Dzisiaj jest: 25 Kwiecień 2024        Imieniny: Marek, Jarosław, Wasyl
Moje Kresy – Rozalia   Machowska cz.1

Moje Kresy – Rozalia Machowska cz.1

/ foto: Rozalia Machowska Swojego męża Emila poznałam już tutaj w Gierszowicach, powiat Brzeg. Przyjechał jak wielu mieszkańców naszej wsi z Budek Nieznanowskich na Kresach. W maju 1945 roku transportem…

Readmore..

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

III Ogólnopolski Festiwal Piosenki Lwowskiej I „Bałaku Lwowskiego” ze szmoncesem w tle

/ Zespół „Chawira” Z archiwum: W dniu 1 marca 2009 roku miałem zaszczyt po raz następny, ale pierwszy w tym roku, potwierdzić, iż Leopolis semper fidelis, a że we Lwowie…

Readmore..

ZMARTWYCHWSTANIE  JEZUSA CHRYSTUSA  WEDŁUG OBJAWIEŃ  BŁOGOSŁAWIONEJ  KATARZYNY EMMERICH.

ZMARTWYCHWSTANIE JEZUSA CHRYSTUSA WEDŁUG OBJAWIEŃ BŁOGOSŁAWIONEJ KATARZYNY EMMERICH.

Anna Katarzyna urodziła się 8 września 1774 r. w ubogiej rodzinie w wiosce Flamske, w diecezji Münster w Westfalii, w północno- wschodnich Niemczech. W wieku dwunastu lat zaczęła pracować jako…

Readmore..

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego  Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska”  w Domostawie  w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r.

Komunikat z Walnego Zebrania Członków Społecznego Komitetu Budowy Pomnika „Rzeź Wołyńska” w Domostawie w dniu 12 marca 2024 r. W Walnym Zebraniu Członków wzięło udział 14 z 18 członków. Podczas…

Readmore..

Sytuacja Polaków na Litwie tematem  Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

Sytuacja Polaków na Litwie tematem Parlamentarnego Zespołu ds Kresów RP

20 marca odbyło się kolejne posiedzenie Parlamentarnego Zespołu ds. Kresów.Jako pierwszy „głos z Litwy” zabrał Waldemar Tomaszewski (foto: pierwszy z lewej) przewodniczący Akcji Wyborczej Polaków na Litwie – Związku Chrześcijańskich…

Readmore..

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie   wyklął ich naród.

Mówimy o nich wyklęci chociaż nigdy nie wyklął ich naród.

/ Żołnierze niepodległościowej partyzantki antykomunistycznej. Od lewej: Henryk Wybranowski „Tarzan”, Edward Taraszkiewicz „Żelazny”, Mieczysław Małecki „Sokół” i Stanisław Pakuła „Krzewina” (czerwiec 1947) Autorstwa Unknown. Photograph from the archives of Solidarność…

Readmore..

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając  rakietom Fire Storm Shadow

Niemiecki wyciek wojskowy ujawnia, że ​​brytyjscy żołnierze są na Ukrainie pomagając rakietom Fire Storm Shadow

Jak wynika z nagrania rozmowy pomiędzy niemieckimi oficerami, które wyciekło, opublikowanego przez rosyjskie media, brytyjscy żołnierze „na miejscu” znajdują się na Ukrainie , pomagając siłom ukraińskim wystrzelić rakiety Storm Shadow.…

Readmore..

Mienie zabużańskie.  Prawne podstawy realizacji roszczeń

Mienie zabużańskie. Prawne podstawy realizacji roszczeń

Niniejsza książka powstała w oparciu o rozprawę doktorską Krystyny Michniewicz-Wanik. Praca ta, to rezultat wieloletnich badań nad zagadnieniem rekompensat dla Zabużan, którzy utracili mienie nieruchome za obecną wschodnią granicą Polski,…

Readmore..

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

STANISŁAW OSTROWSKI OSTATNI PREZYDENT POLSKIEGO LWOWA DNIE POHAŃBIENIA - WSPOMNIENIA Z LAT 1939-1941

BITWA O LWÓW Dla zrozumienia stosunków panujących w mieście liczącym przed II Wojną Światową 400 tys. mieszkańców, należałoby naświetlić sytuację polityczną i gospodarczą miasta, które było poniekąd stolicą dużej połaci…

Readmore..

Gmina Białokrynica  -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Gmina Białokrynica -Wiadomości Turystyczne Nr. 1.

Opracował Andrzej Łukawski. Pisownia oryginalna Przyjeżdżamy do Białokrynicy, jednej z nąjlepiej zagospodarowanych gmin, o późnej godzinie, w urzędzie jednak wre robota, jak w zwykłych godzinach urzędowych. Natrafiliśmy na gorący moment…

Readmore..

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Tradycje i zwyczaje wielkanocne na Kresach

Wielkanoc to najważniejsze i jedno z najbardziej rodzinnych świąt w polskiej kulturze. Jakie tradycje wielkanocne zachowały się na Kresach?Na Kresach na tydzień przed Palmową Niedzielą gospodynie nie piekły chleba, dopiero…

Readmore..

Rosyjskie żądania względem Kanady. „Pierwszy krok”

Rosyjskie żądania względem Kanady. „Pierwszy krok”

/ Były żołnierz dywizji SS-Galizien Jarosław Hunka oklaskiwany w parlamencie Kanady podczas wizyty Wołodymyra Zełenskiego. Foto: YouTube / Global News Ciekawe wiadomości nadeszły z Kanady 9 marca 2024. W serwisie…

Readmore..

Kalendarz ludobójstwa: LUTY /1943-1944-1945

Na przełomie stycznia i lutego 
 
- 1943 roku:
W kol. Adamówka gmina Berezne pow. Kostopol Ukraińcy wymordowali 6-osobową rodzinę polską: małżeństwo Chmielewskich, ich córkę z mężem i 2 dzieci. 
 
- 1945 roku:   
We wsi Klimkowce pow. Zbaraż banderowcy uprowadzili 2 Polaków, braci lat 17 i 18, którzy zaginęli bez wieści.
 
     1 lutego 
 
- 1943 roku:  
W gajówce i osadzie leśnej Małuszka pow. Kostopol Ukraińcy zarąbali siekierami dwie rodziny polskie liczące 11 osób: dzieci małżeństwa o nazwisku Malec: 1-roczną Janinę Helenę, 4-letniego Antoniego, 6-letnią Teresę, 7-letnią Genowefę i 8-letniego Czesława, oraz leśniczego Mazurka z żoną i 2 córkami lat 19 i 24 (zamężna Genowefa Rembisz), natomiast Katarzyna Malec lat 36 i 14-letnia Stanisława Malec zmarły od zadanych im ran w szpitalu w Sarnach 5 lutego 1943 r.
 
- 1944 roku:  
We wsi Bobulińce pow. Buczacz: „01.02.1944 r. został zam. Musiałek Tomasz, zarządca folwarku.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie do listy strat ludności polskiej podanej przez Komańskiego i Siekierkę dla województwa tarnopolskiego, 2004; w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. Seria – tom 7, pod redakcją Witolda Listowskiego, Kędzierzyn-Koźle 2015;  za: http://www.kresykedzierzynkozle.home.pl/attachments/File/2__Ksi____ka_tom_7.pdf ). 
We wsi Ilemnia pow.  Dolina: „01.02.44 r. został zamordowany Wolski Stefan, leśnik.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie listy strat ludności polskiej /…/. W: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich. Seria – tom 8, Kędzierzyn-Koźle 2016. Za:  Ludobójstwo OUN-UPA tom 8 - Stowarzyszenie Kresowian  ).  
We wsi Koniuchy pow. Horochów Ukraińcy zamordowali Polaka o nazwisku Mroczkowski.
We wsi Leszczańce pow. Buczacz: „01.02.1944 r. został zam. Musiołek Tomasz, kierownik przedsiębiorstwa.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.; tom 7).
W mieście Lwów zastrzelili 20-letniego Polaka (był to Józef Smolny) i zrabowali jego dokumenty oraz postrzelili 23-letniego Polaka (był to Antoni Kit), którego dokumenty także zrabowali. „Dnia 1.II.1944 około godz. 7.25 Polak KIT Antoni, lat 23, zam. ul. Rewnkowicza 12a został postrzelony na placu Strzeleckim przez 2 nieznanych sprawców. Wymieniony został ranny dwa razy w prawe ramię. Dokumenty osobiste zrabowano. Dnia 1.II.1944 około godz. 18.30 Polak SMOLNY Józef, lat 20 zam. we Lwowie Fürstenstr. 69 został na rogu ul. Pierackiego i Wienestr. Postrzelony z pistoletu w pierś przez nieznanego osobnika w mundurze wojskowym niemieckim. Wymieniony w kilka chwil po wypadku zmarł. Dokumentów osobistych brak.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43).  „1.II. Lwów 1) Kit Antoni, l. 23, zam ul. Rewakowicza 12a, postrzelony na pl. Strzeleckim przez nieznanych sprawców. Ranny 2 razy w prawe ramię. Dokumenty osobiste zrabowane.. 2) Smolak Józef, l. 20, zam. Fürstenstr. został na rogu ulicy Pierackiego i Wienenstr. zastrzelony z pistoletu przez osobnika w mundurze wojskowym niemieckim” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Pilawa pow. Buczacz Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Wojciechówka pow. Buczacz: „WOJCIECHÓW (są Wojciechowice –siedziba gm.)  01.02.1944 r. został zastrzelony przez nacjonalistów ukraińskich Ugula Stefan w Janówce.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...,jw., tom 7).
 
- 1945 roku:  
We wsi Dobrowody pow. Zbaraż: „01.02.1945 r. zostali zam. Polacy: 6 osób NN” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7)
We wsi Siedliska pow. Brzozów banderowcy zamordowali Piotra Cichockiego.  
We wsi Wyżłów pow. Sokal obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 21 Polaków.
We wsi Żeżawa pow. Zaleszczyki  z rąk banderowców zginęli: Linowska Klara siostra zakonna l. 60, Łysek Antonina l. 60, Okońska Józefa l.70, Ramach Antoni l.40, Maria l. 38, ich córka Czesława l. 14, i syn Albin l. 10, Ryczaj Józef l. 45, Stachurski Stanisław l. 50, Stecka Anna l. 50, Sutyk Maria (z Wysockich) l. 25, Szymańska N., Winiarska Maria l. 40, Franciszek l. 10, Wojnarowski Jan l. 10, Wiszniewska Leontyna, Wytrykusz Michał, Dorota l. 65, jej córka Antonina l. 35, syn Antoniny Stefan l. 6, Joanna l. 22, Józef l. 4, Eudokia l. 28, Zielińska Helena l. 77 (Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003). 
 
- 1947 roku: 
We wsi Lewków pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali 29-letniego Michała Cieplickiego.
We wsi Krajna koło Birczy pow. Przemyśl upowcy uprowadzili Józefa Steca, sołtysa, który zaginął bez śladu. 
     W nocy z 1 na 2 lutego
 
- 1943 roku:
We wsi Głuboczanka pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 3 Polaków. Inni: 2 lutego zastrzeleni zostali: Marian Łukomski, lat 41. wdowiec oraz Franciszek Łukomski, lat 37. kawaler. (Dr hab Andrzej Wawryniuk: Służyli Bogu, ludziom i ojczyźnie. Rzecz o duchowieństwie katolickim na Wołyniu w godzinie próby. W: https://kresy.pl/kresopedia/sluzyli-bogu-ludziom-i-ojczyznie-rzecz-o-duchowienstwie-katolickim-na-wolyniu-w-godzinie-proby/ ; 22 marca 2019 ).
 
     2 lutego
 
- 1943 roku: 
We wsi Grabowiec pow. Hrubieszów: „Dnia 2 lutego 1943 r. śmierć z rąk policjantów ukraińskich poniosły 3 osoby” ( W. Jaroszyński, B. Kłembukowski, E. Tokarczuk: Łuny nad Huczwą i Bugiem, Walki oddziałów AK i BCh w obwodzie Hrubieszowskim w latach 1939 - 1944, Zamość 1992, s. 32).
We wsi Nowomalin k. Ostroga nad Horyniem został zamordowany Wincenty Czyżewski, podchorąży marynarki Wydziału Morskiego SPMW, uczestnik bitwy pod Kockiem. Mordu dokonali nacjonaliści ukraińscy („Lista strat osobowych polskiej marynarki wojennej w latach 1939-1945”).  
We wsi Skomorochy Duże pow. Hrubieszów policja ukraińska z Mołodiatycz  zabiła 3 Polaków (w tym kobietę)  oraz na posterunku w Grabowcu pobiła i żywcem zakopała Polaka ze Skomoroch. Inni:  Dnia 2 lutego 1943 roku policja ukraińska zamordowała 3 mieszkańców wsi narodowości polskiej. Byli to: Michał Boroński, Paweł Jędruszczak i Halina Bugaj. (Jastrzębski..., s. 116; lubelskie)
We wsi Skurcze pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 25-letnią Zofię Szpaczek.
W kol. Wsiewołodówka pow. Łuck policjanci ukraińscy zamordowali 5 osób z rodziny Żytowieckich: małżeństwo, dwóch synów i córkę. 
Kol. Załawiszcze pow. Sarny: Czarnecka  Helena zarąbana przez Ukraińców;  Czarnecka Natalia z d. Wojtiuk, zamordowana, gdy była w ciąży. (http://free.of.pl/w/wolynskie/miejsca-z/zalawiszcze-09.html
 
- 1944 roku:   
W kol. Berezowicze pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy zamordowali 2 Polki:.Stefanię Jagielską  z 20-letnią córką Jadwigą.    
We wsi Boratyn pow. Łuck upowcy, a wśród nich sąsiad Ukrainiec Hanańko, zamordowali 4-osobową rodzinę Kędziorów, która przed Bożym Narodzeniem wróciła do swojego domu; w kwietniu 1944 roku Polacy wydobyli ze studni zwłoki 24 osób, w tym tejże rodziny.
We wsi Borów pow. Kraśnik w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej z udziałem esesmanów ukraińskich ze szkółki podoficerskiej w Trawnikach i SS „Galizien – Hałyczyna”,  policjantów ukraińskich oraz żandarmów niemieckich zamordowanych zostało co najmniej 241 Polaków. Tego dnia jednocześnie z Borowem spacyfikowane i spalone zostały wsie: Karasiówka, Łążek Chwałowski, Łążek Zaklikowski, Szczecyn i Wólka Szczecka. Liczba jej ofiar nie została dotąd precyzyjnie ustalona. Z obliczeń Józefa Fajkowskiego wynika, że zamordowanych zostało ponad 900 osób, z czego 802 ofiary były mieszkańcami sześciu spacyfikowanych wsi, natomiast pozostałe 100 pochodziło z sąsiednich miejscowości (Gościeradowa, Kosina, Mniszka, Starych Baraków, Nowych Baraków, Zaklikowa). Zdaniem Konrada Schullera liczba ofiar pacyfikacji mogła przekroczyć 1000. Najwyższe szacunki mówią o 1300 zamordowanych. Pierwsze zaatakowane zostały wsie sąsiednie. Kiedy sąsiadujące z Borowem wsie stały już w płomieniach, ks. Władysław Stańczak (wikariusz miejscowej parafii) obchodził z wizytą duszpasterską  okoliczne przysiółki. Dostrzegłszy pożary, powrócił do Borowa, którego mieszkańcy zgromadzili się tymczasem w kościele na uroczystej mszy z okazji święta Matki Boskiej Gromnicznej. Dzięki jego ostrzeżeniu część ludności zdołała zbiec i ukryć się na pobliskich bagnach. Wielu mieszkańców Borowa pozostało jednak we wsi, aby ratować swój dobytek. W gronie tym znalazło się w szczególności wiele kobiet i dzieci, gdyż powszechnie spodziewano się, że niemieckie represje spadną wyłącznie na mężczyzn podejrzewanych o współpracę z partyzantką. Pacyfikacja Borowa rozpoczęła się około godz. 11:00. Zabudowania podpalono ogniem artylerii, po czym do wsi wkroczyli Niemcy i ich ukraińscy kolaboranci. Większość schwytanych mieszkańców spędzono na placyk koło dzwonnicy i tam rozstrzelano ogniem broni maszynowej. Wielu innych zakłuto bagnetami lub spalono żywcem. Zginęło łącznie ok. 300 osób. Po wojnie udało się ustalić nazwiska 229 zamordowanych – z czego 183 pochodziło z Borowa, a pozostali byli mieszkańcami sąsiednich miejscowości. Jedną z ofiar pacyfikacji był ks. Stanisław Skulimowski, proboszcz parafii w Borowie. Wieś doszczętnie spalono, niszcząc ponad 200 gospodarstw.Jak wspomina, ocalały z masakry, ks. Władysław Stańczak:Wieś została spalona prawie cała, pozostał kościół parafialny, młyn i 5 domów. Zginęło około 200 osób, w tym ksiądz proboszcz Stanisław Skulimowski, kierownik szkoły Tadeusz Praczyński i wiele innych osób, przeważnie starcy, dzieci i kobiety. Napastnicy w czasie akcji strzelali do wszystkich, których spotkali. Zabitych wrzucali do ognia, a nawet mówiono, że zamykali ludzi w domach i podpalali. Inwentarz z całej wsi zrabowali Niemcy wspólnie z Ukraińcami. Kościół z tabernakulum został zbezczeszczony”. (http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/tarnopolskie_dodatek.html). W pobliżu Borowa znajdowała się kwatera główna 1. Pułku Legii Nadwiślańskiej Ziemi Lubelskiej NSZ, którego żołnierze i dowódca – major Leonard Zub-Zdanowicz „Ząb”- często we wsi przebywali. Akcja eksterminacyjna została drobiazgowo przygotowana, a do jej realizacji Niemcy wykorzystali wszystkie dostępne w tym rejonie siły i środki. Główną siłę uderzeniową stanowił prawdopodobnie 1. batalion 4. pułku policji SS oraz policjanci ukraińscy z 5. galicyjskiego pułku ochotniczego SS (Galizisches SS Freiwilligen Regiment 5). Łącznie w pacyfikacji Borowa i sąsiednich wsi uczestniczyło blisko 3000 policjantów, SS-manów i żołnierzy – dysponujących rozpoznaniem z powietrza oraz wsparciem lekkiej artylerii. Schemat pacyfikacji był bardzo podobny, najpierw niemieckie oddziały szczelnie otaczały wsie, które podpalano ogniem granatników i działek przeciwpancernych. Następnie Niemcy i Ukraińcy wkraczali do wsi, po czym idąc od domu do domu mordowali bez względu na wiek i płeć każdego schwytanego Polaka. Miały miejsce wypadki, gdy ludność spędzano do zabudowań, które następnie podpalano lub obrzucano granatami. Dochodziło do aktów wyjątkowego bestialstwa – zakłuwania bagnetami niemowląt i małych dzieci; wrzucania kobiet, inwalidów i starców żywcem do płonących budynków. Młode kobiety były przed śmiercią gwałcone. „Anonimowy redaktor polskiego tłumaczenia (nie opublikowanego) tzw. materiałów aleksandryjskich, których kopia znajduje się w depozycie u profesora Zygmunta Mankowskiego w Lublinie, stwierdził, że SS Galizien pacyfikowała polskie wsie. Wymienił przy tym Borów nad Wisłą w powiecie Kraśnik. Zachował się meldunek żandarmerii o rozgromieniu siłami wojska i policji “600 osobowej bandy bolszewickiej.” 2 lutego 1944 roku  Niemcy zniszczyli twierdze Narodowych Sil Zbrojnych – Borów oraz trzy pobliskie wsie. Zamordowano ponad 700 osób. Kto był sprawcą? Z dostępnych dokumentów wynika, ze Niemcy ograniczyli się jedynie do ostrzelania wsi z dział oraz do ustawienia kordonu aby nikt nie mógł się wymknąć ekspedycji pacyfikacyjnej. Brudną robotę odwaliły formacje pomocnicze. Według raportu polskiego podziemia: “Ukraińcy przeszli swoich nauczycieli: dzieci wrzucali do płonących budynków, starców przygniatali kolanami do ziemi i strzelali w tył głowy.” (Meldunek terenowy, 21 luty 1944, Archiwum Akt Nowych, 202/III-22, 43). Twierdzono, że to właśnie ukraińscy SS-mani brali udział w masakrze. Podkreślano tez, ze “niedobitki uratowały się ucieczką, którą tolerowało wojsko [niemieckie], oburzone metodami [ukraińskich] SS-manów” (Raport, b.d. [marzec 1944], AAN, DR, 202/III-22, 75). Powyższe meldunki znajduj potwierdzenie w powojennych zeznaniach świadków przechowywane w Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciw Narodowi Polskiemu w Lublinie. Wynika z nich, ze “po wybuchu pożaru wkroczyła piechota, przeważnie Ukraińcy [sic] pijani, strzelali do ludzi, przebijali bagnetami, małe dzieci żywcem wrzucano do ognia lub do studzien.” Jak wspominał cudem uratowany z masakry żołnierz NSZ Edward Delekta (“Miś”), niektórych uciekinierów z Borowa opatrywali niemieccy sanitariusze. W końcu, “oficer niemiecki zabronił rozstrzeliwania ludności, polecił aby wszystkich spędzono w jedno miejsce.” Nie wiadomo czy oficer był wojskowym czy SS-manem, ale wiadomo, że to on dowodził akcją, bo “Ukraińcy” go się posłuchali” (http://www.eioba.pl/a85316/ukraincy_w_brygadach_miedzynarodowych_hitlera#ixzz0sE3aggXP ). Stacjonujące w pobliżu Borowa jednostki NSZ nie były w stanie podjąć walki z Niemcami, gdyż w związku z nadejściem zimy major Zub-Zdanowicz przejściowo zdemobilizował swój pułk, pozostawiając pod bronią jedynie 50 partyzantów. Wobec przygniatającej przewagi wroga oddział NSZ wycofał się z Borowa do lasów w pobliżu Zaklikowa. Z tego powodu komuniści i ludowcy twierdzili później, że major Zub-Zdanowicz porzucił bezbronną ludność na pastwę Niemców. Podczas pobytu na emigracji został on nawet formalnie oskarżony, iż opuścił wieś „nie wyczerpawszy stojących do jego dyspozycji środków obrony”. W 1947 sprawę rozpatrywał 2. Sąd Polowy przy Polskim Korpusie Przysposobienia i Rozmieszczenia, który umorzył dochodzenie wobec stwierdzenia oczywistej dysproporcji sił polskich i niemieckich. (Za: https://pl.wikipedia.org/wiki/Pacyfikacja_wsi_polskich_w_Lasach_Janowskich_(1944).
W folwarku Byków pow. Tomaszów Lubelski: „02.02.1944 r. banderowcy zam. rodzinę Wolaninów: matkę l. 43, córkę l. 23 i syna l. 5.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
W przysiółku Chudzińskie należącym do wsi Czernica pow. Brody Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, w tym chłopców lat 7 i 12.     
We wsi Horodnica pow. Kopyczyńce w nocy banderowcy zamordowali 14 Polaków, w tym spalili żywcem 2 małych dzieci i 77-letnią staruszkę o nazwisku Gajda. Oraz: „Mord w Horodnicy - objaw najdzikszych instynktów tłuszczy ukraińskiej - 7 trupów. W nocy na 3 lutego br. miejscowi i okoliczni Ukraińcy dokonali w 3 grupach planowego napadu na plebanię i domy polskie. Jedna grupa wtargnęła na probostwo, gdzie proboszcz Franków bronił się, zranił ciężką popielniczką 1 z napastników i zdołał uciec. Po dokonanym rabunku napastnicy podpalili budynki. Plebania spłonęła doszczętnie. Napastnicy sądzili, że spalony został i ks. Franków. Ten jednak ocalał. Druga grupa napadła na domostwo Polowego Karola, którego wraz z żoną zastrzelili, następnie siekierą rozbili głowy i wyrzucili mózgi. Trzecia grupa operowała w domostwie Antoniego Kaczana, którego żonę zamordowali, a samego Kaczana zaprowadzili do stodoły i kazali kopać dół. W pewnej chwili Kaczan rzucił się do ucieczki. Napastnicy strzelali za nim, lecz on wskoczył do rzeki, zanurzył się. I tak uszedł pewnej śmierci. Oprócz Karola (l.46) i Macieja (l.44) Polowych oraz Barbary Kaczan (l.38) zostali zamordowani:: Gajda Maria l.78, Gajda Franciszka l.34, Gajda Barbara l.32, Cirko Józef l. 18. (…) Trupy zamordowanych zgromadzili mordercy w stodole Kaczanów w wykopanym dole a stodołę spalili. Znaleziono zupełnie zwęglone szczątki, przedstawiały okropny wygląd.” (1944, 5-11 marca - Meldunek tygodniowy Wydziału Informacji i Prasy Okręgowej Delegatury Rządu we Lwowie dotyczący terroru ukraińskiego, opracowany przez dr Kazimierza Świrskiego, pseud. „Brat”). 
We wsi Ihrowica pow. Tarnopol: „02.02.1944 r. został zam. Konieczko Henryk l. 25”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
W kol. Józefówka pow. Równe upowcy zastrzelili 2 Polaków.
We wsi Karasiówka pow. Kraśnik w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zamordowanych zostało co najmniej 114 Polaków (49 kobiet, 37 mężczyzn, 28 dzieci), wiele ofiar spłonęło razem z budynkami. Położona między lasami Karasiówka była niewielką kolonią, liczącą 20 gospodarstw. Część źródeł podaje, że liczba zamordowanych – mieszkańców Karasiówki i pobliskiej Wólki Gościeradowskiej – sięgnęła 142 osób (37 mężczyzn, 49 kobiet i 57 dzieci). Świadkowie zeznali, że w jednej ze stodół spalono żywcem 17 osób. Z kolei rodzina miejscowego gajowego miała zostać zarżnięta nożami. Młode kobiety były przed śmiercią gwałcone.
We wsi Kopań pow. Przemyślany banderowcy zamordowali 75 Polaków: „ Przykładami takich akcji, bardzo licznych i stanowiących bez wątpienia dobrze zorganizowane i zaplanowane akty ludobójstwa, były ataki nacjonalistów ukraińskich na miejscowości: Kopań – 2 lutego 1944r. i Hanaczów i Hanaczówkę – w nocy z 2/3 lutego 1944r. w powiecie Przemyślany, woj. tarnopolskiego, gdzie zginęło odpowiednio 75 i 56 osób”. (OKŚZpNP IPN we Wrocławiu; w: http://www.zbrodniawolynska.pl/sledztwa/sledztwa-wroclaw ).
Pomiędzy wsią Kuśkowce Wielkie a wsią Śniegorówka (Śnihorowka) pow. Krzemieniec upowcy zaatakowali kolumnę ewakuacyjną ludności polskiej z miasteczka Łanowce długą na około 2 kilometry, odcięli około 150 Polaków, z których wyłapali 129 osób i zatłukli ich drągami i kamieniami. Eskorta niemiecka złożona z 15 żandarmów uciekła nie podejmując walki, podobno tak uzgodnili żandarmi z upowcami.
We wsiach Łążek Chwałowski  i Łążek Zaklikowski pow. Kraśnik Niemcy nadeszli od strony południowej, podpalając zabudowania wsi. Mieszkańcy zaczęli wówczas uciekać w kierunku północnym, nad brzegi rzeki Sanny, gdzie wpadli na zamaskowane niemieckie stanowiska i zostali zmasakrowani ogniem broni maszynowej. Tych, którzy zawrócili, zamordowano na terenie wsi. Ocalały jedynie te osoby, które zdołały przedrzeć się przez niemiecką blokadę bądź znalazły sobie dobre kryjówki. W ślad za informacjami zawartymi w komunikacie konspiracyjnej Agencji Informacyjnej „Wieś” z 4 kwietnia 1944 (nr 11) podaje się często, że liczba ofiar pacyfikacji obu Łążków wyniosła 217 osób. W innych źródłach można jednak znaleźć informację, iż 2 lutego 1944 w Łążku Zaklikowskim zamordowano 191 osób (20 mężczyzn, 66 kobiet i 105 dzieci), a w Łążku Chwałowskim – 86 osób (w tym 63 stałych mieszkańców wsi). Po wojnie udało się ustalić nazwiska 177 ofiar. Obie wsie zostały doszczętnie zniszczone. Część źródeł podaje, że w Łążku Chwałowskim spalono 66 gospodarstw z inwentarzem natomiast w Łążku Zaklikowskim 83 domy mieszkalne i 150 budynków gospodarczych, w których palono żywych, rannych i zabitych. Maria Jagiełło z Łążka relacjonuje: „Słyszałam, że we wsi Łążek dzieci wbijano na koły w płocie, a prowadzonym na stracenie ludziom pokazywano je mówiąc: „macie wasze polskie orły” (Jastrzębski...., s. 154; lubelskie).     
We wsi Niemiłów pow. Radziechów: „27 I – 2 II 44. Niemiłów pow. Radziechów. Zamordowana 1 osoba.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Postołówka pow. Kopyczyńce banderowcy zamordowali kilku Polaków, nazwisk nie ustalono (Władysław Kubów: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003)
We wsi Przekalec pow. Skałat Ukraińcy zamordowali 2 Polaków, w tym sołtysa.
We wsi Sucha Wola  pow. Lubaczów upowcy zamordowali 3 żołnierzy AK : Józefa Gemzika, Franciszka Gemzika lat 27, Antoniego Wojtaka lat 44. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa).
W kolonii Szalenik pow. Rawa Ruska (Tomaszów Lubelski) upowcy zamordowali 3 rodziny, tj. co najmniej 12 Polaków (2 mężczyzn, 7 kobiet, 4 dzieci): „Komendant kolaboracyjnej (a może należy pisać – okupacyjnej?) policji ukraińskiej Iwan Pohoryśkyj wydał rozkaz Stefanii Targosz (lat 18) z Szalenika-Kolonii dostarczenia na posterunek w Lubyczy Królewskiej drewna opałowego. W dniu 2.02.1944 rozkaz został wykonany. Tego samego dnia Stefania Targosz została zgwałcona i zamordowana wraz z wszystkimi Polakami mieszkającymi w Szaleniku-Kolonii w chacie pod lasem „koło Kozielska”. „Gdy weszliśmy do domu stryjenki, w korytarzu leżał martwy Bronek. Miał związane ręce. Tato go przytulił i odciął ten sznurek. Pamiętam, jak ręce mojego brata bezwładnie opadły. Po drugiej stronie leżał Latawiec. Miał zaciśnięty pasek na szyi. Stryjenka leżała przy rozbitym oknie. Pewnie chciała uciekać, bo miała całe ręce pokaleczone. Najgorszy był widok małej Kasieńki. Schowała się pod łóżko nakryte kapą. Mogli jej nie zauważyć. Jak weszliśmy do pokoju, zobaczyliśmy widły wystające spod łóżka. Zakłuli małe dziecko widłami. To było straszne. Skąd w ludziach tyle okrucieństwa.” (http://suozun.org/dowody-zbrodni-oun-i-upa/n_ludobojstwo-oun-upa-pod-wsia-zatyle-nazwiska-mordercow/) Wśród zamordowanych byli: Ewa Latawiec (lat 42), Franciszek Latawiec (lat 44), Helena Latawiec (lat 19), Janina Latawiec (lat 7), Anna Raczewska (lat 44), Maria Raczewska (lat 10), Kazimierz Raczewski (lat 3), Bronisław Targosz (lat 18), Józef Targosz (lat 54), Anna Telek (lat 14), Katarzyna Targosz (lat 10), Stefania Targosz (lat 19). Szalenik znajduje się w odległości zaledwie 4 kilometrów od Lubyczy Królewskiej.  
We wsi Szczecyn pow. Kraśnik w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zamordowanych zostało ponad 300 Polaków, wiele ofiar spłonęło razem z budynkami. Ponadto aresztowano 40 mężczyzn, którzy zostali rozstrzelani 12 i 13 maja w Lublinie (Jastrzębski..., s. 157; lubelskie). „Zenon Mazurek urodził się 24 września 1937 roku, syn Stanisława i Walerii z domu Mendyk. Od urodzenia mieszkaniec wsi Szczecyn w powiecie kraśnickim. Rodzice posiadali 15 morgowe gospodarstwo. Po drugiej stronie drogi było gospodarstwo rodziców matki, dziadka Jana Mendyka, w 1944 roku około 55.letniego, także 15 morgowe. Ziemia była kamienno-piaszczysta. Rodzeństwo Zenona Mazurka, to w 1944 roku: najstarsza siostra Zdzisława, lat 17 – 18; brat Adam, lat 10; oraz najmłodszy Wiesław, „jeszcze na rękach matki”, czyli około 1 roku, którego dalsze losy nie są Panu Zenonowi znane. Wiesław po pacyfikacji trafił do schroniska i ktoś stamtąd zabrał go. Pan Zenon opowiada: „Niemcy przeszli przez Baraki, na początek Szczecyna już w nocy, zatrzymali się w lesie. O 6 rano wystrzelili czerwone rakiety w Łążku, Irenie i Szczecynie. Zaraz potem nastąpił atak. Pierwszy zapalili dom Karola Szczeckiego. Zabili jego żonę, on uciekł. Następny był Konstanty Ciomechel,  dom zapalili. Ale wszyscy uciekli, bo mieszkali przy lesie. Dalej był dom Madeja. Rodziców zabili, uciekła córka Fredka, jej brat Edward i drugi brat, imienia nie pamiętam. Dalej Kędra, imienia nie pamiętam, jego zabili, ocalała jego żona. Potem był Stanisław Wojciechowski zabity, ocalała jego żona i 3 dzieci. Dalej Grot, żona ocalała, ich syn Witek został zabity. Partyka, rodzina ocalała, wszyscy schowali się za pszczelimi ulami w dużym swoim sadzie, tylko ich dom został spalony. Gałązkiewicz zabity z synem, żona uciekła. Stanisław Jeżyński ocalał z dziećmi, zabili jego żonę. Michał Jeżyński, zabity, żona Hanka się uratowała. Grot, ojciec zabity, matka z dziećmi uratowała się w dole kartoflanym. Mozgawa Władysław, wszyscy uratowali się, jego brat był w partyzantce AK. Wcześniej koło wsi Salomin całą noc bili się z partyzantką sowiecką. Konopka zabity, żona i 2 córki uratowały się. Jan Skorupa, zginęła matka, on oraz 2 siostry i 2 synów (Gienek i Stach) uratowało się. Stanisław Kawa zginął, żona i synowa ocalały. Jan Kuśmierz został zabity, żona, 3 córki i syn ocaleli. Chmura, zabity, ocalała żona Natalia i syn Zenon. Pakuła zginął razem z żoną, 2 synów uciekło. Józef Grot zginął razem z 2 synami, żona z córką ocalały; zostały wywiezione je do Niemiec, po wojnie wróciły. Ufniarz zginął razem z żoną, 3 dzieci uciekła. Sensawa zabity z synem i córką, ocalała żona; pogrzebani przy domu z jakimiś sąsiadami. Stanisław Pakuła, dom był murowany, udusili się w dymie w piwnicy żona Stanisława i sąsiedzi, uciekł syn Piotr. Ocalała Franciszka Chmura, lat ok. 60, która zdjęła majtki, nasikała w nie i nałożyła na twarz i tak oddychała. Zginął jej mąż, córka Kazimiera i zięć. Dęga zginął razem z synem oraz zięciem Wojciechowskim. Ocalała żona i 3 dzieci (Bogdan, Maria i Stanisława). Stanisław Szczecki został zabity razem synem, ocalała żona z córką. Ufniarz został zabity, ocalała matka i syn Zygmunt. Władysław Szczecki ocalał z żoną, syna lat 7 zabili. Edward Bąk, zginął razem z żoną, ocalała córka Zofia i jeszcze jedna córka młodsza. Kolejny dom miał Jan Mendyk, mój dziadek; ocaleli: babcia (żona Jana), synowa i syn. Zginął razem z moim ojcem Stanisławem. Nasz dom stał po przeciwnej stronie drogi. Ojciec, Stanisław Mazurek, razem z teściem, moim dziadkiem, Janem Mendykiem, zamiast uciekać zaczęli gasić zgromadzony dla zwierząt na karmę płonący stóg łubinu; Niemcy to zauważyli i ich zastrzelili. Uciekał wówczas Wacek Mendyk, syn Jana, i krzyczał: „Uciekajcie ludzie! Niemcy biją i palą wszystkich!”. Biegł w stronę szkoły. Ojciec i dziadek nie zdążyli uciec. Matysek kowal został zabity z żoną i córką Heleną, uratowała się córka Loda. Zabity został syn Henryk Matysek: Niemiec strzelił u w głowę, która rozpadła się i wszystko się z niej rozlało. Ufniarz, jego syn i zięć Turkowski zostali zabici; ocalała Józefa Turkowska z synem Olkiem. Ufniarz (Władek?) został zabity, ocalała żona i 2 synów. Jagieła, sołtys, wybiegł z domu i niósł pod  pachą wiejskie papiery. Niemiec strzelił do niego, papiery upadły obok a Niemiec kopał je i deptał. Było to koło kapliczki, naprzeciwko szkoły. Szkoła była murowa i dostawiona drewniana. Tutaj zebrali się uciekający ludzie. Tutaj byłem z moją babcią, matką i bratem. Kto uciekał dalej, Niemcy do niego strzelali. Złapanym kazali położyć się na brzuchach na wzgórzu i strzelali do nich, w głowę i gdzie popadło. Przy mnie zabili koło 15 osób. Reszcie spod szkoły Niemcy kazali iść na „Paramę”, czyli inną część wsi Szczecyn. Od domu Dęgi i krzyża, który stał obok, drogą wysadzoną lipami pogonili nas pod Kamienną Górę. Było nas około 70 – 80 osób, może nawet więcej. Pod Kamienną Górą były już pokopane doły i ustawione karabiny maszynowe. Kobiety płakały: „Tu zginiemy. Tutaj nas zastrzelą i zakopią”. Nagle od Gościeradowa z góry jedzie samochód willys, podjeżdża, wysiada z niego trzech Niemców. Podeszli do Niemców stojących z bronią gotową do strzału i zaczynają coś mówić i machać rękami. Nie rozumiemy, bo nie znamy niemieckiego. Ale Niemcy opuszczają na dół karabiny, zwijają swoje stanowiska. A nas zaczęli gonić w kierunku Gościeradowa, około 3 km. Te doły na Kamiennej Górze przygotowane na nas są chyba do dzisiaj. Zatrzymują nas pod kościołem w Gościeradowie. Kobiety mówią: „Teraz wywiozą nas do Niemiec, albo na Majdanek na spalenie”. Moja matka z bratem zaczęła uciekać do domu organisty, a Niemiec ją przepuścił. Inne kobiety, bez małych dzieci, bili kolbami i wracali. Ale parę matek z dziećmi na ręku puścili. Wieczorem podjechały samochody, chyba ze sześć, upchnęli nas ciasno, ze dwadzieścia osób na jednej pace platformy i zawieźli do Kraśnika. To była jakaś duża hala. Na drugi dzień rano przytoczyli beczkę marmolady. I myśmy ją jedli rękami, bo żadnych naczyń nie było. Około południa zaczęli sortować ludzi. Młode kobiety i bez dzieci na jedną stronę, stare z małymi dziećmi na drugą stronę. Babcia wzięła mnie za rękę i trafiliśmy do tej drugiej grupy. W tej grupie było nas ze 40 osób. Wyprowadzili nas na ulicę i rozkazali: „Uciekać do domu!” Uciekaliśmy ile sił. Babcia szła ze mną na Annopol, Olbięcin i Gościeradów. Z paroma innymi osobami szliśmy całą noc. Szliśmy przez kolonię Gościeradowską, leśniczówkę Sadki,  do rodziny Jabłońskich w Salominie. Wszyscy byli już u tej rodziny. Na drugi dzień postanowiono jechać do Szczecyna, bo tam zostały krowy, koń, kury. Wszystko było wypuszczone z zagród, ale nie było wtedy śniegu i jak na luty było ciepło. Wszystkie zwierzęta we wsi stały przy swoich popalonych zagrodach i domach, które jeszcze dymiły i bił od nich żar. Nie było tylko gospodarzy, na których czekały. Nasz koń też stał przy palenisku. Był też pies, pilnował. To co mogli zabrali, ale musieli uciekać. Od strony „Paramy” szedł  chyba Janek Kuśmierz i powiedział, żeby uciekać,  bo do wsi przyjechało na koniach 3 Niemców z posterunku policji w Annopolu, z komendantem, co miał taką szramę na policzku, i już dobili rannego Skorupę, który leżał w rowie i jęczał. Podpalili też ostatni ocalały dom Kolagi we wsi. Uciekli więc szybko do lasu, a potem do Salomina. Następnego dnia zaczął sypać śnieg, a za dwa dni było go już ponad 20 cm. Gdy wybrali się ponownie, aby  pochować zwłoki ojca i dziadka, nie mogli ich już odnaleźć. Udało się to dopiero za kilka dni, leżały między topolami przy drodze. Z niedopalonych desek została zbita jedna skrzynia , a umieszczone w niej razem zwłoki Stanisława Mazurka i Jana Mendyka zostały potajemnie nocą pochowane na cmentarzu w Gościeradowie. Tak robiono z wszystkimi odnalezionymi zwłoki. Ludzie i ksiądz bali się Niemców i nie ryzykowali pochówków oficjalnych podczas dnia. We wsi jeszcze na wiosnę lisy rozciągały trupy. W maju wróciliśmy do Szczecyna. W ziemi został wykopany dół, taka „ruska ziemianka”, nad nim zrobiony szałas. Zamieszkałem z matką, siostrą Zdzisławą i bratem Adamem. Po drugiej stronie drogi w takim samym „domu” zamieszkała babcia Mendyk, jej wnuk Tadek oraz syn Wacław i synowa.”  Pan Zenon Mazurek stwierdza, że Niemcy byli tylko dowódcami, żołnierzami byli Ukraińcy. Bo Niemcy nie używaliby słów: „paszoł”, „paszła”, udieraj”, „siuda”, „smatrij”, czy zaglądając do piwnicy nie mówiliby „kartoszki” -  na całe szczęście nie zauważyli schowanej w niej rodziny. Kiedy sąsiadujące z Borowem wsie stały już w płomieniach, ks. Władysław Stańczak (wikariusz miejscowej parafii) obchodził z wizytą duszpasterską  okoliczne przysiółki. Dostrzegłszy pożary, powrócił do Borowa, którego mieszkańcy zgromadzili się tymczasem w kościele na uroczystej mszy z okazji święta Matki Boskiej Gromnicznej. Dzięki jego ostrzeżeniu część ludności zdołała zbiec i ukryć się na pobliskich bagnach. Wielu mieszkańców Borowa pozostało jednak we wsi, aby ratować swój dobytek. W gronie tym znalazło się w szczególności wiele kobiet i dzieci, gdyż powszechnie spodziewano się, że niemieckie represje spadną wyłącznie na mężczyzn podejrzewanych o współpracę z partyzantką. Jedną z ofiar pacyfikacji był ks. Stanisław Skulimowski, proboszcz parafii w Borowie, którego ciało oblano benzyną i podpalono. Jak wspomina, ocalały z masakry, ks. Władysław Stańczak: „Wieś została spalona prawie cała, pozostał kościół parafialny, młyn i 5 domów. Zginęło około 200 osób, w tym ksiądz proboszcz Stanisław Skulimowski, kierownik szkoły Tadeusz Praczyński i wiele innych osób, przeważnie starcy, dzieci i kobiety. Napastnicy w czasie akcji strzelali do wszystkich, których spotkali. Zabitych wrzucali do ognia, a nawet mówiono, że zamykali ludzi w domach i podpalali. Inwentarz z całej wsi zrabowali Niemcy wspólnie z Ukraińcami. Kościół z tabernakulum został zbezczeszczony”.  Jak twierdzi historyk Marek Chodakiewicz, „pacyfikacja Borowa i okolic była przede wszystkim na rękę komunistom”. Istnieje wiele poszlak wskazujących na komunistyczną inspirację zbrodni w Borowie. Tak uważa np. wachmistrz Edward Bryczek „Ostoja”, żołnierz Batalionów Chłopskich, który twierdzi, że pacyfikację przeprowadzono na podstawie komunistycznego donosu do Niemców na NSZ. Donos ten miał widzieć na własne oczy jeden z wywiadowców BCh na posterunku policji granatowej w Kraśniku. Komuniści przez lata śledzili i wyłapywali ludzi związanych w czasie wojny z Narodowymi Siłami Zbrojnymi. Jeden z procesów odbył się w 1953 r., a wśród skazanych znaleźli się żołnierze NSZ ze zgrupowania „Zęba”, oraz ks. Władysław Stańczak, którego skazano na 6 lat więzienia.”  (Stanisław Żurek: Przeżyłem pacyfikację Szczecyna; w: Zakazana Historia, nr 7-8 z 2019 roku)  
We wsi Tarnoszyn pow. Rawa Ruska Ukraińcy zamordowali w tutejszym folwarku Byków 4-osobową rodzinę polską Wolaninów: Ludwika, jego żonę Rozalię, córkę Marię lat 23 (nazwisko po mężu nieznane) oraz jej 4-letniego syna Eugeniusza.  Inni: W połowie lutego rezuni UNS nawiedzili dom rodziny Wolaninów w kolonii Tarnoszyn, w której syn gospodarza, Ludwik Wolanin, ożeniony był z Ukrainką z Dynisk. Nakazali wszystkim domownikom wyprowadzenie się jak najdalej od Tarnoszyna. Śnieg i tęgi mróz zatrzymał Wolaninów w domu. Pod koniec lutego rezuni nawiedzili ich znowu i wtedy doszło do mordów. Z całej rodziny przeżyła tylko Ukrainka, która tego dnia była u swojej rodziny w Dyniskach. Zamordowani bestialsko zostali: Ludwik Wolanin (l. 58), jego żona Rozalia (l. 55), syn Ludwik (l. 25), córka Maria (l. 18) i wnuczek Eugeniusz (l. 4).” (Marian Adam Stawecki: „.Rajd śmierci pod Tomaszowem Lubelskim”;  „Tygodnik Tomaszowski” nr 12 z 20 marca 2012 r; w: http://www.tygodniktomaszowski.pl/index.php option=com_content&view=article&id=304%3Ahistoria-rajd-ierci&catid=5%3Ahistoria&Itemid=7).
We wsi Wacławice pow. Przemyśl banderowiec Mykoła Kaczmaryk zamordował Stanisława Grabowskiego.
W kol. Wełnianka pow. Łuck w wyniku fałszywego oskarżenia Ukraińców o współpracę z Niemcami Sowieci aresztowali 2 Polaków, członków samoobrony, jednym z nich był były powstaniec wielkopolski Władysław Glejzman.
We wsi Wołowe pow. Bobrka został zamordowany przez UPA  1 Polak, gajowy (Edward Orłowski..., jw.). 
We wsi Woroniaki pow. Złoczów Ukraińcy zamordowali Józefa Gorczakowskiego.
We wsi Woronówka pow. Kostopol: Wiktor Muchorowski i siostra Helena byli w oddziale „Bomby-Wujka”. Wiktor został uprowadzony przez „UPA” w 1944 roku w dniu święta Matki Boskiej Gromnicznej spod kościoła we wsi Woronówka i zaginął bez wieści. (http://www.wolyn.freehost.pl/miejsca-b/bialaszowka-03.html )
We wsi Wólka Szczecka pow. Kraśnik w pacyfikacji niemiecko-ukraińskiej zamordowanych zostało co najmniej 323 Polaków (186 mężczyzn, 68 kobiet, 69 dzieci), spalono 359 gospodarstw, w tym z ciałami dalszych ofiar. Szczecyn stał już w płomieniach, gdy zaatakowana została Wólka Szczecka. Zabudowania ostrzelano ogniem artylerii i broni maszynowej, po czym Niemcy i ich kolaboranci z dwóch stron wkroczyli do wsi i rozpoczęli systematyczną masakrę. Świadkowie wspominali, że podczas pacyfikacji miały miejsce liczne przypadki palenia ludzi żywcem. Kilkadziesiąt osób zamknięto w stodole gospodarza Kobylickiego (vel Kobylnieckiego), którą następnie podpalono. Wieś licząca ponad 200 budynków (w tym 70 mieszkalnych) została niemal doszczętnie spalona. Zrabowano inwentarz i cenniejsze dobra. „02.02.1944 zostali zamordowani przez żandarmerię (nazwiska nie wymienione przez s. Jastrzębskiego): 1. Burek Czesław l. 3, 2. Burek Bogdan l. 1, 3. Burek Janina l. 15, 4. Burek Julianna l. 7, 5. Burek Leokadia l. 4, 6. Buwaj Stanisław l. 12, 7. Kszywa Zofia, 8. Kwaśniak Jan l. 12, 9. Mazurek Maria l. 55, 10. Mazurek Sabina l. 4, 11. druga Sabina l. 18, 12. Mazurek Walenty l. 8, 13. Mazurek Władysław l. 44, 14. Mazurkiewicz Aniela l. 35, 15. Nowak Sabina l.16, 16. Szewc Józefa l. 40, 17. Szewc Stefan l. 32.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Zaturce pow. Horochów upowcy zastrzelili 20-letniego Marka Woronowa.
W miasteczku Zwierzyniec pow. Zamość bojówkarze ukraińscy zamordowali 20 Polaków. 
 
2 lutego 1944 roku w kol. Przebraże pow. Łuck po wejściu Sowietów rozbroili oni polską samoobronę, mężczyzn powołano do wojska do I Armii WP, natomiast żołnierzy AK  aresztowano i skazano potem na lata więzień i zsyłek na Sybir, skąd wielu już nie wróciło.
 
- 1945 roku:
We wsi Borownica pow. Dobromil banderowcy uprowadzili i zamordowali 3 Polaków. Inni: „2 lutego 1945 r. na drodze do Dynowa zostali zamordowani przez banderowców mieszkańcy Borownicy: Franciszek Budnik, Jan Metyk, Jan Pocałuń i Jan Wójcik.” (Artur Brożyniak: „Zagłada Borownicy. 20 kwietnia 1945 r.”; w: „Głos znad Sanu”, nr 21, 2012 r.).  IPN Rzeszów, śledztwo w sprawie zabójstwa Franciszka B., Jana M. i Jana P. w lutym 1945r., w nieustalonym miejscu, na terenie woj. podkarpackiego. Śledztwo prowadzone w zakresie zabójstwa Franciszka B., Jana M. i Jana P. nie doprowadziło do wyjaśnienia wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Ustalono jedynie, iż zaginęli oni wraz z wozem konnym, którym podróżowali 2 lutego 1945 r. w drodze do Borownicy.
We wsi Czahary Zbaraskie pow. Zbaraż po torturach zamordowali 17-letniego Gustawa Drobnickiego   ukrywającego się u Ukraińca oraz jego matkę (Kubów..., jw.). 
We wsi Dubka woj. stanisławowskie: „02.02.1945 r. zostali zamordowani: 1-2. Dżawynowycz Jan s. Franciszka (urodzony w r.1902) oraz Szmegiel Józef s. Michała (brak r. ur.)” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Jezierna pow. Zborów spalili żywcem 2 Polaków: Marka Kamińskiego i jego żonę.
We wsi Młyniska pow. Trembowla zamordowano lub spalono 20 osób. Ustalono 14 nazwisk, wśród nich 5 kobiet, 5 dzieci, 4 mężczyzn, wśród nich nazwisko Woźniak Jan lat 42. Rannych zostało 20 osób. (http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=404924 ).
We wsi Niemstów pow. Lubaczów miejscowi Ukraińcy zamordowali Rozalię Mazurek. 
We wsi Porchowa pow. Buczacz  po mszy pożegnalnej odprawionej przez ks. proboszcza Franciszka Rozwoda  Polacy zaczęli  wyjeżdżać, w okolicach wsi Zubrzec na jadących na 3 furmankach 4 Polaków napadli Ukraińcy i zamordowali ich (w tym ojca z 12-letnim synem) zabierając wozy i konie.
W miejscowości Uście Zielone pow. Buczacz  podczas nocnego napadu UPA i okolicznych chłopów ukraińskich zginęło 133 Polaków, byli oni paleni żywcem, wiązani drutem kolczastym całymi rodzinami i topieni w rzece Dniestr, rąbani siekierami. Kilkunastu schwytanych chłopców z  „Istriebitielnego Batalionu” banderowcy wyprowadzili do rzeki Dniestr, rozebrali do naga i kazali tańczyć po lodzie strzelając im w nogi, kto upadł, żywy czy martwy, był spychany do przerębli pod lód. Ukrainiec Sławko Hołub za odmowę mordowania Polaków powieszony został za ręce na drzewie i skłuty bagnetami, na piersiach powieszono mu kartkę: „Chto ne znamy, toj proty nas.”  
 
- 1946 roku:
We wsi Łukowe pow. Lesko podczas napadu UPA na posterunek MO poległ milicjant Szczepan Podsobiański,  natomiast 3 innych milicjantów zostało uprowadzonych i zamordowanych.
We wsi Ropienka pow. Lesko: „02.02.46 r. został zamordowany Karol Jun.”  Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
 
     W nocy z 2 na 3 lutego 
 
- 1944 roku:  
We wsi Hanaczów pow. Przemyślany upowcy oraz esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” zamordowali 97 Polaków i 15 Żydów, których Polacy ukrywali. „Rano 3 lutego, postanowiłam pójść do Hanaczowa. Na łące, przez którą trzeba było przejść, leżały ciała, przeważnie starszych mężczyzn. Były tez kobiety i małe dzieci. Kiedy przechodziłam przez podwórko ocalałego domu w centrum wsi, gospodarz tej chaty zawołał mnie do wnętrza. W izbie leżało czworo rannych. Kobieta z pociętymi rękami, dwie młode dziewczyny, skłute, położone jedna na drugiej i mały chłopiec z rozciętym brzuszkiem, siną głową i wysadzonym okiem” (Zofia Bakota; w: Komański..., s. 778).  „Był wieczór 2 lutego, zbliżała się godzina 21. Nagle ciszę przerwał wystrzał z rakiety. Na ten sygnał Hanaczów został napadnięty, jednocześnie z kilku stron. Jedna z grup atakujących uderzyła z północy od strony cmentarza, druga od wschodu a najliczniejsza od południowego zachodu. Liczbę banderowców oceniono na 1000 ludzi. Uzbrojone placówki polskie rozpoczęły walkę obronną. Od strony cmentarza byli na posterunku Józef Świrk i Albin Nieckarz, obaj zginęli walcząc do ostatniej chwili. Od strony Siedlisk na placówkach polegli podoficer Józef Burek zwany „Hajzak” i Mikołaj Lipnicki. Od strony południowej zginęli na warcie Józef Wojtowicz „Mazur” i Jan Nieckarz”Florek”.  Szczególną odwagą odznaczył się Mikołaj Nieckarz”Maksym”, który też poległ. Wachm. ”Głóg” ze swym odziałem dyspozycyjnym rzucił się do walki na odcinku południowym, a na inne odcinki wysyłał plutony samoobrony. Atakujący ominęli położone na północ od wsi przysiółki Podkamienną i Zagórą a także położoną na południu Hanaczówkę. Chcieli dotrzeć do centrum wsi i je zniszczyć. Udało im się opanować domy na obrzeżach samej wsi; banderowcy wpadli do nich, mordując kobiety, starców i dzieci, kto znajdował się na widocznym miejscu ginął od kuli, noża lub siekiery. Na zabarykadowanej plebani obronę zorganizowali brat zakonny Damian (Franciszek Bratkowski) razem z Sewerynem Dietrychem, studentem medycyny, ojciec Szczepan udzielał rozgrzeszenia umierającym. Zdarzały się w tym napadzie sceny mrożące krew w żyłach. Do stojącego na skraju wsi domu biednego szewca, Michała Burka zwanego „Nagabów”, wpadło sześciu banderowców, zamordowali bagnetami matkę i ojca, następnie wywlekli z łóżek pięcioro dzieci od 1 roku do 7 lat, zakłuli bagnetami i ułożyli obok siebie. W walce wziął udział odział żydowski „Bunia”. Atakujący mimo swej przewagi nie zdołali opanować wsi  Po północy zaczęli się wycofywać. Zginęło około 85 osób, liczbę rannych oceniono na 100 osób. Nazajutrz wieś wyglądała jak jedno wielkie pogorzelisko i cmentarzysko wśród ludności panowała rozpacz. Do wsi przybyła najpierw policja ukraińska z najbliższego posterunku w Pohorylcach, którego komendant sam brał udział w napadzie w kilka godzin później przybyli niemcy i za przyjazd zażądali 12 krów, które zabrali przemocą. Należało zająć się pogrzebem. Na wzgórzu obok cmentarza wykopano wspólny grób. Po mszy świętej, pomiędzy trumny włożono butelkę z listą poległych i pomordowanych.” (http://piotrp50.blog.onet.pl/2006/04/10/hanaczow/ ). „Dziadek (60 lat) zginął  jako pierwszy z rodziny. Bronił się widłami, zasłaniając swoim ciałem córkę Marysię (6 lat). Ukrainiec jednak strzelił z pistoletu i kula przeszyła dziadka na wylot i utkwiła w piersi Marysi. Jak by tego było mało Ukraińcom, to obcięli Marysi głowę, a dziadkowi palce. Ponoć zanim Ukraińcy ich zamordowali, Marysia miała rozpaczliwie błagać o życie. Mama moja (Józefa) schowała brata Mikołaja (miał ok. 1,5 roku) pod siebie i mocno podkurczyła nogi w obawie, że je obetną, ale niestety babcia Rozalia zabrała jej Mikołaja i schowała pod pierzyną, którą miała na plecach. Mama leżała czekając na ciąg dalszy. Później bandyci podeszli do babci, którą zdradziła biała pierzyna. Babcia została uderzona kolbą w głowę, ale przytomności nie straciła, bo słyszała komentarz Ukraińców: - Ta stara krowa i tak zdechnie”. Natomiast biednemu nic niewinnemu Mikołajkowi rozpruli brzuszek aż mu jelita powychodziły na zewnątrz. Później zmarł w drodze do szpitala, jak go po tym napadzie odwozili. Następnie bandyci podeszli do mamy. Mama modliła się, żeby ją rżnęli, bo jak będą strzelać to może nie przeżyć, a tak jest szansa na uratowanie życia i chyba sobie to wymodliła. Do dzisiaj ja nie mogę sobie tego wyobrazić jak takie 12-letnie dziecko mogło tyle znieść. Nogi jak wcześniej pisałam miała podkurczone w obawie przed ich utratą. Jak Ukraińcy podeszli to najpierw ją kopali upewniając się czy żyje, a nawet pochylili się nad nią, żeby sprawdzić czy oddycha. Mama nabrała powietrza tyle, że nie wypuściła pary z ust. Za chwilę któryś ze zbrodniarzy zapytał drugiego: - Co robić, strzelać czy rznąć? W końcu zdecydowali się na to drugie. Mama dokładnie nie pamięta, ale z osiem, dziewięć uderzeń bagnetem na pewno otrzymała. Jak otrzymała pierwszy cios w górną część ręki, u góry, który ją na wylot, zrobiło jej się bardzo ciepło, a przy następnych kłuciach myślała już tylko jak pomóc Mikołajkowi, który strasznie płakał. Wiedziała wtenczas, że ojciec i siostra nie żyją. Przy tej prawdziwe rzezi Mama nie wydała ani najcichszego jęku, taka była jej silna wola przeżycia - żeby pomóc biednemu Mikołajkowi. Wiedziała, że babcia jest w rozpaczy, a na dodatek nie wiedziała, co się dzieje z jej pozostałymi braćmi (Janem i Michałem). Po odejściu bandytów doczołgała się do jakiejś wody, nie pamiętam co to było, i w garści zaniosła swojemu Mikołajkowi tę kropelkę, jaką miała, żeby mu ulżyć choć trochę w cierpieniu. Z pola zabierali ją ostatnią bo mama uważała, że inni są bardziej ranni od niej. Blizny po bagnetach ma do dzisiaj. Ponoć w szpitalu w Przemyślanach przeżyła bardzo wiele, bo położyli ją z Ukrainkami, które były wrogo do niej nastawione. W nocy uciekała do sali z Polkami bo się bała.” (Krystyna Wierna; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009,  s. 204 – 205). „W porozumieniu z polskim inspektorem ze Złoczowa zostałam przeniesiona z Chlebowic Świrskich do Hanaczówki, do szkoły z polskim językiem nauczania. W tej wsi przeważała ludność polska. Uczyłam tam od połowy września 1941 do lutego 1944 r. Jesienią 1943 r. rozpoczęły się terrorystyczne akcje ukraińskie. W lesie należącym do leśniczówki został zastrzelony były kierownik szkoły, Stanisław Weiss. Osierocił żonę i synka. Został pochowany w nastroju patriotycznym w Hanaczowie, polskiej wsi, przez oo. Franciszkanów, przy udziale nauczycieli i ludności polskiej. Żona pana Weissa, z pochodzenia Rusinka, otrzymywała od Ukraińców listy z pogróżkami i naciskami, iż ma wrócić do społeczności ukraińskiej i wychować syna na Ukraińca. Mieszkałam w szkole stojącej na skraju wsi. Często w nocy budziły mnie ze snu strzały i śpiewy „Smert` Lacham”. Przeniosłam się do gospodarza, Kazimierza Niekrasza. Było mi raźniej wśród swoich ludzi. 2 lutego 1944 r. wieczorem, kiedy wracałam z Hanaczowa, zauważyłam mijających mnie mężczyzn, niosących w rękach bańki w jakich kupuje się na wsi naftę. W domu, kiedy już przygotowywałam się do snu, zapukał gospodarz i poprosił abym wyszła przed dom. Dookoła Hanaczowa wybuchały pożary, zapalano strzałami stogi i stodoły. W krótkim czasie cała wieś zaczęła się palić. Wzniósł się straszny krzyk, wycie psów i zrobiło się jasno od łuny. Trzeba było uciekać. Gospodarz zapraszał do ziemianki pod kartofliskiem w polu. Postanowiłam skryć się u koleżanki Weissowej, która mieszkała niedaleko, na parterze nowego domu. Piętro i strych były niewykończone. Tam skryłyśmy się z siostrą i moją 6-letnią córeczką. Z wysoka, przez szpary w deskach, patrzyłyśmy i słuchałyśmy lamentów, ryku bydła i wreszcie zorientowałyśmy się, że trwa jakaś walka. To partyzantka AK i żydowska przybyły z lasu na obronę wsi. Około drugiej czy trzeciej nad ranem trochę ucichło. Rano, 3 lutego, postanowiłam pójść do Hanaczowa. Na łące, przez którą trzeba było przejść, leżały ciała przeważnie starszych mężczyzn, były też kobiety i małe dzieci. Kiedy przechodziłam przez podwórko ocalałego domu w centrum wsi, gospodarz tej chaty zaprosił mnie do wnętrza. W izbie leżało czworo rannych. Kobieta z pociętymi rękoma, dwie młode dziewczyny skłute, położone jedna na drugiej i mały chłopiec z rozciętym brzuszkiem, siną głową i wysadzonym okiem. Opatrzyłam ich jak mogłam bandażami z pociętego prześcieradła. Czekała na nich furmanka, która miała zawieźć ich do szpitala w Przemyślanach. Dziecko w drodze do szpitala zmarło. Środkowa część wsi z kościołem i klasztorem ocalała. Ludność schroniła się do kościoła i klasztoru. oo. Franciszkanie walczyli wespół z partyzantką. Najbardziej poszkodowani zbierali, co im pozostało, z pomocą sąsiadów ładowali na wozy i uciekali do Lwowa. My z kol. Janiną Jansonówną postanowiłyśmy też wyjechać.” (Zofia Bakota; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 221 – 222).  „Ze zbrodnią w naszej wiosce miało związek kilku miejscowych Ukraińców. Byli nimi: Jakubeczko Mychajło - ten rzucił małoletniego chłopca do ognia, a siekierą zarąbał Annę Nieckarz. Sławko Huzar na drugi dzień po napadzie zamordował siekierą Jana Nieckarza. Iwan Charkawyj - dobijał mojego ojca, a może i postrzelił moją matkę. Polskie zabudowania w Hanaczówce wskazywała Anna Kołos, zaś głównym bandziorem w tej wiosce był Stefan Bołaj, a nie mniejszą rolę spełniał Petro Kołos oraz Mykoła Rudak.” (Karol Wyspiański; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009,  s, 223 – 224). „W nocy z 3 na 4 lutego 1944 r. oddział UPA„Szary” wykonał akcję na polską wieś Hanaczów, podczas której zabito około 180 osób, około 200 raniono, a część mieszkańców spaliła się w domach. Wieś spłonęła w 80% a pozostał kościół i parę domów. Niektórzy z obrońców posiadali broń palną. Duża liczba ludzi broniła się przy pomocy wideł, toporów i innych przedmiotów. Z naszej strony użyto 734 naboi i kilka granatów.” (Dokumenty izobliczajut. Fragment wypowiedzi przywódcy OUN „Jarosława” podczas przesłuchania /09.11.1944 r./ przeprowadzonego przez organa sowieckie; Kijów 2004, str. 136 i 137; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 197 – 198).
We wsi Horodnica pow. Kopyczyńce „B. Terror ukraiński (…) Powiat Kopyczyńce
1/Mord w Horodnicy - objaw najdzikszych instynktów tłuszczy ukraińskiej - 7 trupów
W nocy na 3 lutego br. miejscowi i okoliczni Ukraińcy dokonali w 3 grupach planowego napadu na plebanię i domy polskie. Jedna grupa wtargnęła na probostwo, gdzie proboszcz Franków bronił się, zranił ciężką popielniczką 1 z napastników i zdołał uciec. Po dokonanym rabunku napastnicy podpalili budynki. Plebania spłonęła doszczętnie. Napastnicy sądzili, że spalony został i ks. Franków. Ten jednak ocalał. Druga grupa napadła na domostwo Polowego Karola, którego wraz z żoną zastrzelili, następnie siekierą rozbili głowy i wyrzucili mózgi. Trzecia grupa operowała w domostwie Antoniego Kaczana, którego żonę zamordowali, a samego Kaczana zaprowadzili do stodoły i kazali kopać dół. W pewnej chwili Kaczan rzucił się do ucieczki. Napastnicy strzelali za nim, lecz on wskoczył do rzeki, zanurzył się. I tak uszedł pewnej śmierci. Oprócz Karola (l.46) i Macieja (l.44) Polowych oraz Barbary Kaczan (l.38) zostali zamordowani:: Gajda Maria l.78, Gajda Franciszka l.34, Gajda Barbara l.32, Cirko Józef l. 18. (…) Trupy zamordowanych zgromadzili mordercy w stodole Kaczanów w wykopanym dole a stodołę spalili. Znaleziono zupełnie zwęglone szczątki, przedstawiały okropny wygląd.
” (1944, 5-11 marca - Meldunek tygodniowy Wydziału Informacji i Prasy Okręgowej Delegatury Rządu we Lwowie dotyczący terroru ukraińskiego, opracowany przez dr Kazimierza Świrskiego, pseud. „Brat”: za: http://forum.gazeta.pl/forum/w,48782,79378212,,A_na_zgliszczach_psy_wyly_na_chwale_Samostijnej.html?v=2).   
We wsi Zarwanica pow. Złoczów upowcy spalili kilka gospodarstw polskich; Polacy podjęli obronę i nie dopuścili do rzezi.
 
