- Kategoria: Publikacjie
- Bożena Ratter
- Odsłony: 637
A działo się to w końcu czwartego roku wojny, kiedy walczący naród polski poniósł ogromne ofiary
/Ks. Wrodarczyk przecięty piłą ręczą
Jeśli nie umiemy się upomnieć o tych, którzy ginęli w okrutny sposób tylko dlatego, że byli Polakami, nie zasługujemy na miano wspólnoty - napisał Stanisław Srokowski w Widmach nocy.
Nasze środowisko, środowisko Rodzin Ofiar, które po raz pierwszy miało okazję niedawno spotkać się u arcybiskupa Gądeckiego, poruszyło sprawę ciągłej nieobecności męczenników, którzy zginęli na wschodzie, czy to z rąk sowietów czy Ukraińców –ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski przypomniał o nich na konferencji w Kędzierzynie Koźlu. Na razie jest jedyny proces beatyfikacyjny rozpoczęty przez diecezję katowicką, ks. Ludwika Wrodarczyka, Ślązaka, przeciętego przez Ukraińców piłą na pół w Okopach. Polecam wspaniałą książkę prof. Józefa Mareckiego, gdzie skatalogował on 180 przypadków księży, zakonników. Również 20 sióstr zakonnych, są kompletnie nieznane, wśród nich siostra Longina Trudzińska zamordowana w Sachryniu.
Ważny temat to ofiary szowinistów ukraińskich innych narodowości, o których się nie mówi. To jest ważne, gdyż do tej pory próbuje się sugerować, że ukraińskie ludobójstwo, rzeź wołyńska, to taki „konflikt polsko ukraiński”, w którym jakoby chłopi ukraińscy zbuntowali się przeciwko polskim panom. To nie jest problem polsko ukraiński tylko zaplanowane przez szowinistów oczyszczenie terenu ze wszystkich narodowości!
16 lipca w Lipianach odsłaniany będzie pomnik dedykowany pamięci 80. rocznicy ludobójstwa Polaków i obywateli polskich innych narodowości, Żydów, Ormian, Romów, Czechów i sprawiedliwych Ukraińców. Ciekawe, Ukraińcy próbują wpisać sprawiedliwych ziomków zamordowanych przez ukraińskich banderowców na listę ofiar ukraińskich.
Jeśli chodzi o wspólnotę żydowską to pierwsze pogromy żydów, polskich obywateli RP rozpoczęły się już w lipcu 1941r. Wiele miejscowości na Ziemiach Wschodnich zamieszkałych było czasem w większości przez Żydów, choćby w Buczaczu zwanym małą Jerozolimą. (ks. Tadeusz Isakowicz Zaleski)
Z tego miasta pochodził ocalały z pogromu Szymon Wiesenthal, po wojnie łowca zbrodniarzy wojennych. We wspomnieniach „Prawo a nie zemsta” pisał : Na początku 1947 roku otrzymałem od władz Austrii miejsce na moje biuro w Linzu. Moim sąsiadem był niejaki dr Wasyl Stroncickij, który założył w 2. pokojach organizację dla uchodźców ukraińskich. Przedstawił się jako lekarz, który działał w Mostach Wielkich, popadł w konflikt z Niemcami i spędził 3 lata w niemieckich obozach koncentracyjnych.
Utkwiło mi to w pamięci, bo nigdy nie spotkałem żadnego ukraińskiego więźnia politycznego. Ścisłe związki ukraińsko – niemieckie sprawiły, że ukraińscy więźniowie w obozach należeli do wyjątków i trafiali tam, gdy byli przyłapani na nielegalnym uboju lub pędzeniu bimbru.
Do mojego biura trafiło małżeństwo Weilerów z Mostów Wielkich, poszukujące swoich krewnych. W tym niewielkim miasteczku, w których żyło 1500 Żydów, Rosjanie po wkroczeniu mianowali burmistrzem Ukraińca i podporządkowali mu lokalną milicję ukraińską, wyróżniającą się nienawiścią do Żydów. Weilerowie opowiadali, że gdy weszli Niemcy „nijaki dr Stroncickij razem z policjantami wyciągał Żydów z mieszkań i prowadził do lasu zwanego Babka. Zmuszano ich do kopania dołów, stawania na brzegu i rozstrzeliwano tak długo, aż wszyscy legli w grobach. Ponoć po powrocie z lasu dr Wasyl Stroncickij cały był zbryzgany krwią”.
Po rozpoznaniu Stroncickijego przez małżonków Weilerów zadzwoniłem do policji w Linzu, przekazałem zeznanie Weilerów. Po godzinie był aresztowany a następnego dnia w „Linzer Tagblatt” ukazał się obszerny artykuł o sensacyjnym aresztowaniu.
