Logo

Maria Złoczowska – uratowane dziecko z pacyfikacji Majdanu

/ Maria Złoczowska. Fot. z 1981 r.

Maria Złoczowska urodziła się w 1933 r. w Majdanie, w powiecie kopyczynieckim. Była jedynym dzieckiem Franciszka i Rozalii (z domu Hapen) Mamczurów.  Dziadkami ze strony matki byli Jan i Maria Hapenowie, natomiast ze strony ojca – Piotr i Rozalia Mamczurowie. Babcia Maria zmarła w roku mojego urodzenia i dziadek został sam. O dziadku Piotrze wiem tylko tyle, że brał udział w I wojnie światowej i walczył na froncie słoweńskim w okolicach rzeki Soczy przeciwko Włochom w szeregach austro-węgierskich” – wspomina pani Maria.
Brat jej ojca – Józef w 1939 r. służył w wojsku przy granicy z ZSRR w 4 Brygadzie Ochrony Pogranicza „Podole” w Batalionie Korpusu Ochrony Pogranicza „Kopyczyńce”. „Wujek opowiadał, że przed wojną w Związku Radzieckim była taka bieda, że ludzie nie zwracając uwagi na niebezpieczeństwo masowo przekraczali granice na Zbruczu. Wielu z nich przypłaciło to życiem, topiąc się w rzece. Uciekali przed stalinowskimi represjami, głodem i w poszukiwaniu pracypoza granicami kraju. Wujek na patrole wychodził razem z psem, którego bardzo lubił. Wilczur był posłuszny i dobrze wyszkolony. Tak się do siebie przywiązali, że po przegranej kampanii wrześniowejwujek zabrał go ze sobą do Majdanu”.

W latach 1930-1932 Franciszek Mamczur służył w „ułanach”(prawdopodobnie w 9 Pułku Ułanów Małopolskich w jednostce w Trembowli). Podczas służby wraz ze swoimi kolegami jeździł na wycinkę drzew, które wykorzystywano do budowy strażnic KOP, umocnień i obiektów wojskowych wzdłuż wschodniej granicy II RP.
Matka Rozalia miała troje rodzeństwa: brata Piotra oraz dwie siostry Marię i Katarzynę Maria mieszkała w Oryszkowcach. Wyszła za mąż za Ukraińca Pawła Rybaka, z którym miała dwie córki Aleksandrę i Annę.„Ciotka nie była z nim szczęśliwa. Wyszła za mążmając 18 lat. Myślała, że jej życie zmieni się na lepsze, bo teściowie mieli gospodarstwo.Tak naprawdę byli biedni jak większość rodzin. Teściowie ciągle się kłócilii zaczepiali ciotkę. Cokolwiek by nie zrobiła, zaraz jej to wypominano. Cała ukraińska rodzina była wrogo nastawiona do Polaków, których nienawidzili”.
Ojciec Marii miał dwóch braci Józefa i Michała orazsiostrę Marię.„Michała Sowieci zabrali na Syberię. W 1941 r. wstąpił do armii Andersa, walczył na Bliskim Wschodzie, w północnej Afryce i we Włoszech. Pod koniec wojny trafił do Anglii, gdzie osiadł na stałe. Do zakończenia służby wojskowej pływał na okrętach wojennych. Zmarł na serce,kilka lat po zakończeniu II wojny światowej”.
Rodzina Mamczurów  z Majdanu mieszkała początkowo w starym, drewnianym domu, gdzie zamiast podłogi było klepisko, a dach zrobiony był ze słomy. Z czasem Franciszek wybudował nowy dom z piwnicą i stajnią. Budynek nie był duży, dawał jednak schronienie licznej rodzinie. Sąsiadami Mamczurów byli m.in.:Franciszek Szpak, Franciszek i Zofia Bandurowie oraz Ukraińcy Anna i Jan Konanowie, którzy mieszkali po drugiej stronie ulicy.
