Logo

Rok 2019 w przyjaźni polsko-ukraińskiej

/11 listopada 1942 r. Ukraińska prowokacja we Lwowie

Rok 2019 w przyjaźni polsko-ukraińskiej na Lubelszczyźnie zaczął się od rozpatrzenia wniosku złożonego w listopadzie 2018 roku przez lewicowo-liberalną, radykalnie antyrządową i proukraińską organizację Obywatele RP do Rady Miasta Hrubieszowa ws. likwidacji nazwy ulicy Stanisława Basaja ps. Ryś. W dokumencie Obywatele RP podkreślili, że w swoich działaniach kierują się „obroną godności człowieka jako wartości fundamentalnej”, a „ulica imienia osoby, która jest odpowiedzialna za mordy na ukraińskiej ludności cywilnej, (…) uderza w godność ludzi pogranicza, przede wszystkim obywateli RP pochodzenia ukraińskiego, a także w rozwój dobrosąsiedzkich relacji Polski z Ukrainą”.

Ich zdaniem, „honorowanie w przestrzeni publicznej osób ponoszących bezpośrednią odpowiedzialność za zbrodnicze czyny podkomendnych (…) uważamy za rzecz szkodliwą i naruszającą normę współżycia społecznego, godzącą w godność i dobro wszystkich obywateli Rzeczypospolitej”. W związku z tym Fundacja „Wolni Obywatele RP”, w imieniu Ruchu Obywatele RP zwraca się do Rady Miasta Hrubieszowa o przyjęcie uchwały i zmianę nazwy ulicy Stanisława Basaja „Rysia”.

Podobna sytuacja miała miejsce w Tomaszowie Lubelskim, gdzie Obywatele RP domagali się usunięcia ulicy dowódcy AK i komendanta rejonu w Obwodzie AK Tomaszów Lubelski, Zenona „Wiktora” Jachymka.

We wniosku Obywateli RP nie było żadnej wzmianki o ówczesnej sytuacji w rejonie Hrubieszowa, ani o zbrodniczej działalności ukraińskich nacjonalistów, szczególnie band UPA, których celem było „oczyszczenie” części Zamojszczyzny z ludności polskiej poprzez ataki na polskie wsie i mordowanie Polaków. Były one przy tym wspierane przez niemiecką policję oraz ukraińskie formacje kolaborujące z III Rzeszą, m.in. z oddziałami Waffen-SS Galizien oraz z Ukraińskim Legionem Samoobrony.

Pod wnioskiem podpisało się szereg członków Obywateli RP, na czele z liderem tej organizacji, Pawłem Kasprzakiem oraz osób z nią związanych. Wśród sygnatariuszy są m.in. znani działacze Obywateli RP, tacy jak Przemysław Duda, Mikołaj Przybyszewski (znany m.in. z blokowania miesięcznic smoleńskich), Andrzej Wendrychowicz (zagorzały krytyk ruchów i środowisk narodowych i Żołnierzy Wyklętych), Iwona Wyszogrodzka, Arkadiusz Szczurek czy prof. Magdalena Pecul – Kudelska z UW (wcześniej podpisała się pod samodonosem ws. zbrodni w Jedwabnem). Dokument podpisało też kilka osób, które wcześniej wraz z innymi członkami ruchu Obywatele RP publicznie oskarżyły żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego o dokonanie aktu ludobójstwa w Sahryniu i innych okolicznych wioskach, a następnie złożyły w prokuraturze doniesienie na samych siebie. Wydarzenia lat 40. ubiegłego wieku nazwano „bratobójczym konfliktem”. W tym przypadku chodzi o Leokadię Jung, Michała Patryka Szymondowskiego czy Wojciecha Kinasiewicza. 

Wśród osób, które podpisały się, był także ukraiński dziennikarz Igor Isajew, prowadzący portal dla Ukraińców w Polsce PROstir.pl (na który dostał on od rządu PiS 40 tys.) i znany z zaangażowania w inne akcje uliczne tzw. totalnej opozycji. Jest on widoczny również na zdjęciach z pikiety pod Urzędem Wojewódzkim w Lublinie. Isajew „zasłynął” wcześniej m.in. z nazywania Marszu Żołnierzy Wyklętych marszem „faszystów”, porównywania Polaków do zwierząt, nawoływania do usunięcia słowa „honor” z polskich paszportów. (https://kresy.pl/wydarzenia/hrubieszow-isajew-wraz-z-obywatelami-rp-domaga-sie-zmiany-nazwy-ulicy-majora-rysia-znanego-z-walk-z-upa/; 5 stycznia 2019). 

Skomentował to internauta „Wolyń1943”: „ulica imienia osoby, która jest odpowiedzialna za mordy na ukraińskiej ludności cywilnej, (…) uderza w godność ludzi pogranicza, przede wszystkim obywateli RP pochodzenia ukraińskiego, a także w rozwój dobrosąsiedzkich relacji Polski z Ukrainą” – cóż za piękny tekst! A jaki humanitaryzm z niego wyziera? Ale, ale! Może by tak p. Isajew i grono natchnionych wartościami obywatelskimi dokonało niewielkiej parafrazy i wygłosiło go we Lwowie, np. przed Szkołą Marii Magdaleny, w miejscu „uczczenia” Szuchewycza? Czy Obywateli RP i p. Isajewa stać na taki gest? A może godność polskich dzieci we Lwowie, które codziennie muszą przechodzić koło upamiętnienia autora Rzezi Wołyńskiej i Wschodniomałopolskiej jest mniej ważna od godności osób pochodzenia ukraińskiego w Polsce, więc to nie uderza w „dobrosąsiedzkie relacje Polski i Ukrainy”? Najwyraźniej „Obywatele RP” mają podwójny system wartości: jeden dla Ukrainy, drugi dla reszty świata! Czy nie jest Wam z tym dualizmem moralnym ciężko? A jeśli Wam do Lwowa nie po drodze, to proponuję eskapadę na Wołyń, do Równego. Miło będzie usłyszeć Wasze święte oburzenie na ul. Kłyma Sawura…”. 

W styczniu br. Trybunał Konstytucyjny na wniosek prezydenta Andreja Dudy zajął się ustawą IPN w zakresie zbrodni ukraińskich nacjonalistów. „Trybunał stwierdza, że tworząc zakwestionowane przepisy ustawodawca posłużył się zwrotami o nieokreślonym desygnacie. Ich znaczenia ani nie zostały sformułowane w ustawie, ani nie można ich zrekonstruować w sposób niebudzący wątpliwości w oparciu o konotacje występujące w języku powszechnym” – cytuje RMF FM słowa sędziego TK Andrzeja Zielonackiego ogłaszającego uzasadnienie wyroku. Zdaniem TK ustawa o IPN nie precyzuje, kim są „ukraińscy nacjonaliści” – ukraińskimi ugrupowaniami zbrojnymi i strukturami politycznymi czy każdym, kto utożsamiał się z ideami ukraińskiego ruchu narodowego. Jak pisze RMF FM, za pojęcie niedookreślone, niezgodne z zasadą określoności przepisów prawa, uznano również „Małopolskę Wschodnią”. Jak podała Polska Agencja Prasowa, sprawę rozpatrywało pięciu sędziów – Julia Przyłębska, Andrzej Zielonacki, Grzegorz Jędrejek, Zbigniew Jędrzejewski i Michał Warciński.

Warto zauważyć, że zarówno prezydent Duda zaskarżając nowelizację, jak i TK przyznając mu rację, wskazywali tylko na pojęcie „Małopolski Wschodniej”, które było kwestionowane przez stronę ukraińską jako „rewizjonistyczne”. Nie wskazywano natomiast na niedookreśloność pojęcia „Wołyń”, które na Ukrainie nie budzi kontrowersji i przez stronę ukraińską nie zostało oprotestowane. Świadczy to o tym, że zaskarżając i uchylając nowelizację kierowano się głównie argumentami płynącymi ze strony ukraińskiej. (https://kresy.pl/wydarzenia/polska/pilne-tk-uchylil-przepisy-ustawy-o-ipn-o-zbrodniach-ukrainskich-nacjonalistow/; 17 stycznia 2019). Jestem przekonany, że większość uczniów klas maturalnych nie miałaby problemu z prawidłowym zdefiniowaniem pojęć „nacjonaliści ukraińscy” oraz „Małopolska Wschodnia”. 

„Przepisy nowelizacji ustawy o IPN w zakresie użytych pojęć „ukraińscy nacjonaliści” i „Małopolska Wschodnia” są niezgodne z zasadą określoności przepisów prawa i w związku z tym zostały uznane za niekonstytucyjne – orzekł  Trybunał Konstytucyjny. Trybunał stwierdza, że tworząc zakwestionowane przepisy ustawodawca posłużył się zwrotami o nieokreślonym desygnacie. Ich znaczenia ani nie zostały sformułowane w ustawie, ani nie można ich zrekonstruować w sposób niebudzący wątpliwości w oparciu o konotacje występujące w języku powszechnym” - powiedział w uzasadnieniu wyroku sędzia TK Andrzej Zielonacki. Jak dodał, pojęcie „ukraińscy nacjonaliści” funkcjonuje także w ustawie o kombatantach, ale - zarówno tam, jak i w ustawie o IPN - „ustawodawca zaniechał jednak definicji tego pojęcia”. Ustawa o IPN w ogóle nie precyzuje, czy przez „ukraińskich nacjonalistów” należy rozumieć tylko zorganizowane struktury polityczne lub paramilitarne, których członkowie brali udział w czynach wymierzonych przeciw władzy państwowej oraz ludności cywilnej, czy też każdego, kto utożsamiając się z ideami ukraińskiego ruchu narodowego działał przeciw państwu polskiemu i jego obywatelom w czasie II RP, II wojny światowej i w okresie powojennym - podkreślił sędzia Zielonacki.

Zgodnie z zakwestionowanymi przepisami ustawy o IPN zbrodniami ukraińskich nacjonalistów (również tych ukraińskich formacji, które kolaborowały z III Rzeszą Niemiecką) są „czyny popełnione przez ukraińskich nacjonalistów w latach 1925-1950, polegające na stosowaniu przemocy, terroru lub innych form naruszania praw człowieka wobec jednostek lub grup ludności”. Przepisy także głoszą, że taką zbrodnią było m.in. ludobójstwo na obywatelach II RP na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej. (https://wpolityce.pl/polityka/429958-tk-czesc-przepisow-ustawy-o-ipn-niezgodnych-z-konstytucja ).

Internauta Steve: Czyli nie można używać sformułowania "nacjonaliści ukraińscy", bo to niezgodne z Konstytucją. Może: fajni ludzie z kosami i siekierami?

Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko podziękował polskiemu Trybunałowi Konstytucyjnemu za orzeczenie w sprawie ustawy o IPN w części dotyczącej zbrodni ukraińskich nacjonalistów. „Dziękuję Panu Prezydentowi A. Dudzie za inicjatywę postępowania w TK i Trybunałowi za orzeczenie” - napisał szef państwa w języku ukraińskim i polskim w mediach społecznościowych. „Działamy dalej na rzecz wzmocnienia partnerstwa ukraińsko-polskiego” – podkreślił Poroszenko. Wicepremier Ukrainy Pawło Rozenko, który stoi na czele Międzyresortowej Komisji ds. Upamiętnień w swoim kraju, oświadczył, że orzeczenie TK oznacza potwierdzenie prawne stanowiska, które zajmowały w sprawie ustawy o IPN ukraińskie władze. „Ta decyzja zamyka jedną z zasadniczych dla nas kwestii, która w ostatnim czasie wywoływała poważne napięcia w dwustronnych relacjach ukraińsko-polskim. Oczekuję na kontynuację dialogu i rozwiązanie wszystkich problematycznych spraw między naszymi państwami, które narastały od dziesięcioleci” - napisał Rozenko na Facebooku. (Poroszenko zadowolony z decyzji polskiego TK: „Działamy dalej na rzecz wzmocnienia partnerstwa ukraińsko-polskiego”; w: https://wpolityce.pl/polityka/429991-poroszenko-zadowolony-z-decyzji-polskiego-tk ).

Wyobrażacie sobie, aby prezydent Izraela uznał „niemieckich nazistów” za wyraz niezgodny z konstytucją? A sytuację, w której Merkel czciłaby Wehrmacht i była strategicznym partnerem Izraela? To bardziej scenariusz filmu science-fiction, a u nas realia. /.../ Pomiędzy polityką naszych krajów wciąż pozostaje diametralna różnica. Ukraina bez ceregieli próbuje ingerować w polskie prawo, protestując przeciw noweli ustawy o IPN i żądając jej uchylenia, co właśnie osiągnęła. Polska dyplomacja nie ma odwagi, aby zaprotestować przeciw czczeniu na Ukrainie przywódcy nacjonalistów oraz odpowiedzialnej za ludobójstwo UPA. (Paweł Sonisz: UKRAINA TRIUMFUJE! Wyobrażacie sobie, aby prezydent Izraela uznał „niemieckich nazistów” za wyraz niezgodny z konstytucją; w: https://polskaniepodlegla.pl/opinie/item/19191-ukraina-triumfuje-wyobrazacie-sobie-aby-prezydent-izraela-uznal-niemieckich-nazistow-za-wyraz-niezgodny-z-konstytucja ;10 marzec 2019).

„Trzech mieszkańców miasta Rohatyn na Ukrainie znalazło w lesie zakopaną bańkę z archiwum Ukraińskiej Powstańczej Armii” – podał portal rady miasta Rohatyn. Według nich bańka produkcji polskiej była zakopana na głębokości 15-20 cm. Po jej otwarciu mężczyźni zorientowali się, że mają do czynienia z archiwum UPA i postanowili przekazać je do miejscowego muzeum historyczno-krajoznawczego. Jeszcze tego samego dnia dyrektor muzeum przekazała informację o znalezisku do Lwowa. Do Rohatyna przybył kierownik Narodowego Muzeum-Memoriału „Więzienie na Łąckiego” we Lwowie Rusłan Zabiły, by obejrzeć archiwum i zabrać je do Lwowa. „W bańce do mleka znaleziono powstańcze archiwum. Po pobieżnym obejrzeniu można teraz powiedzieć, że archiwum datuje się minimum na 1945 rok. Należało ono do ukraińskich powstańców.” – powiedział Zabiły miejscowym mediom. Według niego dokumenty dotyczą szerszego obszaru niż rejon ziemi rohatyńskiej. „Szczególnie cieszy to, że archiwum jest bardzo dobrze zachowane” – dodawał. Zapowiedział, że dokumenty zostaną osuszone, odrestaurowane i zdigitalizowane a ich cyfrowe kopie opublikowane na stronie internetowej Centrum Badań Ruchu Wyzwoleńczego we Lwowie.

Jak podały władze Rohatyna, w bańce był podręcznik do historii i wiązki z dokumentami – wśród nich raporty i protokoły Służby Bezpeky, sprawozdania finansowe i dokumentacja kasowa. „Pobieżny ogląd znaleziska pozwala stwierdzić, że materiały mieszczą dane o działalności UPA na terenach obwodów lwowskiego i tarnopolskiego oraz Zakerzonia. Można przypuszczać, że były one przekazane głównodowodzącemu UPA Romanowi Szuchewyczowi, który długi czas przebywał na ziemi rohatyńskiej” – napisano na stronie rady miasta. O tym, że archiwum mogło przejść przez ręce Szuchewycza może świadczyć także to, że wśród papierów znaleziono szkic jego z podobizną."

(https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/ukraina/na-ukrainie-znaleziono-zbior-dokumentow-upa-ktore-mogly-przejsc-przez-rece-szuchewycza-video/; 18 stycznia 2019). Zapewne „archiwum bardzo dobrze zachowane” będzie jeszcze  lepiej „schowane” - niż w bańce w lesie.

„Ukraina gotowa jest rozmawiać z Polską o wznowieniu prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych, jednak powinny być one poprzedzone umową ze szczegółami takiej współpracy” – oświadczył w PAP wicepremier Ukrainy Pawło Rozenko. „Strona ukraińska nastawiona jest bardzo konstruktywnie i gotowi jesteśmy, by wspólnym wysiłkiem podpisać dokumenty, które otworzą drogę do wznowienia prac tak na terytorium Ukrainy, jak i na terytorium Polski. Bo jest to proces wzajemny - powiedział Rozenko, który stoi na czele Międzyresortowej Komisji ds. Upamiętnień w swoim kraju. Wicepremier oświadczył, że napięcie w relacjach polsko-ukraińskich w kwestii ekshumacji zostało w pewnym stopniu rozładowane po wydanym w ubiegłym tygodniu orzeczeniu Trybunału Konstytucyjnego (TK) w sprawie ustawy o IPN w części dotyczącej zbrodni ukraińskich nacjonalistów. „Bez wątpienia ułatwia to dialog i zmniejsza spiętrzenie problemów w stosunkach ukraińsko-polskich, które oczywiście komplikowało poszukiwanie kompromisów w sferze pamięci historycznej. Chcę powiedzieć, że i prezydent (Petro Poroszenko), Rada Najwyższa (parlament) i nasza część komisji ukraińsko-polskiej (ds. rozmów na tematy historyczne) zwracali uwagę władz polskich na wszystkich szczeblach na ryzyko, które niesie ta ustawa dla zwykłych Ukraińców, którzy mogą mieć inne stanowisko niż to, co zostało zapisane w ustawie” - podkreślił Rozenko. Wicepremier zaznaczył także, że Ukraina nie rości sobie praw do ingerencji w polską politykę wewnętrzną. „Nie mamy prawa do wtrącania się w politykę wewnętrzną państwa polskiego, tym niemniej wyrażaliśmy nasze zaniepokojenie. Decyzja TK jest sygnałem, że w relacjach ukraińsko-polskich jest coraz mniej tematów, które mogłyby wywoływać ich zaostrzenie i że mamy wszelkie możliwości, by w dalszym ciągu iść w kierunku kompromisu” - powiedział. Rozenko oświadczył, że w ustaleniach poprzedzających wznowienie poszukiwań i ekshumacji szczątków Polaków na Ukrainie powinny być uwzględnione wnioski z wydarzeń, do których dochodziło w poprzednich latach. „Musimy wyciągać wnioski z wydarzeń, które miały miejsce w ostatnich latach i w pierwszej kolejności nie dopuszczać, by w przyszłości poprzez jakieś prowokacje, w tym niszczenie upamiętnień tak na terytorium Polski, jak i na terytorium Ukrainy dochodziło do wzrostu napięcia w tych stosunkach. Dlatego dialog będzie kontynuowany” - zapewnił. Pytany przez PAP, kiedy może zostać odwołane ukraińskie moratorium dotyczące ekshumacji, wicepremier poinformował, że zostanie to ustalone podczas wizyty na Ukrainie wicepremiera Polski Piotra Glińskiego. „Jesteśmy gotowi do wznowienia prac i oczekujemy na wizytę pana Glińskiego w Kijowie. Jeśli strona polska gotowa jest do sfinalizowania tych rozmów, zawsze jesteśmy radzi przyjąć naszych partnerów na Ukrainie” - zadeklarował Rozenko w rozmowie z PAP.  (Pojawia się szansa na porozumienie? Ukraina: Jesteśmy gotowi rozmawiać z Polską o wznowieniu ekshumacji; w: https://wpolityce.pl/polityka/430498-ukraina-jestesmy-gotowi-rozmawiac-o-wznowieniu-ekshumacji ).

„Zadowolenie ze słów Rozenki wyraził w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” wicepremier Piotr Gliński.

– Cieszę się, że strona ukraińska wykazała chęć powrotu do rozmów. Kanałami dyplomatycznymi będziemy ustalali daty i formy spotkań i mam nadzieję, że uda się znaleźć porozumienie – oświadczył Gliński. – Ja od dawna powtarzam, że podstawową kwestią, jeśli chodzi o utrzymanie bardzo dobrych relacji między naszymi państwami, jest możliwość przeprowadzenia ekshumacji – podkreślił wicepremier i minister kultury. Dodał przy tym, że wszystkie inne kwestie dotyczące upamiętnień można rozpatrywać indywidualnie dopiero wtedy, kiedy „ta podstawowa sprawa, odnosząca się do zasadniczych humanitarnych wartości cywilizacyjnych, zostanie rozwiązania”. (https://kresy.pl/wydarzenia/ukrainski-wicepremier-po-decyzji-tk-dopuszcza-rozmowy-o-wznowieniu-ekshumacji-glinski-zadowolony/;  24 stycznia 2019).

