Logo

Szlakiem KRZYŻY WOŁYŃSKICH - Hały, gm. Antonówka, pow. Sarny, Wok. Wołyńskie

/ Tu były Hały, tędy w zorganizowanej grupie szli Polacy z opuszczonej Huty Stepańskiej do stacji kolejowej Żełuck, przy niemieckim posterunku w Grabinie.

Hały nieistniejąca dziś wieś, przy dzisiejszej drodze Warazawa Kijów.  Majątek Police do którego należały Hały był własnością  ziemianina Narcyza Żyromskiego. Za udział w powstaniu styczniowym w 1963 roku władze carskie skonfiskowały dobra polickie. I tak w wyniku rozparcelowania majątku powstały kolonie: Hały, Soszniki i Tur. W roku 1870 r. majątek od skarbu państwa okupił carski generał-major Czekmarjew Michał Iwanowicz, kijowski gubernialny naczelnik wojskowy. Kolonia Hały była bardzo dobrze prosperującym rozwijającym się polskim osiedlem w okolicy. Działał Związek Strzelecki i inne  organizacje młodzieżowe i społeczne. W 1943 r. kolonia liczyła około 680 mieszkańców (97 gospodarstw).

/ Z prawej strony pod lasem rozciągają się Soszniki.

CZAS ROZWOJU

Adam Bieruta był człowiekiem sukcesu, wyjechał po Wojnie Światowej do USA, tam dorobił się pieniędzy i powrócił do rodzinnej wsi Hały. Wracając wiedział, co będzie robił. Z pięknych smukłych dębów z okolicznych lasów rozpoczął wytwarzanie masztów do żaglowców. Szybko zyskał uznanie, za jakość wykonania, Kupcy przyjeżdżali aż z Gdańska żeby zawierać kontrakty.

Wieś przy drodze z Kowla do Sarn, w okresie międzywojennym rozwijała się bardzo prężnie. Powstał tu duży tartak z trzema trakami, który dawał pracę dla całej okolicy. Przetworzone na zamówienie drewno wywożono ze stacji w Rafałówce. Powiat Sarny po wycięciu lasów sprzedawał karczowiska, przybyło wtedy dużo kolonistów z „Centrali”.Tuż przed wojną wytyczono budowę drogi, rozpoczęły się wywłaszczenia, inżynierowie dokonywali pomiarów. Nie czekając na zakończenie wywłaszczeń w lasach państwowych, kopano odwadniające kanały i wycinano równe pasma drzew, pod przyszłą drogę. Zapowiadało się ożywienie gospodarcze, a bezrobotni mieli nadzieję na pracę. Wojna przerwała na długo tą inwestycję. W latach siedemdziesiątych według polskich planów wybudowano drogę dziś nazywaną „Warszawka", która wiedzie z Warszawy do Kijowa.

Droga istniała tam od zawsze, gdy wybudowane zostały mosty w Czartorysku na Styrze i w Horodzcu na Horyniu, zyskała wielkie znaczenie strategiczne. Podobne znaczenie miały pobliskie tory kolejowe z drugiej strony wsi. Kiedy w 1939 wybuchła wojna, droga służyła głównie uciekinierom z centrali, uciekając zostawiali swoje samochody do których brakowało paliwa. Szybko posłużyła Armii Czerwonej niosącej „wyzwolenie z jarzma polskiego”, szarzyznę drogi ozdabiały liczne bramy powitalne, ozdabiane bogato ukraińskimi kolorami.

/ Przy samej drodze wykonujemy krzyż dębowy.

/ Stawiamy krzyż w Hałach

NIEMIECKA OFENSYWA

Początkiem lipca 1941 przetoczyły się nią w drugą stronę uciekające wojska sowieckie. Nie było z ich strony żadnego oporu, nikt nie słyszał nawet wystrzału. Całe kolumny szły prosto do niewoli i głodowej śmierci.

