- Kategoria: Publikacjie
- Bożena Ratter
- Odsłony: 1396
Polacy na Ukrainie pozostali na ziemi ojców, czyli Ziemiach Wschodnich Rzeczypospolitej, w której Rusini stanowili mniejszość

11 lipca to symboliczna data apogeum okrutnego ludobójstwa na Polakach dokonanego w imię ukraińskiego nacjonalizmu, który bp ukraiński Grzegorz Chomyszyn nazwał w 1933 roku zatrutym, szowinistycznym nacjonalizmem. To symbol trwającego do dzisiaj antypolonizmu niszczącego wszelkie ślady obecności Polaków, w tym groby naszych wspaniałych przodków mieszkających tam od wieków oraz wszelkie znaki polskiego pochodzenia pozostawionego tam ogromnego, trwałego dziedzictwa Rzeczypospolitej (z którego korzystają nasi sąsiedzi) i ustawicznego fałszowania faktów historycznych, o czym zaświadczył ambasador Ukrainy A. Melnyk w mediach niemieckich, głosząc obrzydliwe kłamstwa. I jakoś nie było mu wstyd kłamać.
Potrzebujemy prawdy czyli przyznania się Ukrainy do ludobójstwa i do wciąż trwającego antypolonizmu, powiedzenia otwarcie światu kto jest ofiarą ludobójstwa a kto jego sprawcą. I ukazania sprawców nie jako bohaterów ale jako zbrodniarzy, czyli usunięcia Bandery, Szuchewycza, Melnyka i wielu innych z elementarzy, literatury, ulic, instytucji, cmentarzy itp.
W Polakach nie ma ani złości, ani nienawiści, ani chęci odwetu, ani chęci sprzyjania Rosji - jest dopominanie się od lat o stanięcie Ukrainy w prawdzie.
Tego domagał się Szymon Wiesenthal ścigający zbrodniarzy wojennych różnej narodowości, w tym Ukraińców, o których pisał: „ukraiński antysemityzm nie zaczął się wraz z Trzecią Rzeszą i razem z Trzecią Rzeszą się nie skończył”.
Jeśli chcemy prawdy to mówmy zgodnie z faktami, iż za zbrodnie odpowiada zatruty ukraiński nacjonalizm wzywający Ukraińców do bestialskiego mordu 200 000 tys. Polaków tylko za to, że byli Polakami oraz wypędzenia tysiąca innych uciekających przed siekierą. Ten antypolonizm zaczął się dużo wcześniej i nie z przyczyny okupacji niemieckiej podczas II wojny światowej.
Odkrycia jakie poczyniłem w r. 1913 w tajnym archiwum zarządu głównego Ostmarke¬nvereinu w Berlinie o istniejącym już 10 lat przeszło spisku między tą mafią krzyżacką nowoczesną a polityczną reprezentacją tzw. ukraińskiego stronnictwa, przekonały mnie, że znaczna część Rusinów galicyjskich pod wpływem nie przebierających w środkach agitatorów przestała nam być „bratnim” narodem, za jaki u nie znających stosunków lub łudzić się lubiących Polaków Rusini nie przestali dotąd uchodzić, że szukała i znalazła skorą a wydatną pomoc u naszego największego wroga, a zarazem rasowego wroga Słowiańszczyzny, u Prusaków oficjalnych i nieoficjalnych, że oni wspólnie z nim sprzysięgli się na naszą zgubę, aby przy niedalekiej wojnie Niemcom otworzyć bramę na wschód po przez dawne dzierżawy naddnieprzańskie Rzeczypospolitej, a nas pozbawić na zawsze całej Wschodniej Małopolski, Chełmszczyzny i Podlasia. Szatański plan ten zyskał chwilową realizację w traktacie brzeskim, który w pełni potwierdził machinacje, ujawnione w moich rewelacjach ogłoszonych pól roku przed wybuchem wojny światowej. To, co się stało w dzień Wszystkich Świętych we Lwowie i trwało przez dni 21, było dalszą konsekwencją tych machinacji i smutnym ich epilogiem. Byłem poniewolnym jego świadkiem - pisał na Kartach Pamiętnika „Z dni grozy we Lwowie (od 1-22 listopada 1918 r.)” Franciszek Salezy Krysiak, który służbowo przyjechał do Lwowa w październiku 1918 r..
Prezydent Zelenski skierował do rady projekt ustawy o nadanie Polakom specjalnego statusu na Ukrainie, dzisiaj sytuacja odwrotna od tamtej gdy Polaków usiłowano się pozbyć także zabierając im życie. Dzisiaj Ukraina składa zaproszenie –jesteście na szczególnych prawach –niech to będzie dla nas jakimś znakiem w tych wszystkich sprawach, o których mówić trudno zwłaszcza drugiej stronie zwłaszcza przez to że po prostu wstyd - powiedział Prezydent RP.
Jeśli chcemy prawdy to mówmy zgodnie z faktami, iż Polacy nie potrzebują specjalnego statusu od Ukrainy. Polacy na Ukrainie pozostali na ziemi ojców, czyli Ziemiach Wschodnich Rzeczypospolitej, w której Rusini stanowili mniejszość a byli przy tym źródłem ustawicznych problemów.
