Logo

Weźcie garść ziemi polskiej

/ Ludwik Wrodarczyk (ur. 25 sierpnia 1907 w Radzionkowie, zm. 6 grudnia 1943 w Karpiłówce) – polski zakonnik, męczennik, katecheta, administrator parafii św. Jana Chrzciciela w Okopach (diecezja łucka w województwie wołyńskim), ofiara zbrodni Ukraińskiej Armii Powstańczej (UPA) podczas II wojny światowej, Sprawiedliwy wśród Narodów Świata oraz Sługa Boży Kościoła katolickiego. Po wywiezieniu księdza samochodem z Karpiłówki do uroczyska Pałki, położonego w pobliżu kolejki wąskotorowej na linii Rokitno–Moczulanka, rozebranego do naga poddano nieludzkim torturom. Kłucie bagnetami i igłami, przypiekanie zbolałych nóg rozpalonym żelazem nie odnosiło pożądanego skutku. Kapłan wciąż jeszcze żył. Rozwścieczeni oprawcy przystąpili do bardziej bestialskich tortur. Widząc swą niechybną śmierć, męczennik poprosił oprawców o pozwolenie odmówienia modlitwy. Zezwoli wspaniałomyślnie. Uklęknąwszy na mchu, kapłan długo się modli. Po zakończeniu powiedział: Jestem gotów. Dwanaście ubranych w czerwone spódnice ukraińskich dziewcząt położyło księdza na ziemi i przywiązało do leżącej kłody drzewa. Następnie z zimną krwią rozpoczęły przecinanie jego ciała piłą. Przerżniętego do połowy, dającego jeszcze znaki życia postawiły na nogi i przywiązały do rosnącego drzewa, by z kolei z odległości kilkunastu metrów otworzyć do niego karabinowy ogień. Ks. Ludwik Wrodarczyk był martwy. Po wykopaniu dołu i wrzuceniu do niego zwłok, zbrodniarze przykryli brudnym workiem z sieczką głowę swej ofiary. Na przysypany piaskiem grób nałożyli darń i kilka urwanych gałęzi.

Świętą była Polska. Od św. Wojciecha do bł. Andrzeja Boboli, cóż to za poczet kapłanów i zakonników a nauczycieli ludu, pierwszych zawsze w pracy i pierwszych w ofierze. Od św. Stanisława biskupa do św. Stanisława Kostki ileż to świętej sławy bywało w narodzie! Od św. Jadwigi do Jadwigi Wielkiej, o jakież kwitły Bogu w Polsce macierzyńskie i dziewicze wieńce. Od Bolesława Chrobrego aż do Sobieskiego, cóż to za rycerstwo prawdziwie anielskie!

Nie dziwmy się, że Papieże, proszącym Polakom o święte relikwie odpowiadali: „Chcecie relikwii św., weźcie garść ziemi polskiej, ściśnijcie ją, a popłynie z niej krew męczeńska".To męczeństwo za Wiarę św. i dziś nie ustało - ks. Henryk Haduch na Jubileusz 950 –letni Chrztu Polski (966-1916).

To męczeństwo za Wiarę św. trwało przez kolejne 100 lat i trwa nadal. Krew męczeńska polskiego duchowieństwa wyznania rzymsko katolickiego jest w ziemi nie tylko w obecnych granicach Polski. Zsyłani i ograbiani przez carską i sowiecką Rosję ginęli na bezkresnych jej ziemiach, zsyłani przez Niemców do obozów koncentracyjnych ginęli na terenie całej Europy.

W rocznicę śmierci bł. ks. Jerzego Popiełuszki, duszpasterza ludzi pracy i kapelana „Solidarności” zamordowanego 19 października 1984 roku przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa z IV Departamentu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, który był odpowiedzialny za zwalczanie Kościoła katolickiego.– obchodzimy w Polsce Narodowy Dzień Pamięci Duchownych Niezłomnych. Święto przypomina o postawie księży, którzy w trudnych czasach byli gotowi do największych poświęceń za wiarę i ojczyznę.

