Logo

W 78. rocznicę obrony Birczy. - Prawdziwa tragedia.

W 78. rocznicę obrony Birczy przed UPA zamieszczamy fragmenty artykułu autorstwa Grzegorza Piwowarczyka – nauczyciela historii w Zespole Szkół w Birczy który ukazał się w portalu  elblag.net
--
Pierwszy atak na Birczę odbył się w nocy z 22 na 23 października 1945 roku. O godzinie 23.30 banderowcy w mundurach polskich, sowieckich i niemieckich zaatakowali miasteczko. Walka trwała około czterech godzin. Z kroniki parafialnej można odczytać, że Ukraińcy w polskich mundurach, mówiący po polsku zdezorientowali polskich żołnierzy. „Nastało zamieszanie, bo Polacy i banderowcy byli jednakowo ubrani”. Banderowcy wrzucili w ogień rolnika Wiktora Baryłę. W Birczy – według telefonogramu wysłanego przez komendanta posterunku MO – zginęło 17 żołnierzy Wojska Polskiego i 12 cywilów. Wśród ofiar znalazły się między innymi trzy kobiety i dziecko. Zginął też jeden miejscowy Ukrainiec. Walki toczyły się w centrum Birczy.

Schowaliśmy się z dziećmi w kościele. Co to był za huk. Co to była za strzelanina. Dzieci piszczały! – wspominała mieszkanka Birczy.

Spłonęło 11 domów mieszkalnych, koszary wojska, dom ludowy i tartak, a przez to zrozpaczone rodziny nie mogły zdobyć desek na trumny dla swoich najbliższych. Na pogrzebach ofiar panował wielki smutek. Mimo obecności wojska, mieszkańcy Birczy zażądali od władz przewiezienia do Przemyśla. Część osób wkrótce wyjechała pozostawiając majątek. Uciekinierzy z innych miejscowości, Polacy i niektórzy Ukraińcy, szukali schronienia w Birczy, bronionej przez samoobronę, MO i WP.

W tym samym czasie UPA zaatakowała Kuźminę, gdzie także stacjonowali polscy żołnierze. Gmina ta również była w tragicznej sytuacji. Tak samo jak w Birczy lokalny samorząd oczekiwał pomocy dla mieszkających tam ponad 1700 Polaków. Ludność pozbawiona realnej pomocy MO sama pilnowała siebie i swojego majątku przed napadami. W Kuźminie było około 15 milicjantów, którym ciągle brakowało amunicji i byli prawie codziennie ostrzeliwani przez banderowców. Pan Karbowiak napisał, że atak na Kuźminę miał uniemożliwić pomoc siłom komunistycznym atakowanym w Birczy. Czy to ironia? Dla mnie, mieszkańca Birczy, jest to przykre. Może pan Karbowiak wolałby, aby te siły komunistyczne zostały pokonane w Birczy, a ludność cywilna w okrutny sposób wymordowana, jak na Wołyniu. I tak na zgliszczach miasteczka i ciałach mieszkańców zatryumfowałby antykomunistyczny nacjonalizm ukraiński.

Po pierwszym napadzie UPA, dowódca garnizonu w Birczy nakazał otoczyć miejscowość linią umocnień: okopów, ziemianek, stanowisk rkm-ów i ckm-ów. Bircza stała się małą obronną twierdzą – zapisano w kronice szkoły.

Na bazie muzyki piosenki „Morze, nasze morze” powstał w Birczy hymn obrońców.
„Bircza, nasza Bircza,
Wiernie Ciebie będziem strzec.
Mamy rozkaz Cię utrzymać,
Albo w murach Twoich lec”.

Drugi napad na Birczę nastąpił z 29 na 30 listopada 1945 roku. Panował zmrok. Wiał zimny wiatr i padał śnieg. Obrońcy byli przygotowani. Pan Karbowiak twierdzi, że był to atak pozorowany, bo chodziło o spalenie okolicznych miejscowości. Faktycznie spłonęły: Stara Bircza, Korzeniec, Boguszówka i Huta Brzuska. Budynki płonęły również w Woli Korzenieckiej. Ludzie i zwierzęta ginęli w płomieniach. W trakcie walk niektórzy mieszkańcy atakowanych miejscowości uciekli do Birczy. Część schowała się w kryjówkach. Banderowcy próbowali wedrzeć się do miasta, ale zostali odparci. Wokół Birczy były umocnienia, a ogień z broni palnej uniemożliwił wdarcie się do centrum miasteczka. Ostrzelano jednak plebanię w Birczy. Ksiądz cudem uniknął śmierci. „Zdawało się, że nastał sądny dzień. Jednak znowu odparto banderowców”.

