Logo

”Samotny biały żagiel” na horyzoncie pamięci o 27 WDP AK.

„Tragedia 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK”. Artykuł pod takim tytułem opublikował : Marek K. Ojrzanowski w lipcowym numerze (2020 r.) „Głosu  Weterana i Rezerwisty”. To chyba jedyny materiał jaki w tym roku ukazał się prasie, w 76 rocznicę zdradzieckiego rozbrojenia tej zapomnianej dywizji AK, przez wschodnich sojuszników- sowietów. W ostatnich latach poważnie przerzedziły się szeregi byłych żołnierzy tej bohaterskiej formacji, odchodzili na ostatnią kwaterę czwórkami. Niestety ta dywizja nie doczekała się stosownych zaszczytów i honorów, nawet po odzyskaniu prawdziwej niepodległości. Piszę tu już raczej w imieniu potomków, bo byłych żołnierzy pozostała przysłowiowa garstka, że przyjęliśmy ten materiał z wielką satysfakcją. Autor już na starcie wyjaśnia dlaczego zainteresował się tym tematem, pisząc: „ W dobie panującego obecnie zakłamywania historii i szerzenia kultu fałszywych idolów spod znaku „żołnierzy wyklętych” warto, aby przypomnieć tych, co do działalności których nie można mieć żadnych wątpliwości i których wysiłek został zapisany piękną, choć tragiczną kartą.”  

Trudno nie zgodzić się z tym poglądem.  W tym miejscu warto wyjaśnić, że autor w/w artykułu, Marek Konrad Ojrzanowski , to polski oficer dyplomowany wojsk rakietowych i artylerii, generał brygady Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej, absolwent trzech wyższych uczelni wojskowych, dwóch polskich i amerykańskiej (Wyższa Szkoła Oficerska Wojsk Rakietowych i Artylerii, Akademia Sztabu Generalnego, US Army War College). Pisząc  o zapomnianej dywizji patrzy na ten fragment naszej historii z pozycji współczesnego eksperta wojskowego i być może właśnie dlatego, nie ze wszystkimi  jego ocenami można się zgodzić.  Na początek cytuję zdanie z artykułu: „ W maju 1943 roku wydano decyzję, na podstawie której przystąpiono do organizacji w większych skupiskach Polaków oddziałów samoobrony oraz lotnych oddziałów partyzanckich do wsparcia i ochrony.” Tu warto w ramach sprostowania wyjaśnić, że : „22 kwietnia płk Bąbiński wydał rozkaz, w którym zarządził, aby sieć dowództw terenowych AK użyć do organizacji i dowodzenia oddziałami „Wołyńskiej Samoobrony”..(...) Kolejnym zarządzeniem z 17 maja 1943 r. Bąbiński nakazał utworzenie Samoobrony w rejonach o przewadze ludności polskiej oraz zbrojnych oddziałów dyspozycyjnych ...  [W. Filar, Eksterminacja ludności polskiej na Wołyniu w drugiej wojnie światowej, Warszawa 1999, s. 118  ] Różnica polega na tym, że Bąbiński  tylko „nakazał” między innymi tworzenie zbrojnych oddziałów , które de facto zaczęły powstawać dopiero po wydaniu rozkazu 20 lipca 1943 r. [ W. Filar, Eksterminacja..., s. 124 ] Pomijając jednak tą uwagę należy powiedzieć, że autor dokonał bardzo przystępnego i czytelnego opisu sytuacji na Wołyniu. Nim jednak przejdziemy do momentu tworzenia się 27 Dywizji Piechoty AK, warto zwrócić uwagę na fakt, że źródeł „Tragedii 27 WDP AK” należy dopatrywać się już w 1943 r. Płk Bąbiński pojawił się na Wołyniu dopiero w marcu 1943 r. już po pierwszych atakach na polskie wioski. Przyjechał z innym zadaniem a przyszło mu się zmierzyć z jeszcze innym. Sytuacja nie do pozazdroszczenia. Bąbiński w sprawozdaniu z 28 lipca 1943 r. tak oceniał sytuację:”  (....) Samoobrona w ujęciu pierwotnym z marca – kwietnia br. już nie wystarcza. Nie można utrzymać nawet dobrze dowodzonych i uzbrojonych umocnionych rejonów, gdyż obaj wrogowie, Niemcy i Sowiety, dążą do rozbicia tych skupisk, powtarzam – obaj, wykorzystując do tego ukraińską masę chłopską. Ciężar rodzin i dobytku znajdującego się w ośrodkach obronnych zmusza do obrony na miejscu, a więc ułatwi w końcu wrogowi rozpoznanie, uśpienie, a w rezultacie krwawą likwidację ośrodka” [ ZS BUW, Materiały BIP KG AK, 2131, Sprawozdanie z sytuacji na terenie Wołynia nr 189/23, 28 VII 1943 r., k. 34 ] 

