Logo

Szlakiem KRZYŻY WOŁYŃSKICH - OMELANKA LAS Gromada Omelanka

/ Remontujemy krzyż, pomaga śp. pastor P. Jurczuk

OMELANKA  LAS.  Gromada Omelanka, gmina Stydyń, powiat Kostopol, woj. wołyńskie, parafia Huta Stepańska

KRZYŻ JEZU RATUJ NAS

Podobnie jak w Hucie Stepańskiej, mieszkańcy Omelanki też postawili krzyż przed wsią, miał chronić wieś przed nieuchronnym nadejściem banderowców. Wyryto na nim napis „1943”. Kiedyś prowadziła tędy droga w kierunku odległych Kołek i Ołyki, miejsca targów końskich, zakupu pszenicy i wszelakiego innego dobra. Ten krzyż był świadkiem historii, działa się na jego oczach.

/ Szczepan Horoszkiewicz modli się przy krzyżu swego dzieciństwa w Omelance

Blisko tego krzyża, przy lesie, swoje gospodarstwo miał kuzyn mojego Dziadka Ludwika, Felicjan Horoszkiewicz. Był On porządnym, pobożnym i miłosiernym człowiekiem, po Wojnie Światowej powrócił z USA, wybudował piękne gospodarstwo. Jego konie były przedmiotem zazdrości okolicznych gospodarzy. Nowy piękny dom odpowiadał przydomkowi, jaki posiadał „Amerykan”. Drugim wyróżniającym się gospodarzem we wsi był brat Dziadka, Cyprian, inwalida wojenny bez ręki. Przed wojną otrzymywał wysoką rentę wojskową. Wybudował nowe obejście, w tym dom kryty blachą, co we wsi prawie całkowicie słomianej było wyróżnikiem bogactwa. Sowieci zajęli połowę jego budynku na Kooperatywę, ale rodzinie dali spokój. Cyprian zawsze mógł liczyć na pomoc dużej rodziny, którą łączyły od niepamiętnych lat silne związki. W latach trwogi, wojny i nieszczęść było to niezwykle ważne, mieć brata.

/ Poprawiamy krzyż w 2009 r

KONIE DZIADKA LUDWIKA

Jak tylko Niemcy zaatakowali na Sowietów, Dziadek Ludwik zrobił w gęstwinie leśnej szałas tam zaprowadził konie. Porozbierał i pochował wóz i wszystko, co związane było z końmi. Starannie zatarł ślady ich obecności, nawet po nawozie końskim nie pozostał ślad. Był już na dwóch wojnach i wiedział, co chować i gdzie. Tabory niemieckiego wojska idące od strony Ośnicy Małej w kierunku Stepania, wybrały przez bagna „groblę” mojego Dziadka. Budował ją kilka lat, każdą wolną chwilę poświęcił na jej udoskonalanie. Aż stała się główną drogą na Czartorysk i w drugą stronę na Kołki. Pomagał mu kuzyn Felicjan, mieszkający przy niej, ale bliżej wsi. Nikt nie liczył swojej pracy.

 Umęczone konie ciągnące działa i jaszczyki z amunicją, z trudem posuwały się po piaszczystych i błotnistych drogach. Przy domu dziadka robili postój, na chwilę potrzebną, aby napoić konie. Jak przewidział Dziadek, zaraz szukali koni, sprawdzili obejście i pojechali dalej. Podobnie zrobił Felicjan, jednak w ostatniej chwili wymyślił, że konie zabrali mu Sowieci. Obeszli gospodarstwo i zabrali jedynie wielką świnię.

Cyprian koni nie ukrył, Niemcy nie pytając zaprzęgli je do wozu, a umęczone konie oddali idącym za nimi właścicielom. Tak samo powiedzieli Cyprianowi, żeby szedł za końmi, a jak się wyczerpią to je zabierze. Dojechali jednak tylko do Huty Stepańskiej i tam zrobili postój. Cyprian też na wojnach był i po odżałowaniu pięknych koni, wrócił z samym batogiem do domu. 

/ Przy krzyżu w Omelance 

UKRYWAŁ ŻYDÓW

Jednego wieczora Felicjan przyszedł po mojego Dziadka, „zaprzęgaj konie” powiedział. Dziadek bez słowa zaprząg i pojechał pomagać kuzynowi. Odkopali spod progu domu Felicjana, zakopanych dwa tygodnie wcześniej Żydów i wywieźli do Lasu Rządowego za krzyż, gdzie Ich ponownie zakopali.

Żydzi ocaleni z sierpniowej zagłady, kiedy to w ostatnich dniach miesiąca likwidowano getta, szukali schronienia. Nadchodziła sroga jesień 1942 r. Felicjan nie odmówił Im pomocy, pozwolił  wykonać kryjówkę, oni na miejsce wybrali stodołę. Deski się rozchylały, wyciągali zatyczkę ze słomy i wchodzili do kryjówki. Wejście było nie do odkrycia, ale ktoś musiał widzieć, że tam jest i wydać kryjówkę. Podejrzewano znajomego Ukraińca, który na drugi dzień niósł pół worka soli z posterunku w Stydyniu Wielkim.