W ostrych słowach skomentował to internauta „Wolyn1943”: „I znów wicepremier Gliński pojedzie na wycieczkę krajoznawczą do Kijowa na koszt polskiego podatnika! Czy ten tłuk z tytułem profesorskim nie widzi, że „gotowość do rozmów” nie jest równoznaczna z odblokowaniem ekshumacji? Nie trzeba być wróżką/wróżem, by już teraz podać przebieg tych „rozmów”: za sukiennym stołem, przy małej kawce (albo czymś znacznie mocniejszym) usiądą dwie strony „dialogu”. Strona polska grzecznie się przywita i podziękuje stronie ukraińskiej, że ta zgodziła się ją przyjąć i znalazła czas w tak gorącym, przedwyborczym okresie. Strona ukraińska łaskawie skinie głową i powie: do rzeczy! Strona polska, dość nieśmiało wyjęzyczy z siebie prośbę (Boże broń żądanie czy postulat!) o odblokowanie prac poszukiwawczych, na co urzędnicy z Kijowa przerwą w pół zdania Polakom i przedstawią listę pomników upowskich do odbudowania, po czym obiecają, że jak tylko monumenty te zostaną postawione, oni znów będą gotowi do dalszych rozmów ze stroną polską. Na to profesor, tłukiem zwany, zasępi się niemożebnie i stwierdzi, że może nawet by na to poszedł, ale i w Polsce nadchodzi czas kampanii wyborczej i to będzie niezbyt dobrze odebrane przez jego elektorat, w związku z czym złoży postulat, by rozmowy na temat pomników upowskich (o, przepraszam, oczywiście oficjalnie chodzi przecież o ekshumacje!) przełożyć na koniec roku. Co zostanie przyjęte z radością przez stronę ukraińską, w końcu kolejne miesiące rozkładu zwłok polskich ofiar idealnie sprzyjają systematycznemu pomniejszaniu ilości rzekomych polskich strat w wojnie bratobójczej. Następnie uczestnicy „rozmów” wychylą do dna zawartość naczyń, przedstawiciele Ukrainy zakrzykną z radością Sława Ukrainie, co z kolei zobliguje stronę polską do odpowiedzi Herojam sława, no, może tutaj okrzyk będzie nieco cichszy (resztki sumienia się w nich odezwą, jak mniemam!). Braterska konferencja zakończy się komunikatem, w którym przeczytamy, że jest coraz mniej przeszkód we wzajemnych relacjach, że strona ukraińska jest nam jak zawsze życzliwa, oraz że oczekuje w dalszym ciągu wsparcia i zrozumienia od Polaków, gdyż trzeba pragmatycznie budować przyszłość, a niejasne i nie do końca wyjaśnione wydarzenia z przeszłości trzeba zostawić historykom, by nie ciążyły w relacjach codziennych, zwłaszcza że trwa wojna…”.

Wołodymyr Wjatrowycz chwaląc Organizację Ukraińskich Nacjonalistów powiedział m.in, że jej wrogiem była II RP „okupująca część Zachodniej Ukrainy”. Podkreślił, że hasło „Sława Ukrajini, Herojam Sława” to organizacyjne zawołanie OUN i wraz z jej hymnem i czerwono-czarnymi flagami stało się elementem symboliki ukraińskiej armii.

Z okazji 90. rocznicy powstania Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN), która przypadała 3 lutego, państwowa ukraińska agencja informacyjna Ukrinform przeprowadziła wywiad z Wołodymyrem Wjatrowyczem, szefem Ukraińskiego IPN, a zarazem „kłamcą wołyńskim” i apologetą banderyzmu. W wywiadzie Wjatrowycz zaznacza, że „OUN była jedną z wiodących organizacji ukraińskiego ruchu wyzwoleńczego w XX wieku i była na pierwszej linii walki Ukraińców o niepodległość”. Jednocześnie wskazał, że dla OUN głównymi wrogami w walce i niepodległość poza sowietami były polskie władze: W okresie międzywojennym Ukraińcy musieli walczyć o wolność nie tylko przeciw władzy radzieckiej, która zagarnęła absolutną większość naszego terytorium, ale i przeciw polskiej władzy, która okupowała część Zachodniej Ukrainy.” (https://kresy.pl/wydarzenia/wjatrowycz-oun-najbardziej-udanym-projektem-ukraincow-w-xx-wieku/; 5 lutego 2019). 

Internauta :Wolyn1943”: Czy w związku z wypowiedzią wysokiej rangi urzędnika ukraińskiej administracji, w której zawarł pomówienia pod adresem Polski (brednie o „okupacji tzw. Zachodniej Ukrainy”) ambasador Ukrainy zostanie wezwany z żądaniem udzielenia stosownych wyjaśnień, czy też usłyszymy tradycyjne: Polacy, nic się nie stało? A może w ogóle nic nie usłyszymy? Może choć nota protestacyjna? Bo, gdyby tak obecny prezes IPN wygłosił przemówienie, w którym obecną przynależność Lwowa do Ukrainy nazwał okupacją, to ambasador Piekło już siedziałby na dywaniku w ukraińskim MSZ, korząc się za „niestosowność” polskiego urzędnika.

Internauta „zefir”: Banderowskiej gnidzie Wjatrowyczowi, która ma niejasności w sprawie „zbrodni ukraińskich formacji kolaborujących z III Rzeszą” niemiecką należy przypomnieć, że w imieniu nazizmu Hitlera, w czasie IIW.Ś. ochotniczo służyły następujące ukraińskie formacje: - Legion Ukraiński (w oparciu o porozumienie OUN z Abwehrą); - UPA; 14 Dywizja Grenadierów Waffen SS; - Dywizja Von Stumpfold; - Legion PuMa; - Ukraińscy Wolni Kozacy; - Ukraińska Armia Wyzwoleńcza; - Ukraiński Legion Samoobrony (melnykowcy); Ukraińska Milicja (formacja policyjna OUN); Ukraińska Armia Narodowa (UAN, UNA); Ukraińska Policja Pomocnicza; - Bataliony: „Nachtigall” i „Roland”; - 4-ry Bataliony Schmutzmannschaft ( nr.nr.103,109,201,101) - jako zmotoryzowana policja ukraińska;-Rosyjsko-Ukraiński Batalion Policyjny SD (tzw batalion Murawiewa) -553 - i Wschodni Batalion Ludowy; - 5-ęć Ochotniczych Pułków Policji SS (nr nr.4,5,6,7,8); - Brygada Przeciwpancerna „Wolna Ukraina”; - Brygada Spadochronowa Gruppe B. Szkołę Ukrainische SS Wachmanschaft w Trawnikach pod Lublinem ukończyło 15000 Ukraińców. W różnych formacjach niemieckich podczas II W.Ś. służyło 310000 Ukraińców. O obsadzie niemieckich obozów zagłady tylko wspominam: Ukraińców było więcej niż Niemców.

IPN w Lublinie, wbrew opinii historyków wojskowości, kwestionuje zwycięstwo polskich żołnierzy w bitwie z Ukraińcami pod Dołhobyczowem w 1918 r. – pisze „Nasz Dziennik”. IPN powołuje się na pojedynczą, lakoniczną wzmiankę w jedynej ukraińskiej publikacji na ten temat, której autor był ukraińskim działaczem nacjonalistycznym z OUN(b). Mieszkańcy Dołhobyczowa, miejscowości w woj. lubelskim położonej przy granicy z Ukrainą, chcieli uczcić 100. rocznicę odzyskania niepodległości przez Polskę poprzez upamiętnienie zwycięskiej bitwy polskich ułanów z 1 Pułk Szwoleżerów z 10 grudnia 1918 roku. Był to ich chrzest bojowy, w którym pod dowództwem mjr. Gustawa Orlicz-Dreszera odnieśli zwycięstwo nad znacznie silniejszymi oddziałami ukraińskimi, odpierając oddziały antypolskiej Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (Ukraińską Armią Halicką). Wiktoria Polaków pod Dołhobyczowem jest dobrze udokumentowana, a jej rocznica była obchodzona w 1 Pułku Szwoleżerów jako święto pułkowe. Na tablicy pamiątkowej miał znaleźć się napis następującej treści: „W setną rocznicę zwycięskiego boju stoczonego 10 grudnia 1918 r. pod Dołhobyczowem przez 1 Pułk Szwoleżerów pod dowództwem majora Gustawa Orlicz-Dreszera z wojskami Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej. Polegli w boju o Polskę [nazwiska poległych polskich kawalerzystów]”. Zaproponowało go Dołhobyczowskie Stowarzyszenie Regionalne. Na taką wersję napisu nie zgodziło się Biuro Upamiętniania Walk i Męczeństwa Oddziału IPN w Lublinie, które dokonało daleko idących modyfikacji. Były one tak znaczące, że działacze społeczni z Dołhobyczowa uznali tę ingerencję za sprzeczną z ich intencjami Z inskrypcji nakazano usunięcie określenia „zwycięski” bój oraz zmiany daty z 10 grudnia na 10-13 grudnia 1918 r. Ponadto, sformułowanie „Polegli w boju o Polskę” zmieniono na „Polegli”. Według gazety, głównym argumentem stał się jeden wers, niepoparty żadnym historycznym źródłem, zamieszczony w wydanej w 1974 roku w Kanadzie publikacji ukraińskiego historyka Łwa Szankowśkiego o Ukraińskiej Halickiej Armii. Napisał on, że bój wygrali Ukraińcy. IPN w piśmie w tej sprawie zaznacza, że jest to „jedyna znana na ten temat publikacja ukraińska”, dodając, że nikt nie podaje nazwisk poległych Ukraińców. Przyznaje jednocześnie, że polskie źródła mówią wyraźnie o polskim zwycięstwie. Instytut załączył też skan strony z publikacji Szankowśkiego, gdzie bitwa ta sprowadza się do zapisu w jednym wersie (do tego z datą 11 grudnia) z adnotacją o rezultacie „pozytywnym” dla Ukraińców. Szankowśkyj był ukraińskim działaczem nacjonalistycznym, odznaczonym Pamiątkowym Krzyżem UPA. Jego prace na temat UPA wzbudzały wątpliwości i kontrowersje, m.in. dlatego, że kwestionował w nich udział tej organizacji w mordach na Polakach. Ponadto, w 1943 roku był członkiem Krajowego Sztabu Wojskowego OUN(b), skąd zaciągnął się do kolaboracyjnej dywizji Waffen-SS „Galizien”, złożonej z ukraińskich ochotników. Ponadto, według historyka Wiktora Poliszczuka, Szankowśkyj był członkiem UPA, a w 1939 roku brał udział w napadach na polskich żołnierzy. (https://kresy.pl/wydarzenia/ipn-kwestionuje-napis-na-tablicy-ku-czci-ulanow-w-oparciu-o-ksiazke-banderowca/; 7 lutego 2019).

