Logo

Anarchia Syrnyka w Trykutniku bieszczadzkim. cz.1

 Jarosław Syrnyk: „Trójkąt bieszczadzki. Tysiąc dni i tysiąc nocy anarchii w powiecie leskim (1944-1947)”, Rzeszów 2018.  

We wstępie do książki: „Trójkąt bieszczadzki. Tysiąc dni i tysiąc nocy anarchii w powiecie leskim (1944-1947)”, autor Jarosław Syrnyk, dr hab. prof. Uniwersytetu Wrocławskiego w Katedrze Etnologii i Antropologii Kulturowej oraz główny specjalista w Oddziałowym Biurze Badan Historycznych IPN we Wrocławiu pisze: „Moje podejście zainspirowane zostało m.in. opracowaniami wytyczającymi przełom etyczny w historiografii. W świadomym i celowym odwołaniu do antropologicznej wizji historiografii dostrzegłem przy okazji możliwość jej rewizjonistycznej dekolonizacji, uwolnienia spod dyktatu narracji wytwarzanych przez instytucjonalną władzę. Bohaterem tej mikrohistorii nie stała się konkretna postać, ale raczej wyobrażona społeczność lokalna Bieszczadów uwikłana w wielką historię, niczym w pułapkę. Działania podejmowane przez ludzi należących do tej społeczności były chaotyczne, czasami wręcz konwulsyjne.

Stąd nie zabrakło w książce odniesień do codzienności, do strachu, beznadziei, cierpienia, czy nienawiści, do odwagi, poświęcenia i miłości. Chcąc przetrwać, ludzie zmuszeni zostali do bezustannego podejmowania trudnych wyborów. Nawet jeśli oznaczać miały one brak działania, stawały się brzemienne w skutki, prowadząc niekiedy do unicestwienia. To właśnie przymus, z którym zetknęli się mieszkańcy Bieszczadów stał się jednym z zasadniczych tropów mojej książki. Bo Trójkąt bieszczadzki to w znacznej części rozprawa o władzy, widzianej może w sposób nieco przekorny i przewrotny, a nawet demaskatorski, o jej produktach (ideach, instytucjach itd.) oraz działaniu (przede wszystkim przemocy) i jednostkowych/zbiorowych o niej wyobrażeniach.” (s. 9)

Syrnyk podaje, że tytuł książki nawiązuje do ukraińskiego sformułowania „trykutnyk” obejmującego geograficznie teren  wsparty na południu o pasmo Karpat, na zachodzie od linii Łupków - Lesko – Zawadka, na wschodzie od linii Zawadka – Tarnica, ale wobec zmienności granic powiatu leskiego w niektórych wątkach wykraczając poza ten teren. W sumie więc książka nie obejmuje opisem ani dokładnie oznaczonego terytorium Bieszczadów, ani wyłącznie powiatu leskiego, co daje możliwość uznaniowego zamieszczenia wydarzeń oraz pomijania innych. Jest to niezwykle istotne, gdy celem pracy jest weryfikowanie strat osobowych stron konfliktu. Nie można wówczas mówić, o jakiejkolwiek naukowej weryfikacji.

Należące obecnie do Polski Bieszczady określane jako Bieszczady Zachodnie w ujęciu zgodnym z systematyką geomorfologiczną na zachodzie wyznacza Przełęcz Łupkowska oraz miejscowości: Łupków – Komańcza – Rzepedź – Szczawne. Na północy jest to rzeka Osława od Szczawnego do Tarnawy Dolnej, a następnie miejscowości: Lesko – Olszanica – Wańkowa – Brelików – Leszczowate – Liskowate – Krościenko. Na wschodzie jest to granica z Ukrainą. Północna część powiatu leskiego od linii Olszanica – Wańkowa – Brelików – Leszczowate – Liskowate – Krościenko nie znajduje się więc w Bieszczadach (np. Ropienka). Jednocześnie w Bieszczadach znajduje się część przedwojennych terenów powiatów Sanok, Dobromil i Turka. Aby więc dokonywać strat ludności Bieszczadów należy najpierw dokładnie określić omawiane terytorium, aby uniknąć pomyłek lub podejrzeń o manipulacje. Nie można też strat ludności całego powiatu leskiego liczyć jako straty poniesione w Bieszczadach.  

A pozostaje jeszcze jedna także podstawowa sprawa – jak można dokonywać weryfikacji tych strat obejmując tylko określony wycinek czasu. Rodzi się od razu pytanie: dlaczego ten „przełom etyczny” w „antropologicznej wizji historiografii” w Bieszczadach obejmuje lata 1944 – 1947, a pominięty został okres od września 1939 roku czyli okres okupacji niemieckiej oraz na części Bieszczadów okupacji sowieckiej? Wówczas żadnej anarchii w powiecie leskim nie było? Ani w części Bieszczadów znajdujących się poza terenem powiatu leskiego?

Zapewne rozwiązanie tego dylematu znajduje się w dalszej wypowiedzi prof. Syrnyka: „We współczesnej historiografii ukraińskiej wydarzenia z lat wojny, które rozgrywały się na tzw. terenach etnicznie mieszanych, określa się mianem konfliktu lub drugiej wojny polsko-ukraińskiej, co ma nawiązywać do wydarzeń z lat 1918 – 1919. Działania UPA traktowane są niejednoznacznie (jeśli zestawimy prace z jednej strony Wołodymyra Wjatrowycza i Wołodymyra Serhijczuka, a z drugiej Andrija Portnowa i Ihora Iljuszyna), przy czym, w myśl aktualnej ukraińskiej polityki historycznej, akcentowana jest przede wszystkim prowadzona przez UPA walka o niepodległość Ukrainy, a nie jej antypolski wymiar. Wbrew obiegowej opinii funkcjonującej w naszym kraju, wśród historyków ukraińskich istnieje świadomość zbrodni popełnionych przez UPA na ludności cywilnej, głównie na osobach narodowości polskiej. Jednocześnie badacze ukraińscy zwracają uwagę na martyrologię osób narodowości ukraińskiej, ofiary śmiertelne walk i pacyfikacji, a także masowe przesiedlenia ludności, które miały miejsce po 1944 r.”  (s. 11 – 12)

Jest to więc weryfikacja „w myśl aktualnej ukraińskiej polityki historycznej” oparta głównie o źródła ukraińskie i można ją traktować, jako wersję wydarzeń  zgodną z tezą W. Wiatrowycza o mającej wówczas miejsce „drugiej wojnie polsko-ukraińskiej”. Tymczasem do października 1944 roku, a w rzeczywistości do lipca 1945 roku, kiedy to  w Bieszczady skierowane zostało Wojsko Polskie, nie można tragicznego losu mieszkańców „Trójkąta bieszczadzkiego” podłączyć pod „drugą wojnę polsko-ukraińską” i zajmować się „martyrologią osób narodowości ukraińskiej” - co okazuje się głównym celem książki. I nie jest tak, jak podaje prof. Syrnyk, że: „Istotnym bodźcem, który doprowadził do powstania niniejszej książki była analiza pracy Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim w latach 1939 - 1947 autorstwa Szczepana Siekierki, Henryka Komańskiego i Krzysztofa Bulzackiego.”  Podstawowym celem jest w/w „przełom etyczny” i on zajmuje większość dość obszernej książki, liczącej 464 strony. Tyle, że tego ”przełomu etycznego” nie dokonuje J. Syrnyk, ale korzysta z „dorobku naukowego” Wołodymyra Wiatrowycza, natomiast Syrnyk tylko „obudowuje” go w różne koncepcje filozoficzno-socjologiczne (np. teorię ANT). Różne „metodologie badawcze” stosowali historycy nazistowscy oraz komunistyczni, różniły się one tylko „obudową” teoretyczną. Wiatrowycz też nie był pomysłodawcą „przełomu etycznego”, ale „zaczerpnął go” z tez Uchwały Krajowego Prowodu Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów podjętej 22.VI.1990 r. I wśród autorów tejże Uchwały należy szukać pomysłodawców na dokonanie „przełomu etycznego” - co już planowali działacze OUN w 1944 roku.

Dopiero drugim celem J. Syrnyka jest weryfikacja strat ludności polskiej poniesionych w Bieszczadach „ ofiar ukraińskich formacji zbrojnych oraz funkcjonariuszy Ukrainische Hilfspolizei”. Bynajmniej nie po to, aby ofiary te powiększyć o nowe przebadane dokumenty – wykorzystując większe możliwości badawcze (dostęp do archiwów, w tym ukraińskich, wykorzystanie dużej grupy studentów prof., Syrnyka biorących udział w pracach). Powinien także zastanowić fakt, że historyk o rodowodzie ukraińskim nie zajmuje się co najmniej z taką samą pasją badawczą problemem weryfikacji strat ludności ukraińskiej poniesionej ze strony SB-OUN i UPA, w tym zwłaszcza rodzin polsko-ukraińskich. Czyżby decydowała o tym narodowość sprawców? Ale taki warsztat naukowy dyskwalifikuje całość badań. T. A. Olszański twierdzi, że połowa wszystkich strat ukraińskiej ludności cywilnej dotyczy mordów dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich (przewodnik „Bieszczady” wydawnictw „Rewasz” i „Bosz”, Pruszków 1994 - oraz wydania następne). W Bieszczadach proporcje te są podobne – na około 250 ofiar ukraińskiej ludności cywilnej około 150 osób zginęło z rąk swoich rodaków (SB-OUN i UPA).

Już wcześniej prof. Syrnyk „weryfikował” straty osobowe odnośnie  powiatów przemyskiego, sanockiego, brzozowskiego, leskiego i dobromilskiego, i „zakwestionował” ok.10 - 15 proc. danych liczbowych (J. Syrnyk, Wstęp do weryfikacji danych z książki „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim w latach 1939 - 1947”, „Pamięć i Sprawiedliwość” 2016, nr 1/27, s. 368 – 396). Obecnie pisze: „Podjęta przy okazji niniejszego opracowania dalsza weryfikacja ustaleń Siekierki et al. – choć już tylko w odniesieniu do powiatu leskiego – zmusza do skorygowania przedstawionych tam danych liczbowych już nie o 10 - 15, a ok. 30 proc.” 

Odnosi się także do mojej książki UPA w Bieszczadach. Straty ludności polskiej poniesione z rąk ukraińskich w Bieszczadach w latach 1939 – 1947” powołując się na wydanie pierwsze z 2007 roku, nie zna więc wydania drugiego z roku 2010, poszerzonego o nowe informacje. Nie zauważył też, że teren Bieszczadów obejmuje tylko część powiatu leskiego oraz części powiatów sąsiednich (głównie sanockiego). Nie wiadomo więc jaki dokładnie jest teren badawczy prof. Syrnyka.

