Logo

Powrót na "Dzikie Pola", czyli Kresy Rzeczypospolitej

Dzikie Pola od XV w. to odległe stepy zwane Niżem, lub częściej Zaporożem, kresy rozległej i dostojnej Rzeczypospolitej, wówczas  europejskiego mocarstwa. Były to również kresy cywilizacji chrześcijańskiej, najdalszy bastion owego Antemurale Christianitatis. Hen daleko za rozległymi stepami, w dolnym biegu dzikiego Dniepru, za porohami, czyli skalnymi progami na rzece, leżało – nazwane tak od ich miana – Zaporoże.  To był właśnie początek polskich Kresów, nie tyle w sensie geograficznym, ile kulturowym, społecznym i historycznym. To tu grasowali Tatarzy i koczownicze plemiona Pieczyngów. Dopiero po zawarciu unii lubelskiej w 1569 r.,  ziemie te wcielono do Korony.  Wtedy zaczęli docierać tam najodważniejsi Polacy. Mieszali się oni z ludnością tubylczą, a także licznymi osadnikami czy uciekinierami z Mołdawii albo ziem ruskich. Powstawały tam ogromne latyfundia magnackie, majątki szlacheckie. Tworzyły i rozwijały się miasta i osady. Od początku musiały one stawiać czoła wielu problemom. Spokojne życie mieszkańców i rozwój tych ziem zakłócały uciążliwe najazdy tatarskie, kozackie rebelie.