- 1945 roku:
Na miasteczko Czerwonogród pow. Zaleszczyki około godziny 22.ataku dokonały sotnie UPA „Siri Wowky” i „Czernomorci” pod osobistym dowództwem kurinnego Petra Chamczuka „Bystrego”. Upowcy w białych, maskujących ubraniach wdzierali się do domów i zabijali napotkane osoby bez względu na płeć i wiek. Podpalano drewniane zabudowania. Polska ludność ewakuowała się do ustalonych miejsc schronienia (młyn, zamek, kościół i Dom Ludowy), gdzie była broniona przez żołnierzy IB. Czota „Burłaki” z sotni „Siri Wowky” zdołała zdobyć zamek, jednak zgromadzona tam ludność pod osłoną IB została ewakuowana do kościoła. Po zdobyciu zamku próbowała schronić się w nim 4-osobowa rodzina Romachów, w wyniku czego została pojmana i przy użyciu tortur zamordowana. Obrońcy Domu Ludowego zabarykadowali drzwi i okna na parterze i z góry razili napastników strzałami z broni palnej i granatami. Podczas ataku UPA zajęła także klasztor szarytek w Nyrkowie. Zamordowane tam zostały siostry Henryka Bronikowska i Klara Linowska. W schowku pod ołtarzem uratowała się s. Władysława z dwoma kobietami i dwojgiem dzieci. W Czerwonogrodzie w wyniku ataku serca zmarł proboszcz miejscowej parafii, ks. kanonik Szczepan Jurasz, ukrywający się w skalnej grocie. Nad ranem sotnie UPA wycofały się.(Za:  Biuletyn IPN Nr 1–2 ( 96–97) STYCZEŃ–LUTY 2009). Zginęło, bądź zostało zamordowanych 65 Polaków, 20 zostało rannych, z których część potem zmarła. „Był to Pierwszy Piątek lutego 1945 [roku] – dzień Święta Matki Bożej Gromnicznej. Udałam się z dziećmi do kościoła parafialnego [w Czerwonogrodzie]. Po sumie Ks. K[anonik Szczepan] Jurasz prosił mnie, żeby powiedzieć S[iostrze] Przełożonej, aby Siostry z dziećmi zeszły na noc [z klasztoru w Nyrkowie] do Czerwonogrodu, bo są złe wiadomości. Myśmy pozostały w klasztorze, zachęcając jednak dzieci, aby poszły na noc do szkoły. Dzieci nie chciały się zgodzić na opuszczenie klasztoru. Około godz. 21 słychać było ruch sań przejeżdżających drogą w pobliżu klasztoru. Po pewnej chwili podeszłam do okna. Wystrzelone rakiety oświeciły Czerwonogród, wtedy zobaczyłam wielu mężczyzn uzbrojonych z karabinami w pobliżu muru [idących] w kierunku wsi. Ujrzałam białe postacie z pochodniami, jak schodziły w dół, pierwsze pożary domów, które są na skraju wsi – miały strzechy słomiane. Wkrótce strzały karabinowe, ludzie w popłochu, widząc pożary, palące się stodoły, chlewy, ryczące bydło, ratowali się ucieczką, nagle napadnięci ginęli od noży lub kul. Krzyki, jęki ludzkie i wycia zwierząt palących się dolatywały do moich uszu. Wioska otoczona przez banderowców miejscowych ze wszystkich stron. Miejscowi ludzie więc wpadali w ich ręce, gdyż zwoływali ich do siebie. W nocy ciemnej nie poznawali, więc padały ofiary okrutnie masakrowane. Nagle zauważyłam, że gromada banderowców zbliża się pod klasztor. Zebrałam wszystkie dzieci, wraz z siostrą przełożoną udałyśmy się do kaplicy, aby przygotować się do ostatniej chwili swego życia. Wejściowe drzwi były na noc zabarykadowane. Zaczęto walić w drzwi i rąbać siekierami, wołając Lachy, otwórzcie. Nagle poczułam, że ja umieram, ciemno mi w oczach, zapadam się gdzieś w ciemnej przestrzeni, nagle jakby powstał wielki huk i wielka światłość rozświeciła, to trwało sekundę, w tym momencie z tej światłości usłyszałam polecenie Chowajcie się pod ołtarz. Ocknęłam się w tym momencie i powtórzyłam te słowa. Siostra przełożona szybko odsunęła mensę i natychmiast dzieci tam weszły, ale mi też nakazała, abym była tam z dziećmi. Szybko zasunęła wejście ołtarza i obok weszła do zakrystii, za Nią przyszła jeszcze S[iostra] Bronikowska. Ołtarz niewielki, więc było ciasno. Dzieci nie były znów takie małe. W tym momencie, wierzę do dziś, że gdy ołtarz był tak wypełniony, zostałam natchniona myślą zesłaną od Boga i powiedziałam [do] dzieci: Odsuńcie się od desek, aby była głucha przestrzeń. Gdy wpadli do kaplicy, zapalili świece i zaczęło się poszukiwanie za nami. Jedna z dziewczynek poznała przez głos i małą szparę, że to był syn diaka ze wsi Nyrków. Nagle próbuje ruszyć ołtarz, ale ołtarz był przymocowany do ciężkiego stopnia. Puka więc w ścianę ołtarza tuż przy mnie. Po kilku razach uderzeń z trzech stron, ogłosił: Pusto, głucho.  Nagle widzę, że marmur w ołtarzu z relikwiami unosi jeden, podniósłszy obrus. Widzę jego palce nad głową jednej dziewczynki, przerażona, że może on teraz [nas] zauważyć. Byłam pewna, że mogą zaraz nas wyciągnąć. Odszedł, ale strzelił po ścianach bocznych kaplicy. Po chwili poszukiwania przystąpili do rąbania drzwi do zakrystii. Tam była siostra przełożona i druga siostra. Gdy weszli, zaczęli się odgrażać, że jako Lachy będą zaraz spalone. Słyszałam, jak zmuszano s[iostrę] przełożoną, by powiedziała, gdzie ja jestem i dzieci. Gdy odpowiedziała, że nie wie, bito Ją. Wyszli znów na poszukiwania na strychu, gdzie zaczęto strzelać wokoło z automatu, myśląc zapewne, że tam jesteśmy. Gdy panowała cisza, zeszli z powrotem. I nanoszono słomy do kaplicy i podpalono, ale na szczęście słoma była wilgotna i tylko się tliła. Po tej czynności wyprowadzono s. przełożoną Klarę Linowską i s. Bronisławę Bronikowską na parter. Będąc schowana w ołtarzu, słyszałam cztery strzały, które zmasakrowały głowę i twarz s. Klary Linowskiej, a s. B. Bronikowskiej wbito w plecy nóż, zadając jej cios śmiertelny. Po tych czynach zbrodniczych zabrano się do grabieży naszych rzeczy”. (S. Agnieszka Michna: Siostry zakonne – ofiary zbrodni nacjonalistów ukraińskich; IPN, Warszawa 2010, s.68 - 70) „Pierwsze strzały postawiły na nogi całą wioskę. Czerwonogród otoczony był płonącymi pochodniami. Ze wszystkich stron raziły kule karabinowe. W trzech krańcach wsi wybuchły pożary. Od strony Szutromieniec spalono zabudowania, skąd uciekali ludzie. Jak się okazało spalono tam 8 domów i zginęło 10 osób. Kto żyw wycofywał się do centrum. Paliło się na przeciwległym krańcu tzw. „kącie”. Tam spalono 14 domów, zginęło 20 osób. Dom Winiarskich został spalony. Tam zginęła Marta Winiarska. W okolicach Domu Ludowego został ciężko ranny w biodro Bronisław Stachurski. Zniesiony z posterunku przez córkę Czesławę i jej koleżankę bardzo krwawił. Nie mogły zatamować krwi. Tymczasem dwaj młodsi bracia bronili dostępu do wnętrza, gdzie leżał ojciec. Wokół słyszano jęki i strzały. Wreszcie dziewczęta po zaopatrzeniu ojca ratowały innych rannych, których przybywało. Rany były okropne. Między innymi rannemu w brzuch Dmytruszyńskiemu Cesia Stachurska wyciągała wełnę z kożucha, wplątaną w ranę. Relacjonuje Czesław Świderski: Strzelanina i dzikie wrzaski podpalaczy mieszały się ze szczekaniem psów i ryczeniem bydła w płonących stajniach, a nadto unosiły się jęki mordowanych ludzi, którzy nie zdążyli uciec z bezpośredniego zagrożenia. Po pierwszych wystrzałach zacząłem ubierać się. Matka obudziła siostrę, która nieprzytomnie wstała na łóżku i zwaliła się z jękiem wołając: jestem raniona w samo serce. Zobaczyłem jak z jej piersi tryskała fontanna krwi. Oddał do niej strzał bandyta stojący już pod naszym oknem. Za chwilę banderowcy wpadli do mieszkania, gdzie na podłodze leżała w kałuży krwi moja siostra Janina. Wyciągnęli z siennika słomę i wokół niej rozpalili ognisko. Matka w tym czasie skryła się w komórce pod sieczkarnią. Ja z bratem ukryłem się w drugim mieszkaniu pod piecem gdzie zostaliśmy zasłonięci przez bandytę szukającego pozostałych mieszkańców domu. Byli to ludzie znajomi, bo od razu rozpoznali moją siostrę, o czym następnego dnia donieśli mojej babce mieszkającej jeszcze w Nyrkowie. Po wyjściu bandytów ugasiliśmy płonąca słomę. Za chwilę wpadli drugi raz i wyciągnęli z drugiego łóżka słomę rozniecając na nowo. Ponownie ugasiliśmy ogień kładąc siostrę na łóżku. Wtedy bandyci zorientowali się że, jest ktoś w domu, kto ranną dziewczynę zabrał. Oblali, więc dom benzyną, podpalili i odeszli. Usłyszeliśmy silne chrapanie siostry i ciszę. Wyskoczyliśmy z płonącego domu obaj z bratem, kryjąc się pomiędzy snopami kukurydzianki opartej o parkan, gdzie przesiedzieliśmy do rana... Na trzecim odcinku obrony od tzw. „lewady” bronili się Wysocki Marcin ze „znariadką”, Wierzbicki Marcin z„mauzerem”, Dąbrowski Ignacy i Okoński Marcin z „pepeszami”. Ci czterej nie zeszli ze swoich stanowisk, mając dobrą osłonę za plecami i kładli pokotem każdego, który wyskoczył z lasu i podążał z zapaloną wiązką słomy do zabudowań. Dopiero, kiedy Marcin Okoński został ranny w szczękę bandyci wdarli się między domostwa. Do tej pory większość mieszkańców zdołała uciec i skryć się w kościele. Nie zdążyła uciec jedynie stara Grzesińska i jej córka Maria Sutyk. Jej półtoraroczna córeczka Hania została znaleziona nazajutrz w kałuży krwi. Zabrała ją i zaopiekowała się do czasu powrotu z frontu ojca, pani Samogowa. Marcin Wysocki mimo odniesionej rany w nogę nie zszedł ze swego odcinka do końca. Po rozwidnieniu się naliczono na tym odcinku 12 kałuż krwi bandyckiej. /.../  W zdobytym zamku napastnicy zamordowali rodzinę Romachów i wszystkich mieszkańców oficyn. Broniąc dostępu do miasteczka od strony zdobytego zamku zginęli Eugeniusz Bobryk i Ignacy Karasowski, 16 letni Alojzy Glezner został śmiertelnie ranny. Zmarł po napadzie podobnie jak Bronisław Stachurski. Józef Ryczaj zginął koło swego domu, śpiesząc na ratunek żonie i dziecku. Maria Sutyk zginęła trzymając na ręku półtoraroczną córeczkę Hanię. Po napadzie znaleziono dziecko przy zmarłej matce. Przeżyło... Napastnicy, pomimo znacznej przewagi, nie mogli zdobyć wsi. Zaczęło świtać, gdy usłyszano wołania: „bratia widstupajem” (bracia odstępujemy). Relacja młynarza Szuby: „Byliśmy przygotowani, gdyż młyn był pod lasem, toteż spodziewaliśmy się, że tu odbędzie się pierwsze natarcie bandy. Przed młynem stało 12 furmanek czekających w kolejce na przemiał. Była godzina 21:30, młyn pracował na pełnych obrotach, wszyscy pracownicy na swoich stanowiskach, podwórko młyna oświetlone. Noc była mroźna, dużo śniegu, ale była też wyjątkowo jasna. Przyszedł Grzybiński i księgowy Żołyński ze słowami:, „ale piękny wieczór, jasno, dużo śniegu - może przeżyjemy tę noc spokojnie”. W powietrzu była niepokojąca cisza, którą zagłuszał szum wodospadu, cisza z tych, które zwiastują wielkie nieszczęście. Nagle padły strzały znad wodospadu na młyn. Powstało zamieszanie, ludzie zaniepokojeni kręcili się przy swoich wozach, pracownicy wylegli z młyna. Mieliśmy przedostać się do Domu Ludowego, gdzie był nasz punkt zborny na wypadek napadu. Niestety było za późno, ponieważ byliśmy pod obstrzałem bandy usytuowanej na górze, więc i tak czekałaby nas pewna śmierć. Ludzie w panice ukryli się każdy gdzie mógł, np. bracia Owadowie ukryli się między walcami i ocaleli, zginęła tylko Kasia Rzepiej. Członkowie bandy, aby zamaskować się ubrani byli na biało, tylko czarne punkty na śniegu to ich głowy, kulali się po śniegu w dół z góry. Zaczęła się prawdziwa masakra, zewsząd dochodził zgiełk, hałas, krzyki ludzi, wołanie o pomoc. Wszystko się pali; płoną domostwa, plebania, jęki ludzi mieszają się z rykiem oszalałego bydła, wyciem psów, rżeniem koni, kwikiem świń. W powietrzu dym, smród — śmiertelna zgroza. Dochodzą wieści; zamek, który był jednym z miejsc obronnych, jest mocno atakowany, z zamku obrońcy i ludność, która się schroniła wycofują się do kościoła - to źle; jeżeli zaatakują kościół to koniec. Garnizon w Uścieczku przyrzekł pomoc, toteż wysyłał umówiony znak - wystrzeliwując pięć zielonych rakiet, odpowiedź przyszła natychmiast; na niebie zajaśniało światło zielone, pięć sygnałów. Kieruję obroną usytuowaną w Domu Ludowym, gdzie był wyznaczony punkt zborny dla ludności cywilnej (drugi w zamku i w kościele). Banda podchodzi coraz bliżej Domu Ludowego, ci co bronili go od zewnątrz, kryją się teraz w domu; banda naciera. Obrońcy szczelnie ryglują dolne wejścia i okiennice. Panika wśród chroniącej się tu ludności, krzyki, lament, płacz dzieci. Obrońcy bronią domu z górnych okien budynku, w końcu brak amunicji, zostały tylko granaty. Granaty wyrzucane są przez okna w kierunku bandy, granaty skończyły się - rozpacz. Każdy z obrońców wyjmuje swój osobisty pistolet, każdy nabój „na wagę złota”, zostawiają sobie po dwa naboje w kieszeni - dla siebie, - bo nie oddadzą się żywcem w ręce wroga. W kościele, część zgromadzonych tam obrońców walczy dzielnie, nie dopuszczają wejść bandzie od strony zamku. W kościele jest ksiądz Jurasz i bardzo dużo ludzi. Detonacje są coraz silniejsze; banda zwołuje się, ucicha - wycofują się; już dnieje, zbliża się 5 rano. Cisza poranna, umilkły strzały, napastnicy wycofali się, cisza po tragedii, ludzie oszaleli z bólu, strachu, rozpaczy wylegli ze „swoich kryjówek „. Nie ma sił, brak łez by opłakiwać pomordowanych i zgliszcza - cały dorobek życia, ludzie rozglądają się, nawołują swoich bliskich. W oficynach zamku znajdują bestialsko zamordowaną rodzinę Romachów - rozebrano ich, wycięto im krzyże na brzuchach i wycięto napisy „koniec lachom”, skórę na szyi podcięto i ściągnięto na oczy, nogi i ręce połamane. Miejsca skrwawione, widać, że umierali w męczarniach. Opowiada Władysława z Romachów, Kucy z Czerwonogrodu: „Urodziłam się w Czerwonogrodzie w 1932 roku w rodzinie Romachów. To właśnie moi rodzice i rodzeństwo zostali w okrutny sposób zamordowani w zamku. Tato miał 39 lat, Mama 37, Siostra Cesia 16, brat Binio 11. Ja uciekłam z Ciocią Anielą Szymańską do szkoły tam wraz z naszą nauczycielką p. Eulallą Wendlową przesiedziałyśmy do rana. A moja Babcia Zofia Szymańska ukryła się z księdzem Kanonikiem w pieczarze i tam była świadkiem śmierci księdza, zmarł na atak serca (...). Moja Babcia Zofia Szymańską, 67 lat, często opowiadała jak to uciekając spotkała przy kościele księdza Jurasza, postanowili ukryć się w grocie, znajdującej się na zboczu wzgórza. Ktoś jeszcze z nimi był, jakiś chłopiec czy dziewczyna, ale bojąc się, że tam mogą ich znaleźć, odszedł. Babcia została sama z księdzem. Ksiądz się bardzo bał, trząsł się i powtarzał: „Pani Szymańska, co będzie jak oni nas tu znajdą?” Babcia pocieszała księdza, że są bezpieczni. Ksiądz po pewnym czasie zaczął ciężko oddychać, charczeć i przestał się odzywać. Babcia mówiła, że trwało to dość długo. Ksiądz już nic nie mówił, tylko dyszał, po pewnym czasie umilkł. Babcia zaczęła go szarpać, ale już nie żył. I tak z martwym księdzem siedziała do rana. Rano zniesiono księdza do kościoła i włożono do trumny, nie mieścił się w niej, bo była przygotowana dla chłopca, który miał być pochowany 3 lutego. Moi rodzice uciekli w stronę zamku i tam na dziedzińcu zostali w okrutny sposób zamordowani. Tato był w wojsku, jesienią 1944 roku został urlopowany, miał poważną wadę serca, dlatego nie brał udziału w obronie. Tato zawsze mówił, jeżeli nas napadną uciekamy do parku a stamtąd do zamku, tam ukryjemy się w lochach. Niestety oni byli tam wcześniej i moja rodzina wpadła im w ręce. Rozebrali wszystkich do naga, w okrutny sposób męczyli, świadczą o tym kałuże krwi i krzyki i jęki, które słyszeli ukryci w sąsiedztwie. Tatę nie spalili a mamę i siostrę Cesię i brata Binia spalili (...) Ciocia chciała żebym się z nimi pożegnała i na drugi dzień zaprowadziła mnie pod kościół, tam wokół kościoła leżeli rzędem wszyscy pomordowani. Ciała złożono do dołu po wapnie” Za grób dla 47 ofiar posłużył dół po wapnie usytuowany na placu kościelnym. Nie było trumien. Jedną tylko zbito dla księdza Jurasza i wszystkich pochowano we wspólnej mogile. Połączono wszystkich męczenników tej tragicznej nocy razem. Nie było kapłana, który odprawiłby katolickie egzekwie... Tak oto nastąpiła zagłada Czerwonogrodu, miejscowości historycznej, pamiętającej i książąt ruskich i najazdy Tatarów, Turków czy innych, króla polskiego Kazimierza Wielkiego i Kazimierza Jagiellończyka, a także innych możnych tego świata, miejscowości, której niektórzy historycy przypisują przewodnią rolę Grodów Czerwieńskich. Na 17 saniach wywieziono rannych do szpitala w Horodence. Pozostali schronili się w Tłustem lub w Zaleszczykach, by za kilka miesięcy wyjechać w nieznane, jako tzw. „repatrianci”! Z Czerwonogrodu nie pozostało nic! Nie ostał się ani jeden dom, a władze sowieckie przemianowały ten bajeczny zakątek na „Uroczysko Czerwone”! (Jerzy Stecki: Zagłada Czerwonogrodu; w: http://jaroslawskaksiegakresowian.pl/wspomnienia/46-jerzy-stecki-opracowanie-dot-zaglady-czerwonogrodu-cz-2 ). „Czerwonogród – to od niego niektórzy historycy wywodzą nazwę Grodów Czerwieńskich, a nawet całej Rusi Czerwonej. Dziś tego miejsca nie ma na mapie. W ciągu jednej tragicznej nocy skończyła się historia tysiącletniego grodu. W ruinach kościoła i pałacu pasie się bydło z ukraińskich gospodarstw. I tylko krzyż na grobie przypomina, że na zawsze zostali tu Polacy. Dżuryn (dopływ Dniestru) spada z wysokości 16 m., tworząc największy wodospad na Podolu. Kasper Kazimierz Karasowski, którego spotkałem przy wodospadzie, był świadkiem zagłady Czerwonogrodu; jako szesnastoletni chłopiec należał do polskiej samoobrony i w święto Matki Boskiej Gromnicznej 1945 r. brał udział w odparciu napadu sotni UPA. Wśród pięćdziesięciu pochowanych potem ofiar znalazł się jego ojciec. „Razem z moją matką owinęliśmy zmarłego ojca prześcieradłem i około 500 metrów ciągnęliśmy go po śniegu do kościoła” - napisał we wspomnieniach. „Na placu kościelnym znajdowała się jama, w której kiedyś gaszono wapno do remontu kościoła. Ofiary napadu włożono do tej jamy”. Nie było trumien, nie było pogrzebu. Bojówki nacjonalistów ukraińskich otoczyły wieś w nocy z 2 na 3 lutego 1945 r., podpalając zabudowania. Część mieszkańców schroniła się w domu ludowym, w młynie i w kościele, ale i tam próbowali wedrzeć się napastnicy. „Mam zastrzeżenia do swojego ojca i innych mężczyzn, którzy kierowali samoobroną za to, że umieścili ją w takim miejscu. Była to dolina o bardzo łatwym dostępie. Czerwonogród po prostu nie nadawał się do takich celów” – twierdzi po latach Karasowski. Wieś spalono. Nie ocalał żaden z 79 domów. W latach 1944–1945 z rąk ukraińskich zginęło tu – zamordowanych niekiedy w bestialski sposób – 125 parafian; miejsca pochowku 75 osób są do dziś nieznane. Pozostali przy życiu opuścili podolską ziemię, osiedlając się głownie na Opolszczyźnie. Wcześniej dwunastu obrońców Czerwonogrodu aresztowano na podstawie fałszywych oskarżeń rodzin ukraińskich z Nyrkowa o napad i rabunek mienia, a następnie skazano na długoletnie więzienia i zsyłki w głąb ZSRS. Karasowski ponad osiem lat spędził w łagrach Gułagu, m.in. na Uralu i Kołymie, by po przeszło rocznym oczekiwaniu wyjechać do Polski  /.../ Władysława Kucy z domu Romach miała wtedy trzynaście lat. Jej rodzice i rodzeństwo zostali w okrutny sposób zamordowani w zamku; młynarz Stanisław Szuba, który kierował obroną w domu ludowym, widział ofiary w zamkowych oficynach: rozebrano ich, wycięto im krzyże na brzuchach i napisy „Koniec Lachom”, skórę na szyi podcięto i ściągnięto na oczy, a nogi i ręce połamano. Ona uratowała się, uciekając z ciocią do szkoły, gdzie wraz z nauczycielką przesiedziały do rana; jej babcia ukryła się z księdzem kanonikiem Szczepanem Juraszem w pieczarze i tam była świadkiem jego nagłej śmierci. Jeszcze w dzień ksiądz odprawiał w kościele uroczystą Mszę św., modląc się ze łzami o pomoc i łaski dla parafian na przyszłe dni, jakby przeczuwając niepewność życia. „Było to wspólne przeżywanie rozstania się z rodzinną parafią, w której znajdował się cudowny obraz Matki Boskiej” - zanotowała po latach s. Władysława, szarytka z klasztoru w Nyrkowie, gdzie dzień później zamordowano dwie siostry. Józef Juzwa zapamiętał, że Maria Sutyk zginęła, trzymając na ręce półroczną córeczkę Hanię. Po napadzie znaleziono żywe dziecko przy zmarłej matce. Napastnicy, mimo znacznej przewagi, nie mogli zdobyć Czerwonogrodu. O świcie odstąpili. Dzięki determinacji obrońców uratowano około tysiąca Polaków z okolicy, którzy tam się schronili. Kilka miesięcy później władze sowieckie zmieniły nazwę opuszczonej wsi na „Uroczysko Czerwone”. W 1995 r. staraniem Stanisława Grabowieckiego, urodzonego w Zaleszczykach, obecnie mieszkańca Tarnowa Opolskiego, ufundowano krzyż z tabliczką ku czci pomordowanych. Mszę św. w ruinach kościoła w Czerwonogrodzie odprawił ks. Kazimierz Grabowiecki. Pięć lat później pan Karasowski postanowił zrobić trwały nagrobek, by szczątków zabitych nie tratowało pasące się tu bydło; w tym celu siedmiokrotnie jeździł na Ukrainę. Zbudowany z czerwonego kamienia pomnik pięćdziesięciu pomordowanych został uroczyście poświęcony 22 października 2000 r. na miejscu zbrodni. „Pamięci tych, co tu zginęli 2 lutego 1945 r. Niech odpoczywają w pokoju” – i tutaj nie ma informacji, że zamordowani zostali przez bojówkarzy UPA tylko dlatego, że byli Polakami. Nad polską mogiłą w dolinie, gdzie kiedyś kwitła wioska, wspólnie modlili się ukraińscy wierni, zarówno grekokatolicy, jak i prawosławni. Niestety, z Polski odważyło się na przyjazd do Czerwonogrodu tylko kilkanaście osób. Autobusem dojechali parafianie z Zaleszczyk z ks. proboszczem Stanisławem Żelą, który odprawił Mszę św. Uczestniczyli w niej kapłani ukraińscy: prawosławny ks. Aleksander Proceszyn z Nyrkowa i greckokatolicki ks. Michał Witowski z Uścieczka.”( Andrzej W. Kaczorowski: CZERWONOGRÓD – PERŁA PODOLA; w: Biuletyn IPN Nr 1–2 ( 96–97) STYCZEŃ–LUTY 2009). „Po zagładzie Czerwonogrodu rodziny ukraińskie wniosły fałszywe oskarżenie na 12 Polaków, którzy 2 lutego 1945 roku się bronili. Oskarżono ich o napad i rabunek w Nyrkowie. Aresztowano ich i osadzono w więzieniu w Tłustym. /.../ Dopisano mi dodatkowe dwa lata i sadzono jak dorosłego. Podobnie postąpiono z innymi, którzy nie byli pełnoletni. Podczas pobytu w więzieniu w Tłustym, gdzie siedziało nas dwunastu, miało miejsce dziwne zdarzenie. Do naszej celi NKWD dołączyło Ukraińca, znanego nam banderowca, Danyłę Pastuszuka. Ten oświadczył nam, że został aresztowany przez NKWD i nam wszystkim grozi śmierć. Jedynym ratunkiem jest ucieczka z więzienia. Jemu udało się przemycić młotek i stalowy wybijak, przy pomocy którego będzie można zrobić dziurę w murze i zbiec. /../ Po dwóch godzinach otwór był gotowy. Zachęcał nas, abyśmy razem uciekli. Bronisław Dmytruszyński i Paweł Krzywy podejrzewali, że jest to prowokacja zmontowana wspólnie przez UPA i enkawudzistów. Zabronili nam zbliżać się do tego otworu. Faktycznie okazało się, że czekali tam już banderowcy z zamiarem zamordowania nas. Nie daliśmy się Danyle Pastuszukowi sprowokować. /.../ Tego, co przeszliśmy nie da się opisać. Życie w gułagach było straszne. Ci, co wrócili, stracili zdrowie. Niektórzy przedwcześnie zmarli”. (Kasper Kazimierz Krasowski; w: Komański..., s. 900 – 901).
 
     3 lutego  
 
- 1942 roku:
W kol. Janówka pow. Sarny zostali zamordowani przez Ukraińców: Teodorowicz Bronisław ~1894 - s. Jana i Joanny z d. Szachniewicz, żona Leontyna ~1895- z d. Brzozowska - c. Albina i Pauliny, dzieci: Władysława, Antoni, Helena 1928 - uszła z życiem, po wojnie zamieszkała w Sławnie. ( http://free.of.pl/w/wolynskie/miejsca-j/janowka-09.html )
 
- 1943 roku: 
W kol. Janówka gm. Niemowicze pow. Sarny bulbowcy zamordowali 8 Polaków: siekierami zarąbali 7 osób, a 12-letniego Tadeusza Solarczyka z poderżniętym gardłem powiesili na belce. „Parośla nie były pierwsze, 3 II 1943 r. wymordowano w straszny sposób pięć osób z rodziny Teodorowiczów i trzy które przyszły do Ich domu. Ocalała córka Helena ur. 1928, która była u ciotki w Folwarku. Bandyci przyjechali 3 II rano, kazali zabić świnię, jedli i pili, po południu rozpoczęła rzeż. Ofiary wprowadzano do ” nowego” domu i na progu, wewnątrz domu rąbano głowy toporem. Odjeżdżających bandytów widziała powracająca przed zmierzchem Helena. Opowiadała mi o każdym kroku i każdej minucie tamtego dnia. Kiedy weszła do domu, Jej ojciec Bronisław jeszcze żył, matka miała rozrąbaną głowę, podobnie siostra i szwagier. Trzech przybyłych było zamordowanych i powieszonych na hakach w komorze, na tych hakach zawieszano połówki świń, przy świniobiciu. Umierającego Bronisława zawieziono do Sarn, gdzie w szpitalu do samej śmierci wołał  „Pawle dlaczego mnie rąbiesz”, Paweł Aliksijewicz Mazany z Horodzca był Ich parobkiem, innego Pawła Bronisław nie znał. W domu Teodorowiczów 3 II 1943 r. zamordowano: Teodorowicz Bronisław s. Jana, F 31; Teodorowicz Leontyna żona Bronisława, a c. Brzozowskiego Albina; Teodorowicz Antoni s. Bronisława; Kopera Feliks, zięć Bronisława Teodorowicz; Kopera Władysława c. Bronisława Teodorowicza; Chorąży Antoni; Solarczyk Tadeusz; Hnitecki IN z Radzieża”  (Wokół Huty Stepańskiej z Januszem Horoszkiewiczem; w: http://isakowicz.pl/szlakiem-wolynskich-krzyzy-folwark-k-ostow/ ).
We wsi Kamienne pow. Sarny zamordowali polską rodzinę nauczyciela: rodziców i 2 kilkuletnich synów. „Ocalała nie zauważona kilkumiesięczna córeczka, którą wzięła rodzina ukraińska, a następnie dziecko odebrała z wielkimi trudnościami siostra matki dziecka – zakonnica ze Zdołbunowa”.  (Siemaszko..., s. 775). 
 
- 1944 roku:
W miasteczku Bursztyn pow. Rohatyn banderowcy uprowadzili i zamordowali 8 Polaków. 
We wsi Cichobórz pow. Hrubieszów w folwarku upowcy zarąbali siekierami 6 Polaków. Byli to: Maks Bojko, Stanisław Bidniuk, Mikołaj Cap, Franciszek Przybik, Mieczysław Lewandowski i Tadeusz Karpoś. 
We wsi Hanaczów pow. Przemyślany zamordowali 60 Polaków (Sowa..., s. 236 mylnie umieszcza wieś w pow. Przemyśl).  
We wsi Kisorycze pow. Sarny: „LECH Apolonia, lat 24, 3.02.1944 r. w drodze do Rokitna została zatrzymana we wsi Kisorycze (był z nią Stefan Stawarz i jemu udało się uciec), zamordowana i ze sznurem na szyi wrzucona do studni. Ciało jej wydobyte po miesiącu ze studni, nosiło ślady okrutnych tortur”.  (http://free.of.pl/w/wolynskie/miejsca-d/dolhan-09.html )
We wsi Raciborowice pow. Chełm: „Policjanci ukraińscy pozostający w służbie hitlerowskiej rozstrzelali 4 osoby. Zginęli: Kazimierz Brudnowski, Mieczysław Brudnowski, Franciszek Jagieliński i Marian Litwinczuk.” (Czesław Buczkowski: SAHRYŃ w latach 1942-1944; w:  http://kresy.info.pl/component/content/a....atach-1942-1944; 25 września 2011).
We wsi Weleśnica pow. Nadwórna: „W powiecie nadwórniańskim w Woleśnicy dnia 3 lutego był napad na folwark, gdzie zabito syna rządcy, Papsta, a jego zraniono” („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122).
W folwarku Zawadka pow. Kałusz: „W kałuskim dnia 3 lutego uprowadzono zarządcę folwarku Zawadka, Sokołę i buchaltera Sułkowskiego” („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122).
 
- 1945 roku:
We wsi Jezierna pow. Zborów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi; w: https://ipn.gov.pl/pl/sledztwa/sledztwa/oddzialowa-komisja-we-w/31480,Sledztwa-zakonczone-wydaniem-postanowienia-o-umorzeniu.htm ). 
We wsi Serednica pow. Lesko w potyczce z UPA został ciężko ranny komendant MO z Ropienki, który  zmarł w szpitalu.
We wsi Semakówka woj. stanisławowskie: „03.02.1945r. zostały zam. Wolska Maria (1920) i Rutkowska Eudokia c. Mikołaja (1910).”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
 
     4 lutego 
 
- 1943 roku: 
We wsi Długi Kąt pow. Biłgoraj Niemcy z Ukraińcami zamordowali 3 Polaków, w tym 11-letniego chłopca.
 
- 1944 roku:  
We wsi Bobulińce pow. Buczacz: „04.02.1944 r. został zam. Szpak Jan i jego 3 synów oraz Szpak Maria.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...,jw., tom 7).
We wsi Byczkowce pow. Czortków banderowcy zamordowali 73 Polaków. (http://www.dws-xip.pl/PW/formacje/pw2088.html ; oraz: http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=110259 ). „Jestem rodem z Byczkowiec i dobrze pamiętam, jak Ukraińcy z band UPA mordowali Polaków w naszej wsi. Największym bandytą był Mykoła Małańczuk ur. w 1921r.,mieszkał obok cerkwi, a także jego 55-letni wujek Drabiniasty (imienia nie pamiętam). Grasowali po całej okolicy i byli głównymi banderowcami. W majątku Cieleckich zamordowali...Sitko i Jana Bilana. Rozpruli im brzuchy, skakali na nich ze stołu. Od 1941r. zaczęli banderowcy mordować coraz częściej. Każdego tygodnia ginęło kilka osób.  Nie pamiętam już ich nazwisk. W tym roku napadli też na dom sołtysa, nazywał się także  Sitko. Podpalili jego dom, a chociaż był pod blachą, spaliła się  w nim żywcem 5-osobowa rodzina: sołtys Sitko, jego żona, córka, synowa i jej 9-letni synek. Nie można było ich rozróżnić kto jest kim. Siostrę mojego ojca o nazwisku Wielgusz i jej 5-osobową rodzinę także zamordowali. Porąbali siekierami ciotkę, wuja, dwie ich córki i 9-letnią wnuczkę. 4 lutego 1944 r. zamordowali we wsi 73 Polaków. My uratowaliśmy się chowając się w schronie, który ojciec wykopał.” (Janina Bandura;  w: Głos Podolan, nr 7 z 2005 roku).
We wsi Leszczańce pow. Buczacz:: „04.02.1944 r. uprowadzono Koziołka i.n. wraz z woźnicą.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Lipsko pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali Józefa Świętojańskiego. 
We Lwowie: „04.02.44 r. zamordowana została kobieta przy ul. Kochanowskiego”.(Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
W miasteczku Łanowce pow. Krzemieniec upowcy  wrzucili granaty i wdarli się do kościoła p.w. Wniebowzięcia NMP, gdzie schowały się 3 rodziny polskie, liczące 12 osób. Zamordowali 11 osób: Leontynę Wadas i jej dzieci: Tadeusza, Helenę, Stanisławę, Danutę, Anielę oraz Ryszarda Andrzeja, który był chrześniakiem marszałka Edwarda Rydza Śmigłego (jej mąż służył w legionach razem ze Śmigłym). Ponadto zamordowali dwa starsze małżeństwa. Ciała ofiar wrzucili do pobliskiej głębokiej studni. Kościół ograbili z rzeczy kościelnych, zrabowali mienie pomordowanych, po czym kościół podpalili. Z empirowego kościoła z 1857 roku, zbudowanego przez marszałka Teodora Jełowickiego, uczestnika powstania styczniowego, pozostały tylko mury zewnętrzne, które miejscowi Ukraińcy rozebrali w 1954 roku. W kościele ocalał mąż Leontyny Wadas, który nie zauważony stał za otwartym skrzydłem drzwi. Przez tydzień ukrywał się u Ukraińca, potem ruszył pieszo do Krzemieńca i po 8 kilometrach został złapany przez upowców i zamordowany. Jego ciało bez ubrania zostało porzucone na cmentarzu, gdzie po kilku dniach pochowali go miejscowi Ukraińcy. Po zbrodni w kościele miejscowe Ukrainki chodziły w sukienkach zamordowanej Wadasowej (Siemaszko..., s. 440 – 441, 484).
We wsi Seredne pow. Kałusz: „04.02.44 r. został zamordowany Bołochów i.n., dróżnik z rodziną (5 osób).” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).  
We wsi Słobódka Bołszowiecka pow. Rohatyn: „Dnia 4 lutego banda, składająca się z 50 Ukraińców, napadła na wieś Słobódka Bołszowiecka pod Haliczem i zamordowała 18 osób”. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122). Patrz: 6 luty 1944.
W miasteczku powiatowym Sokal podczas nocnego ataku UPA zabity został 1 Polak. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122).
We wsi Stefanówka  pow. Kałusz: „04.02.44 r. została zamordowana: 1-3. Matejczyk Anna ; Słota i.n. urzędnik folwarku; Sroka i.n. zastępca kierownika. Liegenschaftu.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
We wsi Wojciechówka Radecka pow. Tomaszów Lubelski: „04.02.47 r. został zamordowany przez bojówkarzy UPA: Goryński Marcin l. 31.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.; tom 8).    
We wsi Wojniłów pow. Kałusz: „04.02.44 r. zostali zamordowani: 1-2. Żak i.n.; Nowak i.n.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.; tom 8).
 
- 1946 roku:
We wsi Darowice pow. Przemyśl upowcy spalili wieś i zamordowali 2 Polaków.  
Na terenie pow. Jarosław poległ ppor. Stanisław Wisznicki (Winnicki), ur. w 1923 r.
We wsi Młodowice pow. Przemyśl spalili wieś i zamordowali 8 Polaków a 6 zostało rannych i poparzonych.
We wsi Rokszyce pow. Przemyśl zamordowali 3 Polaków.
We wsi Szczutków pow. Lubaczów zamordowali Ukraińca Mikołaja Junika ur. 1915 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
 
     3 lub 5 lutego
 
- 1944 roku:
We wsi Białowody pow. Tomaszów Lubelski ukraińscy esesmani z SS „Galizien – Hałyczyna” zamordowali 4 Polaków.
 
     4 lub 5 lutego
 
- 1944 roku:   
We wsi Świecie pow. Równe na kolumnę Polaków przeprawiających się promem na rzece Horyń napadli upowcy mordując 11 osób.
 
     W nocy z 4 na 5 lutego
 
- 1944 roku:
 „ W nocy z 4 na 5 lutego, na terenie powiatu złoczowskiego i sąsiednich (kamioneckiego, brodzkiego, radziechowskiego i Sokalskiego) bandy zaatakowały dotąd działające leśniczówki i gajówki w których pracowali Polacy. Wszystkich pojmanych wymordowano w okrutny sposób a zabudowania spalono. Według danych policji niemieckiej, zginęło w ciągu tej nocy około 120 pracowników leśnictwa i członków ich rodzin. Należy podkreślić, że w tych rejonach, gdzie popełniono te zbrodnie, nadleśniczymi byli… Ukraińcy”. (Stanisław Dłuski: „Fragment większej zbrodni”; w: „Las Polski”, nr 13 – 14 z 1991 r.).
 
     5 lutego
 
- 1943 roku:  
We wsi Bużak pow. Złoczów został zamordowany przez Ukraińców gajowy Kazimierz Gabryluk. 
We wsi Dorotyszcze pow. Kowel bojówkarze ukraińscy w lesie zamordowali kierownika szkoły Jana Kuklińskiego oraz 12 Ukraińców.
 
- 1944 roku:  
We wsi Andrzejówka pow. Tomaszów Lubelski Ukraińcy zamordowali 6 Polaków. 
We wsi Dąbrowa pow. Brzeżany: „05.02.1944 r. zostali zamordowani: 1. Toner (Foner?) Aleksander; 2. Suszek Józef l. 35.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Dorotyszcze pow. Kowel  został zamordowany w lesie przez czterech upowców  i tam pochowany Kukliński Jan, s. Andrzeja i Aleksandry, lat 36, kierownik szkoły; w tej wsi mieszkała tylko jedna polska rodzina nauczyciela. (Siemaszko..., s. 366). Jego żona przebywała w tym czasie na robotach w Niemczech. Jego 8- letni syn zawdzięcza życie nauczycielce Ukraince Kwaśneckiej, która po wojnie pomogła mu również przedostać się do Polski.
We wsi Fraga pow. Rohatyn banderowcy zamordowali wikariusza o. Witalisa Borsuka. 
We wsi Jurkowce pow. Kopyczyńce zamordowali 13 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę, 3 kobiety zastrzelili a  4 kobiety zamordowali. 
We wsi Lipica Dolna pow. Rohatyn: „5.II.44. Lipica. Zginęło kilkunastu Polaków.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
W mieście Lwów Ukraińcy zamordowali Jerzego Terpiłowskiego i zrabowali jego dokumenty. „Dnia 5.II.1944 r. około godz. 21.30 znaleziono zwłoki Polaka Jerzego Franciszka TERPILOWSKIEGO, zam. we Lwowie przy ul. Głowińskiego 17, który został zastrzelony na ul. Breitegasse na wysokości numeru 53 przez nieznanych sprawców.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43).  „5.II. Lwów Znaleziono zwłoki Jerzego Franciszka Terpitowskiego, l. 21, zam. Głowińskiego 17. Zastrzelony przy Kochanowskiego około nr 53 przez nieznanych sprawców. Zabrano Ausweis Instytutu Behringa.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Żorniska pow. Gródek Jagielloński banderowcy zamordowali 14 Polaków, w tym 10-osobową rodzinę Podsiadłów (41-letniego Józefa Podsiadło, jego 44-letnią żonę Agatę oraz ich 8 dzieci: siedem córek w wieku 2 – 17 lat i 19-letniego syna), ponadto 4 osoby uprowadzili (w tym młode dziewczyny), po których ślad zaginął.
 
- 1945 roku:
We wsi Kobyłowłoki pow. Trembowla  upowcy spalili 15 gospodarstw polskich oraz zamordowali 19 Polaków.
We wsi Połowce pow. Czortków: „05.02.1945 r. zamordowano w czasie napadu 22 Polaków NN, oraz pięciu Ukraińców NN spokrewnionych z Polakami. Mordami kierował osobiście tamtejszy proboszcz (greckokatolicki), który mówił, że trzeba ostatecznie wyczyścić wieś ze wszystkiego śmiecia.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...,jw., tom 7). 
We wsi Ropienka pow. Lesko Ukraińcy zamordowali Antoniego Wolanina.   
We wsi Zalesie koło wsi Puźniki pow. Buczacz banderowcy zamordowali 7 Polaków, zginęli: Jasińska Domicela l. 44, Jasińska Władysława l. 32, Jarzycka Stanisława l.10, Kulikowska Genowefa l. 41, Łapiak Anastazja l. 38, Łapiak Kazimierza l. 10, Tyc Józef l. 40. (Kubów..., jw.).  
 
     W nocy z 5 na 6 lutego 
 
- 1944 roku:  
We wsi Jamelna pow. Gródek Jagielloński, głownie na przysiółku Mazurówka, upowcy zamordowali ponad 100 Polaków. „Ukraińcy z Żornisk zabrali młynarza Akermana,  jego zięcia Karola Dzielędziaka i ich służącą Ukrainkę. Mówili im, że ich zabierają na przesłuchanie do Janowa. Po drodze do Janowa zabrali również Józefa Podsiadło. Jednak nie zawieźli ich na przesłuchanie do Janowa, tylko zamordowali nożami w lesie. Ukraińcy ściągnęli im skalpy i cięli nożami skórę pleców. /.../ W rodzinie Ciepko zginęło 5 dzieci i rodzice. Jeden chłopczyk, który uciekał został zastrzelony, a pozostałych poćwiartowali nożami” (Józefa Ardelli; w: Siekierka..., s. 225 – 226; lwowskie). Oraz: „06.02.44 r. zostali zamordowani: 1-6. Akerman i.n.; Klus Anna l. 61; Klus Andrzej l. 22; Koszała Józef l. 31; Kulczycki Józef l. 40; Podsiadło i.n. zięć Ackermana.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Słobódka Bołszowiecka pow. Rohatyn: „5/6.02.1944 r. zostali zamordowani: Starczewska i.n. (matka rodziny); Podolan Władysław l. 60; Szczepańska Magda l. 34 i jej syn Kazimierz l. 5”.  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
 
- 1945 roku:
W miejscowości Barysz pow. Buczacz  napadnięci przez banderowców o dużej sile Polacy w jednym domu podjęli obronę, która trwała 5 godzin. We wsi ukraińscy partyzanci używając głównie siekier, noży i bagnetów wymordowali co najmniej 135 Polaków i 30 poranili. Zginęło także 10 obrońców z „IB”, którzy nie zdążyli wyjechać do Buczacza, co nakazał im dowódca, Ukrainiec współpracujący z UPA. Ukraińcy ograbili i spalili 400 gospodarstw polskich. Maria Banda i jej 10-letni syn Stanisław zostali zarąbani siekierami na podwórzu ich gospodarstw. 12-letnia Helena Boczar została zakłuta nożami. 80-letnia Anastazja Brylkowska została zarąbana siekierą podczas snu w łóżku. 12-letni Michał Herbut został wrzucony do sadzawki, gdzie utonął. „W nocy z 4 na 5 lutego 1945 r. doszło do napadu band UPA na osiedle Mazury zamieszkałe przez samych Polaków. W tym czasie batalion samoobrony został wezwany do Buczacza, gdzie miał bronić miasta przed napadem. Na posterunku pozostawało tylko trzech żołnierzy. Banda liczyła ponad 200 ludzi dobrze uzbrojonych w broń palną i maszynową. Napastnicy byli ubrani w białe nakrycia i podchodzili do domów prawie niezauważalnie. Podpalali budynki, strzelali do uciekających, a pozostałych w mieszkaniach lub na podwórkach rąbali siekierami. Dzieci nabijali na widły i wrzucali w ogień. Niemowlęta łapali za nóżki, rozbijali główki o ściany lub krawędzie ram drzwiowych i również wrzucali do ognia”. (Piotr Warchoł; w: Komański..., s. 687 – 788). „Kilkunastoletni Stanisław Baraniecki zapamiętał:„Wieczorem (…) w naszym domu odbyła się spokojna i długa rozmowa. Oprócz naszej rodziny uczestniczyli w niej brat mamy Stach Działoszyński i brat ojca Michał Baraniecki. Przeważała opinia, że banderowcy zaatakują Puźniki, a nasza samoobrona jest zbyt słaba, aby nas obronić. W końcu zdecydowano, że dla ratowania życia musimy opuścić naszą ojcowiznę (…) Droga do Buczacza biegła przez Barysz. (…) W Baryszu byliśmy 3 dni po spaleniu i wymordowaniu jej mieszkańców z dzielnicy Mazury. (…) Z popiołów i resztek ścian sterczały kominy. Przed niektórymi zgliszczami domów leżały pokaleczone, jedynie w bieliźnie, ludzkie ciała, dzieci i dorosłych. Wzdłuż drogi, po jej prawej stronie, płynęła rzeczka lub kanał. (…) Gdzieś w połowie drogi na kanale była śluza pozwalająca spiętrzać wodę. Na wystającym ostrzu śluzy wbite było brzuszkiem nagie ciało niemowlęcia. (…) Wiele wydarzeń tamtych lat czas wymazał z pamięci, ale obrazu tego niemowlęcia na śluzie do końca moich dni nie zapomnę”. (Maciej Dancewicz: Zagłada Puźnik; w: http://archiwum.rp.pl/artykul/792151-Zaglada-Puznik.html; 10-07-2008 ). Ks. Mroz: „Była to straszliwa noc. Słychać było bez przerwy serie wystrzałów, rozpaczliwe jęki mordowanych ludzi, trzask palących się budynków, wycie psów, ryk bydła, bicie dzwonów naszego kościoła... Z sercem ściśniętym bólem patrzyłem z kilkunastoma osobami z wieży kościelnej na płonącą wieś. Ogień przenosił się szybko... Napad trwał 5 godzin. Zginęło tej nocy 135 osób. Nad ranem banderowcy opuścili wieś, zabierając własnych rannych i zabitych... udałem się na Mazury, by udzielić rannym Sakramentów św. i porozmawiać z ocalałymi... Po napadzie przerażona ludność polska uciekła z Barysza do Buczacza. Dopiero na drugi lub trzeci dzień przybyli członkowie rodzin, by zwieźć pomordowanych do wspólnej mogiły... Z ogromnym bólem odprawiałem ten pogrzeb. Ile lęku i strasznych cierpień musieli przeżyć ci niewinni ludzie przed okrutną śmiercią.” (Irena Kotowicz: Krwawe kalendarium wydarzeń w Baryszu, pow. Buczacz, woj. tarnopolskie; w: www.wbc.poznan.pl/Content/8333/Biuletyn%20nr63%202004.03.pdf ).  „NOTATKA. Sporządzona przez Kom[itet] Wyk[onawczy] Baryskiej Rady Wiejskiej rejonu buczackiego obwodu tarnopolskiego o tym, że nocą z 5 na 6 lutego 1945 roku we wsi Barysz rejonu buczackiego przy ulicy Mazury zostali rozstrzelani przez nieznaną bandę OUN w bestialski sposób następujący obywatele sowieccy narodowości polskiej:
  1. KRET Maria; 2. TORONCZAK Antoni s. Łukasza; 3. RAJCZAKOWSKA Aniela, jej dwie nieletnie córki i dwójka wnuków; 4. RAJCZAKOWSKA Maria c. Szymona i jej dwie dorosłe córki; 5. BOCZAR Antoni s. Macieja i jego dwie nieletnie córki; 6. WOLSKA Maria c. Józefa i jej mały synek w wieku trzech lat; 7. WOLSKA Maria c. Michała i małe dziecko; 8. WOLSKA Marcela c. Stanisława i małe dziecko; 9. HERBUT Józef s. Marcelego
  2. OŚMIŃSKI Ignacy, jego syn, żona syna i dwoje dzieci; 11. BOCZAR Józef s. Piotra i jego syn; 12. WISZNIOWSKA Marcela c. Ignacego; 13. BOCZAR Anna i jej córka; 14. KUPISZEWSKA Maria c. Stanisława i jej dziecko; 15. HERBUT Andrzej s. Marcelego; 16. KOZDROWSKA Anna; 17. BRYŁKOWSKI Józef
  3. WOLSKA Maria c. Stefana i jej córka; 19. WOLSKA Anna; 20. JAMNIUK Anastazja c. Teodora oraz jej nieletni syn i córka; 21. KOWCZ Anna i jej syn; 22. RYBKA Anna c. Michała oraz jej syn; 23. JASIŃSKI Bazyli; 24. LULKA Paweł s. Piotra; 25. REWUCKA Rozalia; 26. WOJTUN Piotr; 27. BILECKI Jan s. Macieja; 28. TERLECKI Jan; 29. KORCZYŃSKA Helena; 30. ALBERT Jan, jego żona, córka i syn; 31. GRABSKA Rozalia c. Michała i jej syn; 32. JAWNIUK Maria; 33. DEMBICKA Adela c. Michała i jej syn; 34. KOWIA Piotr.
Łącznie bandyci rozstrzelali 110 osób. Nazwiska wszystkich rozstrzelanych nie są znane Baryskiej Radzie Wiejs[kiej]. Zostali oni pochowani we wspólnej mogile na cmentarzu baryskim. Poza tym w czasie rozstrzeliwania bandyci spalili prawie 180 domów mieszkalnych i innych budynków należących do rozstrzelanych obywateli sowieckich. Przewodniczący Rady Wiejs[kiej](—) KONDRATIUK Sekretarz (—) HNAP” (Notatka Komitetu Wykonawczego Rady Wiejskiej w Baryszu z marca 1951 r. dotycząca aktu terrorystycznego OUN i UPA; w: PA SBU, F. 2, op. 2, spr. 2, k. 13–14. Oryginał notatki znajduje się w aktach sprawy śledczej nr 9721, tom 2, str. 212, z oskarżenia PRYSZLAKA T. L., przechowywanych w UKGB obwodu tarnopolskiego.) „Dowiedziałam się, że mój Ojciec i brat zostali zmordowani, a siostra dzień wcześniej wyjechała z Siostrami na zachód do Polski. Gdy wujek dowiedział się ilu Polaków wymordowali banderowcy ostatniej nocy, przekazał mamie przez posłańca, że natychmiast ma przyjechać do niego do Buczacza, bo tam jest bezpieczniej. Przenocowałam u sąsiadki i rano udałam się w dalszą drogę w poszukiwaniu Mamy. Chciałam iść na skróty ale mi odradzono. Szłam więc szosą jeszcze 18 km. Do domu wujka przyszłam po południu. Zastałam tam także jego siostrzenicę, która w ostatniej chwili uciekła z rąk banderowców. Zapukałam do drzwi i usłyszałam głos mamy.” (Wanda Działoszyńska z d. Gąsiorowska: Wojenne wspomnienia; w: Zeszyty Tłumackie 2(52)2013r.). Wanda Działoszyńska była synową Marcelego i Petroneli Działoszyńskich oraz żoną Alfreda Działoszyńskiego. Mieszkała waz z mężem i synem w Isakowie gm. Nieźwiska. Petronela była siostrą Jana Śniechowskiego ze Słobudki. W czasie okupacji Wanda i Alfred Działoszyńscy mieszkali krótko w Łokutkach u Józefa Śniechowskiego.
 
     6 lutego 
 
- 1944 roku:
We wsi Czernica pow. Brody banderowcy zamordowali 4 Polaków. 
We wsi Huta Nowa pow. Buczacz zamordowali 3 Polaków: mężczyznę, kobietę oraz bratanka ks. Antoniego Kani; inni:  na drodze w pobliżu wsi Szwejków pow. Podhajce schwytali 18-letniego Józefa Kanię, bratanka ks. Antoniego Kani. Jego zwłoki odnaleziono w lesie w maju 1944 r.: miał połamane ręce, nogi, żebra, kręgosłup, wycięty język i wydłubane oczy (Komański..., s. 151).
We wsi Jamelna pow. Gródek Jagielloński: „06.02.44 r. zostali zamordowani: 1-6. Akerman i.n.; Klus Anna l. 61; Klus Andrzej l. 22; Koszała Józef l. 31; Kulczycki Józef l. 40; Podsiadło i.n. zięć Ackermana.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
We wsi Lipica Dolna  pow. Rohatyn: „Około 06.02.1944 r. zamordowano 12 Polaków NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). „Wypadki mordów miały też miejsce w Lipicy, gdzie z rąk terrorystów ukraińskich zginęło kilkunastu Polaków - 12 osób”. (1944, 6 luty – Protokół spisany w Delegaturze PolKO w Bołszowcach przesłany do PolKO w Brzeżanach. B. Ossol. 16722/1, s. 75).
We wsi Podborce pow. Lwów policjant ukraiński zastrzelił 22-letniego Polaka ( był to Adam Gracowski) i zrabował jego dokumenty.  „Dnia 6.II.1944 r. około godz. 11 na odcinku linii kolejowej Podborce-Podzamcze został zastrzelony przez urzędnika Bahnschutzu Polak GRACOWSKI Adam, lat 22. Dokumenty zabrano.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). 
We wsi Słobódka Bołszowiecka pow. Rohatyn: Informacja okresowa o śledztwach prowadzonych w OKŚZpNP we Wrocławiu. Sygn. akt S 10/01/Zi. „Ustalono m. in., że w dniu 06.02.1943r. w Słobódce Bołszowieckiej pow. Rohatyn zginęło 25 mieszkańców tej wsi narodowości polskiej. Ofiarami tej zbrodni byli mężczyźni, kobiety i dzieci, a sprawcami mordu ich sąsiedzi narodowości ukraińskiej.” Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Różański Eugeniusz: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946”; Wrocław, bez daty wydania, 2007, na s. 411 podają, że nocą z 5 na 6 lutego 1944 roku zginęło 36 Polaków oraz wymieniają ich imiennie. (Patrz też notka dotycząca 4 lutego 1944 r.). „Na wstępie pragnę podziękować za informacje dotyczące dokonanych zbrodni przez bandy upa i zamieszczoną listę osób pomordowanych. Nie znalazłam na niej moich dziadków Marii i Tomasza Szczepańskich. Wielka szkoda, że moja mama i tato już od dawna nie żyją, Ja natomiast posiadam mało informacji na ten temat od rodziców. Wiem, że moi dziadkowie mieszkali przed wojną i w czasie wojny w Słobódce Bołszowieckiej nad rzeką Gniła Lipa. W rzece tej moja mama Bronisława z domu Szczepańska, będąc dzieckiem nieraz kąpała się. W 1940 roku mama z moim ojcem i bratem przedostała się do rodziny taty do Centralnej Polski. Natomiast moi dziadkowie tam pozostali wierząc, że nic im się nie stanie. Babcia i dziadek byli bardzo lubiani przez sąsiadów Ukraińców, Żydów. Bestialsko zostali zamordowani przez (prawdopodobnie) babci chrzestnego syna Ukraińca „banderowca”. Nie wiem nawet gdzie są pochowani .Nie znam dokładnie daty ich śmierci czy był to rok 1943 czy 1944. Bardzo proszę o umieszczenie moich dziadków na liście pomordowanych przez bandy upa. Ku ich pamięci. Szczepańska Maria, Szczepański Tomasz zam. Słobódka Bołszowicka nad rzeką Gniła Lipa”. (Urszula Giera; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/zgloszenia.html ). Osób tych nie ma wymienionych wśród ofiar. „W sobotę dnia 5 lutego 1944 r. między godz. 20 a 21 napadli terroryści ukraińscy na ludność polską w Słobódce Bołszowieckiej, gmina wiejska Bołszowce, powiat rohatyński, gdzie w sposób bestialski pomordowali miejscową ludność polską. Od broni palnej, od siekier i noży zginęło 19 Polaków, lekko rannych zostało dwóch, ciężko rannych 1 osoba, do wyjścia i wyleczenia ran 6 osób. Ciężko rannych odstawili kolejarze Polacy do szpitala powszechnego w Stanisławowie.” (1944, 6 luty – Protokół spisany w Delegaturze PolKO w Bołszowcach przesłany do PolKO w Brzeżanach. B. Ossol. 16722/1, s. 75). „Dnia 5 bm. w Słobódce Bołszewieckiej wymordowano 30 rodzin” (1944, 7 lutego – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie dotyczące położenia Polaków, w tym członków Komitetu, w przededniu wkroczenia Rosjan. W: B. Ossol. 16721/1, s. 287-288). „7.II.1944 Słobódka Bołszowiecka pow. Rohatyn. Zabici: Kozioł Józef, ur. 1905; Cichuń – gospodarz; Mucuszyn Antonina i jej córka; Pietrusiewicz Antonina;  Szczepański, żona i dziecko; Szymański, żona i córka; Buczma, córka i syn; Kruszelnicki i syn; Starczewska; Marszałek; Zawadzki; Łyskowa; Cichuń Maria, ur. 1893. Raniona: Buczmowa; Kruszelnicka (matka); Starczewska (matka).” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). „5.II. Słobódka Bolszowiecka. Zamordowanych 20 osób, 8 rannych, siekierami porąbanych leży w szpitalu. Podejrzani są ludzie z Rużdwian): 1) Marwatek Stanisław, 2) Zawadzki Julian, 3) Liko Marcin, 4) Starczewska Maria, 5) Kruszelnicki Kazimierz, 6) Kruszelnicki Karol, 7) Kruszelnicka Eleonora, 8) Buczma Ignacy, 9) Buczma Jan, 10) Buczma Izabela, 11) Podolan N., 12) Szymański Kazimierz, 13) Szymańska Franciszka, 14) Szymańska Kazimiera, 15) Myszczyszyn N., 16) Myszczyszyn kobieta, 17) Szczepański Rudolf, 18) Szczepańska Maria, 19) ich dziecko, 20) Pietrusiewcz Piotr, 21) Cichnin N. kobieta i 8 rannych..” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
W mieście Lwów: „6.II. Lwów Gracowski Adam, l. 22, zastrzelony na odcinku linii kol. Podborce-Podzamcze przez urzędn. Bahnschutzu. dokumenty zabrano.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Żulice pow. Złoczów: „06.02.1944 r. został zam. Puzyniak Franciszek..” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7)
 
- 1945 roku:
We wsi Brzeżawa koło Birczy pow. Przemyśl upowcy zamordowali 3 Polaków: jednego powiesili na drzewie koło jego zagrody, dwóch uprowadzili i zamordowali w lesie. 
We wsi Majdan pow. Drohobycz zastrzelili Leopolda Wójtowicza.
We wsi Młyniska pow. Trembowla zamordowali lub spalili żywcem 20 Polaków.
 
- 1946 roku:  
We wsi Wielopole pow. Sanok upowcy zamordowali Karola Misio.
 
     W nocy z 6 na 7 lutego 
 
- 1947 roku:
We wsi Żernica Wyżna pow. Lesko upowcy uprowadzili 4 Polki, które zaginęły bez wieści.
 
   7 lutego 
 
- 1942 roku:
We wsi Aleksandrów pow. Biłgoraj Niemcy z Ukraińcami zamordowali 2 Polaków i spalili 4 gospodarstwa.
 
- 1944 roku:
W mieście Lwów policjanci ukraińscy zastrzelili 2 Polaków oraz zrabowali ich dokumenty (byli to:18-letni Tadeusz Bąk oraz Zdzisław Nestorowski).  „Dnia 7.II.1944 r. około godz. 21.30. zostały znalezione zwłoki Polaka BONKA Tadeusza, lat 18, zam. we Lwowie, pl. Kapitulny 2, który został zastrzelony przez nn. sprawców na ul. Miłkowskiego. Dokumenty osobiste zrabowano.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „7.II. Bonk Tadeusz, l. 18, zastrzelony przez NN sprawców na ul. Miłkowskiego, zam. pl. Kapitulny 2. Dokumenty zrabowano.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Małków pow. Hrubieszów kozacki ostlegion oraz policjanci ukraińscy zamordowali co najmniej 25 Polaków. „07.02.1944 pododdział z ostlegionu kozackiego i policjanci z Kryłowa napadli na Małków w hrubieszowskim; zamordowano ok 25 Polaków i spalono domy. Gdy na pomoc przybył pluton BCh “Rysia”, do walki włączył się miejscowy pododdział USN.” (Czesław Buczkowski: SAHRYŃ w latach 1942-1944; w:  http://kresy.info.pl/component/content/a....atach-1942-1944; 25 września 2011).
We wsi Puków pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 6 rodzin polskich; 30 Polaków.  („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 8/44; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122).
W mieście powiatowym Sokal został zamordowany przez UPA  Zeidl Zdzisław, leśniczy. (Edward Orłowski...,  jw.). 
W miasteczku Wiśniowiec Nowy pow. Krzemieniec; w 1949 roku z polecenia władz zakonnych ojciec Mateusz Trzeciak i ojciec Michał Machejek przesłuchali ocalałych świadków. Na podstawie ich zeznań odtworzyli przebieg dramatycznych wydarzeń w wiśniowieckim klasztorze karmelitów bosych z 7 lutego 1944 roku. Fragmenty ich relacji: „W dniu 6 lutego 1944 roku w klasztorze było jeszcze około 40 mężczyzn i 150 kobiet z dziećmi. Dnia 6 lutego 1944 roku dwaj księża, kapelani węgierscy, namawiali ojca Kamila, by z nimi uciekał. Zgodził się więc wreszcie ojciec Kamil na opuszczenie Wiśniowca, zwłaszcza, że brat Cyprian i co poważniejsi ludzie, bardziej orientujący się w grozie położenia, usilnie go do tego nakłaniali. Od wojska węgierskiego, za pośrednictwem wspomnianych dwóch kapelanów, otrzymał dwa samochody ciężarowe na rzeczy klasztorne, które wcześniej przygotowane prędko załadowano. Wielu ludzi, dawniej zdecydowanych zostać wraz z ojcem Kamilem, zmieniło swój zamiar. Wieczorem, 6 lutego, niewielu było już takich, którzy zdecydowali się zostać. W nocy jednak nieznany człowiek, Ukrainiec wszakże, przyniósł list do ojca Kamila, w którym namawiano go do pozostania w klasztorze wraz z wszystkimi Polakami, by w ten sposób powiększyć zastęp ludzi uzbrojonych, by stworzyć oddział mogący stawić czoło nie tylko bandom grasującym, ale także wałęsającym się maruderom wojskowym. Chociaż list był początkiem zasadzki, jak później się okazało, ojciec Kamil uwierzył jego zapewnieniom i cofnął swe postanowienie wyjazdu z Wiśniowca. Dlaczego tak postąpił? Trudno dziś powiedzieć. Przecież dobrze znał przewrotność i podstępność Ukraińców. Może łudził się szczerością i zapewnieniami autora listu? Może nawet niejasno przewidywał przyszłe dni, a do decyzji pozostania skłonił go widok owej garstki pozostałych ludzi, którzy dla braku środków nie mogli iść w świat, bo nie mieli w czym i do kogo? Byli prawie bosi, nieubrani, z małymi dziećmi, a ponadto głodni. Tymczasem na dworze była zima, śnieg sięgał metra grubości. Widocznie żal mu było zostawiać tych najuboższych na niepewny los. Został więc, zostali i inni na męczeńską śmierć. Kapelani węgierscy odjechali nazajutrz rano o godzinie 7. Ostatnie zaś frontowe oddziały wojsk węgierskich opuściły Wiśniowiec o godzinie 12 w południe dnia 7 lutego 1944 roku. Tegoż dnia ojciec Kamil, widocznie bardzo zmęczony, a może uspokojony owym listem, położył się wcześniej spać, tak że o godzinie 9 już twardo spał. Wtedy dały się słyszeć dobijania do klasztoru. Organista Franciszek Ciesielski, mieszkający w tej samej celce, obudził natychmiast ojca Kamila i oznajmił, że Ukraińcy usiłują wedrzeć się do klasztoru. Wyważyli już nawet drzwi zewnętrzne przy pomocy siekiery i łomu. Ojciec wyszedł do nich. Dwóch banderowców zażądało od ojca lampy i klucza do piwnicy, twierdząc, że tam jest broń. Ojciec Kamil zaczął im tłumaczyć, że tam broni nie ma. Ale Ukraińcy nie chcieli tego słuchać, tylko coraz natarczywiej domagali się, by ojciec Kamil szedł z nimi, z kluczem. Ojciec poszedł. Maria Ciesielska, która schroniła się na noc w szopie stojącej niedaleko lochu, w świetle księżyca doskonale widziała ojca Kamila idącego po prawej stronie Ukraińca, który w lewej ręce trzymał lampę, a w prawej rewolwer. Ojciec Kamil, przeczuwając coś złego, szedł powoli i tłumaczył łagodnie Ukraińcowi: «Proszę pana, tam nie ma nic, tylko kartofle». Ukrainiec jednak milczał. Świadek dokładnie widziała, z jaką ostrożnością ojciec Kamil zstępował po schodach do lochu. Po wejściu do piwnicy Maria usłyszała przejmujący okrzyk ojca Kamila: «Jezu!». I w tej chwili rozległ się jeden wystrzał. Maria domyśliła się, że ojciec Kamil został zastrzelony. I teraz dopiero zaczęło się krwawe, okrutne, z zimną krwią dokonywane morderstwo. Opowiadała o tym Marii Ciesielskiej pewna Ukrainka będąca wówczas w klasztorze. Po zabiciu ojca Kamila Ukraińcy rzucili się do klasztoru. Brat Cyprian chciał schronić się w tej jego części, gdzie znajdował się szpital prowadzony przez Ukraińca, doktora Kozyrowa, ale go tam nie wpuszczono. Ukraińcy chwycili więc brata Cypriana i jako drugiego zamordowali w piwnicy. Trzecim z kolei był Franciszek, syn Marii Ciesielskiej. Ukrainiec, który po niego przyszedł, zastał go na modlitwie w kąciku celi u stóp figurki Matki Boskiej. Odezwał się: «Franek, czego się ty kryjesz?». Organista odpowiedział wymijająco: «Nie kryję się, tylko czapki szukam». Wówczas oprawca z zimną krwią, choć go widocznie znał, poprowadził organistę do lochu, gdzie go zamordowano. I tak przez 3 godziny, pojedynczo, prowadzono z klasztoru wszystkich mężczyzn do lochu, by zadać im śmierć. Wreszcie około godziny 12 w nocy spędzono do drugiej piwnicy wszystkie kobiety i dzieci w liczbie około 150 i rzucono tam 3 granaty. A potem wszystko się uciszyło. W nocy z 8 na 9 lutego, z wtorku na środę, Ukraińcy obrabowali klasztor i kościół. Potem nawieźli słomy do kościoła i około godziny 9 rano dnia 9 lutego podpalili go. I spłonął wiśniowiecki kościół karmelitów bosych. Zostały tylko sczerniałe mury”. (http://prasa.wiara.pl/doc/1918926.Meczennicy-z-Wisniowc ) .  
We wsi Zakrzemienna pow. Brzeżany: „07.02.1944 r. został zam. Helak Ignacy, rolnik..” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7)
 
- 1945 roku:
We wsi Bereska pow. Lesko w walce z UPA poległ milicjant Aleksander Waga, ur. 1922 r.
We wsi Kociubińce pow. Kopyczyńce zamordowali 8 Polaków i 2 Ukraińców. Ksiądz  Jan Walniczek był torturowany przez pięć godzin: zdzierali mu skórę, rany zalewali atramentem, oblewali wrzącą wodą, wreszcie przywiązali go do ściany i rzucali w niego nożami. Małżeństwo Waleria i Władysław Monasterscy, oboje po 20 lat, było torturowane: wydłubali im oczy, ucięli języki i tak okaleczonych przywiązali do płotu, gdzie w męczarniach konali. (Komański..., s. 235).
We wsi Puźniki pow. Buczacz „z rąk banderowców zginęli: Jasińska Domicela l. 44, Jasińska Władysława l. 32, Jarzycka Stanisława l.10, Kulikowska Genowefa l. 41, Łapiak Anastazja l. 38, Łapiak Kazimierza l. 10, Tyc Józef l. 40.” (Kubów..., jw.).
Koło wsi  Średnia Wieś pow. Lesko w zasadzce UPA zginęło 3 milicjantów z MO w Hoczwi. 
We wsi Zalesie Koropieckie pow. Buczacz  upowcy wracając z pogromu Polaków w Baryczu  do swojej bazy w rejonie wsi Zubrzec przez cały dzień wyłapywali Polaków i gromadzili w dużej, pustej suszarni tytoniu, spędzili tak około 60 – 70 Polaków, powiązali im sznurkami i drutami ręce, suszarnię zamknęli, oblali benzyną lub naftą i podpalili. Wszyscy spłonęli żywcem, w większości były to kobiety i dzieci. Grupę polskich kobiet z dziećmi zamknięto w jednym z domów i poddano przesłuchaniu połączonemu z biciem, w celu wydobycia informacji o samoobronie w sąsiedniej wsi Puźniki. Po przesłuchaniu uwięzionych zastrzelono bądź zarąbano siekierami. Władysławie Jasińskiej założono na szyję pętlę i ciągnięto po podłodze aż skonała. Wieczorem sprawcy znieśli ciała zabitych w jedno miejsce, oblali naftą i spalili. Spalono także 11 domów, a do ognia wrzucano żywych ludzi. Jeden z wydanych tutaj „wyroków” ukraińskiego „Trybunału”, czyli sadu OUN brzmiał: „Józef Tyc, lat 40, żonaty, troje dzieci. Za chodzenie po ukraińskiej ziemi, jedna godzina chłosty przez dwóch „striłców”, po chłoście spalenie żywcem” (Franciszek Markowski; w: Komański..., s. 671). „Chciałam prosić o umieszczenie na liście ofiar mojej babci Klementyny Stefańskiej. Została zamordowana 7.02.1945 w Zalesiu pow. Buczacz. Pochowana jest w Monasterzyskach 11.02.1945 roku. Z opowiadań rodziny dziś już nielicznej wiem ze, była to spora grupa osób, którym ze względu na zagrożenie napaścią ze strony upowców przydzielono konwój wojskowy. Mimo tego zostali napadnięci, osobom, którym nie chciała zejść z palca obrączka czy pierścionek po prostu obcinali palce. Potem wszystkich spędzili do stodoły i żywcem spalili. Mój tata rozpoznał zwłoki matki jedynie po medaliku nadtopionym, ale był schowany pod swetrem i dlatego go nie znaleźli” (Izabela, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl).  „8 lutego w oddalonym o 4 km od Puźnik Zalesiu dokonano masakry mieszkających tam Polaków, a także stających w ich obronie ukraińskich sąsiadów. Młynarza Jarosława Danyłewycza, syna Ukraińca i Polki, który próbował przeciwstawiać się masakrze, przywiązano do sań i włóczono polnymi drogami. Po kilkudziesięciu kilometrach skatowanego przywalono kamienną płytą, aby skonał w męczarniach. Jego matkę Bronisławę spalono żywcem w suszarni tytoniu wraz z grupą innych Polaków. W Zalesiu znaleźli się też mieszkańcy Puźnik, a także sąsiedniej Nowosiółki zagarnięci przez banderowców z obstawionych dróg. Kilkunastoletnią Danutę Borkowską z babcią oraz Marię Jarzycką, Władysławę Jasińską, Anastazję Łapiak, Domicelę Jasińską i Genowefę Kulikowską wraz z dziećmi zaprowadzono do jednego z domów, gdzie próbowano torturami wymusić informacje na temat polskiej samoobrony w Puźnikach. Władysławie Jasińskiej założono na szyję pętlę i ciągnięto po podłodze aż skonała, inne kobiety zarąbano siekierami bądź zastrzelono. Z masakry ocalała Danuta Borkowska: „Przytomność odzyskałam o świcie i widziałam obok mnie leżącą martwą babcię Borkowską i małą Stasię Jarzycką. Wtedy do izby wszedł stary Ukrainiec, znajomy mojego ojca. Kiedy to zobaczył, zaczął płakać i kląć na banderowców. Zwrócił się do mnie, abym poszła razem z nim, to on mnie uratuje. Podniósł mnie, a kiedy stanęłam na własnych nogach, poczułam się pewniej, mogłam iść o własnych siłach. Skorzystałam z tego i zaczęłam uciekać w stronę Puźnik”. (Maciej Dancewicz: Zagłada Puźnik; w: http://archiwum.rp.pl/artykul/792151-Zaglada-Puznik.html ; 10-07-2008). „7 lutego 1945 roku banda UPA „Bystrego” wkroczyła na terytorium rejonu koropieckiego od strony rejonu buczackiego obwodu tarnopolskiego. Okrążyła wieś Zalesie, nie wypuszczając nikogo ze wsi do późnego wieczora. Następnie w wymienionej wsi banda dokonała pogromu cywilnej ludności polskiej i ukraińskiej. Spaliła 11 domów mieszkających tam ludzi i w bestialski sposób zamordowała 37 cywilnych obywateli. W czasie pogromu bandyci spędzili miejscową ludność do jednego z domów, okrutnie torturowali, po czym mordowali zarówno dorosłych, jak i dzieci. Następnie złożyli zabitych w jednym miejscu, oblali naftą i podpalili. Niektórzy mieszkańcy byli wrzucani do ognia żywcem. Opuszczając wieś, banda zabrała ze sobą kierownika młyna Danilewicza, którego, podczas pościgu za bandą, znaleziono zamordowanego na drodze koło wsi Złota Lipa [?] rejonu tłumackiego obwodu stanisławowskiego. W wyniku dokonanej przez bandytów we wsi Zalesie masakry zamordowano 37 osób cywilnych: Polaków – 22 osoby, Ukraińców – 15.
Nocą z 13 na 14 lutego o godzinie 4 [nad ranem] od strony wsi Zalesie banda UPA „Bystrego” okrążyła wieś Puźniki rejonu koropieckiego obwodu tarnopolskiego i zaczęła podpalać domy mieszkalne oraz zabudowania gospodarskie. Mieszkańcy wsi, ratując się przed ogniem, wybiegali z płonących domów i natychmiast byli z bliskiej odległości rozstrzeliwani przez bandytów. Banda UPA spaliła we wsi Puźniki 172 domy mieszkalne i w bestialski sposób zamordowała 82 osoby cywilne. Podczas pożaru spaliły się 63 sztuki bydła rogatego.
W pierwszej połowie lutego 1945 roku banda „Bystrego” we wsi Niskołazy rejonu koropieckiego spaliła około 80 domów i zamordowała 23 mieszkańców narodowości polskiej.
Naczelnik Koropieckiego RO MGB Kapitan KURIENNOJ
9 marca 1951 roku” (Notatka naczelnika RO MGB w Koropcu z 9 marca 1951 r. w sprawie aktów terroru UPA w 1945 r. W: PA SBU, F. 26, op. 2, spr. 2, k. 11–12.)
We wsi Żeżawa pow. Zaleszczyki  z rąk banderowców zginął Malinowski Eugeniusz l. 17 mieszkaniec Iwania Złotego. (Kubów..., jw.)
 
- 1946 roku:
We wsi Krzywe pow. Brzozów upowcy zamordowali 21-letniego Antoniego Dobrzańskiego.  
We wsi Mrzygłody Lubyckie gm. Lubycza Królewska pow. Tomaszów Lubelski: „07.02.1946 r. zostali uprowadzeni i zamordowani przez bojówkarzy z sotni „Żeleźniaka” Bzdel Ignacy l. 54, jego córka Emilia l. 22 i synowie: Jan l. 15 i Bazyli l. 12.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.; Seria – tom 8). 
We wsi Tyrawa Wołoska pow. Sanok w walce z upowcami poległ Tadeusz Żołnierczyk z samoobrony.
 
     W nocy z 7 na 8 lutego 
 
- 1943 roku:  
W folwarku (majątku) Butejki pow. Kostopol zamordowana została przez bojówkę ukraińską rodzina zarządcy: 52-letni Eugeniusz Sokołowski, jego 51-letnia żona Zofia, ich 24-letnia córka Maria Bratkowska i 3-letni syn Andrzej, a także 23-letni księgowy folwarku Edward Kałus i jego 20-letnia narzeczona Eugenia Jacewiczowa. Wszyscy zabici zostali w sadystyczny sposób przy pomocy siekier, ofiary miały ręce związane drutem do tyłu. Córce zarządcy, będącej w ostatnim miesiącu ciąży rozcięli brzuch tak, że widoczne było nienarodzone dziecko. Wśród morderców byli znajomi Edwarda Kałusa. Folwark został dokładnie obrabowany. „W odległości 7 km we wsi ukraińskiej Butejki, Był duży majątek hrabiego Chamca, obecnie pod zarządem niemieckim. Tym majątkiem zarządzał Edward Bartkowski, który miał żonę, teściową i dwoje dzieci. Księgowym w tym majątku był Edward Kalius, pochodził ze wsi Borek oddalonej 2 km od Huty Stepańskiej. Kalius miał narzeczoną Gienie Jucewicz. Miała ona straszliwego pecha, bowiem pojechała do Butejek do swojego narzeczonego. Nikt nie przeczuwał, że ta noc będzie ostatnią nocą w ich życiu. Owej nocy do pałacu wtargnęli banderowcy. Powiązali wszystkich kolczastym drutem i wszystkim bez wyjątku odrąbali głowy. Zabitych Bartkowskich zabrali do Stepania, a tych dwoje przywieziono do Huty Stepańskiej, aby ich pochować...” (Edward Kwiatkowski: „Życiorys Wołyniaka. Wspomnienia z lat 1929-1972”. Opracowanie: Franciszek Burdzy. Zeszyty łukowieckie, nr 11 – 12 , Październik 2005 – Grudzień 2006.). „Stanisława Guzowska – z domu Roman – urodzona w 1929 roku w Hucie Stepańskiej w rodzinie właściciela restauracji, byłego legionisty, wspomina, że gehenna Polaków w tej wiosce zaczęła się już wczesną wiosną 1943 roku od mordu w pobliskim majątku ziemskim: - Pierwszą ofiarą w naszej miejscowości było narzeczeństwo – Jadzia Jucewiczówna z huciańskiego sanatorium w Słonych Błotach i Edward Kalus. Moja najstarsza siostra Wanda miała być pierwszą druhną na ich ślubie. Edzio był głównym księgowym w majątku ziemskim w pobliskiej wiosce Butejki i pojechał tam ze swoją narzeczoną aby przedstawić ją zarządcy majątku i zaprosić na ślub. Zasiedzieli się w gościach i pora była już późna, więc przyjęli propozycję przenocowania. I właśnie tej nocy banderowcy napadli na dwór i zamordowali całą rodzinę zarządcy wraz z małymi dziećmi oraz tę młodą parę. Wszystkim obcięto głowy toporem na pniu do rąbania drewna. Byłam wstrząśnięta, gdy te trumny wnoszono do kościoła w Hucie Stepańskiej.” (Jacek Borzęcki: „Obrona Huty Stepańskiej.” W:  http://kresy.pl/kresopedia/obrona-huty-stepanskiej/ ).
 
   Przed 8 lutym1940 roku: 
We wsi Hrechorów pow. Rohatyn: “Przekazała mi też, że największą aktywistką polską w Hrechorowie była pani o nazwisku Anna Mucha. Podczas wejścia Rosjan do wsi pani Anna została zaciągnięta do „czytelni” i chyba najbardziej została poszkodowana, gdyż jakiś Ukrainiec skoczył na nią z ławki gdy leżała pobita na podłodze. Rodzinę Muchów wywieźli Rosjanie na Sybir, a o pani Annie wszelki ślad zaginął. Przypuszczalnie zabili ją Ukraińcy jeszcze przed wywózką.” (Zeszyty łukowieckie, nr 16 – 17 , listopad 2015   http://www.waly.brzegdolny.pl/nowe/dzienniki/16_17.pdf ).
 
     8 lutego 
 
- 1943 roku:  
W mieście Równe woj. Wołyń został rozstrzelany ks. Stefan Iwanicki, aresztowany 1 października 1942 roku w rezultacie donosów Ukraińców. (Maria Dębowska, Leon Popek: Duchowieństwo diecezji łuckiej. Ofiary wojny i represji okupantów 1939 – 1945; Lublin 2010, s. 85). 
 