Zrozumiała jest pochwała książki Jana Pisulińskiego: „Na tle przedstawionych opracowań bardzo wyraźnie odróżnia się dzieło Jana Pisulińskiego Przesiedlenie ludności ukraińskiej z Polski do USRR w latach 1944 – 1947. Jest to niezwykle skrupulatne, wręcz drobiazgowe, klasyczne studium historyczne oparte o imponujący zasób źródłowy i literaturę. Niewątpliwym wkładem autora w zrozumienie zaistniałych przed kilkudziesięciu laty wydarzeń stało się dostrzeżenie jednego z ich kluczowych mechanizmów – właśnie przesiedlenia ludności. To wokół przesiedlenia, oczyszczenia terytorium z dotychczas zamieszkującej go populacji, toczyły się inne zdarzenia – walki, pacyfikacje, polityczne targi itd.” (s. 14) Czyli w okresie od 1 września 1939 roku do czasu przesiedleń w 1944 roku (które rozpoczęły się w Bieszczadach 15 października), nie było żadnych walk, pacyfikacji i politycznych targów?

Syrnyk pisze: „Spośród prac o charakterze historycznym napisanych o Bieszczadach przez polskich autorów identyfikujących się jako osoby narodowości ukraińskiej wyróżnić należałoby zasadniczo tylko Bohdana Huka. Autor ten w pewien sposób wyspecjalizował się w pozyskiwaniu, opracowywaniu i publikowaniu wspomnień świadków historii (działalnością tą zajmuje się już ponad ćwierć wieku). Ma na swoim koncie m.in. redakcję pięciu tomów zatytułowanych Zakerzonnia, ale także casy-study poświęcone wydarzeniom z lipca 1946 r. w Terce. Na kanwie tych wydarzeń Huk, jako jeden z nielicznych autorów, pokusił się o stworzenie opracowania interdyscyplinarnego, szeroko odwołującego się do najnowszych osiągnięć antropologii kulturowej, współczesnych nurtów filozofii, socjologii itd. To, że praca, o której tu wspominam – Ukraina. Polskie jądro ciemności – stała się ostatecznie próbą co najmniej problematyczną, wynikło nie z przyjętej perspektywy, lecz ugięcia się autora przed jego własnym publicystycznym temperamentem, który niejako „kazał” mu nadać władzy polskiej iście demoniczny charakter, a wręcz sprowadzić sens jej istnienia ad absurdum, do walki z Ukrainą i ukraińskością.” (s. 15) Tymczasem książka Bogdana Huka „Ukraina. Polskie jądro ciemności” jest taką samą „pracą o charakterze historycznym”, jak antypolskie i antykatolickie agitki politruków sowieckich z okresu stalinizmu i obecnie mogą uchodzić za szczyt „mowy nienawiści” do Polski, narodu polskiego i Kościoła rzymskokatolickiego. Przykładem może być kilka cytatów z tejże historiografii B. Huka, Ukraińca działającego w Polsce, absolwenta filologii ukraińskiej. 

„Zmiana w postawie chłopów – zabijających Polaków, a nie, jak wcześniej – siebie samych, została bardzo krytycznie przyjęta przez rząd polski natomiast powstańców nie opuszczała tragiczna antropologia: nie będąc uważanymi za ludzi, zabijali, by… stać się ludźmi.” (s. 113) Dokonane ludobójstwo pozwoliło więc zbrodniarzom stać się ludźmi!!!   

„Na Wołyniu i w ogóle na Ukrainie zachodniej nie doszło do działań ujmowanych jako „akcja antypolska”, „mordy na Polakach”, ani jeden Polak nie został zabity dlatego, że był Polakiem. Konstrukcja „mordy na Polakach” stanowi kalkę z ujęcia „mordy na Żydach”, ponieważ podczas II wojny światowej Żydzi mieli być unicestwiani ex definitione, a słowo „Żyd” miało wywoływać bezwarunkową reakcję zabijania.” (s. 195)

„Hierarchia i duchowieństwo polskie poparły wyeliminowanie Ukraińców z Polski. /.../ W kwestii ukraińskiej oraz niemieckiej PPR/PZPR nie miała sojusznika większego od aparatu kościelnego kardynałów Augusta Hlonda i Stefana Wyszyńskiego.” (s. 222)

„Wojna została Ukraińcom wypowiedziana tam, gdzie na szczęście dla komunistów ten konflikt w ogóle mógł jeszcze zaistnieć: na pozostałościach wschodniej kolonii. W tym sensie kapitalne znaczenie miał podarunek Józefa Stalina dla komunistów i ich Rzeczypospolitej Polskiej: zamieszkane przez Ukraińców tereny na zachód od Bugu i Sanu.” (s. 223)

„Przemoc wyznaniowa niezmiennie towarzyszyła Kościołowi na kresach, powodując to, że konflikt trwał nie tylko na linii dwór – wieś, ale także na linii parafia rzymskokatolicka – parafia wschodnia (greckokatolicka bądź prawosławna). Z tego względu polski Kościół rzymskokatolicki ponosi część odpowiedzialności za genealogię OUN oraz tragedię polskości na kresach..” (s. 229)

„Biskupi polscy byli urzeczeni sprawczymi możliwościami nazizmu wobec Żydów, zatem eliminowanie Ukraińców potraktowali jako działanie pożądane w sferze stosunków religijnych, społecznych i narodowych. /.../ Zbrodnie Rzeczypospolitej Polskiej, popełniane w latach 1944–1947 na własnych obywatelach – Ukraińcach, nie były wyłącznie zbrodniami reżimu ateistycznego. Po ukazaniu sensu i wartości wsparcia udzielonego tu komunistom (czytaj: narodowi i państwu polskiemu) przez Kościół polski – sprawą dalszych badań jest ustalenie form, zakresu i skutków jego współudziału w zbrodni.” (s. 230 - 231)

„Po II wojnie światowej rząd wraz z Kościołem zastosował wobec Ukraińców nie tylko okupacyjny mechanizm nazistowski, ale także ten, który jeszcze przed wojną opracowywano w stosunku do Żydów.” (s. 238)

„W kwestii stosunku do mniejszości okupację nazistowską poparła zarówno narodowo aktywna część społeczeństwa polskiego, jak i organizacje podziemne, Kościół polski i rząd..” (s. 242)

W imieniu państwa, Kościoła, partii, rządu i wreszcie społeczeństwa polska armia narodowa wyganiała, rabowała, niszczyła i strzelała do Niemców i Ukraińców, traktowanych jako faszyści i zbrodniarze.” (s. 260)

„W latach 1944–1947 w Bieszczadach, na Łemkowszczyźnie, Nadsaniu i na Chełmszczyźnie UPA nie dokonała na Polakach ani ludobójstwa, ani czystki etnicznej, ani tzw. akcji antypolskiej.” (s. 266)

„W Rzeczypospolitej na terenach aktywności UPA Polacy stanowili odrębne zagadnienie taktyczne i strategiczne, którego pozytywnemu rozwiązaniu UHWR poświęcała maksymalnie wiele uwagi. Nigdy nie doszło tu do zabijania Polaków, jak głosi esencjalistyczno-nacjonalistyczna formuła historyków polskich, „tylko za to, że byli Polakami”. Być Polakiem – nie stanowiło powodu, aby zostać zabitym przez UPA. OUN-NP nigdy i nigdzie nie zakładała ani nie przeprowadzała etnocydu lub czystki etnicznej na Polakach. Gdyby tak było, to od lata 1944 r. do lata 1947 r. UPA miała dość czasu, aby na Wołyniu czy w Bieszczadach nie pozostał po nich ślad.” (s. 266 – 267)

„Do utworzonego w 1945 r. Kraju Zakerzońskiego kierownictwo OUN-NP skierowało swe najlepsze kadry w celu osiągnięcia trwałego porozumienia z polskim podziemiem i społeczeństwem.” (s. 267 – 268)

6 kwietnia 1944 roku szef sztabu II Okręgu UPA Myrosław Onyszkewycz „Orest” wydał rozkaz: „Rozkazuję Wam niezwłoczne przeprowadzenie czystki swojego rejonu z elementu polskiego oraz agentów ukraińsko-bolszewickich. Czystkę należy przeprowadzić w stanicach słabo zaludnionych przez Polaków. W tym celu stworzyć przy rejonie bojówkę, złożoną z naszych członków, której zadaniem byłaby likwidacja wyżej wymienionych. Większe nasze stanice będą oczyszczone z tego elementu przez nasze oddziały wojackie nawet w biały dzień. /.../ Oczyszczenie terenu musi być zakończone jeszcze przed naszą Wielkanocą, żebyśmy świętowali ją już bez Polaków. /.../ Wydobyć broń. Śmierć Polakom. Postój, 6 kwietnia 1944 roku. Sława herojom! Orest, Karat (-)”. Rozkaz ten znajduje się w aktach śledztwa przeciwko Myrosławowi Onyszkewyczowi.  „10 lipca 1944 r. dowódca UPA w Galicji Wschodniej Wasyl Sydor „Szelest”, wydał rozkaz, w którym zalecił „ciągle uderzać w Polaków aż do wyniszczenia ich do ostatniego z tych ziem” /.../  Kierownictwo ruchu banderowskiego uznało, iż jest możliwe zarówno dokonanie czystki, jak i wygranie całej sprawy propagandowo. Dlatego z jednej strony bezwzględnie dalej realizowano politykę faktów dokonanych, a z drugiej zawczasu przygotowywano strategie propagandowe, mające nie tylko usprawiedliwić ukraińskie poczynania, ale wręcz odpowiedzialność za nie przerzucić na stronę polską.” (Grzegorz Motyka: Ukraińska partyzantka 1942 – 1960; Warszawa 2006, s. 378, 380). Sowieci i Niemcy realizowali plany wymordowania polskich elit, Ukraińcy plan „całkowitej fizycznej likwidacji ludności polskiej”. W kwietniu 1945 roku w „Zakierzońskim Kraju” zorganizowano Krajowy Prowid OUN. Funkcję prowidnyka powierzono Jarosławowi Staruchowi ps. „Stiah”, zaś jego zastępcą, a jednocześnie szefem propagandy, został Wasyl Halasa, ps. „Orłan”. Referentem służby bezpieczeństwa został Petro Fedoriwa, ps. „Dalnycz”, natomiast stanowisko referenta wojskowego i dowódcy UPA objął Myrosław Onyszkewycz, ps. „Orest”. Wiadomo, jak zadanie „porozumienia” realizowały „najlepsze kadry OUN” przy pomocy takich „negocjatorów” jak: „Zalizniak”, „Szum”, „Kałynowycz”, „Ren”, „Bir”, „Chrin”, „Stach”, „Brodycz”, „Bajda”, „Burłaka”, „Łastiwka”, „Hromenka”, „Kryłacz”, „Lis”, „Smyrny”, „Myron”, „Karmeluk”. W efekcie „osiągania przez nich trwałego porozumienia” w „Kraju Zakerzońskim”, czyli na  ziemiach Polski zginęło około 18 – 20  tysięcy Polaków (w większości osób cywilnych, głownie kobiet i dzieci).

