Logo

PAMIĘTNIKI KSIĘDZA MAJORA ANTONIEGO KIJA MĘCZENNIKA - KRESOWIAKA - KAPŁANA- ŻOŁNIERZA - PATRIOTY CZEŚĆ IV LWÓW – STRYJ – ŻULIN 1940

Antoni Kij (ur. 13 czerwca 1916 w Stryju, zm. 12 sierpnia 1984 w Gdyni) - ksiądz katolicki, męczennik, nauczyciel, kapelan i oficer Wojska Polskiego, długoletni proboszcz w Środzie Śląskiej, Malczycach, Legnickim Polu, Gryfowie Śląskim w Międzylesiu. W roku 1984 został w Gdyni uprowadzony torturowany przez nieznanych sprawców i porzucony w miejscowym parku. Podobnie jak w przypadku księży: Popiełuszki, Niedzielaka, Zycha, Suchowolca, Palimąki, Kowalczyka za zbrodnią stały służby bezpieczeństwa PRL.

Ukończył gimnazjum w Stryju, następnie studia teologiczne na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie. Od roku 1940 pracował jako duszpasterz w diecezji lwowskiej k. Tarnopola w Jeziernej i w Czernielowie Mazowieckim. Działał w konspiracji Armii Krajowej przyjmując przysięgi żołnierzy. Ostrzeżony przed próbą mordu ze strony banderowców OUN UPA w lipcu 1944 roku wstąpił do wojska, gdzie był kapelanem I Armii Wojska Polskiego. Przeszedł cały szlak bojowy, docierając aż do Berlina. We wrześniu 1945 roku został zdemobilizowany w stopniu majora WP.

PO  ŚWIECENIACH

Po świeceniach tydzień przebywałem w Lwowie. Był to taki szczególny czas dziękczynienia Bogu. Ponadto rozmowy z wychowawcami i kolegami pozwalały uspokoić się emocjom. Jednym z niezapomnianych naszych prefektów od 1937 roku był ksiądz Wawrzyniec Mazur (1906-1979). Świecenia kapłańskie  przyjął we Lwowie w 1932 roku.  Bardzo dbał o alumnów. W ciężkich czasach „spod ziemi” organizował wyżywienie odwiedzając często lwowskie  wioski. Trochę handlował sprzedawał niepotrzebne rzeczy meble, skrzynie, beczki  z seminarium za żywność i opał.  W czasach późniejszych ukrywał w Pałacu Biskupim Żydów. Był silnym mężczyzną. Wraz z klerykami ciał piłą i rąbał siekierą drzewo na opał.  Po przeniesieniu seminarium w 1945 roku do Kalwarii Zebrzydowskiej  pełnił funkcję dyrektora ekonomicznego seminarium. Wkrótce potem objął funkcje kanclerza Kurii w Lubaczowie i został mianowany   kanonikiem Kapituły Metropolitarnej. 

/ Po święceniach  kapłańskich  Lwów 1940. W pierwszy rzędzie od góry drugi od lewej ksiądz Antoni Kij
Siedzą w okularach rektor Stanisław Frankl, po lewej prefekt Stanisław Bizuń, po prawej prefekt Wawrzyniec Mazur

Wicerektorem naszym był  Jan Ewangelista Nowicki (1894 – 1973).  Urodził się  w Kolomyi, późniejszy wikariusz biskupi lwowski z siedzibą w Lubaczowie. Święcenia kapłańskie przyjął w 1919. Studiował miedzy innymi prawo kanoniczne na Uniwersytecie Gregoriańskim, gdzie o obronił doktorat.  We Lwowie był wikariuszem parafii Św. Elżbiety oraz parafii katedralnej. Jeszcze przed wojną habilitował się na Wydziale Teologii Katolickiej Uniwersytetu Warszawskiego. Był też naszym wykładowcą prawa kanonicznego. Bardzo zasadniczy, przyglądał się alumnom, niektórzy go unikali. Kiedyś zwróciłem się do księdza Nowickiego z problemem małżeńskim w mojej bliskiej rodzinie. Długo i cierpliwie wyjaśniał zagadnienie, rozwiewając wszystkie wątpliwości. W 1945 w wraz z seminarium przeniósł się  do Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie w 1946 objął w nim funkcję rektora. Był autorem wielu prac i książek Zmarł na zawał serca i został pochowany w Lubaczowie.

