Logo

75 rocznica przybycia Polskich Sierot syberyjskich do Nowej Zelandii

80 lat temu 17 września sowieci w zdradziecki sposób rozpoczęli okupację polskich Kresów Wschodnich.  Na rozkaz Stalina, ponad półtora miliona Polaków wypędzono ze wschodniej Polski i zesłano do obozów przymusowej pracy na Sybir i na inne obszary Związku Radzieckiego. Znaczna część zesłańców zmarła lub zaginęła, nim  ewakuowano ich do Iranu, w tym znaczna liczba dzieci. Z czasem dzieci rozesłano w różne części świata.  Nie można zapomnieć, że Nowa Zelandia była jedynym krajem w czasie II wojny światowej, który przyjął 733 małoletnie sieroty polskie  bezwarunkowo, zapewniając im nie tylko bieżącą opiekę na czas działania obozu, ale również umożliwiając zdobycie wykształcenia i pełną asymilację w nowej ojczyźnie. Zaproszenie polskich dzieci na tymczasowy pobyt do Nowej Zelandii było pierwszym humanitarnym eksperymentem rządu nowozelandzkiego w niesieniu pomocy dużej grupie uchodźców do tego kraju.

W tym czasie Nowa Zelandia nie miała celowo planowanej polityki imigracyjnej. Pomoc wynikała raczej z osobistej, dobroczynnej wizji premiera Petera Frasera, który dowiedział się o losach dzieci przebywających w przejściowych obozach w Iranie. 

Jak napisała Joanna Siekiera autorka "Historii dzieci z  Pahiatua - z Kresów na Antypody": Pomysł pomocy dzieciom, początkowo jedynie w formie obozu przejściowego aż do zakończenia działań wojennych, pojawił się podczas akcji humanitarnej dla polskich wysiedleńców płynących do Meksyku. Państwo to także zaofiarowało się przyjąć na swoim terytorium sieroty z Kresów Wschodnich. Zbieraniu potrzebnego ekwipunku na czas podróży morskiej podjęła się Maria Wodzicka, żona Konsula Generalnego RP Kazimierza hrabiego Wodzickiego. To ona, dzięki posiadanemu statusowi konsularnemu, jak również sprawowaniu funkcji delegatki Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, nagłośniła sprawę polskich sierot zatrzymujących się w Nowej Zelandii. Szerokie kręgi społeczeństwa nowozelandzkiego zaangażowały się w szybkie oraz efektywne działania hrabiny. Mowa tu zarówno o związkach Polonii czy skautach, jak i organizacjach czy stowarzyszeniach humanitarnych na Wyspie Północnej i Południowej. Pomoc polskim dzieciom zakrojona była na tak szeroką skalę, iż pisano o tym w „Gazecie Polskiej” publikowanej w Jerozolimie. Obywatele Nowej Zelandii po odpłynięciu statku z Polakami do Meksyku, wciąż przynosili dary pomocowe. Marii Wodzickiej zyskała poparcie prezesa gabinetu ministrów, Petera Frasera, a także opinii publicznej. Wraz z żoną ówczesnego premiera, Janet Fraser, hrabina prowadziła w prasie nowozelandzkiej kampanię informacyjną. Było to niezwykle ważne jako, że należało przekonać Nowozelandczyków na przyjęcie znacznej ilości imigrantów wojennych, ale także uzyskać publiczne poparcie na sfinansowanie tego przedsięwzięcia z budżetu państwa. Mogło to wszak prowadzić do niechęci względem polskich dzieci czy nawet odrzucenia projektu związanego z domaganiem się deportacji Polaków. W miejscowości Pahiatua na Wyspie Północnej, 160 km od stolicy, władze Nowej Zelandii przystosowały istniejący od 1942r. obóz jeniecki na obóz przejściowy dla polskich sierot. Koszty funkcjonowania, a także utrzymania i kształcenia dzieci pokrywane były z finansów publicznych Nowej Zelandii. Polski obóz w Pahiatua16 potocznie nazwano Małą Polską. Oprócz pełnej suwerenności w formie i materii nauczania, a przede wszystkim wychowywaniu w duchu patriotyzmu, dbano także o przystosowanie się dzieci i ich opiekunów do życia w nowym kraju. Nowozelandzcy nauczyciele dbali o przyswajanie języka angielskiego przez małych Polaków. Należy przywołać także duże zaangażowanie obywateli Nowej Zelandii. Największe zasługi, prócz premiera Frasera i konsula Wodzickiego, mają  bezsprzecznie nowozelandzkie rodziny, dzięki którym, na każde kolejne Święta – przez cały okres funkcjonowania obozu – dzieci znajdowały ciepło domowe w  rodzinach zastępczych, a po likwidacji obozu odnalazły – również dzięki ich staraniom – swoje miejsce w życiu. Większość z tych dzieci straciła część lub całość swojej najbliższej rodziny po deportacji w głąb ZSRR w latach 1940–1941. Dzięki układowi Sikorski-Majski z 30 lipca 1941 roku  polscy zesłańcy z latach 1939-1941, bezprawnie więzieni przez Sowietów zostali zwolnieni z obozów. 14 sierpnia układ został poszerzony  umową wojskową, na mocy której miała zostać utworzona Armia Polska w ZSRR, zorganizowana przez gen. Andersa. W marcu 1942 roku  Armia Andersa liczyła już ponad 65 tys. żołnierzy, którym stale towarzyszyły dziesiątki tysięcy cywilów w tym były i dzieci. Dzięki pertraktacjom Andersa ze Stalinem, udało się uzyskać zgodę  na ewakuację 44 tys. ludzi do kontrolowanego przez Brytyjczyków Iranu. Tak  dzieci dostały się do Iranu (Persji), gdzie dochodziły do zdrowia. W tej sytuacji Rząd Polski w Londynie zaapelował do Ligi Narodów o pomoc w znalezieniu czasowego schronienia dla polskich cywilów i dzieci. Pomoc, jako jeden z niewielu krajów, zaoferowała Nowa Zelandia. Pod koniec 1943 r. dzieci oraz 105 osób z personelu opiekuńczego,  zostały zaproszone do Nowej Zelandii na okres do zakończenia wojny. Grupa dotarła do Wellington płynąc początkowo na brytyjskim okręcie handlowym Sontay do Indii, a następnie na amerykańskim statku wojennym USS General George M. Randall do Nowej Zelandii. Dla dzieci i ich opiekunów został zorganizowany kampus w miejscowości Pahiatua. Dzieci przebywały tam do 15 kwietnia 1949 r. Jeszcze  17 sierpnia 1948 r. w liście