Huk pisał dalej: „Wkroczenie Wojska Polskiego na tereny zamieszkane przez ludność ukraińską nosiło cechy ludobójczej inwazji zbrojnej na terytorium obce kulturowo. Rodowód polskiej idei bezkarnego rugowania i mordowania Rusinów i Ukraińców nie był dotąd badany.” (s. 274) „W celu obrony obywateli polskich narodowości ukraińskiej UHWR opierając się na dotychczasowej siatce OUN-NP utworzyła podziemną administrację cywilną oraz wprowadziła na teren państwa polskiego UPA jako formację działającą na rzecz obrony praw człowieka i obywatela.” (s. 282 – 283) „Dokumenty świadczą jednoznacznie, że podziemie ukraińskie w Bieszczadach nie dokonywało systematycznych mordów na Polakach. Zabójstwa zdarzały się, ale były rzadkie. Zgodnie z twierdzeniem historyków i publicystów polskich o powszechności i masowości zabójczych praktyk podziemia ukraińskiego, większość Polaków w Bieszczadach nie powinna przeżyć. W okolicy Terki straty polskie powinny stanowić bez mała 300 osób.” (s. 297 – 298) Rzeczywiście, większość Polaków na wsiach nie przeżyła, natomiast w miastach przeżyła większość. Każdy historyk wie, dlaczego. W Bieszczadach (wówczas część powiatów Lesko, Sanok i Turka) Ukraińcy zamordowali co najmniej 1950 Polaków (stan badań z roku 2010). W „okolicy Terki” nie wiadomo, ilu Polaków zostało zamordowanych przez Ukraińców, gdyż żaden historyk polski nie chce podjąć się takich badań. Zresztą dotyczy to nie tylko „okolic Terki”. 

Kolejne tezy Huka: „Sposób wypędzenia Ukraińców z Rzeczpospolitej Polskiej stanowił bez mała analogię hitlerowskiego postępowania wobec Żydów na ziemiach polskich w latach 1941-1943. W obu przypadkach wykonywały je państwowe - używające przemocy i terroru -  formacje zbrojne przy biernej postawie społeczeństwa polskiego. Różnica polegała na tym, że żołnierze niemieccy, działający w imię nazizmu Hitlera, transportowali Żydów wagonami do koncentracyjnych obozów zagłady, natomiast żołnierze polscy złapanych w imieniu swego Kościoła Ukraińców przewozili do wielkiego obozu –-Związku Radzieckiego.” (s. 308) „Jeśli przyjąć rozumowanie zgodne z ujęciem Lucasa (C. Lucas, Znaczenie przemocy rewolucyjnej we Francji 1789–1799, tłum. M. Seńkowska-Gluck, „Kultura i Społeczeństwo” 1992, nr 1, s. 45.), to przedmiot przemocy, czyli Ukraińcy z Terki, rozstrzygnęli w myślach wołkowyjskich przywódców o „prawowitości przemocy” podczas tej  nieznanej z żadnych dokumentów narady (w mikroskali odpowiada ona konferencji nazistów w Wannsee 22 stycznia 1942 r. dotyczącej Endlosung Żydów europejskich). /.../ O śmierci Ukraińców przesądziła rzymskokatolicka kultura polska jako podstawa takiego, a nie innego ich postrzegania.”  (s. 363 – 364) „Polskie krematorium w Terce dymi latami, i do dziś nikt o nic nie pyta…”  (s. 364) „Jednak siłą przewodnią żołnierzy polskich idących do Terki po to, by zabijać ludzi, nie była NSDAP, KPZR czy PPR, a znany im od dziecka powszedni katolicyzm polski. Jego szafarz, Kościół, stworzył kulturowe podstawy polskiej dominacji na Ukrainie i ponosi odpowiedzialność za zbrodnie popełnione na Ukraińcach.” (s. 365) „Rzymski katolicyzm był kulturowo najważniejszą wspólną cechą żołnierzy polskich biorących udział w eliminowaniu Ukraińców w Rzeczypospolitej Polskiej w latach 1944–1947. Wpływ tego wyznania narodowego był większy niż wpływ religii na żołnierzy armii innych ówczesnych państw programowo ateistycznych. Można skorelować go z postawą hierarchii Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce w latach 1944–1947 wobec Ukraińców – jest ona znana z milczącego zobowiązania żołnierzy i innych wiernych do odpowiednich poczynań. Sytuacja ukraińska, widziana przez pryzmat stanowiska hierarchii i duchowieństwa rzymskokatolickiego, jest powieleniem sytuacji już raz wśród nich zaistniałej – żydowskiej”. (s. 396 – 397) „Dziś w Rzeczpospolitej Polskiej nikt nie strzela do Ukraińców z karabinów – podstawową bronią jest katolicka kultura narodowa”. (s. 402) „W stosunku do Ukraińców, Żydów i członków innych narodów uznanych za Obcych katolicka kultura Polaków zaowocowała ideologią narodowej demokracji – polskim odpowiednikiem nazizmu.” (s. 493) „W 1919 r. II RP zlikwidowała Zachodnioukraińską Republikę Ludową, której utrzymanie się jako niepodległego państwa mogło stanowić gwarancję niedopuszczenia do Wielkiego Głodu w Ukraińskiej SRR. /.../ Z tego względu II RP ponosi część odpowiedzialności za to, że w latach 30. XX w. doszło do ukraińskiej Zagłady.” (s. 494 – 495) „Po wojnie swe rządy narzucili komuniści, jednak katolicki narodowodemokratyczny determinant kulturowy w kwestii ukraińskiej doprowadził Polaków do wyrażenia zgody na komunizm (pod tym samym wpływem w latach okupacji zaakceptowali nazizm dokonujący Zagłady Żydów).” (s. 495) „Instytucja Kościoła polskiego była zatem głębokim czynnikiem sprawczym Zagłady Ukraińców dokonanej przez komunistów działających bezpiecznie w ramach jego zachęty i przyzwolenia.” (s. 495 – 496)

Takimi „tezami naukowymi” wypełnione jest każde zdanie ponad 500-stronicowej historiografii Huka. Inne jego  publikacje posługują się podobną „metodologią badań”.  Są to wypowiedzi dyskwalifikujące nie tylko historyka, ale w ogóle humanistę. Pozwalają zanegować całość jego opracowań historycznych i wątpić w obiektywność historyków powołujących się na te opracowania.

Prof. Syrnyk stwierdza: „Bardzo ważne były dla mnie wspomnienia świadków zdarzeń. Publikacji je zawierających jest sporo, przede wszystkim w języku ukraińskim, ale także w języku polskim. Wspomnienia spisywane były w różnym czasie, niektóre z nich (choć rzadko) już w latach 40., inne w znacznym oddaleniu czasowym od wydarzeń, do których się odnosiły. Wspomnienia z reguły zawierają szereg skażeń, błędów, nadinterpretacji. Z tej też racji bywają deprecjonowane przez klasyczną historiografię. Niesłusznie.” (s. 16)

Dlatego też chętnie i często powołuje się na świadków ukraińskich, z reguły „działaczy narodowych”, najczęściej nie podając ich przynależności do OUN lub UPA.  Relacji polskich świadków praktycznie nie zamieszcza, chociaż „publikacji je zawierających jest sporo”.

Syrnyk pisze: „Koncentrując się na ludziach i możliwościach zaimplementowania do własnej, hybrydycznej i eklektycznej metody, tego, co nieklasyczna historiografia ma – w moim przekonaniu – najlepszego do zaoferowania, skierowałem swoją uwagę na dwa obszary. Pierwszym była potrzeba znalezienia w miarę neutralnego określenia dla przedmiotu badań, kośćca jego „anatomii”. Dostarczyła mi tego teoria „aktora-sieci” Bruno Latoura (ANT). W ślad za przyjętym modelem musiały pójść, oparte na ogólnych przesłankach, pytania dotyczące antropologicznie postrzeganych relacji łączących aktantów sieci – początkowo tylko relacji władzy, z czasem także relacji przetrwania. Prezentowane w pracy podejście umiejscowić można byłoby poniekąd w nurcie autoetnograficznym, a ściślej w ramach autoetnografii analitycznej”. (s. 18) „Kim są i jacy są aktorzy/aktanci? Doprecyzowując to pojęcie Krzysztof Abriszewski stwierdził, że skoro „ANT nie uznaje podziału na mikro- i makrospołeczne [...] to wszyscy [aktorzy] są ‘tego samego’ rozmiaru”, w związku z czym nie należy określać żadnych aktorów jako głównych (i w konsekwencji – żadnych jako drugorzędnych). Kwestia „wielkich aktorów”, jeśli występuje w ramach ANT pojawia się tu jako kategoria zewnętrzna, czasami nawet obiegowa (popularna), może być jednocześnie przyjęta jako kolejny... równorzędny aktor.” (s. 19)

Jest oczywiste, że w okresie od września 1939 roku do września 1944 roku w Bieszczadach byli inni „aktorzy/aktanci” niż w okresie od października 1944 roku do zakończenia operacji „Wisła” w 1947 roku. Przekładając z języka teorii na praktykę, w sposób nieco uproszczony -  zdaniem Syrnyka inni byli sprawcy i inne ofiary: w „trykutnyku bieszczadzkim” okupację niemiecką zastąpiła okupacja polska, natomiast ofiarami stali się Ukraińcy. W tak wybiórczym zastosowaniu teorii „aktora sieci” Ukraińcy mają nie występować jako sprawcy. Syrnyk pisze: „W kontekście pracy, która ma stanowić alternatywne spojrzenie na przeszłość/ teraźniejszość opisywaną/porządkowaną dotąd najczęściej według „klucza narodowego”, a więc takiego, który ze swej istoty generuje super-aktora/ofiarę (czyli naród), problemowi temu (równości aktantów) należy poświęcić nieco więcej uwagi.” (s. 19) Czy rzeczywiście jest to „alternatywne spojrzenie” bez „klucza narodowego”? Autor zdaje sobie sprawę, że obiektywnie nie jest to możliwe, chyba, że zastosuje się odpowiednią „metodologię badawczą”: „Zakwestionowanie ontologicznej wartości używanych kategorii nie było najtrudniejszym etapem moich poszukiwań. O wiele więcej kłopotów przysporzyło znalezienie względnie stabilnego punktu oparcia. Inspiracji w tym poszukiwaniu dostarczyły – paradoksalnie – współczesne nurty historiografii nieklasycznej, odwołujące się do filozofii postmodernistycznej (oczywiście nie w jej najbardziej prymitywnych odczytaniach). Zacząłem ponadto przyglądać się hermeneutyce, która natchnęła mnie swoim „żywiołem rozumienia”. Dzięki temu mogę śmielej powtórzyć za Geertzem, że „nie trzeba koniecznie wszystkiego wiedzieć, by móc cokolwiek zrozumieć” (co przy okazji uzupełnia wcześniejszy wywód dotyczących bazy źródłowej). (s. 20) Po prostu więc pewne źródła należy pominąć lub je zanegować.