Określenie „Kresy” jest stosunkowo świeżej daty. W 1807 roku w „Słowniku Języka Polskiego” Samuela Lindego zapisano, że są to tereny wzdłuż Dniepru i Dniestru, które oddzielały Rzeczpospolitą od tatarskich hord.  W sercu prawdziwych Polaków, nie tylko potomków kresowian, Kresy to nasza ojcowizna. To tam narodził się nasz tradycyjny strój, tam urodzili się  nasi wielcy romantycy a bez Dzikich Pól nie byłoby sienkiewiczowskiej Trylogii.  Przeglądając karty naszej historii dostrzeżemy , że również stamtąd wywodzili się nasi najwięksi wodzowie i bohaterowie. Polska była na Kresach od zawsze, mimo że często mówi się o nas jako o zdobywcach i kolonizatorach. Faktem jest, że wschodnia granica Rzeczypospolitej była płynna. Mieszko I wcielił do naszego państwa Grody Czerwieńskie, aż po Lwów. To była Ruś, której mieszkańcom próbowano później wmawiać, że są Ukraińcami. Naszą granicę dalej na wschód  przesunął Kazimierz Wielki wykorzystując polityczną próżnię po tatarskich najazdach. W ten sposób zyskaliśmy narodowy tygiel, który pulsował, działał odżywczo. Kresy mają ogromny wkład w kulturę polską. To tutaj, na styku wielu kultur, ukształtował się polski strój narodowy z żupanem i kontuszem z szerokim pasem w roli głównej. Polską narodową bronią stała się szabla, broń cięższa niż na zachodzie, dostosowana do przeciwnika, z którym przyszło nam się mierzyć, narodziły się zasady sarmackiej szermierki. Niestety po II wojnie światowej  Polska  nie tylko straciła prawie połowę swojego przedwojennego terytorium, dzięki zdradzie Wielkiej Brytanii i USA, ale i Kresy. Choć nie należą już do terytorium Polski, a ich polskie, swojsko brzmiące nazwy pozmieniano,   to jednak nadal żyją w świadomości Polaków. Tą  pamięć o Kresach podtrzymują częste w ostatnim czasie publikacje. Jedną z nich pragnę dziś polecić naszym czytelnikom. "Wilczyce z dzikich pól . Kresowe Polki z temperamentem " autorstwa Joanny Puchalskiej. - To były często wiotkie, śliczne damy, panienki, mężatki czy wdowy, które były miłe dla oka, a jednocześnie potrafiące postawić na swoim – powiedziała w Polskim Radiu 24 (16.11.2019)  autorka książki. Zadałem autorce pytanie, skąd u niej zainteresowanie Kresami?  Usłyszałem: Sama też jestem kresowa, choć urodziłam się w Warszawie, tyle że nie z tych prawdziwych Kresów-rubieży jak moje Wilczyce, ale z bliższej Nowogródczyzny. Moja pierwsza książka (Wilczyce są szóstą), "Dziedziczki Soplicowa", wydana w 2014 roku, opowiada o dworze w Czombrowie pod Nowogródkiem, uważanym za pierwowzór Soplicowa. Ostatnimi właścicielami byli Karpowiczowie, rodzina mojej mamy. A Dzikie Pola to oczywiście miłość jeszcze z czasów pierwszego czytania Sienkiewicza, kontynuowana między innymi dzięki J.A. Rollemu. (Józef Apolinary Rolle – polski lekarz psychiatra, historyk amator, mieszkał w Kamieńcu Podolskim. Ur. 1830, zm. 1894)  Prawie stamtąd, bo z Podola, pochodzi rodzina mojego ojca, Puchalscy. Teraz wszystko rozumiem i sądzę, że nasi czytelnicy również. Pozwolę sobie w ty miejscu przypomnieć, że od 2 maja 1883 do 1 marca 1884 roku, w warszawskim „Słowie” i krakowskim „Czasie, publikowano w odcinkach powieść Henryka Sienkiewicza pod tytułem  "Ogniem i mieczem" ( pierwotny tytuł: " Wilcze gniazdo"). Powieść ta (podobnie zresztą jak kolejne części Trylogii) przyniosła pisarzowi wielką popularność i spotkała się z nadzwyczajnym odbiorem społecznym. Podobnie było w czasach II RP. Mimo, że w czasach PRL-u ta pozycja nie znalazła się na liście lektur obowiązkowych, to jednak nadal była bardzo popularna zarówno wśród starszych jak i młodzieży, nie koniecznie mających korzenie kresowe. Dziś mimo zaniku popularności tradycyjnego czytelnictwa, wypieranego przez nowe formy przekazu, gdy obraz, animacja, wideo,  angażują zdecydowanie bardziej, niż słowo pisane, takie książki jak „Wilczyce z dzikich pól” mają jednak szansę na zainteresowanie. Zwraca uwagę intrygujący tytuł i ciekawa okładka, wszystko to zaprasza do zapoznania się z treścią, a to już pierwszy krok do powrotu na Kresy Rzeczypospolitej, do opisów wydarzeń pełnych przygód , przekazanych pięknym i barwnym językiem.  „Większość opisywanych przeze mnie postaci była kiedyś znana, ale z upływem czasu zostały one zapomniane. Cieszę się, że udało mi się przywrócić opowieści o ich życiu, bo są one naprawdę niebanalne” – powiedziała w poranku „Siódma 9 " (27. 12. 2019 - http://siodma9.pl/wiadomosci/item/3466-joanna-puchalska-o-ksiazce-wilczyce-z-dzikich-pol ) Joanna Puchalska. W rozmowie z Marcinem Fijołkiem autorka książki „Wilczyce z dzikich pól - kresowe Polki z temperamentem” (Wydawnictwo Fronda) opowiadała o swoich inspiracjach.  Polscy mężczyźni byli bardzo rycerscy wobec kobiet. Traktowali je z pewną rewerencją. (...) Kobiety musiały być wybitnymi indywidualnościami, żeby przebić się przez kulturowe wzorce” – stwierdziła Joanna Puchalska. „Tworząc książkę nastawiałam się na dziennikarstwo historyczne. Szukałam ciekawych osób i historii. Przypuszczam, że dzisiaj te historie byłyby newsem na Facebooku. Większość moich bohaterek była kiedyś znana, ale z upływem czasu zostały one zapomniane. Cieszę się, że udało mi się przywrócić opowieści o ich życiu, bo są one naprawdę niebanalne” – powiedziała autorka. „Rozbudowałam opowieści Józefa Antoniego Rolle. Napisałam to w formie opowiadań, częściowo wymyślonych. Chwała mu za to, że każdą z tych kobiet ocalił od zapomnienia” – dodała rozmówczyni Marcina Fijołka, zdradzając nam, która z opisanych bohaterek zrobiła na niej największe wrażenie. „Moją ulubioną bohaterką była Zofia Rużyńska. Jako młoda wdowa wzięła pod swoje skrzydła dotychczasowych żołnierzy swojego męża i  będąc na czele 6-tysięcznego wojska zaprowadzała porządki na dzikich polach – to była pierwsza wilczyca, którą odkryłam” – zdradziła nam Joanna Puchalska.