Jednym z moich przyjaciół z którym byłem święcony był ksiądz Kazimierz Bochenek (1914- 2005). Urodził się w Ropczycach. We wrześniu 1940 r został wysłany na placówkę wikarego do Stanisławowa. W 1946 r. w ramach ekspatriacji trafił do  Opola. Wkrótce objął placówkę wikarego w parafii pod wezwaniem św. Jacka w Bytomiu. Był tez wikarym w katedrze opolskiej. Pełnił funkcje rektora Niższego Seminarium Duchownego w Opolu. W końcu został proboszczem parafii św. Piotra i Pawła w Opolu, do której przyjechał samochodem „warszawa”. Wkrótce samochód sprzedał i pieniądze przeznaczył na remont kościoła. Był człowiekiem bardzo wrażliwym, miał „gołębie serce”, które nieraz niektórzy wykorzystywali. Był doskonałym słuchaczem. Po wojnie  rozumiał kresowian. Zawsze otwarty  i przyjacielski. Taki dobry człowiek.

/ Kościół w Żulinie

PRYMICJE W STRYJU I ŻULINIE

Mszę Świętą prymicyjną odprawiłem w Stryju 2 maja we Wniebowstąpienie Pańskie. Był to czwartek. Noc pierwszego na drugiego maja ciężko spałem, gdyż, Sowieci obchodzili swoje robotnicze święto. Strzałom i krzykom nie było końca. Na mszy świętej był pełny kościół z moim proboszczem księdzem kanonikiem Aleksandrem Cisło. Przyszli rodzice bracia, siostry stryjenki ze stryjkami i kuzynostwo, sąsiedzi i przyjaciele. Następne kilka dni spałem w domu rodzinnym. Mama ogromnie się cieszyła,  mimo przykrego czasu, że uzyskałem to, co było marzeniem moich lat młodzieńczych.

Był też czas na zaległe rozmowy do późnej nocy z rodzicami, braćmi i siostrami. W niedzielę  5 maja  odprawiłem Mszę Świętą prymicyjną w Żulinie na zaproszenie zacnego kapłana księdza Franciszka Będkowskiego. Późnobarokowy kościół Wniebowzięcia Matki Bożej w Żulinie stał przy krzyżówce z Żulina na Rozhurcze i Łukawicę Wyżną. Murowany kościół powstał pod koniec XIX wieku jak fundacja dziedziców Żulina Agnieszki i Franciszka Młockich. Konsekrowany został w 1802 roku. Kościół zbudowano na rzucie prostokąta. Składał się z  trójprzęsłowej nawy i jednoprzęsłowego prezbiterium. Przed kościołem stała dzwonnica. Księdza Będkowskiego bardzo ceniłem i to z wzajemnością stąd to zaproszenie jakie otrzymałem.

Bywałem tu kilka razy odwiedzając stryjenkę Marię, która wyszła za mąż za Franciszka Frączka i osiedlili się w położonym pięć kilometrów dalej Siemiginowem nad samą rzeką Stryj. Przyjaźniłem się z starszym kuzynem Władkiem. Stryjenka miała jeszcze czwórkę młodszych chłopców w sumie było pięciu synów. 

Uniosłem głowę w górę i spojrzałem na dwuspadowy dach, na środku którego stała ośmioboczna wieżyczka zwieńczona dzwonowatym hełmem i kulą zakończoną krzyżem. Pomału przesunąłem wzrok na szczyt frontowej ściany zwieńczony postumentem zakończonym kulą i krzyżem, od którego łukiem opadał mur zakończony po obu stronach kamiennymi wazonami ozdobionym girlandami.

Zatrzymałem się przy  dębowych drzwiach, wpatrując się po obu stronach drzwi wnęki z malowidłami Jezusa i Maryi. Przy drzwiach czekała stryjenka Maria, ze Stryjem Frankiem i dziećmi. Młodzi kuzyni służyli do mszy świętej.

