- Kategoria: Publikacjie
- Bogdan Lwow
- Odsłony: 928
O potrzebie kształtowania stabilnej polityki historycznej. (Про потребу сформованої історичної політики)
Pod takim tytułem jak p/w 29 grudnia 2020 roku. ukazał się w Łuckiej gazecie "Dzień" ( Deń), na Ukrainie artykuł/wywiad Natalii Malimon (Наталія Малімон ) z Oksaną Kaliszczuk (Оксана КАЛІЩУК ) autorką książki "Wołyń 43". (https://day.kyiv.ua/uk/article/cuspilstvo/pro-potrebu-sformovanoyi-istorychnoyi-polityky )
Już na samym wstępie autorka stwierdziła: "„Zarówno dla Ukraińców, jak i Polaków temat Wołynia 43 roku związany jest z przezwyciężaniem stereotypów i rezygnacją z wygodnego wizerunku ofiary.” ( «І для українців, і для поляків тема Волині’43 пов’язана з подоланням стереотипів та виходом із комфортного образу жертви» ) . Na moja prośbę Wiesław Tokarczuk dokonał tłumaczenia w/w tekstu który prezentuję poniżej:
Dlaczego na Ukrainie dotychczas nie mamy ukształtowanej stabilnej polityki historycznej w odniesieniu do wydarzeń w Galicji Wschodniej, na Wołyniu, Chełmszczyźnie i Podlasiu w latach II wojny światowej? Rozmawiamy na ten temat z Oksaną KALISZCZUK, doktorem nauk historycznych, profesorem Wołyńskiego Uniwersytetu Narodowego im. Łesi Ukrainki. Jej książka „Wołyń '43: wiedza historiograficzna i krzywe zwierciadło pamięci” została niedawno zaprezentowana w Instytucie Archeografii i Studiów Źródłowych im. Hruszewskiego we Lwowie.
„POLSCY HISTORYCY CORAZ BARDZIEJ MONOLITYCZNI W SWOIM POSTRZEGANIU WYDARZEŃ WOŁYŃSKICH”
—/ W 2013 roku ukazała się Pani książka „Konfrontacja polsko-ukraińska na Wołyniu i w Galicji w czasie II wojny światowej: dyskursy naukowe i społeczne”. Okazało się, że były to jedyne badania naukowe na ten temat na Ukrainie w 70. rocznicę wydarzeń... Co się zmieniło od tego czasu? Czy Ukraina jest zainteresowana tym tematem?
—/ Nie jest tajemnicą, że właśnie dyskusje o tragedii wołyńskiej są najostrzejsze i przekształciły się w kamień niezgody na drodze porozumienia pomiędzy Ukraińcami i Polakami. Moim zdaniem, jestem o tym przekonana — profesjonalne, obiektywne jej zbadanie jest gwarancją zbudowania historycznego pojednania obu narodów. Bez tego nie ma szans na sukces. Tak się złożyło, że w okresie ostatnich dziesięciu lat to właśnie konfrontacja ukraińsko-polska podczas II wojny światowej w Galicji Wschodniej, na Wołyniu, Chełmszczyźnie i Podlasiu stała się wiodącym tematem moich badań. I choć tej kwestii poświęcone są dwie moje monografie („Konfrontacja polsko-ukraińska na Wołyniu i w Galicji w czasie II wojny światowej: dyskursy naukowe i społeczne”, (2013), i „W cieniu Wołynia? Historia przeciwko pamięci”, (2016), oraz szereg artykułów, to jednak trzeba było powrócić jeszcze raz do już omawianych kwestii.