- 1944 roku:
We wsi Bednarów pow. Stanisławów banderowcy uprowadzili 4 Polaków, w tym ks. Michała Kucabę, którzy zaginęli bez wieści.  „4 lutego 1944 zamordowanie Księdza Michała Kucaby, lat 44 w Bednarowie [Stanisławów] i raniono jego kuzynkę Ewę Dellman.” (1944, 26 lutego – Pismo Pol. K. O. Stanisławów do RGO w Krakowie i Lwowie. Zawiera opis sytuacji uchodźców polskich z napadanych wiosek i wykazy mordów i rabunków. W: B. Ossol. 16721/1, s. 295-302).
We wsi Bereźnica Szlachecka pow. Kałusz uprowadzili 40-letniego Franciszka Jasińskiego, byłego komendanta „Strzelca”, który zaginał. 
We wsi Jamelna pow. Gródek Jagielloński zamordowali 11 Polaków.
W przysiółku Łozy należącym do wsi Bożyków pow. Podhajce banderowcy ubrani w sowieckie mundury uprowadzili 15 Polaków, wszyscy o nazwisku Gut, w tym 18-letnią dziewczynę, których wymordowali. Inni: we wsi Sioło Bożykowskie pow. Podhajce  zamordowano 15 osób wśród nich: Gut Jan z rodziną, Gut Józef z rodziną i Gut Franciszek. (Kubów..., jw.).
We wsi Maksymówka pow. Dolina:  „08.02.1944 r. został zamordowany Pańków i.n.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
We wsi Osmołoda gm. Perehińsko (?) pow. Dolina: „08.02.44 r. zostali zamordowani: 1-50. Fedorowicz H.; 2. Moczulska A.; 3. Zawadzki F.; około 47 rolników NN.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Pielaki pow. Tomaszów Lubelski z rąk ukraińskich policjantów z Jarosławca poniosło śmierć 5 Polaków: właściciel majątku Białowody Gustaw Grotthus, jego pracownik kpt. Jerzy Jabłoński, Jan Nowak oraz mieszkańcy Rozkoszówki — Sawiniec i Nieścior.
We wsi Podmichale pow. Kałusz banderowcy zamordowali 2 Polaków (mężczyznę i kobietę) oraz 2 Żydów (mężczyznę i kobietę), pracowników tartaku w Zawoi. Byli to: Agnieszka Jezierska, księgowa tartaku,  Wanda Lemiszka, księgowa tartaku,  Jan Kamiński /Hausner, kierownik tartaku oraz Andrzej Starczewski, lat 33, pracownik tartaczny. 
We wsi Podusów pow. Przemyślany napadu na Polaków dokonała banda ukraińska, brak danych o ofiarach. (AAN, DR, sygn. 202/III/121, k. 105).  
We wsi Uhryńkowce pow. Zaleszczyki Ukraińcy zamordowali Polkę; „08.02.1944 r. została zam. Umińska i.n. sekretarka folwarku”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Sorocko pow. Skałat zabito Malawskiego N. i Okońskiego Leona. (Kubów..., jw.)
 
- 1945 roku:
W nadleśnictwie Błażowa pow. Łańcut został zamordowany gajowy Stefan Majda. (Edward Orłowski..., jw.).  
We wsi Jawornik Ruski koło Żohatyna upowcy podczas napadu o północy zamordowali 7 Polaków wrzucając ich żywcem do studni: 5-osobową rodzinę z 3 dzieci oraz małżeństwo.
We wsi Nowosiółka Kuropiecka pow. Buczacz zostali zamordowani przez UPA: Karpiński Marian, Borkowska N., Chaszczewski Jan, Guzowski Józef. (Kubów..., jw.).
 
- 1946 roku:
We wsi Wańkowa pow. Lesko UPA zamordowała robotnika naftowego Jana Kaczmarka.  
 
     W nocy z 8 na 9 lutego 
 
- 1944 roku: 
W mieście Bohorodczany pow. Stanisławów banderowcy obrabowali klasztor OO. Dominikanów i aptekę oraz: „Zamordowano żonę Jana Prochockiego, ich córkę i syna. Synowi związano ręce i nogi drutem kolczastym i przywiązano go do sań. Zginął, a raczej skonał, w okropnych torturach.”  (Jastrzębski Stanisław: Ludobójstwo ludności polskiej przez OUN-UPA w woj. stanisławowskim w latach 1939 – 1945; Warszawa 2004, s. 13).
We wsi Piłatkowce pow. Borszczów obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 18 Polaków, w większości kobiety i dzieci, oraz 1 Ukraińca. „Ludwik Barański został powieszony.”  („Rzeczpospolita” z 14 lipca 2008). Komański… na s. 49 – 50 nie wymienia go.   
 
- 1947 roku:
We wsi Rzepedź pow.  Sanok, podczas akcji UPA przeprowadzonej na kilka osób podejrzanych o sprzyjanie polskiej władzy (wśród nich byli sołtys z Przybyszowa oraz sołtys z Zawadki Morochowskiej); został pobity i uprowadzony do lasu skąd nie wrócił gajowy Andrzej Morajda.
 
     9 lutego
 
- 1943 roku:
W kol. Osowik pow. Sarny sotnia UPA w drodze do Parośli II porwała 1 Polaka, po którym ślad zaginął.
W kol. Parośle I pow. Sarny sotnia UPA zamordowała w lesie 5 Polaków z kol. Wydymyr (w tym 18-letniego chłopca), następnie bandyci wjechali 50 saniami do Parośli. Przed każdą zagrodę podjechały jedne sanie, uzbrojeni mężczyźni łomotaniem w drzwi budzili gospodarzy. Do każdego domu weszło od czterech do sześciu mężczyzn. Udawali partyzantów sowieckich, ale Polaków od razu zastanowiło to, że mówili miejscową gwarą ukraińską i ubrani byli jak okoliczni Ukraińcy. Poza tym partyzanci sowieccy nie nosili zatkniętych za pasy siekier bądź toporów. Kazali napiec sobie chleba i ugotować obiad. Nikt z członków rodziny nie mógł opuścić domu. Zatrzymywano wszystkich przejeżdżających przez wieś. Zagrody były przeszukiwane. Gdy znaleziono broń, gospodarz był katowany. Jeszcze przed obiadem w domu Stanisława Kołodyńskiego, ojca cudem ocalałej dwójki dzieci (w tym 12-letniego syna, którego relacja cytowana jest poniżej), zamordowanych zostało kilku Kozaków kubańskich, zabranych „do sowieckiej partyzantki” z posterunku we Włodzimiercu. Nie chcieli oni wstąpić do UPA i mordować ludności polskiej. Z okien wielu domów Polacy obserwowali nieudaną ucieczkę dwóch chłopców w wieku szesnastu i siedemnastu lat, synów Horoszkiewiczów. Postrzelonym chłopcom Ukraińcy siekierami odrąbywali po kawałku ręce, następnie nogi, uszy, rozpruwali brzuchy, rany posolili solą i w takim stanie zostawili konających w śniegu. „W poszczególnych domach o godzinie szesnastej sotnicy wydali rozkazy, żeby wszyscy domownicy położyli się na podłodze, gdyż będą strzelać do rzekomo zbliżających się Niemców i przypadkowo ktoś mógłby zostać raniony lub zabity. Gdy ludzie leżeli twarzami do podłogi „partyzanci” siekierami rozrąbywali głowy wszystkim. W główki dzieci uderzano obuchami siekier lub toporów. W niektórych domach Polacy nie wykonali rozkazów, nie kładli się na podłogach, wtedy Ukraińcy łapali poszczególne osoby i mordowali w okrutny sposób. Kobietom obcinano piersi, nosy, uszy, zrywano paznokcie, odcinano dłonie, nogi, rozpruwano brzuchy. Mężczyznom odrąbywano narządy płciowe, odcinano po kawałku dłonie, ręce, stopy, rozpruwano brzuchy, rozpalonymi drutami wypalano oczy, obcinano języki, nosy, uszy, na to sypali sól. Rozrąbywali głowy plastrami, po kawałku. W okropnych męczarniach ci ludzie konali, a mordercy – „striłci” UPA z ironią i uśmiechem na twarzach mówili: - Przeklęte Lachi, sobacze syny, tutaj wasza Polska, już jej nie zobaczycie” (Antoni Przybysz: Z umęczonego Wołynia, Wrocław 2000, s. 63).„Warta szczelnie otaczała nasz dom. Wtedy to mama spytała ojca, co ci robili? Czy mocno bili? Za co? Ojciec odrzekł, że im nie chodziło o słoninę, lecz o broń. Mama powiedziała, że nas chyba pomordują, na co ojciec nic nie odpowiedział. Siedział ze spuszczoną głową, bez słowa. Mama modliła się półgłosem, prosiła Boga, by jej dzieci nie zostały sierotami.  Po dłuższym czasie, do sypialni wszedł dowódca z miną bardzo zadowoloną, za nim kilku bandytów rozebranych do koszul, roześmianych. Dowódca powiedział nam: „Musicie się położyć, my was powiążemy, żeby Niemcy was nie skrzywdzili za przetrzymywanie i karmienie partyzantów”. Rozkazał położyć się twarzą do podłogi i nastąpiło bestialskie mordowanie, rąbaniem naszych głów siekierami. Oprawców było wielu, gdyż mordowano nas prawie jednocześnie. Mordercy przebywali w naszym domu w dalszym ciągu, ucztując. W czasie mordowania słyszeliśmy krzyk mamy, która kątem oka musiała widzieć mordowanie dziadka, babci i ojca (swego męża), gdyż leżała obok niego. Po chwili ucichła. My – [ja] z siostrą – leżeliśmy nieco dalej obok kołyski, z nogami do głów rodziców. Po upływie jakiegoś czasu, odzyskałem przytomność i usłyszałem głos banderowców z kuchni, chodzących tam i z powrotem. W tym czasie słyszałem rzężenie mamy. Do dziś nie wiem, dlaczego nie wstałem? Usłyszałem wnet kroki zbliżającego się do sypialni mordercy i natychmiast ułożyłem się w tej samej pozycji (chyba tylko z woli Boga). Wtedy to morderca otworzył drzwi, rąbnął siekierą, chwilę postał, zamknął drzwi i poszedł. Wtedy to ponownie poruszyłem się, gdyż bardzo bolały mnie ramiona. Słysząc pojedyncze już tylko głosy oprawców, nie próbowałem wstać. Po chwili znów otwarły się drzwi, morderca popatrzył, ponieważ nikt nie dawał znaku życia, zamknął drzwi i wtedy wszystko ucichło. Po przerażającej ciszy, usłyszałem odgłos skrzypiących sań, oddalających się. Odczekałem jeszcze jakiś czas i dopiero wtedy zacząłem poruszać się. Wstać jednakże nie mogłem. Cały byłem bardzo obolały, odrętwiały. Wtedy to młodsza moja siostra Teresa musiała odzyskać przytomność, gdyż poruszyła się, macając ręką podłogę. Spytałem: „Lilka, ty żyjesz?”, na co siostra ze zdziwieniem odpowiedziała, raczej spytała – „Dlaczego miałabym nie żyć? Dlaczego my leżymy na podłodze?”. Wtedy ja powiedziałem, że tak nam oni kazali położyć się i wszystkich nas wybili. Ja jestem ranny, bardzo mnie wszystko boli. „To ja chyba też jestem ranna, bo mam takie poklejone włosy i bardzo boli mnie głowa”. Byliśmy bardzo zziębnięci, zdrętwiali, zalani krwią. Lila wstała i pomogła mnie wstać. Widok, który naszym oczom okazał się, był straszny. Nie do objęcia umysłem ludzkim, tym bardziej umysłem dziecięcym. Rodzice mieli głowy rozrąbane na pół. Mamy długi warkocz był odcięty. W głowie ojca pozostawiona siekiera, co oznaczałoby, że słyszane przeze mnie jęki wydawał ojciec, którego dobito. W kołysce najmłodsza Bogusia, w wieku 1,5 roku, uderzona była siekierą w czoło. Przez dłuższy czas była w konwulsjach, które miotały kołyską. Lila wzięła ją na ręce i po chwili Bogusia zakończyła życie. Z nosa wydobyła się „bańka” – był to mózg. Wraz z siostrą odczuwałem straszne pragnienie picia. Przechodząc przez trupy pomordowanych do kuchni, upadliśmy w kałużę krwi. Z trudem, bardzo wtedy właśnie przerażeni, zrozumieliśmy, co się stało. Doszliśmy do kuchni, w której było przerażające zimno – zostawili otwarte drzwi, a mróz sięgał ponad 20°C. /.../ Tak w męczarniach doczekaliśmy rana następnego dnia. /.../ U stryjka wszyscy tak samo pomordowani. Naprzeciw u sąsiadów ten sam widok. Nie widać żywej duszy. Słychać za to straszne wycie psów. Nie dymiły nigdzie kominy. Wróciliśmy z podwórka do domu. Piec chlebowy był ciepły, usiedliśmy przy nim zasłaniając się pasiakiem. W pewnym momencie usłyszeliśmy skrzypienie sań i zbliżające się kroki ludzkie. Lila stwierdziła, że to na pewno banda wróciła i teraz nas dobiją, więc trzeba się pomodlić. Ponieważ mnie trudno było siedzieć, leżałem z głową na poduszeczce trzymanej w rękach Lili. Wtedy odrzekłem, że ja nie mogę się nawet modlić, tak mnie wszystko boli. Lila postanowiła, pocieszając mnie, modlić się za nas dwoje. Jako pierwsi weszli Niemcy z psem, który od razu skoczył do nas,. Ściągnięto zasłonę. Ujrzeliśmy znajome nam twarze Jana i Antoniego Przybyszów. Weszła też z nimi kobieta. Była to Kazimiera Sulikowska z Antonówki, która bardzo nas namawiała i przekonywała, żebyśmy z nią poszli. My natomiast nie chcieliśmy iść nigdzie i z nikim z naszego domu. Po dłuższym czasie przekonała nas, że ponieważ jesteśmy bardzo ranni, musi zawieźć nas do lekarza. /.../ Byłem uderzony obuchem siekiery w tył głowy. Pęknięta i wgnieciona kość czaszki, wybite przednie zęby. Duże wgłębienie i ciągłe cierpienie – zawroty głowy, ból serca, potworne lęki pozostały jako „pamiątka” mordowania Polaków. Lila była także uderzona obuchem w tył głowy. Pęknięta, wgnieciona kość czaszki. Rana długo nie mogła się zagoić. Przez wiele lat cierpiała na dokuczliwe bóle i zawroty głowy. Wybite przednie zęby. W dniu mordowania byliśmy w wieku: ja – 12 lat, siostra Lila – 9 lat.” (Witold Kołodyński; w: Siemaszko..., s. 1213 – 1219). O wyczynach tych „partyzantów sowieckich”, a faktycznie bojówki banderowskiej, pisze Antoni Przybysz w książce „Wspomnienia z umęczonego Wołynia”: „W południe Ukraińcy przyprowadzili do domu Bronisława Stągowskiego z sąsiednich domów kilka panienek i młodych mężatek i urządzili zabawę. Jeden z bandytów grał na harmonii, a pozostali – trzydziestu mężczyzn tańczyli na zmianę z tymi kobietami. Wszyscy byli pijani i wobec panienek i mężatek zachowywali się brutalnie i wyrażali się wulgarnie. O godzinie czternastej wyprowadzili z domu starszych ludzi i dokonali zbiorowego gwałtu na kobietach. Kobietom opierającym się przykładali noże do gardeł, względnie lufy karabinów lub naganów do głów i w ten sposób zmuszali je do uległości. Po tej zwierzęcej zabawie zezwolono kobietom pójść do swoich domów.” (Przybysz..., s. 62).  W piwnicy Klemensa Horoszkiewicza ukrywana była sześcioosobowa rodzina żydowska Dawida Balzera, których Ukraińcy nie wykryli i ocalała. Była ona świadkiem rzezi rodziny polskiej. „Bandyci Ukraińskiej Powstańczej Armii po zamordowaniu mieszkańców Parośli, obrabowali wszystkie domy. Zabrali odzież, bieliznę, pierzyny, poduszki, kołdry, obuwie, koce, płótno lniane, materiały utkane z owczej wełny, kożuchy, zboże, mięso, słoninę, konie bydło, owce, lepsze naczynia. /.../ Zrabowane mienie bulbowcy załadowali na sanki, a bydło przywiązali do furmanek i pojechali do wiosek Cepcewicze i Dubówka. Tam dokonali podziału między siebie łupu zdobytego na Lachach (Przybysz..., s. 64 – 65).  Według W. i E. Siemaszko w Parośli Ukraińcy wymordowali 149 Polaków i 6 Rosjan /?/. A. Przybysz stwierdza, że wymordowali oni 143 mieszkańców kolonii, w tym 43 dzieci w wieku do 14 lat, -  pomijając 5 Polaków, mieszkańców sąsiedniej kolonii Wydymer, zamordowanych świtem tego dnia, których celowo wyznaczył po zwózkę drzewa z pobliskiego lasu sołtys tejże kolonii Ukrainiec Iwan Wołoszyn (była to jedyna ukraińska rodzina zamieszkująca w Wydymerze), wiedzący o zaplanowanej rzezi. Siemaszkowie podają liczbę 20 osób spoza Parośli, które przebywały w tym dniu z różnych przyczyn w tej kolonii i także zostały zamordowane. „Ponadto zamordowana została bliżej nie ustalona liczba Polaków NN, przejeżdżających w tym czasie przez Paroślę i zatrzymanych przez bulbowców.”  Mord odkryli na drugi dzień sąsiedzi z okolicznej miejscowości przyjeżdżając do Parośli w różnych sprawach. Policja niemiecka nie zainteresowała się zbrodnią. Dopiero z Antonówki przyjechało dwunastu niemieckich żołnierzy, którzy byli zatrudnieni przy budowie drewnianego mostu na Horyniu. Pod ich osłoną dokonano pochówku ofiar – obawiano się napaści bandy. „Wykopano duży grób na górce obok budynków Jezierskich, w którym pochowano wspólnie wszystkich pomordowanych. Ciała ułożono rodzinami obok siebie, w ubraniach w jakich zostali zamordowani. Trumien nie było. Usypano wysoką mogiłę, na której postawiono duży dębowy krzyż, na którym napisano wypalając prętem żelaznym: „TUTAJ SPOCZYWAJĄ MIESZKAŃCY KOLONII PAROŚLE, ZAMORDOWANI W DNIU 9 LUTEGO 1943 ROKU’. Na tym pogrzebie był ksiądz prałat Dominik Wawrzynowicz z Włodzimierca, który poświęcił grób” (Przybysz..., s. 68). Mordercy pochodzili głównie z okolicznych wsi ukraińskich: Butejki, Romejki, Wielki Żełuck, Żółkinie, Bielatycz, Kołki. W rzezi Parośli brali udział Ukraińcy z różnych grup społecznych, np. pracownicy Widdiłu Oswity (Wydziału Oświaty) z Włodzimierca, sołtys kolonii Wydymer Ukrainiec Iwan Wołoszyn, synowie duchownego prawosławnego oraz „zwykli” chłopi ukraińscy. „Zamordowano 173 osoby, tylko 11 osób, przeważnie dzieci, ciężko okaleczone, zostały potem uratowane. Jak zwykle czyniły to bandy, po dokonanym morderstwie gospodarstwa ograbiono, zabierając cały dobytek i żywy inwentarz. Późniejsze oględziny pomordowanych wykazały szczególne okrucieństwo oprawców. Niemowlęta były przybijane do stołów nożami kuchennymi, kilku mężczyzn było obdartych ze skóry pasami, niektórzy mieli wyrywane żyły od pachwiny do stóp, kobiety były nie tylko gwałcone, lecz wiele z nich miało poobcinane piersi. Wielu pomordowanych miało poobcinane uszy, nosy, wargi, oczy powyjmowane, głowy często poobcinane. Po dokonaniu rzezi mordercy urządzili libację w domu sołtysa. Po odejściu oprawców, wśród resztek jedzenia i butelek po samogonie znaleziono martwe dziecko około 12-miesięczne, przybite bagnetem do stołu, a w ustach dziecka włożony był niedojedzony kawałek kiszonego ogórka.” (Czesław Piotrowski: „Zlikwidowanie osiedla i miejscowości na Wołyniu”; za:  http://wolyn.ovh.org/opisy/parosla-09.html ). Oprócz mieszkańców Parośli, w kolonii zostały zamordowane tego dnia – z Wydymera:  Józef Burzyński lat 20, Marcin Kopij lat 45, Ignacy Moskowicz lat ~40, Jadwiga Rudnicka lat 14; z Majdanu: Jankiewicz Józef lat 24 i Stanisława lat 28 z d. Wożniak; z Grabiny Bolesław Burzyński lat 36. Zbrodni w Parośli dokonał Oddział Wojskowy banderowskiej OUN Hryhorija Perehijniaka „Dowbeszki-Korobki”, uznawany za pierwszą sotnię Ukraińskiej Armii Powstańczej. Była to pierwsza masowa zbrodnia dokonana na kresowych Polakach przez UPA. Perehiniak „Dowbeszka – Korobka” odsiadywał przed 1939 r. wyrok w polskim wiezieniu za zabójstwo sołtysa - Polaka. Razem z nim był więziony Stepan Bandera. Już 22 lutego zginął on w potyczce z Niemcami. „Wyprowadziliśmy się na Setkówkę, odległą o 7 km od Horodźca do babci. Do Antonówki mieliśmy przez las prosto torem kolejowym, 7 km z boku była ukraińska wieś Swarynie, a po drugiej stronie polskie kolonie. W Swaryniach mieszkało dwóch braci Polaków z rodzinami, którzy byli kowalami. Gdy zobaczyli, co się dzieje, chcieli przyjechać na Setkówkę z rodzinami, byle uniknąć śmierci. Ukraińcy ze Swaryń bardzo ich prosili, żeby zostali, gwarantując im bezpieczeństwo, bo cóż wieś pocznie bez kowali. Jakie to okazało się fałszywe. W niedługim czasie kowale ci zostali zamordowani wraz z rodzinami. W sumie 10 osób. Moja babcia zachorowała. Prosiła wnuczka, żeby przywiózł księdza do ostatniej spowiedzi. Ponieważ ksiądz z Antonówki czasowo wyjechał, więc mój cioteczny brat Aleksander Ślązak pojechał po księdza do Włodzimierca niedalekiej parafii. Wracając z powrotem wiózł Helenę Czarnecką, która odwiedzała swego brata w więzieniu w Włodzimiercu. Dojechali po drodze do polskiej wsi Parośla i tam zostali zarąbani siekierami. Opowiadał potem ksiądz z Włodzimierca, że gdy jechali przez Paroślę we wsi była pustka, nikt nie chodził czy do obory czy po wodę, gdy wracali do Włodzimierca to samo. Ksiądz zaproponował Olkowi, żeby przenocował we Włodzimiercu, ale ten odważny powiedział, że nic niepokojącego nie widzi. Pojechał i w pierwszym domu, gdy wjechali do Parośli, zostali zaprowadzeni do domu i zarąbani.”. (Franciszka Kraśnicka; w: „Wołanie z Wołynia” nr 3 (112), maj – czerwiec 2013 r.).
 
- 1944 roku:
W majątku Białowody pow. Tomaszów Lubelski  zabici zostali: Grotthuss i Ewa Jankowska z Jabłońskich wraz z mężem. (Walki polsko-ukraińskie na Lubelszczyźnie w latach 1943-1944; w: www.kresy.pl ; 22 lutego 2012). Oraz: „Z początkiem 1944 r. na Chełmszczyźnie powstały pierwsze dwie bojówki Służby Bezpieki, które skierowano w teren do działań terrorystycznych, takich jak mordowanie właścicieli ziemskich i palenie ich majątków. Prawdopodobnie to jedna z tych bojówek zamordowała w pow. hrubieszowskim, w majątku Radostów, Kazimierza i Odettę Dobieckich. Z kolei druga z nich, 9 lutego 1944 r. w majątku Białowody, zamordowała Grotthussa i Ewę Jankowską z Jabłonowskich..” (Marian Adam Stawecki: „.Rajd śmierci pod Tomaszowem Lubelskim”; „Tygodnik Tomaszowski” nr 12 z 20 marca 2012 r; w: http://www.tygodniktomaszowski.pl/index.php option=com_content&view=article&id=304%3Ahistoria-rajd-mierci&catid=5%3Ahistoria&Itemid=7;   14.04.2012). 
We wsi Brykoń pow. Przemyślany: „Mój wujek, Ferdynand Machner, pojechał z Poluchowa Małego do Brykonia w dniu 09.02.1944 r., gdzie miał dom. Prawdopodobnie ktoś uprzedził go o możliwym napadzie, gdyż schował się do kryjówki znajdującej się pod podłogą kuchni. Wejście do niej było pod blachą ochraniającą podłogę przed iskrami z popielnika. Jednak jego przybycie musiało być obserwowane, gdyż przybyli upowcy byli pewni o jego pobycie. Skrytkę wskazała im ukraińska gospodyni. Bandyci wujka uprowadzili do lasu i ślad po nim zaginął. Ponoć po drodze zastrzelili kobietę (Ukrainkę), która rozpoznała wujka. Nikt z rodziny nie odważył się go szukać.” (Jerzy Peszko; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lublin 2009, s 63 – 64).  „W dniu 9 lutego 1944 r. ojciec wyjechał saniami do Brykonia (albo Wołkowa) i miał powrócić do domu. Ale po południu 10 lutego dowiedzieliśmy się o porwaniu ojca przez bandytów ukraińskich i uprowadzeniu do lasu. Na drodze widział go, krępowanego drutem kolczastym, pewien Ukrainiec. Ojciec został zastrzelony i nie wiedzieliśmy, gdzie to się stało. Niektórzy namawiali Mamę do szukania go, ale ona obawiając się najgorszego nie chciała pozostawić nas samych. Wkrótce po porwaniu ojca wyjechałyśmy do Lwowa.” (Zofia Krupa; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009 s. 181). Inni: „10.02.1944 r. został uprowadzony Macher Ferdynand zarządca folwarku.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Głębowiec pow. Hrubieszów policjanci ukraińscy zastrzelili 1 Polaka. 
W miasteczku Podkamień Rohatyński pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 16 Polaków.
We wsi Podusilna pow. Przemyślany „banda ukraińska zamordowała 9-ciu Polaków.” (AAN, AK, sygn. 203/XV/ 15, k. 122).
We wsi Wołków pow. Przemyślany banderowcy w okrutny sposób zamordowali pod krzyżem ks. Józefa Kaczorowskiego, na drugi dzień zmarła jego ciężko poraniona 85-letnia matka. „Jest 9 luty 1944 roku - w miejscowości Wołków powiat Przemyślany ginie z rąk UPA ksiądz Józef Kaczorowski. Zostaje zamordowany w bestialski sposób pod figurką kościelną przez grupę 20 bojówkarzy nacjonalistów ukraińskich. Matka księdza zostaje postrzelona na strychu i umiera w szpitalu po długich męczarniach. W całym powiecie panuje wielkie poruszenie, wieści o zamordowaniu księdza bardzo szybko się rozchodzą. Część świadków zna nazwiska oprawców.” (http://www.nawolyniu.pl/artykuly/ksiadz.htm ). Oraz: „09.02.1944 r. został zamordowany Dżuryło Bolesław kierownik stacji”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). oraz: „09.02.1944 r. został zamordowany Dżuryło Bolesław kierownik stacji”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
 
- 1945 roku:
We wsi Końskie pow. Brzozów: ”9 II 1945 r. banderowcy napadli na folwark w Końskiem. Zrabowali świnie, schwytali, uprowadzili i zamordowali pilnującego folwarku milicjanta Stanisława Wójcika”. (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula [Uniwersytet Rzeszowski] NAD BŁĘKITNYM SANEM I... NAD SYNYM SJANOM. I TAK TEŻ BYŁO W RELACJACH POLSKO-UKRAIŃSKICH DO 1947 R. Za:  ref_15_XBS_Nad Błękitnym Sanem i ... Nad Synym Sjanom. I …; www.pogorzedynowskie.pl ) 
We wsi Oleksińce Stare pow. Stryj upowcy zamordowali 4 Polaków: 35-letnią kobietę w zaawansowanej ciąży i jej 14-letniego syna oraz uprowadzili 2 mężczyzn, którzy zaginęli. 
Na osiedlu Stadnica sołectwa Hleszczawa pow. Trembowla zamordowali 20 Polaków. Ten sam około 100-osobowy oddział UPA dzień  wcześniej dokonał zbrodni w Hleszczawie. Około 2 w nocy przeszedł do Stadnicy, gdzie przez 12 godzin pobytu dokonał przeszukania domów, w wyniku czego ujęto 20 Polaków. Większość z tych osób zostało zarąbanych siekierami a ich ciała wrzucono do studni, które zawalono kamieniami. O godzinie 14. oddział odjechał w kierunku wsi Peremiłów porywając kilka osób, które później także zabito. Łącznie podczas tych dwóch dni UPA zabiła 56 lub 57osób z Hleszczawy i Stadnicy. 12 lutego 1945 do Stadnicy przybyła grupa operacyjna NKWD,  która ze studni wydobyła 15 ciał. W toku śledztwa NKWD ustaliło, że zbrodnią kierował rejonowy prowidnyk Stepan Sameć z Hleszczawy. Ofiary wydobyte ze studzien w Stadnicy zostały pochowane w zbiorowej mogile na cmentarzu w Hleszczawie. W Hleszczawie i Stadnicy łącznie Ukraińcy zamordowali 123 Polaków, z czego 122 znanych jest z nazwiska.
 
W nocy z 9 na 10 lutego
 
- 1943 roku:
W kol. Dworzec pow. Kostopol Ukraińcy wymordowali około 20 Polaków, znane jest nazwisko młodej dziewczyny (była to Ewa Hrehorowicz).
We wsi Huta Stepańska pow. Kostopol Ukraińcy zastrzelili 4 Polaków. „W naszym rejonie na pierwszą wartę zgłosili się dwaj koledzy Henryk Piotrowski i Zbyszek Hofman. Młodzi chłopcy... Z opowiadania Miry i Czesława Piotrowskich: „Do pełniących wartę, Henryka Piotrowskiego i Zbyszka Hofmana ... podjechało dwie pary sań zaprzężonych po 2 konie a na nich po czterech ludzi. Zatrzymali się i podali za partyzantów radzieckich. W pierwszej chwili przyczepili się do broni, chcąc, aby im ją oddali. Potem zapytali, kto ma dobre konie. Henryk wiedział, że u sąsiada Hipolita Sawickiego są dobre konie zaprowadził ich tam. W mieszkaniu kazali Henrykowi i Zbyszkowi rozebrać się do bielizny. Kożuch i ubrania zabrali ze sobą. Sawickiemu kazali zaprzęgać konie. Zrobił to jego syn, który wyczuł z kim ma do czynienia i... konie zaprzęgną ale sam uciekł. Odgłosy strzałów usłyszał sąsiad Władysław Libera. Ubrał się i poszedł tam skąd dochodziły strzały tzn. do Hipolita Sawickiego... Gdy wszedł do mieszkania zastał rozebranych Hipolita i Zbyszka... Banderowcy oddają po trzy strzały zabili Liberę, Heńka i Zbyszka. W domu Piotrowskich wyważyli drzwi i wpadli do mieszkania zastali syna Czesława i córkę Mirkę - pytali o ojca. Stanisław Piotrowski wyczuł zagrożenie, ukrył się w drugim pokoju. Banderowcy zostawili ich i poszli szukać ojca. Wtedy Czesław i Mirka uciekają. Piotrowski Czesław zginął ale drogo sprzedał swe życie... zabił jednego banderowca a drugiego ciężko zranił... (Edward Kwiatkowski: „Życiorys Wołyniaka. Wspomnienia z lat 1929-1972”. Opracowanie: Franciszek Burdzy. Zeszyty łukowieckie, nr 11 – 12 , Październik 2005 – Grudzień 2006.).
 
- 1944 roku:
We wsi Burakówka pow. Trembowla Ukraińcy uprowadzili Polaka, byłego studenta UJ, którego odnalezione ciało miało wydłubane oczy, odcięte uszy i język, połamane ręce i nogi. Inni: We wsi Burakówka pow. Zaleszczyki: „10.02.1944 r. został zam. Frankel Czesław student UJ, był torturowany.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7)
We wsi Czyżów pow. Złoczów  banderowcy z Uhorc i Koropca zamordowali 20 Polaków, większość z nich rozstrzelali w domu Józefa Simińskiego, który obłożyli słomą i spalili. M.in. zginęli: Babicz Władysław, Józef, Helena, Bachranowski Jozef, Chilarski Karol, Bronisław, Antoni, Anna, Chilarska-Iwanczyszyn Maria, Chilarska Tekla, Zofia, Jan, Nowicki Józef, Simiski Józef, Antoni, Jan, Zarzycki Michał, Anna, Żuliński Józef, Maria.  (Kubów Władysław: Terroryzm na Podolu; Warszawa 2003).
We wsi Sorocko pow. Trembowla Ukraińcy zamordowali 2 Polaków. Byli to żołnierze AK z Czortkowa  Tadeusz Wolski i Leon Okoński, którzy mieli pomóc zorganizować samoobronę.  Miejscowi banderowcy zorganizowali na nich zasadzkę; Wolski zginął w nocy z 9 na 10  lutego 1944 roku, Okońskiego zaś pojmano i po torturach zamordowano. Jego ciało odnaleziono dopiero po dwóch tygodniach.
We wsi Skwarzawa pow. Złoczów banderowcy zamordowali kilkunastu Polaków, wśród nich rozpoznano Bałackiego N., Haszkiewicza N., Teodorowskiego Piotra, Karola, Józefa. (Kubów..., jw.)
We wsi Sosnów pow. Podhajce zamordowali 10 Polaków (w tym małżeństwo i 4-osobową rodzinę) oraz na osiedlu Studynka spalili żywcem w budynku 4-osobową rodzinę Sychodulskich z 2 dzieci, a także zamordowali 2 dalsze osoby; łącznie zginęło 16 Polaków.   
 
Od 8 do 10 lutego 1940 roku NKWD dokonało deportacji około 250 tysięcy Polaków oraz kilka tysięcy Ukraińców, Żydów i Białorusinów, obywateli Rzeczpospolitej, głównie do Kazachstanu i na Syberię. Rozkaz o deportacji podpisał Iwan Sierow, zastępca ludowego komisarza spraw wewnętrznych (Ł. Berii) i zarazem szef NKWD Ukraińskiej SRR. W rozkazie pisał: „Plan deportacji musi być opracowany w najdrobniejszych szczegółach i zrealizowany przez trójki wykonawcze w każdym obwodzie i rejonie. Zadanie to należy wykonać przy zachowaniu zupełnego spokoju, tak by nie wywoływać demonstracji lub paniki wśród miejscowej ludności.” Oskarżeniem było uznanie tych osób za „element społecznie niebezpieczny” (SOE - socjalno opasnyj element). Nikt nie otrzymywał żadnego konkretnego oskarżenia ani wyroku, nie wiedzieli też na jaki okres czasu są przesiedlani. Niektórym grupom na miejscu przesiedlenia mówiono, że pozostaną tu 20 lat. Listę Polaków do deportacji przygotowywał miejscowy tzw. Komitet Ukraiński, natomiast zatwierdzała ją rejonowa „trójka” NKWD, w której składzie najczęściej był miejscowy Żyd i Ukrainiec. Pierwsza deportacja objęła głównie: osadników wojskowych, urzędników państwowych średniego i niższego szczebla (urzędnicy wyższego szczebla byli już wcześniej aresztowani i skazani, część z nich  Sowieci już wymordowali), służbę leśną, część kolejarzy. Przesiedlano całe rodziny, z dziećmi, starcami i chorymi. Często pustoszały całe wsie. Domowników budzono  brutalnym łomotem w drzwi, zwykle między północą a  godziną 2 w nocy i dawano od pół godziny do 2 godzin czasu na spakowanie się. Na miejscu pozostawał praktycznie cały dobytek, na sanie ładowano tylko część ubrań i żywności. Saniami wywozili ich do najbliższej stacji kolejowej sąsiedzi Ukraińcy pod eskortą jednego enkawudzisty i dwóch milicjantów, którymi najczęściej byli miejscowy Żyd i Ukrainiec. Mróz wówczas wynosił około -25°C. Na stacjach kolejowych czekały wcześniej już zgromadzone wagony towarowe. Często ponad dobę kompletowano skład pociągu. Zaskoczenie było całkowite, przerażenie, bezradność, płacz dzieci, rozpacz. Na stację kolejową przywożono osoby nawet niekompletnie ubrane, zerwane ze snu, zszokowane, a nawet zamarznięte na śmierć. Z województwa tarnopolskiego i stanisławowskiego wywożono także „kułaków”, czyli rodziny posiadające powyżej 12 ha ziemi (20 mórg). Np. z powiatu kosowskiego wywieziono wszystkich mieszkańców wsi: Świętego Józefa, Świętego Stanisława i Cieniowej. Z powiatu borszczowskiego ze wsi: Janówka, Słoneczna, Chodykowicka, Turlecka, Duniowa. Z powiatu samborskiego całą ludność ze wsi: Strzałkowice, Biskupce, Wojsztyce i Nadymy oraz z okolic Horodenki i Grzymałowa. Ze Stryja i okolic odjechało 6 transportów liczących do 40 wagonów w każdym. W wagonie umieszczano od 40 do 75 osób. Z Halicza wyjechało 400 wagonów z Polakami, ze Stanisławowa 900 wagonów. Wagony towarowe miały pozabijane deskami okna, w kącie wydrążoną dziurę na załatwianie potrzeb fizjologicznych. Podróż trwała przeciętnie trzy miesiące. Po drodze od chorób i głodu umierały dzieci , starcy i osoby słabsze, a ich ciała wyrzucane były z wagonów na torowiska podczas krótkich postojów, zwykle co drugi lub trzeci dzień.
W kolonii Zarzeczyca pow. Sarny: „Z powodu donosu miejscowych Ukraińców, zostało deportowanych w 1940 r. przez Sowietów w głąb ZSRR dwóch gajowych wraz z rodzinami. Dalszych informacji brak”  (Edward Orłowski, w: http://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/17558056/martyrologium+). 
We wsi Żurów pow. Rohatyn na skutek fałszywych doniesień miejscowych Ukraińców NKWD aresztowało i zesłało na Sybir, skąd już nie powrócił – proboszcza ks. Stanisława Rysikowskiego. 
 
     10 lutego
 
- 1940 roku:   
W osadzie wojskowej Płaszowa Królewska gmina Tosłuchów (Wołyń) podczas deportacji ludności polskiej uciekł jeden z osadników wojskowych o nazwisku Mleczko. Sąsiedzi Ukraińcy wytropili stodołę w której się ukrył i żywcem spalili go.
 
- 1942 roku:
We wsi Posada Jaćmierska pow. Sanok Ukrainiec gestapowiec Leo Humeniuk zastrzelił Polaka. Łącznie miał on na sumieniu tortury i morderstwa wielu Polaków. Latem 1944 roku, podczas ofensywy Armii Czerwonej, został złapany przez partyzantów AK i przekazany władzom sowieckim, którym uciekł z aresztu i zatarł za sobą ślad.
 
- 1943 roku:
W miejscowości Aleksandrówka pow. Biłgoraj Niemcy z policjantami ukraińskimi zamordowali 5 Polaków. 
W futorze Toptyn pow. Sarny upowcy powracając z rzezi w Parośli zamordowali 15 Polaków; 70-letnią Mariannę Rudnicką zakłuli zadając jej 37 pchnięć bagnetem, natomiast pozostałe osoby zarąbali siekierami. 
 
- 1944 roku:   
We wsi Brykoń pow. Przemyślany Ukraińcy zamordowali Polaka, zarządcę majątku. „10.02.1944 r. został uprowadzony Macher Ferdynand zarządca folwarku.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Burakówka pow. Zaleszczyki: „10.02.1944 r. został zam. Frankel Czesław student UJ, był torturowany.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7) 
W przysiółku Grabowiec /Grabowce/ należącym do wsi Piłatkowce pow. Borszczów banderowcy zamordowali 18 Polaków. Komański..., s 49-50  wymienia 17 osób, bez Ludwika Barańskiego, który został powieszony („Rzeczpospolita” 14 lipca 2008 r.). Oraz: „Oto nazwiska ofiar: 1. Barański Marian (powieszony na miejscu); 2. Dubiński Józef; 3. Dubowski Ludwik, 4. Kałmuk Stefan,; 5-6. Pidkuresz Franciszek i Edward; 7. Pidkuresz i.n.; 8. Różański Antoni; 9. Tracz Eudokia; 10-14. Wołczyszynowie: Karol, Maria, Bronisław, Helena i Edward.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
W mieście Kowel woj. wołyńskie zmarła postrzelona przez Ukraińców Leokadia Madej.
We wsi Łukowiec Wiszniewski pow. Rohatyn: „10.02.44 r. została zamordowana Ordon Józefa l. 32 z córką l. 13, synem Tadeuszem l. 9 i 6- miesięcznym dzieckiem.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Medyka pow. Przemyśl banderowcy zamordowali 5 Polaków.
We wsi Ostołowice pow. Przemyślany zostali zamordowani przez UPA 2 Polacy, w tym leśniczy Stanisław Kochan. 
We wsi Sarnki Dolne pow. Rohatyn został zamordowany przez banderowców ks. Wiktor Szklarczyk.
 We wsi Słoboda Konkolnicka pow. Rohatyn:  „10.II.1944 Słoboda Kąkolnicka pow. Rohatyn. Bandyci w  uniformach niemieckich dokonali napadu. Zabici: Rudnicki Albin, ur. 1894; Dulik syn Władysława lat 8-9. Wyprowadzeni, a  następnie w Byble w stajni zamordowani: Kruszelnicki Władysław, wójt; Wybranowski Michał, sekretarz gminny; Sorokowski Grzegorz, ur. 1923; Rudziński Władysław, ur. 1908; Kwiatkowska Józefa (19-20 lat)”. (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). Oraz: 18.II.1944 Słoboda Kąkolnicka pow. Rohatyn  Zabici, domy spalone: Stokowski Grzegorz, gospodarz; Kwiatkowski Józef, Pańczyniak Marceli, Srokowska Antonina i dwoje dzieci”. (jw.). „10.02.1944 r. zostali zamordowani: Dulik syn Władysława l. 8-9 ; Rudnicki Albin l. 50; Rudziński Karol.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Snowicz pow. Złoczów banderowcy zamordowali 4 Polaków, w tym 3 kobiety. 
 
- 1945 roku:
We wsi Hleszczawa (Kleszczawa) pow. Trembowla: „10.02.1945 r. był wielki napad, zabitych zostało 48 Polaków NN, napastników padło ok.20, poza tym 47 budynków zostało spalonych”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Kurniki Szlachcinieckie pow. Tarnopol: „10.02.1945 r. powieszono w biały dzień 6 Polaków NN.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Romanów pow. Włodawa: „10.02.1945 r. został zastrzelony przez UPA rolnik Demczuk Jan były żołnierz AK.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Szlachcińce pow. Tarnopol: „10.02.1945 r. zamordowano 5 Polaków”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Toki pow. Zbaraż: „10.02.1945 r. zostały zamordowane 3 osoby NN”.  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7)
We wsi  Wola Wielka pow. Lubaczów 10 lutego 1945 r. zamordowali Jana Mroczka ur. 1897 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
 
- 1946 roku:
We wsi Dołżyca pow. Lesko upowcy zamordowali 2 Polaków.
 
     W nocy z 10 na 11 lutego
 
- 1944 roku:
We wsi Boków pow. Podhajce banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 72 Polaków. „W piątek, 11 lutego 1944 r., o godzinie 22-giej napadli Ukraińcy na wieś Boków, gmina wiejska Bożyków, powiat podhajecki. Przyjechali oni na saniach z okolicznych wsi i rozpoczęli napadać na domy polskie, pozostawiając w spokoju Ukraińców. Napastnicy oszczędzali amunicję, używając jej tylko w wyjątkowych wypadkach, mordowali zaś Polaków siekierami i narzędziami rolniczymi. Pastwą terrorystów padło 24 osoby zamordowane, dwoje dzieci i jeden mężczyzna ciężko ranni. Szymkowiczowi Bronisławowi, lat około 45, z zawodu rolnikowi, byłemu sołtysowi polskiemu, odcięli Ukraińcy głowę i zabrali ją ze sobą. Temu samemu losowi uległo też wielu innych Polaków, jak np.: Rzędzianowski Jan, lat 21, z zawodu rolnik, b. strzelec oraz Pilecki Ludwik, lat 40, z zawodu rolnik. W tym samym dniu zamordowali też Ukraińcy 8-ioro dzieci od lat 2-10 oraz około 13 kobiet, w tym kilka kobiet ciężarnych. Ukraińcy po dokonaniu swojej zbrodni rozpoczęli rabunek mienia pomordowanych, przy czym ściągali nawet obuwie i odzież zabitych. O godzinie drugiej w nocy mordercy odjechali w kierunku Szumlan w powiecie podhajeckim. Nazwiska pomordowanych brzmią: Pilecki Ludwik lat 40; Szymkowicz Karol lat 50; Cywiński Adam lat 38; Pielewski Władysław lat 41; Żydzianowski Jan lat 21; Zacharko Wiktor lat 36; Szymkowicz Bronisław lat 48; Pilecki Michał lat 15; Pilecka Janina lat 12; 10. Pilichowski Kazimierz lat 10; Trzy córeczki Cywińskiego Adama: Maria lat 14, Janina lat 9, Laurenta lat 5; Żędzianowska Antonina lat 56 ; Zacharko Eugenia lat 37; Szymkowicz Marcela lat 41; Szymkowicz Sabina lat 43; Kułaczkowska Karolina lat 49; Cywińska Anna lat 35; Budz Czesława lat 23; Budz Ryszard lat 3; Szymkowicz Krystyna lat 19; Pielichowska Emilia lat 40. Ranni: Pilecka Wanda lat 38; Zacharko Lusia lat 8’ Kułaczkowski Kazimierz lat 54; Pilichowski Jan lat 6. Prócz tego zmarła z otrzymanych ran Pilichowska Emilia, lat 40.” (1944, 24 lutego – Protokół spisany w PolKO w Brzeżanach dotyczący napadu (połączonego z mordami) Ukraińców na wieś Boków w powiecie podhajeckim. Protokół spisany z p. Pileckim Adamem, lat 21, z zawodu stolarzem, z Bokowa, gmina Bożyków, powiat podhajecki. Brzeżany, dnia 24 lutego 1944 . W: B. Ossol. 16722/1, s. 145-146).  Imienną listę 66 Polaków (Komański.., s. 254 – 255) uzupełnia prof. Jankiewicz: „W czasie pierwszego napadu 10/11.02.1944 r. zamordowano Pielichowskiego Jana l. 6., czterej bracia Gutowie i  Krupa Jan l. 28 .” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). „Z 10/11 lutego we wsi Boków pow. Podhajce banderowcy zamordowali 60 Polaków. Zginęli: Bolinowski Kornel i Wiktor, Cewiński Joachim, Justyn i jego córka Antonina, Cewńiski Adam i 3 córki, Chodyniecki Antoni i Sabina (z Pileckich), Ferenc Aniela, Haladewicz Stanisław, Jakubowski Franciszek, Jurkowski Jan i syn Józef, Kasper Genowefa (z Pileckich), Kułaczkowska Karolina, Pilecki Ludwik, jego dzieci Michał i Janina, Pilecki Ignacy i jego syn, Pilecki Kazimierz, Pilecki Antoni z żoną, Pilecki Jan, Pilecki N. (s. Aleksandra), Pondel N. i jego żona, Pondel Józefa, Rozumek N. i jego syn Władysław, Skulski Ludwik jego żona Zofia i syn, Skulski Walery, Sumisławska Maria i Stanisław, Szymkowicz Bronisław i jego żona Sabina (z Pileckich), Szymkowicz Karol, jego żona Marcela i córka Krystyna oraz zamężna córka Czesława i jej syn Ryszard, Szymkowicz Ludwik, Świderski Franciszek. Zacharko Pantelemon, Wiktor i jego żona Genowefa, Zatorski Jan, jego żona Kornela i syn, (R) Żędzianowski N. i jego syn Jan.” (Kubów..., jw.). „Ostatnio zaszły następujące wypadki mordów i rabunków:  4 na 5 lutego 1944 napad na Buków [Podhajce]”. (1944, 26 lutego – Pismo Pol. K. O. Stanisławów do RGO w Krakowie i Lwowie. Zawiera opis sytuacji uchodźców polskich z napadanych wiosek i wykazy mordów i rabunków. W: B. Ossol. 16721/1, s. 295-302). Wymienione zostały imiennie 23 osoby zabite i 4 ranne. Większość tych ofiar wymienia Komański i Siekierka na s. 254 – 255 opisując napad na wieś Boków pow. Podhajce w nocy z 10 na 11 lutego 1944 roku (nie wymieniają oni Czesławy i Ryszarda Budze). Wieś Buków nie jest wymieniona. Zapewne informacje, jakie otrzymał Polski Komitet Opiekuńczy w Stanisławowie były niedokładne. Oraz: we wsi Boków pow. Podhajce: „Ukraińcy wymordowali 23 Polaków. Dzieciom obcinano ręce i nogi.” (AAN, AK, sygn. 203/XV/15, k. 122). 
We wsi Czyżów pow. Złoczów zamordowali i spalili 7 Polaków a 2 ciężko poranili. 
 
- 1945 roku:
We wsi Sieniawa pow. Zbaraż banderowcy wymordowali 26 Polaków i spalili 40 zagród.
We wsi Zazdrość pow. Trembowla obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 40 Polaków, większość spalili żywcem, 14 osób zostało rannych.
 
     11 lutego
 
- 1943 roku:
W okolicach wsi Łokacz pow. Horochów Ukraińcy uprowadzili Polaka i Rosjanina (męża Polki) i ślad po nich zaginął. 
We wsi Tiutkiewicze pow. Równe został zabity przez  Ukraińców w szpitalu 19-letni Polak Feliks Gontarz.
 
- 1944 roku:  
We wsi Hołyń pow. Kałusz: „11.02.1944 r. zostali uprowadzeni inni dwaj górnicy NN.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
Koło miasta Luboml woj. wołyńskie Ukraińcy przez trzy dni torturowali 2 ujętych Polaków, zanim ich zakopali w dole. 
We wsi Olesko pow. Złoczów banderowcy uprowadzili i zamordowali 12 Polaków. 
We wsi Pańkowce pow. Brody Ukraińcy zamordowali 6 Polaków. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122).
We wsi Popowce pow. Brody Ukraińcy zamordowali 2 Polaków. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122). 
We wsi Remizowce pow. Złoczów obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali co najmniej 10 Polaków, w tym rodzinę Turkiewiczów.
We wsi Szpikłosy pow. Złoczów podczas nocnego napadu zamordowali 16 Polaków.
We wsi Terebiniec pow. Tomaszów Lubelski policjanci ukraińscy zastrzelili 13 Polaków, w tym administratora z żoną oraz dzieci lat 6 i 15 (inni napad ten datują dzień później). 
W mieście Włodzimierz Wołyński na przedmieściu Komarówka upowcy zabili 3 Polaków, w tym 2 kobiety.
We wsi Wołków pow. Przemyślany bojówkarze UPA napadli na plebanię, zamordowali ks. Józefa Kaczorowskiego i ciężko ranili jego matkę, która zmarła na drugi dzień, a następnie  zamordowali kolejnych 2  Polaków.
 
- 1945 roku:
We wsi Iwanie Złote pow. Zaleszczyki: „11.02.1945 r. zostały zam. dwie Polki NN, które przyjechały po swoją żywność”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Karolówka pow. Zaleszczyki Ukraińcy zabili 2 Polaków, którzy przyjechali z Tłustego do swoich domów po żywność.
We wsi Medyn pow. Zbaraż: „11.02.1945 r. zostały zam. 3 osoby NN, Polacy.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Sieniawa pow. Zbaraż bojówka UPA w nocy zamordowała 26 Polaków i spaliła 40 polskich zagród.
We wsi Sieniachówka pow. Zbaraż w czasie napadu na Sieniawę druga grupa  upowców zamordowała 5 Polaków i spaliła kilka polskich zagród. 
 
- 1946 roku:
We wsi Wielkie Oczy pow. Jaworów zamordowali Bolesława Wilhelma lat 20. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
     12 lutego 
 
- 1943 roku:  
We wsi Tłuste Miasto pow. Zaleszczyki Ukraińcy zamordowali Polaka, nauczyciela; „został zabity Rocicki Marian.” (Kubów..., jw.).
We wsi Turkowice pow. Hrubieszów: „12.02.1943 -  kierownik szkoły Zygmunt Bondarewicz wpadł w zasadzkę utworzoną przez policję ukraińska, został przez nich zastrzelony, dzieci usypały mu mogiłę, a po paru dniach partyzanci z Sahrynia przenieśli jego ciało na cmentarz i postawili drewniany krzyż na bezimiennym grobie. Zygmunt Bondarewicz- kierownik szkoły, bestialsko zamordowany przez policję ukraińską, o którym powiedział do siostry Hermany jeden z oprawców: „hardy był wolał zginąć niż broń oddać”. (www.hrubieszow.info/info/hrubieszow_i_okolice_e1/p17.htm). Był on dowódcą kompanii AK Sahryń – Turkowice. 
 
- 1944 roku:  
We wsi Boków pow. Podhajce : „Ukraińcy wymordowali 23 Polaków. Dzieciom obcinano ręce i nogi.” (AAN, AK, sygn. 203/XV/15, k. 122). 
We wsi Chorostków Polski pow. Stanisławów w walce z UPA zginęło 2 Polaków z samoobrony. 
We wsi Cyków pow. Złoczów banderowcy zamordowali 12 Polaków. 
We wsi Korczyn pow. Sokal zamordowali 4 Polaków, w tym ojca z 17-letnim synem.
W mieście Lwów policjanci ukraińscy zastrzelili w domu Polaka oraz postrzelili 2 Polaków, w tym kobietę. „Dnia 12.II.1944 r. około godz. 20 do mieszkania Polki KOSYK Kazimiery, lat 34, zam. we Lwowie ul. Hetmańska 22 wtargnęło 2 nieznanych osobników, jeden uzbrojony w pistolet strzelił i ranił Polkę, lat 53 SUCHARAB Katarzynę, zam. w Zimnej Wódce – przebywającej chwilowo u znajomej Kosyk – ciężko ranił w głowę, tak że nazwana zmarła. Dalej drugi osobnik strzelił do Kosyk i tą ranił w rękę.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „Dnia 12.II.1944 około godz. 19 Polacy małżonkowie TOPERCEROWIE, zam. Lwów – Pohulanka zostali zatrzymani na ulicy górnej Kochanowskiego przez 4 osobników w mundurach wojskowych celem wylegitymowania się. Sprawcy zabrali żonie Topercera Annie dokumenty osobiste, męża zabrali zaś, rzekomo na wachę policyjną. Po kilku krokach zwolnili go, oddając strzały zranili go ciężko w szyję.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43).
W miasteczku Maciejów pow. Kowel miejscowi Ukraińcy siekierami i bagnetami zamordowali 7 Polaków: 5 kobiet i 2 dzieci. Oraz: „Ostatni z posiadanych przez autora tekstu akt zgonu (morderstwa dokonanego przez Ukraińców) nie ma konkretnej daty. Proboszcz parafii w Maciejowie określił czas męczeńskiej śmierci Leona Jaceniuka (l. 42), s. Karola w przybliżeniu na około 20 lutego 1944 r., pisząc obok daty: „rzeź Polaków przez bandy ukraińskie”. Ponadto podając miejsce zgonu napisał: „w mieszkaniu Sołoduchy za szpitalem w Maciejowie”, a w rubryce przyczyna zgonu znajduje się zapis: „zamordowali Ukraińcy”. (Dr Andrzej Wawryniuk: Służyli Bogu, ludziom i ojczyźnie. Rzecz o duchowieństwie katolickim na Wołyniu w godzinie próby. W: https://kresy.pl/kresopedia/sluzyli-bogu-ludziom-i-ojczyznie-rzecz-o-duchowienstwie-katolickim-na-wolyniu-w-godzinie-proby/ ; 22 marca 2019 ).
We wsi Pohorylce pow. Przemyślany: „12.02.1944 r. zostali zamordowani: nauczyciel Sieńkowski z żoną”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7) Inni podają, że byli to: Seńczuk Jan, emerytowany nauczyciel i Seńczuk Maria, emerytowana nauczycielka. (Józef Wyspiański: Skutki napadów ukraińskich nacjonalistów w powiecie Przemyślany. w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich, tom 10, Kędzierzyn-Koźle 2018). 
We wsi Terebiniec pow. Tomaszów Lubelski Ukraińcy zamordowali 13 Polaków.
W mieście Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali Władysława Wojtaka. 
We wsi Zimna Woda pow. Lwów „12.02.1944 r. została zam. Sucharek Katarzyna l. 53.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
 
- 1945 roku:  
We wsi Dorofijówka pow. Skałat upowcy zamordowali 47 Polaków. (Kubów..., jw.).
We wsi Eleonorówka pow. Skałat  zamordowali 80 Polaków, w większości kobiet i dzieci (mężczyźni byli w WP). „Małe dzieci oprawcy przybijali gwoździami do drzwi domów i stodół, stodół następnie podpalali budynki. Niektóre ofiary powieszono na przydrożnych słupach telefonicznych.” (Komański..., s. 333)
We wsi Kozłów pow. Tarnopol zamordowali 9 Polaków oraz Ukraińca ożenionego z Polką. 
We wsi Krzywki pow. Tarnopol: „Chciałbym dopisać do listy osób zamordowanych przez Ukraińców w powiecie tarnopolskim moją babcię: Weronika Noga z domu Miczkowska, którą zamordowano topiąc z kamieniem u szyi w rzece Seret 12 lutego 1945 we wsi Krzywki koło Mikuliniec.” (Noga Stanisław, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl). Komański Henryk, Siekierka Szczepan: „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946”; Wrocław 2004, nie uzyskali żadnej relacji z tej wsi, nie odnotowali więc tej zbrodni.  
W miasteczku Lubaczów woj. rzeszowskie Ukraińcy uprowadzili Stefanię Kulczycką i Jurka Pierożka, którzy zaginęli bez wieści. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
We wsi Sieniawa pow. Zbaraż „12.02.1945 r. zostali zamordowani: 1-2. Barczuk Anna z córką; 3. Góral Jan; 4-6. Ratuszniakowie Jan, Paulina i Katarzyna”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi (chutorze) Stadnica, gm. Iławcze, pow. Trembowla banderowcy zamordowali 25 Polaków. Inni: 8 lutego 1945 roku około 100-osobowy oddział UPA, według danych z sowieckiego śledztwa, uprowadził z Hleszczawy i zabił 36-37 Polaków. Następnie o godzinie drugiej 9 lutego oddział ten przeniósł się do Stadnicy, gdzie przebywał 12 godzin. W tym czasie w chutorze dokonano przeszukania domów, w wyniku czego ujęto 20 Polaków. Większość z tych osób zostało zarąbanych siekierami a ich ciała wrzucono do studni, które zawalono kamieniami. Naocznym świadkiem zbrodni była Polka, która przebywała w ukryciu na strychu jednego z domów. O godzinie 14. oddział odjechał w kierunku wsi Peremiłów porywając kilka osób, które później także zabito. Łącznie podczas tych dwóch dni UPA zabiła według różnych źródeł 56 lub 57osób z Hleszczawy i Stadnicy. (https://pl.wikipedia.org/wiki/Zbrodnie_w_Hleszczawie_i_Stadnicy ).
We wsi Zazdrość pow. Trembowla upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 40 Polaków, większość spalili żywcem. Inni datują napad na noc z 10 na 11 lutego.
 
- 1946 roku: 
We wsi Mokre pow. Sanok upowcy uprowadzili 4 Polaków, którzy zaginęli.
We wsi Pawłokoma pow. Brzozów uprowadzili 13 Polaków, z których 8 po torturach zamordowali w rejonie wsi Wola Wołodzka. „12 II 1946 r. w nocy banda UPA uprowadziła z Pawłokomy 13 osób. Z grupy tej zwolniła czteroosobową rodzinę Fedzugów, a jednej osobie, Emilowi Michalikowi, udało się wytłumaczyć, że jego ojciec był Ukraińcem i dzięki temu ocalał. Pozostałych osiem osób: Jan Marszałek (37 lat), Józef Pantoł (25 lat), Władysław Ulanowski (24 lata), Andrzej Żańczak (lat 45) oraz cztery osoby o nieustalonej tożsamości zostały zamordowane w rejonie Woli Wołodzkiej. Po ucieczce banderowców Emil Michalik zeznał, że „powiązano ich sznurami i popędzono razem przez las dylągowski do przysiółka Huty w sołectwie Poręby, po drodze ich kopano butami i bito kolbami karabinów. Po przybyciu do przysiółka Huty czteroosobowa rodzina Fedzugów została zwolniona. Pozostałych dziewięciu mężczyzn popędzono dalej aż do Wołodża i tam związanych trzymano pod strażą przez cały dzień. Wieczorem odprowadzono do Woli Wołodzkiej, gdzie dokonano przesłuchań z zastosowaniem różnych tortur, jak np. nożami kaleczono ciało i posypywano solą. Po przesłuchaniu wszystkich ośmiu mężczyzn półżywych wyprowadzono na pole i tam zamordowano. Jego przesłuchiwano jako ostatniego, a gdy powiedział, że jego ojciec był Ukraińcem, zwolniono go, mówiąc, by cały czas pozostawał w domu, ponieważ gdy nadejdzie odpowiedni czas, to powołają go do służby w UPA”. Ten jednak po przesłuchaniu zbiegł i schronił się na Przedmieściu Dynowskim.” (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula [Uniwersytet Rzeszowski] NAD BŁĘKITNYM SANEM I... NAD SYNYM SJANOM. I TAK TEŻ BYŁO W RELACJACH POLSKO-UKRAIŃSKICH DO 1947 R. Za:  ref_15_XBS_Nad Błękitnym Sanem i ... Nad Synym Sjanom. I …; www.pogorzedynowskie.pl
We wsi Wielkie Oczy pow. Jaworów zamordowali 20-letniego Polaka. 
 
- 1947 roku:
W mieście Przemyśl na cmentarzu ma grób Kowalczyk Stefan ur. 1923 , który zginął z rąk UPA 12 II 1947 w Huwnikach. (http://w.kki.com.pl/pioinf/przemysl/zabytki/narodowej/ofiary1.html).  
 
- 1948 roku:
We wsi Ortel Księżęcy pow. Biała Podlaska: „W czasie operacji przeciwko nieznanemu oddziałowi UPA w Ortelu Książęcym zginęli: Eugeniusz Baranowski, członek AL i GL z czasu okupacji, następnie pracownik UB w stopniu chorążego, do końca na stanowisku starszego referenta PUBP w Białej Podlaskiej; Stanisław Zabielski, żołnierz 1939 r., trafił do niewoli niemieckiej, za próbę ucieczki osadzony w obozie w Dachau. W szeregach MO służył od grudnia 1947 r. w KP MO w Białej Podlaskiej w stopniu kaprala.” (Agnieszka Kolasa: Działalność OUN-UPA w regionie bialskopodlaskim; w: Radzyński Rocznik Humanistyczny 7, 2009)
 
     W nocy z 12 na 13 lutego 
 
- 1944 roku: 
We wsi Łanowce pow. Borszczów, w części zwanej Szlachta, banderowcy spalili polskie gospodarstwa oraz wymordowali Polaków, na cmentarzu pochowano 72 ofiary, ale wiele zwłok spaliło się bądź nie odszukano ich w zgliszczach lub w okolicy wsi zabitych podczas ucieczki lub uprowadzonych.  A. L. Sowa podaje liczbę ok. 80 ofiar (s. 233), natomiast Władysław Kubów wymienia liczbę 100 pomordowanych  (s. 31). „Okazało się, że pod spalonym spichlerzem, w piwnicy, są jej dzieci. Wejście do piwnicy zawalone było palącymi się belkami. Silniejsi mężczyźni szybko odwalili te belki, powstała mała szczelina i ktoś poprosił mnie, abym jako najmniejszy, tam wszedł. W półmroku siedziała pod ścianą dziewczynka, która jakby się uśmiechała, obok niej jej brat Staszek i Staniszewski. On siedział najbliżej, więc powiedziałem do niego, aby wyszedł, a on nie ruszał się. Podszedłem do tej dziewczynki, po takich jakby ugotowanych ziemniakach, wołam ją i chwyciłem za bosą nóżkę, a nóżka została mi w ręku. Wyskoczyłem stamtąd i zawołałem – „one są ugotowane”. To było straszne. /.../ Szliśmy w uliczkę /.../, tam stał frontem do ulicy dom. Na jego drzwiach wejściowych był ślad ciosu siekiery i obok ciecia ściekała krew i wisiał przyczepiony pukiel jasnych włosów. Buczyński powiedział, że to są włosy dziewczyny, nawet powiedział jej imię. /.../ Ze Szlachty nadjechał wóz pełen trupów. Między szczeblami wisiały gołe nogi i ręce.” (Ludwik Fijał; w: Komański..., s. 522 – 523). „Na osiedle zwane Szlachtą, nocą napadła UPA. Banderowcy okrążyli osiedle, od strony pól rozstawili strzelców z bronią palną, od osiedla natomiast wkroczyły główne siły podzielone na grupy. Jedne zajęły się mordowaniem ludności, drugie zaś rabunkiem i wywożeniem dobytku. W końcowej fazie napadu spalono większość budynków. Głównym narzędziem zbrodni były siekiery, bagnety i inne narzędzia. Do uciekających strzelano. Nad ranem dzieło straszliwego zniszczenia było dokonane. Tliły się jeszcze niedopalone budynki. Wokół zagród na podwórzach i polach leżało pełno trupów. Niektórzy konali w mękach od ran zadanych siekierami i bagnetami. Naliczono 72 ciała różnej płci i wieku. Widziałem chłopca, może dziewięcioletniego z rozprutym brzuchem, jak jedną zastygłą już ręką, podtrzymywał wypadające jelita, a drugą wyciągniętą do przodu, próbował się wyczołgać z płonącego domu i tak zmarł. W innym miejscu leżała młoda dziewczyna o pięknych jak len długich włosach, splecionych w warkocz. Otrzymała cios siekierą w tył szyi, musiała widocznie jeszcze biec kilkanaście kroków, znacząc obficie krwią drogę. Na zawsze utkwił mi w pamięci widok ciała kilkumiesięcznego dziecka z roztrzaskaną główką. /.../ Osiedle liczące ponad 35 polskich zagród, w ciągu jednej nocy przestało istnieć. Pogrzebano 28 małych dzieci do lat 14. Wiele zwłok było zmasakrowanych i spalonych, trudnych do rozpoznania. Liczba zamordowanych była z pewnością większa, mogła osiągnąć do 100 osób.” (Bernard Juzwenko; w: Komański..., s. 526 – 527). „Ja mieszkałem w dzielnicy Szlachta, gdzie mieszkali prawie sami Polacy. 12 lutego 1944 r. o godz. 20.00 był silny mróz i duży śnieg. Przyjechali banderowcy. /.../ .Siedzimy na poddaszu i słyszymy jak idą do naszego sąsiada. Wyłamali drzwi na korytarzu i zabili sąsiadkę; była to już starsza kobieta. Słyszałem jak krzyknęła: „Co chcecie?” - i w tym momencie głuche uderzenie. Jęk tej kobiety trwał może z pół godziny, może trwałby dłużej, ale gdy zapalono mieszkanie jęki ucichły. Syn z córką uciekli z mieszkania. Mąż tej kobiety leżał na łóżku, był chory, Na tym łóżku obcięto jemu głowę. Nazwisko sąsiada Jaworski Paweł. ... Dwojgu dzieciom - było to rodzeństwo, chłopaczek miał sześć lat, siostrzyczka miała pięć lat - odcięto języki - nazwisko ich to Skórski. ... Druga rodzina nazwiskiem Żołyński; męża nie było w domu. Przyszli banderowcy, wyłamali drzwi; wyprowadzili żonę na dwór i siekierą zabili. Widziałem ją jak leżała na podwórku..Obok niej leżało małe dzieciątko, może miało sześć miesięcy.  Leżało obok swojej mamy, brzuszkiem do góry, na piersiach i brzuszku było widać kłucia bagnetem. Buzię miało bielszą od śniegu, nadzwyczaj białą. ... A oto przebieg morderstwa rodziny Adamowskich. Adamowski miał z drugą żoną Ukrainką czworo dzieci: trzech synów i jedną córkę. Dobrze ich znałem bo my się razem bawili. Gdy banderowcy weszli do mieszkania, wyprowadzili trzech chłopaczków na  podwórko i siekierami pozabijali. Widziałem ich potem jak leżeli oni w kałuży krwi, jeden przy drugim. Najstarsza córka Marysia, jak już wyżej wspomniałem od pierwszej żony, leżała już w łóżku. Banderowcy przyszli i kazali jej wyjść na dwór - ona nie chciała (tak opowiadała jej macocha). Oni ją zakłuli bagnetami na tym łóżku, tak, że krew opryskała całą ścianę. Natomiast macocha ze swoją córką schowała się na piecu. Gdy banderowcy skończyli morderstwo, to ona zeszła z tego pieca i strasznie płakała, rozpaczała i krzyczała. I poszła z tą dziewczynką do grupy banderowców, którzy stali na podwórku. I mówi do nich; „Coście zrobili? Pozabijaliście moje dzieci, to i mnie zabijcie”. Oni się nic nie odzywali, obrócili się i poszli. Jej bracia byli w banderowcach.  Było podejrzenie, że i oni brali udział w morderstwie na Szlachcie. Następna rodzina - nazwisko Matkowski. Przyszli banderowcy do mieszkania i wyprowadzili całą rodzinę na podwórko; było ich pięcioro, ojciec, matka, syn z córką i żoną. Zabijano ich siekierą, każdego po kolei. Obok ich mieszkania, może ze dwadzieścia metrów płynął strumyk, krew tych ludzi płynęła przez drogę do tego strumyka. Widok był straszny i przejmujący.” Ogółem w ciągu dwóch godzin zamordowano 72 osoby /66 znanych z imienia i nazwiska/.”  Dziś na miejscu tej ohydnej zbrodni, jednej z wielu tysięcy, stoi krzyż poświęcony... trzem banderowskim barbarzyńcom, których Rosjanie otoczyli tam przy końcu 1945r!!!”(http://forum.gazeta.pl/forum/w,48782,79378212,,A_na_zgliszczach_psy_wyly_na_chwale_Samostijnej.html?v=2).  „Kładąc się spać nikt z nas nie przypuszczał, że w tę noc z 12 na 13 lutego 1944 roku wielu z naszych polskich sąsiadów (ze Szlachty) zginie z rąk naszych ukraińskich sąsiadów. Z relacji mojej cioci Franciszki (mieszkała z rodziną od strony ulicy Szulhanówki) wiem, że przed świtem zbudziły ją głośne rozmowy dochodzące z ulicy. Weszła na strych i przez okno szczytowe zobaczyła mgłę nie podejrzewając, że jest to dym. Po ulicy chodziły jakieś postacie i żywo rozprawiały. Obudziła domowników. Tata i wujek zdjęli osłonę drzwi i wyszli na podwórko i podeszli do bramy. Zapytali przechodzących Ukraińców, co się dzieje, że o tej porze panuje taki ruch na ulicy? Któryś z Ukraińców powiedział Szlachta horyt’ (Szlachta pali się). Od strony Szlachty nadbiegła głośno płacząca kobieta (Skórska), a zobaczywszy tatę i wujka, krzyknęła – O Boże, jak to dobrze, że wy jeszcze żyjecie! Moje dzieci zostały zamordowane! Nawet języki im obcięli! Oczy im wydłubali! Boże mój, Boże, za co pokarałeś takie małe istoty?!  Rzewnie płacząc pobiegła do Ziółkowskich, naszych sąsiadów. /.../ Ciocia postanowiła pójść do krzyża, który stał na rozdrożu Szulhanówki i dróg: na Pomiarki, Szlachtę i Podzamcze. Z tego miejsca doskonale widać było Szlachtę. Zacząłem prosić, najpierw rodziców, a później ciocię, aby mnie zabrała ze sobą. Bardzo się martwiłem o mojego kolegę Józka Adamowskiego, z którym służyłem do mszy i chodziłem do jednej klasy. Mama nie zgadzała się. Mężczyźni uznali, że kobieta z dzieckiem będzie bezpieczniejsza. W drodze do krzyża nic złego nie może się wydarzyć – przekonywali mamę. Jest już widno, a do krzyża nie jest daleko - zapewniali mamę. Sami gdzieś wyszli z domu na podwórko. My do krzyża nie szliśmy, myśmy biegli. Przy krzyżu stało wielu młodych Ukraińców, żywo prowadzących rozmowę. Coś pokazywali rękami. Zobaczywszy nas nagle zamilkli. Wielu z nich znaliśmy osobiście, za wyjątkiem dwóch lub trzech, którzy nie byli z tej wsi. Mieli bardzo ponure oblicza. Do cioci zwrócił się Petro Krutyj, nasz sąsiad z naprzeciwka, syn mojego chrzestnego (sic!). – Gdzie idziesz Franko? Nie widzisz, co się tam dzieje? Chcesz koniecznie oglądać trupy? Lepiej tam nie chodź.  Wtedy odezwał się ten z ponurą twarzą: – Nechaj ide. Zawtra i wona bude (Niech idzie. Jutro i ona będzie – trupem). W jego głosie było tyle nienawiści, że się przeląkłem. W kierunku  Szlachty biegli ludzie z Pomiarek. Trzymałem kurczowo ciocię za rękę i chciałem koniecznie iść z nią dalej. Kazała mi wrócić do domu. Jeszcze przez chwilę patrzyłem na dogorywające zabudowania. Czułem dym spalonych zabudowań i silny swąd palonych ciał. Słyszałem głośny płacz kobiet i przeraźliwe wycie psów. Nigdy przed tym, ani później nie słyszałem takiego wycia. Wyraźnie się przeraziłem. Ciocia pobiegła przez most na Szlachtę. Ile miałem sił w nogach, biegłem do domu. Byłem odrętwiały ze strachu. Cały czas myślałem o moich kolegach, a szczególnie o Józku. Mama od razu poznała, że widziałem to, czego nie powinienem. Byłem podobno bardzo blady i nie mogłem sklecić najprostszego zdania. Ja, gaduła nad gadułami! /../ Jak ochłonąłem zacząłem opowiadać, co widziałem. Ze szczegółami opowiedziałem spotkanie z Ukraińcami przy krzyżu, wymieniając, kogo rozpoznałem, a kogo nie. Dzisiaj nie pamiętam nazwisk, za wyjątkiem tych z sąsiedztwa. Był w tej grupie wspomniany Petro Krutyj i syn Biłana. /.../ Ciocia powróciła dość szybko i opowiedziała o potwornościach mordu. Na moje pytanie, czy Józek żyje? Odpowiedziała płacząc – Józek razem z babcią leżą na podwórku z rozciętymi siekierą głowami. A twoi koledzy, Mietek i Adam (?) Buczyńscy udusili się w piwnicy, razem z ich tatą. Ciocia szlochając opowiadała, że widziała młodą Warową, żonę Jana. Tuliła dziecko do piersi. Była poparzona i bardzo płakała. Jej mąż Jan przykrył żonę i dziecko na strychu balią, a sam uzbrojony w siekierę postanowił się bronić. Banderowiec wszedł na strych i wtedy Jan uciął mu nogę. Banderowcy dom podpalili. Jan tylko zdążył krzyknąć do żony, żeby nie wychodziła z ukrycia. Skaczącego na ogród Jana banderowcy zastrzelili. Ona uległa okropnemu poparzeniu barku i pleców, ale uniknęła mordu. Ranną zajmowali się już Polacy z Pomiarek. Ciocia opowiadała, że widziała ludzi zakłutych nożami i widłami, spalonych i potwornie okaleczonych (wymieniała ich nazwiska i imiona). Mówiła, że wymordowano całą rodzinę Buczyńskich. Kobiecie, która od 25 lat nie wstawała z łóżka, rozpruto brzuch. Przerażające widoki zbrodni spowodowały, że przerażona uciekła do domu. I jeszcze tego samego dnia, zabierając córeczkę Zdzisię odjechała do Borszczowa. Dominik pozostał, aby przygotować żywność i sprzęty potrzebne do dalszego życia. Około południa do Łanowców przyjechali Niemcy, którzy robili zdjęcia i spisywali ofiary morderstwa. Wśród Niemców był człowiek o nazwisku Orlik (wiem to od cioci). Był to prawdopodobnie Ślązak w policji niemieckiej. On w tajemnicy doradzał Dominikowi, aby wszyscy żyjący Polacy opuścili Łanowce. /.../ Jeszcze tego samego dnia byłem świadkiem jak Ukraińcy odnosili się do ofiar mordu. Stałem za bramą i obserwowałem ulicę. Nadjechała fura od strony Szlachty. Powoził znany mi człowiek, ale nazwiska już nie pamiętam. Popijał wódkę z butelki. Na wozie leżały popalone ciała zamordowanych. Ciał było dużo i były niedbale przykryte słomą. Wystawały spalone nogi, czaszki. Najwyraźniej widziałem spaloną rękę z zaciśniętą pięścią. Od strony cmentarza szedł inny Ukrainiec, którego nie znałem. Zatrzymał wóz akurat przed naszą bramą i zapytał – Szo wezesz? Woźnica głową wskazał na zawartość fury i mruknął: – Taj wydysz. Sterwo.
– Skyń, sterwo, tam na kupu, koło tij jamy. My zakopajem – powiedział idący. (Co wieziesz? Przecież widzisz ,padlinę. No to rzuć to ścierwo na kupę obok tamtego dołu. My to zakopiemy).
Zachowałem słowa w brzmieniu fonetycznym języka  chachłackiego – nieczystego j. ukraińskiego. Posługiwali się mim ludzie na tamtych terenach. Pobiegłem do domu, aby się podzielić tym, co widziałem i słyszałem.”
(Mieczysław Walków: „Blog”-  kronika Mietka W.; w: www.absolwenci56.szczecin.pl , 16.01.2012 ).
We wsi Tłusteńkie pow. Kopyczyńce: „12/13.02.1944 r. W czasie napadu na folwark został zabity jeden Polak NN i dwóch było rannych.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
 
