Logo

Przemoc i chaos Syrnyka w powiecie sanockim i okolicach cz2.

Jarosław Syrnyk:  Przemoc i chaos. Powiat sanocki i okolice: sierpień 1944 – lipiec 1947. Analiza antropologiczno-historyczna  IPN 2020

W kolejnej części książki zatytułowanej „Chronologia przemocy” obejmującej okres między sierpniem 1944 a lutym 1945 roku J. Syrnyk opisuje pobór Ukraińców do Armii Czerwonej. Korzysta głównie z dokumentów i relacji ukraińskich. Wynika z nich, że około połowy ukraińskich rekrutów zdołało następnie uciec zasilając szeregi UPA. Nie omieszkał także zacytować relacji Ukraińca znajdującej się w książce ukraińskiego historyka M. Siwickiego: „Polacy robili […] obławy i wysyłali złapanych na front. Podczas trzeciej obławy zastrzelili Josyfa Krajnyka. Miał wówczas 45 lat. Niebawem ten sam los spotkał jego 35-letniego brata Mykołę.” Jacy to „Polacy” mogli w tym czasie posiadać broń, za co groził areszt lub natychmiastowe rozstrzelanie przez Sowietów? Mogła ją mieć milicja, ale ona dopiero organizowała się. Jest oczywiste, że nie uczestniczyło w tym polskie podziemie, wówczas zresztą bardzo słabe i nie współpracujące z Sowietami. Niewątpliwie jest to więc kolejny przykład na „historiografię science fiction”. Autor nie podaje nawet nazwy miejscowości, gdzie rzekomo miało to miejsce.

Na s. 276 Syrnyk pisze: „Wiele danych o kryminalnej stronie działalności części milicjantów dostarczają wspomnienia dawnych ukraińskich mieszkańców powiatu sanockiego”. Wcześniejszej działalności ukraińskich policjantów prof. Syrnyk nie zauważył. W sierpniu 1944 r. faktycznie posterunków policji ukraińskiej na terenie powiatu sanockiego już nie było, ale większość policjantów pozostała, tylko część z nich uciekła razem z Niemcami. To głównie oni tworzyli sotnie UPA, w tym obejmując w nich dowództwo, np. „Ren”, „Bir”, „Burłaka”. Ponieważ „wiele danych o kryminalnej stronie działalności policjantów ukraińskich  dostarczają wspomnienia polskich mieszkańców powiatu sanockiego”, dlatego ten okres prof. Syrnyk pominął. A mógłby na podstawie wspomnień dawnych ukraińskich mieszkańców powiatu sanockiego udowadniać, że zapewniała ona ład i porządek, dlatego dopiero po jej ucieczce zapanowały „przemoc i chaos”. 

A zaczęło się od Mrzygłodu, gdzie Polakom „dostało się od Rosjan i dwa razy od Niemców”, w wyniku czego „wieś zubożała i zaczęła spod oka patrzeć na sąsiadów, a sąsiadami byli Ukraińcy”, czyli im nic nie „dostało się” ani od Rosjan ani od Niemców. Skończyło się na tym, że na wiosnę 1945 roku dojeżdżającemu rowerem ukraińskiemu nauczycielowi psuli rower i „w końcu pobili”. (s. 276)

 Na s. 277 Syrnyk opisuje działania komendanta posterunku MO w Borownicy, ps. „Ślepy”, pochodzącego z Wołynia. Borownica nie leży w powiecie sanockim, ale za to „leży” w historiografii Syrnyka. Dlatego także zajął się jej „weryfikacją”, korzystając z pomocy W. Wjatrowycza, G. Motyki, J. Pisulińskiego oraz Ukraińca pochodzącego ze wsi Ulucz, Stefana Czubieniaka. W przypisie znajdującym się na tejże stronie cytuje Czebieniaka: „Pod koniec 1944 komendantem posterunku dla Borownicy był Jan Kotwicki. […] Wziął sobie za żonę Ukrainkę, być może nawet z Jawornika Ruskiego. Tenże komendant miejscowego posterunku MO Jan Kotwicki uzbroił mieszkańców Borownicy od dziadka po kołyskę.” Dalej pisze on, że uzbrojeni Borowniczanie „jeździli furmankami z karabinami maszynowymi po ukraińskich wsiach i grabili, co się tylko dało i zabijali kogo chcieli. We wsi Poruby ścięli jednemu Ukraińcowi głowę siekierą na pniu za to, że jego syn był w UPA, chociaż UPA jeszcze w tym czasie nie było. Była tylko żandarmeria. Prawie wszyscy mieszkańcy Borownicy znali język ukraiński i żenili się z Ukrainkami”.   

Istny horror! Uzbrojone niemowlęta w kołyskach grabiły i zabijały Ukraińców jeżdżąc po ich wsiach, a do tego ich matkami były Ukrainki. Syrnyk w ten sposób chyba chciał ośmieszyć relacje podawane w źródłach ukraińskich?

Bronisław Zielecki  w książce „Moje życie czyli Historia Polaka z Ulucza” (Warszawa 2014 r.) pisze: 

„Za dowód o zgodnym współżyciu mieszkańców Ulucza może świadczyć przykład rodziny Zieleckich. Mój pradziadek Adolf Zielecki ożenił się w Uluczu z Rusinką Marią Sawczak. Jego wnuk Józef, mój ojciec, pojął za żonę Rusinkę Pelagię Gulaczek. Dwóch przyrodnich braci mojego ojca Piotr i Stanisław ożenili się w Uluczu również z Rusinkami. Siostra mojej mamy Katarzyna (Rusinka) wyszła za mąż za Polaka, Polańskiego. Tak więc, dwie siostry (Rusinki) wyszły za mąż za Polaków. Takie mieszane małżeństwa w Uluczu były powszechne. Często takie rodziny obchodziły podwójne święta Wielkanocne i Bożego Narodzenia. Różniące się nieco religie małżonków nie stanowiły przeszkody w ich pożyciu rodzinnym. /.../ Mama pochodziła z rodziny ruskiej i była wyznania grekokatolickiego. Jej ojciec, a mój drugi dziadek, Grzegorz Gulaczek zmarł w 1916 roku. Matka mojej mamy Maria, druga moja babcia, zmarła w 1937 roku. Babcia Gulaczek miała pięć córek: Marcelę, Katarzynę, Hanię, moją mamę Pelagię oraz Zosię. Hania, pierwsza narzeczona mojego ojca, wyjechała, w 1913 roku, do Ameryki i tam pozostała. Marcela, mając 16 i pół roku, wyszła za mąż za mieszkańca Ulucza, Szlachtycza. Z Katarzyną ożenił się Polański (Polak). W chwili ślubu Kasia miała także 16 i pół roku. Zosia wyszła za mąż za wdowca Dziubę. Wszystkie siostry mamy (oczywiście za wyjątkiem Hani) mieszkały w Uluczu. Przykład związków małżeńskich w rodzinie mojej mamy, gdzie dwie siostry wyszły za mąż za Polaków, świadczy o tym, że w owym czasie nie było konfliktów na tle narodowościowym. Mieszane małżeństwa w Uluczu były w tym czasie powszechne. Był zwyczaj, że w małżeństwach, w których ojcem był Polak a matką Rusinka, ich synowie byli chrzczeni w kościele, a córki w cerkwi. W przypadku gdy ojcem był Rusin a matką Polka było odwrotnie. Ten sam zwyczaj dotyczył uczęszczania dzieci na lekcje religii w szkole. Zgodnie z tym zwyczajem, mój najstarszy brat Władek był ochrzczony w kościele rzymskokatolickim w Borownicy, a siostra Paulina w cerkwi grekokatolickiej w Uluczu. W 1926 roku moja matka, nie chcąc mieć mieszanych dzieci, przeszła na wyznanie rzymskokatolickie. Swoją metrykę urodzenia oraz córki Pauliny przeniosła z cerkwi w Uluczu do kościoła w Borownicy. Pozostałe moje rodzeństwo było chrzczone w kościele. Pragnę tu podkreślić, że nikt mojej mamy do tego posunięcia nie namawiał.”

Tej książki prof. Syrnyk nie zauważył, ale zdołał wypatrzeć banderowskiego kłamcę Stefana Czubieniaka. Zielecki pisze dalej:  „Po przejściu wojsk niemieckich władzę w Uluczu przejęła uzbrojona milicja ukraińska. Na kancelarii wiejskiej wywieszono dużych rozmiarów dwie flagi niemiecką i ukraińską. Stefan Czebieniak na stronie internetowej pisze: Później była taka pustka Niemcy poszli na wschód, a tu nikogo, żadnej władzy. No i 18 września przyszli sowieci. Pisze on dalej, że władzę w Uluczu sprawował selsowiet (Mich Ukrainiec, Bachorski Polak i Chaschiel Żyd). W takiej krótkiej relacji mamy cztery kłamstwa. Po pierwsze, w Uluczu była władza ukraińska, po drugie, sowieci przyszli do Ulucza nie 18 września a 10 października, po trzecie Mich był Polakiem i po czwarte, w Uluczu nie powstał selsowiet lecz selrada. Parę wersów dalej Czebieniak pisze, że Mich i Chaschiel byli aresztowani przez Niemca. Nieprawda, aresztowania dokonała policja ukraińska. Władzą cieszyli się Ukraińcy w Uluczu do 10 października. W tym dniu przybył do Ulucza sowiecki zwiad na koniach. W nocy zostały zdjęte z kancelarii obie flagi niemiecka i ukraińska a ukraińska milicja rozbrojona. Po zwiadzie konnym przybyła do Ulucza piechota i kawaleria sowiecka, a z nimi NKWD.  /.../ Stefan Czebieniak podaje w internecie, że Ulucz umierał trzy razy. Pierwszy raz, gdy przyszli sowieci w 1939 roku, drugi raz, gdy w 1941 roku przyszli Niemcy i trzecie umieranie zaczęło się znów, gdy do Ulucza w 1944 roku przyszli Moskale. W tym opisie brak jest jakiejkolwiek logiki. Przecież obu okupantów Ulucz witał kwiatami i oklaskami, jako wyzwolicieli od znienawidzonej Polski. Tu jednak Stefan Czebieniak okresu przedwojennej Polski nie wymienia jako okres umierania Ulucza. W tym okresie Czebieniakom dobrze się żyło, mieli młyn a później pobudowali tartak, który przynosił niezłe dochody. Mój ojciec korzystał zarówno z młyna, jak i z tartaku Michała Czebieniaka (z przydomkiem Kiszczanyn)”. /.../ Noc z czwartego na piątego kwietnia 1945 r. ja nazywam nocą długich noży, porównując ją do wydarzeń w Niemczech w roku 1933. W tę właśnie noc bandyci UPA postanowili zlikwidować w Uluczu wszystkich Polaków płci męskiej. Swą zbrodniczą działalność rozpoczęli od strony Gruszówki. Uprowadzili w tę noc kolejno: ojca i syna Krowiaków z Dołu, ojca i syna Kłopotowskich, Władysława Polańskiego rodzonego brata matki Stefana Czebieniaka, Wasyla Polańskiego o przydomku Polak z Krajników i dwóch Polańskich z Mohylic. Swą zbrodniczą działalność uprowadzania Polaków z Ulucza zakończyli banderowcy na moim przyrodnim stryju Stanisławie Pilipie z Krajników. Stryj w porę zdołał uciec z domu przez okno. Banderowcy zabrali mu tylko konia. Uprowadzonych Polaków ukraińscy bandyci zamordowali w lesie na Krajnikach. Miejsce ich pochówku jest do tej pory nieznane. Dalszych uprowadzeń banderowcy zaniechali gdyż nastał ranek. W tym okresie jeszcze ukraińscy bandyci nie dokonywali uprowadzeń w dzień. Tak więc Zieleccy, Zygmunt Jasiński, Piotr Pilip i Józef Krowiak mieszkańcy końcowej części Krajników zostali ocaleni. Reszta ocalałych Polaków z Ulucza, w dniu 5 kwietnia 1945 r. w panice opuściła Ulucz. 20 kwietnia, równocześnie z napadem UPA na Borownicę, ukraińscy bandyci wymordowali wszystkie polskie rodziny w przysiółkach Ulucza Czerteżu i Pasiekach w sumie 18 osób. W maju została w nocy uprowadzona Emilia Wiśniowska (Polka) wraz z córką i synem, której mąż (Ukrainiec) przebywał w tym czasie na przymusowych robotach w Niemczech. Czym naraziła się Ukraińcom, tego nikt nie wie. Tych troje skazańców prowadzono ścieżką przez Krajniki do lasu. Mieszkańcy Krajników słyszeli głośny lament Emilii Wiśniowskiej. Płacz ten musiał również słyszeć Wasyl Czarniecki. Jego dom był na trasie ścieżki, którą prowadzono na śmierć tych troje nieszczęśników. Jednak w obszernych relacjach na stronach internetowych o Uluczu nic o tym nie wspomina. Nie wspomina też nic o dziesięcioletniej dziewczynce, córce Polki Wiktorii Urban, którą kobiety uluckie zasiekały motykami na polach Ulucza. W czerwcu 1945 r. powiesili Uluczanie Polkę, Marię Michaliczko o przydomku Kominiarka i jej dwie małe córeczki. Kilka dni później, w przysiółku dobrzańskim Za lasem, tuż obok Ulucza została powieszona Wanda Krowiak (Polka). /.../ W dniu 20 kwietnia 1945 r., napadły i spaliły polską wieś Borownicę oraz zamordowały 63 osoby. Miejscowa milicja złożona z 24 mężczyzn pod dowództwem plut. Jana Kotwickiego obroniła tylko część wioski w rejonie kościoła i plebanii. Plut. Jan Kotwicki, żołnierz Pierwszej Armii Wojska Polskiego, po utracie jednego oka w walkach z Niemcami pod Dęblinem, został przez władze polskie w Przemyślu skierowany, jesienią 1944 r. do zorganizowania posterunku milicji w Borownicy. Po spaleniu wsi plut. Kotwicki objął dowództwo samoobrony w Birczy. W czasie napadu całego kurenia w dniu 7 stycznia 1946 r. na Birczę, dzielny dowódca samoobrony wraz z pododdziałem WP rozgromili napastników. Poległo dość dużo banderowców wraz z dowódcą kurenia Konykiem.

Po objęciu władzy w Polsce przez rząd solidarnościowy zezwolono na ekshumację ciał bandytów UPA poległych pod Birczą i ponowny ich pochówek z udziałem kilku księży grekokatolickich. Tej poniesionej przez UPA klęski pod Birczą nie mogą przeboleć, gloryfikujący banderowców, Stefan Czebieniak i Wasyl Czarnecki. Na stronach internetowych pastwią się szczególnie nad plut. Janem Kotwickim. Stefan Czebieniak pisze: Moskale nie zakładali sielsowieta. Nie dociekali, jakim sposobem młynarz Czebieniak ozdrowiał. Tylko zostawili w polskiej wsi Borownicy faceta nazwiskiem Jan Kotwicki, który praktycznie był bandytą, gdzieś tam przeszkolony przez NKWD, a w Birczy płk Kotwicki zorganizował oddział samoobrony, żeby bronić, jak i Moskale, okoliczne wsie przed bandami UPA. O UPA nikt u nas nie miał pojęcia. A jak nastała władza ludowa. I znowu piekło. Ta samoobrona np. przyszła na Święto Jordana (święcenie wody) 19 stycznia 1945 r. do wsi Połukoma i wyrżnęła w pień 360 ludzi. Faktycznie wieś nazywała się Pawłokoma, a napad na nią miał miejsce 3 marca 1945 r. Do dnia dzisiejszego nie ustalono ilu ludzi tam zginęło, ale na pewno nie 360. Kim był plut. Jan Kotwicki już wspomniałem, ale Czebieniak awansował go do stopnia pułkownika. Ileż trzeba mieć cynizmu i hipokryzji, żeby napisać, że w Uluczu nikt nie miał pojęcia o istnieniu UPA? Cała struktura władzy UPA mieściła się w Uluczu. Tu w krajnickich lasach pobudowano szereg bunkrów, na które użyto materiały budowlane z rozebranego dworu i należących do niego budynków gospodarczych. Ojciec Wasyla Czarneckiego jako fachowiec budowlany był kierownikiem tej budowy. Na czym miała polegać władza ludowa w Uluczu w latach 1944-1947 nic nie mówi Stefan Czebieniak. Żadnej władzy Polski Ludowej w Uluczu w tym czasie nie było! Dwóch kolejnych sołtysów Ulucza bandyci UPA zamordowali. To oni decydowali w tym okresie o życiu i śmierci uluczańskich Polaków. Cała władza w Uluczu była w rękach UPA. Nawet za morderstwa dwóch urzędników państwowych (sołtysów) władza ludowa nie mogła przeprowadzić żadnych dochodzeń, bo nad Uluczem władzy nie miała.

Pacyfikacji Pawłokomy dokonali partyzanci polscy pod dowództwem porucznika Józefa Bissa (ps. Wacław ), działający w rejonie Dynowa. Był to prawdopodobnie odwet za uprowadzenie i zamordowanie jedenastu Polaków przez Ukraińców z Pawłokomy w styczniu 1945 r., a także za wymordowanie Polaków we wsiach Jabłonicy, Wołodzi i Gruszówce. Naoczny świadek morderstw w tych wioskach, Szulc, zeznał, że Polacy z tych wsi zostali utopieni w Sanie. Wcześniej każdemu z nich, także jemu, obcięto ręce. Mimo takiego okaleczenia chłopak ten dotarł do wsi polskiej Temeszowa, gdzie po wyleczeniu zamieszkał. W obcinaniu rąk i topieniu Polaków brali udział także mieszkańcy Pawłokomy.”

Na s. 278 Syrnyk stwierdza: „Nawet Grzegorz Motyka zauważył przed laty, że „na ziemiach dzisiejszej Polski  w konflikcie polsko-ukraińskim jako pierwsi uderzyli Polacy”, łącząc to z napływem uciekinierów z Wołynia, których pojawienie się, a raczej przyniesione przez nich relacje spowodowały „eksplozję nienawiści do Ukraińców” . Powołał się na książkę Motyki 'Tak było w Bieszczadach”, strona 147.  Motyka pisze: „Na ziemiach dzisiejszej Polski w konflikcie polsko-ukraińskim jako pierwsi uderzyli Polacy. Już od początku 1943 r. likwidowali oni co ważniejszych przedstawicieli ukraińskiej społeczności pod prawdziwym lub wyimaginowanym zarzutem współpracy z Niemcami”. Przykładów „wyimaginowanych” zarzutów nie podaje, ale Syrnykowi wystarcza zacytowanie jednego zdania. Było to wykonywanie wyroków sądów polskiego państwa podziemnego wydawanych na agentów Gestapo oraz innych kolaborantów niemieckiego okupanta, dotknął też większą liczbę Polaków niż Ukraińców. Dotyczy to terenów Zamojszczyzny, a nie powiatu sanockiego. Polacy więc niczego „nie zaczynali”, a kontynuowali samoobronę. W Warszawie 1 sierpnia 1944 roku Polacy też „zaczęli pierwsi”? 

W podrozdziale „Podziemie ukraińskie” Syrnyk na s. 279 podaje: „Oddziały UPA zaczęły się formować na terenie powiatu sanockiego, a ściślej w rejonie Czystogarbu i Wisłoka Wielkiego już w lipcu 1944 r. Dowództwo jednego z nich objął Mychajło Guszlak „Jewhen”, drugiego Wasyl Szyszkanyneć ps. „Bir”, były komendant Ukrainische Hilfspolizei w Komańczy. W tym samym czasie na północnym wschodzie powiatu pojawiła się na krótko sotnia „Łysa”, która na początku sierpnia przemieszczała się z Jamny Górnej m.in. przez Tyrawę Wołoską w rejon Turzańska i Prełuków. Później jednak, w związku z przechodzeniem frontu, wszystkie oddziały UPA skierowały się w wyższe partie górskie, m.in. na granicy powiatów leskiego i turczańskiego”.            

