słychać było charczenie. Wiedziałam, że nie żyją, mogą nas bandziory zobaczyć i zabić więc uciekamy dalej do mego domu, zobaczyć co się dzieje. Wchodzimy na podwórko pełne krwi, drzwi otwarte, wołam: „Mamo! Mamo!!” W tym czasie mój rodzony brat Witold usłyszał moje wołanie i wyczołgał się spod łóżka, był cały umorusany we krwi. Pytam się go: „Gdzie są rodzice?!” A on do mnie, że już nie ma nikogo, on sam wyszedł z tego ranny w głowę. Został uderzony siekierą, ile razy tego już nikt nie wie. Wzięłam go na podwórko i obmyłam mu głowę, porwałam prześcieradło na kawałki i zawiązałam mu głowę, wzięłam też bułki w koszyk.” (Sławomir Tomasz Roch: Wspomnienia Wiktorii Baumgard z d. Sobolewska z Teresina na Wołyniu, Zamość 2004 r., s. 2-3).
We wsi Tumin pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 11 Polaków: 8-mioosobową  i 3-osobową rodzinę;  m.in. przecięli piłą na pół Stefana Uleryka.
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zabrali do lasu i rozstrzelali 5 Polaków: rodzinę oraz 20-letniego chłopca.
We wsi Turyczany pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec, syn nauczyciela, zarąbał siekierą żonę Polkę, nauczycielkę, lat 34; ponadto zamordowana została jej rodzina oraz kilkunastu innych Polaków.
We wsi Twerdynie pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską.
W kol. Wielkie pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz miejscowi chłopi ukraińscy siekierami, widłami i kosami zamordowali około 30 Polaków, głównie kobiety i dzieci.
W kol. Wiktorówka pow. Włodzimierz Wołyński  podczas drugiego napadu Ukraińcy zamordowali około 100 Polaków.
We wsi Winiatycze pow. Zaleszczyki: „29.VIII.1943. Winiatycze pow. Zaleszczyki. Ukraińcy zamordowali Węgrzyna Antoniego a innego Polaka ciężko ranili. Kiedy Węgrzyn z trzema towarzyszami wyszedł w tym dniu po południu na przechadzkę w pole, otoczyli ich w pewnym momencie Ukraińcy uzbrojeni w pistolety i noże. Ofiarą padł Węgrzyn Antoni, ciężko ranili nożami jego kolegę, dwóch innych uciekło” (ANN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).
We wsi Władynopol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 4 Polaków: babkę, jej synową i 2 wnucząt.
W kol. Władysławówka pow. Włodzimierz Wołyński 50 upowców oraz około 150 miejscowych chłopów ukraińskich oraz kobiet, siekierami, kosami, widłami, nożami, cepami, szpadlami, sierpami, grabiami, orczykami wymordowali z niezwykłym okrucieństwem około 40 rodzin polskich stosując tortury, gwałcąc dziewczęta i kobiety, zapewne około 200 Polaków (Siemaszko..., s. 869)   Przebieg tej zbrodni znany jest dzięki Ukraińcowi, który zrelacjonował ją swojemu polskiemu sąsiadowi.  Pod koniec sierpnia 1943 roku z Władysławówki przybiegł zakrwawiony mężczyzna krzycząc, że Ukraińcy mordują w tej wsi Polaków. Świadek, W. Malinowski ukrył się ze swoją rodziną w lesie. Pomagał im sąsiad, Ukrainiec Józef Pawluk. Poszedł on do wsi Władysławówka sprawdzić, co się dzieje. Wrócił po około 3 godzinach i zdał relację. „Prowidnyk ich powiedział, że taka rzeź jednocześnie jest przeprowadzana, odbywa się na całej Ukrainie, że jest nakaz wybicia wszystkich lachiw - żeby nikt nie pozostał - komunistów i Żydów też. Powiedział (Józef Pawluk - przyp. S.Ż.), że we wsi Władysławówce wybili wszystkich, 40 rodzin – ogółem około 250 osób, leżą martwi, trupy. Zapytany, jak to się stało, opowiedział, że rano napadli na kolonię, 50-ciu Ukraińców - UPA, uzbrojonych, otoczyło i "zdobyło" wieś, podczas "zdobywania" wsi zastrzelili kilku Polaków, którzy uciekali. Pozostali bezbronni i sterroryzowani zostali oddani Ukraińcom, którzy oczekiwali w rejonie wsi przed jej "zdobyciem". Była to zbieranina ludzi bez broni palnej, ze 150 osób, między nimi były kobiety - wszyscy posiadali kosy, sierpy, siekiery, widły, noże, cepy, szpadle, grabie, kłonice, orczyki i inne narzędzia stosowane w rolnictwie. Tak na znak dany przez uzbrojonych Ukraińców, rzucili się na Polaków. Rozpoczęła się straszna rzeź, w tym zamieszaniu pobili i swoich. O tym opowiedział mi ojciec - mówił Pawluk, a sam widziałem koniec tego mordu - najgorzej znęcali się nad ostatnimi Polakami - rozszarpywali ludzi, ciągnęli za ręce i nogi, a inni ręce te odżynali nożami, przebijali widłami, ćwiartowali siekierami, wieszali żywych i już zabitych, rozcinali kosami, wydłubywali oczy, obcinali uszy, nos, języki, piersi kobiet i tak ofiary puszczali. Inni łapali je i dalej męczyli, aż do zabicia. Przy końcu ofiara była otoczona grupą ryzunów - widziałem, jak jeszcze żyjącym ludziom rozpruwano brzuchy, wyciągano rękami wnętrzności - ciągnęli kiszki, a inni ofiarę trzymali; jak gwałcili kobiety, a później je zabijali, wbijali na kołki, stawiali żywe kobiety do góry nogami i siekierą rozcinali na dwie połowy, topili w studniach. Powiedział Pawluk, że nigdy w życiu nie widział i nie słyszał o takiej rzezi, i nikt, kto tego nie widział, nigdy w to nie uwierzy, że jego pobratymcy tego dokonali. (...) Po wybiciu ofiar wszyscy rzucili się na dobytek - rabowali wszystko, nawet jedni drugim zabierali, były bratobójcze bójki (...). Nie mogłem patrzeć się na dzieci z roztrzaskanymi głowami i mózgiem na ścianach, wszędzie trupy zmasakrowane, krew - aż czerwono.” (Siemaszko..., s. 1236 - 1237).
We wsi Ziemlica pow. Włodzimierz Wołyński upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi siekierami, szpadlami, widłami i innymi narzędziami zamordowali około 90 Polaków ; „Dzieci nabijano na zaostrzone kolki i wrzucano do studni. Jedną z kobiet dwóch Ukraińców poniosło na widłach i wrzuciło do dołu”. (Siemaszko..., s. 854).
W kol. Zofiówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 20 Polaków: mężczyzn zastrzelili, kobiety i dzieci zarąbali siekierami.
W nocy z 29 na 30 sierpnia
- 1943 roku:
We wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 73 Polaków; małżeństwo Garczyńskich (lat 68 i 66) związali drutem kolczastym i wrzucili do studni;  42-letniemu Antoniemu Siateckiemu odrąbali nogi i pozostawili do skonania, jego żonie i 3 dzieci lat 3, 7 i 10 odrąbali ręce i nogi (Siemaszko..., s. 927 ; nie wymieniają oni rodziny Zajączkowskich, co podał świadek w „Rzeczpospolitej” z 2 lipca 2003 r.). „Aż do nocy 29 sierpnia od naszych sąsiadów nie dostaliśmy żadnego ostrzeżenia, nawet w postaci groźby, nie było też żadnego wezwania do opuszczenia tej ziemi. Dopiero w ostatniej chwili sąsiad Ukrainiec o nie zapamiętanym nazwisku przybiegł do zabudowań rodziny Bernackich, z okrzykiem: "uciekajcie natychmiast, już do was idą". Nazwiska tego jedynego we wsi sprawiedliwego nie pamiętam. Z rodziną Bernackich uratowała się również rodzina Feliksa Szewczuka, która tam nocowała. Natomiast Feliks został zamordowany już wcześniej i to w sposób niezwykle okrutny - odrąbano mu ręce i genitalia./.../ Wybierając sobie miejsce do spania wieczorem 29 sierpnia nie wiedzieliśmy, że ten wybór to wybór życia lub śmierci, wybór dokonywany nieświadomie i losowo. Babcia Marianna Mroziuk i Dziadzi Piotr Mroziuk nocowali w domu ze względu na swój podeszły wiek (84 i 82 lata), dołączyła do nich wdowa Aniela Juszczuk z dziećmi, córką Stefanią i synem Dionizym (3 lata). Nocleg w domu oznaczał dla nich śmierć. Reszta rodziny miała do dyspozycji dwa brogi ze słomą, jeden nieco bardziej oddalony od zabudowań, drugi blisko stodoły. Ten pierwszy oznaczał życie, drugi śmierć. Na pierwszym spałam ja, Jadwiga Mroziuk, Antonina Mroziuk (ur. 1924 r), Bolesław Mroziuk (ur. 1929 r), Zofia Buczek (siostra Anieli Mroziuk) i Edward Bernacki. Drugi brog wybrały na nocleg - wybierając tym samym śmierć - następujące osoby: moja Mamusia - Helena Mroziuk, siostra Dioniza, stryj Adam Mroziuk, Sabina Buczek (z domu Gaczyńska) - bratowa Anieli Mroziuk z domu Buczek, syn Sabiny Henio Buczek lat 9, syn Sabiny Antoś Buczek lat 5. W nocy - o nieokreślonej godzinie - obudziły nas przeraźliwe krzyki, dobiegające z zabudowań stryja Adama oraz z zabudowań właściciela wiatraka o nazwisku Siatecki. Przerażający był krzyk Siateckiego, przeraźliwe długie "ooooojjjj", świadczył o ogromnym cierpieniu, nieludzkim cierpieniu. Fiodor Krawczuk, który nie był w stanie uwierzyć w naszą opowieść, zwłaszcza że tylko słyszeliśmy odgłosy mordowania, wyruszył pieszo do wsi Mogilno. Gorzką prawdę o bestialstwie swoich rodaków z UPA poznał gdy podszedł do zabudowań Siateckiego. Gospodarz leżał na podwórzu koło psiej budy - miał odpiłowane lub odrąbane ręce i nogi, obok wielka kałuża krwi. Już nie krzyczał, ale żył jeszcze, świadczyły o tym konwulsyjne drgania kadłuba. W dniu śmierci miał 42 lata. Jego żona Hanna - lat 36, córki - Kazimiera - lat 10, Leokadia - lat 7, Regina - lat 3, leżały nieco dalej w kurzu i krwi. Ich szczątkom Fiodor Krawczuk nie przyjrzał się tak dokładnie, lecz zostały potraktowane podobnie jak Siatecki.  Antosia Mroziuk, Bolesław Mroziuk i Zofia Buczek mogli zejść z brogu nie zauważeni, ponieważ uwaga morderców była skupiona na ucieczce mojej i Edwarda Bernackiego. Ukryli się w gąszczu młodych wiśni. Trwali tam ogarnięci grozą. Słyszeli, jak wyprowadzono z domu Babcię i Dziadzia, który prosił o życie powołując się na swój wiek i przypominając swą pomoc w żywności dla Ukraińców, którzy uciekli zza sowieckiej granicy w czasie Wielkiego Głodu. To nie zrobiło na mordercach żadnego wrażenia. Siekiery i noże spłynęły krwią niewinnych. Zginęła cała moja rodzina i Juszczakowie, starcy, kobiety, dzieci. Z ofiar zdarto obuwie i wartościową odzież, skrwawione szczątki od razu zakopano. Gdy mordercy odeszli i zrobiło się cicho, Zosia z Antosią i Bolesławem rozpłakali się z żalu, strachu i rozpaczy. Wyszli z ukrycia i podeszli do zabudowań stryja Adama - a rodzinnego domu Antosi i Bolcia. Na podwórzu stał kierat, w jego pobliżu nadchodzący dzień odsłonił przerażonym oczom wielkie kałuże krwi. Krwawe ślady wskazywały miejsce zakopania ciał ofiar za brogiem. Antosia i Bolesław pozostali tam, nikt więcej nie widział ich, nie wiadomo kiedy i jak zostali zamordowani. Prawdopodobnie zostali znalezieni przez rabujących dobytek ofiar banderowców i ponieśli męczeńską śmierć w wieku 19 lat - Antosia i 14 lat - Bolesław. Zosia Buczek poszła sama do swojego domu rodzinnego. Jej matka, Stanisława Buczek i jej siostra, stara panna Józefa, jeszcze były całe i zdrowe. Wydawało się, że starym kobietom już nic nie grozi, że darowano im życie. Zosia Buczek ponownie ocalała, ponieważ ukryła się po raz drugi - tym razem w szopie z sianem przy zabudowaniach Buczków. Cały dzień tam siedziała. Mogła obserwować rodzinny dom przez szparę. Widziała więc morderców, mężczyzn nie mieszkających w Mogilnie, przyprowadził ich mieszkaniec wsi Siergiej Chomiak. Wyprowadzili z domu staruszki i zamordowali bez litości. Chomiak wykopał jamę i wrzucił tam ciała, jeszcze po śmierci rąbał ciało staruszki Stanisławy mówiąc przy tym: "A majesz Polszczu". Potem siedząc aż do zmroku w swojej kryjówce Zofia Buczek musiała słuchać makabrycznych w swej treści rozmów Ukraińców. Opowiadali sobie - także dzieci - jak który "Lach" krzyczał z bólu przed śmiercią, jak jęczały torturowane ofiary. Opowiadano, jak dzieci ukraińskie bawiły się odciętą głową żony Łukasza Gaczyńskiego - ci Gaczyńscy mieszkali na Zwierzyńcu. Pani Gaczyńska miała piękne grube warkocze, to z tego powodu jej głowa posłużyła do makabrycznej zabawy. Wiele wypowiedzi świadczyło o trwającym rabunku mienia pomordowanych. Odnośnie mojej rodziny powiedziano: "Do Adamka i do Franka Mroziuków pojechały cztery fury po rzeczy". Z rodziny Szczurowskich uratowała się Jadwiga Szczurowska. Gdy mordowano jej rodziców - Antoniego i Martę Szczurowskich, siostry Genowefę i Kazimierę oraz synka sąsiadów, Stasia Konstantynowicza, ona również otrzymała cios w głowę i z rozciętą głową padła bez przytomności. Odzyskała ją, zanim mordercy dokończyli swą krwawą "pracę" z jej rodzicami i pełzając ukryła się w snopkach na polu, tzw. dziesiątkach. Banderowcy szukali jej, przy pomocy wideł i szpadla, szukali uderzając w snopach. Odrąbali szpadlem dwa palce, lecz Jadwiga Szczurowska zniosła ból w milczeniu. Gdy dotarła do Włodzimierza Wolyńskiego, minęło pięć dni od krwawej nocy. Część tego czasu spędziła w zbożu na polu. Zdecydowała się wyjść, gdy przypomniała sobie opowiadanie swojego ojca o śmierci głodowej. W ranach na głowie i po odciętych palcach zalęgły się robaki. Ostatkiem sił doszła w pobliże Cegielni w Włodzimierzu. Tam upadła, lecz członkowie polskiej samoobrony zauważyli ją i zanieśli do szpitala” (Jadwiga Kozioł z d. Mroziuk, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). "Zamordowali m. in. moje siostrzane rodzeństwo ( Dyzio, Boguś i Tereska Gaczyńscy, wiek odpowiednio 10, 8 i 6 lat oraz niemowlę nieznanego imienia w wieku 6 dni). Mordercy, to m.in.: Juchym Orluk, syn Prochora, urodzony w 1907 roku w Mohylnie, który własnymi rękami zamordował sześcioletnią Tereskę Gaczyńską, sześciodniowe niemowlę i matkę niemowlęcia Marcelinę Gaczyńską, Fiszczuk Mychajło, syn Archypa, urodzony w 1907 roku w Mohylnie, który w czasie mordowania pilnował, aby żadna z ofiar nie uratowała się ucieczką przez okna oraz Łuciuk Wołodymyr, syn Wasyla z Marcelówki, który z ramienia tzw. UPA organizował i kierował ludobójczą akcją w Mohylnie. /.../ Dla nas Mohylno było gniazdem morderców. W tej wsi zginęły dzieci mojej siostry Kazimiery - Dyzio, lat około 10, Boguś, lat około 8, Tereska, lat około 7. /…/ Gaczyński, mąż Kazi, przeżył w ukryciu. Był świadkiem, jak banderowiec rozbija główkę jego najmłodszego dziecka (niemowlę płci męskiej, imienia nie pamiętam) o framugę drzwi trzymając je za nogi. Zginęła także jego druga żona, a dwoje starszych dzieci, moich siostrzeńców, zginęło od siekier” (Stanisława Tokarczuk: „Sąsiedzi z Marcelówki”; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). „Tej strasznej nocy spali na Obrożku siana pod dachem, stał w sadzie Jadwigi Mroziuk. W nocy usłyszeli krzyki oraz jęki Antoniego Siateckiego, który miał własny wiatrak. Odrąbali mu obie nogi i tak w boleściach leżał na podwórku i krzyczał z bólu niemiłosiernego. A było do niego około 700 m przez pola, tak daleko i słychać było ten krzyk rozpaczy. Od razu zorientowali się, że to Siatecki krzyczy. Był szwagrem Zofii Buczek, a dla Antosi wujkiem. W tej dramatycznej chwili Edek wydaje rozkaz by spuścić drabinę i schodzić na ziemię, tam czekać, aż wszyscy zdążą zejść z brożka. Gdy wszyscy byli na dole, rzucili się do ucieczki w pola, w ciemną noc. A już bandyci byli przy ich domu, słyszeli nawet jak jeden do drugiego mówił: “Strzelaj!” Na szczęście nie strzelali za nami. Dodam, że w tym samym czasie już zabijali na podwórku Adama Mroziuka. Słyszeli jak go mordowali, przy tym nie strzelali wcale. Jadwiga Mroziuk uciekała za Edkiem, gdy go dogoniła prosiła by na nią poczekał bowiem nie ma tyle sił co on. Poszli juz razem przez lotnisko na wschód od Mohylna, blisko Turii. Natrafili na dom Władysława Mroziuka, Jadwigi stryja z rodziną i pobudzili ich ze snu, podobnie z Krawczuka rodziną. Muszę dodać, że Edka siostra cioteczna Stefania Szewczuk była synową Krawczuka i rodziny Gdyrów. Wszyscy uciekli zaraz w zarośla nad rzeką Turia. Przesiedzieli tam cały upalny dzień, dopiero na następną noc udali się do Włodzimierza, kierując się poza lasem Owadeńskim. Szli przez błota, na rano dotarli do miasta. Wszyscy jak stali tak uciekali, matki z małymi dziećmi, Jadzia bosa i w sukienczynie, w której spała na brożku. Tymczasem Antosia i Bolek brat Antosi oraz Zosia Buczek siedzieli w ukryciu, aż zrobiło się widno. Rano przyszli na swoje podwórko, mieszkali bardzo blisko tego obrożka. Było na podwórzu dużo krwi i nic już w domu z odzienia nie było. Zrozpaczeni Antosia i Bolek stali i płakali na swoim podwórku, a było już widno. Tak znaleźli ich Ukraińcy, zaraz ich tam pomordowali. A rodzice i inni, co razem spali w stodole już wszyscy byli zakopani za domem. To wszystko opowiedziała nam potem osobiście Zosia, która zanim to się stało, zostawiła ich dwoje tak płaczących, a sama poszła do swego domu, który stał ze 300 m dalej. W DOMU ZOFII BUCZEK. W domu u Zosi była matka lat około 73 oraz siostra lat około 45, była jeszcze panna, poza tym była chora. Zosia poinformowała mamę, ze Sabina i jej dzieci zostali pomordowani. Sama ubiera na siebie kilka sukienek i chowa się przezornie w chlewie nad świńmi, były tam złożone gruchowiny. Włazi tam do końca, pod samą strzechę i siedzi cichutko. Tymczasem za niedługo przyszli na podwórko Ukraińcy, przyszli zabijać stareńką matkę i chorą siostrę. Stukają do drzwi, matka otworzyła, patrzy a oni stoją z siekierami. Matka prosi po imieniu: “Pawel nie zabijaj nas!” Potem było już słychać tylko trzask, za sekundę drugie uderzenie i cisza. Słychać było tylko jak zakopywali ciała pomordowanych kobiet, dokładnie za chliwkiem, w którym ukryła się Zosia. Słyszy wyraźnie, jak zbrodniarze jeszcze po zadaniu im śmierci, przeklinają swoje bezbronne ofiary, słyszy: “Masz tobie ty Polszczu!!” Po zakopaniu ciał rozpoczęło się grabienie pozostawionego majątku. Kłócili się ze sobą Ukraińcy, było o co, bo to i było co brać: para koni, kilka sztuk bydła, dużo odzienia. Zosia przesiedziała do nocy, a nocą sama szła polami do Włodzimierza. W DOMU JÓZEFA GACZYŃSKIEGO. Józef Gaczyński podczas nocy, w której mordowali mieszkańców naszej wsi Mohylno spał w ogrodzie w chaszczach. Gdy przyszli mordować jego rodzinę żona otworzyła drzwi, bandyci pytają o męża, a on wszystko słyszy. Na ten moment małe dziecko zaczęło płakać, żona mówi do nich, że weźmie dziecko na ręce i pójdzie męża poszukać. Lecz Ukrainiec zaraz na progu zarąbał ją bezlitośnie siekierą, a potem wszedł do domu i pomordował jeszcze troje dzieci. Mąż a zarazem ojciec rodziny wszystko słyszał dokładnie, w noc ciemną słychać dobrze, kiedy nawet ptaszki śpią. Jak otumaniony przedostał się do miasta Włodzimierza i tu nam wszystkim w domu opowiadał co przeżył. W DOMU JADWIGI SZCZUROWSKIEJ. Jadwiga Szczurowska córka Antoniego i Marty, właśnie Marta była rodzoną siostrą mojego taty Franciszka Szewczuka. Jest to przekaz wiarygodny bowiem jeszcze żyje Jadzia, obecnie mieszka w Darłowie i ma już 76 lat. Mieszkali w Mohylnie, Józef Szczurowski, syn uciekł do Włodzimierza z żoną i dwoma małymi córkami jeszcze w lipcu 1943 r. oraz siostra Rozalia Szczurowska, która była zakonnicą. Gdy przyszli nocą zabijać rodziców i dwie córki to wszyscy spali w stodole na sianie. Zaczęli wołać, ktoś się odezwał, więc nakazują schodzić na dół do stajni. Gdy wyprowadzali konie ze stajni Jadzia rzuciła się do rozpaczliwej ucieczki, niestety zaczepiła o coś i przewróciła się, tak ją dogonili i szpadlem okładają po udach i po głowie. Było ich dwóch jeden trzymał ją za usta, a drugiemu kazał bić szpadlem za uchem. Jadzia po kolejnych cięciach straciła przytomność, myśleli że ją zabili i pobiegli z powrotem mordować rodziców i siostrę Genowefę lat 19, by też nie próbowali uciekać. Przy tym morderców było więcej. Jadzia jeszcze nocą ocknęła się cała zakrwawiona ale nie była w stanie się podnieść. Na kolanach i na rękach zaczołgała się do snopków żyta, które stały za sadem, na ich własnym polu. W tych dziesiątkach siedziała kilka dni. W nocy marchew na polu wyrywała i jadła by przeżyć, niedaleko rosła trzcina, to rosę spijała z wielkiego pragnienia. Była przy tym bosa i tylko w jednej sukience, a było już chłodno, z kolei w dzień upał, muchy ją gryzły, aż robaki się w ranach zalęgły. Po temu też głowa ją bardzo swędziała! Dodam, że gdy Ukraińcy rano przyszli by zakopać jej ciało to szukali jej po tych snopkach, nawet widłami dźgali czy czasem nie siedzi w jednym z nich. Jadzia widziała nawet jak zbliżali się do miejsca jej ukrycia i bardzo na ten czas gorąco się modliła do Matki Bożej, by tylko jej nie zobaczyli i nie zamordowali. A słyszała przy tym, jak mówili Ukraińcy do siebie: “Ona daleko i tak nie zajdzie, tylko padochne!” Po kilku dniach zaczęła nocą iść do miasta Włodzimierza, po miedzach na polu spała, gdzieś zaszła do sadu to jabłko jakie zjadła.” („Wspomnienia Ludwiki Podskarbi z d. Szewczuk z kolonii Mogilno w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1935 – 1944”; spisał  Sławomir Tomasz Roch; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/mogilno-szewczuk_ludwika.html ).