Syrnyk pisze: „Odnosząc się do teorii ANT utworzyłem początkowo zbiór, czy katalog aktorów/ aktantów oraz zbiór rodzajów relacji z udziałem tychże aktorów. Mimo, że teoria Latoura przestrzega przed hierarchizowaniem aktantów, trudno było zakwestionować sprawczość człowieka w opisywanych wydarzeniach i nieodzowność istnienia miejsca, w którym człowiek funkcjonuje. Z opisanych wcześniej powodów, starałem się natomiast odrzucić nawykowe odwoływanie się do narodowych super-aktorów: Polaków i Ukraińców (choć nie zawsze było to możliwe). W ich miejsce pojawili się aktanci mający realne odniesienie do materiału źródłowego: konkretne osoby, mieszkańcy określonych miejscowości, członkowie zdefiniowanych, widocznych zbiorowości i grup – w tym określonych wspólnot kościelnych, funkcjonariusze Ukrainische Hilfspolizei, milicjanci, ormowcy, partyzanci UPA, partyzanci/dywersanci sowieccy, partyzanci AK, NSZ, NOW, członkowie bojówek SB-OUN, członkowie samoobron, m.in. SKW (Samoobronni Kuszczowi Widdiły, oddziały samoobrony ukraińskiej), żołnierze Armii Czerwonej, żołnierze Wojska Polskiego/WOP/KBW, żołnierze NKWD, żołnierze Wehrmachtu, żołnierze SS „Galizien”, funkcjonariusze Gestapo, funkcjonariusze UB, członkowie nieformalnych grup kryminalnych itd.” (s. 21 – 22)

Niestety, z książki nie dowiemy się niczego konkretnego ani o Ukrainische Hilfspolizei (wykaz posterunków, obsada, działalność), ani o Milicji Obywatelskiej, UPA, AK, NSZ, NOW, SB-OUN, SKW, SS „Galizien”, itd. Jest to „zbiór, czy katalog aktorów/ aktantów oraz zbiór rodzajów relacji z udziałem tychże aktorów” bez większego znaczenia? 

Syrnyk: „Jeśli opisywane w pracy wydarzenia trwały trzy lata, to – zgodnie z jednym z możliwych wariantów historiografii klasycznej – można byłoby powiedzieć, że tyle czasu potrzebowały na nowo uformowane władze polskie, funkcjonujące w określonych kontekstach, do „ostatecznego” rozwiązania kwestii ukraińskiej; że dokonano tego drogą wysiedlenia ok. 494 tys. osób poza obszar państwa polskiego i rozproszenia ok. 150 tys. osób w granicach nowej Polski; że w latach 1944 - 1947 na zachód od linii Curzona, na terenach „mieszanych etnicznie” straciło życie ok. 20 tys. obywateli polskich, tysiące osób zostało czasowo zatrzymanych, aresztowanych lub skazanych na kary pozbawienia wolności. Natomiast w przypadku odwoływania się do teorii ANT można powiedzieć, że w ciągu relatywnie krótkiego czasu dokonane zostało radykalne przekształcenie sieci aktantów-relacji. Entropia jest z jednej strony miarą tej zmiany, rozpadu dotychczasowej sieci, dającego impuls do powstania nowej sieci, albo wskaźnikiem zmiany „tożsamości” sieci. Naturalne procesy (urodzin, śmierci, zjawiska kulturowe, w tym nawet ujęte w pewnych określonych granicach procesy polityczne) przekształcają ową tożsamość w sposób ciągły ale niewidoczny z perspektywy życia człowieka. Konflikt zbrojny i wysiedlenia spowodowały, że zmiana tożsamości sieci nastąpiła gwałtownie.” (s. 23)

Te „wydarzenia” w Bieszczadach nie trwały „trzy lata”, ale lat osiem (1939 – 1947). Najkrócej trwały na Wołyniu, bo lat sześć (1939 – 1945) i tutaj wystarczyły one do „ostatecznego” rozwiązania kwestii polskiej. W Małopolsce Wschodniej trwało to lat siedem (1939 – 1946).  J. Kochanowski podaje, że w latach 1944 –1946 z Ukrainy przesiedlonych zostało 787 524 osób, natomiast E. Misiło, że 787 674 osoby, w tym 742 457 Polaków i 33 105 Żydów. Z terenów USRR uciekło lub zostało wysiedlonych około 1.167.453 osób ludności polskiej (ok. 425 tysięcy uciekinierów do lipca 1944 roku oraz 742.453 osoby wysiedlone od sierpnia 1944 roku do sierpnia 1946 roku). Do USRR wysiedlono 482.661 osób ludności ukraińskiej – co nie do końca jest zgodne z prawdą, ponieważ w tej liczbie byli  Polacy (wyznania greckokatolickiego lub prawosławnego) oraz rodziny mieszane i łemkowskie nie identyfikujące się wówczas z narodowością ukraińską.  Ale także ci, którzy czuli się nadal „Rusinami” i nie chcieli stać się „Ukraińcami”. Na łączną liczbę 1.650.114 osób przesiedlanej wzajemnie ludności pomiędzy Polską a Ukrainą (1.167.453 polskiej oraz 482.661 ukraińskiej) – tylko 29,13 proc. stanowiła ludność ukraińska, natomiast 70,87 proc. ludność polska. Podczas operacji „Wisła” (kwiecień – lipiec 1947 r.) przesiedlono ok. 140 000 ludności na Ziemie Odzyskane. W tej liczbie jest jednak kilkaset rodzin polskich, kilka tysięcy rodzin polsko-ukraińskich oraz kilkanaście tysięcy rodzin łemkowskich. W opracowaniach przyjmuje się jednak kłamliwą tezę, że była to wyłącznie ludność ukraińska. Część Łemków do dzisiaj nie identyfikuje się z narodowością ukraińską. Brak jest jednak danych dotyczących faktycznej identyfikacji narodowościowej osób przesiedlanych w Polsce, stąd wciąż posługujemy się zafałszowaną statystyką. Razem przesiedlenia dotknęły 662 661 osób ludności uznanej za ukraińską, co stanowi 38,30 proc. wszystkich przesiedleń polsko-ukraińskich. Spośród przesiedlanej ludności ukraińskiej 21,12 proc. pozostało w Polsce, czyli co piąta osoba. Na Ukrainie nie pozostała nawet co setna osoba narodowości polskiej. Rzeczywiście więc „w przypadku odwoływania się do teorii ANT można powiedzieć, że w ciągu relatywnie krótkiego czasu dokonane zostało radykalne przekształcenie sieci aktantów-relacji.” 

Syrnyk pisze: „Fizyczna eliminacja przedstawicieli inteligencji ukraińskiej w okresie II wojny światowej (w ramach znacznie szerszej akcji skierowanej przeciwko funkcjonariuszom niemieckim i kolaborantom pod kryptonimem „Kośba”) tworzyła nową sytuację, w której ograniczona była możliwość zawarcia jakiegokolwiek porozumienia, czy kompromisu. Podobnie napad UPA na Polaków w Baligrodzie w sierpniu 1944 r. wzbudził u co najmniej kilkuset osób, bliskich i znajomych zamordowanych zupełnie nowy sposób oceny otaczającej rzeczywistości.” (s. 27)

Wikipedia podaje: „Akcja Kośba – kryptonim operacji prowadzonych wiosną i latem 1944 na terenie okupowanej Polski przez oddziały Armii Krajowej. Akcja wymierzona była w niemieckich funkcjonariuszy oraz ich polskich kolaborantów, miała za zadanie eliminację oraz zastraszenie najbardziej niebezpiecznych dla podziemia nazistów oraz ich pomocników”. Wyroki kary śmierci były wydawane i zatwierdzane w imieniu Polski Podziemnej na konfidentach gestapo i kolaborantach współpracujących z Niemcami przez WSS (Wojskowe Sądy Specjalne) i CSS (Cywilne Sądy Specjalne). Syrnyk nie podał źródeł na postawie których postawił tezę, że „przedstawiciele inteligencji ukraińskiej w okresie II wojny światowej” tak masowo byli konfidentami gestapo i kolaborantami współpracującymi z Niemcami, iż w wyniku akcji „Kośba” nastąpiła ich „fizyczna eliminacja”. Andrzej Brygidyn w książce Kryptonim „San” (Sanok 1992) na s. 221 podaje: „W sanockim Obwodzie AK tragiczne konsekwencje „wsypy” i powtarzające się co jakiś czas aresztowania członków konspiracji spowodowały, że akcje likwidacyjne noszące kryptonim „Kośba” rozpoczęto realizować z konsekwencją w pierwszej połowie 1943 r. i właściwie prowadzono aż do lipca 1944 r. W ich wyniku wykonano 7 wyroków śmierci”. Zastrzelonych zostało 5 Polaków i 2 Ukraińców. Sanocki Obwód AK obejmował powiat leski i sanocki. Dziwi więc „naukowa teza” Syrnyka, że wyrok wykonany na dwóch Ukraińcach wyeliminował w trójkącie bieszczadzkim przedstawicieli inteligencji ukraińskiej. Jeden z nich był mieszkańcem Sanoka, drugi to  Włodzimierz Mazur, wójt w gminie Bukowsko w powiecie sanockim.

Powstanie struktur sądownictwa  AK na podstawie sprecyzowanych  zasad  formalnych oraz oparcie orzecznictwa na przedstawicielach  przedwojennego wymiaru sprawiedliwości walnie przyczyniło się do ochrony organizacji przed działaniami okupanta,jak i przed wzrastającą w czasie wojny plagą przestępczości pospolitej oraz do sprawnego i wnikliwego rozpoznawania spraw i skutecznego działania sądownictwa. Władze podziemne zarządzały szereg akcji mających na celu likwidację wyjątkowo szkodliwych funkcjonariuszy aparatu hitlerowskiego oraz konfidentów, kolaborantów i zdrajców. Najsłynniejszymi akcjami były: „C” („Czyszczenie”), „Kośba”, „Główki”, „Topiel”. Szacuje się, że trzy sądy podziemne działające w Warszawie (KG, obszaru i okręgu AK) wydały łącznie 350 wyroków śmierci, wojskowe sądy w Krakowie i Rzeszowie ok. 100, wileński zaledwie kilkadziesiąt, WSS okręgu lubelskiego rozpoznał ok. 400 spraw. Wyroków wykonano mniej niż połowę. Najwięcej zlikwidowano Niemców i Polaków (w tym szmalcowników). Pomimo powszechnej kolaboracji Ukraińców z okupantem niemieckim zlikwidowanych zostało spośród nich tylko około 50 najgroźniejszych agentów, najwięcej na Lubelszczyźnie. Przykłady. Żołnierz AK Jan Turzyniecki „Mogiłka” w grudniu 1942 roku uczestniczył przy wykonaniu wyroku na Dymitrze Byku, ukraińskim nacjonaliście. Z rozkazu wykonał też wyrok śmierci na szczególnie szkodzącym Polakom Włodzimierzu Dołynce, Ukraińcu, wójcie gm. Majdan Sopocki”  (Zofia Leszczyńska: Ginę za to co najbardziej człowiek ukochać może. Część II. Lublin 2003, s. 459). W Lubartowie dyrektorem szpitala był lek. Eustachy Burke, nacjonalista ukraiński, agent gestapo. „Zdarzało się, że w czasie okupacji niemieckiej ranni partyzanci, którzy nieświadomie trafiali do tego szpitala byli natychmiast wydawani w ręce niemieckich służb bezpieczeństwa”. (Stanisław Misztal: Zdarzyło się na Lubelszczyźnie. Gdańsk 2010, s. 274). „On to, wraz z Niemcami i Ukraińcami z Bolechowic odziany w mundur niemiecki w 1942 r. brał udział w gromieniu Polaków we wsi Rudka Kijańska. Takich wyczynów zaliczył wiele, o czym pisze w swoich wspomnieniach Tadeusz Laszczka „Orlik” – komendant OS w rejonie VI BCh Ludwin – Łęczna.” (F. Kusyk: Z konspiracji w Lubartowskiem. Warszawa 1982, s. 169). „Jednoznaczny agent niemiecki Burke, człowiek o głębokich przekonaniach nacjonalisty i faszysty w stosunku do personelu szpitalnego podkreślał, że szybko przyjdzie czas, iż w wolnej Ukrainie on pokaże, co potrafi. Łajdacka postawa tego człowieka, krzywdy jakie wyrządzał Polakom, donoszenie Niemcom kto kim jest, zasługują na potępienie. Pracując w Lubartowie przez wiele lat poznał dobrze wielu mieszkańców tego miasta i okolic. Wyselekcjonowanych przez siebie polskich patriotów wskazywał niemieckim służbom specjalnym, w następstwie czego byli aresztowani i skazywani na śmierć.” (S. Misztal, s. 304 – 305). Otrzymał wyrok śmierci i został zastrzelony przez partyzantów  na ulicy w Lubartowie 1 września 1943 roku.