Maria Mamczur chodziła do szkoły w Majdanie. „Uczyłam się tylko przez trzy lata. Do klasy uczęszczałam z Polakami i Ukraińcami, bo Żydów Niemcy wymordowali lub wywieźli do obozów”. Jej koleżankami ze szkolnej ławy były Maria Bandura, Maria Żywina, Janina Bocian, Genowefa Pełechata. Nauczycielami byli Adela i Roman Zabilscy, którzy uczyli języka polskiego oraz nauczycielka matematyki pani Janina (brak nazwiska), która dojeżdżała z Czortkowa. Oprócz tego prowadzone byłytakże zajęcia z rysunków, śpiewu i robót ręcznych. „W wydzielonych pomieszczeniach budynku szkolnego mieszkały trzy siostry zakonne ze Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny. Miały białe habity i welony. Siostra Emilia pomagała dzieciom w nauce i prowadziła chór kościelny, Zofia – zajmowała się leczeniem chorych i opiekowała się cierpiącymi, a Wacława – była gospodynią na plebanii, gotowała i prała księdzu oraz pomagała w codziennych sprawunkach. Po wybuchu wojny i przejęciu administracji przez czerwonoarmistów siostry musiały przenieść się na plebanię”.

/ Koleżanki z Majdanu. Od lewej: Maria Żywina, Janina Bocian, Maria Bandura, Maria Mamczur, Eugenia Pełechata. Gołuszowice, 1946 r.

W Majdanie był kościół katolicki. Pierwszym jego proboszczem był Kazimierz Flakowicz, który prowadził parafię do 1939 r. Za jego kadencji wybudowano w latach dwudziestych XX w. plebanię. Kolejnym proboszczem był dominikanin ks. Tadeusz Siatecki – administrator parafii w Byczkowcach w powiecie czortkowskim. „Był częściowo sparaliżowany i bardzo surowy. Lekcje religii i msze święte prowadził na wózku inwalidzkim. Możliwe, że nieuleczalna choroba spowodowała negatywny stosunek do otoczenia i dystans do ludzi. W 1940 r. przystępowałam u niego do I Komunii Św.Pod koniec 1942 r. księdza zabili nacjonaliści ukraińscy. Pochowano go na cmentarzu, a wierni zrobili mu krzyż ze zwalonego drzewa, leżącego przy cmentarnym płocie. W 1945 r. przed wysiedleniem na Ziemie Odzyskane drzewo niespodziewanie wypuściło liście. Miejsce szybko stało się obiektem pielgrzymek parafian, którzy twierdzili, że to cud. Po śmierci ks. Tadeusza Siateckiego posługę duszpasterską prowadził ks. Wojciech Rogowski, który miał ogromne doświadczenie kapłańskie. Uczył kleryków w seminarium lwowskim i był lubiany przez majdańskich parafian. Niestety jego też banderowcy śmiertelnie postrzelili w styczniu 1945 r.”.
Na końcu ulicy, przy której mieszkała rodzina Mamczurów stała na wzniesieniu cerkiew, do której chodzili się modlić prawosławni mieszkańcy wsi. Każde święta były obchodzone bardzo uroczyście. Przed wybuchem wojny Polacy i Ukraińcy odwiedzali się nawzajem, szanując tradycje i obyczaje sąsiadów. „Przypominam sobie jak nasz ukraiński sąsiad Paweł Bosy, który szedł do cerkwi na mszę, pukał do naszego okna mówiąc –Franku jak będę wracał, to będę cię prosić do siebie na święta. Tego wieczoru, my katolicy, dzieliliśmy się opłatkiem, natomiast prawosławni prosforą (bułeczką robioną na zakwasie). Oprócz tego na stołach wigilijnych były gołąbki z kaszy gryczanej, kutia, śledzie oraz ryby wędzone.O północy z całą rodziną oraz sąsiadami spotykaliśmy się na wspólnej pasterce. Podczas nabożeństwa na organach grała siostra Emilia, a chór złożony z dzieci i dorosłych śpiewał pieśni i kolędy na kilka głosów. W pierwszy dzień świąt chodziliśmy do syna Pawła Doliby – Grzegorza, który był Ukraińcem. Jego żona Katarzynaz domu Nakoniczewska była Polką. Z sąsiadami wspólnie razem biesiadowaliśmy, jedliśmy, pili i śpiewali kolędy. W naszych majdańskich domach było gwarno i wesoło”.

/ Od lewej siedzą: Franciszek Mamczur, Rozalia Mamczur, Rozalia Rybak, Józef Mamczur. Nad nim stoją: jego żona Anna Mamczur, Franciszka Rybak, Rozalia Mamczur, Maria Mamczur (Złoczowska). Gołuszowice, 1946 r.