„W Wołyniu zginęło 60 tys. Polaków. Udało się odnaleźć ciała 800 z nich, czyli 1,3 procenta i godnie pochować na cmentarzach! Na terenach województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego w ogóle nie były prowadzone ekshumacje, a zginęło tam 70 tys. Polaków! Co gorsza na naszych oczach odchodzą ostatni świadkowie tamtej zbrodni i będzie nam jeszcze trudniej niż obecnie – a proszę mi wierzyć, już jest niemal tragicznie – zlokalizować miejsca, w których znajdują się polskie ofiary ukraińskiego terroru – mówi w rozmowie z PCh24.pl dr Leon Popek (IPN Lublin). Przypomnę, że od wiosny 1943 roku do jego końca ukraińscy nacjonaliści wypalili, dosłownie i w przenośni, żywym ogniem Wołyń z Polaków. Wymordowano 60 tys. naszych rodaków, a ponad 2000 polskich wsi, kolonii, chutorów i miejsc, gdzie mieszkali Polacy zostało zrównanych z ziemią. Kiedy w styczniu 1944 roku zbliżał się front ze wschodu, słychać było sowieckie armaty, Polacy wyczekiwali zmiany sytuacji. Wielu z nich miało nadzieję, że wejście Sowietów ustabilizuje sytuację i pozwoli im przetrwać. Trzeba podkreślić, że na terenie województwa lwowskiego, stanisławowskiego i tarnopolskiego Polacy stanowili mniejszość. Był to efekt polityki Stalina m.in. czterech wywózek sowieckich, przymusowych poborów do Armii Czerwonej, rozstrzeliwania Polaków zamkniętych w więzieniach oraz polityki Niemców, którzy również dokonywali masowych wywózek Polaków na przymusowe roboty do III Rzeszy, a prowadzony przez nich terror nie ustępował a momentami nawet przewyższał terror sowiecki. W efekcie tych działań Polacy zostali pozbawieni inteligencji, działaczy społecznych i wojskowych. Prawie wszyscy zostali eksterminowani. Sowieci i Niemcy pozbawili Polaków na tamtych terenach przywódców i autorytetów. Brakowało wojskowych, leśniczych, lekarzy, czyli ludzi, którzy mogli organizować polską samoobronę. BA! Brakowało broni i amunicji! Czy w takich warunkach nasi rodacy mogli czuć się bezpiecznie? Nie! Jedyne, co im pozostało to albo ucieczka, albo wiara w pomoc, która nigdy nie nadeszła. /.../ Chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt, swego rodzaju „nowość” w porównaniu z ludobójstwem na Wołyniu. Jeżeli chodzi o tereny takie jak Podkamień czy Huta Pieniacka - w mordowaniu ludności polskiej brali udział, oprócz banderowców, także żołnierze dywizji SS-Galizien. Podkreślam: banderowcy współpracowali z niemieckimi nazistami i ramię w ramię mordowali Polaków!” (ROZMOWA Z DR. LEONEM POPKIEM ; w: http://www.pch24.pl/1944---ukrainskie-polowanie-na-polakow-2-0,66333,i.html ; 2019-02-23). 

Ambasada RP w Kijowie wystosowała notę protestacyjną do MSZ Ukrainy w związku z próbami relatywizacji zbrodni w Hucie Pieniackiej - poinformowała PAP rzeczniczka prasowa resortu dyplomacji Ewa Suwara. „Jak wyjaśniła Suwara, przykładem próby relatywizacji tragicznych wydarzeń w Hucie Pieniackiej jest m.in. „stojąca nieopodal pomnika ku czci ofiar, ustawiona w 2018 r. „tablica informacyjna”, która zawiera fałszywy przekaz dot. przebiegu zbrodni z 1944 r., jak również inskrypcja na upamiętnieniu Ukraińców, którzy zginęli w miejscowościach oddalonych ok. 20 km od Huty, głosząca że cześć oddawana jest „ukraińskim mieszkańcom okolicznych wsi zakatowanych przez polskich szowinistów i partyzantów sowieckich”. Ambasada RP w Kijowie wystosowała w tej sprawie notę protestacyjną do MSZ Ukrainy, wskazując, że obecność upamiętnień o takiej treści poddaje w wątpliwość deklarowaną przez władze Ukrainy politykę dobrosąsiedztwa i pojednania w relacjach z Polską oraz prosząc stronę ukraińską o wyjaśnienia dot. legalności i okoliczności powstania obu obiektów - przekazała rzeczniczka MSZ. Jak zaznaczyła, w nocie zapewniono jednocześnie, że Polska jest otwarta na dialog służący wyjaśnieniu wątpliwości historycznych. Na tablicę stojącą obok pomnika ofiar tragedii, na której – po ukraińsku, po polsku i angielsku - napisano, że za zbrodnię odpowiadają „niemieccy naziści”, a we wsi działały „polskie bojówki” zwrócono uwagę także podczas ubiegłorocznych obchodów 74. rocznicy zbrodni w Hucie Pieniackiej. Biorący udział w uroczystościach wiceprezes IPN Krzysztof Szwagrzyk stwierdził wówczas, iż treść napisu na tablicy to „prowokacja ze strony pewnych sił ukraińskich, które chcą na nowo pisać historię”. „Bez względu na to, ile by się takich tablic nie pojawiło, nic nie zmieni faktu, że 28 lutego 1944 roku mieszkańcy Huty Pieniackiej zostali wymordowani przez Ukraińców w służbie niemieckiej” - zaznaczył Szwagrzyk.  (https://wpolityce.pl/historia/435527-relatywizacja-zbrodni-w-hucie-pieniackiej-ambasada-reaguje ). „Przypomnijmy, że obok pomnika ofiar zbrodni znajduje się tablica z opisami w języku polskim, ukraińskim i angielskim. Napisano na niej, już na samym  początku, że „w czasie drugiej wojny światowej w Hucie Pieniackiej funkcjonowała dobrze zorganizowana i uzbrojona polska bojówka, której członkowie dokonywali ataków na Ukraińców z okolicznych wsi”. Dalej można tam przeczytać m.in., że na początku 1944 roku wieś stała się „miejscem dyslokacji czerwonych partyzantów”, którzy wspólnie z „polskimi bojownikami” prowadzili ataki dywersyjne. Napisano też, że za zbrodnię odpowiadają „niemieccy naziści”, wyraźnie wskazując, że był to odwet za „brutalne zamordowanie” dwóch „niemieckich żołnierzy” przez „członków polskiej bojówki”, a ofiarami byli cywile, którzy podczas palenia wsi „nie zdążyli lub nie chcieli opuścić swoich domów”. Można też przeczytać, że „członkowie polskiej bojówki i czerwoni partyzanci” opuścili wieś „natychmiast”, gdy dowiedzieli się o planowanym ataku, „zostawiając mieszkańców cywilnych na pastwę losu”. (https://kresy.pl/wydarzenia/ambasada-rp-w-kijowie-protestuje-przeciwko-relatywizacji-zbrodni-w-hucie-pieniackiej/  26 lutego 2019). W ramach przyjaźni polsko-ukraińskiej i wzajemnych relacji bilateralnych tablice takie powinny stanąć chociażby przy pomnikach ukraińskich w Sahryniu i Pawłokomie,  a zwłaszcza przy postawionych nielegalnie pomnikach zbrodniarzy OUN-UPA w Polsce. Informując  także w trzech językach o rzeczywistych ustaleniach historycznych. 

Sekretarz ukraińskiej komisji ds. upamiętnień Swiatosław Szeremeta poinformował PAP, że w Hucie Pieniackiej planowane są prace poszukiwawcze w miejscach pochowku Polaków, by ustalić dokładną liczbę ofiar wydarzeń z 1944 roku. Biuro Rzecznika Prasowego MSZ w odpowiedzi na zapytanie PAP w tej sprawie podkreśla, że stanowisko Polski zostało wyrażone przez Prezydenta RP Andrzeja Dudę podczas spotkania z Prezydentem Ukrainy Petrem Poroszenką w Charkowie 13 grudnia 2017 r.: „Musimy dbać o to, żeby za wszelką cenę dążono do prawdy i aby między naszymi krajami, narodami nieprawda i pomówienie nie kładły się cieniem”.

Wszelkie badania, w tym ekshumacje, służące dążeniu do prawdy, a nie jej relatywizacji lub negacji, i prowadzone zgodnie z porozumieniami dwustronnymi, które w tym konkretnym przypadku przewidują udział ekspertów Instytutu Pamięci Narodowej, zyskają wsparcie polskich władz - podkreślił resort polskiej dyplomacji.

W tej sytuacji oczekujemy, że zapowiadane ekshumacje zakończy chrześcijański pochówek oraz korekta fałszywej tablicy informacyjnej i upamiętnienia położonego nieopodal polskiego miejsca pamięci. Przede wszystkim jednak oczekujemy, że strona ukraińska umożliwi udział polskich specjalistów w ekshumacjach w Hucie Pieniackiej oraz we wszystkich miejscach, gdzie spoczywają szczątki Polaków - oświadczyło Biuro Rzecznika Prasowego MSZ.

Szeremeta powiedział PAP, że „planowane jest sondowanie terytorium (pochówków) metodą rozkopów”.

Nie jest jednak faktem to, że badania zostaną przeprowadzone w tym roku. Jest to w planach, mieliśmy na to pozwolenie w ubiegłym roku, jednak nie prowadziliśmy wtedy tych prac. Możliwe, że odbędą się one w tym roku – zaznaczył. Według sekretarza ukraińskiej komisji celem prac będzie „potwierdzenie bądź sprostowanie symboliczności tego pomnika oraz policzenie realnej liczby ofiar”. Szeremeta powiedział, że według ukraińskich historyków ofiar wydarzeń w Hucie Pieniackiej jest mniej, niż utrzymuje strona polska. „Sądzę, że jest ich o wiele mniej, niż to, co napisano na pomniku, i mniej, niż twierdzi polski Instytut Pamięci Narodowej” - podkreślił. Szeremeta przekazał PAP, że kwestia prac poszukiwawczych w Hucie Pieniackiej była wcześniej omawiana ze stroną polską. „Rozmawialiśmy o tym ze stroną polską na początku 2017 r., ale strona polska po wydarzeniach w Hruszowicach (Podkarpackie) w kwietniu (tegoż roku) nie zwracała się do nas z wnioskami o przeprowadzenie takich prac. Jednak ukraińscy eksperci podnoszą sprawę omówienia liczby ofiar od dosyć dawna, w celu sprostowania mitów na temat liczby ofiar” - powiedział. Szeremeta zadeklarował, że do ewentualnych prac poszukiwawczych w Hucie Pieniackiej zostaną zaproszeni partnerzy z Polski. Oczywiście, w roli obserwatorów – oświadczył. (Ekshumacje w Hucie Pieniackiej. MSZ: Oczekujemy, że polscy specjaliści będą mogli w nich uczestniczyć. Co zrobi Ukraina?; w: https://wpolityce.pl/historia/435702-ekshumacje-w-hucie-pieniackiej-dopuszcza-polakow ).

