Logo

Cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa

Z okazji 90. rocznicy powstania Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, która przypadła 3 lutego, zabrał głos Wołodymyr Wiatrowycz – szef Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej, znany od dawna ze swoich probanderowskich poglądów, w tym negacji zbrodni popełnionych przez OUN i UPA. Wywiad z Wiatrowyczem przeprowadziła państwowa ukraińska agencja informacyjna Ukrinform. Dowiedzieliśmy się zatem, że „OUN była jedną z wiodących sił ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego w XX wieku i była na pierwszej linii walki Ukraińców o niepodległość”, a w okresie międzywojennym „Ukraińcy musieli walczyć o wolność nie tylko przeciw władzy radzieckiej, która zagarnęła absolutną większość naszego terytorium, ale i przeciwko polskiej władzy, która okupowała część Zachodniej Ukrainy”.

Działalność nacjonalistów ukraińskich miała być „bardzo podobna do walki samych Polaków o niepodległość”, a „wielu naszym sąsiadom nie podoba się”, że Ukraińcy starają się obecnie „odtworzyć swoją historię walki o niepodległość”. Oskarżył przy tym Rosję i Polskę, że chcą narzucać Ukrainie bohaterów i symbole. Na koniec stwierdził, że Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów była „najbardziej udanym projektem Ukraińców w XX wieku”[1].

Pomijając brednie o polskiej „okupacji Zachodniej Ukrainy” i rzekomym podobieństwie działalności OUN i UPA do polskiej walki o niepodległość, należy od razu zadać pytanie, dlaczego owi kolaboranci hitlerowscy są nazywani „wiodącą siłą ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego” i dlaczego mieliby być najbardziej udanym projektem Ukraińców w XX wieku? Wręcz przeciwnie – byli najbardziej nieudanym projektem i to projektem bynajmniej nie narodu ukraińskiego, ale garstki sfaszyzowanych fanatyków, wspieranych przez Kościół grekokatolicki i służby specjalne III Rzeszy. Kolaboracja nacjonalistów ukraińskich z Niemcami hitlerowskimi, głównie na polu eksterminacji Żydów i walki z ZSRR, nie uchroniła Ukraińców przed cierpieniami wynikającymi z warunków okupacji niemieckiej. Natomiast powojenna działalność OUN i UPA ściągnęła na Ukraińców tylko represje stalinowskie, których ofiarą padło około pół miliona osób (153 tys. zabitych, 203 tys. deportowanych w głąb ZSRR i 134 tys. aresztowanych). Sama UPA wymordowała po wojnie około 20 tys. cywilów ukraińskich – głównie pracowników kołchozów i chłopów oskarżonych o popieranie władzy radzieckiej – oraz zabiła około 10 tys. żołnierzy radzieckich i członków tzw. batalionów niszczycielskich, prawdopodobnie w większości Ukraińców[2].

To miał być najbardziej udany projekt ukraiński w XX wieku? Projekt czego? Chaosu, terroru i zniszczenia. To była droga donikąd. To był faszystowski wrzód na ciele narodu ukraińskiego i nic więcej. Nacjonaliści ukraińscy w jakimkolwiek stopniu nie przyczynili się też do powstania niepodległej Ukrainy w sierpniu 1991 roku. To stało się bez ich jakiegokolwiek udziału i zaangażowania. Zmieniwszy sobie protektora hitlerowskiego na amerykańskiego, Bandera i jego epigoni uczestniczyli w różnych działaniach służb amerykańskich (głównie propagandowych) przeciw ZSRR i Ukraińskiej SRR, ale przecież to nie one doprowadziły do upadku Związku Radzieckiego.

Natomiast po powstaniu niepodległej Ukrainy w 1991 roku epigoni nacjonalizmu ukraińskiego ponownie stali się wrzodem na jej organizmie i ponownie doprowadzili do skierowania tego kraju i narodu na tory wiodące donikąd. Gdzież bowiem zaszła i podąża Ukraina w wyniku przewrotów z 2004 i 2014 roku, których służby amerykańskie nie byłyby w stanie przeprowadzić bez aktywnego udziału epigonów OUN i UPA? To co kryje się za dużymi literami obu tych skrótów było i jest największym nieszczęściem w historii narodu ukraińskiego, a nie jego najbardziej udanym projektem.