Przyczyn tej paradoksalnej sytuacji jest kilka. Książka „Wołyń '43: wiedza historiograficzna i krzywe zwierciadło pamięci” poświęcona jest problematyce od dawno nie mieszczącej się w ramach specjalistycznych zamkniętych debat naukowych. Wielu dziennikarzy, aktywistów społecznych i historyków amatorów po obu stronach granicy wyartykułowało (i prawdopodobnie będzie nadal) swój pogląd na temat tej drażliwej stronicy wspólnej ukraińsko-polskiej historii. Wszystko to wymaga analizy i uogólnień. Oraz, co najważniejsze — tego tematu nie pozostawiają w spokoju politycy z różnych państw, pragnący wykorzystać nieporozumienia z przeszłości do osiągnięcia swoich celów. Liczba publikacji zróżnicowanych pod względem poziomu, jakości i intencji rośnie z każdym rokiem, a zawodowi historycy muszą (nie zawsze skutecznie) przeciwstawiać się presji opinii publicznej. Niestety, trzeba przyznać, że dialog między profesjonalistami jest obecnie utrudniony ze względu na wpływ ograniczeń stawianych przez polityków. To właśnie skłoniło mnie do powrotu do już opracowanego tematu.
Badanie wykazało, że polscy historycy stają się coraz bardziej monolityczni w swoim postrzeganiu wydarzeń wołyńskich. Mimo braku wsparcia ze strony państwa [Ukrainy], zauważalny jest postęp ukraińskich naukowców w gromadzeniu faktów, badaniu i interpretowaniu wydarzeń II wojny światowej. Warto choćby wspomnieć książkę Bohdana Hud'a „Z historii konfliktów etniczno-społecznych. Ukraińcy i Polacy na Naddnieprzu, Wołyniu i w Galicji Wschodniej w XIX - pierwszej połowie XX wieku.” (2018), w której autor szuka odpowiedzi na pytania o ich przyczyny. Mimo wszystko należy przyznać, że wydarzenia na Wołyniu nie były, nie są, i ośmielę się stwierdzić, nadal nie będą wśród najważniejszych tematów badawczych na Ukrainie.
„NIEŁATWO PRZEZWYCIĘŻYĆ STEREOTYPY”
—/ Dlaczego ukształtował się wizerunek mieszkańca Wołynia - rezuna i, jak się wydaje, nie można sobie z nim poradzić? W żaden sposób nie udaje się wyperswadować, że ofiarami tej konfrontacji byli także Ukraińcy. Znana jest tragedia zniszczonej przez Polaków wsi Krasny Sad, która wydarzyła się w kwietniu 1943 roku, znacznie wcześniej niż 11 lipca, dniem uznanym przez nich za początek tak zwanej rzezi wołyńskiej.
—/ Warto zacząć od dobrze znanego aksjomatu - stereotypy są trwałe i trudne do przezwyciężenia. Powodem tego jest spontaniczność ich tworzenia, subiektywność, przy jednoczesnym braku argumentacji, ich dwoistość. Stąd stereotypowy wizerunek kozaka-rozbójnika, hajdamaka-rezuna z czasów nowożytnych, tak łatwo przekształcił się w obraz Ukraińca-rezuna z lat II wojny światowej. Właśnie dlatego w opowieściach o „rzezi wołyńskiej” pojawiają się historie o święceniu w cerkwiach noży przeznaczonych do „zabijania Polaków”.
Zarówno dla Ukraińców, jak i Polaków temat Wołynia '43 związany jest z przezwyciężaniem stereotypów i rezygnacją z wygodnego wizerunku ofiary. Zwłaszcza, że obecnie w świadomości społecznej jest on utrwalany tylko przez film taki jak „Wołyń” Wojtka Smarzowskiego. Społeczeństwu polskiemu trudno jest uznać fakt, że podczas konfrontacji w czasie II wojny światowej ucierpieli również Ukraińcy, tym trudniej jest Polakom uświadomić sobie, że te niewinne ukraińskie ofiary zginęły znacznie wcześniej, przed symboliczną datą 11 lipca, oficjalnie obowiązującą w Rzeczypospolitej. Analiza danych socjologicznych przeprowadzona w książce dowodzi tego bardziej niż przekonująco.
Przyznaję, że Ukraina jako państwo nie podjęła ostatnio żadnych wysiłków, aby to zmienić.
„TO KWESTIA BEZPIECZEŃSTWA NARODOWEGO”
—/ Czy możliwe jest zilustrowanie przykładami tego zjawiska, będącego również motywem przewodnim w Pani książce: jak temat Wołynia '43 jest wykorzystywany do kreowania negatywnego wizerunku Ukrainy i Ukraińców w tekstach naukowych i pseudonaukowych, bez oszczędzania epitetów i kolorów? Odrębną wykazaną przez Panią kwestią są metody przekształcania tematu wołyńskiego w element wojny hybrydowej rozpętanej przez Rosję przeciwko naszemu krajowi.