Wszedłem do świątyni. Pośrodku nawy przyklęknąłem przy wejściu do krypty, gdzie złożono trumny fundatorów. Przede mną ten niesamowity ołtarz, do którego nieraz wracałem myślami na modlitwie. Najpierw wzrok zatrzymywał się na drewnianej rzeźbie Chrystusa Ukrzyżowanego, w tle którego namalowany był widok Jerozolimy. Na drewnianym tabernakulum wisiał obraz Matki Boskiej.  W bocznych ołtarzach św. Antoni z dzieciątkiem i Św. Kajetan. Niedługo po prymicjach sowieci  kościół zamknęli, a Polaków wywieziono na Sybir. Kiedy przyszła okupacja niemiecka świątynia znów była otwarta.

/ Kazimierz Bochenek (1914- 2005)

/ Wicerektor Jan Ewangelista Nowicki (1894 – 1973). 

/ Prefekt Wawrzyniec Mazur (1906-1979).

MORD KAPŁANA

Już po wojnie dowiedziałem się o mordzie dokonanym na księdzu Będkowskim. Działo się to w Wielki Czwartek 22 kwietnia 1944 roku a napisał o tym ks. Tadeusz Świerzawski (1887-1976), wyświecony  w 1933 r. we Lwowie, prefekt w szkole dla dziewcząt im. św. Elżbiety i szkół dla chłopców im. Sobieskiego i Mickiewicza w Stryju. Po wojnie pracował w diecezji opolskiej.  Ksiądz Świerzawski opisał mord następująco. „ W nocy z środy na czwartek wpadła do Żulina duża banda ukraińska z zamiarem wymordowania Polaków. Szli os strony plebani i od niej też zaczęli. … Ludzie mieszkający najbliżej plebani słyszeli krzyki o pomoc bratanicy księdza i odgłosy wybuchających granatów ręcznych. Od braci Księdza Będkowskiego , którzy bardzo prędko powiadomieni o zbrodni przybyli do Żulina wiadomo, że bandyci Ukraińcy nie ograniczyli się tylko do pozbawienia życia Księdzu, ale uczynili to z wyrachowanym okrucieństwem. Ciała bowiem były zniekształcone, a ręce i nogi połamane. Po dokonaniu zbrodni bandyci ukraińscy podpalili pokój razem ze zwłokami ofiar, tak, że ciała w znacznej mierze uległy spaleniu. W takim stanie zastali je  w piątek bracia księdza Będkowskiego, którzy tego dnia pojawili się w Stryju na probostwie i szczegóły te opowiedzieli księdzu prałatowi Ciśle Na probostwie był w tym czasie zakwaterowany kapelan wojskowy słowacki ksiądz Bartosiewic., który na prośbę Ksiedza Prałata Aleksandra Cisły postarał się o auto wojskowe i 10 żołnierzy. Razem z żołnierzami i braćmi księdza pojechałem w sobotę rano do Żulina, by przywieźć ciało śpiącego Księdza do Stryja. Po przybyciu na miejsce na miejsc… ciała  Księdza nie znaleźliśmy. Sprowadzony sołtys gromady ( Ukrainiec) oświadczył, że wczoraj właśnie  zwłoki zostały pochowane… nad grobem odśpiewałem egzekwie i modlitwy pogrzebowe. Z cmentarza udaliśmy się do kościoła. W zakrystii zastaliśmy wszystko przygotowane do nabożeństwa wielkoczwartkowego.

Z innych źródeł dowiedziałem się, że dowódca żołnierzy słowackich słysząc pokrętne i ironiczne wypowiedzi wójta, który zorganizował szybki pochówek księdza zakopawszy części ciał księdza i zamordowanych w dole nieopodal kościoła, zastrzelił Ukraińca.

/ Żulin wnętrze kościoła

Po prymicjach wróciłem do Lwowa, czekając na dekret. Biskup nie miał łatwej decyzji Sowieci kontrolowali kazby krok. Enkawudziści deptali nam po piętach. Wykonywałem  posługi  jakie wyznaczali mi przełożeni z seminarium i czekałem.

Opracował Ryszard Frączek

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.