 premiera Nowej Zelandii do Szczęsnego Zaleskiego, przedstawiciela Polskiego Rządu na Uchodźstwie, znaleźć można: Władze nowozelandzkie zawsze uważały i uważać będą, że polskie dzieci są ich gośćmi w tym kraju. Wiemy również, że niektóre z nich chcą powrócić do swojej ojczyzny. Sądzę, że chcą one wiedzieć, na jakich warunkach rząd nowozelandzki pomoże im osiągnąć ten cel. Proponujemy, żeby dzieci, które osiągną 18-ty rok życia, miały możliwość wyboru powrotu do swojej ojczyzny lub pozostania w Nowej Zelandii. Informuję, że pomożemy tym, którzy do Polski chcą wrócić, a witamy tych, którzy w naszym kraju chcą pozostać. Życzeniem naszego rządu jest to, żeby ci młodzi ludzie mieli nieograniczoną wolność wyboru oraz żeby ich wybór był oparty wyłącznie na ich przyszłym szczęściu. Przewidujemy, że po osiągnięciu 18-go roku życia niektóre dzieci nie zechcą powziąć decyzji, zatem nie widzimy przeszkody, żeby miały dodatkowe trzy lata, by podjąć decyzję o powrocie do Polski. Rząd jest przygotowany ponosić wszelkie koszty związane z powrotem do ojczyzny dzieci, w wieku od lat, które sobie tego życzą. Dorośli natomiast, którzy osiągnęli 21-szy rok życia i pracowali już w tym kraju, powinni mieć wystarczająco oszczędności, żeby opłacić swój powrót do  Polski. Jednakże Rząd Nowej Zelandii jest gotowy rozstrzygnąć poszczególne prośby tych, którzy chcą powrócić do swego kraju, a nie mają na to środków. Jednak większość  z nich  pozostała na stałe w Nowej Zelandii tworząc lokalną zintegrowaną grupę polonijną. Komunistyczny rząd w Warszawie wystosował żądania repatriacji „swoich obywateli” z państw Zachodu. Władze Nowej Zelandii  nie miały jednak zamiaru pertraktować z nowym rządem, w skutek cofnięcia uznania rządu tymczasowego. Co warte podkreślenia, w następstwie zmian ustrojowych 1945 r., Nowa Zelandia zerwała stosunki dyplomatyczne z Polską, zamknięto także konsulat. Nowa Zelandia nie utrzymywał żadnych stosunków z komunistyczną Polską. Taki stan faktyczny miał miejsce aż do 7 lipca 1965 r., kiedy to podpisano pierwszą umowę handlową pomiędzy Warszawą a Wellington. Stanowcza odmowa przekazania, wydania zgodnie z prawem, obywateli polskich z obozu w Pahiatua władzom komunistycznym było wówczas zgodne z decyzją polskiego rządu tymczasowego. Zresztą bardzo słusznie, bo ich rodzinną ziemię na Kresach II RP zagrabili sowieci.