—/ Analiza tekstów traktujących o tragedii wołyńskiej wykazała, że jest ona częścią wojny hybrydowej rozpętanej przez Rosję przeciwko naszemu krajowi i całej Europie. Nie zamierzam poświęcać czasu i uwagi tekstom dziennikarskim i „akademickim”, których autorzy dostarczają odpowiednich informacji z odpowiednią oceną (a tym bardziej materiałom oferowanym przez strony internetowe separatystów). Przypomnę dwa inne aspekty. Pierwszy – to nieustanne niepokojenie społeczeństw Ukrainy i Polski aktami wandalizmu w miejscach pamięci. Hruszowice, Huta Pieniacka, Werchrata i inne. Przedstawicielom ukraińskiego Cyber Alliance [Ukrainian Cyber Alliance] udało się udowodnić finansowanie aktów wandalizmu (i to nie tylko w Polsce) przez stronę rosyjską.
Aspekt drugi — to poruszanie tego tematu przez oficjalnych przedstawicieli Federacji Rosyjskiej. W tym miejscu warto chociażby wspomnieć o wystąpieniach ministra spraw zagranicznych Siergieja Ławrowa i obecności tematu wołyńskiego, obok Babiego Jaru, Chatynia, w artykule napisanym przez samego Władimira Putina dla amerykańskiego The National Interest. Te fakty czynią obiektywne zbadanie konfrontacji polsko-ukraińskiej podczas II wojny światowej kwestią bezpieczeństwa narodowego. Należy to sobie uświadomić zarówno w Kijowie, jak i w Warszawie. Niestety, po trzykroć niestety, pomimo zrozumienia tego faktu przez poszczególnych analityków, nie ma dla niego zrozumienia na poziomie wyższych urzędników. Dlatego należy przyznać z pokorą, że pilne zadanie domowe nie zostało odrobione ani na Ukrainie, ani w Polsce.
„TRUDNOŚCI W ZNAJDOWANIU I POKAZYWANIU POZYTYWÓW WSPÓLNEJ HISTORII”
9 lat temu, 13 grudnia 2011 roku, ukazał się mój wywiad z Oksaną Kaliszczuk zatytułowany „O (nie) zapomnianych lekcjach miłosierdzia”. Chodziło o fakty dotyczące ratowania Ukraińców przez Polaków i Polaków przez Ukraińców w czasie II wojny światowej, które miały być przedmiotem zainteresowania i badań obu krajów. Ale tak się nie stało. Dlaczego, porozmawiamy o tym ponownie z panią Oksaną.
—/ W 2013 roku rozmawiałam z Panią, w szczególności, o takim sposobie studiowania wydarzeń, jak wspólne wyprawy polskich studentów i studentów naszej uczelni po terenie Wołynia. Studenci zarejestrowali 145 relacji z tamtych wydarzeń. Wśród nich było wiele przykładów Polaków ratujących Ukraińców i Ukraińców ratujących Polaków. Jednak wyprawę tę zorganizowali Polacy. Dlaczego o tym nie mówimy, nie podajemy przykładów takiego chrześcijańskiego miłosierdzia?
—/ Na samym początku ukraińsko-polskiego dialogu historycznego, w intencji wyrwania się z pułapki przeszłości, zaproponowano chrześcijański model „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”, który wydawał się najskuteczniejszy i najwłaściwszy. Dużo wcześniej, już w 2003 roku wydawało się, że apele Papieża Jana Pawła II zostaną wysłuchane. Jednak czas pokazał, że nie wszystko jest takie proste. Znajdowanie i pokazywanie pozytywów we wspólnej historii Ukraińców i Polaków okazało się trudniejsze od wyliczania krzywd. Być może wyrażę obrazoburczą opinię, ale powiem, że w dzisiejszych społeczeństwach nie ma popytu na przykłady chrześcijańskiego miłosierdzia w strasznych czasach wojny.
