- Kategoria: Publikacjie
- Stanisław Żurek
- Odsłony: 1839
Jan Lichowski, dyrektor szkoły w Wojtkowej
W latach 2004 – 2005 publikowałem na łamach dwutygodnika „Gazeta Bieszczadzka” cykl artykułów omawiających ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej w Bieszczadach. Wówczas do redakcji przysłał list czytelnik Edward Konopelski, w którym pisał: „W swoich artykułach Stanisław Żurek opisuje zbrodnie dokonane przez bandy UPA na terenie Polski Wschodniej. Jak dotąd nigdy nie wspomniał o zbrodniach dokonanych przez nacjonalistyczną bandę UPA na terenach dawnej gminy Wojtkowa, a także w okolicach Kuźminy i Birczy, Np. w Wojtkowej napadnięto na polską szkołę i zamordowano nauczyciela Polaka (nazwiska nie pamiętam). Panią Markowicz i pana Stickingera zabrano z domu i wyprowadzono do lasu i nie wiadomo do dziś, co się z nimi stało, Żyją dzieci (już dorosłe) wymienionych osób w Wojtkowej. Napadnięto i spalono żywcem policjantów Polaków na posterunku w Wojtkowej.
Groby, ich znajdują się na cmentarzu w Nowosielcach Kozickich, a w Wojtkowej stoi pomnik z ich nazwiskami. Koło dawnej cerkwi w Wojtkowej (dziś kościół) usypano mogiłę, w której ,,pochowano" polską. flagę na znak ,,śmierć Lacham". O wydarzeniach z tamtego okresu mogą wypowiedzieć się żyjący w, Wojtkowej, np. pan Władysław Sidor, Jan Roman, Józef Kalinowski, a w Nowosielcach Kozickich - pan Kazimierz Markowicz. O działającej na tych terenach bandzie UPA - ,,Burłak" nią dowodził - wiele może powiedzieć pan Gajdemski, Około 2 lata wstecz był telewizji TYN 24 był program ,,Raport" o działaniach bandy UPA w Bieszczadach, tj. na terenie Wojtkowej. (Edward Konopelski: „Szlakiem zbrodni UPA”; w: „Gazeta Bieszczadzka” nr 2 z 2005 r. ) Następnie list do mnie nadesłał Pan Tadeusz Markowicz z Warszawy, były mieszkaniec wsi Nowosielce Kozickie, sąsiadującej ze wsią Wojtkowa. Stwierdził w nim, że napad UPA na posterunek MO w Wojtkowej był jeden, 29 września 1945 roku. W trakcie tego napadu zginęło 4 milicjantów. Podał także, że upowcy wywieźli furmanką w kierunku na Turze (przysiółek Wojtkowej) kierownika szkoły pana Lachowicza, który już nie wrócił (list w archiwum autora).
W br. 2021 publikuję na portalach internetowych www.kresowyserwisinformacyjny oraz www.wolyn,org „Kalendarium ludobójstwa” za rok 1946 (z okazji 75.rocznicy zbrodni). Notka na temat wsi Wojtkowa brzmiała:
29 września 1945 roku we wsi Wojtkowa pow. Przemyśl upowcy napadli na posterunek MO i zabili 15 milicjantów oraz 20 cywilnych Polaków. (Jan Lucjan Wyciślak; w: http://www.rodaknet.com/rp_wycislak_28.htm). Inni: „W Wojtkowej 29 września 1945 sotnie „Burłaki” i „Łastiwki”, które swoje bazy miały w okolicznych wsiach, dokonały napadu na miejscowy posterunek MO oraz Zarząd Gminy. Po długiej walce posterunek zdobyto i spalono. E. Ginalski podaje, że w napadzie UPA pod dowództwem Jarosława Hamiłki (prawdopodobnie agenta NKWD, pełniącego wówczas funkcje referenta gospodarczego okręgu OUN), zginęło 15 milicjantów i 20 wieśniaków. Witold Garbarczyk w swoich wspomnieniach zapisał, że w czasie napadu zginęło 35 Polaków, w tym 5 milicjantów. W meldunkach ukraińskich niekiedy podaje się datę napadu na 28 września 1945 r. Wg innych źródeł, banderowcy uprowadzili wówczas komendanta posterunku MO, a zastępcę plut. Wilczka zastrzelili. Ponadto zastrzelili 6 polskich mieszkańców Wojtkowej i spalili wszystkie budynki. Z kolei inne meldunki ukraińskie mówią, że 28 września 1945 r. sotnia „Burłaki” napadła