 Ostatni wychowankowie opuścili obóz w Pahiatua 15 lipca 1949 r. i dopiero wtedy uległ on formalnej likwidacji.  Polskie dzieci pozostały pod nadzorem dwunarodowościowej Rady Opiekuńczej Dzieci Polskich w Nowej Zelandii. Dano im także wybór, czy chcą zostać w nowej ojczyźnie, czy też wolą wrócić do Polski. Jedynie 50 osób zdecydowało się na powrót do Polski. Pozostałe zostały wysłane do szkół z internatem, zamieszkały w hostelach dla młodzieży bądź zamieszkały u nowozelandzkich rodzin. Z czasem, Dzieci z Pahiatua skończyły nowozelandzkie szkoły, zyskały wykształcenie i znalazły pracę, wciąż świadcząc o historii przesiedlenia na Syberię, a następnie drogi przez Isfahan do Pahiatua.

Najsłynniejszym dzieckiem z obozu w Pahiatua, jest  Janek Wojciechowski, dziś John Roy-Wojciechowski, Polak, Nowozelandczyk, urodzony w Ostrówkach k/Drohiczyna, sierota z Polesia, ocalały z pożogi wojennej i katorgi syberyjskiej. Jak poinformowała naszą redakcję, pani Elżbieta Hiszczynska-Sawicka, V-prezes Stowarzyszenia Polaków w Christchurch:  W ramach akcji "Narodowego Czytania 2019", Stowarzyszenie Polaków w Christchurch uczciło 75. rocznicę przybycia Polskich Sierot syberyjskich do Nowej Zelandii, dodając do ośmiu podstawowych lektur także trzy książki ze wspomnieniami Sybiraków, którzy trafili z nieludzkiej ziemi aż na Antypody . Są to: „Polski Nowozelandczyk. Nadzwyczajna historia życia dziecka z Polesia” napisana przez Johna Roya-Wojciechowskiego, "  Dwie ojczyzny Polskie dzieci w Nowej Zelandii Tułacze wspomnienia " - Redaktor: Stanisław Manterys Zespół redakcyjny: Stefania Zawada, Halina Manterys, Józef Zawada ,  Wspomnienia - Tony Leparowskiego wydane tylko po angielsku. Najbardziej znaną jest pozycja pierwsza opisująca los chłopca z Polesia, który,  jak dziesiątki tysięcy  innych obywateli polskich, przeżył lata okrutnego wyzysku i niedoli. Bardzo wielu zgi­nęło w tym piekle, ale dzieci rodziny Woj­ciechowskich cudownym zrządzeniem losu przetrwały. Książka ta opisuje mało znaną kar­tę wojennego holocaustu, który przywiódł małego Janka w 1944 roku do Nowej Ze­landii. W sercu tej historii znajduje się bo­haterska rodzina, co nie poddała się miaż­dżącemu terrorowi stalinizmu. Książ­ka pozwala też ujrzeć fascynujący świat przedsiębiorczości rozwijającej się na wiel­ką skalę po wojnie w Nowej Zelandii i opi­suje czynniki zewnętrzne, które popchnę­ły Janka, dziś znanego jako John Roy, na drogę życia uwieńczonego sukcesami oso­bistymi i zawodowymi, a jednocześnie pozwalającymi nie zapominać skąd pochodzi i kim jest. Dlatego warto prześledzić jego życiorys.