  1. Syrnyk nie pisze, że był to krwawy szlak, zaznaczony licznymi zbrodniami popełnionym na ludności polskiej. W lipcu 1944 roku tylko w Bieszczadach z rąk OUN-UPA poniosło śmierć ponad 200 Polaków. W większości w powiecie leskim. W sierpniu 1944 na tym terenie było już ponad 300 polskich ofiar, większość podczas przemieszczania się oddziałów UPA na wschód, w celu uchronienia się przed walkami zbliżającego się frontu niemiecko-sowieckiego. Wtedy też doszło do rzezi polskiej ludności cywilnej na trasie cofających się na wschód sotni. W tym największej na 74 uciekinierach za Sanu zgromadzonych wokół leśniczówki Brenzberg koło Mucznego. W sierpniu 1944 roku wymordowani zostali polscy mieszkańcy kilkudziesięciu wsi, głównie w powiecie Turka, m. in: we wsi Łokieć – 20 osób, w wsi Czarna – 20 osób, we wsi Dźwiniacz Górny – 15 osób, we wsi Dydiowa – 20 osób, we wsi Tarnawa Wyżna – 10 osób, we wsi Beniowa 10 osób, we wsi  Łokieć – 20 osób, we wsi Moczary – 10 osób, we wsi Ustianowa – 10 osób,  we wsi Smolnik nad Sanem - 10 Polaków, we wsi Sokoliki Górskie  - około 30 Polaków, kilka rodzin oraz we dworze Stroińskich. Gospodarstwa polskie zostały obrabowane i spalone, wsie zniknęły z powierzchni ziemi, a część z nich obecnie porasta las.

 „W Tarnawie Niżnej był leśniczym Hryniak, starorusin, ożeniony z Polką, która była nauczycielką w miejscowej szkole,. W stosunku do Polaków był lojalnym i sam się czuł Polakiem. Został za to zamordowany razem z żoną i dziećmi. Wszystkich wrzucono do studni (inf. W. Konstantynowicz).” (Zbigniew Rygiel: Jedynie kilka przykładów; w: Gazeta Bieszczadzka nr 16/2000).

We wsi Tarnawa Wyżna pow. Turka zamordowała 10 Polaków, w tym 5 osób z rodziny Alojzego Wiluszyńskiego: „W następną noc nad ranem (czyli już 17-go 1944) po kryjomu wróciłem do domu. Musiałem zachowywać jak największa ostrożność, gdyż ludzie wiedzieli o mojej działalności, no i byłem Polakiem. Widok jaki zastałem budził grozę. Po całej mojej rodzinie pozostały tylko plamy krwi, a dom splądrowano i obrabowano. Ciał najbliższych wywiezionych do pobliskich wąwozów, nigdy już nie odnalazłem. Z mojej rodziny zginęli rodzice Michał i Emilia, siostra Ewa, siostra Stefania i jej mąż Jan Kochaniec. Tego bestialskiego  mordu dokonała bojówka pod dowództwem Iwana Szweda (nadterminowy kapral Wojska Polskiego narodowości ukraińskiej zam. Tarnawa Niżna), Współwinny zbrodni był pop grekokatolicki Iwan Iwanio parafia Tarnawa Wyżna. Pop gwarantował mojej rodzinie bezpieczeństwo (jego syn Josef absolwent Politechniki Lwowskiej był w kierownictwie sztabu UPA). Pop w ten sposób uśpił naszą czujność i wystawił moją rodzinę na śmierć. Nadmieniam, że Iwan Szwed przy pomocy policji ukraińskiej dokonał likwidacji ludności żydowskiej w potoku wąwozie Roztoki – Borsuczyny”(Alojzy Wiluszyński, Warszawa 2009.” (Antoni Derwich; w: Żurek, s. 239).

Tadeusz  A. Olszański w przewodniku Bieszczady (Pruszków 2000) podaje: „W połowie sierpnia miały miejsce napady upowców na szereg wsi wschodniej części Bieszczadów, jak  Smolnik, Zatwarnica, Tworylczyk, Sokoliki Górskie, Beniowa, a także na Lutowiska  (17 sierpnia), gdzie  dzięki silnej  samoobronie udało się uniknąć rzezi. W napadach tych ginęło po kilka do kilkunastu osób.”

W sierpniu we wsi Krywe koło Tworylnego „zostali zamordowani przez bojówkarzy SB-OUN za ukrywanie Polaków miejscowi Ukraińcy. Byli to: Grzegorz i Anna Miśko oraz matka Grzegorza. Razem z nimi bojówkarze SB-OUN zamordowali 10 Polaków. Pozostali Polacy, mieszkańcy wsi, ostrzeżeni przez swych sąsiadów, zdołali przy ich pomocy ukryć się i uciec do innych miejscowości”. (Siekierka, s. 389). Wśród  zamordowanych 10 Polaków, były 3 siostry Podolińskie za to, że ich brat dostarczył oddziałowi Kunickiego chleb i mleko.

W roku 1944 we wsi Brzegi k. Ustrzyk, latem tegoż roku wymordowano całą rodzinę Kijowskich. Rodzina składała się z rodziców i sześciorga dzieci. Pamiętam, że było to z soboty na niedzielę”. Następnie dokumentuje jeszcze zamordowanie pracownika leśnictwa Antoniego Polańskiego z Bandrowa Narodowego pow. Turka „przez banderowców UPA, rezunów. Był to rok 1944.” (Emil Pietrzkiewicz; w: Bieszczad, nr 6 z 1999 r.) We wsi Sianki pow. Turka:Mojego dziadka i babcię ukraińcy zatłukli siekierami w bieszczadzkich Siankach. Co roku jeżdżę tam na groby. Stary cmentarzyk zarosły trawą i spalona cerkiew”. (Swojak: 18 sierpień 2016; w:  http://forum.nowiny24.pl/ukrainscy-sprawiedliwi-ukraincy-ktorzy-ratowali-polakow-przed-mordercami-z-oun-upa-t99813/page- ).  

Ze zrozumiałych względów zapamiętane zostały mordy dokonane na leśnikach i ich rodzinach  oraz  na właścicielach większych majątków ziemskich. Najmniej znane są ofiary spośród polskiej ludności chłopskiej. Zamieszkiwała ona pojedynczymi rodzinami, bądź w niewielkich skupiskach, w wioskach ukraińskich. Często były to rodziny mieszane (np. Hryniaków). Zniknięcia jednej, czy nawet kilku rodzin polskich chłopów w jakiejś wsi bieszczadzkiej w okresie marzec – grudzień 1944 roku nie miał kto zarejestrować w swojej pamięci. Przesiedlenia rozsiały świadków po całym terytorium Polski oraz ówczesnego ZSRR  Nie leżało to także w interesie sąsiadów - Ukraińców, najczęściej będących winnymi bądź współwinnymi zbrodni. Nawet posiadane informacje bywają fragmentaryczne i ogólne.  

Napady UPA na ludność polską w Bieszczadach (część powiatów Lesko, Sanok i Turka), nabierały intensywności od marca 1944 roku, natomiast ich apogeum nastąpiło w miesiącach lipiec i sierpień 1944 r. Nie ma w tych liczbach strat ludności polskiej z tego okresu z pozostałego terenu Podkarpacia (w tym z części powiatu sanockiego), oraz pozostałej części tzw. Zakerzońskiego Kraju. Nie ma także w tej liczbie polskich ofiar z terenów, które przywłaszczył Związek Sowiecki. Np. 29 sierpnia (prawosławne święto Wniebowzięcia NMP) we wsi Wysocko Wyżne pow. Turka podczas nocnego napadu upowcy zamordowali 30 Polaków, w większości kobiety i dzieci, poranione i spalone żywcem w swoich domach.

A na terenie okupowanym jeszcze przez Niemców nadal kolaborowała z nimi policja ukraińska popełniając zbrodnie na Polakach. 29 sierpnia 1944 r. w powiatowym mieście Jasło policjanci ukraińscy razem z Niemcami rozstrzelali w więzieniu 17 Polaków  aresztowanych 24 sierpnia we wsi  Żmigród Nowy pow. Jasło, natomiast we wsi Żmigród Stary pow. Jasło policjanci ukraińscy razem z Niemcami zamordowali 6 Polaków.

9 września 1944 r. PKWN i Ukraińska SRR podpisały umowę o wzajemnej wymianie ludności. Ukraińska zamieszkała w Polsce miała wyjechać do ZSRR, natomiast polska i żydowska zamieszkała na terenach USRR -  do „Polski Lubelskiej”. Przesiedlenie miało być dobrowolne. Granica nie była jeszcze dokładnie uzgodniona. Stanowić ją miała tzw. linia Curzona, czyli w praktyce jej przebieg wynikał z układu Ribbentrop – Mołotow. Przywracano więc granicę istniejącą od 28 października 1939 r. do 22 czerwca 1941 r. pomiędzy III Rzeszą a  ZSRR, z korektą na wschód od Leska, pozostawiając Polsce Przemyśl. O uzgodnieniach „wielkiej trójki” w Teheranie dokonanych w grudniu 1943 roku nie wiedział nie tylko ogół Polaków, ale nawet prezydent i premier Rządu Polskiego w Londynie. Polacy mieszkający na Kresach (w tym w Wilnie i Lwowie) łudzili się jeszcze licząc na sprzymierzonych aliantów, zwłaszcza na USA. Prawdziwa „linia Curzona” zostawiała Lwów po polskiej stronie, ale sfałszował jej przebieg i taką wersję przekazał bolszewikom w 1920 roku sir Lewis Namier Bernstein (Żyd z Galicji, nazywający się wcześniej Ludwik Bernstajn-Znamierowski), doradca brytyjskiego premiera George’a Lloyda. Depesza brytyjska do Sowietów nie zawierała linii demarkacyjnej ustalonej na konferencji alianckiej 10 lipca 1920 roku w belgijskim mieście w Spa i podpisanej przez premiera Polski, Władysława Grabskiego. Na jej fałszywej wersji swoje żądania oparł Józef Stalin. Nie jest to więc „linia Curzona”, ale „linia Bernsteina”. Wynika stąd , że nazywanie przez banderowców ziem położonych na zachód od tej linii jest także fałszywe i powinni oni je określać jako „Zabernsteinia”, a nie „Zakurzonia” , oraz „Zabernsteiński Kraj”, a nie „Zakurzoński Kraj”.

We wsi Obarzym pow. Brzozów zamordowali 3 chłopców polskich.  „W listopadzie 1944 r. banderowcy zamordowali w Obarzymie Sylwestra Kocana, niejakiego Różańskiego i Zdzisława Rybczaka, w Witryłowie zaś Jana Pelczarskiego i Antoniego Przystasza”. (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula [Uniwersytet Rzeszowski] NAD BŁĘKITNYM SANEM I... NAD SYNYM SJANOM. I TAK TEŻ BYŁO W RELACJACH POLSKO-UKRAIŃSKICH DO 1947 R. Za:  ref_15_XBS_Nad Błękitnym Sanem i ... Nad Synym Sjanom. I …; www.pogorzedynowskie.pl

Nie tylko wymienionych wyżej zbrodni z sierpnia i listopada 1944 roku prof. Syrnyk nie zauważył, ale także tej z 18 września, kiedy to we wsi Maniów pow. Sanok banderowcy zamordowali 8 Polaków. „W dniu 18 września 1944r. pomiędzy godziną 11 a 13 z rejonu Krąglicy udałem się do domu Babci w Maniowie by przynieść bieliznę dla zmiany, papierosy i coś do jedzenia. Wszedłem do domu, była cisza, nie było słychać żadnych głosów. Zaglądnąłem do kuchni, w której zobaczyłem siostrę Stefę strugającą kartofle i kołyszącą leżącą w kołysce 9-miesięczną kuzynkę Gienię. Miałem jakieś przeczucie, czułem się jakby powiązany. Pomyślałem, że może dlatego, że od dłuższego czasu przebywałem na łonie natury, w szałasach. Na zapytanie o coś do zjedzenia siostra oświadczyła, że wszystko jest pochowane, bo w nocy nieznani osobnicy zabierają jedzenie, odzież, bieliznę. Kazała mi poczekać aż przyjdzie Mama z reszta rodziny od kopania kartofli. Mieli przyjść na obiad, ponieważ kartoflisko było tylko 500m od leśniczówki. Ja dalej czułem się nieswojo i z nerwów dostałem bólów żołądka. Udałem się za budynek gospodarczy, gdzie był ustęp. Gdy wyszedłem z ustępu wzrok mój padł na leszczyny rosnące nad brzegiem skarpy opadającej do Balniczki, która wpada do Osławy. Na leszczynie było sporo orzechów laskowych, więc postanowiłem trochę narwać. Po paru minutach posłyszałem głosy, rozchyliłem gałęzie, by zobaczyć kto idzie. Zamarłem, bo po drugiej stronie rzeki szli upowcy z bronią, w różnym umundurowaniu z podwiniętymi rękawami. Szybko wycofałem się na podwórze koło studni i udawałem, że piję wodę z wiadra. Równocześnie drugi rząd upowców szedł drogą z Balnicy, a trzeci zatoczył ukosem z pod Kuczery pole, na którym Babcia z Mamą i dziećmi kopali ziemniaki. Podjąłem decyzję o ucieczce z powrotem do Kunickiego. Wybiegłem od studni w kierunku budki kolejowej, która stała w odległości 70 m nad torem. Dalej nie mogłem biec, bo teren był obstawiony upowcami. Zajęli nawet stanowiska z rkmami, tak jakby likwidowali duże zgrupowanie wojskowe. Stojąc za budką obserwowałem co się dzieje. Widziałem jak prowadzą z pola Babcię, Mamę i ciotkę z dziećmi. Wprowadzili ich do domu i wówczas rozległy się przeraźliwe krzyki. Byli mordowani nożami i maczugami, które nierzadko były poświęcone przez nacjonalistycznych duchownych greckokatolickich. Krzyk był tak duży, że omal nie zemdlałem. Chyba zrobiło to też wrażenie na upowcach, bo zaczęli strzelać w powietrze by zagłuszyć krzyki. Zaraz też zaczęli wynosić z domu trupy w skrwawionych płachtach i wrzucali do dołu po gnojówce. Mamę zmasakrowaną porozrzucano po ogrodzie. Do dołu wrzucono 9-miesięczną Gienię uderzoną tyko w głowę i zasypano ziemią. Warstwa ziemi była cienka tak, że w nocy rączkę wysunęła na wierzch i przeżyła do rana dnia następnego. Ja dalej obserwowałem poczynania bandytów z UPA, rabowali wszystko z domu. Mnie całe życie stanęło w oczach. I tak jak niektórzy mówią, że w obliczu śmierci przed oczyma, w jakimś tunelu, bardzo jasnym i kolorowym, przesuwa się całe życie w zupełnym odrętwieniu. /.../ Z czasem postanowiłem dostać się do Filipiaków, do młyna w Maniowie. Jednak wpierw udałem się w rejon Szczerbanówki, gdzie zostawiłem ubranie udając się do domu w Maniowie. Na miejscu nic nie znalazłem. Poszedłem miedzą osłoniętą tarninami w kierunku młyna w Maniowie. Po obserwacji stwierdziłem, że mogę wejść do budynku. Obcych osób nie było, a młyn był nieczynny, bo brakowało wody w jazie. W domu była gospodyni p. Filipiakowi i jej córka Helena. Cieszyły się bardzo i kazały mi siadać. W tym czasie przyszedł p. Filipiak, przywitaliśmy się. Pytał, gdzie spędziłem noc. Opowiedziałem jak było. Zapytał, czy to wszystko co mam na sobie składa się na ubranie?  Potwierdziłem. Wówczas wyszedł i przyniósł mi mundur słowacki oraz buty. Rozmawialiśmy o mordzie na mojej rodzinie. Pani Filipiakowa opowiadała, że na drugi dzień, pomimo zakazu UPA, ksiądz greckokatolicki i sołtys Dobrianski wymusili dokonanie pochówku. Filipiakowa opowiedziała, że zamordowanych pochowano w 3 skrzyniach, szczątki Mamy i siostry w jednej, Babci i cioci w drugiej, natomiast dzieci w trzeciej. Pochówku dokonano na cmentarzu greckokatolickim koło cerkwi w Maniowie. W pogrzebie uczestniczyło dość dużo miejscowych Łemków, którzy byli wstrząśnięci dokonanym przez UPA mordem. /.../ Lista zamordowanych 18.09.1944 r., Maniów, gm. Wola Michowa, powiat leski, woj. lwowskie: Stachura Magdalena lat 63; Wesołkin Agnieszka lat 39; Wesołkin Stefania lat 14:  Olszańska Anna lat 29; Olszańska Maria lat 8; Olszański Zbigniew lat 6; Olszański Zygmunt lat 4; Olszańska Genowefa 9 miesięcy.”  (Marian Wesołkin: Wspomnienia; w: Stanisław Żurek: UPA w Bieszczadach,wyd II. Wrocław 2010, s. 187 – 191).

Jest to oczywista kompromitacja „uetycznionej historiografii” pro. Syrnyka. Zapewne na tę zbrodnię nie natknął się w źródłach ukraińskich, a z polskich korzystał wybiórczo, gdy mógł je deprecjonować lub podważać.

Na s . 280 Syrnyk pisze: „Z pojawieniem  się oddziałów UPA łączy się kilka aktów przemocy, do których doszło na przełomie 1944 i 1945. 1 grudnia na terenie Woli Krecowskiej miało miejsce  zabójstwo sołtysa Mykoły Gbura i sekretarza gromady Stanisława Januszczaka. Powodów zabójstwa obu mężczyzn nie ustalono, ale na podstawie kilku przesłanek można ostrożnie przypisać je członkom ukraińskiego podziemia. Być może chciano w ten sposób zniechęcić miejscowa ludność do współpracy z polską władzą, a może chodziło o ostrzeżenie tych, którzy chcieli skorzystać z możliwości wyjazdy do ZSRR albo w jakikolwiek sposób uczestniczyli w organizacji przesiedlenia.” 

Syrnyk uruchamia więc swoją naukową „domniemanologię”, aby „zneutralizować” fakt dokonanego morderstwa. A może po prostu „źle im z oczu patrzyło” i nie spodobało się to komuś, o co, „z ostrożnością” można posądzać członków ukraińskiego podziemia, bo przecież oni takich pospolitych zbrodni nie dopuszczali się. Wina więc zapewne leży po stronie ofiar, jak zawsze w takich przypadkach. To, że OUN-UPA systematycznie zabijała sołtysów (także Ukraińców), nie świadczy przecież o złych intencjach ukraińskiego podziemia. Wręcz odwrotnie, ponosili oni karę za współpracę z polską władzą, choćby w ten sposób pomagali społeczności ukraińskiej w normalnej koegzystencji w nowej sytuacji politycznej. Ale nawet takie „uetycznienie historiografii” prof. Syrnykowi nie wystarcza.  Dlatego, w oparciu o źródła ukraińskie, sięga w przypisie po relację Julii Szyszko, która relacjonuje: „Obaj musieli chodzić do gminy Mrzygłód na sesje. Raz jeden przyszli z sesji, usiedli porozmawiać o sprawach i pisać, aż tu wpadają zamaskowani z bronią, obu kazali położyć się na podłodze i obu zabili.” Syrnyk pisze dalej: „Zabójstwo Januszczaka i Gbura stało się, według Szyszko pretekstem do szykan ze strony milicji wobec mieszkańców wsi. Ludzi zmuszono do „budzenia” zmarłych przez pocałunek, wiele osób poturbowano. Trudno stwierdzić, czy jest to ta sama osoba, którą autorka wymienia w innym miejscu wśród uprowadzonych osób.”

Ukrainka mogła twierdzić, że co prawda obu mężczyzn napastnicy zabili na miejscu, ale jeden z nich został uprowadzony (może uprowadzili trupa?), którego potem kazali „budzić” przez pocałunek, dlaczego jednak takie bzdurne relacje Syrnyk uwiarygodnia w swojej „uetycznionej historiografii”? 

Syrnyk nie wymienia wielu zbrodni popełnionych przez „członków ukraińskiego podziemia”. Kilka przykładów:

W nocy z 3 na 4 grudnia we wsi Kniażyce pow. Przemyśl został zamordowany przez UPA Paweł Narożnowski lat 45, stróż pałacyku myśliwskiego Kniażyce, razem z żoną Katarzyną, synem Janem l. 14 i córką Ireną l. 2. Pochowany w zbiorowym grobie z rodziną na cmentarzu parafialnym w Kniażycach..