Wtedy Niemcy zapewne uwierzyli w szybkie zwycięstwo. Zatrzymywali się nawet na kilka dni, odpoczywając według planu. Sowieci bez przerwy maszerowali, próbując się wycofać. Padające ze zmęczenia wojsko nie stanowiło dla Niemców zagrożenia. Kiedy tak Niemcy odpoczywali na skraju Hał podeszli do nich mieszkańcy, wielu żołnierzy było ze Śląska. Wtedy Stanisław Jach kolonista przybyły do Sosznik w 1935 z Będzina, rodowity Ślązak, poznał znajomych z ulicy, byli w niemieckich mundurach. Ucieszyli się widokiem rodaka, spotkanie stało się przyjazne i swobodne. Ślązacy służyli w 17 Armii Niemieckiej za tłumaczy, a ich pułk był ze Stettina. Zaraz też zeszedł się tłum ciekawskich, żołnierze częstowali papierosami, dzieci mogły liczyć na cukierki. Rozmowy szybko przerodziły się w politykę i temat główny marsz na Moskwę. Niemieccy żołnierze nie rozumiejąc, o czym tak żywo rozmawiają Ślązacy, prosili o tłumaczenie. Gospodarze dyplomatycznie i grzecznie starali się przedstawiać swoje poglądy, nie wątpiąc ani słowem w zwycięstwo Niemców. W międzyczasie z oddali z podniesionymi do góry rękami szli dwaj czerwonoarmiści, na plecach niosąc długie karabiny. Podeszli do Niemców, ci kazali oddać karabiny, które porozbijali o żelazne koła wozów, a im kazali się wynosić. Rozbawieni sytuacją żołnierze niemieccy zachodzili się śmiechem. Nie przerywając kontynuowali spotkanie z ludnością cywilną.

DZIADEK MYSZKIEWICZ

Wtedy wmieszał się do rozmowy stareńki dziadek z Sosznik, Józef Myszkiewicz. Weteran Wojny Japońskiej, starzec obyty w świecie i oczytany. Pociągając fajkę, zapytał niemieckiego żołnierza „Co was tak śmieszy?”, gwar natychmiast ucichł, wszyscy odwrócili się patrząc na dziadka „a wiesz ty synku, gdzie Moskwa?” Nie otrzymując odpowiedzi kontynuował „To ci powiem, tyle samo drogi, co do Berlina. A wiesz tu synku, że Berlin dziesięć razy bliżej niż Chabarowsk”. Niemcy słuchali, a Józef kontynuował „Sowiety mają się gdzie wycofywać, a jesień tuż, tuż. A wiesz ty synku, jakie tam są błota i śniegów niekończące się wiorsty. Ja służyłem za Cara, to wiem. Lepiej szybko wracajcie do domów, tam będzie wasz koniec”. Jak Ślązacy tłumaczyli dziadka wywody nie wiadomo, ale pozostałych Niemców bardzo to bawiło. Nie wiadomo też, co jeszcze dziadek im naopowiadał, bo długo rozmawiali. Wieczorem jeden Ślązak służący w wojsku niemieckim przyszedł i powiedział, że on zostanie i żeby go przechować. Wtedy wszyscy, co mu w głowie zawrócili pouciekali do lasu, czekali aż pójdzie z wojskiem dalej.

Nie zeszło kilka miesięcy jak Niemcy apelowali o oddawanie ciepłej odzieży dla wojska. Na kontyngent wyznaczane były do oddania również psy i koty, które szły na skóry dla żołnierzy. Niektórzy, aby przypodobać się Niemcom oddawali sami dodatkowe kożuchy. Kobiety na drutach robiły rękawiczki, które potem przeliczano na odpowiednik należnego kontyngentu.