30 sierpnia 1943 roku:
W kol. Antonówka pow. Luboml Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Budy Ossowskie pow. Kowel  upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Rewuszki i Wołczak dokonali w okrutny sposób rzezi 270 Polaków; gospodarstwa polskie obrabowali i spalili, ciała zostały nie pogrzebane, porozrzucane po wsi, studnie były pełne powrzucanych żywych, poranionych i pomordowanych dzieci i kobiet .„W końcu sierpnia do Zasmyk dotarła kobieta z dwójką dzieci, przynosząc wieść o wymordowaniu mieszkańców w Budach Ossowskich. Kiedy oddział „Jastrzębia” dotarł na miejsce zagłady, zastał przerażający widok. Wielu partyzantów po raz pierwszy ujrzało na własne oczy, ludzi porąbanych siekierami, porżniętych kosami, kobiety z obciętymi piersiami i zmasakrowane, nie do opisania ciała dzieci. Widok wielu zapadł w pamięć na całe życie. W polach i zaroślach odnaleziono, kilkoro ukrytych przerażonych dzieci i dorosłych osób. Witold Kuźmiński i kilka innych osób uciekali przez ukraińską wieś, bo tylko ta droga była wolna. Biegnąc krzyczeli po ukraińsku, że „Lachy napadły” i razem z nimi biegli również do lasu Ukraińcy. W lesie dopiero zorientowali się, że biegli z Polakami. Pamiętam, opowiadał córce pan Witold, że w czasie tej dramatycznej ucieczki, jedna z kobiet zgubiła kilku tygodniowego niemowlaka, trzymała przy piersi puste zawiniątko. Witold Kuźmiński uratował się jako jedyny z 15 osobowej rodziny. Ojciec Piotr Kuźmiński został zamordowany na drodze podczas próby uprzedzenia syna o napadzie. Konstancja Kuźmińska z/d Chomicka - żona Kuźmińskiego Piotra, schroniła się do zaprzyjaźnionych sąsiadów Ukraińców, jednak została wydana i zamordowana. Jadwiga Aronowska z/d Kuźmińska wraz z mężem i dwójką dzieci i Kazimiera Kuźmińska panna, również zamordowani przez szalejącą bandę UPA i chłopów ukraińskich, sąsiadów i znajomych. Wtedy zginęło około 270 osób, a zagubieni w lasach jeszcze długo po tym docierali do ośrodka samoobrony w Zasmykach. Wieś zniknęła z powierzchni ziemi.” (Bogusław Szarwiło: Budy Ossowskie przestały istnieć. W: http://wolyn.ovh.org/opisy/budy_ ossowskie-04.html ).  „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci” /.../ (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ). „W 1943 r. jak zaczęły się rzezie Polaków, matka zachorowała. Pojechałem z nią do lekarza w Budkach Ossowskich, który ją leczył. Miejscowość ta była odległa od Zasmyk o jakieś 25 kilometrów. Przespaliśmy się u jakiegoś gospodarza, znajomego mamy. Nad ranem zostaliśmy obudzeni przez hałas na dworze. Okazało się, że Ukraińcy otoczyli wieś i zaczynają łapać i zbierać Polaków. Wyciągnęli nas na podwórko.  - Mamusia nie mogła uciekać. Postanowiłem z nią zostać. Jeden z Ukraińców trzymał mnie za rękę, a trzech położyło matkę na ziemi i zaczęło ją przeżynać! Jak bluznęła krew, mama krzyknęła - Wacek uciekaj! - Wyrwałem się tym bandziorom i zacząłem uciekać. Strzelali za mną, ale nie trafili. Twarze ukraińskich morderców , którzy przeżynali mamę piłą, zapamiętałem na całe życie! Wciąż w moich uszach rozbrzmiewa krzyk mordowanej matki, Niektórych ze zbirów zadających jej śmierć w męczarniach rozpoznałem. Jeden z nich Iwan Rybczuk żyje jeszcze i mieszka w Gruszówce. To on przeżynał matkę piłą. Po wojnie wpadł w łapy NKWD i odsiedział w łagrze 15 lat. Teraz jest kombatantem i chodzi w aurze bohatera walczącego o wolność Ukrainy. Ma pewnie wiele odznaczeń i dodatek kombatancki. Ja wtedy przez las uciekłem do Zasmyk. Po jakimś czasie wstąpiłem do oddziału samoobrony. By do niego się dostać, musiałem oszukać „Jastrzębia” i powiedzieć, że jestem starszy. Dzieci bowiem do partyzantki nie przyjmowano. Trafiłem do plutonu, którym dowodził ppor. „Nagiel” czyli Jan Witwicki. Boje z Ukraińcami w obronie mordowanej ludności polskiej musieliśmy toczyć na okrągło. Zdarzało się, że przybywaliśmy za późno, tuż po dokonanej zbrodni. Nie pamiętam, jaka to była wieś, chyba Moczułki, wtedy po raz pierwszy zobaczyłem, jak „Jastrząb” płacze. A to był twardy żołnierz, który rzadko pokazywał emocje. Widok, jaki tam zastaliśmy, przechodził ludzkie pojęcie. Maleńkie dzieci powbijane na kołki w płocie. Kobiety leżały na podwórku z rozprutymi brzuchami. Jedna z nich była w ciąży. Wyrwany z jej brzucha płód leżał obok niej. Wszyscy mężczyźni mieli odrąbane siekierami głowy. Wszyscy zastanawiali się, jak można się posunąć do takiego zwyrodnialstwa. Wszyscy mocniej ściskali w rękach karabiny. Przechodziliśmy też przez miejscowość, w której zarżnięto moją matkę. Jej szczątki wraz z innymi pomordowanymi wrzucono do studni, które upowcy następnie zrównali z ziemią. Powiedziałem o tym ppor. „Naglowi”, ale ten orzekł, że jak wygramy wojnę to zadbamy, by pomordowani tu Polacy mieli swoje mogiły. To oczywiście nie stało się nigdy! /.../  Nasi przełożeni dbali nie tylko o nasze umiejętności bojowe, ale także morale. Co rusz przypominano nam, ze nie wolno w czasie akcji zabijać kobiet i dzieci. Dowództwo w rozkazach dziennych stale przypominało, że za gwałt na Ukraince każdy może zastrzelić kolegę i nie będzie za to karany.” (Marek A. Koprowski: Oprawca jeszcze żyje. W: http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz%2Fwaclaw-gasiorowski 03 lipca 2013 ) Inni datują napad na dzień 29 sierpnia.
W kol. Gaj pow. Kowel upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi wymordowali za pomocą kul, siekier, noży, kos i innych narzędzi ponad 600 Polaków.  „Żonę Bolesława Czelebąka w stanie odmiennym przepiłowano, przytrzymując drągiem położonym na piersiach, czego świadkiem był mąż znajdujący się obok w schronie. Maria Wiurkiewicz, lat 36, przerżnięto na pół”. Latem 1943 roku w Gaju pod figurą zastrzelił się Ukrainiec Ituch, nie chcąc uczestniczyć w morderstwach (Siemaszko..., s. 393 – 396).
We wsi Jankowce pow. Luboml upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi Huszcza i Przekurka siekierami, widłami, drągami i innymi narzędziami zamordowali ponad 100 Polaków, imiennie znane jest 88 ofiar.  „Z lasu od strony północnej wkroczyło do wsi około 200 Ukraińców po części uzbrojonych w broń palną, a po części w narzędzia gospodarskie, jak siekiery i widły. Napastnicy zaczęli systematycznie plądrować i palić gospodarstwa, zabijając każdego napotkanego mieszkańca. /.../  Tam właśnie mieszkała moja ciocia Karolina Solipiwko z mężem i piątką dzieci – mówi poruszony Zdzisław Koguciuk. Opowiada, jak czwórka dzieci schroniła się do piwnicy na kartofle. Najstarszy syn przykrył rodzeństwo swoim ciałem, i patrząc przez okienko, był świadkiem zabójstwa rodziców i 8-miesięcznego brata, którzy dostali się w ręce Ukraińców. – Jak zginęli, nie wiadomo, bo ich ciała nie zostały odnalezione, prawdopodobnie uległy spaleniu. Musiała to być potworna zbrodnia, gdyż młody człowiek, który to widział, dostał potem pomieszania zmysłów i spędził resztę życia w szpitalu psychiatrycznym – opowiada rodzinną historię pan Koguciuk. /.../  Tymczasem w zajętej przez Ukraińców części wsi działy się prawdziwie dantejskie sceny. Wspomina je Katarzyna Dyczko z domu Grabowska, uciekająca z 3-letnim bratankiem na ręku. „Wybiegając ze stodoły, widzieliśmy już palącą się wieś i słyszeliśmy straszny, przerażający krzyk „ratunku” – relacjonowała. „W czasie ucieczki koło nas świstały kule, lecz my ze strachu nie odwracaliśmy głów, dopiero zatrzymaliśmy się na stacji w Jagodzinie”. Jak się okazało, krzyczała sąsiadka Katarzyny Dyczko – Teresa Petruk, którą Ukraińcy zamordowali w okrutny sposób, odrąbawszy jej wcześniej siekierą ręce. Niektóre relacje znajdujące się w zbiorach Zdzisława Koguciuka posiadają dziś unikatową wartość, gdyż złożyli je ludzie, którzy już nie żyją. Dotyczy to m.in. wstrząsających wspomnień pani Heleny Stachniuk z Chełma. Jej ojca Ukraińcy zatłukli na śmierć drewnianym kołkiem. Jako mała dziewczynka była świadkiem zastrzelenia mamy i czteroletniego brata Franka. Tego dnia straciła też babcię i siostrę. „Zostałam sama, przytuliłam się do mamy, zaparłam dech, żeby oprawcy pomyśleli, że nie żyję” – pisze w relacji pani Helena. „Kiedy podpalili zabudowania, pobiegli dalej… płomienie rozprzestrzeniały się coraz dalej, aż dosięgły mamę i mnie… zaczęłam sama na sobie gasić ogień. Udało się, ale zostałam naga, bo to, co miałam na sobie, uległo spaleniu. Podeszłam do tłumoczka, wyciągnęłam jakąś rzecz ubraniową, przytuliłam do siebie z przodu i poszłam do drogi. Przy drodze widziałam babcię z rozrąbaną głową oraz najstarszą siostrę Marysię z rozerwaną od kuli nogą, a przy niej kałużę krwi”./.../  Prawdziwie krwiożerczy szał ogarnął jednego z Ukraińców mieszkających w samych Jankowcach – Iwana Szpaka. Po opanowaniu wsi przez oddział OUN-UPA wtargnął z siekierą do obejścia swoich sąsiadów Grabowskich, z którymi utrzymywał wcześniej bardzo dobre stosunki. Zamordował dwoje z nich, a trzeciej – Michalinie Grabowskiej – odrąbał rękę. Kobieta przeżyła…/.../ Licząca blisko 150 numerów i zamieszkana przez ponad 600 osób tętniąca życiem wieś to dziś zarośnięte chaszczami ustronie. Nie sposób dostać się tu suchą nogą, gdyż nieregulowana rzeczka w czasie opadów zmienia koryto i płynie nieuczęszczaną od blisko 70 lat, zarosłą krzakami drogą.  /.../ Ci, którzy doszczętnie nie spłonęli, leżą pogrzebani gdzieś w prowizorycznych mogiłach rozrzuconych na terenie wymarłej wsi”. (http://dziennik.artystyczny-margines.pl/zbrodnie-sniace-sie-po-nocach-zaglada-wsi-jankowce) .   „Tam właśnie mieszkała moja ciocia Karolina Solipiwko z mężem i piątką dzieci – mówi Zdzisław Kogucik. Opowiada, jak czwórka dzieci schroniła się do piwnicy na kartofle. Najstarszy syn przykrył rodzeństwo swoim ciałem i patrząc przez okienko, był świadkiem zabójstwa rodziców i 8-miesięcznego brata, którzy dostali się w ręce Ukraińców. – Jak zginęli, nie wiadomo, bo ich ciała nie zostały odnalezione, prawdopodobnie uległy spaleniu. Musiała to być potworna zbrodnia, gdyż młody człowiek, który to widział, dostał potem pomieszania zmysłów i spędził resztę życia w szpitalu psychiatrycznym. Tragiczny był tez los pozostałych osieroconych dzieci. /..../ Tragicznego poniedziałku do dziś nie może zapomnieć Stanisława Grzywna, która w czasie napadu miała 14 lat. Zanim uciekła, słyszała rozdzierające krzyki dochodzące z oddalonego o blisko 150 metrów gospodarstwa przynależącego już do sąsiedniej wsi o nazwie Zamostecze, do której wtargnęli banderowcy. Mieszkała tam rodzina z dziesięciorgiem małych dzieci. – Te przeraźliwe krzyki to nie mogło być nic innego, jak mordowanie tych dzieci” (Adam Kruczek: Ból kresowych serc; w: „Nasz Dziennik” z 30 – 31 stycznia 2010).
W folwarku Kaznopol pow. Luboml Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską z 4 dzieci.
We wsi Kąty (Kuty) pow. Luboml upowcy i chłopi ukraińscy z okolicznych wsi siekierami, widłami, drągami i innymi narzędziami wymordowali około 250 Polaków, imiennie znane jest 213 ofiar; całe studnie napełnili żywymi, poranionymi bądź już martwymi; np. Jaszczukową z 5 córkami wrzucili do studni żywcem. Janinie Prończuk i jej dwom synom w wieku lat kilku odcięli głowy. Niemowlę o nazwisku Sacharuk zabili uderzając główką o ścianę domu – w tym dniu odbywały się jego chrzciny (Siemaszko...., s. 494 – 496).  „30 sierpnia w nocy straszny stukot w okno „Widczyniaj skarej!”. Tato był na strychu, a mama otworzyła. Weszło ich może z dziesięciu „Swyty lampu!”. Mama ze strachu nie mogła zapałek znaleźć. Krzyczy „Skarej! Wychody!”. Wygnali nas do sieni i pytają się „A de twyj czołowik?”. A mama zauważyła siekierę. Siostra Kasia, która miała 16 lat zaczęła prosić „Dzieduniu, nie bijcie nas, co my komu zrobili, nie bijcie.” Ja to usłyszałam i mnie w uszach zadzwoniło, i upadłam bez pamięci. Mama obuchem w czoło dostała. Czaszka pękła, ale do mózgu nie doszło. A siostrę ostrzem na pół, czaszka była rozrąbana. Ale pierwsza tura nie paliła, tylko zabijała. Nie wiem jaki to cud, że nas nie zaciągnęli do studni. Bo wszystkie studnie były zarzucone trupami. Zanim druga tura przyszła palić, to mama się obudziła i podniosła Kasię, a ona nieżywa. Podnosi mnie, a ja się ruszam. Ale nic nie pamiętam. Krwi zeszła okropna kałuża. .,,,. Już się palił dom. Mama wywlokła mnie w kartofle na ogród i miała wynieść Kasię, ale już cały dom był w płomieniach. Kasia spalona. Tato wyskoczył w buraki i leżał, i widział, jak sąsiada ciągnęli do studni, a wszystkie studnie były pełne trupów. Mama ze mną na plecach coraz dalej w pole. Było ładne proso. Już tak spadła z sił, że nie dała rady mnie nieść. I leżąc w tym prosie, słyszy mama głośny gwar „Jak znajdesz to dobyjaj!”. A ja nic nie pamiętam, nieprzytomna byłam i wcisnęła głowę w ziemię, żeby nie widzieć jak będą dobijać. Tyle krwi zeszło i widocznie ze zmęczenia usnęła. Obudziła się, ptaszęta śpiewają, krowy ryczą, słońce ślicznie świeciło. Mama zaczęła głośno płakać „Gdzie moja Kasia!?” I ja się obudziłam. Spojrzałam na mamę, a na twarzy sama krew. I na sukience skorupa z krwi. Podnosi głowę, czy może ktoś jest. Ja już oprzytomniałam i ciągnę mamę do ziemi. A mama mówi, że nie możemy tu siedzieć, że trzeba szukać ludzi, może wszystkich nie pobili i coraz głowę do góry. I zobaczył tato, że ktoś jest w prosie i pędzi żeby zobaczyć kto, i wziął nas w ramiona i mówił, że czaszka na pół rozrąbana, ale nie wiedział, która z nas. Mówi „Ja wszystkich trupów wyciągnął ze studni. A sąsiadka Czuniowa mówi, że widziała jak twoja Marysia niosła jedną z dziewczyn i uciekała w pole, a ona siedziała ze swoimi dziećmi w grochu, to szukaj w polu, może żywe, a może nieżywe.” I odnalazł nas, ale Kasi nie odnalazł. Pozbierał kości i w ogródku zakopał. I do dziś leżą” (Stefania Sawicka z domu Macegoniuk; w: http://dziennik.artystyczny-margines.pl/a-wszystkie-studnie-byly-pelne-trupow ; ze zbiorów Ewy Siemaszko)
Koło wsi Kotów pow. Brzeżany, na drodze, na której 15 sierpnia zamordowano ks. Bilińskiego: „Na tym samym miejscu zginął również leśniczy /?/ Polak wracający bryczką do domu, dnia 30.VIII” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42. k. 20 – 26).
We wsi Kowalówka pow. Kowel: „30 sierpnia 1943 roku Budy Ossowskie i kolonia Kowalówka o świcie zostały otoczone przez uzbrojone bandy, które wyszły ze wsi Wołczak i Rzewuszki i dokonały masowej rzezi na ludności polskiej. Rezultat był przerażający: w Budach Ossowskich ponad dwieście osób, w tym ponad osiemdziesięcioro dzieci, w Kowalówce na 23 rodziny 32 osoby zamordowane. Rodzina Czarneckich wymordowana cała; ojciec rodziny Jan Czarnecki – lat 55, żona Dominika  - lat 53, córka Maria, mężatka – lat 23, córka Walentyna lat 19, dwaj synowie, bliźniaki Marian i Eugeniusz po 14 lat, najmłodsza córeczka Marii – Krystyna – lat 3. Uratował się tylko syn Staszek – lat 21, w tym czasie nieobecny”. (Fragment książki Henryka Katy "Wojenne Wichry" wydanej dzięki Urzędowi Miasta Otwocka w 2001 r. Nakład 200 egzemplarzy. Przepisany przez Bogusława Szarwiło, w: http://27wdpak.btx.pl/publikacje/435-woy-przed-qburzq ).
W kol. Łuczyce pow. Kowel Ukraińcy zamordowali 3 Polaków: starsze małżeństwo i kobietę.
W kol. Marianówka pow. Łuck zamordowali 4-osobową rodzinę polską.
We wsi Maszów pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich.
We wsi Myślina pow. Kowel „ukraińscy partyzanci” z okolicznych wsi pod dowództwem Fedora Hałuszki, powracając z rzezi ludności polskiej w Rudnikach, zamordowali co najmniej 26 Polaków, głównie kobiety i dzieci; zgwałcili 16-letnią Leokadię Czarny i spalili ją żywcem razem z 18-letnim bratem oraz 5-osobową rodziną Myślińskich. Zamordowali też 4 rodziny żydowskie liczące 16 osób, ukrywane przez Polaków.
W kol. Ostrówek koło Turii pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 córki Moroziuków w wieku 4 – 13 lat, które ich rodzice powierzyli opiece Ukraińca z Turii a sami ukryli się w lesie (Siemaszko..., s. 930).
