Logo

Jądro ciemności B. Huka. Cz.1

Bohdan Huk: Ukraina. Polskie jądro ciemności. Stowarzyszenie Ukraińskie Dziedzictwo; Przemyśl 2013 

Autor zaczyna służącym za motto tekstem: „Pacyfikacje Ukraińców to była normalna eksterminacja. Bez komór gazowych, ale palili im wsie, zabijali ludzi… Te wszystkie hece antyżydowskie i antyukraińskie zaczynały się właśnie od kościołów…”  Marek Edelman, jeden z dowódców żydowskiego powstania w getcie warszawskim w 1943 r. (M. Edelman, Prosto się mówi, jak się wie, opr. P. Sawicka, K. Burnetko, Warszawa 2013, s. 35, 64.)

Paula Sawicka, to w latach 2004–2014 prezeska zarządu Stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita. Mówi o Edelmanie: „Marek był wyznawcą Jacka Kuronia. Uważał, że to człowiek opatrznościowy, wizjoner.” Krzysztof Brunetko, to współautor wywiadu z Januszem Onyszkiewiczem. M. Edelman przebywał w latach 1943 -1944 w Warszawie, walczył w Powstaniu w Getcie i w Powstaniu Warszawskim, zapewne więc „wiedzę” o genocidum atrox czerpał od Kuronia i Onyszkiewicza.

Dziwi, iż nie widział, że w warszawskim getcie strażnikami byli Ukraińcy, a także z nimi walczył w Powstaniu Warszawskim, m.in. z sotnią Diaczenki. Oczywiście, że „Pacyfikacje” (...) DOKONANE PRZEZ (…) „Ukraińców to była normalna eksterminacja. Bez komór gazowych, ale palili im wsie, zabijali ludzi... W taki sposób Ukraińcy spalili około 4 – 5 tysięcy polskich wsi, nie zawsze wcześniej zabijając ludzi w okrutny sposób, ale często paląc w domach żywcem całe rodziny. Także dalsza część zamienia katów w ofiary, bo w rzeczywistości: „Te wszystkie hece antyżydowskie i ANTYPOLSKIE zaczynały się właśnie od kościołów…” Było to co najmniej 59 kościołów i klasztorów, wewnątrz których bojówki OUN i UPA oraz SS „Galizien – Hałyczyna” dokonały rzezi ludności polskiej i jej spalenia razem z Domem Bożym, w którym zgromadzili się na modlitwę (w kilku kościołach spalili ich żywcem). Wcześniej Niemcy rękami ukraińskiej policji dokonali Holokaustu na ludności żydowskiej na Kresach. B. Huk nie wie też, kto stanowił większość obsady strażników w obozach zagłady, choćby w Sobiborze i w Treblince?

   Omówienie książki B. Huka opatruję mottem:

„Złymi świadkami są oczy i uszy temu, kto ma duszę barbarzyńca”. (Heraklit z Efezu)

We „Wstępie” do książki B. Huk pisze:

„Celem tej książki nie jest oskarżanie polskiej przeszłości. Zasadniczo ważne jest natomiast rozważenie sposobów i następstw polskiej obecności na Ukrainie w XIV–XXI w. Uważam, że istnieje problem polskiej odpowiedzialności za zło wyrządzone Ukraińcom i Ukrainie. (s. 14)

  1. Huk „nie oskarża polskiej przeszłości”, on tylko uważa, że „istnieje problem”. I nim się zajmie. Aczkolwiek Polska chyba nie wyrządziła mu, jako Ukraińcowi mieszkającemu w niej od urodzenia, żadnego zła. Na pewno nie żyje biednie i nie chodzi głodny. Urodził się 1 maja 1964 roku w Morągu, jego rodzina została przesiedlona z Podkarpacia, ale już w 1975 wraz z rodzicami zamieszkał w Komańczy, pow. Sanok. Ukończył w 1990 roku . filologię ukraińską na Uniwersytecie Warszawskim. Od 1997 roku mieszka w Przemyślu, jest dziennikarzem ukraińskiego pisma Nasze Słowo, dużo publikuje, wydał m.in. 5 tomów pt. „Zakerzonia. Wspomnienia żołnierzy UPA. Działacz Związku Ukraińców w Polsce. Jest przewodniczącym Stowarzyszenia Ukraińskie Dziedzictwo. Dr. hab. Elżbieta Katarzyna Dzikowska pisze: „Bogdan Huk, z wykształcenia filolog, tłumacz, publicysta i działacz społeczny, zasłużony w zbieraniu i publikowaniu świadectw pamięci członków UPA, jako historyk jest amatorem, a jego książkowa publikacja Ukraina. Polskie jądro ciemności ma ambicje uczestnictwa przede wszystkim w bieżącym sporze politycznym (wywołanym m.in. przez społeczny rezonans badań Grzegorza Motyki) i polsko-ukraińskich sporach o pamięć, co uwidoczniło się w jej recepcji, również wśród młodego pokolenia historyków na Ukrainie. Polski dyskurs kolonialny, jakkolwiek polska dominacja na Ukrainie należy poniekąd do najstarszych historycznych zjawisk, nie występuje w XIX wieku samotnie, lecz skazany jest na konfrontację z silniejszymi rywalami. Jeśli wyjść, jak czyni to Jarosław Hrycak, od kategorii etnosu, to w XIX wieku terytoria zamieszkiwane w zwarty sposób przez nosicieli ukraińskiego etnosu, sytuowały się w obrębie imperialnych ambicji wielu dzisiejszych europejskich państw, w samym obrębie ówczesnych Austro-Węgier są to dzisiejsze Słowacja, Czechy, Rumunia, Węgry, Polska i Austria. Takie nazwy jak Małorosja, Noworosja, Galicja, Małopolska Wschodnia czy Zakerzonie, choć szukają swojej historycznej legitymizacji, najczęściej w średniowiecznej Rusi Halickiej, są w istocie wytworem kolonialnych dyskursów.”     

„Zadaję pytanie o to, z jakiego powodu przodkowie dzisiejszych Polaków nie chcieli pamiętać o podboju Księstwa Halicko-Włodzimierskiego, dlaczego nie zdobyli się na refleksję nad traumą pańszczyzny, dlaczego nie pomyśleli o następstwach podboju Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej.” (s. 14) 

Nestor, mnich z monasteru pieczerkiego  (ok. 1050 -  1114) w swojej kronice (latopisie) Powieść minionych lat (Повѣсть времяньныхъ лѣтъ),  napisanej ok. 1113 podaje: „Roku 6489  (981). Poszedł Włodzimierz ku Lachom i zajął grody ich: Przemyśl, Czerwień i inne grody, które do dziś dnia są pod Rusią. Tegoż roku i Wiatyczów zwyciężył i nałożył na nich dań od pługa, jaką i ojciec jego brał.”  W czasie wyprawy wojennej w 1018 r. odbił je Bolesław Chrobry, więc to była ta napaść na "ukraińskie rdzenne ziemie" - odbicie swojego zagrabionego terenu? Kronikarz Nestor podaje dalej: „Roku 6539 (1031). Jarosław i Mścisław zebrali wojów mnogich, poszli na Lachów i zajęli Grody Czerwieńskie znowu, i spustoszyli ziemię lacką, i mnóstwo Lachów przywiedli, i rozdzielili ich. Jarosław osadził swoich nad Rosią, i są do dziś.” „Informacje te, których ścisłości nie ma żadnego powodu kwestionować, dają odpowiedź na zajmujące nas tu pytania: wynika z nich jasno, że tereny od Grodów Czerwińskich aż po ziemię Przemyską łącznie były pierwotnie polskie – chyba nie tylko politycznie – i że przynależność ich polityczna na przełomie w. X–XI była zmienna, zanim ostatecznie po r. 1031 nie utrwaliła się w rękach Rusi, za czym z natury rzeczy poszło ich etniczno-językowe zruszczenie, do którego przyczyniło się z pewnością uprowadzenie licznych jeńców polskich na Ruś, co wyraźnie podnosi kronikarz, opowiadając, że jeńcy ci osadzeni przez Jarosława nad rzeką Roś, przebywają tam jeszcze za jego czasów. W ramach tych dziejów mieści się najprawdopodobniej zatrata plemienia Lędzian, które tworzyło jak o tym zdają się świadczyć wszystkie powyższe dane, pierwotne ogniwo pograniczne polskie od strony ruskiej. Ogniwo to wraz ze swoim – może być, przejściowym –  narzeczem zostało usunięte, częściowo zapewne wchłonięte przez tę historycznie wyraźnie poświadczoną ekspansję żywiołu ruskiego ku zachodowi. (T. Lehr-Spławiński, Lędzice – Lędzianie – Lachowie [w:] Opuscula CasimiroTymieniecki septuagenario dedicata, Poznań 1959, s. 204 – 205). Historycy ukraińscy kronikę Nestora chyba znają,  czyżby więc mieli problemy z rozumieniem treści tekstu? W tym kontekście za poważniejsze „naukowo” trzeba by uznać argumenty historyków III Rzeszy, którzy dowodzili, że tereny Galicji Wschodniej etnicznie są niemieckie, gdyż onegdaj (II wiek przed Chrystusem) zamieszkiwały je przez jakiś czas plemiona germańskie Gotów. Ani wówczas, ani dość długo jeszcze, nie funkcjonowało pojęcie „narodowości”, czy „państwowości” danych terenów. Były natomiast „ziemie rodowe”, czy też  „ziemie księstwa:” oraz sprawy ich dziedziczenia.  Potem tereny Rusi Kijowskiej podbili Litwini dochodząc do Morza Czarnego, nie „Lachy”, czyli Polacy. To po walce z Litwinami Kazimierz Wielki przyłączył do Polski Ruś Halicką ze Lwowem i część Podola, a następnie królowa Jadwiga w 1387 roku należną jej dziedzicznie od Węgier Ruś Czerwoną, usuwając węgierskich urzędników.

„Co sprawia, że współcześni Polacy zachowują się tak, jakby nie dotyczyły ich zbrodnie popełnione przez oddziały polskie na Ukraińcach w Terce, Pawłokomie, Piskorowicach, Małkowicach, Sahryniu, Szychowicach i setkach innych miejscowości, w tym na Wołyniu? Dlaczego w ich państwie możliwe były zbrodnie typu nazistowskiego na Ukraińcach – między innymi spalenie żywcem w lipcu 1946 r. przez żołnierzy armii polskiej kilkudziesięciu ukraińskich kobiet i dzieci we wsi Terka koło Leska?” (s. 14)

Huk „nie zauważył”, że przed Terką i innymi wsiami ukraińskimi było więcej wymordowanych i spalonych wsi polskich już w wrześniu 1939 roku, że w 1943 roku zaczęło się genocidum atrox, że w wymienionych przez niego wsiach mieszkali ukraińscy zbrodniarze, którzy wcześniej wymordowali swoich sąsiadów, Polaków i zbrodnie te kontynuowali w okolicznych wsiach; były to więc odwety i akcje wyprzedzające – a nie zaplanowana i realizowana czystka etniczna. „W tym na Wołyniu”? -  Huk przypisał ludności polskiej narodowość ukraińską? „Kilkadziesiąt ukraińskich kobiet i dzieci we wsi Terka”, to dokładnie dwadzieścia osób rozstrzelanych bądź zabitych wrzuconymi do domu granatami, których ciała spłonęły w podpalonej chacie wiejskiej. Była to zbrodnia, której nie należy nadmierną egzaltacją deprecjonować.

„Należy zastanowić się, czy utrata niepodległości przez państwo polskie pod koniec XVIII w. może unieważnić to, że wcześniej to ono zniszczyło państwo ukraińskie i przez 600 lat udaremniało Ukraińcom odzyskanie niepodległości. (s. 15)

Przez 600 lat „Ukraińcami” była polska i rusińska szlachta mieszkająca na Kijowszczyźnie. Jeszcze 24 lutego 1831 roku w Czerniawce na Kijowszczyźnie odbył się Walny Zjazd Ukraińców, na którym Wincenty Tyszkiewicz obwołany został Naczelnikiem Ukrainy, natomiast 22 marca na zjeździe w Michałówce obwołany został także Naczelnikiem Podola. W maju 1831 roku powstańcy listopadowi walczyli na Kijowszczyźnie i Żytomierszczyźnie, czyli na Ukrainie i Podolu m.in. 14 maja pod Daszowem, 17 maja we wsi Tywrów nad rzeką Boh, 19 maja we wsi Obodne (odnieśli zwycięstwo), 22 maja zdobyli miasteczko Bar, 23 maja ponieśli klęskę we wsi Majdanek koło Żytomierza. Ciekawe wspomnienia o tych wydarzeniach można przeczytać w książkach: „Pamiętniki o powstaniu Litwy i Ziem Ruskich” , opr. F. Wrotnowski. Tom IV i V :”Powstanie na Wołyniu, Podolu i Ukrainie etc.”.  Oraz: „Powstanie na Wołyniu, Podolu i Ukrainie w roku 1831, podług podań...”. Tom 2. Opr. Feliks Wrotnowski. 

„Rozbiory Ukrainy, dokonane przy współudziale państwa polskiego, były trwalsze i pociągnęły za sobą tragiczniejsze skutki niż rozbiory Rzeczypospolitej. Wielki Głód, za dopuszczenie do którego część odpowiedzialności ponosi II Rzeczpospolita, postawił pod znakiem zapytania samo istnienie narodu ukraińskiego.”  (s. 15)

Rzeczpospolita Obojga Narodów współdziałała z Rosją i Austrią w tragedii rozbiorów Ukrainy – aczkolwiek takie państwo nie istniało; bo chyba nie chodzi Hukowi o dzielnicę znajdującą się na Kijowszczyźnie i Żytomierszczyźnie? Natomiast II Rzeczpospolita jest współodpowiedzialna za Wielki Głód, gdzie ofiarą padła także ludność polska! To istne rewelacje „historiografii wg Huka”! 

W rozdziale pierwszym”Zarys krajobrazu”, w części „W stronę historiografii rozumiejącej” Huk pisze: „Rzecz jasna, także nacjonalizm uważam za konstrukt kulturowy, a zbrodnie popełniane w imię narodu i jego imieniem usprawiedliwiane lub w jego imieniu zapominane, postrzegam jako przyczynowo zależne od treści kultury. /.../ W mojej „prozie historycznej” połączyłem opowieść o motywach polskiej zbrodni kulturowej i aktach ludobójstwa na Rusinach/Ukraińcach z refleksjami na temat sposobów konstruowania obrazu ukraińskiej przeszłości przez historiograficzne piśmiennictwo polskie.” (s. 23)

Wytworem jakiej kultury było utworzenie narodu ukraińskiego i sobornej Ukrainy z jej „etnicznym”  terytorium, bez czyżyńców, „czystej jak szklanka wody”, opracowanie i przeprowadzenie ludobójstwa okrutnego? W swojej „prozie historycznej” Huk chce połączyć motywy „polskiej zbrodni kulturowej” z „aktami ludobójstwa na Rusinach/Ukraińcach”, a ponieważ nic takiego nie miało miejsca, nie jest to żadna „powieść historyczna” ale zakłamana „powieść sciente fiction”.    

„Istotne znaczenie posiadają klasyczne formuły metodologiczne nurtu postkolonialnego, chociażby takie jak „Can the Subaltern Speak?” Gayatri Chakra vorty Spivak czy „Margines jako miejsce radykalnego otwarcia” bell hooks oraz wiele innych..” (s, 24)

Te „teorie postkolonialne” w żadnym stopniu nie odnoszą się do Rzeczpospolitej Obojga Narodów, dotyczą innych narodów i sytuacji. Ale Huk w swojej historiografii przyjął „polski kolonializm i postkolonializm” i przytacza dziesiątki autorów insynuując, że ich prace absorbował ten problem. Nie jest to więc w żadnym wypadku „historiografia rozumiejąca” ale „rozumiejąca inaczej”.  

„Wynika więc kwestia, czy w kulturze, społeczeństwie i państwie polskim w stosunku do Rusinów/Ukraińców istniały etnobójcze koncepcje „ostatecznego rozwiązania”, czy też ich nie było, a tragedia ukraińskiej wsi Terka w 1946 r. to odosobniony przypadek ludobójstwa w historii kolonializmu polskiego.” (s. 25)

„Etnobójcze koncepcje” opracował Dmytro Doncow, a realizowały je OUN i UPA, w stosunku do „cużyńców” ((głównie Polaków). Ale nie tylko. Czesław Partacz pisze: „Ideologia ukraińskiego integralnego nacjonalizmu, czyli wielkie otumanienie galicyjskich i wołyńskich Ukraińców, doprowadziła do ich stopniowej dehumanizacji. Ta dehumanizacja spowodowała, że dla nich Polacy, Żydzi i Rosjanie, czyli czużyńcy nie do końca byli ludźmi. Propaganda OUN zrobiła z nich przedmioty, którymi trzeba gardzić i ich nienawidzić. Kiedy tych czużyńców propaganda banderowska i zachęty kleru do wyplenienia kąkolu z ukraińskiej pszenicy przerobiła na zwykłe chwasty i robactwo, wieśniacy ukraińscy mogli ze spokojnym sumieniem już  ich mordować. Popatrzmy więc jak wygląda ta przerażająca statystka zbrodni na duchowych przywódcach Polaków kresowych! Silnym motywem zbrodni była też zwykła grabież, czyli pożądanie łupów, jak za czasów hajdamackich. Dlatego zaraz za zabójcami podążały kobiety i wyrostki ciągnąc wozy, które były wypełniane dobrami zrabowanymi pomordowanym. Istniało też swoiste „wspólnictwo zbrodni”, czyli włączenie członków rodzin mordujących przez zawłaszczenie zagrabionego dobytku, nawet odzieży. Jak potępiać syna, brata, jeżeli osiągnęło się samemu zyski z jego mordów?”  Członkowie OUN stanowili „gwardię”, nazywaną przez Doncowa „mniejszością inicjatywną”, która wobec reszty narodu ukraińskiego (zwanego przez tegoż Doncowa „czernią”, „bydłem”), stosowała „twórczą przemoc”. Rolę tej nacjonalistycznej elity ("mniejszości inicjatywnej") rozumiał następująco:  "ustanawia ona swoją prawdę, jedyną i nieomylną, młotem wbija tę wiarę i tę prawdę w zbuntowane mózgi ogółu, bezlitośnie zwalczając niedowiarków". „Etnobójcze koncepcje” OUN dotyczyły więc także Ukraińców.

„Przypuszczenie stanu niezaludnienia kolonialnej peryferii było obowiązkiem wobec zaludnionej, a nawet przeludnionej metropolii. Postulat pustki można było łatwo przekuć w ujarzmienie autochtonów, jeśli ci niespodziewanie zostaliby odkryci i czyniliby opór imperatywowi polskiej wyobraźni, zadającej stare, samolegitymizujące się pytanie kolonizatora: „dlaczego ty, rdzenny mieszkaniec, tutaj jesteś?” (s. 28)

Nie zostali „odkryci”, zostali sprowadzeni, głównie przez rusińskich właścicieli majątków z „przeludnionej metropolii” i osiedleni, aczkolwiek nie jako „Polacy”, bo chłop pozbawiony był „narodowości”, ale jako podwładni, pracownicy pańszczyźniani. Nie tylko chłopi, ale także do pracy we dworach, jako cieśle, kowale, stangreci, ogrodnicy, itp. Ponieważ „pan” stawiał im prawosławną cerkiew i zatrudniał „batiuszkę”, przyswoili sobie język starocerkiewny. To różni przywódcy buntów (głównie Kozaczy i w większości rodem z Korony, „odkryli ich” już jako „prawosławnych Rusinów” przeciwko „polskim panom”, chociaż ci „panowie” w większości byli Rusinami. Wykorzystali to także prawosławni popi do włączenia ich do walki z kościołem rzymskokatolickim. 