Ukraińskie władze planują przeprowadzenie prac poszukiwawczych na terenie wymordowanej 75 lat temu przez SS Galizien i UPA polskiej wsi Huta Pieniacka. Za inicjatywą stoi skompromitowany ukraiński urzędnik Swiatosław Szeremeta, który nie ukrywa, że chodzi mu o zakwestionowanie liczby ofiar podawanej przez stronę polską. O planach ukraińskich władz poinformowało Radio Swoboda. Według niego odpowiednią zgodę na poszukiwania wydało już 4. lutego br. ukraińskie ministerstwo kultury. Prace wykona przedsiębiorstwo „Dola” podlegające lwowskiej radzie obwodowej kierowane przez Swiatosława Szeremetę, który jest również sekretarzem państwowej międzyresortowej komisji ds. upamiętnień. Szeremeta w rozmowie z Radiem Swoboda nie ukrywał, że stronie ukraińskiej chodzi o zakwestionowanie liczby ofiar podawanej przez Polaków, która wynosi około 800 a nawet więcej ofiar. Według niego pomnik w Hucie Pieniackiej stoi na symbolicznym miejscu a „zgodnie z informacją miejscowych mieszkańców i badań ukraińskich historyków” szczątki pomordowanych mogą być pochowane 100-200 metrów od pomnika. „Oczywiste jest, że będzie znacznie mniejsza liczba szczątków niż mówi wersja polska. Chociaż mówi się, że ludzie byli spaleni, ale powinny być spalone kości i pozostałości szkieletów.” – mówił ukraiński sekretarz oskarżając polską stronę o „polityczną arytmetykę”. Radio Swoboda napisało, że według ukraińskich historyków w Hucie Pieniackiej zginęło „ponad 200 osób”. Według Szeremety „o konieczności przebadania miejsca mordu rozmawiano ze stroną polską jeszcze w 2017 roku”, ale od czasu demontażu pomnika UPA w Hruszowicach (i zablokowania polskich prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych na Ukrainie) „ze strony Polski do międzyresortowej komisji nie było wniosków odnośnie robót poszukiwawczych”. Nie wiadomo, jeszcze, kiedy dokładnie strona ukraińska chce rozpocząć prace w dawnej Hucie Pieniackiej. Według Szeremety ma to się stać „w tym roku”. (https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/ukraina/ukraina-planuje-ekshumacje-w-hucie-pieniackiej-by-zakwestionowac-liczbe-polskich-ofiar/ ; 26 lutego 2019). W Sahryniu i Pawłokomie ekshumacje nie potwierdziłyby ilości nawet połowy ofiar zapisanych na pomnikach.

Ponad połowa ze 123 ukraińskich miejsc pamięci w Polsce powstała bez stosownych zezwoleń i uzgodnień lokalizacyjnych – poinformował wiceminister Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Jarosław Sellin. Na terytorium Polski znajdują się 123 ukraińskie miejsca pamięci, co dotyczy zarówno mogił, w tym pojedynczych kwater i grobów zbiorowych, jak i upamiętnienia osób narodowości ukraińskiej. Wiceminister dodał, że ponad połowa z nich, około 70, „powstało bez stosownych zezwoleń i uzgodnień lokalizacyjnych”. „Spoczywają w tych miejscach polegli w wyniku działań wojennych członkowie organizacji OUN-UPA, Armii Ukraińskiej Republiki Ludowej i Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej z okresu 1918-1921, ale również ofiary cywilne, które poniosły śmierć w wyniku akcji Wisła” – powiedział Sellin. Jak wyjaśniał wiceminister, ukraińskie miejsca pamięci znajdują się w 80 miejscowościach w Polsce, z czego najwięcej z nich (50) jest na Podkarpaciu, a w dalszej kolejności w Lubelskiem (21), w Małopolsce (4).

Zaznaczył, że państwo polskie nie ma możliwości sprawowania opieki nad pomnikami wzniesionymi na terenie naszego kraju nielegalnie, ponieważ od czasu podpisania stosownej umowy w 1994 roku, żadna ze stron nie sporządziła odpowiedniego wykazu miejsc pamięci i spoczynku. Obecnie opieką państwową objęte są wyłącznie obiekty wpisane do ewidencji grobów i cmentarzy wojennych. Wśród „najbardziej dyskutowanych miejsc” w ciągu ostatnich paru lat przedstawiciel resortu kultury wymienił m.in. korespondencję ws. grobów żołnierzy URL w Łańcucie (na wniosek ambasadora Ukrainy odnośnie liczby pochowanych i inskrypcji dotyczącej atamana Symona Petlury), symbolicznego grobu Petlury w Warszawie, a także „sprawy problemowe”.

„W związku z powtarzającymi się aktami wandalizmu ukraińskich miejsc pamięci, MKiDN skierował w 2017 roku okólnik do wojewodów, prosząc o niezwłoczne informowanie o tego typu zdarzeniach (…) a także podjęcie działań mających na celu usunięcie skutków aktów wandalizmu, ujecie i osądzenie sprawców i podjęcie czynności zmierzającym do uniknięcia tego rodzaju zdarzeń w przyszłości” – mówił wiceminister Sellin. Dodał, że dokument zawierał też prośbę do władz samorządowych „przeprowadzających bądź planujących demontaż upamiętnień ukraińskich wzniesionych nielegalnie, o realizację takich przedsięwzięć w sposób godny, bezpieczny, uporządkowany, przez wykwalifikowanych wykonawców, z poszanowaniem państwowych i religijnych symboli i po uprzednim poinformowaniu ministra kultury i właściwego terytorialnie wojewody”. Wiceminister mówił, że najwięcej problemów dotyczyło m.in. wzniesionego nielegalnie na wzgórzu Monastyrz pomnika poległych członków UPA (później de facto zalegalizowany). Po interwencji ambasadora Ukrainy w MKiDN w 2018 roku polecono wojewodzie podkarpackiemu wpisanie tego obiektu do ewidencji grobów i cmentarzy wojennych. Wojewoda odmówił dokonania tego wpisu, argumentując swoją decyzję negatywną opinią rzeszowskiego oddziału IPN” - wyjaśnił Sellin. Mówił też m.in. o nielegalnie wzniesionych obiektach w Radrużu, w Werchratej czy w Hruszowicach. Odnośnie tego ostatniego stwierdził, że został on zdemontowany zgodnie z prawem, choć „doprowadziło to do napięcia polsko-ukraińskiego” na szczeblu państwowym, w związku z czym ukraiński IPN oraz międzyresortowa komisja ds. upamiętnień ogłosiły moratorium na prowadzenie przez stronę polską poszukiwań i ekshumacji szczątków ofiar polskich na Ukrainie.

„Strona ukraińska po prostu uzależniła rozwiązanie kwestii polskich upamiętnień na terenie Ukrainy od uzyskania pozytywnych decyzji strony polskiej ws. własnych postulatów, m.in. w sprawie tychże Hruszowic” - mówił Sellin. Dodał, że ukraiński IPN nie zgodził się z wynikami badań strony polskiej na miejscu rozebranego upamiętnienia UPA w Hruszowicach, które wykazały,że nie ma tam żadnych grobów upowców. Podczas rozmów związanych z wycofaniem zakazu polskich prac poszukiwawczo-ekshumacyjnych Ukrainie, postawiono warunek legalizacji wszystkich upamiętnień ukraińskich w Polsce, bez żadnej weryfikacji. IPN nie może się na to zgodzić. Rok temu w raporcie z działalności za 2017 rok, ukraiński IPN stwierdził, że na 323 polskich miejsc pamięci na Ukrainie bez zezwoleń postawiono 166. (https://kresy.pl/wydarzenia/wiceminister-kultury-ponad-polowa-ukrainskich-miejsc-pamieci-w-polsce-powstala-nielegalnie  ; 27 lutego 2019 ).

Posąg lwa stojący przy Łuku Sławy na Cmentarzu Obrońców Lwowa, którego obudowę zniszczyła wcześniej wichura, został pospiesznie owinięty folią. W październiku br. Lwowska Rada Obwodowa w przyjętym dokumencie zażądała usunięcia posągów lwów z Cmentarza Orląt Lwowskich. Ukraińscy deputowani uznali je za „symbol polskiej okupacji Lwowa” i twierdzą, że ustawiono je niezgodnie z prawem. Niedługo potem w sprawie wypowiedział się ukraiński wicepremier Pawło Rozenko, który uważa, że sytuacja wokół posągów lwów to wynik naruszenia obowiązującego na Ukrainie prawa. Sugerował też, że nie będzie ingerował w przypadku ewentualnej decyzji lwowskiego samorządu o usunięciu posągów, podobnie jak Międzyresortowa Komisja ds. Upamiętnień. (https://kresy.pl/wydarzenia/uwolniona-przez-wichure-rzezbe-lwa-na-cmentarzu-orlat-owinieto-folia-foto/ ; 12 marca 2019 ). Ponieważ pomniki zbrodniarzy z OUN-UPA postawione zostały w Polce niezgodnie z obowiązującym prawem powinny zostać obudowane płytami lub owinięte folią – jako symbol wzajemnych przyjacielskich relacji polsko-ukraińskich.

W wyborach prezydenckich w drugiej turze, która odbyła się 21 kwietnia 2019, zwyciężył Wołodymyr Zełenski, który  uzyskał poparcie 73,2% głosów zdecydowanie pokonując starającego się o reelekcję Petera Poroszenkę.  Urząd prezydenta objął po zaprzysiężeniu 20 maja 2019. Ogłosił następnie rozwiązanie parlamentu. W przedterminowych wyborach z 21 lipca 2019 związana z nim partia Sługa Ludu uzyskała większość bezwzględną w parlamencie. Zapewne jednak w relacjach polsko-ukraińskich kontynuowany będzie ten sam styl „przyjaźni”, nawiązujący do wzorców polsko-sowieckich, gdzie „bohaterską Armię Czerwoną”, zastępuje jeszcze bardziej „bohaterska” OUN-UPA.  Na Ukrainie role zostały „zapisane” po Majdanie: gospodarka , a więc i finanse, przypadły oligarchom pochodzenia żydowskiego, natomiast „polityka historyczna” postbanderowcom, wspieranym głównie przez „dzieci i wnuczęta Bandery” z Kanady i USA. Żydzi mają więc pieniądze, faszyści ukraińscy pomniki swojego wodza – i przy okazji wciąż nękają Polskę, co odpowiada tym od pieniędzy. Dlatego nie ma tutaj żadnych szans na rządzenie jakiś Janukowycz. Historia potrafi czasem zakpić i hasła „dziadka banderowca”, że „polskie mordy już dość się napasły na ukraińskiej ziemi” ich ich dzieci i wnuki parodiują w Polsce „pasąc się na polskiej ziemi” (ponad dwa miliony osób).  