We wsi i majątku Ostrówki pow. Luboml upowcy oraz Ukraińcy (mężczyźni i kobiety) z sąsiednich wsi: Sokół, Połapy, Przekurka, Huszcza, Sztun i innych dokonali ludobójczej rzezi około 520 Polaków. Uzbrojeni byli w broń palną, w siekiery, widły, kosy, topory, młotki do zabijania zwierząt gospodarskich. Polacy byli bezbronni nie wierząc, że po kilkusetletnim zgodnym współżyciu może im coś grozić ze strony sasiadów. Ukraińcy zgonili Polaków na plac szkolny, potem mężczyzn wpędzili do szkoły a kobiety z dziećmi do kościoła. Starszyzna ukraińska zarządziła: „Lachy, widdajte hodynnyki i zołoto, a to zaraz was wybijem” („Polacy, oddajcie zegarki i złoto, a jak nie, to zaraz was wybijemy”). W szkole zamknęli kilkuset mężczyzn, którzy rozpoczęli pieśń „Kto się w opiekę odda Panu swemu”. Oprawcy bijąc kolbami wyprowadzali grupkami mężczyzn po kilku: do okólnika Jana Trusiuka, za sad gospodarza Suszki (81 zwłok), oraz w okolicę kuźni Edwarda Bałandy (około 20 osób), gdzie ich mordowali uderzeniami w tył głowy siekierą lub wielkimi maczugami drewnianymi. W czwartej mogile znajdowało się 5 zwłok, w pobliżu kościoła. Ksiądz Stanisław Dobrzański został zamordowany przez odcięcie głowy w okólniku Jana Trusiuka, którą następnie wbili na pal. Wiele osób zabili w mieszkaniach, w obejściach gospodarskich, na polach i drogach oraz wrzucili do studni, np. 90-letniego Władysława Kuwałka. Po dwóch godzinach, gdy mężczyźni byli już wybici, modlące się i śpiewające pieśni religijne kobiety z dziećmi i starcami zamierzali spalić, ale w okolicy pojawiły się samochody z Niemcami. Wobec czego oprawcy w pośpiechu wyprowadzili tę grupę liczącą ponad 300 osób i popędzili na rżysko pod las Kokorowiec w pobliżu wsi Sokół. Tutaj brali po 10 osób, najczęściej rodzinami, kazali kłaść się twarzami do ziemi i mordowali strzałami w tył głowy oraz uderzeniami bagnetów. Oczekujący na swoją kolej dokładnie widzieli rzeź poprzedników. Wśród morderców rozpoznano znajomych Ukraińców z sąsiednich wsi. Po rzezi oprawcy sprawdzili, czy wszyscy są zabici, rannych dobijali. Pomimo tego ocalało 13 lub 25 osób, w tym 10 dzieci w wieku lat od 3 do 16. W Ostrówkach Ukraińcy zamordowali około 520 Polaków. W święto Narodzenia NMP, 8 września 1943 roku, Ukraińcy ze wsi Równo spalili drewniany kościół p.w. św. Andrzeja Apostoła wybudowany w 1838 r. wraz z wystrojem wnętrza i paramentami. W 1992 roku Polska uzyskała zgodę i ekshumowano jedną mogiłę zbiorową na okólniku Jana Trusiuka wydobywając szczątki 80 Polaków, w tym dwojga dzieci w wieku około 6 lat. Wówczas pozostałych mogił nie odnaleziono, w tym mogiły kobiet i dzieci pod wsią Sokal, a miejscowi Ukraińcy nie chcieli jej wskazać. O następne ekshumacje strona polska prosiła stronę ukraińską przez kilka lat. Taki był skutek przyjacielskiego obściskiwania się kolejnych prezydentów Polski z prezydentem Ukrainy Juszczenką, który Ukrainę budował na ideologii banderowskich ludobójców. Dopiero w 2010 roku dokonał ekshumacji na tzw. Trupim Polu dr Leon Popek z IPN w Lublinie. „Na tej polance znów nas zatrzymali, wśród bulbowców powstało ożywienie. Na zboczu stało kilku bulbowców lepiej ubranych. Mieli przy sobie krótką broń. Musiała to być starszyzna. Przez krótką chwilę radzili. Po tej naradzie postanowili dalej nas nie pędzić, a na tej polance nas wymordować. Tak też się stało. Było nas tam dużo, bo to wszystkie kobiety z Ostrówek z dziećmi prawie do lat 15, kilku dziadków, a i z Woli Ostrowieckiej była znaczna część kobiet. Obstawieni byliśmy dość gęsto przez bulbowców. O ucieczce nie było mowy. Ludzie stali, niektórzy z dziećmi na ręku siedzieli bo było im ciężko je trzymać. Modlili się, bo było już wiadomo, że na tej polance nastąpi tragedia. Po krótkiej chwili padła komenda, żeby ludzie zrzucili z siebie grubsza odzież. Krzyczeli, by wychodzić z gromady po dziesięć osób na środek polany. Początkowo nikt nie chciał dobrowolnie iść na śmierć, bo każdemu życie miłe. Powstał płacz, lamenty, prośby, błagania, aby nas puścili, bo my nic nikomu złego nie zrobiliśmy. Oni nawet nie słuchali, robili się coraz wściekli. Rzucili się jak dzikie bestie, jak mocno wygłodzone zwierzęta i zaczęli wyciągać z tłumu, kto się pod rękę nawinął. Odprowadzali na środek polany, kazali kłaść się w koło, twarzami do ziemi. Zaczęli strzelać ofiarom w tył głowy, a my żywi musieliśmy na te tragedię patrzeć. Patrzeć jak giną niewinni ludzie i ich najbliżsi: babcie, matki, siostry, bracia, córki, synowie, bo byli wszyscy ze sobą spokrewnieni. /…/  Teraz bulbowcy rzucili się wszyscy. Było im widocznie pilno, bo każdy odrywał z grupy parę osób o rozstrzeliwał. Na środku polany. Ludzie lamentując żegnali się ze sobą na wieczność. Matki brały swe dzieci i kładły obok siebie, obejmując je rękami. Tak odchodzili z tego świata na wieczność. Ja, mama, ciotka i bliżsi znajomi byliśmy razem w grupie, wciąż odciągając moment rozstania się z tym światem. Chcieliśmy jeszcze pożyć choć chwilę dłużej. Widziałem okropne sceny. Rozstrzeliwani w pośpiechu ludzie nieraz byli trafiani niecelnie. Zranieni śmiertelnie podrywali się konwulsyjnie i znów opadali na ziemię. Dobijano ich, ale najczęściej w męczarniach kończyli żywot. Z jednej grupy, popędzonej na miejsce kaźni po serii strzałów poderwała się mała dziewczynka, może sześcioletnia i zaczęła mocno krzyczeć: mamo, ale matka już nie żyła. Widząc to bulbacha podniósł karabin i strzelił w nią. Trafił ale nieśmiertelnie. Dziewczynka upadła, ale natychmiast się poderwała i krzycząc zaczęła iść po trupach, padając i wstając. Bulbowiec znowu w nią strzelił. Tym razem aż trzykrotnie. Dziewczynka wciąż podnosiła się i krzyczała. Zdenerwowany bulbowiec podbiegł do niej i dobił ja kolbą karabinu. Ludzie na ten widok odwracali się z płaczem. I tak grupę po grupie wyciągano i zabijano. Tworzył się duży krąg, gdyż kazano kłaść jeden obok drugiego w nogach pomordowanych. Widać było pośpiech, bo głośniej krzycząc szybko wyciągali ludzi na pobojowisko, nie żałując przy tym razów. Matka, ja, ciotka Trusiak byliśmy razem, moja babcia i ciotka Wikta z małym dzieckiem. Mama powiedziała, żebyśmy poszli sami, po co mają nas szarpać i tak nas śmierć nie ominie. Przyglądać się tej zbrodni już dłużej nie było można. Wstaliśmy, pożegnaliśmy się ze sobą i najbliższymi. Z płaczem i okropnym żalem, że trzeba pożegnać się z tym światem, oddaliśmy się w ręce oprawców. Popędzono nas na miejsce kaźni. Poszło nas dziesięcioro na pobojowisko. Bulbowcy, jak dzikie bestie, krzyczeli „lachajte lachy chutko” (szybko kładźcie się Polacy). Mama jeszcze raz przycisnęła mnie do siebie, płakała i mówiła jakby do siebie: tyle dzieci wybijają, cóż one są winne. Nie mogłem płakać, zacisnęła mi się krtań i zrobiłem się zupełnie nieswój, obojętny z tego przestrachu. Kładąc się obok siebie, półgłosem odmawialiśmy pacierz. Mama objęła mnie mocno za szyję, ja zakryłem twarz dłońmi i z okropnym strachem wypowiedziałem na koniec „ niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Padły strzały z lewej i z prawej strony. Ja z tej grupy leżałem prawie w samy środku. Strzały zaczęły zbliżać się do mnie. Żal mi się mocno zrobiło, pomyślałem, że mam dopiero 13 lat, sama radość życia, taki piękny świat, a tu za chwilę czeka śmierć i już nigdy nie ujrzysz jasności: czy poczuję ból? Bliziutko padł strzał, bo poczułem podmuch powietrza. To musiało być w ciotkę, słyszałem mocne charczenie. Okropnie przeżywałem ostatnie chwile. Zdawało mi się, że we mnie wszystko ustaje. Następny strzał pada w mamę. Ziemia rozbryzguje się po mojej głowie. Poczułem, że coś ciepłego spływa po moim karku, ku lewemu policzkowi. Słyszę charczenie raptowny skurcz ciała. Poczułem, że mamy ręka przyciska mnie mocniej do siebie, potem ciało zaczęło się rozluźniać, bo ręka mamy zaczęła słabnąć łagodnie i tak pozostała bez ruchu. Nadeszła moja kolej. Oczekiwałem z napięciem, prawie martwy z przerażenia. Usłyszałem koło mnie strzał, szum w uszach i znów piasek posypał się po mojej głowie i rękach. Krótkie charczenie ale to już z prawej strony. Z biciem serca oczekiwałem na następny strzał, strzał we mnie, ale i ten usłyszałem nieco dalej i jeszcze jeden o kilka ciał dalej. Po tej krótkiej scenie mordu zapadła krótka cisza i nagle znów słyszę jak układają się w naszych nogach następne ofiary, płaczące i rozpaczające. Kiedy znów usłyszałem wystrzały z tyłu zacząłem w duchu modlić się i prosić Boga o przeżycie tych potworności. Krótko to trwało, bo rozstrzeliwali ze zdwojoną szybkością. Spieszyli się bardzo. Leżałem żywy miedzy trupami, słyszałem lamenty, błagania, pisk zabijanych dzieci, myślałem, że nie wytrzymam, że zerwę się i będę uciekał, ale po chwili znów przychodziła myśl, że jeśli to zrobię, zabiją na miejscu. /…/  Leżałem, cierpiałem i słuchałem, co się wokół dzieje. Trwało to około godziny. Naraz ustały krzyki i płacz. Strzały były rzadkie. Od czasu do czasu padał strzał, rozmawiali między sobą głośno: „...o dywyna, o tamtoj szcze żywe, dobej”. Ja leżałem w tym pobojowisku i prosiłem Boga, aby mnie nie wykryto. Po chwili nastała cisza, tylko jakiś bulbowiec zawołał: „ no chłopa idemo, od dywyte, tut morda polska leżyt”. Zaczęło się ożywienie między nimi. Zaczęli odchodzić w krzaki w stronę Sokoła. Słyszałem z tej strony odgłosy. Leżałem dłuższą chwilę. Była grobowa cisza, bo nawet ptactwo odstraszone strzałami, nie dawało żadnego głosu. Leżąc między trupami myślałem, że wszyscy są wybici i gdzie ja teraz pójdę i jak długo tu będę leżał. Chciałem wstać i uciekać. Bałem się, bo jeśli oni z ukrycia patrzą, czy ktoś nie wstaje. Wtedy czeka mnie tylko śmierć. Leżałem dalej, a mrówki gryzły po całym ciele. Upłynęło około pół godziny. Nadal była niczym nie zakłócona cisza. Podjąłem decyzję. Postanowiłem ostrożnie podnieść głowę i spojrzeć przed siebie, co się dzieje na placu zbrodni. Ostrożnie uniosłem głowę i zobaczyłem, że jakaś starsza kobieta ucieka z tego strasznego miejsca w pobliskie krzaki. Opuściłem głowę z powrotem i słuchałem, czy nie będą strzelać, ale nadal była cisza. Leżałem jeszcze chwilę i postanowiłem wstać i uciekać w krzaki, bo jeśli nie strzelano za tamtą kobietą, to znaczy, że oni wszyscy poszli. Po raz drugi pomalutku podniosłem głowę, spojrzałem po trupach i zobaczyłem, jak wstaje kobieta z dwojgiem dzieci. Złapała dziewczynkę i chłopczyka za rączki i uciekła w krzaki. Znów opuściłem głowę, leżałem i słuchałem, czy nikt nie będzie strzelał. Nadal była cisza. Po raz trzeci podniosłem głowę i popatrzyłem na mamę i ciotkę. Leżały martwe. Mama miała oderwany kawałek czaszki, aż mózg wyrzuciło. To właśnie mózg rozlał mi się po karku i po twarzy. Bóg zaślepił ich wzrok, bo zobaczywszy mnie zalanego krwią i mózgiem pomyśleli, że jestem zabity. Uniosłem się nieco wyżej i powiedziałem półgłosem: „kto żywy niech ucieka”. Poderwałem się i odbiegłem około 50 metrów od pobojowiska w łubin. Położyłem się z brzegu, tak, aby nie być widocznym i zacząłem rozglądać się po polanie i po trupach, czy ktoś nie poderwie się do ucieczki. Widzę, że ktoś wstaje i biegnie w moją stronę, do tego łubinu. Poznaję. Jest to mój brat cioteczny Paweł Jasieńczak. Podniosłem się nieco i zacząłem machać ręką, aby biegł do mnie. Przebiegł, położył się obok mnie. Widzimy, że znowu jakaś kobieta z dzieckiem podbiega do zarośli. My natomiast zaczęliśmy się ostrożnie czołgać tym łubinem w stronę krzaków. Gdy biliśmy parę kroków od nich, szybko tam wskoczyliśmy. W tych krzakach spotkaliśmy te kobietę, która wcześniej zbiegła z dwojgiem dzieci. Dołączyliśmy do niej . Płakała i mówiła, jak sobie poradzi z dwójką malutkich dzieci. Chłopak był nieco starszy od dziewczynki. Powiedziałem do niej, że jakoś musimy dostać się do Jagodzina. Dodałem, że z pobojowiska wyszła ranna w głowę Janina Kuwałek, obecnie Martosińska. Mówiła, że ciotka Wikta też była ranna i prosiła o pomoc Jankę, ale Janka jej rzekła : „cóż ja ci pomogę, ja sama ledwo co żyję”. Pomogła jej wstać, ale nie dały rady. Tak moja ciotka bez pomocy, z dala od ludzi, umarła. Wzięliśmy dzieci. Ja jedno, Paweł drugie na plecy i zaczęliśmy powoli i ostrożnie iść w stronę Jagodzina. /…/  Zbliżaliśmy się do zarośli położonych bliżej wsi, do Borku. Szczęśliwie doszliśmy do niego, przeszliśmy w poprzek i na skraju zatrzymaliśmy się. Byliśmy ukryci w gęstych krzakach, widzieliśmy wieś i okolice. Wieś częściowo paliła się. Wokół była pustka, tylko psy strasznie wyły, wszędzie chodziły krowy i konie. /…/   Tylko trzask ognie i spadające opalone bale. Nie było widać nikogo, tylko niektóre budynki dopalały się, na drodze leżało parę trupów i psy żałośnie wyły. /…/  Wieczorem przyjechali z Ostrówek ludzie z samoobrony (z Jagodzina i z Rymacz) i przywieźli spod Sokoła żonę Kalety i mamę Pawła. Były one trafione w szyję a ustami wyszły kule. Jeszcze żyły, ale w drodze zmarły. Przywieźli jeszcze chłopaka, którego wyciągnęli z dołu. Był on raniony siekierą. Kaleta pochował swoją żonę na cmentarzu w Rymczach, a Paweł swoja mamę, a moją wujenkę pochował przy torze z lewej strony stacji kolejowej. Obaj wykopaliśmy dół a ludzie włożyli ją do dołu. Usypaliśmy mogiłkę, postawiliśmy naprędce zrobiony krzyż. Pożegnaliśmy wujenkę i poszliśmy na nocleg. Było to już przy stacji kolejowej, bo każdy bał się iść dalej, aby bulbowcy nie napadli w nocy. Stacja była usypana wałem ziemnym i Niemcy pełnili cała dobę wartę. Nocą pełnili wartę starsi i młodzież, spały tylko dzieci.” (Aleksander Pradun; Na Rubieży Nr 3/1993).
W futorze Piskorowo pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
W kol. Pniaki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy w ciągu dwóch dni zamordowali co najmniej 41 Polaków; pierwszego dnia mordowali mężczyzn, drugiego dnia kobiety i dzieci; m.in. 10-osobową rodzinę z 8 dzieci i 8-osobową z 6 dzieci.
We wsi Radoszyn pow. Kowel zamordowali co najmniej 2 rodziny polskie.
We wsi Radziechów pow. Luboml zamordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Rudka Miryńska pow. Kowel zamordowali kilka rodzin polskich; w stodole spalili 9-miesięcznego Ignasia Łubiankę.
We wsi Rudniki pow. Kostopol zamordowali ponad 12 Polaków.
We wsi Sawosze pow. Luboml zamordowali kilkunastu Polaków, w tym 20-letnią dziewczynę.
W futorze Skalenica pow. Kowel zamordowali co najmniej 43 Polaków, w tym 10 osób z rodziny Zagożdżona.
W kol. Sucha Łoza pow. Kowel upowcy oraz chłopi ukraińscy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali siekierami, widłami, łopatami, nożami, piłami do cięcia drzewa 71 Polaków. „Kobietę Przewoźniak, lat ok. 70, podrzucano na widłach aż do uśmiercenia. Dzieci były zabijane uderzeniami kolby w głowę. Żonę Antoniego Siedleckiego wrzucono do studni” (Siemaszko..., s. 400).
We wsi Sztuń pow. Luboml zamordowali kilkanaście rodzin polskich, zdołała uciec tylko jedna rodzina.
We wsi Terebejki pow. Luboml Iwan Paciuk, sotnik UPA, z synem Wasylem zamordowali 5-osobową rodzinę Matyszczuków: Jan Matyszczuk lat 40 został zakłuty widłami, a następnie porżnięty na kawałki, jego żonę Janinę zadźgali widłami, a ich dzieci: Stefana lat 16, Weronikę lat 14 i Jana lat 8 – zarąbali siekierami (Siemaszko..., s. 500).
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z sąsiednich wsi Gnojno, Mohylno i Rewuszki zamordowali około 50 Polaków, w większości kobiety i dzieci; część ofiar wrzucili do zbiornika z gnojówką; poza wsią wymordowali także Polaków w majątku Szpilbergów w Turii.
We Włodzimierzu Wołyńskim upowcy zamordowali 18-letniego Polaka.
We wsi Wola Ostrowiecka pow. Luboml upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi dokonali rzezi około 620 Polaków. Polaków spędzili na plac szkolny, opornych mordowali i wrzucali do studni. Około 40 kobiet i dzieci zaprowadzili do stodoły Jasionków, resztę zamknęli w szkole. Na oczach zgromadzonych zastrzelili kilku mężczyzn nawołujących do obrony i ucieczki. W stodole Antoniego Strażyca chłopi ukraińscy wykopali rów długości 12 metrów i szerokości 2,5 metra. Następnie, co pewien czas wyprowadzali z placu szkolnego po 5 – 10 mężczyzn do stodoły, rzekomo na badania lekarskie, aby utworzyć wspólny oddział do walki z Niemcami. Ofiarom kazali rozbierać się z ubrań i butów, oddać zegarki i złoto, a następnie podprowadzali nad wykopany w stodole rów, nad którym mordowali siekierami i toporami uderzając w tył głowy oraz przebijali widłami. Znad dołu zdołał uciec Władysław Soroka, pomimo otrzymanych 6 postrzałów. Po wymordowaniu mężczyzn oprawcy zaczęli wyprowadzać po kilka kobiet z dziećmi. Usłyszawszy samochody przejeżdżających Niemców zamknęli szkołę, w której znajdowało się około 200 kobiet, dzieci i starców, obłożyli ją słomą, oblali benzyną i podpalili. Wrzucili też przez okno do wnętrza kilka granatów. W upalny dzień szkoła spłonęła bardzo szybko. Taki sam los spotkał kobiety z dziećmi zamknięte w sąsiadującej ze szkołą stodole Jasionków. Natrafiono także na studnię wypełnioną ofiarami oraz na kobietę z dzieckiem przy piersi, przygwożdżone razem widłami do ziemi. Mienie Polaków rabowali przez cały dzień, uczestniczyły w tym kobiety i dziewczęta ukraińskie. W 1992 roku Polacy przeprowadzili ekshumacje jednej z trzech mogił. Wydobyto szczątki 243 osób, z czego 120 należało do mężczyzn. Ofiary mordowane były silnymi uderzeniami w tylną część głowy ciężkimi narzędziami: maczugami, pałkami, obuchami siekier i młotkami. Pozostałych mogił: w szkole i stodole Jasionków nie odnaleziono. „Według informacji zawartych w dokumentach Państwowego Archiwum Obwodu Wołyńskiego w Łucku, w Woli Ostrowieckiej oraz drugiej wsi polskiej (w domyśle: w Ostrówkach) zamordowanych zostało do 1500 ludzi”. (Siemaszko..., s. 513 – 521). „Noc miała się ku końcowi – świtało. I wtedy właśnie, na tle porannej zorzy, wyłonił się zwartym tłum Ukraińców, który zmierzał od ukraińskiej wsi Sokół, do również ukraińskiej wsi Przekórka. Ten manewr Ukraińców wprowadził naszą samoobronę w błąd. Odwołano alarm. Tymczasem Ukraińcy zmienili kierunek i weszli do wsi od strony, z której ich się nie spodziewano. Były to oddziały zwarte uzbrojone w broń maszynową i karabiny pochodzenia niemieckiego i radzieckiego. Zachowanie tych ludzi nie zapowiadało nic złego. Można powiedzieć, że okazywali mieszkańcom wioski dużą życzliwość, nawet dzieci częstowali cukierkami. Pamiętam, podszedł do mnie młody Ukrainiec, pogładził po głowie, zapytał jak się nazywam, ile mam lat, gdzie mieszkam, a wszystko to z życzliwym uśmiechem Rozpoczął się prawie normalny dzień życia wsi, tyle, że czuło się jakąś grozę.