„W odniesieniu do państwa polskiego Kościół przez wieki zarządzał ideologiami szlacheckimi, zwłaszcza sarmatyzmem i narodową demokracją, które kulturowo legitymizowały hegemoniczną obecność szlachty polskiej i jego samego na Rusi/Ukrainie; był źródłem podstawowych sposobów kolonialnego odczłowieczania Rusinów. /.../ Drugim aktorem była wspomniana już szlachta polska. Analizuję jej rolę w systemie prawno-ustrojowym, a także wpływy kulturowe w obrębie Rzeczypospolitej, w tym karierę dziejową „białego dworku” jako konkretnego miejsca w przestrzeni i relacjach społecznych oraz mocnego symbolu kulturowego.” (s. 29)

Rusinów „odczłowieczało” bestialstwo popełnianych przez nich zbrodni na mieszkańcach „białych dworków” (to często stosowany historiograficzny eufemizm B. Huka) połączone z ich grabieżą i paleniem. Te „białe dworki” przez wieki chroniły Ruś przed napadami czambułów tatarskich i braniem w jasyr tychże Rusinów oraz przed podbojem Rusi/Ukrainy przez Turków – czyżby pod ich władzą Ruś byłaby „szczęśliwa i bogata”?

„Staram się wykazać, że pańszczyzna stała się instytucją odczłowieczenia rdzennej ludności Rusi/Ukrainy i przeszła ewolucję od niewielkich powinności wobec dworu i parafii i do okrucieństw biowładzy wyprzedzających praktyki XX-wiecznego totalitaryzmu nazistowskiego i komunistycznego. Polski Kościół rzymskokatolicki wraz ze szlachtą zmienił Ruś/Ukrainę w pierwszą w dziejach nowoczesnej Europy „nieludzką ziemię”, gdzie polski nadczłowiek używał ruskich „maszyn” do niewolniczej pracy, a w celu zmuszenia autochtonów do jej wykonywania przypisał sobie prawo do przemocy i zabijania.” (s. 30 – 31) 

W całej Europie nie było pańszczyzny, tylko na Rusi/Ukrainie? I właśnie tutaj wyprzedziła „praktyki XX-wiecznego totalitaryzmu nazistowskiego i komunistycznego”. W Niemczech pańszczyzny nie było, więc nie musiała nic „wyprzedzać”, w Rosji też? A Polski Kościół rzymskokatolicki „ wraz ze szlachtą zmienił Ruś/Ukrainę w pierwszą w dziejach nowoczesnej Europy „nieludzką ziemię”, czyli „wyprzedził” sowieckie Gułagi!  Są to kolejne rewelacyjne odkrycia naukowe na miarę „historiografii wg Huka”.  

„Stawiam hipotezę, że polskie elity kościelne, państwowe i społeczne poprzez kolonizowanie Rusi/Ukrainy i pańszczyznę współuczestniczyły w kreowaniu wydarzeń pośrednio prowadzących do Wielkiego Głodu. Zaistniały także czynniki bezpośrednie: II Rzeczpospolita w 1919 r. zlikwidowała Zachodnioukraińską Republikę Ludową i stała się stroną w rozbiorze Ukrainy dokonanym wspólnie z ZSRR. Natomiast w maju 1932 r., podpisując z ZSRR pakt o nieagresji, państwo polskie otworzyło przed Stalinem nieograniczone możliwości zabijania Ukraińców bez obaw o reakcję międzynarodową. Za wschodnią granicą II Rzeczpospolitej umierały z głodu miliony Ukraińców, ale z Warszawy do Moskwy nie trafiła nawet jedna protestacyjna nota dyplomatyczna, podobnie jak przez wiele wieków wstecz nie podniósł się ani jeden głos o powstrzymanie okrucieństw kolonizacji. Potwierdzeniem gotowości II RP do wyciągania korzyści z ludobójstwa jest zachowanie się Kościoła polskiego, społeczeństwa i rządu wobec Holokaustu rozgrywającego się niedługo potem w Polsce. Przerażająca obojętność Polaków wobec Hołodomoru i Holokaustu to XX-wieczne następstwo katastrofy antropologicznej XVI–XIX w., którą był stworzony przez Kościół polski – przy współudziale szlachty – pańszczyźniany system odczłowieczenia i bezgranicznej eksploatacji człowieka przez człowieka”. (s. 31 – 32) 

Kościół i Rzeczpospolita popełniły więc największe zbrodnie na świecie: doprowadziły do Wielkiego Głodu i wspólnie z ZSRR dokonały rozbioru Ukrainy (chociaż takowa wówczas nie istniała) stwarzając Stalinowi „nieograniczone możliwości zabijania Ukraińców bez obaw o reakcję międzynarodową”. Gdyby II Rzeczpospolita nie milczała, świat wypowiedziałby wojnę ZSRR? Tymczasem dziennikarze amerykańscy jeżdżąc po „Kraju Rad” opisywali go jako pełen szczęścia i dobrobytu dla mieszkającej tam ludności i diaspora ukraińska w USA nie protestowała. Uciekinierom pomagała ludność polska. Otrzymała „banderowską” wdzięczność”:  W nocy z 29 na 30 sierpnia 1943 roku we wsi Mohylno pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali co najmniej 73 Polaków. „Babcia Marianna Mroziuk i Dziadzi Piotr Mroziuk nocowali w domu ze względu na swój podeszły wiek (84 i 82 lata), dołączyła do nich wdowa Aniela Juszczuk z dziećmi, córką Stefanią i synem Dionizym (3 lata). Nocleg w domu oznaczał dla nich śmierć. /.../Słyszeli, jak wyprowadzono z domu Babcię i Dziadzia, który prosił o życie powołując się na swój wiek i przypominając swą pomoc w żywności dla Ukraińców, którzy uciekli zza sowieckiej granicy w czasie Wielkiego Głodu. To nie zrobiło na mordercach żadnego wrażenia. Siekiery i noże spłynęły krwią niewinnych. Zginęła cała moja rodzina i Juszczakowie, starcy, kobiety, dzieci. Z ofiar zdarto obuwie i wartościową odzież, skrwawione szczątki od razu zakopano”. (Jadwiga Kozioł z d. Mroziuk, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ; spisał  Sławomir Tomasz Roch). A najgłośniej przeciwko Holokaustowi protestowała OUN z Ukrainische Hilfspolizei na czele? Mając pełne poparcie kościoła greckokatolickiego. 

W podrozdziale „O nazywaniu” Huk pisze: „Autorzy kresowych pamiętników nie dopuszczali nawet możliwości posługiwania się językiem ukraińskim. Rozumieli go, jednakże nie używali – od ukraińszczyzny woleli milczenie nadzorców, władających w ścianach dworu czy parafii wyłącznie polszczyzną jako językiem władzy.” (s. 42) 

Polskość na kresach mieszkała więc w języku i autorzy pamiętników nie dopuszczali nawet możliwości używania języka ukraińskiego? A są w nich pieśni/dumki rusińskie/ukraińskie. Kiedy język rusiński stał się językiem ukraińskim? Był nim zawsze? 

„Konsekwencją pisania o Rusi/Ukrainie tylko jako o Rusi/Ukrainie jest ciągłe pamiętanie o tym, że Polska etnograficzna i etniczna istniała także realnie, że kronikarze lokowali ją na zachód od Sanu i Bugu, że emocje wyolbrzymiające ją do rangi i rozmiarów Rzeczypospolitej posiadały swe wyraźne mechanizmy społeczno-polityczne.” (s. 42 - 43) 

Jacy kronikarze? Mnich Nestor?  Kim zatem byli owi przetrwali w pogardliwym stereotypie ukraińskiej pamięci Lachowie? Wydaje się, że przekonywującą odpowiedź tej kwestii przedstawił w swoim czasie wybitny językoznawca Tadeusz Lehr-Spławiński. Dokonując analizy filologiczno-językowej oraz uwzględniając różnorodność poglądów, racji i interpretacji źródeł przedstawionych przez znakomitych polskich mediewistów: Kazimierza Tymienieckiego, Henryka Łowmiańskiego oraz Zygmunta Wojciechowskiego, utożsamia Lachów z plemieniem Lędzian sytuując ich osadnictwo we wschodniej połaci polskiego obszaru plemiennego na obszarach pomiędzy górnym Bugiem a średnim Sanem, obejmujących tzw. Grody Czerwińskie oraz ziemie Bełzką i Przemyską do czasu – jak to określił – kiedy plemię to nie zostało na przełomie X i XI wieku ,,wchłonięte przez historycznie poświadczoną ekspansję ruską ku zachodowi”. Badacz ów podkreślił też, iż używana u naszych wschodnich sąsiadów nazwa ,,Lęchъ” nie została urobiona przez Polaków. Najprawdopodobniej przyjęła się ona w północnej części pogranicza polsko-ruskiego o czym przekonywać może inna nazwa terytorialna ,Podlasze” czyli ,,Podlasie” co znaczy ,,ziemia w sąsiedztwie Lachów”. Z czasem określenie to odnosiło się nie tylko do ,,Polaków” ale też do innych, położonych bardziej na północny-zachód plemion pomorsko-połabskich. W innej części swych rozważań T. Lehr-Spławiński zwraca uwagę na ciekawy historyczny układ stosunków gwarowych polsko-ruskiego pogranicza. Zaznacza, iż stosunki językowe musiały tu zostać przed wiekami poważnie zakłócone, z uwagi na niewystępowanie tzw. gwar przejściowych świadczących o długowiekowym sąsiedztwie i współżyciu etniczno-językowych zespołów polskich i ruskich. Z uwagi na brak dostatecznego materiału historyczno-językowego, opiera się na źródłach do dziejów politycznych pisząc: Bezstronna interpretacja wiadomości, jakich dostarcza nam w tym względzie najstarsza kronika ruska tzw. Powiest wriemiennych liet, wzmiankuje, że w r. 981 Włodzimierz W. ks. Kijowski podjął wyprawę przeciwko Polakom (Lachom) i zajął ich grody, Przemyśl, Czerwień i inne, które przeszły w posiadanie Rusi. Odpadły jednak widocznie około 1018 r. w związku z wyprawą Bolesława Chrobrego na Kijów, skoro w 1031 r. Jarosław Mądry wraz z Mścisławem zajęli na nowo Czerwień i inne grody, wojując w ziemi ,,ljadьskiej” i ustalając w ten sposób stan posiadania Rusi w tych stronach na kilka wieków. Informacje te, których ścisłości nie ma żadnego powodu kwestionować, dają odpowiedź na zajmujące nas tu pytania: wynika z nich jasno, że tereny od Grodów Czerwińskich aż po ziemię Przemyską łącznie były pierwotnie polskie – chyba nie tylko politycznie – i że przynależność ich polityczna na przełomie w. X–XI była zmienna, zanim ostatecznie po r. 1031 nie utrwaliła się w rękach Rusi, za czym z natury rzeczy poszło ich etniczno-językowe zruszczenie, do którego przyczyniło się z pewnością uprowadzenie licznych jeńców polskich na Ruś, co wyraźnie podnosi kronikarz, opowiadając, że jeńcy ci osadzeni przez Jarosława nad rzeką Roś, przebywają tam jeszcze za jego czasów. W ramach tych dziejów mieści się najprawdopodobniej zatrata plemienia Lędzian, które tworzyło jak o tym zdają się świadczyć wszystkie powyższe dane, pierwotne ogniwo pograniczne polskie od strony ruskiej. Ogniwo to wraz ze swoim – może być, przejściowym – narzeczem zostało usunięte, częściowo zapewne wchłonięte przez tę historycznie wyraźnie poświadczoną ekspansję żywiołu ruskiego ku zachodowi”. (T. Lehr-Spławiński, Lędzice – Lędzianie – Lachowie [w:] Opuscula Casimiro Tymieniecki septuagenario dedicata, Poznań 1959, s. 204 – 205. Za: Krzysztof Bąkała: Przybyli na Wołyń nieproszeni… W: NIEPODLEGŁOŚĆ I PAMIĘĆ 2013, nr 3-4)

„W ukraińskim kontekście do niezbyt poręcznych należy pojęcie „rozbiorów” Rzeczypospolitej/Polski. Ze względu na przyjęcie postkolonialnej optyki nie przypisuję ruskim subalternom roli ofiar państw zaborczych pod koniec XVIII w.: dla Rusinów upadek Korony Królestwa Polskiego Rzeczypospolitej miał posmak wolności.” (s. 43)

Rosja wyzwoliła Wołyń i dała wolność Rusinom/Ukraińcom, niewola dotknęła więc tylko Polaków. Tak samo Austria postąpiła na Podolu! Ale na takie argumenty „wpadli”  Sowieci 17 września 1939 roku niosąc wolność narodowi ukraińskiemu. „Wyzwolone” ziemie przyłączyli nawet do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Rad, a więc do państwa ukraińskiego.  A na stronie 15 /patrz wyżej/ Huk pisał: „Rozbiory Ukrainy, dokonane przy współudziale państwa polskiego, były trwalsze i pociągnęły za sobą tragiczniejsze skutki niż rozbiory Rzeczypospolitej.” Czyli te „tragiczniejsze skutki” miały „posmak wolności”! Swoista jest ta „historiografia wg Huka”.  Potwierdza to na stronie 43:  „Idąc dalej: wydarzenie z 1795 r. było wizją lepszej przyszłości dla dotychczasowej etnograficznej masy ruskiej – jej ukraińskiej przyszłości etnicznej, ale okazało się także niezbędnym warunkiem zaistnienia niepodległego państwa ukraińskiego w XX w.”

„Naród traktuję jako typ ruchu społecznego, nieprymordialistycznie, co szczególnie dotyczy szlachty polskiej na Rusi/Ukrainie w okresie 1569–1795. Przyjmuję jako punkt odniesienia powojenną, współczesną postać narodu polskiego. Natomiast jego formę historyczną – „polski naród szlachecki”, uważam za pochodną sprawowania nieograniczonej kontroli nazewniczej ze strony wyjątkowo ekskluzywistycznie zorientowanej grupy społecznej, która nie cofała się nie tylko przed nadaniem wyłącznie sobie miana narodu, ale także lepszych ludzi, bez mała rasy. Przywoływany dalej „sarmatyzm” to ideologia narodu szlacheckiego traktowana jako proces społeczno-kulturowy, którego wynikiem był określony typ tożsamości narodowej. Narodem nazywała sama siebie szlachta polska. Zatem pojęcie „narodu” traktuję jako formę zarządzania w historiografii.” (s. 44)

W prymordializmie naród definiowany jest jako spójna, wieczna i niezmienna grupa psychiczno-społeczna (wyposażona w charakter czy też ducha narodowego) oparta na wspólnocie pochodzenia, religii i moralności, a także przywiązaniu do ziemi ojców. Chłop polski nie należał więc do „narodu polskiego”, bo nie nadał sobie takiego miana? Magnatów, mieszczan, kupców, rzemieślników itp. zgodnie ze swoją „formą zarządzania w historiografii” też Huk z narodu wykluczył, wbrew historycznym dokumentom potwierdzającym ich identyfikowanie się jako Polacy i walczący o Polskę/Rzeczpospolitą. Zgodnie z tym wywodem - od kiedy zaistniał „naród ukraiński”, a przestał istnieć „naród rusiński”? Chyba dlatego Huk traktuje naród  „jako typ ruchu społecznego, nieprymordialistycznie”  - bo nijak nie mieści się  prymordializmie naród ukraiński. Mieści się natomiast naród polski i np. naród żydowski.  

„Narody nie są zresztą głównymi aktorami tej książki. Dotyczy ona przede wszystkim społeczno-kulturowych relacji władza–wiedza na Rusi/Ukrainie, procesów segregacji i kontroli nazewniczej, podporządkowywania społecznego, funkcjonowania grup dominujących i wielu innych zjawisk związanych z przemocą kolonialną. Stąd zamiast „naród ukraiński” bliższe jest mi określenie „subalterni”, „autochtoni”, „podporządkowani”, „skolonizowani”, „uprzedmiotowieni”. Synonimicznie jako „szlachecki naród polski” często używam określeń „kolonizatorzy”, „grupy dominujące”, „szlachta”, „politycznie zorientowane grupy społeczeństwa polskiego”, co pomocne jest w odróżnianiu dawnych warstw katolicko-szlacheckich od współczesnego narodu polskiego.” (s. 45)

Chyba Huk nie kwestionuje istnienia „narodu ukraińskiego”, chodzi więc o problem „szlacheckiego narodu polskiego”, czyli „dawnych warstw katolicko-szlacheckich” - jakby nie istniała szlachta wyznająca protestantyzm, kalwinizm, a także prawosławie i grekokatolicyzm. W okresie międzywojennym około 10% grekokatolików w Małopolsce Wschodniej było narodowości polskiej, a nie miało swoich, polskich kapłanów, w wyniku szowinistycznej działalności kleru i hierarchii unickiej. Nie rozumie też terminu „subaltern”, bo dotyczy on funkcjonowania społeczeństw na przestrzeni dziejów, także współczesnych. 

„Obok szlachcica jako Polaka pojawia się jednak Mazur – polsko- lub ruskojęzyczny chłop, rzymski katolik, osoba bez tożsamości narodowej. Na Rusi/Ukrainie tak nazywano wychodźcę z Polski etnograficznej, schłopiałą szlachtę, członków aparatu folwarcznego. „Mazurzy” jako byty nieszlacheckie nie zawsze znani są historiografii polskiej lub przynajmniej „źle” w niej obecni.” (s. 45) 

A „ukraiński ruch oporu” jednoznacznie traktował ich jako Polaków/Lachów i wyrzynał bez żadnego moralnego oporu. Natomiast na temat rodzin polsko-ukraińskich Huk nie przedstawia żadnej swojej koncepcji historiograficznej. Przecież „skolonizowany” małżonek ukraiński stawał się wówczas „kolonizatorem'”, włącznie z ich wspólnymi dziećmi – czasem tylko po linii „kolonizatora”, czyli syn ojca Polaka, lub córka matki Polki – i jako „kolonizatorzy” byli mordowani, najczęściej w sposób okrutny, razem ze swoim polskim rodzicem. Najczęściej jednak mordowane były całe rodziny, bo samostijna Ukraina miała być „czysta jak szklanka wody” - co dla Huka nie było żadnym rasizmem, ale sprawiedliwym odreagowaniem za okres pańszczyźniany, jaki istniał wyłącznie na terenach Rusi/Ukrainy, co było ewenementem na skalę całego świata.  

„W społeczno-kulturowej komunikacji dworu ze wsią i państwem pośredniczyła parafia rzymskokatolicka. Traktuję ją jako podstawową, przypisaną do każdego dworu jednostkę organizacyjną instytucji Kościoła jako nadrzędnego systemu dominacji w ramach państwa i społeczeństwa polskiego. Dlatego w dalszych partiach tekstu często pod pojęciem „parafia” czy „dwór” należy rozumieć zestaw „parafia/dwór”, „dwór/parafia”. Podobnie, w celu precyzyjnego przekazania kresowego modus operandi, używam też zestawu „proboszcz/szlachcic”, „szlachcic/proboszcz”.  (s. 46)

Podczas trwających ponad 120 lat rozbiorów Rzeczpospolitej nadal decydował o wszystkim szlachcic z proboszczem? Bo w czasie II Rzeczpospolitej pańszczyzna już nie istniała, chyba, że Huk korzystał z nieznanych dotąd źródeł archiwalnych i nie zechciał ich podać. Bo szczytem arogancji historycznej byłoby usprawiedliwiać ludobójstwo określone jako okrutne uwarunkowaniami społecznymi sprzed 200 lat i do tego nie różniącymi się w sposób negatywny od reszty Europy.  