Zapewne Syrnyk zliczył wszystkie wyroki śmierci wykonane na obywatelach polskich narodowości ukraińskiej, konfidentach gestapo, z całego okresu II wojny światowej, a ich ilość na terytorium okupowanej Polski wykorzystał do porównania z zamordowaniem przez UPA  42 Polaków w Baligrodzie, w ciągu jednego napadu 8 sierpnia 1944 roku. Zdrajców, którzy przyczynili się do aresztowania i śmierci, po wcześniejszych okrutnych torturach, co najmniej kilkuset polskich działaczy niepodległościowych oraz partyzantów, zrównał z mordem dokonanym przez bandę UPA na cywilnych mieszkańcach miasteczka, posługującą się listą proskrypcyjną opracowaną przez lokalnych działaczy OUN w miejscowej cerkwi. Taka „metodologia badań” to według Syrnyka „przełom etyczny w historiografii”. Czym się on różni od „przełomów” historiografii nazistowskiej III Rzeszy lub marksistowskiej z okresu stalinizmu? Na pewno nie powoływały się one na teorię „aktora-sieci” Bruno Latoura (ANT). Opierały się na innych filarach naukowych. Cel był ten sam, choć inni byli aktorzy/aktanci. 

Syrnyk pisze: „Uwzględniając powyższe uwagi, zestawiając je z możliwościami dostarczonymi w trakcie kwerendy źródłowej, ale także z koniecznością trzymania się tematu badawczego, uznałem, że węzłami odkształcenia opisywanej sieci, na które należy w sposób szczególny zwrócić uwagę są: a) przejście frontu (czerwiec–wrzesień 1944 r.); b) przybycie Wojska Polskiego na teren powiatu (połowa 1945 r.); c) zakończenie przesiedleń do ZSRS (czerwiec 1945 r.); d) akcja „Wisła” (kwiecień–lipiec 1947 r.). Węzły odpowiadają poszczególnym poziomom entropii dotychczasowej sieci i tworzenia sieci nowej.” (s. 27)

Dlaczego Syrnyk „przełom etyczny w historiografii” datuje od przejścia frontu (wrzesień 1944 r.)? Żadnego „przełomu” nie było 1 września 1939 roku? Nie było go też 22 czerwca 1941 roku, gdy to tereny po lewej stronie Sanu, zajęły wojska niemieckie? Taki „przełom etyczny w historiografii” jest zaprzeczeniem i etyki i historiografii. Jest natomiast klasycznym przykładem propagandy. Jest to więc „przełom nieetyczny”.  

Syrnyk pisze: „Przeszłości nie zmieni i nie odda żaden historyk i żadne napisane na jej temat słowo. Praca, którą podejmuje historyk służy w pierwszej kolejności jemu samemu, a dalej każdemu, kto zapozna się z jego poglądami. Na miano historyków nie zasługują wszak ci, dla których mówienie, czy pisanie o przeszłości stanowi jedynie koniunkturalny instrument służący celom pozanaukowym. Celem historyka jest Prawda, nie zaś zdobycie uznania, rozgłosu, władzy. Użyteczność pracy historyka weryfikowana jest tym, czy będzie on potrafił wydobytą z historycznych przekazów wiedzę przekazać współczesnym, czy wiedza ta będzie dla współczesnych użyteczna, czy przed czymś ich i siebie uchroni, czemuś zapobiegnie.” (s. 27) Jest niezrozumiałe, dlaczego Syrnyk nie stosuje tych zasad, chociaż o nich pisze! Przecież przeszłości nie zmieni. Komu, poza nim, służyć ma ta praca? Jakich „współczesnych” i przed czym ma ich „i siebie” uchronić, czemu ma zapobiec? „Celem historyka jest Prawda”, ale są tacy, którzy stosują metodologię etyczną zaczerpniętą od Piłata i stawiają pytanie: ”Cóż to jest Prawda?” I sądzą, że da się Ją ukrzyżować!  

Syrnyk pisze: „Spróbuję w tym miejscu wytłumaczyć, jak w kontekście wydarzeń, które przetoczyły się przez powiat leski w latach 1944 – 1947 rozumiem pojęcie władzy i dlaczego analizując je odwołuję się jednocześnie do kategorii przetrwania. (s. 27)

Zrozumienie „wydarzeń, które przetoczyły się przez powiat leski” z pominięciem lat 1939 – 1944 nie jest możliwe.

Historyk niemiecki może napisać książkę historiograficzną dotyczącą np. Prus Wschodnich 1944 – 1945, posługując się teorią ANT, ale pomijając okres lat 1939-1943 nie będzie można zrozumieć właściwego „kontekstu wydarzeń”. 

Syrnyk pisze: „Praca składa się z pięciu rozdziałów, które odnoszą się do wspomnianych węzłów trajektorii. W rozdziale pierwszym pokonano najdłuższy odcinek historii, bo rozpoczyna go kilka zdań o czasach, gdy w Bieszczadach nie było jeszcze ludzi, a kończy rok 1944. Stąd też najwięcej w tym właśnie rozdziale spostrzeżeń ogólnych dotyczących kształtowania się struktury osadniczej, ewolucji władzy, rozwoju gospodarczego regionu itp. Rozdział drugi stanowi zapowiedź destrukcji sieci, która dokonała się na przestrzeni lat 1944 - 1947. Opisane w nim zdarzenia toczyły się w szczególnych okolicznościach – zbliżającego frontu wojny. Rozdział ten obejmuje zasadniczo zaledwie kilka miesięcy od marca do września 1944 r., ale były to miesiące nasycone niezwykle dużą liczbą dramatycznych wydarzeń. Stały się one jednym z zasadniczych kontekstów dla dalszej historii. Rozdział trzeci dotyczy pierwszego okresu funkcjonowania władzy ludowej na terenie Bieszczadów, a w zasadzie prób jej tu zainstalowania. W związku z opanowaniem części terenu powiatu leskiego przez ośrodek władzy ukraińskiej, panowała tu zasadniczo dwuwładza, rodzaj anarchii. Stąd też nieco sarkastyczny tytuł rozdziału. Czwarty rozdział obejmuje okres totalnej depopulacji Bieszczadów. Trwał on od pojawienia się na tym terenie oddziałów Wojska Polskiego (połowa 1945 r.) do zakończenia akcji „Wisła”. W przeciwieństwie do dotychczasowej praktyki, wysiedlenia do ZSRS i wysiedlenia związane z akcją „Wisła” traktowane są w niniejszej pracy jako jeden ciąg zdarzeń. Ostatni rozdział dotyczy zjawisk mających miejsce po 1947 r., narodzin nowej, a w zasadzie nowych sieci relacji, które powstały na bazie tej, istniejącej w Bieszczadach do 1947 r. Jest w

nim również podjęta nowatorska próba analizy antropologicznej przedstawionego w książce zagadnienia.” (s. 32 – 33)

Syrnyk zamieszcza także „Listę podziękowań”. Pisze: „W pierwszej kolejności słowa podziękowania kieruję na ręce prof. Jana Pisulińskiego. Za rady i wnikliwe uwagi dziękuję ponadto prof. Ewie Domańskiej, prof. Mariuszowi Mazurowi, Markowi Syrnykowi, Zygmuntowi Śliwie i Bohdanowi Hukowi. Pomocnych wskazówek udzielił mi Artur Brożyniak z oddziału IPN w Rzeszowie oraz dr Magdalena Semczyszyn z oddziału IPN w Szczecinie. Pamiętam także o życzliwości prof. Roberta Klementowskiego z oddziału IPN we Wrocławiu i prof. Mirosława Szumiły. Podziękowania należą się ponadto dr. Pawłowi Piotrowskiemu z Wojskowego Biura Historycznego, Bożenie Czuryk, Bożenie Pyznarskiej, Natalii Klasztornej, Adamowi Sabikowi oraz studentom etnologii i antropologii kulturowej z Uniwersytetu Wrocławskiego uczestniczącym w badaniach terenowych prowadzonych na terenie powiatu leskiego w latach 2014 – 2015.”  (s. 33 – 34)

W rozdziale pierwszym, który „rozpoczyna kilka zdań o czasach, gdy w Bieszczadach nie było jeszcze ludzi, a kończy rok 1944” prof. Syrnyk nawet nie wymienia ruskiej kroniki mnicha Nestora. Ona powinna być podstawą do snucia wniosków w myśl teorii „aktora-sieci” Bruno Latoura (ANT). Jej nieznajomość prowadzi do stawiania fałszywych tez, jej celowe pomijanie służy stawianiu kłamliwych wniosków. Nestor, mnich z monasteru pieczerkiego  (ok. 1050 r. - 1114 r.) w swojej kronice (latopisie) Powieść minionych lat (Повѣсть времяньныхъ лѣтъ),  napisanej ok. 1113 r. podaje: „Roku 6489 [981]. Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich: Przemyśl, Czerwień i inne grody, które do dziś dnia są pod Rusią. Tegoż roku i Wiatyczów zwyciężył i nałożył na nich dań od pługa, jaką i ojciec jego brał.”