   

/ „Polski Nowozelandczyk. Nadzwyczajna historia życia dziecka z Polesia”, której polskie wydanie ukazało się w Lublinie  w 2006 roku, w tłumaczeniu Aleksandry Wronowskiej. Książka napisana wspólnie z Allan Parker ukazała się po angielsku w Auckland w 2004 roku pod tytułem „A strange outcome. Remarkable Survival Story of a Polish Child”, nakładem znanego wydawnictwa Penguin Books.

John Roy-Wojciechowski, były Honorowy Konsul RP jeden z najbardziej znanych  Polaków w Nowej Zelandii.

 Urodził się w 1933 roku na Polesiu jako najmłodsze dziecko państwa Wojciechowskich. Józef Wojciechowski, ojciec Janka,  w nagrodę za zasługi dla Ojczyzny,  a walczył w legionach Piłsudskiego, otrzymał majątek na Polesiu. Józef Wojciechowski, ożeniony z Heleną Męczyńską, miał z nią sześcioro dzieci. Mięli piękny dworek i gospodarstwo. Z tego okresu Janek zapamiętał sielsko-anielskie życie na Polesiu w gronie rodzinnym, jak np. Boże Narodzenie, imieniny i dożynki oraz jazdę bryczką co niedziela do kościoła katolickiego w Popinie. Stracili wszystko w 1939 roku, kiedy ojca zamordowało NKWD, matkę z czwórką dzieci – Amelią, bliźniaczkami Marią i Krystyną, Bolkiem i Jankiem wywieziono w nieznane. Najstarszy z braci, Stanisław,  zdążył uciec na zachód. Wywieziono ich jak tysiące innych Polaków do obozu w rejon Archangielska. W ciężkich syberyjskich warunkach, które znaczyły głód i zimno oraz niewolniczą pracę, Janek z rodziną spędził 18 miesięcy. Kiedy doszło do układu Majski – Sikorski, matka Janka, wsiadła do pociągu z dziećmi i pojechała do Bukhaze, do obozu, w którym stacjonował gen. Anders. Wydawało się, że jest szansa na ratunek, ale matka w Uzbekistanie zachorowała i trafiła do szpitala. Mimo to zdecydowała, że Janek, Maria i Amelia pojadą do Iranu (Persji), a Krystyna mająca 14 lat pozostanie z nią. Brat Bolek zaginął w czasie podróży do Uzbekistanu. Matka niebawem zmarła i Janek jako mały chłopiec został sierotą, miał wówczas tylko 9 lat i razem z dwoma siostrami dochodził do zdrowia w polskim obozie. Starsza siostra Krystyna odnaleziona przez wujka ( brata matki) trafiła również do Iranu, gdzie  trafił również odnaleziony brat Bolek. 31 października 1944 roku, Janek z siostrami znalazł się wśród 733. dzieci, które dotarły do Nowej Zelandii. W swoich wspomnieniach Janek napisał: "Wszystkie te dzieci starały się żyć godnie, jak potrafiły najlepiej, były to dzieci szlachty wschodniej i oficerów. Większość z nich ukończyła studia ". John Roy – Wojciechowski skończył Saint Patrick Collage w Silverstream, następnie ukończył uniwersytet Victoria University i dostał bardzo dobrze płatną pracę. Założył rodzinę, ożenił się z Nowozelandką Valerie i w ojczyźnie kiwi przyszło na świat jego sześcioro dzieci: Karen, Ellen, Steven, Alexander, Gregory, Lawrence. John Roy-Wojciechowski do swego sukcesu życiowego dochodził powoli. W latach 1968-80 był dyrektorem Atlas Majestic Industries Ltd. w Auckland, w latach 1981-94 dyrektorem wykonawczym, następnie prezesem Mair Astley Holdings Ltd. w Auckland i na koniec, w latach 1982-94 głównym dyrektorem dużej nowozelandzkiej firmy budowlanej Mainzeal Group Ltd. Roy-Wojciechowski udzielał się również