„Pora na uściślenie tego, co rozumiem pod pojęciem Rusi i Ukrainy. Nazwa Ruś”, bez względu na epokę, to odwoływanie się do Księstwa Halicko-Włodzimierskiego jako jednostki politycznej. Oznacza to także pewną ciągłość: województwo ruskie Korony Królestwa Polskiego w latach 1434–1772, a następnie, do 1918 r. – wschodnią część Królestwa Galicji i Lodomerii, zwaną inaczej Galicją Wschodnią, wchodzącą w skład Cesarstwa Austriackiego, od 1867 r. – Austro-Węgier. Nazwy „Ukraina” używam wobec ludzi i terytorium zagarniętego przez polska Koronę – a nie Rzeczpospolitą – w 1569 r. Natomiast rozpatrując okres od 1918 r., stosuję określenie „Ukraina” dla całego ówczesnego ukraińskiego terytorium etnicznego, łącznie z jej częścią zachodnią. Przez „Ruś (Ukraina)” pojmuję także części terytorium kolonialnego Kościoła i szlachty w kolejności ich ukazywania się na polskim horyzoncie dziejowym: tylko Rusi przed 1569 r., a Rusi i Ukrainy po aneksji lubelskiej. Analogicznie używam zapisu „Rusini i Ukraińcy”, ponieważ pod koniec XIX w. zamiast dotychczasowego „Rusina” zaczął się upowszechniać etnonim „Ukrainiec”. (s. 47)

Po najeździe tatarsko-mongolskim na ziemie Rusi, w niedługim czasie weszły one w skład Wielkiego Księstwa Litewskiego. Kijów niemalże przez cały XIV wiek płacił daninę Ordzie. Gdy mówimy o przyłączonych do Wielkiego Księstwa Litewskiego ziemiach Rusi, pojawia się problem nazwy zarówno tych ziem, jak i ich mieszkańców. Nazywa się je ziemiami Rusinów, Białorusinów lub Ukraińców. Ta historyczna nieścisłość charakterystyczna jest nie tylko dla XIV w., ale i dla wieków późniejszych. Słowianie wschodni – Rusini – podzielili się już na Ruś północno-wschodnią i północną, kolebkę dzisiejszego narodu rosyjskiego, oraz na podległe Wielkiemu Księstwu Litewskiemu ziemie Rusi, na których wytworzyli się później Białorusini i Ukraińcy. W XIV–XV w. nie sposób ich jednak zdefiniować. Ziemie Rusinów w Wielkim Księstwie Litewskim stanowiły konglomerat ziem o odrębnym statusie w obrębie jednego państwa. Jego władcy znajdowali tutaj ukształtowane struktury państwowe i sądownicze – książąt, ich namiestników, ciwunów, zarządców grodów – i starali się je utrzymać. Po najazdach litewskich na ziemie księstwa halicko-włodzimierskiego całkowite zniszczony został Lwów, w latach 1350 i 1351, bądź w roku 1353 podczas spustoszenia Halicza przez Lubarta. Obrócone w perzynę miasto, odbudowane przez Kazimierza Wielkiego najpóźniej do roku 1356, w postępujących po sobie stuleciach stale rozkwitało, stając się wreszcie jednym z najznamienitszych ośrodków kulturalno-społecznych Rzeczypospolitej. Nie tylko we Lwowie, ale też w obrębie innych miast zapanowała wielokulturowość. Osiadali tu Ormianie, Saraceni, Niemcy, Żydzi oraz wiele innych nacji tworzących niespotykaną mozaikę kultury, sztuki i religii. Od roku 1370 nastały tu rządy Ludwika Wielkiego (zwany Węgierskim), w imieniu którego władzę sprawował Władysław Opolczyk. Od 1387 r. aż po rozbiory, Zachodnia część Rusi weszła w skład Korony. Początkowo jeszcze jako Regnum Russiae, później stając się jej integralną częścią. W jej skład wchodziły: województwo ruskie i bełskie – w historiografii utrwalone jako Ruś Czerwona – oraz województwo podolskie.  Po aneksji uwidoczniły się typowe dla ziem powstającego pogranicza zjawiska: pojawienie się nadwyżki wolnej ziemi, odczucie opustoszenia i niedoludnienia zajętego kraju, braku właściwego, wydajnego zagospodarowania, przekonanie o potrzebie rekonstrukcji i ulepszeń, powołania odpowiedniej administracji, stworzenia zasobów militarnych i wzmocnienia obronności. Na Ruś zaczęli napływać ludzie, idee, wzorce i rozwiązania z Zachodu. Intensywne procesy integracji ruskiego aneksu Korony doprowadziły na płaszczyźnie społecznej do sformowania ustroju stanowego na wzór polski, choć z różnicami, zaś na płaszczyźnie gospodarczej do wytworzenia nowych stosunków własności ziemskiej, zbliżonych do panujących na starych ziemiach Królestwa. Jednym z podstawowych rezultatów przekształceń było wyłonienie się szlachty Rusi Koronnej oraz jej własności. Takie status quo trwało do 1568 roku, kiedy to rozpoczął obrady sejm lubelski. Zasadnicze decyzje zapadły jednak rok później po wyjeździe w nocy 1 marca przedstawicieli sejmu litewskiego. Zirytowany Zygmunt August już cztery dni później przyłącza do Korony Podlasie – nota bene w przeważającej większości zasiedlone przez polską drobną szlachtę i chłopów. Dnia 27 maja przyłącza też Wołyń, zaś w czerwcu – o czym często się zapomina, na wniosek szlachty wołyńskiej – Kijowszczyznę. Od tej pory na Koronę spada obowiązek obrony miasta, o które carom najbardziej chodziło, grodu będącego prastolicą Rusi. Teraz już Polska musiała się przeciwstawić moskiewskiemu programowi ,,zbierania ziemi ruskiej” nie przez wspieranie Litwy, czyli pośrednio, lecz sama. Korona powiększyła swój wynoszący dotychczas około 7 mln morgów zasób uprawnej ziemi o prawie 1 mln, w zdecydowanej większości leżących na obszarach Podlasia i Wołynia oraz nieograniczone wręcz perspektywy na zagospodarowane prawie zupełnie dziewiczych wówczas ziem podolskich, bracławskich oraz kijowskich. Co więcej, drugi punkt Konstytucyy Seymu Koronnego Lubelskiego, Oboyga Narodu Uniowanego, Polskiego Y Litewkiego Roku 1569, zapewniał obywatelom zamieszkującym inkorporowane ziemie pełnię praw:  A pierwej niżeli to skończenie a zawarcie sprawy Unij wyżey omienione, stało się z przyczyn słusznych y ważnych, a za upomnieniem pilnym wszech Stanów Koronnych, pomnąc na poprzysięgłą powinność naszę, Ziemie Wołyńskie, Kijowskie, y Podlaskie, ze wszemi ich przyległościami y własnościami, zupełnie ku Koronie Polskiey, właśnie y zdawna ieszcze przed poczęciem tey Unij należące, iako ku własnemu ciału właściwe iego członki przywróciliśmy: tak iż wszyscy obywatele tych Ziem, wedle swego każdy zawołnia y stanu, wolności, swobod, własności narodu Polskiego, są, y bydź maią uczestniki, y onych używać, iako inni wszyscy obywatele Koronni, y pod regimenty Koronnemi bydź, iakoż iuż y są, tak od urzędow Polskich, od praw, w potrzebach y w sprawach swych, wedle potrzeby y prawa opisania używać maią, y używaią. O czym w przywileju Koronnym, vigore restitutionis danym, szerzey opisano iest: co wszystko nigdy, nieodmiennie a nieporuszenie tak trwać, y bydź czasy wiecznemi, tą uchwałą Seymową znayduiemy. (Antologia Wileńska, t. II, Rzeczpospolita Trzech Narodów, Warszawa 1997, s. 178; cyt. za Volumina legum. Przedruk zbioru praw, t. II. Nakładem i drukiem Józefanta Ohryzki, Petersburg 1859. Podaję za:  (Krzysztof Bąkała: Przybyli na Wołyń nieproszeni… W: NIEPODLEGŁOŚĆ I PAMIĘĆ 2013, nr 3-4)

Następny podrozdział rozdział książki Huk tytułuje: „Nazistowski łącznik” . Pisze m. in.:  /.../ „zdecydowałem się wybrać porównania z dziejami Niemiec oraz ze stosunkami polsko-żydowskimi i polsko-niemieckimi w samej Polsce. Stało się tak dlatego, że dzieje kształtowania się ideologii i praktyki nazistowskiej w Niemczech, a także nazizmu na ziemiach polskich i terytorium byłego państwa polskiego w latach 1939–1944 stwarzają zadowalające możliwości porównania z zawartością ideologiczną i dziejami polskich praktyk katolicko-sarmackich w I Rzeczypospolitej, w okresie bezpaństwowości oraz w latach 1939–1947 wobec innych kategorii ludności,  w tym Rusinów/Ukraińców i Żydów. Podobieństwo społeczno-kulturowego podłoża zbrodni nazistowskich na Żydach i Polakach oraz polskich na Ukraińcach – bez ich utożsamiania czy zrównywania – jest na tyle widoczne, że niewykorzystanie dotychczasowych ustaleń i hipotez w tej dziedzinie obciążyłoby moją pracę dawnym błędem historiografii polskiej – wyprowadzeniem stosunków polsko-ukraińskich z Europy i skazaniem ich na monoetniczną homogenizację interpretacyjną.” (s. 48 – 49)

Groteska „historiografii wg Huka”: „zdecydowałem się wybrać porównania z dziejami Niemiec /.../ bez ich utożsamiania czy zrównywania” - i w ten sposób stworzył „zadowalające możliwości porównania z zawartością ideologiczną i dziejami polskich praktyk katolicko-sarmackich” na przestrzeni całych dziejów Rzeczpospolitej, także „w okresie bezpaństwowości”, czyli podczas 123-letnich zaborów, aż po rok 1947 (a dlaczego nie do roku 2013, gdy pisał swoją historiografię sciente fiction?) , co uchroniło go przed „wyprowadzeniem stosunków polsko-ukraińskich z Europy i skazaniem ich (istny horror!) na monoetniczną homogenizację interpretacyjną”.   

„Umowa zawarta pomiędzy Polakami a nazistami, która przyczyniła się do tragedii Żydów, i powojenne przyzwolenie na ich zabijanie zostały wyparte ze świadomości społecznej przy pomocy propagandy antyniemieckiej i antynazistowskiej. Elity polskie, Kościół, kultura narodowa i społeczeństwo potrafiły zintegrować przyzwolenie na nazizm względem Żydów z odrzuceniem nazizmu okupującego państwo i kraj Polaków. Podobną postawę zajęły wobec wrogiego komunizmu, zniewalającego Polskę przy jednoczesnym ustanowieniu zażyłości z komunizmem przyjaznym, ponieważ ten rozwiązał kwestię ukraińską.” (s. 51 – 52)

Niestety, historiograf Huk nie cytuje treści owej „umowy zawartej pomiędzy Polakami a nazistami, która przyczyniła się do tragedii Żydów”. Być może istniała taka umowa między niemieckimi nazistami a OUN, co pozwoliło Niemcom dokonać holokaustu Żydów na Kresach rękami Ukraińskiej Policji  Pomocniczej (Ukrainische Hilfspolizei, ukr: Українська допоміжна поліція). Do jej zadań należało m. in.:  tropienie  ukrywających się Żydów, udział w egzekucjach i pacyfikacjach, pilnowanie obozów jenieckich, karnych i gett, udział w likwidacji gett,

W podrozdziale „Cóż historiografii po przedmiocie?” Huk opowiada: „W syntezach dziejów Polski wydanych w XIX-XX w. Rusini posiadają niejasny status. Jako tacy wartości nie przedstawiają (dlatego Ukraińcy muszą posiadać takową jedynie w formie integralnego nacjonalizmu – wartości zdegenerowanej, bo niezależnej od polskiego pośrednika). Ukazują się lub znikają w zależności od tego, gdzie i jak należy ukryć przemoc. Najczęściej trwają w pozycji marginalnej, przyzwalająco wyczekując na podbój, jak Księstwo Halicko-Włodzimierskie lub Naddnieprze przed 1569 r., czy na spolonizowanie, jak między XVIII i XIX w. /.../ „Idealny margines” to Kozacy. Istnieją w czasie powstań, a po ich upadku wracają do nieobecności, czyli chłopstwa (podobnie po powstaniu w latach 1943–1947 Ukraińcy przestali być „banderowcami” – stali się milczącymi ofiarami akcji „Wisła”). Powstania kozackie z jednej strony wykorzystywane są jako modelowy obraz działań wroga Polski/Rzeczypospolitej, ale z drugiej „logicznie” umożliwiają zaniechanie badań nad szlachtą ukraińską, w efekcie czego staje się ona etnicznie polską. W identyczny sposób tragedia Polaków na Wołyniu w 1943 r. służy jako zagadnienie zastępcze wobec podjęcia problemu praw Ukraińców do własnego państwa, co skutkowałoby krytyką obecności państwa polskiego na kresach po 1918 r. lub sugeruje, że powstanie Ukrainy byłoby dla Polaków niebezpieczne.” (s. 55  - 56)

„Ukraiński integralny nacjonalizm” był faszystowsko-rasistowski, wartością zdegenerowaną, więc oczywiście „niezależny od polskiego pośrednika.” Ruś nie „wyczekiwała przyzwalająco na podbój” ale sama podbijała sąsiednie ziemie, w tym Mieszka I i Bolesława Chrobrego. Kozacy to nie Rusini, a tym bardziej nie Ukraińcy, to warstwa społeczna dążąca do stania się narodem kozackim, często grabiąc, terroryzując i zabijając Rusinów. Ukraińcy nie przestali być „banderowcami”, nawiązują do tej „tradycji” i często sami takim mianem się określają. I bynajmniej nie są milczącymi ofiarami, są bardzo głośnymi „pokrzywdzonymi”, nie chcą tylko zauważyć, że spowodowała to ludobójcza ekspansja OUN i UPA na Polaków w ich ojczyźnie – bez tego żyliby spokojne na  „Zakerzoni”. Zresztą część z nich wróciła, a pozostali mają taką możliwość i nie pałają ochotą wracać „do tej biedy” z otrzymanych od Państwa Polskiego gospodarstw i domów. B. Huk mieszka w Przemyślu i ma się dobrze, do samostijnej Ukrainy nie zamierza wyjechać. „Tragedia Polaków na Wołyniu w 1943 roku” nie była spowodowana opadami deszczu i potopem, chyba że Huk dotarł do nieznanych nikomu (poza nim) nowych dokumentów. Zapewne zapoznał się z opracowaniem Władysława i Ewy Siemaszków: „ Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, (Warszawa 2000), ale nie wspomina o nim ani słowem. Woli powoływać się na kilkudziesięciu innych autorów (np. na J. T. Grossa), choć oni o Rusi/Ukrainie nie wspomnieli ani słowem.   

„Zwieńczeniem bezkrytycznego wykorzystywania „prawa” podmiotu mówiącego do potępienia „buntów” jest traktowanie OUN i UPA. Charakterystyczne w stosunku do tych formacji jest to, iż krytyka dotyczy nie tyle ich samych, ile Nacjonalizmu Dmytra Doncowa: tekstu, który w 1926 r. etnocentrycznie znosił system dominacji kulturowej Rosji i Polski nad Ukrainą. Przywiązanie naukowców polskich do Nacjonalizmu wydaje się być większe niż samych członków OUN w latach 40. „Odkrycie” przedustawnego nacjonalizmu ukraińskiego (połączone z negacją możliwości patriotyzmu Rusinów/Ukraińców) polscy historycy przekuli na figurę antypolskości, której… nie trzeba badać. Skutkuje to paraliżem badań nie tylko nad OUN, ale i nad całością zagadnień polsko-ukraińskich w okresie II wojny światowej: badania nad nacjonalizmem ukraińskim to puste miejsce historiografii polskiej.” (s. 56) 

„Nacjonalizm” Doncowa był powszechną lekturą członków OUN oraz kadry UPA, zwykli „partyzanci” znali go ze szkoleń ideologicznych – czyżby Huk nie znał dokumentów ukraińskich, w tym sprawozdań SB OUN?  Natomiast powszechnie wymagana była od „partyzantów ukraińskich” i  działaczy znajomość „Dekalogu ukraińskiego nacjonalisty”. Natomiast badania nad nacjonalizmem ukraińskim mają bogatą literaturę w historiografii polskiej (np. W. Poliszczuk., B. Grott, E. Prus, Cz. Partacz).   

„Kolonializm nie ustępuje wraz ze zmianą warunków politycznych. Jego wyobraźnia i wartości wywierają wpływ na dzień dzisiejszy, dlatego istnieje potrzeba zaproponowania stanowiska naukowego nieobciążonego restrykcyjnym kanonem kolonialnych wyobrażeń reprezentujących hegemonistyczną opcję elit polskich.  Dotyczy to nie tylko zbrodni terczańskiej z 1946 r., ale całego systemu zbrodni kulturowej na Rusinach/Ukraińcach, dokonanej niegdyś w imię korzyści społeczno-ekonomicznych płynących z panowania tego kanonu, immanentnie tkwiącego czy ukrytego w kulturze polskiej.”  (s. 59)

Kolonializm polski istnieje więc do dzisiaj, aczkolwiek już tylko w wyobraźni i wartościach hegemonistycznej opcji elit polskich. Zmienić się więc powinna nauka polska, czego domaga się Huk na stronie 62: „Polska nauka historii nie powinna nadal stanowić elementu w systemie interpretacyjnym hegemonizmu kulturowego, nie powinna starać się sprawować etnocentrycznej kontroli narracyjnej nad pisaniem polskiej historii narodowej. Niewielkie efekty badawcze daje mnożenie bezkrytycznych i abstrakcyjnych bytów typu „polifonia kultur”, „wielokulturowość”, „dialog kultur na pograniczu”. Żądanie to kontynuuje dalej: „Z postulowanym tu nowym stanem świadomości można bez agresji historiograficznej podjąć się pisania historii „innej”, nieznanej Polski, konstruowania innych opisów oraz używania odmiennego od dotychczasowego języka, nieobciążonego i nieapelującego do narodu. Należy wyznaczyć miejsce Polski na mapie Królestwa Polskiego, Korony Polskiej czy I i II Rzeczypospolitej.” (s. 65) Kto więc weźmie na swoje barki napisanie  „odmiennym od dotychczasowego językiem” nowej historiografii Polski oraz Kościoła rzymskokatolickiego? Zapewne J. T. Gross, J. Grabowski, A. Cala. Jest jeszcze J. Syrnyk, R. Drozd, i wielu innych „polskich” naukowców i publicystów. Ta „nowa” historiografia jest pisana i publikowana. Także w Polsce, za pieniądze polskich podatników „kolonizatorów” i ciemiężycieli tychże suto dotowanych autorów. 

