Logo

Moje Kresy Genowefa Pniewska-Puszczewicz cz. 1

/ Genowefa Pniewska-Puszczewicz z d. Chamczyk. Dubno 1941r

Dla wszystkich mieszkańców Wołynia nastał ciężki i tragiczny rok 1943. Ludzie w mojej rodzinnej wsi Horodyszcze kolonia, co jakiś czas dowiadywali się o wydarzeniach na froncie wschodnim. Niemcy od sierpnia 1942 roku zaciekle walczyli z Armią Czerwoną pod Stalingradem, bowiem w tym rejonie wojska sowieckie zamknęły w kotle przeważające siły niemieckie. Ostatecznie wielka bitwa pod Kurskiem zadecydowała o odwrocie Wermachtu i odłożenia przez Hitlera wielkiego planu zajęcia Kaukazu.
Nasza okolica pod względem ukształtowania terenu sprzyjała działalności sowieckiej partyzantki. Teren w większości zalesiony, pagórkowaty, z większymi wzniesieniami. Pewnego marcowego dnia ojczym zaprzągł do furmanki dwa konie, załadował worki z resztkami zboża i skierował się do pobliskiego młyna. W lesie kilku uzbrojonych ludzi wyszło zza drzew i zatrzymało woźnicę. Zapytali po rosyjsku „кто вы - куда идете? Zanim się odezwał, byli już przy nim. Pytali czy ma coś do jedzenia. Zabrali mu wszystko co miał, kanapki przygotowane przez moją mamę Felicję i papierosy. Do domu mąki nie dowiózłby gdyby wracał już do domu.

Z wielką ostrożnością jechał dalej czując na sobie wzrok tamtych. Pojedynczych oddziałów sowieckiej partyzantki w okolicznych lasach było sporo. To przez ich działalność na naszym terenie życie straciło wielu niewinnych ludzi, Polaków, czeskich i niemieckich osadników oraz Ukraińców. Największą tragedią w naszej gminie było wymordowanie ludności wsi kolonia Malin, zwanej u nas Czeski Malin. W wielonarodowym tyglu na Wołyniu mieszkali i zgodnie żyli obok siebie różni ludzie – Polacy, Żydzi, Rusini, Czesi, Niemcy. Coraz częściej słyszano o pojedynczych mordach na polskiej ludności. We wsi Malin bojówkarze spod znaku OUN zamordowali byłego komendanta posterunku policji państwowej. Naszą rodzinę i pozostałych mieszkańców kolonii Horodyszcze  przed atakiem banderowców ostrzegli Ukraińcy. Pewnego majowego poranka już o szóstej godzinie przyszedł do mojej mamy Józef Szadkowski – Ukrainiec. Jego rodzina była spokrewniona z Polakami i Ukraińcami. To był uczciwy człowiek, czego nie można powiedzieć o jego bracie Koli, który przystał do ukraińskiej bandy po to, by krwawo rozprawiać się z Lachami. Pani Trzmielewska – tylko nikomu ani słowa o tym, że to ja wam przekazałem te dramatyczne wieści. Niech pani da słowo honoru, że nikomu pani o mnie nie powie. Mama przysięgła. Proszę się zebrać i jak najszybciej wyprowadzić z domu. Za trzy dni banderowcy mają napaść na Horodyszcze. Gdy Szadkowski cichcem opuścił nasz dom, brat Leon z moim ojczymem Janem zaczęli intensywne przygotowania do opuszczenia raz na zawsze, naszego rodzinnego domu. Na początek poszli do chlewa zrobić, wiadomo jaki porządek ze świniami. Mama natomiast poleciała przekazać tę wiadomość naszym sąsiadom , poczynając od Kołodziejskich i Kondrackich. Tamci natychmiast przekazali dalej do Janiszewskich i Chmielewskich. Zaczęliśmy wszystko pakować. Horodyszcze kolonię umiejscowioną na niewielkim wzgórzu zamieszkiwało 15 polskich rodzin. Pomiędzy nimi mieszkało parę rodzin ukraińskich. U stóp wzgórza w uroczej dolinie nazywanej przez nas „baraki” mieszkali osadnicy czescy, parę niemieckich wraz z ukraińskimi rodzinami. Nazywaliśmy tę część wsi baraki, bowiem pozostałością w tamtym miejscu po nieodległych  carskich czasach były właśnie baraki. Rosyjskie władze i przede wszystkim car Aleksander II stworzył Czechom na Wołyniu dogodne warunki do kupowania ziemi. Stało się to w momencie klęski powstania listopadowego, bowiem Wołyń to dawne polskie ziemie zamieszkane przez Rusinów, Polaków, Żydów, z polską szlachtą jako wielkimi właścicielami ziemskimi. Na wskutek kasaty i wyzwolenia chłopów z pańszczyzny, owi właściciele ziemscy stracili tanią siłę roboczą. W pierwszym okresie na Wołyń przybyło prawie 16 tysięcy czeskich osadników. Car swoimi ukazami przyznał im szeroki zakres udogodnień: mogli budować swoje kościoły, cmentarze, szkoły w których uczono w języku ojczystym. Bez przeszkód rozwijali swoją kulturę, wolno im było budować świetlice, sale taneczne i z wyszynkiem, bo piwo dla Czecha to złocisty napój bogów. Tam w owej dolinie widać było ład i porządek, więcej murowanych i krytych blachą zabudowań. W jednym z nich wynajmowanym u pana Doleżala budynku mieściła się nasza szkoła powszechna. W jednym tylko pomieszczeniu na zmianę uczyły się 4 klasy. Rano my, najmłodsi, po południu klasy III i IV. W tej części naszej wsi stał także folwark – posiadłość ziemska hrabiny Felicji Chodkiewicz. Najbliższa jej rodzina nie utrzymywała z nią kontaktu, albowiem wyszła za mąż za dziedzica o nazwisku Bogusz, człowieka nie zaakceptowanego przez część jej rodziny.