Pamiętajmy o poświęceniu Polaków, którzy nie opuścili swoich wiernych i mordowani byli na terenie obecnej Ukrainy, Białorusi, Litwy .
Simon Wiesenthal, człowiek sumienie, honorowy obywatel wielu krajów, ciągle pamiętał i walczył o prawdę:

świat musi znać prawdę , najpierw prawda cała, a później sprawiedliwość. Bo jeśli my to wszystko zapomnimy i są ludzie, im zależy na tym, żebyśmy  zapomnieli, to historia może się powtórzyć. Nie jest jakimś prawem, że to musi zacząć się od Żydów, tym razem zaczęło się od Żydów a później było 20 innych narodowości. Każdy dzień powinien być dniem pamięci.

Żydzi więc pamiętają o swoim shoah, co dzieje się z naszą pamięcią o holocauście Polaków dokonanym przez Niemców, Rosjan, Ukraińców?

Ogromna większość osób duchownych pochodzących z terenu metropolii lwowskiej poniosła śmierć w więzieniach lub zginęła na posterunku pracy duszpasterskiej z rąk niemieckich okupantów lub znajdujących oparcie w faszyzmie skrajnych nacjonalistów ukraińskich. Ukraińcy działali w dobrze zorganizowanych grupach i dokonywali licznych ataków na polskie wsie i osady. Jak wynika z bezpośrednich relacji świadków sprawcy zbrodni stosowali wobec swych ofiar tortury, które często przybierały wyrafinowane i nieludzkie formy. Nasilenie napadów i mordów na terenie metropolii lwowskiej skierowane przeciwko Polakom miało miejsce w latach 1943-1945 (wcześniej i później zdarzały się zbrodnie na mniejszą skalę). Ludność wiejska opuszczała swoje domy i chroniła się w miastach. W wielu wypadkach kościoły i plebanie stawały się ośrodkami samoobrony, dowodzonymi przez księży. Palono i niszczono kościoły i kaplice wraz z szatami i naczyniami liturgicznymi oraz archiwami parafialnymi.

Na terenie metropolii lwowskiej przed wybuchem II wojny światowej pracowało 4191 sióstr zakonnych, z czego na terenie archidiecezji lwow6 skiej 2543, diecezji przemyskiej 1362, a w diecezji łuckiej 295. Dotychczas udało się ustalić nazwiska i okoliczności śmierci dwudziestu jeden polskich sióstr zakonnych. Zabójstwa polskich sióstr zakonnych stanowiły - zgodnie z zasadami ideologii nacjonalistycznej głoszonej przez Dmytro Doncowa, a kontynuowanej przez UPA - element walki z groźnymi sąsiadami, a więc w pierwszej kolejności z Polakami. Dla nacjonalizmu ukraińskiego wszelkie normy moralne nie miały znaczenia. W imię hasła: „Nie wstydźmy się mordów, grabieży i podpaleń” szowiniści ukraińscy przystąpili do eksterminacji polskiej ludności, w tym też sióstr zakonnych. (Siostry zakonne - ofiary zbrodni nacjonalistów ukraińskich na terenie metropolii lwowskiej obrządku łacińskiego w latach 1939-1947, s. Agnieszka Michna , IPN 2010r.)

W archiwum sióstr niepokalanek znajduje się list ks. Jana Wosia, w którym autor pisał: „W okresie napadów Ukraińców na ludność polską siostra Teresa jako przełożona domu, wraz z siostrami, tj. s. Celiną i s. Leokadią, schroniły się w opuszczonym przez siostry niepokalanki klasztorze. Banderowcy mordując w bestialski sposób ludność polską, wdarli się przemocą w mury klasztorne. Siostra Leokadia z siostrą niepokalanką, pozostałą tu dla strzeżenia klasztoru, stały się żywym płomieniem. Banderowcy, oblawszy je wpierw benzyną, podpalili. Dla pozostałych sióstr nie było już ratunku. Siostra Teresa ukryła się w stojącej w celi szafie, a siostra Celina w łóżku. Ukraińcy wszedłszy do celi wystrzelili do siostry Celiny, której kula utkwiła w szyi. Klasztor sióstr niepokalanek, jak również kościół parafialny, został zburzony. Dziś po nim nie ma prawie śladu, zachował się jedynie zdewastowany grobowiec sióstr. Ukraińcy pozbawili je życia z tej racji, iż były Polkami i zakonnicami rzymskokatolickimi, ich działalność była przez nich postrzegana jako antyukraińska.