W tej sytuacji zwrócił się do KG AK z prośbą o pomoc i dostarczenie na teren Wołynia: broni, amunicji, skierowanie kilkunastu oddziałów partyzanckich.... [W. Filar, Polskie podziemie niepodległościowe AK w obronie ludności polskiej na Wołyniu, „Biuletyn...” 1998, nr 3, s. 38]. W odpowiedzi na te prośby w sierpniu Okręg otrzymał  jedynie: 5 tys. sztuk amunicji 9 mm i 1 tys. sztuk amunicji karabinowej. [J. Turowski, „Pożoga”., s. 35. ] Oddziały partyzanckie AK ( przyszłość dywizji)  cierpiały na chroniczny brak uzbrojenia. Zdobywały je w walce, przez zakupy z różnych źródeł i odzysk z dawnych miejsc walki.  Sytuację na Wołyniu komplikowały  również działające w rejonach północno-wschodniego Polesia i Wołynia  oddziały partyzantki sowieckiej. Stały się one dotkliwą plagą dla miejscowej ludności. Prowadząc z rzadka akcje przeciw Niemcom, koncentrowały się na rabowaniu folwarków i wsi, traktując polskie osiedla jako bazy zaopatrzeniowe lub miejsce odpoczynku. [ AAN, DRRPnK, 202/I-31, t. 2, Pro memoria o sytuacji w kraju w okresie 11 X–15 XI 1942 r., k. 141–142]  Stosunki między sowieckimi i polskimi oddziałami partyzanckimi początkowo układały się poprawnie i przez dłuższy czas przestrzegano niepisanego paktu o nieagresji. Bywały również wspólne akcje, ale takie które były zgodne z rozkazami z Moskwy. Zdarzały się przypadki pomocy sowieckiej partyzantki polskim samoobronom ( zwalczanie UPA mieściło się bowiem w zakresie zadani przesłanych z góry).