14 XII 1944 r. został napadnięty przez UPA na granicy wsi Siedliska i Poręby 18-letni Feliks Śliniak. Związanego chłopaka banderowcy uprowadzili do Malawy k. Birczy, gdzie w bestialski sposób zamordowali, wydłubując mu wcześniej oczy i łamiąc ręce. Ciało chłopca wrzucili do rzeki, gdzie po kilku dniach zostało odnalezione”  (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula..., jw.)

We wsi Siedliska pow. Brzozów: „21 XII 1944 r. ok. godz. 18.00 kilkunastu banderowców przyszło do domu rodziny Syczów w Siedliskach. Uprowadzili z niego do pobliskiego lasu, a następnie do Woli Wołodzkiej Władysława Sycza (35 lat), jego żonę Anielę (która była w ciąży) i troje dzieci – córkę 6 lat i dwóch synów w wieku 5 i 3 lat. Po okrutnych torturach, łamaniu rąk, wydłubaniu oczu, zostali zamordowani. Ich ciała ukryto pod gałęziami. Następnego dnia sołtys Siedlisk odnalazł je w okolicy Woli Wołodzkiej”  (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula..., jw.)

We wsi Poręby pow. Brzozów: „W nocy z 21 na 22 XII 1944 r. w Porębach ok. 50 banderowców napadło od strony Jawornika Ruskiego na dom Michała Dudycza. Dudycz wraz z synem zdołali się ukryć w schowku znajdującym się pod stodołą. W domu została żona, którą w okrutny sposób pobito, aż do utraty przytomności, chcąc uzyskać wiadomości, gdzie ukrył się mąż z synem. Ta jednak mimo okrutnego pobicia ich nie wydała. Wtedy Ukraińcy oblali dom ropą i podpalili go. Kobieta, nie odzyskawszy przytomności, zmarła.„ (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula..., jw.) 

29 grudnia we wsi Rudawka koło Birczy pow. Dobromil obrabowali polskie gospodarstwa, część spalili oraz zamordowali 8 Polaków; matkę z córką spalili żywcem w ich domu, 50-letnią kobietę uprowadzili do lasu i tam zamordowali.  W okresie listopada i grudnia 1944 roku we wsiach: Bachów, Horta, Jabłonica Ruska, Jawornik, Kotów, Obarzyn, Piątkowa, Poręby, Siedliska, Sufczyn, Ulucz, Zahutyn w pow. Przemyśl miały miejsce mordy dokonane przez Ukraińców na ludności polskiej.

Na s. 282 Syrnyk pisze: „25 grudnia bliżej nieokreśleni „banderowcy” mieli zastrzelić Stefana Leewińskiego z Borownicy, który przyszedł na święta do Łodziny”. „Mieli zastrzelić”, czy zastrzelili?

3 stycznia 1945 roku we wsi Sufczyna koło Birczy pow. Przemyśl upowcy zamordowali w makabryczny sposób 4-osobową rodzinę polską nauczycieli o nazwisku Sugier: rodziców i 2 synów: „Ciała ofiar, Jana Sugiera, jego żony Anieli i synów Zbigniewa i Mieczysława znaleźliśmy w piwnicy. Zostały tam zawleczone po torturach zadanych im w mieszkaniu, w którym podłoga i całe ściany były zbryzgane krwią. Prawdopodobnie jak zawleczono ich do piwnicy byli wszyscy w agonii. W piwnicy uformowano z nich straszliwą scenę orgii seksualnej, Zbigniewowi obcięto genitalia i włożono je w usta jego matki. Obciętą pierś matki włożono w usta Zbigniewowi, a do drugiej piersi przystawiono usta jej męża Jana(Leopold Beńko; w: Siekierka..., s. 149; lwowskie). „Wśród okrutnie zamordowanych w Sufczynie znajduje się również rodzina Sugierów, małżeństwo nauczycieli z Sufczyny oraz ich dwóch synów. Zginęli we własnym domu w styczniu 1945 roku. Ciała ojca Jana oraz syna Zbigniewa były w piwnicy. Matka Aniela oraz Mieczysław leżeli nadzy w upozorowanym kazirodczym akcie w jednym z pokojów. Drugiemu synowi obcięli przyrodzenie. Zbyszek zdążył owinąć sobie koszulę wokół krocza, była cała we krwi, musiał bardzo cierpieć zanim umarł – wspomina Anna Piwowarczyk, 92–letnia mieszkanka Birczy, która w młodości sąsiadowała z rodziną Sugierów. Wszystkie wymienione ofiary zostały pochowane w Birczy.” (Grzegorz Piwowarczyk: Prawdziwa tragedia Birczy. W: https://kresy.pl/kresopedia/historia/prawdziwa-tragedia-birczy/ ; 4 listopada 2018).

21 stycznia 1945 roku we wsi Hłomcza pow. Sanok banderowcy zamordowali 2 Polaków, 15 poranili, ograbili i spalili domy.  We wsi Pawłokoma pow. Brzozów uprowadzili 13 Polaków (w tym kobietę) oraz 1 Ukrainkę i ślad po nich zaginął, stało się to przyczyną późniejszej akcji odwetowej Polaków.

8 lutego we wsi Jawornik Ruski koło Żohatyna upowcy podczas napadu o północy zamordowali 7 Polaków wrzucając ich żywcem do studni: 5-osobową rodzinę z 3 dzieci oraz małżeństwo. 

18 lutego 1945  w Hermanowicach o godz. 16.00 3 banderowców o pseudonimach „Czmil”, „Jastrub” i „Burłaka” zlikwidowała 2 członków komisji przesiedleńczej oraz zabrali im dokumentację wraz z 2 pistoletami.” (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s.158).

We wsi Nowosiółki pow. Dobromil: „W nocy na 18 lutego 1945 roku napastnicy zamordowali 18 mieszkańców wsi Nowosiółki i Szczegły w rejonie Jaworów, obwód Lwów, w tym 9 kobiet i 6 dzieci.(Arch. spr. №372, 100, ark. 98-102. INFORMACJA SBU o działalności OUN-UPA №113 z dnia 30.07.1993 r.)

W lutym we wsi Jaśliska pow. Sanok upowcy uprowadzili i zamordowali Władysława Koguta, lat 21

1 III 1945 r. zostali uprowadzeni z Poręb przez banderowców Władysław Cichocki wraz z synem. Cichoccy zostali zamordowani 6 marca w okolicy Jawornika Ruskiego, gdzie odnaleziono ich ciała”. (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula..., jw.)

W przypisach na s. 286 Syrnyk opierając się na źródłach ukraińskich rozpowszechnia m.in. takie banderowskie opowieści, jak: „W Zahutcach zabito 3 osoby, w Netrebce kolejne 3, w Rybnem 10. W Hucie zabito 2 osoby, w Żahotynie zginęła cała rodzina, w Piątkowej w sumie 23 osoby. Według autora sprawozdania jednej z ofiar „wykłuto oczy, oderżnięto język, uszy i jeszcze kazali mu tańczyć po drodze, a później zastrzelili” Trudno dokładnie oszacować liczbę ofiar, które padły w tym czasie z rąk bojówek składających się zarówno z milicjantów, dawnych partyzantów polskich, jak i cywili. Tylko z rąk grupy dowodzonej przez Jana Kotwickiego „Ślepego”, komendanta MO z Borownicy i Ludwika Grodeckiego z Birczy zginęło wówczas w rejonie Jawornika Ruskiego ponad trzydzieści osób. Ustalone personalia ofiar zob. ACDWR, f.9, t. 6. Informacja pro antyukrajinśka dijalnist' polskoho pidpilla” … - i dalej Syrnyk wymienia ukraińskie strony internetowe i inne źródła. A na końcu pisze: „O okrucieństwach zadawanych przez członków ukraińskiego podziemia kilku mieszkańcom Jawornika Ruskiego (?) zob. S. Siekierka, H. Komański, K. Bulzacki, Ludobójstwo..., s. 129.” W odróżnieniu od „polskich okrucieństw”, tych ukraińskich już nie cytuje.

Wieś Zahutce nie istniała, zapewne więc chodzi o Zahutyń. Jedynie Zahutyń jest w powiecie sanockim. W tej wsi Ukraińcy zamordowali 13 Polaków., w tym miejscowi 19 maja 1945 roku Józefę Szczudlik.

Nie było wsi Netrebka, ale wieś Netrybka pow. Przemyśl. We wsi Netrybka pow. Przemyśl UPA zamordowała 8 Polaków, a 3 rannych przeżyło.

Rybne koło Wołkowyi to powiat leski. „W Rybnem mieszkało w momencie wybuchu wojny siedem polskich rodzin. Wszystkiego było ze 60 rodzin. Z jednej strony istniały rodziny mieszane, co nie budziło żadnych resentymentów, z drugiej – zdarzały się i takie przypadki, jak Tymejczyków – rodziny polskiej, która sąsiadowała z działaczem ukraińskiego ruchu narodowego, starym Rusinem o nazwisku… Tymejczyk. Jan Koncewicz, rocznik 1923, ze wsi Rybne pamięta, jak ujrzał na swoich drzwiach kartkę… Pewnego ranka polscy mieszkańcy ujrzeli na swoich drzwiach kartki od Ukraińskich powstańców. Ludności polskiej zalecano, celem ominięcia rozlewu krwi przeniesienie się do Polany; tam to bowiem UPA postanowiła uczynić skupisko ludności polskiej; planu tego nie miała jednak jak wykonać, zmagając się z Wojskiem Polskim. We wsi zdarzało się, że polskie dzieci przechowywane były w ukraińskich rodzinach – tak było w trakcie napadu najbezpieczniej; pan Koncewicz wspomina jeden taki przypadek, gdy banderowcy zmasakrowali czternastolatka; według ukrywającej go greko-katolickiej rodziny wydał się ze swoim pochodzeniem, ojciec jego nie mógł w to jednak uwierzyć i już niemal brał na tej rodzinie odwet. Na szczęście jednak się pohamował. Ciężko stwierdzić bowiem, czy rzeczywiście było, tak jak mówili Rusini, czy może jednak wydali chłopca w trosce o siebie samych. Niemniej jednak gotowość niesienia Polakom pomocy w zagrożeniu była normalna; nawet jeśli Rusin uważał, że UPA walczy o jego prawo do tej ziemi, nie mógł często zrozumieć, dlaczego miałby znienawidzić odwiecznego sąsiada.” (Za: Zbigniew Nowak: Tekst powstał w roku 1999 jako praca semestralna seminarium „Anthropological Interpretations of Central European Societies” profesora Michała Buchowskiego, UAM ; http://www.raportnowaka.pl ; 2012-07-27)

Huta, to zapewne Huta Brzuska, pow. Dobromil. W tej wsi UPA zamordowała 22 Polaków, a 10 rannych przeżyło.

Żohatyń to pow. Dobromil. W tej wsi UPA zamordowała 12 Polaków.

Piątkowa to także powiat Dobromil. W tej wsi już 10 lutego 1940 roku NKWD wywiozło na Sybir 9 rodzin polskich razem 25 osób. W przygotowaniu listy „wrogów ludu” brali udział miejscowi nacjonaliści i komuniści ukraińscy. Los wywiezionych nie został ustalony. Od 8 października 1944 roku do 31 grudnia 1946 roku banderowcy zamordowali 28 Polaków. Tutaj rzeczywiście 29 kwietnia 1945 roku „w odwecie za dokonane rabunki i mordy przy pomocy samoobrony zza Sanu dokonano napadu na Ukraińców w Piątkowej. Zginęło wtedy około 20 Ukraińców, głównie mężczyzn i spalono część zagród ukraińskich. Miejscowy proboszcz parafii greckokatolickiej ks. Jurij Sawczuk, ur. w 1901 r. ściśle współpracował z bandami UPA i był kapelanem w sotni „Burłaka”.  (Siekierka..., s. 139).

W rozdziale 7 „Apokaliptyczny przednówek 1945 roku”, podrozdział ”Spirala przemocy nad Sanem” J. Syrnyk na s. 290 – 292 pisze: „Sytuacja w zakresie bezpieczeństwa na terenie powiatu sanockiego zaczęła się pogarszać z początkiem marca 1945 r. Stało się tak głównie za sprawą makabrycznych wydarzeń, do których doszło w licznych miejscowościach położonych w sąsiednich powiatach brzozowskim i przemyskim. W marcu i kwietniu 1945 r. m.in. w Pawłokomie, Łubnie, Brzusce, Bachowie, Małkowicach, Sufczynie i in. doszło do masowych mordów na ludności ukraińskiej, dokonanych przez oddziały polskiego podziemia, w wyniku których śmierć poniosło ogółem ok. siedemset osób. Jednocześnie doszło do akcji odwetowych ukraińskiego podziemia. Największym rezonansem odbił się tu atak na miejscowość Borownica. Wspomniane pacyfikacje w największym stopniu wpłynęły na losy mieszkańców północno-wschodniej powiatu sanockiego, przede wszystkim Dobrej Szlacheckiej, Tyrawy Solnej, Tyrawy Wołoskiej i Siemaszowej.”

Na „makabryczne wydarzenia”, do których doszło w licznych miejscowościach w sąsiednich powiatach miały niewątpliwie wpływ „makabryczne wydarzenia” z dalszych sąsiednich powiatów. W sierpniu 1944 roku wojska sowieckie stały nad Wisłą, a więc wschodnie Kresy Polskie były już „wyzwolone” spod okupacji niemieckiej. Docierały informacje o okrutnym wyrżnięciu ludności polskiej na Wołyniu, w tym przynoszone przez uciekinierów. Docierały informacje o kontynuowaniu rzezi przez UPA i ukraińską „czerń” chłopską w Małopolskie Wschodniej, w województwie tarnopolskim, stanisławowskim i lwowskim.

Po pierwsze, to ludobójstwo dokonywane na Polakach przez Ukraińców do sierpnia 1944 roku trwało już prawie cztery lata, od września 1939 roku. W „bratnim przymierzu” z Hitlerem i Stalinem (1939 – 1941), potem już tylko z Hitlerem, do maja 1945 roku. „Ilościowo” zdążyło już „uszczuplić” ludność polską o ponad sto tysięcy osób (w większości dotknęło to kobiety, dzieci i starców) oraz „materialnie” o około cztery tysiące spalonych polskich wsi połączonych z obrabowaniem polskich domów i gospodarstw (nawet z trupów „ukraińscy powstańcy” zdzierali ubrania i buty), obrabowanych i spalonych bądź zburzonych kilkaset kościołów (w tym co najmniej 59 z wymordowaną przed ołtarzem w czasie mszy ludnością polską). Od sierpnia 1944 roku Ukraińcy kontynuowali ludobójstwo zarówno na Kresach jak też na terenach „pojałtańskiej” Polski. 

W sierpniu 1944 było 215 napadów na Polaków, we wrześniu 1944 udokumentowano 164 napady, w październiku 1944 roku 224 napady, w listopadzie 1944 roku 227 napadów, w grudniu 1944 roku  269 napadów oraz określone przez świadków jako mające miejsce „w roku 1944” 329 napadów.

W styczniu 1945 roku odnotowano 147 napadów. w lutym 1945 roku 155 napadów, w marcu 1945 roku 208 napadów, w kwietniu 1945 roku 203 napady, w maju 1945 roku 145 napady, w czerwcu 1945 roku 101 napadów. 

Dane te pochodzą głównie z czterech monografii, przy czym autorzy opracowań podają, że zebrali je z około połowy miejscowości, w których mieszkała ludność polska, a więc rzeczywista ilość napadów była około dwukrotnie wyższa.

Może warto przypomnieć prof. Syrnykowi, jak wyglądały na tych terenach „relacje polsko-ukraińskie”. Wróćmy więc do września 1944 roku i dalszych miesięcy.

Przykłady napadów z września 1944 roku:

5 września we wsi Łubcze pow. Tomaszów Lubelski w kolejnym napadzie UPA zamordowała 43 Polaków.

8 września we wsi Krowica Hołodowska pow. Lubaczów zamordowała 7 Polaków, w tym 2 kobiety.

9 września we wsi Grzęda pow. Lwów podczas napadu o 3,oo w nocy banderowcy zamordowali 30 Polaków, w tym 6 rodzin (m. in. małżeństwo nauczycieli z córką), ciężko poranili 5 Polaków.

13 września we wsiach Struże Małe i Wielkie pow. Sanok miejscowi banderowcy zamordowali 4 Polaków.    

17 września we wsi Smoligów pow. Hrubieszów sotnia „Wowky” zamordowała co najmniej 10 Polaków: „Wójt Mircza przypomina choćby, że 17  września 1944 roku „sotnia wilków", jak mówiono na „sotnię Wowky" Mariana Łukaszewycza „Jahody" napadła na żniwiarzy pracujących w Smoligowie. Zamordowała brutalnie co najmniej 10 osób, kobiety i mężczyzn m.in. Piotra Hawryluka, Ignacego i Mariana Pukaluka, Jana i Janinę Żukowską, zginęła 16 letnia Marcolówna pochodząca z Łabuń. - Mój ojciec Jan zdołał wtedy szczęśliwie uciec. Zostawił na polu worek ze zbożem. Potem ten swój worek rozpoznał w Kryłowie, u Ukrainki u której spaliśmy, ale co było robić - mówi Kazimiera Sobczuk”. (Robert Horbaczewski: „Rok 1944. Tak było w Smoligowie”; 2013-04-24; ///w: http://roberthorbaczewski.pl/aktualnosc81,5,,rok-1944-tak-bylo-w-smoligowie.html ).

18 września we wsi Maniów pow. Sanok banderowcy zamordowali 8 Polaków. „Lista zamordowanych 18.09.1944 r., Maniów, gm. Wola Michowa, powiat leski, woj. lwowskie: Stachura Magdalena lat 63; Wesołkin Agnieszka lat 39; Wesołkin Stefania lat 14:  Olszańska Anna lat 29; Olszańska Maria lat 8; Olszański Zbigniew lat 6; Olszański Zygmunt lat 4; Olszańska Genowefa 9 miesięcy.”  (Marian Wesołkin: Wspomnienia; w: S. Żurek, s. 187 – 191).

19 września we wsi Cisna pow. Lesko banderowcy uprowadzili małżeństwo Halików i po torturach zamordowali. Relacja ich córki Ireny Antoniszek: „Niniejszym oświadczam, że w dniu 19.09.1944 roku do miejscowości Cisna nadeszła bardzo duża ilość członków bandy UPA od strony Łupkowa i Woli Michowej przychodząc na nasze podwórze w ilości trzech w niemieckich [mundurach] pytali gdzie jest mój brat, ojciec odpowiedział, że nie wie, jeden z banderowców powiedział, o ile nie wiesz, gdzie masz syna, to pójdziesz ty z nami, mamusia widząc to zamieszanie wyszła na pole, banderowcy podchodząc do niej ponownie zapytali o jej syna a mojego brata Mieczysława, mamusia odpowiadając również, że nie wie banderowcy zabrali i ją. Po pewnym czasie gdy brat Mieczysław Halik wstąpił do MO, ustalił miejsce pochowania mych rodziców po zamordowaniu. Gdy poszliśmy na miejsce do Strubowisk po odgrzebaniu ich stwierdziliśmy, że ojciec Franciszek Halik był przed zamordowaniem w niesamowity sposób maltretowany, a to miał z obydwóch rąk pościąganą skórę aż do palców i tak wisiała, z głowy skóra również ściągnięta i pozostawiona na jednej stronie, uszy poobcinane i język obcięty oraz ściągnięta skóra z nóg, szczęki porozbijane. Jeśli chodzi o zamordowanie mamusi Karoliny Halik, to była ona przed zamordowaniem poddana torturom, pościągano jej również skórę z obydwóch rąk i nóg, poobcinano obydwie piersi i trzy bagnety otrzymała w brzuch i piersi, gdyż pozostały po nich dziury. Jest mi również wiadomo, że w podobny sposób zostali zamordowani w Smolniku nad Sanem Praizner z synem, to jest ojciec obecnego funkcjonariusza MO w powiatu Ustrzyki Dolne. Gęsior Józef ze Smolnika, Polańska Anastazja wraz z pięcioma osobami ze swej rodziny. Marszałek Anna wszyscy zamieszkiwali w Smolniku, oraz jej czworo członków rodziny. Rodzina Gregów z Wetliny matka z córką. W Smereku rodzina Czarneckich w ilości pięciu osób, w/w zostali powieszeni na drzewach na kolącym [kolczastym] drucie. Musielski Jan ze synem były strażnik graniczny z Przysłupia. Sokiry Grzegorza żona z trojgiem dzieci. Czerniewski Cezary z Cisnej. Z całej ilości członków bandy rozpoznałam dwóch byłych „Siczowczyków” z Cisnej, którzy później wstąpili do bandy i przechodzili wraz z bandą przez Cisnę t.j Penhrin*, ps. „Steć”, drugi prawdopodobnie nie żyje. Więcej członków bandy nie rozpoznałam, jak też nie wiem po nazwisku kto zabrał moich rodziców i kto ich zamordował. Jako zgodne z prawdą podpisuję. Na tym samym oświadczeniu składa podpis mąż Antoniszek Ireny, Szymon, również jak świadek. (-) (-) dwa podpisy. (IPN Rz 00377/4 t. 26, k. 71-73; za: http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_polakow-nie-ma-ludobojstwo-oun-upa-w-bieszczadach/?