- 1945 roku:
We wsi Puźniki pow. Buczacz zamordowanych zostało przez banderowców 96 Polaków. 11 lutego 1945 roku do Puźnik przyjechali sowieccy urzędnicy z Koropca, którzy dokonali spisu ludności i nakazali zdać posiadaną broń, twierdząc, że Polakom nic nie grozi, ponieważ „władze zapewniają bezpieczeństwo”. W nocy z 12 na 13 lutego 1945 roku w momencie zmiany wart Puźniki zostały otoczone i zaatakowane z kilku stron przez kureń UPA Petra Chamczuka „Bystrego”. Napastnicy przystąpili do zabijania napotkanych Polaków przy pomocy broni palnej, siekier, bagnetów i noży oraz palenia zabudowań. Uzbrojeni członkowie samoobrony, zaskoczonej skalą ataku, oraz obecni we wsi żołnierze IB podjęli chaotyczną obronę. Zaalarmowana przez nich ludność cywilna chroniła się w bronionych budynkach, gdzie były przygotowane schrony. Najwięcej ofiar zginęło w „rowie Borkowskiego” biegnącym przez wieś, w którym znajdowały się jamy mogące służyć za kryjówki. Upowcy zmasakrowali tam kilkadziesiąt kobiet i dzieci, przeważnie przy pomocy siekier i bagnetów; strzelano tylko do próbujących uciekać. Nad ranem siły UPA wycofały się z Puźnik. Według dokumentów UPA były to sotnie „Siri Wowki” i „Czernomorci”. Według danych sowieckich spalono 172 - 200 domów, w zagrodach spaliły się 63 sztuki bydła. Oddział IB z Koropca przybył do Puźnik dopiero 13 lutego około południa. Zdaniem polskich żołnierzy batalionu i Puźniczan sowieccy dowódcy zwlekali z wyruszeniem wsi na odsiecz, a potem skierowali pościg w niewłaściwą stronę. Ofiary zbrodni, w większości kobiety, dzieci i starcy, zostały pochowane na cmentarzu w dwóch zbiorowych grobach. Zginęli m. in.: Borkowski Józef l. 45, Dancewicz Bronisław l. 65, Dancewicz Adolf l. 55, Działoszyński Michał l. 20, Dzikowski Hilary l. 40, Fugol N. l. 60, Fedorowicz Henryk l. 30, Jasińska Maria l. 5, Jasińska Anna l. 35, Jasińska Stefania l. 46, Jasiński Piotr l. 50, Jasińska Ludwika l. 40, Jasiński Marian l. 18, Jasiński Józef l. 45, Jasińska Joanna l.70, Jasińska N., Jaworska N. l. 61, Jasiński Bronisław l. 3, Hałuszczyńska Józefa l. 60, Haniszewska Emilia l. 70, Haniszewski Jan l.16, Hnatów Adam l. 17, Karpińska Bronisława l. 45, Karpińska Maria, Karpińska Ludwika l. 40, Karpiński Kajetan l. 13, Koliszczak Magda l. 46, Koliszczak Jan l. 9, Komidzierska Rozalia l. 70, Kosiński Józef l. 50, Kret Irena l. 65, Kret Maria l. 35, Krupa N. l. 17, Krzywo Kasper l. 65, Łapiak Maria l. 20, Łapiak Józefa l. 6, Łapiak Janina l. 10, Łapiak Melania l. 80, Łucka Emilia l. 40, Łucka Bronisława l.15, Łucka Maria l. 13, Łucka Józefa l. 9, Malinowska Stanisława l.60, Malinowska Helena l. 45, Nowicka Franciszka l. 65, Rajewska Józefa l. 60, Rola Helena l. 42, jej córka Teresa i syn Jan, Rola Rozalia l. 48, Rola Maria l. 21, Rozowska Apolonia l. 60, Stanisławska Wiktoria l. 50, Suchecka Antonina l. 50, Sułkowski Stanisław l. 25, Szafrański Mikołaj l. 50, Szafrańska Maria l. 22, Szfrańska Władysława l. 18, Szafrański Jan l. 6, Szafrańska Józefa l. 1, Toroczak Józef l. 50, Toroczak Katarzyna l. 45, Wiśniewski Tomasz l. 60, Wiśniewska Rozalia l. 25, Wiśniewski Stanisław l. 2. W Puźnikach zamordowano 110 Polaków, zidentyfikowano jedynie 72 osoby. (Kubów..., jw.). Ksiądz J. Anczarski podaje, że w Późnikach zginąć miało 120 osób. (J. Anczarski, Kronikarskie zapisy z lat cierpień i grozy w Małopolsce Wschodniej 1939–1946, Kraków 1996, s. 474, 478, 479). „Tej tragicznej nocy z 12 na 13 lutego 1945 r. w naszym domu mieszkało 9 osób: ojciec Mikołaj, lat 50, mama Eleonora i nas trzy siostry: Maria, lat 21, Władysława, lat 19 i ja najmłodsza lat 16 oraz ciocia, siostra ojca Anna Jasińska, lat 35 z córką Marią, lat 5 oraz synami: Dominikiem, lat 7 i Broniem, lat 3. Tego dnia we wsi była grupa żołnierzy sowieckich, która zapewniała, że możemy spokojnie spać, jak się później okazało byli to przebrani banderowcy. We wsi jednak czuwano, u nas w domu wszyscy spali w ubraniach. Mężczyźni pełnili wartę. W pewnej chwili do mieszkania wpadł nasz ojciec, który był wtedy na warcie i krzyknął : „mordują”. We wsi paliło się już wiele domów. Nasz dom i gospodarstwo znajdowało się w centrum wsi tuż nad głęboki rowem ściekowym szerokości około 4 metrów i głębokości od 2-3 metrów, nazywam później „rowem śmierci”, ponieważ tu zginęło najwięcej ludzi. Wszyscy wybiegliśmy z domu i ukryliśmy się w tym rowie. W jego brzegach były wykopane liczne wnęki. Do jednej z nich schowaliśmy się razem z mama Eleonorą. Mama zasłoniła nas biała płachtą. Z pod zasłony widziałam jak nadeszli banderowcy. Jeden z nich krzyknął „strelaj” drugi odpowiedział po ukraińsku „koły ne maju pul”. Ten pierwszy wrzasnął to „ rubaj sekerą”. I zaczęło się. Widziałam jak postacie ubrane w białe okrycia, zeszły do rowu. Nastąpił straszliwy krzyk, prośby o darowanie życia. Napastnicy nie znali litości, rąbali siekierami i kłuli bagnetami. Jeden z nich stał na brzegu rowu i gdy ktoś próbował uciekać to strzelał do niego. Wokół paliły się budynki, jedynie dom Józefa Borkowskiego stał nie naruszony, był murowany i kryty dachówką. Po pewnym czasie trudnym mi do określenia w godzinach, strzelanina ucichła, słyszałam tylko różne gwizdy i hasła „Kałyna wertoj”. Po czym nastąpiła cisza, słychać było tylko trzask palących się budynków, jęki rannych i umierających ludzi. Banderowcy odstąpili. Po nich zostały dopalające się budynki, ludzkie trupy i ranni. Nasz ojciec został zastrzelony, siostra Maria miała siekierą rozrąbaną głowę, siostrze Władysławie odrąbano jedną nogę, przebito nożem obie ręce i klatkę piersiową, jeszcze żyła, prosiła wody, nad ranem zmarła z upływu krwi. Pod jej plecami leżał cioci syn Dominik, ocalał i żyje do dziś. Ciocia Anna Jasińska z córeczką Marią, lat 5 i synkiem Bronisławem lat 3 zostali zakłuci bagnetami. Z dziewięciu osób z naszego domu pozostało nas tylko troje, sześć zostało zamordowanych. Pamiętam ten straszliwy widok, palące się budynki, swąd i ryk palącego się bydła, krzyki, płacz, szukanie swoich rodzin i strach przed nowym napadem. Rano widziałem Magdalenę Koliszczak, była ciężko ranna w głowę, konała, ale pytała z nadzieją czy moje dziecko żyje? Niestety! Jej syn Jaś już nie żył”. (Józefa Pacholik; „Na Rubieży” – nr 21/1997).  „18-letni wówczas Wiktor Dancewicz wspomina: „Powróciłem wtedy z warty z posterunku Zagajówka odległego około 200 metrów od skraju wsi. Miałem zamiar odpocząć, usiadłem na łóżku i wtedy weszła moja mama, krzycząc: »dzieci! pali się!«. Wyskoczyłem na podwórze i w tej chwili posypały się wystrzały (…) od strony starych okopów za naszymi ogrodami. Wystrzeliłem kilka razy ze swojego karabinu w tamtym kierunku i razem z rodziną schroniliśmy się w schronie w budynku sąsiada u wdowy Rolowej. (…) W schronie było już pełno kobiet i dzieci oraz kilku starszych mężczyzn zdolnych do obrony (…). Na silny ogień banderowców odpowiedzieliśmy ogniem z naszych kilku karabinów. Nie chcąc zdradzać wejścia do schronu, przeszliśmy z ojcem na drogę wiodącą w kierunku Barysza. Tam natknęliśmy się na banderowców. Po krótkiej wymianie ognia ojciec kazał mi powrócić w rejon schronu, a sam próbował dostać się do lasu Gnilec”. W pobliżu tego miejsca ostrzeliwującemu się Janowi Dancewiczowi skończyła się amunicja. Nie mając możliwości ucieczki, podłożył karabin pod siebie i nakrył się białą płachtą. „Kiedy napastnicy podeszli, jeden powiedział: »on jest zabity«, a drugi dodał : »dołóż mu na wszelki wypadek«. Padł strzał”. Pocisk przeszedł przez policzek i brodę. Banderowcy, będąc pewni, że nie żyje, poszli dalej. Jakimś cudem rana nie była jednak śmiertelna.14-letni Antoni Jarzycki, którego matka i rodzeństwo schowali się w schronie sąsiada Władysława Jarzyckiego, odcięty przez zbliżających się banderowców nie zdołał dołączyć do reszty rodziny: „Pobiegłem dalej do wsi, do schronu Jędrzeja Łaciny. (…) Sam Jędrzej Łacina, lat 55, z sąsiadem Henrykiem Fedorowiczem, uwijali się wokół budynków, strzelając do napastników, powstrzymywali ich w ten sposób od podejścia do zagrody. W czasie walki H. Fedorowicz otrzymał postrzał prosto w usta. Zginął na miejscu. Jędrzej Łacina, po wystrzeleniu całej amunicji, schronił się w domu mieszkalnym. Wtedy banderowcy podpalili jego zabudowania gospodarcze. (…). Podczas ucieczki zauważyliśmy, jak na jednym podwórzu banderowcy kogoś biją, okładając drągiem lub siekierą. (Jak się później okazało, ofiarą był Józef Kosiński »Jutaka«, którego zwłoki odnaleziono w tym właśnie miejscu). W tej sytuacji zawróciliśmy (…). Na dworze od płonących zabudowań było jasno jak w dzień. Kiedy zastukaliśmy do drzwi domu J. Łaciny, ten myślał, że to banderowcy dobijają się. Pozostał mu tylko jeden pocisk w karabinie, który trzymał »dla siebie«. Po chwili jednak, na szczęście, poznał nas i wpuścił do środka. W mieszkaniu było kilkanaście osób, w tym kilku mężczyzn bardzo odważnych, ale bezsilnych, bo pozbawionych amunicji do swoich karabinów. Wszystkich ogarniał strach, gniew i bezradność wobec uzbrojonych morderców”. Dla mieszkańców ostatnim punktem oporu był duży piętrowy gmach plebanii stojący przy kościele w centrum wsi. Maria Kret, która wraz z matką Anną z Jasińskich 12-letnim bratem Stanisławem, oraz osieroconymi – Marianem i Stasiem, synami zamordowanej w Zalesiu Władysławy Jasińskiej, tę noc spędzić mieli w domu Kamińskich. Zmasowany atak banderowców sprawił, że i oni postanowili przedzierać się w kierunku kościoła. W panującym zamieszaniu, wśród strzałów, pogubili się. „Biegłam z małym Marianem Jasińskim przez duży ogród. Nad głową świszczały mi kule, mały Marian zgubił w zaspie but. Dotarliśmy pod budynek plebanii. Chciałam wejść do budynku, jednak drzwi były zabarykadowane. Przerażona stanęłam na ganku, nie wiedząc, co robić. Usłyszałam dźwięk tłuczonego szkła. Byłam pewna, że to banderowcy. Jednak to obrońcy przez rozbite okno na wysokim parterze budynku wciągali szukających schronienia mieszkańców. W ten sposób trafiłam na plebanię. Było tam już bardzo dużo ludzi. Szczęśliwie też moja mama, brat i mały Stasio Jasiński. Chłopcy z Puźnik, wśród nich Franciszek Łapiak i Jan Wiśniewski, ostrzeliwali z okien pierwszego piętra podchodzących banderowców. Jedna z zakonnic, siostra Stefania, w fartuszku roznosiła obrońcom granaty. Ludzie wraz z księdzem Antonim Wawrzyńskim modlili się. Śpiewano pieśni”. Ukryta pod białą płachtą 16-letnia Józefa Szafrańska widziała, jak do głębokiego rowu, w którym schroniło się kilkadziesiąt kobiet z dziećmi, wchodzą uzbrojeni bandyci: „Jeden z nich krzyknął: »strelaj«. Drugi odpowiedział po ukraińsku: »Koły ne maju pul«. Ten pierwszy wrzasnął : »to rubaj«. I zaczęło się. Widziałam, jak postacie ubrane w białe okrycia zeszły do rowu. Nastąpił straszliwy krzyk, prośby o darowanie życia. Napastnicy nie znali litości, rąbali siekierami i kłuli bagnetami. Jeden z nich stał na brzegu rowu i gdy ktoś próbował uciekać, to do niego strzelał”. W tym czasie przerażona Honorata Dancewicz biegła przez wieś z zamiarem dotarcia do plebanii. „Wokół było słychać krzyki i jęki rannych, mordowanych i konających, rżenie koni i ryk bydła, skowyt psów oraz strzelaninę. Zamierzałam ukryć się na plebanii ,ale nie zdążyłam. Na drodze stali już banderowcy. Obok była grota-kaplica, tam też pobiegłam, wcisnęłam się za figurę Matki Boskiej i przerażona cicho szeptałam: »Przenajświętsza Matko, ratuj mnie«”. Oblegana plebania odpierała ataki. Napór napastników zaczął słabnąć. Józefa Szafrańska, której w rowie Borkowskich udało się pozostać niezauważoną przez napastników, z przerażeniem nasłuchiwała odgłosów masakry. „Po pewnym czasie, trudnym do określenia, strzelanina ucichła, słyszałam tylko różne gwizdy i hasła: »kołyna wertuj !«. Po czym nastąpiła cisza. Słychać było tylko trzask palących się budynków, jęki rannych i umierających ludzi. Banderowcy odstąpili”. Nad ranem mieszkańcy ostrożnie zaczęli wychodzić ze swych kryjówek, z nadzieją na odnalezienie swych krewnych. Rozalia Dancewicz, która razem z córką schroniła się w lesie, pobiegła do domu, starając się odnaleźć swoją matkę Józefę Hałuszczyńską. „Widok tego, co zobaczyłam, był okropny. Zewsząd rozlegał się płacz (…). Zwłoki mojej matki znalazłam na drodze do domu, do którego nie zdążyła dojść. Została zastrzelona. Pod mostem widziała straszliwie skatowane ciało Kacpra Krzywonia. Nasz dom był całkowicie spalony, nie ocalała żadna sztuka bydła”. W „rowie Borkowskich”, miejscu największej rzezi, Józefa Szafrańska wraz matką wśród okaleczonych zwłok odnalazły swych bliskich: „Nasz ojciec został zastrzelony, siostra Maria miała siekierą rozrąbaną głowę, siostrze Władysławie odrąbano jedną nogę, przebito nożem obie ręce i klatkę piersiową, jeszcze żyła, prosiła o wodę. Nad ranem jednak zmarła z upływu krwi. Pod jej plecami leżał syn cioci Dominik, ocalał i żyje do dziś. Ciocia Anna Jasińska z pięcioletnią córeczką Marią i trzyletnim synkiem Bronisławem zostali zakłuci bagnetami. Z dziewięciu osób z naszego domu pozostało nas tylko troje. (…) Widziałam Magdalenę Koliszczak ciężko ranną w głowę, konała, ale pytała z nadzieją, czy jej dziecko żyje? Niestety, jej syn Jaś nie żył”. W godzinach południowych do wsi wkroczył dowodzony przez sowieckiego oficera oddział Istriebitielnego Batalionu w przewadze złożony z Polaków. Wśród nich był Michał Sobków z Koropca: „We wsi makabryczne widoki. (…) Na każdym kroku spotykamy ludzi z krwawiącymi ranami głowy zadanymi siekierami. Prosi nas o pomoc kilkuletni chłopiec Rudolf Łucki z wgniecioną czaszką. Wyrwę w głowie ma zaklejoną chlebem. Jego matka i dwie siostry zostały zabite. Idąc dalej, natykamy się na zwłoki mężczyzny. Miejscowi ludzie rozpoznają w nim Józefa Jasińskiego. Zadano mu ciosy sztyletami – jeden przy drugim. Trafiamy na zwłoki małego dziecka. Ludzie twierdzą, że to półtoraroczny Stasio Wiśniewski. Na widok noża wepchniętego w jego usta robi mi się słabo”. Sowiecki komendant mimo wskazań puźniczan skierował pościg w zupełnie innym kierunku. Coraz bardziej stawało się jasne, że wcześniejsza wizyta sowieckich urzędników była jedynie kamuflażem, próbą uśpienia czujności Polaków i zorientowania się w polskich siłach. Żołnierze z Istriebitielnego Batalionu wspominali, jak ich dowódcy cynicznie czekali z wyruszeniem z odsieczą zaatakowanym polskim osiedlom. „Ciała pomordowanych zbierał w różnych miejscach Aleksander Ługowski. Kładł na sanie i zwoził na cmentarz. Widziałam, jak wiózł zwłoki 65-letniej Franciszki Nowickiej. Obok niej leżało ciało 70-letniego Bronisława Dancewicza. To był starszy, wysoki, przystojny pan. Teraz jego ciało odarte z butów leżało na saniach. Jedna ze stóp wystawała spoza sań i ciągnęła się po śniegu. Większość pomordowanych to byli ludzie starsi, kobiety i dzieci. Pochowano ich szybko w naprędce zbitych skrzyniach lub owiniętych w prześcieradła w dwóch dołach pozostałych po tym, jak we wsi stacjonowali Niemcy, którzy chyba przeznaczyli je dla swoich poległych, kiedy w okolicy na jakiś czas zatrzymał się front. Baliśmy się, że banderowcy dokonają kolejnego napadu”. (relacja Marii Kret) Tej nocy upowcy zamordowali ponad 100 osób. Według danych sowieckich napastnicy pod dowództwem Petro Chamczuka „Bystrego” spalili we wsi 172 domy mieszkalne i w bestialski sposób zamordowali 82 osoby cywilne. Liczba ta nie obejmuje osób, których ciał nie odnaleziono”. (Maciej Dancewicz: Zagłada Puźnik; w: http://archiwum.rp.pl/artykul/792151-Zaglada-Puznik.html; 10-07-2008 ). Jednym ze świadków tych przerażających wydarzeń, które zgotowali naszym przodkom ukraińscy ludobójcy była pani Stefania Pasieka z domu Haniszewskich (ur. 30.09.1930). W rzezi wołyńskiej zamordowano jej brata oraz matkę, a trzy dni po utracie najbliższych na zawał zmarł jej ukochany ojciec. W jednym momencie, będąc w żałobie, a przed oczami mając rozszarpane ludzkie ciała, spalone zwłoki i zrujnowaną wioskę, mając niecałe 15 lat przejęła obowiązki matki i pani domu. - Jankowi (16-letniemu bratu - przyp. JM) powybijali zęby, połamali ręce i żywcem wrzucili w ogień. Mamę z ciocią zamordowano w rowie Borkowskiego. A mój brat Julek, który miał wtedy rok i trzy miesiące był razem z nimi. Zamordowane mama z ciocią upadły na niego. Julek przeżył, leżał pod ciałami, ssał mleko z piersi mamy razem z krwią. Gdy mnie zobaczył przytulił się do mnie i powiedział „mama”. Od tego dnia, będąc nastolatką, stałam się matką dla swojego brata - w rozmowie ze mną wspomina pani Stefania i ze łzami opowiada jak przez całe życie, zwłaszcza w Święta Bożego Narodzenia tęskniła za najbliższymi, oraz jak za komuny wytykano ją palcami, insynuując, że w bardzo młodym wieku została mamą. Pani Stefania wspomina, że od 1940 roku Polacy żyli w przeraźliwym strachu. Każdego popołudnia, około godziny 17, z obawy przez ukraińskimi mordercami chowali się w kryjówkach. – Co w nich wstąpiło? Jeszcze niedawno żyliśmy ze sobą po sąsiedzku, w przyjaźni. Wspólnie śpiewaliśmy, modliliśmy… I nagle jakby Diabeł w nich wstąpił! - opowiada pani Stefania. Podpalili wkoło całą wioskę. Dziś w jej miejscu rośnie las. - Nie wierzę w to - może jestem na mylnej drodze - ale nie wierzę w to, że oni są przyjaźnie nastawieni do Polaków. Tylko, że potrzebują teraz pomocy, pracy i świecą dobrymi oczami. Nigdy w życiu nie przyznają się do winy i nie uderzą się w pierś, bo to jest naród - jak kiedyś mówili czerwonoarmijcy - który nie przyzna się do winy i nie wystawi do nas ręki. Nie wierzę im, że oni kiedykolwiek będą przyjaźni do Polski i polskich ludzi -  mówi świadek ludobójstwa na Wołyniu i apelu, by państwo polskie opamiętało się w kwestii sprowadzania do kraju Ukraińców, bo w pewnym momencie będzie już za późno. - Dlaczego to robili, co Polacy byli winni, co moi krewni byli winni? - retorycznie pyta pani Pasieka i podkreśla: Ja nie mam nienawiści, ponieważ jestem głęboko wierząca i wierzę, że każdy człowiek będzie odpokutowywał sam za siebie.” (https://wprawo.pl/wideo-moj-braciszek-ssal-piers-zamordowanej-mamy-wzruszajace-wspomnienia-i-apel-swiadka-rzezi-wolynskiej-stefania-pasieka/ )
Edmund Działoszyński, PUŹNICKA BALLADA (fragmenty): 

Hen daleko tam na wschodzie
biała brzoza się schyliła
Wiatr żałośnie tam zawodzi,.
gdzie zbiorowa jest mogiła.

Nikt tam świeczki nie zaświeci,
ani kwiatów nie przyniesie
Tylko wiatr czasem przyleci
i zaszumi w głuchym lesie.

Czemuś Dniestrze taki srogi ?
Czemu nurt twój taki dziki ?
Czemu znikłą wśród pożogi
ma rodzinna wieś Puźniki ?

Rzeź tam była w czterdziestym piątym roku,
nocą, trzynastego w lutym
Trudno zapomnieć tego widoku
i tych ran po drągu okutym.

Wiatr tumany iskier wzniecał,
rozdmuchiwał wciąż płomienie.
Księżyc wyszedł i oświecał
otoczona wieś banderowskim pierścieniem.

Chaty w ogniu jak pochodnie,
były świadkiem okrucieństwa.
Oświetlały ciemne zbrodnie
straszne orgie i szaleństwa.

Biegł Jasiński sadem, polem
po puszystym śniegu ku Sianożętom,
aż zobaczył, że półkolem
dalszą drogę mu zamknięto.

Zaraz mu obcięli uszy,
żywcem oczy wydłubali.
Widząc, że się już nie ruszy,
życie mu „ podarowali”.

Biegnie, biegnie kobiecina,
ale widzi, że nie zdąży.
lęk już nogi jej podcina
a panika serce drąży.

Była blisko już przy plebani
gdy z trwogi ścierpła jej skóra.
Drogę banderowcy już odcięli,
więc pobiegła gdzie figura...

Matki Boskiej w grocie stała,
więc rękami ja objęła,
i tak się uratowała
cudem Bożym - Honorata.

I mnie też tam, wtedy siedmiolatka,
kiedy cała wieś już płonęła,
na plebanię wtenczas, matka
na ramionach z sobą wzięła.

Jak ocalić garstkę życia,
gdy ogień szaleje dookoła ?
Dom wygania precz z ukrycia,
dziecko z trwogą matkę woła.

Matki krzyk ! ubolewanie !
banderowiec, w mgnieniu oka sprawnie zdławił,
długi bagnet wbił do krtani,
poprzez usta i tak pozostawił.

Rankiem dziecko zakwiliło
a martwych ramion matki trupa.
Siedemdziesiąt ciał, to żniwo
jednej nocy, bandy UPA.

Dziś to są pourazowe -
makabryczne przypomnienia,
o których już nie ma mowy
wśród młodego pokolenia.

Nie za długo tylko w baśni
mglisty obraz pozostanie,
lecz nikt bliżej, tej historii nie wyjaśni
gdy wygasną puźniczanie.

Kto opisze los sierocy,
jak  jechały dzieci, starcy
stłoczeni, przez wiele dni i nocy
po kilka rodzin na kolejowej węglarce.
 
     11 i 13 lutego 
 
- 1944 roku:
W mieście Włodzimierz Wołyński upowcy na przedmieściach zamordowali kilkunastu Polaków.
 
     13 lutego
 
- 1943 roku:  s
We wsi Capowce pow. Zaleszczyki: „13.02.1943 r. została zam. Janiewicz i.n. – nauczycielka.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Hucisko Brodzkie pow. Brody Ukraińcy zamordowali nie mniej niż 2 Polaków. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi). Dokładnie za rok miała miejsce rzeź co najmniej 55 Polaków.
W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński bojówka ukraińska zamordowała Andrzeja Dziubę.   
 
- 1944 roku (niedziela):  
We wsiach i koloniach: Andresówka, Antonówka, Borek, Helenówka Werbska, Stefanówka oraz przedmieściu Włodzimierza Wołyńskiego Białozowszczyźnie pojawiły się oddziały niemieckie, więc samoobrona polska pochowała broń. Tuż po ich wyjeździe nastąpił atak kilkuset upowców ze wsi Marcelówka, Mohylno, Gnojno i Werba; akcja niemiecko-ukraińska była więc dobrze zsynchronizowana. Polacy mordowani byli w straszliwy sposób, kolonie zostały spalone. W kol. Andresówka zamordowali 64 Polaków, 1 zginął w walce. W kol. Antonowka i Borek zamordowali ponad 30 Polaków. Na Białozowszczyźnie zamordowali 3 Polaków: 2 kobiety i starca. W kol. Helenówka Werbska zamordowali ponad 40 Polaków.  Inni: Polka, której ojciec o nazwisku Miazga zginął wówczas,  w wypowiedzi do dziennika „Rzeczpospolita” podała nazwę wsi jako „Chylinówka’, gdzie upowcy „zabili 62 osoby, w tym 8 dzieci” („Rzeczpospolita” z 2 lipca 2003 r.).  W kol. Stefanówka znanych jest 11 ofiar, ale wielu zamordowanych było uciekinierami z okolicznych wsi o nieznanych nazwiskach. 
We wsi Bieniawa pow. Podhajce banderowcy zamordowali 25 Polaków (m.in. zginął ks. Władysław Żygiel). Inni:  „W poniedziałek 14 lutego 1944 r. najechało kilkunastu terrorystów ukraińskich na wieś Bieniawę w powiecie podhajeckim. Byli oni ubrani w niemieckie mundury i uzbrojeni w broń palną. Mówili złym językiem polskim. Około godziny 22 kilku z nich otoczyło dom Szpulaka Wacława, lat około 40, u którego mieszkał od miesiąca miejscowy proboszcz ks. Żygiel Władysław, lat 38 ze Złoczowa. Ponieważ napastnicy mówili po polsku Szpulakowa Anna otworzyła im drzwi, tym bardziej, że tłumaczyli się oni, że absolutnie nie zrobią nikomu nic złego, mają tylko ważny interes do księdza. W sieniach dali wystrzał na postrach, wobec czego ksiądz Żygiel otworzył im drzwi. Ukraińcy wpadli wtedy do pokoju i zastrzelili gospodynię księdza Marię, niewiadomego nazwiska, po czym usiłowali i porwać księdza i uprowadzić go w pola. Ksiądz Żygiel począł się prosić, żeby darowali mu życie, oddawał im pieniądze, odzież, obuwie i całe urządzenie domowe, napastnicy jednak na jego prośby i łzy odpowiedzieli, że “my nie chcemy nic, tylko twojej duszy”, po czym zaczęli go wyciągać przemocą z pokoju. Ponieważ jednak ksiądz Żygiel oparł się nogami o drzwi pokoju, napastnicy zastrzelili go i odeszli zostawiając w spokoju rodzinę Szpulaka. Po tryumfalnym objeździe całej wsi, odjechali w kierunku Bohatkowiec.” (1944, 25 luty – Pismo PolKO w Brzeżanach do Delegata RGO we Lwowie dotyczące tragicznego położenia wiejskiej ludności polskiej w powiatach Rohatyn, Podhajce i Brzeżany na skutek ataków band ukraińskich. Protokół spisany z Woźniakówną Kunegundą, lat 17, córką Stanisława Woźniaka, rolnika w Bieniawie, gm. wiejska Siemiakowice, pow. Podhajce w dniu 25 lutego 1944 r. W: B. Ossol. 16721/2, s. 109-112).
We wsi  Ciemierzyńce pow. Przemyślany: „13.02.1944 r. zostali zamordowani: Sienkiewicz i.n.; Winiarski Józef.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Dobromilcze pow. Tomaszów Lubelski Ukraińcy zamordowali 2 Polaków. 
We wsi Germakówka pow. Borszczów podczas napadu na uczestników wesela banderowcy napadli na uczestników wesela u rodziny Szczerbów. Wrzucili do domu granaty oraz strzelali i dobijali weselników. Zamordowali 27 Polaków, 1 Ukraińca i 1 żołnierza niemieckiego, Ślązaka (Komański..., s. 36 i 534).  Śledztwo IPN Wrocław: S 15/00/Zi − w sprawie zbrodni ludobójstwa dokonanych przez nacjonalistów ukraińskich w latach 1939–1945 w pow. Borszczów, woj. tarnopolskie, na miejscowej ludności narodowości polskiej, m. in. w Germakówce, gdzie w wyniku dokonanego w dniu 13 lutego 1944 r. napadu na dom (odbywało się tam wesele) zginęły 32 osoby, w tym 30 mieszkańców tej wsi narodowości polskiej, jedna osoba narodowości ukraińskiej i żołnierz niemiecki, który jako gość weselny w trakcie napadu bronił pozostałych osób przed napastnikami. Ofiarami tej zbrodni byli mężczyźni, kobiety i dzieci, zaś sprawcami mordu ich sąsiedzi narodowości ukraińskiej.
W kol. Helenówka Werbska pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali ponad 40 Polaków. Inni: Polka, której ojciec o nazwisku Miazga zginął wówczas, w wypowiedzi do dziennika „Rzeczpospolita” podała nazwę wsi jako „Chylinówka’, gdzie upowcy „zabili 62 osoby, w tym 8 dzieci” („Rzeczpospolita” z 2 lipca 2003 r.).
We wsi Hucisko Brodzkie pow. Brody: „13.II. Hucisko Brodzkie. W niedzielę, w czasie Mszy świętej, napadła banda w ilości 600 ludzi. Polacy bronili się przez 2 godziny, w pomoc przyszli żołnierze niemieccy z Wołoch z 3 tankami. Banda składała się z Ukraińców wołyńskich (między innymi komendant, który poległ) oraz z miejscowych chłopów ze wsi: Baratyn, Hołybica, Pieniaki. Banda straciła +/- 100 ludzi (wśród poległych był diak i bracia Martyniuki i Litowiak). Polacy po napadzie uciekli do Brodów, w domu pozostali tylko starcy.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253). Banderowcy zamordowali 55 Polaków. (Kulińska L., Roliński A.: Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej 1943-1944,  Kraków 2003, na s. 359 podają, że łącznie ofiar polskich było 150; Władysław Kubów wymienia 57 ofiar, począwszy od 9-miesięcznego Jana Olszańskiego po 90-letnią Janinę Hanicką). 20 lutego był drugi napad.
We wsi Kołodziejów pow. Stanisławów uprowadzili 4-osobową rodzinę polską, która zaginęła. „13.II.1944 Kołodziejów pow. Stanisławów: Rodzina Gadajów (4 osoby) uprowadzeni.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). 
W mieście Lwów: „Dnia 13.II.1944 r. przed południem znaleziono na Pohulance ul. 22 stycznia zwłoki 15-letniej dziewczynki z raną postrzałową w głowę. Nazwiska zamordowanej nie ustalono.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). Oraz policjant ukraiński zastrzelił mężczyznę NN. (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Meducha pow. Stanisławów banderowcy podczas napadu zamordowali nie ustaloną liczbę Polaków. 
W kolonii Modryń pow. Hrubieszów: „13.02.1944 r. bojówka ukraińskich nacjonalistów z Sahrynia w mundurach SS Galizien oraz cywili napadła na młyn i zam.: Ligartowskiego Franciszka l. 60, Serafina Józefa l. około. 45.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Obrotów gm. Korczyn pow Sokal: „13.02.44 r. zamordowani zostali: 1-3. Sobiecki l. 56 i jego żona l. 52; Koprowski Kazimierz l. 32, ich zięć.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Ochnówka pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 18-letniego Franciszka Tatysa. 
We wsi Podbatyjów pow. Radziechów zamordowali kilkunastu Polaków, znane są 3 ofiary: dwie wrzucone do studni, w tym 65-letnia kobieta, oraz 16-letni chłopiec.
We wsi Ruda Brodzka pow. Brody: „Kiedy zaczynał się rozwijać ukraiński nacjonalizm, Jan Michalewski miał kilka lat. Tego nie zapamiętał dokładnie, ale doskonale zachował w pamięci jego krwawe symptomy: „Do naszej wioski przyszły sygnały, że w Jesionowie – była to wioska gminna – zamordowano dwóch synów kierownika szkoły. Wracali ze stancji. Rodzice się ich nie doczekali. Rano znaleziono ich pobitych i nieżywych. To już u nas w Hucisku było wiadomo, że się zaczyna ukraiński nacjonalizm. Następną sprawą było zamordowanie księdza Walczaka, który został pobity przez nacjonalistów ukraińskich, wrzucony do studni i tam żywcem zasypany kamieniami]. Pochowano go na cmentarzu w Hucie Pieniackiej. Za trumną szło około trzy tysiące ludzi, jak mówią, ja tego dokładnie nie pamiętam, korowód był bardzo długi. […] Mama opowiadała, że mało kto się oparł, żeby nie płakać, kiedy zdejmowano tę trumnę i wsadzano ją do grobu. Był to uczynny i przyjazny dla wszystkich narodowości ksiądz”. Jan Michalewski (ur. w 1938 roku) 13 lutego 1944 roku miał sześć lat. Napad ukraiński zniszczył całkowicie jego wioskę Hucisko Brodzkie. „Około południa, była to niedziela, zaczęła się ogromna strzelanina i zaczął się zamęt w naszym domu. Najpierw wsadzili mnie z tym kuzynem Jankiem do kufra, takiego zamykanego. A sami zaczęli podpierać takim dyszlem drzwi, że jak będą wyłamywać czy strzelać, to żeby nie wyważyli tych drzwi. […] Myśmy zaczęli krzyczeć w tym kufrze. Otwarli ten kufer i wtedy ktoś powiedział: »Bierzcie dzieci i uciekajcie«. I stryjenka wzięła mnie i swojego synka Janka pod pachę, pomogła nam wyjść z domu i zaczęliśmy uciekać w stronę Wołoch, to była sąsiednia wioska, mieszana, polsko-ukraińska. Już czuć było zapach [spalenizny], już było słychać strzały, był okropny zamęt dookoła nas. I nas prowadzono takim wąwozem, zrobiła się nas grupa ludzi – około trzydziestu, czterdziestu osób – i tym wąwozem dotarliśmy do sąsiedniej wioski. I tam, pamiętam, rozścielono słomę. I pamiętam, jak wieczorem przywieźli ojca nieprzytomnego, zakrwawiony był po lewej stronie, i położyli ojca w rogu tego mieszkania na słomie. I ojciec tylko co około pół godziny jęczał: »Dobijcie mnie«. Mama płakała i zwilżała mu wargi. A myśmy z tym bratem stryjecznym Jankiem klęczeli i odmawiali pacierze. […] Chciałem zobaczyć brata Tadeusza, to było na drugi dzień po napadzie. Musiałem mocno płakać, że dziadek mówi: »To chodź, to ci pokażę«. I ten obraz mam w oczach bardzo wyraźny. Brat leżał na takim, na Kresach mówiło się: werecie, a to był koc w kratę. Dziadek odchylił koc i widziałem miejsce, gdzie pocisk wszedł w główkę powyżej policzka i tutaj [pokazuje skroń] był ślad, jakby ktoś nożykiem zaciął – tu gdzie pocisk wszedł. A drugiej strony nie chciał mi pokazać, odwinąć całkowicie tej drugiej strony. Tam ponoć główka była cała strzaskana. Po tych oględzinach zawinął ciało i włożył do takiej skrzynki. Pamiętam, zarzucił karabin, wziął tę skrzynkę pod pachę i poszedł na cmentarz pochować”. („Bery kosu, bery niż i na Lacha…”– relacje ocalałych z rzezi wołyńskiej; w: http://www.zbrodniawolynska.pl/swiadkowie-mowia/beru ). Drugi napad na wieś był 20 lutego 1944 r.
W kol. Stefanówka pow Włodzimierz Wołyński znanych jest 11 ofiar, ale wielu zamordowanych było uciekinierami z okolicznych wsi o nieznanych nazwiskach. 
We wsi Terebiniec pow. Tomaszów Lubelski Ukraińcy zamordowali 2 Polaków. 
We wsi Tłusteńkie pow. Kopyczyńce upowcy podczas napadu na majątek zamordowali co najmniej 3 Polaków, w tym zarządcę i jego 17-letniego syna. 
W mieście Włodzimierz Wołyński upowcy na przedmieściach zamordowali kilkunastu Polaków.
 
- 1945 roku:  
We wsi Capowce pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali polską nauczycielkę Janiewicz.
We wsi Krowica Sama pow. Lubaczów zamordowali Stefanię Żelichę. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Zalesie pow. Buczacz banderowcy zamordowali  7 Polaków.
We wsi Załoźce pow. Zborów zamordowali 3 Polaków, w tym kobietę.
We wsi Zniesienie pow. Trembowla uprowadzili i zamordowali w lesie Juliana Bojrakowskiego. 
 
- 1946 roku:  
We wsi Borowa Góra pow. Lubaczów 13 lutego 1946 r. zamordowali Jana Buczkę ur. 1931 r.  (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Młodów pow. Lubaczów upowcy zamordowali 4 Polaków. Oraz: zamordowali Jana Antonika ur. 1901 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Siedliska pow. Brzozów miejscowi Ukraińcy oraz z SKW z Jawornika Ruskiego obrabowali gospodarstwa polskie oraz zamordowali Jana Buczka. Oraz: 13 II 1946 r. banderowcy zamordowali w Siedliskach Józefa Dziwika. (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula..., jw.)  
 
     14 lutego
 
- 1943 roku:
We wsi Steble pow. Kowel został zamordowany przez Ukraińców Józef Wójcik.
We wsi Tyszyca pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali kowala Stefana Kopijkowskiego z żoną Genowefą. 
 
- 1944 roku: 
We wsi  Białogłowy pow. Złoczów:  „W dniu 14. 02. 1944 r. pojechał do Białogłów Bieniaszewski - mieszkaniec Załoziec. Miał u siebie lokatorów - rodzinę, która uciekła ze wsi Białogłowy przed banderowską siekierą. Zabrał lokatora, dwie jego córki i pojechali po żywność, którą rodzina zakopała na swoim gospodarstwie. Ostrzegali ich, że wyjazd jest niebezpieczny, ale perspektywa, że przywiozą dużo atrakcyjnej żywności pokonała strach. Rzeczywiście, mieli zakopany miód, mąkę, kaszę, zboże i dużo ziemniaków. Minął wieczór, minęła noc, a p. Bieniaszewski ze swoimi lokatorami, nie powrócił. Zebrałem liczną grupę harcerzy uzbrojoną w bron maszynową i z rana wyjechaliśmy sprawdzić; co się stało? Przyjechaliśmy do wioski, pytamy czy ktoś nie widział furmanki z dwoma mężczyznami i dwiema dziewczynami, zaprzężoną w parę koni.? Oczywiście, „nikt nic nie widział.” Ktoś wpadł na pomysł, żeby porozmawiać z dziećmi. Informacje dzieci były rewelacyjne - nawet wskazały podwórko, na którym ta furmanka stoi. Otoczyliśmy to gospodarstwo, pytamy gospodarza czy nie widział poszukiwanych? Nie - odpowiedział, ale wykazał przy tym duże zdenerwowanie. Kazałem chłopakom przeszukać zabudowania gospodarcze. Pod stodołą stał wóz Bieniaszewskiego, a w stajni konie. Ukrainiec usiłował zbiec, ale po chwili Franek Skorohobaty przyprowadził go pod lufą automatu. W stodole, przykryte słomą, znaleźliśmy ciała bestialsko pomordowanych. Mężczyźni byli uduszeni drutem kolczastym - na szyi mieli wieniec z drutu. Dziewczętom poobrzynano piersi i rozpruto brzuchy. Te musiały konać w męczarniach. Bestię ukraińską związaliśmy i wrzuciliśmy na wóz, jak kłodę drewna. Baliśmy się, żeby nam nie uciekł. Ciała załadowaliśmy na furmankę Bieniaszewskiego i wróciliśmy już w późny wieczór do Załoziec. Rodziny wpadły w rozpacz - lamentom nie było końca. Bestię ukraińską przekazaliśmy NKWD. Zanim zawisł na stryczku to zeznał, że był szefem grupy SKW w tej wiosce. To on organizował pogromy Polaków. To on dał rozkaz zamordowania Bieniaszewskiego i jego współtowarzyszy. Banderowcy postąpili podstępnie. Zatrzymali furmankę Bieniaszewskiego występując w mundurach rosyjskich. Na głowach mieli czapki z pięcioramienna gwiazdą. Pan Bieniaszewski będąc przekonany, że to są Rosjanie, dokładnie wyjaśnił kim są i w jakim celu przyjechali, tym samym wydał na siebie i swoich lokatorów wyrok śmierci.” (Piotr Baj, ps. „Czarny”, mieszkaniec Załoziec, ur. 1928; w:http://www.olejow.pl/readarticle.php?article_id=250 )
We wsi Iwaczów Górny pow. Tarnopol  „14.02.1944 r. został zamordowany koło wsi Jankowce Kazieczko Henryk (urzędnik - Markthelfer), wracający z przyjęcia u Ukraińca Biłeckiego”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We Lwowie: „14.02.44 r. zostały zastrzelone 2 starsze osoby NN przy ul. Krupierskiej.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Maleniska pow. Brody: „14.02.1944 r. został zam. Deyczuw Stanisław.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...,jw., tom 7).
We wsi Świrz pow. Przemyślany zatrzymany został przez banderowców przebranych w mundury niemieckie ks. proboszcz Stanisław Kwiatkowski, gdy wracał z pogrzebu zamordowanego 11 lutego w Wołkowie ks. Kaczorowskiego. Oprawcy  rozebrali go do bielizny i pędzili kilka kilometrów do wsi Ładańce, gdzie po torturach zamordowali go. Razem z księdzem zamordowali młodego partyzanta AK, który miał stanowić ochronę księdza; zamordowali także woźnicę Ukraińca, który był świadkiem uprowadzenia. „14 lutego 1944 roku trzy dni po zamordowaniu ks. Kaczorowskiego odbywa się jego pogrzeb. Proboszcz Kwiatkowski szuka woźnicy, który mógłby z nim pojechać na pogrzeb do sąsiedniej miejscowości. Część mieszkańców jest zastraszona i obawia się powtórnego ataku Banderowców. Przed pogrzebem pojawiają się listowne pogróżki o tym, że UPA planuje atak na księży będących na pogrzebie. Proboszczowi nie odmówiono, znalazł woźnicę. Wraz z księdzem jedzie Paweł Komar (Ukrainiec, partyzant AK pseudonim „Anna”), który zabiera broń dla obrony współtowarzyszy, woźnica Kazimierz Lipski, kucharka Olga Czarnożyńska i młody Józef Lipski. Oprócz furmanki z księdzem jedzie jeszcze kilka innych w tym Michał Wyspiański (mój pradziadek). Wszyscy docierają na pogrzeb (jest to pora zimowa), więc około godziny 16 wszyscy zbierają się do powrotu. Kilka furmanek wyruszyło wcześniej, (w tym Michał Wyspiański). Furmanka z ks. Kwiatkowskim jedzie w kierunku Chlebowic Świrskich, w połowie drogi woźnica zauważa, że na drodze stoi kilka innych furmanek, nie zmienia trasy i dojeżdża do nich. Okazuje się, że furmanki zatrzymują Ukraińcy w niemieckich mundurach i jest to zasadzka. Paweł Komar chce sięgnąć po broń jednak ks. Kwiatkowski powstrzymuje go i dostosowuje się do komend Banderowców. W tym samym czasie dojeżdża furmanka Ukraińca Kryla Kisiła, który rozpoznaje Banderowców i staje w obronie księdza. Banderowcy jednak nie ustępują i zabierają księdza, Pawła Komara oraz Kiryla Kisiła do lasu. Reszcie każą odjechać. Michał Wyspiański również rozpoznaje Banderowców, część z nich pochodzi z rodzinnych Chlebowic Świrskich. Sytuacja robi się bardzo napięta. Banderowcy wypuszczają część furmanek, a części udaje się uciec. Po chwili słychać strzały Paweł Komar i Kiryl Kisił zostają zastrzeleni, natomiast ks. Kwiatkowski zostaje porwany, a później torturowany. Z relacji naocznych świadków wynika, że ks. Kwiatkowski bardzo długo był torturowany, bity do nieprzytomności (w szczególności stopy, które były zmiażdżone). Na plecach nożem Banderowcy wycinają krzyż, posypują solą i na koniec obdzierają księdza ze skóry i przecinają piłą. Ksiądz kona w męczarniach. Następnego dnia panuje wielkie poruszenie AK szuka zwłok po lesie i odnajduje je przywiązane do drzewa. Po tym zdarzeniu padł blady strach na miejscowość Chlebowice Świrskie - i o to Banderowcom chodziło. W tym samym dniu zginęło też paru innych księży. Niecały miesiąc później Banderowcy rozprawiają się również ze świadkami. Docierają do Michała Wyspiańskiego, wyprowadzają przed dom i obcinają głowę piłą ręczną. Wszystkiemu ma przyglądać się rodzina w tym córka Michała Wyspiańskiego, a dziś moja babcia. Część z zamieszkałych Ukraińców jest zadowolona ze swoich poczynań i wyśmiewa Polaków mówiąc: „Ze wszystkimi Polakami tak będzie. Pokroją was wszystkich jak księdza. Wasz ksiądz był gruby, więc kroili mu pasy na plecach, przysypywali solą i na powrót przyklejali, żeby cierpiał”. Cytat matki dwóch młodych Banderowców po zabójstwie ks. Kwiatkowskiego. Praktycznie w tym samym czasie ze Lwowa nadszedł zorganizowany odwet wojsk AK. 50-cio osobowa grupa AK przeprowadziła akcję odwetową na Banderowcach w miejscowości Chlebowice Świrskie, zginęło w niej ok. 130 osób w tym 6 Polaków (przez pomyłkę).” (http://www.nawolyniu.pl/artykuly/ksiadz.htm ). Z relacji naocznych świadków wynika, że ks. Kwiatkowski bardzo długo był torturowany, bity do nieprzytomności (w szczególności stopy, które były zmiażdżone). Na plecach nożem banderowcy wycinają krzyż, posypując rany solą. Na koniec obdzierają księdza ze skóry i przecinają ciało piłą do drewna. Ksiądz kona w męczarniach.” („Ludobójstwo, czy „zbrodnia o znamionach ludobójstwa”? ; w: http://krzysztof-szymon-szymanski.blog. onet.pl/tag/ks-kaczorowski).
We wsi Toporów pow. Radziechów bojówkarze SB-OUN podczas napadu na plebanię pobili i zamordowali ks. wikarego Jana Kuszyńskiego oraz organistę i 8 Polaków we wsi; łącznie 10 Polaków. Napad zorganizował greckokatolicki ksiądz Jan Kozak z synem Wańką.
 
- 1945 roku:
We wsi Boryczówka pow. Trembowla: „14.02.1945 r. był wielki napad, przybyli Sowieci z pomocą, zginęło 27 osób, prawdopodobnie wszyscy narodowości polskiej.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Byczkowce pow. Czortków około 600 osobowa grupa banderowców wymordowała ponad  100 Polaków i spaliła większość ich zabudowań. Według sprawozdania Komitetu Ziem Wschodnich w napadzie brały udział ukraińskie dziewczęta, „które sierpami męczyły mordowanych, wybierając im oczy, obcinając uszy i nosy”. Komański...,  na s. 185 – 186 podaje z imienia i nazwiska 111 polskich ofiar z lat 1942 – 1946 oraz 1 ofiarę z 1941 roku.
We wsi Kłodno Wielkie pow. Żółkiew Ukraińcy zamordowali 21-letniego Józefa Łukawskiego.
We wsi Ostapie pow. Skałat banderowcy przebrani w mundury NKWD zatrzymali 26 Polaków, mężczyzn, wszystkich powiązali a następnie żywcem wrzucili do głębokiej studni, nikt nie ocalał. 
 
- 1946 roku:   
We wsi Dzików Nowy pow. Lubaczów upowcy zamordowali Franciszka Strychacza.
We wsi Łuczyce pow. Przemyśl został zamordowany przez UPA szer. Bolesław Mikołajczyk ur. 1924 r. z oddziału WOP w Przemyślu.
 
- 1947 roku:  
We wsi Żernica Wyżna pow. Lesko upowcy uprowadzili 3 Polaków, którzy zaginęli bez wieści.  „Baczyński Michał, mój dziadek, był sołtysem we wsi Żernica Wyżna, gmina Hoczew w powiecie Leskim. Został uprowadzony 14.02.1947 r. i ślad po mim zaginął. Moja mama miała wówczas 11 lat i tak zapamiętała okoliczności śmierci swojego ojca: Banderowcy przyszli nocą, zabrali ojca, chcieli tez zabrać dorosłego brata, ale uciekł przez okno. Tej samej nocy wzięli także sąsiadów Piotra i Michała Olszanickich. Wśród kobiet pomordowanych z wsi Żernica Wyżna jedna o imieniu Kaśka była w ciąży.  Rano dzieci poszły szukać choćby śladu, dokąd poszli, jednak bali się iść daleko - nie znaleźli ani śladu. Za parę dni na drzwiach wejściowych przyczepiono kartkę z ręcznie nakreślonymi postaciami, które miały rożne obrażenia. Mama pamięta obcięty język i wydłubane oczy, ale było tego więcej. Nie wolno było zdjąć tej kartki pod groźba śmierci. Za kilka dni banderowcy przyszli i zabrali wszystkie zwierzęta z gospodarstwa., po kolejnych paru dniach spalili dom. Rodzina schroniła się u sąsiadów. Za niedługi czas wojsko polskie ogłosiło ze maja dwie godziny na opuszczenie domów. Do stacji kolejowej szli pieszo około 30 km. W wagonach bydlęcych ze zwierzętami jechali 3 tygodnie. Zapanowały wszy i różne choroby. Nigdy więcej tam nie wrócili, o losie ojca nie wiedzą nic do dziś. Może ktoś zna miejsce pochówku mojego dziadka? Proszę o kontakt na adres Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript. Jolanta z Baczyńskich.” (http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/zgloszenia.html).    
 
     W nocy z 14 na 15 lutego 
 
- 1944 roku:  
W kol. Edwardpole pow. Włodzimierz Wołyński  Ukraińcy z oddziału ULS (Ukraiński Legion Samoobrony z Uściługa, którym dowodził płk Petro Diaczenko; oddział ten brał potem udział w pacyfikacji Zamojszczyzny, mordował ludność cywilną podczas Powstania Warszawskiego, pacyfikował polskie wsie w woj. kieleckim i krakowskim) oraz chłopi ukraińscy ze wsi Trościanka zamordowali ponad 30 Polaków. 
W kol. Karczunek Uściłuski pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy z oddziału ULS oraz chłopi ukraińscy ze wsi Trościanka wymordowali ponad 30 Polaków. 22-letniego chłopca związali drutem kolczastym i utopili w rzece Ługa; siekierami wyrąbali 5-osobową rodzinę z dziećmi lat 7, 11 i 16;  52-letnią kobietę zakneblowali chustką i udusili sznurkiem. (Siemaszko...., s. 843)  
W miasteczku Uściług pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy z oddziału ULS wracając z rzezi Edwardpola i Karczunka zamordowali ponad 30 Polaków. „Z tej kupy drzewa mogliśmy swobodnie obserwować przez szpary w ścianie szopy park i dlatego jesteśmy naocznymi świadkami tego wszystko co się tam wydarzyło, a było tak: zobaczyliśmy, że na brzegu parku, około 200 m od szopy, w której byliśmy ukryci, stało tych dwóch Ukraińców, a z nimi nasi rodzice. Gdy Ukrainiec szykował się strzelać naszego tatę, mój tata poprosił tak: „Chcę się przeżegnać.” widziałam jak zdjął czapkę i włożył pod pachę i w tym momencie bandyta strzelił mu w tył głowy, a tato od razu upadł. Nie zdążył się nawet przeżegnać. W tym samym momencie drugi Ukrainiec strzelił w tył głowy mojej mamie i ona też padła martwa!. /.../ Gdy tak przeżywaliśmy, drżąc o własne życie, zobaczyliśmy jak prowadzą naszego brata Stanisława lat ok. 15, w to samo miejsce kaźni. Gdy ci dwaj prowadzili go, słyszałam jak brat prosił ich tymi słowami: „Darujcie mi życie, oddam wam wszystko co mam, mój złoty zegarek”! Bandyci nic się jednak nie odzywali i kiedy przyprowadzili go do ciał zabitych rodziców, w ten sam sposób, co wcześniej strzelili mu w tył głowy!” Gdy tak siedzieliśmy z bratem przez noc w tej drewutni, widzieliśmy jeszcze wiele, w taki sam sposób wykonywanych egzekucji na Polakach przez ukraińskich rezunów. Właściwie co chwilę inni Ukraińcy - upowcy, przyprowadzali nowe ofiary i z zimną krwią strzelali Im w tył głowy. Strzelani Polacy nie wyrywali się, a oni odchodzili i przyprowadzali wciąż nowych. Po pewnym czasie zrobiło się trochę ciszej i już tylko od czasu do czasu słychać było po kilka wystrzałów, dochodzących z tego samego parku, gdzieś tam z wnętrza. To ginęły prawdopodobnie ostatnie polskie ofiary, tej strasznej Uściłudzkiej rzezi! /.../ Tymczasem brat Zdzisław, jak tylko zrobił się dzień, wyszedł z ubikacji, aby zobaczyć się dzieje dokoła i gdzie można dalej bezpiecznie uciekać. Najpierw udał się jednak do parku, tam gdzie zostali zastrzeleni nasi kochani rodzice. Zobaczył wtedy ciało naszego taty i brata oraz ciała wielu innych ludzi. Moja mama opowiadałam mi po wojnie osobiście, że jacyś ludzie wykopali niedługo po masakrze dół, zaraz obok miejsca ich kaźni i wszystkie ofiary tam właśnie zostały zakopane. Tymczasem mój brat tam też spotkał naszą niedawną sąsiadkę z pochodzenia Ukrainkę, która zapytała go przyjaźnie: „Czy tylko ty przeżyłeś, czy może jeszcze ktoś się uratował?” Wtedy powiedział o mnie oraz dodał, że nie jestem w stanie już iść o własnych nogach. Wtedy ona dała mu sanki, aby mnie przywiózł. Gdy znalazłam się w jej domu, tam zobaczyłam moją mamę, żyła jeszcze ale jej stan był bardzo poważny. Kula weszła w tył głowy, nie naruszyła jednak cudownie mózgu oraz rdzenia kręgowego, ale wychodząc przodem rozerwała mamie szczękę oraz mocno poszarpała lewą stronę twarzy, krótko mówiąc jej twarz była straszliwie okaleczona, prawie zmasakrowana. Okazało się także, że przeżyła także moja siostra Maria oraz malutka Leokadia. /.../ Straszne chwile natomiast przeżyła druga moja siostra, Maria lat ok. 21. Po mojej i brata ucieczce, ona została w pokoju tylko ze Staszkiem, a kiedy przyszli i po nich, brata wzięli ze sobą, a ona podała się za Ukrainkę. W tym momencie miała przy sobie wyrobione papiery ukraińskie, które załatwił jej nasz sąsiad Wołodia, starający się o jej rękę. Gdy Ukraińcy zobaczyli dokumenty, zaczęli ją długo badać i wypytywać na wszystkie strony, chcieli sprawdzić, czy rzeczywiście jest ukraińską dziewczyną. Przebieg tego strasznego przesłuchania opowiadała mi osobiście i to nie raz, już po tej stronie rzeki Bug, mówiła tak: „Musiałam im opowiadać jak wyglądają i przebiegają wszystkie najważniejsze uroczystości w Cerkwi ukraińskiej, takie jak: śluby, chrzty i pogrzeby. Oprócz tego musiałam się przeżegnać po ukraińsku, powiedzieć pacierz oraz zaśpiewać pieśni ukraińskie.” W każdym razie, na podstawie tego co opowiadała, poznałam, że to badanie było długie i straszne, w końcu ją zostawili, ale zapowiedzieli, że jeszcze ktoś tu może do niej wpaść. Maria ukryła się więc na strychu tej nieszczęsnej kamienicy, a ponieważ była przecież zima, mrozy, poważnie się przeziębiła. Oprócz tego była bardzo zastraszona, a to co przeszła naruszyło poważnie jej serce. Gdy potem w końcu przedostaliśmy się na drugą stronę Bugu, żyła jeszcze tylko dwa może trzy miesiące i zmarła w szpitalu w Hrubieszowie, tam na cmentarzu została też pochowana. /.../ Dziś mam już 68 lat i moje życie powoli zbliża się ku zasłużonej starości. Moim ogromnym pragnieniem jest, aby jeśli to będzie tylko w przyszłości możliwe, przenieść szczątki mojego umiłowanego taty Kazimierza Czerwieniec i brata Stanisława oraz pozostałe ofiary tej strasznej rzezi Uściłudzkiej na poświęconą ziemię, na katolicki cmentarz.” (Kazimiera Kowalczyk, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; relacja spisana przez Sławomira Rocha).
 
     15 lutego
 
- 1943 roku:
We wsi Steble pow. Kowel został zamordowany przez Ukraińców Edward Żelichowski.
Na łąkach między wsią Werba a wsią Stołbiec pow. Dubno policjanci ukraińscy zamordowali uprowadzonego z domu  23-letniego Polaka, Edwarda Podłubnego; skrępowanego z kamieniem u szyi wrzucili go do dołu po wykopanym torfie, gdzie się utopił.
 
- 1944 roku:
We wsi Brzuchowice pow. Przemyślany dwaj banderowcy zastrzelili Józefa Dyczkowskiego, lat 20. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 126). „Uciekając z Janczyna co koń wyskoczy, przejechaliśmy przez Brzuchowice w wolniejszym tempie, a przejeżdżając przed domem Dyczkowskich, krzyknąłem do ojca Józka, który stał przed domem, zapewne czekając z niepokojem na syna: - Józka zastrzelili koło młyna w Janczynie! Pomknęliśmy dalej. Bałem się pościgu lub zatrzymania nas w Meryszczowie. Ci z Janczyna mogli bowiem telefonicznie porozumieć się ze swoimi współziomkami i kazać nas zatrzymać aż do ich przybycia. Mogli przypuszczać, że ich poznaliśmy i będziemy chcieli wziąć odwet. Istotnie, pozna³em jednego z nich. By³ to mieszkaniec Krosienka o nazwisku Kukurydza. W Przemyślanach chodził do szkoły powszechnej, chyba do kl. VI, a ja w tym czasie byłem w kl. VII. Poza tym, ten Kukurydza miał dziewczynę o nazwisku Dzwonik Maria, która była telefonistką w Przemyślanach. Była Ukrainką i do pracy dochodziła z Uszkowic. Często widywałem, jak przychodził do niej. Na pewno nie miał on trudności w rozpoznaniu mnie, gdyż jak ja byłem na słupie, to dzieliła nas odległość 50-60 m. Z tego powodu obawiałem się pościgu.” (Mieczysław Twardochleb; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 125 – 126).
We wsi Dytiatyn pow. Rohatyn zamordowali Adama Mołczana i Jana Szczuckiego.
We wsi Kołtów pow. Złoczów „Ukraińcy zamordowali księdza rzym. kat. Kaczorowskiego i 2 innych Polaków.”  (AAN, AK, sygn. 203/XV/ 15, k. 122).
We wsi Ludwikówka pow. Rohatyn w starciu z patrolem UPA zginął członek samoobrony polskiej  Władysław Szyndler, a drugi został ranny.
We wsi Majdan Lipowiecki pow. Przemyślany Ukraińcy zamordowali Franciszka Pikulskiego, lat 23, oraz jego żonę Rozalię, lat 19. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lublin 2009, s. 93). „W tym samym miesiącu (lutym 1944 – przypis S.Ż.) ukraińscy nacjonaliści dokonali kolejnego mordu na młodych małżonkach, mieszkańcach Majdanu Lipowieckiego, Franciszku Pikulskim (lat 23) i jego żonie Rozalii (lat 19, nazwisko panieńskie Melner). Mężczyzna pochodził z Borszowa zaś jego żona z Majdanu L. Młodzi mieszkali na uboczu wioski. Pewnego popołudnia przyjechała do nich na saniach zgraja banderowców, skrępowała oboje i wywiozła do pobliskiego lasu, gdzie zostali bestialsko zamordowani; ich ciała były zmasakrowane do tego stopnia, że trudno było rozpoznać. Nie jest wykluczone, że Rozalia była w ciąży.” (Józef Broda; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 88 – 89).
We wsi Poluchów Mały pow. Przemyślany: została porwana i zabita siekierą Machner Honorata, lat ok. 40, oraz spalona w domu Machner Józefa, lat 65. „Wkrótce po porwaniu ojca wyjechałyśmy do Lwowa. Kilka dni później została porwana z domu nasza ciotka, Honorata Machner, w wieku ok. 40 lat. Zabójcy wywlekli ją na tory i tam siekierami zamordowali. Przez kilka tygodni ciało leżało obok torów i bandyci nie pozwalali go zabrać i pochować. Stało się pożywieniem dla leśnych zwierząt i ptactwa. Jak potworni to musieli być ci bandyci.” (Zofia Krupa; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009 s. 181). „Nie jest znany los Krystyny Machner, dziecka 6-letniego, która będąc świadkiem zamordowania jej przybranej matki, uciekła z domu do pobliskiego lasu i zaginęła. Mogła tam zamarznąć lub została zabita przez bojówkę UPA.” (Jerzy Peszko; Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009 s. 181). Oraz: „15.02.1944 r. zostali zam. 1-3. Bąk Zdzisław l. 17, zarażony gruźlicą; Macher Honorata l. ok. 40; Machner Józefa l. 65 spalona w domu.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Ramizowce pow. Złoczów: „Ukraińcy zamordowali 4 Polaków.” (AAN, AK, sygn. 203/XV/15, k. 122).
We wsi Taurów pow. Brzeżany: „napad ukr. 1 Polak zabity i 1 ranny.” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/15, k. 122).
 
- 1945 roku:   
We wsi Jezierzany pow. Borszczów upowcy zamordowali 21 Polaków, pracowników kolejowych.
We wsi Karaczynów pow. Gródek Jagielloński zamordowali 12 Polaków. 
We wsi Korczunek koło Iwanczan pow. Zbaraż: „15.02.1945 r. zostały zam. 2 osoby NN. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
 
- 1946 roku: 
We wsi Dołżyca pow. Lesko upowcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Jawornik Ruski pow. Przemyśl upowcy zamordowali 4-osobową rodzinę polską Cemglerów z 2 małoletnich dzieci.
We wsi Zaradawa pow. Jarosław UPA w zasadzce zamordowała 4 żołnierzy WP z 26 pp 9 DP. 
Na przysiółku Zastawne koło Mołodycza pow. Jarosław WP w walce z częścią sotni M-l straciło około 20 żołnierzy.
     W połowie lutego 
 
- 1944 roku:  
We wsi Bybło pow. Rohatyn banderowcy uprowadzili 2 Polaków, w tym Edwarda Czajkowskiego, lat 22, którzy zaginęli.
We wsi Dytiatyn pow. Rohatyn uprowadzili 25-letniego Jana Jastrzębskiego, plutonowego WP, który zaginął.
We wsi Dołhobyczów pow. Hrubieszów miejscowi Ukraińcy zamordowali 2 Polaków, swoich sąsiadów.
W mieście Kowel woj. wołyńskie na skutek donosu rodziny ukraińskiej ze strony żony aresztowany został i zakatowany przez Niemców Wiśniewski „Norwid”, komendant PKB, organu Delegatury Rządu.
We wsi Przewłoka pow. Buczacz: “W połowie lutego 1944 r. zostali zatrzymani w Przewłoce przez rzekomo policję, wracający z Buczacza trzej mieszkańcy naszej wsi; Jan Dumanowski, Stanisław Muszyński i Marcin Macyszyn. Zginęli bez wieści. Od tego czasu już nikt nie odważył się spędzać nocy w domu.” (Stanisław Kubasiewicz: Wspomnienia; w: http://www.luszpinski.pl/doc ).
 
     W nocy z 15 na 16 lutego 
 
- 1944 roku:  
We wsi Dytiatyn pow. Rohatyn banderowcy zamordowali co najmniej 28 Polaków. „18.II.1944  Dydiatyn pow. Rohatyn:  Zabici: Kołczan Adam syn Wincentego (1912); Szczucki Jan (ur. 1911); Czyżewski Józef, syn Jana, ur. 1885; Jastrzębski Józef, syn Jana, ur. 1911.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). 
We wsi Małaszkowice pow. Jaworów w przysiółku Chmurowe zamordowali 6-osobową rodzinę Uchmanów z 4 dzieci: córką Weroniką lat 18 i synami lat 20, 13 i 8.  
 
     15 i 16 lutego 
 
- 1944 roku:  
W miasteczku Firlejów pow. Rohatyn banderowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi zamordowali ponad 80 Polaków, w tym 50 osób po wyciągnięciu ich z kościoła, głównie kobiety i dzieci (Jastrzębski..., s. 309 – 310; stanisławowskie) „W Śniatyniu podczas spotkań z Polakami uciekającymi z innych wsi dowiedziałem się o zbrodniach w innych wsiach. Tak jak w Firlejowie, gdzie podczas wychodzenia Polaków z nabożeństwa z miejscowego kościoła uzbrojona w kosy, siekiery banda Ukraińców dokonała przed kościołem rzezi ponad 100 Polaków (kobiety, dzieci i mężczyźni). Dalszej rzezi zapobiegł przyjazd żandarmerii niemieckiej” (Stanisława Janusz; w: Siekierka..., s. 430; stanisławowskie). „We wtorek 15 lutego 1944 r. i we środę 16 lutego 1944, w pierwszy dzień wieczorem, w drugi po południu napadli terroryści ukraińscy na wieś Firlejów i mordowali całe rodziny. Na drugi dzień po południu terroryści rozbili wejście do kościoła, powywlekali stamtąd ludzi i pomordowali ich przed kościołem. Ogólnie zamordowali terroryści 75 osób, w czym 15 mężczyzn, resztę stanowiły kobiety i dzieci. Napastnicy podpalili również plebanię i zrabowali księdzu Szatce konia, krowę, urządzenie domowe, bieliznę i odzież, to samo zresztą spotkało i innych gospodarzy polskich w Firlejowie”. (1944, 23 luty – Protokoły spisane w PolKO w Brzeżanach dotyczące napadów ukraińskich na ludność polską w powiecie rohatyńskim.  Protokół spisany z Kochmanem Wojciechem, lat 24, technikiem budowlanym z Ludwikówki, gm. wiejska Bursztyn, pow. Rohatyn. W Brzeżanach dnia 23.II.1944.; w: B. Ossol. 16722/2, s. 77-78).  „16.II. Firlejów, pow. Rohatyn. Dwukrotny napad na wieś. Polaków chroniących się w kościele po wyłamaniu drzwi bandyci wymordowali. Zginęło 80 osób, w tym 15 mężczyzn – reszta kobiety i dzieci. Ofiary wyprowadzono do stodoły gdzie strzałem w kark hajdamacy pozbawiali życia. W sprawcach rozpoznano wielu miejscowych chłopów”. (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123). „15.II.44 Firlejówka w nocy miał miejsce I-szy napad. Wymordowano +/- 40 osób. Około70 osób schroniło się do kościoła. 16 w nocy banda otoczyła kościół, drzwi wysadziła granatami ręcznymi ludzi wyprowadzono przed kościół i ustawiono w szeregach. Następnie wyprowadzono polem do stodoły i tam strzelano w tył głowy. Obecni byli chłopi okoliczni i miejscowi. Ci ostatni wykopali grób, gdzie złożono ciała zamordowanych, jeszcze raz przejechali grób otwarty KM, następnie go zakryto. Zginęło +/- 72 osoby, w tym 15 mężczyzn, reszta kobiet i dzieci.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).  Byłam świadkiem – mówi Zofia Ziemba z d. Kossakowska: „16 lutego 1944 roku, w środę rano byłam z moją mamą w domu Wenców, widziałam cztery trupy pomordowanych, w domu leżały Maria, jej synowa Katarzyna i wnuczek Stanisław, trzy pokolenia Wenców. Katarzyna Wenc była przebita drewnianymi widłami, między nogami leżało nowonarodzone niemowlę. Na ścianie nad łóżkiem była odbita zakrwawiona rączka małego Stasia. Z opowiadań ludzi jak legenda krążyła wieść, że ślad ten był długo widoczny mimo ustawicznego zdrapywania. W końcu polskie domy wybudowane z kamienia zostały rozebrane, a kamień wykorzystano do budowy drogi. Miejscowe władze ukraińskie nakazały pochowanie pomordowanych, grzebano bez trumien. Moja mama Franciszka Kossakowska, miała wtedy 36 lat, została zastrzelona pod krzyżem misyjnym, razem z nią zginęła Zofia Kossakowska oraz inni mieszkańcy Firlejowa. Mordy pod krzyżem misyjnym obserwowali ukryci na wieży kościelnej Józef, Kazimierz i Jan Wencowie. Gdy kilka dni później, Niemcy w poszukiwaniu zwłok swojego oficera, kazali odkopać doły Ukraińcom, znaleźliśmy zwłoki mojej mamy, była rozebrana z odzieży, tylko w koszuli, pochowaliśmy ją w żłobie wyjętym z obory, ponieważ nie było czasu na zrobienie trumny.” („Na Rubieży” nr 17/1996, relację tą spisała Czesława Tarnawska).  Byłem świadkiem – Gracjan Adamowicz: „Widziałem jak banderowcy wpadli na podwórko sąsiada Stanisława Korda. Kiedy zobaczyli jego kazali mu położyć się na ziemi. On jednak schował się do domu, a do nich wyszła jego żona Anastazja z dwuletnią córką na ręku. Jeden z banderowców strzelił do niej z karabinu, po czym ona upadła, a dziecko poderwało się z ziemi i zaczęło uciekać w stronę starszego rodzeństwa, banderowcy zastrzelili starsze dzieci, a dwuletniej Genowefie poderżnęli nożem gardło. Ich ojciec przez strych i dziurę w dachu uciekł w zarośla i niezauważony przez napastników, ocalał. Banderowcy spalili zabudowania i sądzili, że nikt się nie uratował. Po uporaniu się z sąsiadem banderowcy otoczyli nasz dom. Ojciec zaryglował drzwi. Ja wyskoczyłem przez okno i przez grządki doczołgałem się do płotu, potem przelazłem przez płot aby ukryć się w gęstym łubinie na polu sąsiada Ukraińca. Zauważył mnie jeden z banderowców i z bliska strzelił do mnie, jednak chybił. Dalsze strzały też nie były celne, cudem udało mi się uciec. Podobnie uratowała się moja starsza siostra. Ojciec i brat również uciekali z domu, brat został zastrzelony około 150 metrów od domu, a już ponad pół kilometra banderowiec na koniu dogonił ojca i zamordował go. Mama stała w sieni z małym dzieckiem na ręku. Banderowcy strzelali przez zamknięte drzwi, jedna z kul trafiła dziecko w pierś i mamę w rękę. Mama wyskoczyła przez okno, położyła martwe dziecko na ziemi i wczołgała się w krzaki róży obok domu. Banderowcy po wyłamaniu drzwi, splądrowali mieszkanie i podpalili zabudowania. Gdy dach się zawalił, zgliszcza opadły aż do róży, tak że mama została dotkliwie poparzona. Korzystając z osłony dymu przeczołgała się do dalszych zarośli, a w nocy przedostała się do Starej Huty. Tak dopełniła się tragedia naszej rodziny. Zginął ojciec, 10 -letni brat Eugeniusz, dziadek Franciszek i mała siostrzyczka, ocalała mama, starsza siostra i ja.” („Na Rubieży” nr 17/1996).
 