Drugi rozdział książki Huk zatytułował: Kresowy system władzy. Pisze: „Za główne manifestacje sposobu obecności szlachty i Kościoła na Rusi/Ukrainie uważam poddaństwo i pańszczyznę, które poprzez odczłowieczenie i biowładzę nieustannie funkcjonowały od projektu „Nowej Polski” do projektu „Kresów Polski”. Staram się także wykazać, że długie trwanie pańszczyzny znalazło ujście w ostatnim powstaniu chłopskim – na Wołyniu w 1943 r.”  (s. 66) 

„Powstanie chłopskie na Wołyniu” zaczęło się 9 lutego 1943 roku we wsi Parośla w powiecie Sarny.  „Zamordowano 173 osoby, tylko 11 osób, przeważnie dzieci, ciężko okaleczone, zostały potem uratowane. Jak zwykle czyniły to bandy, po dokonanym morderstwie gospodarstwa ograbiono, zabierając cały dobytek i żywy inwentarz. Późniejsze oględziny pomordowanych wykazały szczególne okrucieństwo oprawców. Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi, kilku mężczyzn było obdartych ze skóry pasami, niektórzy mieli wyrywane żyły od pachwiny do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miało poobcinane piersi. Wielu pomordowanych miało poobcinane uszy, nosy, wargi, oczy powyjmowane, głowy często poobcinane. Po dokonaniu rzezi mordercy urządzili libację w domu sołtysa. Po odejściu oprawców, wśród resztek jedzenia i butelek po samogonie znaleziono martwe dziecko około 12-miesięczne, przybite bagnetem do stołu, a w ustach dziecka włożony był niedojedzony kawałek kiszonego ogórka.” (Czesław Piotrowski: "Zlikwidowanie osiedla i miejscowości na Wołyniu"; za:  http://wolyn.ovh.org/opisy/parosla-09.html). Zbrodni w Parośli dokonał Oddział Wojskowy banderowskiej OUN Hryhorija Perehijniaka „Dowbeszki-Korobki”, uznawany za pierwszą sotnię Ukraińskiej Armii Powstańczej.  Mordercy pochodzili głównie z okolicznych wsi ukraińskich: Butejki, Romejki, Wielki Żełuck, Żółkinie, Bielatycz, Kołki. W rzezi Parośli brali udział Ukraińcy z różnych grup  społecznych, np. pracownicy Widdiłu Oswity (Wydziału Oświaty) z Włodzimierca, sołtys kolonii Wydymer Ukrainiec Iwan Wołoszyn, synowie duchownego prawosławnego oraz „zwykli” chłopi ukraińscy. Zamordowanych zostało kilku Kozaków kubańskich, zabranych „do sowieckiej partyzantki” z posterunku we Włodzimiercu. Nie chcieli oni wstąpić do UPA i mordować ludności polskiej.  Z okien wielu domów Polacy obserwowali nieudaną ucieczkę dwóch chłopców w wieku szesnastu i siedemnastu lat, synów Horoszkiewiczów. Postrzelonym chłopcom Ukraińcy siekierami odrąbywali po kawałku ręce, następnie nogi, uszy, rozpruwali brzuchy, rany posolili solą i w takim stanie zostawili konających w śniegu. W tym „powstaniu chłopskim” od pierwszej ludobójczej rzezi brali udział pracownicy Wydziału Oświaty z Włodzimierca i synowie duchownego prawosławnego. We wsi Parośla nie było żadnego „białego dworku” ani proboszcza, najbliższy kościół był w Wydymerze. Mieszkały tutaj zwykłe polskie chłopskie rodziny, na polanie wykarczowanej przez nich podczas zaboru rosyjskiego –  tacy to byli „okupanci – kolonizatorzy”.  W lutym 1943 roku we wsi Kopcze Czeskie pow. Łuck ukraińscy „powstańcy” zamordowali rodzinę polsko-czeską nauczycieli. „Pod koniec pobytu w Armatniowie dowiedzieliśmy się o tragedii w pobliskiej wsi Kopcze. Była to czeska wieś, która żyła sobie spokojnie, bo Ukraińcy, nie wiem czemu, Czechów tolerowali. Mieszkało tam zaprzyjaźnione z rodzicami nauczycielskie małżeństwo, Ela i Karol Tarabowie z trojgiem małych dzieci. Pani Ela była Polką, ale jako żona Czecha czuła się w Kopczach bezpiecznie. Jak się okazało – niesłusznie. Wypatrzyli ją i tam. Ileż trzeba mieć w sobie zawziętości i nieprzytomnej nienawiści, aby przyjść do wsi po jedną, bezbronną kobietę, tylko dlatego, że jest Polką, próbować zabrać ją z domu z trojgiem dzieci, oferując łaskawie mężowi wolność i życie. Ponieważ pan Karol z oferty nie skorzystał, zabito go pierwszego. Dzieci zamęczono na oczach pani Eli, którą na końcu zgwałcono i zabito. Znajomy Czech, który moją mamę o tym bestialskim wydarzeniu poinformował, znał nazwiska oprawców. Obiecał, że po wojnie je ujawni, ale nie wiem, czy to zrobił. Długo płakałam po śmierci Tarabów, lubiłam ich dom czysty, zadbany, serdecznie gościnny, ich synów Wiesia i Romka. Najbardziej żal było mi jednak małej, zaledwie trzyletniej Bogusi. Czy dla wyzwolenia Ukrainy, dla jej niepodległości potrzebna była męczeńska śmierć Tarabów i ich dzieci?” (Barbara Krawczyk: Gorzki kraj lat dziecinnych...  Fundacja Moje Wojenne Dzieciństwo, 1999). Józef Sobiesiak „Maksa”, który jako pierwszy (od jesieni 1942) tworzył na pograniczu Polesia i Wołynia polskie oddziały znajdujące się pod komendą sowiecką, pisał: „Niebawem do naszego sztabu zaczęły nadchodzić meldunki od zaufanych ludzi, rozsianych po wszystkich niemal wsiach, osadach i miasteczkach Wołynia, o mobilizowaniu się wrogich, nacjonalistycznych elementów ukraińskich. Do poszczególnych wsi przybyli przedstawiciele OUN i organizowali tajne narady z miejscowymi popami, sołtysami i starostami. Nikt niestety nie wiedział, co było przedmiotem tych narad, ponieważ uczestniczyli w nich jedynie najbardziej zaufani spośród nacjonalistów.” ( J. Sobiesiak, R. Jegorow, Burzany, Lublin 1974, s. 131). Niektórzy historycy twierdzą, że pierwszy mord ludobójczy miał miejsce 13 listopada 1942 roku. Henryk Cybulski we wspomnieniach zamieszczonych w książce „Czerwone noce” podaje: „Trzynastego listopada 1942 roku nastąpił pierwszy masowy mord ludności polskiej. Ofiarą tego okrucieństwa padli wszyscy bez wyjątku mieszkańcy wsi Obórki. Była to mała wioska leżąca w odległości trzydziestu kilometrów od Przebraża, zamieszkana przez kilka rodzin blisko ze sobą  spokrewnionych i noszących te same nazwiska: Domalewskich, Trusiewiczów i Szprynglów. Wieś ta, położona z dala od większych miast i dróg, stała się wymarzonym schronieniem dla tułających się Żydów i radzieckich żołnierzy zbiegłych z niemieckiej niewoli. Toteż od początku okupacji Obórki stały się stacją węzłową w drodze do lasu. Schutzmani i ich sługusy szybko wpadli na trop powiązań mieszkańców Obórek z ludźmi lasu. Jedenastego listopada pojawiła się we wsi kilkunastoosobowa grupa mężczyzn podających się za partyzantów radzieckich. Grzecznie poprosili o poczęstunek i po spożyciu posiłku ruszyli w dalszą drogę. Na odchodnym prosili, aby o ich pobycie nigdzie nie meldować - ani policji, ani ludziom z lasu. Mieszkańcom Obórek wizyta ta wydała się bardzo podejrzana. Znali przecież wszystkich Żydów, zbiegłych jeńców i partyzantów radzieckich przebywających w promieniu wielu kilometrów, ale twarze tych ludzi były im zupełnie obce. Wreszcie ustalono, że jest to pewnie jakiś oddział, który niedawno przywędrował w te strony. Dwa dni upłynęły bez specjalnych wydarzeń. Trzeciego dnia zjechało do Obórek kilkudziesięciu schutzmanów z Kołek i Cumania. Dowodził nimi Saczkowski, vel Saczko, komendant policji w Kołkach,oraz Kiszko, komendant policji z Cumania. Aresztowali oni wszystkich mężczyzn - w sumie siedemnastu. Tylko Tadeusz Trusiewicz oraz jeden z Domalewskich zdołali zbiec do lasu. Komendant Kiszko, były nauczyciel z Czernirza, bił po kolei wszystkich aresztowanych, jednego zastrzelił na miejscu. Pozostałych szesnastu wywieziono do Cumania. We wsi pozostały tylko kobiety i dzieci. Pięć kobiet udało się do Cumania, aby dowiedzieć się czegoś o losie aresztowanych. Tymczasem piętnastego listopada znowu wpadło do wsi kilkudziesięciu schutzmanów. Polecili wszystkim zgromadzić się w mieszkaniu Franciszka Trusiewicza.  Kobiety z dziećmi - wyjaśnili - trzeba przesiedlić do większej wsi, bo tu zaczynają grasować bandy. Kiedy w domu znalazło się około pięćdziesięciu osób, schutzmani wyprowadzili je w małych grupach do pobliskiej stodoły. Stała się ona miejscem kaźni. Tego dnia powróciły z Cumania cztery kobiety. Jedna z delegowanych, Stanisława Trusiewicz, została jeszcze w Cumaniu na kilka dni. Policjanci wyjaśnili przybyłym, że wszyscy mieszkańcy wsi zostali ze względu na ich bezpieczeństwo przesiedleni do Rudnik i że one również nie mogą pozostać w Obórkach. W Rudnikach zamknięto je w domu jednego z miejscowych gospodarzy, Ukraińca. Okoliczności towarzyszące „przesiedleniu” wydały się kobietom mocno podejrzane. Zofia i Leonarda Trusiewicz, podobnie zresztą jak Maria Lipińska i Helena Szpryngiel, już w czasie drogi do Rudnik zorientowały się w szczegółach tej operacji. Schutzmani uśmiechali się tajemniczo i nie odpowiadali na pytania dotyczące losu i miejsca pobytu pozostałych kobiet. Uwagę uwięzionych zwróciło dziwne zachowanie się gospodarza z Rudnik. Ów starszy już wiekiem Ukrainiec wyraźnie pragnął zamienić z nimi w jakiś sposób kilka słów. Wreszcie znalazł się odpowiedni moment. - Wtikajte, bo was pomordujut... - szepnął. Jednakże o ucieczce nie było mowy. Tej samej nocy zawleczono kobiety do pobliskiej stodoły...” Łącznie policjanci ukraińscy zamordowali we wsi Obórki 51 Polaków, 1 Ukrainkę i 1 Żydówkę. Huk zna chyba dalszy „bojowy szlak” Saczkowskiego i policjantów ukraińskich.  Jeżeli w czasie zbrodni „byli oni na służbie niemieckiej”, to jednocześnie część z nich już wówczas  była członkami OUN, a większość trafiła potem do UPA.  Jeżeli nie była to zbrodnia „nacjonalistów ukraińskich”, to mord w Terce tym bardziej nie był zbrodnią „nacjonalistów polskich” - w 1946 roku żołnierze WOP byli wszak „na służbie sowieckiej”. 

Przy omawianiu podrozdziału Rzymskokatolicka antropologia prawosławia, nanoszę uwagę, że zarówno wcześniej jak i w dalszej części pomijam wiele kalumnii antykatolickich i antypolskich Huka. Książka jego liczy ponad 400 stron a praktycznie w każdym zdaniu zawarte są kłamstwa lub manipulacje. Odniesienie się do każdego z nich zajęłoby około tysiąca stron. W tym podrozdziale Huk pisze m.in.: „Folwark katolickiego szlachcica zamienił Ruś i Ukrainę w czerpiące z urodzajności czarnoziemu i darmowej siły roboczej katolickie perpetuum mobile dominacji. /.../  Wzrok proboszcza nie sięgał do wsi – wystarczyło, że spoczywał na szlachcicu, katolickiej protezie kresowej. Celem była pełnia kontroli, władza przenikająca niżej i docierająca do istoty nie będącej w pełni człowiekiem – chłopa pańszczyźnianego. Szlachcic był instrumentem wyposażonym w katolicyzm po to, aby mógł penetrować chłopski żywioł prawosławny i jednocześnie być ponad nim. Najtragiczniejszym następstwem umowy społeczno-antropologicznej Kościoła ze szlachtą była pańszczyzna, o której piszę dalej. Wspólne kościelno-szlacheckie praktyki kolonizatorskie kończyły się jednym: zgodą Kościoła na mord na prawosławnym chłopie,  istocie żywej, ale pozbawionej cech katolickich konstytuujących człowieczeństwo”. (s. 73 – 74)

Perpetuum mobile nie istnieje, jest to twór wyobraźni. Nie istniało też perpetuum ani katolickie ani szlacheckie. Nie istniał także „instrument szlachcica wyposażony w katolicyzm po to, aby mógł penetrować chłopski żywioł prawosławny”, to twór wyobraźni Huka, perpetuum mobile jego historiografii.  

„Rzymskokatolicka strategia postępowania z prawosławiem, którą określiłbym jako rasizm wyznaniowy, nie tylko wygenerowała sens powstań kozackich, ale skierowała elity i lud Ukrainy w stronę prawosławnej Moskwy. Na przyjęcie wystosowanego przez biskupów rzymskokatolickich „zaproszenia” do ingerencji w sprawy wewnętrzne Rzeczypospolitej Moskwa nie kazała długo czekać. Rzeczpospolita zawdzięcza zatem genezę zaborów także ekskluzywistycznej polityce Watykanu, a sam polski Kościół szlachecki dwukrotnie przegrał starcie z ruską innością wyznaniową, nie przewidział bowiem niekorzystnych zmian politycznych pod koniec XVIII w. Cerkiew została zmuszona do poszukiwania obrony u obcych państw. Prawosławna uznała za korzystne oddanie się pod opiekę prawosławnego Wielkiego Księstwa Moskiewskiego/Cesarstwa Rosyjskiego. Nieco później grekokatolicka na dobre i złe zawierzyła katolickiemu Cesarstwu Austriackiemu/Austro-Węgrom.” (s. 82 – 83)

Rzymskokatolicki „rasizm wyznaniowy” określiłbym jako kolejny twór perpetuum mobile wyobraźni Huka.  Gdy nastąpił rozłam w Cerkwi Prawosławnej (1439) i Wielkie Księstwo Moskiewskie ogłosiło Moskwę „trzecim Rzymem”, carat otrzymał wielką możliwość ingerowania w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej poprzez hierarchię prawosławną. Temu zagrożeniu należało przeciwdziałać. Unię brzeską z 1596 roku poparła nieznaczna część hierarchii prawosławnej. Król Zygmunt III Waza poddał wszystkich prawosławnych sądownictwu metropolity unickiego. Wzburzyło to kler prawosławny pozostający poza unią. Wmieszanie się w wewnętrzne spory religijne czynnika obcego, którym był patriarcha jerozolimski Teofanes doprowadziło do m.in. poddania się hierarchii pozaunijnej prawosławnych patriarchatowi w Moskwie. Od tego czasu rozpoczyna się okres wrzenia na Ukrainie. Bunty z początku nie miały charakteru religijnego, jeszcze w roku 1620 delegacja kozacka zabiegająca w Moskwie o przyjęcie na służbę carską, zapytana o prześladowania religijne odpowiedziała przecząco. Aż do tej chwili Kozacy nie przejmowali się dogmatami wiary i nie pretendowali do obrońców wiary, w tym przypadku, prawosławnej. W czerwcu 1621 roku rada kozacka uchwaliła wesprzeć Rzeczpospolitą, pomimo sprzeciwu setki duchownych prawosławnych. Przed Chocimiem miał miejsce ważki incydent. W Białej Cerkwi Żydzi znieważyli wizerunek Chrystusa. Oburzony ataman Jacek Borodawka pozwolił mołojcom grabić Żydów po całej Ukrainie. W roku 1630 Zaporożcy zamordowali lojalnego wobec Rzeczypospolitej dowódcę rejestrowych kozaków Hryćka Sawicza. Jeszcze Iwan Petrażycki, starszy rejestrowych odsyła nieotwarte listy znalezione przy wysłańcu — emisariuszu Gustawa Adolfa mającego zadanie przyciągnięciu Kozaków na swoją stronę, jeszcze Piotr Mohyła niszczy buntownicze listy patriarchy z Konstantynopola do archimandryty Ławry Peczrskiej, ale wyczerpywała się cierpliwość kozaków.  W 1635 rozpoczęto budowę twierdzy w Kudaku, przerwaną buntem Sulimy, który zniszczył mury i wybił budowniczych. Rejestrowi kozacy pomogli do stłumienia wybuchu, Sulima został ścięty w Warszawie. W roku 1637 wzniecił powstanie Pawluk. Zarówno Sulima jak i Pawluk nie przebierali w środkach: mordowali nie tylko budowniczych twierdzy ale ich żony i dzieci. Ataman Pawluk przegrał z Mikołajem Potockim i, wydany przez własnych ludzi, został ścięty w Warszawie. W 1646 przybyło do Warszawy w tajemnicy utrzymywane poselstwo Wojska Zaporowskiego w składzie: Iwan Barabasz, Iwan Eliaszeńko, Nestoreńko i Bohdan Chmielnicki. W zamian za udział w wojnie z Tatarami kozacy otrzymali przyrzeczenie na piśmie na powiększenie rejestru do 12000, oraz 18000 złotych na budowę czajek, które miały być użyte w napadzie na Krym. Król zmienił wkrótce zdanie, a na Ukrainie, szeroko rozgłaszane projekty które wkrótce zostały zniweczone, doprowadziły do wrzenia wśród Kozaków. Pod Piławcami w roku 1648 klęski doznali trzej wodzowie polscy. Poseł Jana Kazimierza do Chmielnickiego Kazimierz Smiarowski, został posiekany na kawałki przez Kozaków. Wzór ten został prawie dokładnie w trzysta lat później powtórzony w stosunku do wysłanników AK na Wołyniu. Droga do Korony stała otworem przed wojskami Chmielnickiego i Tatarami. Wojna przybierała na zaciętości i okrucieństwie z biegiem czasu coraz większą rolę grała zagranica, Polacy, Litwini i Ukraińcy bezpowrotnie tracili możność załatwienia sprawy między sobą. Jednym z ukraińskich bohaterów narodowych został polski szlachcic Bohdan Chmelnicki. Dlatego, że przeciwko swojej ojczystej Rzeczypospolitej wystąpił wspólnie z jej wrogami, Tatarami, Rosjanami i Szwedami.  Z drugiej strony zwabieni swobodą na dwadzieścia lat, uciekali z Korony chłopi i awanturnicy. Tysiące uchodźców z Nadwiśla przestało być Polakami raz na zawsze. Uciekający przed dziedzicem chłop zanurzał się w stepy i obcy lud, zmieniał imię i wiarę, przyswajał język, sobą samym i potomkami wzbogacał naród ruski. Z tymi „zruszczonymi” polskimi chłopami wyruszył przeciwko Rzeczypospolitej Chmielnicki, sam będąc „zkozaczonym” szlachcicem polski. W trzydzieści lat od wystąpienia Chmielnickiego Ukraina nie istniała jako całość administracyjna. Podzieliły ją między siebie trzy państwa: Moskwa, Turcja i Rzeczpospolita.  W r. 1702 Kozacy Palejia i Samusia podnieśli bunt na prawobrzeżnej Ukrainie i wycięli w pień załogę Berdyczowa. Do Kozaków przyłączyły się masy chłopstwa i „ci buntownicy wielkie w Rusi czynili morderstwa nad szlachtą, ręce, nogi ucinali, gwałty pannom i paniom zacnym, rabunki kościołom, dworom, miasto wycinali". W odwecie oddziały Potockich i Lubomirskich wbijały przywódców na pale, rżnęły w pień załogi i ludność zdobywanych gródków, a zachowując dla siebie siłę roboczą. Całe wojsko kozackie poddane zostało zwierzchnictwu carskiego urzędnika, burzył się przeciwko temu hetman Iwan Mazepa, ale na rozkaz Piotra Wielkiego zapędziło się w Koronie aż po Rawę Ruską. Po klęsce kozackiej pod Baturynem, Mazepa znów zmienił alianse.. W 1705 Moskale zrównali z ziemią Sicz a pojmanych Kozaków pomordowali.

„Podsumowując – pierwotnym, podstawowym i najgłębszym źródłem XX-wiecznej katastrofy polskiego kolonializmu na Ukrainie była antropologia Kościoła rzymskokatolickiego, służąca nieograniczonemu wzrostowi siły i władzy tej instytucji. /.../ Katolicyzm gwarantował Polakom na kresach poczucie, że ich „sterylnie” białe dwory, normalna część świata, nie są oderwane od rzeczywistości, a orgia przemocy jest misją cywilizacyjną.” (s. 87 – 88)

Huk chwali czy gani Kościół rzymskokatolicki, który okazał się „źródłem XX-wiecznej katastrofy polskiego kolonializmu na Ukrainie”? Czy „orgia przemocy” banderowskiej była „misją cywilizacyjną” grekokatolicyzmu i prawosławia?

