- Kategoria: Publikacjie
- Janusz Horoszkiewicz
- Odsłony: 2766
Szlakiem krzyży wołyńskich. HUTA STEPAŃSKA -NOWY CMENTARZ
Huta Stepańska „Nowy cmentarz”, gmina Stepań, powiat Kostopol, woj. wołyńskie, parafia Huta Stepańska
Niewielki stary cmentarz do kwietnia 1943 r. gwałtownie się wypełnił ofiarami licznych mordów w rozległej okolicy. Pochowano tam ponad 100 zamordowanych, których zwłoki zdołano sprowadzić do Huty Stepańskiej. Kiedy do oddalonych o 6 km ukraińskich Butejek przybył od Stepania wielki oddział banderowców, Hucianom nie pozostało nic innego jak 7 kwietnia dokonanie ataku wyprzedzającego[1]. Wynikiem walki było 16 zabitych. Z powodu braku miejsca na cmentarzu, zapadła decyzja o wyświęceniu boiska sportowego, tak powstał Nowy cmentarz.
KOMANDIR
Na cmentarzu tym pochowano dwóch Sowieckich Partyzantów poległych w tej bitwie. Tłum żałobników zastanawiał się, jak to się odbędzie. Ksiądz święcąc trumny Polaków, doszedł do partyzanckich, zakłopotany zatrzymał się, nie wiedział co robić. Pomyślał, że to Sowieci niewierzący, zapewne komuniści, jak ich święcić? Zatrzymał się i tak stał przy trumnach. Wtedy „komandir” partyzantów zwrócił się do niego słowami „towarisz ksiondz pokropi i naszych, oni toże wojowali”, niektórzy w tym czasie płakali, a inni buchnęli śmiechem. Sowieci z wielkiej deski kazali wyciąć tablicę, pomalowali ją na zielono, a na środku namalowali czerwoną gwiazdę. To upamiętnienie było wielkim problemem dla całej wsi. Nie mogli go widzieć Niemcy, ale Sowieccy Partyzanci też nie mogli być obrażeni. Pilnowano więc deski ciągle, jeśli szli Sowieci to wstawiano tablicę, a jeśli Niemcy to ją chowano, wstawiając na tymczasem krzyż.
Do godzin południowych 18 lipca zostało na cmentarzu pochowanych od 200 do 250 ofiar. Ks. Proboszcz Bronisław Drzepecki prowadził skrupulatnie rejestr zmarłych. Niepewność liczby wynika z decyzji dowództwa, które nakazało zabitych natychmiast zakopywać, aby nie trwożyć tysięcy uciekinierów ilością ofiar. Dlatego wiele osób, które w przerwach walki popołudniu 17 lipca i do południa 18 lipca w pośpiechu zakopano, nikt prawdopodobnie nie zgłosił proboszczowi. Zabitych chowano do ostatniej chwili przed opuszczeniem wsi. Banderowcy którzy weszli do Huty, po opuszczeniu przez Polaków, nie widzieli prawie w ogóle zabitych.
/ Pastor P. Jurczuk pokazuje gdzie jest zbiorowa mogiła Polaków
/ Podnosimy krzyż w Nowym cmentarzu w Hucie Step.
ATAKI BANDEROWCÓW
Ze względu na wcześniejsze przygotowanie stanowisk do obrony, ataki banderowców odpierane były z niewielkimi stratami. Bunkry wokół Huty doskonale zdały egzamin, grad kul nie czynił wielkich spustoszeń. Dla ochrony kilku tysięcy ludzi, ufortyfikowano piętrową, murowaną szkołę, czyniąc z niej szpital i miejsce dla matek z małymi dziećmi. Na placu szkolnym ogrodzonym siatką metalową wykopane były rozległe schrony ziemne, mogące pomieścić wielką ilość ludności. Dowództwo samoobrony nie przewidziało jednak napływu uciekinierów z rejonu Wyrki. Kiedy ci przybyli nakazano kopać następne schrony. Prace szły bardzo szybko i już po kilku godzinach wszyscy znaleźli w nich miejsce. Niebyły one jednak zabezpieczone od góry, chroniły jedynie od ostrzału karabinowego. Jednak banderowcy przy ataku używali również moździerza, nadlatujące pociski wywoływały wielki niepokój, a każdy wybuch budził grozę. Ostrzał był jednak nie celny, pociski przelatywały poza schrony, a większość spadło na bagnistych łąkach pomiędzy olszyny, gdzie prawie nikogo nie było.