(…) Po trzech dniach Stroncickij znajdował się już z powrotem na wolności i siedział w swoim biurze. Nie omieszkał oświadczyć mi ironicznym głosem, że zeznania Weilerów są pozbawione znaczenia, ponieważ Amerykanie nie dali im wiary. Od przyjaciół w CIC uzyskałem informację, iż jest on ważnym informatorem innej amerykańskiej placówki. (Szymon Wiesenthal)
Felis Budzisz opisuje codzienność samoobrony w Zasmykach: Dnia 9 listopada Niemcy zwinęli swój polowy garnizon, w zasięgu którego było również miasteczko Kupiczów, odległe zaledwie o 12 km od Zasmyk, zamieszkałe głównie przez Czechów-. Kilka godzin później wkroczyli doń banderowcy, niechętni ludności czeskiej za sprzyjanie Polakom. 11 listopada zjawiła się delegacja Czechów z prośbą do „Jastrzębia” by otoczył opieką ich miasteczko. Dał się Czechom ubłagać i następnego dnia zajął Kupiczów przeganiając nieduży oddział banderowców. Bardziej dramatycznie było w Kupiczowie 22 listopada. Chmary banderowców zaatakowały polskie pozycje ze wszystkich stron. Kiedy pod koniec dnia oblężonym wydawało się, że lada chwila pęknie pierścień obronny, na tyłach banderowców rozległo się gromkie i zbawcze „Hurra”!. Z odsieczą przyszedł „Jastrząb”. Już w zupełnym mroku przepędzono banderowców spod miasteczka. Ludność czeska ochłonęła z przerażenia, wyrażając spontaniczną wdzięczność obrońcom. W tej obronie Kupiczowa brał udział mój ojciec „Okoń” i trzej wujkowie: „Buzdygan”, „Lisek” i „Zając”. Ojciec wspominał tę bitwę jako jedną z najbardziej dramatycznych, w jakich przyszło mu uczestniczyć od 1 września 1939 roku. Był w trzyosobowej załodze bunkra przy kościele. Do pomocy miał dwóch nie ostrzelanych Czechów, którzy dygotali ze strachu, ale trwali na placówce do końca oblężenia mimo, że banderowcy pod osłoną zmierzchu, mgły i dymu z płonących zabudowań podeszli do bunkra na rzut granatu (Feliks Budzisz Z ziemi cmentarnej)
Sytuację sprawiedliwych Ukraińców na Wołyniu charakteryzuje nauczycielka w Łucku, Franciszka Brzeźniakiewiczówna:
„Opętani żądzą mordów Ukraińcy zmuszali mężów, którzy mieli za żony Polki, do zabijania ich. Fakt taki miał miejsce w rodzinie polskiego chłopa, zupełnie zukrainizowanego, nazwiskiem Budiakowski. W jego domu mówiło się tylko po ukraińsku. Języka polskiego używano jedynie w modlitwach... Budiakowski swój związek z polskością wyrażał tylko przez uczestnictwo w nabożeństwach, a szczególnie w różnych kościelnych procesjach. Bardzo mu zależało, aby jego dzieci nosiły sztandary i feretrony. Pouczał więc je, co i jak mają robić, ale robił to po ukraińsku:
- Maniu - mówił - ty bery striczku sztandara, a ty, Stasiu, toho Pana Jezusa, szczo w hori palcia trymaje!
Jedną z córek, chyba nawet tę właśnie Marię, wydał za Ukraińca, który zamordował ją na rozkaz bandy!
A działo się to w końcu czwartego roku wojny, kiedy walczący naród polski poniósł ogromne ofiary. Na Wołynu zaś wszystko, co tu było kiedyś Polską, wszystko, co ją miało tworzyć w przyszłości, zostało zmiecione wichrem historii, porosłe gęstą darnią. Pozostali tylko ci, którzy od wieków byli niby warstwa żyznej gleby zrośnięci z ojcowizną, z jednakową wytrwałością potrafiący znieść wszelkie zmiany polityczne i ustrojowe, dla których nawet niepodległość niewiele się różniła od stanu niewoli. Ci właśnie ludzie, po stokroć doświadczeni smaganiami losu, mogli stanowić doskonały materiał dla każdej zorganizowanej państwowości, w tym także ukraińskiej, gdyby jej przedstawiciele dostrzegli w sprawowaniu władzy coś więcej niż krew, niż mord, niż odwet... Ktoś już wyraził to w zastanawiającej trawestacji „gente Ruthenus natione Polonus" na „gente Polonus natione Ruthenus”. (Apoloniusz Zawilski)