Przewodniczący Ukraińskiego Komitetu Żydowskiego Eduard Dolinsky odnotował na swoim profilu w mediach społecznościowych wysyp letnich imprez, które mają wychowywać ukraińskie dzieci i młodzież w duchu nacjonalistycznym, w tym banderowskim. Zdaniem Dolinskiego „obecne lato jest bogate w zajęcia dla młodzieży”. Żydowski działacz wymienił szereg imprez, które odbywają się na Ukrainie: festiwal „Bandrsztat” koło Łucka, festiwal na cześć ideologa radykalnego ukraińskiego nacjonalizmu Dmytra Doncowa w Melitopolu, obóz „Banderowiec” w rejonie drohobyckim, festiwal „Tropami Tarasa Borowcia” w Olewsku, obóz „Bohaterów UPA” imienia Omelana Hrabca w obwodzie winnickim, duchowo-patriotyczny obóz na cześć „Bohaterów OUN «Hurkało»” w rejonie skoleckim, wojenno-patriotyczny obóz „Czarna sotnia” w Rakowczyku, obóz „Odważny” w rejonie horochowskim organizowany przez organizację „Tryzub imienia Stepana Bandery”, wszechukraiński obóz „Chorąży” w Kowlu imienia jednego z dowódców UPA Wasyla Iwachiwa, obóz Narodowego Aliansu „Legioner”, obóz „Tropami niepokonanych” poświęcony bojowi UPA z NKWD i tym podobne. Jak stwierdził szef Ukraińskiego Komitetu Żydowskiego wszystkie te imprezy łączy fakt, iż są poświęcone osobom, które były nazistowskimi kolaborantami bądź zbrodniarzami wojennymi, „a w większości – jednymi i drugimi”. Działacz zwrócił też uwagę na udział duchownych w nacjonalistycznych imprezach dla dzieci i młodzieży. „Zdecydowana większość tych obozów jest finansowana przez państwo za pośrednictwem ministerstwa ds. młodzieży i sportu oraz lokalnych władz. Ministerstwo stworzyło nawet specjalny dział edukacji narodowo-patriotycznej. Dziesiątki milionów hrywien są wyciągane na nacjonalistyczne obozy z kieszeni zwykłych Ukraińców. Dzieciom pierze się na nich mózgi i zmienia świadomość.” - stwierdził Dolinsky. (https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/ukraina/dolinsky-zwrocil-uwage-na-wysyp-banderowskich-obozow-dla-mlodziezy-na-ukrainie-foto/ ;14 sierpnia 2019).

W Polsce niemal zupełnie niezauważona przeszła niedawna wizyta Benjamina Netanjahu w Kijowie. Była ona wydarzeniem wyjątkowym, ponieważ Ukraina jest - obok Izraela - jedynym państwem na świecie, w którym zarówno prezydent, jak i premier są Żydami. Benjamin Netanjahu odwiedził m.in. Babi Jar pod Kijowem, czyli największe miejsce kaźni Żydów na wschodzie naszego kontynentu. Przy okazji warto zauważyć, że przywódcy Izraela rzadko podczas publicznych wystąpień wyciągają problem współpracy z Niemcami ukraińskich formacji kolaboranckich w czasie II wojny światowej - przynajmniej, jeśli porównamy to z liczbą rozlicznych zarzutów pod adresem postawy Polaków wobec Holokaustu. Jedną z niewielu wyjątkowych tego typu sytuacji było wystąpienie w 2016 roku w parlamencie w Kijowie prezydenta Izraela Reuwena Riwlina. Skrytykował on wówczas ukraińską politykę historyczną gloryfikującą UPA. Przypomniał też o współsprawcach zbrodni pochodzenia ukraińskiego. Poza tym zdarzały się też jednostkowe przypadki, gdy organizacje żydowskie (np. Światowy Kongres Żydów) potępiały władze Ukrainy za nadawanie ulicom imion tamtejszych nacjonalistów, np. Stepana Bandery. Od czasu do czasu historycy izraelscy wspominali też o pogromie lwowskim, mordach w Drohobyczu czy strażnikach w obozach koncentracyjnych. Historie te były jednak nagłaśniane jedynie sporadycznie. Przy okazji wizyty Netanjahu w Kijowie zapytałem więc moich znajomych ukraińskich dziennikarzy, dlaczego ich naród jest tak rzadko krytykowany za postawę podczas II wojny światowej w porównaniu np. z narodem polskim, który nieustannie oskarżany jest o zbiorowy antysemityzm, masowe szmalcownictwo, współsprawstwo w Holokauście czy rabunek pożydowskich majątków. Na dodatek - w odróżnieniu od Polski - w przestrzeni publicznej na Ukrainie nie istnieje niemal w ogóle temat odszkodowań za bezspadkowe mienie żydowskie. Jest to o tyle zastanawiające, że większość przedwojennych obywateli Rzeczypospolitej narodowości żydowskiej zamieszkiwała wschodnie tereny II RP należące dziś do Ukrainy, Białorusi i Litwy. To właśnie te trzy kraje powinny być więc w pierwszym rzędzie adresatami żydowskich roszczeń, ponieważ tam pozostały majątki większości ofiar Holokaustu. Tymczasem Kijów nie jest poddawany w tej sprawie takiej presji jak Warszawa. Dlaczego tak się dzieje? W odpowiedzi od moich ukraińskich znajomych usłyszałem, że być może tajemnica tkwi w tym, iż wielu przedstawicieli tamtejszych elit politycznych i biznesowych jest z pochodzenia Żydami, którzy otwarcie to zresztą przyznają. I nie chodzi tu bynajmniej tylko o obecnego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego czy premiera Wołodymyra Hrojsmana. Najpotężniejszy dziś człowiek na Ukrainie, miliarder i oligarcha Ihor Kołomojski jest obywatelem Izraela oraz przewodniczącym Europejskiej Unii Żydowskiej i Zjednoczonej Wspólnoty Żydowskiej Ukrainy - najważniejszej organizacji tej mniejszości narodowej w kraju. W 2012 roku wybudował w Dniepropietrowsku (dziś: Dnipro) największe na świecie centrum kultury żydowskiej Menorah (50 tysięcy metrów kwadratowych, siedem wież, 20 pięter). Warto zobaczyć w internecie…

Kolejnym niezwykle wpływowym oligarchą jest Wadim Rabinowicz, od lat stojący na czele Ogólnoukraińskiego Kongresu Żydowskiego. Niegdyś był współzałożycielem i pierwszym przewodniczącym Zjednoczonej Wspólnoty Żydowskiej Ukrainy. Podobnie jak Kołomojski posiada też obywatelstwo Izraela. Do żydowskich korzeni przyznaje się również jeden z najbogatszych ludzi w państwie (prywatnie zięć Leonida Kuczmy) Wiktor Pinczuk. Fundacja jego imienia jest jednym z najhojniejszych mecenasów kultury żydowskiej na Ukrainie, a także finansuje liczne projekty badawcze dotyczące historii Holokaustu. Znaczącym oligarchą wyznania mojżeszowego pozostaje też przewodniczący gminy żydowskiej w Dnipro - Giennadij Bogoliubow, również jeden z dobrodziejów centrum Menorah.

Obywatelstwo Izraela posiada także inny biznesmen z tego grona Juchym Zwiahilski (w 1994 roku był on oskarżony o nielegalne wywiezienie 300 milionów dolarów w gotówce do Izraela przy pomocy tamtejszych służb specjalnych; w latach 1994-1997 znalazł schronienie w Izraelu, uchodząc w ten sposób wymiarowi sprawiedliwości, by potem bez problemów powrócić do kraju).

Podobnych przykładów można podać więcej. Co z tego jednak wynika, zdaniem moich ukraińskich rozmówców? Otóż politycy i biznesmeni, którzy są zarazem aktywnymi działaczami organizacji żydowskich i hojnymi mecenasami żydowskiego życia kulturalnego, a niekiedy nawet obywatelami Izraela, mają zupełnie inną pozycję wyjściową w rozmowach z reprezentantami międzynarodowych organizacji żydowskich czy władz izraelskich niż przedstawiciele polskich elit. My takich polityków i oligarchów nie mamy. W związku z tym oni są w stanie załatwić znacznie więcej dla Ukrainy w niektórych sprawach niż Polacy dla swego kraju. Warto o tym pamiętać.  (Grzegorz Górny: Ukraina, czyli jedyny – obok Izraela – kraj na świecie, gdzie prezydent i premier są Żydami; w:

https://wpolityce.pl/polityka/460544-ukraina-kraj-gdzie-prezydent-i-premier-sa-zydami; 23 sierpnia 2019). Widocznie za pomocą ich kont bankowych Ukraina w sposób zadowalający spłaca „odszkodowania za bezspadkowe mienie żydowskie”.  

W marcu 2015 r. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przyznał Ukrainie 17,5 mld USD (czyli prawie 80 mld zł – to tyle, ile przez cztery lata kosztował program 500 plus w Polsce). Zaangażowanie Polski szacowane jest na cztery miliardy złotych. Po zwycięstwie nowego prezydenta, którym został Wołodymyr Zełenski, komik sponsorowany przez jednego z oligarchów, którzy dorobili się miliardów na okradaniu Ukrainy Ihora Kołomojskiego, zaczęto oficjalnie już mówić o oficjalnym ogłoszeniu bankructwa tego państwa. Na wzór Grecji czy Argentyny. Polskie zaangażowanie finansowe na Ukrainie, jak też całe wspieranie polityczne kolejnych złodziejskich reżimów, to zwyczajne wyrzucanie pieniędzy w błoto. Dziś Ukraina jest o jedną trzecią biedniejsza niż po rozpadzie Związku Sowieckiego. Dla porównania Polska wzbogaciła się w tym czasie trzykrotnie. Ukraina nie ma elit ani klasy średniej, która może rządzić państwem. Stan permanentnego chaosu jest tam wpisany w strukturę rządzenia krajem. Właściciele 90 proc. majątku na Ukrainie mieszczą się w jednej, niespecjalnie dużej, weselnej sali. Jedyny konsensus ukraińskie elity mają w antypolonizmie i prymitywnym gloryfikowaniu zbrodniarzy z Ukraińskiej Powstańczej Armii, odpowiadających za holokaust Polaków na Wołyniu. W latach 90., gdy Europa brała się za ściganie zbrodniarzy z byłej Jugosławii, zbrodniarze z UPA spokojnie dożywali sobie starości. Niektórzy z nich żyją nawet do dziś, nie niepokojeni przez nikogo. W Polsce nikt nie wpadł na pomysł nie tylko osądzenia prawnego, ale także moralnego. Prawda o zbrodni wołyńskiej była przemilczana przez elity III RP w imię budowania relacji z Ukrainą. Jednak zakładając to absurdalne stanowisko nikt w Polsce nie zadał sobie z trudu, kogo i w jakim celu wspieramy. Ten sen o nowej Rzeczpospolitej narodów nie miał racji bytu od samego początku. Nikt z nami poważnie rozmawiać nie chciał. Ukraińskie elity chętnie biorą od Polski pieniądze, ale w zamian nie dają nic. Blokuje się nawet takie czynności jak remonty zabytków polskiej kultury czy ekshumacje ofiar ukraińskiego ludobójstwa. W imię tego, aby zakpić z Polaków i pokazać nam, że nie rządzimy już na Ukrainie. W 2015 r. słynne było symboliczne „naplucie w twarz” odwiedzającemu Ukrainę Bronisławowi Komorowskiemu i uchwaleniu w jego obecności ustawy gloryfikującej UPA. Pomijając skalę zbrodni, można to porównać do sytuacji, w której w trakcie wizyty prezydenta Izraela w Niemczech Bundestag wpadł na pomysł gloryfikowania funkcjonariuszy zbrodniczych formacji typu SS.