/ Bracia matki Genowefy - wujek Leon (z lewej) i Ignacy Stachowski

Wokół kolonii Horodyszcze leżały wsie należące do gminy Malin. Obok były Długoszyje, późniejsza siedziba naszej parafii. Kościół parafialny zastępowała kaplica publiczna. Parafia powstała w 1930 roku, bowiem dotychczas naszym kościołem parafialnym była świątynia pw. Trójcy Świętej w Ołyce wybudowana pod koniec XVI wieku przez Albrechta Stanisława Radziwiłła. Nasza parafia Długoszyje w 1938 roku liczyła 1437 wiernych i należały do niej następujące miejscowości: Długoszyje, Bogusze, Borbin, Ewelinów, Falkowszczyzna, Horodyszcze, Józefów, Knierut, Konstantynówka, Koryty, Krasilno, Malin, Nowy Knierut, Peremiłówka (kolonia), Pietruszków, Puławianka, Reczyszcze, Stawiszcze, Tereszów, Ujeźdźce i Wilbicze.

/ Dziadek Genowefy - Julian Stachowski w Niepokalanowie

W 1939 roku proboszczem był wyświęcony tuż przed wojną w 1937 roku ks. Jan Chojnacki, który potem zginął w 1944 roku. Naszą kaplicę zniszczono prawdopodobnie już po 1945 roku, za czasów władzy radzieckiej w bliżej nie znanych oko­licznościach.
W niedalekiej odległości od naszych Horodyszczy leżała  kolonia Aleksandrówka (mieszkali tu Polacy wraz z niemieckimi kolonistami), Nowiny, kolonia Wydumki, Ewelinów, Koryty, Tereszów, Pośników, Turecka Góra, Krasna Góra i Zofiówka, zamieszkana przez polską i ukraińską ludność. W niewielkiej odległości na południowym zachodzie od naszej kolonii leżała wieś Pańska Dolina, znana wszystkim z bohaterskiej obrony przed banderowcami. Pańska Dolina była kolonią liczącą około 40 polskich gospodarstw, 11 ukraińskich i 2 czeskich. Jak mi opowiadała mama, stale mieszkało tam ponad 170 Polaków. Twierdza Pańska Dolina stanowiła bardzo silny ośrodek samoobrony, który w okresie największych mordów na Wołyniu stanowił schronienie dla prawie 500 Polaków.