20 września we wsi Cygany pow. Borszczów banderowcy przebrani w mundury żołnierzy sowieckich pod pozorem werbunku do pracy w kopalni zabrali 21 Polaków, których ciała odnaleziono dopiero w 1946 roku w rejonie wsi Teresin – Skała Podolska, w studni dróżnika kolejowego głębokiej na 25 metrów; ofiary były wrzucone do niej żywcem, głowami w dół, większość miała ręce związane do tyłu oraz połamane kręgosłupy; wśród pomordowanych było 11 kobiet oraz 4-osobowa rodzina z córkami lat 11 i 13.   

25 września we wsi Zazdrość pow. Trembowla: „IPN Wrocław S 6/02/Zi – śledztwo w sprawie zbrodni popełnionych przez nacjonalistów ukraińskich na terenie pow. Trembowla, woj. tarnopolskie, w latach 1939–1945. w tym w Starej i Nowej Zazdrości w dniu 25 września 1944 r.− 40 osób i w dniu 20 marca 1945 r. − 30 osób powiązanych kolczastym drutem i spalonych w niezamieszkanym domu.”     

29 września we wsi Jamelna pow. Gródek Jagielloński podczas trzeciego napadu upowcy spalili polskie gospodarstwa i wymordowali 74 Polaków; palili żywcem, zakłuwali bagnetami, rąbali siekierami itp.; niemowlę z rodziny Ciepków nabili żywcem na sztachetę płotu, 35-letnią Marię Kaczmarczyk rozrąbali siekierą od szyi przez piersi; niemowlę z rodziny Koszalów zakłuli nożem; 1-rocznej Annie Marcinów oraz 3-letniej Katarzynie Podsiadło odcięli głowy; niemowlęciu (Zofia Podsiadło) roztrzaskali główkę o mur; torturowali i wycięli skórę z twarzy i pleców 70-letniemu Andrzejowi Wakiermanowi; 44-letnia Maria Więcław miała 60 ran kłutych bagnetem; uprowadzili 20-letnią dziewczynę, która zaginęła bez wieści. „Nie widząc nikogo wszedłem do mieszkania. Tam w pokoju zobaczyłem żonę z głową rozciętą siekierą, aż wylazło jej oko. Moje dzieci były posiekane tasakiem od mięsa, który leżał zakrwawiony obok. Każde z nich miało ranę postrzałową w głowę. Wybiegłem na podwórze. Wokół panowała cisza. Morderców już nie było. Pobiegłem szybko do domu swych rodziców. Miałem nadzieję, że tam spotkam kogoś żywego. Niestety wszyscy zostali zamordowani. Cztery osoby dorosłe i siedmioro dzieci. Wszyscy byli porąbani siekierami i pokłuci bagnetami lub nożami, każdy miał postrzał w głowę. Całe mieszkanie było we krwi. /.../ Przy okazji zaglądnąłem do mieszkania sąsiadów o nazwisku Ciepko. Tam widziałem małe dzieci, które miały porozcinane nożami brzuszki. Jedną z małych dziewczynek nabito na sztachetę płotu i skłuto nożami i na końcu strzelili jej w główkę” (Józef Karczmarczyk; w: Siekierka..., s. 234). „U rodziny Polichtów – Józefa (70 lat) i jego żony Wiktorii (60 lat), tej nocy nocował znajomy kolejarz z córką ze Lwowa. Wszyscy zginęli z rąk banderowców. Córkę kolejarza, młodą i ładną dziewczynę zabrali ze sobą banderowcy. Można się tylko domyśleć jej tragicznego losu. W rodzinie Więcławów – matka Maria (44 lata) została zakłuta bagnetami, otrzymała aż sześćdziesiąt ran kłutych, jej syn Teofil (13 lat) miał 18 ran kłutych, córka Antonina (11 lat) osiem ran kłutych, syn Marian (9 lat) 12 ran kłutych, Katarzyna Adamów (24 lata) razem z synem (2 lata) zastali zarąbani toporem do rąbania drzewa. W rodzinie Podsiadłów zginęli: matka (40 lat), córki: Tola (11 lat) i Kasia (3 lata)”. (Eugeniusz Koszała; w: Siekierka..., s. 236 – 237).

We wsi Lackie Szlacheckie pow. Tłumacz: "W nocy na 30 września 1944 roku bandyci OUN przeprowadzili napad na wieś Liackie-Szlacheckie, rejon Tyśmienica, obwód Stanisławów, w której mieszkali obywatele polskiej narodowości. Bandyci prawie całkowicie wymordowali mieszkańców wioski, których przed zamordowaniem poddali bestialskim torturom, dusili stryczkami, łamali ręce i nogi, odcinali uszy, usta, wydłubywali oczy, dziewczęta i młode kobiety najpierw gwałcili a następnie odcinali im piersi i rozstrzeliwali. Domy mieszkalne i budynki gospodarcze podpalili.” (Informacja SBU o działalności OUN-UPA №113 z dnia 30.07.1993 r.)

30 września we wsi Mazurki woj. stanisławowskie: Nocą 30 IX banda napadła na [...] Mazurki, rej[onu] iwano-frankowskiego i dokonała pogromu polskiej ludności. Zabitych zostało 51 Polaków, ich domy rozgrabiono.” (DALO, P-3/1/62, k. 146, 147). 

We wrześniu 1944 roku (świadkowie nie podali dnia): 

We wsi Horpin pow. Kamionka Strumiłowawśród kilkudziesięciu banderowskich ofiar ustalono nazwiska tylko 23 osób: Banach Michał l. 70, Bratuń Piotr, Bratuń Andrzej, Bratuń Michał, Chrzanowski Michał jego syn, Chrzanowski Mikołaj, Czerniecki Andrzej l. 33, Czerniecka Katarzyna, Czerniecki Jan, Czerniecka Maria (Ukrainka), jej 5 synów (imion nie udało się ustalić), Karwacki Michał jego syn Stanisław, Mielnik Melania, Mielnik Michał, Mielnik Tekla oraz dwoje ich dzieci”. (Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003).

We wsi Howiłów Mały pow. Kopyczyńce napadli na dom rodziny Kaczorowskich. Ojciec tej rodziny został powołany do Wojska Polskiego i przebywał na froncie. Nie zastali w domu także jego żony, zastrzelili więc dwoje dzieci w wieku lat 9 i 11 oraz zrabowali dobytek. Za kilka dni uprowadzili Kaczorowską. Sąsiedzi odnaleźli jej zwłoki zagrzebane płytko na polu za wsią.

We wsi  Korniów pow. Horodenka: „We wrześniu 1944 roku banderowcy bestialsko zamordowali członków mojej rodziny:  Łukasz Knihnicki lat 46, jego córka Helena lat 17, syn Józef lat 18/19 - porąbani siekierami i pocięci, pochowani na podwórku własnego domu (?); tak opowiada moja starsza siostra, natomiast 80-letnia sąsiadka z Korniowa twierdzi, że pochowani zostali na cmentarzu: Anastazja Knihnicka (z domu Wąsowicz) ok. 38 lat, jej syn Tadeusz 6/7 lat, córka Krystyna 8/9 lat zamordowani i spaleni; Aniela  Hawrylewicz  z domu Łubyk, lat ok. 50, jej mąż Józef, lat ok. 50 pochowani w sadzie; Krzywak Antoni, lat ok. 26, mieszkaniec pobliskiej wsi - Olchowiec, zabity w Korniowie. Jest ostatnia chwila, aby dowiedzieć się prawdy o swoich bliskich u źródła. Jeszcze kilku starszych ludzi w każdej wiosce ukraińskiej pamięta i to doskonale! tragedię Polaków. Mówią o tym szeptem i najchętniej za drzwiami swoich domostw. Wysłuchałam osobiście kilku z nich, aby potwierdzić zasłyszane w dzieciństwie tragedie. Nie czekajmy aż umrą....tam trzeba pojechać i porozmawiać z naocznymi świadkami zbrodni”. (Helena Krajewska, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl). Sz. Siekierka, H. Komański, E. Różański..., nie podają żadnej relacji z tej wsi. 

We wsi Krowica Hołodowska pow. Lubaczów upowcy zamordowali 9 Polaków, w tym 2 małżeństwa oraz 2 kobiety.

We wsi Krowica Sama pow. Lubaczów zamordowali 12 Polaków, w tym 5 kobiet.

We wsi Kuropatniki pow. Brzeżany zamordowany został Kuciel Dymitr. 13-letni polski chłopiec pasący krowy przy wiejskiej drodze pozdrowił przejeżdżających banderowców po polsku ” Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Banderowcy zabrali go ze sobą i jego ciało znaleziono po kilku dniach za wsią pod lasem, całe było poranione nożami lub bagnetami.

We wsi Leszczowate pow. Lesko zamordowali 29 Polaków, we wsi Łobozew 27 Polaków. We wsi Tarnawa Niżna pow. Turka zamordowali 30 Polaków. We wsi Wetlina pow. Lesko w okolicy wsi upowcy zamordowali kilka rodzin polskich; tj. około 20 Polaków. W okolicy miasta Złoczów po wkroczeniu wojsk sowieckich odkopano mogiłę z 17 młodymi Polakami. „Wszyscy mieli poobcinane uszy i języki, ponacinane pięty, ręce związane z tyłu tułowia kolczastym drutem. Byli bici i torturowani, ale przyczyną śmierci większości z nich było zadławienie ziemią”. (Stanisława Stadher: „Kresy nadziei”, Radom 2004).  

W ostatnich dniach sierpnia 1944 roku 2 sotnie ULS (nazywany także Legionem Wołyńskim, w nomenklaturze niemieckiej występujący jako 31 batalion SD – Sicherheitsdienst), liczące do 400 osób, przegrupowane zostały z Bukowej Góry koło Miechowa do Warszawy. Do walki weszły co najmniej 4 września ponosząc w tym dniu największe straty. Wynika to z pisma SS Oberscharführera Gustava Raulinga z 12 października 1944 r. informującego o stratach ULS w Warszawie (Marcin Majewski: Przyczynek do wojennych dziejów Ukraińskiego Legionu Samoobrony (1943-1945), w: „Pamięć i sprawiedliwość”, nr 2//8/ 2005, s. 318). Działając na Powiślu i Czerniakowie przeciwko Zgrupowaniu „Radosław” i Zgrupowaniu „Kryska” oraz desantowanym oddziałom 9 Pułku Piechoty 3 Dywizji Piechoty z 1 Armii WP stracił od 25 do 30 poległych. Dowódcą był płk Petro Diaczenko, a razem z nim w walkach brał udział jego syn chor. Jurko. Od 24 września legion stacjonował na skaju Puszczy Kampinoskiej działając przeciwko polskim partyzantom i pacyfikując pobliskie wsie. 27 września a 1 października ULS wziął udział w operacji „Sternschnuppe” skierowanej przeciwko zgrupowania AK „Kampinos”. Na początku października grupa Diaczenki powróciła do Miechowa.

W wydawanej podczas Powstania Warszawskiego gazecie „Walka Śródmieścia”, z dnia 17 sierpnia 1944, w artykule „Hajdamaczyzna w Warszawie” pisano: „Codzienne komunikaty z walk na ulicach Warszawy, zawierają pewną stalą informację, notowaną przez prasę jakby mimochodem, bez komentarza, – choć krzyczy ona wprost o to, by się nią bliżej zająć. Chodzi o „owocną” kolaborację ukraińców z niemcami (tak jest napisane w oryginale! – przyp. S. Ż.) w walce Polaków o prawo do własnego narodowego życia, chodzi o codziennie dokonywane przez „braci słowian” ohydne mordy na bezbronnej ludności polskiej, grabieże i podpalenia, – chodzi wreszcie o specyficzne rozbestwienie ponurego hajdamaki z karabinem w ręku, a nożem za cholewą. Mimo woli nasuwa się pytanie niezorientowanemu: Skąd ta nienawiść? Czego chce „rezun’ spod Stanisławowa w Warszawie?”. Jako samodzielna jednostka ukraińska, w tłumieniu Powstania Warszawskiego brał udział Legion Ukraińskich Nacjonalistów. Natomiast kilka tysięcy Ukraińców (prawdopodobnie około 2 – 2,5 tysiąca) znalazło się w pułku Brygady RONA, pułku Oskara Dirlewangera oraz w jednostkach policyjnych i kozackich. Np. w składzie 34. policyjnego pułku strzeleckiego znajdował się jeden batalion niemiecki oraz dwa bataliony niemiecko-ukraińskie. Angielski historyk Martin Windrow w swej pracy „The Waffen-SS” (London 1984) pisze: „w skład Brygady Kamińskiego wchodziło 6500 renegatów i morderców, głównie Ukraińców”.

Pozostała w Miechowie sotnia „Makucha” ULS we wrześniu przeczesywała rejon Nowy Sącz–Krynica–Czorsztyn. Wielkość strat polskich nie jest znana, ponieważ historycy polscy do tej pory nie zainteresowali się tym tematem. Następnie przegrupowała się do Targowiska koło Kłaja. Tu z Miechowa dołączyła reszta legionu. Jednocześnie kontynuowano działania przeciwko polskiej partyzantce. Jeszcze 12 stycznia 1945 r. doszło do starć w okolicach Zakopanego.

Przykłady napadów nacjonalistów ukraińskich na Polaków w październiku 1944 roku (224 napady):

2 października we wsi Dźwiniacz pow. Zaleszczyki upowcy zamordowali 28 Polaków.

4 października we wsi Germakówka pow. Borszczów zamordowali 27 Polaków, w tym 3 rodziny od 4-miesięcznego niemowlęcia po dziadków.

7 października we wsi Dobromirka pow. Zborów banderowcy zamordowali 27 Polaków: „Tego dnia wczesnym rankiem członek OUN Bic Iwan – [referent ds.] gospodarczych wsi Dobromirka powiedział mi, że mam zająć się robotą polegającą na walce i likwidacji Polaków z tej wsi. Na jego polecenie, jako członek OUN i oddany nacjonalista, wziąłem swój karabin, który posiadałem od 1943 roku, i zabrałem się za wspomnianą  „robotę”. Oddali do mojej dyspozycji 4 ludzi z bandy „Mecza” i poszedłem z nimi po rodziny Polaków, które przyprowadziłem na rozstrzelanie. Przyprowadziłem Krawczuka Dymitra, jego żonę Krawczuk Sabinę, córkę Stefanię, syna Włodzimierza i jeszcze jedną dziewczynę z Lisieczyniec, która u nich nocowała, jej imienia i nazwiska nie znam; Rudziela Adama, Rudziel Annę, Rudziel Helę, Dzinowskiego Adama i jego  żonę Dzinowską Praskowię. W sumie przyprowadziłem 10 osób, to znaczy całe 3 rodziny. Zaprowadziłem ich do stodoły Drobnickiego. Potem ze stodoły zagnano ich do jakiejś piwnicy i wszystkich rozstrzelano z karabinu maszynowego. Następnie rzucono na nich granat. /…/ Pozostałe 17 osób przyprowadzili Moroz Myrosław i Zajac Myrosław. Udział w rozstrzeliwaniu brali następujący ludzie z naszej wsi: Kocewał Stepan, Hłowan Roman, Ołejnyk Wołodymyr, Wojzitśkyj Pawło, Zajac Myrosław i Moroz Myrosław. Pozostałych nie znam, bo byli z obcej bandy. Gdy wszystkie 27 osób zapędzono do piwnicy, to od razu tam wszystkich rozstrzelano z karabinu  maszynowego.” (Fragmenty protokołu przesłuchania Bohdana Piczuhy z 1 grudnia 1944 r. ; w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html?page=311).

8 października we wsi Hleszczawa pow. Trembowla upowcy podczas drugiego napadu zamordowali 24 Polaków.

9 października we wsi Skorodyńce pow. Czortków upowcy zamordowali 18 Polaków, w tym matkę z 4 dzieci, matkę z 3 dzieci; mężczyźni byli powołani do WP. „Zofia Bandura (Wasylkowa) udała się do pobliskiej wsi Biała po karmę dla krowy, jedynej żywicielki. Na drodze została zamordowana, a jej zwłoki ludobójcy wrzucili do rzeki. Osierociła 6-cioro dzieci (jej mąż przebywał w tym czasie na wojnie). /.../ Franciszka Bandura, c. Marcina Szatkowskiego, została zatrzymana na drodze do Czortkowa z trójką małych dzieci. Była w ciąży. Banderowcy związali ją razem z dziećmi drutem kolczastym i wrzucili do Seretu. Jej mąż w tym czasie był w wojsku na froncie” (Bronisława Bandura; w: Komański..., s. 692). We wsi Zabiała pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali 2 polskie dziewczynki: Danutę Kozichę ur. 1938 r., oraz Janinę Tereszkowską ur. 1938 r.   

14 października we wsi Honiatyn pow. Hrubieszów Ukraińcy wymordowali 23 rodziny polskie oraz Marię Czarnecką, nauczycielkę.  

15 października we wsi Stanimierz pow. Przemyślany: „Po przejściu frontu, gdy mężczyźni zostali zabrani do wojska, banderowcy wychodzili w nocy ze swych kryjówek i uprowadzali bezbronne kobiety. Taką kaźnią stał się Stanimierz, gdzie zginęły m. in.: Anna Nieckarz, Antonina Piwowar, Katarzyna Blicharska i brat mojej żony, Michał Niebylski, 18-letni chłopak. Przez kilka dni bandyci znęcali się nad porwanymi. Ofiarom ukraińscy kaci wyrywali języki, żyły z rąk oraz pchali druty do uszu, nosa, gardła i oczu. Głównym hersztem tej bandy był Ukrainiec o nazwisku Dżegin. Z opowiadań tamtejszych starszych ludzi wiem, że z domu, w którym odbywały się te nieludzkie morderstwa, słychać było straszliwe jęki. Przechodzący obok tej kaźni ludzie musieli zatykać sobie uszy.” (Karol Wyspiański; Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009,  s, 223 – 224).

16 października we wsi Tarnowica Leśna pow. Nadwórna: „16 października w Tarnowicy Leśnej zginęło 48 osób”. (Grzegorz Hryciuk: Akcje UPA przeciwko Polakom po ponownym zajęciu Wołynia i Galicji Wschodniej przez Armię Czerwoną w 1944 roku. W: Antypolska akcja OUN-UPA 1943 – 1944. Fakty i interpretacje. Warszawa 2002).