Podrozdział: Polska rzesza szlachecka (Czy możliwy zwrot: Ukraińska orda banderowska?), Huk pisze:   „Historiografia polska dotąd nie zastanawiała się nad zbrodniczymi aspektami funkcjonowania szlacheckiej formacji społeczno-kulturowej, jakkolwiek nie jest możliwe, aby tak wielka władza nie została okupiona wielkimi ofiarami. /.../ Rozwiązania „prawne” przyjęte przez stan szlachecki kojarzą się z XX-wiecznym prawodawstwem nazistowskim gwarantującym ochronę wyłącznie narodowi niemieckiemu i przyznającym mu wyjątkowe prawo do życia, przestrzeni i władzy nad wszystkimi innymi. Naziści w ten sam sposób gwarantowali Niemcom nieskrępowane objęcie w posiadanie Lebensraumu w latach 30.–40. XX w., jak 400 lat wcześniej polska szlachta katolicka uzurpowała sobie prawo do opanowania wschodu Europy. Ideologię nazistowską i szlachecką łączy także kult ziemi (ekspansji terytorialnej) i nadczłowieka.”  (s. 89)

Rzeczywiście „szlachecka formacja społeczno-kulturowa” okupiła wielkimi ofiarami obronę kresowych granic Rzeczpospolitej przed Tatarami, Turkami, Moskalami oraz „rodzimymi” hajdamakami kozackimi. Mógłby też Huk poczytać  owe rozwiązania „prawne”, ustawy sądowe, rolę sejmików i sądów – i porównać je z „XX-wiecznym prawodawstwem nazistowskim” - o ile jest w stanie czytać ze zrozumieniem.

„W sporządzaniu mapy okrucieństwa celowali szczególnie księża, puszczając w ruch mechanizm przerzucania odpowiedzialności na niekatolików czy niesarmatów po to, by zmobilizować Polaków do nienawiści.” (s. 91)

Aż się prosi o chociaż jeden przykład tego „sporządzania mapy okrucieństwa” przez księży. Może nauczając 10 przykazań Bożych, zwłaszcza:  „Czcij ojca swego i matkę swoją”. [Banderowska wersja: zabij jeśli jest narodowości polskiej] „Nie zabijaj.” [Smert' Smert' Lacham – czy to jest pieśń greckokatolicka czy prawosławna? To polscy księża święcili kopce „pogrzebu Ukrainy”? Czy oni głosili w kościołach przypowieść o „polskim kąkolu w ukraińskiej pszenicy, który należy wyciąć” i na tę ciężką pracę „żniwiarzy” święcili kosy, sierpy i topory?] „Nie cudzołóż.”[Wieś Głęboczyca: Słuchałem o gwałceniu dziewcząt nieletnich, gdyż, jak mówiono, nie wolno ich było zarżnąć przed zgwałceniem. Takich gwałtów zakończonych torturami i śmiercią padło ponad 20 tysięcy polskich dziewcząt i kobiet.] „Nie kradnij”. [ Czesław Partacz: „Silnym motywem zbrodni była też zwykła grabież, czyli pożądanie łupów, jak za czasów hajdamackich. Dlatego zaraz za zabójcami podążały kobiety i wyrostki ciągnąc wozy, które były wypełniane dobrami zrabowanymi pomordowanym.”] „Nie mów fałszywego świadectwa przeciw bliźniemu swemu”. [Np.: B. Huk: „Ukraina. Jądro ciemności.”] 

„Mieszkaniec wsi musiał być biedny i nic nie mógł poradzić na to, że został wykreowany na wroga bogatych warstw społecznych. Na tej zasadzie funkcjonował kolonializm na kresach: biedny Rusin stał się hajdamaką, biedny Ukrainiec – banderowcem. Podły status społeczny odpowiadał „podłym” zagrożeniom stwarzanym przez jego reprezentanta. Docieram tu do drugiej przyczyny homogenizacji w obrębie szlachty: konsumpcji, która jest „systemem wartości wraz z wszystkim tym, co pojęcie to implikuje, czyli pełnionymi przezeń funkcjami integracji grupowej i kontroli społecznej” i „ujednorodnia ciało społeczne” . „Dobrze najedzeni” byli tacy sami w całej Rzeczypospolitej – ci z Ukrainy, pragnąc bezpiecznej konsumpcji, chcieli posiadać pewność, że na Litwie mieszkają podobni do nich. Kto przeszkadzał nieograniczonemu spożyciu, ten stawał się wrogiem. Jeśli zważyć, że po zniesieniu pańszczyzny chłop ruski przeszkadzał konsumpcji dworu, ponieważ sam się bogacił i więcej spożywał”.  (s. 92 – 93)

Czyli biedny był wrogiem szlachty a bogaty wrogiem jeszcze większym. Faktycznie, jak tu żyć? 

Kolejny podrozdział: Sarmatyzm a sadyzm. Huk: „Katolicka szlachta polska prawdopodobnie jako pierwsza w nowożytnej Europie postulowała brak człowieczeństwa u milionów ludzi w celu sprawowania nad nimi władzy. Wystarczy wspomnieć, jak ściśle przestrzegano zasady zawierania małżeństw tylko w obrębie własnej grupy, motywując to koniecznością zachowania czystości krwi; kontakt z chłopem uważano za równy skalaniu. Bariery sarmatyzmu były równie szczelne jak te, które separowały aryjskich nazistów od Żydów, przy czym o ile aryjski rasizm regulował stosunki nazistowsko-żydowskie przez około dziesięć lat, o tyle sarmackość polskich dobrze urodzonych katolików nie pozwoliła przez pół tysiąclecia przekroczyć antropologicznego kordonu sanitarnego”. (s. 94) 

I te postulaty „katolickiej szlachty polskiej” zaakceptował cały świat, począwszy od czasów faraonów i niewolnictwa! Liczne małżeństwa polsko-rusińskie/ukraińskie „w obrębie jednej grupy” skutkowały potem wymordowaniem tych rodzin – i nie przez „katolicką szlachtę polską”, ale „biednych Ukraińców -  banderowców.” Tych mieszanych małżeństw było we wsiach od 30 do 50 procent. 28 lutego 1944 roku w Hucie Pieniackiej szczególnie okrutnie został zamordowany dowódca placówki AK inż. Wojciechowski. Najpierw przed kaplicą pobito go, potem torturowano i w końcu oblano benzyną i podpalono. Zginęła też jego rodzina – żona Żydówka i jej córka oraz trzy ukrywające się u niego Żydówki. „Aryjscy naziści” nie nakazywali Niemcom mordować swoich żydowskich małżonków oraz ich wspólnych dzieci. Taki nakaz obowiązywał tylko w ideologii nacjonalizmu ukraińskiego. Ten „kordon sanitarny” trwający „przez pół tysiąclecia” doprowadził do tego, że większość Ukraińców ma domieszkę polskiej krwi. Nie jestem pewien, czy sam B. Huk jest „pełnokrwistym” Ukraińcem, po „mieczu” i po „kądzieli”.

„Zredukowanie społeczeństwa do wspólnoty szlacheckiej skutkowało gotowością do usunięcia innych – najpierw na obrzeża społeczne, a potem poza granice życia. Konserwując wizję świata i człowieka przypisywał on kresowym subalternom niezmienne cechy, takie jak obowiązek służenia białemu (czytaj: sterylnemu) dworowi, upośledzenie umysłowe, niemożność rozwoju. /.../ Na przefiltrowaniu społeczeństwa polskiego przez ideologię szlachecką żerowali w XX w. komuniści, stosując jedynie inne markery, o czym piszę w dalszej części.” (s. 94)

Służenie „białemu dworowi” skutkowało więc „upośledzeniem umysłowym”, Huk przeprowadził takie badania naukowe potwierdzające tą tezę? Na „ideologii szlacheckiej  żerowali w XX w. komuniści”? Czyli nie był to marksizm-leninizm! „Markery” to pisaki, czy nowotworowe – dowiemy się w dalszej części historiografii w/g Huka.

Kolejny podrozdział książki: Między panem a plebanem: pańszczyzna. Huk: „Jednak szlachcic kresowy nie tylko, że nie rozumiał chłopa, ale nie czytając pism Johna Locke’a, nie dowiedział się, że praca jest źródłem własności, że jest ona także, jak twierdził Adam Smith, źródłem bogactwa i dobrobytu narodów. Gdyby jednak czytał ze zrozumieniem, mógłby stwierdzić, że ma przed sobą tragiczny wybór: być produktywnym niewolnikiem albo posiadaczem bezproduktywnej wolności własnej. Ceną jego pełnej wolności było to, że miejsce realnej pracy i życia zajęło życie na niby – nieograniczona konsumpcja.” (s. 99)

To wiek XVIII, a czy w XX w. czytał je chociażby Doncow pisząc o tzw. „czerni”? Być może czytał te pisma B. Huk. Ale cóż z tego, gdyż nic z nich nie zrozumiał. Czy czytał je Dzierżyński który w 1919 roku rzucił hasło „ŁAGRY – SZKOŁĄ PRACY” , oazy „bogactwa i dobrobytu”! Czy czytał je Hitler tworząc obozy z napisem w bramie:  „ARBEIT MACHT FREI”. Czy aby Huk nie jest „posiadaczem bezproduktywnej wolności własnej“?

„Mniej więcej w połowie XVII w. pańszczyzna „zbliżyła się do granicy wyzysku możliwego ze względu na biologiczną reprodukcję siły roboczej”. Gospodarka szlachecka naruszała już biologiczne podstawy bytu pańszczyźnianych podporządkowanych. Rusinom trzeba było kilku pokoleń, by pod koniec XIX w., a więc około 100 lat po upadku Korony Polskiej i 30-40 lat po zniesieniu pańszczyzny odreagować kilka wieków istnienia na granicy odtworzenia biologicznego.” (s. 100) 

Pańszczyzna była tylko na Rusi? Taką wiedzę historyczną posiada Huk. Czy słyszał on coś o niewolnictwie w owym czasie? A 30 lat „samostijnej” Ukrainy zapewniło narodowi ukraińskiemu dobrobyt na jej ogromnych terenach czarnoziemu i nie musi wyjeżdżać „za chlebem” do „kolonizatorów”, czyli do „białych dworków” „nazistowsko-katolickiej szlachty polskiej”? Huk nie musi niczego odreagowywać, bo w Koronie Polskiej nie istniało coś takiego jak pańszczyzna? 

Podrozdział: Rusin/Ukrainiec odczłowieczony. „Solidarność kolonizatorów wobec zbrodni odczłowieczenia Rusina/Ukraińca i Żyda pozostaje w związku z homogenicznym imperatywem istnienia Kościoła i szlachty. Polska subordynacja homogenizacyjna w ramach podboju Europy Wschodniej nie została wymuszona – wyrosła z katolickiej wizji urządzenia świata. Gotowości do jej wprowadzania nie wyjaśnia porównanie z gotowością aparatu nazistowskiego wykonującego plany Adolfa Hitlera wobec Europy Wschodniej. „Polska” subordynacja przewyższała gotowość nazistów, gdyż naziści – pomimo istnienia przyzwolenia kulturowego – stanowili aparat państwowy, tymczasem polskie duchowieństwo rzymskokatolickie i szlachta przez kilka wieków opierały się państwu w imię możliwości indywidualnego dokonywania przemocy i mordu. Nazizm działał w gorączkowym pośpiechu w ciągu 12 lat – katolicki sarmatyzm działał w spokoju na przestrzeni kilku stuleci”. (s. 102) 

Kościół i szlachta były więc gorsze od nazistów. Zapewne dlatego naziści mordowali kapłanów katolickich i szlachtę (polską elitę). Taki wypływa wniosek z badań historiograficznych Huka.  Należy pochylić się nad cierpieniem Huka, który mieszka i pracuje w takiej Polsce!      

„Szlachcic, przy pomocy proboszcza, przeprowadził operację separacji tego, co stanowiło psychosomatyczną harmonię człowieka: unieważnili twarz jako źródło etyki, oderwali od twarzy mięśnie kończyn i sam mięsień uznali za swe najwyższe „dobro”. Odmówili człowiekowi zdolności myślenia i przeżywania bólu przenikającego i mięśnie, i psychikę. W ten sposób szlachcic i proboszcz powołali do życia potwora, którego bali się podczas Koliszczyzny w 1768 r. czy na Wołyniu w 1943 r. – „niemal rzeczowe istnienie”, „maszynę”. Reagując na tragiczny stan ludu elity ruskie pod koniec XIX w. zmuszone zostały do zmiany nie tak politycznej, jak antropologicznej. Polegała ona na wyparciu Rusina jako bytu zdeformowanego, odczłowieczonego na rzecz nowego – Ukraińca. Rzecz jasna, kolonizator nie omieszkał ujawnić wobec Ukraińca wszystkich pokładów strachu i wstrętu ukrywanych dotąd pod maską „miłości do ludu”. Według niego, w Ukraińcu nadal żył Rusin, zdemaskowany w postaci „ukraińskiego nacjonalisty”. (s. 103 – 104) 

Kolonizowany chłop ukraiński dokonał więc ludobójstwa okrutnego na Wołyniu w 1943 roku (tylko tutaj?) na tak samo wyzyskiwanym chłopie polskim za kolonizatora czyli szlachtę  i proboszcza, także w czasie rozbiorów Rzeczpospolitej. Jakaś schizofrenia historiograficzna? To Ukraińcy przeprowadzili na Rusinach „operację separacji tego, co stanowiło psychosomatyczną harmonię człowieka: unieważnili twarz jako źródło etyki, oderwali od twarzy mięśnie kończyn i sam mięsień uznali za swe najwyższe „dobro”. Odmówili człowiekowi zdolności myślenia i przeżywania bólu przenikającego i mięśnie, i psychikę.”

„Sieć polskich dworów rozsiana po Ukrainie przypomina Gułag.” (s. 105) 

To te Gułagi nie były takie złe, bez drutów kolczastych, nikt w nich nie umierał z głodu, jak na Ukrainie, gdzie żyzna ziemia pozwalała na większą ilość żywności niż np. na Mazowszu czy Kielecczyźnie, co potwierdzają relacje i dokumenty, mógł zakładać rodzinę, itp. W Gułagach życie więźnia średnio trwało trzy lata, straty uzupełniali nowi zesłańcy. W Gułagach „polskich dworów na Ukrainie” po około trzech latach nie byłoby więc już chłopów pańszczyźnianych, czyli Rusinów/Ukraińców. Szlachcic i proboszcz musieliby wyruszać na coraz to dalsze podboje. Tylko gdzie? Nie byłoby też napadów Tatarów i Turków po jasyr. 

„Utrzymanie się przy władzy zakładało konieczność istnienia doktryny. Nie wymagała ona szczególnego wysiłku intelektualnego: utrzymanie chłopów w poddaństwie i pańszczyźnie odwoływało się do sarmackiej wykładni Ewangelii nadanej szlachcie przez Kościół polski. Naziści nigdy nie opracowali doktryny eliminacji Żydów, jednak Holokaust był faktem... Wielki Głód na Ukrainie nie miał zaplecza doktrynalnego, ale stał się rzeczywistością. Duchowieństwo katolickie po sukcesie transformacji sarmatyzmu w ideologię i praktykę przemocy wykluczało każdego, kto mógłby powołać je do wyjaśnień – panoptyczny system Kościoła podpowiadał, że sarmatyzm jako polskość został głęboko zinternalizowany przez „naród” i funkcjonuje bez zakłóceń.” (s. 106)

Ponieważ Holokaust i Wielki Głód nie miały doktryny, nie utrzymały się u władzy, szlachta miała – więzienny (panoptyczny) system Kościoła - ,więc władzę utrzymała i „funkcjonuje bez zakłóceń”?  A wynika on (istnienie doktryny) „z sarmackiej wykładni Ewangelii nadanej szlachcie przez Kościół polski.” Huk nie podał, gdzie napotkał ową sarmacką wykładnię, czyżby tylko w swojej „perpetuum mobile” wyobraźni?   

Kolejny podrozdział: Mechanika kresów – biowładza. Huk pisze: „W drugiej połowie XVI w. szlachta na Rusi i Ukrainie zaczęła przechodzić od władzy sprawowanej przez szlachcica-suwerena nad ziemią i jej produktami do władzy nad ciałami i tym, jak one funkcjonują – następowało przejście ku władzy dyscyplinarnej.” (s. 107) 

„Władza nad ciałami” w ujęciu biowładzy istniała od początku zorganizowanych społeczeństw w starożytności i istnieje współcześnie (np. rodzina i rodzicielstwo, ochrona zdrowia, aborcja, itp.). Włada dyscyplinarna, niezależnie od poglądów Michaela Foucaulta, zażywającego SLD homoseksualisty. który zmarł na AIDS, funkcjonowała i funkcjonuje w różnych uregulowaniach (np. dyscyplinarna odpowiedzialność sędziów, nauczycieli, itp.) w każdym państwie – nie wiadomo więc w jakim celu wymienia ją Huk przy szlachcie na Rusi i Ukrainie (to jeszcze takowa tam istnieje – bo słychać tylko o oligarchach?)  

„Wszyscy historycy zgadzają się co do tego, że w połowie XVI w. nastąpił w Koronie wtórny rozwój pańszczyzny, jednak trudno przystać na koncept prostego powrotu do epoki minionej i podsumować to zjawisko stwierdzeniem o anachronizmie i zacofaniu. Uważam, że doszło wtedy do ważnej zmiany spowodowanej wcieleniem Ukrainy do Korony Polskiej: Kościół – wraz ze swymi siłami zbrojnymi w postaci szlachty – w celu utrzymania kontroli nad Rzeczpospolitą dotarł do punktu, w którym rządzącym chodziło już nie o korzyści ideologiczne czy majątkowe, gdyż te zostały zdobyte i utrwalone, ale o władzę dla samej władzy.” (s. 107) 

Tako rzecze Huk, aczkolwiek z „wszystkich historyków” nie podaje ani jednego nazwiska, poza swoim. Kolejne jego odkrycie historiograficzne polega na stwierdzeniu, że Kościół posiadał siły zbrojne w postaci szlachty. Także tej szlachty prawosławnej, luterańskiej, kalwińskiej? 

„Okazało się jednak, że zwiększenie produkcji zboża nie jest możliwe bez wprowadzenia nowych technik zarządzania chłopem. W XVII w. szlachta zaczęła sprawować nad nim kontrolę podobną do XX-wiecznej biowładzy.” (s. 107 – 108)

Szlachta wyprzedziła więc światowe techniki zarządzana o co najmniej dwa wieki (XVIII i XIX). 

„Po stłumieniu powstań kozackich szlachta na Ukrainie postawiła na rozbudowę aparatu biurokratycznego i terror administracyjny. W majątkach „Tworzono rozległą administrację z całą hierarchią komisarzy, ekonomów, urzędników, aż po włodarzy i karbowych włącznie, z centralnymi organami zarządzania, z inspektorami wizytującymi kolejne wsie i folwarki, z rozbudowaną rachunkowością, wydawaniem «ustaw» i instruktarzy”. Trwało to aż do zniesienia pańszczyzny, ale nawet w II połowie XIX w. Interesującym zagadnieniem jest tu kwestia posłuszeństwa armii „komisarzy, ekonomów, urzędników, aż po włodarzy i karbowych” i ich zgody na uczestnictwo w procesie skrajnej eksploatacji ludzkiej siły roboczej, w tym dokonywania mordów.” (s. 108)

Praktyka powszechna w Europie, Afryce, Azji i Ameryce, sprzed powstań kozackich. A po „powstaniu kozackim Gonty” ziemie Rzeczpospolitej Rusi/Ukrainy podzieliły między siebie Rosja i Austria. I tam znalazły się „centralne organy zarządzania”. Czemu oczywiście winna jest „szlachta na Ukrainie”. A poza Ukrainą, czyli na Wołyniu i Podolu, już nie było „aparatu biurokratycznego”, tutaj więc nie „dokonywano mordów”.  Nie było go też na terenie Korony i Litwy?