Gdy w wyniku zatargów dynastycznych na Rusi od władzy usunięto księcia Świętopełka, a jego żona, która była córką Bolesława Chrobrego, została uwięziona, w 1013 roku Chrobry ruszył na pomoc zięciowi. Kijów poddał się Chrobremu, który oddał władzę sprzymierzonemu księciu, co jednak nie zakończyło wewnętrznych walk na Rusi. W 1017 roku, gdy Chrobry toczył wojnę z najazdem niemieckim, Rusini po wodzą Jarosława Mądrego najeżdżali ziemie polskie, grabiąc je i paląc grody. W 1018 roku, po podpisaniu pokoju polsko-niemieckiego w Budziszynie, Chrobry zorganizował wyprawę, aby przywrócić na tron kijowski swego zięcia Świętopełka. Po zwycięstwie 22 lipca nad Bugiem, 14 sierpnia 1018 r., po krótkim oblężeniu miasto zostało zdobyte. Podanie polskie mówi, że Chrobry wjeżdżając do Kijowa uderzył w Złote Wrota mieczem, który się wyszczerbił. Jedną z kijowskich zdobyczy Chrobrego była siostra Jarosława Mądrego Przedsława, o której rękę wcześniej bezskutecznie zabiegał. W drodze powrotnej przyłączył utracone w 981 Grody Czerwieńskie. Świętopełk jednak nie utrzymał się na tronie, zrzucił go Jarosław Mądry. Świętopełk został wygnany z Rusi i poprosił o ponowną pomoc swojego teścia Bolesława Chrobrego, który mu już jej nie udzielił, gdyż  dwukrotne zrzucenie Świętopełka z tronu świadczyło o jego nieudolności. Chrobry poparł Jarosława Mądrego jako władcę i podpisał z nim pakt o nieagresji. Uprowadzenie Przedsławy do Polski przez Chrobrego potwierdzają także latopisy ruskie oraz niemiecki kronikarz Thietmar. Ten ostatni pisał:, że Bolesław proponował Jarosławowi wymianę jeńców, w myśl której w zamian za Przedsławę domagał się uwolnienia swojej córki, żony Świętopełka. Wymiana ta nie doszła jednak do skutku. Nie na długo Grody Czerwienne powróciły do „Lachów”. Jak pisze dalej mnich Nestor: „Roku 6539 [1031]. Jarosław i Mścisław zebrali wojów mnogich, poszli na Lachów, i zajęli grody czerwieńskie znowu, i spustoszyli ziemię łącką, i mnóstwo Lachów przywiedli, i rozdzielili ich. Jarosław osadził swoich nad Rosią” ( Nestor: Powieść minionych lat, tłum. F. Sielicki, Wrocław – Warszawa – Kraków 1999; za: https://ariets.files.wordpress.com/.../nestor-powiesc-minionych-lat-pol.pd.). Już więc w 1031 roku, po następnym zaborczym najeździe Rusinów, ziemie te zostały ograbione, spustoszone, ludność lachicka uprowadzona, a Grody Czerwieńskie znów trafiły po okupację rusińską. W roku 1240 Tatarzy zdobyli i doszczętnie zniszczyli Kijów, w 1261 roku namiestnik tatarski kazał Rusinom spalić grody. W tym czasie przyszedł kres i na grody Czerwieńskie. Ziemie Rusi Kijowskiej podbili Litwini dochodząc aż do Morza Czarnego. Litwini wkroczyli na tereny praktycznie opustoszałe po najazdach tatarskich, zapewne uprzedzając tym zamiary Moskwy. To w wyniku praw do dziedziczenia Rusi Halickiej ze Lwowem prawowity spadkobierca Kazimierz Wielki przyłączył je do Polski. Przyłączył po zwycięskiej walce z Litwinami, a nie Rusinami. W 1387 roku królowa Jadwiga przyłączyła należną jej dziedzicznie od Węgier Ruś Czerwoną, usuwając węgierskich urzędników.

Dla samostijnenj Ukrainy lepiej byłoby, gdyby faszyści ukraińscy nie wyciągali argumentu „etniczności Zakerzonia”, gdyż jest to zwykłe kłamstwo. Poza tym wówczas nie istniało w rozumieniu obecnym pojęcie „narodowości”, czy „państwowości” danych terenów. Były natomiast „ziemie rodowe”, czy też „ziemie księstwa” oraz sprawy ich dziedziczenia. 

4 listopada 1918 roku w Wisłoku Wielkim miejscowy proboszcz greckokatolicki, o. Pantelejmon Szpylka, zwołał wiec, na którym uchwalono powstanie tzw. Republiki Komańczańskiej, (Komanieckiej), zamiar przyłączenia jej do   Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej i utworzenie milicji, na zasadzie pospolitego ruszenia. Każde gospodarstwo miało dać 1 mężczyznę, a dla utrzymania tej formacji nałożono podatek na Żydów. Na czele policji porządkowej stanął Andrij Kyr, były oficer armii austro-węgierskiej, Ukrainiec z Komańczy. W tym czasie w 35 wsiach Republiki Komanieckiej ukonstytuowały się nowe rady wiejskie. W szkołach wprowadzona została obowiązkowa nauka w języku ukraińskim. Przewodniczący Powiatowej Ukraińskiej Rady Narodowej ks. P. Szpylka i szef Ukraińskiego Komisariatu Okręgowego Hryhorij Sudomyr po dwóch posiedzeniach w Wisłoku trzecie posiedzenie przenieśli w grudniu 1918 r. do Komańczy. Do Budapesztu udała się delegacja, która zdołała zjednać do obrony komanieckiej enklawy ZUNR 12 podoficerów byłej armii austro-węgierskiej. Jeden z nich został komendantem posterunku policji ukraińskiej w Komańczy.

22 stycznia 1919 roku ruszyła polska ofensywa przeciw Komańczy i Baligrodowi. Była to operacja bardziej policyjno-represyjna, niż wojskowa; wzięło w niej udział po stronie polskiej około 300 ludzi. Z początku praktycznie nie napotkano oporu. W Wisłoku w ogóle nie doszło do starcia, a o. Szpylka dał się łatwo aresztować. Dopiero w Komańczy doszło do walki. Po opanowaniu wsi przez Polaków, rozproszeni Ukraińcy zebrali się na grzbiecie Sokolisk. Było ich około 350, z których 120 miało karabiny, pozostali - widły, kosy i siekiery. Po przybyciu pociągu z Sanoka z oddziałem wojsk polskich, oddział ukraiński rozbiegł się w panice. Przybyły pociągiem oddział polski rozpoczął represyjne palenie zagród we wsi. Na widok pożarów milicjanci z Komańczy pobiegli ratować swój dobytek, a osamotnieni prełuczanie przerwali walkę i nie niepokojeni wycofali się przez Osławicę do swej wsi. Następnego dnia Polacy bez oporu obsadzili Łupków i stację graniczną - główny cel operacji, a dopiero piątego dnia po zajęciu Komańczy, wkroczyli do Prełuk. Po serii aresztowań i niezbyt istotnych potyczkach, "Republika Komaniecka" przestała istnieć.

3 lutego 1919 r. do Maniowa przybył z Cisnej czterdziestoosobowy oddział ukraiński, który rozpoczął w okolicznych wsiach pobór do armii ukraińskiej, jednak zakończył się on niepowodzeniem. Mieszkańcy Woli Michowej stawili nawet czynny opór, którym kierował proboszcz greckokatolicki. Po nieudanym ataku na polski posterunek w Łupkowie większość zmobilizowanych rozbiegła się do domów. Następnego dnia oddział z Cisnej zjawił się ponownie, w większej sile, aresztował proboszcza Woli Michowej, a na noc stanął w Maniowie. Tu został zaatakowany przez chłopów: żołnierzy rozbrojono, ich dowódcę zabito (był to st. sierżant Czołacz), a jeńców wraz z bronią odstawiono do Łupkowa, wydając ich w ręce polskie. „Ostanie ostre starcie miało miejsce za Osławą, którą przekroczyli żołnierze polscy zmierzający w kierunku Prełuk. Drogę do wsi zagrodził im oddział złożony w większości z prełuczan, którzy widząc zachowanie wojska polskiego w Komańczy nie chcieli dopuścić do jego powtórzenia we wsi rodzinnej, jednak ulegli przewadze sił polskich (po zdobyciu Prełuki częściowo zostały spalone). Ukraińców z Komańczy, Prełuk, Wisłoka i innych wsi spotkały wtedy okrutne represje ze strony członków polskiej ekspedycji kolonialnej, m.in. dokonano zabójstw, wycięto język jednemu z żandarmów.” (https://www.apokryfruski.org/kultura/lemkowszczyzna/komancza/). Tadeusz Olszański: w artykule „Republika Komańczańska” zamieszczonym na portalu 

https://www.apokryfruski.org/wp-content/uploads/2010/11/Olszanska_RepulikakomanczanskaPL.pdf , wymieniając ofiary po obu stronach (bardzo nieliczne) nie wymienia tego faktu. 

  1. Syrnyk w „przypisach” (s. 46) podaje: że dowódcy żandarmerii w Komańczy, Szczurowskiemu, Polacy wycięli język i zastrzelili. Powołuje się na książkę Bohdana (Bogdana) Horbala, który z kolei powołuje się na ks. Pantelejmona Szpylkę. Bogdan Horbal urodził się w 1965 r. w Legnicy jako potomek ofiar akcji "Wisła" deportowanych z Łemkowszczyzny. Studiował historię na Uniwersytecie Wrocławskim, gdzie obronił pracę doktorską "Działalność polityczna Łemków na Łemkowszczyźnie (1919-1921)". Prawdopodobnie chodzi o wspomnienia o. Szpylki "Wyzwolni zmahannia Schidnoji Łemkiwszczyny w 1918 r." (z 1967 r.). Tymczasem nie mógł on być świadkiem tego zabójstwa, gdy już 22 stycznia 1919 r. został aresztowany przez Polaków, natomiast walka w Komańczy miała miejsce 27 stycznia. Ponadto żadne inne źródło nie wymienia Szczurowskiego, natomiast jako dowódca żandarmerii podawany jest Andrij Kyr z Komańczy - kupiec, były oficer austriacki. Jest to więc raczej „bajka z tysiąca dni i jednej nocy” zaadaptowana na potrzeby „tysiąca dni i tysiąca nocy w powiecie leskim”. Ale przecież Komańcza należała i należy do powiatu sanockiego. Taka „naukowa precyzja” pozwalająca manipulować zaliczanie lub pomijanie poszczególnych wsi do powiatu leskiego może dotyczyć około stu miejscowości i co najmniej kilkuset „weryfikowanych ofiar”. Oczywiście tak „ciekawy” przypadek Szczurowskiego Syrnyk zamieszcza także w książce opisującej powiat sanocki: „Przemoc i chaos. Powiat sanocki i okolice: sierpień 1944 – lipiec 1947 r. Analiza antropologiczno-historyczna” (Wrocław-Warszawa 2020, s. 115) podając, że wspomnienia Szpylki opublikował ostatnio Bogdan Huk w książce ”Trzy miesiące wolności. Ukraińska Republika Komaniecka na Łemkowszczyźnie 1918 – 1919, Przemyśl 2019). Republika Komaniecka nigdy nie miała w nazwie „Ukraińska”, nigdy nie było też Ukrainy na Łemkowszczyźnie.
  2. Syrnyk tak skrupulatnie docierający do źródeł ukraińskich i bezkrytycznie z nich korzystający nie ujawnia takiej dociekliwości w korzystaniu ze źródeł polskich. „Gazeta Lwowska” nr 57 z 9 marca 1919 r. podaje: „Stwierdzono ponad wszelką wątpliwość, że w czasie walk grupy bryg. Minkiewicza w kierunku Łupkowa i Baligrodu chłopi strzelali zza chałup do naszych oddziałów przyczem pojmanego do niewoli kaprala Czownickiego zmasakrowali i obcięli mu język, zaś wachmistrza Śliwińskiego obrabowali ze wszystkiego, sierpem odcięli mu kawałek języka i pokaleczyli kolbami.” (Barbara Wójcik: O pożytkach czytania (cudzych) listów czyli wojenna codzienność Ustrzyk Dolnych w korespondencji Tekli i Stanisława Klagów”; w „Bieszczad” nr 23, 2019 – 2020, s. 187)

Podstawowym źródłem wiedzy prof. Syrnyka jest ukraińska gazeta „Diło” oraz publikacje autorów ukraińskich o zdecydowanym a nawet radykalnym nastawieniu nacjonalistycznym i antypolskim. Sam Syrnyk nie pozostaje zresztą za nimi w tyle. Co ma wspólnego z powiatem leskim z lat 1944 – 1947 stwierdzenie Syrnyka o wzmacnianiu potencjału polskiego na ziemiach wschodnich, „w tym działania o charakterze quasi – kolonialnym m.in. poprzez osadnictwo wojskowe”.