Polacy pozbawieni praw mniejszości i ustawicznie szykanowani przez Ukrainę na urodzajnych i kiedyś doskonale zagospodarowanych ziemiach Rzeczypospolitej, których Ukraina nie potrafiła samodzielnie zagospodarować godząc się na rządy oligarchów, korupcję i przekupstwo, które stało się głównym źródłem utrzymania naszych sąsiadów.
Ukraiński szowinistyczny nacjonalizm osierocił tysiące polskich dzieci, które okaleczone fizycznie i psychicznie trafiały do szpitali psychiatrycznych i umierały nie będąc w stanie znieść traumy. Nikt nie dał im pieniędzy by mogły odreagować w galeriach handlowych kupując markowe ubrania. Nieletnie dzieci sieroty przygarniane po wojnie zarabiały ciężką pracą na kromkę chleba. Wypędzeni Polacy musieli zaczynać życie od zera choć uprzednio żyli otoczeni dostatkiem w rodzinnych domach. Zakazano im mówić i pamiętać, nie mieli wsparcia psychologicznego.
Nie spocznę dopóki nie znajdziemy ostatniego grobu ostatniego miejsca pochówku pomordowanych – powiedział Premier RP.
Byłby to kilkudziesięcioletni proces i nie zawsze możliwy do zrealizowania.
Polacy na Wołyniu w 1939 roku mieszkali w około 2500 miejscowościach, były to kolonie, chutory, wsie, miasteczka. W wyniku działania OUN UPA co najmniej 1500 miejscowości przestało istnieć, zostało spalonych, zniszczonych, nie ma śladu po nich – dr Leon Popek „Doły śmierci na Kresach - losy szczątków ofiar ludobójstwa OUN-UPA”.
Na samym Wołyniu zginęło około 60 000 Polaków. Zaledwie 3000 z nich miało religijny pochówek na ziemi poświęconej, na cmentarzach, nie zawsze rzymskokatolickich, najczęściej bez udziału księży i w zagrożeniu życia uczestników pochówku. Większość ofiar była potraktowana jak padłe zwierzęta, zwłoki były masowo bezczeszczone, okaleczano ciała za życia ale i po śmierci. Były zakopywane bardzo często w stanie rozkładu w miejscach mordu ale też na cmentarzyskach dla zwierząt, po to, żeby jeszcze bardziej upokorzyć rodziny, ogólnie Polaków. Zwłoki zakopywano też w innych miejscach, bardzo często były palone wraz z zabudowaniami, wrzucane do rzek, do studni. Co znaczy w kulturze wschodu wrzucanie zwłok do studni? Studnia jest symbolem życia, jest świętością – wrzucanie zwłok oznacza, że te miejsca zostały na dziesiątki lat wyłączone z życia, żeby już nikt i nigdy nie napił się z tych studzien wody, żeby Polacy już tam nie mogli wrócić.
Część zwłok nigdy nie została zakopana, była żerem dla dzikiego ptactwa i zwierząt. Uniemożliwiano rodzinom, sąsiadom (nawet ukraińskim) pochowanie ciał pod karą śmierci, naśmiewano się z bólu , z żalu rodzin. Dotykamy rzeczy podstawowej, najistotniejszej, to jest podstawy ludzkości- wbrew zwyczajowi nie opłakano zmarłych, nie pozwolono na wyrażenie bólu. Jeżeli już doszło do zakopania, pogrzebania, były liczne przypadki profanacji grobów, niszczenia upamiętnień, ścinania, wykopywania krzyży nawet, jeśli postawili je miejscowi sąsiedzi - Ukraińcy.
Do dnia dzisiejszego nie udzielano informacji rodzinom gdzie są polskie doły śmierci. Od kilku lat widzimy, że miejscowi ludzie zaczynają się jeszcze bardziej bać, nie chcą udzielać informacji o miejscu zwłok sąsiadów. Starsze pokolenie wymarło i nie przekazało kolejnym pokoleniom gdzie leżą ich bliscy, nie tylko na Wołyniu. 1943 rok to Wołyń a potem kolejne województwa doświadczyły tego samego. Ofiary nie mają grobów a doły śmierci nie są oznaczone. Miejsca śmierci Polaków to około 4000 miejscowości, w niektórych z nich jest od kilku do kilkudziesięciu dołów śmierci, ponieważ w wielu miejscowościach jest nim każdy dom ze spaloną rodziną czy każda studnia, to której wrzucono członków rodziny, żywych, okaleczonych bądź martwych. Nikt nie robił żadnych badań, nie mamy mapy miejscowości, obecnie na Ukrainie jest upamiętnionych około 180 miejsc gdzie mieszkali i ginęli Polacy, nie zawsze te skromne krzyże stawiane były na mogile, często pod lasem, na rozstaju dróg, bo nie było zgody, bo nikt nie wiedział gdzie są ciała. ¼ wszystkich upamiętnień jest zasługą starszych osób, o skromnych dochodach. Stawiane przez nie krzyże brzozowe już dzisiaj nie istnieją, napisy na tablicach są zamalowywane, przekłamywane (zamiast 300 ofiar 30). Tych miejscowości już nie ma, na nich są pola pokołchozowe, łąki, bagna. Jest możliwe odnalezienie części dołów śmierci, tylko kto ma je pokazać? (dr Leon Popek).