Taka powinna być odpowiedź ze strony polskiej na enuncjacje pana Wiatrowycza. Odpowiedź taka jednak nie padła, bo któż miałby jej udzielić? Przecież nie polska „klasa polityczna”, która ostentacyjnie nie dostrzega oblicza polityki historycznej i ideologii pomajdanowej Ukrainy albo próbuje usprawiedliwiać i wybielać działalność „bohaterów” czczonych przez pomajdanową władzę. Wszelką zaś krytykę swojej postawy kwalifikuje jako „rosyjską dywersję” czy „ rosyjską propagandę”. Skrajnym tego przykładem jest Kazimierz Wóycicki, który w 2014 roku stwierdził, że Roman Szuchewycz „jest i powinien być również dla Polaków postacią o cechach bohatera”. Jednakże takie skrajne przykłady znajdziemy także w kręgu obecnego obozu władzy. Obowiązujący w tym środowisku katalog wybielania nacjonalizmu ukraińskiego przytoczył prawie w całości Jan Olszewski (1930-2019) w jednym ze swoich ostatnich wywiadów, jakiego udzielił Przemysławowi Harczukowi i który został opublikowany 26 lutego 2018 roku na portalu „Super Expressu”[3]. Enuncjacje Olszewskiego były wielokrotnie powielane przez niego samego, przez takie postacie związane z PiS i Zjednoczoną Prawicą jak m.in. Antoni Macierewicz (teza o moskiewskiej inspiracji ludobójstwa na Wołyniu) i Przemysław Żurawski vel Grajewski (teza o odpowiedzialności Bandery za śmierć tylko jednego Polaka), ale też przez związanego z PO Bronisława Komorowskiego („za Wołyń odpowiadają Sowieci”).

Dowiedzieliśmy się zatem od Jana Olszewskiego, że „zbrodnia Stepana Bandery przeciwko państwu polskiemu była tak naprawdę tylko jedna. (…) Zbrodnią tą był zorganizowany w 1934 r. zamach na polskiego ministra spraw wewnętrznych pułkownika Bronisława Pierackiego. (…) decyzja o niewykonywaniu wyroku śmierci musiała zapaść za wiedzą, a najpewniej na podstawie decyzji samego Marszałka. I stało się bardzo dobrze. Bo Bandera odegrał potem niezwykle ważną rolę w historii walki Ukraińców o niepodległość. (…) chciałbym bardzo mocno podkreślić i dać pod rozwagę – ten człowiek nie miał ze zbrodnią wołyńską nic wspólnego. (…) Przecież całą akcję wołyńską przeprowadzano wtedy, gdy Bandera był już uwięziony przez Niemców. Myślę nawet, być może wiele osób się tu obruszy, że gdyby Bandera mógł podejmować wtedy decyzje, to prawdopodobnie do zbrodni na Wołyniu by nie doszło. Po prostu był politykiem myślącym, miał wielki zmysł polityczny (…). Myślę, że historycy polscy i ukraińscy powinni wątek sowieckiej inspiracji dla zbrodni wołyńskiej poważnie wziąć pod uwagę. (…) Ukraińska Powstańcza Armia, na co Polacy się oburzają, jest dla Ukraińców tym, czym dla nas Armia Krajowa. Należy pamiętać, że zaraz po niemieckiej agresji na ZSRR w 1941 r. Bandera, będący w sojuszu z III Rzeszą, ogłosił we Lwowie proklamowanie niepodległości Ukrainy. Po roku 1917 to drugi akt, który na forum międzynarodowym stawiał sprawę ukraińską. (…) Wołyń był straszliwą zbrodnią, zginęło tam ponad sto tys. ludzi. Ale wobec zorganizowanej sowieckiej czy niemieckiej machiny śmierci był epizodem. Konflikt z Ukrainą jest nieraz brutalnym i przykrym, ale jednak sporem sąsiedzkim. Konflikt z imperialną Rosją jest kwestią egzystencjalną (…)”.

Tego wszystkiego nie powiedział ani Wołodymyr Wiatrowycz, ani Jurij Szuchewycz, ani Ołeh Tiahnybok, ani Dmytro Jarosz, ani żaden inny współczesny epigon Stepana Bandery i Romana Szuchewycza. To powiedział Jan Olszewski – człowiek uważany przez obóz Zjednoczonej Prawicy za wielkiego męża stanu, prawie tak wielkiego jak Jarosław Kaczyński, a także niezłomnego polskiego patriotę. Kawaler Orderu Orła Białego. Enuncjacje Olszewskiego mogą być świetnym przyczynkiem do postawienia Banderze pomnika w Polsce, który to krok – jak sądzę – przypieczętowałby strategiczne partnerstwo post-Solidarności z jego epigonami.

