- Kategoria: Publikacjie
- Bogusław Szarwiło
- Odsłony: 2682
Wielkanoc na Kresach Rzeczypospolitej Polskiej
Święta Wielkanocne na Kresach to olbrzymie bogactwo zwyczajów i tradycji. Katolicy mieszkali wśród chrześcijan obrządku wschodniego gdzie wspólna Wielkanoc wypadała raz na cztery lata. Wzajemna znajomość i szacunek obrzędów były czymś naturalnym, do czasu aż wmieszała się do tego polityka. Wileńszczyzna słynęła z palm, a Wołyń i Podole z pisanek.
W kalendarzu liturgicznym Kościoła Katolickiego, święto Zmartwychwstania Pańskiego, a w prawosławnym Woskriesienije Christowo, jest najważniejsze. Symbolizuje zwycięstwo życia nad śmiercią, przynosi duchową odnowę, a nade wszystko nadzieję.
I chociaż w chrześcijaństwie każda niedziela upamiętnia zmartwychwstanie Chrystusa, Niedziela Zmartwychwstania jest z nich najbardziej uroczysta. Wielkanoc obchodzimy od bardzo dawna, a skoro coś funkcjonuje od wieków, po prostu obrasta w tradycje.
/ Koszyk z wielkanocnymi pokarmami. Archiwum prywatne Czesława Kuliczkowskiego.
/ Wileńskie Palmy Wielkanocne
Palmy, poświęcone w kościele w Niedzielę Palmową, a przetrzymywane były aż do następnego roku zapewniały bowiem zdrowie i dostatek całej rodzinie, a nowo narodzonemu potomstwu – urodę. Na Kresach Wschodnich do każdego domostwa przychodził ksiądz, by poświęcić stół domowy, utożsamiany z ołtarzem, a zastawiony specjalnie przygotowanym jadłem. A już w zupełnie zamierzchłej przeszłości święcono również ogień i wodę. Zapalone pochodnie wnoszono do domu, rozniecano nimi ogień pod kuchnią, a wodą święcono dom i zwierzęta. Wszystko to miało chronić majątek i jego mieszkańców od nieszczęść. Z upływem czasu wizyty księży zastąpiła Święconka, zanoszona do kościoła w Wielką Sobotę i była pielęgnowana z wielką pieczołowitością. Kosze były duże by pomieścić jak najwięcej przygotowanych potraw świątecznych. Jedno, co od wieków nie uległo zmianom, to szykowanie potraw wielkanocnych. Bolesław Szpryngiel z Wołynia, opisując dawne tradycje podaje, iż bito wieprze, wyrabiano najprzeróżniejsze wędliny, pieczono ciasta, głównie drożdżowe babki i mazurki. Obowiązkowo też malowano jaja.
Jajko było odwieczną oznaką zaczątków życia, płodności, miłości i siły, posiadające właściwości oczyszczające i uzdrawiające. Niektórzy znawcy podkreślają, że dekorowanie pisanek przyjęliśmy od Żydów, którzy uczyli Słowian robienia wycinanek w celu dekorowania jajek wycinanymi wzorami. Inni uważają, że tradycja malowania i dekorowania jaj przywędrowała na tereny RP z Persji. Jeszcze inna tradycja podkreśla, że św. Magdalena po Zmartwychwstaniu Chrystusa przybyła do domu i zauważyła, że wszystkie jajka stały się kolorowe, dlatego też wszyscy wierzący w Chrystusa powinni kolorować jajka w przygotowaniu na Wielkanoc. Praktykując tę wielowiekową tradycję kolorowania i przygotowywania jajek używano głownie naturalnych barwników, np. łupiny z cebuli – kolor żółty, pędów zboża ozimego lub trawy – zielony, łupiny z buraków – czerwony lub różowy, kory z dębu – brązowy, kory olchy – czarny itp. Im dłużej trzymane było jajko w danym barwniku – tym ciemniejszy był obrany kolor. Szczególną moc przypisywano jajkom malowanym na czerwono, które wróżą wszelką pomyślność.