na Wojtkową. Śmierć poniosło 12 milicjantów, a 2 uprowadzono do lasu. Ponadto zamordowano 7 mieszkańców wsi narodowości polskiej. Spalono budynki posterunku MO, poczty oraz wiele zabudowań wiejskich. Banderowcy zdobyli kilkanaście sztuk broni palnej, dużo amunicji i archiwum MO. Milicjantami prawdopodobnie byli zakonspirowani żołnierze rozwiązanego Zgrupowania AK „Warta”. Sytuacja była na tyle poważna, że 30 września do Wojtkowej, wskutek błagań kilku mężczyzn, którzy udali się o pomoc po wymordowaniu i spaleniu wsi, przyjechało z Sanoka 3 czołgi z wojskiem i 60 konnych żołnierzy. Wieczorem żołnierze powrócili do Sanoka, obawiając się napadu. Wojtkowa została opuszczona. Ukraińscy mieszkańcy wsi uciekli do lasu. W drodze powrotnej, po drugiej stronie wzniesienia za Nowosielcami Kozickimi, od strony Ropienki i Wańkowej, banderowcy zaatakowali wycofujących się żołnierzy WP. Napastnicy po krótkiej walce się wycofali.” (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s. 217 – 218). Inni: „20 września 1945 roku, podczas napadu bandy UPA na miejscowy posterunek MO poległo 12 milicjantów i zamordowano 20 osób cywilnych – Polaków: Januszczak Jan, syn Franciszka, ur. 1926 r. (MO), Kalinowski Antoni, syn Franciszka, ur. 1925 r. (MO), Kalinowski Jan, syn Tadeusza, ur. 1920 r. (MO), Kalinowski Stanisław, syn Teofila, ur. 1919 r. (MO), Pawluk Zdzisław, syn Jana, ur. 1926 r. (MO), Perlakowski Józef, syn Antoniego, ur. 1923 r. (MO), Rożyński Piotr, syn Michała, ur. 1917 r. (MO), Szeremeta Stanisław, syn Jakuba, ur.1901 r. (MO), Wilczek Kazimierz, syn Jana, ur. 1902 r. (MO), Kuźmiński Franciszek, (ORMO), Sztockinger Wilhelm, (ORMO), NN, 13 – 32. NN osoby cywilne – mieszkańcy Wojtkowej – zamordowani przez UPA. Bandzie UPA nie udało się zdobyć posterunku, napastnicy zostali zmuszeni do wycofania się.” (Siekierka..., s. 144 – 145, lwowskie). W korespondencji listowej ze mną pan Tadeusz Markowicz stwierdził, że napad UPA na posterunek MO w Wojtkowej był jeden, 29 września 1945 roku. W trakcie tego napadu zginęło 4 milicjantów. Podał także, że upowcy wywieźli furmanką w kierunku na Turze (przysiółek Wojtkowej) kierownika szkoły pana Lachowicza, który już nie wrócił (list w archiwum autora).
Po tej publikacji napisała do mnie Pani Monika Zapałowska. „W dniu 2021-04-09 10:44:10 użytkownik Monika Zapałowska <Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.> napisał: Jestem prawnuczką Jana Lichowskiego, który był dyrektorem Szkoły w Wojtkowej. Jeżeli jest Pan zainteresowany informacjami o jego śmierci proszę o wiadomość zwrotną.”
Byłem zainteresowany, więc otrzymałem informacje. Pani Monika Zapałowska pisze: „Jan Lichowski był dyrektorem szkoły w Wojtkowej. Wraz ze swoją rodziną mieszkał w budynku szkolnym. Z opowieści mojej babci dowiedziałam się, że pewnej nocy (zapewne w maju lub w czerwcu) został przez otwarte okno wrzucony do ich mieszkania granat, który cudem nie wybuchł. Wtedy też Jan zdecydował się zawieźć rodzinę (żonę i dwoje małych dzieci) na furmance do Przemyśla, a sam wrócił rozdać świadectwa szkolne swoim uczniom. Właśnie wtedy Jan został uprowadzony, torturowany, a jego ciała nigdy nie odnaleziono. Dalsze losy zostały opisane przez świadków (tekst w załączniku). Jest to opis jednego z mieszkańców. W nowym budynku szkoły w Wojtkowej jest tablica ku jego pamięci. Był również reportaż lub film dokumentalny, gdzie moja babcia opowiadała o tragicznej śmierci swojego taty, ale niestety nie pamiętam tytułu.”