Przed trzecim atakiem na Birczę do miejscowego urzędu gminy przyszła staruszka, która przekazała ultimatum banderowców dla władz i mieszkańców Birczy. Ukraińcy żądali kontrybucji. W razie nie spełnienia przekazanych warunków, UPA miała zrównać Birczę z ziemią i wymordować mieszkańców. Była to już kolejna groźba kierowana pod adresem Birczy, ale tym razem nacjonaliści ukraińscy zapowiadali zbrodnię. W Birczy zwołano radę mieszkańców. Część birczan obwiała się, że jednak tym razem Ukraińcy mogą zdobyć Birczę i dokonać zapowiedzianej zbrodni. Przeważyły jednak głosy o kontynuowaniu walki. Mieszkańcy poprosili o wzmocnienie garnizonu wojskowego.

W styczniu 1946 roku Mychajło Halo „Konyk”, dowódca kurenia, na odprawiew Grąziowej nakazał zniszczenie Birczy. W Łomnej zapowiedziano, że w ciągu pół godziny Bircza spłonie. Możliwe, że plan napadu opracował referent SB I Okręgu „Chołodnego Jaru”. Od wschodu miały zaatakować sotnie „Burłaka” i Hrihorija Jankowskiego „Łastiwki”, a od zachodu sotnie Mychajły Kuczera „Jara” i „Hromenki” (w jego zastępstwie dowodził Dmytro Karwański „Orski”), które miały przypuścić główny atak. Osobiście dowodził tam kurenny Mychajło Halo „Konyk”.

Ich atak ruszył od strony Nowej Wsi. „Konyk” i „Orski” szli na czele niewielkiego oddziału, który po przełamaniu pierwszej linii polskich okopów wdarł się do miasta. Pozostali banderowcy zostali zatrzymani przez polski ostrzał. Grupa „Konyka”, w czasie ich rajdu w kierunku rynku w Birczy, podpaliła dom, w którym spłonęło 5 osób, najprawdopodobniej uciekinierów ze spalonej przez UPA Rudawki. Ostatecznie banderowcy z grupy głównodowodzącego „Konyka” przeszli koło mykwy i weszli na schody koło kamienicy, gdzie znajdował się sztab obrońców Birczy. Niestety nie było w nim, przebywającego wówczas w Przemyślu, Leona Lubeckiego – dowódcy garnizonu w Birczy. Był to dzielny, jeszcze przedwojenny oficer o poglądach endeckich, którego w 1947 roku dotknęły represje komunistyczne.

W jego zastępstwie nieudolnie dowodził por. Arsenij Kuźmiczenko, sowiecki oficer narodowości ukraińskiej, który podawał się za Polaka. Celem „Konyka” był zapewne sztab. Chciał się wykazać, a może musiał się wykazać, po wcześniejszej krytyce, którą przytoczył w swoim artykule Arkadiusz Karbowiak. Banderowcy weszli na schody i prawdopodobnie próbowali wejść do budynku kamienicy przez okna. Polscy żołnierze kolbami i ostrzałem z broni maszynowej bronili wejścia do budynku. Banderowcy zostali otoczeni. Rano na schodach doliczono się 20 zabitych banderowców. Tam zapewne zginął „Konyk”. Kilka godzin po walce, około godziny 11, z budynku mykwy padły strzały, które raniły polskiego żołnierza. Do budynku wrzucono granat, który zabił nastoletniego upowca. Możliwe, że nie tylko on przeżył piekło na schodach przed sztabem pułku. Anna Karwańska, żona „Orskiego”, napisała, że po bitwie o Birczę przyszedł do niej banderowiec, który powiedział, że jej mąż zginął na początku bitwy raniony kulą między oczy. Czy chodziło o początek szturmu na budynek sztabu, czy o przełamanie polskiej obrony na początku walk? Chyba się już nie dowiemy.