Uszkodzony moździerz i pociski banderowcy zabrali Ukraińcowi z Mydzka Wielkiego. Znalazł go w 1941 r., kiedy wycofywali się Sowieci i trzymał w ukryciu, razem z kilkudziesięcioma pociskami. Kowal zdołał dokonać naprawy i nadawał się do strzelania. Obsługiwali go jednak niewprawni w kunszcie banderowcy. Strzelali z terenu kolonii Lady, moździerz nie miał działobitni, a wiązany był drutami do drzewa i cały czas poprawiali mocowanie[2].
/ Janusz Horoszkiewicz przy obelisku w Hucie Step.
/ Tablica na Nowym cmentarzu w Hucie Stepańskiej
POCISKI Z NIEBA
Rodzina Stefana Pałki pochodziła z Sosznik, do Huty Stepańskiej uciekli w czasie napadu na kolonię. Stefan jak i inni mężczyźni włączył się natychmiast po przybyciu do samoobrony. Jego żona i córki siedziały w prowizorycznych schronach, koło szkoły, a on był na stanowisku bojowym. Alfreda starsza córka Stefana, usłyszała nadlatujący pocisk z nieba i za chwilkę nastąpił wybuch, który poranił jej nogi. Z boku leżała poraniona mama, Helena (z domu Redest), Alfreda chciała ją podnieść, ale mama powiedziała żeby ratowała siostrę Krysię, mającą 3 latka. Za chwilę przybiegł jej tata z chłopcami z samoobrony, bo widział gdzie spadł pocisk. Zabrał z nimi żonę i córkę, ponieśli je do szkoły, gdzie był szpital polowy. Alfreda szła za nimi, trzymając za rękę umierającą mamę, która żyła jeszcze kilka minut. Siostrę Krystynę jedynie owinęli w szmatę i kazali zabrać, jak wynosili ją z sali opatrunkowej to wołała, że chce do Mamy. Miała całkowicie porozrywane wnętrzności, bardzo się męczyła, to trwało długo. Traciła przytomność i z powrotem zaczynała jęczeć z bólu. Ojciec prosił, aby ktoś dobił umierającą córkę, nikt tego jednak nie zrobił. Jeden z obrońców dał mu karabin, a on sam strzelił i zakończył męki córki. Matkę i córkę zaniesiono do Domu Ludowego i położono koło innych zwłok. Pomimo walk przygotowywano wszystkie ciała do zbiorowego pogrzebu, kobiety myły je i owijały w prześcieradła. Stefan nie chciał już żyć, szukał śmierci, a ta przyszła szybko, w 1944 r. został zabity na Podhalu przez Niemców.
Poranek 17 lipca rozpoczął się spokojnie, całonocne walki ustały. Banderowcy wycofali się do Rudni i tam przygotowywali się do następnego ataku, ściągając dodatkowe siły „czerni” z okolicznych wsi. W tym czasie Hucianie rozpoczęli zbierać trupy z okolicy, tam gdzie można było bezpiecznie dotrzeć. Od strony Zakuścia przywieziono 10 ciał, kilkanaście zza rzeczki Gołubicy, a kilkanaście z Kamionki Nowej. 5 osób zakłutych wyciągnęli ze schronu Alojzego Sawickiego min. żonę Antoniego Skrzybalskiego, Genowefę i 9 miesięcznego Ludwika. Przywieziono zamordowane córki Hieronima Konwerskiego, Janinę i Wandę. Zabitego w czasie zwiadu Sulikowskiego z Borowej, Babcię Michalinę Kuczyńską, wiejską znachorkę i akuszerkę. Wieziono zamordowanych od strony Omelanki, Siedliska i od Wyrki. Nie zapuszczano się jednak daleko, aby w każdej chwili móc uciec do Huty. Ilu osób zamordowanych nie przywieziono trudno powiedzieć, ale było ich z cała pewnością dużo.