Jak wyglądała sytuacja własnościowa na Kijowszczyźnie i Bracławszczyźnie sto lat po unii lubelskiej, gdy te ziemie należące wówczas do Litwy zostały włączone do Rzeczpospolitej Obojga Narodów?

Ustalenia Henryka Litwina doprowadziły do definitywnego uporządkowania listy właścicieli ziemskich Kijowszczyzny u schyłku czwartej dekady XVII stulecia. Przeprowadzone przez niego badania pozwalają na stwierdzenie. że 16 wielkich właścicieli ziemskich (posiadaczy majątków liczących ponad 500 dymów) skupiło w swoim ręku 39 833 dymy. W tej grupie majątkowej znalazło się tylko trzech Polaków (Jan Zamoyski, Jakub Sobieski i Stanisław Lubomirski), którzy posiadali łącznie 6828 dymów, czyli 17, 1% wszystkich dóbr tej grupy majątkowej. Wśród 62 przedstawicieli średniej własności (posiadacze od 50 do 500 dymów) znalazło się 16 Polaków, w rękach których odnotowano 3634 dymy (28,6% na ogólną liczbę 12 699 dymów w tej grupie własności). Wśród drobnych właścicieli ziemskich (posiadaczy majątków liczących do 50 dymów) według danych rejestru z 1640 r, było 11 Polaków (11,8% zbiorowości liczącej 93 osoby), którzy posiadali majątki liczące 213 dymów (14% z ogólnej liczby 1520 dymów). W sumie więc, 30 polskich właścicieli ziemskich Kijowszczyzny (17,5% całej, liczącej 171 osób zbiorowości) posiadało w swoich majątkach 10 675 dymów, czyli 19,75% wszystkich dóbr alodialnych, liczących ogółem 54 052 dymy. Trudno mówić o tłumnym napływie polskiego ludu herbowego na ziemie naddnieprzańskie. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, iż w 1640 r. niemal 25% wszystkich dóbr dziedzicznych Kijowszczyzny znajdowała się w dzierżawie lub też w zastawie.

Lista największych posiadaczy ziemskich Bracławszczyzny, wyglądała następująco: Jerzy książę Zbaraski - 19 283 dymy, Władysław Dominik książę Zasławski - 8302 dymy, Adam Kalinowski - 5306 dymów, Tomasz Zamoyski - 4581 dymów - przy czym jest to suma dymów z dóbr Tomasza i jego żony, Katarzyny z Ostrogskich. Na sporządzonej liście 14 największych właścicieli ziemskich województwa bracławskiego (posiadaczy ponad 500 dymów) znalazło się siedmioro Polaków (Adam Kalinowski, Tomasz Zamoyski, Halszka Kalinowska, Stefan Chmielecki, Stanisław Potocki. Anna Sieniawska i Mikołaj Sieniawski. W rękach Polaków (przy pewnych zastrzeżeniach co do kwalifikacji "etnicznej" Katarzyny z Ostrogskich Zamoyskiej oraz Anny Eufrozyny z Chodkiewiczów Sieniawskiej) znajdowało się jednak zaledwie 16 346 dymów wobec 35 792 dymów odnotowanych w dobrach panów "ruskich". W grupie średniej własności - posiadaczy od 50 do 500 dymów (46 osób) - Henryk Litwin odnalazł 8 Polaków, którzy władali dobrami liczącymi w sumie 1552 dymy, czyli 20,9% z ich ogólnej liczby wynoszącej 7424 dymy w tej kategorii majątkowej. H. Litwin twierdzi, iż w rękach Polaków skupiło się na Bracławszczyźnie 24,2% ogółu dziedzicznych majątków.

Koncentracja majątków w rękach magnatów była w województwie bracławskim znacznie większa niż na Kijowszczyźnie. 15 wielkich właścicieli ziemskich (11.9% wszystkich ziemian) skupiło w swoim ręku 85,9% gospodarstw chłopskich w dobrach dziedzicznych. Sam Jerzy Zbaraski posiadał blisko 32% dymów, a trójka najbogatszych magnatów (poza Zbaraskim - Zasławski i Kalinowski) ponad połowę (54%) alodiów województwa.

Szczegółowa analiza zachowanych rejestrów podatkowych prowadzi więc do wniosku, iż w drugiej ćwierci XVII w. polscy właściciele ziemscy stanowili na Ukrainie grupę już dość liczną, ale pozostającą jednak w zdecydowanej mniejszości w stosunku do szlachty ruskiej. Polska szlachta miała natomiast przeważający udział w dzierżeniu zastawów i dzierżaw. Henryk Litwin stwierdził, że ”Lach" na Ukrainie był częściej "petentem" lub klientem ruskiego magnata niż "personatem i posesjonatem". Analiza danych rejestru poborowego z 1629 r. "nie potwierdza tezy o wzmożonej ekspansji szlachty polskiej na kresy po unii lubelskiej". "Do 1648 r. magnateria polska zdobyła sobie silną pozycję na Bracławszczyźnie. Kijowszczyzna pozostała zaś domeną ruskich rodów możnowładczych.

Z innych ustaleń Henryka Litwina warta odnotowania jest konstatacja, iż „wbrew utartym poglądom, rozdawnictwo królewszczyzn epoki pounijnej w niewielkim tylko stopniu kształtowało strukturę własności na kresach". Królewskie nadania wielkich "pustyń" były zresztą nieliczne (10 przypadków w latach 1581-1630), a tylko pięć spośród nich przyczyniło się do powstania wielkich latyfundiów - Różyńskich, Żółkiewskich. Wiśniowieckich, Kalinowskich i Koniecpolskich. Niezmiernie istotna wydaje się przy tym uwaga. iż dla wszystkich tych rodów z wyjątkiem Żółkiewskich (i ich spadkobierców - Daniłowiczów i Sobieskich) ziemie otrzymane od króla były tylko częścią zdobytych innymi sposobami majątków ukrainnych.

Dominacja magnaterii polskiej w dzierżeniu starostw ukrainnych w przededniu powstania Chmielnickiego wynikała m. in. z faktu, że obrona kresów spoczywała wówczas w znacznej mierze na barkach pocztów magnackich. W tym samym czasie, kiedy magnateria polska podejmuje ekspansję na kresy, "panowie ruscy" opanowują znaczną liczbę dzierżaw na ziemiach Korony w granicach sprzed 1569 r. i sięgają po najwyższe urzędy małopolskie (kasztelania krakowska, województwo sandomierskie). Zjawiska te są potwierdzeniem faktu, że "możnowładztwo polskie zrastało się z ruskim". Ekspansję ekonomiczną na ziemie polskie (tak w zakresie królewszczyzn, jak i dóbr dziedzicznych) podejmują przed 1648 r. najpotężniejsi z kniaziów ruskich: Ostrogscy - spadek po Tarnowskich, spadek po Kostkach i Odrowążach oraz zakupy. Zbarascy - dobra zakupne Pilica, Łodygowice i Końskowola, Wiśniowieccy - dobra spadkowe Załoźce, Kryłów i Czarny Ostrów, Zasławscy - spadek po Ostrogskich, ale i przejęcie Lubartowa po Firlejach. (Henryk Litwin. Napływ szlachty polskiej na Ukrainę 1569-1648, Wydawnictwo Naukowe Semper. Warszawa 2000). Rusini więc także kolonizowali Koronę. Zarówno Polacy (mieszkańcy Korony), jak też Rusini i Litwini mieli takie same prawa do nabywania (zakupu) ziemi, otrzymywania i wnoszenia posagu, przyjmowania w dzierżawę. Takie samo „postępowanie kolonizacyjne” jest aktualnie powszechnym prawem. Rzeczpospolitą (w tym Ruś/Ukrainę) w tym czasie „kolonizowali” także Żydzi, Niemcy, Ormianie, Holendrzy, Czesi oraz przedstawiciele innych narodów.  

Kolonizowanie powiatu leskiego poprzez osadnictwo wojskowe znane jest wyłącznie „uetycznionej” historiografii ukraińskiej, bo ta zwykła nie miesza propagandy z rzeczywistością.

„Kolonializm - polityka państw rozwiniętych gospodarczo lub militarnie polegająca na opanowaniu terytorium i utrzymaniu w zależności politycznej i gospodarczej krajów słabo rozwiniętych, w celu osiągnięcia własnych korzyści; początki k. wiążą się z wielkimi odkryciami geograficznymi przełomu XV/XVI w., kiedy to Hiszpania i Portugalia podporządkowały sobie znaczne obszary Ameryki Płd. i Środk., wybrzeża zach. Afryki i wyspy Azji Płd.-wsch.; zniszczono wówczas m.in. cywilizację Majów, Azteków i Inków; XVI-XVIII w. gł. mocarstwami kolonialnymi stają się Anglia, Holandia, Belgia, Francja, do których w XIX w. dołączają Rosja, Niemcy, Japonia, Włochy, opanowując większość obszaru Afryki i Azji; w początku XX w. największe mocarstwo kolonialne W. Brytania zarządzała terytorium wielkości 33 mln km2, przy własnym obszarze rzędu 310 tys. km2, a należały do niej m.in. Indie, Kanada, Australia, Egipt; stan prawny k. sankcjonowany był dziesiątkami międzynar. Traktatów, a Liga Narodów akceptowała 1920 fakt, iż z 1875 mln ludzi, zaludniających wówczas świat, dwie trzecie (1250 mln) żyło w koloniach; eksploatacja (niekiedy rabunkowa) bogactw naturalnych, wyzysk taniej siły roboczej, niszczenie kultury i hamowanie naturalnego rozwoju poszczególnych krajów kolonialnych to główne cechy k., któremu czasem towarzyszyła eksterminacja miejscowej ludności wzniecającej powstania niepodległościowe.” (https://encyklopedia.interia.pl/nauki-spoleczne-humanistyka/news-kolonializm,nId,1968027#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome  ). Gdyby ludność Afryki, obu Ameryk i Azji miała wówczas wybór, niewątpliwie wybrałaby formę „kolonializmu” zastosowaną przez Rzeczpospolitą Obojga Narodów.