Bardzo ciekawą recenzję p/w książki znalazłem   z 04.11 2019r. na https://niezalezna.pl/295794-wilczyce-z-dzikich-pol-opowiesc-o-kresowych-polkach-z-temperamentem  : "Joanna Puchalska, prezentuje w niej niezwykłe historie dziesięciu Polek, które musiały wziąć los w swoje ręce i same zadbać o dobro własne i rodziny. Wszystkie bohaterki publikacji Joanny Puchalskiej łączy jedno: ich życiorysy stanowczo odbiegają od stereotypu "słabej płci". Anna Błocka  za mężem wziętym w jasyr poszła na piechotę do Stambułu i wyciągnęła chłopa z bisurmańskiej niewoli. Teofila Chmielecka – dzielna wdowa po słynnym regimentarzu. Już w pierwszym roku żałoby po zmarłym małżonku zorganizowała siedem zbrojnych napadów, a w kilku brała nawet udział osobiście. Wojewodzina Anna Potocka – współsprawczyni śmierci starościny Gertrudy Komorowskiej, nękana wyrzutami sumienia, jako dusza pokutująca błagała o pomoc młodą mniszkę w Przemyślu. Hanna Krasieńska – po zgonie teścia, nie mogąc pozostać w rodzinnych dobrach, splądrowała je po tatarsku, w czym dzielnie jej dopomogli dorośli już synowie. Maryna Mniszchówna – pierwsza w historii Polka, koronowana na carową Rusi. Żona Dymitra z dynastii Rurykowiczów, a po jego zamordowaniu - ślubna małżonka Dymitra Samozwańca i matka jego syna. Po egzekucji małego Iwana przeklęła ród Romanowów. Zofia z Korabczewskich Rożyńska - zbrojne zajazdy weszły jej w krew. Panowie szlachta nie tylko obawiali się jej drapieżności, ale wręcz unikali z nią potyczek, bo wszak wojować z białogłową nie honor, a przegrać - despekt jeszcze większy. Zofia Opalińska – zwana przez kozaków Laszką-Diablicą. Współczesnych fascynowała jej niezwykła uroda, na którą nie miał wpływu mijający czas oraz seria zadziwiających zgonów małżonków, którzy w tajemniczych okolicznościach umierali tuż po ślubie." Tam również zapoznałem się z udostępnionym fragmentem „Wilczyce z dzikich pól”, który poniżej prezentuję, a którego bohaterką jest Teofila Chmielecka ( 1590-1650)- "Wilczyca Teofila ".  Ranek był chłodny, choć trzeba przyznać, że wrześniowe słońce od kilku dni ostro przykładało się do pracy, jakby chciało zadośćuczynić za swoje lenistwo podczas zimnego, deszczowego lata. Wracająca samojedna z objazdu taboryskich pól wojewodzina kijowska z przyjemnością pomyślała o czekającej na nią w domu piwnej polewce z kawałkami tłustego twarogu z kminkiem, jaką miała zwyczaj spożywać na śniadanie. Głód ostro dawał o sobie znać, bo na nogach pani Teofila była już od świtania. Na dworze panowały wtedy jeszcze ponocne szarości, toteż zwykle towarzyszący jej wyprawom Jaśko ucieszył się, gdy kazała mu zostać w domu. Pewnie hultaj przysnął zaraz w kącie, zamiast brać się do roboty. Mimo ciągłego zagrożenia ze strony nieproszonych gości różnego autoramentu – nie bała się jeździć samotnie. Wdowa po sławnym na całą Rzeczpospolitą zagończyku niczego się nie bała. Żyjąc u jego boku, oswoiła się z niebezpieczeństwem i całkowicie wyzbyła trwogi. Kobieta strachliwa nie wytrzymałaby życia na rubieży. Już samo mieszkanie w skromnym dworku w wiosce blisko tatarskiego szlaku wymagało sporej odwagi, a przede wszystkim czujności. Ba, zdarzało się i tak, że spać się szło z bronią pod ręką. Wiedząc o wielkim przywiązaniu, jakim darzył ją mąż, pohańcy nieraz czaili się, by ją w łyka zagarnąć. A że strzegli jej jego podkomendni, i ona sama też potrafiła się bronić, toteż napastnicy przeważnie gorzko potem tego żałowali. Pułkownik Stefan Chmielecki, ten groźny pogromca