Szucmani przyjechali na wozach i poszli prosto do kryjówki. Żydzi wychodzili bez słowa sprzeciwu, nie prosili o litość. Których wyciągnięto, w tym i dzieci, kolejno stawiali pod ścianą na rozstrzelanie. Zabili, co najmniej dziesięciu Żydów, przychodziło ich więcej, ale zabitych nikt nie policzył. Końcową częścią egzekucji było zakopanie ofiar. Felicjan z synami wykopali dół tak jak im polecono pod progiem. Kopiąc nie wiedzieli czy sami nie trafią do niego. Zakazali też Ich wykopywać, grozili rodzinie śmiercią. Nie zdecydowali się rozstrzelać Felicjana, był szucmanom znany, on też znał ich ojców. Jeden obcy z Japołoci wyciągną „Bykowca” i wymierzył mu kilkanaście uderzeń w plecy.  Po dwóch tygodniach jednak Felicjan Ich wykopał i powiózł z moim Dziadkiem do lasu. Leżą gdzieś w tym lesie po dziś dzień.

/Szczepan i Janusz Horoszkiewicz przy krzyżu w Omelance

UCIEKINIERZY

Nieszczęścia nie omijały naszych rodzin. Ci sami szucmani po kilku miesiącach okrutnie zamordowali w Osowej syna Ludwika, Staszka. Drugi Staszek, ale syn Felicjana poległ w walce z banderowcami w wypadzie samoobrony Huty Stepańskiej na Butejki 7 kwietnia 1943

Niespodziewanie, kiedy z moim przyjacielem Ukraińcem, śp. Pastorem Piotrem Jurczukiem wybrałem się na przejażdżkę po Omelance jego skrzypiącym wozem. Ten powiedział „tu stał dom Amerykana, chodziłem do niego na zarobek”. Zostało ledwie widoczne wzniesienie na zarośniętym pogorzelisku i dół, jakby po piwnicy. Opowieści mojego Taty ożyły, przeszłość stanęła przed oczami.

Koło krzyża przetaczały się wozy z uciekinierami, wiele kolumn i pojedynczych fur, wszystkie zmierzały w kierunku Omelanki, Huty Stepąńskiej, Siedliska i Wyrki. Tam był ratunek dla uciekinierów. Wsie wokół Huty przyjęły wszystkich, którzy tam szukali ratunku. Przy dowództwie samoobrony działała komórka kwaterunkowa, kierowano z niej uciekinierów do konkretnych gospodarzy. Wszyscy zgodnie podkreślali, że przyjęto ich z wielką troską i otoczono możliwie dużą opieką. Wielka ilość uciekinierów powodowała ścisk, ale radzono sobie z tym problemem dobrze. Na noc w izbach rozciągano maty słomiane i rozkładano słomę. Miejsca jednak wystarczyło dla starych, kobiet i dzieci. Wszyscy zdrowi, silni, młodzi spali w stodołach i strychach. Nie było to wcale bardzo uciążliwe, a wręcz na odwrót wspomnienia o tym budziły w moich rozmówcach, radość młodzieńczych lat.

/ Krzyż w Omelance poświęcił ojciec Mikołaj W. Hałuha

TRAGICZNE ZAKOŃCZENIA

Wszystkie jednak wspomnienia zawsze dochodziły do tragicznego końca. Ludność Omelanki  w czasie ataku uciekała do Huty Stepańskiej, ale wielka ilość uciekła też do lasów. W czasie ucieczki dochodziło do strasznych wydarzeń, uciekający przed śmiercią tracili wszelkie odruchy oczywiste w spokojnych czasach. Matki zostawiały dzieci, ojcowie uciekali nie patrząc gdzie pozostała część rodziny. Mieczysław Horoszkiewicz pozostawił niesione przez siebie dziecko, żeby szybciej móc biec. Kiedy się opamiętał i uspokoił odszukał je na drugi dzień leżące w lesie.

Dnie i noce w ukryciu opisane w opowieściach mojego Taty, to nieprzerwany ciągły strach i szczęście z każdej przeżytej chwili. Grupy banderowców przechodzące w pobliżu, napotkane trupy i wypatrywanie skąd przyjdzie obława banderowska. Nie zrozumie tego nikt, kto nie siedział w paprociach, a koło niego przeszła obław, jak koło mojego Taty. Takiego szczęścia nie miała Józefa Bielawska, którą zakłuli widłami. Ilu mieszkańców Omelanki zamordowali, nikt nigdy nie policzył, było ich wielu.

c.d.n.

Janusz Horoszkiewicz

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.