„Dla aparatu dworskiego autorytetem był rzymskokatolicki Bóg. Posłuszeństwo, sankcjonowane przez wiarę, obowiązywało następnie w stosunku do szlachcica i proboszcza, których władza powodowała to, że aparat nie mógł traktować podporządkowanych jako ludzi.” (s. 109)   

Dla Ukraińców w Galicji Wschodniej (Małopolsce Wschodniej) autorytetem był greckokatolicki Bóg, nakazał nawet wydrukować szatański „Nacjonalizm” Doncowa w Żółkwi, mieście leżącym pod Lwowem, w drukarni klasztornej OO. Bazylianów.  Potem dołączył prawosławny Bóg – i już razem sypali kopce celebrując msze „pogrzebu” rzymskokatolickiego Boga Polski, zbrodniarzom banderowskim nadali prawo „wycinania polskiego kąkolu z ukraińskiej pszenicy”, okrutnego mordowania całych rodzin i wsi wiernych rzymskokatolickiemu Bogu, także zgromadzonych na modlitwie w świątyniach tegoż Boga, a także Jego rzymskokatolickich kapłanów i sióstr zakonnych. Czesław Partacz: „ Banderowcy i czerń wiejska na Kresach południowo-wschodnich zamordowali, często w barbarzyński sposób, 148 księży katolickich, 15 zakonników, 4 kleryków, 29 zakonnic, czyli 196 duchownych i zakonnic narodowości polskiej oraz 26 księży greckokatolickich, czyli często swoich rodaków o innych poglądach. Jak napisał w 2009 roku biskup ordynariusz diecezji łuckiej na Wołyniu: „Nie chcemy rozdrapywać ran, które i tak krwawią, nie chcemy też powstania nowych, ale jednocześnie zapominać też nie można. To jest niedopuszczalne, to jest nie do pomyślenia. Chcemy się modlić za tych, którzy zginęli. Będę zawsze to powtarzał: chcemy dokończyć sprawowanie tych mszy świętych, które niegdyś zostały przerwane i pozostają niedokończone. Ginęli ludzie w kościołach i ginęli księża przy ołtarzach. Czy mamy prawo o tym zapomnieć? Mówiąc słowami psalmu: Czy mogę zapomnieć o tobie Jeruzalem? Gdybym zapomniał o tobie, to niech uschnie moja prawica i język przyschnie mi do podniebienia.”

„Subkultura karbowych i ekonomów dworskich nie pozostawiła po sobie pamiętników ani protokołów zeznań. Dla kogo mieliby pisać i przed kim zeznawać? Kultura szlachecka nie zna ani jednego aktu oskarżenia własnego środowiska o mord na chłopie. Za taki pamiętnik nie groziła kara, mógł powstać. Zarazem powstać nie mógł: bodajże ani jeden Polak szlachcic nie uważał, że pańszczyzna jest antyludzka.”  (s. 109 – 110)

 A ile takich pamiętników powstało w Europie, gdzie także panował system pańszczyźniany? Może w Ameryce właściciele niewolników masowo pisali takie pamiętniki i protokoły zeznań? 

„Gdy na początku XXI w. żołnierze WOP z Wołkowyi składali zeznania o mordzie na ukraińskich chłopach w Terce w 1946 r., będąc spadkobiercami katolicko-sarmackiej kultury eliminacji, zachowali się podobnie, jak ich poprzednicy: milczeli. Nie czuli się winni – oni tylko wykonywali rozkazy.” (s. 110)

Żołnierze wykonując rozkazy dowódcy byli „spadkobiercami katolicko-sarmackiej kultury eliminacji”? Marszałek Michał Żymierski też był takim spadkobiercą?  Bezpośrednio w zbrodni wzięło udział dwóch żołnierzy, którym rodziny wymordowali Ukraińcy na Wołyniu. Mogła to być więc „zbrodnia w afekcie”, ale zbrodnią była. Spadkobiercami jakiej kultury byli „partyzanci” SB OUN i UPA wykonując rozkazy swoich ukraińskich dowódców, czy esesmani z SS „Galizien” - „Hałyczyna” wykonując rozkazy dowódców Niemców i Ukraińców? 

„Mimo zupełnego przyswojenia pańszczyzny przez kulturę polską należy zaznaczyć, że praktyki pańszczyźniane plebanii/dworu w XIX w nie przekroczyły progu biopolityki, jakkolwiek potem pod postacią ideologii narodowej demokracji prowadziły do tolerancji wobec przemyślanego programu eliminacyjnego.” (s. 110)

Czyli jednak tych „Gułagów dworu/plebani nie było? Gdzie można zapoznać się z owym „przemyślanym programem eliminacyjnym”, poza „przemyśleniami” Huka?  

„Ostatnim stadium biowładzy na Ukrainie stały się samobójstwa chłopów. Zjawisko to ze względu na jego olbrzymią skalę wymaga szczególnej uwagi. Samobójstwo stanowiło reakcję człowieka na potworność bycia człowiekiem pańszczyźnianym. Kozaczyzna zawdzięcza jej znaczną część swej dynamiki i popularności. Dokumenty rosyjskie informują o masowości i natężeniu tego zjawiska znacznie przewyższających pozostałe tereny całego Cesarstwa Rosyjskiego. Beauvois, który odnalazł te dokumenty, stwierdził „przerażającą częstotliwość samobójstw”: na przykład 500 w ciągu 2,5 roku. Ich źródłem było osiągnięcie przez chłopów kresu człowieczeństwa w zetknięciu z przerażeniem wzbudzanym przez dwór. Zjawiska samobójstw na taką skalę nie notują nazistowskie ani sowieckie obozy koncentracyjne.” (s. 110  - 111)

Dokumenty rosyjskie mówią o sytuacji w państwie rosyjskim, Rzeczpospolita po rozbiorach przestała istnieć jako państwo. Ale przesadą jest stwierdzenie, że w w Cesarstwie Rosyjskim na Ukrainie samobójstwa były na większą skalę niż w nazistowskich i sowieckich obozach koncentracyjnych. Jacy autorzy podali te statystyki?   

„Szlachecka rabunkowa gospodarka zasobami ludzkimi wyprzedzała praktyki totalitarne, podobnie jak dwór pierwszy przyjął na siebie rolę obozowej wieży strażniczej. Zgodnie z dzisiejszymi kryteriami prawobrzeżną Ukrainę sarmacką w XVIII w. można porównać do sowieckiego Gułagu, gdzie miliony ludzi pozbawionych wolności pracowały dla komunistycznego aparatu władzy pod nadzorem sowieckich komisarzy w zamian za życie biologiczne.”  (s. 112)

A w całej Europie istniał w XVIII w. system demokracji i swobody obywatelskie?  Także w Ameryce, Afryce i w Azji? Niewolnictwo nie stanowiło „praktyk totalitarnych”? Czy jakiś Rusin/Ukrainiec zdołał przeżyć ten Gułag na prawobrzeżnej Ukrainie? I jeszcze do tego Rusini/Ukrainki nie miały praw wyborczych, czego już Huk nie zdołał zauważyć!

„Spadek po polskim kolonializmie dwukrotnie przejmował inny kolonializm. W 1795 r. dokonało tego Cesarstwo Rosyjskie, a w 1939 r. – Związek Radziecki. Oba transfery były transferami kolonialnymi. Rosja i ZSRR skorzystały na wysiłku włożonym przez państwo polskie i jedynie kontynuowały dzieło. Transformowanie „polskiej Ukrainy” w „rosyjską Ukrainę” nie przesłania polskiego pierwszeństwa. Polska dominacja, pańszczyzna i odczłowieczenie wyryły przez wieki najtrwalszy negatywny ślad w ukraińskiej pamięci – Rosja w stosunku do „Małorusinów” do stadium odczłowieczenia nie doszła. Między innymi z tego względu nazistowskie ukontekstowienie i punkt odniesienia rozważań o antropologii polskiej w stosunku do Innego uważam za uzasadnione. Druga – krótkotrwała, a nie ciągnąca się przez wieki – fala masowych samobójstw na wsi ukraińskiej powtórzyła się dopiero podczas Wielkiego Głodu w 1933 r.” (s. 112)

W Cesarstwie Rosyjskim nie było kolonializmu, musiało przejąć go w „spadku po polskim kolonializmie”. Jest to totalne kłamstwo przejęte od sowieckich politruków z 1939 r. Spadek ten przejął nawet ZSRR – nie po ponad stu dwudziestu latach rządów Rosji w czasie zaboru, ten okres pominął, ale wrócił do „polskiego kolonializmu” sprzed dwustu lat! „Małorusini” traktowani byli jako „swoi” Rosjanie, nie zgłaszali też żądań niepodległościowych i jako lud posłuszny władzy carskiej nie musieli być pacyfikowani, zsyłani na Sybir, „odczłowieczani”, w odróżnieniu od „buntowniczego ludu polskiego”. A już „nazistowskie ukontekstowienie” jest schizofreniczną obsesją antypolskiej „historiografii wg Huka”. Wielki Głód był już wynikiem „tworzenia narodu ukraińskiego”, w tym m.in. działalności i walk toczonych przez Petlurę, w tym wspólnie z oddziałami polskimi Piłsudskiego. Po Wielkim Głodzie, gdzie ofiarą padła także zamieszkała na tamtym terenie ludność polska, sowieci dokonali ludobójstwa ludności polskiej na Marchlewszczyźnie w 1935 roku oraz Dzierżyńszczyźnie w 1937 roku. Czy aby nie było to „banderowskie ukontekstowienie” - gdyby posługiwać się logiką „historiografii wg Huka”? Beauvois te „ciągnące się przez wieki” samobójstwa w Cesarstwie Rosyjskim określił na trwające przez okres 2,5 lat.

„Reanimacja Korony pod postacią Rzeczypospolitej skutkowała ożywieniem pamięci chłopstwa oraz jego pragnieniem samoobrony, co doprowadziło Wołyń do stanu permanentnego powstania w latach 1918 – 1943”. (s. 113)

To historyczna rewelacja: Huk odkrył powstanie na Wołyniu trwające 25 lat (1918 – 1943). To nie bolszewicy „szli na Warszawę” w 1920 roku, ale „ukraińscy powstańcy”? A w latach 1920 – 1939 jawnie ukrywali się pod postacią zwykłych chłopów ukraińskich? Nie podał jednak źródeł swojej wiedzy. Faktem jest, że we wrześniu 1939 roku dołączyli do wojsk nazistowskich Niemiec, potem do wojsk stalinowskiej Rosji Sowieckiej, oraz ponownie w 1941 roku do „sojuszniczych, wyzwoleńczych” wojsk niemieckich, ale największe „zwycięstwa” odnosili w wyniku kolaboracji z Sowietami (aresztowanie i zsyłki na Sybir „polskich okupantów”) oraz w wyniku kolaboracji z III Rzeszą Niemiecką, która rękami policji ukraińskiej dokonała Holokaustu na ludności żydowskiej (oni także „kolonizowali Ruś/Ukrainę” i spotkała ich „zasłużona kara”?)  

„Reakcją na państwo polskie i stojące za nim stulecia pańszczyzny było ukraińskie powstanie chłopskie na Wołyniu – bez szans na zwycięstwo, pełne rozpaczy. Apogeum reakcji antypańszczyźnianej przypadło na 1943 r.: wołyński subaltern zabijał kolonizatorów. Zmiana w postawie chłopów – zabijających Polaków, a nie, jak wcześniej – siebie samych, została bardzo krytycznie przyjęta przez rząd polski natomiast powstańców nie opuszczała tragiczna antropologia: nie będąc uważanymi za ludzi, zabijali, by… stać się ludźmi. (s. 113)

Wprowadzony termin „subaltern” Huk chyba nie rozumie w jego podstawowym znaczeniu, a więc jako „młodszy oficer albo urzędnik”, „podwładny” (Słownik Języka Polskiego PWN), ale jako ostatnio modne „Subaltern Studies” zajmujące się opisem postkolonializmu, władzy, dominacji oraz hegemonii. Gdyby Huk znał teorię do której nawiązuje, wiedziałby, że nie ma ona żadnego odniesienia do1943 roku, kiedy to w „reakcji antypańszczyźnianej wołyński subaltern zabijał kolonizatorów”, a już zwykłym moralnym draństwem jest jego konkluzja, że „ zabijali, by… stać się ludźmi.” Dopiero więc ludobójstwo popełnione przez ukraińskich chłopów na cywilnej ludności polskiej, swoich sąsiadach (często od setek lat), tak jak oni biednych chłopach, zbrodniarzy tych „uczłowieczyło”. I właśnie do tej, de facto rasistowskiej tezy, chce Huk, ukraiński historyk żyjący w Polsce, przekonać (kogo?) na łamach swojej dość obszernej książki.

„Dzisiejsza historiografia polska uznaje, że w 1943 r. ukraiński podporządkowany dokonał błędnego wyboru cywilizacyjnego. Zamiast stanąć w obronie swego życia, powinien żyć/dokonać samobójstwa, podobnie jak czyniły to pokolenia jego przodków, albo bez poczucia strachu czekać, by jego życie i obraz człowieka do końca mogła wyeksploatować szlachta, społeczny hegemon państwa polskiego. Historycy polscy nawet na początku XXI w. proponują do akceptacji tezę, że wołyński chłop uczyniłby prawidłowo wybierając samobójstwo zamiast samoobrony. Zapominają, że chłopstwo na Wołyniu wyczerpało swój – przez stulecia najwyższy w Europie – limit samobójstw, kwalifikowanych jako normalne, niezauważalne ofiary polskiej misji cywilizacyjnej”. (s. 113)

W 1943 roku Ukraińcy nie chcieli czekać w poczuciu strachu ,”by jego życie i obraz człowieka do końca mogła wyeksploatować szlachta, społeczny hegemon państwa polskiego”? Bali się czegoś, co nie istniało? Zaistniało dopiero po 70 latach w umyśle Huka. Nie było ani szlachty, ani „państwa polskiego”, ujawniony został mord w Katyniu, polscy urzędnicy oraz nauczyciele wiedli „kolonizatorski” los w syberyjskich gułagach (sami Ukraińcy wieźli ich na stacje kolejowe na „zsyłkę”). Realny był powrót pod „opiekę” Rosji Sowieckiej, na co czekali „bez poczucia strachu”?  

Podrozdział: Przywoływanie satrapii. Huk: „Historycy polscy nie są skłonni dostrzec tego, że Cesarstwo Rosyjskie i Cesarstwo Austriackie w samą porę użyczyły swego wojska i administracji, aby nadać szlachcie gwarancje bezpieczeństwa i rozwoju, których nie była ona zdolna uzyskać od Rzeczypospolitej. (s. 116)

I tejże dobroczynności Cesarstwa Rosyjskiego i Cesarstwa Austriackiego ta szlachta nie doceniła wzniecając powstania i prowadząc boje polityczne o niepodległość Rzeczpospolitej, ponosząc krwawe ofiary, pacyfikacje, konfiskatę majątków, więzienie, zsyłki na Sybir, emigracje, itp. W sumie więc doprowadziła do samobójczej zagłady? W zaborze rosyjskim wszyscy posiadacze ziemscy byli zmuszani do złożenia homagium, a więc wiernopoddańczego hołdu swym nowym władzom. W sposób oczywisty działanie to miało przede wszystkim na celu osłabienie potencjału ekonomicznego patriotycznej części szlachty. Ukaz Katarzyny II stanowił: ,,kto ze szlachty lub innego stanu władający nieruchomymi dobrami […] nie chciał przysięgi wykonać, takiemu pozwala się w ciągu trzech miesięcy na sprzedaż swych majętności i dobrowolny wyjazd za granicę, w przeciwnym razie cała fortuna jego do skarbu należeć będzie”. Wyznaczony bardzo krótki termin sprzedaży był nierealny, z czego doskonale zdawano sobie sprawę, W tej sytuacji odmowa złożenia przysięgi oznaczała utratę całego mienia, podstawy utrzymania rodziny. Dlatego zdecydowana większość posesjonatów zgodziła się pod przymusem na ten krok, nie widząc dla siebie innej alternatywy. Byli jednak tacy, m.in. Czartoryscy i Radziwiłłowie, którzy odmówili uznania nowej władzy i utracili swoje dobra. Były to pierwsze przypadki utraty polskiego stanu posiadania na kresach. Konfiskaty majątków, na szerszą już skalę, miały miejsce po insurekcji kościuszkowskiej oraz w wyniku kolejnych powstań. Podlegały im te dobra, których właściciele brali udział w walkach lub choćby byli posądzani o sprzyjanie czy pomoc powstańcom i ,,wszystkim mającym jakiekolwiek na sobie podejrzenie”. Uczestników powstań, o ile nie zbiegli za granicę, aresztowano i zsyłano na Syberię. Carskie władze nie chciały bowiem ,,aby w prowincjach naszych posiadali majątki ludzie, do których wierności nie ma dostatecznej gwarancji”. Z zabranych ziem tworzono majoraty przekazywane zasłużonym rosyjskim urzędnikom i wojskowym w nagrodę. Była to forma nagradzania wiernych sobie ludzi i zarazem narzędzie rusyfikacji dawnych polskich kresów. Jednocześnie prowadzono osadnictwo prawosławnych chłopów. W kwietniu 1795 roku, na mocy carskiego ukazu, na rzecz skarbu rosyjskiego przejęte zostały majątki osób, ,,które mimo złożenia przysięgi na wierność brały udział w powstaniu lub opuściły granice państwa i do 1 stycznia 1795 roku nie powróciły”. W walce z polskim stanem posiadania, władze rosyjskie nie respektowały własnego prawa. Zgodnie bowiem z przywilejem z 1795 roku majątek rodowy szlachcica w razie udowodnienia mu zdrady miał przechodzić w ręce jego spadkobierców, a nie na rzecz skarbu państwa. Z uwagi na to, iż ówczesne majątki szacowano na podstawie ilości ,,dusz męskich” niemożliwe jest dzisiaj odtworzenie rzeczywistej wartości bezpowrotnie utraconych dóbr. Wydaje się też, iż niebagatelne znaczenie dla dalszych dziejów miały imponderabilia wyrażające się zachwianiem wypracowanych przez wieki stosunków społeczno-gospodarczych panujących na zajętych ziemiach. Nowe  ,pogranicze” interesujących nas południowo-wschodnich obszarów Rzeczypospolitej uległo na przestrzeni zaledwie dwudziestu trzech lat dynamicznej przemianie, aż do całkowitej likwidacji państwowości i dalszego, stopniowo postępującego ubezwłasnowolniania żywiołu polskiego trwającego przez cały okres zbrodni rozbiorów.” (Krzysztof Bąkała: Przybyli na Wołyń nieproszeni… W: NIEPODLEGŁOŚĆ I PAMIĘĆ 2013, nr 3-4). „Ukaz o jednodworcach i grażdanach w guberniach zachodnich wydano 19 października 1831 roku; był on natchniony tym samym duchem, to znaczy zaciekłą nienawiścią do tej grupy społecznej, która a priori została obarczona odpowiedzialnością za powstanie, uznana za niedającą się dłużej tolerować anomalię w rosyjskiej strukturze społecznej, i której należało odebrać szlachectwo poprzez szeroko zakrojoną akcję rewizji tytułów. Od bardzo dawna słowo ,,odnodworiec” oznaczało w Rosji bardzo nieliczną grupę ,,wolnych” chłopów, z początku właścicieli dworu, czyli chałupy i niezmuszonych do odrabiania pańszczyzny. Od czasów Piotra Wielkiego jednodworcy należeli do ,,kategorii podlegających opodatkowaniu” i zabierano ich w rekruty. Posiadali jednocześnie nieliczne przywileje: nie stosowano wobec nich kar cielesnych i zamiast pogłownego płacili podymne. Chodziło więc przede wszystkim o pozbycie się, poprzez przymusową asymilację z już istniejącą grupą społeczną, tej kategorii ludzi. Ich względna niezależność umożliwiała pozostawanie w obrębie polskiej wspólnoty ludzi, którzy podlegali własnej władzy sądowniczej, pielęgnowali własne tradycje kulturowe, korzystali ze szlacheckiego przywileju dostępu do szkół i wykształcenia. Zmusić szlachecką większość do zrównania się z chłopstwem – to znaczy zniweczyć kompletnie jej kulturę, jej tożsamość. (Daniel Beauvois, Polacy na Ukrainie, Paryż, s. 101−102) W latach 1831−1853 zdeklasowano w ten sposób na Kijowszczyźnie 3/4 ogółu (ponad 340 tysięcy) Polaków.