     16 lutego  
 
- 1943 roku:  
W kol. Dubiszcze Nowe pow. Łuck chłopi ukraińscy zamordowali 55-letnią Adelę Jaworską jadącą wozem.
 
- 1944 roku:  
We wsi Bybło pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 51 Polaków. „19.II.1944 Bybło pow. Rohatyn. Zabici: Jastrzębski Stanisław syn Karola lat 37; Skuła Ludwik, 27 lat, fornal folwarczny;  Skuła Franciszek, około 50 lat; Skuła Władysław syn Franciszka, 14-15 lat; Ratz niejaki (Volksdeutscher) 24 lat. Bandyci mieli pochodzić z Szumlan.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). 
We wsi Delejów pow. Stanisławów uprowadzili i zamordowali 1 Polaka. „16.II. Delejów okręg stanisławowski: Uprowadzenie i zamordowanie  Leszczyńskiego Jana.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Dubowce pow. Tarnopol uprowadzili 6 Polaków, którzy zaginęli. Ograbili, sprofanowali i zniszczyli wnętrze kościoła filialnego. „W Dubowcach zamordowano 6 Polaków, w tym Reglickiego Grzegorza, jego żonę Katarzynę i Szczerbakową N. (z Horożanki).” (Kubów…, jw.).  
W mieście Kowel woj. wołyńskie zastrzelili 1 Polaka.
We wsi Krosienko pow. Przemyślany: „16.II. w Krościenku koło Przemyślan w nocy powieszono kilku Polaków. W dzień oczom patrzących przedstawił się przerażający widok, powieszeni mieli skórę pozdzieraną pasami na plecach..” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
W mieście Lwów policjanci ukraińscy ciężko pobili 28-letniego Polaka (był to Kazimierz Sanocki) i zrabowali mu dokumenty.
W miasteczku Łokacze pow. Horochów upowcy utopili w studni 9-osobową rodzinę polską Jankowskich, w tym dziewczynki lat 4 i 17. Wcześniej Ukraińcy gwarantowali jej nietykalność.  
We wsi Meducha pow. Stanisławów uprowadzili i zamordowali Jana Leszczyńskiego. 
We wsi Putiatyńce pow. Rohatyn zamordowali około 100 Polaków. „16.II. w Putiatyńcach, pow. Rohatyn wymordowano około 100 Polaków.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
We wsi Słobódka Wasylkowiecka koło Wasylkowiec pow. Kopyczyńce: „Powiat Kopyczyńce. 2/mord w Słobódce Wasylkowieckiej - dziecko przybite do kołyski. W nocy na 16 lutego br. zbrodniarze ukraińscy zamordowali 5 osób z 3 rodzin Międzybrodzkich i 3 mężczyzn z innych rodzin. Między ofiarami jest niemowlę, któremu zbrodniarze połamali rączki i przybili do kołyski”. (1944, 5-11 marca, Meldunek tygodniowy Wydziału Informacji i Prasy Okręgowej Delegatury Rządu we Lwowie dotyczący terroru ukraińskiego, opracowany przez dr Kazimierza Świrskiego (ps. „Brat”).
W mieście wojewódzkim Stanisławów: „16.02.1944 r. został zamordowany: Leszczyński Jan.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Toporów pow. Radziechów zamordowali 11 Polaków, w tym 7-osobową rodzinę, a następnie w lutym jeszcze 6 Polaków.  
 
- 1945 roku: 
We wsi Jezierzany pow. Stanisławów: „Siostry mojej mamy Julcia Łopuszańska i Janka Zdanowicz poszły w dniu 16.02.1945r. do sąsiedniej wsi „bić olej” z siemienia i ślad po nich zaginął.” (www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl).
We wsi Kobyłowłoki pow. Trembowla upowcy zamordowali Michalinę Stojanowską. Uroczystość na skwerze przed kościołem w Zielonej Górze Łężycy, upamiętniająca ofiary ludobójstwa dokonanego przez OUN-UPA na Kresach. Goście odsłaniają kolejne tablice./.../  Tablicę o treści: PAMIĘCI MICHALINY STOJANOWSKIEJ z d. Podborączyńskiej (l. 45) zamordowanej przez banderowców 16 lutego 1945 we wsi Kobylowłoki, pow. Trembowla, woj. tarnopolskie, oraz co najmniej 14 innych mieszkańców tej miejscowości, zamordowanych w latach 1943-1945. Ufundował i odsłonił Stanisław Stojanowski-Han”. (Szymon Kozica: Ocaleli, żeby przekazać nam tę historię; w: https://plus.gazetalubuska.pl/ocaleli-zeby-przekazac-nam-te-historie/ar/10739410 ).
We wsi Krowica Sama pow. Lubaczów zamordowali Ołeksa Chacharę i jego żonę Annę. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
W miasteczku Lubaczów woj. rzeszowskie Ukraińcy uprowadzili sołtysa Onyszka Wąsika, który zaginął bez wieści. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Ropienka pow. Lesko upowcy zastrzelili Bronisława Charzępę.
We wsi Weleśniów pow. Buczacz  upowcy przebrani w mundury NKWD, pod pretekstem rejestracji do wojska zebrali 46 Polaków, zamknęli w drewnianej szopie, oblali naftą i podpalili, wszyscy spłonęli żywcem a zebrana obok kilkudziesięcioosobowa grupa młodzieży ukraińskiej tańczyła z radości, gdy z szopy docierał rozpaczliwy krzyk i jęk, wołali po ukraińsku: „Módlcie się gorąco do swego Boga, to może stanie się cud i będziecie żywi”.
 
- 1946 roku:
We wsi Smolnik ad Baligród pow. Lesko w walce z UPA poległ kpr. Jan Majewski, ur. 1924 r.
 
- 1947 roku:  
We wsi Łukowe pow. Lesko upowcy zamordowali Polaka, kierownika szkoły. „Dnia 16. II. 1947 r. banda UPA sotni „Bira” zamordowała kierownika szkoły podstawowej w m. Łukowe pow. Lesko – ob. Derkacza Franciszka.” (Prus..., s. 291).  „Wykonawcą zamachu był członek miejscowej bojówki „Myron”. (Syrnyk, s. 353) 
 
     W nocy z 16 na 17 lutego 
 
- 1944 roku:
We wsi Prehoryłe pow. Hrubieszów Ukraińcy ze wsi Szychowice w okrutny sposób zamordowali ponad 50 Polaków.  „W czasie napadu na wieś oddziału UNS ze wsi Szychowice zostało zamordowanych wielu mieszkańców. W kilku obejściach zastano straszliwie zmasakrowane ciała dzieci i kobiet polskich, a w jednym z nich znaleziono aż 17 takich ciał, w tym kilkoro kilkumiesięcznych dzieci.”  (Jastrzębski..., s. 112; lubelskie).
 
     17 lutego
 
- 1943 roku
Na stacji kolejowej Polska Góra pow. Łuck został zamordowany przez Ukraińców Stanisław Wiszniewski.
 
 - 1944 roku:
We wsi Gniłowody pow. Podhajce banderowcy zarąbali siekierami 7 Polaków.  „ Uzbrojeni mężczyźni przybyli pod dom Piotra i Paranii Lasków. Na ich widok mężczyzna uciekł na strych, zaciągając za sobą drabinę. Brzemienna kobieta została przy małym dziecku. Nie znalazłszy jej męża, upowcy przywiedli do sieni schwytanego wcześniej 30-letniego Władysława Laskę, ok. 40-letniego Mateusza Olszewskiego i 28-letniego Franciszka Laskę. Postanowiono mężczyzn zarąbać siekierami. Pojmani nie mogli liczyć na litość ukraińskich siepaczy. Okrucieństwu banderowców towarzyszył niespotykany cynizm. Od schwytanych co rusz żądali, aby nieco inaczej układali głowy na drewnianym progu domostwa. Przykładali siekierę do ich szyi, przymierzając się do zadania śmiertelnego uderzenia. Mężczyźni, sparaliżowani strachem, czy też może przeświadczeni, że – wobec niemożliwości uwolnienia się – najlepszym dla nich rozwiązaniem będzie skrócenie czasu egzekucji, posłusznie wykonywali polecenia oprawców. Wreszcie siekiera grzęzła w karkach ofiar. Krew szerokimi strumieniami zalewała podłogę. Po jakimś czasie banderowcy odeszli, pozostawiając ciała pomordowanych. Wkrótce po tym zdarzeniu Parania powiła dziecko. Urodziło się ono karłowate. W tragiczny wieczór banderowcy zabili siekierami jeszcze czterech innych mężczyzn. Około godziny 20.00 pojawili w zagrodzie Piotra i Stefanii Piątaków. Kobieta przędła wełnę przy nikłym świetle lampki naftowej, gdy banderowcy zastukali do okien. Właściciel posesji, silny 40-letni mężczyzna, szybko podskoczył do drzwi i zaparł je z całych sił. Oboje małżonkowie głośno krzyczeli, prosząc o ratunek. Nikt nie przybył z pomocą. Tymczasem napastnicy, nie mogąc sforsować drzwi, wybili okno kolbami karabinów i wskoczyli do mieszkania. Strzelili do Piotra Piątaka. Gdy ten usunął się na ziemię, ugodzili go siekierą w głowę. Stało się na oczach jego żony Stefanii (będącej w siódmym miesiącu ciąży) oraz ich 9-letniej córki. Niedługo później przyszło na świat dziecko Stefanii. Przeżyło ono zaledwie 3 miesiące. Po dokonaniu mordu w domu Piotra i Stefanii Piątaków banderowcy zabili siekierą 24-letniego Jana Bokłę. W podobny sposób pozbawili życia 18-letniego Stanisława Kulczyckiego. Odrąbali mu głowę na oczach jego 6-letniego bratanka Henryka Kulczyckiego. Serię okrutnych rzezi dokonanych 17 lutego zakończyło zabójstwo ok. 30-letniego Stanisława Iwaczewskiego. Okoliczności jego śmierci nie są bliżej znane. Wiadomo tylko, że zginął od uderzeń siekiery. ” (Maria Jazownik, Leszek Jazownik: „Gniłowody mają żal”; w:  http://ljazownik.cwahi.net/index.php? option=com_content&view=article&id=76:gniowody-maj-al&catid=48:pami-kresow-yca&Itemid=77).     
We wsi Horoszczyce pow. Hrubieszów upowcy z udziałem policjantów ukraińskich zamordowali 4 Polaków. Zamordowano w biały dzień furmanów z Horoszczyc, którzy byli wyznaczeni z podwodami do odwiezienia kontyngentu z Dołhobyczowa na stację kolejową do Hrubieszowa. Bestialsko pomordowanych przez bandę rezunów konie same przywiozły do domów na podwórka. Byli to Stefan Jakóbczak, Franciszek Jasiński, Piotr Świątko i Franciszek Ryś.
W miasteczku Korzec pow. Równe upowcy zamordowali 26-letniego Grzegorza Litwińczuka.
We wsi Mitulin pow. Złoczów zamordowali 19 Polaków z 5 gospodarstw, które obrabowali i spalili. Bronisława Kwiatkowska, lat 21, została pobita do nieprzytomności i wrzucona do płonącego budynku. Po odzyskaniu przytomności wyczołgała się na zewnątrz, ale na skutek ciężkich poparzeń zmarła po kilku dniach. (Komański..., s. 504). 
We wsi Połonice pow. Przemyślany zamordowali 4 Polaków, w tym małżeństwo. „We wsi Połanice [Przemyślany] zamordowane raz 4, a drugi raz 9 osób, wszystkie zabudowania Polaków spalone.” (1944, marzec – Wykazy pomordowanych i napadów na wsie i osiedla powiatu lwowskiego. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97).
 
- 1945 roku:  
We wsi Grabowa pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali 3 Polaków, w tym nauczycielkę z mężem.  W dniu 17 lutego 1945 roku bojówka SB z Kupiakiem na czele dokonała mordu we wsi Grabowa. Ofiarami ich byli: inspektor oświaty rejonu Busk – Konstanty Naczas i jego żona, nauczycielka – Maria. Oprócz tego zatrzymano Katarzynę Polityło, którą uduszono i wrzucono do studni, po czym bandyci odjechali z ich zrabowanym mieniem. Zeznania świadka Falińskiej Susabowskiej: „Na początku 1945 roku bojówka Kupiaka zamordowała małżeństwo Naczasów, Konstantego i Marię, którzy mieszkali we wsi Grabowa. Przyczyną zabójstwa było to, że Konstanty Naczas, inspektor rejonowego oddziału ludowej oświaty w Busku darzył sympatią władzę sowiecką i występował przeciwko ukraińskim nacjonalistom. Także jego żona Maria, nauczycielka ze wsi Grabowa nie darzyła sympatią ukraińskich nacjonalistów. O zabójstwie tym dowiedziałam się od Michała Pociłujki „Niesytoho”. Zeznania córki Naczasów – Lidii Poroniuk, tak charakteryzują to wydarzenie: „Na całe życie w mojej pamięci pozostało, jak tego wieczora rodzice mnie kąpali. Nagle do pokoju weszło kilku bandytów. Jeden z nich wydał mi się bardzo wysokiego wzrostu, zaczął rozmawiać z ojcem a potem strzelił do niego. Ojciec upadł, w pokoju zgasła lampa. Bardzo się przestraszyłam i zaczęłam krzyczeć”. Zeznania ojca Marii Naczas, Tomasza Sosnowskiego: „Bandyci weszli do naszej chałupy i kazali podać wieczerzę. Po wieczerzy powiedzieli, że mają sprawę do nauczycieli i weszli do drugiego pokoju, gdzie mieszkała córka Maria, z mężem i dzieckiem. Mojej żony do tego pokoju nie wpuścili. Po kilku minutach oddali pięć strzałów i natychmiast wyszli. Jeden z nich kazał zabrać dziecko. Kiedy z żoną weszliśmy do pokoju, córka i jej mąż leżeli martwi. Córka miała kilka ran w głowie, jej mąż tylko jedną”. (Bronisław Szeremeta: „Watażka jego zbrodnie i zakłamane wspomnienia”. W: http://www.republika.pl/szeremeta/watazka.htm ). 
We wsi Klimkowce pow. Zbaraż: „17.02.1945 r. zostały zam. 3 osoby, Polacy NN”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Młyniska pow. Trembowla podczas drugiego napadu banderowców zamordowanych zostało 20 Polaków i 30 rannych oraz spalona większość budynków. Inni: „17.02.1945 r. był wielki napad, spłonęło około 100 domów i budynków gospodarczych, zabitych zostało około 70 osób a rannych było ponad 100 osób. Ludność broniła się, ale uległa przewadze. Upowcy też ponieśli duże straty – ok. 50-60 zabitych” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).  
We wsi Olchowczyk pow. Kopyczyńce Ukraińcy uprowadzili 3 Polaków: 38-letnią Marię Paszkowską, 42-letnią Rozalię Zdebiak i jej 14-letniego syna Kazimierza. „Dzięki informacji znajomego Ukraińca, dotarliśmy do leśniczówki, gdzie w pobliskiej, niezbyt głębokiej studni, znaleźliśmy zwłoki pomordowanych. Oględziny zwłok wykazały ślady tortur: np. Maria i Rozalia miały wydłubane oczy, zdartą skórę z piersi, a 14-letni Kazio miał na piersi, w okolicy serca, aż siedem ran kłutych nożem lub bagnetem. Nie ulegało wątpliwości, że cała trójka zginęła męczeńską śmiercią.” (Wiktoria Zdebiak; w: Komański..., s. 757).
 
     W nocy z 17 na 18 lutego 
 
- 1944 roku: 
We wsi Ludwikówka pow. Rohatyn upowcy zamordowali ponad 200 Polaków a 27 poranili, obrabowali i spalili ponad 180 gospodarstw, wieś przestała istnieć. „Mordowali ludzi w straszliwy sposób. Małe dzieci nadziewali na widły i żywcem wrzucali do ognia, a ludzi dorosłych palili w ich własnych domach albo wpędzali do stodoły i tam podpalali.” (Helena Alicja Dul; w: Siekierka..., s. 426; stanisławowskie). „Ciała zabitych pochowano w trzech dużych dołach w rogu cmentarza. Z biegiem lat ziemia nad zwłokami zapadła się. Wklęśnięcia ziemi są teraz śladem po mogiłach tych ludzi. Dziś nie ma tam już na mogiłach krzyża, znaku ich wiary. Na miejscu wioski jest tylko zaorane pole.” (Emilia Krupska; w: Siekierka..., s. 438; stanisławowskie). Według raportu UPA zabito 330 ludzi, w tym 295 mężczyzn, 30 kobiet i 5 dzieci; strat własnych nie odnotowano. Na drugi dzień oddział  niemiecki zabrał ocalałych mieszkańców do Rohatyna. „We czwartek 17 lutego 1944 r. o godz. 18.45 napadli terroryści ukraińscy na wieś Ludwikówka koło Bursztyna zamieszkałą całkowicie przez ludność polską. Napastnicy okrążyli wioskę, ustawili po jej czterech stronach maszynowe karabiny i rozpoczęli zapalać obejścia gospodarskie. Opodal wioski pozostawili napastnicy sanie, byli zaś umundurowani w odzież rosyjską, niemiecką, polską i zwyczajną, wśród nich było też nieco kobiet. Część napadniętych usiłowała zbiec do lasu, inni pokryli się w piwnicach, tych jednak spotkał tragiczny los, ponieważ ulegli przeważnie uduszeniu. Gdy napadnięci wybiegli ze swoich domów, napastnicy strzelali do nich z maszynowych karabinów. Wskutek zaskoczenia, liczebnej i technicznej przewagi napastników, tylko w sporadycznych wypadkach napadnięci bronili się narzędziami pracy. W tej sytuacji zginęło od kul, wskutek uduszenia, od noży 82 osoby, ciężko poranionych zostało 12 osób i kilka lżej rannych. Wśród zabitych prawie że równej liczby sięgają ofiary męskie, kobiece i dziecięce. Patro Michał bronił się przed napastnikami, ci jednak wyłamali drzwi, powyciągali domowników na podwórze, powystrzelali ich, następnie zaś poskładali 6 osób tej rodziny na stos i zapalili ich ciała. Korbecki August, kawaler, schował się w stajni pod żłobem skąd wyciągnięto go i zasztyletowano. Po tym wypadku jeszcze przez 4 godz. wołał on przeraźliwym głosem o pomoc. Terroryści podeszli też w pewnej chwili pod dom zegarmistrza Trojniara Józefa. Jeden z nich zaczął wołać jednak, by nie podpalać tego budynku, ponieważ mieszka w nim zegarmistrz, znajdują się więc w nim zegarki. Słyszała to jedna z kobiet – napastniczek – która krzyknęła do mówiącego: “Na szto tobi zegarkiw Lachiw?”. W następstwie tego podpalili oni dom Trojniara. Krytycznej nocy przebywał też we dworze w Ludwikówce Ukrainiec Niżniak Dymitr z rodziną, napadnięty począł legitymować się ukraińską kartą rozpoznawczą, napastnicy jednak nie zorientowali się i zabili go wraz z rodziną. Około 900 Polaków zbiegło do Rohatyna, przeważnie boso lub w pantoflach, a ponieważ Ukraińcy z gminy bursztyńskiej nie chcą im wydać Kart rozpoznawczych, przeważna ich część zgłasza się na wyjazd do Rzeszy”. (1944, 23 luty – Protokoły spisane w PolKO w Brzeżanach dotyczące napadów ukraińskich na ludność polską w powiecie rohatyńskim. Protokół spisany z Kochmanem Wojciechem, lat 24, technikiem budowlanym z Ludwikówki, gm. wiejska Bursztyn, pow. Rohatyn. W Brzeżanach dnia 23.II.1944.; w: B. Ossol. 16722/2, s. 77-78). „Ostatnio dnia 18.II. spalono doszczętnie dużą polską wieś Ludwikówkę [Rohatyn], gdzie wedle wiadomości zginęło około 300-500 osób, a od 100-200 młodzieży i dzieci miało zamarznąć ratując się ucieczką w nocy.” (1944, 21 lutego – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające odpis memoriału w sprawie bezpieczeństwa ludności polskiej. W: B. Ossol. 16721/1, s. 289-291).
We wsi Dziedziłów pow. Kamionka Strumiłowa: „17/18.02.1944 r. został uprowadzony Wardowski – księgowy.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7)
We wsi Przedrzymichy Małe pow. Żółkiew: „Zamordowani czterej młodzi Polacy w Przedrzymichach Małych z 17 na 18 lutego 1944 r. (trzech mieszkało we wsi, czwarty przyjezdny ze Lwowa): Marian Adamowicz; (?) Bajda - przyjechał ze Lwowa w odwiedziny do brata; Tadeusz (?) Danielewicz; Jan Stebelski.” (Zbigniew Moszumański; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/zgloszenia.html ).
 
     18 lutego 
 
- 1944 roku: 
We wsi Ciemierzyńce pow. Przemyślany banderowcy zamordowali 6 Polaków, a następnie w lutym jeszcze 2 Polaków, w tym córkę kowala. Byli to: Czak Józef; Rosicki Stanisław; Stachowski Stanisław, lat 27; Wilk Stanisława; Winiarski Józef, lat 40; Winiarski Władysław, lat 40; Szajda Antoni. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 177). „Na podwórku Ukrainki Ireny Chruścielowej zabili córkę kowala, Stanisławę Wilk. Chruścielowa wzięła Stanisławę w ramiona i krzyczała:- Nie dam, nie dam. I obie zostały zabite. Zabili też Antoniego Szajdę, który nie wyjechał z żoną i dziećmi z Ciemierzyniec na tułaczkę w nieznane. Bronił i ratował swoje gospodarstwo. Chciałem udać się do Ciemierzyniec, aby z pozostałymi członkami placówki i dokonać odwetu, gdyż wiedzieliśmy, kto dokonał napadu i mordu, ale kpt. Andrzej Kwiatkowski oświadczył, że jest odgórne polecenie, aby nie wszczynać żadnych działań przeciw banderowcom, gdyż może to pogorszyć sytuację Polaków. Zorganizowanie wspólnej obrony w Ciemierzyńcach przeciw napadom UPA była niemożliwe, gdyż wieś nie stanowiła monolitu, składała się bowiem z jedenastu oddalonych od siebie przysiółków i na żadnym z nich nie było skupiska Polaków. Obok domów rodzin polskich znajdowały się budynki Ukraińców. Placówka AK zorganizowana była po to, by w chwili otrzymania odgórnego rozkazu wejść w skład bojowych oddziałów AK, które operowały na tamtym terenie. Po napadzie na młyn Polacy zaczęli opuszczać wioskę.” (Bolesław Sienkiewicz; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 174 – 175).
We wsi Iwanie Puste pow. Borszczów zamordowali 21 Polaków, w tym całe rodziny.  Inni: „17.II.44 – miejscowi Ukraińcy wymordowali 13 Polaków. Zamordowanym wycinano języki, wykłuto oczy, poobcinano ręce i nogi. Żandarmeria, której podano nazwiska rozpoznanych sprawców mordu, poprzestała na spisaniu protokołu.” (AAN, AK, sygn. 203/XV/15, k. 122).  „Miejscowość w której mieszkali położona była na samym cyplu młodego państwa polskiego. Od ich domu do granicy z Rumunią było około 5 km, a do granicy ze Związkiem Sowieckim około 2 km. W pobliżu ich domu była też ostatnia polska stacja kolejowa Iwanie Puste. (…) Na dzień 17 lutego 1944 r. zaplanowano zaręczyny młodej Ireny Urban z Polakiem z sąsiedniej miejscowości z Borszczowa, jak do protokołu w katowickiej prokuraturze w marcu 2004 r. zeznała Pani Ewa Bosakowska, z domu Mierzwińska, rówieśnica Pani Marii Urban, a najbliższa sąsiadka z rodzinnej wsi. Ten szczegół pamięta też Pani Zofia Urban, wdowa po Józefie, urodzona 28.08.1932 r. we Lwowie, doskonale znająca przeżycia swojego męża. Pani Ewa wspomina - narzeczony Ireny Urban nazywał się Leszek Bielawski i był synem majora Wojska Polskiego. Leszek pracował w okresie okupacyjnym z Panem Władysławem Urbanem, swoim niedoszłym teściem w Kudryńcach, w punkcie odbioru tytoniu. /.../ Na tę noc, z 17 na 18 lutego, z uwagi na to, że miało być wielu gości w domu Urbanów, kolega Józefa Urbana, Iwan Bojko – Ukrainiec, zaprosił przyjaciela na noc do siebie. Dom Bojki również był w tej samej wsi, ale oddalony o około 100 metrów od domu Urbanów. Józef przystał na tę propozycję, będąc świadomym, że na tę noc w ich rodzinnym domu miała zostać przyszła teściowa jego siostry, Leszek i ich woźnica. Wujek Józef miał wówczas 17 lat, był prawie dorosły – zaznacza Pani Irena. /.../ Przyjechali goście, a wśród nich tak wyczekiwany przez Irenę ukochany narzeczony. Biesiada, opowiadania, śmiechy i podniosła, radosna atmosfera trwały w najlepsze. Były przecież powody do radości. Zbliżała się już godzina 11 w nocy, gdy ktoś z uczestników zaręczyn zauważył, że za oknem są jacyś ludzie. Na tę noc jak nigdy, nie zamknięto i nie zaryglowano dużych i ciężkich drzwi wejściowych. Na jakąkolwiek reakcję ludzi będących w środku domu, było już za późno. Zaczęło się strzelanie. Zaatakowano ich dom! Babcia moja porwała dwie córki stojące najbliżej, Władysławę i Marię i przygarnęła do siebie, po czym poleciła im i małemu Tadzikowi uciekać na strych, a potem aby wyskoczyli przez okienko i uciekali gdziekolwiek, byle tylko znaleźli schronienie. Już wszyscy wiedzieli, że grozi im śmiertelne niebezpieczeństwo. Pani Maria relacjonowała córce, że aby dostać się na strych, trzeba było wyjść po drewnianej drabinie, a drzwi na strych, to była taka zamykająca się klapa powały (drewnianego sufitu). Gdy babcia ich wyprowadziła i zatrzasnęła klapę za sobą, Maria, Tadzik i Władysława usłyszeli strzały wewnątrz domu, a niektóre kule nawet przeszyły te drewniane strychowe drzwi. Przerażenie było ogromne. W tych sekundach moja mama zdała sobie sprawę, że napastnicy zabili jej mamę, a moją babcię. W domu rozlegały się przerażające krzyki napastników i ich ofiar. W tym czasie na strychu trójka rodzeństwa zauważyła, że pod okienkiem, którym mama poleciła im wyskoczyć, stoją jacyś mężczyźni i ich konie. Wtedy postanowili szybko uciekać przez strych do mieszkania ukraińskiej rodziny, gdzie mieszkała maleńka Hania. Gospodarza nie było tej nocy w domu, a mama Hani już zrozumiała, co dzieje się w sąsiednim mieszkaniu. Wiedziała, że zagraża im wszystkim wielkie niebezpieczeństwo, że za ścianą rozgrywa się tragedia. Mimo przerażenia nie odmówiła im schronienia. Każdego gdzieś ukryła. Mamę moją wsadziła do łóżka, w którym spała Hania pod wielką pierzynę – mówi Pani Irena. Przerażony Tadzik schował się do wnęki pod piecem, gdzie suszyło się drewno na opał. Wszedł tam podobnież jak kot, w najdalszy kąt. Gdzie schowała się ich siostra Władysława, nie wiadomo. Maria przerażona drżała pod pierzyną, prawie wstrzymując oddech, nie tylko ze strachu o siebie, ale i by usłyszeć wszystko, co dzieje się za ścianą. Ciągle było słychać wrzaski, jęki – kontynuuje wspomnienia mamy Pani Irena. W końcu wszystko ucichło. Po krótkiej chwili przerażającej ciszy i dolatujących rozmów w języku ukraińskim, dwóch mężczyzn wpadło do mieszkania, gdzie ukrywała się trójka rodzeństwa. Najpierw odnaleźli ciotkę Władysławę i pod groźbą, przystawiając jej karabin do głowy, przymuszali ją, by wydała im wszystkie ich konie. Dziadkowie mieli wówczas duże gospodarstw. Chyba z pięć koni, kilka krów, sporo świnek i innych zwierząt domowych. Jak zawsze relacjonowała moja mama, w ciotce Władysławie, choć zapewne była mocno przerażona, tkwiła jeszcze wielka duma i dlatego miała odpowiedzieć Ukraińcom, że dotychczas ani ona, ani konie im nie służyły, więc i teraz też służyć nie będą. Napastnik jednak stanowczo zażądał: „a jednak wyjdziesz i wydasz mi te konie” - zacytowała wypowiedź napastnika pani Irena, którą często powtarzała Pani Maria. Pomimo stawiania oporu przez ciotkę, bandyta wyprowadził ją z domu na podwórko, a wystraszony do granic możliwości mały Tadzio opuścił w tym momencie kryjówkę i pędem pobiegł za starszą siostrą. Mama zapamiętała jeszcze słowa Ukraińca, który miał powiedzieć do chłopca: „dobrze że jesteś, chodź z nami, pójdziesz tam, gdzie twoi mama i tata”. Mama wspominała też, że choć nie widziała napastników w izbie, to słyszała że zwłaszcza jeden z nich mówił bezbłędnie po polsku. Drugi z napastników biorących udział w akcji w tym mieszkaniu zaczął szukać kolejnych ukrytych. W pewnym momencie podniósł pierzynę i ujrzał tam trzynastolatkę w ubraniu. Domyślił się, że uciekła z pogromu i jest córką Urbanów, jednak nie zabrał jej stamtąd. Ponoć Ukrainka, gospodyni tego mieszkania miała wyratować małą Marię mówiąc, że to jej córka. Bandyta odpuścił i wyszedł. Po krótkim czasie Maria usłyszała dwa pojedyncze strzały. Zdała sobie sprawę, że jej siostra i braciszek zostali zastrzeleni! Po przerażająco długiej nocy, podczas której nie zmrużyła oka i trwała w wielkiej niepewności, gdy już robiło się widno, Maria wyszła spod pierzyny i postanowiła pójść do swojego mieszkania. Ukrainka, u której spędziła tę noc, ponoć pomimo usilnych próśb, nie była w stanie jej powstrzymać. Najbliżej wejścia do swojego mieszkania Maria ujrzała zastrzeloną Władysławę i Tadzika bez butów. Siostra trzymała go w objęciach, bo wybiegł za nią boso. To był obraz, w który nie chciała wierzyć całą noc. Gdy weszła dalej zmroziło ją! Ujrzała swojego ojca zarąbanego siekierą. Narzędzie zbrodni leżało obok ofiary. Mama Marii leżała zastrzelona na podłodze w kuchni, ale wszystko wskazywało na to, że zabito ją przy stole, po czym osunęła się na podłogę. Na stole i w wysuniętej szufladzie było pełno krwi. Mietek i Irena zginęli od strzałów. Matka Leszka Bielawskiego również była zastrzelona, a on był wyjątkowo zmasakrowany nożem. W ręce trzymał latarkę (naftową lampę przenośną). Ułożenie zwłok sprawiało wrażenie, jakby chował się przed napastnikami pod łóżko, a ci cięli go nożami po rękach. Z tego wynika, że tak długo dźgali nożem, aż trafili w serce. Wszystko wskazywało na to, że na nim mścili się najbardziej. Stangret – Ukrainiec, też był zastrzelony, znaleziono go pod łóżkiem. Inny obrazek, jaki Maria zapamiętała z tych ciężkich chwil, to obecność pierza z podartych pierzyn i poduszek. Było ono sklejone z niewyobrażalną ilością krwi na podłodze. Te zastygłe już strugi i kałuże krwi rozlane były po wszystkich pomieszczeniach! Gdy dziewczynka była jeszcze w środku, do domu weszli Niemcy, z pewnością powiadomieni zostali o ukraińskiej zbrodni na rodzinie Urbanów. Jeden z nich wyciągnął mamę z mieszkania mówiąc łamaną polszczyzną; „chodź stąd, to nie jest widok dla dziecka”, a sam był bardzo przerażony widokiem, który zobaczył. Na podwórko dotarł też brat mamy, który się uratował dzięki noclegowi u Iwana i zabrał siostrę Marię z powrotem do mieszkania sąsiadki Ukrainki, gdzie spędziła poprzednią, tragiczną noc. Wtem mama moja, w tym całym zgiełku panującym na zewnątrz zwróciła uwagę na wycie psa dochodzące zza innej ściany, jakby z mieszkania sąsiadów, Państwa Choinów. To było nieznośne, przerażające wycie – wspominała mama po latach. Przemknęła się między tłumem na podwórku i weszła do mieszkania Choinów. Zastała tam martwą sąsiadkę, panią Alfredę z roztrzaskaną głową, przy której zwłokach leżał pies wilczur i przeraźliwie wył! Sąsiadka była w 9 miesiącu ciąży! Tej nocy pana Choiny na szczęście nie było w domu. Bardzo trudnym momentem, jak wspominała mama Pani Ireny, były przygotowania do pogrzebu. Ci którzy przeżyli, musieli uprzątnąć dom, usunąć ślady tragedii. Trzeba było zmyć krew i posprzątać po rabunku. Ukraińcy przyszli tam nie tylko po to aby zabić, ale również aby ukraść, co tylko się dało. Mieli na to całą noc. Ograbili dom nawet z ubrań. Maria i Józef nie mieli w co ubrać swojej mamy do trumny. Na nogi założyli jej jakieś stare pożyczane buty. Jakiś stolarz ze wsi zrobił sześć zwykłych trumien. Na cmentarzu przygotowano wielki grób – obszerny dół. /.../ W niedługim czasie przyszedł do nich Józef Urban z informacją o tragedii i niektórzy z rodziny Mierzwńskich poszli na miejsce zbrodni. Wybrała się również i Pani Ewa. Jeszcze dziś to wydarzenie wspomina z przejęciem: gdy weszłyśmy z mamą do kuchni, zobaczyłam tam na podłodze zwłoki Leszka Bielawskiego, Władysławy Urban oraz jej rodziców Władysława i Pauliny Urbanów. Spod łóżka wystawały czyjeś ręce, potem mówiono, że to tego furmana, który przywiózł Bielawskich. Poza ciałami widziałam w domu wielki bałagan, pełno piór z porozrywanych poduszek, powywracane meble, pozrywane firanki. /.../ Po tragedii Maria i Józef nie zamieszkali już w dawnym swoim mieszkaniu. Pan Choina zabrał ich do Mielnicy. Wszystko, co dało się tylko zabrać z domu Urbanów, a czego ukraińscy napastnicy nie zdołali ukraść, zabrali ze sobą. W spiżarni pozostała ćwiartka krowy, wyroby wędliniarskie ze świni, jakieś zboża, nasiona, wielkie słoje miodów, suszone grzyby itp. Pan Choina zdeponował to wszystko gdzieś koło stacji w Mielnicy. Zapewne z myślą o przewiezieniu tych rzeczy wraz z sierotami do rodziny w Radziszowie. Wtedy Ukraińcy i jego zastrzelili. Zwłoki Pana Choiny i Bronisława Sokołowskiego znaleziono w pobliżu stacji kolejowej w Mielnicy. Zginęli  w dniu 29 lutego 1944 r., zatem w 12-tym dniu po napadzie na Urbanów. Ten fakt doskonale pamięta Pani Ewa Bosakowska, bo świadkiem odnalezienia zwłok był jej ojciec, Pan Jan Mierzwiński, który w tym dniu pełnił służbę na kolei w Mielnicy. Sytuacja ocalałych dzieci bardzo się skomplikowała, przede wszystkim znów sparaliżował je strach. Ocalałe dobro przepadło, a nadzieja na wyjazd do krewnych oddaliła się. Rodzeństwo bało się również wrócić do rodzinnego domu. Marią zaopiekowała się jakaś Polka z Mielnicy, a Józef wkrótce wcielony został do służby wojskowej. Gdy w czerwcu 1944 r. Mierzwińscy wrócili do swojego domu w Iwaniu Pustym, przygarnęli Marię. Mieszkali razem jeszcze do stycznia 1945 r. Dopiero w drugiej połowie stycznia, Pan Mierzwiński załatwił wagon, którym jego rodzina razem z Marią i Józefem udała się do Polski. Było to w dniu 25 stycznia 1945 r.” (Fragment wspomnień Marii Jaskuły z Radziszowa opublikowany przez Janusza Bierówki na http://naszradziszow.com/23-artykuly-o-radziszowie/ii-wojna-%C5%9Bwiatowa-i-jej-skutki/659-maria-jasku%C5%82a-z-radziszowa-przyk%C5%82ad-%C5%BCycia-z-pi%C4%99tnem-rzezi-polak%C3%B3w-na-kresach.html . Za: B. Szarwiło: Krwawe zaręczyny w Iwaniach Pustych; w: http://wolyn.org/index.php/informacje/980-krwawe-zareczyny-w-iwaniach-pustych ).     
Na drodze ze wsi Lipica do wsi Skomorochy Stare pow. Rohatyn zamordowali 24-letnią Polkę.  „18.II.1944 Skomorochy pow. Rohatyn: Udata Maria (lat 24) z domu Skulska zabita na drodze z Lipicy do Skomoroch.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373).
We wsi Lipina pow. Jaworów zamordowali Józefa Giemzę ur. 1913 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
W mieście Lwów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków, małżeństwo, w ich własnym mieszkaniu.  „Dnia 18.II.1944 r. zostali zamordowani w swoim mieszkaniu przy ul. Krupiarskiej nr 18 Polak MIKUŁA Władysław, lat 53 i jego żona Maria, lat 49.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „18.II. Mikuła Władysław, l. 53, i Maria, żona, l. 49, zam. ul. Krupiarska 18. Zamordowani w mieszkaniu.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Podusilna pow. Przemyślany banderowcy zamordowali 11 Polaków. (Józef Wyspiański: Skutki napadów ukraińskich nacjonalistów w powiecie Przemyślany. w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich, tom 10, Kędzierzyn-Koźle 2018).
We wsi Słoboda Konkolnicka pow. Rohatyn: „18.02.1944 r.: 6-7. Kwiatkowski Józef l. 19, gospodarz; Pańczyniak Marceli l. 30, gospodarz 8. Stokowski Grzegorz, gospodarz.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Zarwanica pow. Podhajce zamordowali 6 Polaków. 
 
- 1945 roku: 
We wsi Hermanowice pow. Przemyśl: „18 lutego 1945  w Hermanowicach o godz. 16.00 3 banderowców o pseudonimach „Czmil”, „Jastrub” i „Burłaka” zlikwidowała 2 członków komisji przesiedleńczej oraz zabrali im dokumentację wraz z 2 pistoletami.” (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s.158).
We wsi Nowosiółki pow. Dobromil: „W nocy na 18 lutego 1945 roku napastnicy zamordowali 18 mieszkańców wsi Nowosiółki i Szczegły w rejonie Jaworów, obwód Lwów, w tym 9 kobiet i 6 dzieci.(Arch. spr. №372, 100, ark. 98-102. INFORMACJA SBU o działalności OUN-UPA №113 z dnia 30.07.1993 r.)
We wsi Probużna pow. Kopyczyńce  zamordowali Tadeusza Zakrzewskiego, lat 17.  
We wsi Sucha Wola pow. Lubaczów uprowadzili i zamordowali w lesie 2 Polaków. 
 
- 1946 roku:
We wsi Bartkówka pow. Brzozów: IPN Rzeszów; sygn. S 59/09/Zi - śledztwo w sprawie zbrodni przeciwko ludzkości polegającej na zabójstwie przez nieustalonych sprawców przy użyciu broni palnej w dniu 18 lutego 1946r. w Bartkówce woj. podkarpackiego Stanisława B. oraz kradzieży mienia w postaci 4 krów, 3 koni, odzieży i żywności. „W dniu 18 lutego 1946r. wieczór do domu Stanisława B. w Bartkówce weszło trzech uzbrojonych mężczyzn. Wypili stojący w kuchni słój ze śliwowicą, a następnie wszystkich zapędzili do piwnicy. Z domu zabrali odzież, pościel, sprzęty gospodarstwa domowego oraz zboże, które załadowali do sań. Z obory wyprowadzili 3 konie i 4 krowy. Następnie wywoływali po nazwisku uwięzionych w piwnicy. Wychodzących uderzali kolbą karabinu. Stanisław B. rozpoznał jednego ze sprawców. Kiedy o tym powiedział, napastnicy związali mu ręce z tyłu i kazali uciekać. Otrzymał wówczas 6 strzałów z broni palnej, powodujących natychmiastową śmierć. Śledztwo w tej sprawie umorzono 22 lipca 2009r. wobec braku cech zbrodni przeciwko ludzkości i przedawnienia karalności.”  Oraz: 18 II w Bartkówce banderowcy zamordowali 40-letniego Stanisława Budnika. (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula..., jw.)
 
     W nocy z 18 na 19 lutego 
 
- 1944 roku: 
We wsi Danilcze pow. Rohatyn: „18/19.02.44 r. zostali zamordowani: 1-19. Chudzik Maria l. 50; Gołębiowski Władysław l. 50; Jakub Józef l. 60, Adam l. 35 i Kazimiera l. 28; Macek Emilia l. 25 i Maria l. 30; Miśkiewicz Ksenia l. 70, Jadwiga l. 4 i Bronisław 7 miesięcy; Miśków Maria l. 60; Strońska Aniela l. 65; Tłuczek Andrzej l. 55 i Anna (jego żona?); Witkowska Józefa i jej 4 dzieci.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
Na stacji kolejowej Podszumlańce pow. Stanisławów upowcy zastrzelili Polkę.
We wsi Żornica pow. Gródek Jagielloński uprowadzili i zamordowali 2 Polaków. „[Zorniska, Gródek] W nocy z dnia 18 na 19 banda złożona z nieznanej liczby osobników uprowadziła w nieznanym kierunku i najprawdopodobniej zamordowała następujące osoby: 1. Inż. Władysław Wojnarowski; 2. Dominik Biskowski, ciał nie znaleziono.” (1943 sierpień – 1944 kwiecień – Meldunki i raporty (wybór) z PolKO Lwów-powiat przesłane do Delegata RGO we Lwowie dotyczące napadów i mordów dokonanych na ludności polskiej powiatu lwowskiego. W:  B. Ossol. 16722/1, s. 45, 51, 55-63, 67-69).
 
- 1945 roku:
We wsi Darachów pow. Tarnopol „partyzanci ukraińscy” uprowadzili z domu Franciszkę Misę, której mąż przebywał w niewoli niemieckiej, przywiązali ją do słupa drogowego i po torturach zamordowali.
 
     Od 21 stycznia do 19 lutego 
 
-  1943 roku:
We wsi Żurawłów pow. Hrubieszów: Od 21 stycznia do 19 lutego 1943 r. przeprowadzono wysiedlenie wsi Żurawłów w gminie Grabowiec. Dokonali go Niemcy wspólnie z Ukraińcami, mordując przy tym kilku polskich mieszkańców wsi. (S. Jastrzębski, Ludobójstwo nacjonalistów ukraińskich na Polakach na Lubelszczyźnie w latach 1939-1947, Wrocław 2007, s. 124).
 
     19 lutego 
 
- 1942 roku:  
W osadzie Zastawie pow. Zdołbunów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków, braci Pawła i Antoniego Pawłowskich.
 
- 1943 roku:  
We wsi Markopol pow. Zborów banderowcy zamordowali 5 Polaków. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi). 
 
- 1944 roku:  
We wsi Antonówka pow. Podhajce: „19.II. w Antonówce pod Podhajcami zamordowano 22 rodziny.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123). 
W mieście powiatowym Czortków: „19.02.1944 r. został zam. Kurasiewicz Karol w drodze do Horodyna.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Fraga pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 35 Polaków: o. Joachima Stanisława Szafrańca OFM administratora parafii klasztoru bernardynów we Fradze, braci: Rocha Sałka OFM, Euzebiusza Kamińskiego OFM, ojca Antoniego Szałka OFM - przełożonego zakonu, który był torturowany i przecięty piłą na pół, oraz ok. 30 parafian. (http://www.stowarzyszenieuozun.wroclaw.pl/rohatyn.htm)  Inni:  „Napady ukraińskie w powiecie Rohatyn. 18.II.1944. m. Fraga – ofiar 45.” (1944, 26 luty – Wykaz napadów ukraińskich w powiecie Rohatyn. W: B. Ossol. 16722/2, s. 89).
W kolonii Karczunek pow. Włodzimierz Wołyński: „z samego rana banda UPA zaatakowała naszą kolonię i jej polskich mieszkańców.  /.../  Gdy wyjeżdżaliśmy z naszego podwórka, dopiero wtedy na własne oczy zobaczyłam ten ogień, który już objął cały dom mojej cioci Anieli. Z stamtąd też dochodził straszny pisk, okrutnie męczonego człowieka, jeszcze nie wiedzieliśmy że właśnie mordują naszego wujka Ignacego, choć oczywiście domyślaliśmy się tego, ale i tak nie byliśmy im wtedy w stanie pomóc. Jak dziś pamiętam jak gwałtownie tato poganiał konia i jak szybko uciekaliśmy. /.../ Moja ciocia Aniela Wenena, która przeżyła napad na ich dom, po wojnie w naszym domu opowiadała mi osobiście, jak Ukraińscy oprawcy napadli na nich, było to tak: „Ukraińcy o świcie podpalili nasz dom, gdy zobaczyłam ogień, zdołałam się ukryć w ziemiance. To był taki prowizoryczny schron, tymczasem mój mąż Ignacy nie zdążył się tam schronić, ponieważ był kaleką i miał jedną nogę drewnianą. Kiedy Ukraińcy go złapali, od razu zaczęli ostro przesłuchiwać. Wszystko dokładnie słyszałam, bowiem moje schronienie było niedaleko nich. Ukraińscy bandyci widząc, że jest w domu sam, zaczęli krzyczeć do niego wyraźnie zdenerwowani: „Gdzie reszta rodziny, gdzie są twoi synowie?” A wtedy mój mąż wyraźnie wystraszony też krzyczał do nich rozpaczliwie tak: „Nie mam rodziny, nie mam synów. Jestem sam.” Oni jednak widać mu nie uwierzyli, bo strasznie zaczęli się na nim mścić, najpierw połamali mu ręce a potem obie nogi. Tak umęczonego, na wpół żywego wrzucili do ognia.”  (Kazimiera Kowalczyk, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl; wspomnienia spisał Sławomir Roch). W. i E. Siemaszko na s. 842 – 843 napad na kolonię Karczunek datują na noc z 14 na 15 lutego i nie wymieniają wśród zamordowanych około 30 Polaków Ignacego Weneny.
W mieście Lwów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków: zastrzelili na ulicy 2 Polaków, w tym 22-letniego chłopca (był to Bronisław Sękalski) i zrabowali jego dokumenty, natomiast  policjant ukraiński o nazwisku Garda zamordował 17-letniego chłopca (był to Stanisław Nawrocki).   „Dnia 19.II.1944 r. przy ul. Balonowej zastrzelony został Polak NN nazwiska przez praktykanta Pol. Krym. Ukr. GARDY.” „Dnia 19.II.1944 r. zamordowany został Polak NAWROCKI Stanisław, lat 17, zam. Grota Miodowa 107. Wypadek miał miejsce przy ul. Piątaków.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „19.II. Nawrocki Stanisław, l. 17, zam. Grota Miodowa nr 107. Zamordowany przy ul. Piątaków.”. „19.II. Przy ul. Balonowej zastrzelony został osob. NN przez praktykanta Pol. Krym. Ukr. Gordy.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
W mieście Lwów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków: zastrzelili na ulicy 2 Polaków, w tym 22-letniego chłopca (był to Bronisław Sękalski) i zrabowali jego dokumenty, natomiast  policjant ukraiński o nazwisku Garda zamordował 17-letniego chłopca (był to Stanisław Nawrocki). „Dnia 19.II.1944 r. przy ul. Balonowej zastrzelony został Polak NN nazwiska przez praktykanta Pol. Krym. Ukr. GARDY.” „Dnia 19.II.1944 r. zamordowany został Polak NAWROCKI Stanisław, lat 17, zam. Grota Miodowa 107. Wypadek miał miejsce przy ul. Piątaków.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „19.II. Nawrocki Stanisław, l. 17, zam. Grota Miodowa nr 107. Zamordowany przy ul. Piątaków.”. „19.II. Przy ul. Balonowej zastrzelony został osob. NN przez praktykanta Pol. Krym. Ukr. Gordy.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Monasterzyska pow. Buczacz został uprowadzony i zamordowany przez UPA por. Stanisław Ignatowicz, komendant obwodu AK „Buczacz”.   
We wsi Okno pow. Skałat:  „W dniu 19 lutego 1944 r. porwano w Oknie 8 Polaków.” (Ks. bp. Wincenty Urban: „Droga Krzyżowa Archidiecezji Lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945”, Wrocław 1983). Komański, na s. 344 datuje porwanie na 28 lutego 1944.
We wsi Podkamień Rohatyński pow. Rohatyn banderowcy oraz miejscowi Ukraińcy zamordowali około 80 Polaków, w tym ks. Stanisława Paszczakowskiego, wikariusza parafii Podkamień. W dzień ukraińska policja przeprowadziła rewizję w poszukiwaniu broni u Polaków. Gdy jej nie znaleziono, wieczorem około godziny 18-20 przybyła sotnia “Siromancy”, która razem z miejscowymi Ukraińcami  wchodziła do polskich domów i mordowała za pomocą noży, siekier, młotów i wideł, jedynie do uciekających strzelano. Dzień po zbrodni do Podkamienia przybyła niemiecka policja, która zrobiła zdjęcia ofiar i odjechała. Zwłoki pochowano w zbiorowej mogile, którą ukraińscy nacjonaliści później zrównali z ziemią. (Grzegorz Hryciuk, „Przemiany narodowościowe i ludnościowe w Galicji Wschodniej i na Wołyniu w latach 1931-1948”, Toruń 2005, s. 250. Grzegorz Motyka, „Od rzezi wołyńskiej do akcji „Wisła”, Kraków 2011, s. .236-238; Siekierka..., s. 404 – 405). „Jestem w posiadaniu oryginalnej listy pomordowanych w Podkamieniu. Część nazwisk występuje w wykazie pomordowanych. Na tej liście jest nazwisko zamordowanego księdza Borzób Stanisław. W spisach jego brakuje. Jest 50 nazwisk. (K. Rębisz, w: www.stankiewicae.com/ludobojstwo.pl).  Sz. Siekierka, H. Komański, E. Różański ..., na s. 404 – 405 napady na Podkamień datują na 9 lutego oraz 20 lutego 1944 roku. Wśród zamordowanych 80 Polaków widnieje: „NN., ks. wikariusz parafii Podkamień, został uprowadzony i zamordowany przez banderowców pod koniec 1945 r.”.  Podczas napadu UPA na wieś, kościół, plebanię i klasztor 19 lutego 1944 roku została zamordowana s. Helena Dżugała, przed śmiercią dokonano na niej zbiorowego gwałtu. „S. Helena Dżugara, lat 26, z parafii Podkamień Rohatyński w powiecie Rohatyn (archidiec. lwowska, dekanat Świrz), 20.02.1944 podczas napadu nacjonalistów ukraińskich na wieś zgwałcona i zamordowana wraz z około 50 osobami.” (http://www.nawolyniu.pl/artykuly/duchowni.htm ).
We wsi Sarnki Dolne pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 17 Polaków, w tym zastrzelili 60-letniego proboszcza ks. Wiktora Szklarczyka. 
We wsi Słobódka Konkolnicka pow. Rohatyn: „19.II.44. Słobódka Kąkolnicka, Zagórze: Zamordowani;  1) Kruszelnicki Władysław 2) Wybranowski Michał  3) Srokowski Grzegorz 4) Kwiatkowska Józefa 5) Rudziński Władysław 6) Rudziński Karol 7) Baranowski Leopold 8) Baranowski Karol 9) Rudnicki Albin.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).    Siekierka (s. 412, stanisławowskie) datuje ten mord na styczeń 1944 roku.
We wsi Sosnów gm. Siennikowice pow. Podhajce: „W sobotę 19 lutego 1944 r. terroryści ukraińscy napadli również na wieś Sosnów w gminie wiejskiej Siemikowca, powiat podhajecki, mianowicie na kolonię tej wioski. Tu obstąpili dom Czarneckiego, który jednak był zamknięty, ponieważ napad miał miejsce w nocy. Terroryści poczęli rzucać granaty ręczne przez otwór wyłamany przez nich w dachu blaszanym, od odłamków których zginął na strychu rolnik Czarnecki Franciszek, lat 60, rodzina którego nocowała gdzie indziej. Córka Czarneckiego Bronisława ukryta była w krytycznym czasie pod workami z cukrem. Napastnicy porwali cukier, Czarnecka zdołała jednak zbiec na podwórze i skryła się w budzie psa i tam ocalała. U wspomnianego Czarneckiego, pasiecznika, zginął też Woźny Emil, lat 21, z zawodu rolnik, który w krytycznym czasie krył się u swojego stryja. Po tych wyczynach udali się napastnicy do brata śp. Czarneckiego, z zawodu rolnika, którego spalili żywcem wraz z domem i z zabudowaniami gospodarczymi. Wraz z nimi spalił się Grodzki Zbigniew, z zawodu rolnik, lat około 24. Tego samego dnia udali się ci sami sprawcy do gospodarza Łoteckiego na kolonii, którego poranili wraz z żoną odłamkami granatu  ręcznego. Mordy te trwały od godziny 22 do 2 w nocy”. (1944, 25 luty – Pismo PolKO w Brzeżanach do Delegata RGO we Lwowie dotyczące tragicznego położenia wiejskiej ludności polskiej w powiatach Rohatyn, Podhajce i Brzeżany na skutek ataków band ukraińskich. Protokół spisany z Woźniakówną Kunegundą, lat 17, córką Stanisława Woźniaka, rolnika w Bieniawie, gm. wiejska Siemiakowice, pow. Podhajce w dniu 25 lutego 1944 r. W: B. Ossol. 16721/2, s. 109-112). „19.02.1944 r. zostali zamordowani: 1. Czarnecki Franciszek l. 60; 2. Czarnecki Józef l. 55;  3. Grodzki Zbigniew l. 23; 4. Woźny Emil l. 22.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Zagórze Konkolnickie pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 10 Polaków.  
 
- 1945 roku: 
W mieście powiatowym Lubaczów zamordowali 2 nieznanych milicjantów oraz kasjerkę Annę Gut. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
We wsi Oryszowce pow. Kopyczyńce: „19.02.1945 r. zamordowano 2 Polaków NN, którzy tam przyszli za handlem.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7); pochodzili oni ze Lwowa.  
We wsi Stare Sioło pow. Lubaczów zamordowali Tadeusza Kohuta lat 38. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
 
- 1946 roku:
We wsi  Chotyniec pow. Jarosław zginął milicjant z posterunku MO Młynach Władysław Łuszczyszyn. (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s. 125).
- 1947 roku:
We wsi Żernica Wyżna pow. Lesko bojówka SB-UN uprowadziła Marię Proch i po przesłuchaniu zamordowała. (AIPN Rz, 28.II.1947 r., k. 46 oraz 27.II. 1947 r., k. 60). 
 
     W nocy z 19 na 20 lutego 
 
- 1945 roku:  
We wsi Werbka pow. Buczacz upowcy zaprowadzili ujętych Polaków do stodoły, powiązali ich i  stodołę podpalili; żywcem spłonęło 20 Polaków.
 
     20 lutego
 
- 1943 roku:
W mieście powiatowym Borszczów woj. tarnopolskie został zamordowany przez Ukraińców 1 Polak, Wiktor Paskal, kierownik piekarni.
W kol. Milaszów pow. Łuck został zastrzelony przez Ukraińców Bogdan Jaworski, lat 18.
 
- 1944 roku:
We wsi Beniów – Łęg pow. Złoczów: „20.02.1944 r. został zamordowany Marian Krzyształowicz l. 40.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Hanaczów pow. Przemyślany zastrzelili Jana Brzozę, lat 25.
We wsi Niżborg Stary pow. Kopyczyńce zamordowali 1 Polaka. 
We wsi Ruda Brodzka pow. Brody podczas kolejnego napadu banderowcy zamordowali 14 Polaków, spalili zagrody, kościół, szkołę, wieś przestała istnieć. „20.II. Odbył się drugi napad, wieś została spalona, reszta mieszkańców wymordowana +/- 150.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Skoromochy Stare pow. Rohatyn zamordowali 20 Polaków.  „19.II.44. Skomorochy Stare. Zamordowana Skulka Maria” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
W miasteczku Sokołówka pow. Złoczów zamordowali ks. Jana Wiszniowskiego (inni podają datę 28 lutego 1944 i miejscowość Sokołówka Hetmańska).
We wsi Strzeliska Nowe pow. Bóbrka zamordowali 30 Polaków.
We wsi Szutowa pow. Jaworów zamordowali 12 Polaków: uprowadzili 9 mężczyzn, w tym ks. Albina Banasia, oraz 19-letnią Marię Szeligę, którzy zaginęli bez wieści, natomiast we wsi zastrzelili dwie żony uprowadzonych mężczyzn. (Siekierka..., s. 352, lwowskie).  „Dnia 20.II.br. w nocy we wsi Szutowej oddalonej 9 km. od Jaworowa, banda rozmawiająca po ukraińsku uprowadziła w nieznanym kierunku następujące osoby, 9 mężczyzn i 1 kobietę. Podkreślamy, że uprowadzeni to sami Polacy. 1). Ksiądz Barnaś Albin; 2). Lorek Jerzy (nauczyciel); 3). Romanowicz Wawrzyniec (gospodarz), lat 32; 4). Gołębiowski Franciszek, lat 32; 5). T[w?]orek Franciszek, lat 34; 6). Zagórka Jan, lat 40; 7). Zolejarz Wojciech, lat 31; 8). Jakóbik Stanisław, lat 34; 9). Gunio Stanisław, lat 36; 10). Szeliga Maria, lat 19.”  (1944, 24 lutego – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie w sprawie uprowadzenia przez bandę ukraińską Polaków ze wsi Szutowej. W: B. Ossol. 16721/1, k. 221). „Dnia 20 lutego grupy złożone po czterech bandytów uzbrojonych w karabiny częściowo umundurowane w niemieckie i ukraińskie policyjne mundury uprowadziły i najprawdopodobniej zamordowały następujące osoby w Szutowej [Jaworów]: 1. Albin Barnaś, proboszcz; 2. Artur Lorek, nauczyciel; 3. Wawrzyniec Romanowicz, gospodarz; 4. Jan Zagórka, gospodarz; 5. Franciszek Gołębiowski, gospodarz; 6. Franciszek Tworek, gospodarz; 7. Stanisław Jakubik, gospodarz; 8. Maria Szeliga; 9. Wojciech Olejarz, gospodarz; 10. Stanisław Gunia, gospodarz, zwłok nie znaleziono – wieś wyemigrowała”. (1943 sierpień – 1944 kwiecień – Meldunki i raporty (wybór) z PolKO Lwów-powiat przesłane do Delegata RGO we Lwowie dotyczące napadów i mordów dokonanych na ludności polskiej powiatu lwowskiego. W:  B. Ossol. 16722/1, s. 45, 51, 55-63, 67-69).
We wsi Twerdynie pow. Horochów w zasadzce UPA zginęło 13 partyzantów AK „Gzymsa”, uratowało się 7, w tym 5 było rannych; jeden ciężko ranny popełnił samobójstwo, aby nie utrudniać kolegom dramatycznego odwrotu.
We wsi Uście Zielone pow. Buczacz upowcy zamordowali 2 Polaków: aptekarza Korolczuka oraz Paulinę Beszkiewicz (jej nie podaje Komański…, s. 176). “Niestety, podczas tego napadu na tzw. organistówce zamordowano moją ciocię Paulinę Beszkiewicz, najmłodszą siostrę mojego taty”. (Eugeniusz Korotasz: Moje Kresy; w:  http://www.brzeg24.pl/moje-kresy/6306-moje-kresy-eugeniusz-korotasz).
 
- 1945 roku: 
We wsi Charzeńce pow. Trembowla: „20.02.1945 r. zastrzelono 2 Polaków”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Jabłonówka pow. Kamionka Strumiłowa: W dniu 20 lutego 1945 roku na rozkaz Kupiaka jego podwładni zamordowali Hannę Bogomołową, kierowniczkę młyna w Jabłonówce za to, że nie zgodziła się dawać im mąki, oraz dwóch Polaków, którzy wtedy przejeżdżali obok młyna z drewnem z lasu. Zaprowadzili ich do pobliskiego lasu i tam zamordowali.” (Bronisław Szeremeta: „Watażka jego zbrodnie i zakłamane wspomnienia”. W: http://www.republika.pl/szeremeta/watazka.htm ). Inni: We wsi Jazienica Ruska pow. Kamionka Strumiłowa przez UPA zabita została Ukrainka Bogomołowa Anna i 2 Polaków (Kubów..., jw.).
We wsi Krowica Hołodowska pow. Lubaczów miejscowi Ukraińcy zamordowali Katarzynę Kuryk ur. 1896 r.
We wsi Obrzańce pow. Tarnopol: „20.02.1945 r. zastrzelono 2 Polaków NN w czasie napadu, który został odparty”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
Na terenie powiatu Przemyśl banderowcy zamordowali 11 Polaków,  gajowych. 
We wsi Trusze pow. Leżajsk 20 lutego 1945 r. zamordowali Józefa Rebusia ur. 1884 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
 
- 1946 roku:
We wsi Ryszkowa Wola pow. Jarosław został zamordowany przez Ukraińców Stanisław Szczebliwilk.  („Wiązownica pamięta”; w:http://www.mieczyslawgolba.pl/biuletyn.pdf)
W miejscowości Werbkowice pow. Hrubieszów upowcy rozbroili i zamordowali 8 żołnierzy WP.   
 
- 1947 roku:
We wsi Świątkowa Wielka pow. Jasło doszło do przypadkowej potyczki oddziałów polskich (KBW, MO, PUBP, ORMO), podczas której zginęli nadrejonowy prowidnyk „Werchowyny” Stepan Jaroszewicz „Robert” i referent propagandy Marija Kipkiszko „Stepowa”, narzeczona „Roberta”. Według jednego ze sprawozdań sytuacyjnych posterunku MO w Jaśle wynika, że zdarzyło się to 20 lutego 1947 r. w okolicach Świątkowej Wielkiej.  Wiadomo, że przebywający u zaprzyjaźnionych gospodarzy działacze OUN-UPA zostali zaskoczeni przez siły polskie. Podczas ucieczki postrzelono „Stepową”, a „Robert”, nie chcąc zostawić jej samej, wrócił, po czym oboje zginęli.  Akcja ta, mimo iż nieplanowana przez stronę polską, przyczyniła się do wyeliminowania przedstawicieli wyższej kadry OUN na tym terenie. Przy zabitych odnaleziono dokumenty i pieczęcie. Ciała pochowano w Świątkowej Wielkiej, nieopodal mostu. (Zakerzonnja. Spomyny wojakiw UPA, t. 5, Warszawa 2005, s. 262–263; Powstanśky mohyły. Propamjatna knyha wpawszych na poli sławy wojakiw Ukrajnśkoji Powstanśkoji Armij – Zachid VI Wojennoj Okruhy „Sjan” Taktycznych Widtynkiw „Łemko”, „Bastion”, „Danyliw”, t. 1, Warszawa – Toronto 1995, s. 310). Według relacji ukraińskich napadnięci, nie widząc drogi ratunku, popełnili samobójstwo (AIPN Rz, 0072/1, Nacjonalizm ukraiński, sprawa obiektowa, t. 50, k. 5).
 
     21 lutego
 
- 1940 roku:
W miejscowości Borysław pow. Drohobycz zmarł w wyniku pobicia przez bojówkarzy OUN Edward Sobolewski, lat 55, żołnierz września, ranny podczas wojny. 
 
- 1944 roku:
W kol. Andrzejówka pow. Sokal Ukraińcy zamordowali 2 Polaków, w tym 3-letniego Kazimierza Przybyłę.
We wsi Budniki pow. Kałusz: „21.II.44. Budniki, Kałusz: Zamordowano leśniczego i 2 gajowych..” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Buszcze pow. Brzeżany: „21.II. Buszcze Zastrzelony nacz. stacji Krysiak, przez 4 osobników, gdy wieczorem wychodził do pociągu o 21. Sprawcy prawdopodobnie ze wsi Szumlany lub Potoczany.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Hucisko Brodzkie pow. Brody zamordowali 5 Polaków.
We wsi Krowica Hołodowska pow. Lubaczów upowcy napadli na majątek Akademii Krakowskiej i zamordowali 7 Polaków oraz 1 Ukrainkę. Oraz: We wsi Krowica Hołodowska pow. Lubaczów 21 lutego 1944 r. w nocy podczas napadu na zabudowania byłego majątku Akademii Krakowskiej pod administracją niemiecką (Ligenschaft) bojówka UPA zamordowała 8 osób: zarządcę majątku Romana Daszkiewicza lat 44, ukraińską gospodynię zarządcy o nieustalonym imieniu i nazwisku, dwóch braci Daszkiewiczów, którzy przybyli z Rawy Różanickiej w odwiedziny do brata, pracownika Józefa Dżawała lat 30, Kazimierza Dżawały lat 23, mieszkańca wsi - rolnika Michała Furgały lat 33, pracownika majątku-mechanika Władysława Obirka lat 33. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa). 
W mieście Lwów policjanci ukraińscy na ulicy zamordowali 22-letniego Polaka (był to Jerzy Leskowicz) i rabowali jego dokumenty oraz ciężko poranili drugiego 22-letniego Polaka (był to Zygmunt Zębowicz) i także zrabowali mu dokumenty. „Dnia 21.II.1944 r. przy ul. Piasecznej zamordowany został Polak LESKOWICZ Jerzy, lat 23, zam. Piątaków 36. Dokumentów osobistych brak”. (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „21.II. Leskowicz Jerzy, l. 22, zam. Piątaków 36, zamord. przy ul. Pasiecznej. Dokumentów brak.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
W miasteczku Wiśniowiec Nowy pow. Krzemieniec upowcy wdarli się do klasztoru i dokonali rzezi zgromadzonych tutaj 300 – 400 Polaków, głównie uciekinierów z sąsiednich wsi; zakonników powiesili na sznurach i ręcznikach oraz wbili im w bok metalowe pręty; wymordowali ponad 308 Polaków (Siemaszko..., s. 474, podaje też datę „tuż po 20 lutym”; natomiast Maria Dębowska i Leon Popek w książce: Duchowieństwo diecezji łuckiej. Ofiary wojny i represji okupantów 1939 – 1945;  Lublin 2010, na s. 75i 111 podają: „7 lutego w południe ostatnie oddziały węgierskie opuściły Wiśniowiec, a już wieczorem UPA zaatakowała klasztor. Zostali zastrzeleni obydwaj zakonnicy. Życie straciło także wielu Polaków przebywających w klasztorze”. Zamordowani zostali: o. Józef Kamil od św. Sylwestra Gleczman OCD oraz  o. Jan Cyprian od św. Michała Lasoń OCD. 
Wrocław dnia 3.04.1997 r. Urodziłam się w 1929 roku w Nowym Wiśniowcu w województwie tarnopolskim. Moja rodzina składała się z babci i dziadka (Michała i Wiktorii Radzimińskich - rodziców mamy), moich rodziców (Antoniego i Anny Saluków) oraz mnie i rodzeństwa (Tadeusza, Wandy, Walerii, Stanisławy, Marcina i Janiny). W 1942 roku w domu nie było brata Tadeusza oraz siostry Walerii, przebywających na przymusowych robotach w Niemczech. /.../ Mój ojciec pochodził z Podkamienia k./Brodów woj. lwowskie i miał tam matkę, Marię Schonert (nazwisko drugiego męża). Postanowił więc, ze wyjedziemy do Podkamienia, ponieważ jak mówił, jest tam więcej mieszanych rodzin ukraińsko - polskich. Rodzice mojej matki nie chcieli z nami jechać mówiąc: „my starzy nikomu krzywdy nie zrobiliśmy, więc i nam nikt krzywdy nie zrobi, nie zostawimy całego dorobku”. Niestety, w lutym 1944 roku zostali zamordowani przez banderowców, a ich ciała wrzucono do studni. Razem z dziadkami zostali zamordowani: Dudkowska Janina z dwójką dzieci i dwie rodziny Królikowskich (krewnych babci), razem 13 osób. W tym samym czasie zamordowano setki osób, ale ja nie pamiętam nazwisk. Po zamordowaniu dziadków dom podpalono, zresztą w tym czasie wszystkie domy polskie i żydowskie zostały spalone. Do pałacu Wiśniowieckich i do klasztoru oo. Karmelitów Bosych zwożono przez wiele dni słomę celem podpalenia, co zresztą zrobiono. Widziałam wypalone okna i okopcone mury.” (Wspomnienia Marii Saluk; w: www.podkamien.pl ). „Ocalała kobieta, która cudem uniknęła śmierci, udając nieżywą – leżała na zwłokach innych, a kule i odłamki granatów ją szczęśliwie ominęły. Następnie zakryły ją dalsze ciała i trupy pomordowanych. Spod tych zwłok wyszła dopiero na drugi dzień, o 5 godz rano. Była to Gromnicka, kobieta z naszej dalszej rodziny, bliska przyjaciółka mojej mamy Janiny Szymańskiej. Mąż Gromnickiej został w tym dniu w klasztorze zamordowany. Po przybyciu do Wiśniowca wojsk radzieckich, wszyscy zabici zostali pochowani w zbiorowej mogile na miejscowym cmentarzu. Mogiła ta nigdy nie została oznaczona i jest w dalszym ciągu porośnięta krzakami. /.../ Szczegóły z napaści banderowców na Klasztor Karmelitów Bosych w Wiśniowcu z przekazu ocalałej pani Gromnickiej ( jedyny świadek tragedii – epizod nieznany historykom). Klasztor był murowany i otoczony murem. Ukryci UPOwcy, zmusili miejscowego felczera Ukraińca Hnatowa pod groźbą utraty życia, by zapukał do bram klasztoru i poprosił o wpuszczenie do środka. Gdy mnisi otworzyli wrota, rozpoczął się krwawy szturm na klasztor i rzeź ukrytych tam Polaków. Wymieniony wyżej felczer, wcześniej uratował życie Janinie Szymańskiej, podając jej zastrzyki na ciężkie zapalenie migdałków. /../ Gromnicka po tragedii klasztornej chciała jak najszybciej i jak najdalej uciekać. Jedną z nocy przetrwała, ukrywając się pomiędzy ulami gospodarza Ukraińca. Ten choć sympatyzował z Polakami, w obawie o swoje życie, kazał jej opuścić rejon swojego gospodarstwa. Przez następne dni, w głodzie i chłodzie Gromnicka przemieszczała się w stronę Podkamienia, dalej do Krzemieńca i dalej na zachód. Uratowała się między innymi dzięki posiadanemu złotu.”  ( Leszek Pociej, Dzieje rodziny Szymańskich; w:  http://jaroslawskaksiegakresowian.pl/leszek-pociej-dzieje-rodziny-szymanskich/ ).
We wsi Wiśniowiec Stary pow. Krzemieniec upowcy wymordowali w kościele i organistówce co najmniej 182 Polaków; około 100 osób spalili w kościele św. Stanisława Biskupa Męczennika z 1756 roku.  „W chwilę później banderowcy wdarli się na chór i wymordowali wszystkich, których tam zastali. Kilka osób zrzucili na posadzkę w kaplicy. Do mnie dochodziły krzyki, płacz, jęki mordowanych, swąd palących się ubrań i ciał. Widziałam jak banderowiec bił kobietę w ciąży. Kobieta była z małą dziewczynką, cztero może pięcioletnią. Dziecko strasznie płakało ze strachu. Na jego oczach bandyta przebił matkę nożem. /.../ Na korytarzu leżał zamordowany Franek Kobylański z Pankowic. Miał poobcinane uszy i nos, na czole wycięty krzyż i ściągniętą skórę z palców u rąk” (Maria Adaszyńska, Eugeniusz Zawadzki; w: Komański..., s. 962). „W maju 1944 roku zostaliśmy ewakuowani do Wiszniowca. miasta położonego nad rzeką Horyń. Ewakuowano wszystkich mieszkańców wsi Palikrowy, bo w odległości trzech kilometrów przebiegała linia frontu wojsk Armii Czerwonej i wojsk Armii Niemieckiej. /.../  Którejś niedzieli wybrałem się z kolegami nad rzekę Horyń, by się pokąpać. Na przedłużeniu ulicy Kwacziwka była ulica Wesełiwka. Tędy szliśmy nad rzekę. W pewnym momencie zauważyłem wielu ludzi zgromadzonych na posesji spalonego domu. Ludzie gromadzili się koło studni, która była na tym terenie. Co się okazało? Koło studni stał żołnierz rosyjski, a w studni opuszczony na sznurach ojciec banderowca, który pomordował kilka rodzin polskich i wrzucił ich do tej studni. Jeden człowiek świecił do studni dużym lustrem odbitym światłem słonecznym. Temu w studni kazano wyciągać leżące tam ciała pomordowanych Polaków. Pierwsze ciało wyciągnięte należało do dziecka w wieku około jedenastu, może trzynastu lat. Lekarz wojskowy stwierdził, że to chłopiec. Ciało było już w stopniowym rozkładzie. Chłopczyk ten miał odrąbane stopy i załamaną czaszkę. Obok niego klęczała matka, poznała swego syna. Rzewnie płakała. Ukrainiec - ojciec tego bandyty - chciał uciec, ale żołnierz wystrzelił z karabinu w powietrze i kazał mu wrócić. Nie mogłem dłużej patrzeć i odszedłem. Mieszkając w Wiszniowcu, mieliśmy okazję zobaczyć ruiny spalonego polskiego kościoła. Oprowadzał nas polski nauczyciel z Palikrów, Tadeusz Pludra. Uczył on przed wojną mego brata Władzia i siostrę Józię. Wtedy byli obecni moja siostra Józia, Tadeusz Pludra, jego siostrzenica Wisia i ja. Stanęliśmy przed głównym wejściem do kościoła. Drzwi wejściowe były spalone, tylko przy zawiasach wisiały resztki zwęglonego drewna. Z wnętrza wydobywał się fetor. Pan Tadeusz Pludra powiedział, że to resztki rozkładających się niedopalonych ciał. Widok przygnębiający również był gdy spojrzeliśmy na Nowy Wiszniowiec za rzeką Horyń. Widać było drugi polski kościół, też spalony. Jego białe tynki nad oknami pokryły czarne smugi. Tam już nie byłem.” (Jan Lis: Moje smutne wspomnienia z Palikrów. Część II; w:  http://pierwszyzbrzegu.pl/historia/historia-powszechna/473-zbrodnia-w-palikrowach-cz-ii.html ).
 