23 października we wsi Haniów pow. Śniatyń według danych sowieckich w napadzie zginęły 72 osoby. (CDAHOU, 1/23/929, k. 91). We wsi Podwołoczyska pow. Skałat księdzu Stanisławowi Wilkońskiemu wbito w głowę gwoździe, w wyniku czego zmarł w męczarniach. We wsi Trójca pow. Śniatyn upowcy z sotni „Rizuna” spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 86 Polaków (głównie kobiety i dzieci ponieważ mężczyźni byli powołani do WP), 1 Żydówkę, którą ukrywali Polacy oraz 9 Ukraińców. „Następnego dnia ja z bratem Józefem poszliśmy z Zabłutowa do Trójcy dowiedzieć się, co się stało z mamą. Idąc przez wieś widzieliśmy trupy pomordowanych Polaków. Widziałem leżącego w przydrożnym rowie mojego kolegę, którego imienia i nazwiska nie pamiętam. Leżał na plecach. W twarz miał wbitą siekierę. Był w moim wieku, miał 10 lat. Widziałem także na drodze klęczącą nago 18-letnią dziewczynę, mieszkankę Trójcy. Nazwiska jej nie pamiętam. Nie żyła, ale trwała w pozycji klęczącej. Miała wyłupione oczy oraz zerwaną skórę z piersi i obu rąk od łokci do dłoni. /.../ Przed kościołem widziałem zwłoki kilkudziesięciu osób. Zostały zamordowane siekierami, nożami, łomami i innymi twardymi narzędziami. Nie byli zastrzeleni. Widziałem w wózku dziecięcym zamordowana 2-letnią dziewczynkę, córkę Grubińskich, która miała wbity w brzuch nóż. Po wejściu do kościoła zobaczyliśmy również wiele ciał zamordowanych ludzi. Dorośli mówili, że ci w kościele zginęli od granatów wrzucanych do środka przez bandytów. Zamknęli się przed atakującymi. Uciekłem z tego kościoła, gdyż widok porozrywanych ciał był straszny. Te widoki były tak straszne, że przez wiele lat śniły mi się ciała pomordowanych i pościg bandytów za nami i noc w noc budziłem się zlany potem” (Zdzisław Krzywiński; w: Siekierka..., s. 660 – 661; woj. stanisławowskie).

W październiku 1944 roku (świadkowie nie podali dnia): 

We wsi Biała pow. Tarnopol podczas nocnego napadu banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 94 Polaków; rzeź trwała kilka godzin, w Tarnopolu widać było łunę płonącej wsi, słychać było krzyki i strzały, ale Sowieci nie udzielili Polakom pomocy.

We wsi Dźwiniaczka pow. Borszczów zamordowali 8 Polaków, w tym 5 kobiet; Czarnecką Stefanię razem z córką spalili żywcem w budynku, 30-letnią Annę Wołkowicz pokłuli nożami, a konającą powiesili na bramie. Dwaj Ukraińcy na rozkaz OUN-UPA powiesili w lesie swoje żony, Polki, Marię Polańską z d. Ziółkowską lat 24 i Paulinę Głowacką, lat 35.

We wsi Filipkowce pow. Borszczów kilkunastu wyrostków ukraińskich w wieku 12 – 15 lat zatrzymało na drodze 8-letniego chłopca polskiego Zbigniewa Śnieżyka i utopiło go w rzece Niezława. 

We wsi Hlibów pow. Skałat zamordowali 3-osobową rodzinę polską; Michalinę Gęsicką z 2 córkami (mąż był powołany do 1 Armii WP), oraz zamordowali Ukraińca Pawła Kisiela, który tę rodzinę ukrywał. .

We wsi Krzywcze Dolne pow. Borszczów banderowcy zamordowali 9 Polaków; wszystkie zwłoki nosiły ślady licznych tortur, ran kłutych, miały pozrywane paznokcie, obcięte piersi u kobiet, które były torturowane i gwałcone, ciała były poparzone od ognia.  

We wsi Ładyczyn pow. Tarnopol obrabowali i spalili 40 gospodarstw polskich oraz zamordowali 41 Polaków.    

We wsi Mogielnica pow. Trembowla  zamordowano 80 Polaków, „Janicka Nella, lat 16, c. Franciszka, zgwałcona i zakłuta nożami”.

We wsi Nosowce pow. Tarnopol banderowcy zamordowali 12 Polaków: „Otoczyli dom i wyciągnęli rodziców na podwórze. Przed zamordowaniem torturowali ich. Ojca powiesili nogami do góry i wbijali mu w pięty duże gwoździe. Mojej mamie pocięli nożami plecy i posypywali solą. Nim oboje skonali, przeżyli straszne męczarnie. Ja w tym czasie byłem ukryty na podwórzu i widziałem ten straszny mord. Miałem wtedy 15 lat” (Mikołaj Balicki; w: Komański...., s. 823). 

We wsi Rumno pow. Rudki miejscowi Ukraińcy zamordowali 12 Polaków, którzy wrócili na swoje gospodarstwa; „Dżugaj Józef, 22 lata, przecięty piłą do drewna; Gerus Władysław, 20 lat, żywcem odrąbano mu wszystkie kończyny, następnie głowę; Suchocka Weronika, 19 lat, torturowana, zakopana żywcem do ziemi”  (Siekierka..., s. 831).  

We wsi Torskie pow. Zaleszczyki zamordowali 49 Polaków, Ukrainkę (żonę Polaka) oraz 5 dzieci polsko-ukraińskich; razem 55 osób. „Największa tragedia dokonała się w zabudowaniach rodziny Chomiakowskich. Zostało tu zamordowanych pięć dorosłych osób, a szesnaścioro dzieci spalono żywcem w mieszkaniu” (Aleksander Chmura; w: Komański..., s. 889 – 993).  

W powiatowym mieście Zaleszczyki:  „W październiku 1944 r. byłam w Zaleszczykach, widziałam jak nurt rzeki niósł drzwi, na których leżało 5 trupów: matka z czwórką małych dzieci przywiązana kolczastym drutem. Drzwi te zaczepiły o wystający pień drzewa i zatrzymały się przy brzegu. Wielu ludzi poszło oglądać to makabryczne widowisko. Podobnych scen codziennie było w okolicy więcej. /.../ Kiedy byłam w Zaleszczykach, widziałam w kostnicy kobietę o imieniu Bronisława z Uhrynkowiec. Nazwiska jej nie zapamiętałam. Miała zdartą skórę z czoła i zawiniętą niczym beret na głowie. Na rękach miała podobnie zdjętą skórę i naciągniętą na dłonie. Był to widok przerażający. Jak bardzo oprawca musiał być zwyrodniały, aby w ten sposób męczyć bezbronną kobietę. Czy takich zwyrodnialców można nazywać żołnierzami UPA, walczącymi o wolną Ukrainę?” (Karolina Szuszkiewicz; w: Komański..., s. 907).

We wsi Załucze pow. Borszczów banderowcy zamordowali 20 Polaków, w tym 2 nauczycielki: „Tej nocy dwom nauczycielkom polskim banderowcy obcięli piłami stolarskimi obie nogi, następnie nożycami języki i połamali ręce, a gdy były one już w agonii, obie zastrzelili” (Komański..., s. 56).

Przykłady zbrodni ukraińskich na Polakach w listopadzie 1944 roku (227 napadów): 

3 listopada we wsi Sufczyna pow. Przemyśl zamordowali 4-osobową rodzinę polską, trzech braci: Bolesława (6 lat), Mieczysława (10 lat), Zbigniewa (16 lat) i ich ojca Michała Dorociaka. Matka była wówczas w Przemyślu.

5 listopada we wsi Nowosielica pow. Śniatyn zamordowali 60 Polaków. 50 osób zgromadzili w jednym budynku, rzekomo na polecenie władz gminnych w celu rejestracji na wyjazd „do Polski”, następnie zamknęli drzwi i spalili żywcem podpalając budynek; 10 osób zamordowali na terenie wsi; spalili także kościół i budynek szkolny. „Ogłoszono Polakom, że kto chce, może wyjeżdżać do Polski. Z tego faktu skorzystali znów banderowcy. Przebrani w mundury rosyjskie wkroczyli do gminy w miejscowości Nowosielica. Tam mieszkała cała rodzina mojej matki. Banderowcy zrobili tam zebranie, na które przybyli Polacy chętni do wyjazdu do Polski. Kiedy zapełniła się sala i nikt już nie przychodził, rozpoczęli załatwianie spraw związanych z wyjazdem. Z karabinu maszynowego postrzelili nogi zebranych tak, żeby nikt nie mógł uciekać. Wówczas Ukraińcom kazali przynosić słomę. Narzucali na rannych i spalili żywcem wraz z budynkiem. Potem rozbiegli się po wsi, aby wymordować jeszcze tych, którzy na zebranie nie przybyli.” (Wanda Jaskółowska, fragmenty relacji znajdującej się w Ośrodku KARTA, sygn. AW II/157/ł).

We wsi Rybno pow. Kosów Huculski: „Wieczór, 10 listopada 1944 r. Zaroślami nad Czeremoszem zbliżają się do Rybna dwie sotnie UPA, wzmocnione Hucułami z górskich wiosek. Kilkuset mężczyzn zbrojnych w noże, siekiery i widły idzie "oczyszczać ukraińską ziemię z cużyńców". W Rybnie "cużyńcami" jest niespełna setka Polaków, głównie kobiet, dzieci i starszych, mieszkających wśród półtora tysiąca Ukraińców. Są między nimi moja mama i babcia.  /.../ W okrutny sposób mordują 23 osoby w wieku od 2 do 70 lat. Ofiar byłoby więcej, gdyby nie sowiecki istriebitielnyj batalion, który pospieszył wsi z pomocą (wbrew woli NKWD, które najwyraźniej wolało czekać, aż upowcy wymordują Polaków). Pali się katolicki kościół, zbudowany zaledwie 10 lat temu. Palą się polskie zagrody, od nich zapalają się ukraińskie. Przerażona mama i babcia biegną na tołokę (tak tutejsi nazywają zarośla nad Czeremoszem), szukają ocalenia. Pada deszcz ze śniegiem, jest przeraźliwie zimno”. (Edward Łysiak , "Tygodnik Powszechny", 23.06.2013; za: http://www.nawolyniu.pl/artykuly/czeremosz.htm ). „Anna (15 lat) i Helena (ok. 40 lat) uciekły do Kut, ale następnego dnia przyjechały furmanką po żywność i ubrania. Przyjechały i zobaczyły. Kiedy wjeżdżały wieś była wymarła. Pozamykane okna, drzwi i furtki, pusty gościniec. Dom Heleny Bojer był pierwszym we wsi i dziwnym zbiegiem okoliczności nie został spalony. - Będę miała do czego wrócić - Helena ściągnęła lejce. Weszły do kuchni i zamarły przerażone. Na podłodze leżało ciało młodej kobiety, całe pocięte nożami. Minęły dopalający się kościół, spalony dom Anny Pastusiak, dymiące zgliszcza domu i wozowni w zagrodzie Edwarda i Marii Jakubowskich. Domu Pakoszów już nie było. Wokół murowanego komina leżała sterta nadpalonych belek i desek. Spalone były obora i stajnia, zachowała się jedynie drewutnia. Zwęglony pies leżał przywiązany łańcuchem do budy. W zgliszczach stajni leżały przywiązane do żłobów krowy. Przez uchylone drzwi drewutni Anna dostrzegła jakąś postać. - Ciociu, tam ktoś jest – zawołała. Po chwili wahania obie weszły do środka. Na stercie porąbanego drewna siedziała skulona dziewczęca postać. - To chyba Jadzia? - Anna z trudem rozpoznała córkę Pakoszów. - Jadziu, to ja Ania, nie poznajesz mnie? Dziewczyna nie reagowała. - Jadziu, co z tobą? - Helena próbowała ją podnieść. Nie dała rady i skinęła na Annę. Ujęta pod ręce dziewczyna poddała się bezwiednie. Dopiero teraz dostrzegły jej przeraźliwie bladą twarz i siwe włosy. - Ciociu – szepnęła Anna. – Ona zawsze była ruda. - Tam są - Jadwiga nieobecnym wzrokiem wodziła po spalonej zagrodzie i trzęsącą się ręką pokazywała dopalające się zgliszcza. - Wszystkich nożami zabili. Najpierw mamę i tatę, potem dzieci. Te większe nożami, ale małe nie. Boże, jak ciężko o tym mówić. Za nóżki je brali i huśtali, jakby bawić się chcieli - dwie duże łzy spływały po jej twarzy. – A potem główkami o ścianę trzaskali. - Ewę i ciocię Wandzię cały czas trzymali za ręce. Musiały na to patrzeć. Boże, jak one prosiły, jak krzyczały – przetarła dłonią policzek. - Ja schowałam się pod łóżkiem. Kiedy ktoś zaczął strzelać, to podpalili dom i wybiegli. Dopiero wtedy przyszłam tutaj.” (Edward Łysiak: Kresowe opowieści; w: www.pokucie.republika.pl ) Siekierka...., s. 288 – 289 podaje, że w marcu 1944 roku upowcy zamordowali 36 Polaków, w tym część z nich spalili w kościele.

11 listopada we wsi Milno pow. Zborów upowcy spalili 35 gospodarstw polskich i zamordowali 50 Polaków, głównie kobiety i dzieci, gdyż mężczyźni zostali powołani do 1 Armii WP; kobietom obcinali piersi, języki, wydłubywali oczy.  We wsi Uścieczko pow. Zaleszczyki zamordowali 85 Polaków.

13 listopada we wsi Zatwarnica pow. Lesko  upowcy zamordowali 8 Polaków (rodziny Domańskich i Marszałków) i 1 Ukraińca.    

17 listopada we wsi Nowosiółka Biskupia pow. Borszczów zamordowali ponad 40 Polaków; 10 w szkole, pozostałych nad rzeką Zbrucz, w tym księdza Józefa Turkiewicza oraz kierownika szkoły podstawowej Mieczysława Wierzbickiego, którego związali drutem i utopili w Zbruczu.  

18 listopada we wsi Chłopówka pow. Kopyczyńce upowcy uprowadzili 9 Polaków, którzy zaginęli bez wieści, w tym 4 kobiety i dwóch 18-letnich chłopców. „Zobaczyłam na furmance moją mamę, brata i wujka Mariana lat 58, jego żonę Annę lat 54 oraz Gaweł Bronisławę lat 39, Piturę Marię lat 42” (Czesława Walkowicz z d. Sidor; w: „Nasz Dziennik” – „Dodatek Historyczny IPN” 2/2009 z 27 lutego 2009). W 1976 roku, podczas odwiedzin swojej wioski na Ukrainie, jeden z Ukraińców, mąż Polki, powiedział jej: „A twojej mamie żywcem wyrwali język”, pokazał przy tym ruchem ręki, jak to miało wyglądać. W tym momencie już bardzo się bałam i zaraz powiedziałam do niego: „Po co mi ty to mówisz, to było dawno, ja nie po to przyjechałam”. Wtedy jeszcze on powiedział na koniec: „A Józka waszego to kołkiem przybito żywcem do ziemi, przez brzuch”. 

19 listopada koło wsi Dwernik pow. Lesko Janina Dąbek podaje, że „po zakończeniu wojny” zginęło troje Polaków: Aniela Radwańska, jej syn Mieczysław oraz Stefania Wiśniewska. Wybrali się oni na poszukiwanie skradzionych im krów, jednak bez efektu. Wracając do Seredniego Małego, podczas przekraczania Sanu wpadli w zasadzkę UPA. Ciał kobiet nie odnaleziono. Uratowała się tylko Helena Skowrońska, ranna w rękę. Następnie J. Dąbek pisze: „Mieszkający w Dwerniku nad Sanem Józef Radwański został z żoną i dwojgiem dzieci uprowadzony i powieszony w lesie. Ciała ich znaleźli grzybiarze.” (S.  Żurek: UPA w Bieszczadach, wyd. II. Wrocław 2010, s. 46).

20 listopada we wsi Touste pow. Skałat banderowcy spalili 15 gospodarstw polskich i zamordowali 19 Polaków, w tym matkę z 6 dzieci (ojca, Bronisława Sachadynę, powołano do WP).

21 listopada we wsi Kupczyńce pow. Tarnopol zamordowali 9-osobową rodzinę polską: 53-letniego Kazimierza Poprowskiego, 47-letnią żonę Pelagię, synów: 5-letniego Dawida, 8-letniego Włodzimierza, 10-letniego Jana i 16-letniego Mikołaja, córki: 1-roczną Marię, 6-letnią Anastazję i 14-letnią Olgę.

23 listopada we wsi Sorocko pow. Trembowla podczas pogrzebu Józefa Kobyluka zabitego 20 listopada upowcy ostrzelali kondukt pogrzebowy zabijając księdza Adama Drzyzgę (rannego dobili bagnetem) oraz 55 Polaków, a 25 poranili; w tym czasie we wsi zamordowali co najmniej 50 Polaków, a 10 poranili; łącznie zamordowali co najmniej 106 Polaków. 

25 listopada w kol. Czyszczak pow. Kołomyja należącej do wsi Kamionka Wielka upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 50 Polaków, a pod koniec listopada dalszych 10; w tym 7-osobową rodzinę z 5 dzieci, matkę z 4 dzieci. „Wszystkich pochowano w jednej wspólnej mogile. Tej nocy zginęło wiele innych rodzin, m.in. z rodziny Peca 5 osób. Banderowcy mężczyzn zabijali strzałami w tył głowy i układali twarzą do podłogi, natomiast kobiety i dziewczęta mordowali w łóżkach, prawdopodobnie po uprzednim zgwałceniu. Nie mogłam oderwać ich ciał od pierzyn i piór z zastygłej krwi. W innych polskich domach na Czyszczaku kilkoro małych dzieci miało nożem przybite języki do stołu. Kilku młodym dziewczętom napastnicy porozcinali usta od ucha do ucha. Śmiali się wtedy i mówili: „Masz Polskę szeroką od morza do morza” (Malwina Świątkowska; w: Siekierka..., s. 264; woj. stanisławowskie).  We wsi Ostrów pow. Sokal zamordowali 2 dzieci polskich: „Być Romana, 3 tygodnie; Być Władysława, lat 10. Jeden z oprawców wziął niemowlę za nóżki i bijąc o betonową studnię, zmiażdżył jego główkę. Ciała obu dziewczynek oprawcy wrzucili do studni. Matka na widok banderowców uciekła i ocalała, ich ojciec Martyn był nieobecny w tym czasie w domu”  (Adolf Kondracki; w: Siekierka..., s. 1064).

26 listopada we wsi Hnidawa pow. Zborów upowcy zamordowali 48 Polaków z 10 rodzin. „Mordu dokonali banderowcy pod komendą Włodzimierza Jakubowskiego "Bondarenki" sotnika z UPA. Podczas rzezi pięcioletnią dziewczynkę - Zosię zmuszono do wypicia kubeczka krwi jej ojca, zabitego na oczach dziecka. Innej dziewczynce Hani, w zbliżonym wieku, kazano zjeść kawałek ciała jej ojca. Dziewczynce tej banderowcy w przystępie "wspaniałomyślności" darowali życie mówiąc "żyj na chwałę Stepana Bandery". (http://www.olejow.pl/readarticle.php?article_id=250  oraz Komański..., s. 477).

29 listopada we wsi Diuksyn pow. Kostopol upowcy zamordowali żonę powstańca styczniowego Klarę Teofilę Dobrzecką, w wieku 105 lat, i jej najstarszą córkę, Marcelę Kaznowską, też już staruszkę. Zwłoki kazali pogrzebać za wsią, w miejscu, gdzie zakopywano padlinę. W tym samym czasie i o tej samej godzinie zostali zamordowani członkowie tej rodziny w Werbczu Wielkim: zamężna córka Klary Teofili Dobrzeckiej z 2 dzieci w wieku przedszkolnym oraz dziadek, ojciec matki.

W listopadzie 1944 roku (świadkowie nie podali dnia zbrodni):  

We wsi Dołhe pow. Stryj podczas ewakuacji Polaków na konwój furmanek z uciekinierami na drodze w pobliżu wsi zorganizowała zasadzkę banda UPA, część ludzi zamordowała na miejscu, część uprowadziła i utopiła w rzece Dniestr. Zginęło wtedy 150 osób. Nikt prawdopodobnie nie ocalał.

We wsi Hordynia pow. Sambor banderowcy uprowadzili 7 Polaków: ciała 6 Polaków znaleziono po kilku dniach na polach, natomiast 19-letnia Alicja Beck zaginęła bez śladu (ciała jej rodziców znaleziono).

We wsi Mytnica pow. Trembowla Polacy przez kilka godzin bronili się w budynku, który w końcu upowcy oblali naftą i benzyną i podpalili; żywcem spłonęło 31 Polaków.

We wsi Podczahryk pow. Zaleszczyki należącej do sołectwa Torskie upowcy dokonali napadu o 5 rano i zamordowali 31 Polaków; większość po obrabowaniu spalili żywcem w budynkach; wśród ofiar było tylko 2 mężczyzn powyżej 17 lat, reszta to kobiety i dzieci.      