Pierwszym poważnym sygnałem o wrogich zamiarach Sowietów był mord popełniony na dowódcy oddziału partyzanckiego ppor. Janie Rerutko „Drzazdze”[ W. Korzeniowski, Jak zginął por. „Drzazga”. „Biuletyn...” 1990, nr 1, s. 20–25]  Kolejnym wrogim aktem wobec oddziałów AK było rozbrojenie 20 grudnia 1943 r. grupy partyzantów na czele z kpt. Władysławem Kochańskim „Bombą”. Jedenastu rozstrzelano, a pozostałych sześciu, w tym kpt. Kochańskiego, przewieziono przez linię frontu i osadzono w więzieniu w Moskwie... [Kpt. W. Kochański został skazany na 25 lat więzienia. Po kilku latach pobytu w więzieniu zesłano go do Kołymy, gdzie pracował w kopalni miedzi. W 1956 r. powrócił do kraju. Zmarł 12 XII 1980 r. w Krakowie. L. Paczeski, Tragedia w Zawłoczu, „Biuletyn...” 1990, nr 3, s. 26–37.] Reasumując sytuacja w jakiej przyszło, komendantowi Okręgu Wołyń, realizować zadania związane z akcją „Burza” były bardzo trudne i skomplikowane. Tu autor stwierdza, że „ ...zarówno przyjęty przez KG AK plan „Burza” jak i jego wykonanie przez dowódcę okręgu z konkretną oceną sytuacji się wyraźnie rozmijały, stąd też pod względem wojskowym w sensie strategicznym,  operacyjnym i taktycznym los nowo powstałej dywizji od początku nie był trudny do przewidzenia.” Rzeczywiście  patrząc na te wydarzenia z perspektywy dnia dzisiejszego, trudno się z tym  ostatnim stwierdzeniem nie zgodzić. Pewne wątpliwości budzi natomiast pierwszy fragment zdania dotyczący oceny „wykonania zadania postawionego przez KG AK”. Nie jestem ekspertem wojskowym, ale znam życiorys płk Bąbińskiego [ „ Skazany na zapomnienie. Płk Kazimierz Bąbiński - Luboń-Wiktor”  -Faszcza Dariusz ] i sadzę, że ocena jego działań jest niesprawiedliwa i krzywdząca. Oskarżanie go o „wybujałe ambicje” i stąd liczne błędy, nie pasuje do jego wcześniejszego dorobku w tym znacznych doświadczeń wojskowych. Ten niemal 50 letni  płk dypl. WP II RP., legionista , uczestnik wojny 1939 r. nie bez przyczyny został skierowany na Wołyń. Faktem jest, że po utworzeniu 27 WDP AK odwołano go, co było zaskoczeniem dla wielu, zarówno wtedy jaki teraz. Dariusz Faszcza  [„Polskie Państwo Podziemne na Wołyniu 1939-1944”] wyjaśnia to jak poniżej: „ W trakcie organizacji oddziałów przybył nowy szef sztabu Okręgu mjr Jan Kiwerski „Oliwa”, który przywiózł nowe instrukcje. Mówiły one, że wobec nieprzyjaznych zachowań Armii Czerwonej należy zmobilizowane jednostki rozformować i przejść ponownie do konspiracji, tym razem przed Sowietami. Bąbiński sprzeciwił się wykonaniu tej dyrektywy, traktując ją w warunkach Wołynia jako absurdalną i niemożliwą do zrealizowania. Uważał przy tym, że była ona wyrazem braku rozeznania KG w sytuacji, w jakiej znajdowali się żołnierze 27. DP. W końcu stycznia do Warszawy udał się „Oliwa”, który zawiózł meldunek komendanta Okręgu w sprawie otrzymanych wytycznych [ Opinie majora „Kowala”, cz. 1, Aresztowanie inspektora, „Biuletyn...”, 1988, nr 4 , s. 19–20.] Major „Oliwa” powrócił 5 lutego 1944 r. Przywiózł on rozkaz odwołujący płk Bąbińskiego do Warszawy. W rozkazie dowodzenie Dywizją powierzono mjr „Oliwie”. O dokonanej zmianie na stanowisku komendanta Okręgu gen. Bór-Komorowski zameldował Naczelnemu Wodzowi w „Meldunku organizacyjnym nr 240”, gdzie czytamy: „Wołyń. 18 II 44 komendę objął ob. Oliwa, mjr dypl. sap. ob. Lubonia przeniosłem do KG ze względu na trwały jego konflikt z Delegatem Rządu i jego organami w terenie” [Meldunek organizacyjny nr 240, 1 III 1944 r. [w:] Armia Krajowa..., t. 3, s. 348.]” Autor omawianego artykułu pisze, że „...błędem była odmowa wykonania dyrektywy KG AK nakazującej przejście do konspiracji w wypadku nieprzyjaznego działania Sowietów.