Każdy kto chce znać historię wie o tym, że minister Bronisław Pieracki nie był jedyną ofiarą działalności terrorystycznej Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów w II Rzeczypospolitej. Tylko w latach 1929-1934 OUN przeprowadziła ponad 20 zamachów terrorystycznych. Bandera, który został prowidnykiem krajowym OUN w styczniu 1933 roku odpowiada za co najmniej połowę z nich. Ogółem w latach 1921-1939 Ukraińska Organizacja Wojskowa i OUN przeprowadziły 63 zamachy terrorystyczne, w których zginęło 36 Ukraińców, 25 Polaków, jeden Rosjanin i jeden Żyd. Do tego trzeba dodać pięć zamachów bombowych, 18 akcji ekspropriacyjnych i co najmniej kilkadziesiąt, jeśli nie kilkaset aktów sabotażu, które były skierowane przeciw mieniu publicznemu, społecznemu i prywatnemu.

W latach 30. XX wieku oraz w okresie lat 1939-1941 w bezpośrednim otoczeniu Stepana Bandery powstały plany przyszłego ludobójstwa na Polakach, zrealizowanego w latach 1943-1944 na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. Jest o tym mowa w dokumentach źródłowych z archiwów ukraińskich, które zostały opublikowane w opracowaniu Aleksandra Diukowa pt. „»Dlaczego walczymy z Polakami«. Antypolski program OUN w kluczowych dokumentach”[4].

Teza o tym, że Bandera odpowiada za śmierć tylko jednego Polaka – której absurdalność wykracza poza wszelkie pojęcie – nie została sformułowana w gronie nacjonalistów ukraińskich – dawnych i obecnych. Sformułowało ją zaplecze polityczne Jarosława Kaczyńskiego. O czym to świadczy – niech każdy odpowie sobie sam.

O czym może świadczyć stwierdzenie byłego premiera, przedstawianego przez rządową propagandę jako jednego z najwybitniejszych Polaków XX i XXI wieku, że kolaboracyjna proklamacja Jarosława Stećki, ogłoszona we Lwowie w imieniu Bandery 30 czerwca 1941 roku, postawiła sprawę ukraińską na forum międzynarodowym? Tak twierdzą banderowscy i postbandrowscy propagandziści, ale w 1941 roku żadne forum międzynarodowe o tym incydencie się nie dowiedziało. Dowiedziało się o nim tylko lokalne dowództwo niemieckie i za jego pośrednictwem Berlin, który po kilku dniach kazał aresztować to całe towarzystwo, które ogłosiło się „Krajowym Rządem Zachodnich Obwodów Ukrainy”. Z tego powodu neobanderowska propaganda głosi dzisiaj, że Bandera za nic, co stało się później rzekomo nie odpowiadał, ponieważ w latach 1941-1944 siedział w KL Sachsenhausen (jako więzień uprzywilejowany w wydzielonej dla takich więźniów części obozu, tzw. Zellenbau, czego już się nie dodaje). Nie odpowiadał więc ponoć za udział stworzonej przez niego organizacji w hitlerowskiej zagładzie Żydów (do pierwszego pogromu nacjonalistów ukraińskich na Żydach we Lwowie doszło jeszcze przed aresztowaniem Bandery), ani za ludobójstwo na wołyńskich i galicyjskich Polakach. A czy za dywersję OUN we wrześniu 1939 roku – którą Ewa Siemaszko nazwała „pregenocydalną fazą ludobójstwa wołyńskiego” – też nie odpowiadał? A czy za prohitlerowską działalność w latach 1939-1941 oraz utworzenie batalionów „Nachtigall” i „Roland” też nie odpowiadał? A czy za utworzenie na początku 1945 roku – kiedy klęska III Rzeszy dawno była już przesądzona – współpracującego z Niemcami hitlerowskimi Ukraińskiego Komitetu Narodowego i kolaboracyjnej Ukraińskiej Armii Narodowej Bandera też nie odpowiadał? Czy nie opowiedział się on wtedy za walką po stronie Niemiec „do końca, jakikolwiek by on był”? Czy to, że Bandera był hitlerowskim kolaborantem nie jest wystarczającą przesłanką do jego dyskwalifikacji?

Jan Olszewski tego nie rozumiał? O czym mogą świadczyć jego stwierdzenia, że ludobójstwo wołyńskie było „epizodem”, UPA była tym samym czym Armia Krajowa, a Bandera „miał wielki zmysł polityczny”?

O odpowiedzialności Stepana Bandery za ludobójstwo wołyńsko-małopolskie szeroko pisał Wiktor Poliszczuk w pracy „Gorzka prawda. Cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa”[5]. Historyk ten położył przede wszystkim nacisk – opierając się na unikalnych dokumentach archiwalnych – na kolejne etapy wykształcania się ideologii nacjonalizmu ukraińskiego, rolę Bandery w kształtowaniu się tej ideologii oraz rolę tej ideologii w doprowadzeniu do ludobójstwa. Wiele miejsca poświęcił też Poliszczuk problematyce metod zniekształcania i fałszowania przez neobanderowców faktów historycznych. Narracja Jana Olszewskiego oraz innych znanych osób z kręgu Zjednoczonej Prawicy wpisuje się w te metody.