Na północ od atakującego „Konyka” znajdowała się sotnia „Burłaki”. Służył w niej strzelec „Kłym”. Oto jego zeznanie: Znajdując się już w strumieniu usłyszałem, jak po linii podawano, że w sotni „Łastiwski” jest dwóch zabitych i jeden ranny od ognia z kierunku Birczy (…) Równocześnie zobaczyliśmy ogień z palących się bunkrów po przeciwnej stronie miasta, który wznieciła sotnia „Hromenki” i „Jara”, chcąc tym samym oświetlić sobie drogę, by móc lepiej widzieć pozycję Wojska Polskiego i tym samym skutecznie je rozbić bronią palną. Razem z sotnią „Hromenki” był głównodowodzący walką pułkownik „Konyk”.

W tamtym odcinku, jak się później dowiedziałem, sotnia „Hromenki” natrafiła na linię okopów Wojska Polskiego, które silnym ogniem zatrzymało natarcie „Hromenki”, zabijając 12 ludzi z sotni i między nimi samego pułkownika „Konyka”, oraz zastępcę „Hromenki”, „Orskiego”. Po tych stratach sotnia „Hromenki” odstąpiła pozostawiając palące się budynki.

Oprócz grupy „Konyka” i „Orskiego” do Birczy wdarły się inne grupy banderowców. Polskie linie obrony zostały przerwane w okolicy Pałacu Humnickich i kościoła. To tam skierował ostrzał z moździerzy wspomniany przez Arkadiusza Karbowiaka por. Witold Grabarczyk. Był on w przeszłości żołnierzem 27 Wołyńskiej Dywizji Armii Krajowej, którego również dotknęły komunistyczne represje po 1947 roku.

Banderowcy, którzy najprawdopodobniej zbliżali się do posterunku Milicji Obywatelskiej wzdłuż kotliny wyżłobionej przez strumień w okolicy pałacu zostali zmuszeni do odwrotu. Bitwa o Birczę została wygrana przez Polaków. Nie doszło do zapowiedzianego ludobójstwa. Do dzisiaj żyją świadkowie tamtych wydarzeń, którzy mówią, że przy ciałach banderowców znaleziono sznury i wódkę. Czy mieli oni świętować wschodnią Wigilię przez wieszanie Lachów? Zapowiadali zniszczenie miasta, grozili mordem ludności. Pisał o tym również pan Karbowiak.

Ilu członków UPA zginęło? W artykule „Tragedia Birczy” podano, że 23 banderowców. Moim zdaniem nie można tak klarownie podać liczby ofiar. W źródłach pojawiają się różne dane. Możliwe, że na schodach w centrum Birczy zginęło 20 banderowców, a 10 kolejnych ciał odnaleziono na obrzeżach miasteczka. Zapewne część poległych zostało zabranych przez wycofujących się banderowców. W opracowaniu ukraińskiego historyka Eugeniusza Misiło pojawia się liczba 23, ale przynajmniej jeden z podanych banderowców nie zginął w Birczy.

W tej bitwie zginęło bardzo dużo banderowców – podaje kronika parafialna. To zawsze będzie niewiadoma.

Pan Karbowiak podał, że ekshumacja ujawniła, że tylko na dwóch szkieletach były widoczne ślady ran od walki. Pozostali banderowcy mieli być wzięci do niewoli i zamordowani kolbami lub strzałem w tył głowy. Autor artykuł stwierdził jednoznacznie, że zostali zamordowani po dostaniu się do niewoli. Nie zgadzam się z tym. Po pierwsze – Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie, czyli prokuratora IPN–u stwierdziła – w przeciwieństwie do Arkadiusza Karbowiaka – że nie da się jednoznacznie stwierdzić, czy pochowani w Birczy banderowcy zostali zamordowani po wzięciu do niewoli. Śledztwo o sygn. akt S 2/02/Zk zostało umorzone „wobec braku dowodów wskazujących na to, iż członkowie UPA zginęli w dniu 7 stycznia 1947 r. w wyniku tortur i egzekucji”.