WOZY ZE ZMARŁYMI
Jeden wóz jechał przez wieś, a na nim było pełno powrzucanych trupów, obok szedł ksiądz. Czesława Dawidowicz z Tchor razem z kilkoma ludźmi poszła za furą, która skręciła na podwórze Domu Ludowego. Ludzie szli oglądać i poznawać zamordowanych, z trwogą obawiając się, aby nie było tam bliskich. Wchodząc zobaczyła przy samych drzwiach zabitą dziewczynę, zapamiętała na włosach zakręcone papiloty i żadnej rany na ciele. Władysław Włoszczyński razem z kolegami też próbował wejść na wielką sale, jednak pokaleczone ciała zrobiły na nim straszne wrażenie i uciekł szybko na podwórze. Następna fura z trupami została zawrócona, ktoś mówił gdzie ma jechać, bo tu już nie było miejsca. Setki osób przyszło zobaczyć zamordowanych, stracili wtedy nadzieję na przetrwanie, zrozumieli, że w tak nienawistnym środowisku banderowskim nie da rady dalej żyć. Zapragnęli już tylko uciec z tego okrążenia jak najdalej.
W tym czasie na Nowym cmentarzu za wsią kopany był wielki dół, szeroki na 4 metry, mogący pomieścić około 100 ofiar. Pogrzeb miał odbyć się w południe, zwożono zabitych i układano ich na trawie boiska – cmentarza w czterech rzędach. Przy zabitych stały rodziny. W każdej chwili istniało zagrożenie ponownego ataku, przyśpieszono więc całą ceremonię. Księża prosili, aby na uroczystość przyszło jak najmniej ludzi, gdyż odkryty teren nie chronił uczestników pogrzebu. Zebrał się jednak tłum. Czterej księża odprawiali egzekwie, kropiąc święconą wodą zabitych, wśród których było sporo dzieci. Następnie ciała układane były w dwóch rzędach, głowami zwrócone do siebie. Wśród zebranych rozległ się powszechny płacz. Dzwony kościelne zarezerwowane do wszczynania alarmu milczały, zamiast żegnać zamordowanych i zabitych.
UPAMIĘTNIENIE CMENTARZA
/ Poświęcenie krzyża na Nowym cmentarzu w Hucie Stepańskiej.
/ BP M. Trofimiak na Nowym cmentarzu w Hucie Stepańskiej
/ Nowy cmentarz w Hucie Stepańskiej
Przez wiele lat pamięć o Nowym cmentarzu umierała. Pielgrzymi, którzy przyjechali do Huty w roku 1996 r. zobaczyli na miejscu cmentarza dom i budynki gospodarcze. Ja w 2007 r. ujrzałem plac po rozbiórce, ponieważ po śmierci właścicieli budynki zostały sprzedane i rozebrane. Wtedy udało mi się uzyskać zgodę na upamiętnienie cmentarza krzyżem i obeliskiem. Na obelisku wyryty jest min. cytat z Księgi Izajasza „Panie, zmiłuj się nad nami, w Tobie mamy nadzieję!”. Kto ma uszy niech słucha - przytoczę początek „Pieśń ufności w Bogu”:
Kiedy przyjeżdżam do Huty Stepańskiej, to od wielu lat zatrzymuję się na kwaterę w domu Wiktora Piotrowicza Krota, stoi dokładnie na miejscu Domu Ludowego, na jego fundamentach. Jestem jakby w Wielkiej Sali, gdzie leżeli zamordowani, a duchy ich są wokoło i przy mnie.
[1] W posiadaniu autora znajdują się dokładne opisy bitwy min. Edwarda Kwiatkowskiego pt. Wspomnienia wołyniaka” 2 Relacja Piotra Rybarczkua z Mydzka Małego 16 VII 2016 r.
Janusz Horoszkiewicz c.d.n.