Na Ukrainie nie mamy jednak ugruntowanej polityki historycznej dotyczącej wydarzeń w Galicji Wschodniej, na Wołyniu, Chełmszczyźnie i Podlasiu w czasie II wojny światowej. Dlatego nie mówimy o tych przykładach, które mogą zmienić negatywny wizerunek Ukraińca. Nie wspominam już o banalnym fakcie braku finansowania tego typu projektów.
Jakkolwiek przykro by to nie zabrzmiało, pomimo zmian i postępu w postrzeganiu wydarzeń wołyńskich w środowisku akademickim oraz społeczeństwach Ukrainy i Polski, musimy powtórzyć wniosek sprzed wielu lat. Dopóki kwestia konfrontacji ukraińsko-polskiej w Galicji Wschodniej, na Wołyniu, Chełmszczyźnie i Podlasiu w czasie II wojny światowej będzie marginalizowana do poziomu regionów, a jej rozwiązanie będzie zależało od Lwowa lub Łucka, nie wyjdziemy z impasu. Tylko rozmowa na linii Kijów-Warszawa, tylko uznanie, że to problem państwowy, może być kluczem do efektywnego dialogu. Tylko to [docenienie wagi problemu i przeniesienie go na najwyższy poziom] zagwarantuje, że trudna przeszłość, która dogoniła naszą teraźniejszość, nie przesądzi o przyszłości stosunków między Ukraińcami i Polakami.
P.S.
Wydanie książki zostało sfinansowane w ramach projektu naukowego „Konflikty etnopolityczne i symbole rozpoznawcze ziem ukraińskich w dobie nowożytnej” Lwowskiego Oddziału Ukraińskiego Instytutu Archeografii i Studiów Źródłowych im. Hruszewskiego Narodowej Akademii Nauk Ukrainy oraz przy wsparciu Mykoły Martynowa. Oczywiście nie zabrakło wsparcia instytucji, w której pracuje autorka — Wołyńskiego Uniwersytetu Narodowego im. Łesi Ukrainki.
Natalia MALIMON, „Deń”, Łuck
Każdy z czytelników który przeczytał p/w tekst zapewne zauważył specyficzną metodę przekręcania faktów. Tak dla przykładu przypomnę : . " Znana jest tragedia zniszczonej przez Polaków wsi Krasny Sad, która wydarzyła się w kwietniu 1943 roku, znacznie wcześniej niż 11 lipca, dniem uznanym przez nich za początek tak zwanej rzezi wołyńskiej. (...) Społeczeństwu polskiemu trudno jest uznać fakt, że podczas konfrontacji w czasie II wojny światowej ucierpieli również Ukraińcy, tym trudniej jest Polakom uświadomić sobie, że te niewinne ukraińskie ofiary zginęły znacznie wcześniej, przed symboliczną datą 11 lipca, oficjalnie obowiązującą w Rzeczypospolitej. Analiza danych socjologicznych przeprowadzona w książce dowodzi tego bardziej niż przekonująco. " Argumentacja pani "profesor" jest dziurawa jak przysłowiowy durszlak w kuchni. Autorka nie zwróciła uwagi na fakt, że dzień 11 lipca 1943 roku, przez Polaków uznany został za apogeum "Rzezi Wołyńskiej" ( na raz zaatakowano 99 polskich miejscowości) a nie początek. Sprytnie pominęła zbrodnie rezunów które rozpoczęły się 9 lutego 1943 r, od Parośli gdzie na początek zamordowano 155 polskich mieszkańców . Uszły jej uwadze napady na dziesiątki polskich wsi w lutym, marcu , kwietniu, maju i czerwcu. Przytaczając przykład "Krasnego Sadu" zapomniała wspomnieć o mordzie jakiego rezuni dokonali właśnie tego samego miesiąca ( kwiecień 1943) w Janowej Dolinie pozbawiając życia co najmniej 600 Polaków. Oczywiście oparła się na propagandzie antypolskiej ukraińskich mediów. Portal Zik.ua napisał: „Na Wołyniu odsłonięto pomnik w miejscu, gdzie Polacy rozstrzelali całą wioskę. W dniu 19 kwietnia 1943 w miejscowości Krasny Sad zginęło 103 mieszkańców, i jeszcze jeden - ze wsi Bereżanka, którzy zostali rozstrzelani przez polskie