„Nie istniał żaden mechanizm zdolny odróżnić majątek szlachecki na Mazowszu od majątku na Podolu. Własność dobrze urodzonych na Rusi i Ukrainie miała przesądzać także o etnicznie polskim charakterze tych ziem – ten koncept uprzytamnia, jak nieprawdopodobnie silny był dyskurs szlachecki. Antropologia rzymskokatolicka zachowywała się tak, jak przystało na sługę ekonomii: chłopi kresowi istnieli jako maszyna albo rzecz.” (s. 117)  

Majątki się nie różniły, ale chłopi kresowi już się różnili?

„Najważniejszym elementem wprowadzonym w tym celu do polityki przez Romana Dmowskiego był polski rasizm. O ile sarmatyzm ustanawiał granice biologiczne wewnątrz gatunku ludzkiego, separując tym samym grupę katolicko-szlachecką od prawosławno-chłopskiej, o tyle narodowa demokracja postulowała program i zasady polskości, które można streścić jako „«im częściej będziesz zabijał, im częściej będziesz skazywał na śmierć» oraz «im bardziej będziesz zezwalał na śmierć, tym bardziej będziesz żył»”. /.../ Rasizm był wyraźnie obecny także w poglądach Zygmunta Balickiego. Jego biologistyczna formuła brzmiała: jeśli chcesz żyć, inny musi umrzeć. Postulat zadawania śmierci nie musiał być nagłaśniany. Wystarczyło akcentować konieczność przeżycia, aby uruchomić zabójczą dialektykę rasizmu. W poglądach obu myślicieli obecne są także elementy dyscyplinowania wewnętrznego własnej grupy, groźby skierowanej wobec tych Polaków, którzy nie chcieliby stać się zwolennikami nowej ideologii. Stanowiło to zapowiedź późniejszej agresji wobec własnego społeczeństwa i narodu skutkującej m.in. tragedią Wołynia i Powstania Warszawskiego. (s. 123)

Huk odkrył, że Roman Dmowski wprowadził do polityki rasizm. Gdzie to odkrył, nie podał. Może tutaj; „W związku z 60 rocznicą śmierci Romana Dmowskiego Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wyraża uznanie dla walki i pracy wielkiego męża stanu na rzecz odbudowania niepodległego Państwa Polskiego i stwierdza, że dobrze przysłużył się Ojczyźnie. W swojej działalności Roman Dmowski kładł nacisk na związek pomiędzy rozwojem Narodu i posiadaniem własnego Państwa, formułując pojęcie narodowego interesu. Oznaczało to zjednoczenie wszystkich ziem dawnej Rzeczypospolitej zamieszkałych przez polską większość, a także podniesienie świadomości narodowej wszystkich warstw i grup społecznych. Stworzył szkołę politycznego realizmu i odpowiedzialności. Jako reprezentant zmartwychwstałej Rzeczypospolitej na konferencji w Wersalu przyczynił się w stopniu decydującym do ukształtowania naszych granic, a zwłaszcza granicy zachodniej. Szczególna jest rola Romana Dmowskiego w podkreślaniu ścisłego związku katolicyzmu z polskością dla przetrwania Narodu i odbudowania Państwa. Sejm Rzeczypospolitej Polskiej wyraża uznanie dla wybitnego Polaka Romana Dmowskiego.” (Uchwała Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 8 stycznia 1999 w sprawie uczczenia 60. rocznicy śmierci Romana Dmowskiego). Polski Sejm oddaje cześć rasiście? A fee... Przecież Ukrainiec Huk pisze... 

„Myślenie Romana Dmowskiego i jego współpracowników o katolickim państwie narodu polskiego wyprzedziło Mein Kampf Adolfa Hitlera z jego aryjskim państwem narodu niemieckiego, którego celem głównym było zniszczenie Żydów i ekspansja na Wschód.” (s. 127 – 128)

Po kilkunastu stronach tendencyjnych interpretacji poglądów Dmowskiego doszedł Huk do swojej podstawowej konkluzji, że „myślenie Romana Dmowskiego /.../ wyprzedziło Mein Kampf Adolfa Hitlera”, czyli także Nacjonalizm Dmytro Doncowa. Oczywiście nie wymienił on rzeczywistych twórców ideologii rasistowskiej; ich miejsce zajął Dmowski. Patrz też wyżej...    

„Można ukazać związki endecji z sarmatyzmem, jednak sarmatyzm nie jest w stanie odpowiedzieć na pytanie, skąd w poglądach Popławskiego–Dmowskiego–Balickiego wzięły się pokłady szaleństwa i jaki jest rodowód potwora – polskiego Nadczłowieka.” (s. 128)

Ale na to pytanie jest w stanie odpowiedzieć Bogdan Huk: „rodowód potwora  - polskiego Nadczłowieka” wziął się z wrodzonej nienawiści do Państwa Polskiego, Polaków i Kościoła katolickiego.  I można domyśleć się powodów: po prostu chce „zagłuszyć”  rzeczywisty problem: „ skąd wzięły się pokłady szaleństwa i jaki jest rodowód potwora” – ukraińskiego banderowca.Dlaczego w niedzielny poranek 11 lipca 1943 roku brat podniósł rękę na brata?! Dlaczego znów przelała się krew niewinnych ofiar?! Dlaczego?! Odpowiedzi nie ma, bo to jest mysterium iniquitatis – tajemnica zła, zła, które nie poddaje się żadnemu racjonalnemu wytłumaczeniu, zła, które wykracza poza wszelkie ludzkie pojęcia. Z tą tajemnicą zmierzyć się może jedynie tajemnica przeogromnej Bożej miłości, która zaprowadziła Jego jedynego Syna na szczyt Golgoty. Niech więc w tym dniu unoszą się ku niebu modlitwy za wszystkie ofiary tej straszliwej tragedii, za wszystkich, którzy opłakują swoich bliskich. Modlimy się także za tych, którzy w swoim zaślepieniu, podeptawszy przykazania Boże i Chrystusową naukę o miłości, podnieśli rękę na brata. Boże, przebacz im. A dla nas pociechą niech będą słowa z Księgi Mądrości: “Dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka […] Choć nawet w ludzkim rozumieniu doznali kaźni, nadzieja ich pełna jest nieśmiertelności. […] Bóg ich bowiem doświadczył i znalazł ich godnymi siebie. Doświadczył ich jak złoto w tyglu i przyjął ich jak całopalną ofiarę” (Mdr 3, 1. 4. 5b-6) Wieczny odpoczynek racz im dać, Panie, a światłość wiekuista niechaj im świeci! Niech odpoczywają w pokoju. Amen.” (LIST PASTERSKI z okazji 65. rocznicy tragicznych wydarzeń na Wołyniu. Biskup Markijan TROFIMIAK, ordynariusz diecezji łuckiej Kościoła Rzymskokatolickiego. Łuck, dn. 9 lipca 2008 roku.) 

„Darwinizm i spenceryzm zostały wytłumaczone jako przepowiednia dla szlachty polskiej: zarówno w przyrodzie, jak i w społeczeństwie, szlachetni giną, a trwają najsilniejsi, nawet jeśli są nikczemni. Narodowa demokracja spekulowała na świadomości tego, że rodowód, dobre urodzenie i odziedziczony majątek nie wystarczą warstwie szlacheckiej do zachowania uświęconego przez historię bogactwa i stanowiska społecznego – potrzebna była jeszcze agresja. Ideologia nazistowska nie uznawała nikogo oprócz aryjskich Niemców. Ideologia sarmatyzmu/endecji – nikogo oprócz rzymskokatolickiego Polaka. Pierwsza chciała pozbyć się ze swego państwa Żydów i Słowian, druga – Żydów i Słowian wschodnich, w tym Ukraińców. Światopoglądowo procesy te zostały ukończone. Zaczęto ich wcielanie w życie, lecz koleje eliminacji potoczyły się nie tak, jak chciał światopogląd nazistowski i katolicko-narodowy.”  (s. 128 – 129) 

Prof. Bogumił Grott o integralnym nacjonalizmie ukraińskim pisze:  „Nacjonalizm ukraiński w ujęciu jego głównego ideologa Dmytra Doncowa był osadzony na fundamencie darwinizmu społecznego. Jest sprawą oczywistą, że takie rozumienie zasad rządzących życiem społecznym pozostaje w sprzeczności ze światopoglądem chrześcijańskim. Odwoływanie się do nich oraz do różnych myślicieli w rodzaju F. Nietzschego, H. Spencera, G. Ratzenhofera, J. Sorela, A. Schopenhauera czy V. Pareta oraz innych mniej znanych, ustawiało doktrynę Doncowa oraz jego naśladowców w rzędzie nacjonalizmów skrajnych. /.../  Przystępując do charakterystyki doktryny nacjonalizmu ukraińskiego zacznijmy od kategorii narodu. W ujęciu Doncowa „naród-nacja” jest traktowany jako gatunek istniejący w przyrodzie. Poza nim rozumianym jako kategoria irracjonalna i metafizyczna, nie istnieje żaden system wartości. Nie ma tu mowy o jakichkolwiek etycznych ograniczeniach narodu, o jakiejkolwiek roli etyki chrześcijańskiej ani też etyki świeckiej, jaką niósł ze sobą liberalizm. Pamiętajmy, że we współczesnym Doncowowi nacjonalizmie polskim etyka chrześcijańska miała normować wszelkie stosunki, zarówno te pomiędzy jednostkami ludzkimi jak i narodami. Natomiast doncowska „nacja” czyli naród miałaby permanentnie walczyć z innymi narodami. Takie jest prawo i prawo to doktryna ukraińska akceptuje. Doncow mówi też o tym szeroko w swoim podstawowym tekście teoretycznym, jakim jest książka pt. Nacjonalizm. Według niego „nacja jest wieczna, (…) jej wola nie jest identyczna z sumą jednostkowych woli, lecz stanowi coś jednostkowego (…) nie powinna ona iść na żadną ugodę z żadną doktryną, która ogranicza jej niepodzielny wpływ wewnątrz lub na zewnątrz”. Nie ma tu więc mowy o jakichś hamulcach. Dotyczy to również Kościołów chociaż nie są tu one wymieniane. Jednak jasnym jest, że wymieniona właśnie „ugoda” i „doktryna” odnosiła się do chrześcijaństwa. Egoizm narodowy według Doncowa miał w pełni pozostawione pole do działania i stawał się czynnikiem podstawowym. Według niego istnieją „narody-nacje” „wyższe” i „niższe”, „pańskie” i „plebejskie”, „zdobywcze” i „niewolnicze”. Nacje plebejskie to takie, które tęsknią za sprawiedliwością społeczną i za równością. Pańskie zaś, cenią sobie przede wszystkim wolność uzyskaną wszystko jedno za jaką cenę. Doncow stale podnosi kwestię wzajemnej walki i podbojów ras niższych przez wyższe. Usprawiedliwia takie stanowisko tym, że rzekomo „dążenie do podbojów jest zasadą, która ożywia świat”. Takie tendencje wynikają według ukraińskiego ideologa z natury człowieka, ponieważ jak sądzi „szczęście nie polega na spokoju i umiarkowaniu pragnień”, szczęście to nieprzerwany postęp i rozwój pragnień, to zdobywanie jako niekończący się proces. A zatem idea walki powinna być mocno ugruntowana w świadomości zdrowej nacji, gdyż jest ona środkiem do ekspansji. Z ideą zorientowanej na ekspansję nacji wiąże się również pojęcie siły i przemocy. U Doncowa oba te momenty są bardzo wyraźnie eksponowane i aprobowane. Bez nich, jak twierdzi, nie może odbywać się swoiście przez niego rozumiany postęp, gdyż „bez przemocy i bez żelaznej bezwzględności niczego nie stworzono w historii”. Zaleca też „fanatyzm” jako jedyną skuteczna postawę podczas realizacji „wielkich idei”. Według niego „fanatyk uznaje swoją prawdę za objawioną, ma ona być bezwarunkowo przyjęta przez innych”. Stąd jego agresja i nietolerancja wobec odrębnych poglądów. Fanatyka charakteryzuje „twarda wiara w głoszone przez niego hasło, jako bezwarunkowa, obowiązująca wszystkich prawda (…) bezgraniczna nienawiść do wszystkiego, co przeszkadza w jej realizacji”. Według Doncowa „do emocyjności i fanatyzmu wielkich idei, które poruszają masy trzeba dodać jeszcze jedną cechę – amoralność”, która respektuje tylko to, co jest w interesie nacji. Trzeba tu dodać, że wspominane przykazania ukraińskiego ideologa nie były głosem wiszącym w próżni. Wprowadzono je masowo do praktyki ukraińskiego nacjonalizmu, który reprezentowała OUN. Do kolejnych cech nacjonalizmu ukraińskiego spod znaku tej partii należy „idea wodzowska”. Pamiętajmy, że była ona atrybutem wszystkich doktryn i ruchów faszystowskich. Charyzmatyczny wódz stał się niezbywalnym elementem systemów totalitarnych. Natomiast innego rodzaju było przywództwo takich postaci, jak w Polsce Marszałek Józef Piłsudski i Roman Dmowski, we Francji Charles Maurrais czy Oliveira Salazar w Portugalii. W doktrynie nacjonalizmu ukraińskiego sformułowanej przez Doncowa nacja miała składać się z trzech elementów: wodza, tzw. „mniejszości inicjatywnej” i masy narodu. Struktura taka wykluczała jakiekolwiek elementy demokratyzmu. Doncow uważał, że nowa idea rodzi się i jest propagowana przez elitę, którą nazywa właśnie ową „mniejszością inicjatywną”. Jest to „kasta wyższa” która ma prawo do stosowania „twórczej przemocy”. Kaście tej właściwa jest „nietolerancja do wszystkiego co przeczy ideałowi”, ponieważ „nie można być apostołem nie odczuwając chęci zmasakrować kogoś lub zrujnować coś”. Bardzo istotną cechą doktryny Doncowa jest „ekspansjonizm”, również nie występujący w obrębie nacjonalizmów umiarkowanych respektujących wartości chrześcijańskie. Tam mówiono raczej tylko o wojnach obronnych. Często zaznaczano, że agresja przeciwko ukształtowanym już narodom nie wchodzi w rachubę. Np. wielkość Polski zakodowana w endeckim haśle „Wielkiej Polski” miała oznaczać tylko jej „wielkość moralną”. Takie stawianie zagadnienia można odnaleźć w różnych pismach publicystów i ideologów tego środowiska z lat trzydziestych. Pod tym względem najbardziej rzuca się w oczy książkowa praca Karola Stefana Frycza – publicysty z pierwszych stron Myśli Narodowej zatytułowana Polska prawdziwa . Także retoryka militarystyczna była w polskim obozie narodowym tego czasu nieobecna. Pewien wyjątek w wymienionych tu kwestiach stanowi polska Falanga, będąca co prawda organizacją hałaśliwą, ale małą i chwilami nawet zanikającą. Stanowiła ona margines polskiego ruchu narodowego nie reprezentując tendencji dominujących nie tylko w polskim społeczeństwie lat trzydziestych, ale i w samym tylko obozie narodowym. Jednak i jej hasła były bez porównania bardziej umiarkowane niż propagowane przez Doncowa i OUN. Falangiści podobnie jak cały ówczesny obóz narodowy również propagowali „Katolickie Państwo Polskiego Narodu” odwołując się do pism św. Tomasza z Akwinu lub św. Augustyna co także powodowało konsekwencje dla ich politycznych wypowiedzi. Natomiast Doncow bez ogródek głosił: „wrogość miedzy nacjami jest czymś normalnym”. Jego ideologiczne enuncjacje są przepełnione podobnymi sformułowaniami. Wynikająca z darwinizmu społecznego przemoc również zajmuje bardzo poczesne miejsce w doktrynie tego ukraińskiego ideologa. Jest ona wskazywana jako metoda jak najbardziej właściwa. Ma zastosowanie jako środek służący ekspansji, ale także i wewnątrz narodu. Apoteoza agresji jest tam wszechobecna! Istotne miejsce zajmuje u Doncowa także i rasizm. Ukraiński ideolog swoje poglądy na ten temat kształtował pod wpływem takich, niemieckich teoretyków rasizmu jak Hans Günter i Ludwik Clauss. Inne drastyczne cechy obecne i w pełni akceptowane w doktrynie Doncowa to fanatyzm, bezwzględność i nienawiść. Ten teoretyk ukraińskiego nacjonalizmu nie pisze o nich z pozycji obserwatora zwracającego tylko uwagę na to, iż występują one w życiu co zmusza do wyciągania odpowiednich wniosków. Są one traktowane przez niego jako cechy pozytywne. Etyka Doncowa jest w pełni relatywna i antychrześcijańska. Według niego „dobre jest wszystko, co umacnia siłę, zdolności i pełnię życia danej „species” (gatunku B.G.), złe zaś co ją osłabia”. W innym miejscu ukraiński ideolog twierdzi: „żadne zasady nie mogą zabraniać, aby słabszy uległ przemocy silniejszego”. Pojęcie absolutnego dobra i zła u niego nie istnieje. Wszystko zależy od potrzeb i interesów narodu-nacji. Symptomatyczny u Doncowa jest również jego antyintelektualizm. Cecha ta była szeroko rozpowszechniona w systemach faszystowskich, gdzie liczył się instynkt i wola a walory intelektualne były traktowanie z pewną wzgardą. Jak widzimy nacjonalizm ukraiński rozwijający się na platformie Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i inspirowany myślą Doncowa to nacjonalizm skrajny i szowinistyczny o czym świadczy nie tylko jego doktryna, ale przede wszystkim popełniane w latach drugiej wojny światowej i w ciągu kilku lat powojennych bestialskie czyny kwalifikowane dzisiaj przez historyków jako ludobójstwo. /.../  Polski badacz spuścizny Doncowa Tomasz Stryjek największy wpływ na kształtowanie się myśli tego głównego ideologa ukraińskiego nacjonalizmu przypisuje Fryderykowi Nietzschemu. Zbieżność stanowisk ukraińskiego ideologa i tego niemieckiego filozofa jest widoczna bardzo dobrze właśnie w Nacjonalizmie - głównej pracy teoretycznej Doncowa. Trzeba pamiętać, że brak pierwiastków neopogańskich bynajmniej nie gwarantował bardziej umiarkowanej formy nacjonalizmu. Wystarczał konsekwentny darwinizm społeczny, aby dany nacjonalizm stawał się nacjonalizmem skrajnym (szowinistycznym). Współczesny Doncowowi i OUN ukraiński greko-katolicki biskup ze Stanisławowa Grzegorz Chomyszyn obserwując prądy ideowe wśród swoich galicyjskich ziomków wypowiadał się o ich nacjonalizmie nie szczędząc im bardzo ostrej krytyki. Nacjonalizm kształtujący się w kręgu OUN nazywał „obłędnym”, „zatrutym”, „wypaczonym” lub „destrukcyjnym”. Przeciwstawiał go, jak pisał „nacjonalizmowi pozytywnemu”, który akceptował, i który swoją doktrynę uzgadniał z nauką Kościoła. Jego opinie na powyższy temat nie pozostawiają żadnych wątpliwości. Pisząc o współczesnym sobie nacjonalizmie ukraińskim podkreślał, że „ów wadliwy, zatruty i szkodliwy nacjonalizm stał się u nas nową religią, podobnie jak materializm bolszewików (…). Sprawy wiary, kościoła i religii nie mają w ogóle znaczenia, albo ustąpiły na drugi plan z łaski tolerowane jeszcze dla tradycji, albo zwyczaju. Wszystko co jest narodowe, uważa się za święte, cenne i konieczne, a sprawy wiary, Kościoła i religii uważa się jako zbyteczne, nieproduktywne i zacofane. Stąd owa obcość, nieuprzejmość, a nawet wrogi stosunek (…) do wszystkiego, co tchnie duchem religijnym” /.../ Równocześnie krytykował duchowieństwo greckokatolickie, które „zamiast (…) zapobiegać złemu – (…) raczej dawało i daje firmę pod którą zło wzmaga się i wzmacnia. Zagrożenie ze strony ukraińskiego nacjonalizmu stało się bez porównania większe po upadku Państwa polskiego jesienią 1939 roku, a w szczególności po wkroczeniu armii niemieckiej na teren dawnych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. Wówczas to liderzy OUN postanowili wykorzystać zaistniałą sytuację w celu pozbycia się z terytoriów uważanych przez niech za ukraińskie, polskiej mniejszości. Ounowcy uważali, że mieszkająca na tym obszarze ludność polska mogłaby w przyszłości utrudniać przyłączenie tych ziem do Ukrainy. Ówczesna sytuacja ułatwiła Ukraińcom powołanie własnej siły zbrojnej, którą nazwano Ukraińską Powstańczą Armią i uruchomienie wielkiej akcji eksterminacyjnej, której nie można inaczej nazwać jak ludobójstwem. Pozbywanie się mniejszości narodowych z terytoriów uważanych za własne bywało przedmiotem zabiegów rożnych formacji nacjonalistycznych. Jednak nie wszystkie akcje usuwania niechcianej ludności przybierały rozmiar tak potwornej i zarazem prymitywnej rzezi, jaką zorganizowała UPA. Jej zbrodnie przewyższały pod względem stosowanych technik mordu eksterminacyjną działalność III Rzeszy i Związku Sowieckiego. Rozpowszechniany przez nacjonalistów ukraińskich „Dekalog ukraińskiego nacjonalisty” składający się z szeregu przykazań bez żadnych eufemizmów zalecał m in.: „Nie zawahasz się wykonać największej zbrodni, jeżeli tego wymagać będzie dobro sprawy”, albo też: „Nienawiścią i podstępem będziesz przyjmować wrogów twojej nacji”. Tymi wrogami mieli być przedstawiciele mniejszości narodowych zamieszkujących Wołyń i Galicję wschodnią czyli po wymordowaniu Żydów głównie tamtejsi Polacy. W 1942 roku Organizacja ukraińskich nacjonalistów przystąpiła do tworzenia formacji bojowych.  Mordy od początku 1943 roku przybrały masowy charakter. Zaczęły się planowe ataki na poszczególne rejony. Zazwyczaj osiedla polskie otaczano kordonem UPA, którego zadaniem było wyłapywanie uciekających. Zaś Ukraińcy z wiejskich bojówek SKW uzbrojeni najczęściej w narzędzia gospodarskie, które jednak nadawały się do zadawania ciężkich ciosów wymierzali je ofiarom dokonując niezwykle okrutnych mordów przypominających średniowieczne praktyki. Obcinano więc kończyny czy kobiece piersi, ,rozpruwano brzuchy, wyłupywano oczy itd. Zwłoki zaś były często profanowane. Charakter tortur i sposoby uśmiercania zostały dobrze udokumentowane przez polskich badaczy a poświęcone temu publikacje są dzisiaj łatwo dostępne w polskich bibliotekach. /.../ Dokonane przez stronę ukraińską ludobójstwo na ludności polskiej bywa nazywane genocidum atrox (ludobójstwo straszliwe, dzikie, okrutne). Było ono pewnym ewenementem w Europie nawet w tym wyjątkowym okresie, jakim była druga wojna światowa i praktyki stosowane przez ówczesne totalitarne systemy. Należy postawić pytanie dlaczego tak się stało właśnie na polskich Kresach południowo-wschodnich?. Czy tylko szowinistyczny nacjonalizm ukraiński sam był sprawcą całego zła, jakie rozlało się po ziemiach Wołynia, Małopolski Wschodniej, części Lubelszczyzny, południowego Polesia czy obecnej wschodniej Rzeszowszczyzny? Czytelnik polski już od dawna ma do dyspozycji szereg utworów wspomnieniowych z lat tuż po upadku caratu, kiedy to pękła struktura państwowości rosyjskiej także i na Ukrainie będącej niegdyś częścią Rzeczypospolitej. Np. takie autorki jak Zofia Kossak-Szczucka i jej książka pt. Pożoga albo Maria Dunin-Kozicka we wspomnieniach zatytułowanych Burza od wschodu opisują takie same bestialstwa, jakich dokonywało później UPA i jej pomocnicy z SKW. Ukraińscy wieśniacy z lat 1917, 1918 może nawet nie wiedzieli nic o nacjonalizmie jako doktrynie, a do zbrodniczych czynów nie nawoływał rząd Ukraińskiej Republiki Ludowej. Tam gdzie nie pojawili się bolszewicy nie było wsparcia dla takich czynów ze strony organizacji państwa. A jednak, choć w daleko mniejszym rozmiarze niż w latach drugiej wojny, miały one miejsce. Do zbrodni pchała ukraińskie ciemne masy nienawiść do bogatszych, wyżej ustawionych na drabinie społecznej, po prostu innych ludzi, o innej kulturze, posługujących się innym językiem i wyznających inną religię niż prawosławie. A takimi właśnie byli kresowi Polacy. Już wtedy, jak podają wymienione wyżej pisarki wydłubywano bezbronnym „Lachom”, oczy obcinano kończyny lub żywcem zakopywano do ziemi i znęcano się w przerażający sposób. Akty okrucieństwa były dokonywane samorzutnie bez ukartowanego z góry planu i koncepcji. Mając to wszystko na uwadze nie pozostaje nic innego jak przyjąć, iż mord i grabież były wpisane w strukturę mentalną tych ludzi a nacjonalizm dopiero wsparł i rozdmuchał takie skłonności ujmując je w karby organizacyjne i ogłaszając formą realizacji ukraińskiej idei narodowej. Natomiast nie był on jedynym czynnikiem sprawczym, jakby chciał Poliszczuk. Szeroki udział mas ukraińskich w ludobójczych działaniach UPA w latach drugiej wojny światowej mocno podkreślał Ryszard Szawłowski historyk, znawca podobnej problematyki oraz profesor prawa międzynarodowego na Uniwersytecie w Calgary i w Polskim Uniwersytecie na Obczyźnie w Londynie, zarazem autor „Przedmowy” do cytowanego wyżej dzieła Siemaszków o wołyńskim genocydzie tamtejszych Polaków”. (Bogumił Grott: Nacjonalizm Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów jako wyraz tendencji nurtujących mniejszość ukraińską na południowo-wschodnich ziemiach II Rzeczypospolitej - doktryna i praktyka; za: http://suozun.org/warto-obejrzec-i-przeczytac/i_nacjonalizm-oun-jako-wyraz-tendencji-nurtujcych-mniejszosc-ukrainska-na-poludniowo-wschodnich-ziemia/#_ftn33