Równie uroczyście obchodzono Boże Ciało. W procesji brali udział wszyscy mieszkańcy wsi. Ołtarze były robione przez wyznaczoną grupę osób w różnychmiejscach i przystrojone haftowanymi obrusami oraz kwiatami. W tym dniu mieszkańcy Majdanu organizowali w domach uroczyste obiady, zapraszając sąsiadów do wspólnego posiłku. Podobnie było na Wielkanoc. Młodzież i dzieci przygotowywała stroiki, malowała pisanki, przystrajała Boży grób, a kobiety haftowały wielkanocne obrusy.
     O wybuchu wojny z Sowietami mieszkańcy Majdanu dowiedzieli siępodczas niedzielnego nabożeństwa odpustowego. „Rano o godzinie 8.00. ksiądz z ambony ogłosił, że Armia Czerwona napadła na Polskę. Po mszyprzerażona pobiegłam do domu. Mama już wiedziała, że wojna wybuchła i była bardzo przygnębiona. Nie zwracaliśmy nawet uwagi na piec, w którym piekły się ponadziewane kaczki na uroczysty, odpustowy obiad. W dniu wkroczenia czerwonoarmistów do Majdanu schowaliśmy się na strychu i tak siedzieliśmy kilka godzin. Radzieckie czołgi wjechały do wsi, a enkawudziści chodzili po domach przeszukując pomieszczenia. Ludzie chowali się po kątach i zastanawiali, co teraz będzie. Ojciec, który szedł do wujka Antoniego mieszkającego po drugiej stronie ulicy, bojąc się czerwonoarmistów, udawał, że kuleje na jedną nogę. W lutym 1940 r. zaczęły się masowe aresztowania Polaków. NKWD wywoziło na Syberię całymi rodzinami, zwłaszcza tych, którzy pełnili znaczące funkcje”.
Podczas okupacji panował wśród ludzi straszliwy głód. Mamczurów ratowały własne zapasy gromadzone przez cały rok. „Pewnego dnia, mama idąc do kościoła spotkała sąsiadkę i pochwaliła się, że robi pierogi, to ta ze zdziwieniem zapytała, z czego one mają być zrobione, z popiołu!Poza tym stryjek pracował na folwarku, za co otrzymywał trzy metry jęczmienia. Mieliśmy też trochę mąki razowej, którą przywiózł wujek Antoni Rybak z tudorowskiego młyna. W domu trzymaliśmy 3 krowy, 2 świnie, kozę i konia. Niestetypodczas drugiej pacyfikacji wsi zwierzęta i część dobytku się spaliło”.
Od 1941 r.Majdan okupowali Niemcy. „W tym czasie najbardziej odczuwaliśmy prześladowania ze strony Ukraińców. We wsi mieszkałokilku Żydów m.in. handlarz nazwiskiemBuk. W 1943 r., gdy zaczęły się żydowskiełapanki i pogromy, przybiegł do naszego domu, prosząc ojca o schronienie. Tato powiedział mu, że jest bardzo niebezpiecznie, bo Ukraińcy chodzą po domach i przeszukują podwórka. Kazał mu uciekać do lasu. Buk biegnąc przez pola trafił nabanderowców, którzy go zastrzelili”.
     12 marca 1944 r. banderowcy napadli na Majdan mordując bestialsko Polaków i paląc wiele zabudowań. „Schowaliśmy się w kopcu po ziemniakach. Po spaleniu części naszego domu poszliśmy się schronić na jeden dzień do sąsiadki Anieli Kawat, a potem do ciotki Marii Rybak mieszkającej w Oryszkowcach. Ojciec musiał uciekać do Kopyczyniec, bo było bardzo niebezpiecznie. Początkowo myślał, że zostanie z nami do rana, ale zięć ciotki ostrzegł go przed banderowcami. Tato uciekał przez pola. Opowiadał, że w pewnej chwili przewrócił się i ze strachu leżał na śniegu do rana. Potem lasami przekradał się do miasta, gdzie znalazł schronienie u pani Michaliny Zachorodny.
     Męża ciotki Ukraińcyzabili na polu, pod lasem.Rozebrali go z butów, kożucha i zostawili nagiego na polu. Po jakimś czasie ciotka go znalazła, owinęła w prześcieradło i pochowała.