- 1945 roku: 
We wsi Brzeżawa pow. Przemyśl upowcy zamordowali małżeństwo Marię i Franciszka Grodeckich.
We wsi Krowica Hołodowska pow. Lubaczów miejscowi Ukraińcy zamordowali 1 Polkę. 
 
     W nocy z 21 na 22 lutego 
- 1944 roku:
We wsi Tuczna pow. Przemyślany banderowcy zamordowali około 40 Polaków; byli to: Błaszczyszyn Katarzyna, lat 30; Błaszczyszyn Stefania, lat 4; Górniak Maria, lat 45; Górniak Katarzyna, lat 12, córka Marii Górniak; Górska Anna, lat 30, zamęczona przy pomocy noży; Górska Anna, lat ok. 60; Górska Katarzyna, lat 27; Górska Maria, lat 17, siostra Marcina; Górska Maria, lat 38, spalona w domu; Górska, lat 4; Górska Rozalia, lat 28; Górska, lat 4, córka Rozalii Górskiej; Górski Józef, lat ok. 35; Górska, lat ok. 30, żona Józefa Górskiego; Górska , lat ok. 6, córka Józefa Górskiego; Górska, lat ok. 8, córka Józefa Górskiego; Górski Andrzej, lat 28; Górski Andrzej, lat 15, zakłuty bagnetem; Górski Antoni, lat 19; Górski Józef, lat 69; Górski Marcin, lat 35; Górski Marcin, lat 24; Górski Michał, lat 35; Górski Piotr, lat 76; Górski Wojciech, lat 16; Grzeszczyszyn Jan, lat 45; Iwaśków Ignacy, lat 72; Kobryn Wasyl, lat 78, Ukrainiec; NN Bronisława, lat 25, krawcowa; N.N., siostra NN Bronisławy; N.N., matka  NN Bronisławy; Ostaszewska Anna, lat 28; Ostaszewska Wiktoria, lat 65; Ostaszewska Katarzyna, lat 19, synowa Wiktorii; Ostaszewski Wojciech, lat 19, syn Wiktorii; Ostaszewska Maria, lat 3, poćwiartowana siekierą; Ostaszewski Władysław, lat 16, syn Anny; Słabicki Franciszek, lat 29; Słabicki Wojciech, lat 5; Szpak Jan, lat 63; Tur Katarzyna, lat 63; Tur Władysław, lat 16, syn Katarzyny; Winnicka Józefa, lat 28; Winnicki Jan, lat 32. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 146 -147). „Pierwszy napad nacjonalistów ukraińskich na Polaków zamieszkałych w tej wiosce odbył się w nocy z wtorku na środę popielcową (21-22 lutego 1944 roku). Charakterystyczną cechą napadu było to, że napastnicy mordując i zabijając mieszkańców, nie rabowali ich dobytku i nie palili zabudowań. Nielicznym Polakom udało się uciec od siekiery lub bagnetu. Mnie po kryjomu wywiozła do Przemyślan - pod snopkiem słomy, na którym siedziała jako woźnica - moja matka. Niepośrednią rolę odegrał ksiądz grekokatolicki z Chlebowic Świrskich, Tyktor Grzegorz, który początkowo zachęcał do bratobójczych morderstw, wołając do Ukraińców z kościelnej ambony: - Bierzcie się do dzieła, bo pieczone gołąbki nie polecą same do gąbki. Później wręcz szantażował swoich wiernych, wykrzykując w kościele: - Ukraińcy nie mogą przyjść na święcone, jeśli nie zlikwidują Lachów. /.../  Po masakrze w wiosce pozostały jedynie rodziny mieszane, lecz nie na długo. Większość z nich opuściła swoje domostwa lub została zamordowana. Widziałem leżącego na śniegu Andrzeja Górskiego z wydłubanymi oczami i 20 ranami zadanymi nożem. Widokiem poćwiartowanego siekierą dziecka Marii Ostaszewskiej, mającego ok. trzech lat, byłem bardzo wstrząśnięty. Druga seria morderstw nastąpiła w noc poprzedzającą ruskie święta wielkanocne 22 kwietnia, ale mnie już wtedy nie było w Tucznej i nie znam żadnego nazwiska ofiar tego napadu. Prawdopodobnie pozostaną nieznane.” (Kazimierz Górski; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 128 – 129).
 
- 1945 roku:
We wsi Kobylnica pow. Lubaczów 21-22 lutego 1945 r. banderowcy podczas napadu na wieś zamordowali nieustaloną  ilości Polaków. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
 
     22 lutego
 
- 1943 roku:  
W mieście Kostopol policja ukraińska pod dowództwem Niemców aresztowała 50 Polaków, którzy zostali rozstrzelani. 
W kol. Szopy pow. Kostopol w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej zabitych zostało kilkunastu Polaków.
 
- 1944 roku:
We wsi Błudniki pow. Stanisławów banderowcy zamordowali 3 Polaków: leśniczego i 2 gajowych.  
We wsi Burkanów pow. Podhajce zamordowali 15 Polaków.
We wsi Derewlany pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali 2 Polaków.
W mieście Dolina: „22.02.1944 r. zostali zamordowani: inż. Wowk Józef, ciało odnaleziono; Romanowski i.n..” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Korczmin pow. Tomaszów Lubelski zamordowali 4 Polaków. Oraz: Grochal Bronisław leśniczy Korczmin Powiat Rawa Ruska po 22 II 1944 zamordowany przez UPA, pochowany w Korczminie.  (https://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/33416974/Cz.+III+Martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+Podkarpacia+1938-49.pdf )   
We wsi Liszkowce pow. Kopyczyńce zamordowali 3-osobową rodzinę polską. 
Na dworcu kolejowym we wsi  Podzumlańce pow. Rohatyn zamordowali ponad 100 Polaków oczekujących na pociąg.
We wsi Psary pow. Rohatyn zamordowali 10 Polaków, służbę folwarczną, oraz 4 Niemców. 
We wsi Ropienka pow. Lesko: „22.02.44 r. z donosu policji ukraińskiej zostali aresztowani przez gestapo i wywiezieni do obozu zagłady gdzie zginęli:  1-3. Findysz Franciszek; Geło Leon inżynier, porucznik rezerwy; Jakiewicz Franciszek; 4. Wójcik Franciszek. [przeżyły 2 osoby Borsuk Helena i Wójcik Wiktor].”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Szwejków pow. Podhajce: „22.02.1944 r. uprowadzono dwóch Polaków NN.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Złotniki pow. Podhajce banderowcy zamordowali od 23 do 72 Polaków (Sz. Siekierka; A.L. Sowa), cudem ocalał ks. Ignacy Tokarczuk, późniejszy biskup Ordynariusz Przemyski. W. Kubów podaje liczbę 72 ofiar z adnotacją  „a liczba ofiar może by większa”. 
 
- 1945 roku: 
We wsi Lipnik koło Ottyni  pow. Tłumacz: ”Następny napad ukraińskich band UPA w tej samej miejscowości nastąpił 22 lutego 1945r . Bandy w bestialski sposób zamordowały 18 osób, cztery ranne osoby przeżyły, spalono 4 gospodarstwa. W tym mordzie zginęło 5 osób z rodziny Kobiałków - Antonina, Julia, Krystyna, Edward i Emilia. Przeżył Franciszek Kobiałka, który po wojnie zamieszkał koło Ząbkowic Śląskich oraz Eugenia ranna w głowę. Henryk Kobiałka ukrywał się na strychu i uratował się z pogromu wyskakując z płonącego domu po wycofaniu się band. Z tą rodziną łączyło nas również dalsze pokrewieństwo. W mordzie tym zginęło jeszcze kilku naszych krewnych – Jakub Gołasz z żoną i jego brat z żoną i dwojgiem dzieci. Związano ich, oblano naftą i spalono żywcem. Żyją jeszcze świadkowie tej zbrodni, którzy rozpoznawali spalonych. W tym samym czasie zamordowani zostali jeszcze - Stefania Olejnik, Antoni i Tekla Siemiejscy, Zofia Wąs z Siemiejskich, Jan Borowiec, Mieczysław Sip. Również w lutym 1944r. spalono 40 gospodarstw w polskiej osadzie Baby. Trzy osoby zginęły, reszta przeżyła ostrzeżona przez wartę ratując się ucieczką. Nasilenie się mordów zmuszało ludność wiejską do ratowania się w miastach gdzie było nieco bezpieczniej. Siostra naszej Mamy Kazimiera z domu Pustelak , żona Andrzeja Gołasza, którego dwaj bracia 2 miesiące wcześniej zginęli w Lipniku, w ostatniej chwili przed napadem na ich dom w Odajach schroniła się z trojgiem dzieci u nas. Na gospodarstwie został tylko wujek Andrzej, który wypuścił bydło, a sam w ukryciu obserwował nocny napad. Wściekli banderowcy zrabowali co się dało, a zabudowania spalili. Ta rodzina Gołaszy przeżyła dzięki uczciwemu Ukraińcowi, który w tajemnicy powiedział, że w nocy przyjdą ich mordować. Zamieszkali w niewykończonym domu państwa Tyszkiewiczów.” (Edward Bień: Cierpienia Kresowian; w:  Zeszyty Tłumackie 2(48) 2011r. ) „22 lutego 1945 roku, kiedy razem z innymi ludźmi pełniłem wartę w Mołodyjowie, około godz. 22-giej zauważyliśmy łunę z kierunku Lipnika.  /.../ To co zobaczyłem trudno opisać. Spalone domy, niektóre jeszcze płoną. Popalone ciała dorosłych i dzieci, popalone bydło w oborach. Siostra Stefa leżała na podwórku, wywleczona przez ciocię Genowefę Kobiałka. Jakim cudem uratowała się Gienia. Otóż kiedy do mieszkania wpadł bandyta, ona trzymała dziecko na rękach. Gdy ten strzelił, zabił dziecko, ona upadła. Bandzior myślał, że ją zastrzelił. Tam,, gdzie domy były  kryte blachą lub dachówką, zastrzelone osoby nie były spalone, gdyż i budynki ocalały. Ocalał nasz dom, Borowców, Henryka Kobiałki, Gołasza i Świderskich. /.../ Siedemnaście osób pochowaliśmy we spólnej mogile na Gaju, jednej z Kolonii Hołoskowa.” (Tadeusz Olejnik: Młodość u stóp Gorganów – wojna; w: „Gdzie szum Prutu...” nr 1/31/ z 2001 roku). „22.02.45 r. zostali zamordowani: Borowiec Michał; Borowiec Jan; Gołasz Jakub z żoną; Gołasz i.n. (brat Jakuba); Gołasz Stanisław syn jego (brata Jakuba i.n.); Gołasz Anna jego córka;; Gołasz Emilia druga córka; Kobiałka Julia; Kobiałka Krystyna; Kobialka Edward; Kobiałka Emilia; Olejnik Stefania ; Siemiński Antoni; Siemińska Tekla; Wąs Zofia z domu Siemińska. Na Rubieży Nr 98 podano jeszcze 3 osoby, które zginęły w czasie tego pogromu: Sip Mieczysław ; Borowiec Michał; Borowiec Jan. [Ci dwaj ostatni wkrótce przedtem wrócili potajemnie pieszo z Sybiru!].” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). „W jednym z domów banderowcy urządzili zabawę, strzelając do dziecka w kołysce, w innym zabito matkę dwójki ocalałych dzieci leżącą w łóżku”. (Otynia małe, sentymentalne kresowe miasteczko .. ; w: http://www.namyslow-kresy.pl/dokumenty/broszura23.pdf ). 
We wsi Wola Miatiaszowa pow. Lesko upowcy powiesili Polaka, sołtysa Józefa Smolucha. 
 
- 1946 roku:  
We wsi Brusno Nowe pow. Lubaczów uprowadzili 1 Polaka, który zaginął.
 
     W nocy z 22 na 23 lutego 
 
- 1944 roku:  
We wsi Berezowica Mała pow. Zbaraż upowcy dokonali rzezi ludności polskiej za pomocą rożnych narzędzi stosując bestialskie tortury, zamordowali co najmniej 131 Polaków a 20 poranili. „Liczne banderowskie bojówki, dobrze uzbrojone, przyjechały od strony granicy wołyńskiej (granica miedzy Dystryktem Ukraina a Generalną Gubernią – przyp. S.Ż.). Najpierw zaatakowały polskie zagrody na przysiółku położonym około 1 km od wsi. Tu, by nie płoszyć śpiącej ludności we wsi, mordercy posługiwali się wyłącznie siekierami, nożami i bagnetami. I tak: Piotra Szewciuka porąbano na trzy części, Katarzynę Tomków, wdowę wraz z siedmiorgiem dzieci, zakłuto bagnetami, Janowi Nowakowskiemu odrąbano część głowy, a żonę zakłuto bagnetami. Podobnie wymordowano całą rodzinę Korylczuków: Prokopa, jego żonę Anastazję, i córki – Agnieszkę, Marię, Stefanię i małego wnuka Krzysia. Uratował się jedynie Władek Korylczuk, który po krótkiej walce wręcz, wyrwał się rezunom i zaalarmował całą wieś. Uciekł tylko w bieliźnie, a na dworze panował siarczysty mróz i śnieg był prawie po pas. Władek biegł przez całą wieś krzycząc „rżną”. Zatrzymał się aż na końcu wsi w leśniczówce. To właśnie dzięki niemu wielu ludzi zdołało się uratować.” (Władysław Kubów; w: Komański..., s. 923 – 824). „Jego trzyletniego synka nadziano na bagnet i mimo krzyku dziecka, bandyci śmiali się i wymachując bagnetem mówili, że to jest polski orzeł.” (Antonina Kubów, Stanisława Kubów; w: Komański..., s. 925). „Wujek Janek nie doszedł nawet do stajni, bo go zamordowano wcześniej, wzorując się na śmierci Jezusa: miał pięć ran zadanych nożami: na rękach, na nogach i w boku” (Maria Szpetkowska; w: Komański..., s. 936). „Poszliśmy do spalonej obory, za nami poszło oglądać to straszliwe cmentarzysko więcej ludzi. Przystąpiono do wyciągania zwłok. Wydobyto ciała żony i syna Jana Ciurysa, żony i dwu córek Piotra Ciurysa, Józefa Saciuka, matki Hrycajki z małym dzieckiem, Agnieszki Pańczyszyn z córką, córki Sowińskiego, Anny Lewków, żony i dwójki dzieci Wojtka Dżygały, oraz czwórki moich dzieci i mojej żony. Niektóre zwłoki były tak spalone, że nie ustalono ich tożsamości.” (Michał Budnik; w: Komański..., s. 913). „Gdy doszedłem do zagrody Janka Nowakowskiego „Mojsa” zauważyłem, że leży on na drodze z żoną i dwiema kobietami: starą „Slińczychą” i jej córką Kaśką. Jaśko miał odrąbaną siekierą głowę. Poszedłem do domu Władka Korylczuka i zobaczyłem, że jego najmłodsza siostra Stefania leży przy domu pod oknem cała skłuta nożami. Wszedłem do mieszkania i zauważyłem kałuże krwi, obok siebie leżeli Prokop Korylczuk i jego żona Jadzia. Byli pocięci nożami. Na ławce leżała jedna z sióstr Władka – Marysia. Miała przebity bagnetami brzuch. Jęczała. W tym samym mieszkaniu pod łóżkiem leżał ranny Józef „Słunka”. Obok na łóżku siedziała Jadzia Gap, która miała 6 ran kłutych. Na drugim łóżku leżał martwy synek Władka Korylczyka, z przebitą nożem piersią. Franek „Omelan” został zamordowany w swoim mieszkaniu. Dom Janka Jędrzejka został spalony, a on z córką udusili się w płonącym budynku czadem. U Kwaśnickich 6 osób udusiło się w spichrzu. Na podwórzu u Jaśka Krąpca leżał, przebity bagnetem Janek Szymków i stara Ciuryska.”  (Józef Gap; w: Komański..., s. 914). W umocnionym niczym twierdza spichlerzu Antoniego Kwaśnickiego Ukraińcy rozbili podwójne i zaryglowane od wewnątrz drzwi. Sześcioosobową rodzinę po zamordowaniu obłożyli słomą i podpalili. Podobny los spotkał 30 osób, które schroniły się w murowanej oborze Mikołaja Sesiuka. Ukraińcy najpierw wyprowadzili z niej inwentarz, a potem rozstrzelali z karabinu maszynowego posadzonych pod ścianą ludzi. Choć oborę podpalono, kilku osobom udało się przeżyć. Postrzelony Michał Budnik uciekł przez strych, zostawiając zabitą żonę i czworo dzieci. Ocalał też Hryńko Pańczyszyn. Ukraińcy zastrzelili mu żonę i córeczkę, a jemu samemu darowali życie, gdy odmówił po ukraińsku pacierz. Mimo postrzału w pierś przeżyła też Maria Dżygała. Oprzytomniała w płonącej oborze i przedarła się z niemowlęciem przez ścianę ognia. Więcej szczęścia mieli ludzie, którzy ukryli się w murowanej oborze Jana Krąpca, ojca o. prof. Mieczysława Alberta Krąpca, słynnego filozofa, wieloletniego rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Obora Krąpców nie została całkiem spalona, gdyż leżała zbyt blisko budynków ukraińskich sąsiadów. Zresztą sąsiad ten uratował życie Polakom, gdyż oszukał banderowców, mówiąc, że obora Krąpca była już przeszukiwana. Z ukrywających się w niej ludzi zginęła „tylko” Paulina Ciurys, która nie wytrzymała nerwowo i wyszła na podwórze. Banderowcy zastrzelili ją, a następnie przerżnęli na pół piłą. /.../ - Gdy szliśmy przez wieś, wszędzie widzieliśmy trupy i zgliszcza - wspomina po latach Władysław Kubów. - Przed swoim domem leżał zakłuty Jan Szymków, ojciec naszego kolegi Tadzika. Niektóre zwłoki były tak spalone, że nie sposób było ich zidentyfikować. Władek Kubów zajrzał też do domu swojego kolegi Franka Sowińskiego. Zdrętwiał na widok leżących obok siebie zastrzelonych rodziców Franka i jego samego, w dramatycznej pozie przewieszonego przez okno. - Widać kule skosiły go przy próbie ucieczki - wnioskował Kubów. Zamordowanych grzebano w niezwykłym pośpiechu. Pozostali przy życiu musieli zdążyć z pochówkiem za dnia, by nie nocować we wsi-cmentarzysku. I nie tyle chodziło o lęk przed złymi duchami, co przed powrotem nacjonalistów ukraińskich, którzy w bestialski sposób mordowali każdego napotkanego Polaka.
- Popalone trupy pozbierano w prześcieradła, włożono do paczek i tak pochowano - wspomina Maria Kozibroda, której udało się uciec w czasie masakry do lasu. - Ksiądz Jan Mędrzak powiedział, żeby wszystkich pochować w jednym grobie - to będzie pamiątka tych wydarzeń.
- Zbiłem dużą skrzynię i włożyłem do niej żonę i czworo dzieci - wspomina ranny i poparzony owej nocy Michał Budnik. - Nie zostali jednak pochowani. Zawieźliśmy skrzynię ze zwłokami na cmentarz i tak ją zostawiliśmy. Zbliżał się wieczór i trzeba było uciekać... (Władysław Kubów: Zagłada polskich Kresów; w: http://www.stankiewicze.com/ludobojstwo/krwawe_zapusty.html ).  
W leśniczówce Łopuszna pow. Bóbrka został zamordowany przez UPA razem z 8 osobami przebywającymi w Leśnictwie Łopuszna leśniczy Jan Biderian.  (Edward Orłowski…, jw.).
We wsi Tuczna pow. Przemyślany: „22/23.02.1944 r. zamordowano:  1. Górskiego Antoniego l. 98; 2. Szpaka Michała l. 47”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).    
 
- 1945 roku:  
W miejscowości Chodaczków Mały pow. Tarnopol zamordowali 3 Polaków: dwie kobiety i 18-letniego syna jednej z nich.
 
     Od 13 do 23 lutego
 
- 1943 roku:
We wsi Uchanie pow. Hrubieszów podczas wysiedlania Niemcy z Ukraińcami zamordowali 58 Polaków.
 
W dniach 17-23 lutego 1943 we wsi Poddębcy (pow. Łuck) odbyła się narada aktywu OUN, gdzie postanowiono powołać oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii pod jednym dowództwem. W ramach „akcji scalania” opornych z szeregów bulbowców i melnykowców  zlikwidowała banderowska Służba Bezpeky. Do dnia dzisiejszego strona ukraińska nie opublikowała pełnego tekstu uchwały programowej III Konferencji OUN. Jednakże wypadki, które po niej nastąpiły, jednoznacznie wskazują, że przyjęto tam dyrektywę nakazującą dokonanie czystki etnicznej na terenie całego Wołynia, a następnie na tych obszarach, które OUN uznał za „ukraińskie”, zapewne co najmniej „po San”. Dotknąć miała ona bez wyjątku wszystkich Polaków „od niemowlęcia po starca”. Tam też podjęto decyzję o tajności tej dyrektywy i zadbano o to, aby nie „funkcjonowała na papierze”, a jedynie w ustnie przekazywanych rozkazach. Na tej konferencji przyjęto też rozkaz skierowany do policji ukraińskiej nakazujący odejście ze służby niemieckiej do lasu. Wykonał go w marcu tego roku Mykoła Łebed’ „Maksym Ruban”. Oddziałami leśnymi dowodził Roman Dmytro Klaczkiwśkyj, „Kłym Sawur”, „Ochrym”, „Omelian”, który do końca października był oficjalnym dowódcą UPA-Północ (komandyr UPA-Piwnicz).
 
     23 lutego
 
-  1943 roku:
W miejscowości Aleksandrów pow. Biłgoraj Niemcy z policjantami ukraińskimi zastrzelili 1 Polaka, a jego żonę z córkę zabrali do obozu w Zamościu, gdzie zginęły. 
W kol. Berezówka pow. Kostopol w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej zginęła nie ustalona liczba Polaków (była to kolonia polska – około 50 Polaków?).
W miasteczku Deraźne pow. Kostopol zamordowany został przez banderowców na oczach żony i dzieci Ludomir Drohomirecki, miejscowy geodeta. Odchodząc bandyci zapowiedzieli : „Na was pryjde jiszczo pora.” (świadek syn Romuald; za: Jacek Borzęcki: Dom unurzany we krwi; w: „Gazeta Polska” z 11 lipca 2012).   
We wsi Koziarnik Chatyński pow. Kostopol w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej spłonęło wraz z ich domami 6 chorych Polaków.
We wsi Myszakówka  pow. Kostopol w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej zginęło około 15 Polaków.
W futorze Pomiary pow. Kostopol w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej zginęła nie ustalona liczba Polaków.
 
- 1944 roku (środa popielcowa):
W miasteczku Bołszowce pow. Rohatyn Ukraińcy zamordowali 1 Polkę. „23.II.44 Bolszowce Adamka Maria zamordowana.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253). „Dnia 23 lutego 1944 zamordowany w Bołszowie Adamowski Marian.” (1944, 26 lutego – Pismo Pol. K. O. Stanisławów do RGO w Krakowie i Lwowie. Zawiera opis sytuacji uchodźców polskich z napadanych wiosek i wykazy mordów i rabunków. W: B. Ossol. 16721/1, s. 295-302). 
We wsi Buszcze pow. Brzeżany: „23.II. w Buszczy koło Brzeżan w biały dzień na stacji zamordowali 4 chłopi ze wsi Szumlany Polaka Kysiaka.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
We wsi Chomy gm. Ihrowica pow. Tarnopol: „Dnia 23 lutego 1944 w Chomach pow. Tarnopolski został zamordowany Dziedzic – ojciec i syn”.  (1944, 29 lutego – Pismo PolKO w Tarnopolu do RGO w Krakowie dotyczące dalszych napadów ukraińskich na ludność polską. W: B. Ossol. 16721/2, s. 43).
We wsi Czarnokońce Wielkie pow. Kopyczyńce zamordowali 29-letnią Polkę. 
We wsi Dzików Stary pow. Lubaczów Ukraińcy z SKW zamordowali 19-letnią Annę Halełę.
W miejscowości Huta Pieniacka pow. Brody z rak ukraińskich zginął Mendelski Stanisław (Kubów..., jw.).
We wsi Kąty k/Żmigrodu pow. Jasło został zamordowany Mieczysław Żarski herbu Starykoń ur. 1888 r. nadleśniczy N Dukla. Żołnierz Legionów Polskich, z wojska odszedł w 1921 r. w stopniu rotmistrza. Przed wojną zarządca majątku leśnego hr. St. Potockiego w Komańczy, zamordowany w okrutny sposób w Kątach k/Żmigrodu przez bandę rabunkową miejscowych Ukraińców współpracujących z Niemcami. (https://www.krosno.lasy.gov.pl/documents/149008/33416974/Cz.+III+Martyrologium+le%C5%9Bnik%C3%B3w+Podkarpacia+1938-49.pdf ) Oraz: został zamordowany przez UPA w Kątach 23 lutego 1944. Pochowany na cmentarzu w Nowym Żmigrodzie.(https://pl.wikipedia.org/wiki/Mieczys%C5%82aw_%C5%BBarski
W mieście Lwów Ukraińcy zamordowali w jednym mieszkaniu 4 Polaków: młode małżeństwo oraz ich sąsiadkę z 1-rocznym dzieckiem. „Dnia 23.II.1944 r. około godz. zostali zastrzeleni w swoim mieszkaniu Polak DALECKI Michał, lat 28, jego żona Olga, lat 25 i sąsiadka, lat 29 Szczepańska Jadwiga z synkiem Tadeuszem – 1 rocznym.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „23.II. Dalecki Michał, l. 23; 2. Dalecka Olga, żona, l. 25; sąsiadka, l. 29, Jadwiga Szczepańska z synkiem Tadeuszem, lat 1.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Mieczyszczów pow. Brzeżany banderowcy zamordowali 19 Polaków, w tym 14-letni Jan Drzewiecki został wrzucony do płonącego budynku
We wsi Okno pow. Skałat w nocy zamordowali 13 Polaków w majątku ziemskim hrabiego Zalewskiego, w tym 5-osobową rodzinę z 3 małych dzieci. Napastnicy zwłoki zabrali ze sobą. „W kilka dni później ciała pomordowanych wisiały na słupach telefonicznych razem z powieszonymi mieszkańcami wsi Eleonorówka” (Komański..., s. 343). Inni: „W dekanacie Skałat, w parafii Grzymałów, w miejscowości Okno, w majątku hrabiego Zaleskiego, w dniu 8 grudnia 1943 r. zamordowano siekierami i maczugami spośród pracowników dwunastu Polaków, a ciała ich wywieziono bez śladu”. (Ks. bp. Wincenty Urban: „Droga Krzyżowa Archidiecezji Lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945”; Wrocław 1983, s 123-126). Z kolei Władysław Kubów w książce Terroryzm na Podolu (Warszawa 2003) podaje datę 1 grudnia 1943 roku.
We wsi Rosochowaciec pow. Podhajce „w środę popielcową banderowcy uprowadzili ze wsi i zamordowali 15 mężczyzn. Ich ciała świadczyły o ogromnych torturach.” (Komański..., s. 268, oraz wymienia imiennie 16 ofiar). „Mordercy pochodzili ze wsi Uwsie k. Kozowej z powiatu Brzeżany.” (Komański..., s. 268). Jan Grubiak miał wydłubane oczy i wycięte genitalia, konał przez kilka godzin na polu.
We wsi Spas pow. Kamionka Strumiłowa: „23.II. w Spasie koło Stryja [Rohatyn] - 2 Polaków”.  (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
We wsi Strzeliska Stare pow. Bóbrka upowcy wymordowali 8 rodzin polskich; 35 Polaków.  „23.II.44 Strzeliska zamordowane 8 rodzin.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Uhrynów Stary pow. Kałusz uprowadzili i zamordowali 1 Polaka (był to  zarządca majątku leśnego Borkowski). W tej wsi proboszczem parafii greckokatolickiej był Dynitr Bandera, ojciec Stepana, szerzył on nienawiść do Polaków i nawoływał w imię Boga do zbrodni. (Jastrzębski..., s. 143; stanisławowskie).
 
23 lutego 1944 roku zgrupowanie „Osnowa” 27 Dywizji Wołyńskiej AK stoczyło walkę z batalionem Werhmachtu pod Włodzimierzem Wołyńskim.
 
- 1945 roku:  
We wsi Białogłowy pow. Złoczów upowcy zamordowali 7 Polaków, mieszkańców Załoziec, w tym 18-letnią dziewczynę.  Inni: nie mniej niż 8 osób. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi; w: https://ipn.gov.pl/pl/sledztwa/sledztwa/oddzialowa-komisja-we-w/31480,Sledztwa-zakonczone-wydaniem-postanowienia-o-umorzeniu.htm ).
We wsi Cygany pow. Borszczów nocą duży oddział upowców zamordował 28 Polaków, chociaż wcześniej dowództwo UPA dało Polakom termin do końca lutego na opuszczenie wsi. Tylko 3 osoby zastrzelone zostały podczas ucieczki, reszta zginęła od siekier, noży, bagnetów lub została spalona żywcem w budynkach; w większości były to kobiety i dzieci;  16-miesięcznej Helenie Żołyńskiej roztrzaskali główkę o framugę drzwi. Ponadto w maju znaleziono mogiłę 16 Polaków w piasku pod lasem - byli to ci, którym udało się uciec tej nocy, zostali wyłapani później i zamordowani.
We wsi Jesionów (Jasieniów) Polny woj. stanisławowskie: „23 02.1945 r. została zam. Woroch Anna c. Antoniego (1927).” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Kobylnica Ruska pow. Jaworów upowcy obrabowali i spalili 3 gospodarstwa polskie oraz zamordowali 5 Polaków. 
W miejscowości Lubliniec pow. Lubaczów zamordowali rolnika Michała Pytla. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
 
- 1946 roku:
We wsi Bartkówka pow. Brzozów zamordowali Stanisława Budnika.
We wsi Stary Dzików pow. Lubaczów zamordowali w bestialski sposób 2 Polki, lat 21 i 29. Oraz: zamordowali Annę Hałęłę ur. 1924 r. i Marię Martyniuk lat 29. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
 
     W nocy z 23 na 24 lutego 
 
- 1944 roku:   
We wsi Zawadka pow. Kałusz banderowcy zamordowali 2 Polaków: kierownika szkoły Aleksandra Sosnowskiego i jego 19-letnią córkę Antoninę oraz 2 Żydówki, które ukrywali.  W czasie II wojny światowej Aleksander Sosnowski pełnił funkcję kierownika szkoły powszechnej w Zawadce. W tej szkole pracowały również dwie nauczycielki żydowskie – Ucia Fuks, córka miejscowego karczmarza Fiszla Fuksa, oraz jej kuzynka, Cunia Fuchs. Po inwazji III Rzeszy na ZSRR i wkroczeniu wojsk niemieckich na teren Małopolski Wschodniej to właśnie Ucia wraz ze swoją kuzynką Cunią zjawiły się pewnej nocy na progu szkoły w Zawadce. Żydówki szukały schronienia. Sosnowscy udzieli im pomocy i ukryli je na strychu w sianie. Wówczas w okolicy dość aktywnie działały grupy ukraińskich partyzantów. Aleksander Sosnowski miał otrzymać wiadomość o grożącym mu niebezpieczeństwie i planowanym ataku na jego dom – azyl dwóch ukrywających się Żydówek. Niemniej Sosnowski nie przyjmował do siebie myśli o realnym zagrożeniu. Ufał m.in., że od napaści uchroni go choćby status miejscowego nauczyciela: część żołnierzy UPA to byli jego uczniowie. „Na posterunku” pozostał sam z najmłodszą córką, siedemnastoletnią Tosią. W 1943 roku żona bowiem wraz z Mieczysławą i Marią wyjechały do Jadwigi, najstarszej córki, pomóc jej w opiece nad małymi dziećmi (Jadwiga mieszkała i pracowała wówczas w Iwoniczu-Zdroju koło Krosna).Niestety, jak się okazało, nic nie zdołało powstrzymać ukraińskich partyzantów. W nocy z 23 na 24 lutego 1944 roku wtargnęli do domu Sosnowskich i zamordowali wszystkich: Aleksandra, Tosię i oczywiście dwie Żydówki: Cunię i Ucię. Do dziś nie udało się ustalić, gdzie znajdują się ciała ofiar”. (Tekst napisany na podstawie noty autorstwa Władysława Wojtynkiewicza, zięcia Aleksandra Sosnowskiego, oraz relacji Jana Gromka, wnuka Sprawiedliwego. „Stracił życie, bo pomagał Żydówkom”, w:  http://www.fakt.pl/Aleksander-Sosnowski-zginal-za-to-ze-pomagal-dwom-zydowkom,artykuly,207780,1.html).
 
     24 lutego 
 
- 1944 roku: 
We wsi Cichobórz pow. Tomaszów Lubelski upowcy zamordowali 8 Polaków.
We wsi Jasieniów Polny pow. Horodenka obrabowali gospodarstwa i zamordowali 7 Polaków.
W mieście Kowel woj. wołyńskie Ukraińcy zamordowali 25-letniego Tadeusza Dworakowskiego. 
We wsi Kułakowce pow. Zaleszczyki zamordowali 1 Polaka. „24.02.1944 r. został zam. Kwaśnicki i.n. rolnik”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
W mieście Lwów Ukraińcy na ulicy zamordowali 2 Polaków i zrabowali ich dokumenty (byli to: Józef Maciewicz oraz Gołda, lat 20). „Dnia 24.II.1944 r. w godzinach wieczornych przy ul. Sobieskiego zamordowany został Polak MOCIEWICZ Józef ur. 1910 r., zam. ul. Zielona 61. Dokumentów brak.”. „Dnia 24.II.1944 r. około godz. [...] przy ul. Kleparowskiej zamordowany został Polak GOŁDA, lat 20. Dokumentów brak.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43). „24.II. Mociewicz Józef, l. 34, zam. Zielona 61 zamordowany na ul. Sobieskiego. Dokumentów brak.” . „24.II. Gołda, l. 29, zamord. przy ul. Kleparowskiej. Dokumentów brak.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
We wsi Łachodów pow. Przemyślany zamordowany został Piotr Śnieżek. „Najtragiczniejszy przykład bestialskiego mordu dotarł do nas z Łahodowa, gdzie się urodziłam i tam wychowałam. 24.02.1944 r. nacjonaliści ukraińscy przygotowali zasadzkę na Piotra Śnieżyka. Na drodze do stacji kolejowej urządzili konne polowanie. Schwytano go i postrzelono, a z dodatkowymi ranami kłutymi wleczono go końmi przez cały Łahodów. Zmaltretowanego zawleczono do lasu i porzucono. Dopiero po kilku dniach rodzina odnalazła zwłoki.” (Anna Szul; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 226). Jego rodzina, dzięki pomocy Ukraińca Łaby ożenionego z Polką, wyjechała do Polski. Za tę pomoc w lipcu 1944 roku banderowcy wymordowali całą 5-osobową rodzinę Łabów, w tym 15-letnią córkę przywiązali do drzewa głową w dół i tak skonała.      
We wsi Piotrawin nad Wisłą pow. Opole Lubelskie w pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej zamordowanych zostało co najmniej 23 Polaków, począwszy od 6-tygodniowej Anny Kani; ofiary powiązano drutem kolczastym i spalono żywcem w domach.
We wsi Skowiatyn pow. Borszczów po torturach powiesili 35-letniego Stanisława Świetucha oraz 35-letniego Ukraińca, Józefa Chymejczuka, za sprzyjanie Polakom. „Nocą 24 lutego 1944 roku, do mego mieszkania wtargnęło kilku banderowców. Na wstępie powiedzieli mi, że jestem aresztowana przez polową żandarmerie UPA. Kazali mi założyć ręce do tyłu, po czym skrępowali je konopną linką. Zaprowadzili mnie do mieszkania sąsiada, Ukraińca, Iwana Dudka. Tam zaczęli bić łańcuchem po całym ciele. Bili też drewnianym kołkiem. Po chwili otrzymałam cios w głowę. Straciłam przytomność. Banderowcy oblali mnie zimną wodą i kiedy odzyskałam przytomność, ponownie zaczęli mnie bić. Straciłam przytomność po raz drugi. Gdy ją odzyskałam, stwierdziłam z przerażeniem, że wiszę na słupie przy budynku szkolnym. Powieszono mnie na łańcuchu, co okazało się zbawienne, gdyż poskręcane ogniwa łańcucha uniemożliwiały całkowite zaciśnięcie się pętli na szyi. Obok stało kilku ukraińskich oprawców, rozprawiających z humorem o mojej śmierci. Jeden z nich powiedział: „... ta polska kurwa wyzionęła ducha jeszcze w mieszkaniu i niepotrzebnie zaciągnęliśmy ją tutaj”. Podszedł do mnie i dla pewności ukłuł mnie bagnetem w pośladek. Mimo dotkliwego bólu nie poruszyłam się, a ni też nie wydałam z siebie jęku. Wola życia była silniejsza od bólu. Po odejściu oprawców udało mi się wyzwolić ręce z linki. Mając je wolne, chwyciłam łańcuch powyżej głowy, podciągnęłam się do góry i wisząc na jednej ręce, drugą zdjęłam pętlę z szyi. W pobliżu nie było nikogo. Kilka zagród dalej, za budynkiem szkoły, mieszkała moja matka. Tam też się natychmiast udałam. Kiedy moja mama opatrzyła mi rany, ukryłyśmy się obie w zamaskowanym, przydomowym schronie. Następnego dnia mama odwiozła mnie do szpitala, gdzie przez kilka miesięcy dochodziłam do zdrowia.” (Zofia Bochenek; w: Komański..., s. 519).  „Przed wojną Skowiatyn to była taka sielska, spokojna wieś - wspomina Nawolski. - Mój ojciec był sołtysem, wspólnym dla polskich i ukraińskich mieszkańców. Niestety, sielanka trwała do czasu. Pewnej nocy w 1944 roku pojawili się banderowcy. Zabrali ojca pana Antoniego, dziadka, polską nauczycielkę i znajomego Ukraińca...  Banderowcy pociągnęli ich za sobą. Po krótkim czasie wypuścili starszego Nawolskiego. Mężczyzna był przekonany, że strzelą mu w plecy. I tak z duszą na ramieniu, czując, że ktoś podąża za nim krok w krok, doszedł do domu. Zapalił świeczkę i zaczął się modlić. Usłyszał szmer za oknem. Ukraińcy wysłali za nim człowieka, który miał sprawdzić, czy nie ostrzega innych polskich rodzin. - Od tamtej pory nie mieliśmy pojęcia, co się z ojcem stało - opowiada Nawolski. - Aż do 2009 roku, gdy wybraliśmy się na wycieczkę w rodzinne strony. Wraz z Zygmuntem pojechaliśmy ze znajomym Ukraińcem do mojej wsi. Na skrzyżowaniu przed sklepem potrącił mnie postawny mężczyzna. Zapytałem, czy znał może Szczerbaniuka, tak się nazywał ten ukraiński znajomy ojca, z którym go zabrano. Spojrzał na mnie i powiedział, że jest jego synem. Panowie poszli do obejścia. Rzucili się sobie w ramiona, popłynęły łzy. Ukrainiec służył w wojsku, doszedł do Berlina, później szukał śladów ojca. Bezskutecznie. Teraz wiadomo, że i Polak, i Ukrainiec zostali zastrzeleni, a ciała prawdopodobnie wrzucono do Zbrucza. Przy okazji pan Antoni poznał niezwykłą historię nauczycielki, trzeciej ofiary tamtego uprowadzenia, nad którą oprawcy najpierw się znęcali, a później powiesili u powały na łańcuchu. Kobieta miała szczęście, bo ogniwa łańcucha nie zacisnęły się do końca. Najpierw straciła przytomność, później udawała martwą i bandyta, który chciał ją dobić, doszedł do wniosku, że już nie trzeba. Ranna, naga przeszła osiem kilometrów. Po śniegu w mroźną noc... Przeżyła i po wojnie mieszkała we Wrocławiu.” Była to Bochenek Zofia, lat 35. (Dariusz Chajewski: Jesteśmy to winni Polakom na Kresach, tym, którzy tam zostali; w: https://plus.gazetalubuska.pl/jestesmy-to-winni-polakom-na-kresach-tym-ktorzy-tam-zostali/ar/11858712 )
W kol. Stawek pow. Kowel upowcy zamordowali Edwarda Grabskiego z żoną Bronisławą.
We wsi Tatynne pow. Sarny zastrzelili uciekającego Polaka Chorążyczewskiego ze wsi Jelno.
 
- 1945 roku:
We wsi Białokiernica pow. Podhajce banderowcy dokonali ponownego napadu na plebanię i zamordowali kościelnego Jana Wichernika.
We wsi Jasieniów Polny pow. Horodenka obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 7 Polaków.  Wśród zamordowanych był Kajetan Wartanowicz – Ormianin, wybitny działacz społeczny w Jasienowie Polnym.
We wsi Nietrepieńce (Neterpińce) pow. Zborów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi; w: https://ipn.gov.pl/pl/sledztwa/sledztwa/oddzialowa-komisja-we-w/31480,Sledztwa-zakonczone-wydaniem-postanowienia-o-umorzeniu.htm ).
 
     W nocy z 24 na 25 lutego
 
- 1944 roku:
We wsi Sobieszów pow. Hrubieszów: „sotnia UPA Jahody, wspierana pododdziałami USN wymordowała ludność i spaliła wieś Sobieszów w pow. tomaszowskim.” (Czesław Buczkowski: SAHRYŃ w latach 1942-1944; w:  http://kresy.info.pl/component/content/a....atach-1942-1944; 25 września 2011).
 
     25 lutego
 
- 1943 roku:
We wsi Skurcze pow. Łuck Ukraińcy zamordowali 25-letnią Zofię Szpaczek.
 
25 lutego 1943 roku rząd RP w Londynie ogłosił deklarację nawiązującą do artykułu Aleksandra Korniejczuka (drugiego męża Wandy Wasilewskiej), który w „Radianskiej Ukrainie” oraz w „Prawdzie” przypomniał tradycję antypolskiej walki narodu ukraińskiego oraz zarzucił rządowi RP aspiracje imperialistyczne podboju Ukrainy po Dniepr. Rząd RP w deklaracji jako niepoważne określił wzmianki o granicy na Dnieprze. Deklaracja stwierdzała też, że Polska nie wyrzeknie się granicy sprzed 1939 roku.
26 lutego 1943 ambasador Romer w czasie rozmowy ze Stalinem usłyszał, że rząd sowiecki nie wyrzeknie się „Zachodniej Ukrainy” i „Zachodniej Białorusi”.
Fakty wskazują, że działania rządu sowieckiego łamiące układ Majski – Sikorski odnośnie granic Polski, skoordynowane były z akcją OUN-UPA podjętą przeciwko ludności polskiej.
 
- 1944 roku: 
We wsi Dzików Stary pow. Lubaczów Ukraińcy z SKW zamordowali 29-letnią Marię Martyniuk.
We wsi Ihrowica pow. Tarnopol Ukraińcy zastrzeli Franciszka Dziedzica z 16-letnim synem Kazimierzem. 
W mieście Kowel woj. wołyńskie zmarł od ran zadanych przez Ukraińców 21-letni Edward Mirowski.
We wsi Kutkorz pow. Złoczów: „25.02.1944 r. bojówka OUN zamordowała dwóch Polaków NN”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
W mieście Lwów policjanci ukraińscy zamordowali młodych 6 Polaków.. „25.II. 1) Dymitrów Józef, 2) Wężowski Józef, 3) Koralewicz Józef, 4) Pakuszyński Józef, 5) Trąd Józef; 6) Bobecki Roman - zamordowani na Kleparowie – Batorówka dokumenty zrabowano.”  (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253). „Dnia 25.II.1944 r. na Kleparowie-Batorówka zamordowano 6 młodych Polaków. Dokumenty zrabowano. Nazwiska ich: 1). DMITROW Jerzy, 2). WĘŻOWSKI Józef , 3). KORALEWICZ Józef, 4). PAKUSZYŃSKI Józef, 5). TRĄD Józef, 6). BOBECKI Roman.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43).
W osadzie Podrudzie pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zabili partyzanta 27 DWAK NN „Małego” .
W folwarku Wieczorki obok Mostów Wielkich pow. Żółkiew: „Delegatura nasza w Mostach Wielkich donosi nam, że w dniu 25.II. zamordowani zostali w folwarku Wieczorki obok Mostów Wielkich [Żółkiew]: 1. Wąż Jan, lat 49; 2. Wąż Franciszka, lat 42; 3. Wąż Mieczysław, lat 17; 4. Wąż Krystyna, 1,5 roku; 5. Witlicki Kazimierz, lat 26; 6. Witlicka Rozalia, lat 24; 7. Witlicka Maria, lat 3; 8. Wąż Irena, lat 21. Bliższe szczegóły napadu tego na razie jeszcze nie znane”. (1944, 2 marca – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie dotyczący napadów na ludność polską. W:  B. Ossol. 16721/1, s. 223; oraz: 1943 sierpień – 1944 kwiecień – Meldunki i raporty /wybór/ z PolKO Lwów-powiat przesłane do Delegata RGO we Lwowie dotyczące napadów i mordów dokonanych na ludności polskiej powiatu lwowskiego. W:  B. Ossol. 16722/1, s. 45, 51, 55-63, 67-69 – mord datowany na 24 lutego 1944 roku). 
 
- 1945 roku:  
We wsi Zaleszczyki Małe pow. Buczacz upowcy zamordowali 39 Polaków, w tym rodziców z 7 dzieci w wieku od 8 miesięcy do 17 lat. Morderstw dokonywali przy użyciu siekier, noży i bagnetów, tylko jedną 80-letnią Marię Misztal zastrzelili. „Zostali zamordowani (rozstrzelani) moi krewni dziadek Szewczuk Józef, babcia Antonina Szewczuk zd. Kłos oraz ich dzieci Michał Szewczuk i Janina Szewczuk. Przeżył mój tata Stefan i jego brat Jan ponieważ dzięki Bogu nie było ich w domu byli na wojnie. Ich siostra Katarzyna też przeżyła, ponieważ tę noc spędziła w Jazłowcu u mojej mamy, która wraz ze swoimi rodzicami i rodzeństwem w dzień 24 lutego po nie przespanej nocy z 23/24 lutego 1945r (już wtedy banderowcy byli w Zaleszczykach Małych ale tylko narobili dużo hałasu i straszyli Polaków) uciekli do miasta”  (Krystyna Szewczuk-Zyss,  <Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.>; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl oraz e-mail do autora). Relacjonuje Apolinary Kuliczkowski z Jazłowca: Pewnej nocy wczesnego przedwiośnia 1945, stojąc na swojej zmianie, usłyszałem jak gdyby strzały karabinowe. Wydawało mi się, że pochodzą one z kierunku Małych Zaleszczyk, wioski położonej około 1,5 km na zachód od Jazłowca, w której zamieszkiwało kilka rodzin polskich. Podskoczyłem na placówkę i zawiadomiłem o tym zebranych tam wartowników. Wszyscy zaczęliśmy nasłuchiwać. Ponieważ noc była dżdżysta, to jedni mówili, że to strzały, inni, że to wiatr stuka blachą na kaplicy cmentarnej, bo placówka nasza znajdowała się nad rzeczką między cmentarzem jazłowieckim a browarskim (Browary, część Jazłowca, były w tym czasie oddzielną wsią). Nad ranem goniec na koniu przyniósł hiobową wieść. Wszyscy Polacy w Małych Zaleszczykach pomordowani. Około południa przywieźli zmasakrowane zwłoki, leżące rzędem na kilku furmankach. Widok był przerażający. To nie były trupy. To były szczątki rozszarpanych, niewiadomo jakich istnień ludzkich. Odbył się uroczysty, ale w grobowym nastroju pogrzeb na jazłowieckim cmentarzu. Wszystkich pochowali w zbiorowej mogile.” (Apolinary Kuliczkowski z Jazłowca; w: https://plus.gazetalubuska.pl/obroncy-jazlowca-wartownicy-byli-uzbrojeni-w-karabiny-automaty-i-granaty-reczne/ar/11782397 ).
 
     W nocy z 25 na 26 lutego 
 
- 1944 roku:  
W miasteczku  Bełejów pow. Dolina banderowcy uprowadzili i zamordowali 9 Polaków, w tym matkę z 2-letnim dzieckiem. „Z 25 na 26 lutego br. uprowadzono z Bełejowa: 1). Ogonowskiego Józefa, lat około 40 – ożenionego z Ukrainką; 2). z Ogonowskich Marię (nazwiska po mężu dotychczas jeszcze nie ustalono) zamężna za Ukraińcem, z dwuletnim dzieckiem. 3). z Ogonowskich Dobrzańską Stefanię. Tak zlikwidowano resztki jedynej rodziny polskiej, pozostałej po wywiezieniach i aresztowaniach.” (1944, 6 marca – Pismo PolKO w Stryju do Delegata RGO we Lwowie dotyczące uprowadzenia ostatnich Polaków w miasteczku Bełejów. Prezes Komitetu: Dr Bobrowski. W: B. Ossol. 16721/1, s. 21).
 
    26 lutego
 
- 1943 roku: 
W miasteczku  Boremel pow. Dubno: „Mąż mój Mikołaj Masłowski był kierownikiem tartaku. /.../ W dniu 26 lutego 1943 r. późnym wieczorem przyszło do naszego mieszkania trzech młodych Ukraińców, wcześniej nam nieznanych. Kazali ubrać się mężowi i zawiązali mu ręce z tyłu. Gdy wyprowadzono go przed dom, ze wszystkich stron rzucili się na niego uzbrojeni bandyci. Wybiegłam za mężem. Wtedy jeden z oprawców przyłożył mi do piersi rewolwer, zaczął kląć i grozić mi, a przecież w mieszkaniu została moja chora matka i malutka córeczka. Za chwilę usłyszałam okropny krzyk męża. Za wrakiem czołgu niemieckiego stał wóz, rzucono na niego męża. Nic nie widziałam, bo było bardzo ciemno. Wóz ruszył ulicą w stronę rzeki Styr. Byłam sama i bezradna. Wszystkie ulice były obstawione, widocznie bali się, że mąż mój może uciec. O tym dowiedziałam się dopiero na drugi dzień. Szukałam pomocy, pobiegłam do naszego znajomego Jabłońskiego. On mieszkał z rodziną w Dębowej Karczmie. Ten pan był kierownikiem młyna w Boremlu, wynajmował pokój. Gospodyni, u której mieszkał, oświadczyła, że pół godziny temu został uprowadzony i chyba zabity, jego ciało wrzucono na wóz. Oboje oni zostali w bestialski sposób zamordowani, a ciała (a może jeszcze żyli) z mostu wrzucono do Styru. Po sześciu tygodniach, w kwietniu, ciało męża wypłynęło. Pochowałam go we wsi Złoczówka.” („WOŁYŃ 1943 Ludobójstwo Polaków na Wołyniu 1939–1945 Świadectwa”. Instytut Pamięci Narodowej Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Oddział w Gdańsku Gdańsk 2019; w:  https://wolyn.org/index.php/publikacje/1517-boremel-pow-dubienski )  Pod koniec lutego 1943 r. kierownik tartaku inż. Mikołaj Masłowski oraz kierownik młyna w Boremlu Stanisław Jabłoński zostali uprowadzeni przez Ukraińców, podających się za policjantów z Dubna. Po kilku tygodniach ciała obu mężczyzn, powiązane drutem kolczastym, wyłowiono ze Styru. Wdową Heleną Masłowską zaopiekował się pracownik tartaku, Ukrainiec Hołod. „A żona jego – wspomina Masłowska – była »sotnyczką« w ich bandzie. Hołod pocieszał mnie i powiedział, żeby być spokojną, a gdy dowie się od żony, że na mnie przyszła kolej, da mi znać. Rzeczywiście, ostrzegł mnie, zdążyłam na czas wyjechać […] w kwietniu przed Wielkanocą do Łucka”. (Źródło: AIPN, 27 WDAK, VIII/16, Relacja Heleny Masłowskiej, k. 31v–32v). Tego dnia także został zastrzelony przez policjantów ukraińskich 20-letni Bronisław Augustyn. 
W miasteczku Józefów pow. Biłgoraj został zabrany z domu przez policjantów ukraińskich Konrad Bartoszewski i ślad po nim zaginął.
We wsi Pracuki pow. Sarny: Petrykowski Ignacy 1922 - 26.02.1943 (zabity 2 kilometry od Pracuk) - s. Mariana 1887 i Anny z d. Makrocka. (http://free.of.pl/w/wolynskie/miejsca-p/pracuki-09.html
26 lutego 1943 ambasador Romer w czasie rozmowy ze Stalinem usłyszał, że rząd sowiecki nie wyrzeknie się „Zachodniej Ukrainy” i „Zachodniej Białorusi”
 
- 1944 roku:  
W mieście powiatowym Brzeżany bojówkarz OUN Szaraniewicz, syn księdza greckokatolickiego z Buszcza, zamordował Stafana Bilińskiego, lekarza ordynatora szpitala miejskiego w Brzeżanach, prezesa Polskiego Komitetu Opiekuńczego.  „26.II. w Brzeżanach o godz. 8 w szpitalu zastrzelono 2 lekarzy Polaków, zabójcy uciekli.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
We wsi Chlebowice Świrskie pow. Przemyślany banderowcy zamordowali 67 Polaków. „26 lutego wpadli do młyna w poszukiwaniu najstarszego syna, Józefa Dunicza, który ukrył się. Zabrali wówczas ojca i kazali mu jechać z sobą. W odległości kilku kilometrów od młyna polecili mu na odludnym miejscu rozebrać się do bielizny, zdjąć buty i strzelili w tył głowy, a następnie wrzucili jego ciało do rzeczki. Widziała to kobieta zbierająca chrust w lesie, która z ukrycia patrzyła na tragedię znajomego młynarza. Zawiadomiła rodzinę o śmierci i miejscu tragedii. Kuzyn Adam osierocił żonę i troje młodszych dzieci.(Zofia Bakota; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 260).
We wsi Krzywczyki pow. Krzemieniec upowcy przyprowadzili 28 Polaków wyłapanych w Wiśniowcu Starym i okolicach, zaprowadzili nad głęboką studnię i rąbali siekierami najpierw ręce i nogi, żeby „polska morda dłużej się męczyła”, poczynając od mężczyzn, potem kobiety a na końcu dzieci; łącznie zamordowali i wrzucili do studni 75 Polaków. (Siemaszko..., s. 484).  
We Lwowie: „26.02.44 r. zamordowano: 2 studentów weterynarii (Polaka i Ukraińca); zamordowano rodzinę Klimowiczów, przy ulicy Piekarskiej (4 osoby?); zastrzelono nieznanego Polaka l. 19, przy ulicy Pijarów.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
 
- 1945 roku:  
We wsi Borysławka nadleśnictwo Nowe Sady pow. Dobromil  został zamordowany we własnym domu przez UPA gajowy Teodor Fredkowicz, ur. 1892 r., jego brat Michał został zamordowany w kwietniu 1945 roku, pochowany w Borysławce. (Edward Orłowski..., jw.).
Na terenie gminy Leszniów pow. Brody Ukraińcy zamordowali 1 Polaka. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi; w: https://ipn.gov.pl/pl/sledztwa/sledztwa/oddzialowa-komisja-we-w/31480,Sledztwa-zakonczone-wydaniem-postanowienia-o-umorzeniu.htm ).
 
 W nocy z 26 na 27 lutego:
We wsi Cygany pow. Borszczów: „Nocą z 26 II 45 na 27 II 45 r. banda powróciła z lasu do wsi Cygany i bestialsko rozprawiła się z ludnością polską, mieszkającą w tejże w[si]. Rozstrzelano i wyrżnięto 8 polskich rodzin, w tym:
I rodzina Kołodiczuk Mikołaj (imię urodzony w 1875 r. ojca nie ustalone),
Szekulska Wiera c. Mikołaja, urodzona w 1909 r.
Szekulska Anna, urodzona w 1940 r.
II rodzina Puziński Michał s. Grzegorza, urodzony w 1880 r.
Puzińska Stefania c. Michała, [urodzona w] 1930 r.
Puzińska Anna c. Michała, [urodzona w] 1933 r.
Puziński Józek s. Michała, [urodzony w] 1937 r.
III rodzina Olechowski Józef (imię ojca [urodzony w] 1880 r. nie ustalone),
Olechowska Maryna c. Józefa, [urodzona w] 1890 r.
IV rodzina Martyniuk Stefan s. Antoniego, [urodzony w] 1930 r.
Martyniuk Weronika c. Antoniego, [urodzona w] 1928 r.
V rodzina Junik Aniśka (imię ojca [urodzona w] 1912 r. nie ustalone),
Junik Kazimierz s. Stefana, [urodzony w] 1931 r.
VI rodzina Żolińska Anna (imię ojca [urodzona w] 1888 r. nie ustalone),
Żolińska Halina c. Włodzimierza, [urodzona w] 1913 r.
Żolińska Antonina c. Antoniego, [urodzona w] 1943 r.
VII rodzina Martyniuk Antoni (imię ojca lat 62 nie ustalone),
Martyniuk Michalina c. Antoniego, lat 45
VIII r[odzina] Nieszczuk Polina (imię ojca lat 28 nie ustalone),
Nieszczuk Janka c. Trochima, lat 11
Puzińska Maria c. Michała została ranna, obecnie jest na leczeniu.
Mimo że w[ieś] Cygany i las zostały 27 II 45 r. przeczesane przez istriebitielnyj batalion oraz funkcjonariuszy RO NKWD i RO NKGB, banda nie została ustalona. Podczas spotkania z aparatem s/o ustalono, że banda wyszła w kierunku r[ejo]nu czernihowieckiego.” (Meldunek specjalny naczelnika RO NKGB w Skale dla naczelnika UNKGB obwodu tarnopolskiego z 28 lutego 1945 r. W: PA SBU, F. 73, op. 1, spr. 82, k. 57–57 a.). Patrz też wyżej: 23 lutego 1945 roku... 
 
     27 lutego
 
- 1943 roku:  
We wsi Hulcza pow. Zdołbunów Ukraińcy zamordowali młynarza Kazimierza Zaborskiego. 
We Lwowie został uprowadzony przez Ukraińców uczeń gimnazjum Tadeusz Pasternak, który zaginął bez wieści. 
We wsi Radoml pow. Krzemieniec policjanci ukraińscy obrabowali dom rodziny Kiljanów, rozebrali do naga zarządcę dóbr Radoml Kiljana, jego 19-letniego syna oraz buchaltera majątku, przywiązali do sań za ręce drutem kolczastym, za wsią pobili, po czym zarąbali siekierami i wrzucili do wody. Inni podają, że była to rodzina Klijanów. (AAN, DR, sygn. 202/III/200, k. 32 – 35). „Luty 1943. Milicja w przebraniu lub też prawdziwa, zabiera pod pozorem aresztowania w majątku Rydomla zarządcę Kiliana, jego 19-letniego syna Kazimierza i buchaltera majątku. Wszyscy trzej zostali w okrutny sposób zamordowani (zupełne rozbicie czaszek i związanie rąk drutem kolczastym i wrzucenie do stawu).” (1943, czerwiec – Opracowanie dotyczące napadów na Polaków dokonywanych w powiecie krzemienieckim i dubieńskim. W: B. Ossol., 16722/2, s. 323-325).
 
- 1944 roku:  
W przysiółku Cepuchy należącym do wsi Ceperów pow. Lwów (niedaleko Jaryczowa): „We wsi Cepuchy [pow. Lwów] zabitych 7 osób”. (1944, marzec – Wykazy pomordowanych i napadów na wsie i osiedla powiatu lwowskiego. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97).  „świtem z drogi do stacji kolejowej w Połonicach uprowadzony został Edward Cepuch (lat 20) - brat świadka Ireny Ratusznej z domu Cepuch. Jak co dzień, przyszedł po niego kolega - Ukrainiec Nykoła BARABASZYN. Ale tym razem „kolega” doprowadził Go do domu SYLWENA, który znajdował się w lesie, gdzie czekali bandyci z pobliskich Podliszek, Hryniowa i Połonic. Tam w ciągu dnia przyprowadzono kolejnych mieszkańców osady, zatrzymanych w drodze na stację. Byli to Michał Staszyński (lat 36), Janina Cepuch (lat 28), Zdzisław Wróblewski (lat 14), Wacław Cisiński, małżeństwo francuskich osadników. Przetrzymywano ich do wieczora, kiedy to wyprowadzono ich z obejścia do lasu. Chłopaka zastrzelono od razu, pozostali musieli wykopać doły, kazano im rozebrać się do naga i oddano do nich strzały. Leżących dobijali dżaganami i zepchnięto do przygotowanych dołów. Mieszkańcy osady słyszeli strzały, ale nie byli świadomi, co one oznaczają. Zamordowanych zostało 7 osób: 5 Polaków i 2 osadników francuskich.” (Irena Ratuszna z d. Cepuch; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl). Siekierka..., na s. 615 odnotował: „W lutym 1944 roku, zostało zamordowanych przez banderowców na przysiółku Cepuchy 7 osób NN”.  
Koło wsi Cepuchy pow. Lwów. „Jestem córką zamordowanego przez bandy UPA Wacława Cisińskiego. Został On zabity przez banderowców w czasie pogromu w pobliżu wsi Cepuchy ./.../ Dodam jeszcze, że mój tato urodzony był 10 października 1914 r., a więc w dniu śmierci miał niespełna 30 lat, był mieszkańcem Jaryczowa i pracował jako urzędnik w Nadleśnictwie we Lwowie. Niestety, Jego imię i nazwisko nie zostało umieszczone na liście poległych na Kresach” (Czesława Meryk z domu Cisińska, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl).
We wsi Ciemierzyńce pow. Przemyślany zostały zamordowane: Sypko  Michalina, lat 40 i Sypko Stefania, lat 18, c. Michaliny, powieszona. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 177). Inni: W przysiółku Wołowskie należącym do wsi Ciemierzyńce pow. Przemyślany: „Miałam wówczas zaledwie 11 lat. Urodziłam się i mieszkałam z rodziną w Ciemierzyńcach, na przysiółku Wołoskie w powiecie Przemyślany, parafia i gmina Dunajów. /.../ Pewnego sobotniego wieczora, prawdopodobnie był to 20 lub 27 lutego moja krewna Michalina Sypko, w wieku ok. 40 lat, poszła do swoich ukraińskich sąsiadów. Tam wkrótce zjawili się oprawcy z UPA. Uprowadzili ją w nieznane i odtąd ślad po niej zaginął. Jej córka, Stefania Sypko, lat 18, w ten sam wieczór poszła do innych sąsiadów Ukraińców - Oczkusiów. Tu również wtargnęli bandyci. Wyprowadzili ją z domu i powiesili na wierzbie. Wisiała całą noc w sobotę i całą niedzielę, jednak nikt nie odważył się tego wisielca z szubienicy zdjąć. Niedowierzanie sprawiło, że w niedzielę poszłam z innymi w tamto miejsce. Cierpiałam już wcześniej patrząc na krew, palące się zagrody i bezbronne niewinne ofiary bestialskich morderstw. To, co teraz zobaczyłam całkowicie rozdarło moją duszę i zdegradowało dziecinną psychikę. Kochana, i tak mi bliska Stefania. Wisiała na drzewie umocowana za głowę kolczastym drutem. Jej młode ciało ciążyło ku ziemi. Na piersiach kartonowa tablica z napisem: ZAUKRAIÑSKI NARÓD, ZA ZDRADU - MAJESZ SEHODNIA PARADU. Płakałam głośno i rozpaczałam nie mogąc zrozumieć, ani doszukać się jakiejś winy, za którą została tak sromotnie ukarana. Dopiero bieg historii wyjaśnił mi, że została zamordowana przez ukraińskich nacjonalistów, jak tysiące innych, za to tylko, że była Polką. Wkrótce ciało Stefci znalazła pewna Ukrainka. W chaszczach tuż za szkołą spod ziemi wystawała jej ręka. Została odgrzebana, zawinięta w prześcieradło i wózkiem w prowizorycznej skrzynce przewieziona oraz zakopana na polskim cmentarzu w Ciemierzyńcach. Religijny obrządek był już niemożliwy. Do dziś nie wiadomo, czy Stefcia z matką Michaliną poszły owego wieczoru do swoich sąsiadów z własnej woli, czy zostały zwabione pod jakimś pretekstem. Zaskakujące jest bowiem pojawienie się w tych domach i w tym czasie ukraińskich banderowców.” (Karolina Dmuchowska; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 171 – 172).
We wsi Feliksówka pow. Kamionka Strumiłowa: „27.02.1944 r. (27.01.1944 r.?) zostali uprowadzeni: 1. Bednarczuk Włodzimierz l. 23; 2. Kisiel Stanisław l. 21; 3. Młodecki (Moderski) Zbigniew l. 22.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...,jw., tom 7). 
We wsi Gaje (Bogdanówka ?) pow. Lwów: „26 VII 1943 (27 II 1944 ?) został zamordowany przez bojówkę OUN  w czasie podróży z Zadwórza do Lwowa leśniczy  Henryk Kuczyński lat 40,  mieszkający we Lwowie” (Edward Orłowski..., jw.).
W kol. Górki pow. Hrubieszów: 27.02.1944 oddziały ortschutzu i SS-Galizien z Szychowic dokonały napadu na kolonię Górki; faszyści podpalili wiele domów; na pomoc przybył pluton partyzantów „Księżyca”, co pozwoliło uratować część wioski.” (Czesław Buczkowski: SAHRYŃ w latach 1942-1944; w:  http://kresy.info.pl/component/content/a....atach-1942-1944; 25 września 2011).
We wsi Grzymałów pow. Skałat banderowcy zamordowali 5 Polaków, w tym dyrektora Monopolu Tytoniowego z żoną. 
We wsi Konkolniki pow. Rohatyn: „27.II.44.Kąkolniki. Dulik Tadeusz, lat 9, zamordowany.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253).
W mieście Kowel woj. wołyńskie zamordowali 43-letnią Marię Flisiewicz.
We Lwowie: „27.02.44 r. zostali zamordowani: Gajewski Ludwik l. 27 zamieszkały na ulicy Krzywczyckiej 6; Kuczyński Henryk l. 40 leśniczy (zamordowany w Zadwórzu); Rudnicki Tadeusz l. 22 zamieszkały na ulicy Słonecznej 12.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Pieniaki pow. Brody uprowadzili ks. Józefa Pikota, po którym ślad zaginął, oraz zastrzelili Ignacego Kobylańskiego.
W kol. Rulikówka pow. Hrubieszów policjanci ukraińscy spalili 2 dzieci o nazwisku Dec oraz kilku starców, którzy nie zdążyli uciec; w podpalonych zabudowaniach udusiła się 4-osobowa rodzina; -  łącznie zamordowali co najmniej 15 Polaków.
We wsi Smoligów pow. Hrubieszów 27 lutego 1944 r. zamordowano w Smoligowie rodzinę Jaroszyńskich z Dołhobyczowa: ojciec Franciszek lat 48, matka Rozalia lat 46, córka Genowefa lat 18, syn Stanisław lat 14, syn Józef lat 12.
W mieście Turka woj. lwowskie zamordowali 5 Polaków.  Inni: We wsi Turka pow. Chełm: „27.02.1944 Ukraińcy zastrzelili 5 Polaków NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
W przysiółku Wołowskie należącym do wsi Ciemierzyńce pow. Przemyślany zamordowali m.in. 18-letnią Stefanię Sypko. “Miałam wówczas zaledwie 11 lat. /.../ Nikt nie chciał wierzyć, że tak, bez żadnego powodu, wśród tych przyjaciół, coś złego może nas spotkać. Rodzina nie chciała opuszczać swojej własności i dorobku pokoleń. /.../ Pamiętam czerwone kałuże i strugi krwi na zaśnieżonych drogach, którymi wywożono w nieznane zamordowanych Polaków. Słuchać było płacz, lament i błagania schwytanych i wyprowadzanych ze swoich domów ludzi, często bosych i tylko w koszulach. Pożary, strach i okrucieństwo zataczały coraz większe kręgi. /.../ Osiemnastoletnia Stefania Sypko w ten wieczór poszła do innych sąsiadów, Ukraińców – Oczkusiów. Tu również wtargnęli bandyci. Wyprowadzili ja z domu i powiesili na wierzbie. Wisiała całą noc z soboty i całą niedzielę. Nikt nie odważył się jej zdjąć z tej „szubienicy”. W niedziele poszłam z innymi w to miejsce. /.../ Kochana i tak bliska Stefcia, wisiała na drzewie na kolczastym drucie. Do dziś nie wiadomo, czy Stefania z matką poszły owego wieczoru do swoich sąsiadów z własnej woli czy zostały tam zwabione. Zaskakujące jest bowiem pojawienie się w tych domach w tym czasie banderowców.” (Karolina Dmuchowska; w: Komański..., s. 781).
We wsi Zadwórze pow. Przemyślany: „Dnia 27.II.1944 r. w czasie gdy jechał furą do Lwowa został zastrzelony w Zadwórzu [Przemyślany] leśniczy Polak KUCZYŃSKI Henryk, lat 40.” (1944, 28 luty – Wykaz napadów i mordów dokonywanych na Polakach we Lwowie w celu zdobycia polskich dokumentów osobistych ofiar. W: B. Ossol. 16722/2, s. 41-43).
 
- 1945 roku:  
We wsi Kalnica koło Wetliny pow. Lesko upowcy zamordowali 2 Polaków: małżeństwo oraz ukrywaną przez nich Żydówkę Haję Dym.
We wsi Muchawka pow. Czortów zamordowali 10 Polaków.
We wsi Ropienka pow. Lesko zamordowali 1 Polaka .
We wsi Wańkowa pow. Lesko upowcy powiesili Polaka, Władysława Szymańskiego.
 
- 1947 roku:
We wsi Reczpol pow. Przemyśl obrabowali i zamordowali 2 Polaków a 3 poranili.
We wsi Średnia pow. Przemyśl obrabowali i zamordowali 3 Polaków. 
 
     W nocy z 27 na 28 lutego
 
- 1945 roku:
We wsi Brusno Nowe pow. Lubaczów w czasie napadu na posterunek milicji  UPA  zamordowała 13 nieznanych milicjantów i ich kucharkę Marię Byrę. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
 
- 1946 roku:
 We wsi Uherce Mineralne pow. Lesko zamordowali 5 Polaków i spalili 4 budynki.
 
     28 lutego
 
- 1943 roku:
W miasteczku Boremel pow. Dubno Ukraińcy zamordowali 3 Polaków, w tym uprowadzeni zostali przez Ukraińców  podających się za policjantów z Demidówki 2 Polacy: kierownik tartaku Mikołaj Masłowski oraz kierownik młyna Stanisław Jabłoński. W marcu ich ciała powiązane drutem kolczastym wyłowiono ze Styru.
We wsi Hubków pow. Kostopol „ukraińscy partyzanci” na czele z mieszkańcem wsi Głuszków sotnikiem inż. Iwanem Szymankiem (przed wojną występującym pod nazwiskiem Jan Główka) i Kowalczukiem zamordowali 7 Polaków: 4-osobową rodzinę oraz 3-osobową nauczycieli, przy czym najpierw poćwiartowali nożami nauczyciela Mariana Wierzbickiego, następnie jego żonę Elżbietę i ich córeczkę Beatę, a zwłoki wrzucili do rzeki Słucz.
We Lwowie policjanci ukraińscy zamordowali Polaka, ucznia gimnazjum, był to Tadeusz Rybaczuk. 
We wsi Ulaniki II pow. Łuck Ukraińcy zastrzelili gajowego Józefa Sawickiego.
 