Około godz. 8-mej wyznaczeni bojówkarze chodzili po wsi i wzywali mężczyzn od lat osiemnastu do sześćdziesięciu, by udali się na plac przed szkołą; sprawdzali każdy dom i zabudowania, by nikt się nie ukrył. Kiedy wszyscy mężczyźni znaleźli się na boisku szkolnym, zostali otoczeni przez uzbrojonych Ukraińców. Między godziną 10-tą a 11-tą do zebranych przemówił watażka tej ukraińskiej hordy, czyli, jak to się dzisiaj mówi dowódca oddziału ukraińskiej „powstańczej armii”. Mówił po ukraińsku. Sen wypowiedzi był następujący: Ukraińcy pragną razem z Polakami walczyć przeciw Niemcom. Oni przyszli do naszej wioski, aby dokonać naboru mężczyzn zdolnych do walki. Tych uzbroją i razem wyruszą przeciw Niemcom. Mówił to tak porywająco i przekonywująco, jak to czyni politrucy sowici, że niektórzy słuchacze uwierzyli w ich zapewnienia. Następnie powiedział, że będą brać po sześciu mężczyzn na badania lekarskie i sprawnościowe, następnie zdrowych i zdolnych umundurują, uzbroją i utworzą polski oddział, obok oddziałów ukraińskich, w celu włączenia się do walki z Niemcami, których koniec jest bliski. Tak też się stało. Co pewien czas uzbrojeni Ukraińcy odprowadzali grupę sześciu mężczyzn w nieznane nam miejsce. Teraz już wiemy, że była to dwuklepiskowa stodoła gospodarza Strażyca; że tam inna grupa Ukraińców wykopała przy stodole dwa rowy o głębokości 2 m i szerokości 2,5 m i długości 8 m. Do tej stodoły wprowadzano przyprowadzonych mężczyzn, tam ich mordowano bez użycia broni palnej, a zwłoki wrzucano do tych rowów. Kiedy odprowadzano już wszystkich mężczyzn na boisku szkolnym pozostały kobiety, dzieci i osoby w starszym wieku. Teraz już, bez żadnych skrupułów, brutalnie wtłoczono nas wszystkich do budynku szkolnego, skąd kilkunastosobowe grupy pędzono pod eskortą w nieznane nam wówczas miejsce. Mimo, że dochodziły do nas stamtąd żadne odgłosy mieliśmy już świadomość, że Ukraińcy chcą nas wszystkich wymordować. Wiedzieliśmy, że zostaniemy zamordowani i że to za chwilę nastąpi. Przygotowywaliśmy się na śmierć przez modlitwę, spowiedź składaną na ręce matki, która udzielała nam rozgrzeszenia, przez zbiorowe odmawianie różańca z prośbą do Najświętszej Marii Panny, by nam dała lekką śmierć. Było nas w tej gromadzie czworo: mama, siostra Ania –lat 16, siostra Antosia – lat 20 i ja – lat 13. Kiedy skończyliśmy odmawiać druga bolesną część świętego różańca, mama pobłogosławiła nas i dała nam święte obrazki. Ja dostałem obrazek z Aniołem Stróżem, który przeprowadza przez wąską kładkę położoną nad rwącą rzeką dwoje małych dzieci. Z nim to przeszedłem przez śmierć do życia, bym mógł teraz zdać Światu relację z tych zbrodni. Była chwila ciszy; czekaliśmy na swoją kolej, zostało nas już tylko około 100 osób: kobiet, dzieci i starców. Do stojących przy drzwiach uzbrojonych morderców podeszła jedna z kobiet – matka trojga dzieci i zwróciła się do nich z prośbą: „Patrzcie, została nas mała garstka, pozwólcie nam żyć. Spójrzcie na te dzieci, one są niewinne, ich oczy błagają o litość, miejcie więc litość dla nich”. Wtedy jeden oprawców powiedział – oczywiście po chachłacku – (w przybliżeniu): „Wy Polacy. My was wszystkich wyrżniemy, a wasze domy spalimy. Nic po was nie zostanie”. W odpowiedzi na te okrutne słowa ta kobieta rzuciła w twarz oprawcom przekleństwo: „Bądźcie przeklęci po wszystkie czasy. Niechaj krew naszych niewinnych dzieci spadnie na was, na wasze dzieci, wnuki i prawnuki”. W pewnej chwili dały się słyszeć od strony południowej wsi strzały z broni maszynowej. Pilnujący nas Ukraińcy wpadli w popłoch, wybiegli na zewnątrz, drzwi szkoły zamknęli. Zaświtała nam nadzieja, że mordercy w popłochu uciekną. Niestety przyspieszyło to tylko decyzję dokończenia zbrodniczego dzieła. Mordercy zrezygnowali z mordowania pojedynczo każdej osoby z osobna i postanowili załatwić to zbiorowo. Do izb lekcyjnych, w których byliśmy zgromadzeni, zaczęto wrzucać granaty i strzelać z pistoletów maszynowych. Już pierwsze strzały i wybuchy granatów zabiły część osób - innych poraniły. Znaleźliśmy się jak gdyby w kręgu piekielnych czeluści: jęk rannych, płacz dzieci, rozdzierający krzyk matek, huk strzałów, wreszcie dym. Zbrodniarze spod znaku tryzuba podpalili budynek szkolny. W upalny sierpniowy dzień płonął jak pochodnia; ci jeszcze żywi znaleźli się w pułapce bez wyjścia skazani na śmierć w płomieniach. Nie sposób wyrazić słowami grozy tej sytuacji, język jest tu zbyt ubogi.  Mnie śmierć jakoś omijała. Leżałem na podłodze rozpłaszczony do granic możliwości. Obok leżała sąsiadka Bohniaczka. Rozległ się kolejny huk. Granat ja rozszarpał. Jej krew i poszarpane ciało chlusnęło na mnie. Byłem w szoku, podczołgałem się do mojej siostry Ani. Potrąciłem ją. Już nie żyła. Kula u wylotu z czaszki wyrwała duży otwór. Otępiałem, straciłem poczucie rzeczywistości. Podniosłem głowę i ujrzałem leżącą i krwawiąca matkę. Jeszcze żyła. Jeszcze raz przytuliłem się do matki. Była przytomna, ofiarowała mnie Bogu i Najświętszej Marii Pannie, bo tylko cud Boski mógł mnie wyprowadzić z tych piekielnych czeluści. Mama nie mogła się poruszać, granat rozszarpał jej stopy, krwawiła, spłonęła żywcem. Nie pamiętam, jak znalazłem się w drugiej izbie lekcyjnej. Na podłodze strzępy ludzkich ciał i dużo, bardzo dużo krwi. Nie miałem już nikogo z najbliższych, zapragnąłem też umrzeć, zacząłem krztusić się dymem, pomyślałem: nałykam się dymu, uduszę i będzie koniec. Ale, gdzie tam, zakrztusiłem się raz i drugi i nic. A tymczasem zaczął płonąć strop budynku, zrobiło się ogromnie gorąco. Przeraziłem się tego ognia, lada chwila ten płonący strop mógł runąć na mnie. W ostatniej chwili wyskoczyłem przez okno. Rozległ się strzał, upadłem, poczułem silny ból, czoło zaczęło krwawić. Żar bijący od płonącego budynku zmuszał mnie do odczołgiwania się od niego. Leżałem w ogrodzie szkolnym pełnym trupów i rannych. Ciężko ranni błagali oprawców, by ich dobili. Ukraińcy z ogromną pasja pastwili się nad rannymi, kiedy na to patrzyłem chciałem wstać i krzyczeć. Strach przykuł mnie do ziemi, bałem się już nie śmierci lecz tych męczarni, jakie oni rannym zadawali. Byłem cały umazany krwią cudzą i własną. Trzykrotnie przewracali mnie i kopali, ale nie zorientowali się, że jeszcze żyję. Obok mnie leżała kobieta – Maria Jesionek, matka trojga dzieci, dwóch synów, jeden ośmio, drugi pięcioletni i niemowlę ośmiomiesięczne. Ona też wyskoczyła z płonącego budynku wraz z dziećmi tuż przede mną. Morderca ugodził ją kulą, leżała martwa na swym uduszonym niemowlęciu. Jej ośmioletni syn został też zastrzelony, ten zaś pięcioletni siedział tuż martwej matce, szarpał ją i wołał „ Mamo wstawaj, chodźmy do domu – płakał”. Podbiegł do niego Ukrainiec, przyłożył lufę karabinu do głowy i strzelił. Dzieciak przewrócił się na plecy matki, a przywarwszy do jej pleców swoje plecy, wyciągnął ręce do góry jak w modlitwie. Był to dla mnie koszmar, który tkwi we mnie po dzień dzisiejszy. Dochodziły mnie też inne głosy z różnych stron wioski. To towarzysząca ukraińskiej „powstańczej armii” tłuszcza wdarła się do opustoszałych domów i zabudowań i rabowała wszystko, co tylko było w obejściu, a kiedy już wszystko zagrabili podpalili domy i zabudowania.  Leżałem nieruchomo we krwi. Z płonącego budynku buchał okropny żar, czułem, że moje nogi są płonącymi głowniami. Czułem, że muszę odczołgać się dalej od buchającego żaru. Poruszyłem się. Padł strzał i poczułem dotkliwy ból w okolicach kręgów lędźwiowych. Pomyślałem, że to już koniec. Dla zlokalizowania źródła bólu lekko się poruszyłem, okazało się ani krzyż, ani brzuch nie były uszkodzone. A więc żyję! Mój Boże! Leżałem, nadal udawałem martwego, czekałem. Zwolna cichły głosy zwycięskich „żołnierzy” UPA. Słońce chyliło się ku zachodowi. Podniosłem głowę. Nikogo nie było w pobliżu. Tylko ja – żywy pośród zmarłych. Dźwignąłem się z trudem stanąłem na oparzonych stopach. Zdjąłem przesiąkniętą krwią koszulę, podarłem ją na onuce i zawinąłem nimi obolałe stopy. Ze zgrozą obejrzałem leżące tam zmasakrowane trupy. Tuż na styku palącego się budynku a ogródka rozpoznałem głowę moje starszej siostry Antoniny, tułów został spalony na węgiel. Niczego już nie czułem, prócz bólu stóp i ogromnego pragnienia. Powlokłem się do pobliskiej studni z żurawiem, chciałem zaczerpnąć wody. O zgrozo. Studnia była pełna trupów. Coś mnie przykuwało do tego miejsca zbrodni. Nie mogłem się ruszyć. Stałem tak ogarnięty zgrozą i rozpaczą, nie mogłem tego pojąć i do dziś pojąć nie mogę, jak ci ludzie mogli dokonać tak okrutnej zbrodni?” (Henryk Kloc: Najtragiczniejsze chwile mojego życia. Na Rubieży Nr 2/1993). „Nazywam się Marianna Soroka. Urodziłam się 8 września 1908 roku we wsi Wola Ostrowiecka, powiat Lubomi, woj., Wołyń w rodzinie chłopskiej. W roku 1943 byłam matką pięciorga dzieci: Stanisława – lat 15; Edwarda – lat 12; Janka – lat 10; Leona –lat 6 i Józefa 1,5 roku. Mój mąż Stanisław był rolnikiem 8-hektarowego gospodarstwa rolnego. Żyło się nam chociaż ubogo, ale spokojnie i szczęśliwie. /.../  Nadszedł zwykły dzień, poniedziałek 30 sierpnia 1943 roku.. Tymczasem Ukraińcy – mordercy nie zapędzili nas na szkolny plac, lecz do stodoły sąsiada i tam nas zamknęli. Spośród nas wybierali mężczyzn i pędzili pod eskortą. A kiedy już nie stało mężczyzn, zabierali kobiety i dzieci i pędzili pod eskortą uzbrojonych bandytów w nieznanym kierunku. Nie wiem o której godzinie, ale było to chyba grubo po południu, rozległy się strzały z broni maszynowej od strony południowej wsi Wola Ostrowiecka.  Wśród Ukraińców powstał popłoch. Już nie wyprowadzali ze stodoły grupki kobiet i dzieci, ale zaczęli strzelać do zebranych w stodole. Powstała panika wśród zebranych w stodole. Wielu zginęło od pierwszych strzałów. Trójka moich dzieci: Stanisława, Janek i Leon, została zabita przez Ukraińców-morderców. Ja zaś ze swoim najmłodszym synkiem na ręku wybiegłam ze stodoły. Biegłam, biegłam. Usłyszałam huk i w tym samym czasie okropny krzyk mojego dziecka Józia. Upadłam trzymając dzieciaka na ręku. Poczułam ból w ramieniu lewej ręki. Krew sączyła się z rany. Kula dum-dum przeszyła mięsień i kość ramienia lewej ręki. Nie zdawałam sobie sprawy, czy mój syn Józio żyje, czy tez nie. Byłam bardzo osłabiona z upływu krwi. Nie pamiętam ile trwało to omdlenie. Wkrótce poczułam pragnienie, więc zaczęłam się czołgać. Na moje szczęście pojawi się cudem ocalały brat mojego męża Aleksander Soroka. On to przyniósł mi wody, która ugasiłam moje pragnienie. Lecz wkrótce znów straciłam przytomność. Obudził mnie z omdlenia właśnie szwagier Aleksander. Poprosiłam Aleksandra, aby poszedł do mojego mieszkania, wziął prześcieradło i pociął na bandaże i owiną moja ranę. Wkrótce Soroka Aleksander przyniósł płótno-prześcieradło i naftę. Naftą wydezynfekował ranę i owinął czystym płótnem. Poczułam ulgę. Postanowiłam dowlec się do swojego domu, by tam umrzeć. Cóż mi pozostało. Ci, których kochałam najbardziej odeszli na zawsze. Chciałam się z nimi połączyć tam, na drugim Świecie, u pana Boga....” (Marianna Soroka: Polska Niobe. Na Rubieży nr. 3/1993).
W kol. Wólka Swojczowska pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 74-letnią Polkę.
W kol. Zamostecze pow. Luboml upowcy zamordowali co najmniej 40 Polaków. „Tragicznego poniedziałku do dziś nie może zapomnieć Stanisława Grzywna, która w czasie napadu miała 14 lat. Zanim uciekła, słyszała rozdzierające krzyki dochodzące z oddalonego o blisko 150 metrów gospodarstwa przynależącego już do sąsiedniej wsi o nazwie Zamostecze, do której wtargnęli banderowcy. Mieszkała tam rodzina z dziesięciorgiem małych dzieci. – Te przeraźliwe krzyki to nie mogło być nic innego, jak mordowanie tych dzieci – uważa pani Stanisława, do dziś nie mogąc usunąć z pamięci koszmaru” (http://dziennik.artystyczny-margines.pl/zbrodnie-sniace-sie-po-nocach-zaglada-wsi-jankowce)
"29 i 30 sierpnia ja wraz z oddziałem w sile 700 uzbrojonych ludzi, zgodnie z rozkazem dowódcy Okręgu Wojskowego "Ołeha", totalnie wyrżnąłem całą polską ludność na terenie rejonów hołobskiego, kowelskiego, siedleszczańskiego, mackiewskiego i lubomelskiego, dokonałem grabieży całego majątku ruchomego i spaliłem jej mienie nieruchome. W sumie w tych rejonach w ciągu 29 i 30 sierpnia 1943 roku powyrzynałem i powystrzeliwałem ponad 15 tys. spokojnych mieszkańców, wśród których byli starcy, kobiety i dzieci. Dokonaliśmy tego w sposób następujący: Po spędzeniu co do jednego wszystkich mieszkańców do jednego miejsca, otaczaliśmy ich i zaczynaliśmy rzeź. Następnie, gdy już nie zostało ani jednego żywego człowieka, kopaliśmy głębokie jamy, wrzucaliśmy w nie wszystkie trupy, zasypywaliśmy ziemią i, aby ukryć ślady, zapalaliśmy ogromne ogniska i szliśmy dalej. W ten sposób przechodziliśmy od wsi do wsi, aż zniszczyliśmy całą ludność - ponad 15 tys. ludzi" (Wyciąg z  z protokołu przesłuchania Jurija Stelmaszczuka "Rudego", jednego z dowódców UPA na Wołyniu z 28 lutego 1945.. Za: "Geneza nacjonalizmu ukraińskiego - odmiany faszyzmu europejskiego, "Na Rubieży", nr 68 /2003).
W nocy z 30 na 31 sierpnia 1943 roku:
W kol. Fundum pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali wszystkich Polaków, którzy pozostali na kolonii, w tym 5-osobową rodzinę.
31 sierpnia 1943 roku:
W kol. Elizawetpol pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 30 Polaków, całe rodziny. W kol. Fiodorpol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 69 Polaków, głownie kobiety i dzieci. 20-letnią Genowefę Bałakowską oraz jej 22-letnią koleżankę o nazwisku Jączek „powstańcy ukraińscy” najpierw zgwałcili, następnie przywiązali nagie do krzeseł, wydłubali im oczy i poderżnęli skórę wokół szyi. Zamordowali także 17-letnią siostrę Genowefy, Alfredę oraz 15-letnią dziewczynkę o nazwisku Jączek.  (Siemaszko..., s. 917 – 918).
W kol. Jasiniec pow. Horochów widłami, siekierami, łopatami itp. zamordowali 26 Polaków. 25-letnią Kazimierę Karaniewicz wtłoczyli pod uniesioną podwalinę dębową, po czym została ona zgnieciona. Widłami zakłuli 30-letnią Władysławę Bielecką, 44-letniego Jana Kiciaka i jego córki: 15-letnią Irenę (wcześniej uratowała się z napadu na kościół w Kisielinie) oraz 12-letnią Paulinę.
W kol. Marianpol pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali co najmniej 23 Polaków, w tym całe rodziny.
W kol. Mikołajówka pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 31 Polaków; 2 rodziny 8-osobowe mające po 6 dzieci. Rozalia Noworolska lat 20, ponieważ broniła się przed gwałtem została zakopana żywcem w ziemi, zamordowali także jej 16-letnią siostrę Annę. 50-letnią Mariannę Stasilewicz oraz jej 14-letnią wnuczkę Jadwigę Dobrowolską zarąbali siekierą na podwórku, natomiast jej córkę 19-letnią Marię Stasilewicz postrzelili, pokłuli widłami i zakopali żywcem. Rozkaz zabicia Stasilewiczów otrzymał Jaszko Bondaruk, ale odmówił, uzasadniając: „Zabiłem już 45 osób, a Stasilewiczowej nie zabiję”, wobec czego mordu dokonał inny „partyzant ukraiński”.(Siemaszko..., s. 926). „Moja siostra Antonina, wyszła za mąż na Mikołajówkę za Grzegorza Sałamacha. Gdy doszło do strasznych rzezi na Wołyniu w 1943 r., moja siostra Antonina prawdopodobnie została zamordowana, a wraz z nią jej dwie córeczki: Helena lat 12 i młodsza Stanisława lat ok. 10. Słyszałam od ludzi, że jej mąż Grzegorz uratował się i uciekł do Polski” (Maria Roch, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl )
W kol. Przebraże pow. Łuck nastąpił silny atak upowców odparty przez polską samoobronę przy pomocy partyzantów sowieckich płk  Nikołaja Prokopiuka.