Jesienią 1944 r. we wsi Gajowskie pow. Kamionka Strumiłowa banderowcy zamordowali 2 braci z rodziny polsko-ukraińskiej. „On był Ukraińcem, jego żona Polką, mieli troje dzieci; dwóch synów i młodszą córkę. Synowie wstąpili do UPA, gdzie otrzymali rozkaz zamordowania swojej matki – Polki. Odmówili i za to, na rozkaz swoich zwierzchników, zostali zamordowani. Rodzicom, pod karą śmierci, nie pozwolono na wzięcie udziału w uroczystościach pogrzebowych własnych synów. Ich córka Stefania, która wyszła za mąż za Ukraińca i uważa się za Ukrainkę, zapytana obecnie o los braci, wystraszona blednie. Po chwili milczenia odpowiada, że była wtedy dzieckiem i niewiele może powiedzieć. Wiadomo jej tylko, że pod Brodami jej bracia zostali wydani przez Polaków w ręce bolszewików, którzy ich tam zamordowali. W tak perfidny sposób ukrywa się jeszcze dziś zbrodnie popełnione przez ludzi spod znaku OUN-UPA.” (Bronisław Szeremeta: "Watażka jego zbrodnie i zakłamane wspomnienia").

We wsi Krosienko pow. Przemyślany: „Makary Kopociński to mój Dziadek stryjeczny, jego żona to Katarzyna. Ich syn Stefan wraz z żoną Anną i dziećmi: Stanisławem i Katarzyną oraz Danusią - 6 osób z mojej rodziny i Danusia, (nieznane nazwisko, dziewczynka ze Lwowa, przebywała gościnnie u naszej rodziny i razem z nimi zginęła). Zostali żywcem spaleni w ich własnym domu w Krosienku.” (Dr Zbigniew Kopociński, 7.11.2008 r.; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ;).

Między wsią Lada a wsią Rokitno pow. Sarny dokonali napadu na kolumnę kilkudziesięciu rodzin polskich uciekinierów, osłanianą przez mały oddział żołnierzy sowieckich; zginęła nie ustalona liczba Polaków i żołnierzy sowieckich.   

Przykłady mordów nacjonalistów ukraińskich na Polakach w grudniu 1944 roku (269 napadów): 

1 grudnia 1944 roku we wsi Hińkowce pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali 30 Polaków. Czesława Kierzyk z domu Lewicka: „W moją pamięć, 11-letniego wówczas dziecka, mocno wryły się wydarzenia 1 grudnia 1944 roku. W tym dniu na każdym domu polskiej rodziny w Hińkowcach (powiat Zaleszczyki) wywieszono ogłoszenia bandy UPA, w których nawoływano do natychmiastowego opuszczenia wsi. Jednocześnie grożono, że w przeciwnym razie stanie się z nami to, co z Żydami. Jeszcze tej samej nocy dokonano okrutnego mordu na Polakach. Noc była jasna. Śnieg, który przyprószył ziemię, odbijał blask księżyca. Bandyci zbliżali się do wsi od strony Zaleszczyk z Hartanowic w kierunku Tłustego. Szli pieszo, niektórzy jechali wozami. Ostatni podpalali polskie domy. Oszczędzali tylko te, które sąsiadowały z domami ukraińskimi z obawy, że ogień się rozniesie. Widać, że mieli dobre rozeznanie w terenie. Spalono bardzo dużo domów. Cała wieś stała w ogniu. Widzieliśmy, jak strzelano do uciekających ludzi. Tak zginęła matka Franciszka Kolerżaka, która uciekała, niosąc go na rękach. Kiedy upadła trafiona kulą, na jego oczach zabito podbiegającą do nich starszą siostrę. Zamordowano Bronisława i Edwarda Kutkowskich, Linkiewiczów i wielu innych. /.../ Te wydarzenia wpłynęły ostatecznie na decyzję o wyjeździe z Zaleszczyk na Ziemie Odzyskane. Trzeba było jednak jeszcze czekać na odpowiednie dokumenty i wagony do transportu. Trwało to dość długo. Mieszkaliśmy w domach po wymordowanych wcześniej Żydach. Widzieliśmy, jak Dniestrem płynęły drzwi z przybitymi do nich zwłokami ludzkimi. Zabraliśmy ze sobą niewiele dobytku. Kiedy w następnych dniach co odważniejsi wrócili do domów, aby zabrać jeszcze potrzebne rzeczy, okazało się, że w mieszkaniach niczego już nie było. Zostały rozszabrowane. Nawet obrazy zdjęto ze ścian. Z Zaleszczyk wyjechaliśmy dopiero wiosną 1945 roku.” (Czesława Kierzyk z domu Lewicka; w: kotlactive.pl/.../relacje-i-wspomnienia-osadnikow-rejonu-gminy-kotla-2012-czesc-2-2...  ).

3 grudnia we wsi Ciemierzyńce pow. Przemyślany: „Napad był zaskoczeniem, uciekających chwytano i wrzucano żywcem do ognia. Zginęło wiele osób od kul, siekier i ognia. Wiele osób było rannych i poparzonych. Według niepełnych informacji liczba ofiar wyniosła ponad 100 osób.” (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 171).

4 grudnia we wsi Kniażyce pow. Przemyśl: „4 grudnia w Kniażycach wymordowali polską rodzinę Pawła Narożnowskiego (rodziców i 2 dzieci – Pawła, Katarzynę, Jana), a jedno lub dwoje dzieci zostało ranne (Feliks i Edward).” (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s.157).

6 grudnia w miasteczku Niżniów pow. Tłumacz tuż po opuszczeniu miasteczka na kilka dni przez oddział NKWD upowcy dokonali napadu i zamordowali 50 Polaków, w tym całe rodziny; ponadto w przysiółku Kopyłów zamordowali 8 Polaków, w tym w klasztorze 2 siostry zakonne (s. Teresę i s. Celinę); łącznie 58 Polaków. We wsi Zatyle pow. Tomaszów Lubelski obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali co najmniej 20 Polaków.

9 grudnia we wsi Gontowa pow. Zborów: „Dwóch morderców nas zauważyło, i zaczęli do nas strzelać. Któryś z nich trafił mamę w nogę, tak, że upadła na ziemię. Uciekając odwróciłam się, nad mamą stał jeden z bandytów. /.../ Ojciec znalazł zwłoki mamy, leżała na ziemi martwa, bez butów, które zabrali jej mordercy. Ojciec wziął mamę na ręce i wtedy zauważył, że z brzucha wypadły jej wnętrzności. Mordercy wbili jej też w krocze duży kołek. Tej nocy w podobnie męczeński sposób, zginęły jeszcze dwie inne kobiety” (Józefa Olszewska; w: Komański..., s. 951).

10 grudnia we wsi Żelechów Mały pow. Kamionka Strumiłowa: „Moja mama Katarzyna (1920 r.) opowiedziała mi o mordach na Polakach w miejscowości Żelechów Mały i Żelechów Wielki w woj tarnopolskim w latach 1943/45 , nie pamięta dokładnie nazwisk i imion wszystkich pomordowanych, ale co pamięta - prosiła mnie, żebym gdzieś to napisał. ŻELECHÓW MAŁY pow. Kamionka Str. Nazwisko: Barski X; Cymbalista Szymon; Regieńczuk Anna; Grodz XX 2 osoby; Grodz Jan; Hundzyk Władysław; Hundzyk Anna ; Zasińczuk  X z miejscowości Horpin'.  Informację przesłał Jan Cymbalista na prośbę mojej Mamy Katarzyny”. (Katarzyna Cymbalista, 09.11.2015; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/czytelnicy_2.html ). Z tej miejscowości w książce H. Komańskiego i Sz. Siekierki nie ma żadnej informacji o zbrodniach.

W połowie grudnia w kol. Bazar pow. Czortków: „W połowie grudnia 1944 r. zamordowano podczas nocnego napadu 30 polskich rodzin (łącznie ponad 100 osób), m. in. 7-osobową rodzinę Jana Raka. Pozostałych nazwisk nie ustalono.” (Kubów..., jw.).  

21 grudnia we wsi Siedliska pow. Brzozów: „21 XII 1944 r. ok. godz. 18.00 kilkunastu banderowców przyszło do domu rodziny Syczów w Siedliskach. Uprowadzili z niego do pobliskiego lasu, a następnie do Woli Wołodzkiej Władysława Sycza (35 lat), jego żonę Anielę (która była w ciąży) i troje dzieci – córkę 6 lat i dwóch synów w wieku 5 i 3 lat. Po okrutnych torturach, łamaniu rąk, wydłubaniu oczu, zostali zamordowani. Ich ciała ukryto pod gałęziami. Następnego dnia sołtys Siedlisk odnalazł je w okolicy Woli Wołodzkiej”  (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula..., jw.)

22 grudnia we wsi Toustobaby pow. Podhajce banderowcy w sile około 500 napastników siekierami, widłami, nożami, bagnetami, paląc żywcem itp., wymordowali 82 – 93 Polaków, a ich gospodarstwa obrabowali i spalili. Polska ludność cywilna rzuciła się do ucieczki; także członkowie IB zaczęli wycofywać w stronę kościoła, gdzie w efekcie schroniło się około 250 osób. UPA kilkakrotnie przypuszczała ataki na kościół, lecz zostały one odparte przez obrońców. Szturm trwał do godziny 1 w nocy, kiedy od strony Monasterzysk na odsiecz Polakom nadjechały wojska sowieckie, co spowodowało wycofanie się upowców. Atak UPA na Toustobaby był częścią większej akcji – w tym samym czasie zaatakowano pobliskie wsie Zawadówka, Korzowa i Zawałów. „Szczególnie utkwiły mi w pamięci obrazy męczeńskiej śmierci Jana Zarzyckiego, 17-letniego chłopca, z rozciętą na pół głową, oraz Czerwińskiego i Jana Tracza z wyciętymi językami, którzy później zostali dobici kolbami karabinów lub kołkami. Pamiętam także małego chłopczyka 2-3 letniego z rodziny Czerwińskich (był to 2-letni Stanisław Czerwiński – przypis S.Ż.) z którego oprawca zdarł na żywca skórę. Dokonał tego Ukrainiec o nazwisku Stepan Choptij”. (Józef Zarzycki; w: Komański..., s. 772). We wsi Zawadówka pow. Podhajce banderowcy maszerując na rzeż wsi Tousobaby „po drodze” wymordowali tutaj 46 Polaków oraz w osiedlu Huta Zawadowska 15 Polaków, łącznie 61 osób; wśród ofiar był 5-tygodniowy Stanisław Skalski.

We wsi Głęboczek pow. Borszczów: „Przed świętami Bożego Narodzenia do Głęboczka pojechała do własnego domu po żywność młoda kobieta (bardzo ładna). W mieście zostawiła męża i małe dziecko. Pojechała i myślała, że ona będzie bezpieczniejsza niż mąż. Banderowcy ją złapali, odarli z odzienia, zgwałcili i uwiązali nagą do konia. Wlekli ją po twardych zamarzniętych grudach i po ściernisku po zbiorze kukurydzy. I tak zmasakrowane ciało porzucili pod miastem. Stale zadaję sobie pytanie: Jak nisko mogą upaść ci, którzy mienią się ludźmi i wierzą w tego samego Boga?!” (Mieczysław Walków;16.01.2012. Moje przeżycia opisałem na „Blogu”-  kronika Mietka W. na „Naszej Stronie”; www.absolwenci56.szczecin.pl ).

23 grudnia we wsi Zwiniacz pow. Czortków: „Nie wiem tylko, co w tym kontekście powiedzieć mojemu Ojcu (rocznik 1926r.), którego Matkę 23.12.1944r. w Zwiniaczu (powiat Czortków województwo Tarnopol) zabili partyzanci UPA. Odrąbali głowę, obcięli piersi a truchło za sańmi wlekli przez wieś krzycząc, że „syna wołała, i synok nie pomog – gdzie on, jeho chcemy?” (był w wojsku) – ot polskie losy jakich wiele. /.../ Nie wiem tylko jak rozmawiać z Ojcem o postawie Prezydenta i Premiera (ale i wielu biskupów w przeszłości i obecnie) w wołyńską rocznicę. Że też nie było doradców, którzy przypomnieliby im, iż parafrazując Słonimskiego - Jak nie wiesz jak się zachować to zachowaj się przyzwoicie. Naturalnie – na wszelki wypadek. Ale – kto by tam słuchał starego Żyda. Pozdrawiam. HOHENTVIEL 14.07.2008„ (Moje 3 grosze; w:.http://freeyourmind.salon24.pl/59254,kazdy-wolyniak-jest-ruskim-agentem ). 

24 grudnia (Wigilia Bożego Narodzenia) we wsi Białogłowy pow. Zborów zamordowali  4-osobową rodzinę polską Kwiatków. Rodzice Jan i Maria oraz ich dwie córki zostali dosłownie pocięci oraz skłuci nożami i bagnetami na kawałki.  We wsi Ditkowce pow. Tarnopol banderowcy przy drodze na skraju lasu zamordowali 8 Polaków, w tym 7 kobiet. Zasztyletowane zostały: Bieniaszewska Anna ze wsi Gontowa,  Miazgowska Maria ze wsi  Gontowa, Olszewska Bronisława ze wsi Gontowa, Olszewska Rozalia Danuta ze wsi Dębina, Szeliga Genowefa ze wsi  Dębina , Szeliga Tekla ze wsi  Dębina; oraz zastrzeleni: Szeliga Anna ze wsi Gontowa i Szeliga Maciej ze wsi Gontowa. W mieście Dolina woj. stanisławowskie zamordowali 53 Polaków; spalili wszystkie domy polskie w dzielnicach Odenisa i Zniesienie. Wielu Polaków zostało ciężko rannych. Na murach kościoła parafialnego pojawiły się plakaty i hasła: „Polacy do Polski, bo tu wasza mogiła”. We wsi Ihrowica pow. Tarnopol banderowcy oraz chłopi ukraińscy z SKW z okolicznych wsi podczas wieczerzy wigilijnej dokonali rzezi ludności polskiej, podawane jest liczba od 79 do 92 zamordowanych Polaków oraz 1 Ukrainiec. Mordu dokonali za pomocą siekier, noży, bagnetów i różnych innych narzędzi; znaczna część ciał spaliła się razem z zabudowaniami, stąd liczba ofiar jest niepełna. W kwietniu z Ihrowicy zabrano do 1 Armii WP 180 Polaków, pozostały głównie kobiety, dzieci i starcy. Zamordowali ks. proboszcza Stanisława Szczepankiewicza, do ostatniej minuty życia ksiądz zawiadamiał i ostrzegał swoich parafian o napadzie dzwoniąc sygnaturką. Nacjonaliści z Ihrowieckiego SKW byli bardzo pomocni bandzie „Czornego”, bo znali teren i liczebność poszczególnych rodzin polskich przeznaczonych do zagłady. W nagrodę mogli rabować wartościowe przedmioty, potykając się o trupy swoich zamordowanych sąsiadów. Banderowcy, którzy zaatakowali Ihrowicę Górną, przymaszerowali z Kazimierzowa (Choinów) już po zmroku. W tej części wsi charakteryzującej się gęstą i sąsiadującą ze sobą zabudową gospodarstw polskich i ukraińskich napastnicy działali spokojnie i planowo. Ewentualna odsiecz mogła przybyć tylko od południa, z przeciwległej strony wsi, wiec grupa działająca w Ihrowicy Górnej nie była narażona na jej bezpośrednie uderzenie. Dlatego też banderowcy metodycznie przeczesywali dom po domu w poszukiwaniu Polaków. Spokojnie też rabowali dobytek oraz inwentarz żywy. /.../ Po jakimś czasie usłyszeliśmy straszliwy lament kobiet od Białowąsów „Głąbów”. Była tam babcia, matka, trzy córki i mieszkająca z nimi zaprzyjaźniona nauczycielka z Cebrowa. W czasie napadu uciekły na strych zamykając za sobą właz. Teraz paliły się żywcem, gdyż Ukraińcy podpalili ich dom. Tego wołania Boga i ludzi o pomoc opisać nie potrafię. To był jakiś koszmar. Chwilami dłońmi zatykałem uszy. Do końca życia nie zapomnę ich przerażonych, wręcz oszalałych z bólu krzyków. /.../ Poszliśmy w stronę kościoła. Za studnią, naprzeciwko plebanii, w przydrożnym rowie leżała najmłodsza córka Białowąsów „Głąbów” - Stefcia. Owinięta była w naszą pierzynę, którą musieli zgubić rabusie. Już nie żyła. Chociaż ciało jej było mocno popękane i częściowo spalone, ocalał od ognia długi warkocz splecionych włosów. Oczy miała otwarte. Przez uchylone usta widać było śnieżnobiałe zęby. Wszyscy, którzy się jej wtedy przyglądali, płakali. Stefcia była piękną, 13 letnią dziewczyną, wyrośniętą, zgrabną i zawsze uśmiechniętą. Tak ją zapamiętałem. Stała się dla nas symbolem cierpienia pomordowanych Ihrowiczań. Był to widok szczególnie tragiczny i przygnębiający. Kto ją wtedy widział martwą, leżącą w rowie na tle dymiących jeszcze zabudowań, z całą pewnością zapamiętał na całe życie. Postaliśmy chwilę nad jej zwłokami i poszliśmy na plebanię. /.../ Nadjechały sanie wypełnione zwłokami poukładanymi warstwami. Ciała były zamarznięte. Ludzie zastygli w pozach, które przybrali w chwili śmierci. Porozkładane na boki ręce pomordowanych jakby prosiły o litość. Prawie wszyscy mieli pootwierane oczy. Jedni patrzyli w niebo, drudzy spoglądali na stojących przy drodze ludzi. Na widok tych twarzy coś ściskało za gardło, do oczu napływały łzy. Żegnaliśmy ich na zawsze modląc się i płacząc. Za saniami pełnymi trupów szła mała grupka ludzi. To najbliżsi odprowadzali swoich zmarłych. Szli zrezygnowani i milczący. Wiem, że tych obrazów i przeżyć nigdy się już nie zapomni. One wracają i wracać będą przez całe życie bez naszej woli, w snach i na jawie. Trudno to pojąć, ale zmarli żegnani byli zza zamkniętych okien obojętnym, a nawet niekiedy nienawistnym wzrokiem części współbraci Ukraińców. Smutne to, ale prawdziwe.” (Jan Białowąs: Wspomnienie z Ihrowicy na Podolu, 1997).

We wsi Pistyń pow. Kosów Huculski upowcy zamordowali 36 Polaków, w tym całe rodziny. „Pamiętam, jak oboje z mężem i naszym trzyletnim dzieckiem, zawiniętym w pierzynę, nocą ukryci poza domem, widzieliśmy łuny na niebie z palących się gdzieś polskich zagród. Na dzień wracaliśmy do naszego domu. I tak od sierpnia 1943 roku minął kwiecień 1944 roku, okres pełen niepokoju, strachu i ciągłego ukrywania się przed śmiercią z rąk ludobójczych banderowców. /.../ Niektórzy jednak pozostali na miejscu. Ulegli oni zapewnieniom ukraińskiego księdza greckokatolickiego, który obiecywał, że kto przepisze się na greckokatolicyzm i narodowość ukraińską i opłaci po 2 kg pszenicy od osoby, to może pozostać we wsi i nic mu nie grozi. Kilka rodzin pozostało, ale już 24 grudnia 1944 roku banderowcy ponownie dokonali napadu i zamordowali pozostałych”.  (Komański..., s. 229 i 231). 

We wsi  Putiatyńce pow. Rohatyn: „W wieczór wigilijny 1944 roku do domu moich dziadków w Putiatyńcach weszli dwaj banderowcy. Jeden był bardzo wysoki a drugi zdecydowanie niższy. Byli to osobnicy nieznani moim dziadkom. Nakazali mojemu dziadkowi Maksymilianowi Pańczukowi wyjść z domu i pokazać im drogę do innej wsi. Dziadek chcąc chronić swoją rodzinę wyszedł bez stawiania oporu na zewnątrz, gdzie czekała bardzo liczna grupa pozostałych oprawców. Ruszyli wraz z dziadkiem w stronę wsi Łuczyńce. /.../   Po niedługim czasie od zaginięcia mojego dziadka jego brat Filip Pańczuk postanowił go odszukać. W polu pomiędzy Putiatyńcami a Łuczyńcami dokonał makabrycznego odkrycia. Leżały tam zmasakrowane, rozkawałkowane zwłoki mężczyzn (około 10 osób) i pomiędzy nimi rozpoznał szczątki swojego brata Maksymiliana. /.../  Po jakimś czasie moja babcia Maria - żona zamordowanego Maksymiliana Pańczuka otrzymała list z Putiatyńców od dawnej sąsiadki Polki. Napisane tam było "na Twoim mężu rośnie żyto". Z treści tego zdania można sądzić, że ciało mojego dziadka jak i pozostałych pomordowanych spoczywa w polu pomiędzy Putiatyńcami a Łuczyńcami”. (Anna Pańczuk, w: www.stankiewicze.com/ludobójstwo.pl  -  oraz korespondencja e-mailowa z autorem). Wielkie i radosne święto wigilii narodzin Zbawiciela, banderowscy bandyci we wsi Putiatyńce zbrukali okrutnym mordem co najmniej 14 Polaków. 