W tym dniu nasza sąsiadka Szpakowa z małym Józiem na rękach i córką Emilią uciekając przed Ukraińcami schowała się w wykopanej jamie, a jej mąż uciekł boczną uliczką Majdanu do jaru i bojąc się wyjść,siedziałtamdo rana. Matka z dwojgiem dzieci przedostała się do Kopyczyniec, gdzie znalazła schronienie do kwietnia 1944 r.
W Oryszkowcach mieszkaliśmy wspólnie z ciotką Marysiąaż do momentu, kiedy Rosjanie wyparli Niemców i zajęli naszą wieś. Jej mąż i teściowie już nie żyli. Gdy odchodziliśmy, ciotka dała nam na drogę bochenek chleba. Do domu w Majdanie wróciliśmy na święta wielkanocne. Gospodarstwo było splądrowane przez Ukraińców i częściowo spalone. Zniszczona była część dachu, którą ojciec załatał, żeby nam na głowę nie kapało. Od sąsiadki Katarzyny Doliby dostaliśmy mleko, które wraz z chlebem musiało wystarczyć na wielkanocne śniadanie.
Zaraz po świętach Rosjanie zabrali ojca do wojska. Przetransportowali go do miejscowości Sumy nad rzeką Psioł, gdzie stacjonowały pododdziały 1, Armii Polskiej w ZSRR. Po rozpoczęciu ofensywy walczył pod Lublinem, gdzie został ranny w nogi. Leżał w miejskim szpitalu. Stamtąd po rekonwalescencji wrócił do domu w Majdanie.
     W tym samym okresie w jednym z domów naszych ukraińskich sąsiadów doszło do wielkiej tragedii. Młody chłopak bawił się bronią i postrzelił śmiertelnie Jana Konana, który osierocił żonę i dzieci. Znaliśmy się bardzo dobrze, gdyż Jan kilkakrotnie ostrzegał nas przed napadami banderowców.
26 stycznia 1945 r. banderowcy drugi raz napadli na Majdan. „Podczas ataku w domu byłam ja, moja matka z ojcem, babcia Rozalia i ciotka Maria Rybak z czwórką dzieci. Ciotka mieszkała na kolonii pod Tudorowem. Maleńka osada była zamieszkana w większości przez Ukraińców, więc Polacy musielistamtąd uciekać. Zanim Maria Rybak trafiła do naszego domu, banderowcy na kolonii weszli do jej domu i krzyczeli – wyprowadzaj, wyprowadzaj będziemy palić. Na szczęście podczas pacyfikacji nikogo z nich nie zabili. Ostatecznie piątka uciekinierów, przedzierając się lasami, trafiła do nas, do Majdanu. Tej tragicznej nocy ja wraz z kuzynami: Franią (ur. 1931 r.), Piotrem (ur. 1933 r.), Kazikiem (ur. 1936 r.) i Rózią (ur. 1939 r.), spaliśmy na strychu. Gdy zaczął się atak,rodzice nie moglinas dobudzić. Dom palił się, a dym dusił nas, więc postanowiliśmy zejść ze strychudo piwnicy, gdzie ukryliśmy się wraz z babcią.W tym czasie ojciec z matką oraz ciotką wyszli z domu i nie wiedzieć czemu,zamknęli drzwi na klucz. Prawdopodobnie myśleli, że wszystkie dzieci z babcią uciekły schronić się w innym miejscu. Tato ukrył mamę i ciotkę w dole po oborniku, a sam pobiegł do lasu. My natomiast zaczęliśmy się dusić w piwnicy i babcia podjęła decyzję, żeby wyjść przez okno na podwórko i schować się w jamie po ziemniakach”.
     Natomiast większa część mieszkańców Majdanu uciekła do kościoła i schroniła się na chórze. Po wejściu do świątyni, banderowcy nie mogąc dostać się na górę, kazali ludziom skakać z balkonu. Ci, którzy przeżyli, byli dobijani siekieramiprzed wejściem do kościoła lub rozstrzeliwani. Księdza Rogowskiego nacjonaliści ukraińscy postrzelili przy stodole w policzek i plecy. Ostatkiem sił przeczołgał się i ukrył w lesie, skąd mieszkańcy wsi zawieźli go do szpitala w Kopyczyńcach. Tam po kilku godzinach zmarł. Świadkiem jego śmierci była matka Marii – Rozalia. „Konał na rękach siostry Zofii. Przed śmiercią słychać było, jak charczał i wydawał ostatnie tchnienie” – opowiada pani Maria.
