- Kategoria: Publikacjie
- Grzegorz Naumowicz
- Odsłony: 1929
Panie Feliksie, Feliksie, Przyjacielu, ...
Kiedy w sobotnie przedpołudnie zadzwonił do mnie Janusz Horoszkiewicz liczyłem, że pisząc kolejny tekst chciałby zapewne coś omówić, a może zapragnął podzielić się jakąś ciekawostką, którą przekazał mu jeden z licznych Wołyniaków z którymi rozmawia o czasach II wojny. Niestety tym razem telefonował jako posłaniec złych wiadomości. Informacja o śmierci Feliksa Trusiewicza była dla mnie niespodziewanym ciosem, wyrywającym z szarości sobotnich obowiązków domowych. Ogarnął mnie smutek i pustka, odszedł bowiem człowiek niezwykły, autorytet pod każdym względem. Uświadomiłem sobie również, że wraz ze śmiercią Pana Feliksa skończyła się pewna epoka.
Miałem zaszczyt znać Pana Feliksa blisko dekadę. Zainteresowany losami samoobrony Huty Stepańskiej spotykałem się wówczas we Wrocławiu z Edwardem Pomarańskim. Jak to bywało w zwyczaju, od swoich rozmówców otrzymywałem namiary na kolejnych świadków historii. Tak trafiłem do domu na wrocławskich Swojczycach, gdzie przywitał mnie szarmancki jegomość. Stojąc pierwszy raz przed drzwiami położonego na uboczu budynku, zakładałem kilka wizyt, nagranie relacji, zebranie informacji, jednym słowem standardowe postępowanie.
Zasiedliśmy na fotelach i zaczęliśmy pierwszą poznawczą rozmowę. Tak zeszło nam kilka godzin, kiedy Pan Feliks energicznie wstał, przeprosił i powiedział „Przecież my mamy obiad!”. Wówczas też poznałem jego syna Andrzeja, wiernego kompana wołyńskich wypraw Pana Feliksa. Tych kilka godzin wystarczyło, aby pomiędzy sędziwym Wołyniakiem, a dwa pokolenia młodszym potomkiem Wołyniaków, wywiązała się trwała – jak pokazała przyszłość – znajomość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń. Przez kolejne lata miałem zaszczyt wielokrotnie odwiedzać Pana Feliksa, rozprawialiśmy nie tylko o historii Wołynia czy literatury, ale i na bieżące tematy z różnych obszarów. Jego osoba przyciągała otwartością i dobrodusznością. Rozmowa z Panem Feliksem była zawsze wielką przyjemnością. Szeroka wiedza jaką posiadał, wprawa w prowadzeniu konwersacji oraz rzeczowa argumentacja sprawiały, że był wymagającym rozmówcą i dobrym nauczycielem. Umiejętność niezwykle barwnego snucia opowieść połączona z romantyczną duszą i rzadko spotykana, wręcz fotograficzna pamięć ,którymi dysponował, powodowały, że słuchający oczami wyobraźni widział gwar kolorowego targu w Kołkach, przechadzał się łąkami nad Korminem, czuł smak pacanki pieczonej nad ogniskiem podczas zrywki drewna czy też niepokój młodego człowieka stojącego na warcie w Przebrażu.
Swoimi przeżyciami chętnie dzielił się z młodzieżą i starszymi, nie odmawiał wystąpień w szkołach, instytucjach, zawsze był chętny do rozmowy z mediami. Do końca swoich dni świadczył o tragicznych wydarzeniach na Wołyniu, nigdy nie spoczął w poszukiwaniu mogił zamordowanych Obórczan. Dzięki temu, że za namową kuzynki zaczął pisać, dziś o losach Pana Feliksa, ale i o świecie który go otaczał, możemy przeczytać w kilkutomowej historii rodziny Trusiewiczów pt. „Pokolenie”, która jest jednocześnie autobiografią. Część romantycznej duszy Pana Feliksa wybrzmiewa na kartach jego powieści, najpełniej w „Duszohubce”, którą napisał po pełnym emocji pierwszym po wojnie pobycie na Wołyniu. Panie Feliksie, Feliksie, Przyjacielu, będzie Ciebie bardzo brakowało, już brakuje. Odszedłeś nagle, zamykając za sobą drzwi do nieistniejącego już świata, o którym tak pięknie opowiadałeś. W przeddzień 77 rocznicy tragicznych wydarzeń w Obórkach dołączyłeś do tych, o których pamięć walczyłeś przez całe życie.
Do zobaczenia.