We wsi Torskie pow. Zaleszczyki: „24.12.1944 r. korzystając z uczty wigilijnej banda urządziła napad. Zginęło 73 Polaków a 37 osób zostało rannych” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 

25 grudnia (Boże Narodzenie) we wsi Czernica pow. Brody banderowcy zamordowali 29 Polaków, w tym całe rodziny; Piotr Kochanowski ukrzyżowany został w stodole. We wsi Dźwiniacz pow. Zaleszczyki zamordowali 22 Polaków, pracowników bazy traktorowej. We wsi Petryków pow. Tarnopol banderowcy zamordowali 12 Polaków. Wiktoria Biała, nauczycielka należąca do AK o ps. „Wika”, która ukrywała Żydów, oraz jej dwie siostry: Bronisława i Karolina Maślanka,  także nauczycielki, zostały utopione w rzece Seret. Nauczyciela Józefa Turskiego z żoną spalili żywcem we własnym domu. Byłego wójta gminy Jana Dobrzańskiego utopili w rzece Seret.

W nocy z 28 na 29 grudnia we wsi Łozowa pow. Tarnopol banderowcy z sotni „Burłaki” oraz chłopi ukraińscy z SKW z sąsiednich wsi w liczbie około 500 napastników obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali głownie za pomocą siekier, noży, bagnetów i innych narzędzi 131 Polaków, od niemowlęcia po 100-letnią staruszkę; głównie kobiety i dzieci, gdyż mężczyźni zostali powołani do 1 Armii. „Całą noc i następny dzień ocalała ludność Łozowej odnajdywała ciała pomordowanych. Na ciele każdej ofiary znajdowały się głębokie i rozległe rany zadawane siekierą, widłami, bagnetami lub nożami. Małe dzieci rozdzierano na pół. Kobietom wykłuwano oczy i obcinano piersi oraz ręce. /.../ Podczas napadu banderowców na Łozową, we wsi brak było zorganizowanej obrony. Większość mężczyzn służyła w tym czasie w Wojsku Polskim i walczyła na froncie z Niemcami” (Maria Markiewicz; w: Komański..., s. 843). Front w tym czasie stał nad Wisłą. „W działaniu napastników zauważono podział pracy. Jedne grupy, głównie mężczyźni wdzierali się siłą do mieszkań, wyłamywali drzwi i okna, mordowali, najczęściej przy użyciu siekier i noży. Druga grupa rabowała i ładowała na wozy zagrabiony dobytek. Trzecia podpalała budynki, a do uciekających strzelała. Napastnicy byli bezwzględni, nikomu nie darowali życia. Plon napadu był przerażający. Większość kobiet, starców i dzieci była zarąbana siekierami lub zakłuta bagnetami czy nożami. Ściany i podłogi domów, łóżka, całe zbryzgane krwią. Spotykało się dzieci z rozciętymi do połowy lub całkowicie odciętymi głowami, niemowlęta zabijano uderzając główkami o narożniki łóżek. Kilka osób walczyło ze śmiercią i skonało po kilku godzinach. /.../ Wtedy wszyscy zdali sobie sprawę z tego, że sowieckie władze tolerują szalejący terror rozpętany przez ukraińskich szowinistów. Było to im zresztą na rękę, bo rozwiązywało problem etniczny tych ziem” (Paweł Stocki; w: Komański..., s. 854 – 855). Wśród atakujących rozpoznano Ukraińców z sąsiednich wiosek: Kurnik Szlachcinieckich, Stechnikowiec, Czernichowiec i Szlachciniec. W domu Pawła Kozioła upowcy zabili jego matkę oraz pobili jego żonę, z pochodzenia Ukrainkę. Koziołowa padając nakryła własnym ciałem dziecko, ratując mu życie i udawała martwą. Leżąc zauważyła towarzyszące upowcom kobiety ukraińskie, plądrujące izbę; jedną z nich była jej własna siostra. „W nocy z 28 na 29 grudnia 1944 r. wymordowanych zostało 131 osób w Łozowej w powiecie tarnopolskim.” (Grzegorz Hryciuk: Akcje UPA przeciwko Polakom po ponownym zajęciu Wołynia i Galicji Wschodniej przez Armię Czerwoną w 1944 roku). Zamordowanych pochowano 31 grudnia 1944 w zbiorowej mogile na przykościelnym placu. W latach 80. zbiorowy grób ofiar został przeniesiony na cmentarz w pobliskich Szlachcińcach. Na grobie władze radzieckie postawiły tablicę z gwiazdą i napisem w języku ukraińskim: Współmieszkańcom wsi, którzy zginęli z rąk ukraińskich burżuazyjnych nacjonalistów. Około 1991 roku napis został usunięty z tablicy. W 2008 roku na cmentarzu w Szlachcińcach wzniesiono nowy pomnik ofiar zbrodni w Łozowej. Karolina Łagisz, która boso i w koszuli, stała ukryta za stertą 4 – 5 godzin i słyszała jak mordują jej rodzinę: babcię, matkę i siostrę z dziećmi – stwierdza: „Ja tam na polityce się nie znam, nie sięgam daleko, do Kijowa czy Lwowa. Ja wybaczam swoim bliskim sąsiadom, tym w promieniu 10 km za doznane krzywdy, za wymordowanie moich bliskich i nienawiści do nich nie żywię. Chciałabym ich również przeprosić, ale doprawdy nie wiem za co. Zwracam się zatem do dobrych sąsiadów, tych bliższych i ze Szlachciniec i Kurnik oraz dalszych z Bajkowiec, Rusinków, Białej, Czystyłowy, Stechnikowiec, Czernichowiec, Dubrowiec: powiedzcie, ile osób u Was Łozowianie zamordowali, może kogoś obrabowano lub wyrządzono inną krzywdę, może podebrano jabłka w sadzie lub jaja w kurniku? Może to stało się za czasów zaboru austriackiego, może za Polski sanacyjnej, a może od Armii Krajowej doznaliście jakich krzywd? Na razie przepraszam za to, że żyję, że Wasz jeden syn niecelnie strzelał, a drugi nie rozpoznał mnie i wziął za swoją. Wybaczcie mi również to, że nie mogę zapomnieć tragicznego głosu mordowanej mamy oraz widoku Sabinki z córeczkami siedzącymi tak, jakby ktoś usadził je do fotografii. To przekracza moje siły” (Karolina Łagisz; w: Komański..., s. 840). Jan Kanas w książce „Podolskie korzenie”, Lublin 2002, podaje wykaz mieszkańców wsi Łozowa zamordowanych i zmarłych w następstwie odniesionych ran otrzymanych w czasie napadu UPA. Przy wszystkich nazwiskach podany jest wiek ofiar; Pawełek Makuch miał pół roku, a Maria Gajowska lat sto. 

31 grudnia we wsi Milno pow. Zborów banderowcy zamordowali 11 Polaków. „Na Sylwestra osiem nierozważnych kobiet, które zostały we wsi na noc, poszło spać do Ukraińców. Trzy do Syrotiuka, a pięć do Jacychy. Ktoś doniósł o tym banderowcom. Od Syrotiuka wyprowadzili Annę Czaplę i Annę Bułę z wnuczką Stefanią Zaleską do domu Czappów i tam je zamordowali. Od Jacychy zabrali kobiety do Gałuszy. Anię Krąpiec  zastrzelili, Katarzynę Botiuk udusili, a Katarzynę Krąpiec i Katarzynę Zaleską, zakłuli kosami. Rano wszedł tam Ukrainiec Piotr Futryk, wyciągnął jednej z kobiet kosę z brzucha i powiedział: "Tak ludzie nie postępują". Był to uczciwy i szanowany człowiek. Jeden z nielicznych którzy nie dali się wciągnąć do rzezi. Z tej grupy uratowała się tylko Anna Mazur, która wsunęła się pod łóżko. Bandytów chyba zaślepiło - wszędzie szukali a tam nie. Według jej relacji, wszystkie się gorąco modliły, a Katarzyna Krąpiec, wychodząc na egzekucję powiedziała: "No to chodźmy na tą naszą Golgotę". Gdy rizuni wrócili, a usłużna gospodyni podała im wodę do obmycia z rąk krwi, jeden powiedział : "Ja nie muszę myć, ja swoją udusiłem". Rano Hnatów osłupieli, widząc Annę wyłażącą spod łóżka. Jacycha powiedziała tylko: "Hanko, a Wy de buły?" Przerażona i rozdygotana kobieta wyrwała się ze strasznego domu i półżywa pobiegła drogą do Załoziec. Tej nocy na Kamionce banda zamordowała cztery osoby: Annę Dec, małżeństwo Dziobów (Mikołaj, Agnieszka) i nocującego u nich Jana Majkuta. Annę zamęczyli powolnymi torturami. Miała wyrwany język, wydłubane oczy i liczne rany. Dziobów i Majkuta zamordowano w łóżkach. Tych 9 bezbronnych kobiet, w tym 2 młode dziewczyny, oraz 2 mężczyzn, złożyło ostatnia ofiarę krwi i życia ojczystej ziemi” (Adolf Głowacki: "Milno - Gontowa"; Szczecin 2008). 

We wsi Uhryńkowce pow. Zaleszczyki w noc sylwestrową  z 31 grudnia 1944 na 1 stycznia 1945 roku upowcy  oraz ukraińscy chłopi z okolicznych wsi w sile ponad 200 osób podczas napady wymordowali około 150 Polaków. Ukraińcy zatarasowali drzwi polskich domów i je podpalili, stąd większość ofiar spłonęła żywcem; uciekających zabijali siekierami, widłami, bagnetami. Ofiarami były kobiety, dzieci i starcy, gdyż mężczyźni w wieku 18 - 50 lat powołani zostali do Wojska Polskiego, które stało w tym czasie nad Wisłą. Śledztwo IPN  (sygn. akt. S 74/02/Zi) wymienia Uhryńkowce jako miejsce zbrodni ludobójstwa o szczególnym okrucieństwie.

We wsi Worochta pow. Nadwórna w noc sylwestrową z 31 grudnia 1944 na 1 stycznia 1945 roku upowcy zamordowali 72 Polaków, w tym 8-osobową rodzinę Wydrów. Oddział UPA pod dowództwem gajowego Hawryły Dederczuka otoczył wieś kordonem. Następnie upowcy rozeszli się po wsi, wstępowali do polskich domów i mordowali Polaków bez względu na płeć i wiek przy pomocy siekier, noży i bagnetów. Po dokonaniu mordu do obejść wkraczały ukraińskie kobiety i zabierały na podstawione sanie mienie zabitych. Rzeź przerwał oddział sowieckiego wojska stacjonujący w pensjonacie „Oaza”, zaalarmowany przez córkę legionisty Sołowija. Ciała zabitych zostały pochowane 2 stycznia 1945 przy pomocy żołnierzy sowieckich w zbiorowej mogile przy cerkwi greckokatolickiej w Worochcie. Ich mogiły odnalazł przy pomocy Józefa Smereczyńskiego w 1989 roku Jan Wydra. 

W grudniu 1944 roku:

We wsi Babińce koło Dźwinogrodu pow. Borszczów: „Na początku lata 1944 r. władze sowieckie zabrały do wojska wielu mężczyzn, w tym mojego tatę Juliana Krzyżewskiego i męża Joanny Gonczowskiej. Tydzień po Bożym Narodzeniu 1944 r., kiedy spałam z mamą na piecu, banderowcy rozbili drzwi i weszli do naszej chaty. Było ich trzech. Ściągnęli moją mamę z pieca do sieni i tam ją kolejno gwałcili. Potem pobili ją tak mocno, że była cała posiniaczona. Ja w tym czasie schowałam się pod poduszkę, a kiedy zaczęłam krzyczeć, jeden z banderowców uderzył mnie mocno pałką. Kiedy oprawcy opuścili naszą chatę mama powiedziała: „Uchodźmy z chaty, bo jak jeszcze raz przyjdą to nas zabiją”. Wzięłyśmy pierzyny na siebie i poszłyśmy na strych do stajni. Do rana tam siedziałyśmy nie mogąc zasnąć. Słyszałyśmy, jak w nocy, drogą przez naszą wieś szli i jechali saniami i końmi bandyci – banderowcy. Rano poszłyśmy do mieszkania. Przyszła wtedy do nas nasza sąsiadka, koleżanka mamy, Joanna Gonczowska. Opowiedziała nam, że u niej też byli banderowcy i też ją gwałcili przy dzieciach” (Maria Krzyżewska – Krupnik; w: Komański..., s. 537 – 538).  

We wsi Biała pow. Przemyślany zostały porwane, wywiezione do lasu i zamordowane: Bednarz Antonina, lat 70; Bednarz Anna, lat 30, żona Władysława; Bednarz Eugenia, lat 15, córka Władysława; Bednarz Zofia, lat 9, córka Władysława. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 170). „Jak już byliśmy w Dunajowie, to dowiedziałam się o losie kobiet z rodziny Bednarzów, które - ufając zapewnieniom Ukraińców, że Polki mogą żyć spokojnie - nie opuściły Białego na wiosnę 1944 r. Kilka dni przed świętami Bożego Narodzenia banderowcy przyjechali wozami z obornikiem i zabrali ze sobą dwie kobiety - Antoninę Bednarz i Annę Bednarz (żonę Władysława) oraz dwie dziewczynki, Eugenię Bednarz (lat 15) i Zofię Bednarz (lat 9). Zawieźli je pod las, gdzie rzucili obornik pod cztery drzewa, a kobiety posadzili na oborniku i przydrutowali je do drzew. I tak je pozostawili. Kobiety krzyczały o pomoc, jednak nikt nie ośmielił się iść do nich, ani powiadomić milicję w mieście. Mróz i padający śnieg skrócił ich męki. Przez wiele dni zlatywały się tam wrony na żer oraz bezpańskie psy, gryząc i szarpiąc zwłoki. W Białym Ukraińcy zamordowali 270 osób.” (Genowefa Czajkowska; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 161).

We wsi Germakowka pow. Borszczów pod koniec 1944 roku  małżeństwo polsko-ukraińskie zamierzało wyjechać do Polski. Safron Kifjak był Ukraińcem, jego żona Zofia z domu Konopska była Polką. Tuż przed wyjazdem jej mąż zaginął. „Zaniepokojona Zosia pobiegła do leśniczówki i zobaczyła męża z uciętą głową. Przebywała tam liczna grupa pijanych banderowców. Oni zatrzymali Zosię, najpierw ją zbiorowo zgwałcili, następnie włożyli ja do dużego worka, położyli na ziemi, i zaczęli ćwiczyć rzucanie noży w worek. Podobno zabawa trwała dość długo. Ofiara strasznie krzyczała i cierpiała, aż wreszcie skonała”  (Stanisław Leszczyński; w: Komański..., s. 545).

We wsi Presowce pow. Zborów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 103 Polaków.

„We wsi Rajskie w grudniu 1944 roku bojówkarze SB-OUN kazali Ukraince zamordować swojego męża Polaka, grożąc w przeciwnym wypadku zabiciem jej dwójki małych dzieci. Kobieta odmówiła wykonania tego. W szoku nerwowym rzuciła się na banderowców, ci natomiast zamordowali całą rodzinę – ją, jej męża Polaka, i dwójkę małych dzieci”. (Siekierka, s. 400).

We wsi Siedliska pow. Przemyśl zamordowali 5-osobową rodzinę polską z 3 dzieci; ofiary miały połamane ręce i wydłubane oczy. 

We wsi Teofipólka pow. Brzeżany przy stacji kolejowej zięć Ukrainiec zamordował swoją rodzinę polską: teścia, teściową oraz żonę i ich córkę, około 1,5 roczną, którą przywiązał sznurkiem do sań i ciągnąc po śniegu spowodował jej śmierć, Druga córka boso i w bieliźnie uciekła po śniegu 7 km do swojej krewnej we wsi Kozowa i ocalała.

We wsi Tudorów pow. Kopyczyńce „powstańcy ukraińscy” wymordowali w kościele 40 Polaków, mieszkańców wsi którzy tutaj się schronili, a następnie spalili ich ciała razem z kościołem.  

Przykłady zbrodni określone przez świadków jako mające miejsce „w roku 1944” (329 napadów):

We wsi Brzezina pow. Bóbrkanacjonaliści Ukraińcy wymordowali ludność polską, którą zapędzili do miejscowego kościoła, a następnie żywcem spalili (IPN Wrocław:  Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Lwów i Bóbrka, woj. lwowskie; sygn. akt S 39/02/Zi; lipiec 2012).   

We wsi Czarnokońce Wielkie pow. Kopyczyńce w II połowie 1944 roku po zabraniu mężczyzn do Wojska Polskiego banderowcy uprowadzili z tej wsi oraz ze wsi Czarnokoniecka Wola 40 Polek i zamordowali w pobliskim lesie.

We wsi Dźwinogród pow. Buczacz: Świadek Józef Świerszko z Dźwinogrodu opowiada o zwłokach mężczyzny, które płynęły rzeką i zatrzymały się na grobli. O uciekającym do Buczacza małżeństwie nauczycieli, zamordowanym na skraju lasu. „Tam mieszkała moja siostra Maria. Ojciec mówi: "Idź, zobacz, czy żyją". Poszedłem tam, gdzieśmy kiedyś kwaterowali. Rodzinie siostry nic się nie stało, ale kobieta zaprowadziła mnie trzy domy dalej. Na podwórku kupa gnoju, a w niej coś się rusza... Kobieta leży zamordowana, piersi obcięte. A za nią dziecko, całe we krwi, ale żyje, przeżyło. I wie pan co? Tutaj się z nim spotkałem, mieszkał w okolicach Babimostu. On wspominał, co mu opowiadali, że leżał w kupie gnoju, cały we krwi. A ja wtedy na to: "Ja tam był, widział cię". Ja to mam cały czas przed oczami... Pan Józef nie ukrywa, że przez rok przed wyjazdem na zachód Dźwinogród i cała okolica żyły w niewyobrażalnym strachu przed banderowcami. - Już nie było spania ani nic. A później to tylko na pociąg się czekało - w głosie mężczyzny słychać wyraźne napięcie, choć od tamtych dni minęło prawie 70 lat. - Myśmy wyjechali w listopadzie 1945. Wagony gołe. Trzeba było kołki, druty, łańcuchy, sznury, żeby to powiązać, zapakować. Maszynista stawał na polu: "Dawajcie wódki!", napił się, jechaliśmy dalej”. (Szymnon Kozica: Przed wyjazdem na zachód Dźwinogród i cała okolica żyły w niewyobrażalnym strachu; w: https://plus.gazetalubuska.pl/przed-wyjazdem-na-zachod-dzwinogrod-i-cala-okolica-zyly-w-niewyobrazalnym-strachu/ar/11859872 ).  

W okolicach wsi Huta Stara pow. Kostopol oddział „Istriebitielnego Batalionu” ze Starej Huty napotkał widok: „maleńkie dzieci były nasadzone pupciami na sztachety, dwie młode dziewczyny miały obcięte piersi, jedna ze studni była wypełniona zwłokami” (Siemaszko..., s. 324).

We wsi Ilibna pow. Turka banderowcy spalili ponad 100 rodzin polskich. Czesław Majewski opowiada: „To była wieś Ilibna. To było więcej niż 100 rodzin. Oni przyszli, drewniane budynki benzyną oblali. To wszystko Polacy, spalili się. Ocalał tylko Marian Becowski.” (Czesław Majewski: „Wszyscy w Turce wiedzą, że jestem Polakiem”; https://www.youtube.com/watch?v=rbcdhvOC4vU ).