Pytanie: po co Polska wrzuca pieniądze i inwestuje w bijatykę różnych złodziejskich frakcji na Ukrainie? Lepiej byśmy zrobili wydając te pieniądze na wojsko, które pomogłoby poradzić sobie z czarnym scenariuszem. Główny polski błąd polega na tym, że próbując dogadywać się z ukraińskimi elitami przykładaliśmy do nich europejski, zachodni sposób myślenia, a tam jest czysty, dziki Wschód i przez ładnych parę dekad tam się nie zmieni. Przynajmniej dopóki utrzymywanie eldorada dla złodziei w centrum Europy będzie się miejscowym oligarchom opłacało. (Bogdan Konopka: Stracona Ukraina. Państwo nie ma elit ani klasy średniej, która może rządzić państwem ; w: https://warszawskagazeta.pl/swiat/item/6560-stracona-ukraina-panstwo-nie-ma-elit-ani-klasy-sredniej-ktora-moze-rzadzic-panstwem ; 26 sierpnia 2019 ).

Od dobrych kilku lat, obserwując tzw. dialog między Episkopatem Polski a Ukraińskim Kościołem Greckokatolickim reprezentowanym przez abp. Światosława Szewczuka, zastanawiam się, z jakim tak naprawdę pojednaniem mamy do czynienia. Z jednej strony bowiem z ust ukraińskiego hierarchy padają górnolotne słowa podpierane Ewangelią, z drugiej jednak oficjalnie przyznaje się on do banderowskich sentymentów, uważając ludobójców spod znaku tryzuba za patriotów, a samą, szatańską w swej istocie, nazistowską ideologię – za przejaw patriotyzmu.

To dwuznaczne stanowisko wyrażał wielokrotnie. Również w Polsce. W 2018 roku ukazała się jego książka „Dialog leczy rany”, w której jasno wyłuszczył swoje poglądy, skutecznie mieszając wiarę z ideologią. W prezentowanej podczas uroczystej konferencji w KEP publikacji abp Światosław Szewczuk mordów dokonanych przez Ukraińców na Polakach nie nazywa ludobójstwem, natomiast akcję „Wisła” określa mianem „czystki etnicznej”, co jest zdumiewające, biorąc pod uwagę, iż była to akcja przesiedleńcza, w której ludzie bynajmniej nie ginęli, ale byli przesiedlani, aby ukrócić dokonywanie przez nich kolejnych mordów. W tym kontekście słowa, które padły z jego ust 27 sierpnia bieżącego roku na Jasnej Górze delikatnie mówiąc dają do myślenia. Kiedy polski Episkopat po II wojnie światowej wystosował słynny list do biskupów niemieckich miał jasną sytuację, ponieważ niemiecki Episkopat jednoznacznie potępił nazizm, podczas gdy Światosław Szewczuk czyni dokładnie odwrotnie, nazizm ukraiński (banderyzm) traktując nie jako zbrodniczą wersję nacjonalizmu, ale jako patriotyzm stanowiący nieodłączny element ukraińskiej tożsamości. Na próżno też czekamy na postulowane przez Jana Pawła II „oczyszczenie pamięci historycznej” polegające na wyrzeczeniu się przez stronę ukraińską zbrodniczej ideologii, szczerym potępieniu jej i zadośćuczynieniu, jeżeli nie finansowym, to przynajmniej moralnym. Polacy czekają, aby Światosław Szewczuk upomniał się o groby niepochowanych po rzezi wołyńskiej polskich ofiar, a nie wyświęcał kolejne krzyże ku czci OUN-UPA, jak ten w Samborze… (Anna Wiejak: Pojednanie, czy pozory pojednania? Jaki rzeczywiście jest dialog między Episkopatem polskim i ukraińskim? ; https://wpolityce.pl/kosciol/461438-pojednanie-czy-pozory-pojednania ).  

Rząd Ukrainy zwolnił ze stanowiska prezesa Instytutu Pamięci Narodowego tego kraju Wołodymyra Wiatrowycza, uważanego za jednego z architektów ukraińskiej polityki historycznej i uznawanego w Polsce za apologetę działalności OUN-UPA. Wiatrowycz poinformował o zwolnieniu w środę na swoim Facebooku. Jak oświadczył, w ciągu trwającej od 2014 roku kadencji zdołał zrealizować większość postawionych sobie celów. „Uzyskałem od premiera Ołeksija Honczaruka zapewnienie, że nie zważając na zmianę na stanowisku prezesa, Instytut zachowa status organu władzy oraz instrumentu polityki pamięci narodowej, a format i kierunki jego pracy będą kontynuowane” – napisał.  (https://wpolityce.pl/swiat/464383-kontrowersyjny-szef-ukrainskiego-ipn-odwolany ; 18 września 2019 ).

Wołodymyr Wjatrowycz, do niedawna szef Ukraińskiego IPN, ponownie pracuje dla tej instytucji, prowadząc nowy program historyczny, o wyraźnie propagandowych cechach. W pierwszym odcinku, poświęconym początkom wojny polsko-ukraińskiej próbuje przedstawić początek walki o Lwów jako ukraińskie zwycięstwo i mówi o „polskiej okupacji Galicji i Wołynia”. W czwartek 31 października oficjalnie poinformowano, że ten znany kłamca wołyński i apologeta Stepana Bandery oraz OUN-UPA, poprowadzi „IstFatk”. To nowy cykl krótkich nagrań zamieszczanych w sieci, w formule programu popularyzującego historię Ukrainy w formie pytań-odpowiedzi, z infografikami i animacjami komputerowymi. Wiatrowycz pełni tam rolę lektora-narratora.

Tego samego dnia oficjalnie zaprezentowano pierwszy odcinek serii „IstFaktu”, zatytułowany „Listopadowy zryw”. Pod tą nazwą na Ukrainie określa się wydarzenia z początku listopada 1918 roku. 1 listopada Ukraińcy, którzy stanowili tylko niecałe 10 proc. ludności Lwowa, ogłosili w tym mieście powstanie tzw. Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej (ZURL). Próbie oderwania Lwowa i okolicznych ziem od odradzającej się Polski sprzeciwili się polscy mieszkańcy Lwowa, co dało początek wojnie polsko-ukraińskiej. Lwów został wyzwolony 22 listopada 1918 r., natomiast w ciągu niespełna roku siły ukraińskie zostały pokonane i wyparte za rzekę Zbrucz. W ostatnich latach ukraińskie władze Lwowa świętują jednak na początku listopada rocznicę powstania antypolskiej ZURL.

Już na wstępie programu Wjatrowycz podkreśla, że Ukraińcy w zasadzie gołymi rękami zrobili przewrót wojskowy we Lwowie i „wyrwali miasto z rąk Polski i Austrii”. Kontynuuje, że w wyniku rozpadu Austro-Węgier i proklamowania kolejnych państwa „powstało pytanie, co będzie z Galicją, do której wówczas pretendowali i Ukraińcy, i Polacy”, przy czym mapa wskazuje, że pod tym pojęciem rozumie także m.in. ziemię przemyską. Jak powiedział, w związku z przyznaniem Lwowa Polsce i planowanym na 1 listopada 1918 r. przyjazdem do miasta delegacji Polskiej Komisji Likwidacyjnej, w celu objęcia władzy w imieniu Polski, Ukraińcy „o jeden dzień wyprzedzili Polaków” i zorganizowali powstanie, uprzedzając polską akcję. Podaje przy, że Polacy stanowili około połowy mieszkańców Lwowa, a Ukraińcy blisko 20 procent, tym samym zawyżając odsetek Ukraińców. Zaznacza, że większą część miasta, w tym ważne punktu jak ratusz czy dworzec kolejowy, udało się zająć dzięki zaskoczeniu i twierdzi, że „na budynkach wisiały [ukraińskie] flagi i Lwów stał się ukraiński”. Później mówi o tym, że Polacy walczyli starając się odzyskać miasto. Nie wspomina jednak, że nastąpiło to już stosunkowo szybko (mówi jedynie, że „przez trzy tygodnie na ulicach toczyły się walki”) ani o tym, że do walki ruszyli zasadniczo lwowscy Polacy. Z jego wypowiedzi odnosi się raczej wrażenie, że o Lwów bili się raczej polscy żołnierze, którzy przybyli tam w ramach wojny polsko-ukraińskiej. „W tej wojnie zwyciężyła Polska i okupowała Galicję i Wołyń aż do drugiej wojny światowej” – mówi Wjatrowycz. Podkreśla przy tym, że Ukraińcy odnieśli jednak „zwycięstwo tak potrzebne im w ważnym XX wieku”. Zapowiedziano już kolejne odcinki „IstFaktu”.

(Wiatrowycz wraca do ukraińskiego IPN; w:  https://kresy.pl/wydarzenia/wjatrowycz-wraca-do-ukrainskiego-ipn-prowadzi-nowy-program-w-ktorym-mowi-o-polskiej-okupacji-lwowa-video/; 2 listopada 2019 ).

13 listopada od CKW wpłynęła uchwała Rady Najwyższej Ukrainy w sprawie wcześniejszego wygaśnięcia mandatu Łucenko, oraz dokumenty dotyczące rejestracji Wiatrowycza jako deputowanego ludowego. Po przeanalizowaniu odpowiednich dokumentów, Centralna Komisja Wyborcza postanowiła uznać wybór Wiatrowycza na deputowanego ludowego w ogólnokrajowym okręgu wieloosobowym z listy „Europejskiej Solidarności”, a następnie zarejestrowało go. Podczas spotkania szef CKW Oleg Didenko wręczył Wiatrowyczowi certyfikat deputowanego ludowego.