czambułów, wódz Lachów, którym Tatarki nieposłuszne dzieci straszyły, w domowych pieleszach był spokojny i zgodny. Wszyscy dokoła kłócili się o ziemie, procesowali i zajeżdżali, tylko nie on. Jego prostej żołnierskiej duszy pieniactwo było najzupełniej obce. Raz się zdarzyło, że otrzymał pozew, ale nim doszło do sprawy, pojednał się z przeciwnikiem. Wśród szlachty mówiono, że jest skromny, uczt wystawnych nie wydaje, pieniędzmi nie szasta, a ludziom swoim, którzy gotowi byli iść za nim w ogień, surowo zakazuje rabunków i ciemiężenia ubogich. Wielki lęk za to wzbudzał wśród Tatarów, a przy tym nie szczędził siebie i nie dbał o własne wygody, liczyła się dlań jeno służba dla Rzeczpospolitej. Bywało, że dnie i noce spędzał w stepie, karmiąc tym żywą legendę o sobie. Śpiewano o nim: Nie przestaną twojej siły Opowiadać te mogiły, Których bardzo gęste kupy Bisurmańskie cisną trupy. Na co dzień zajęty obroną Kresów, dzielny zagończyk rzadko bywał w domu, w którym niepodzielnie rządziła pani Teofila. Doglądała nie tylko babskiego, ale i rolnego gospodarstwa, a Pan Bóg jej błogosławił. Pola dawały obfity użątek, tłuste bydło porykiwało w oborach, rącze konie pasły się na rozległych łąkach, ptasznik1 pełen był kokoszego, kaczego i indyczego rozgwaru. Dwaj synkowie rośli i oko cieszyli. Wciągnięta w męskie sprawy, miała też swój udział w przygotowaniach do zbrojnych wypadów. Na żołdzie swego patrona, pana wojewody kijowskiego Tomasza Zamoyskiego, trzymał Stefan agentów, głównie Wołochów, Greków i poturmaków. Jedni, znający tatarskie szlaki, służyli za przewodników. Inni szpiegowali w Oczakowie, Białogrodzie, Bakczysaraju czy Karasubazarze. Często to ona – najpierw w Krasnem, potem w Nowym Międzybożu, a jeszcze później w Taborówce – pod nieobecność męża nimi komenderowała. Przyjmowała tych, którzy przybywali powiadomić o ruchach nieprzyjaciela, dawała im nowe instrukcje. Tatarzy o tym wiedzieli i za to też jej nie lubili, i to bardzo. Nade wszystko jednak ceniła te chwile, kiedy mogła zdać gospodarstwo na zaufanych ludzi i samej ruszyć w step ze Stefanem. Niczym druh najwierniejszy spędzała z nim długie tygodnie pod namiotami, na granicznych czatach, w zasadzkach gotowanych na czambuły. Konno jeździła jak kozak, strzelała z rusznicy jak rajtar niemiecki, przyzwoicie władała szablą. Lubiła życie w siodle: koczowanie, szybkie przenosiny z miejsca na miejsce, ukrywanie się po komyszach, wysyłanie zwiadowców. Jej granicząca z szaleństwem odwaga i wierne stanie u boku słynnego pułkownika były głośne na całej Ukrainie. Brakowało jej tego teraz, och, jak bardzo brakowało! Już pewnie do końca życia pozostanie tylko doglądanie zasiewów, młynów, bydła i ptactwa. Dobrze chociaż, że są jeszcze poswarki z sąsiadami, które umilają życie biednej wdowy. Zbliżając się do taboryskiego dworu, pani Teofila myślała o Łukaszu. On jeden jej został, gdy choroba zabrała Stefana, bo starszy syn, Adam, zmarł jeszcze w dzieciństwie. Młodszy zaś osiągnął już wiek męski i ostatnio coraz częściej wyjeżdżał cichcem, nie opowiadając się matce, a że zwierzyny z tych wypraw nie przywoził, ich cel mógł mieć jedno imię: Katarzyna Sokołowska. Przed gankiem pani Teofila zeskoczyła z konia i rzuciła wodze Jaśkowi, rozespanemu jeszcze, choć słońce stało już wysoko na niebie. Ileż ten chłopak może spać! Nic nie rzekła, choć miała wielką ochotę go wyszturchać. Weszła do izby, śniadanie już czekało. Tak jak lubiła. Polewka piwna z twarogiem i bliny hreczane ze skwarką. (…)