W Niżniowie (dekanat Stanisławów, pow. Tłumacz, woj. stanisławowskie) pracowały siostry józefitki od 1919 r. Prowadziły ambulatorium i pomagały biednym oraz chorym w terenie. Natomiast siostry niepokalanki przybyły tu w 1883 r. i prowadziły seminarium nauczycielskie, a później szkołę powszechną dla dziewcząt.

Klasztor sióstr niepokalanek w Niżniowie od początku wojny przeżywał dramatyczne chwile. W listopadzie 1939 r. siostry usunięto z domu; wróciły w sierpniu 1941 r., gdy zmieniła się sytuacja wojenna. Zamieszkały w zdewastowanym domu i przez to były narażone na liczne niebezpieczeństwa. W nocy z 15 na 16 kwietnia 1944 r. napadnięto na klasztor, jednakże siostry, ciężko pobite i doświadczone, przeżyły. W maju 1944 r., na polecenie przełożonej generalnej m. Zenony Dobrowolskiej, siostry opuściły Niżniów. Pozostała tylko s. Franciszka Kosiorowska - zafurtowa, a do klasztoru sióstr niepokalanek przeprowadziły się siostry józefinki-  „aby jakakolwiek opieka zakonna, dająca nam prawo powrotu, była w klasztorze, uprosiłyśmy siostry józefitki, którym pociski zniszczyły dom, by zajęły nasze mieszkanie”.W czerwcu 1944 r. do Niżniowa zostały wysłane z Szymanowa dwie siostry: s. Zofia i s. Marcela. Siostra Zofia pozostała na miejscu, by nieść pomoc okolicznej ludności i mieć pieczę nad klasztorem. Polacy z Niżniowa cieszyli się z przyjazdu siostry, a ona witając się z nimi, powtarzała: „przyjechałam, by z wami pozostać”. Tak też się stało, gdyż 23 sierpnia 1944 r. s. Zofia, wraz z s. Laetitią, która po nią przyjechała, zostały zamordowane w drodze z Niżniowa do Jazłowca.

W Petlikowcach Starych (dekanat Podhajce, powiat Buczacz, woj. tarnopolskie) od 1907 r. pracowały siostry służebniczki dębickie. Opieką otaczały dzieci w ochronce, chorych i ubogich w ich domach. Prowadziły Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży oraz kolonie i półkolonie dla dzieci. szkolnych i przedszkolnych. Przełożoną tej wspólnoty była s. Beata Kogut, a jej podwładną s. Kryspina Cnota. 16 kwietnia 1944 r. w pierwszą niedzielę po Wielkanocy do kościoła, w którym przebywało kilka osób, wtargnęło dwóch żołnierzy z ukraińskiej Dywizji SS-Galizien i trzech banderowców w cywilnych ubraniach i zaczęli strzelać. Zginęło pięć osób, w tym s. Beata Kogut, a s. Kryspina została ranna.

Siostry szarytki miały w Rozdole zakład, w którym prowadziły szpital, sierociniec i szkołę. Do zakładu w Rozdole należał folwark Derżów, w którym pracowało kilka sióstr.

W czasie napadu na Derżów w nocy z 7 na 8 maja 1944 r. siostry wraz z ludźmi z wioski ukryły się w kościele. Został on podpalony i wszyscy, którzy w nim przebywali, spłonęli. W zgliszczach spalonego kościoła odnaleziono krzyżyki, medaliki i metalowe oprawy okularów, które należały do sióstr.

To tylko kilka opisów postawy sióstr zakonnych, które w trudnych czasach były gotowe do największych poświęceń za wiarę i wiernych.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.