W okolicy miasta Kałusz, świadek Włodzimierz Bogucki: „W jednej z akcji trafiliśmy do osiedla w okolicy Kałusza. Ksiądz ukrzyżowany na drzwiach stodoły i haki z bron zamiast gwoździ. Gospodyni księdza pocięta, organista przepiłowany na pół, w krzakach rozerwane niemowlę... /.../ Często zarzuca się, że oddziały BCh i AK podobnie się zachowywały wobec Ukraińców. Jednak jakoś nigdzie nie trafiłem na jednoznaczne dowody. Ale pamiętam, że wracając z tej miejscowości pełnej ofiar znaleźliśmy minę, którą chcieliśmy wysadzić gospodarstwo krewnych Stefana Bandery. Dowódca zakazał, chyba że ktoś będzie do nas strzelał. Powiedział, że jesteśmy wojskiem, a nie bandą.” (Dariusz Chajewski: Wasze Kresy: Nie potrafimy zapomnieć rzezi wołyńskiej; w: http://www.gazetalubuska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20130709/REPORTAZ/130709576 ; 9 lipca 2013). 

We wsi Kormanice pow. Przemyśl: „Ponadto jest mi wiadome, że dwie osoby w wieku młodzieńczym (córki) o nazwisku Słupecka pochodzące ze wsi Złotkowice w czasie II wojny światowej przeniosły się z obawy o życie do podprzemyskiej wsi (prawdopodobnie Kormanice) do tzw. Liegenschacht - folwarku (dworku), gdzie pracowały. Prawdopodobnie chodziło również o małżeństwo z Ukraińcem z Husakowa o nazwisko Jan Szpytko, którego jedna z nich nie chciała. W zemście za to obie zostały żywcem obdarte ze skóry, wycinając przy tym krzyże na czole i plecach.” (Stefania Szal: Pamięć - drogą do wyzwolenia; w: http://www.nawolyniu.pl/wspomnienia/szal.htm ). 

We wsi Poczapy, powiat Złoczów: „Na jednym ze zdjęć Józef Kilkarski. Stoi dumnie ubrany w mundur, lekko uśmiecha się pod wąsem i patrzy prosto w obiektyw. Pod spodem napis - "Ożeniony z Ukrainką, zamordowany przez własnego syna z rozkazu OUN-UPA w 1944 roku" (http://www.stowarzyszenieuozun.wroclaw.pl/JOOMLA/wystawa/przejdz-do-wystawy.html ).  

We wsi Podhorce pow. Hrubieszów: „Teresa Pendyk przypomina o napadzie ukraińskiej bandy na rodzinę Dziubińskich. Po nim banderowcy uprowadzili ok. 13-letnią córkę Dziubińskich. Przetrzymywali ją w piwnicy w Podhorcach. Dziewczynka była bita i gwałcona. Zmarła” (http://roztocze.net/arch.php/22746_Ukrai?cy_wystawi?_rachunek_.html).  

„Smarzowski starał się docierać do ludzi, którzy ślady ukraińskich zbrodni albo same zbrodnie widzieli na własne oczy. Film powstawał długo, trudno było dokręcić niektóre sceny ze względu na niedofinansowanie. We Wrocławiu mieliśmy zamknięte spotkanie Polskiego Związku Kresowian z aktorami i reżyserem, jego asystentami, na którym wspólnie obejrzeliśmy film. Na przykład scena, gdzie Ukraińcy zawiązują dzieci słomą i podpalają, tak zwana scena chochoła, wzięła się z doświadczeń moich krewnych – Gołaszy. Ukraińcy związali ich liną, obsypali słomą, podlali naftą i podpalili. Do dziś żyją ludzie, którzy identyfikowali ciała. I to jest świadectwo – dwa małżeństwa zostały spalone żywcem wraz z dziećmi. To nie był wymysł reżysera. To się wydarzyło naprawdę.” („Gdy zakopywano ich żywcem, ziemia jeszcze się ruszała”. Świadectwo p. Edwarda Bienia, rodem z Otynii k. Stanisławowa, honorowego przewod. Stowarzyszenia Kresowian w Dzierżoniowie. Rozmawiał Kamil Rogólski ,; w: http://www.bibula.com/?p=104950 ; 2018-10-23)

We wsi Stańkowa pow. Kałusz zamordowali ponad 206 Polaków: w kościele ponad 200 Polaków, uciekinierów ze wsi Strzałkowce i innych okolicznych wiosek, a ciała ich spalili razem z kościołem; oraz we wsi 6-osobową rodzinę.  

We wsi Ścianka pow. Drohobycz: Franciszka Guszpit: „W Delawie było pięć rodzin czysto polskich. /.../  W sąsiedniej wsi – Skinka po ukraińsku, a po polsku Ścianka, znajdował się polski folwark - zachowała w pamięci pani Franciszka. - Któregoś dnia napadli na niego nacjonaliści ukraińscy, zapędzili wszystkich mieszkańców do piwnicy, wlali tam benzynę i spalili żywcem. (Gazeta Brzeska, Nr 621; za: http://www.gazetabrzeska.eu/Archiwum/Numer/621 ).

W mieście Trembowla woj. tarnopolskie zamordowali 18 Polaków; w tym uprowadzili 25-letnią Irenę Golańską  i na polu koło wsi Ostrowczyk po zbiorowym gwałcie i torturach zamordowali ją. Podczas jej pogrzebu w Trembowli uprowadzili i zamordowali jej narzeczonego Wacława Junaka oraz jego kolegę Jana Ferenca. 

We wsi Zabiała pow. Lubaczów zamordowali 3 małe dziewczynki i nieznaną służącą: córkę szewca Janinę Witkowską lat 12, córkę zarządcy lasów Danutę Terenkowską lat 13 i córkę gajowego Kazimierę Kozicką lat 11.

 W styczniu 1945 roku odnotowano 147 napadów. Przykłady zbrodni:  

3 stycznia we wsi Sufczyna koło Birczy pow. Przemyśl upowcy zamordowali w makabryczny sposób 4-osobową rodzinę polską nauczycieli o nazwisku Sugier: rodziców i 2 synów: „Ciała ofiar, Jana Sugiera, jego żony Anieli i synów Zbigniewa i Mieczysława znaleźliśmy w piwnicy. Zostały tam zawleczone po torturach zadanych im w mieszkaniu, w którym podłoga i całe ściany były zbryzgane krwią. Prawdopodobnie jak zawleczono ich do piwnicy byli wszyscy w agonii. W piwnicy uformowano z nich straszliwą scenę orgii seksualnej, Zbigniewowi obcięto genitalia i włożono je w usta jego matki. Obciętą pierś matki włożono w usta Zbigniewowi, a do drugiej piersi przystawiono usta jej męża Jana(Leopold Beńko; w: Siekierka..., s. 149; lwowskie). „Wśród okrutnie zamordowanych w Sufczynie znajduje się również rodzina Sugierów, małżeństwo nauczycieli z Sufczyny oraz ich dwóch synów. Zginęli we własnym domu w styczniu 1945 roku. Ciała ojca Jana oraz syna Zbigniewa były w piwnicy. Matka Aniela oraz Mieczysław leżeli nadzy w upozorowanym kazirodczym akcie w jednym z pokojów. Drugiemu synowi obcięli przyrodzenie. Zbyszek zdążył owinąć sobie koszulę wokół krocza, była cała we krwi, musiał bardzo cierpieć zanim umarł – wspomina Anna Piwowarczyk, 92–letnia mieszkanka Birczy, która w młodości sąsiadowała z rodziną Sugierów. Wszystkie wymienione ofiary zostały pochowane w Birczy.” (Grzegorz Piwowarczyk: Prawdziwa tragedia Birczy. W: https://kresy.pl/kresopedia/historia/prawdziwa-tragedia-birczy/ ; 4 listopada 2018).

W nocy z 4 na 5 stycznia we wsi Głęboczek pow. Borszczów banderowcy zamordowali 97 Polaków a rannych i poparzonych zostało 21 osób. Ofiarami były kobiety, dzieci i starcy, gdyż 20 marca 1944 roku w wyniku powszechnej mobilizacji do wojska powołani zostali mężczyźni w wieku od 18 do 55 lat oraz dziewczęta od 18 do 23 lat. „W czasie, gdy jedne grupy dokonywały tej rzezi, inne zajmowały się rabunkiem, a po jego dokonaniu wzniecaniem pożarów. Schwytane ofiary poddawano ciężkim torturom: zdzierano pasy skóry, obcinano narządy płciowe, wywlekano z jamy brzusznej jelita, itp. Pozostawione w tym stanie ofiary umierały w męczarniach przez kilka godzin. Taką śmiercią zmarł mój bliski sąsiad, czternastoletni chłopiec – Janek Łoziński. Inni byli też krzyżowani na płotach, przybijano im ręce i nogi gwoździami. Tak zginął czternastoletni chłopak – Janek Zawiślak (Kostek). Od kul umierali tylko ci nieliczni, którzy usiłowali ratować się ucieczką. Ludzi niedołężnych uśmiercali na miejscu bagnetami lub siekierą. Część torturowanych związano drutem kolczastym i wrzucono do głębokiej studni. Tylko z jednej, znajdującej się na podwórku polskiej szkoły, w kilka dni po napadzie, wyciągnięto 14 osób. /.../ Cały dobytek został zrabowany, a wieś w 80 procentach spalono. Następnego dnia władze sowieckie zarządziły ewakuację pozostałej ludności Głęboczka do Borszczowa, twierdząc, że Polacy powinni wyjechać do Polski, bo oni nie mogą zapewnić bezpieczeństwa.” (Bernard Juzwenko; w: Komański..., s. 530). Działający w konspiracji Obwodowy Delegat Rządu RP w Czortkowie, Józef Opacki ps. „Mohort” pisał: „Niektóre dzieci przybijano do parkanów (przyczepiane były uszy, dłonie, stopy)”. „Po kilku dniach pobytu w Borszczowie sześć osób wybrało się do Głęboczka, aby wziąć pozostawione swoje rzeczy. Spośród nich powrócił tylko Antoni Tkacz, który zdołał uciec. Florian i Bronisław (ojciec i syn) Zawiślakowie zginęli bez śladu. Dwie córki Antoniego Tkacza 25-letnia Weronika Mazur i 23-letnia Helena Macyszyn oraz żona byłego wójta Antoniego Wesołego 38-letnia Ludwika Wesoła były gwałcone i torturowane. Obcięto im piersi i języki, zdzierano pasy skóry. Dodatkowo Ludwikę Wesołą związano drutem kolczastym za nogi i przywiązano do konia który galopem ciągnął ją po kamienistej drodze, aż wyzionęła ducha.” (Janina Benc z d. Twardochleb; w: https://www.kresowianie.info/artykuly,n535,glebokie_korzenie_polskosci_cz_3.html )

5 stycznia we wsi Gniłowody pow. Podhajce zamordowali 37 Polaków, w tym 17 dzieci do lat 14 oraz 16 kobiet  (http://bezprzesady.pl/aktualnosci/apel-pamieci-lezyca-pazdziernik-2013-roku-pamieci-kresowych-ofiar). „W pierwszych dniach stycznia, tuż przed Świętem Trzech Króli, pojawiły się złowróżbne plakaty z napisem: Świeca na stole, siekiera na czole. W rzeczy samej, 5 stycznia w nocy poprzedzającej wspomniane święto, banderowcy dokonali kolejnej rzezi. Zabili z karabinów maszynowych 36 mieszkańców wsi. /.../ Kiedy Polacy obchodzą Święto Trzech Króli, grekokatolicy świętują Wigilię Bożego Narodzenia. Wigilia 1945 roku dla członków Ukraińskiej Powstańczej Armii musiała mieć wyjątkowy charakter. Trudno sobie wyobrazić, co banderowcy odczuwali, gdy tuż po zakończeniu serii mordów zasiedli do uroczystej kolacji i złożywszy ręce zbroczone krwią polskich dzieci, kobiet i starców zanosili modlitwy w radosnym oczekiwaniu na Narodziny Pana.” (Maria Jazownik, Leszek Jazownik: „Gniłowody mają żal”, w: http://ljazownik.cwahi.net/index.php?option=com_content&view=article&id=76:gniowody-maj-al&catid=48:pami-kresow-yca&Itemid=77 ). We wsi Latacz pow. Zaleszczyki UPA zamordowała 80 Polaków. (Grzegorz Hryciuk: Akcje UPA przeciwko Polakom po ponownym zajęciu Wołynia i Galicji Wschodniej przez Armię Czerwoną w 1944 roku. W: Antypolska akcja OUN-UPA 1943 – 1944. Fakty i interpretacje. Warszawa 2002).  

15 stycznia we wsi Czukiew pow. Sambor zamordowali 13 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę Kwaśniewiczów: 50-letniego Józefa, jego 38-letnią żonę Rozalię w zaawansowanej ciąży oraz ich 4 dzieci: 3-letniego syna Jana, 10-letnią córkę Józefę, 14-letnią córkę Jadwigę oraz 17-letnią córkę Anielę. Zamordowali także 2 Ukraińców, jednego z żoną Polką w zaawansowanej ciąży, ich 8-letniego syna oraz 17-letnią służącą. „W latach panowania władzy sowieckiej od 1944 do 1990. w Czukwi, wszystkie tragicznie pomordowane ofiary zostały symbolicznie uczczone. Naprzeciw miejscowego Domu Kultury został wybudowany Pomnik Matki Ukrainy oraz postawiono trzy kamienne bryły. Na nich były wypisane nazwiska ofiar, w tym również pomordowanych Polaków. Naprzeciwko tych pomników został zainstalowany gazowy znicz, podłączony do gazociągu, który miał symbolizować wieczną pamięć o niewinnie zabitych ofiarach. Gdy powstało Niezależne Państwo Ukraina, we wsi Czukiew zerwano tablice z nazwiskami ofiar z pomników, znicz został zniszczony, a dopływ gazu zamknięty. I właśnie w taki sposób zaczęła się rodzić „nowa przyjaźń” między narodami Ukrainy i Polski(Siekierka..., s. 900). We wsi Kułakowce pow. Zaleszczyki banderowcy używając siekier, bagnetów, noży, wideł, kos i strzelając do uciekających zamordowali 80 Polaków oraz 30 poranili, głównie kobiety, dzieci i starców.  We wsi Latacz pow. Zaleszczyki banderowcy nocą obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 90 Polaków, głównie kobiety, dzieci i starców oraz 60 osób zostało rannych.

W nocy z 15 na 16 stycznia we wsi Błyszczanka pow. Zaleszczyki banderowcy z miejscowymi Ukraińcami chodząc od domu do domu mordowali Polaków za pomocą siekier, noży i bagnetów, aby strzałami nie obudzić innych. Większość ofiar to były kobiety, dzieci i starcy. Grzegorz Hryciuk podaje 68 ofiar.  

21 stycznia we wsi Pawłokoma pow. Brzozów uprowadzili 13 Polaków (w tym kobietę) oraz 1 Ukrainkę i ślad po nich zaginął, stało się to przyczyną późniejszej akcji odwetowej Polaków.

26 stycznia we wsi Majdan pow. Kopyczyńce upowcy podczas drugiego napadu obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 118 Polaków, głownie kobiety, dzieci i starców. Ks. Wojciech Rogowski próbował ratować parafian zgromadzonych w kościele i na plebanii przekonując banderowców, że szykują się do wyjazdu do Polski, ale bezskutecznie - bandyci wrzucili do kościoła granaty, strzelali a następnie rąbali siekierami, ranny kapłan umierał przez parę godzin. „Wewnątrz kościoła zginęli: Paweł Ciemny z żoną Jadwigą, którą zarąbała siekierą Ukrainka Katarzyna Tytor. Ona też zarąbała siekierą Stanisławę Żywinę, żonę Mikołaja oraz Michalinę Żywinę, żonę Jana i jego synka z pierwszego małżeństwa. W kościele zostali także zamordowani: Michał Towarnicki z żoną Anną i córeczką, Anna Nowacka z córką, Franciszek Dżumyk i Leon Żywina. Obok kościoła ukraińscy rezuni zatrzymali ojca Grzegorza Ciemnego, ściągnęli z niego odzież, buty i zarąbali siekierą. Obok mego ojca leżał Jan Czarnecki, który zginął w podobny sposób. Na plebani banderowcy zastrzelili moich stryjów: Mikołaja Ciemnego, Filipa Ciemnego i Jana Ciemnego, razem z żoną i córką(Józef Ciemny; w: Komański..., s. 745 – 747). „Z relacji świadków wynika, że w mordowaniu brała udział grupa ukraińskich dziewcząt i kobiet przebrana w męskie stroje. Z szacunkowych danych wynika, że w kościele i w jego rejonie zginęło 118 osób, i 58 zostało zamordowanych wewnątrz wsi, w spalonych budynkach i zastrzelonych na polach podczas ucieczki. Ogółem zginęło 178 osób.” (Byłem świadkiem – Dionizy Polański. („Na Rubieży” nr 21/1997). „Bandyci byli dobrze zorganizowani. Przebrani w białe maskujące pałatki otoczyli wieś ze wszystkich stron. Większość z nich pochodziła z pobliskiego Tudorowa, Oryszkowców i Skorodyńców. /.../ Wczesnym rankiem, gdy wymordowano już większość mieszkańców wsi, a polskie zagrody zostały splądrowane i spalone, upowcy opuścili wieś. Przerażeni i zrozpaczeni ludzie zaczęli wychodzić ze swoich kryjówek, piwnic, szop i stodół. Po kilku dniach ci, którym udało się przeżyć wykopali obok kościoła dół, w którym pochowano zwłoki kilkudziesięciu osób, natomiast ciała pozostałych zamordowanych Polaków leżały w różnych miejscach wsi. W dwóch bestialskich atakach OUN-UPA zginęło prawie 180 osób. Jedną z nielicznych osób, które ocalały była moja siostra Marysia, która schowała się pod ołtarzem w kościele”.  (Eugeniusz Szewczuk; w:  http://kresy.info.pl/index.php/8-wojewodztwa/tarnopolskie/1285-w-dwoch-bestialskich-atakach-oun-upa-zginelo-prawie-180-osob ; 08 lipiec 2017). 

W styczniu 1945 roku (świadkowie nie podali dnia):     

We wsi Monasterzyska pow. Buczacz UPA wymordowała około 100 Polaków, uciekinierów z sąsiednich wsi.

We wsi Neterplińce pow. Zborów: "W styczniu 1945 r. pięć osób wybrało się z Załoziec do Neterpiniec po pozostawiony tam swój dobytek. Kiedy nie wrócili na noc, przypuszczano najgorsze. Nazajutrz wczesnym rankiem cały oddział udał się na poszukiwania. Jako byłego mieszkańca tej wsi, wytypowano mnie do czteroosobowej grupy zwiadowczej. Znałem tam każdy zakątek. Wieś była opustoszała, widocznie spodziewano się naszego przybycia. Rakietnicą dałem znak oddziałowi do wkroczenia. Przeszukaliśmy całą wieś, ale zaginionych nie odnaleźliśmy. Chcieliśmy już akcję zakończyć, bo dzień miał się ku końcowi ale zarządzono ponowne przeszukiwanie. W stodole pana Baksika znalazłem pod słomą pięć zamordowanych bestialsko, zupełnie nagich ciał. Widok był przerażający. Między zwłokami ofiar zobaczyłem moją najlepszą koleżankę, harcerkę Stanisławę Gaździcką, lat 14. Przeżyłem to bardzo mocno. Jeszcze teraz po latach, na samo wspomnienie nie mogę powstrzymać łez. Ciała ofiar zabrane zostały do Załoziec i uroczyście pogrzebane." (Szczepan Sołtys "Wspomnienia z okresu walk w Szarych Szeregach i Plutonie Operacyjnym Samoobrony w latach 1943 - 1945 oraz o ucieczce z Załoziec w 1945 roku". "Głosy Podolan" nr 52 z 2002 r.).

We wsi Zazdrość pow. Trembowla „partyzanci” z UPA uprowadzili z domów 3 Polki: Rozalię Podhajecką, Emilię Słowińską oraz Eugenię Wilk. Kobiety trzymali w piwnicy i gwałcili przez kilka dni, a następnie zamordowali. 

We wsi Żulin pow. Stryj banderowcy w bestialski sposób zamordowali 80-letnią Polkę o nazwisku Sopowicz, która jako jedyna z Polaków pozostała we wsi w swoim domu. 

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.