Na zakończenie pragnę jeszcze  zwrócić uwagę na  interesujący wywiad jaki z autorką przeprowadził Tomasz Plaskota  09. 11 2019 r. (https://wpolityce.pl/historia/472249-puchalska-wilczyce-z-dzikich-pol-czyli-kresowe-polki )

 Joanna Puchalska: Wilczyce z dzikich pól, czyli kresowe Polki odegrały ogromną rolę w zagospodarowaniu rubieży Rzeczypospolitej.

wPolityce.pl: „Gdzie diabeł nie może, tam babę pośle”, ale dlaczego aż na dawne województwa wschodnie Rzeczypospolitej?

Joanna Puchalska: Koniec XVI i XVII wiek, czasy po unii lubelskiej, to okres zagospodarowania i kolonizacji niezaludnionych rubieży Rzeczypospolitej, a także konieczność ich obrony. „Baby” zjawiały się w ślad za mężami, którzy byli albo świeżo upieczonymi właścicielami ziemskimi, albo żołnierzami broniącymi granic od napadów tatarskich, tureckich czy mołdawskich. Były też urodzone na tych ziemiach rusińskie a potem też polskie szlachcianki, wychowujące się od dziecka w atmosferze stale zagrażających nieproszonych gości. Nic dziwnego, że umiały jeździć konno, strzelać i szablą wywijać. A do tego zarządzały majątkiem, finansami, klientelą mężowską i służbą, a także zakładały nowe wioski i miasteczka – kiedy małżonek uganiał się za Tatarami czy wojował w pierwszej lub drugiej dymitriadzie.

Czytając pani książkę zastanawiam się, czy Kresy to było w ogóle miejsce życia dla kobiet?

Na pewno nie było to życie łatwe, bo tu się nie dało długo nad krosienkami spokojnie posiedzieć. Ale z drugiej strony dzięki temu kobiety miały więcej do powiedzenia, bo większa odpowiedzialność na nich spoczywała. I bywało, że całkowicie przejmowały męskie role. Zmuszone do tego biegiem wydarzeń, bo ktoś musiał bronić dworu i pilnować gospodarstwa.

Czym wyróżniały się pani bohaterki, że wybijały się nad mężczyzn odważnych i zaprawionych w bojach?

Ich przewaga polegała między innymi na tym, że Polacy, naród rycerski, uważając, iż to nie honor z babą wojować, często im ustępowali. Mam tu na myśli sąsiedzkie zatargi, częstokroć rozstrzygane zbrojnie, w czym co bardziej zadziorne panie wręcz się lubowały. Jak wdowa po słynnym zagończyku Teofila Chmielecka, czy księżna Zofia Rużyńska występująca w asyście swego słynnego kuzyna Samuela Łaszcza, albo nieustępliwie broniąca rodzinnej schedy kniaziówna Hanna Sokolska, po mężu Borzobohata-Krasieńska.

Wśród szeregu niezwykłych kobiet, które pani opisuje, na szczególną uwagę zasługuje jedyna Polka koronowana na carową Rusi, Maryna Mniszchówna. Jak udało się jej osiągnąć ten zaszczyt?

Córka wojewody Jerzego Mniszcha to nie tylko jedyna Polka na moskiewskim tronie, ale też pierwsza koronowana carowa Rusi. Do tej pory nie koronowano żon carów i to ona pierwsza została gosudarynią, a nie tylko małżonką gosudara. Maryna to postać tragiczna. Początkowo ofiara finansowych intryg swego ojca, wykorzystana została w polityczno-wojennej grze toczącej się o moskiewski tron. Natomiast pod koniec wykazała się samodzielnością i przejęta swą rolą namaszczonej monarchini potrafiła prowadzić własną politykę, a nawet hardo się postawiła polskiemu królowi. Co ostatecznie przypłaciła życiem w moskiewskim więzieniu.

Co pani sądzi o klątwie rzuconej przez Mniszchównę na Romanowów, że żaden członków z tego rodu nie umrze naturalną śmiercią? Tragiczny koniec przedstawicieli i całej dynastii zdają się o tym świadczyć.

Wprawdzie nie wszyscy Romanowowie zeszli z tego świata w sposób gwałtowny, ale kilku tak skończyło lub przynajmniej okoliczności ich zgonu pozostają niejasne. Między innymi zginął odsunięty wcześniej od tronu Iwan VI, prawdopodobnie zamordowany został Piotr III. Krwawą legendą obrosła śmierć Katarzyny II , choć mógł to być równie dobrze zwykły wylew, natomiast na pewno uduszony został jej syn Paweł I. W zamachu bombowym poniósł śmierć Aleksander II, a szczególnie tragiczny los czekał Mikołaja II i jego rodzinę, którzy zostali rozstrzelani przez bolszewików. Jeśli gosudarynia Maryna rzeczywiście – jak tego chce legenda – przeklęła dynastię Romanowów za śmierć swojego dziecka, w jakimś stopniu klątwa się ziściła.

 

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.