/ Widok krzyża na tle drogi

/ Słońce zachodzi nad Hałami

CZASY ZAGŁADY BANDEROWSKIEJ

Nadeszły czasy zagłady banderowskiej. Kolonia ze względu na swoje położenie i bliskości do torów nie była odcięta od świata. Mieszkańcy utworzyli samoobronę, wybudowali wielki schron w centrum wsi, a od pilnujących torów, Niemców i Węgrów kupowali broń i amunicję. Powyciągali też ukryte z Wojny Światowej karabiny, przygotowując się do odparcia napadu. Przybyły z Londynu cichociemny Władysław Kochański był częstym gościem na Hałach, próbując bezskutecznie narzucić komendantowi samoobrony swoją wizję organizacyjną, opartą na oddziale operującym w terenie. Wiązałoby się to z koniecznością odejścia mężczyzn do lasu, a rodziny pozostałyby bez opieki, jedynie mogąc liczyć na partyzantów. Co w obliczu miażdżącej przewagi liczebnej Ukraińców było nie do zaakceptowania. Marcin Brzozowski przedwojenny kurator szkolny, który z wojny 1939 r. wrócił z karabinem maszynowym, nie uległ jednak i miał swoje zdanie. Był on inicjatorem budowy bunkra na wzór takiego, jaki powstał w jego rodzinnej wsi Wydymer. Cały czas mieszkańcy mieli nadzieję, że unikną napadu i zdołają przetrwać. Banderowcy mordując w okolicy na razie nie ruszali Hał.

Do połowy czerwca był spokój i wtedy ktoś podpalił opuszczone gospodarstwo Ukraińca Paszki, znajdujące się w kierunku lasu kilkaset metrów dalej. Okropność tego podpalenia polegała na tym, że ktoś, kto podpalił, wprowadził do pustej stajni konia i ten koń paląc się przeraźliwie rżał. Nie zrobił tego żaden Polak. Po tym pożarze nastało wielkie przygnębienie.

PIERWSZY OGIEŃ

Pierwszy ogień z rozpoczynającego się 16 lipca 1943 r. ataku na wsie wokół Huty Stepańskiej i Wyrki, zauważono w sąsiednim chutorze Czerwińsk. Wszczęto alarm, kiedy ludność  jak zakładał plan chroniła się w wielkim schronie na obrzeżach już byli banderowcy i podpalali budynki. Stanowiska ogniowe z każdej strony schronu zapewniały względne bezpieczeństwo. Banderowcy ostrzeliwani nie próbowali zaatakować umocnienia. Mordowali napotkanych i podpalali zabudowania, niektóre wcześniej obrabowali i poszli dalej na Wyrkę. Ilość ofiar jest nieznana, nie doliczono się, co najmniej kilkadziesiąt osób, spośród tych które nie zdołały się ukryć. Kiedy o świcie przybyli z pomocą Niemcy z Rafałówki, ograniczono się jedynie do natychmiastowej ucieczki razem z nimi. Strach paraliżował, bo od strony Huty Stepańskiej i Wyrki słychać było odgłosy walki.

/ „Kiedy znaleźliśmy krzyż w Hałach Władek Miszkiewicz objął go rękoma i płakał kwadrans. Był szczęśliwy. Tu urodzili się rodzice Władka, uciekali przed rzezią wołyńska. Władek odszedł na zawsze w 2019 roku. Kresowiak, wychowawca, przewodnik”. fot. Ryszard Fraczek Władek

/ Krzyż z napisem „Tu była wieś Hały” fot. Ryszard Fraczek

Hały zostały opuszczone, okoliczna ludność ukraińska rozpoczęła 17 lipca, sporadyczny rabunek. Widząc możliwość łatwego wzbogacenia, mimo niedzieli w następny dzień rzucili się do masowej grabieży. W ten też dzień po południu obrońcy i ludność opuściła Hutę Stepańską, kierując się właśnie na Hały. Przed zachodem słońca kolumna przeszła obok wsi. Przednia straż huciańska zabiła kilku rabusiów. Oczom idącej kolumny ukazał się straszny widok, kwitnące kwiaty w ogródkach i spalone domy za nimi, od których unosił się odór spalonych ciał ludzi i zwierząt. Przy budach uwiązane, wyjące psy dopełniały obrazu hekatomby.

[1], 36, 81, 85, 101Szla

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.