4 listopada Irina Łucenko złożyła wniosek o wcześniejsze wygaszenie swojego mandatu deputowanej. Jej mąż, Jurij Łucenko, oświadczył, że jej wniosek wynika z problemów z zdrowotnych. 12 listopada Rada Najwyższa wygasiła jej mandat. Zgodnie z procedurą miejsce Łucenko w Radzie Najwyższej Ukrainy powinien następny kandydat na liście wyborczej, którym była Natalia Bojko. Odrzuciła ona jednak propozycję zajęcia miejsca parlament. Następny w kolejności był Wiatrowycz. (https://kresy24.pl/wiatrowycz-zostal-deputowanym-do-rady-najwyzszej-ukrainy/ ; 15 listopada 2019). Aż dwie osoby „musiały zrezygnować”, aby Wiatrowycz mógł zostać deputowanym. 

Grupa polskich i ukraińskich działaczy odwiedziła w niedzielę Werchratę na Podkarpaciu, gdzie kilka lat temu doszło do zniszczenia dwóch pomników UPA. Aktywiści przynieśli ze sobą materiały budowlane, przy pomocy których częściowo odnowili pomnik w Werchracie znajdujący się na miejscowym cmentarzu. Postawili też w jego miejscu dębowy „kozacki krzyż” z godłem Ukrainy – tryzubem. Przy odnowionym pomniku odbyła się modlitwa poprowadzona przez greckokatolickiego duchownego Iwana Tarapackiego i dominikanina o. Tomasza Dostatniego.

Uczestnicy uroczystości oraz ukraińskie media w relacjach z tego wydarzenia pomnik na cmentarzu w Werchracie określają konsekwentnie mianem „mogiły”. Także o. Dostatni błogosławił „krzyż, który stawiamy na chrześcijańskim grobie” oraz modlił się o „wskrzeszenie do życia w chwale” osób rzekomo pochowanych w tym miejscu. Należy jednak zaznaczyć, że jak wynika z opracowania Kazimierza Krajewskiego z IPN Warszawa, które ukazało się w Biuletynie IPN, pomnik w Werchracie był nielegalnym upamiętnieniem symbolicznym. Przypomnijmy, że podobne zabiegi były stosowane wobec nielegalnego pomnika UPA w Hruszowicach – najpierw usiłowano zapobiec jego rozbiórce twierdząc, iż jest to pomnik nagrobny, a później na tej samej podstawie żądano jego odbudowy. Dopiero ekshumacja przeprowadzona przez IPN dowiodła, że pomnik w Hruszowicach był upamiętnieniem symbolicznym. 

Aktywiści odwiedzili również pobliską górę Monastyr, gdzie znajduje się zbiorowy grób kilkudziesięciu członków OUN-UPA zabitych w 1945 roku przez NKWD. W 2015 roku nieznani sprawcy rozbili płytę na pomniku nagrobnym; strona ukraińska do dzisiaj domaga się od polskich władz odnowienia tego pomnika. Tam również obyła się uroczystość religijna, a także odczytano apel pod nazwą „Nie zapominajmy o zburzonych ukraińskich mogiłach w Polsce”. W apelu przypomniano m.in., że „pomimo upływu 4-5 lat od poszczególnych prowokacji i wandalizmu centralne władze Rzeczypospolitej Polskiej, Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Instytut Pamięci Narodowej i inne organy odpowiedzialne za ochronę miejsc pamięci nie podjęły żadnych działań, aby naprawić wyrządzone zło”. Wezwano do odbudowy zniszczonych miejsc – co ważne, nie tylko „mogił i cmentarzy”, ale także „pomników”. W ukraińskich oraz proukraińskich mediach zniszczone miejsca konsekwentnie są nazywane „ukraińskimi”, bez uszczegółowienia, że wszystkie one są związane z historią ludobójczych organizacji OUN i UPA. Apel odczytali kolejno polscy działacze: Jarosław Chołodecki, Danuta Kuroń, Bartosz Piechowicz, Rafał Suszek, Danuta Przywara i Izabella Chruślińska. Podpisali się pod nim także tacy działacze jak Zbigniew Bujak, Władysław Frasyniuk, Janusz Onyszkiewicz, Henryk Wujec i inni. Jak wynika z facebookowego komentarza Izabelli Chruślińskiej, uroczystość była zainicjowana przez grupę osób z „polskich środowisk aktywnych w dialog polsko-ukraiński”. Zaprosili oni do niej Ukraińców z Polski i Ukrainy. (Aktywiści odnowili pomnik UPA w Werchracie

https://kresy.pl/wydarzenia/polska/aktywisci-odnowili-pomnik-upa-w-werchracie-i-wezwali-do-odnowienia-mogil-i-pomnikow-upa-w-polsce-foto-video/ ; 04 listopada 2019).   

Taras Kaczka, ukraiński wiceminister rozwoju gospodarczego, handlu i gospodarki rolnej, uważa, że stanowisko Polski w kwestii limitów przewozowych dla Ukrainy jest „gospodarczym ludobójstwem” i szkodzeniem ukraińskiej gospodarce. „Uważam, że to [stanowisko Polski – red.] jest w rzeczywistości gospodarczym ludobójstwem i jawnym znęcaniem się nad ukraińską gospodarką. To dusi nasz handel z Unią Europejską” – powiedział Kaczka. Ukraiński wiceminister dodawał, że Ukraina tak długo będzie zwracała uwagę na ten problem, „aż zostanie on rozwiązany”. Według niego ukraińskie władze stoją na stanowisku, że sprawa limitów na przewozy nie jest kwestią dwustronną, lecz „sprawą świadomej szkody dla naszych gospodarczych stosunków z Unią Europejską”. Strona ukraińska domaga się od Polski przydzielenia ukraińskim przewoźnikom większej liczby licencji na przewozy towarowe do Polski i na tranzyt przez Polskę na zachód Europy. Według agencji Ukrinform 25 października br. podczas spotkania polsko-ukraińskiej komisji ds. międzynarodowego transportu drogowego strony uzgodniły, że w 2019 roku Polska przydzieli Ukrainie dodatkowych 5 tys. zezwoleń. W październiku br. wicepremier Ukrainy, Dmytro Kułeba stwierdził, że jego kraj oczekuje ustępstw polskiej strony, po tym gdy Ukraińcy ustąpili w kwestiach stawianych przez Warszawę. Jak skonkretyzował, chodzi mu na odpowiedź Warszawy „na działania ukraińskich władz w dziedzinie polityki historycznej”. (Za: https://kresy.pl/wydarzenia/regiony/ukraina/ukrainski-wiceminister-zarzucil-polsce-gospodarcze-ludobojstwo/ ).

Wolyn1943: „Czy polski minister rolnictwa lub premier równie stanowczo stawiali sprawę, gdy Ukraina wprowadziła embargo na polskie mięso? Czy Ukraina wówczas przejęła się potrzebami polskich rolników, hodowców i producentów?”. 

Polska jest więc sprawcą „ludobójstwa gospodarczego” na Ukrainie, która szlachetnie „w dziedzinie polityki historycznej„ zgodziła się na poszukiwanie mogił żołnierzy polskich poległych pod Lwowem we wrześniu 1939 roku w walce z Niemcami. Bo o ekshumacjach polski ofiar ukraińskiego ludobójstwa tymczasem cicho i zapewne strona ukraińska nie zechce do nich dopuścić, szykując jakiś pretekst zwalający winę na stronę polską.

Radni gm. Horyniec-Zdrój chcą zobowiązać wójta do „wykonania wszelkich czynności zmierzających do usunięcia naruszających polskie prawo pomników UPA”, które znajdują się na terenie gminy. Sprawa dotyczy takich obiektów ku czci UPA, jak w Werchracie czy w Radrużu. Złożono już projekt uchwały w tej sprawie, który w czwartek miał być procedowany przez dwie połączone komisje rady gminy. Tak się jednak nie stało. Według nieoficjalnych informacji, władzom gminy niezbyt podoba się taka uchwała, gdyż jest dla nich niewygodna. Mieli być też zaskoczeni jej treścią i wyrażać niezadowolenie, że sprawy wcześniej z nimi nie skonsultowano. Uznano też, że treść uchwały powinna zostać lepiej dopracowana pod kątem prawnym. W związku z tym, portal Kresy.pl skontaktował się z Wójtem Gminy Horyniec-Zdrój, Robertem Serkisem. Wójt na pytanie o to, czy jego zdaniem nielegalne obiekty ku czci UPA powinny zostać usunięte, odpowiedział: Stawianie takich pomników musi być zgodne z polskimi przepisami prawa. Po zasięgnięciu odpowiednich opinii, uzgodnień m.in. z IPN i Wojewodą Podkarpackim i w przypadku, gdy zostały [one-red.] wzniesione bez stosowanych zezwoleń, są odpowiednie instytucje, które powinny się tym zajmować.

Dopytywany o to, powtórzył: Jeżeli coś jest postawione niezgodnie z przepisami, to są odpowiednie instytucje, które się tym zajmują.

Wójt Serkis został przez nas zapytany o to, czy jakieś polskie służby zaczynają angażować się w sprawę. Nie odniósł się do pytania na ten temat, nawet dwukrotnie dopytywany. Potwierdził jedynie, że gmina w ostatnim czasie przekazała informację o nielegalnych upamiętnieniach do IPN. Otrzymaliśmy odpowiedź, że jest to procedowane przez centralę w Warszawie – powiedział wójt.

– Rozumiem intencje radnych i są one jak najbardziej zasadne, ale nie jestem w stanie podać terminu, kiedy coś będzie wiadomo. Trzeba pytać radnych, ale myślę, że w najbliższym czasie – mówi Robert Serkis.

Impulsem do powstania uchwały były wydarzenia z początku listopada br., gdy grupa polskich i ukraińskich działaczy odwiedziła Werchratę na Podkarpaciu, gdzie kilka lat temu doszło do zniszczenia dwóch obiektów ku czci UPA. W miejscu jednego ze zniszczonych pomników postawili „kozacki krzyż” z tryzubem. Ponadto polska część tej grupy, w skład której wchodzili w rzeczywistości głównie działacze mniejszości ukraińskiej, wezwała do odnowienia nie tylko zniszczonych mogił, ale także pomników UPA w Polsce. (Wójt gminy Horyniec-Zdrój nie chce usuwania pomników UPA; w:  https://kresy.pl/wydarzenia/wojt-gm-horyniec-zdroj-nie-chce-usuwania-pomnikow-upa-to-sprawa-odpowiednich-instytucji/ ; 22 listopada 2019).    

 

                                                         

 

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.