wojsko.” Ukraińska władza w 2013 r. odsłoniła pomnik „ofiar polaków” „w miejscu, gdzie Polacy rozstrzelali całą wioskę. Wykorzystano fakt pacyfikacji dokonanej przez Niemców z udziałem policji złożonej z Polaków. A było to po ucieczce Ukraińców z szeregów policji współpracującej z Niemcami. Dużo by można jeszcze pisać o bzdurach wypowiadanych przez autorkę wspomnianej książki ale szkoda na to czasu ludzi myślących logicznie. Na podsumowanie zacytuję jeszcze raz autorkę książki: " Społeczeństwu polskiemu trudno jest uznać fakt, że podczas konfrontacji w czasie II wojny światowej ucierpieli również Ukraińcy, tym trudniej jest Polakom uświadomić sobie, że te niewinne ukraińskie ofiary zginęły znacznie wcześniej, przed symboliczną datą 11 lipca, oficjalnie obowiązującą w Rzeczypospolitej." Skomentuję to liczbami 60 tys. polskich ofiar na Wołyniu i 3 tys. ukraińskich. Warto również wspomnieć, że w 2016 r. w Polsce ukazała się książka o tym samym tytule napisana przez Grzegorza Motykę.
Wydawca powołując się na ocenę prof. Andrzeja Paczkowskiego informuje: " Czytelnik niezaznajomiony z historią rzezi wołyńskiej znajdzie tutaj wszystkie najważniejsze fakty, a odbiorcy bardziej zorientowani w tej tematyce — poznają najnowsze badania i ustalenia historyków.
Autor, uznawany za jednego z najlepszych znawców stosunków polsko-ukraińskich, jednoznacznie dowodzi, że rzeź wołyńska była zaplanowanym ludobójstwem, a nie spontaniczną akcją odwetową. W tej książce Grzegorz Motyka nie ogranicza się jednak do samej historii — podsumowuje też, jak wyglądają dzisiaj pamięć historyczna i polityka historyczna w Polsce i na Ukrainie.
Jagienka Wilczak w swojej recenzji (https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/kultura/ksiazki/1679396,1,recenzja-ksiazki-grzegorz-motyka-wolyn-43.read ) tej książki napisała . Spór o Wołyń wciąż się toczy, a książka Motyki jest w tej debacie ważnym głosem, bo stara się dociec, dlaczego tyle w nim emocji i skąd wzajemne niezrozumienie. Pięć lat po monografii konfliktu polsko-ukraińskiego 1943–47 Grzegorz Motyka powraca do tematu rzezi wołyńskiej. „Wołyń ’43” to rodzaj dalszego ciągu, bo wciąż odnajdywane są nowe dokumenty pozwalające zgłębiać przyczyny zbrodni. A Motyka uważa, że ich przedstawienie jest winien czytelnikowi. Teraz dotarł do pism Mychajły Kołodzińskiego, członka Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów, odpowiedzialnego za przygotowanie planów powstańczych OUN. Kołodziński jest autorem traktatu, w którym już w połowie lat 30. przewiduje dokonanie czystki etnicznej na ludności polskiej i żydowskiej z terenów zachodniej Ukrainy. To dowód, że idea wymordowania Polaków istniała w radykalnej frakcji OUN jeszcze przed wojną.
Tropiąc Kołodzińskiego, Motyka odkrywa jego związki z organizacją chorwackich ustaszy Ante Pavelicia i pokazuje, jak wykorzystali oni etniczną czystkę wobec Serbów podczas drugiej wojny światowej. Analizując przebieg tego ludobójstwa, dowodzi analogii z późniejszymi wydarzeniami na Wołyniu. Te fakty są u nas nieznane, choć bez nich trudno zrozumieć to, co wydarzyło się po rozpadzie Jugosławii. Walorem książki jest pokazanie, jak wzbierała i żywiła się wzajemnie fala nacjonalizmu, choć Zagrzeb i Wołyń pozornie są odległe. Spór o Wołyń wciąż się toczy, a książka Motyki jest w tej debacie ważnym głosem, bo stara się dociec, dlaczego tyle w nim emocji i skąd wzajemne niezrozumienie.