Pani Monika Zapałowska podała także dodatkowe informacje: „29 VI 1944 r. w Wojtkowej oddział UPA uprowadził a następnie zamordował kierownika miejscowej szkoły Jana Lichowskiego. Przed zabiciem Lichowski był brutalnie torturowany (relacja córki zamordowanego, Lidii Ogonowskiej).Według źródła 24 VI 1944 r. o godz. 14.00 po południu przyjechała do szkoły w Wojtkowej parokonna furmanka z 4-ma uzbrojonymi, zamaskowanymi banderowcami. Przyjechali po kierownika szkoły Lichowskiego. Gdy weszli do szkoły kierownik upadł na kolana błagając o darowanie mu życia (opowiadali o tym jego uczniowie, którzy tą scenę widzieli). Nie pomogły prośby. Zmuszono go do wejścia na furmankę i wywieziono w nieznane. Nikt nie wiedział co się z nim stało. Po 3 dniach jechały z Wojtkowej 2 kobiety z synami, uczniami 7 klasy przez wieś Griąziowa, do miasta po zakupy letnich ubrań. Jadąc przez duże lasy w Grąziowej zostały zatrzymane przez nieznanych osobników, koło leśniczówki. Zawołano owych 2 chłopców (obydwaj byli Polacy) zaprowadzono ich do leśniczówki. Przestraszone kobiety zostały na furmance. W leśniczówce pokazali banderowcy w jednym pokoju zmasakrowane, drgające jeszcze i krwią zalane ciało człowieka leżące na ziemi. Pokazując tym chłopcom rzekli „smatrity na to je wasz nauczyciel” popatrzcie to jest wasz nauczyciel, „z wami to samo bude”. Przerażeni chłopcy wybiegli, wrócili do swoich matek, które już nie pojechały dalej, lecz czym prędzej wracały do domu. Ci chłopcy tak bardzo to przeżyli, gdyż kochali swego nauczyciela, że nie mogli jeść, spać a jeden z nich ciężko się pochorował na rozstrój nerwów i leżał kilka tygodni. Byłyśmy kilkakrotnie wzywane do tego chorego chłopca, by mu udzielić pomocy. Tak więc na całym terenie pracowała jeszcze tylko 1 nasza szkoła”. (AKGS, F I c 15/3. Pamiętnik z okresu II wojny światowej od 139 – 1945 s. Marii Janiny Kachniarz, Nowa Jastrząbka 1951 r., s. 102 – 104.)
W ten sposób uzupełniona została informacja na temat mordu kierownika szkoły we wsi Wojtkowa. Janie Lichowskim. By on torturowany prawdopodobnie przez trzy dni i skonał 27 lub 28 czerwca 1944 roku.
Mord jest udokumentowany i rzecz dziwna, ale nie ma o nim informacji ani u Grzegorza Motyki w książce „Tak było w Bieszczadach” (Warszawa 1999) ani u Jarosława Syrnyka w książce „Trójkąt bieszczadzki. Tysiąc dni i tysiąc nocy anarchii w powiecie leskim (1944-1947)”, Rzeszów 2018. A obaj bazowali na materiałach archiwalnych jako pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej. Nie dotarli do nich, czy je pominęli? Ile jest jeszcze takich nie ujawnionych faktów? Potwierdza to konieczność powołania Muzeum Kresów Polskich, ale pod warunkiem, że zostaną w nim zgromadzone wszystkie dokumenty archiwalne, włącznie z pełną dokumentacją przeprowadzonych śledztw, oraz, że będą systematycznie publikowane także w formie elektronicznej. Chodzi nie tylko o dotychczas nie odkryte i nie ujawnione dokumenty. Istotny problem polega na tym, że te dokumenty od wielu lat znikają, giną.
Stanisław Żurek