We wsi Swojczów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy o świcie dokonali napadu mordując co najmniej 96 Polaków; obrabowali polskie zagrody oraz zwłoki pomordowanych (zegarki, złote obrączki itp.). Józefa Rusieckiego i jego ciotecznego brata zastrzelił ich sąsiad Ukrainiec, zabrawszy im wpierw złote obrączki, zegarek i złote pięciorublówki (zwane „świnkami”), a na pytanie jak ma sumienie jako sąsiad ich zabijać, powiedział, że „Ja teraz dla was nie sąsiad”. Ukraińcy zniszczyli też przy pomocy dynamitu kościół parafialny pw. Narodzenia NMP z 1797 roku. Pierwsze dwie próby były nieudane, dopiero, gdy na uwagę jednego Ukraińca z ołtarza usunięty został cudami słynący obraz Matki Boskiej Swojczowskiej, trzecia próba spowodowała zniszczenie kościoła (Siemaszko..., s. 935 – 938). Inni:  w kościele dokonali rzezi zgromadzonych osób. „Stog siana, w którym nas ukryli, stał zaraz za zabudowaniem, dlatego dobrze słyszałam, jak ‘ryzuny’ wpadli do domu, wyciągnęli Skosalasową i przebili ją bagnetem. Trzymali ją tak nadzianą na ostrze, aż skonała, a jej przeraźliwy krzyk do dziś dzwięczy mi w uszach. Jeszcze jakby dziś słyszę jej rozpaczliwe wołanie: ‘Zabijcie mnie już, a nie męczcie!’. Jej męża Skosalasa zarąbali siekierą w domu. Rzeź mieszkańców naszej wsi trwała całą noc i następny dzień, w tym czasie dochodziły do nas ogromne jęki mordowanych, męczonych i pokaleczonych ludzi, które mieszały się z różnymi wyzwiskami oprawców i innymi krzykami. Wieczorem Katia przysłała małą Haluszkę do stogu, niby to po siano dla bydła, a Haluszka przyniosła chleb i wodę. Trwało to kilka dni, ale dalsze ukrywanie nas było niemożliwe, ponieważ bandyci kłuli widłami stogi z sianem, wciąż szukając ukrywających się. Na szczęście my byliśmy ukryci dość głęboko i znów ocaleliśmy od pewnej śmierci. Jednak i to nie gwarantowało przeżycia, gdyż bandery podejrzane stogi palili, palili także całe polskie zabudowania.” Miała ciocia szczęście, że spotkała Ukraińców z ludzkim sercem. Zaczęli ją chować po zabudowaniach ukraińskich, aż do chwili kiedy to rezuni upewnili się, że: „Teper nie ma Lachiw!”. Przechowywali tak ciocię Zosię Hasiak z synkiem Rysiem, w piwnicach, na strychach, przebierali ją za Ukrainkę, zawsze była w chustce, głęboko zakrywając twarz, w bluzce, spódnicy i obowiązkowo z zapaską (fartuchem). Ciocia umiała mówić po ukraińsku, Rysiek nie umiał, więc udawał niemowę. Katia opowiadała, że przywiozła swoją kuzynkę Ukrainkę znad ruskiej granicy i dodawała znacząco: „Może to budit niwistka dla Laszuka.”. A miało to sens, gdyż ojciec Haluszki był wdowcem.  Tak się stało, że postawili maszyny do szycia u Laszuka i tam przychodzili Ukraińcy, przynosząc ubrania zdobyte na Polakach, by im sprawnie przerabiać. Ciocia mi się wtedy z bólem zwierzała: „Szyłam z musu i często poznawałam, czyje są rzeczy, a gdy przynieśli kostium twojej babci Karoliny Rusieckiej, która mi w tych ciężkich czasach dużo pomogła, zaczęłam mimowolnie drżeć i cała trząść się. Ukrainka pyta mnie na to: ‘ Soniu co tobie? ’ . Bałam się i spiesznie odpowiedziałam: ‘Chora jestem i nie mogę tego zrobić.’”. Podczas tej naszej rozmowy stanęły jej też, przed oczyma różne przechwałki, jak to oni rezuni mordowali Polaków. Dla przykładu raz była w ukryciu za dużym piecem i słyszała, jak Ukrainiec Wołodia mówił: „Przybiegła do mnie moja sąsiadka, koleżanka do której zachodziłem czasem, wołając, błagając: ‘Wołodia ratuj!’, a za nią wpada druga dziewczyna, też Polka. A ja, jak chwycę je w ręce i głowami trzasnę jedna o drugą, to tylko krew się rozbryzła i po nich koniec.”.  Opowiadali także rezuny, jak to małe dzieci zabijali i wyrzucali na śmietnisko, zasypując je byle czym, aby było mniej grzebania w ziemi. Innym razem przechwalali się jak to mordował i czym i z jakim skutkiem. Usłyszała jak zamordowali mojego dziadka Karola Rusieckiego, który po kilku dniach wyszedł z ukrycia, przyszedł na podwórze Jędrycha Rusieckiego. Mówiła mi tak: „Naśmiewali się z Karola, że żal mu było ‘chodoby’, aby czasem nie popalili zwierząt, tymczasem oni wszystko wypędzili z obory, a potem szukali zakopanych rzeczy i kosztowności. Kiedy go zobaczyli, zaraz pochwycili i bardzo się nad nim znęcali, tak okrutnie, aż dziadek nie wytrzymał i wyjawił im miejsce ukrytych rzeczy. Na te przechwałki wszedł inny ryzun, który nazywał się Korczak, a słysząc o czym tak raźno rozprawiają, mówi: „Patrzę, a to Rusieckiego Karola biją, a ja jak nie doskoczu i nie bachnę mu w brzuch, tak przeciąłem go na pół, tylko bebechy wypłynęły. Następnie wrzuciliśmy go do wody do sadzawki.” Ciocia mówiła, że słuchając tego wyobrażała sobie, że Korczak przeciął dziadka dużym nożem, skoro przechwalał się: „Zaszlachtowałem go!”. Posłyszała także i to, że moją babcię Karolinę Rusiecką zastrzelili, gdy była w ogrodzie, tam też została pochowana pod drzewem. Ciocia zwierzała mi się dalej serdecznie: „Ja to tylko gorąco modliłam się o śmierć, dla mnie i dla Rysia przez zastrzelenie, nawet nie przypuszczałam, że przeżyję 8,5 miesiąca w takim stresie i w takich warunkach.”. (Sławomir Tomasz Roch: Rzeź mieszkańców naszej wsi Swojczów trwała całą noc i następny dzień; w:   http://niepoprawni.pl/blog/slawomir-tomasz-roch/rzez-mieszkancow-naszej-wsi-swojczow-trwala-cala-noc-i-nastepny-dzien ).
W kol. Swojczówka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilka rodzin polskich.
W kol. Wandywola pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znanych jest 14 ofiar.
W kol. Wólka Swojczowska pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków w tym matkę z 2 dorosłymi córkami oraz 2 dzieci.
W kol. Zarudle pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 rodziny polskie, które powróciły do swoich gospodarstw: rodziców z córkami lat 12 – 15 oraz rodziców z córkami lat 7 i 12; ofiar prawdopodobnie było więcej.
W kol. Zasmyki pow. Kowel w walce z UPA zginął 17-letni Stanisław Zarębiński.
Od marca do sierpnia 1943 roku:
We wsi Witonierz pow. Łuck miejscowi Ukraińcy zamordowali około 50 Polaków, którzy przechodzili przez wieś do innych miejscowości.
W lipcu lub sierpniu 1943 roku:
W miejscowości Białokrynica pow. Krzemieniec został zamordowany przez Ukraińców nauczyciel leśnictwa w Średniej Szkole Rolniczo-Leśnej Jerzy Brynych  (Orłowski..., jw.).
We wsi Bystrzyca pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 1 Polaka podczas żniw.
We wsi Doroginicze pow. Horochów zamordowali 3 Polaków, w tym 2 kobiety.
W mieście Łuck w lipcu lub sierpniu 1943 r. został aresztowany na podstawie zeznań agenta Ukraińca Bołdyńskiego, jakoby był „prezesem organizacji wojskowej” i ślad po nim zaginął, inż. leśnik Baczyński  (Orłowski..., jw.).
We wsi Rewuszki pow. Kowel zamordowali 82-letnią Polkę.
We wsi Szpikołosy pow. Krzemieniec zamordowali 2 Polki pracujące na polu.
We wsi Szumbar pow. Krzemieniec zamordowali 1 Polaka.
W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński upowcy  zamordowali 15-letnią Janinę Okoń,  natomiast w okolicy miasteczka  m.in. 70-letniego Leona Zubka oraz jego córki: 24-letnią Janinę i 20-letnią Jadwigę, a 3-letni syn Jadwigi Józef zmarł z głodu pełzając po zwłokach zamordowanych i wołając „mamo, mamo” (Siemaszko..., s. 960).
W miejscowości koło Włodzimierza Wołyńskiego upowcy zamordowali córeczkę szewca Piotra Czury, który z żoną uciekł w bieliźnie; uratował się ich syn w kołysce, którego wychował sołtys, Ukrainiec, nie zmieniając mu nazwiska. Przypadkowo spotkał on, już jako oficer Armii Czerwonej, swojego ojca, już staruszka  w Pile (Siemaszko..., s. 960 – 961).
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński VII lub VIII 1943 został zamordowany wraz z rodziną przez UPA gajowy Czereniuk. Pogrzebano ich przy gajówce, gdzie nad wykopanym dołem po torturach dobijano siekierami innych złapanych Polaków. (Orłowski..., jw.).
W kol. Zamosty pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 4-osobową rodzinę polską z 9-letnim synem i 17-letnią córką.
We wsi Zarudzie pow. Krzemieniec zamordowali 62-letniego Polaka.
W lipcu i sierpniu 1943 roku:
Na polach majątku Nowy Dwór pow. Kowel upowcy wyłapywali Polaków uciekających do Zasmyk i w lesie mordowali ich; około 50 Polaków.
W kolonii Władysławówka pow. Włodzimierz Wołyński: „Banderowcy zaczęli łapać mężczyzn i furmankami wywozili do swej siedziby, znajdującej się w lesie Świnarzyńskim, a stamtąd już nikt nie powracał. Pewnego dnia wzięli mojego kolegę Bolesława Liperta. Wieźli drogą przy naszym domu, mijając nas ze łzami w oczach pokiwał ręką na pożegnanie. Wieczorem tegoż dnia przyszedł do mnie mój cioteczny brat Tadeusz Sztafij z propozycją, abym z nim uciekał do miasta. Nie wyraziłem zgody, gdyż nie chciałem oddalać się od rodziny. Na drugi dzień Tadeusz wraz ze swym ojcem i sąsiadem Buczkiem udali się do Włodzimierza, niestety w drodze do miasta zostali złapani i zamordowani przez banderowców” (Zdzisław Schab, w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl ).
W sierpniu (świadkowie nie podali dnia) 1943 roku:
We wsi Aleksandria pow. Równe: W 1940 roku władze sowieckie przesiedliły ludność polska z Krasiczyna oraz ze wsi Śliwnica and Krasiczyn pow. Przemyśl do Aleksandrii pow. Równe. Razem z nimi przesiedlony został unicki ksiądz o nazwisku Baka, z żoną i córką. Ponieważ nie było tam księdza rzymskokatolickiego, na prośbę Polaków zgodził się dla nich odprawiać oddzielne Msze św. w miejscowym kościele rzymskokatolickim. W sierpniu 1943 roku, podczas napadu bandy UPA, został zamordowany przy ołtarzu, podczas odprawiania Mszy Świętej. Razem z nim zginęło wielu obecnych w kościele Polaków. Tego dnia została zamordowana również żona i córka ukraińskiego księdza (Siekierka..., s. 726; lwowskie).
W kol. Aleksandrówka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 8 Polaków.
W kol. Aleksandrówka – Holendry pow. Kowel zamordowali 4 Polaków: żywcem zakopali poranioną babkę razem 3 zamordowanych wnucząt.
W kol. Antolin pow. Kostopol Ukrainiec nie chciał zamordować swojej żony Polki, za co upowcy zamordowali całą tą rodzinę.
W kol. Adamówka pow. Łuck w walce z UPA poległ 1 Polak.
W kol. Antonówka gmina Rożyszcze pow. Łuck upowcy zamordowali 2 Polki: Wiktorię Gągalską i jej 6-letnią córkę Halinę. Los pozostałych Polaków nie jest znany. „Gągalska była przekonana, że na samotną kobietę z dzieckiem nikt nie będzie napadał” (Siemaszko..., s. 605).
W kol. Antonówka Szepelska pow. Łuck policjanci ukraińscy zastrzelili 6 Polaków w wieku 18-24 lat.
We wsi Artasów pow. Zdołbunów upowcy zamordowali 2 starsze Polki.
W uroczysku lub futorze Astrachanka pow. Kostopol w drugiej połowie sierpnia zamordowali około 15 Polaków. „Jednej z ofiar, Florianowi Dziombowskiemu upowcy zawiązali pętlę z drutu na szyi i ciągnęli za koniem” (Siemaszko..., s. 243).
We wsi Barmaki pow. Równe. kolumna uciekinierów z miasteczka Aleksandria uciekająca do miasta Równe wpadła w wąwozie w Burmakach w zasadzkę upowską. „Powstańcy ukraińscy” dokonali masakry przy pomocy siekier, wideł, noży – około 50 Polaków.
W majątku Berezołupy Małe pow. Łuck zamordowali 4 Polaków, w tym 3-osobową rodzinę.
W kol. Bereźniaki pow. Kostopol zamordowali kilka rodzin polskich.
W miasteczku Białozurka pow. Krzemieniec w pierwszych dniach sierpnia Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym matkę z córką i teściową, oraz Ukrainkę, która miała dziecko z Polakiem, a w następnych dniach sierpnia dalszych 19 Polaków.
We wsi Binduga pow. Luboml zamordowali 4 Polaków.
We wsi Bojarka pow. Dubno zamordowali 20 Polaków.
W kol. Boratyn Czeski pow. Łuck zamordowali 10 Polaków, którzy przywieźli tutaj zboże do młyna.
We wsi Boratyn Duży pow. Łuck obrabowali polskie gospodarstwa i zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków.
W kol. Borek pow. Kostopol w pierwszych dniach sierpnia zamordowali 2 Polaków: 69-letnią babcię z 6-letnią wnuczką.
We wsi Boroczyce pow. Horochów spalili w stodole 1 Polaka.
W majątku Boruchów pow. Łuck upowcy (byli policjanci ukraińscy) zamordowali 8 Polaków podczas żniw, w tym 4-osobową rodzinę i ciała ofiar wrzucili do studni.
We wsi Busk pow. Kamionka Strumiłowa został zbity  Zabuski Jan. (Kubów..., jw.).
W kol. Bystraki pow. Włodzimierz Wołyński  zamordowali 2 Polaków.
We wsi Byteń pow. Kowel Ukrainiec zastrzelił 54-letniego Polaka.
W kol. Cegielnia pow. Kowel znalezione zostały mogiły kilkunastu zamordowanych Polaków.
We wsi Chinocze pow. Sarny trzech miejscowych upowców zarąbało siekierami 9 Polaków (dwie rodziny), oraz nie ustaloną liczbę innych Polaków.
We wsi Chmielów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znane jest 11 ofiar, w tym 6-osobowa rodzina o nazwisku Demuś z 4 dzieci: 7-letniej Janinie odrąbali siekierą głowę na pieńku, 11-letniego Witolda i 13-letniego Stanisława zarąbali siekierami, 16-letniego Kazimierza zatłukli kołkiem, ich matkę zadźgali bagnetem (Siemaszko..., s. 858).
W majątku Chorochorysk pow. Łuck zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków pracujących przy żniwach.
W osadzie Chrobrów pow. Łuck bestialsko zamordowali Polkę będącą w ostatnim miesiącu ciąży.
We wsi Cygany pow. Borszczów uprowadzili do lasu 3 Polaków (w tym kobietę), którzy zaginęli bez śladu.
We wsi Czernelica pow. Horodenka zamordowali Polaka, leśniczego.
W kol. Czesnówka pow. Horochów zamordowali kilka rodzin polskich.
We wsi Dańczymost pow. Kostopol zamordowali 2 Polki: matkę z 24-letnią córką.
W miasteczku Delatyn pow. Nadwórna zamordowali 11 Polaków.
W kol. Demetianówka pow. Kowel zamordowali 2 Polaków.
We wsi Druchowa pow. Kostopol zamordowali 7 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę.
We wsi Dryszczów pow. Brzeżany został zamordowany przez Ukraińców Rajter Stefan lat 19.
We wsi Dubiszcze pow. Łuck 30-tu „partyzantów ukraińskich” za pomocą siekier zarąbało rodzinę leśniczego Krępskiego, przy czym jego żonę przed śmiercią zgwałcili i obcięli jej piersi. Patrz: „W sierpniu 1943 roku w leśniczówce Grobelki”.
We wsi Dubniki pow. Włodzimierz Wołyński policjant ukraiński zastrzelił swoją matkę, Polkę.
We wsi Dyweń pow. Równe Ukraińcy zatłukli kijami mieszkańca kolonii Woronucha, który uciekał do miasteczka Międzyrzec.
We wsi Dziedziłów pow. Kamionka Strumiłowa: „Mój dziadek Jan Pszon zastał zamordowany 1943 r (prawdopodobnie w sierpniu, wg opowiadania mojego ojca był to początek żniw) we własnym domu w Dziedziłowie woj. Tarnopolskie . Świadkowie tego zdarzenia jeszcze żyją i chętnie udzielą wszelkich informacji” (J. P.; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). H. Komański, Sz. Siekierka na s. 208, tarnopolskie, nie podają żadnego mordu w tej wsi w 1943 roku, natomiast w drugiej połowie kwietnia 1944 roku bojówki UPA, także z sąsiednich wsi, rabowały polskie zagrody, niszczyły je i paliły oraz zamordowały 50 Polaków, NN.
W kol. Grabina pow. Włodzimierz Wołyński na początku sierpnia upowcy  spalili żywcem w chacie kilka rodzin cygańskich, około 24 osoby.
W leśniczówce Grobelki pow. Łuck: „Ze wsi Dubiszcze w sierpniu 1943 r. do leśniczówki ordynacji radziwiłłowskiej - Grobelki oddalonej ok. 1 km od Kolonii Grobelki przyszło około 30 Ukraińców niby po wypłatę. Otoczyli budynek. Za pomocą siekier zamordowali rodzinę leśniczego Władysława Krepskiego, przy czym siostrę jego, ciężarną Janinę Krepską –Rodak znaleźli ukrytą w pasiece, najpierw zgwałcili następnie obcięli piersi i przybili do drzwi stajni. Zamordowano także jej męża Jana Rodaka, starszego wachmistrza 8 Szwadronu Pionierów w Równem. Był on jednym z założycieli ZWZ-AK na tym terenie. Piętnastoletniego wówczas brata Stefana Krepskiego związano drutem kolczastym i spalono w ognisku. Zabito także jego ojca Jana, weterynarza ze stadniny Potockich oraz furmana Cypriana Mroza (Moroza), który był ojcem mojej teściowej. Zastrzelono gajowego Stanisława Kamińskiego, a jego sześcioletnią córkę Teresę zasztyletowano. Wszyscy byli torturowani przez banderowców szukających broni. Szef bandy Waśko Lebied z jeszcze jednym oprawcą prowadził leśniczego do stajni, gdzie miała być ukryta broń. Visa miał leśniczy za cholewą buta i wyciągnął go. Zranionemu siekierą i kulą Krepskimu udała się ucieczka, w trakcie której zastrzelił jednego z napastników...właśnie Lebedia. Bernarda Majewska go znała, bo chodzili razem do szkoły, była świadkiem tej masakry, wykorzystała moment zamieszania uciekła także. Kiedy zabrano jej ojca na przesłuchanie postanowiła uciekać, nagle zjawił się pięcioletni syn Rysio, szepnęła mu tylko, żeby uciekał co sił. W czasie tej ucieczki chłopiec został przekłuty bagnetem, a zwłoki jego zostały wrzucone do sadzawki. Była też świadkiem jak wrzucano do studni dwie dziewczynki, a ich matkę Marię Zbróg zmuszono do oglądania tej sceny, po czym zamordowano ją. Jedna z dziewczynek miała na imię Hela, a druga Stasia, młodsza miała 5 lat, zamordowano wówczas co najmniej 26 osób. Leśniczówkę Grobelki spalono, a powracający z pracy w Ordynacji brat leśniczego Tadeusz powrócił do Ołyki. Teściowa została ranna w rękę kulą barbarzyńcy i kiedy pewna, że już utraciła bliskich, zobaczyła grupkę ludzi z kolonii i wśród nich swoją córkę Rozalię. Razem dotarły do Ołyki a potem do ordynacji ks. Janusza Radziwiłła; tam opowiedziała o tym zebranym ludziom m.in. Tadeuszowi Krepskiemu. Moja teściowa z córką dotarły później do Łucka, a tam opatrzył ja niemiecki lekarz, którego wkrótce Ukraińcy zamordowali. W Łucku spotkała przypadkowo Żydówkę, która również uciekła z pogromu w leśniczówce. Znała ją tylko z widzenia, wiedziała, że pochodzi z Warszawy i znalazła schronienie u wdowca Mierzwińskiego w kolonii Grobelki. W Łucku mówiła, że pracuje w urzędzie zwanym „generalny komisariat” i obiecała odwiedziny, ale nigdy się nie pojawiła. Rok wcześniej zamordowano tam spokrewnioną z rodziną matki teściowej Michalinę Kownacką – Słodkowską. Opisywane wydarzenie mogło mieć miejsce miesiąc wcześniej, czyli w lipcu, bo synek nie miał ukończonych pięciu lat, a ukończyłby je w sierpniu. Teściowa z ojcem i swoimi dziećmi mieszkała w budynku gajówki w sąsiedztwie Kamińskich, Zbrogów” (www. dziennik.pl., forum dyskusyjne, 6.02.2009; www. Panorama Leszczyńska). W. i E. Siemaszko na s. 580 podają, że ww. napad miał miejsce w sierpniu 1943 roku we wsi Dubiszcze, na nadleśnictwo, gdzie mieszkała rodzina polska leśniczego Stanisława Krępskiego. Zgwałcili, obcięli piersi i zarąbali siekierą jego żonę, a Krępskiemu zranionemu siekierą udała się ucieczka, w trakcie której zabił jednego z napastników. Podają liczbę ofiar -  „1 Polka”. Na s. 581 podają, że w kwietniu 1943 roku w nadleśnictwie Grobelki zamordowanych zostało 26 osób; imiennie wymieniają 4 ofiary.
W kol. Grudy pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 2 małżeństwa polskie.
We wsi Gruszówka pow. Kowel zamordowali 9 Polaków: kobiety i dzieci jadące do Zasmyk; 9-letniego chłopca zadusili paskiem, jego matkę zakłuli bagnetami.
We wsi Hanaczów pow. Przemyślany zamordowali 1 Polaka.
W kol. Helenówka Gnojeńska pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 10 Polaków.
We wsi Hruszówka pow. Kostopol zamordowali 4-osobową rodzinę polską.
We wsi Hubin pow. Łuck zastrzelili 2 Polaków podczas ewakuacji polskiej rodziny z Sienkiewiczówki.
We wsi Huta Szczerzecka pow. Lwów policjanci ukraińscy aresztowali 1 Polkę, która zaginęła bez wieści.
W kol. Iwanówka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 5 Polaków.
W osadzie Jagiellonów pow. Łuck wrzucili do studni 1 Polaka.
W futorze Jamna pow. Horochów w niedzielę zamordowali 14 Polaków.
W kol. Janów pow. Horochów zamordowali Polkę, żonę Ukraińca.
We wsi Jaremcze pow. Nadwórna policjanci ukraińscy zamordowali 2 Polaków.
W kol. Jasionówka pow. Horochów Ukraińcy pobili, związali drutem i wrzucili do studni Polaka, który przyjechał do swojego domu.
W kol. Julianówka pow. Dubno zamordowali 7 Polaków.
We wsi Kadłubiska pow. Brody została zamordowana przez Ukraińców 6-osobowa rodzina Grzelaków  (Kubów..., jw.).