- 1944 roku:  
We wsi Bouszów pow. Rohatyn upowcy zamordowali 12 Polaków, w tym kobiety i dzieci. „28.II.1944 Bołszów pow. Rohatyn  Leszczyńska Weronika, ur. 1906 zabita. Watraszyński Albin syn Marcina ur. 1880 - jego żona i syn zabici.” (1944, 17 lipca – Pismo PolKO w Stanisławowie do Dyrektora RGO w Krakowie zawierające imienny spis osób uprowadzonych i zamordowanych od początku napadów, od września 1943 do 15 lipca 1944. W: B. Ossol. 16721/1, s. 349-373). 
W przysiółku Cepuchy należącym do wsi Ceperów pow. Lwów (niedaleko Jaryczowa): „28 lutego 1944 roku do osady Cepuchy pow. Lwów banderowcy przyszli o trzeciej nad ranem. Byli zaskoczeni nieobecnością mężczyzn. Nie przypuszczali, że mógł ich ktoś ostrzec. Chodzili od domu do domu zganiając ludzi w jedno miejsce, do murowanego domu Michała Cepucha, mego Ojca. Czekali na powrót mężczyzn do 15 - tej, rabując w tym czasie opuszczone domy. /.../ Od zagłady uratowali ich dwaj bracia Zbyszek i Józek Mrozowscy (wówczas 12 - 13 letni chłopcy), którzy jako jedyni ukrywali się z rodzicami w piwnicy swojego domu. Kiedy banderowcy podpalili wieś, owinięci w białe prześcieradła (na zewnątrz leżał śnieg) przedarli się do lasu i pomimo strzałów, jakie za nimi oddano, dotarli na gestapo w Jaryczowie. Zawiadomiono posterunek. I kiedy przerażone kobiety i dzieci, stłoczone w ocalałym domu Michała Cepucha oczekiwali swego końca, usłyszeli strzały z broni maszynowej. To Niemcy tym razem przychodzili z odsieczą.”  (Irena Ratuszna z d. Cepuch; w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl). Siekierka..., na s. 615 odnotował: „W lutym 1944 roku, zostało zamordowanych przez banderowców na przysiółku Cepuchy 7 osób NN.”
We wsi Dołohów pow. Rudki banderowcy uprowadzili i zamordowali 2 Polaków: inżyniera Władysława Wojnarowskiego  i Dominika Biskowskiego, studenta Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. „Po uprowadzeniu ojca, 28 lutego 1944 roku, ukraińscy oprawcy uwięzili ojca w budynku pod lasem, należącym do wsi Chłoptycze i tam, przez kilka dni pastwili się nad nim. Najpierw wycięli mu język, potem włożyli go do drewnianej beczki nabitej wewnątrz gwoździami i co pewien czas toczyli tę beczkę, zadając mu straszliwy ból. Po dwóch dniach oprawcy przecięli piłą beczkę, razem z ciałem ojca i następnie wyjęli zwłoki i wrzucili do nieużywanej studni.” (Jacek Wojnarowski; w: Siekierka..., s. 882; lwowskie). „Delegatura nasza w Rudkach zawiadamia nas, że w nocy z 18 na 19.II. br. nieznana banda uprowadziła w nieznanym kierunku ze wsi Dołubow (8 km. od Rudek): 1. Inż. Władysława Wojnarowskiego – kierownika regulacji Dniestru; 2. Dominika Biskowskiego – byłego słuchacza Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie; a ponadto dokonała napadu na pracownika Delegatury Stanisława Beszłeja, który to jednakowoż zdołał zbiec.” (1944, 2 marca – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie dotyczące napadów i uprowadzeń Polaków w rejonie Rudek. W: B. Ossol. 16721/1, s. 225). „[Zorniska, Gródek] W nocy z dnia 18 na 19 banda złożona z nieznanej liczby osobników uprowadziła w nieznanym kierunku i najprawdopodobniej zamordowała następujące osoby: 1. Inż. Władysław Wojnarowski; 2. Dominik Biskowski, ciał nie znaleziono.” (1943 sierpień – 1944 kwiecień – Meldunki i raporty (wybór) z PolKO Lwów-powiat przesłane do Delegata RGO we Lwowie dotyczące napadów i mordów dokonanych na ludności polskiej powiatu lwowskiego. W:  B. Ossol. 16722/1, s. 45, 51, 55-63, 67-69).
We wsi Huta Pieniacka pow. Brody esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna”, upowcy oraz chłopi ukraińscy z okolicznych wsi w sile kilku tysięcy napastników dokonali rzezi ludności polskiej 1100 – 1300 Polaków, duża polska wieś przestała istnieć. “Huta Pieniacka była duża: stały tu 172 domy, do tego stajnie i obory. Żyło w niej tysiąc osób, w tym sporo uciekinierów z Wołynia. Pacyfikację dokonaną 28 lutego 1944 roku przez SS Galizien oraz UPA przeżyło 160 osób. Ze wsi nic nie pozostało. Przy drodze, która kiedyś prowadziła przez wieś, stoi czarna tablica. Na niej niebiesko-żółte logo nacjonalistycznej partii Swoboda: otwarta dłoń z trzema wyprostowanymi środkowymi palcami. Identyczne jak na flagach powiewających nad kijowskim Majdanem. Tablica przedzielona na pół, po jednej stronie tekst po ukraińsku, po drugiej – po angielsku. Na górze napis: „Prawda o Hucie Pieniackiej”. Podczas II wojny światowej Huta Pieniacka była jednym z największych ośrodków stacjonowania polskich bojowników z AK i bolszewickich dywersyjnych jednostek w Galicji, wspólnie terroryzujących ukraińskie wioski. 28 lutego 1944 r. niemieckie okupacyjne władze przeprowadziły wojskową operację likwidacji polsko-bolszewickiego oddziału. Wioska została zniszczona. Na początku lat 80. sowiecko-polska propaganda rozpowszechniła nieprawdziwą informację o  zniszczeniu wioski Huta Pieniacka przez dywizję SS Galizien oraz żołnierzy Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Armii Powstańczej”. Franciszek Bąkowski macha ręką, gdy słyszy pytanie o tablicę. Wiele razy przechodził obok, zmierzając do pomnika, na którym wyryto 580  nazwisk ofiar, mieszkańców wioski. 70 lat temu w jedną noc stracił matkę, ojca, brata, krewnych. Prawdę widział na własne oczy. /.../ „– Słyszeliśmy strzały, krzyki, wycie zwierząt. Coś strasznego” – kręci głową pan Franciszek. Za żołnierzami szli bojownicy z UPA i zwykli Ukraińcy z okolicznych wiosek, którzy plądrowali opustoszałe chałupy. „– Janek Sowiński opowiadał, że znał niektórych, że ze swojej kryjówki widział, kto rabował. Kłócili się nawet o to, który pierzynę weźmie. A jak już zrabowali, co tylko się dało, podpalali gospodarstwo” – mówi Franciszek Bąkowski. Obok Bąkowskich mieszkali Kierepkowie. Urszula Kierepka była położną. Wieczorem, tuż przed pacyfikacją, została wezwana do porodu. Jej wnuk, dziś 84-letni Sulimir Stanisław Żuk, z trudem wraca wspomnieniami do tego dnia. Miał wtedy niespełna 14 lat. „– Wraz z rodzącą kobietą wywleczono babcię z domu, biciem i wrzaskami popędzono do kościoła. Dziadek schował się w piwnicy, zamknął drzwi od wewnątrz, przykrył się kocem i przysypał kartoflami. Ukraińscy faszyści splądrowali dom, wyłamali drzwi do piwnicy, rozejrzeli się po ciemnym wnętrzu, ale dziadka nie zauważyli” – opowiada. Dziecko przyszło na świat w kościele. Franciszek Bąkowski przechowuje list od wnuczki kobiety, która widziała, jaki los spotkał rodzącą matkę, jej dziecko i akuszerkę. Z relacji wynika, że pilnujący mieszkańców wsi ukraiński esesman rozdeptał noworodka. „Dzielna akuszerka chciała uratować dziecko i jego matkę, ale ten zbrodniarz zabił je” – czyta fragment listu pan Franciszek i pokazuje kolejne zdania: „Babcia była wtedy odrętwiała, nic nie czuła, nie miała żadnych myśli. (...) esesman kazał jej wziąć to roztrzaskane maleństwo i wynieść z kościoła.”. Siostra pana Franciszka, Stefania, przez ponad 40 lat nie chciała opowiadać o tym, co widziała w czasie pacyfikacji wsi i jak tego dnia ocalała. Dusiła w sobie wspomnienia. „– Stefci udało się wydostać z płonącej stodoły” – mówi pan Franciszek. Kiedy prowadzono ją w grupie dziewcząt i kobiet do kościoła, mijała ogarnięte pożarem zabudowania, z których dobiegały krzyki palonych żywcem ludzi. Później w zgliszczach jednej z tamtych stodół znaleziono szczątki ich ojca. Ukraińcy wypędzili ją z kościoła w jednej z ostatnich grup. Prosto do stodoły Relichów, jednych z bogatszych gospodarzy. Wprowadzili ok. 40 osób, zaryglowali wrota, zadrutowali, aby nikt nie mógł się wydostać, i zaczęli oblewać ściany benzyną. “– Gdy do środka zaczął przedostawać się dym i płomienie, wybuchła panika. Stefcia miała wiele szczęścia, uratowało ją to, że znała tę stodołę. Bawiła się w niej kiedyś z córką gospodarza i wiedziała, że jest tam zapasowe wyjście z tyłu, do ogrodu” – opowiada pan Franciszek. “– Ale ogród był zasypany śniegiem i zaspa blokowała drzwi.” Przepychały wierzeje razem, kilka koleżanek. Wśród nich była Wanda Gośniowska, starsza o kilka lat od Stefanii i silniejsza. Gdy w końcu zbity śnieg ustąpił, rozbiegły się po polu, osiem, może dziesięć dziewcząt. Żołnierze strzelali za nimi. Masakry dokonali Ukraińcy z 4. Galicyjskiego Ochotniczego Pułku Policyjnego należącego do 14. Dywizji SS Galizien. Ten fakt według prokuratorów badających pacyfikację Huty Pieniackiej nie podlega dyskusji. Nie mają też wątpliwości, że pomagali im partyzanci z UPA. /.../ Wanda Gośniowska opowiadała, jak skatowano jej ojca. Zapamiętała, jak przyprowadzono go do kościoła w zakrwawionej koszuli. Dowódca lokalnego oddziału samoobrony Kazimierz Wojciechowski najpierw był torturowany, następnie został oblany benzyną i podpalony. Podobny los spotkał Wojciecha Szmigielskiego. Za to, że ukrywał w domu rannego radzieckiego partyzanta. /.../ Franciszek Bąkowski pamięta, że cmentarz był na obrzeżach wioski, pamięta, że w samej Hucie Pieniackiej rosło wiele drzew owocowych. Brat Władek przypomniał mu, że przed bramą do ich gospodarstwa zwieszały się dwie piękne czereśnie. Więc pewnego razu poszli ich szukać, cierpliwie spacerowali po zarośniętym ostami polu, próbując odszukać w skrawkach wspomnień właściwą drogę. Znaleźli w końcu spróchniałe resztki dwóch pieńków i tak weszli na teren gospodarstwa. W miejscu, gdzie kiedyś stał ich dom, wyciągnęli spod ziemi dachówkę. „– Tylko tyle mi zostało po rodzicach” – kiwa głową pan Franciszek. Wśród splątanych suchych ostów udało się odnaleźć coś jeszcze. Kamienną figurkę świętego Antoniego, która stała przed domem rodziców Wandy Gośniowskiej. Podnieśli ją, ustawili na nowo. “– Nie widać jej z drogi, ale ja wiem, gdzie stoi” – mówi Franciszek Bąkowski.” (Mariusz Nowik: “Została mi dachówka z domu rodziców”; w: http://wiadomosci.dziennik.pl/historia/wydarzenia/artykuly/452213,huta-pieniacka-28-lutego-1944-ukraincy-z-ss-galizien-wymordowali-polakow-z-huty-pieniackiej-relacje-ocalalych.html; 02.03.2014). 
 „Byłam jedną z ostatnich przyprowadzona do kościoła. Wszystkich, wcześniej tam przyprowadzonych, dzielono na grupy i wyprowadzano do stodół i żywcem palono. Wyszłam z kościoła z ostatnią grupą dziewcząt. Widok jaki się okazał moim oczom był przerażający. Wokół płonęły budynki, słychać było przeraźliwe krzyki palących się ludzi, wyły psy, zewsząd unosił się swąd palonych ciał ludzkich i bydła. Ja i moje współtowarzyszki, zdawałyśmy sobie sprawę, że idziemy na śmierć. Konwojujący nas ukraińscy esesmani popędzali nas, szyderczo śmiejąc się, „Wże propała wasza Polszcza – to je wasza Polszcza”. Kiedy zostałyśmy doprowadzone w pobliże zabudowań Stefanii Relich, zostałyśmy na chwilę zatrzymane, otwarto bramę na podwórze nakazując nam tam wejść. Po przeciwnej stronie płonęły zabudowania Genowefy Bernackiej, skąd dochodziły przeraźliwe jęki palonych tam żywcem ludzi. Konwojenci brutalnie wepchnęli nas na podwórze. Zatrzymali przed stodołą, przed którą stały karnistry z benzyną. Kolbami karabinów wepchnęli nas do wnętrza i zamknęli drzwi. Wewnątrz było sporo słomy i siana. Po przeciwnej stronie były drugie drzwi, prowadzące na ogród. Wykorzystując chwilowy zamęt dostałam się do nich i udało się nam je otworzyć. Z kilkoma dziewczętami, było nas trzy lub cztery, nie pamiętam, rzuciłyśmy się do ucieczki. Po chwili nas zauważono i zaczęto strzelać. Udało się nam jednak przedostać do pobliskiego wąwozu, którym dotarłyśmy do lasu. Po chwili usłyszałyśmy strzały, krzyki, i zobaczyłyśmy jak płonie stodoła z której udało się nam zbiec” (Wanda Gośniowska; w: Komański..., s. 591). „Po odejściu ukraińskich esesmanów z Huty Pieniackiej byłem jednym z pierwszych, którzy dotarli do spalonej wsi. /.../ Dopalały się jeszcze zabudowania, na drogach i polach leżeli martwi ludzie. Dużo widziałem dzieci na sztachetach płotów lub leżących z rozbitymi główkami. Wokoło śnieg był czerwony od ludzkiej krwi. W stodołach leżały dziesiątki zwęglonych ciał ludzkich.” (Bronisław Zagrobny; w: Komański..., s. 611). Wilhelm Kowalczykowski do Huty wrócił 29 lutego 1944 roku. „Pod kościołem rozpoznał swojego dziadka. Starzec siedział skulony, twarz zakrywał dłońmi, a głowę trzymał w kolanach. W wewnętrznej kieszeni spodni chował Krzyż Srebrny Orderu Virtuti Militari. Nazywał się Wojciech Szmigielski i brał udział w nieudanym Powstaniu Styczniowym. Gdy pędzony był na Sybir, zdołał uniknąć śmierci i uciec. Teraz siedział nieruchomo, z wydłubanymi oczami i językiem przybitym do dolnej wargi zardzewiałym gwoździem. Tył głowy i plecy miał spalone. Klatkę piersiową i brzuch przestrzelone przez kule. Jego ubranie ociekało krwią. Niedaleko od tego miejsca, w swojej zagrodzie, przy ulicy Werchobuskiej, leżała trzydziestoletnia Zofia  Hauptman. Jej włosy i ubranie spłonęły. Na ciele zostały tylko strzępki zwęglonego materiału. Obie nogi były przestrzelone powyżej kolan, a brzuch nienaturalnie nabrzmiały. Niedługo miała urodzić swoje pierwsze dziecko. Inna kobieta, kilkanaście minut wcześniej, lub później, zginęła zadźgana bagnetem. Nazywała się Rozalia Sołtys, miała 70 lat i szła zbyt wolno. Najpierw oprawcy ponaglali ją uderzeniami karabinowych luf. Gdy to nie skutkowało, kilkakrotnie wbijano jej ostrze w plecy. Ale i to nie przynosiło rezultatu. Po kolejnym ciosie, zakrwawiona staruszka upadła, a jej brzuch przebił długi nóż. 28 lutego 1944 roku w podobny sposób zginęło jeszcze przynajmniej 865 mieszkańców Huty Pieniackiej, a sama miejscowość przestała istnieć w ciągu kilkunastu godzin. /.../ W środku kościoła, na ławie, siedział partyzant sowiecki. Głowę miał całą zabandażowaną. Obok niego z twarzą przysłoniętą dłońmi kucał dziewięćdziesięcioczteroletni Wojciech Szmigielski. Zanim żołnierze znaleźli ich obu, starzec ukrywał partyzanta w swoim łóżku. Teraz, w kościele, trwało przesłuchanie. Szmigielski próbował zataić tożsamość Sowieta, tłumacząc żołnierzom, że nie wie, kto to jest, bo ten jest ranny i nic nie mówi. Chwilę później obaj byli już torturowani na placu przed kościołem. Szmigielskiemu wykłuli oczy, a język wyciągnęli na zewnątrz i przybili gwoździem do brody. Po torturach wprowadzili ich do kościoła i posadzili partyzanta w konfesjonale, a starca obok niego, na ławce. Następnie obu żywcem spalili. O 13.00 ludzi w kościele ciągle przybywa. Esesmani chodzą między ławami i kolbami tłuką po głowach. Ludzie padają na ziemię, a na ich miejsca wprowadzani są kolejni. Jest duszno i tłoczno. Ukrainiec podający się za Polaka informuje, że świątynia jest zaminowana. Wybucha panika, ale tłum nie jest w stanie sforsować drzwi. Godzinę później oprawcy zaczynają wyprowadzać ludzi z kościoła. Grupy 40-50 Polaków są eskortowane przez kilkunastu Ukraińców uzbrojonych w karabiny. Żołnierze zapewniają kobiety i dzieci, że są prowadzeni do swoich domów.  Tym razem to nie było kłamstwo. Większość ten marsz rzeczywiście zakończyła w swoich chatach i stodołach. Gdzie następnie podpalono ich żywcem. Około godziny 17.00 mord dobiegł końca. Pijackie śpiewy oznaczały zakończenie akcji. Esesmani urządzili jeszcze defiladę na cześć zwycięstwa. i powoli zaczęli opuszczać wieś. Najazd trzech batalionów ukraińskiej dywizji SS-Galizien przetrwało tylko kilka domów i kilkudziesięciu mieszkańców.” (http://www.irekw.internetdsl.pl/huta_pieniacka.html ). „Stanisława Sitnik, która przeżyła masakrę w Hucie Pieniackiej, gdzie w ciągu jednego dnia zamordowano ponad 800 Polaków, mówi, że pamięta zwierzęcy niemal ryk. To byli ludzie. Pędzeni na rzeź ludzie. - Byłam tam osiem lat temu, nie mam zdrowia, to dla mnie zbyt mocne przeżycie - mówi cicho pani Stanisława. - Płakałam, mimo że tam teraz tylko puste pole jest, więcej nic. I te opowieści ludzi, że gdy chcieli tam krowy wypasać, spychacze wpuścili i spod maszyn kości zaczęły wychodzić, czaszki… Tam tyle narodu poszło... Wybaczyć? Nie wiem. Tyle, co tam wycierpieliśmy...” (Dariusz Chajewski: Krwawa niedziela to było apogeum rzezi wołyńskiej. Trauma przywieziona z Wołynia; w: https://plus.gazetalubuska.pl/krwawa-niedziela-to-bylo-apogeum-rzezi-wolynskiej-trauma-przywieziona-z-wolynia/ar/13321676 ).  „Sprawozdanie z wypadków w Hucie Pieniackiej. Naoczny świadek i mieszkaniec H.P. opowiada: /.../ Na dany znak rozpoczął się ogień karabinowy naokoło wsi. Pierścień się zacieśniał. Spotkanych ludzi pędzono do kościoła. Ludność widząc, że ma do czynienia z regularnym wojskiem nie uciekała. Kto się tylko ociągał był strzelany na miejscu. SS żołnierze wpadali do chat i mordowali długimi, ostrymi nożami. Sprawozdawca ma taki nóż schowany na pamiątkę. Widział dzieci rozprute nożami, kobiety o poobcinanych piersiach. Gdy ludność spędzono do kościoła i drzwi zamknięto, rozpoczęto kościół minować. Obecni w kościele oczekiwali wysadzenia, w międzyczasie jednak przyjechała starszyzna i miny kazała wydobyć z powrotem. Następnie w kościele zaczęto przeprowadzać segregację. Mężczyzn osobno, kobiety i dzieci osobno. Ta segregacja była jednak bezcelowa, gdyż następnie partiami wyprowadzano ludzi, zamykano do pustych chat, stodół, szop, które podpalano. Sprawozdawca słyszał jęki palonych żywcem, widział kobietę wyskakującą oknem z palącymi włosami i sukniami. Kobieta ta musiała już być obłąkaną lub też przestraszyła się strzałów i skoczyła z powrotem w ogień. Ludzi wyskakujących lub uciekających strzelano. Akcja ta trwała od 1 w nocy do 15-16, padło w niej 2 SS-ów, którzy postrzelali się sami przez nieostrożność. Sprawozdawca mówił z umierającą kobietą, ranną nożem w pierś, zeznała, że krewny ich SS-owiec z pobliskiej wsi, mimo zaklęć męża, jego zastrzelił, dziecko zarżnął, ją przebił nożem mówiąc: “Teraz wojna – nie ma krewnych”.  (1944, luty - Sprawozdanie z napadu Dywizji Hałyczyna SS na Hutę Pieniacką. W: B. Ossol. 16722/1, s. 85). “Członek bandy UPA Dowhań Justyn s. Wasyla zeznał: „Nie pamiętam dokładnie daty, lecz  dobrze wiem, że pod koniec lutego 1944 roku, wczesnym rankiem, do mojego mieszkania  wpadł Melnyk Iwan s. Zachara i kazał mi szybko stawić się przed chałupą Jakimowa Jakiwa, gdzie otrzymam broń. Przy tym powiadomił mnie on, że zaraz cała banda UPA wspólnie z [bandą z] Wołynia i niemieckimi wojskami «SS-Galizien» ruszy na wieś Huta Pieniacka. Stawiłem się w wymienionym wyżej miejscu, gdzie Jakimow Jakiw wydał mi karabin rosyjskiego typu i do niego 15 sztuk ostrych naboi. Melnyk Iwan, Jakimow Jakiw i dowódca wołyńskiej bandy UPA oznajmili wszystkim uczestnikom, że zaraz ruszymy na wieś Huta  Pieniacka, żeby rozprawić się z mieszkańcami, ponieważ pomagają oni czerwonej partyzantce. Po otrzymaniu tych krótkich informacji i zakończeniu przygotowań, ruszyły na podwodach niemieckie wojska «SS-Galizien» w l[iczbie] 200 ludzi. Na ich czele pojechali saniami starosta Sieluprawy Kawecz Josyp s. Maksyma z dowódcą – Niemcem w stopniu kapitana. Drugimi sańmi, również na przedzie, pojechali Żarkowśkyj Wasyl s. Iwana i Żarkowśkyj Stepan. Za Niemcami, mniej więcej 15–20 minut później, ruszyła na Hutę Pieniacką również  nasza banda wspólnie z wołyńską bandą UPA. Jak tylko zaczęliśmy podchodzić do  wymienionej wyżej wsi, Niemcy otworzyli ogień z dwóch armat i karabinów maszynowych,  otaczając jednocześnie wieś ze wszystkich stron. Członkowie bandy UPA, którzy wówczas nadeszli, na rozkaz Melnyka Iwana s. Zachara i Żarkowśkiego Petra oraz dowódcy wołyńskiej bandy, również okrążyli wieś i robili to samo, co Niemcy, tzn. podpalali domy i inne zabudowania, a mieszkańców eskortowali do kościoła. Tych, którzy próbowali ukryć się, rozstrzeliwali na miejscu oraz otwierali silny ogień karabinowy do uciekających. Po tym, jak pierścień okrążenia, w którym była wieś, zacisnął się i akcja zbliżała się do końca, ludzie z kościoła zostali przeprowadzeni do szop i domów. Następnie zamykano je i podpalano. Mieszkańców wsi Huta Pieniacka zapędzono do 4 lub 5 szop, w których znalazło się, ogólnie biorąc, około 700–750 l[udzi]. Wszyscy zostali spaleni. Pogrom wymienionej wsi trwał od 8 godziny rano do 2–3 po południu. Następnie niemieckie wojska zabrały przede wszystkim całe bydło – krowy, konie, owce,  świnie oraz zboże, a członkowie bandy UPA wzięli odzież, drób oraz inne rzeczy, po czym razem z niemieckimi wojskami wrócili do wsi Żarków, gdzie Niemcy sprzedali mieszkańcom za wódkę część bydła, głównie krowy.” (Wyciąg ze sprawy agenturalnej NKGB USRS  nr 40 „Zwiery”, jedn.  Arch. 2387, s. 26, 50, 55, 56, 112 .PA SBU, F. 26, op. 2, spr. 2, k. 208–211.; w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html?page=101 ).  
W kol. Hucisko Pieniackie należącej do wsi Pieniaki pow. Brody esesmani ukraińscy z SS „Galizien – Hałyczyna” oraz upowcy zamordowali 128 Polaków. Natomiast Władysław Kubów podaje (Terroryzm na Podolu): „28.02.44 r. w Hucisku Pieniackim SS “Hałyczyna” wymordowała 62 mieszkańców. Zginęli: Górski Antoni, Górski Marcin, jego żona Klara, ich synowie: Józef i Jan, Ferdyczowska Emilia i jej niemowlę, Jurkiewicz Antoni, jego żona Emilia, ich dzieci: córka Weronika i syn Edward, Jurkiewicz Bronisław, jego żona Elżbieta, ich dwaj synowie, Kobylański Jan, jego matka Barbara, żona Stefania i ich troje dzieci, małżeństwo Kowalskich i dwoje ich dzieci, Kowalewska Bronisława i jej matka, Jarosz Stanisław, jego matka Stanisława, Mendelski Józef, jego żona i ich córki: Agnieszka i Maria, Mendelski Wojciech, Maksymów Władysław, małżeństwo Niedźwiedzkich i czworo ich dzieci, Orłowski Jan, jego matka i syn oraz córka, Orłowska Wanda i dwoje dzieci oraz jej matka, Orłowska Olga, jej dziecko i matka Orłowska Tekla, Orłowski Jan i jego żona, Podgórska N. i dwie córki, Żuczkowski Józef i jego żona oraz syn Jerzy.”. Komański...., s. 65 – 66 dokumentuje napad z 13 lutego i mord 55 Polaków.
We wsi Jaryszów Nowy pow. Lwów banderowcy zamordowali  Wacława Cisińskiego.
W mieście Lwów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków (byli to: Stanisław Mały, 20-letni Mieczysław Balicki i Stanisław Leskowicz) oraz zrabowali ich dokumenty. „28.II.44. Lwów: Mały Stanisław, zam. ul. Jakuba 117 zamordowany.” (1944. luty – marzec – Wykazy mordów i napadów na ludność polską sporządzone w RGO we Lwowie na podstawie meldunków przekazanych z terenu. W: B. Ossol. 16722/2, s. 219-253). Oraz: „28.02.44 r. zam. Leskowicza Stanisława l. 23 ze Straży Pożarnej na Łyczakowie.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).  
We wsi Małków pow. Hrubieszów Batalion BCh „Rysia” i oddział AK „Czarusia” z obwodu hrubieszowskiego stoczyły bitwę z oddziałami niemiecko-ukraińskimi w obronie pacyfikowanej wsi Małków; w czasie bitwy włączyły się do walki dalsze 3 plutony AK. Niemiecko-ukraińska ekspedycja zakończyła się klęską, Polacy zdobyli dużą ilość broni i amunicji; partyzanci stracili 6 żołnierzy, a 16 odniosło rany. 
We wsi Modryniec pow. Hrubieszów policjanci ukraińscy z bojówką UNS ze wsi Szychowce zamordowali na terenie folwarku 3 Polaków, w tym 2 kobiety o tym samym nazwisku: Katarzynę oraz Henrykę Cieślę.
We wsi Okno pow. Skałat banderowcy uprowadzili i zamordowali 8 Polaków.
We wsi Połonice pow. Przemyślany został zamordowany przez banderowców Kosydor Wojciech. .(Józef Wyspiański: Skutki napadów ukraińskich nacjonalistów w powiecie Przemyślany. w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich, tom 10, Kędzierzyn-Koźle 2018).
We wsi Rudniki pow. Kowel zamordowali 5 Polaków, w tym troje rodzeństwa z 18-letnią dziewczyną.
We wsi Rulikówka pow. Hrubieszów policjanci ukraińscy z bojówka UNS ze wsi Szychowce zamordowali kilku Polaków i spalili wieś (Grzegorz Motyka: Tak było w Bieszczadach;..., s. 183).
W miasteczku Sokołówka (Sokołówka Hetmańska) pow. Złoczów:  Ks. Jan Wiszniowski, ur. w 1912 r., administrator parafii Sokołówka Hetmańska, pow. Złoczów. Zamordowany przez UPA 28.02. 1944 r. „Porwany podczas napadu na wieś i plebanię przez oddział ukraińskiej ludobójczej organizacji OUN/UP. Ukraińcy zapewniali wcześniej, że nic mu nie grozi, a parę dni później napadli na wieś. Zamordowany przy próbie ucieczki - postrzelony, a następnie zakłuty nożami.” (http://www.swzygmunt.knc.pl/MARTYROLOGIUM/POLISHRELIGIOUS/vPOLISH/HTMs/POLISHRELIGIOUSmartyr2999.htm ).  „28.02.1944 r. został zamordowany Kargol Jan.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Tłusteńkie pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali w majątku 2 Polaków.
We wsi Tudorów pow. Kopyczyńce Ukraińcy zamordowali 3 Polki, w tym 2 na terenie majątku Dębina.
We wsi Wanat pow. Garwolin Niemcy z udziałem Ukraińców dokonali pacyfikacji wsi mordując 108 Polaków, w tym 47 dzieci i młodzieży w wieku od 1 miesiąca do 16 lat, 37 kobiet w wieku od 18 do 78 lat oraz 24 mężczyzn w wieku od 18 do 88 lat. W pacyfikacji brali udział żandarmi z posterunków: Garwolina, Żelechowa, Sobolewa, Sobienich-Jezior i Kołbieli. Ponadto ze Starostwa Powiatowego w Garwolinie przybyły do Wanat: oddział policji specjalnej, funkcjonariusze Kryminalpolizei i Schutzpolizei, oddział pomocniczej policji ukraińskiej stacjonującej w majątku Zawady obok Garwolina i funkcjonariusze policji polskiej tzw. granatowej z Garwolina. Ściągnięto około 800 żandarmów, Schupo i Ukraińców z Siedlec, Mińska Mazowieckiego, Warszawy i Rembertowa.  Pacyfikację Wanat przeżyły tylko dwie osoby: Julianna Olejnik i Władysław Górzkowski. Julianna Olejnik:: „Tamtego dnia weszło do kuchni trzech Ukraińców w hitlerowskich mundurach. Pytali o męża. Odpowiedziałam, że jest w stodole. Na moje słowa, że wywiązaliśmy się z kontyngentu, mogę nawet pokazać im kwity, jeden z oprawców ryknął na mnie -idź ty!-. W tym momencie kula z jego pistoletu trafiła mnie w szyję. Strzelił również do mojej siostry. Straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam, usłyszałam lamenty mojej mamy, która powtarzała: -wszystkie moje dzieci zabite. /.../  Kiedy wychodzili, jeden nich (Ukraińców) podwinął mi sukienkę i uszczypnął w pośladki. Leżałyśmy spokojnie. Hitlerowcy podpalili dom. Tymczasem siostra schroniła się w piwnicy, tam jednak dostrzegli ją żandarmi i natychmiast zastrzelili. Ogień ogarnął cały dom. Nie było, czym oddychać. W pewnym momencie z łóżka zerwał się Zygmuś krzycząc: -mamusiu, parzy mnie, parzy!-. Ostatkiem sił próbowałam go ratować. Zza okna padł strzał. Dziecko upadło martwe, a ja znowu zemdlałam. Gdy odzyskałam przytomność, wyczołgałam się do sieni. Wkrótce zaczęła płonąć kuchnia. Na czworakach wyszłam z domu i położyłam się pod płotem. Potem przeczołgałam się do studni i ukryłam się w dole po wapnie. Było mi strasznie zimno, więc wydostałam się z tego dołu i położyłam koło płonącego domu. Kiedy spadła na mnie paląca się szczapa i zatliła mi się suknia, przedostałam się stamtąd do kopca z brukwią i burakami. Następnego dnia odnaleźli mnie w nim ludzie z sąsiednich wsi.” Wspomina Władysław Górzkowski: „Około godz. 7.00 rano przeszła przez wieś grupa młodzieży mordując kolejno w zagrodach wszystkich bez wyboru - mężczyzn, kobiety i dzieci. Żołnierze z następnych grup wyprowadzali inwentarz żywy, wynosili z mieszkań odzież. Czterej żołnierze z ostatniej grupy chodzili od zagrody do zagrody i zapalali wszystkie budynki. Zagrody w Wanatach stały w pewnej odległości jedna od drugiej. Żona moja przebywająca tego dnia na podwórzu usłyszała w pewnej chwili strzały padające w obrębie zagrody mojego stryjecznego brata. Jeden z żołnierzy po wyjściu z jego domu skierował swe kroki do nas. Gdy wszedł do sieni strzelił na postrach. Następnie zastrzelił w pokoju po drugiej stronie sieni mojego lokatora Jana Boratyńskiego i jego syna Zdzisława. Potem wszedł do mojego pokoju i skierował pistolet do mnie. Zdążyłem zasłonić głowę rękoma, a kula przeszła mi przez obie ręce nie naruszając kości. Rzuciłem się na ziemię. Żołnierz zabił potem moją żonę, po chwili stanął na moich plecach. Słyszałem, jak obszedł całe mieszkanie i gdy upewnił się, że nikogo więcej nie ma, wyszedł. Wówczas podniosłem się i usiłowałem podnieść żonę, która otrzymała postrzał w głowę i niestety już nie żyła. Usłyszałem głosy Niemców dochodzących z mego podwórza, więc umazałem się krwią żony i położyłem ponownie na podłodze udając nieżywego. Leżałem tak ok. 15 minut, po czym wyszedłem do obory i tam schroniłem się na strychu. W międzyczasie Niemcy weszli do mojego domu i obrabowali go. Ponieważ zostawiłem krwawy ślad ręki na stole, żołnierze domyślili się, ze ktoś ranny uciekł z domu. Słyszałem jak jeden z żołnierzy powiedział po ukraińsku, że i tak spłonę, gdy podpalą całą zagrodę. Orientowałem się, że żołnierze ci byli przeważnie Ukraińcami służącymi w wojsku niemieckim. Widziałem potem przez szparę w ścianie obory jak następna grupa żołnierzy zabierała mój inwentarz. Widziałem też stamtąd jak płonęły wszystkie zagrody, a ogień począł zbliżać się do mego gospodarstwa. Czterej żołnierze zapalili moje zabudowania przy pomocy nafty lub benzyny. Obora miała połączenie z budynkiem mieszkalnym. Dach był kryty blachą i papą. Gdy żar ognia i dym począł mnie dusić, skoczyłem na ziemię i ukryłem się wśród płonących budynków. Wkrótce zdołałem wejść do piwnicy domu mieszkalnego, której ogień nie objął. Tam przesiedziałem do wieczora.”  (Michał Bożek: Łaskarzew 1939 – 1945; w:  http://free.of.pl/l/laskare/historia_laskarzew_1939-1945_4.html ).
We wsi Żędowice pow. Przemyślany zamordowani zostali: Tracz Michał, lat 30;  Balicki Michał; Cyganiuk oraz 3 jego synów; Kubiszyn Marcin lat ok. 75 oraz jego żona Kubiszyn Michalina  lat 70 i ich syn Kubiszyn Michał lat 28; Majewski oraz jego żona Majewska. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 151). „Moja mama nie bardzo chciała wracać wspomnieniami do tamtych okropnych dni. Jako młoda kobieta przeżyła bardzo dużo strachu i upokorzeń, niepewności co do losu swojego i swojej rodziny, doznała głodu i zimna. Spotkał ją niewyobrażalny koszmar, gdyż jej młody mąż w okrutny sposób został zamordowany, została wdową z dwójką małych dzieci: ja, urodzona w1940 r. i mój brat Jan - w 1943 r. Były to okropne czasy dla Polaków tam mieszkających. Najgorsze było ukrywanie się przed bandami UPA, szczególnie zimą, która była wtedy bardzo mroźna. Wielkim problemem było to, że mieszkaliśmy w małej wiosce - my Polacy i Ukraińcy. Wszyscy sąsiedzi znali się, wiedzieli o sobie prawie wszystko, znali każdą kryjówkę i mogli śledzić każdy nasz krok. Mojego tatę, Michała Tracza, Ukraińcy zamordowali w nocy z 28 lutego na 1 marca 1944 r. Jak moja mama dowiedziała się później, to tatę zamordował nasz bardzo bliski sąsiad. Ale nigdy mi nie powiedziała jego nazwiska. Mimo, że mieszkaliśmy na zachodzie Polski wciąż bała się zemsty. Mój dziadek, Jan Tracz, jak odnalazł ciało swojego syna, to wprost uszło z niego życie. Mówił, że w tym czasie nie był „ojcem”, skoro był w stanie to wszystko przeżyć. Tato mój wraz z innymi mężczyznami został zamordowany w pobliskim lesie i przykryty dużymi belami drzewa. Był to dla dziadka okropny widok - widząc tyle ciał na raz. Mój tato miał głowę rozrąbaną siekierą, poderżnięte gardło, w brzuchu miał 17 ran kłutych (prawdopodobnie od bagnetu), oprócz tego połamane ręce i nogi. Z mojej rodziny zginęło bardzo dużo osób za to, że byli Polakami. Dziś już prawie nie ma świadków wydarzeń tamtych lat. Przez wiele lat był to temat tabu, który można było poruszać tylko wśród najbliższej rodziny. Niestety Ci, którzy przeżyli te wydarzenia, też już nie żyją. Ja byłam wtedy dzieckiem, a to co pamiętam, to z opowiadań starszych, którzy wspominali tamte czasy, ale tak, żeby dzieci nie słyszały. To, co wiem na pewno, to to, że z mojej rodziny – oprócz mojego taty - zamordowani zostali jego kuzyni, którzy byli również młodzi, tak jak on - mieli wtedy po 30 lat. Banda UPA zamordowała z mojej rodziny kuzyna taty Michała Balickiego i Michała Kubiszyna oraz jego rodziców, których imion, niestety, nie znam. Z rodziny mojej mamy zamordowani zostali wujek i ciocia Majewscy, również nie znam ich imion. Bandyci dopadli ich zimą ukrytych w sianie i bezlitośnie zadźgali bagnetami. Pamiętam, jak moja mama opowiadała o rodzinie Cyganiuk, z której bandyci zamordowali ojca i 4 synów. Z opowiadań mojego dziadka Jana Tracza wiem, że na naszym podwórku była banda morderców, szukająca mojego ojca. W tym czasie w domu była tylko babcia, która tak się przestraszyła, że po trzech dniach od tego wydarzenia umarła. Gospodarstwo dziadka Tracza było położone blisko majątku pana Nartowskiego, dzielił ich mały strumyk. Ukraińcy spalili ten majątek. Dziadek mój przed wojną był sołtysem we wsi Żędowice. Drugi dziadek, Antoni Ostrowski, był znanym kowalem, a przez jakiś czas nawet wójtem. Miał dość duże gospodarstwo położone pod lasem. Budynki były nowe, a dachy pokryte blachą. Ukraińcy to wszystko spalili. Jak się paliło to słychać było okropny trzask pękających blach. W tym czasie w domu nie było, ani babci, ani dziadka, córki z mężem i dwójki dzieci. Było to straszne przeżycie dla nich, w jednej chwili stracić cały dorobek swojego życia. Na szczęście udało im się przeżyć i dziadkowie po wojnie spotkali się na zachodzie Polski w powiecie Jawor. Byli oni bardzo dobrymi ludźmi i żyli w zgodzie ze sobą, dając dobry przykład rodzinie. Miło ich wspominam i podziwiam, że w tych trudnych czasach poradzili sobie i udało im się uratować resztę rodziny i uciec od tego zła, które spotkało ich od najbliższych sąsiadów. Gdy to wszystko wspominam, to mam mętlik w głowie - że człowiek człowiekowi był wrogiem bez powodu - tylko dlatego, że był Polakiem i katolikiem. Urywa mi się myśl i brak mi słów.” ( Maria Zamorska; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 149 – 150). „28.02.1944 r. zostali zam. Tracz Michał l. 30; oraz 2 osoby NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
 
- 1945 roku:
Chlebowice Świrskie pow. Przemyślany został porwany przez bojówkę UPA Komar Antoni, lat 32, (Józef Wyspiański: Skutki napadów ukraińskich nacjonalistów w powiecie Przemyślany. w: Ludobójstwo OUN-UPA na Kresach Południowo-Wschodnich, tom 10, Kędzierzyn-Koźle 2018)
We wsi Hrebenne pow. Tomaszów Lubelski upowcy zakłuli bagnetami 4 Polaków.
We wsi Huta Stara pow. Buczacz podczas drugiego napadu zamordowali 6 Polaków (5 kobiet i 1 mężczyznę). ”Drugi napad miał miejsce pod koniec lutego 1945 r. (najprawdopodobniej było to 28). Mieszkańcy wsi Huta Stara zamordowani podczas drugiego napadu: 1. Żuczkowska Zofia lat ok. 60 - sądząc, że podobnie jak podczas pierwszego napadu kobietom nic się nie stanie, wyszła prosić banderowców aby oszczędzili jej dom, została zabita. 2. Charęza Jan lat ok. 20. 3.Biernacka Maria (zastrzelona). 4. Biernacka Zofia. 5.Biernacka Anna. 6.Biernacka Maria (zastrzelona w czasie próby ukrycia się - strzałem w głowę).” (Roman Romanów, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl). H. Komański, Sz. Siekierka na s. 152 podają tylko napad z 4 marca 1944 roku oraz mord 12 Polaków NN, natomiast prof. L. Jankiewicz podaje 13 nazwisk ofiar pierwszego napadu. „28.02.1945 r. w czasie drugiego napadu zginęło około 12 osób, ustalono tylko część nazwisk:. Biernacka Anna; Biernacka Maria; Biernacka Maria; Biernacka Zofia; Charęza Jan lat około 20;  Żuczkowska Zofia l. 60;  Sześć osób NN.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Lubycza Królewska pow. Lubaczów zamordowali 5 Polaków. 
We wsi Michalcze woj. stanisławowskie: „28.02.1945 r. po okrutnych torturach zostali zamordowani: 1-5. Rodzina Bilczyńskich; 6-11. Rodzina Hawryłowiczów;  12. Mastalerz Józefa c. Mikołaja (1906).” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
We wsi Nowosiółki-Bekerów pow. Podhajce napadli na plebanię i zamordowali ks. proboszcza Mariana Dziamarskiego, jego siostrę, gosposię i kobietę ze Lwowa, która korzystała z noclegu na plebanii. Ciało księdza wrzucono do pobliskiego stawu, w którym po pewnym czasie wypłynął na powierzchnię. Był związany drutem  kolczastym. Przed śmiercią na piersiach wypalono mu krzyż, wyrwano paznokcie i język, wydłubano oczy.  „Bardzo obrazowo okoliczności śmierci ks. Dziamarskiego relacjonuje siostra Aniela Koj der ze Zgromadzenia Sióstr Służebniczek NMP w Starej Wsi. Relację spisała w 1947 r. przełożona generalna zgromadzenia s. Eleonora Jankiewicz na prośbę brata księdza, inżyniera Władysława Dziamarskiego: Na pół godziny przed rozegraniem się strasznej tragedii przyszedł śp. ks. Marian do sióstr i prosił, aby przyszły na probostwo a potem pójdą razem do kościoła, by tę noc spędzić (w okolicy bowiem ponawiały się raz po raz napady Ukraińców). Siostry zgodziły się bardzo chętnie na propozycję śp. księdza proboszcza, bo i im było podówczas straszno w domu. Zatrzymały się jeszcze, by się napić i coś ciepłego ubrać. Przy wyjściu z domu słyszały straszny krzyk, probostwo było już otoczone przez ok. 50 drabów, a przed drzwiami frontowymi był ustawiony karabin maszynowy. Sześciu wtargnęło do środka pochwycili ks. Mariana, rzucili Go na ziemię i związali drutem kolczastym. Biedak płakał z bólu i prosił by Mu przynajmniej jedną rękę uwolnili. Siostry podpełzły ogrodem na rękach bliżej probostwa i widziały, jak wyniesiono śp. ks. Mariana i rzucono na sanie. Wzięto też razem z księdzem dziewczynę (niejaką Milę Stajnerówne). Po chwili dali Ukraińcy trzy strzały do śp. ks. Mariana, a Siostry usłyszały jeszcze Jego jęki, które wnet ucichły. Tak samo zamordowano ową dziewczynę. Następnie
rzucono zwłoki do stawu czy rzeki, płynącej blisko plebani. Mieszkańcy Bekerowa stali z daleka, krzyczeli i lamentowali, ażeby ich zabito, skoro zamordowano im ,, Ojca”. O świcie przybiegły do sióstr niejaka panna Nusia, która była świadkiem wszystkiego i matka zamordowanej Stajnerówny, obydwie prawie w koszulach, bo obdarto je i ograbiono ze wszystkiego. Przybyło też wojsko z Podhajec zawiadomione o napadzie, wojsko to rozpoczęło poszukiwania za  zwłokami zamordowanych, ale bezskutecznie. Tak więc śp. ks. Marian padł na posterunku kapłańskim, nakłaniano Go przedtem, by wyjechał i w ten sposób ratował życie, ale On odpowiadał, ze dopóki choćby jeden Polak był w Bekerowie, jego obowiązkiem jest trwać.  /.../ We wsi Nowosiółka-Bekerów oprócz ks. M. Dziamarskiego zginęło 8 osób (nazwiska wszystkich są ustalone), wypędzono ze wsi 1020 osoby, spalono 302 zagrody”. (Dorota Stefańska: Marian Dziamarski (1900-1945) - kapłan, męczennik; w: Biuletyn Szatkowski, Tom 11, 2011 r.).
We wsi Zaleszczyki Stare pow. Zaleszczyki obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 39 Polaków . 
We wsi Zatwarnica pow. Lesko zamordowali 2 Polaków.  
 
- 1946 roku:  
We wsi Kamienne pow. Sanok upowcy zamordowali 2 Polaków, natomiast w walce poległo 20 żołnierzy WP a 30 zostało rannych.
We wsi Korzeniec koło Birczy pow. Przemyśl zamordowali 4 Polaków, w tym 3 kobiety.
We wsi Leniuszki pow. Biała Podlaska z rąk UPA zginął Aleksander Antoniuk, rolnik z Leniuszek i członek samoobrony przy posterunku MO w Zabłociu. Został uprowadzony z domu i zamordowany w lesie niedaleko Bokinki Pańskiej. (Agnieszka Kolasa: Działalność OUN-UPA w regionie bialskopodlaskim; w: Radzyński Rocznik Humanistyczny 7, 2009).
We wsi Równiny pow. Włodawa uprowadzili Marcina Dobroszuka i po torturach zamordowali.  
 
- 1947 roku:
We wsi Serednica pow. Lesko bojówka SB-OUN uprowadziła Zofię Pisiak (lub Tysiak) i po przesłuchaniu powiesiła.
We wsi Żernica Wyżna pow. Lesko bojówka SB-OUN uprowadziła Annę Olszanicką, lat 20 i po przesłuchaniu zamordowała.
 
     W nocy z 28 na 29 lutego
 
- 1944 roku:  
W osiedlu Chałupki należącym do wsi Barszczowice pow. Lwów obrabowali i spalili 32 gospodarstwa polskie oraz zamordowali 29 Polaków i 1 Ukraińca.  Inni: „W nocy z dnia 28 na 29 lutego większa banda doskonale uzbrojona dokonała napadu na gromadę Chałupki ad Barszczowice [Lwów] i po zrabowaniu mienia wymordowała następujące osoby: 1. Michał Suszalak, lat 38; 2. Jan Zajączkowski, lat 32; 3. Mikołaj Glinkowski, lat 57; 4. Michał Glinkowski, lat 22; 5. Michał Cisiński, lat 26; 6. Franciszek Cisiński, lat 20; 7. Jan Bratkowski, lat 48; 8. Michał Mudrak, lat 48; 9. Józef Kulczycki, lat 43; 10. Jan Oblicki, lat 55; 11. Wojciech Oblicki, lat 67; 12. Michał Oblicki, lat 38; 13. Jan Bąk, lat 36; 14. Michalina Stadnik, lat 68; 15. Stefan Stadnik, lat 27; 16. Tadeusz Trzaskalik, lat 19; 17. N.N. (obcy z zachodu) Marmyła Antoni; 18. Maria Miller, lat 55; 19. Michał Romaszewski, lat 29. Po dokonanym mordzie i rabunku spalono 23 gospodarstw polskich.” (1943 sierpień – 1944 kwiecień – Meldunki i raporty (wybór) z PolKO Lwów-powiat przesłane do Delegata RGO we Lwowie dotyczące napadów i mordów dokonanych na ludności polskiej powiatu lwowskiego. W:  B. Ossol. 16722/1, s. 45, 51, 55-63, 67-69). „Raszczowice [Lwów], gm. Jaryczów Nowy, parafia w miejscu. Od 28.II. było 5 prób napadów od strony lasu. Razem zginęło 17 mężczyzn i 2 kobiety (Morczyło Antoni, 37 lat, Stadnik Stefan - 30, Stadnik Michalina - 60, Bąk Jan - 35, Oblicki Michał - 36, Oblicki Wojciech - 67, Oblicki Jan - 60, Kolczycki Jan - 40, Bratkowski Jan - 41, Skudrak Michał - 62, Miller Maria - 55, Romaszewski Michał - 29, Glinkowski Michał - 22, Glinkowski Mikołaj - 60, Zajączkowski Jan - 32, Kosiński Jan - 29, Trzaskalik Mieczysław - 22, Szuszaluk Michał - 48. Spalony został cały przysiółek Chałupki, 35 numerów.” (1944, marzec – Wykazy pomordowanych i napadów na wsie i osiedla powiatu lwowskiego. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97).
We wsi Koropiec pow. Buczacz: „28/29.02.44 r. zostali zamordowani: Cisłowski i.n. kierownik stacji; Łużny i.n. – zwrotniczy; . Wojciechowska Jadwiga nauczycielka; Łużna Maria l. 35; Suchecka Anna l. 6;  Zalewki Władysław” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Korościatyn pow. Buczacz banderowcy zamordowali ponad 156 Polaków (136 we wsi oraz 20 na stacji kolejowej); napadem UPA kierował pop Pałubicki ze swoją córką. Pop na kazaniach mówił, że „za zabicie Lachów w tworzeniu wolnej Ukrainy, grzechu nie będzie”.  Kilka przykładów jak ginęli Polacy. 18-letni Franciszek Białowąs: odrąbali mu głowę siekierą; 22-letni Kazimierz Czubakowski: odrąbali mu głowę siekierą; 9-letni Tadeusz Hołodowski: uduszony; 24-letnia Stanisława Hutnik: uduszona i spalona; 25-letni Józef Hutnik: zarąbany siekierą i spalony; 39-letnia Anna Jarosz: uduszona; 9-letnia Maria Jarosz (córka Antoniego): uduszona; 13-letnia Maria Jarosz (córka Józefa): uduszona; 10-letni Józef Jarosz: uduszony i spalony; 54-letnia Anna Jarosz: zarąbana siekierą; 75-letni Tadeusz Łużny: zarąbany siekierą; 12-letni Jan Łużny: uduszony i spalony; 42-letnia Antonina Łużna: zarąbana siekierą i spalona; 14-letnia Anna Łużna; zarąbana siekierą i spalona; 10-letni Józef Łużny: zarąbany siekierą i spalony; 1-miesięczna Stanisława Łuzna: spalona żywcem; itd. (Komański.... s. 155 – 157). „29.II. był napad na Korościatyn, powiat Buczacz, wieś spalona, zginąć miało około 100 - 200 osób zarąbanych. Do podpalenia wsi używano 14-16 parobków. Na stacji Korościatyn zabito z personelu kolejowego, a to: naczelnik stacji Ostropolski Stanisław - Wowczuk zastępował dyżurnego ruchu, zwrotniczy Łużny i Ukr[rainiec] Pyszyn oraz kierownik szkoły z Korościatyna Głąpal Tadeusz i Wojciechowska Jadwiga nauczycielka.” (1944, 3 marca - Fragment pisma PolKO w Stanisławowie do Delegata RGO we Lwowie dotyczące mordów i napadów na Polaków oraz położenia uchodźców i sposobów udzielania im pomocy. W: B. Ossol. 16721/1, s. 307-309).  „Szczególnie zmasakrowane było ciało nauczycielki miejscowej. Znaleziono ją oskalpowaną, z odciętym torsem i oderwaną szczęką. Podobnie zdarzało się i na Wołyniu z tym rozdzieraniem ust, przy czym bandyci wyśmiewali się z ofiar: “Macie Polskę od morza do morza”. Bezpośrednio po napadzie przybyła ekspedycja karna i zarekwirowała wszystkie gęsi i kury we wsi.” (1944, marzec - Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123). „Jan Zaleski,  autor Kroniki życia pisze: „W nocy z 28 na 29 lutego 1944 r. banderowcy rozpoczęli rzeź mieszkańców Korościatyna. Rozpoczęli „żniwo” równocześnie z trzech stron, trzech wylotowych dróg, od Wyczółek, od Zadarowa (ukraińskiej wsi) i od Komarówki. Działały trzy wyspecjalizowane grupy: pierwsza „pracowała” toporami, druga rabowała, trzecia paliła systematycznie domostwo po domostwie. Rzeź trwała niemal przez całą noc Słyszeliśmy przerażające jęki, ryk palącego się żywcem bydła, strzelaninę. Wydawało się, że sam Antychryst rozpoczął swą działalność!  Rzezi w Korościatynie dokonał oddział UPA, wspierany przez miejscową ludność ukraińską, uzbrojoną w siekiery, kosy, widły i noże; łącznie 600 osób. Posłużono się podstępem, Aniela Muraszka, późniejsza siostra zakonna, relacjonuje: Banderowcy zaatakowali o godz. 18-tej, a więc wtedy, gdy warty dopiero rozchodziły się na posterunki. Zdradziła to pewna Ukrainka ożeniona w Korościatynie. Zdradziła także hasło, którym posługiwali się wartownicy. Napastnicy wjechali do wioski saniami, wołając po polsku, że są partyzantami i żeby chłopcy z wioski zgromadzili się wokół nich. Chcieli ich bowiem w jak największej ilość wymordować. Po chwili zaatakowali i rozpoczęła się rzeź. Wykorzystując element zaskoczenia, opanowano najpierw stację kolejową, gdzie przecięto druty telegraficzne oraz wymordowano obsługę stacji i ludzi oczekujących na pociąg. Następnie mordowano, rabowano i palono zagrodę po zagrodzie. W grupie podpalającej domy brali udział nawet 12-14-letni chłopcy. Samoobrona, początkowo zaskoczona, stawiła jednak rozpaczliwy opór, który uratował większość mieszkańców. W czasie ataku na plebanię zginął jeden z ukraińskich dowódców, syn popa z Zadarowa. Walki ustały dopiero nad ranem, gdy z odsieczą przeszedł polski oddział partyzancki, stacjonujący w odległych o 12 km Puźnikach. W czasie nocnej rzezi zamordowano ok. 150 osób, z których tożsamość ustalono tylko 78. Cała wieś została spalona, ocalała jedynie plebania i kościół. Jan Zaleski wspomina: Rano rodzice udali się na zgliszcza Korościatyna i opowiadali potem rzeczy, od których włosy się jeżyły. Np. bandyci wpadli do mieszkania Nowickich w dawnej karczmie. P. Nowicki, przedwojenny sprzedawca w sklepie Kółek Rolniczych, zdążył w ostatniej chwili wymknąć się za dom. Żonę pochyloną nad łóżeczkiem kilkumiesięcznego dziecka banderowiec ściął toporem, rozpłatał też toporem głowę kilkuletniej córki Basi. Tenże Nowicki dostał po tym wszystkim pomieszania zmysłów i chodził z ocalałym niemowlęciem na ręku, ciągle mówiąc coś o ukochanej Basi. Sąsiedzi dożywiali go wraz z dzieckiem. Pomordowanych pochowano 2 marca 1944 r. we wspólnej mogile na korościatyńskim cmentarzu. Mszę św. żałobną odprawił ks. Mieczysław Krzemiński.” (Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Zagłada Krościatyna; „Nad Odrą” nr 1-2 z 2011 r.). „Do Polskiego Komitetu Pomocy w Warszawie. Z nikąd nie widzimy żadnej pomocy. My Polacy tu na kresach, z okręgu stanisławowskiego i tarnopolskiego, giniemy z rąk Ukraińców. Tysiące jest już pomordowanych. Pomordowanych, ale jak ... kto nie widział naocznie ten nie zechce uwierzyć. Hordy ukraińskich nacjonalistów napadają na polskie osiedla, uzbrojeni w karabiny maszynowe (automaty), granaty i inną broń; i tu rozpoczyna się okropne dzieło - mordują całkiem bezbronnych. Broni palnej używają jedynie wtedy jeśli ktoś uciekaniem chce się ratować. Nie ma dnia żeby nie było zamordowanych na terenie województwa stanisławowskiego jakichś 100-200 osób. Mordują okropnie, kobiety i małe dzieci nie mówiąc już o mężczyznach. Ostatnio równocześnie z mordowaniem palą dane miejscowości np. 28 lutego br. wymordowano w miasteczku Korościatyn [Buczacz] wszystkich Polaków, a domy wszystkie podpalono. To jest ostatnie wydarzenie (wczoraj). Mordują bezbronnych siekierami, nożami, i innymi narzędziami, a jak mordują, to można sobie wyobrazić, twarzy pomordowanych nie można poznać, tak okrutnie są zniekształcone (byłem naocznym świadkiem i widziałem pomordowanych Polaków w Słobódce koło Bołszowic. Podam kilka przykładów bestialskiego znęcania się i męczenia bezbronnych osób dzieci i kobiet, jakie miało miejsce na terenie Stanisławowszczyzny w różnych miejscowościach.  We wsi Meducha k. Halicza [pow. Stanisławów] jest za wsią staw, znaleziono tam czworo dzieci związanych razem kolczastym drutem i utopionych, były to dzieci (od 8-10 lat) z sąsiedniej wsi, gdzie 3 dni wstecz wymordowano i spalono całą wieś. (zapewne chodzi o wieś Boków – przypis, S. Ż.) Inny przykład z innej miejscowości, przez kilka godzin mordują siekierami i nożami, innych spędzają do piwnic (przeważnie kobiety i dzieci) polewają wszystkich benzyną i podpalają. Wieś pali się ... chwytają małe dzieci i niemowlęta i wrzucają do płomieni. Albo wrzucają do worka (4 małe dziewczynki 1 jednoletnią, 2 dwuletnie i jedną trzyletnią i tak związane w worku wrzucają do ognia). Lub też czworo dzieci we worku kłują nożami. W Słobódce np. przybijają do ścian gwoździami maleńkie dzieci. W innych miejscach rozcinali kobietom brzuchy i wlewali do wnętrza kipiącej wody. Rozpalanie żelaza do białości i wsadzanie do ust, wypalanie oczu, ucinanie uszu, rąk, itp. Wszystko to jest prawdą, a nie bajką. Sam jestem uciekinierem ze wsi, jestem obecnie zwykłym robotnikiem kolejowym, dużo słyszę i widzę. I w waszych stronach są tacy, którzy stąd uciekli, lecz to tylko znikoma ilość, wszyscy nie mogą, warunki nie pozwalają. Czyż mamy wszyscy tu paść od noży hajdamackich? Rodacy! Polacy ratujcie nas. Wpłyńcie tam na niemieckie władze niech nam pomogą, niech dadzą możność ratować się, niech staną w naszej obronie. W krótkim czasie zaczną mordować i w większych miastach, a my jesteśmy bezbronni. Kto morduje, mówiłem już, Ukraińcy i to swoi miejscowi ci, którzy z nami przez tyle lat żyli. Przewodnikami ich są ich własna inteligencja: księża-popi, nauczyciele i inni, oni pchnęli masę oni pracowali nad tym, to jest ich dzieło. Ratujcie bo wymordują nas wszystkich. Jan Kaciński.” (1944, 18 marca - List Jana Kacińskiego ze Stanisławowa skierowany do RGO w Krakowie, przesłany do PolKO w Warszawie w celu wykorzystania w rozmowach z władzami niemieckimi. Obrazuje okrucieństwa narodu ukraińskiego dokonywane na polskiej ludności w Galicji. W: B. Ossol. 16721/2, s. 45-48). Fragment relacji Danuty Koniecznej: Miałam już prawie dziesięć lat, kiedy banderowcy napadli na polską wioskę Korościatyn. Tego dnia było jeszcze wcześnie i ludzie nie zdążyli się ukryć. Banda działała w trzech grupach. Pierwsza szła i mordowała. Drudzy kradli, co się dało. Ostatnia grupa to przeważnie wyrostki 12-, 14-letnie – zwalniali z łańcuchów bydło i podpalali domostwa. Słyszałam, jak w domu mówiono, że bandą tą dowodził młody ksiądz wyznania greckokatolickiego z naszych Monasterzysk, nazwiska jego nie pamiętam. Ludzie się bronili, ale zginęło wtedy 160 Polaków. Pamiętam, jak stałam z moimi rodzicami i innymi sąsiadami przed domem i patrzyliśmy na łunę. Rano ludzie saniami zaprzężonymi w konie podążali do Korościatyna. Ja też tam byłam. Pamiętam, jakby to było wczoraj. To, co tam zobaczyłam, było makabryczne. W zdewastowanych, spalonych domach, na podwórkach, w ogrodach, na stacji kolejowej – wszędzie leżeli zamordowani ludzie. Tego nie można opisać. Tego nie mogę zapomnieć. Widziałam ludzi pozabijanych siekierami i nożami. Mieli odrąbane ręce, nogi, rozłupane głowy, obcięte uszy i powyrywane języki, wydłubane oczy, rozprute brzuchy i rozwleczone jelita. Kobiety miały obcięte piersi. Nie oszczędzali nawet niemowląt. Widziałam maluśkie dziecko z roztrzaskaną o ścianę głową. Pamiętam, jak stara kobieta stała nad zmasakrowanym ciałem swojej córki, mówiła do niej, żeby wstała i włożyła płaszcz, który jej przyniosła, bo jest zimno i pora iść do domu.” (”Łuny nad Wołyniem”; w: „Przegląd”, nr 25 z 16 czerwca 2003 roku.). 
We wsi Raszczowice pow. Lwów: „Raszczowice [Lwów], gm. Jaryczów Nowy, parafia w miejscu. Od 28.II. było 5 prób napadów od strony lasu. Razem zginęło 17 mężczyzn i 2 kobiety (Morczyło Antoni, 37 lat, Stadnik Stefan – 30, Stadnik Michalina – 60, Bąk Jan – 35, Oblicki Michał – 36, Oblicki Wojciech – 67, Oblicki Jan – 60, Kolczycki Jan – 40, Bratkowski Jan – 41, Skudrak Michał – 62, Miller Maria – 55, Romaszewski Michał - 29, Glinkowski Michał – 22, Glinkowski Mikołaj – 60, Zajączkowski Jan – 32, Kosiński Jan – 29, Trzaskalik Mieczysław – 22, Szuszaluk Michał – 48. Spalony został cały przysiółek Chałupki, 35 numerów.” (1944, marzec – Wykazy pomordowanych i napadów na wsie i osiedla powiatu lwowskiego. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97).
 
     29 lutego 
 
- 1944 roku:  
W miasteczku Bołszowce pow. Rohatyn upowcy zamordowali 19 Polaków, w tym młodą dziewczynę. „W Bołszowcach [Rohatyn] 29.II. wymordowano 14 osób. Ponadto uprowadzono 5 osób, w tym: wójta, sekretarza i młodą pannę. Znaleziono ich ciała bestialsko pomordowane, z obciętymi kończynami i uszami.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
We wsi Bucyki pow. Skałat Ukraińcy zamordowali 1 Polaka (Ks. bp. Wincenty Urban: „Droga Krzyżowa Archidiecezji Lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945”, Wrocław 1983. Strony 123-126).
We wsi Cypuchy koło Pełtuż zamordowali 24 Polaków (Sowa..., s. 234); inni:  „CEPUCHY (Cypuchy) koło Pełtwi 29.02.1944 r. bojówka OUN zamordowała 24 Polaków, m.in. w niewiadomym czasie był zamordowany 1-2. Cepuch Edward z siostrą Janiną; 3. Cepuch i.n.; 4. Starzyński i.n.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Dytkowce pow. Brody zostało zamordowanych przez banderowców 2 Polaków: Zbigniew Szekiel i Malinowski i.n. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).  
We wsi Grzymałów pow Skałat: „Według relacji 29 lutego 1944 r. były ofiary w Grzymałowie. Zginął dyrektor monopolu tytoniu i jego żona.” (Ks. bp. Wincenty Urban: „Droga Krzyżowa Archidiecezji Lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945”, Wrocław 1983. Strony 123-126).
We wsi Karolówka pow. Rohatyn, napis pod zdjęciem: „Zwłoki braci Bednarzy oraz Burdzego i Groszka zamordowanych przez ludobójców z OUN-UPA w lutym 1944 r.”  (http://www.stowarzyszenieuozun.wroclaw.pl/rohatyn.htm). Podpis pod zdjęciem: „KAROLÓWKA - region, pow. Rohatyn, woj. stanisławowskie. 29 luty 1944 Widok przed pogrzebem w Łukowcu, po przewiezieniu ofiar z lasu koło Karolówki. Czterech polskich młodzieńców z Karolówki: Burdzy, Groszek i bracia Bednarzowie - ofiary napadu dokonanego przez terrorystów UPA w przydrożnym lesie, gdzie zostali na drzewach powieszeni, a ich powóz konny którym jechali, napastnicy zagrabili”. (http://www.ivrozbiorpolski.pl/index.php?page=zbrodnie-oun). Inni podają, że mord miał miejsce we wsi Wandolin koło Karolówki. „Mord na Wandolinie koło Łukowca. Zamordowani to: Stanisław Bednarz, Władysław Bednarz, Jan Groszek, Kazimierz Burdzy.” Nad zdjęciem podpis: 29 luty 1944 Łukowiec  (Zeszyty łukowieckie, nr 3, wrzesień – grudzień 2003; w: http://www.waly.brzegdolny.pl/nowe/dzienniki/3.pdf ). “Pan Edward Sabat zwrócił mi uwagę że: pisząc o śmierci Władysława i Stanisława Bednarzy, Kazimierza Burdzego i Jan Groszka, użyłem niestosownie słowa „zabici” - „To nie byli ludzie zabici” - mówił pan Edward - „to był ohydny mord chłopców którzy jechali do swojego domu do wsi Karolówka po pozostawione rzeczy”. Podkreślał, że jeszcze dziś rodziny mogłyby mieć pretensje do takiego określenia zbrodni „Tych trzech wiszących na lejcach chłopców odcinał między innymi pański ojciec” – mówił. Jeden z zamordowanych, Kazimierz Burdzy, który prawdopodobnie nadszedł na to zdarzenie i próbował ich ratować, miał głowę przerąbaną siekierą.” (Zeszyty łukowieckie, nr 3, wrzesień – grudzień 2003; w: http://www.waly.brzegdolny.pl/nowe/dzienniki/3.pdf ). Na Wandolinie przepadła też dziewczyna, która sama udała się do swojej rodziny - wszelki ślad po niej zaginął.
We wsi Konopnica pow. Gródek Jagielloński: „29.II. w Konopnicy, pow. Gródek Jagieloński zamordowano kilkanaście rodzin.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
We wsi Kutkorz pow. Złoczów zamordowali 21 Polaków  (Sowa..., s. 234). 
We wsi Ludwiszyn pow, Łuck: „29 lutego 1944r. między godz.9,30 a 10,00 na przestrzeni około 1,5 km. wzdłuż drogi głównej Łuck-Torczyn ustawiła się tyraliera niemiecko-ukraińska i zaczął się ostrzał domostw i ludzi Ludwiszyna. Przestrzeń była ograniczona z jednej strony lasem państwowym, a z drugiej strony lasem Podhorodeckich. Silny ostrzał z broni automatycznej spowodował pożar najbliższych domostw. Właściciele wypędzali na zewnątrz zwierzęta, chcąc je ratować. Obstrzał spowodował śmierć 10 osób i ogromnej ilości zwierząt. Mieszkańcy forsowali się ucieczką w kierunku lasu Podhorodeckich, wykorzystując rozprzestrzeniający się dym. Ucieczka mimo zaskoczenia była przeprowadzana w sposób profesjonalny. Kobiety i dzieci były ubezpieczane przez uzbrojonych mężczyzn. W pierwszej fazie spłonęły domostwa rodziny Siudak, Kapusta, Lorenc. W czasie tej ucieczki, tuz pod lasem zginęła jeszcze jedna kobieta z Szepla. /.../ Dziadek mój, Eugeniusz przetrwał czas napaści w piwnicy palącego się domu, potem przez długi czas borykał się z objawami zatrucia. Stryjenka Bolesława wraz z 3-letnią córką Barbarą 6 godz. siedziała w mokradłach (oczerecie). Atak na Ludwiszyn przygotowali Ukraińcy, którzy sami nie odważyli się zaatakować polskiej placówki, aktywnej 24 godz. na dobę. Skąd Polacy mieli broń?, a no od Niemców z Łucka z handlu wymiennego za żywność. Ci, którzy przeżyli w nocy, udali się na poszukiwanie rannych i zabitych. Dom państwa Jaroszów, który zachował się od ognia, służył jako prowizoryczne ambulatorium. Bolesława Mikler, jako osoba przeszkolona do pierwszej pomocy, mimo strasznych przeżyć własnych (trzy dni wcześniej pochowała 11 miesięcznego syna, na grobie męża Zachariasza), wykonywała opatrunki. Po trzech dniach krewni zabitych zorganizowali przewóz zmarłych na cmentarz w Torczynie z udziałem obstawy uzbrojonych mężczyzn. Inni zaś, którzy nie chcieli ryzykować, pochowali swych bliskich pod krzyżem. Nazwiska ich są nieznane. „Czy już jestem zabity?” to było kilkakroć powtarzane moje pytanie kierowane do ojca, który miał mnie na swoich plecach, odstrzeliwując się jednocześnie przeciw ukraińskiej pogoni.” (Vinicius Mikler:  Rzecz o Ludwiszynie; w: http://wolyn.republika.pl/opisy/ludwiszyn-07.html ).
We wsi Mazurówka pow. Skałat: „W Mazurówce padł jeden Polak”. (Ks. bp. Wincenty Urban: „Droga Krzyżowa Archidiecezji Lwowskiej w latach II wojny światowej 1939-1945”, Wrocław 1983. Strony 123-126).
We wsi Oździutycze pow. Horochów w walce z UPA zginęło 7 partyzantów 27 DWAK. 
We wsi Stężarzyce pow. Włodzimierz Wołyński w walce z UPA zginął 19-letni partyzant 27 DWAK.
We wsi Wołowiec pow. Bobrka: „29 lutego nacjonaliści ukraińscy napadli na wieś Wołowiec , powiat Bóbrka. Zamordowali kilka osób, w tym miejscowego gajowego.” (Stanisław Dłuski: „Fragment większej zbrodni”; w: „Las Polski”, nr 13 – 14 z 1991 r.).  „29.II. pow. Bóbrka w Wołowem zamordowano polskiego gajowego.” (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123).
We wsi Zawale pow. Borszczów zamordowali 2 Polaków, w tym zarządcę folwarku .
 
     W II połowie lutego 
 
- 1943 roku: 
W majątku Netreba pow. Sarny właściciel majątku Czeszejko-Sochacki grał w karty z dwoma znajomymi Ukraińcami. Po skończonej grze Ukraińcy wstali i powiedzieli, że przyszły takie czasy, że będą musieli go zamordować. Czeszejko-Sochacki uznał to za żart i roześmiał się, zaś goście przystąpili do „dzieła”. Zamordowali Czeszejkę-Sochackiego, jego żonę (oboje lat 50 – 60), oraz ich 15-letniego syna. Uratował się 12-letni syn, który schował się pod piecem i potem uciekł do kolonii Sunia.
 
   Od kwietnia 1944 do lutego 1946 roku:
W kolonii  Peresołowice pow. Hrubieszów:Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa dokonanych w okresie od kwietnia 1944 r. do lutego 1946 r. w miejscowości Kolonia Peresołowice i innych miejscowościach województwa lubelskiego, polegającej na zabójstwie około 40 osób, a następnie podpaleniu zabudowań mieszkalnych i gospodarczych w miejscowości Brodzica, przez nacjonalistów ukraińskich, którzy dopuszczając się tych czynów działali w celu wyniszczenia polskiej grupy narodowościowej.” ( S. 61/08/Zi ).
 
     W styczniu lub lutym
 
- 1943 roku:
W futorze Bołdyń pow. Kostopol zamordowali rodzinę polską w młynie wodnym.
W gajówce „Kozie Rogi” we wsi Nosowica Nowa pow. Dubno zamordowali i spalili 3 Polaków: Jadwigę Bucharz lat 25 z jej z 3-letnim synem Józefem oraz jej 12-letniego brata przyrodniego Romana Buraka. 
Na terenie gminy Uhorsk pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali Polaka, byłego sekretarza gminy. 
 
- 1944 roku:
We wsi Fołz (?) pow. Sokal (?): „W Fołzie było 54 zabitych.” („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122). Być może chodzi o przysiółek Fosze w gminie Wierzbiany pow. Jaworów.
We wsi Kościuszkówka pow. Czortków: „Natomiast mojego wujka Kazika i ciocię Basię (być może chodzi o Kazimierza i Barbarę Zielińskich, zamordowanych w styczniu/ lutym 1944 r. we wsi Kościuszkówka, w powiecie czortkowskim.). Zamordowali [ich] byli uczniowie, dawniejsi uczniowie krawiectwa. Wujek Kaziu był bardzo znanym krawcem, doskonale robił dla wszystkich, dobre rzeczy szył, oni byli uczniami. I kiedy dorośli poszli w las i stali się banderowcami. /.../ I zamordowali przez zastrzelenie, uprzednio rabując wszystko, co miał, a miał dużo różnych materiałów w belach. Ciocię zabili też, przy czym jego zabili na jej oczach. […] Z mojej rodziny zginęło w sposób okrutny zamordowanych siedem osób. Z sąsiadów, wyłącznie Jagielnica, ponad 100 osób.” (Tadeusz Szewczyk; w: Wrocławski Rocznik Historii Mówionej, Rocznik VI I I, 2018 )
We wsi Mosty pow. Rudki banderowcy zamordowali dwudziestu kilku Polaków. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122; z adnotacją: „Prywatna wiadomość z Sokala z dnia 5.II.1944”).
W mieście Włodzimierz Wołyński oraz we wsi Mohylno: „Po ucieczce części Polaków z Mohylna do Włodzimierza Wołyńskiego, upowcy postanowili i tam ich dopaść. „Przekupili dostawą wędlin, bimbru i pieniędzy Niemców, którzy w umówionym dniu w określonej porze oddali im we władanie całą ulicę Lotniczą. /.../  W tym czasie banderowcy, którzy przyjechali na ulicę Lotniczą ogromną ilością sań, wywlekali Polaków na całej jej długości. Schwytanych wiązali i układali jak snopy na saniach. Rozlegał się płacz i narzekanie. Przywiązywani do sań jęczeli. Było co najmniej 30 sań, na każdych ułożono od pięciu do dziesięciu osób. Polacy kopiący okopy pytali Niemców, co się dzieje. Niemcy odpowiadali, że nic się im nie stanie. Wreszcie przy całkowitej obojętności Niemców przerażający tabor odjechał. W ich obecności banderowcy nie zamordowali nikogo. Widocznie taka była umowa miedzy nimi. Żadna z osób zabranych z ulicy Lotniczej tego dnia nigdy nie powróciła. Los, jaki zgotowali im upowcy, poznaliśmy dzięki relacji kumy Panasiewiczowej, chrzestnej mojej mamy. Ona nadal przychodziła do nas do Włodzimierza i dzięki Niej wiemy, co dalej się wydarzyło. Już przy wyjeździe z miasta część Polaków została przywiązana do sań za głowy lub za nogi i tak wleczona aż do Mohylna. Między innymi widziano panią Langową wleczoną za saniami, przywiązaną za szyję. W Mohylnie mordercy zadali sobie wiele trudu, aby przysporzyć ofiarom jak najwięcej cierpień. ćwiartowali, wbijali na pal, palili żywcem i obdzierali ze skóry. Panasiewiczowa z bólem o tym opowiadała, w czasie masakry modliła się za ginące w mękach ofiary. „To było straszne, tak mnie bolało serce od tego okrucieństwa, tego pastwienia się nad Polakami.” (Leokadia Zaręba z domu Rorat, w:stankiewicze.com/ludobojstwo.pl).
 
   Na przełomie stycznia i lutego 1945 roku:   
We wsi Klimkowce pow. Zbaraż banderowcy uprowadzili 2 Polaków, braci lat 17 i 18, którzy zaginęli bez wieści.
 
     W lutym (świadkowie nie podali dnia)  
 
   Na początku roku 1940 roku:  
We wsi Chmieliska pow. Skałat ukraińscy milicjanci aresztowali 2 Polaków, którzy zaginęli bez wieści.
We wsi Obarzym pow Brzozów:Kierownik szkoły w Obarzymie Ukrainiec Anton Suriwka doniósł na początku 1940 r. do gestapo na nauczyciela z Wydrnej, Władysława Kochanka, że ten przewozi przez granicę broń. W wyniku donosu Kochanek trafił do obozu w Oświęcimiu i Buchenwaldzie, gdzie zginął w 1945 r. (Ks. Stanisław Nabywaniec, ks. Jan Rogula [Uniwersytet Rzeszowski] NAD BŁĘKITNYM SANEM I... NAD SYNYM SJANOM. I TAK TEŻ BYŁO W RELACJACH POLSKO-UKRAIŃSKICH DO 1947 R. Za:  ref_15_XBS_Nad Błękitnym Sanem i ... Nad Synym Sjanom. I …; www.pogorzedynowskie.pl
 
- 1942 roku: 
We wsi Głęboczek pow. Borszczów Ukrainiec zastrzelił 20-letniego Polaka; „Pod koniec lutego 1942 przyjechała siostra wujka Dominika z Głęboczka, z tragiczną wiadomością. Brat Mateusz (Kwiczak) został zastrzelony przez kolegę Ukraińca. /…/ Oddał strzał z broni myśliwskiej w porze południowej na oczach wielu ludzi.” (Mieczysław Walków; w:  www.absolwenci56.szczecin.pl).
W nadleśnictwie Jaremcze pow. Nadwórna został zamordowany w okrutny sposób przez Ukraińców razem z żoną i dwiema córeczkami nadleśniczy Białęski Henryk.
We wsi Pawłokoma pow. Brzozów ukraiński nauczyciel Lewicki złożył donos do Niemców, że Polacy mają broń. Policja ukraińska aresztowała 5 Polaków, w tym dwie kobiety. Na miejscy poddano ich torturom, m.in. połamano im ręce i nogi. Broni nie znaleźli, ale zabrali ich ze sobą i ślad po Polakach zaginął. 
 