społecznie. Był m.in. przewodniczącym Star of the Sea Heritage Trust, Howick Building Owners Association i przewodniczącym Eastern City Association Group of Howick. Dzięki jego hojności na University of Auckland mogło powstać i działa po dziś dzień Studium Kultury i Języka Polskiego. Nie żałował pieniędzy na cele polonijne, a szczególnie te, które uznał za warte wsparcia finansowego. Pomagał zorganizować się Polakom w Dunedin i wspierał finansowo restauracje polskich pamiątek na Południowej Wyspie. Kiedy miał 60 lat i przygotowywał się do emerytury, powróciła nostalgia i wspomnienie Polski. Rozpoczął na nowo poznawać historię ojczyzny, wrócił do języka polskiego, chociaż był już wtedy Nowozelandczykiem. W 1998 r. został konsulem honorowym Polski w Auckland i rozpoczął aktywną działalność na rzecz kraju swoich przodków. Założył Fundację Dziedzictwa Polskiego w Nowej Zelandii. Znajdująca się w siedzibie Fundacji izba muzealna została otwarta w lipcu 2004 r. Wśród wielu eksponowanych przedmiotów znajdują się kolorowe stroje regionalne, ręcznie wykonane wyroby z drewna, tkaniny i wyroby garncarskie, kolekcje znaczków pocztowych, kryształów, ikon i osobistych pamiątek. Można tu także poznać historię 733  polskich dzieci, tzw. Dzieci z Pahiatua, które w Nowej Zelandii znalazły schronienie podczas II wojny światowej.  Jego zasługą są dotacje na naukę języka ojczystego dla dzieci, a także utworzenie Polskiego Klubu Literackiego wraz z organem prasowym „Krzyżem Południa”. Jest on także inicjatorem powołania Polskiego Muzeum w Auckland oraz filii Związku Sybiraków wraz z wirtualną „Ścianą pamięci Kresy-Syberia". Polskie Muzeum w Auckland, którego główną ideą jest dzielenie się z Nowozelandczykami piękną historią, literaturą, tradycją i kulturą Polski. Wprowadza tradycje polskie do szkół. Organizuje warsztaty z zakresu kultury i tradycji polskich nowozelandzkim dzieciom. W Muzeum Polski zatrudnia osoby, które przybywają z najmłodszej emigracji, władające językiem polskim. W Muzeum gromadzi pamiątki po Dzieciach z Pahiatua, opisuje wszystkie fotografie i spuścizny,   nie pozwala dokumentom, pamiątkom i wspomnieniom rozproszyć się i zniknąć. Prócz tego, że zachowuje te materiały, stara się stworzyć placówkę kultury polskiej na terenie Nowej Zelandii. Na przykład uczy dzieci nowozelandzkie wycinanek łowickich. W okresie Bożego Narodzenia organizowane są spotkania z tradycyjnymi potrawami kuchni polskiej, kolędowaniem. Zachowuje przeróżne pamiątki, obrazy, pamiątki z gór, przy wejściu do Muzeum wisi duży obraz Matki Boskiej Częstochowskiej. Do dziś podkreśla w Nowej Zelandii wartość Polaków z emigracji dzieci z Pahiatua, zaznaczając, ile wniosły do nowozelandzkiej gospodarki i jak się zasłużyły dla rozwoju tego kraju.

Informacje zaczerpnięte ze źródeł:

http://czestochowskie24.pl/czestochowa/polski-nowozelandczyk-jan-roy-wojciechowski/

http://przeglad.australink.pl/artykuly/roy.php

https://poloniajournal.wseh.pl/sites/default/files/article/04-19/polonia-journal-8.2018.13.pdf

https://docplayer.pl/71734272-Dwie-ojczyzny-polskie-dzieci-w-nowej-zelandii-tulacze-wspomnienia.html

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.