We wsi Kamienna Góra pow. Równe po rzezi wsi Lipniki w maju 1943 roku Polacy opuścili wieś. W sierpniu, za namową sąsiadów Ukraińców, którzy gwarantowali im bezpieczeństwo, do swoich gospodarstw powróciły 4 rodziny polskie. Dokonali żniw i gdy zboże stało już w snopkach, ci sami sąsiedzi Ukraińcy pewnego ranka wszystkich Polaków przebywających we wsi powiązali drutem kolczastym i zawieźli na trzęsawisko pod kolonię Lubomirka Stara. Tam zadźgali nożami i bagnetami 11 osób, a następnie wdeptali ciała w bagno. „Kiedy żniwa dobiegły końca /.../, sąsiedzi Ukraińcy w biały dzień powiązali wszystkich kolczastym drutem, ręce w tył i wyprowadzili w bagno (trzęsawisko pod Starą Lubomirką) i tam dokonany został mord przez rzeź. /.../ Kiedy zapędzono wszystkich na to trzęsawisko, zaczęto nożami i bagnetami dźgać poszczególne osoby. Kiedy, widząc to, Drzewiecki Antoni poprosił słowami „Chłopcy zastrzelcie mnie”, otrzymał odpowiedź taką: „Zabut to poczotnaja smert, my tobi pokarzem, jaka ukrajinśka smert” (Zapomnij o tej zaszczytnej śmierci, my tobie pokażemy, jaka jest ukraińska smierć”). I w tym momencie nadział na bagnet jego wnuczka, a syna 2-letniego Sawickiej Zofii, podniósł do góry i kręcąc w kółko, powiedział: „Dywysia Lasze jak ukraina plasze”(powinno być: „Dywyś lasze, jak Ukrajina plasze”, czyli: „Zobacz Polaku, jak Ukraina płaci (mści się)”). Następnie zabrali się do Drzewieckiego, mordując go, następnie chodzili po trupach, wgniatając w błoto, a było 11 osób. W ten sam sposób była mordowana Sawicka Zofia – otrzymała 16 ran kłutych i została wdeptana w bagno, a że żadna z ran nie była śmiertelna, wdeptana w błoto odzyskała przytomność i jakoś przy związanych rękach wygrzebała się. /.../ Była godzina 14, kiedy Niemiec, pilnujący robotników wycinających las, przez lornetkę zobaczył w odległości jakieś 200 m postać idącej tejże Zofii Sawickiej, nazwanej przez Niemca „czuczuo”. Zawołał on do siebie dwóch robotników Polaków i pokazał pytając, co to idzie? Powiedział, że będzie strzelał. Polak Maik, umiejący rozmawiać po niemiecku, zabronił i pobiegł w stronę idącej, dobiegając do niej – upadła, utraciwszy ponownie przytomność. Przyniesiona została do wspomnianego Niemca, który wysłał gońca, aby przybyło pogotowie kolejowe z Równego. Widok mordowanej widziałem na własne oczy, ten widok przy każdym wspomnieniu stoi mi przed oczami: ciało – to błoto, rany i krew, widok okropny. /.../ Dwumiesięczny pobyt w szpitalu ocalił życie, ale ślad pozostał na całe życie: zniekształcenie mowy”. (Tadeusza Loba, w: Siemaszko...., s. 1201 – 1202). Ponadto zamordowali 3 Polaków podczas zbioru żniw, w tym dwie kobiety, jedna z nich miała 20 lat.
W kolonii Kapitaniuki gromada Borki pow. Luboml: „W sierpniu 1943 r. w Koloni Kapitaniuki w wyniku napadu zamordowani zostali: bracia: Władysław, Tadeusz; matka: Michalina Kapitaniuk zd. Bagniuk. Stefan ranny został w głowę, stracił przytomność. Wyglądał na martwego. Spadł do piwnicy, lub został przywalony martwymi ciałami swoich braci i matki. Wg. relacji telefonicznej przeprowadzonej z osobą /świadkiem (pani Kołtun), która nastepnego dnia udała się do domu Kapitaniuków i odnalazła pomordowanych; przez syna Stefana Kapitaniuka, Krzysztofa, (który po długich poszukiwaniach natrafił na ślady świadków).Wg. opisu pani Kołtun udała się ona około południa do domu Kapitaniuków, dziwiąc się, że nie ma ruchu w obejściu. Użyła słów (jak sobie przypominała): "Kapitaniuki pospały się..." Kiedy weszła do domu, znalazła pokłute zwłoki. Zszokowana podniosła alarm. Zbiegła się znaczna część mieszkańców wioski. Przy wynoszeniu ciał pomordowanych z pomieszczeń domowych, Stefan się poruszył i wówczas udzielono mu pomocy. Zawieziony został do szpitala w Lubomlu.  /.../ Pan Stefan opowiadał synowi jak w latach 70-tych będąc zaproszony na wesele do znajomych rodziny, którzy mieszkali na terenie Polski podczas zabawy spotkał Ukraińca starszego wiekiem, który będąc już zdrowo podpity rzucił dziwne i niesamowite zdanie: "A ty to, dostałeś w głowę i leżałeś cały we krwi, tam w piwnicy" Zdanie wyrwane z kontekstu bez podania daty wydarzenia, bez najmniejszych oznak o jakie wydarzenie chodzi, zdanie zrozumiałe jedynie dla sprawcy i ofiary. Na ile bezkarny musiał czuć się ten człowiek, aby móc je wygłosić? I jak wiele nowego strachu i obaw przyniosło to wyznanie ofierze? A może o to właśnie chodziło?” (Spisał i opracował: Piotr Szelągowski; w: http://www.warsztatyidei.pl/kresy/99-wiadkowie-zbrodni-ukraiskich-nacjonalistow ). W. i E. Siemaszko nie wymieniają tej kolonii.
W kol. Karczemka pow. Równe zamordowali 1 Polkę.
We wsi Karolinka pow. Dubno zamordowali około 15 Polaków.
We wsi Karów pow. Rawa Ruska uprowadzili 10 Polaków, po których ślad zaginął.
W miasteczku Klewań pow. Równe zmordowali nie ustaloną liczbę Polaków, jedna grupa obroniła się w kościele.
We wsi Koblin pow. Dubno zamordowali co najmniej 10 Polaków.
W kol. Konstantynówka pow. Dubno zamordowali 2 Polaków: matkę przywiązali do żłobu, pod którym ukryła się z dzieckiem (zdradził ją płacz dziecka) i przerżnęli piłą; półroczne dziecko nadziali na bagnet i wrzucili do studni.
We wsi Kornicz pow. Kołomyja obrabowali i spalili majątek ziemski oraz zamordowali 11 Polaków i 1 Niemca.
We wsi Kosmacz pow. Kołomyja zamordowali 26 Polaków.
Koło miasta Kostopol zamordowali kilku Polaków uciekających z Budek Kudriańskich.
W pobliżu drogi Kowalówka - Olesza pow. Buczacz w lesie znaleziono zakopane po szyję zmasakrowane zwłoki uprowadzonego nauczyciela o nazwisku Kaczkowski (Komański..., s. 158).
W mieście Kowel woj. Wołyń zamordowali 12 Polaków; 2 rodziny: 7 i 5-osobową .
We wsi Krać pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 10 Polaków; 2 rodziny: 6-osobową z 4 dzieci i 4-osobową z 2 dzieci.
We wsi Kryczylsk pow. Kostopol zamordowali 4 Polaków, w tym powiesili 28-letnią kobietę.
We wsi Krzywucha pow. Dubno zamordowali około 70 Polaków.
We wsi Kubajówka pow. Nadwórna został zamordowany z żoną przez UPA leśniczy Jan Sterc lat 65   .(Orłowski..., jw.).
We wsi Kulczyce pow. Trembowla zginął Jóśków Michał (Kubów..., jw.).
We wsi Kupiczów pow. Kowel zamordowali Polaka, męża Ukrainki.
W kol. Libanówka pow. Dubno zamordowali około 100 Polaków.
W kol. Lubomirka Stara pow. Równe zamordowali 3 Polaków podczas zbioru żniw, w tym dwie kobiety, jedna z nich miała 20 lat.
We wsi Ładyń pow. Luboml upowcy zamordowali od 24 do 37 Polaków. „Do Ładynia prowadzi droga z Włodzimierza Wołyńskiego do Lubomla. Za miejscowością Stawki skręcamy w lewo i polną drogą , po przebyciu 2 – 3 km, dojeżdżamy na miejsce. Na polach za wsią stoi krzyż. – Tu, gdzie rosną burzany, kiedyś była piękna wioska – mówił ks. prałat Andrzej Puzon…  /…/ - Żyliśmy z Polakami w zgodzie, bo dobrzy ludzie z nich byli – powiedziała nam  76-letnia Anna. To na jej polu stanął krzyż. – Nie wiadomo, kto i dlaczego  zabił – mówiła Ukrainka, która w sierpniu 1943 r. miała 8 lat. – Mój ojciec, który bardzo lubił polskich sąsiadów, musiał ich tu po wszystkim zakopać. Według niej w mogile spoczywają zwłoki 24 – 26 Polaków.  81-letni Wincenty Surmacz, który po wojnie mieszkał w Ładyniu, twierdzi, że było 37 ofiar. Pochodzi z rodziny mieszanej, ojciec był Polakiem, matka Ukrainką. Ale oprawcy nie znali litości – zabili oboje. - Zginęła też moja siostra oraz siostra mojego ojca i jej troje dzieciaczków – opowiada schorowany dziś Surmacz. Jemu udało się przeżyć, bo ukrył się w piecu. – Wiadomo, kto, czym i jak zabijał, ale ich już nie ma. Też leżą w ziemi – mówi pan Wincenty”. (Leszek Wójtowicz: Stoi kolejny krzyż; Dziennik Wschodni, 28 lipca 2011). Krzyż stoi dzięki staraniom 83-letniej Franciszki Prus z Włodzimierza Wołyńskiego. Wioski tej, a więc i tego mordu, nie wymieniają W. i E. Siemaszko.
W miasteczku Łokacze pow. Horochów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków.
We wsi Łomna pow. Turka; Sawicka – sekretarka pomocnika targowego (markthelfera) we wsi Łomna k. Turki zam. VIII.43” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42, k. 20 – 26).
We wsi Łomna pow. Turka: „xxx... – 2 listonosze ze wsi Łomna k/Turki zam. Z końcem sierpnia” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 42. k. 20 – 26).
W okolicach Łucka w obronie ludności polskiej zginął 57-letni Polak.
W osadzie Maczkowce pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 2 rodziny polskie.
We wsi Majdan pow. Drohobycz  został zakłuty bagnetami wraz z rodziną swoją i rodziną sąsiada leśnika (13 osób) przez UPA leśniczy Jan Słoma, spalono leśniczówkę i podleśniczówkę (Orłowski..., jw.).
W kol. Majdan Mokwiński pow. Kostopol upowcy zamordowali kilkadziesiąt rodzin polskich (mieszkało tutaj 50 rodzin polskich). „Najstarsza córka pana Nikodema, Stanisława Żarczyńska, mieszkała z rodziną w Majdanie Mokwińskim. W sierpniu rodzina postanowiła uciekać do miasta. W dniu wyjazdu spożyli jeszcze ostatni obiad w swoim domu, razem z mieszkającą z nimi po śmierci męża, siostrą Wincentego z dzieckiem. Obserwujący gospodarstwo ukraińscy mieszkańcy kolonii, nie pozwolili jednak "przeklętym Lachom" wyjechać z "furą dobytku". Kilku uzbrojonych w karabiny rezunów, wjechało konno na podwórze. Zaalarmowani szczekaniem psa Polacy rzucili się do ucieczki przez otwarte okna. Babcia ukryła się w wysokich konopiach, Wincenty z synem Mietkiem pobiegł przez las do teściów, a Stanisława wraz z niemowlęciem i ze szwagierką z synem, pobiegły na pobliskie mokradła, gdzie położyły się w bagnie za rzadkimi krzewami. W łóżeczku pozostała półtoraroczna Jadzia. Napastnicy wypatrzyli z koni kobiety na bagnie i zaczęli do nich strzelać. Stanisława dostała w brzuch. Wypuściła z rąk niemowlę, które się utopiło. Szwagierka trzymająca swojego płaczącego synka została trafiona kilkakrotnie. Nie miała żadnych szans. Jej synek osłaniający rękoma głowę, trafiony kulą stracił palec. Odniósł też lekką ranę głowy. Udało mu się jednak przeżyć to piekło. Pozostała jeszcze śpiąca w łóżeczku Jadzia. Jeden z Ukraińców chciał ją przebić nożem. Powstrzymał go na szczęście drugi, który powiedział, że nie chce krwi dziecka na rękach. Babcia, która siedziała przyczajona za oknem, zaopiekowała się nim zaraz po wyjściu Ukraińców. Po masakrze, z Borka przyjechali Nikodem i Wincenty. Zabrali na wóz zwłoki oraz pozostałe osoby i uciekli leśnymi drogami, by znów nie dopadli ich mordercy. Chłopca opatrzono. Rana Stanisławy była niestety na tyle poważna, że nie można jej było pomóc. Po pięciu godzinach skonała w straszliwych męczarniach. Została pochowana koło swoich sióstr z dzieckiem i szwagierką.” (Jakub Nowak: ”Wojenna tułaczka rodziny Dąbrowskich”; w: http://www.gazetalubuska.pl/wiadomosci/nowa-sol/art/7900460,gehenna-rodziny-dabrowskich,id,t.html ). Pod tekstem forumowicz napisał 17 lipca 2011: „Moi dziadkowie i rodzice tez przeżyli koszmar na Wschodzie. Stryjenkę przybito do wrót stodoły i rozpruto jej brzuch a stryja przerżnęli piłą do drewna... nie uwierzę nigdy w szczerość Ukraińców. Zrobili to ludzie, którzy wcześniej byli "dobrymi" sąsiadami. Dziecko stryjenki roztrzaskano na jej oczach o próg domu. Mama nigdy nie tęskniła za tamtymi stronami ani nie chce tam pojechać w celach turystycznych i wcale jej się nie dziwię.” Niestety, nie podał ani nazwisk ofiar ani miejscowości, w której dokonano zbrodni.
We wsi Makowicze pow. Kowel upowcy wywieźli do lasu świniarzyńskiego 3 rodziny polskie i tam je wymordowali (wieś Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński); ponad 20 Polaków.
We wsi Malatyn pow. Równe zamordowali 3 Polaków: matkę z synem i 17-letnią dziewczynę.
W kol. Marcelówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec zastrzelił swoją żonę Polkę, 2 dzieci i teścia, a upowcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Maślanka pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
We wsi Męczyce pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zastrzelili 1 Polkę, ocalałą z rzezi w Gucinie.
W kol. Mieczysławówka pow. Dubno zamordowali 20 Polaków.
W kol. Mikołajówka pow. Włodzimierz Wołyński spalili w jednym domu 9-osobową rodzinę polską: rodziców z 7 dzieci, w tym bliźniaczki 18-letnie, 20-letnią córkę oraz 4 małych dzieci; być może rodzina ta przed spaleniem została zamordowana.
We wsi Mikuliczyn pow. Nadwórna zamordowali 18 Polaków: 6 mężczyzn, 5 kobiet i 7 dzieci oraz pod koniec sierpnia uprowadzili 7-osobową rodzinę polską lekarza, która zaginęła bez wieści.
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów na początku sierpnia 1943 członkowie Ukraińskiej Powstańczej Armii zamordowali Eugenię (lub Genowefę) Brodowską lat 14, jej matkę poważnie zranili. Obok do słupa przywiązali powrozami Zielińską i zakłuli ją nożami. Następnie w sierpniu zamordowali kolejnych 3 Polaków, w tym kobietę i syna kościelnego.
We wsi Monasterzyska pow. Buczacz upowcy zamordowali 19-letnią Józefę Kosik „Kalinkę” , łączniczkę AK, pochodzącą ze wsi Kowalówka (inni podają wieś Berezówka i datę 10 sierpnia).
We wsi Mosur pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 4 Polaków: małżeństwo lat 78 i 75, 8—letnią kobietę oraz 2-letnią dziewczynkę, której matkę zamordowali 12 sierpnia, a następnie pod koniec sierpnia zamordowali na polu 3 Polaków: matkę (była ona matką chrzestną około 30 ukraińskich dzieci) z 15-letnim synem oraz starą kobietę jadącą  wozem a wóz z koniem i dobytkiem zrabowali.
W miasteczku Murawica pow. Dubno zamordowali małżeństwo polskie liczące po około 80 lat.
We wsi Mykitycze pow. Dubno  zamordowali 9 Polaków.
W uroczysku Nakazów pow. Kostopol w II połowie sierpnia zamordowali 2 rodziny polskie, co najmniej 8 osób.
We wsi Narajów Wieś pow. Brzeżany banderowcy zabili Marszałka N. l. 50 (Kubów..., jw.).
We wsi Niskołyzy pow. Buczacz zginął Zazulak Mieczysław; (Kubów..., jw.).
W kol. Nowa Dąbrowa pow. Kowel zamordowali 28-letniego Polaka.
W kol. Nowiny pow. Kostopol zamordowali Polaka podczas żniw.
We wsi Nowosiółka pow. Podhajce Ukraińcy zaprosili do siebie 86-letniego Polaka, po którym ślad zaginął, znaleziono tylko część jego zakrwawionej odzieży. Inni: zabity został Monasterski Rafał l. 34 (Kubów..., jw.).
We wsi Nowosiółki pow. Zdołbunów zamordowali 3-osobową rodzinę polską: matkę z 2 dorosłymi synami.
We wsi Oleksiniec Stary pow. Krzemieniec uprowadzili do lasu i zamordowali 2 Polaków: matkę z synem.
W kol. Optowa pow. Sarny upowcy zamordowali na polu 36-letnią Polkę.
W kol. Osiecznik pow. Kowel zamordowali 82-letnią Polkę.
We wsi Owadno pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 2 Polaków: ojca z synem.
W kol. Ożdżary pow. Łuck miejscowi Ukraińcy spalili kolonię i wymordowali 6 rodzin polskich, około 25 Polaków.
W kol. Piłsudczyzna pow. Horochów  Ukraińcy zamordowali 14 Polaków: babcię z 5 wnukami, oraz 8-osobową rodzinę (babcię, rodziców i 5 dzieci).
W kol. Piotrowica pow. Równe upowcy zastrzelili 7 Polaków.
W kol. Piórkowicze pow. Kowel zamordowali 2 Polaków. Inni: „W sierpniu kilka rodzin sporo ryzykując wróciło do kolonii Piórkowcze sąsiadującej z Zasmykami. W tym samym dniu zostali zarżnięci przez upowców. Jak sobie przypominam, były to m.in. rodziny Koperskich i Szarwiłłów.” (Marek A. Koprowski; w: http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,ii-wojna-swiatowa?zobacz/krwawe-lato-1943 ). W tej kolonii oddział samoobrony z Radomla znalazł zwłoki pomordowanych Polaków w studni oraz zwłoki dziecka przybite do drzwi i ściany w jednym z domów (Wiesław Donajski: Wspomnienia Jana Józefa Donajskiego vel Józefa Dunajskiego ps. „Brudny”; W: „Biuletyn informacyjny 27 DWAK, nr 2/2000).
We wsi Pisarzowa Wola pow. Włodzimierz Wołyński wymordowali 5 rodzin polskich, około 20 Polaków.
W kol. Płoteczno pow. Kostopol zamordowali około 25 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę z 4 dzieci.
We wsi Podśniatynka gm. Koszyłowce pow. Zaleszczyki  „W sierpniu 1943 r. zostali zamordowani: Skiba i.n., nauczyciel; Jasiewicz i.n. szwagier Skiby.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.).
We wsi Podzameczek pow. Buczacz zamordowali 8 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę dróżnika z 4 dzieci. W kol. Połamane pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 5 Polaków: 4-osobową rodzinę i kobietę.
We wsi Popowicze pow. Kowel w walce z UPA zginął 1 partyzant oddziału AK „Jastrząb”.
We wsi Popówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zastrzelili 19-letniego Polaka.
We wsi Probużna pow. Kopyczyńce zamordowali 4 Polaków: policjant ukraiński zastrzelił 23-letniego chłopca, natomiast bojówkarze OUN-UPA  zamordowali 3 Polaków.
We wsi Rewuszki pow. Kowel: „Opiszę teraz los Karola Mroziuka i jego żony. To stryjeczny brat mojej mamy. Mieszkali blisko wsi Turia, bo i rzeka Turia jest na Wołyniu. Miejscowość nazywała się Rewuszki. Przy lesie, urodzajna ziemia. Oboje pobrali się już w starszym wieku, przeważnie mężczyźni dawniej w starszym wieku żenili się. Mieli troje dzieci, same córeczki: 15 lat, 9 lat i 3 latka. Stasia, Felicja i Kazimiera. Od lipca 1943 r, już nie nocowali w domu, tylko po lasach albo w zbożu, razem z sąsiadami. Sąsiadka Ukrainka mówi do Mroziuka żony, aby dzieci przyszły spać do jej domu. Gdyby przyszli Ukraińcy to ona powie, że to są jej dzieci. Posłuchała matka i dała swoje dzieci do Ukrainki na noc, a nie wiedziała że mąż Ukrainki jeździ po nocach i zabija Polaków. Pewnego ranka wpadła matka do tej chaty ukraińskiej, a widząc że dzieci spokojnie śpią lepiej poprzykrywała. A tu naraz przed domem staje furmanka i bandyci idą do tego mieszkania. Ukrainka krzyczy do Mroziukowej by uciekała na strych. Ta rzuca się i w sieni po drabinie ucieka na strych, matka trojga dzieci. I co widzi przez okienko na strychu, jej dzieci zostały przez uzbrojonych w karabiny Ukraińców poprowadzone przodem, a mordercy za nimi. Po chwili usłyszała trzy strzały, dzieci zostały rozstrzelane. Matka biegnie do męża do lasu i tam bije go z rozpaczy. Chciała uciekać wiele razy wcześniej do miasta ale mąż nie godził się na to, nie godził się opuścić gospodarstwa rolnego i tego wszystkiego, co stało w oborze. Teraz włosy rwie na głowie. Żona jego mówi, że teraz już nie pójdzie do miasta bowiem nie ma już dla kogo żyć. Sąsiedzi poprowadzili ją do miasta. Kłócili się oboje przez lata, że dali dzieci do sąsiadki Ukrainki na śmierć. I tak skłóceni szli z węzełkiem chleba w ręku.” (http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/mogilno-szewczuk_ludwika.html ).