 Podczas pacyfikacji Majdanu banderowcy zabili także dwóch bratanków księdza, którzy mieli ok. 5 i 13 lat. „Jednego chłopca zamordowano przy stodole tam, gdzie postrzelili ks. Rogowskiego, natomiast drugiego przy wejściu do kościoła”. Ich matka przeżyła, bo była Ukrainką.
     Rodzina Mamczurów wyszła z ukrycia dopiero nad ranem, jak już ucichły strzały i nie było napastników. „Dookoła nas wszystko było spalone. Ocaleni lamentowali nad zwłokami pomordowanych i nad swoim nieszczęściem. Pewna kobieta, której banderowcy zabili wnuczkę przechodziła przez podwórko obok naszego gnojownika i usłyszała jakieś głosy wydobywające się spod obornika. Pomogła odrzucić gnój i w ten sposób wydostać się mamie i ciotce”.
Po spaleniu wsi i wymordowaniu wielu jej mieszkańców nacjonaliści z OUN-UPA opuścili Majdan. Za to na kontrolę do wsi przyjechali Madziarzy, którzy stacjonowali przy jednostce niemieckiej w Kopyczyńcach. Niestety żale i pretensje członków pomordowanych rodzin nic nie dały.
Mieszkańcy Majdanu, chcąc pochować pomordowanych, wykopali dół przy kościele.Bali się, że banderowcy wrócą i zabiją ocalałą część mieszkańców wsi. Zwłoki pomordowanych 118 osób złożono we wspólnej mogile. „W tym tragicznym dla nas dniu poszliśmy do miasta. Nasza rodzina schroniła się u pani Michaliny Zachorodnej, którą znał ojciec. Jej mąż Mikołaj prowadził w Kopyczyńcach  olejarnię. Małżeństwo miało syna Franciszka, który z zawodu był szewcem. Jego warsztat znajdował sięw domu rodziców.Natomiast ciotka Maria wraz z czwórką dzieci zamieszkała w pożydowskim domu nad stawem u państwa Czarneckich. Kobieta mieszkała wraz z synem i trzema córkami. Czerneccy zasiedlili dom po tym, jak Niemcy najpierw przetransportowali wszystkich Żydów do obozów i gett, a później wymordowali.
     Z tego okresu pamiętam codzienny strach. Baliśmy się śmierci i podpaleń. Raz poszłam wraz z mamą i babcią Rozalią na plebanię. Chciałyśmy się schować przed Ukraińcami. Gdy weszłyśmy do środka, pomieszczenia były bardzo zatłoczone. Ludzie wraz z księdzem siedzieli w przerażeniu, czekając na rozwój wydarzeń. Doszłyśmy jednak do wniosku, że pozostanie na plebanii było dużym ryzykiem. Postanowiłyśmy więc poszukać schronienia w folwarku położonym przy drodze do Tudorowa. W majątku pracował Polak, u którego schronienie znalazło wiele polskich rodzin. Gdy zobaczyliśmy, że i tu pomieszczenia są zatłoczone, zrezygnowałyśmy i poszłyśmy dalej szukać noclegu u dobrych ludzi. Tych tragicznych miesięcy nie da się opisać”.
     W wieku 12 lat Maria Mamczuri jej bliscy zostali przesiedleni do Gołuszowic w powiecie głubczyckim. Rodzina Mamczurów wyjechała w czerwcu 1945 r. z dworca w Kopyczyńcach wraz z ciotką Marią i jej dziećmi. „Ojciec nie chciał jechać, ale matka mówiła, że tu już nic nas nie trzyma. Dom spalono, a Ukraińcy ciągle nie dawali spokoju Polakom. Początkowo tato myślał, że zamieszkamy w domku siostry pani Zachorodnej– Katarzyny w Kopyczyńcach, skąd kobieta miała wyjechać na stałe do swojej córki do Łodzi. Dom miał dwa duże pomieszczenia i był bardzo elegancki. Nadawał się idealnie do zamieszkania.