Huk:Dmowski przerabiał szlachtę w aparat władzy w przyszłym polskim imperium – aparat polskiego totalitaryzmu. Jego wersję aryjską – NSDAP – wypracowali potem dla Niemców naziści. (s. 129) „W interpretacji narodowych demokratów Polska etniczna stanowiła „sztuczne terytorium”. Terytorium naturalne stanowił obszar podporządkowany przez szlachtę i Kościół w okresie I Rzeczypospolitej, w tym kresy – stanowiące „naturalne ujście” dla dynamiki Polaków – polski odpowiednik nazistowskiego Lebensraumu.” (s. 131)

Lebensraum jest najwierniej ukazany w „Nacjonalizmie” Doncowa, chyba Huk czytał tą „biblię” nacjonalistów ukraińskich. To jeszcze raz dla mgr Huka prof. Grott: Istotne miejsce zajmuje u Doncowa także i rasizm. Ukraiński ideolog swoje poglądy na ten temat kształtował pod wpływem takich, niemieckich teoretyków rasizmu jak Hans Günter i Ludwik Clauss. Inne drastyczne cechy obecne i w pełni akceptowane w doktrynie Doncowa to fanatyzm, bezwzględność i nienawiść. Ten teoretyk ukraińskiego nacjonalizmu nie pisze o nich z pozycji obserwatora zwracającego tylko uwagę na to, iż występują one w życiu co zmusza do wyciągania odpowiednich wniosków. Są one traktowane przez niego jako cechy pozytywne. Etyka Doncowa jest w pełni relatywna i antychrześcijańska. Według niego „dobre jest wszystko, co umacnia siłę, zdolności i pełnię życia danej „species” (gatunku B.G.), złe zaś co ją osłabia”. W innym miejscu ukraiński ideolog twierdzi: „żadne zasady nie mogą zabraniać, aby słabszy uległ przemocy silniejszego”. Pojęcie absolutnego dobra i zła u niego nie istnieje. Wszystko zależy od potrzeb i interesów narodu-nacji.”

W ostatecznym rachunku polska obecność na Ukrainie okazała się sojusznikiem polityki rosyjskiej. Kolejne umowy Korony Polskiej z państwem rosyjskim stanowiące rozbiory Ukrainy, zapewniające lojalność wobec Rosji w zamian za ochronę własności szlacheckiej przed chłopstwem, endecki sojusz z cesarstwem i wreszcie komunistyczny z ZSRR – to cały czas ta sama logika współpracy dwóch kolonializmów.” (s. 131)

Kolejne okrycie historiograficzne Huka: umowy Korony Polskiej z państwem rosyjskim stanowiące rozbiory Ukrainy (która wówczas nie istniała w żadnym dokumencie), „endecki sojusz z cesarstwem” (gdzie jest on zapisany – poza głową Huka?), „wreszcie komunistyczny z ZSRR” - „samostijny” PKWN wynegocjował go ze Stalinem? 

„Drogi konstruowania państwa polskiego po II wojnie światowej poszły zatem szlakiem wytyczonym przez endecję. Opcja komunistów na Związek Radziecki była tylko bladym powtórzeniem narodowodemokratycznej opcji na Rosję. Zresztą endecji nie robiło różnicy, czy ta jest carska, czy sowiecka. Za każdym razem na zewnątrz przybierało to postać sojuszu skierowanego przeciw Rzeszy Niemieckiej, a wewnątrz – porozumienia o podziale Ukrainy. Komuniści świetnie spenetrowali rosyjskie sympatie endecji zrodzone z chęci posiadania kresów/polskiej części Ukrainy. Jeśli endecji można coś zarzucić, to chyba to, że była zbyt słaba: partner, ZSRR,złamał umowę o granicy na Zbruczu i przesunął ją w porozumieniu z „komunoendecją” na San i Bug. Jednak „komunoendecy” byli jeszcze słabsi, chociaż zarazem na tyle dobrze kulturowo przygotowani, że w celu wzmocnienia swej pozycji w kraju identycznie wyeksploatowali na swoją korzyść totalitaryzm Kościoła polskiego”. (s. 132 – 133)

Sympatia endecji z komunistami najbardziej jest znana z katowni GZI i UB oraz dopiero obecnie odkrywanych „dołów śmierci”.

„Wyeliminowanie Ukraińców z państwa polskiego można było osiągnąć w sposób najprostszy: przez ich deportację do ZSRR, na co Stalin zgadzał się w rozmowach z rządem emigracyjnym, który nie przypuszczał jednak, że oznacza to część układu o likwidacji państwa polskiego na wschód od Sanu i Bugu. W ramach przekazania pałeczki politycznej z rąk endeków do rąk komunistów doszło do kolejnego przeinterpretowania Rzeczypospolitej na rzecz Polski, tyle że w innych ramach geopolitycznych. Wcześniej, w latach 1942–1944 na Wołyniu, ZSRR sprawdził ten sam scenariusz na strukturach podporządkowanych rządowi emigracyjnemu i endekach. Z partyzantką radziecką przeciw chłopstwu ukraińskiemu i UPA współpracowali tam nie polscy komuniści, a Armia Krajowa i środowiska polityczne. (s. 133) 

Jeżeli Stalin coś wykorzystywał, to Armię Czerwoną i NKWD, bo ani on ani nikt inny nie znał „endeckiej nienawiści do Ukraińców”, odkrył ją (w swojej głowie) dopiero Huk. „Wyeliminowanie” Polaków z sowieckiej Ukrainy „można było osiągnąć w sposób najprostszy: przez ich deportację do” Polski. „Z rządem emigracyjnym” Stalin zerwał stosunki dyplomatyczne, nie uznawał go, więc nie mógł „zgodzić się w rozmowach” na jego warunki. Stali w ogóle nie zgadzał się na „warunki”, bo on je dyktował. Czy on „zgodził się w rozmowach” z rządem ukraińskim na włączenie Ukrainy do ZSRR? Rewelacją jest też teza Huka o „przekazaniu pałeczki politycznej z rąk endeków do rąk komunistów” - chyba, że chodzi o „pałeczkę” ubecką. Partyzanci radzieccy nie walczyli z chłopstwem ukraińskim, ale ze zbrodniczą UPA  i w kilku przypadkach rzeczywiście wsparli polską samoobronę, np. podczas ataku UPA na  Przebraże. „Współpraca z Armią Krajową” polegała na mordowaniu jej dowódców (np. Rerutko), ich porywaniu, więzieniu i zsyłaniu do Gułagów (począwszy od Kochańskiego „Bomby” w 1943 roku.).  Ukraiński historyk (były oficer UPA), Lew Szankowśkyj pisze: Według naszych danych „dzika” repatriacja Polaków z Zachodniej Ukrainy do Polski do końca czerwca 1944 r. wyniosła w przybliżeniu 425 tys. polskiej ludności (za: Andrzej L. Sowa: Stosunki polsko-ukraińskie 1939 – 1947). Ta „dzika” repatriacja polegała na panicznej ucieczce spod banderowskiego  topora  resztek ocalałej ludności polskiej. J. Kochanowski podaje, że w latach 1944 –1946 z Ukrainy przesiedlonych zostało 787 524 osób, natomiast E. Misiło, że 787 674 osoby, w tym 742 457 Polaków i 33 105 Żydów. „Jechaliśmy cicho, starając się zachować jak największą ostrożność. Na niebie było jeszcze widać łuny palących się wsi. Gdzieś około godziny 7 rano przejeżdżaliśmy przez wieś, którą tej nocy pacyfikowały bandy UPA. To było wielkie i straszne pogorzelisko. Wieś doszczętnie spalona, niektóre pogorzeliska dymiły, a niedaleko sterczącego komina spalonego domu, na pagórku stało samotnie małe dwu, a może trzy letnie dziecko i mocno płakało. Tragiczne jest to, że dziecko nadal tam pozostało, bo jadący ludzie pragnęli jak najszybciej wydostać się z tych terenów i wprost bali się tam, chociażby na chwilę zatrzymać, aby zabrać dziecko. Ratowali już tylko własne życie./.../ W Tarnopolu ludzie czekający na wyjazd do Polski koczowali na peronach stacji kolejowych i na międzytorzach w pobudowanych przez siebie budach ze szmat, kartonów i różnych odpadów. /.../ Nikt nie interesował się warunkami i stanem zdrowia zgromadzonych tam ludzi. Nikt nie dostarczał im opału zimowego albo odzieży. Wiadomo, że wielu z nich uciekło katu spod topora i nie zdążyli niczego z sobą zabrać. Jesienne deszcze, a potem zimowe śniegi i mrozy dawały się we znaki ludziom.”  (Mieczysław Dobrzański: Gehenna Polaków na Rzeszowszczyźnie w latach 1939 – 1948). 1 lipca 1946 roku zakończono przesiedlanie do ZSRR. „Do połowy 1945 r pod administracją polską nie było wschodnich terenów nadających się do akcji osiedleńczej. Uzyskać je można było tylko poprzez wymianę ludności polskiej i ukraińskiej, dokonywaną pomiędzy USRR i „Polską Lubelską” (A.L. Sowa). Setek tysięcy Polaków wypędzanych z Kresów po prostu  nie było gdzie osiedlać.  Decyzja o przesiedleniu ludności niemieckiej z tzw. Ziem Odzyskanych zapadła w połowie lutego 1946 roku. W ten sposób „zwolniły się miejsca” dla Polaków a następnie dla Ukraińców i Łemków. Wiosną 1946 r. akcje przesiedleńczą wzdłuż granicy polsko-sowieckiej w Bieszczadach przeprowadziło NKWD. Z Sianek wysiedlono 260 osób, z Beniowej ponad 700, z Bukowca (razem z przysiółkiem Potasznia) około 500 osób, z Sokolik Górskich około 1500 osób (chociaż tylko lewobrzeżne pozostawały na terytorium Polski), z Tarnawy Niżnej i Wyżnej około 2 tysięcy osób. „Swoje” przygraniczne wioski wysiedlili już wcześniej (1944 – 45), np.: Dżwiniacz Górny, Łokieć, Dwerniczek, Chmiel, Sękawiec, Hulskie. Liczbę przesiedlonych przez Sowietów szacować można na około 10 tysięcy osób. O tym także nie chcą pamiętać nie tylko publicyści, ale nawet historycy. „Największą kulturalną i emocjonalną stratą dla Polaków był Lwów, który do 15 czerwca 1946 r. opuściło 124 743 Polaków”. (L. Podhorodecki, w: A.L. Sowa). Z terenów USRR uciekło lub zostało wysiedlonych około 1.167.453 osoby ludności polskiej (ok. 425 tysięcy uciekinierów do lipca 1944 roku oraz 742.453 osoby wysiedlone od sierpnia 1944 roku do sierpnia 1946 roku). Do USRR wysiedlono 482.661 osób ludności ukraińskiej – co nie do końca jest zgodne z prawdą: w tej liczbie są i Polacy i rodziny mieszane i łemkowskie nie identyfikujące się wówczas z narodowością ukraińską. Na łączną liczbę 1.650.114 osób przesiedlanej wzajemnie ludności (1.167.453 polskiej oraz 482.661 ukraińskiej) – tylko 29,13% stanowiła ludność ukraińska, natomiast 70,87% ludność polska. Podczas Operacji „Wisła” (kwiecień – lipiec 1947 r.) przesiedlono ok. 140 000 ludności, głównie ukraińskiej, na Ziemie Odzyskane. W tej liczbie jest jednak pewna ilość przesiedlonych Polaków (do 5 tysięcy), kilka tysięcy rodzin polsko-ukraińskich oraz kilkanaście tysięcy rodzin łemkowskich. W opracowaniach przyjmuje się jednak kłamliwą tezę, że była to wyłącznie ludność ukraińska.   Razem przesiedlenia dotknęły 662.661 Ukraińców, co stanowi 38,30% wszystkich przesiedleń polsko-ukraińskich. Spośród przesiedlanej ludności ukraińskiej 21,12% pozostało w Polsce, czyli co piąta osoba.  Na Ukrainie nie pozostał nawet 1 procent osób narodowości polskiej! Warunki towarzyszące przesiedleniom były znacznie gorsze dla ludności polskiej (szalejący terror UPA). Czyja więc ludność bardziej ucierpiała na przesiedleniach? Kłamią więc zarówno ci, którzy twierdzą, że przesiedlano wyłącznie ludność ukraińską, jak i ci, którzy twierdzą, że przesiedleń dokonały tylko władze polskie.        

cdn  

                                                                                       Stanisław Żurek

 

 

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.