We wsi Rohaczyn pow. Brzeżany zginął Rzadkowski Michał l. 20 (Kubów..., jw.).
We wsi Rokitnica pow. Kowel Ukraińcy zamordowali Polaka poprzez odcięcie mu głowy oraz ciężko poranili Polkę.
We wsi Romanów pow. Łuck wrzucili do studni 21-letniego Polaka.
W kol. Rudka pow. Dubno zamordowali 7 Polaków.
We wsi Rudnia Potasznia pow. Kostopol uprowadzili 30-letniego kowala Adama Falkowskiego oraz 50-letniego rolnika Faustyna Dawidowicza, nad którymi znęcali się przez 12 dni aż do skonania, m.in.  zostali oni napojeni dziegciem (Siemaszko..., s. 277).
We wsi Rusów pow. Włodzimierz Wołyński uprowadzili 1 Polkę, którą zamordowali poza wsią.
W kol. Ryświanka pow. Równe zamordowali kilkunastu Polaków, którzy nie opuścili wsi.
We wsi  Samołuskowce pow. Kopyczyńce  zamordowani zostali Rzepa Antoni l. 30 i Gajda Piotr l. 22; (Kubów..., jw.).
We wsi Sarnki Dolne pow. Rohatyn zamordowali 2 Polaków, lat 21 i 40.
W lesie koło miasta Sarny woj. Wołyń zamordowali 70-letniego Polaka, znachora, który długie lata leczył Ukraińców i był z nimi w przyjaźni.
We wsi Siekierzyce pow. Łuck zamordowali Polaka, nauczyciela.
We wsi Siniowce gmina Łanowce pow. Krzemieniec w sierpniu 1943 roku został  zamordowany przez OUN-UPA „leśnik” Jan Galabarda. „Jego żonę Julię zamordowano w wigilię 24 XII 1944 r.” (Edward Orłowski, w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+2013.pdf ). Siemaszko..., na s. 441 podają, że nie mają posiadają żadnej informacji o losach Polaków zamieszkałych w tej wsi.
W kol. Siomaki pow. Kowel został zamordowany wraz z rodziną przez Ukraińców po napadzie na gajówkę gajowy Antoni Piotrowski. Oprócz gajowego zginęli: Piotrowska lat 50, syn Feliks lat 25 z żoną Eugenią lat 20 i ich roczne dziecko oraz drugi syn Edward lat 17. (Orłowski..., jw.).
We wsi Skurcze pow. Łuck zamordowali 1 Polkę; jej męża i syna zamordowali już w czerwcu.
We wsi Słoboda Rungurska pow. Kołomyja uprowadzili Polaka, wiertacza, który zaginał bez wieści.
W kol. Smolarnia pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wymordowali większość rodzin w tej polskiej kolonii. „Napad na naszą wieś miał miejsce w drugiej połowie sierpnia 1943 r. W pogromie brali udział Ukraińcy, którzy wymordowali prawie wszystkich Polaków, którzy zostali jeszcze w Smolarni. W naszej wiosce zginęli wtedy: moja mama Antonina la ok. 60 i tato Stanisław lat ok. 65 Sidorowicze. Mój szwagier Skawiński Bronisław lat ok. 40 i jego żona Ludwika Skawińska z domu Sidorowicz, lat ok. 35 i ich ośmioro dzieci, w tym: Adam lat ok. 12, Mieczysław lat ok. 10, Antoni lat ok. 6, Jerzy lat ok. 5 i córki: Stanisława lat ok. 18, Izabela lat ok. 16, Maria lat ok. 7 i Aniela lat ok. 3. Zginęła też moja bratowa Marianna Sidorowicz lat ok. 35 oraz jej dwie córki: Regina lat ok. 10 i Leokadia lat ok. 6. Polak Jan Gawroński, który też mieszkał w Smolarni opowiadał nam po wojnie, że do jego domu tuż przed mordem, przyszło dwóch Ukraińców: Władysław Radzik i Marczuk Piotr. Oni się dobrze z Jankiem znali, nawet przyjaźnili, dlatego przyszli do niego do domu i powiedzieli im tak: „Zbierajcie się i uciekajcie, bo was Ukraińcy pobiją, bo już na Smolarnii pobili Skawińskich, Sidorowiczów, Sawickich i Puchniaczów. I was też wybiją!” Janek Gawroński mieszkał w Smolarni tylko 3 domy od naszego domu. Później ci Ukraińcy nakazali im się zbierać i odprowadzili ich w stronę Włodzimierza, aż za ukraińską wioskę Poniczów”. Pan Kazimierz: „znajoma Ukrainka Sabina Błaszczak opowiedziała nam, jak zginęła moja najbliższa rodzina Skawińskich, mówiła tak: „Moja rodzona siostra, żona Michała Marczuka, którzy mieszkali w Smolarni opowiedziała mi, jak zginęła rodzina twojego szwagra Skawińskiego. Marczukowa chodziła po rzezi do domu Skawińskich oglądać ciała pomordowanych Polaków, to co tam zobaczyła w świetle dziennym, wstrząsnęło nią do głębi: Bronisław Skawiński miał obcięte ręce w łokciach i nogi w kolanach, jego córka Staszka została przerżnięta piłą na pół, a inne osoby zostały porąbane siekierami”. Powiedziała także: „Napad miał miejsce w połowie sierpnia, już po żniwach, nocą. Bronek już zakończył żniwa. Ukraińcy najpierw wyprowadzili wszystkich z domu, a potem wszystkich pomordowali na podwórku”. /.../ Pan Kazimierz: „Franciszek Krawiec, zięć rodziny Malec opowiadał mi w sierpniu 1943 r. we Włodzimierzu Wołyńskim, jak zginęła babcia Perekupka i jego teściowa Malec. To było tak, mówił: „Ukraińcy w czasie napadu na Smolarnię przyszli do domu rodziny Malec i zabrali ze sobą obie kobiety do stodoły. Tam je prawdopodobnie zamordowali, a następnie podpalając stodołę spalili też ciała. Następnego dnia miejscowi ludzie znaleźli dwa zwęglone ciała kobiet, osobiście widzieli to niedalecy sąsiedzi pomordowanych kobiet i wszystko opowiedzieli Franciszkowi Krawiec”. Pan Kazimierz: „Pani Marczuk, żona Ukraińca Michała Marczuka widziała na własne oczy jak pomordowano Polaków w Smolarni i wszystko opowiedziała Błaszczak Sabinie. Mówiła, że wielu Polaków uciekało ze wschodu do Włodzimierza, przez naszą wieś Smolarnię i wtedy wpadali w ręce Ukraińców, którzy przygotowali zamaskowaną zasadzkę w naszej wsi. Następnie złapanych ludzi mordowali i wrzucali do jednej studni, która znajdowała się na podwórku Piotra Szalusia Polaka ze Smolarni. Ta studnia była głęboka na 25 m, co najmniej takiej głębokości kopano u nas studnie. Każdy beton miał metr wysokości, a potrzebnych było zwykle 25 takich betonów. Ukrainka widziała na własne oczy, że studnia została zapełniona ciałami pomordowanych ludzi do tego stopnia, że było widać nogi wystające wyżej pierwszego betona. Po wojnie Szaluś osiadł w Siedliskach pod Zamościem”. Pan Kazimierz: „Mieczysław Pilczuk mieszkaniec Siedlisk, opowiadał mi w naszej wsi, w kwietniu 2003 r., że widział studnię na Wołyniu, całą napełnioną dziećmi pomordowanymi przez Ukraińców w czasie krwawych wydarzeń!” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Tomasz Roch).
We wsi Smolarze po. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3 Polaków z jednej rodziny, w tym 2 kobiety.
W leśniczówce Smolna pow. Kowel zamordowali 11 Polaków (Mirosława Bacławska: Dlaczego? ; w: Świadkowie mówią, Warszawa 1996, s. 33). Inni: „W leśnictwie Smolna gmina Górniki pow. Kostopol został zamordowany z innymi mieszkańcami leśniczówki przez uzbrojonych Ukraińców  leśniczy Henryk Maliszewski. Ofiarą był także syn, któremu przed śmiercią wydłubano oczy i zrobiono „krawat” z języka.” (Orłowski..., jw.).
We wsi Sobieszów pow. Sokal zamordowali 2 Polaków, kolejarzy.
We wsi Stawki pow. Włodzimierz Wołyński upowcy kołkami zatłukli 3 Polki: Annę Koc i 2 jej córki, przywiezione z kol. Stanisławów (Siemaszko..., s. 884), natomiast pod koniec sierpnia wymordowali wszystkie polskie rodziny mieszkające tutaj, liczące około 40 osób
We wsi Stężarzyce pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polaka, członka AK z Horodła.
W kol. Suchy Róg pow. Równe zamordowali Polaka podczas żniw.
W kol. Szopy pow. Kostopol zamordowali około 30 Polaków.
We wsi Terebejki pow. Luboml, prawdopodobnie 30 sierpnia, Iwan Paciuk, sotnik UPA z rejonu wsi Sokół, były gajowy, razem z synem Wasylem, zamordowali rodzinę. Matyszczuków. Jana Matyszczuka, lat 40, zakłuli widłami a następnie porżnęli na kawałki, jego żonę Janinę zakłuli widłami, a ich dzieci: 16-letniego Stefana, 14-letnią Weronikę i 8-letniego Jana – zarąbali siekierami. W dwa dni później zamordowali oni drugą polska rodzinę – Mordaczów. Stefana Mordacza, lat 48, zarąbali siekierą, jego żonę Stefanię zakłuli bagnetem, ich dwoje dzieci: 8-letnia Marię i 6-letniego Jana – powiesili w kuchni na hakach (Siemaszko..., s. 500).
We wsi Tołpyżyn pow. Dubno Ukrainiec Nowyćkyj zarąbał siekierą swoją żonę Polkę na oczach ich kilkuletniego syna.
Koło Tuczyna pow. Równe Ukraińcy zamordowali co najmniej 6 Polaków: sąsiad Ukrainiec zaprosił Polaka i go zamordował, a następnie jego syna, który przyszedł po ojca, gdy ten nie wracał; w tym czasie inni Ukraińcy zatłukli kijami innego Polaka, a następnie zamordowali jego żonę i dzieci.
We wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy ze wsi Rewuszki zabrali polską nauczycielkę z jej 13-letnim synem i zamordowali ich po drodze do wsi Rewuszki.
W kol. Turówka pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 3 Polaków, w tym małżeństwo.
W kol. Tworymierz pow. Łuck w obronie Polaków z Przebraża dokonujących żniw zginął 1 członek samoobrony.
We wsi Tynne pow. Sarny został zamordowany w gajówce przez bojówkę bulbowską praktykant leśny Jerzy Czermak lat 20. (Orłowski..., jw.).
W majątku Uhrynów pow. Łuck w drugiej połowie sierpnia 1943 roku: „Samoobrona polska z Niemcami z Łucka pojechali do majątku Uhrynów, gdzie stała placówka Niemców w tym majątku. Ogłosili Niemcy, że kto ma konie i powóz, to żeby pojechali do Uhrynowa na żniwa zebrać sobie chleba na zimę i koniom paszy. Wtedy zgłosiło się aż 300 osób na te żniwa, bo każdy obawiał się w mieście głodu, gdyż naprawdę w tym roku 1943 mało zbiorów zebrano przez tą bandę ukraińską. No i pojechali na dwa tygodnie, kto miał kosę to kosą, kto miał sierp to sierpem i za dwa tygodnie dużo zebrali zboża. Jedni zżęli, to znaczy pracowali w polu, a drudzy wartowali z karabinami, ale Ukraińcy wykorzystali, że tyle zboża zżęte i namłóconego mieli załadowanego do odjazdu. Jak zebrali swoją siłę, napadli na cały obóz, to tak bili się, odbijali cały dzień. Kto zdążył uciec do majątku, to ci się uratowali, a kto był dalej w polu to zabili i tak inni pochowali się do takich czworaków, bo były murowane, takie mieszkania dla robotników oddalone jakieś cztery kilometry od pałacu, to tam się skryło dużo osób. Moja kuzynka z mężem i dzieckiem siedmio-miesięcznym to w tym czworaku się też ukryła. Jak bandyci tam doszli to szukali we wszystkich czworakach i znaleźli ich tam siedzących na ziemi, razem 17 osób i tak ich wszystkich sztyletami zabili. Moja kuzynka została zabita, a dziecko nie tknięte. Po tym, jak bandyci odeszli, Polacy zaczęli chodzić i zbierać trupy z pola i ktoś z Ukraińców powiedział, że w czworaku jest dużo zabitych, weszli i zobaczyli tyle zabitych, a przy piersi moja kuzynka Jadzia (Demko – przypis S.Ż.) z Budek Kołodeskich trzyma dziecko i ta dziewczynka ssała pierś, a matka nie żyła już. Była chyba jeszcze przytomna kiedy trzymała dziecko ręką, a ono ssało pierś nieżywej matki i tylko tego aniołka sztylet nie sięgnął. Zostało tylko jedno malutkie dziecko. Jakaż to boleść dziadkom nad tym dzieckiem. Przywieźli ją do Łucka i babcia wychowywała sierotkę i płakała całe życie, aż w końcu zmarła na raka. Leży w Pasłęku na cmentarzu, bo tam mieszkała po wojnie. Niemcy dali znać do Łucka, przyjechało więcej osób uzbrojonych w CKM-y. Naładowali zboże gdzie mieli na co, na wozy, samochody niemieckie i pod eskortą Samoobrony wrócili do Łucka z wielką stratą w ludziach, bo zginęło 45 osób, których przed odjazdem pochowali koło pałacu w parku. Doszły słuchy, że Ukraińcy zrównali z ziemią, aby nikt nigdy nie znalazł grobów.” (Wspomnienia Józefy Wolf z domu Zawilskiej; w: http://wolyn.freehost.pl/wspomnienia/aleksandrowka-jozefa_wolf.html)
W kol. Urszulin pow. Równe zamordowali około 50 Polaków.
We wsi Uścieczko pow. Zaleszczyki: „W sierpniu 1943 r. zostali zamordowani: Towarnicki i.n.;  Ryczko Zdzisław.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.)
W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali kilkunastu Polaków.
We wsi Werba pow. Dubno zamordowali 30 Polaków.
W kol. Wielki Las pow. Łuck zamordowali 5 Polaków: 4-osobową rodzinę z 2 dzieci oraz 16-letnią dziewczynę.
W kol. Wielkie pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 1 Polkę.
W kol. Wiktorówka pow. Kowel zamordowali 2 Polaków, w tym kobietę.
W kol. Wiszenki pow. Łuck ostrzelali przez drzwi kościoła zgromadzonych tam Polaków.
Na drodze do Wiśniowca pow. Krzemieniec napadli na 2 ciężarówki jadące po kontyngent, zamordowali 4 Niemców oraz około 20 Polaków, w tym kobiety z dziećmi.
W miasteczku Włodzimierzec pow. Sarny podczas nocnego ataku na Polaków broniących się w kościele upowcy zdetonowali minę od której zginęły 2 Polki: Anna hr. Krasicka (w starszym wieku) oraz jej córka hr. Prądzyńska.
W kol. Wodnik pow. Równe zamordowali 5 Polaków.
We wsi Wojnicz pow. Horochów zarąbali siekierami 8 Polaków: chłopca oraz 7-osobową rodzinę Iwanickich.
We wsi Wolica Komarowa pow. Sokal zamordowali 3 Polaków  dziadka, jego syna i wnuka; wśród morderców był sąsiad Ukrainiec Piotr Duszko.
We wsi Wołczak pow. Włodzimierz Wołyński przywieźli do gajówki około 20 Polaków ze wsi Makowicze; m.in. rozstrzelali 2 rodziny z dziećmi od 9-miesięcznej Jadwigi Jurkowskiej do 12-letniej Ireny, około 20 Polaków.
We wsi Wołkoszów pow. Równe zamordowali 16 Polaków, w tym 2 rodziny 4-osobowe oraz ojca z dziećmi.
We wsi Wołoszki pow. Kowel miejscowi Ukraińcy zamordowali 6 Polaków uciekających ze wsi Byteń.
W kol. Woronucha pow. Równe upowcy zamordowali co najmniej 13 Polaków, w tym 7-osowową rodzinę Ostrowskich, 4-osobową rodzinę Piotrowskich, oraz Chorążewską z małym dzieckiem. Mieszkańcy Woronuchy ewakuowali się w nocy z 31 lipca na 1 sierpnia do Huty Starej. „Kilka rodzin nie przybyło jednak na miejsce wyjazdu. Podjęli decyzję  wyruszenia do Międzyrzecza i Równego. Tam mieli znajomych, bliskich i krewnych. Po naszym wyjexdzie zwlekali parę dni. Zostali napadnięci i wymordowani” (Franciszek Marcinkowski: Woronucha. Lublin 2002, s. 45). .
We wsi Wólka Wierbiczańska pow. Kowel chłopi ukraińscy zarąbali 5 Polaków: rodziców z synem oraz  rodzeństwo (brata z siostrą) przebywających w tej rodzinie.
We wsi Wydżgów pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wymordowali mieszkających tutaj Polaków, kilkanaście rodzin, liczby ofiar nie ustalono.
W kol. Zalesie pow. Kostopol zamordowali 4 Polaków; 1 mężczyznę, 1 kobietę oraz „upowcy pochwycili i okrutnie zamordowali dwie młode dziewczyny, siostry Dąbrowskie” (Siemaszko..., s. 216).
We wsi Zahajce Wielkie pow. Krzemieniec zamordowali 25-letniego Polaka oraz spalili kaplicę rzymskokatolicką.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec zamordowali 4 Polaków podczas żniw.
We wsi Zamszany pow. Kowel wg raportu Jadwigi Zalewskiej („Kora”, „Iwa”) upowcy wymordowali 75 rodzin polskich; W. i E. Siemaszko podają, że liczba ofiar jest nieznana, gdyż wątpią w podane liczby w raporcie.
We wsi Zaturce pow. Horochów pod koniec sierpnia zamordowali polskie drużyny żniwne podczas pracy w polu liczące co najmniej 10 Polaków.
W osadzie Zawały Las pow. Horochów zamordowali 17 Polaków.
We wsi Zielony Dąb pow. Zdołbunów upowiec zastrzelił 18-letnią Polkę, gdy po rzezi przyszła z 2 innymi Polakami po żywność.
We wsi Zofiówka pow. Dubno upowcy zamordowali 8 Polaków.
W kol. Zwierzyniec pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali polskie małżeństwo: 66-letniej Annie Garczyńskiej odcięli głowę, którą potem dzieci ukraińskie ciągnęły za włosy po drodze; 68-letniego Łukasza Garczyńskiego związali drutem kolczastym i wrzucili do studni.
Przed żniwami 1943 roku:
We wsi Bołażówka pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, około 25 Polaków.
We wsi Przemorówka pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali; ilości ofiar nie ustalono.
We wsi Suraż pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, ilości ofiar nie ustalono.
We wsi Załuże pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu, po czym ich wymordowali, ilości ofiar nie ustalono.
Podczas żniw 1943 roku:
We wsi Rachmanów pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 32 Polaków, którzy wrócili z Szumska do swoich gospodarstw dokonać żniw.
Po żniwach 1943 roku:
We wsi Waśkowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zachęcili Polaków do powrotu i po żniwach ich wymordowali, ponad 20 Polaków. 
Latem 1943 roku:
We wsi Adamówka pow. Kostopol Ukraińcy uprowadzili ze wsi Gliniszcze Zygmunta Stelczyka i kłuli go nożycami do strzyżenia owiec aż do zgonu (Siemaszko..., s. 242).
W kol. Anielówka pow. Kostopol zamordowali 2 starsze Polki, siostry.
W kol. Apanowszczyzna pow. Horochów przy pomocy siekier i wideł zamordowali 20 Polaków.
W majątku Beheń pow. Równe Ukraińcy zamordowali 6-osobową rodzinę polską administratora majątku.
We wsi Bermeszów pow. Horochów wymordowali kilka rodzin polskich, w tym 6-osobową z 4 dzieci w wieku 10 – 16 lat.
We wsi Binduga  pow. Luboml: „We wsi Binduga mieszkali moi rodzice, Karol i Józefa Mikołajczuk z trojgiem dzieci, Bronisławem, Karoliną i Zofią. Józefa i Bronisław Mikołajczuk zostali zamordowani w 1943 roku przez Ukraińców. Karol z dwiema córkami przeżył” (Zofia Kotula z d.  Mikołajczuk; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ). W. i E. Siemaszko opisując Bindugę na s. 489 – 490 nie podają tych ofiar, natomiast wymieniają 5 innych zamordowanych Polaków. Natomiast na s. 152 – 153 podają, że w Kolonii Dąbrowa k. Woronczyna pow. Horochów 24 sierpnia 1943 roku upowcy zamordowali m.in. pochodzących z Bindugi kilka osób z rodzin Mikołajczuków, nie ma jednak wśród nich Józefy Mikołajczuk z synem Bronisławem.
We wsi Dąbrówka gmina Wielick powiat Kowel Lato 1943 został zamordowany przez Ukraińców w czasie powrotu z Kamienia Koryckiego do Kowla Polak, właściciel młyna, płk WP. (Orłowski..., jw.).
Koło wsi Bobły pow. Kowel upowcy zamordowali 3 córki Karola Mroziuka, lat 3, 12 i 14, które za namową sąsiadki Ukrainki zostawili u niej na noc sami ukrywając się w lesie.
W miasteczku Bursztyn pow. Rohatyn zamordowali 1 Polaka.
We wsi Ceperów pow. Łuck wymordowali kilka rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Chromiaków pow. Łuck Ukraińcy zatłukli kijami nad stawem polską nauczycielkę Wandę Woynarowską , jej byli uczniowie.
Koło miasteczka Dubno woj. Wołyń Ukraińcy  zamordowali małżeństwo polskie.