Podróżowaliśmy trzy tygodnie, z czego jeden tydzień staliśmy na stacji Katowice – Ligota. Pracownicy PUR-u dożywiali przesiedleńców, którzy koczowali na torach, dzieląc się między sobą każdym kawałkiem chleba. Tym samym transportem jechała z nami rodzina Szpaków.
Z Katowic przyjechaliśmy do Głubczyc, a stamtąd do Gołuszowic.Ojcu wydawało się, że znajdzie po Niemcach pusty dom, ale się mylił. Wszystkie gospodarstwa z zabudowaniami były zajęte przez ekspatriantów i Niemców, którzy czekali na wysiedlenie. W końcu tato wyszukał dom na skraju wsi. Był w bardzo złym stanie. Dopiero po interwencji pana Władysława Malinowskiego z urzędu w Głubczycach zamieszkaliśmy na nowym gospodarstwie”.
Maria Mamczur kontynuowała naukę w szkole w Gołuszowicach rozpoczynając od klasy czwartej. „Urzędnik pan Michał  Polner uważał, że jestem zdolna i rozmawiał z ojcem w sprawie mojejkontynuacji nauki w Raciborzu. Ojciec się jednak nie zgodził, myślał jedynie o mojej pracy na gospodarce”.
Maria Mamczur wyszła za mąż 6 czerwca 1954 r. za Piotra Złoczowskiego, który pochodził również z Majdanu. Wraz z matkąKatarzyną przyjechał na Ziemie Odzyskana w marcu 1945 r. najpierw do Wałcza, a następnie do Wysokiej w powiecie głubczyckim. Jego bracia walczyli jeszcze na wojnie. Michał był w 1. Armii Wojska Polskiego. Zginął w walkach o przełamanie Wału Pomorskiego, w bitwie o Kołobrzeg w 1945 r. Po demobilizacji wojsk drugi z braci Paweł przyjechał do matki i Piotra i zamieszkał w Wysokiej. Pomagał proboszczowi parafii ks. Stefanowi Dygoniewiczowi, stając się w ten sposób osobą niewygodną politycznie. Za kontakty z księdzem został w 1950 r. powołanyna 3 lata do wojska. Służył w karnej kompanii na Górnym Śląsku. Pracował m.in. w Kopali Węgla Kamiennego „Ziemowit” w Łędzinach.
Po przyjeździe do Gołuszowic Mamczurowie dysponowali niewielka ilością rzeczy osobistych i sprzętu domowego, gdyż wszystko spaliło się w Majdanie.W Gołuszowicach mieszkali z dwójką niemieckich starcówAgnes i jej bratem Franzem Sejdelem. Mąż Agnes był prawdopodobnie esesmanem. MO aresztowała go i wywiozła do więzienia w Chorzowie. Niemka musiała sobie sama radzić i zarabiać na życie. „W domu miała piec dwupoziomowy, w którym piekła sąsiadom chleb. Ludzie przynosili do niej już gotowe ciasto. Dodatkowo pędziła bimber, którym handlowała. Po wojnie panowałaogromna bieda. Ekspatrianci byli na dorobku, a tubylcy żyli jedynie ze skromnych zapasów. Pamiętam, że wśród Niemców mieszkających w Gołuszowicach, żył niejaki Josef, który łapał koty, a następnie je piekł i jadł”.
Agnesjako jedna z pierwszych niemieckich autochtonekwyjechała na zachód w wieku ok. 70 lat. W 1947 r. wyjechał transportem jej nieco młodszy mąż, którego wypuszczono z więzienia. Obydwoje przed wyjazdem zaproszeni byli do Mamczurów na Boże Narodzenie. „Wigilia bardzo się im podobała. Na stole stały zupełnie inne potrawy, które im bardzo smakowały”.
Po wojnie pani Maria Złoczowska została na gospodarstwie. Mąż pracował m.in. w głubczyckiej Powszechnej Spółdzielni Spożywców „Społem”, potem w restauracjach jako kierownik, najpierw w „Ogrodowej” przy ul. Wałowej, a później w „Marysieńce”. Zmarł w 1994 r. i pani Maria została z dwoma synami – Ryszardem i Mieczysławem. Obecnie mieszka w Gołuszowicach. Jest jedną z nielicznie ocalałych osób uratowanych z pacyfikacji Majdanu. Wywiad przeprowadziła Małgorzata Szymczyna w Gołuszowicach, 7 grudnia 2015 r. i 11 lutego 2016 r.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.