Na dodatek Arkadiusz Karbowiak przytoczył słowa rojowego Iwana Fedaka „Hordyja”, który stwierdził, że z jego roju zginęło 3 osoby. Może ich ciała zostały zabrane z pola walki przez towarzyszy, ale wtedy nie zgadzałaby się liczba zabitych banderowców, którą podał pan Karbowiak. Anna Karwańska miała usłyszeć od atakującego Birczę upowca, że jej mąż zginął trafiony kulą w czoło. Mamy już czterech poległych w walce. Czy w dole pochowano ciało rozerwanego granatem młodego Ukraińca, który ostrzeliwał się z mykwy? Już nie piszę o ogólnej liczbie. Inne przytoczone przez mnie źródło, czyli zeznanie banderowca „Kłyma” podaje liczbę 14 zabitych w czasie szturmu na Birczę. Poza tym sami Ukraińcy, których przytacza pan Karbowiak pisali o sotni „Orskiego”, która „poszła w piekło” polskiego ostrzału. Ile mogło tam zginąć osób? Dwie? – Jak stwierdził „Hordyj” strzały i wybuchy granatów zlały się w jedno. A co z pozostałymi odcinkami walk? Bircza została zaatakowana ze wszystkich stron. Polscy żołnierze nie strzelali ślepakami.

W OUN i UPA był obowiązek popełnienia samobójstwa w przypadku możliwości dostania się do niewoli. O tym przypominali przełożeni organizacji między innymi wspomniany już ks. kapelan Wasyl Szewczuk „Kadyło” w czasie kazań. Czy każdego było na to stać? Może niektórzy upowcy byli nieprzytomni. Po tak zaciętej walce musieli być ranni. Nie wszystkich ewakuowano. W kronice parafialnej zapisano, że na drugi dzień po walce w rowach znaleziono kilkunastu rannych banderowców. O zatrzymaniu kilku członków UPA wspominają meldunki WP. Pojmanych banderowców odesłano do sztabu dywizji.

Należy dodać, że członkowie UPA w myśl prawa polskiego i międzynarodowego nie byli żołnierzami lecz tylko terrorystami. Najprawdopodobniej z ciał banderowców zdjęto buty, spodnie, płaszcze, kurtki, a nawet kalesony. Nie zdejmowano najczęściej pokrwawionych podkoszulków. W 1946 roku sytuacja materialna ludności była przeważanie katastrofalna, do czego walnie przyczynili się banderowcy. Pozwolenie na zabranie ubrań przez ludność cywilną było aktem humanitarnym w stosunku do uciekinierów ze spalonych przez banderowców wiosek.

Prokuratora stwierdziła, że obowiązkiem żołnierzy jest obrona cywilów. Tak też się stało w Birczy. Uchronili oni Birczę przed ludobójstwem. Mimo, że wyroki historii narzuciły wówczas Wojsku Polskiemu sowieckich oficerów, również w Birczy, to nie było w tamtym czasie i w tamtym miejscu najważniejsze. Obok siebie walczyli wówczas komuniści przysłani ze Wschodu, endecy, byli żołnierze Armii Krajowej, młodzi mężczyźni z poboru, mieszkańcy broniący swoich domów i ojcowizny. Walczyli z wrogami Polski i Polaków na Pogórzu Przemyskim. Na cmentarzu w Birczy pochowano 66 polskich żołnierzy, którym społeczeństwo oddaje cześć, ponieważ wie, że dzięki nim Bircza nie została zniszczona, a jej mieszkańcy zachowali życie.

Na stronie tytułowej miesięcznika, w którym ukazał się artykuł Arkadiusza Karbowiaka napisano „Ujawniamy, co się stało w Birczy”. Tak łatwo redakcja szafuje słowami. Czy faktycznie ujawnili? Mnie się wydaje, że to tylko garść prawdy. Za to dużo jest tam niesprawiedliwych tez i niezrozumienia sytuacji w Birczy i całym Pogórzu Przemyskim w czasie konfliktu ze skrajnym nacjonalizmem ukraińskim.

Autor: Grzegorz Piwowarczyk – nauczyciel historii w Zespole Szkół w Birczy

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.