W kol. Dziadowiec pow. Łuck upowcy wymordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
We wsi Gnojno pow. Włodzimierz Wołyński: „Antonina i Kazimierz wspominają także: "Na rok przed swoją śmiercią przyszedł do nas Bolesław Roch i jak zwykle wspominaliśmy też tragiczne wydarzenia na Wołyniu. W pewnym momencie wspomniałem moją i mojej żony serdeczną koleżankę Felicję Dolecką. Zwierzyłem się Bolkowi, że nie wiem do dziś, co się z nią właściwie stało, słuch po niej zaginął. Wtedy Bolek zaskoczony zapytał mnie znacząco: "To ty nie wiesz, została brutalnie zamordowana przez Ukraińców w Gnojnie!" I zaczął nam opowiadać, jak to się stało: "Z posterunku policji ukraińskiej w Gnojnie przyjechało do domu Felicji w Swojczowie, dwóch znanych jej ukraińskich policjantów. Powiedzieli do Felicji tak: "Zbieraj się odwieziem cię do Włodzimierza Wołyńskiego, bo tutaj Ukraińcy cię zabiją!" Ona już w tym czasie wiedziała o tragedii, jaka wydarzyła się niedawno w polskim Dominopolu. Zaufała Ukraińcom, zebrała pospiesznie swoje rzeczy do walizek, wsiadła z nimi na furmankę i odjechali. Zamiast jednak do Włodzimierza Wołyńskiego pojechali w trójkę na posterunek policji ukraińskiej w Gnojnie. Tam ją gwałcili, a w końcu zaciosali kołka i wbili jej ten pal w błonę poślizgową. Tak wbili ją na pal, zupełnie jak za okrutnych czasów ich bohatera narodowego Bohdana Chmielnickiego." Z tego co nam dalej mówił zorientowałem się, że Bolkowi powiedział o tym Stanisław Czop. Staszek, który już umarł, był Polakiem z Niedzielisk. Ożenił się jeszcze przed wojną z Ukrainką z Siedlisk koło Zamościa i przystał ściśle do Ukraińców. W lecie 1943 r. był komendantem policji ukraińskiej właśnie w Gnojnie, gm. Werba, powiat Włodzimierz Wołyński. Na własne oczy widział jak zamordowano Felicję Dolecką ze Swojczowa. Po wojnie zamieszkał ponownie w Siedliskach i właśnie tam opowiedział swoje świadectwo Bolkowi Roch.” (Antonina i Kazimierz Sidorowicz, w: jw.).
We wsi Hajki pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordował 40-letniego Polaka ukrywającego się na bagnach; jego żona i 6-letni syn dostali pomieszania zmysłów, od czego syn zmarł (Siemaszko..., s. 919).
W kol. Honczarka pow. Łuck zamordowali małżeństwo polskie.
Między wsią Horynka a Kunińce pow. Krzemieniec w zasadzę wpadło 40 Polaków z Wiśniowca jadących po żywność, upowcy obdarli ich do naga i w lesie wymordowali (uciekło nago 2 Polaków, nauczyciel i były sekretarz Sądu grodzkiego w Wiśniowcu).
We wsi Hryniawa woj. tarnopolskie zamordowali 4 Polaków: troje dzieci i teściową leśniczego Bolesława Weryńskiego, uratowała się poraniona i nieprzytomna żona leśniczego, oprawcy sądzili że ona też nie żyje; leśniczy był wówczas w pracy.
W nadleśnictwie Hubin pow. Horochów zamordowali starsze małżeństwo polskie.
We wsi Izów pow. Włodzimierz Wołyński podczas żniw, po lipcowych rzeziach Polaków, „powstaniec ukraiński” o nazwisku Łupinka z Izowa przechwalał się ilu Polaków zamordował i jak polskie dzieci nasadzał na kołki. M.in. zastrzelił on Jana Strójwąsa ożenionego z Ukrainką. Po wojnie został rozpoznany w Polsce jako działacz wysokiego szczebla w Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, nosił inne nazwisko (Siemaszko..., s. 819).
We wsi Jankowce pow. Krzemieniec zamordowali 1 Polkę.
W nadleśnictwie Jasień n/Łomnicą pow. Kałusz został zamordowany bestialsko wraz z rodziną po napadzie grupy UPA na leśniczówkę leśniczy Mianowski  (Orłowski..., jw.).
W kolonii Karczunek pow. Włodzimierz Wołyński: „Pierwszą rodziną napadniętą na naszej kolonii była rodzina Józefa Garbatego. Pamiętam jak pewnego dnia od rana ludzie w naszej wsi opowiadali sobie, że zamordowano pana Józefa Garbatego lat ok. 45 Było to tak: w nocy do jego domu przyszli Ukraińcy i dostali się do środka, zaraz potem zarąbali go siekierą, uderzając w głowę. Część mózgu była na ścianie, widziałam to osobiście jako dziecko, ponieważ moi rodzice poszli tam z innymi ludźmi, aby coś z tym ciałem zrobić, a ja pobiegłam za nimi. To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy widziałam zabitego człowieka i to tak tragicznie. Ciało leżało na łóżku, głowa była rozłupana, bowiem mama moja mówiła, że pozbierali ją do kupy. Ja sama, gdy zobaczyłam ciało i krew na ścianie, zaraz stamtąd uciekłam. /.../  Druga rodzina polska wymordowana w naszych okolicach mieszkała niedaleko naszej kolonii, ale dziś już niestety nie pamiętam dokładnie gdzie, nie pamiętam też nazwiska tej rodziny. W naszym domu nasi rodzice opowiadali nam, że dom tej pobitej rodziny został napadnięty przez jakąś bandę ukraińską w nocy. W czasie tego najścia w domu była tylko matka chyba z czwórką małych dzieci, było w każdym razie tych dzieci kilkoro. Gdy Ukraińcy dostali się do środka domu mąż był ukryty na „górce” (chyba na strychu ich obory) i wszystko osobiście widział i słyszał, a choć strasznie cierpiał nie był w stanie im pomóc. Tymczasem bandyci wszystkich w domu okrutnie pomordowali, nie wiem jednak w jaki sposób. Byłam za to na pogrzebie ofiar, który był w kościele, przybyło na to żałobne nabożeństwo dużo ludzi. Słychać było płacz i lament, wszyscy w koło powtarzali, że zabili niewinną matkę z małymi dziećmi. Osobiście widziałam trumny, a wśród nich także małe i nawet jedna była taka malutka. Ludzie bardzo przejęci tym co się stało, wciąż powtarzali miedzy sobą tak: „Co te dzieci były im winne, nawet to maleństwo?!” I dodawali przy tym: „Teraz musimy wszyscy się mieć na baczności, uciekać na noc z domu, do Uściługa, do ziemlanek, bo to czeka każdego z nas.” Ten pogrzeb był chyba latem 1943 r. w kościele, który znajdował się w sąsiedniej wsi, położonej za lasem” (Kazimiera Kowalczyk z d. Czerwieniec, w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl ; wspomnienia spisał Sławomir Tomasz Roch).
We wsi Kinachowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 4 rodziny polskie.
W majątku Kleczkowice pow. Kowel chłopi ukraińscy zamordowali 26-letnią Polkę.
We wsi Klepaczów pow. Łuck Ukraińcy skrępowali drutem kolczastym Polaka i zamordowali go.
W kol. Kopytno pow. Łuck spalili 9 polskich gospodarstw, liczba ofiar nie jest znana.
We wsi Korszowiec pow. Łuck spalili polskie gospodarstwa, wiadomo o zamordowaniu 1 rodziny polskiej, los pozostałych rodzin nie jest znany.
W futorze Korczunki Piańskie pow. Dubno zamordowali 3 Polaków: matkę z 2 synami, zwłoki ich wrzucili do studni.
W kol. Krasilno pow. Dubno upowiec dogonił na koniu uciekającą małą dziewczynkę i uderzył ją drągiem okutym w żelazo; znaleziono ją potem dogorywającą ze zdruzgotanym biodrem.
W leśniczówce Krzywopole na Huculszczyźnie banderowcy zamordowali przyjaciela Hucułów inż. Witolda Tyskiego z rodziną, ocalała mała córeczka ukryta za zasłoną pod stołem.
We wsi Kurniki Iwanczaskie pow. Zbaraż Ukraińcy zamordowali 8 Polaków (Kubów..., jw.).
We wsi Kustycze pow. Kowel upowcy zamordowali około 50 Polaków.
W kol. Liski pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 6 Polaków: 5-osobową rodzinę polską z 3 dzieci oraz Ukrainka zamordowała przy użyciu kopaczki męża Polaka, podczas jego snu.
We wsi ukraińskiej 4 km od Lubitowa pow. Kowel Ukraińcy zarąbali siekierami jedyną mieszkającą tu rodzinę polską , kowala z żoną.
W osadzie Łabędzianka pow. Dubno zamordowali 1 Polaka.
We wsi Ławrów pow. Łuck uprowadzili do lasu i tam zamordowali 2 Polaków: matkę z dzieckiem.
Na przedmieściach Łucka zamordowali siekierami, młotkami, widłami i  piłami kilka rodzin polskich (Bolesław Gaweł: Lata włóczęgi, Olsztyn 1977, s. 151).
Koło miasta Łuck woj. Wołyń zamordowali 5-osobową rodzinę polską.
W kol. Łysa Góra pow. Łuck zamordowali 1 Polaka podczas żniw.
We wsi Medwedówka pow. Kostopol na początku lata 1943 roku zamordowali w lesie 1 Polaka.
W miasteczku Międzyrzec pow. Równe podczas nocnego napadu upowcy i chłopi ukraińscy zamordowali ponad 50 Polaków, w tym w kościele i suszarni chmielu. Zostali oni pomordowani w tak bestialski sposób, że zmasakrowanych ciał nie można było rozpoznać, zwłoki miały m.in.,. powykłuwane oczy, kobiety poobcinane piersi, kobiecie w ciąży rozpruli brzuch. Pogrzebano ich na ulicy pod kostką brukową, gdyż wokół krążyły bandy zwane Ukraińską Powstańczą Armią .
We wsi Mikuliszyn (okolice Czarnohory za Worochtą) tuż po rajdzie sowieckiego oddziału Kowpaka upowcy nocą wymordowali w budynkach służbowych tartaku 17 rodzin polskich. „Nie było dnia bez zbrodni” (Tadeusz Petrowicz: Od Czarnohory do Białowieży, Lublin 1986, s. 91). Inni: Latem 1943 roku w  nadleśnictwie Mikuliczyn pow. Nadwórna (Huculszczyzna) pod osłoną nocy sotnia UPA wymordowała 17 polskich rodzin, NN pracowników Nadleśnictwa Państwowego Mikuliczyn, mieszkających w służbowych mieszkaniach koło miejscowego tartaku, spalono również zabudowania  (Orłowski..., jw.).
W kol. Moczulanka pow. Kostopol zarąbali siekierami 3 Polaków: matkę z synem i synową („Biuletyn informacyjny 27 DWAK” , nr 4/2000 podaje liczbę  4 Polaków).
We wsi Mokwin pow. Kostopol zamordowali 1 Polaka.
We wsi Myszkowce pow. Kowel zamordowali małżeństwo polskie Tkaczuków: Jadwigę zastrzelili, Jana przywiązali do konia z rękami związanymi drutem kolczastym i wlekli go, bijąc i kłując bagnetem, aż skonał. (Siemaszko..., s. 469).
We wsi Oleksiniec Stary pow. Krzemieniec 18 upowców uprowadziło z domu Staniszewską z 29-letnim synem Piotrem. Zawiązali ofiarom oczy opaskami białymi i czerwonymi (kolory polskiej flagi narodowej) uprowadzili do lasu i tam zamordowali.
We wsi Oranie pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec zastrzelił 3-osobową rodzinę polsko-ukraińską, gdyż jego cioteczny brat nie chciał zamordować swojej żony, Polki i ich dziecka.
We wsi Oryszkowce pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 3-osobową rodzinę polską organisty.
We wsi Piatyn pow. Dubno zamordowali kilka rodzin polskich, imiennie znanych jest 6 ofiar, w tym 2 matki z 2 córkami.
We wsi Podłożce pow. Dubno zamordowali 6 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę z 3 dzieci: 12-letnim synem i córkami lat 11 i 17.
W osadzie Podrudzie pow. Włodzimierz Wołyński nakazali rodzinie polskiej opuścić dom, a gdy wyjeżdżała zarąbali Polaka siekierą, dwaj synowie uciekli, natomiast los żony i pozostałych członków rodziny jest nieznany.
We wsi Ptycza pow. Dubno zamordowali 3 Polaków i 4-osobową rodzinę polsko-ukraińską.
W majątku Ratniów pow. Łuck upowcy podczas napadu na folwark zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
Na drodze z Rokitna do Staryk pow. Sarny Ukraińcy wymordowali grupy Polaków udających się na swoje pola po żywność.
W miastach Równe i Korzec ukraińscy policjanci dokonali licznych aresztowań Polaków, w wyniku czego w więzieniu znaleźli się prawie wszyscy członkowie AK z Korca i okolicy. Zostali oni rozstrzelani w listopadzie 1943 roku w Równem.
We wsi Rusnów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali 3 Polki: nauczycielkę z matką i ciotką.
W kol. Rzeczeczyna pow. Równe zamordowali 1 Polaka.
Na drodze koło miasta Sarny woj. Wołyń policjant ukraiński zastrzelił 1 Polkę.
We wsi Suchowola pow. Brody: Proc (Procyk) Antoni  grał w orkiestrze w czasie zabawy w lecie 1943 r. i tam został zamordowany. ( http://podkamien.pl/viewpage.php?page_id=246&c_start=0 ).
W kolonii koło wsi Swojczów pow. Włodzimierz Wołyński: „Najmłodsza córka Marcina i Tekli Kaliniak miała na imię Leokadia, mieszkała w domu Antoniego i tam też było jej wesele w 1934 r. Wyszła za mąż i zamieszkała w kolonii na północ od Swojczowa, to było blisko od Swojczowa. Widywałam ich razem w naszym Kościele. Mieli dwoje małych dzieci, a z trzecim ciocia była w stanie błogosławionym. Żyli sobie tam spokojnie, aż po dzień, w którym na ich posesję napadli Ukraińcy. Dwa, trzy dni wcześniej do ich domu przyjechali na wozie Ukraińcy i oznajmili, że zabierają do lasu męża Leokadii z wozem i końmi, niby że miał im tam w czymś pomagać. Oczywiście z tą chwilą, wszelki ślad po nim zaginął, zamordowali biedaka, a ciało gdzieś zakopali. W domu została już tylko matka zamordowanego syna oraz żona z dwójka dzieci. I oto chodziło właśnie zbójom banderowcom. Świadkiem naocznym tych wydarzeń była matka męża Leokadii, która ukryła się na strychu budynku stojącym blisko ich domu i obserwowała podwórko. Zobaczyła jak banderowcy wchodzą do domu, a za chwilę wyprowadzają dwoje dzieci około 4 i 5 lat oraz matkę Leokadię. Zaraz też na oczach ukrytej babci zarąbali siekierami tych dwoje niewinnych dzieci, a babcia widząc to z ukrycia umierała wprost z bólu. Zaraz potem nożami wycieli z łona Leokadii żyjący płód i szczątki nadziali na sztachetę w płocie, zmuszając ciężko ranną ale żyjącą Leokadię, by patrzyła na konające dziecko. Mówili przy tym do niej: „Patrz tu polskiego orła!” Po tych słowach zaczęli ją dalej mordować, aż zamęczyli. Potem zostawili tak ciała i odeszli, teściowa tymczasem nocą zeszła na podwórko, ciała wciąż pozostawały w miejscu mordu. Nic nie mogąc zrobić uciekła do lasu i skierowała się do miasta” (Regina Schab z d. Kaliniak, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ).
W kol. Świętocin pow. Włodzimierz Wołyński zabrali na podwody 3 Polaków, po których ślad zaginał.
We wsi Tarakanów pow. Dubno zarąbali siekierami 2 kobiety rozmawiające po polsku: Polkę i Ukrainkę.
We wsi Uhrynów pow. Łuck zamordowali Polaka, nauczyciela, i jego żonę, Ukrainkę.
We wsi Wesołówka pow. Kowel upowcy podczas żniw zamordowali 3 Polki, w tym Bronisławę Wesołowską torturowali przez 2 tygodnie (Siemaszko..., s. 467).
We wsi Wierbajew pow. Łuck zamordowali jedyną mieszkającą tutaj rodzinę polską.
We wsi Wiktorany pow. Łuck  zamordowali 1 lub 2 mieszkające tu rodziny polskie.
W kol. Witosówka pow. Dubno zamordowali kilka lub kilkanaście rodzin polskich, liczby ofiar nie ustalono.
W mieście Wiśniowiec Nowy pow. Krzemieniec zamordowali kowala Antoniego Kozakowskiego z żoną Felą i ich dzieckiem – noworodkiem, które zostało rozbite na ścianie ich domu.
We wsi koło Włodzimierza Wołyńskiego: „Ojciec spotkał na posterunku policji polskiej owego mężczyznę, któremu w Kohylnie życie ocalił. Nazywał się chyba Krawiec, był Polakiem, mieszkał gdzieś dalej na wschód, dziś już niestety nie pamiętam miejscowości z której pochodził. Z tego co się jednak zorientowałem, już tydzień czasu był w drodze do Włodzimierza. Opowiadał, że miał żonę i dwoje dzieci, mieszkali w polskiej wiosce, gdzie był szewcem. Ukraińscy partyzanci zlecili mu podczas wojny robienie dla siebie nowych butów, dla ukraińskich oficerów. Dużo miał z tym pracy, więc był potrzebny i kiedy wszyscy Polacy dookoła zostali już pomordowani, tylko jego rodzinę Ukraińcy jak na razie oszczędzili. Zresztą wcale przed nim tego nie ukrywali, mówili wprost: „Ty jesteś niewinny, tamci których pobiliśmy byli winni, bo mieli broń i byli powiązani z partyzantami, dlatego musieli zginąć. Ty będziesz żył, będziesz pracował i będziesz nam buty robił.” Po kilku dniach, znowu przyszli, aby odebrać tę partię butów, którą już zrobił. Jednocześnie nakazali mu, aby zabił swoją żonę, która była Polką ponieważ znaleźli nagle jej jakąś winę. Namawiali go przy tym gorąco, aby przystał do nich, aby stał się jednym z nich. Krawiec okazał się człowiekiem i nie chciał zabić swojej żony, upierał się, że nie może tego zrobić. Wtedy oni sami zamordowali w domu na jego oczach jego małżonkę i jego dzieci, wszystkich porąbali siekierami. Następnie kazali mu w ich obecności posprzątać ciała i zmyć z podłogi kałużę krwi. Po wykonaniu polecenia, pogrzebał ciała. Potem znowu zaczął robić buty swoim oprawcom, cały czas planując ucieczkę. Nie miał już prawie żadnych wątpliwości, że gdy tylko wykona swoją pracę załatwią też jego. Na dzień przed zapowiedzianą wizytą, mimo że był pilnowany zdołał zbiec z domu”. („Wspomnienia Romana Szymanek z wsi Kohylno w pow. Włodzimierz  Wołyński na Wołyniu 1939 – 1944”, jw.).
We wsi Wołkoszów pow. Równe zamordowali 1 Polaka.
W kol. Worobiówka pow. Równe zamordowali wszystkie polskie rodziny, ponad 20 osób.
We wsi Woskodawy pow. Równe zarąbali siekierami Bolesława Słowińskiego i jego żonę, a ich 6 dzieci w wieku od 1 roku życia do 12 lat nabijali na widły i kładli na furę, którą zostały wywiezione do wsi Korościatyn, gdzie spalili je żywcem w szopie (Siemaszko..., 722).
We wsi Zaborol pow. Łuck zamordowali 2 Polaków: 14-letnią dziewczynkę i 16-letniego chłopca, którzy przybyli z Łucka na zbiór wiśni.
We wsi Zahajce Wielkie pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 25-letniego Polaka oraz spalili kaplicę rzymskokatolicką.
Stanisław Żurek
Bibliografia:
Adamski Jan: Odwiedziny; Kraków 1975.
Gaweł Bolesław: Lata włóczęgi; Olsztyn 1977.
Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyźnie w latach 1939 – 1947; Wrocław 2007.
Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo ludności polskiej przez OUN-UPA w woj. stanisławowskim w latach 1939 – 1945; Warszawa 2004.
Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004.
Konieczny Zdzisław: Stosunki polsko-ukraińskie na ziemiach obecnej Polski w latach 1918 – 1947; Wrocław 2006.
Korman Aleksander: Ludobójstwo UPA na ludności polskiej; Wrocław 2003.
Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003.
Motyka Grzegorz: Ukraińska partyzantka 1942 – 1960; Warszawa 2006.
Motyka Grzegorz: Tak było w Bieszczadach; Warszawa 1999.
Petrowicz Tadeusz: Od Czarnohory do Białowieży; Lublin 1986.
Piotrowski Czesław: Przez Wołyń i Polesie na Podlasie; Warszawa 1998.
Poliszczuk Wiktor: Dowody zbrodni OUN-UPA; Toronto 2000.
Prus Edward: Operacja „Wisła”; wyd. IV, Wrocław 2006.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Bulzacki Krzysztof: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939 – 1947; Wrocław 2006.
Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Różański Eugeniusz: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946; Wrocław, bez daty wydania, 2007.
Siemaszko Władysław, Siemaszko Ewa: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945; Warszawa 2000.
Sowa Andrzej L.: Stosunki polsko-ukraińskie 1939 – 1947; Kraków 1998.
„Świadkowie mówią” (wybór tekstów: Stanisław Biskupski); Warszawa 1996.
Turowski Józef: Pożoga; Warszawa 1990.
Wańkowicz Melchior: Od Stołpców po Kair; Warszawa 1969.
Żurek Stanisław.: Ludobójstwo nacjonalistów u kraińskich dokonane na Polakach w Polsce południowo-wschodniej w latach 1939 – 1948; Wrocław 2013.
Żurek Stanisław: UPA w Bieszczadach; wyd. II, Wrocław 2010.
Skałuba Janina:  „Wspomnienia z wydarzeń w 1943 roku w kolonii Michałowka pow. Kowel”;   Niedrzwica Duża, dn. 02.03.2003r., maszynopis  w zbiorach autora.
Pozostałe źródła znajdują się pod każdym opisem zbrodni.