(...) Ale właśnie konspiracja  dawała szansę na przeżycie i po zakończeniu wojny na powrót do normalnego życia.” Jeżeli tak to dlaczego nie zrobił tego nowy dowódca dywizji, mjr „Oliwa”? Moim skromnym zdaniem najwięcej błędów popełnił Rząd PPP, najpierw dopuszczając do sporów kompetencyjnych, między Bąbińskim a Banachem ( Delegat Rządu ), później zmieniając dowództwo 27 Dywizji, którą w ramach eksperymentu wystawiono na odstrzał Sowietom ( Wołyń pierwszy rozpoczął „Burzę”). Niestety nie wiemy jak by wyglądał los dywizji gdyby pozostawiono na jej czele Bąbińskiego. Natomiast Kiwerski dał się wmanewrować w układy z Sowietami, co spowodowało, że o mały włos los 27 Dywizji nie był by podobny do losu Powstania Warszawskiego. Dziś trudno zrozumieć dlaczego nie wyciągano wniosków z wcześniejszych doświadczeń. To była właśnie ta „Tragedia” o której mowa w tytule w/w artykułu. Tu ponownie należy się zgodzić z autorem który napisał : „Koncepcja akcji „Burza” całkowicie zawiodła. Przede wszystkim mrzonką okazało się założenie, że wysiłek żołnierski na Wołyniu wpłynie na zmianę sytuacji politycznej i unormowanie stosunków polsko-sowieckich, a zatem respektowanie przedwojennych granic państwa. Wysiłek żołnierski i przelana krew okazała się daremna.” Tu jednak zauważyć należy, że zarówno Rząd Londyński jak i KG AK nie miały pojęcia o utracie Kresów II RP już w 1943 r. podczas konferencji Wielkiej Trójki  w Teheranie. Zatem plany akcji „Burza” przypominały szkice na śniegu, który stopniał z chwila nadejścia wiosny. Jednak nie mogę się w pełni zgodzić ze zdaniem: „Dywizja nie uchroniła też wołyńskiej ludności cywilnej, gdyż szykujące się do planu „ Burza”  dowództwo AK zorganizowało ją zbyt późno, już po największym nasileniu mordów.”Tu autor popełnia taki sam błąd myślowy jak P. Zychowicz ( Wołyń zdradzony) i kilku innych teoretyków. Dowództwo AK rzeczywiście się spóźniło ale nie z powołaniem dywizji, a tworzeniem  lotnych oddziałów partyzanckich. Zbyt wczesne powołanie dywizji zakończyło by się katastrofą zarówno dla niej jak i ludności cywilnej. Niemcy nie pozwolili by na funkcjonowanie tak dużej jednostki partyzanckiej na zapleczu frontu.  Odczuli to Ukraińcy ilekroć próbowali zgrupować siły UPA celem ataku na polskie samoobrony ( np.8 września 1943 r. pod Zasmykami). Poza tym należy przypomnieć, że tworząca się 27 WDP AK w 1944 r. stoczyła co najmniej 16 potyczek z UPA oczyszczając znaczny teren. Ponownie jednak należy zgodzić się z autorem dokonującym podsumowania: „....pewnym jest, że zarówno koncepcyjnie jak i praktycznie w aspekcie politycznym i wojskowym dywizja nie wypełniła postawionego przed nią zadania. Nie wypełniła, bo w konkretnych ówczesnych warunkach po prostu nie mogła.” Na zakończenie pan Marek Ojrzanowski odnosi się z wielkim uznaniem do etosu żołnierza. „ Ten był najwyższej próby. (...) Opuszczając Wołyń podczas przekraczania Bugu, żołnierze w zaciśniętych pięściach unosili wołyńską ziemię- była dla nich relikwią. Ich poświęcenie i ofiarność musimy docenić i zachować na zawsze w pamięci.” Tych słów napisanych przez żołnierza nie trzeba już komentować, one mówią same za siebie, jak czyny żołnierskie.

PS

Źródła które wymienił autor w/w artykułu, poza książką P. Zychowicza, to przekaz żołnierski. Autorzy byli w 27 WDP AK i przeszli cały szlak bojowy. To co napisali to ich wspomnienia i odczucia. Natomiast to co napisał pan Zychowicz, to tylko dywagacje, czasami dalekie od prawdy mimo powoływania się na różne źródła. Brakuje mi tu jednak jeszcze pozycji dr Dariusza Faszczy, który ma w tym temacie wiele do powiedzenia.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.