/ Ks. Stanisław Woronowicz proboszcz w Ołyce 1939r

Do szkoły chodziłam w naszej wsi, ale do Pierwszej Komunii Świętej przystąpiłam w kolegiacie św. Trójcy w pobliskiej Ołyce, gdyż tam z dawien była siedziba naszej parafii. Pierwszy kościół w Ołyce był drewniany i wybudowany przez księcia Stanisława Radziwiłła. Nowy, murowany wzniósł jego syn Albrecht Stanisław Radziwiłł. Proboszczem kolegiaty w 1939 roku był ksiądz dziekan Stanisław Woronowicz. Nasza świątynia pw. św.Trójcy górowała nad miasteczkiem i okolicą, uważana była za dumę Ołyki, za najcenniejszy  sakralny obiekt na Wołyniu. Nie był to jedyny kościół w Ołyce. Na wschód od naszej kolegiaty stał kościół św. Apostołów Piotra i Pawła, zaś naprzeciw dawny zamek Radziwiłłów otoczony wysokimi murami. Ostatnimi właścicielami Ołyki przed 1939 rokiem byli; książę Janusz Radziwiłł, senator II Rzeczypospolitej, XIII ordynat na Ołyce oraz jego najmłodszy syn Stanisław Albrecht Radziwiłł. Matką Stanisława Albrechta była księżna Anna Maria Lubomirska. Po wejściu Sowietów na Wołyń i opanowaniu Ołyki, książę Janusz, syn Stanisław i cała rodzina Radziwiłłów znikła bez śladu. Później okazało się, że trafili do moskiewskiego więzienia na Łubiance, zaś najstarszy syn Janusza - Edmund Radziwiłł, do obozu kozielskiego. Po zwolnieniu przez Berię, jeszcze w 1939 roku udali się do Generalnego Gubernatorstwa, a potem na Zachód.
Podczas napadów banderowców stanowił miejsce skutecznej samoobrony przed rzezią. Przed wojną do obu parafii w Ołyce należało prawie pięć tysięcy wiernych. Zaś po wojnie parafia ołycka została rozwiązana i zaczęła się systematyczna dewastacja świątyni w której następnie urządzono stajnię dla miejscowego kołchozu. Dopiero w roku 1991 władze ukraińskie przekazały kościół wspólnocie wiernych, by ponownie stać się miejscem kultu religijnego.
Urodziłam się 15 lutego 1925 roku w kolonii Horodyszcze jako córka Felicji zd. Stachowska i Bronisława Chamczyka. Moje oczy widziały ojca tylko parę chwil, gdyż tydzień po moich urodzinach tato zmarł. Rodzice gospodarzyli w naszej wsi mając 4 dziesięciny pola. Dziesięcina była w naszych okolicach, dawnych terenach zaboru rosyjskiego, urzędową miarą powierzchni gruntów. Właściwie to było ich dwie, co stwarzało nie lada trudności w przeliczeniu wielkości gruntów na dzisiejsze jednostki. Jedna to dziesięcina tzw. skarbowa to 1,0925 ha i druga dziesięcina tzw. większa (o 1/3,nazywana też „dużą”) to 1,4567 ha. Inną miarą powierzchni gruntów była morga (także mórg lub jutrzyna),która oznaczała obszar, jaki jeden człowiek mógł zaorać lub skosić jednym zaprzęgiem w ciągu dnia roboczego (od rana do południa),a jej wielkość też była różna i maksymalnie wynosiła 1,07 ha.

/ Kolegiata św.Trójcy w Ołyce

Cdn.
Wspomnień wysłuchał ;   Eugeniusz Szewczuk  Osoby pragnące dowiedzieć  się czegoś więcej o życiu na Kresach, nabyć moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.