Według historyków z Yad Vashem Bandera podczas internowania w Zellenbau miał możliwość utrzymywania kontaktu ze stworzoną przez siebie organizacją. Tak samo uważa Czesław Partacz. Przeciwnego zdania jest Grzegorz Motyka. Do tej sprawy odniósł się również niemiecki historyk Grzegorz Rossoliński-Liebe – autor obszernego, liczącego 900 stron opracowania pt. „Stepan Bandera. Faszyzm, ludobójstwo, kult. Życie i mit ukraińskiego nacjonalisty” (Warszawa 2018). Jego wypowiedź jest wyważona, ale bynajmniej nie jest przychylna Banderze. Warto ją zacytować w całości:

„Podczas, gdy OUN i UPA przeprowadzały czystkę etniczną Polaków i polowały na Żydów, Bandera przebywał poza Ukrainą. Pozostawał zamknięty w Berlinie i Sachsenhausen. Kierownictwa OUN-B i UPA były w kontakcie z Banderą przez jego żonę i za pośrednictwem innych kanałów. Bandera mógł zatem zostać poinformowany o polityce OUN-B i UPA, ale nie wiemy, w jakim stopniu lub jaka była jego opinia o czystkach etnicznych na Wołyniu i we wschodniej Galicji oraz o innych formach przemocy na tle etnicznym i politycznym w tym czasie. Nie znalazłem żadnych dokumentów potwierdzających, że aprobował albo potępiał czystkę etniczną lub mordowanie Żydów i innych mniejszości podczas wojny. Po wojnie nigdy nie potępił czystki etnicznej lub pogromów ani nawet nie przyznał, że one się wydarzyły. Takie postępowanie było dość typowe dla przywódców i członków tego ruchu i jego sympatyków. Przemoc etniczna i polityczna stosowana przez OUN i UPA podczas II wojny światowej z pewnością nie była sprzeczna z przedwojennymi wierzeniami i przekonaniami prowidnyka (…). Choć nie był zaangażowany w masowe zabójstwa z lat 1942, 1943 i 1944 i choć jego osobista – w przeciwieństwie do moralnej – odpowiedzialność za te mordy była bardzo ograniczona, albo żadna, zabicie tysięcy Polaków i kilkuset, a nawet kilku tysięcy Żydów przez OUN-B i UPA w 1943 roku przyczyniło się do ukształtowania jego mitu politycznego i wpłynęło na jego wizerunek polityczny. Stało się tak, ponieważ działacze OUN-B i partyzanci UPA byli znani swoim ofiarom jako banderowcy, czyli ludzie Bandery”[6].

Ludobójstwa na Polakach dokonała banderowska frakcja OUN i banderowska UPA. Mordercy krzyczeli „Stepan Bandera”, wierzyli w jego ideologię i realizowali cele wytyczone przez Banderę jeszcze w okresie międzywojennym. W tym kontekście jest mało istotne, gdzie w tym czasie przebywał Bandera i czy miał kontakt z organizacją. Zaprzeczanie oczywistym faktom historycznym, mimo że karkołomne, nie dziwi w wypadku banderowskich epigonów na Ukrainie. Musi natomiast dziwić w wypadku rządzącej w Polsce prawicy. Chociażby dlatego, że środowisko tych ludzi wielokrotnie deklarowało się za jedynych prawdziwych polskich patriotów. Gdzie ich zaprowadzi sojusz z epigonami Stepana Bandery w imię „egzystencjalnej” walki z Rosją?

 

[1] Wiatrowycz: OUN najbardziej udanym projektem Ukraińców w XX wieku, www.kresy.pl, 5.02.2019.

[2] G. Rossoliński-Liebe, „Stepan Bandera. Faszyzm, ludobójstwo kult. Życie i mit ukraińskiego nacjonalisty”, Warszawa 2018, s. 446-468.

[3] Olszewski: Bandera nie odpowiada za Wołyń, www.se.pl, 26.02.2018.

[4] A. Diukow, „»Dlaczego walczymy z Polakami«. Antypolski program OUN w kluczowych dokumentach”, Warszawa 2017.

[5] W. Poliszczuk, „Gorzka prawda. Cień Bandery nad zbrodnią ludobójstwa”, Toronto 2004.

[6] G. Rossoliński-Liebe, „Stepan Bandera…”, s. 426-427.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.