Czesław Kuliczkowski z Jazłowca wspomina: " Dziadkowie i Ojciec opowiadali o dynamicznym oraz tryumfalnym biciu dzwonów, strzelaniu z moździerzy, huku wystrzałów i petard oraz intensywnym zapachu kadzidła podczas obrzędów i liturgii Wielkiej Nocy celebrowanych w parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Jazłowcu o godzinie 6:00 rano. Głośne bicie dzwonów, trzykrotne salwy karabinowe i huk wybuchów były salutem na cześć Zmartwychwstałego Chrystusa, a także pamiątką wielkiego hałasu, z jakim osuwał się grobowy kamień. Po powrocie do domu, gromadzono się w jadalni przy stole pokrytym białym obrusem. Baranek z czerwoną chorągiewką i krzyżem lub z napisem Alleluja stał na zielonym owsie w centrum stołu obok talerzyka z poćwiartowanym jajkiem i zapalonej białej świecy. Ojciec nauczył mnie jako chłopca, jak przygotować ziemie z ziarnami owsa; mieszankę tę umieszczano w doniczce, stawiano na okiennym parapecie i podlewano przez okres ok. dwóch tygodni. Z upływem czasu owies kiełkował i rósł w przygotowaniu do Wielkanocy. Pamiętam, że czasem baranek pieczony był również z ciasta chlebowego w metalowej foremce." Celina Wasila z Budzistowa na Wołyniu z wielkim sentymentem przybliża to, co zapamiętała : " Najpierw były kilkutygodniowe wyrzeczenia, potem nadzwyczajna obfitość. Dzięki temu, po długim poście, wszystkie potrawy na wielkanocnym stole kusiły zapachami, a i smakowały naprawdę wyjątkowo. Na przykrytym białym, wykrochmalonym obrusem stole, w wielkanocne śniadanie królowały serniki, makowniki, mazurki, wielkie drożdżowe baby, keksy z rodzynkami, bakaliami oraz baranki wielkanocne zrobione z cukru lub masła. Piętrzyły się też na stole wędzone w przydomowych wędzarniach szynki i kiełbasy. Jednak główną potrawą przyciągającą uwagę biesiadników, było upieczone w całości prosię. Przedtem trzymane kilka dni w marynacie, sporządzonej według specjalnej receptury. Podane na stół przybrany wierzbowymi gałązkami, bukszpanem i wiosennymi kwiatami z pisanką w pysku. (...) Tak jak dziś, przed rozpoczęciem wielkanocnego śniadania, dzielono się jajkiem, składano sobie życzenia. Święta Wielkanocne postrzegane były podobnie jak obecnie, jako święta rodzinne, ale też sprzyjające życiu towarzyskiemu. Kiedyś życie towarzyskie kwitło, nie to co teraz. Oryginalnie wykonana pisanka była wtedy najbardziej stosownym i eleganckim prezentem, ale także pretekstem, aby złożyć wizytę sąsiadom. Również śmigus-dyngus, zwłaszcza w małych miejscowościach w okolicach Wołynia, takich jak przedwojenne Równe i Dubno obchodzono wówczas z rozmachem. Dziewczyny na ogół polewano obficie wodą, zwykle z wiadra, a kawalerowie nawzajem wymierzali sobie razy brzozowymi witkami. Żadna zmoczona panna nie obrażała się, wręcz przeciwnie. Ta, której nie oblano wodą uważała to za złą wróżbę na cały kolejny rok, martwiła się brakiem zainteresowania kawalerów." W Wielkanocny Poniedziałek mężczyźni wylewali wodę na kobiety, a we wtorek i następne dni odwrotnie, kobiety na mężczyzn. Na podsumowanie warto przytoczyć Zygmunta Glogera (polski historyk, archeolog, etnograf, folklorysta, krajoznawca) który podkreślał: „Wielkanoc była zawsze domową uroczystością wielkiej doniosłości (…) Toteż w pierwszym dniu świąt każda rodzina pozostawała sama ze sobą, drugi zaś i trzeci dzień przeznaczony był na wzajemne odwiedziny sąsiedzkie, a zabierano z sobą i dzieciarnię”. W drugi lub trzeci dzień chodziliśmy w gościnę lub przyjmowaliśmy w domu zaproszonych gości. Na Kresach Wschodnich RP zasada „Gość w dom, Bóg w dom”, była ścisłe praktykowana i przestrzegana. Oczywiście to co p/w zaprezentowałem to jedynie kilka okruchów z bogatej tradycji wielkanocnej na Kresach. Więcej można znaleźć w materiałach z których korzystałem i niżej wymieniam.
1) Aneta Skarżyński Dyrektor ds. Kultury i Sztuki Fundacji Polonia Union "Kresowa święconka" http://www.osadnicy.org/007-018skarz949a_k.pdf
2) Czesław Antoni Kuliczkowski – " JAZŁOWIEC, WIELKANOC I KULICZKOWSCY"
http://archiwumkresowe.pl/jazlowiec-wielkanoc-i-kuliczkowscy/