Po powstaniu styczniowym władze carskie skonfiskowały 1660 majątków szlacheckich, oddając je na licytację lub obdarowując nimi oficerów rosyjskich. Na Polaków nałożono kontrybucje w kwocie prawie 20 mln rubli oraz podatki kilkakrotnie wyższe niż w Rosji. Skasowano 109 klasztorów, ich majątki przejęło państwo rosyjskie a zakonników wywieziono. Zlikwidowano wszystkie autonomiczne instytucje, wyrzucono z pracy 14 tysięcy polskich urzędników. Do szkół wprowadzono język rosyjski i zakaz mówienia po polsku. Nazwę „Królestwo Polskie” zamieniono na „Priwislenje”. Przynajmniej w bardzo ograniczonym z różnych powodów prawnych tę bandycką kradzież dokonaną przez władze carską próbowała zrekompensować Ustawa z dnia 17 grudnia 1920 r. o przejęciu na własność Państwa ziemi w niektórych powiatach Rzeczypospolitej Polskiej (Dziennik Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej, 1921, nr 4, poz. 17) należących poprzednio do rosyjskiego skarbu i rodziny carskiej, niektórych dóbr duchownych i klasztornych, opuszczonych przez ziemian dóbr prywatnych, a także gruntów pochodzących z parcelacji wielkich polskich folwarków. Były to głównie ziemie leżące w powiatach województwa wołyńskiego: włodzimierskim, kowelskim, łuckim, rówieńskim, dubieńskim, krzemienieckim i ostrogskim. Pierwsze grupy osadników wojskowych przybyły  wiosną 1921 r., na tereny pozbawione dróg, komunikacji kolejowej, kościołów, szkół i zakładów usługowych. Na przyznanych im działkach nie było domów ani budynków gospodarczych, nie mieli też żadnego inwentarza.

Na wschodnich terenach Rzeczypospolitej przejęto 137 192 ha ziemi, na których osiadło 8059 osadników (1383 oficerów i 6676 szeregowych). Razem z rodzinami tworzyli oni społeczność liczącą ponad 30 000 osób.

W województwie wołyńskim na 52 464 ha ziemi osiedliło się 3507 osadników; przeciętna wielkość działki wynosiła 14,96 ha. Ogólne zadłużenie osadników województwa wołyńskiego wynosiło w tym czasie 18 765 957 zł, średnio
5353 zł na osadę. Zagospodarowywanie nowych siedzib postępowało powoli. Jeszcze na początku 1925 r. blisko 44% gospodarstw osadniczych nie miało zabudowań. Do 1927 r. zaledwie 20% osadników wojskowych otrzymało tytuły własności użytkowanych gruntów.

Np. cztery duże osady powstały w gminie Białozórka pow. Krzenieniec. Były to: Weteranówka, Piłsudczanka koło Jankowiec, Belinówka koło Suszkowiec i Orle Gniazdo koło Mołotkowa. Osady powstały w wyniku rozparcelowania części majątku Rosjanina Mitryanowa. Ziemie te przed 1863 rokiem były własnością hrabiego Brzostowskiego i zostały skonfiskowane przez carat za udział ich właściciela w powstaniu styczniowym. W wyniku rozparcelowania innego dużego majątku Rosjanina Bobrikowa powstało pięć osad: Polana, Staszków, Łany, Witosowo oraz Wola Rycerska, w której swoją wzorcową działkę miał kapitan Stefan Teliga – prezes Powiatowego Związku Osadników. Między Łanowcami a Szumskiem swoją wzorcową działkę otrzymał gen. Marian Żegota-Januszajtis, pełniący funkcję patrona wszystkich osadników wojskowych w powiecie krzemienieckim. Niektórzy ziemianie okazywali zrozumienie dla niełatwej sytuacji osadników i wychodzili im naprzeciw. Ks. Radziwiłł z Nieświeża oddał na cele osadnicze 14 folwarków, ks. Sapieha z pow. grodzieńskiego – 800 m3 przetartego drzewa, a Maria Szemiotowa przekazała znaczną część swojego majątku Iłosk w pow. Kobryń.

Nie była to więc „polonizacja” tych ziem, a w bardzo ograniczonym zakresie „repolonizacja”, gdyż zdołano „odrobić” tylko małą cząstkę polskich strat na tych ziemiach, poniesioną w okresie zaborów. Swoistej „rusyfikacji” na Kresach dokonywała w Rzeczpospolitej po unii lubelskiej polska szlachta i magnateria, która swoim poddanym sprowadzanym z Korony stawiała cerkwie i zatrudniała popa, sama pozostając katolikami (lub przechodząc na katolicyzm) i uczęszczając do kościoła. Natomiast ruska (rusińska) magnateria i szlachta dobrowolnie polonizowała się, czasami tylko przechodząc na katolicyzm – też z własnego wyboru, gdyż w Rzeczpospolitej Obojga Narodów panowała największa w Europie tolerancja religijna.

Wejście Armii Czerwonej 17 września 1939 r. i postępującego za nią NKWD, to początek końca osadnictwa kresowego. Pierwszą wołyńską osadą wojskową, do której weszły wojska sowieckie, już o godz. 4.45, była Weteranówka, pow. krzemieniecki, położona w odległości 1,5 km od granicy polsko-sowieckiej; wtedy zastrzelony został przez patrol sowiecki osadnik Marian Pawlicki, pełniący tej nocy wartę straży obywatelskiej. Groza zastąpiła spokojne dotychczasowe życie. Na wielu osadach pojawiły się bandy składające się z ukraińskich przestępców i komunistów; częste były napady, grabieże, a nawet morderstwa; w os. Szczurzyn, pow. łuckiego, liczącej 17 osadników, zamordowano 14 osób, w tym żonę osadnika i kierownika szkoły. (Archiwum Wschodnie przy Ośrodku KARTA, materiały Instytutu Hoovera, pow. Łuck).

O integralnym nacjonalizmie ukraińskim Syrnyk pisze tyle: „Warto zaznaczyć, że ideologie narodowe/nacjonalistyczne (zarówno ukraińskie jak i polskie) zaszczepiane wśród mieszkańców powiatu nie miały zasadniczo waloru „intelektualnej dysputy uczonych w piśmie”. Analizowanie tego zagadnienia z perspektywy pism Dmytra Doncowa , czy Romana Dmowskiego byłoby w tym przypadku zabiegiem cokolwiek chybionym”. (s 73). W przypisie na s. 74 wymienia jeszcze książkę Romana Wysockiego „W kręgu integralnego nacjonalizmu. Czynny nacjonalizm Dmytra Doncowa na tle myśli nowoczesnych Romana Dmowskiego. Studium porównawcze.” (Lublin 204) Jednak jego książki  „Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów w Polsce w latach 1929 – 1939” (Lublin 2003) nawet nie wymienia. Czyżby zgadzał się w jej przypadku z recenzją Wiktora Poliszczuka: „Nie może stanowić pracy naukowej książka, która traktuje w konwencji, zakamuflowanej co prawda, ale jednak jej apologii, a w szeregu wypadków w konwencji stosowania terminologii właściwej do ukrycia zbrodniczego charakteru organizacji, co jest następstwem stosowania w wysokim stopniu osiągnięć socjotechniki. Nie może być kwalifikowana jako naukowa praca, która zaszłości historyczne traktuje z pominięciem prawa międzynarodowego i prawodawstwa państwa, na którego obszarze miały one miejsce, jak też z pominięciem, mającej ważne znaczenie dla omawianego przedmiotu, geopolityki, przez co jest pozbawiona cech historyczności, która świadomie pomija elementy najistotniejsze omawianego przedmiotu i ich analizę, która oparta jest o selektywnie dobraną bibliografię, która tendencyjnie pomija nieodpowiednią dla konwencji książki literaturę.” Poliszczuk stwierdza, że: „Wysocki jest Ukraińcem z Polski, który: - aktywnie działa w Związku Ukraińców w Polsce; - w czerwcu 2004 r. wraz z Romanem Drozdem, H. Kuprianowiczem był współzałożycielem Ukraińskiego Towarzystwa Historycznego w Polsce; - jest adiunktem w Zakładzie Historii Nowoczesnej UMCS; - w 1997 r. odbył staż na opanowanym przez zwolenników OUN Bandery Uniwersytecie im. Iwana Franki we Lwowie; - korzystał ze stypendiów Fundacji Batorego (filii Fundacji Geoge'a Sorosa); - w 2003 roku przebywał na stypendium w Instytucie Ukraińskim przy Uniwersytecie Harwardzkim, USA, niewątpliwie na zaproszenie prof. Romana Szporluka, który reprezentuje banderowski punkt widzenia na historię najnowszą; - w 2002 r. był uczestnikiem Międzynarodowego Kongresu Ukrainistów w Czerniowcach.” (dr hab. Wiktor Poliszczuk, Toronto, luty 2006 r.) 

W ramach pisania na nowo historii OUN i UPA podjęta została próba zrównania tych ludobójczych organizacji z Armią Krajową oraz zrównania idei narodowych zamieszczonych w publikacjach Romana Dmowskiego z ideologią nacjonalizmu integralnego Dmytra Doncowa. Różni „ideolodzy zła” dokonują ekwilibrystycznych manipulacji i  sięgają szczytów socjotechniki ufając, że inni są zbyt leniwi na, często żmudne, poszukiwanie prawdy. Dr. Poliszczuk podkreśla: „Niedocenianie lub pomniejszanie przez Autora znaczenia ideologii nacjonalizmu ukraińskiego według doktryny D. Doncowa oznacza wybielanie istoty OUN, tym bardziej, że doktryna Doncowa nie ograniczała się do sfery rozważań teoretycznych, ona była wcielana w życie w czasie okupacji hitlerowskiej Polski i Ukrainy, jej zasady były wcielane w życie każdego dnia i każdej nocy na Wołyniu, w Halicji. I nie jest istotne, że nie wszyscy czytali Nacjonalizm Doncowa”. 

Następnie W. Poliszczuk pisze: „/.../ zajmująca się badaniem stosunków polsko-ukraińskich doby najnowszej nauka polska dotychczas pomija w swych badaniach takie istotne problemy, jak: a) ideologia nacjonalizmu ukraińskiego (która w swej istocie idzie dalej, niż ideologia faszyzmu-nazizmu); b) programy polityczne OUN (które zakładają mordy masowe oraz wojny celem zbudowania faszystowskiego państwa ukraińskiego na wszystkich, zgodnie z ocenami OUN, ukraińskich terytoriach etnograficznych, a więc też na południowo-wschodnich terenach Polski przedwojennej); c) problem metod tworzenia przez OUN Bandery tzw. UPA (90 procent składu której wcielono do niej w drodze stosowania terroru); d) istnienie i działanie formacji OUN Bandery w postaci „Służby Bezpeky” (której ludność ukraińska bała się bardziej, niż sowieckiego NKWD czy hitlerowskiego gestapo); e) mordy masowe na ludności ukraińskiej, dokonane przez bojówki OUN Bandery (ofiarą których w latach 1941 – 1950 padło co najmniej 80 000 ludności cywilnej); f) stan polityczno-społeczny ludności polskiej Wołynia i Halicji czasu okupacji hitlerowskiej (ludność ta, pozbawiona przez reżim bolszewicki elit, pozostawała nie tylko bezbronna, ale też bezwolna)”.  

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.