- 1943 roku:
We wsi Antonowice pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali Polaka, nauczyciela. „Po tym morderstwie (27 lutego 1943 roku w majątku Radoml – S.Ż.) zaczęły się masowo mordy Polaków zatrudnionych w majątkach i leśnictwie. Wymordowano co najmniej 100 osób. Między nimi zamordowany został instruktor rolny Stański znaleziony bez głowy, 7 fornali zamordowanych bestialsko w piwnicy w Szpikołowach, leśniczy, buchalter, nauczyciel z żoną i nieznana osoba w Antonowcach itd.” (1943, czerwiec – Opracowanie dotyczące napadów na Polaków dokonywanych w powiecie krzemienieckim i dubieńskim. W: B. Ossol., 16722/2, s. 323-325).
W kol. Adamówka pow. Łuck zastrzelili 30-letnią Polkę Jadwigę Rodziewicz. 
12 km od kol. Balarka pow. Łuck upowcy wymordowali 3 zamożne rodziny polskie. 
We wsi Białokrynica pow. Krzemieniec zamordowali 23-letnią Annę Monastyrską.
W futorze Biały Brzeg pow. Kostopol zamordowali 1 Polaka. 
We wsi Borowe pow. Sarny po rzezi w Parośli podpalili w nocy dom z polską rodziną, nie wiadomo czy ktoś uratował się.
W kol. Cezaryn pow. Łuck Ukraińcy zamordowali w szkole 20-letniego Polaka, nauczyciela. 
We wsi Chołoniewicze pow. Łuck zarąbali siekierami 5-osobową rodzinę polską Trusiewiczów, w tym 3 dzieci.
W miasteczku Derażne pow. Kostopol została zamordowana przez Ukraińców rodzina naczelnika poczty: Ignacy Tkaczecki lat 40, jego żona Helena lat 35, ich córka Danuta lat 10 i ich syn Fryderyk lat 8.
We wsi Długie Pole pow. Dubno zamordowali 6 Polaków i 1 Rosjankę. 
We wsi Janczyn pow. Przemyślany zamordowali 5 Polaków, w tym dzieci lat 3, 8 i 16.
We wsi Jasienica w nadleśnictwie Bircza pow. Przemyśl w walce z uzbrojonymi Ukraińcami zginął robotnik leśny Józef Początek lat 23. (Edward Orłowski…, jw.)
We wsi Karpiłówka pow. Sarny bulbowcy zamordowali polską rodzinę nauczycieli. 
W osadzie Klesów pow. Sarny Ukraińcy uprowadzili z domu 53-letniego Marcina Mroza, po którym ślad zaginął. 
W miejscowości Komarno pow. Rudka został zamordowany pracownik leśny Karol Jasionowski.
We wsi Kopcze Czeskie pow. Łuck ukraińscy „powstańcy” zamordowali 4-osobową rodzinę polsko-czeską nauczycieli: uwiązali za szyję Czecha, kierownika szkoły w Kopczu Czeskim, Karola Tarabę i wlekli go za wozem, na którym wieźli do lasu na miejsce kaźni jego żonę Polkę, Elżbietę, nauczycielkę w Kopczu Ruskim oraz ich dwie małe córeczki. (Siemaszko..., s. 590). „Pod koniec pobytu w Armatniowie dowiedzieliśmy się o tragedii w pobliskiej wsi Kopcze. Była to czeska wieś, która żyła sobie spokojnie, bo Ukraińcy, nie wiem czemu, Czechów tolerowali. Mieszkało tam zaprzyjaźnione z rodzicami nauczycielskie małżeństwo, Ela i Karol Tarabowie z trojgiem małych dzieci. Pani Ela była Polką, ale jako żona Czecha czuła się w Kopczach bezpiecznie. Jak się okazało – niesłusznie. Wypatrzyli ją i tam. Ileż trzeba mieć w sobie zawziętości i nieprzytomnej nienawiści, aby przyjść do wsi po jedną, bezbronną kobietę, tylko dlatego, że jest Polką, próbować zabrać ją z domu z trojgiem dzieci, oferując łaskawie mężowi wolność i życie. Ponieważ pan Karol z oferty nie skorzystał, zabito go pierwszego. Dzieci zamęczono na oczach pani Eli, którą na końcu zgwałcono i zabito. Znajomy Czech, który moją mamę o tym bestialskim wydarzeniu poinformował, znał nazwiska oprawców. Obiecał, że po wojnie je ujawni, ale nie wiem, czy to zrobił. Długo płakałam po śmierci Tarabów, lubiłam ich dom czysty, zadbany, serdecznie gościnny, ich synów Wiesia i Romka. Najbardziej żal było mi jednak małej, zaledwie trzyletniej Bogusi. Czy dla wyzwolenia Ukrainy, dla jej niepodległości potrzebna była męczeńska śmierć Tarabów i ich dzieci?” (Barbara Krawczyk: Gorzki kraj lat dziecinnych...  Fundacja Moje Wojenne Dzieciństwo, 1999).
W kol. Krzeszów pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali polską rodzinę Zenona Sawickiego.
We Lwowie policjanci ukraińscy zabili kilku młodych Polaków. 
W kol. Marianówka pow. Kostopol podczas obrony zginęło 3 Polaków, w tym ojciec z synem. 
W kol. Myczków pow. Równe upowcy zamordowali 30-letniego Stanisława Nowaka.
We wsi Pardysówka pow. Biłgoraj Niemcy z Ukraińcami zamordowali 5 Polaków, w tym 3 kobiety lat; 20, 37 i 57. 
We wsi Rogatka pow. Chełm w miesiącu lutym 1943 r. w lesie rogackim znaleziono wiszącego na drzewie mieszkańca Rogatki Jana Mickiewicza. (http://cyfrowa.chbp.chelm.pl/dlibra/plain-content?id=10171 ).
W leśnictwie Rudawka pow. Dobromil został zamordowany przez UPA  leśniczy Emil Rożek  ur. 1900 r., pochowany w Krościenku. (Edward Orłowski…, jw.). Inni podają, że było to we wsi Radawa pow. Jarosław.  („Wiązownica pamięta”; w: http://www.mieczyslawgolba.pl/biuletyn.pdf)
We wsi Sestratyn pow. Dubno Ukraińcy zamordowali Polaka o nazwisku Niemiec.
W miasteczku Sokal (dzielnica Zabuże) woj. lwowskie został uprowadzony przez banderowców  Bronisław Biedroń, lat ok. 30, który zaginął bez wieści.
W kol. Spalony Młynek pow. Kostopol podczas pacyfikacji ukraińsko-niemieckiej zginęła nie ustalona liczba Polaków.
W majątku Szpikołosy pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 12 Polaków, w tym nauczyciela z żoną. „Po tym morderstwie (27 lutego 1943 roku w majątku Radoml – S.Ż.) zaczęły się masowo mordy Polaków zatrudnionych w majątkach i leśnictwie. Wymordowano co najmniej 100 osób. Między nimi zamordowany został instruktor rolny Stański znaleziony bez głowy, 7 fornali zamordowanych bestialsko w piwnicy w Szpikołowach, leśniczy, buchalter, nauczyciel z żoną i nieznana osoba w Antonowcach itd.” (1943, czerwiec – Opracowanie dotyczące napadów na Polaków dokonywanych w powiecie krzemienieckim i dubieńskim. W: B. Ossol., 16722/2, s. 323-325).
W miasteczku Szumsk pow. Krzemieniec został zamordowany przez Ukraińców oficer WP  Henryk Simpers.
W miasteczku Tuczyn pow. Równe policjanci ukraińscy pobili 18-letniego Polaka Wincentego Chołodeckiego za znalezioną przy nim paczkę drożdży, po czym zabrali go do więzienia w Równem, gdzie został zamordowany.
We wsi Zabara pow. Krzemieniec zamordowali 2 Polaków.
 
- 1944 roku:
We wsi Adamówka gm. Połonka pow. Łuck upowcy zastrzelili Jadwigę Rodziewicz, lat 30, podczas jej ucieczki do Łucka.  
We wsi Andrzejówka pow. Hrubieszów: „W lutym 1944 r. policja ukraińska zastrzeliła obok innych osób Reszka i.n. l. ok. 20.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Babianka pow. Tłumacz podczas nocnego napadu upowcy spalili 4 gospodarstwa polskie i zamordowali 10 Polaków.
We wsi Baby pow. Tłumacz: „W lutym 1944 r. zostały zamordowane: 1-3. Jarosz Krystyna i Wanda; Zofia NN.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Baranie Peretoki pow. Sokal zamordowali 22 Polaków.
We wsi Baranówka pow. Brzeżany w wybranych zagrodach UPA zamordowała 10 Polaków. 
We wsi Bednarów pow. Stanisławów upowcy dokonali rzezi 150 – 200 Polaków, w tym wiele rodzin spalili żywcem,  spalili plebanię i kościół parafialny,  „Michał Łucki – ukrzyżowany na placu, a następnie wraz z żoną spaleni żywcem w budynku.” (Jastrzębski..., s. 68, stanisławowskie).
We wsi Bednarówka pow. Nadwórna miejscowi banderowcy zamordowali 17 Polaków, w tym 7-osobową rodzinę: matkę powiesili na drzwiach kuchni, 2 synów powiesili w stodole, 4 małych dzieci wrzucili żywcem do studni.
We wsi Bereść pow. Hrubieszów upowcy oraz miejscowi Ukraińcy  dokonali rzezi prawie całej ludności polskiej w tej wsi i koloni, co najmniej 241 Polaków.
We wsi Bohatkowce pow. Podhajce banderowcy zamordowali 21 Polaków, w tym 8-osobową rodzinę Rogalskich i 7-osobową rodzinę Stachurskich.
We wsi Bohutyn pow. Zborów zamordowali nie mniej niż 1 Polaka. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi).
We wsi Boków pow. Podhajce zamordowali co najmniej 56 Polaków.
We wsi Borynia pow. Turka zamordowali 15 Polaków, pracowników tartaku; „zostali wymordowani w czasie napadu i rzezi mieszkańców osady dokonanej przez UPA  pracownicy tartaku, około 15 Polaków.” (Edward Orłowski..., jw.).
We wsi Bratkowce pow. Stryj zamordowali 6 Polaków, w tym 3-osobową rodzinę.
We wsi Broszniów pow. Dolina uprowadzili z zatrzymanej w lesie kolejki wąskotorowej 30 Polaków, po których ślad zaginął.
We wsi Bucyki pow. Skałat zamordowali 1 Polaka (Kubów..., jw.). 
We wsi Budzyń pow. Tłumacz zamordowali 19 Polaków. Wśród nich była Maria Guszpit.  (Michał Nikosiewicz: Wojna w powiecie tłumackim 1941 – 1944. w:  Zeszyty Tłumackie 2/54/ 2014r.)
We wsi Busk pow. Kamionka Strumiłowa uprowadzili 18-letniego Stanisława Wardyńskiego, który zaginał.
We wsi Buszcze pow. Brzeżany:  “W lutym 1944 zamordowany został Krzysiak, naczelnik stacji kolejowej w Buszczu, lat około 35; zamordowali go gdy wyszedł wieczorem do pociągu.” (1944, czerwiec? - Wykaz mordów na Polakach i sprzyjających im współmałżonkom ukraińskim przesłany do PolKO w Brzeżanach.W: B. Ossol. 16722/1, s. 129-130).
We wsi Bybło pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 32 Polaków, w tym 8-osobową rodzinę Kopijowskich z 6 dzieci, ojca z 3 córkami oraz uprowadzili 2 Polaków, którzy zaginęli.
We wsi Cebrów pow. Tarnopol zamordowali 18 Polaków. Inni: „duży napad był w lutym 1945 r a nie w lutym 1944 r.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Cecowa pow. Zborów zamordowali trzy 5-osobowe rodziny, tj. 15 Polaków.
We wsi Ceperów pow. Lwów zamordowali 7 Polaków.
We wsi Chartanowce pow. Zaleszczyki: „W lutym 1944 r. zostali zam.: Fajzel Stanisław l. 30 księgowy;  Wojciechowski l. 50-52 zarządca folwarku.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Chochoniów pow. Rohatyn zamordowali 18 Polaków z rodziny Czerkawskich, w tym lat 10, 11, 14, 82, 89, 78, 75 i 73.
We wsi Chodaczków Mały pow. Tarnopol zamordowali 20 Polaków.
We wsi Chorostków pow. Kopyczyńce uprowadzili 3 Polaków: kierownika szkoły, byłego komendanta „Strzelca” oraz naczelnika poczty, którzy zaginęli. Byli to: Barański Jan, Kaliniak Władysław, Ratajczak Józef . (Kubów..., jw.).
We wsi Cieląż pow. Sokal zamordowali 12 Polaków.
We wsi Czerniawka pow. Włodzimierz Wołyński złapali 16-letniego Polaka Henryka Mołotkiewicza, zdarli z niego odzież i popędzili nagiego i bosego do wsi Załuże, gdzie go zamordowali.
We wsi Czeniczyn pow. Hrubieszów wziętych na tzw. forszpan 12 Polaków zaginęło bez wieści, zrabowane zostały ich furmani i konie.
We wsi Danilcze pow. Rohatyn banderowcy uprowadzili i zamordowali 25 Polaków.
We wsi Daszawa pow. Stryj uprowadzili i zamordowali 3 Polaków.
We wsi Debesławce pow. Kołomyja zamordowali 8 Polaków.
We wsi Delejów pow. Stanisławów banda ukraińska wymordowała 8 rodzin polskich. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122). Siekierka na s. 484 napad datuje na kwiecień 1944 roku i mord 48 osób, jednakże napad ten nie mógł znaleźć się w sprawozdaniu z lutego 1944 roku.
We wsi Derżów pow. Żydaczów zamordowali małżeństwo Władysława i Katarzynę Kraszewskich.
We wsi Dobraczyn pow. Sokal zamordowali 4 Polaków, w tym ojca z synem.
We wsi Dołżanka pow. Tarnopol obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 20 Polaków.
We wsi Dubienko pow. Buczacz zamordowany został Gadziński Józef i Rajczakowski Marcin oraz Lachniak... l. 45, instruktor upraw tytoniu, którego zwłoki odnaleziono w studni na skraju wsi. 
W miasteczku Firlejów pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 40 Polaków.
We wsi Gniłowody pow. Podhajce zamordowali około 10 Polaków.
We wsi Gołogóry pow. Złoczów: „Gołogóry – Liczne mordy Polaków – jedną kobietę (działaczkę polską) dosłownie rozerwano. Reszta ludności uciekła. Ukraińcy ogłosili tam samoistną Ukrainę.” (1944, marzec – Notatka zawierająca wykaz miejscowości gdzie dochodziło do napadów, mordów na ludności polskiej. Próby organizowania samoobron. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97). 
We wsi Gontowa pow. Zborów zamordowali 11 Polaków (5-osobowe rodziny Kwaśnickich i Białowąsów oraz 17-letnią Annę Bieniaszewską).
We wsi Grabowa pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali 9 Polaków, pracowników leśnictwa, w tym 4-osobową rodzinę z 2 dzieci. (inni podają datę 26 stycznia 1944); „zginęło z rąk UPA 6 mężczyzn i kobieta z dwojgiem dzieci m. in. Kamiński Kazimierz l. 50, Orzechowski Stanisław  l. 50.” (Kubów..., jw.). W lutym 1944 roku, wracając do Lwowa z mojej rodzinnej wsi Adamy koło Buska, w której zorganizowałem samoobronę przed napadami ukraińskich szowinistów, przechodząc przez Busk natknąłem się na pogrzeb 6-ciu Polaków. Dowiedziałem się wówczas, że były to ofiary mordu dokonanego przez ukraińskich nacjonalistów spod znaku OUN-UPA na polskich pracownikach Urzędu Nadleśnictwa we wsi Grabowa. Wśród zamordowanych był również mój przyjaciel i kolega z ławy szkolnej mgr Kazimierz Kamiński. Już wtedy mówiono, że było to robota bandy Kupiaka i że wszystkie mordy i podpalenia są dziełem grupy SB liczącej około 20 osób, którą dowodzi Kupiak.” (Bronisław Szeremeta: „Watażka jego zbrodnie i zakłamane wspomnienia”. W: http://www.republika.pl/szeremeta/watazka.htm ).   
We wsi Grabicz pow. Tłumacz nocą zamordowali 23 Polaków.
We wsi Grabowiec pow. Nadwórna zamordowali 23 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę z 3 dzieci.
We wsi Hadyńkowce pow. Kopyczyńce zamordowali 15 Polaków, w tym 6 i 4-osobowe rodziny.
We wsi Hawryłówka pow. Nadwórna zatrzymali na drodze i zamordowali 4 Polaków. 
We wsi Hołobutów pow. Stryj miejscowi banderowcy zamordowali 10 Polaków, którzy nie zdążyli opuścić swoich gospodarstw.
We wsi Howiłów Wielki pow. Kopyczyńce banderowcy zamordowali 13 Polaków.
We wsi Huta Nowa pow. Buczacz zostali zatrzymani przez banderowców na drodze do młyna w Zawadówce i zamordowani: Tomasz Padlewski oraz Bronisława Karpińska, córka Padlewskiego Ludwika zdołała uciec.
We wsi Janów Lwowski pow. Gródek Jagielloński banderowcy zamordowali 8 Polaków.
We wsi Jasionów pow. Brody zamordowali 12 Polaków.
We wsi Jastrzębica pow. Sokal zamordowali 14 Polaków.
W kol. Jurydyka gmina Ołyka pow. Łuck zamordowali ponad 60 Polaków.
We wsi Kamienna pow. Nadwórna zamordowali 3 Polaków.
We wsi Karaszyńce pow. Kopyczyńce zamordowali 9 Polaków.
We wsi Kinachowce pow. Krzemieniec banderowcy podszyli się pod władze sowieckie organizując „ewakuację” Polaków do Polski; tymczasem wywieźli ich do wsi Polana, pod studnię głębokości 60 – 70 metrów, gdzie ich zarąbali siekierami i wrzucili do studni, zabitych i poranionych; łącznie ponad 70 Polaków, studnię zasypali gruzem i ziemią,  zbrodnię ujawniła NKWD po latach ukraińska kobieta po kłótni z sąsiadem, zwłoki wydobyto i pochowano w sąsiedniej wsi Myczkowce.
We wsi Klubowce pow. Tłumacz upowcy uprowadzili 5 Polaków, w tym 2 nauczycielki, którzy zaginęli bez wieści.
We wsi Kluczomyje pow. Rohatyn, podpis pod zdjęciem: „Szczepan Srokowski (z wąsami) zamordowany w lutym 1944 r. przez OUN-UPA.” (http://www.stowarzyszenieuozun.wroclaw.pl/rohatyn.htm
We wsi Komarówka pow. Buczacz Ukraińcy zamordowali 3 Polaków, w tym matkę z córką.
We wsi Kondratów pow. Turka: „Kondratów – Ukraińcy spalili całą wieś – część ludności mordując – 6 sierot zostało przywiezionych do Krakowa. Zabito 15 osób.” (1944, marzec – Notatka zawierająca wykaz miejscowości gdzie dochodziło do napadów, mordów na ludności polskiej. Próby organizowania samoobron. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97).
W miasteczku Konkolniki pow. Rohatyn: „W styczniu 1944 roku licząca ponad trzysta numerów sąsiednia wieś w której mieszkali sami Polacy, została otoczona w nocy przez Ukraińców i podpalona. Ci którzy uciekali zostali zastrzeleni, a tych których złapano rżnięto i mordowano w najokrutniejszy sposób. Poginęli również ludzie ukryci w schronach pod płonącymi budynkami. W wyniku tych bestialskich i okrutnych mordów ukraińska ziemia spływała polską krwią. Sytuacja taka największe swoje nasilenie przybrała w roku 1944 a jej celem było całkowite wyeliminowanie Polaków z tych terenów. Nasze gospodarstwo nie zostało podpalone tylko dlatego, że położone było pomiędzy dwoma gospodarstwami ukraińskimi na które mógł się przenieść pożar. Sytuacja stała się jednak tak napięta, że dłużej już nie można było zwlekać. Rodzice postanowili, że wraz z trójką dzieci przeniosą się do krewnych do Stanisławowa. Ojciec odwiózł nas tam w lutym 1944 roku, a sam wraz z bratem pomimo protestów Matki, wrócił jeszcze po jakieś rzeczy do Kąkolewnik. Tam obaj zostali schwytani przez Ukraińców i wraz z kilkoma innymi osobami zamordowani w pobliskim lesie. Serce do dzisiaj mi się kraje, kiedy wyobrażam sobie mojego nieszczęsnego Ojca i drogiego mi brata w godzinę ich śmierci! Jak oni na siebie patrzyli, co myśleli, jak w myślach żegnali się ze sobą, z nami, z dotychczasowym życiem i ze światem! Te dramatyczne sceny towarzyszyły mi przez wiele lat w koszmarnych snach i dlatego chciałam stamtąd UCIEC JAK NAJDALEJ!” (Michalina Puszkarska z d. Michalewicz; w: http://sycowice.net/index.php/2009/04/26/wybuch-drugiej-wojny-swiatowej-2/#more-349 ).
We wsi Kopań pow. Przemyślany zamordowali 8-osobową rodzinę Podłożewiczów.
We wsi Kosmów pow. Hrubieszów upowcy wymordowali ponad 80 Polaków.
We wsi Kościaszyn pow. Hrubieszów wymordowali polską ludność w tej wsi, ilość ofiar nie została ustalona.
We wsi Kowalówka pow. Buczacz zamordowali 50 Polaków. (Kubów..., jw.).
We wsi Koziowa pow. Stryj zamordowali 8 Polaków.
We wsi Krechówka pow. Stryj upowcy ze wsi Sulatycze spalili większość polskich gospodarstw i zamordowali 15 Polaków.
We wsi Krystynopol pow. Sokal Ukrainiec Bazyli Łotocki zamordował Polaka, kolejarza ze Lwowa.
We wsi Kukutkowce pow. Tarnopol banderowcy zamordowali 12 Polaków, reszta schroniła się w kościele i podjęła skuteczną obronę.
We wsi Kuliki koło Bołżynowa pow. Złoczów: „W końcu lutego 1944 r. zostali zamordowani : 1. Bednarczuk Michał l. 30; 2. Fabiański Franciszek l. 35; 3. Krzywicki Józef l. 50; 4. Ostrowski Jan l. 42; 5. Ostrowski Franciszek l. 35; 6. Sopotnicki Franiczek l. 46; 7. Wiśniowski Józef l. 37; 8. Wiśniowski Michał l. 32.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).  
We wsi Kupiczwola pow. Żółkiew zamordowali 3 Polaków. „Delegatura nasza w Mostach Wielkich komunikuje nam, że w bliżej nieokreślonym dniu miesiąca lutego zamordowani zostali w wiosce Kupiczwola [Żółkiew]: 1. Rączka Józef, lat 33; 2. Kładny Józef, lat 33; 3. Kładny Jan, lat 40. Bliższe szczegóły dotychczas nieznane”. (1944, 2 marca – Pismo PolKO Lwów-powiat do Delegata RGO we Lwowie dotyczący napadów na ludność polską. W: B. Ossol. 16721/1, s. 223).
We wsi Lipnica Dolna pow. Rohatyn zamordowali 28 Polaków. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122; „Raporty z 14 i 18 II 1944”). 
W kol. Lipniki pow. Tłumacz siekierami, kosami, widłami i innymi narzędziami zamordowali 30 Polaków, obrabowali i spalili ich gospodarstwa.
We wsi Liski pow. Hrubieszów upowcy oraz miejscowi Ukraińcy wymordowali ludność polską w tej wsi, liczba ofiar nie została ustalona.  
W kol. Ludwiszyn pow. Łuck: „W lutym 1944 roku na drodze z Łucka w godzinach porannych pojawili się Niemcy wraz z policjantami ukraińskimi, otworzyli ogień do zabudowań i mieszkańców Ludwiszyna. Ludność, w tym i nasza rodzina, rzuciła się do ucieczki. Grupa młodych chłopaków stawiała zbrojny opór, strzałami powstrzymując napastników i tym samym dając uciekającym cenny czas na ratowanie życia, na ucieczkę. Zostało podpalonych kilka domów, zginęło około 10 osób. Po pacyfikacji większość została pochowana na cmentarzu w Torczynie, trzech młodych obrońców pochowano pod krzyżem w Ludwiszynie, nazwisk niestety nie pamiętam”. (2009 r. Florian Komala, Kosmów 100, 22-500 Hrubieszów). Siemaszko W. i E. opisując Ludwiszyn pow. Łuck na s. 641 nie wymieniają tego mordu.
We Lwowie: „W ciągu 25 lutego ofiarą morderstw padło na ulicach Lwowa 28 Polaków, przy czym mordy połączone były z reguły z rabunkiem dokumentów. Nie we wszystkich wypadkach udało się stwierdzić kto był sprawcą zbrodni,jednak ustalono niewątpliwie, że nie były to wypadki zbrodni pospolitej, a w szeregu z nich stwierdzono,że mordercami byli Ukraińcy, a w szczególności policjanci ukraińscy.” (AAN, DR, sygn. 202/III/121, k. 104 – 107).  
Koło wsi Łanowce pow. Krzemieniec upowcy zamordowali byłego legionistę Stanisława Wadasa.
We wsi Łonie pow. Przemyślany: „W lutym 1944 r. został zam. Górniak Karol l. 24 (z Nowosiółek).” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).  Inni: zostali zamordowani: Fotoma Władysław, lat 24; Karol Górniak, lat 24, (z Nowosiółek). (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lublin 2009).
We wsi Łubianki Niższe pow. Zbaraż zamordowali 11 Polaków.
We wsi Łuczyca pow. Sokal upowcy z Wołynia obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali 25 Polaków.
We wsi Łuka pow. Kałusz banderowcy zamordowali: „Kamiński Staszek lat 17 oraz Kędzierscy – ojciec i syn i kilku sąsiadów.” (Krystyna Tokarska: „Lista zamordowanych”, w: www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl).
We wsi Madziarki pow. Sokal zamordowali 9 Polaków, w tym po torturach 4-osobową rodzinę Tomkiewiczów z 2 córkami lat 28 i 30 a ciała wrzucili do studni, oraz 2 małżeństwa polsko-ukraińskie.
We wsi Majdan pow. Kopyczyńce uprowadzili i zamordowali w lesie 6 Polaków. Na drodze ze wsi Majdan do młyna we wsi Tudorów zostali zatrzymani przez banderowców i zamordowani w pobliskim lesie 4 Polacy, w tym Józef Grzeczny lat 18 oraz jego ojciec. W kilka dni potem został uprowadzony z drogi do kościoła i zamordowany Adolf Czarnecki lat 22 oraz zamordowany w lesie Mikołaj Krasicki lat 52. (Kubów..., jw.)  Pani Józefa wspomina: „W lutym 1944 r. został zamordowany 25-letni Adolf Czarniecki, który był mężem mojej siostry Marysi. Oboje idąc na Drogę Krzyżową napotkali grupę Ukraińców jadących saniami. Szwagrowi kazali na nie wsiąść i pokazać drogę do Tudorowa. Wywieźli go kilkaset metrów dalej i zastrzelili. Marysia znalazła jego ciało przy wjeździe do Majdanu. Bandyci ukraińscy dokonali mordu dwa tygodnie po ich ślubie”.( Eugeniusz Szewczuk; w:  http://kresy.info.pl/index.php/8-wojewodztwa/tarnopolskie/1285-w-dwoch-bestialskich-atakach-oun-upa-zginelo-prawie-180-osob; 08 lipiec 2017).  „W tym samym czasie zamordowano Marysię Pełechatą, lat 24, córkę Anny i Mikołaja. Szła z koleżanką Marysią Dżumyk do Cortkowa. Na drodze niedaleko starej leśniczówki, wyszło do nich kilku ukraińskich rezunów i zaprowadzili obie na Korczakową, do „domu katowni” mieszczącego się w polskiej zagrodzie Marii i Franciszka Czarneckich. /.../ Kiedy przyprowadzono obie dziewczyny do jej domu, Marysię Dżumyk banderowcy zwolnili bo jej matka była Ukrainką z Tudorowa, natomiast Marysię Pełechatą zatrzymano. Kilku pijanych banderowców najpierw ją zgwałciło, a następnie torturowali ją, m.in. ucięli jej język, potem obie piersi i będącą w agonii dziewczynę za włosy zaciągnęli do pobliskiego głębokiego rowu i tam dobili.” (Józef Ciemny; w: Komański..., s. 745 – 746). 
We wsi Majdan Sieniawski pow. Jaworów upowcy zamordowali 2 Polaków.
We wsi Malice pow. Hrubieszów wymordowali mieszkającą tutaj ludność polską, ilość ofiar nie została ustalona.
We wsi Małowody pow. Podhajce zamordowali 4 Polaków,  w tym 3-osobową rodzinę: matkę o nazwisku Hawiak z małym dzieckiem spalili, jej bratu Władysławowi odcięli siekierą głowę i pozostawili na podwórzu a tułów wrzucili do studni.
We wsi Markopol pow. Zborów Ukraińcy zamordowali nie mniej niż 5 Polaków. („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi). 
We wsi Markowce pow. Tłumacz uprowadzili nocą i zamordowali 6 Polaków.
We wsi Mazurówka koło Grzymałowa pow. Skałat uprowadzili 1 Polaka, który zaginął.
We wsiach Medycze, Pielaki, Terebiniec, Turka pow. Hrubieszów: „W lutym 1944 ukraińskie oddziały partyzanckie oraz policjanci dokonywali ataków na Polaków, których ofiarami padało po kilka osób (miejscowości Medycze, Terebiniec, Pielaki, Turka)”. (G. Motyka,Tak było w Bieszczadach, s. 183) 
We wsi Mieniany pow. Hrubieszów bojówka ukraińska wymordowała mieszkającą tutaj ludność polską, około 280 – 300 Polaków.
We wsi Miętkie pow. Hrubieszów policjanci ukraińscy aresztowali i zamordowali Józefa Reszta, lat 20, a następnie upowcy zamordowali około 20 Polaków.
W miasteczku Mikołajów pow. Żydaczów Ukraińcy zamordowali 3 Polaków. („Sprawozdanie sytuacyjne z ziem polskich”, nr 10/44 [grudzień 1943, styczeń luty 1944]; w: Instytut Polski i Muzeum im. gen Sikorskiego w Londynie, No: PRM – 122). 
We wsi Mircze pow. Hrubieszów bojówkarze ukraińscy obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali około 15 Polaków.
W kol. Mosty pow. Łuck w walce z UPA poległ 1 Polak z samoobrony w Przebrażu.
We wsi Mytnica pow. Trembowla banderowcy zamordowali 10 Polaków.
We wsi Myszyn pow. Kołomyja zamordowali 6 starszych Polaków, którzy nie opuścili swoich gospodarstw.
We wsi Neterpińce pow. Zborów w drugiej połowie lutego 1944 r. Ukraińcy zamordowali nie mniej niż 4 osoby.  („Śledztwo w sprawie zbrodni ludobójstwa nacjonalistów ukraińskich w celu całkowitego wyniszczenia ludności polskiej w latach 1939 - 1945 na terenie powiatów Zborów i Brody, woj. tarnopolskie”; sygn. akt S 83/09/Zi). 
We wsi Niemiacz pow. Brody zamordowali 10 Polaków. (Kubów..., jw.; natomiast  Komański..., s. 77 podaje, że było to w marcu 1944 roku).
We wsi Niskołyzy pow. Buczacz zamordowali 3 Polaków: „W Mykołyzach pow. Buczacz bandy ukraińskie zamordowały 3 Polaków.” (AAN, AK, sygn. 203/XV/15, k. 122).
We wsi Nowiny pow. Jaworów w walce z UPA zginęło 5 partyzantów AK.
We wsi Nowosiółki pow. Złoczów banderowcy obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali 10 Polaków.
We wsi Obodówka pow. Zbaraż zamordowali 5 Polaków.
We wsi Okniany pow. Tłumacz zamordowali 3 Polaków, pracowników folwarku Kamienna.
We wsi Okno pow. Horodenka zamordowali 6 Polaków.
We wsi Olejów pow. Zborów: „został przez upowców w bestialski zamordowany Grzeszczuk…, inż. nadleśniczy, komendant placówki AK w Olejowie. W tym samym czasie został w nocy uprowadzony z domu  i zaginął bez wieści  Krzywy Józef, leśniczy (Siekierka…, s. 483, lwowskie);  „uprowadzony został razem z gajowym Michalickim na drodze Olejów-Załozice i zamordowany przez UPA leśniczy Józef Krzywy, ur. 1923 r., zwłok nie odnaleziono.” (Edward Orłowski…, jw.).
W miasteczku Ołyka pow. Łuck: „Rodzina nauczycieli Głowackich zamordowanych w lutym 1944 r. w mieście Ołyka, pow. łucki w woj. wołyńskim, na kilka godzin przed zajęciem miasta przez wojska sowieckie. W tym czasie w Ołyce ukrywało się jeszcze kilkunastu Polaków, pozostali ewakuowali się wcześniej z obstawą oddziału samoobrony do kolonii.” (https://www.pinterest.nz/pin/863143084804691102/ ).
We wsi Oryszkowce pow. Kopyczyńce banderowcy zamordowali 3 Polaków, w tym 2 kobiety lat 30 i 38.
We wsi Ostałowice pow. Przemyślany zostali zamordowani: Kochan Stanisław, leśniczy oraz Soroka Michał, lat ok. 21. (Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 126). „Mojego kolegę z Ostałowic, Michała Sorokę, banderowcy wyprowadzili z domu i zastrzelili na podwórku. Było to na początku lutego 1944 r. Natomiast drugi, Bronek Karasiński z Chlebowic (19 lat), zginął w Bóbrce, będąc żołnierzem oddziału kpt. F. Stauba.” (Michał Furmańczyk; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s.126).
We wsi Ostra Mogiła należącej do sołectwa Ostapie pow. Skałat obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali 34 Polaków.  
We wsi Ostrów pow. Chełm: „Luty 1944. Ukraińscy nacjonaliści dopuszczali się mordu polskich mieszkańców wsi. Liczba ofiar nie znana.” (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8). 
We wsi Ostrów pow. Tarnopol zamordowali 3 Polaków: młynarza Piotra Beniowskiego i jego 2 braci, Józefa i Pawła.
We wsi Oszczów pow. Hrubieszów Ukraińcy zamordowali 2 Polaków.
We wsi Pankowce pow. Brody: „Następnie w końcu lutego 1944 r. we wsi Pankowce pow. Brody zostało wymordowanych w ten sam sposób 6 rodzin. Podobny fakt miał miejsce w Szklanej Hucie pow. Brody, gdzie całą wieś spędzono do stodół, a następnie żywcem spalono mieszkańców tej wsi. O wspomnianym fakcie dowiedziałem się od ludzi z danej miejscowości”. (Zeznania o wydarzeniach z 12-15 marca 1944r. w Podkamieniu; w: http://www.podkamien.pl/articles.php?article_id=17 ).
We wsi Parchacz pow. Sokal banderowcy oraz Ukraińcy z SKW obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali 60 Polaków; zniszczyli też kościół.
We wsi Perwiatycze pow. Sokal banderowcy zamordowali 11 Polaków.
We wsi Perekosy pow. Kałusz obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali ponad 20 Polaków.
Na drodze ze wsi Piaski do wsi Łukawiec pow. Kałusz banderowcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Piłatowce pow. Borszczów zamordowali jadącą saniami 3-osobową rodzinę polską Medyńskich z 2-letnim synem.
We wsi Plaucza Mała pow. Brzeżany zamordowali 5 rodzin polskich; tj. 21 Polaków.
We wsi Plichów pow. Brzeżany zamordowali 4-osobową rodzinę polską.
We wsi Pobereże (Podburze) pow. Stanisławów uprowadzili i zamordowali 3 Polaków.
We wsi Podliski Wielkie pow. Lwów:  „W Podliskach [pow. Lwów] 3 osoby zabrane przez Ukraińców w niemieckich mundurach..” (1944, marzec – Wykazy pomordowanych i napadów na wsie i osiedla powiatu lwowskiego. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97). 
We wsi Podszumlańce pow. Rohatyn zamordowali 3 Polaków, w tym małżeństwo.
We wsi Podwysokie pow. Brzeżany zamordowali 2 Polki: matkę z 5-letnią córką, żonę Ukraińca. Inni:„W Podwysokiem Ukrainiec Andrzej Hryców zamordował swoją synową Polkę i jej 5-letnią córeczkę za to, że chodziły do polskiego kościoła”. (Jerzy Węgierski: Armia Krajowa w okręgach Stanisławów i Tarnopol.  Kraków 1996, s. 209). 
We wsi Pohonia pow. Tłumacz podczas nocnego napadu upowcy zamordowali 30 Polaków. 
We wsi Pohorylce pow. Przemyślany zamordowani zostali: Lewandowska, lat 40, żona nauczyciela; Lewandowska, lat ok. 60, matka Lewandowskiego; Lewandowski, lat ok. 65, ojciec Lewandowskiego; Lewandowski Zbigniew, lat 10; Paluch Władysław; Zaborowski Jan; Zaborowski Władysław. „Nauczycielem w miejscowej szkole był Mieczysław Lewandowski. Jego żonę, syna i teściów zamordowali Ukraińcy w lutym 1944 r. Nauczycielowi udało się ukryć, a później wyjechał do Krakowa. (Karolina Gandecka; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009.  s. 194). „W marcu 1944 r. w Pohorylcach zamordowano rodzinę kierownika szkoły, Lewandowskiego, składająca się z czterech osób: teściów, żony i kilkuletniego syna. On sam ocalał, ukryty wcześniej w piwnicy.” (Anna Szul; w: Józef Wyspiański: Barbarzyństwa OUN-UPA, Lubin 2009, s. 195).
We wsi Ponikwa pow. Brody banderowcy zamordowali w II połowie lutego 10 Polaków. 
We wsi Potok Czarny pow. Nadwórna zamordowali 6 rodzin polskich; tj. 30 Polaków.
We wsi Posiecz pow. Stanisławów miejscowi banderowcy zamordowali 11 Polaków.
We wsi Poznanka Gniła pow. Skałat banderowcy zamordowali 5 Polaków.
We wsi Prusinów pow. Sokal w folwarku Władypol Ukraińcy zamordowali 1 Polaka.
We wsi Putiatycze pow. Grudek Jagielloński upowcy zamordowali 4 Polaków.
We wsi Radostów pow. Hrubieszów za pomocą siekier, wideł, bagnetów i innych narzędzi wymordowali mieszkającą tutaj ludność polską, liczba ofiar nie została ustalona.
We wsi Radoszówka pow. Krzemieniec Ukraińcy zamordowali 36-letnią Anastazję Lewczuk.
We wsi Rakowiec pow. Podhajce upowcy zamordowali 12 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę Giławskich z 4 dzieci.
We wsi Reniów pow. Zborów uprowadzili i zamordowali 3 Polaków: „Klim Jan zamordowany razem z małżeństwem Szklannych, trójka starszych Polaków która nie ewakuowała się z Reniowa do Załoziec z innymi.” (http://olejow.pl/readarticle.php?article_id=251 ).
We wsi Rosochowaniec pow. Podhajce upowcy w okrutny sposób zamordowali 15 Polaków; wydłubywali oczy, obcinali genitalia; ofiary konały przez kilka godzin. 
We wsi Ruzwiany pow. Przemyślany UPA uprowadziła 21 Polaków i marszrutą przez las Zapust zapędziła nad rzekę Połtew katując ich po drodze. Tutaj po dalszych okrutnych torturach upowcy ich zamordowali i wrzucili do rzeki, niezamarzniętej, bo płynęły nią ścieki ze Lwowa. W niej otrzeźwiał mężczyzna o nazwisku Magierowski, doszedł do krewnych w pobliskiej wsi Żeniów, skąd został odwieziony do lekarza w Glinianach. (Józef Wyspiański; w: Spotkania Świrzan, Lubin, nr 1 /118/ z 2016 r.; w:  www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=369534 ).
We wsi Sadzawki pow. Skałat zamordowali 30 Polaków.
We wsi Sarnki Dolne pow. Rohatyn obrabowali i zniszczyli plebanię oraz po torturach zamordowali 60-letniego ks. Wiktora Szklarczyka.
Koło miasta Sarny woj. wołyńskie zabili 30-letniego Antoniego Chomicza.
We wsi Skowiatyn pow. Borszczów zamordowali 2 Polaków i 2 Ukraińców za sprzyjanie Polakom, natomiast cudem ocalała torturowana, ciężko ranna Zofia Bochenek l. 35. 
We wsi Skwarzowa pow. Złoczów uprowadzili kilkunastu Polaków, których powiązanych drutem wywozili w nieznanym kierunku; wśród nich rozpoznano Bałackiego, Huszkiewicza (kierownik szkoły)., Teodorowskiego Piotra, Karola i Józefa. „Skwarzowa – Ukraińcy spalili całą wieś – część ludności pomordowano. 12 osób.” (1944, marzec – Notatka zawierająca wykaz miejscowości gdzie dochodziło do napadów, mordów na ludności polskiej. Próby organizowania samoobron. W: B. Ossol. 16722/1, s. 97). 
We wsi Słone pow. Zaleszczyki zamordowali 8 Polaków, w tym 3 małżeństwa.
We wsi Smykowce pow. Tarnopol zamordowali 4 Polaków.
W rejonie wsi Snowicz na drodze do miasta Złoczów woj. tarnopolskie upowcy pojmali i zamordowali 4 Polki.
We wsi Sobieszów pow. Tomaszów Lubelski zamordowali około 15 Polaków.
We wsi Sokołów pow. Podhajce zamordowali 15 Polaków.
We wsi Sokołów pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali jedyną mieszkającą tutaj 4-osobową rodzinę polską i jej zagrodę ograbili.
We wsi Sosnów pow. Podhajce zamordowali 6 Polaków, w tym 4-osobową rodzinę Suchodolskich z 2 dzieci spalili żywcem w podpalonym domu.
We wsi Stanisławczyk pow. Brody: „W lutym 44 r. w Stanisławczyku bojówka upowska napadła na wie i wymordowała tamtejszych Polaków, ale liczby ofiar ich ani nazwisk nie udało się ustalić.” (Kubów..., jw.).
We wsi Stawki Kraśnieńskie pow. Skałat upowcy zamordowali 3-osobową rodzinę polską, w tym 19-letnią córkę Janinę Karpińską uprowadzili do lasu, zbiorowo zgwałcili i z otwartą raną brzucha wrzucili do suchej leśnej studni, gdzie konała przez kilka dni. Ponadto zakłuli nożami 40-letnią Anielę Gomulińską i jej 16-letnią córkę Marię. (Komański..., s. 351).
We wsi Stradcz pow. Gródek Jagielloński obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali 24 Polaków.
We wsi Strupków pow. Tłumacz zamordowali w nocy 8-osobową rodzinę polską byłego właściciela majątku ziemskiego.
We wsi Suszów pow. Tomaszów Lubelski wymordowali ponad 50 Polaków.
We wsi Szumlany pow. Podhajce: „W lutym 1944 r. zamordowano 14 mężczyzn NN.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Szwejków pow. Podhajce Ukraińcy uprowadzili swojego kolegę szkolnego, Polaka, 20-letniego Władysława Łeńskiego. Torturowali go, na piersi nożem wycięli znak orła, potem przywiązali za nogi do nagiętych drzew, które rozerwały go na dwie połowy.
We wsi Szychowice pow. Hrubieszów: „Chłopi ukraińscy napadli na wieś i zamordowali większość polskich mieszkańców” (Jastrzębski...., s. 118, lubelskie). „W lutym 1944 r. USN wymordowała polskich mieszkańców tej wsi”. (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
We wsi Świtarzów pow. Sokal banderowcy zamordowali 5-osobową rodzinę Oleńskich, zarządcy gorzelni.
We wsi Tarnowica Leśna pow. Nadwórna uprowadzili i zamordowali 2 Polaków: małżeństwo zawiadowcy stacji kolejowej, ich zmasakrowane zwłoki znaleziono na skraju lasu między Majdanem Górnym a wsią Paryszcze.  
We wsi Tarnowica Polna pow. Tłumacz uprowadzili z drogi i zamordowali 4 Polaków.
We wsi Touste pow. Skałat obrabowali 5 gospodarstw polskich i zamordowali 11 Polaków.
We wsi Trościaniec pow. Brzeżany obrabowali polskie gospodarstwa i zamordowali 24 Polaków.
We wsi Trójca pow. Śniatyn zamordowali Michała Solatyckiego.
We wsi Turkowice pow. Hrubieszów zamordowali około 15 Polaków. „W lutym 1944 r. a według innych w 1943 r. oddział OUN-UNS napadł na wioskę i zamordował m.in. następujące osoby: 1. Jasiński Franciszek, 2. Kasperkiewicz Stefan, 3. Kwaśniewska (siostra dowódcy II rejonu AK), 4. Kuczewski Władysław, 5. Stokowski (inż.) i.n., 6. Stopyra Ludwik, 7. Ziółkowski Jan.”  (Prof. dr hab. Leszek S. Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw.;  Seria – tom 8).
Na drodze do miasteczka Tyśmienica pow. Tłumacz zamordowali 4 Polaków, w tym nauczycielkę.
We wsi Ubinie pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali 3 Polaków.
We wsi Ulanów pow. Nisko: „Pod koniec lutego wkroczył do Ulanowa batalion ukraiński z dywizji „Galizjen”. Zajął prawie każdy dom, a na polach rozstawił czołgi, odgradzając miasteczko od lasu. Byliśmy w kleszczach rzek i tych czołgów. Każdy krył się, gdzie tylko mógł, gdyż spodziewaliśmy się masakry za Niemców i granatowych policjantów. Sztab Ukraińców znajdował się w mieszkaniu Sarnikowskich. W oddziałach służyli Ukraińcy z okolicznych wiosek, którymi dowodził nauczyciel ze szkoły w Bielinach. Po dwóch dniach, nie wiadomo z jakich powodów, popełnił samobójstwo. Ofiarą tego padł najstarszy z braci Bossowskich, którego cała rodzina, trzy siostry i czterech braci, było w konspiracji. Męczyli go i zabrali na furmankę, gdy wynosili się w kierunku Bielin i Krzeszowa. Por. „Władka”, jego szwagier, organizował odbicie go na trasie, którą jechali, lecz było to zbyt ryzykowne, gdyż konwojowała go silna obstawa, a stan Tadeusza Bossowskiego był opłakany. Miał połamane ręce, nogi i żebra. Jak ustalił zwiad, zmarł jeszcze przed Krzeszowem.” (Franciszek Wojtyło ps. „Kruk” Moja przynależność do Armii Krajowej; Biuletyn Informacyjny  OKRĘGU PODKARPACKIEGO ŚWIATOWEGO ZWIĄZKU ŻOŁNIERZY ARMII KRAJOWEJ , nr2/2013)
We wsi Uście Zielone pow. Buczacz , prawdopodobnie w lutym 1944 r.: „Na początku 1943 r. dyrektor Woźniak dał nam schronienie, zrobił pod podłogą bunkier. Trwało to kilka tygodni, aż pewnego razu powiedział, żeśmy są śledzone. Pewnego dnia ja wyszłam wieczorem,  ażeby coś ugotować, wtenczas widziałam, że cały dom był obstawiony przez tę bandę, na czele której stał Humeniuk Józef; wówczas rzucili granat do bunkra, gdzie niektórzy byli  zabici na miejscu, a reszta była raniona, tylko dwie panienki zostały bez ran. Ja, będąc w komórce, widziałam jak dyr. Woźniaka związał Humeniuk osobiście kolczastym drutem i powiesił na drzwi[ach], następnie obcinał mu palce, a gdy dyrektor krzyczał, urżnął mu  język i tak go zostawił. Panienki, które zostały przy życiu, Humeniuk oraz cała banda, było ich około 20–25, zgwałcili, następnie przez uderzenie w głowę żelazną sztabą zabili, aż  mózg pryskał na sufit. Było to w tym samym roku, banda ta podpaliła wieś Korościatyn (w nocy z 28 na 29 lutego 1944 roku – przyp. S.Ż.), w środku wioski pozostało kilka domów nie spalonych,  wówczas Humeniuk ze swoją bandą pozbierał wszystkie pozostałe kobiety i dzieci zaprowadził [je] do jednej suszarni, rozpruł pierzyny, nasypał pierza na [nie] i podpalił; [tam] wszyscy żywcem zostali spaleni”. (Protokół przesłuchania Reginy Krochmal z 3 marca 1949 r.; w: http://koris.com.ua/other/14728/index.html?page=9). Komański…, s. 176 – 177 nie odnotowuje tego mordu. 
We wsi Warwaryńce pow. Trembowla banderowcy zamordowali 5 Polaków.
We wsi Wasylkowce pow. Kopyczyńce zamordowali 4 Polaków z rodziny Zdaniak oraz mężczyznę o nazwisku Runiewicz. (Kubów..., jw.)
We wsi Wasylków pow. Kopyczyńce obrabowali i spalili polskie gospodarstwa oraz zamordowali głownie za pomocą siekier 30 Polaków, w tym rodzinę Ziemiańskich z 7-letnim synem i 3-letnią córką. 
We wsi Werba pow. Włodzimierz Wołyński upowcy z Owadna zamordowali 2 rodziny polskie; tj. 9 Polaków.
We wsi Wierczany pow. Stryj banderowcy zamordowali 17 Polaków.
We wsi Wiktorowka pow. Brzeżany zamordowali 6 Polaków, którzy pojechali do lasu po drzewo oraz zrabowali ich konie i sanie.
We wsi Winiatyńce pow. Zaleszczyki zamordowali Leopolda Gawrońskiego z 22-letnią córką Jadwigą.
We wsi Winograd pow. Tłumacz zamordowali 4 Polaków.
We wsi Wiśniowiec Stary pow. Krzemieniec „w organistówce upowcy zamordowali 3-osobową rodzinę Kuncewicvzów: rodziców i ich 12-letnią córkę; ofiarom kazano rozebrać się i nago tańczyć w ogniu (zostali żywcem spaleni).” (Siemaszko..., s. 475).
W mieście Włodzimierz Wołyński Ukraińcy wyłapywali Polaków, torturowali ich, łamali ręce i nogi i zabijali; jednego dnia pojmali i zamordowali po gwałtach i torturach kilka kobiet i dziewcząt polskich  -  wiadomo o co najmniej 20 ofiarach. Ciała miały połamane ręce i nogi, ślady licznych ran od ostrych narzędzi, Mariannę Podbiorę przywiązali drutem kolczastym do sań i wlekli aż do zgonu. „Tego dnia upowcy zamordowali jeszcze kilka kobiet i dziewcząt oraz kilka osób zamkniętych w budynku cegielni.” (Siemaszko..., s. 956). Część oprawców jest znana, m.in.: Wołodymyr Smolenśkyj, Marczuk, Kalińczuk.  „Jest luty 1944 r. nasi chłopcy z posterunków poszli na Bielin do polskiej partyzantki. Tymczasem Ukraińcy napływają do Włodzimierza, Niemiec ponownie wydał im broń, mają nakazane meldować się z bronią raz w tygodniu. Niemiec zabiega o zboże od Ukraińców ale ci boją się Polaków z miasta. Pewnego dnia Niemiec chodził po domach i nakazywał okopy ze śniegu oczyszczać. Brat poszedł oraz chłopcy od Mirowskich. Moi rodzice poszli do miasta, Jadzia siedzi w pokoju coś czyta, pani Mirowska leży w łóżku chora. Pan Mirowski i brat jego żony udali się do pana Ilnickiego. Ja coś bardzo chciałam mamy, zastanawiałam się dlaczego wciąż nie wraca z miasta, może byłam też głodna. Wyszłam więc, aż na ulicę i patrzę w stronę miasta, wyglądam tak rodziców. Ale coś zauważyłam, co mnie zainteresowało, od strony miasta chodzi Niemiec w mundurze, a z nim dwóch cywilów. I tak chodzą od mieszkania do mieszkania, czasami przechodzą na drugą stronę ulicy. Gdy byli już blisko naszego domu, uciekłam do ganku i patrzę, co się będzie działo. A oni idą dróżką do naszego domu, w tym momencie poznaję Ukraińca z Mohylna. Wpadam do mieszkania i krzyczę: “Jadziu idzie do nas Anenku Sergiej. Był Jadzi sąsiadem, miał może 23 lata. Jadzia szybko drzwi żelazną sztabą zasunęła, podobnie wejście do pokoju, w którym przebywała pani Mirowska ale tak się włamywali, że w końcu i sztaba nie pomogła. W domu poczęli się dobijać do pokoju gdzie przebywała pani Mirowska. Skaczemy na ten czas do ogrodu przez okno i biegniemy co sił do pana Ilnickiego, a tam całe zapole stoi chłopa, każdy ma w ręku widły i szpadel. Nabrali chłopców polskich i poprowadzili na Cegielnię i tam ich wszystkich w bestialski sposób pomordowali, nawet kobiet wtedy nabrali. A Niemiec chodził po domach, że jeśli kto miał dokument, że pracuje u Niemców lub że jest mieszczaninem, tego zabraniał brać na Cegielnię. A jeśli kto był, tak jak my, uciekinierzy z wiosek, tego Niemiec zgadzał się brać, jak się później okazało na zagładę. To była godzina około 13.00, gdy rodzice i Mirowscy wrócili z miasta, opowiedzieliśmy co zaszło. Zaraz zaczęliśmy wszystko pakować na wóz i wyruszamy na Bielin, do naszych chłopców. Zima, śniegu dużo, a my nie mamy sani tylko wóz. Muszę wyjaśnić, że brat żony Mirowskiego to Józef Gaczyński z Mohylna.” (Wspomnienia Ludwiki Podskarbi z d. Szewczuk z Kolonii Mogilno w pow. Włodzimierz  Wołyński na Wołyniu 1935 – 1944. Wspomnienia wysłuchał, spisał i opracował Sławomir Tomasz Roch, 2009 r.)
We wsi Wola Wysocka pow. Żółkiew banderowcy zamordowali Michała Kowalewicza.
We wsi Wolica należącej do wsi sołeckiej Urmań pow. Brzeżany zamordowali około 25 Polaków. (Zbigniew Rusiński: Tryptyk brzeżański; Wrocław 1998, s. 38.) Komański..., na s. 131 podaje, że ofiar było 14, nazwisk nie wymienia. Rusiński wymienia imiennie 15 ofiar; liczę 25 ofiar podaje także Władysław Kubów.
We wsi Worona pow. Tłumacz banderowcy napadli na kolonię Baby, obrabowali gospodarstwa polskie i zamordowali 10 Polaków.
We wsi Wronowice pow. Hrubieszów zamordowali 15 Polaków.
We wsi Zadwórze pow. Przemyślany została zamordowana wdowa po radcy, nieznana z imienia Woźniak. (SPOTKANIA ŚWIRZAN - Nr 145) 
We wsi Zalesie pow. Brody: „Zeznaje co następuje: znam b. dobrze Czerniawskiego Władysława jak również i jego rodzinę. Ojciec w/w miał sklep rzeźniczy w Podkamieniu, pow. Brody. Czerniawski Władysław jest pochodzenia ukraińskiego. W Brodach kończył gimnazjum, a następnie we Lwowie kończył uniwersytet. Po wkroczeniu Niemców w roku 1942 był organizatorem morderczej bandy ukraińskiej. Bandę tę organizował u swojego teścia nazwiskiem Rajke, który mieszkał na przysiółku Czernic, folwark Antonówka, gm. Podkamień, pow. Brody. /.../ W miesiącu lutym 1944 wszczął pierwszą akcję na Polaków w miejscowości Zalesie k/Brodów, gdzie siekierami i strzałami wymordowano 25 rodzin. Wspomniane morderstwo osobiście widziałem na dzień następny jak jechałem do Brodów. Zwłoki pomordowanych były straszne, nie do opisania.” (Zeznania o wydarzeniach z 12-15 marca 1944r. w Podkamieniu; w: http://www.podkamien.pl/articles.php?article_id=17 ).
W kol. Zalesie pow. Kałusz obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 6 Polaków.
We wsi Załuże pow. Włodzimierz Wołyński zamordowali 3 Polaków: 16-letniego chłopca, mężczyznę i kobietę.
We wsi Zarudzie pow. Tarnopol obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 12 Polaków.
We wsi Zastawcze ad Hołhocze pow. Podhajce w grudniu 1943 roku zamordowali 31-letniego Michała Plaifera i 15-letniego Jana Koźlaka, natomiast w lutym 1944 roku żonę Michała Plajfera.  „Była to sobota, ojciec pojechał wozem z dwoma chłopcami, Janem Koźlakiem, lat 15 i Franciszkiem Hertmanem, lat 15, saniami do lasu po drzewo. W lesie złapali ich banderowcy, ojcu kazali położyć się na saniach, nakryli go wojskową celtą, posiadali na nim i okładając go kolbami pojechali w głąb lasu. Po zatrzymaniu się tam rozpoczęli go torturować – wycieli mu obie łydki, a gdy krzyczał, obcięli mu język, następnie wydłubali mu oko, nacięli skórę wokół głowy i zdjęli ją z czaszki. Po tych torturach powiesili go na drzewie. Razem z ojcem, w podobny sposób, zginął Jan Koźlak. /.../ Przez długi czas nikt nie miał odwagi zdjąć wiszące ciało. Po zdjęciu ojca stwierdzono również ślady noża na karku. /.../ Matka go pochowała, a niedługo potem (około dwa miesiące) sama została zamordowana. Pamiętam, jak banderowcy zabrali moją mamę, bardzo się bałem, gdy oderwano mnie od niej. Mnie zabrali do jednego domu, a mamę do drugiego. Słyszałem jej krzyki, sam krzyczałem ze strachu, chciałem uciekać. Razem ze mną były zamknięte inne dzieci. Po około dwóch tygodniach, udało mi się uciec, wyskakując przez okno i uciekając do lasu. Gdy błądziłem bez celu, złapali mnie młodzi ukraińscy chłopcy i zaczęli mnie kopać, dusić, bić. Jeden z nich załatwił się na moją głowę. Na szczęście nadeszła jakaś kobieta, nakrzyczała na nich i kazała im odejść. Mnie odprowadziła kawałek i powiedziała mi: „teraz już sobie idź”. Chodziłem bez celu po lesie, aż trafiłem do partyzantki (Ochotnicza Brygada Straży Podolskiej w Szwejkowie). /.../ Miałem niecałe 6 lat, cudem ocalałem, byłem sierotą.” (Tadeusz Plajfer, w: Komański..., s. 760 – 761).
W kol. Zaścianocze pow. Trembowla sąsiedzi Ukraińcy zarąbali siekierami 50-letniego Michała Turzańskiego.
We wsi Zrębówka pow. Buczacz zostali zamordowani przez banderowców:  NN. mężczyzna i Guglewiczowa N. żona Franciszka z córką. (Kubów..., jw.).
We wsi Żabie pow. Kosów Huculski banderowcy zamordowali małżeństwo o nazwisku Hawrot.
We wsi Żeniów pow Przemyślany został zamordowany przez UPA Adolf Kusiennicki.  (Józef Wyspiański; w: Spotkania Świrzan, Lubin, nr 1 /118/ z 2016 r.; w: www.wbc.poznan.pl/dlibra/plain-content?id=369534 ).
We wsi Żołczów pow. Rohatyn uprowadzili i zamordowali 15 Polaków, mężczyzn. 
  1. L. Sowa podaje na s. 234 za: „Biuletyn Informacyjny” nr 13 z 30 marca 1944, że w miesiącu lutym Ukraińcy zamordowali na terenie Małopolski Wschodniej:
w pow. Borszczów: 181 osób i 6 rodzin
w pow. Buczacz : 64 osoby i 16 rodzin
w pow. Czortków: ksiądz i 10 rodzin
w pow. Kamionka Strumiłowa: 14 osób
w pow. Rohatyn: 308 osób
w pow. Stanisławów: ksiądz i 10 rodzin
w pow. Zaleszczyki: 16 rodzin
 
- 1945 roku:
We wsi Cebrów pow. Tarnopol zamordowali 18 Polaków. Patrz  „W lutym 1944 roku”: „duży napad był w lutym 1945 r. a nie w lutym 1944 r.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).
We wsi Cieszanów pow. Lubaczów Ukraińcy zamordowali Franciszka Rozmusa. 
We wsi Dźwiniaczka pow. Borszczów  banderowiec zastrzelił sąsiada – Polaka, gdy ten jechał saniami na stacje kolejową, aby wyjechać do Polski.
We wsi Jaśliska pow. Sanok upowcy uprowadzili i zamordowali Władysława Koguta, lat 21.
We wsi Jezierzany pow. Borszczów zamordowali 4 Polaków i 2 Ukraińców, oraz pod koniec lutego bojówka UPA dowodzona przez Olgę Wadowską zamordowała 10 Polaków pracujących przy wyrębie lasu.
We wsi Karolówka pow. Borszczów upowcy po torturach powiesili na słupach telegraficznych dwie 40-letnie kobiety (Kulczycką oraz Weronikę Mościcką) oraz  zastrzelili 19-letniego Dominika Kulczyckiego, gdy podjął ucieczkę; a także został zamordowany Jan Mościcki lat 13. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Kobylnica Ruska pow. Jaworów zamordowali i spalili ciało razem z budynkami 21-letniego Michała Karemeczkę. Oraz: We wsi Kobylnica pow. Lubaczów w lutym 1945 r. zamordowali Michała Jaremeczkę ur. 1923 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Kokoszyńce pow. Skałat zamordowali Annę Wysokólską i jej 16-letnią córkę Stefanię.
We wsi  Kośmierzyn pow. Buczacz został zamordowany Szumski Henryk l. 16.
We wsi Kurniki Szlachcinieckie pow. Tarnopol zamordowali 3 Polki: 15-letnią Genowefę Łagisz, jej 17-letnią siostrę Stefanię Łagisz oraz 60-letnią nauczycielkę Wandę Lwowską. A także 4-osobową rodzinę ukraińską Chomickich z córkami lat 4 i 6.
We wsi Kutyska pow. Tłumacz banderowcy zamordowali 20 Polaków, w tym Rozalię Fas z 5 dzieci: córkami lat 8, 16 i 18, synem lat 6 i 3-miesięcznym niemowlęciem, troje najmłodszych dzieci wrzucili do studni, dwie najstarsze córki wywieźli i po zgwałceniu wrzucili do rzeki Dniestr. (Siekierka..., s. 698; stanisławowskie).
We wsi Lisko pow. Kamionka Strumiłowa: „W lutym 1945 roku, Kupiak ze swoją bojówką zatrzymał we wsi Lisko przewodniczącego wiejskiej Rady, Michała Hnatyszyna, zaprowadził go do opuszczonego gospodarstwa i osobiście zastrzelił. W tym czasie Bogdan Czuczman, Jarosław Iwanow i inni na rozkaz Kupiaka wymordowali całą rodzinę Hnatyszyna, żonę, córkę Bognę i rodziców – Józefę Zarębę, Włodzimierza Zarębę i Paraskę Hajłasz. Mienie ich podobnie jak innych pomordowanych wzbogaciło konto szefów bandy. Zeznania świadka Falińskiej Susabowskiej: „Grzegorz Pryszlak „Mikuszka posłał mnie z pocztą do Kupiaka i prosił, abym będąc we wsi Lisko dowiedziała się o jego matkę, która mieszkała w Nowosiółkach. We wsi Lisko zatrzymałam się u jakiegoś gospodarza, spotkałam się z Kupiakiem i oddałam mu pocztę. W tym czasie w bojówce Kupiaka widziałam Andrzeja Moroza, Włodzimierza Olijnyka, Jana Szewczuka i jeszcze kilku innych. Dowiedziałam się tam też, że pytał o mnie przewodniczący wiejskiej Rady, Michał Hnatyszyn, co mnie bardzo zaciekawiło i zaniepokoiło. Od gospodarzy dowiedziałam się, że on często jeździ do rejonu, gdzie spotyka się z przedstawicielami sowieckiej władzy i wraca późno do domu. Pisemnie zawiadomiłam o tym Kupiaka. Po przyjeździe Kupiaka i Moroza, opowiedziałam im o Mikołaju Hnatyszynie i prosiłam, by wyjaśnili, dlaczego Hnatyszym interesuje się moją osobą. Kupiak obiecał mi to wyjaśnić. Razem z Morozem i Kupiakiem udałam się do chałupy Hnatyszyna. Hnatyszyn zobaczył nas przed domem i bardzo się wystraszył. Po krótkiej rozmowie, Kupiak kazał Morozowi pilnować Hnatyszyna, a mnie odprowadził do gospodarza, u którego mieszkałam i powiedział, że rozmowa z Hnatyszynem nie ma żadnego sensu. Zapytał przy mnie Hojnicza, czy jest tu w pobliżu pusty dom, w którym można by swobodnie porozmawiać. Ten wskazał mu jakiś budynek. Następnego dnia dowiedziałam się od gospodarza, że Hnatyszyn został zamordowany, a oprócz niego zamordowano jeszcze jego żonę, dorosłą córkę i innych dorosłych mieszkańców wsi. Przy pierwszym spotkaniu po tych wydarzeniach Kupiak powiedział mi, że on zastrzelił Hnatyszyna i resztę członków jego rodziny, a następnie wszystkie trupy zakopali w kupie gnoju. Uczyniono to dlatego, aby wyglądało, że cała rodzina wyjechała do miasta. Ponieważ w chałupie były ślady krwi i wszystko mogło się wydać, bandyci zabili na podwórzu krowę i jej krwią oblali mieszkanie. Cały majątek Hnatyszyna rozgrabiono”. (Bronisław Szeremeta: „Watażka jego zbrodnie i zakłamane wspomnienia”. W: http://www.republika.pl/szeremeta/watazka.htm ).
We wsi Litowiska pow. Brody w lutym 1945 r. dowódca miejscowej bandy UPA Iwan Jarosz kazał powiesić swoją bratową, Jadwigę Ludwikę Jarosz z d. Cieśla, ur. w 1915 r.,  ponieważ była Polką. (Komański..., s. 74 oraz: Jan Pinkiewicz; w: http://pinkiewicz.prv.pl/reminiscencje-z-wsi-podolskiej-Hucisko-Brodzkie.html ).  
We wsi Łanowce pow. Borszczów zamordowali ponad 20 Polaków. (Kubów..., jw.).
We wsi Łapajowka pow. Jaworów zamordowali Polaka, gajowego.
We wsi Nakwasza pow. Brody „ukraińscy partyzanci” przecięli piłą stolarską 60-letnią Rozalię Wróblewską. Mordując ją śmieli się: „Pomału riż, bo hołośno kryczyt.” (Komański..., s. 77). 
We wsi Niskołazy pow. Buczacz: „W pierwszej połowie lutego 1945 roku banda „Bystrego” we wsi Niskołazy rejonu koropieckiego spaliła około 80 domów i zamordowała 23 mieszkańców narodowości polskiej.
Naczelnik Koropieckiego RO MGB Kapitan KURIENNOJ; 9 marca 1951 roku.”  (Notatka naczelnika RO MGB w Koropcu z 9 marca 1951 r. w sprawie aktów terroru UPA w 1945 r. W: PA SBU, F. 26, op. 2, spr. 2, k. 11–12.)
We wsi Paszowa pow. Lesko zamordowali 5-osobową rodzinę sołtysa Dymitra Mazura: ojca z 3 dzieci powiesili, matkę zakłuli bagnetami.
We wsi Rozwiany pow. Trembowla zamordowali 2 Polaków, inwalidów.
We wsi Rzepińce pow. Buczacz zamordowali 25 Polaków, w tym 6-osobową rodzinę Zagajczuków z 4 dzieci, 4-osobową rodzinę Kryckich z 2 dzieci, rodzinę nauczycieli Nabowczuków z 2 córkami.
We wsi Siedliska pow. Przemyśl zamordowali 3 Polaków i 11 Rusinów.
We wsi Strzałkowce pow. Borszczów zamordowali 5-osobową polską rodzinę Bąków, która schroniła się na noc u sąsiada Ukraińca sądząc, że tutaj będzie bezpieczna.
We wsi Szczutków pow. Lubaczów zamordowali  Bronisława Kopciucha ur. 1924 r.   
We wsi Turówka pow. Skałat: „Na początku lutego 1945 r., w czasie drugiego napadu UPA (pierwszy miał miejsce ok. Bożego Narodzenia 1944 r.), zginęło 6 osób NN i ksiądz rzymsko-katolicki Wit.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7).  
We wsi Ubinie pow. Kamionka Strumiłowa uprowadzili i zastrzelili 3 Polaków.
We wsi Wolica Derewlańska pow. Kamionka Strumiłowa zamordowali przez Mieczysława Trojanowskiego. (Kubów..., jw.).
We wsi Załoźce pow. Zborów zamordowali 4-osobową polską rodzinę: Annę i Jana Kwiatek i  2 ich córki.
We wsi Żeżawa pow. Zaleszczyki zamordowali 3 Polki: lat 80, jej siostrę i wychowanicę.
We wsi Żnibrody pow. Buczacz zamordowali 8 Polaków, w tym 5-osobową rodzinę Nowackich z 3 dzieci.
 
- 1946 roku:
We wsi Chotylub pow. Lubaczów upowcy zamordowali Katarzynę Bednarz. .
We wsi Hołuczków pow. Sanok uprowadzili i zamordowali 5 Polaków.
We wsi Ulucz pow. Brzozów na początku 1946 roku banderowcy zabili 18-letnią Marię Milczanowską. (Z. Morajko, Z rzeźbą w życiorysie. O Adolfie Milczanowskim opowieść, „Nasza Gmina Dydnia”, Nr 4(9):2006, s. 10.)
 
- 1947 roku: 
We wsi Biały Potok pow. Czortków: „Jeszcze w 1947 roku zostały zamordowane w Białym Potoku 4 osoby, które nie wyjechały do Polski. Byli to: Andrejczuk Marian l.19, Butra Franciszek l. 55, Szczęsny Kazimierz l. 33 i Władysław l. 29”. (Kubów..., jw.). 
W miasteczku Bircza pow. Przemyśl ma grób żołnierz WP Węglicki Stefan ur. 1925, który zginął  w obronie ludności polskiej. (http://w.kki.com.pl/pioinf/przemysl/zabytki/narodowej/ofiary1.html ). 
We wsi Butyny pow. Żółkiew Ukraińcy zamordowali 2 Polaków: małżeństwo. 
We wsi Czerce pow. Przeworsk w 1947 r. zamordowali Michała Bednarza. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
We wsi Dzików Nowy pow. Lubaczów w 1947 r. zamordowali Marię Lis ur. 1919 r. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Dzików Stary pow. Lubaczów zamordowali 2 Polaków: mężczyznę oraz 28-letnią kobietę. Oraz:  We wsi Dzików Stary w 1947 r. zamordowali Olka Warchowicza. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Gniłowody pow. Podhajce  banderowcy zamordowali polskie małżeństwo: był to Michał Bokła lat 50 i jego żona Maria lat 50. (http://bezprzesady.pl/aktualnosci/apel-pamieci-lezyca-pazdziernik-2013-roku-pamieci-kresowych-ofiar).  
We wsi Huta Brzuska pow. Dobromil banderowcy uprowadzili Polaka, gajowego, i zamordowali go we wsi Kupno pow. Przemyśl.
We wsi Huwniki pow. Dobromil został uprowadzony do wsi Koniusza przez UPA i zaginął kierownik tartaku Stanisław Ferliński. (Edward Orłowski..., jw. ).
We wsi Litowisko pow. Brody partyzanci ukraińscy zamordowali w jej własnym domu ostatnią Polkę, która nie wyjechała do Polski (była to Morawska, matka Stanisława).
We wsi Młodowice pow. Przemyśl zamordowali 3 Polaków: cywila oraz 2 żołnierzy WP. 
W nadleśnictwie Nowe Sady pow. Przemyśl został uprowadzony do wsi Koniusza i zamordowany przez UPA leśniczy Stanisław Zazula. (Edward Orłowski..., jw.).
We wsi Stubno pow. Przemyśl upowcy zamordowali 17-letniego Polaka. Oraz: W 1947 r. w Stubnie został zamordowany przez UPA Zdzisław Robak. (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s.140).
We wsi Werchrata pow. Lubaczów: „Tragiczniejsze wydarzenia miały miejsce w Werchracie. Tam po wysiedleniu Ukraińców przyjeżdżali ludzie i przeszukiwali domy w poszukiwaniu potrzebnych im rzeczy. Dwóch takich poszukiwaczy weszło do domu nieopodal stacji w Werchracie. Na stolnicy w kuchni zobaczyli świeżo nalepione pierogi, a w garnku z już ostygłą wodą widać było niedogotowane pierogi. Miało się wrażenie, że przed chwilą była tu cała rodzina i nagle zniknęła. Zaglądnęli do piwnicy i osłupieli, na ziemi leżała cała rodzina, każdy z nich był przecięty piłą ręczną na pół, obok leżała zakrwawiona piła…” (Bandy UPA na ziemi horynieckiej 17; w: http://na.horyniec.info/category/bandy-upa  )
We wsi Wojciechówka woj. lubelskie Ukraińcy zamordowali 1 Polaka. „Z akt sprawy wynika, że zabójstwo Marcelego G. zostało popełnione przez nieznanych mężczyzn narodowości ukraińskiej i było ukierunkowane na wyniszczenie zamieszkującej na tym terenie polskiej grupy narodowościowej, zaś sprawcy – jak wynika ze wstępnych ustaleń - podjęli wspólną, jedną z wielu na tym terenie, akcję przestępczą, podyktowaną tożsamą pobudką i motywem. Wykazano, że ich zachowanie wyczerpało znamiona zbrodni ludobójstwa.” (IPN Lublin, sygn. S. 108/12/Zi).
We wsi Wola Michowa pow. Lesko zamordowali 5 Polaków.
We wsi Wolica pow. Sanok spalili wieś oraz żywcem 6 Polaków.
We wsi Wysoczany pow. Sanok spalili wieś i zamordowali 3 Polaków.
We wsi Zahajki  pow. Włodawa został zamordowany przez bojówkę ukraińskich nacjonalistów przedwojenny nauczyciel matematyki Paweł Skrzyński. Za zabójcami ruszył oddział milicjantów, który wpadł w zasadzkę koło wiatraka i został przez Ukraińców wystrzelany. (Bogusława Rutkowska, wnuczka nauczyciela; relacja w zbiorach autora).  
We wsi Zawadka Rymanowska pow. Sanok upowcy spalili wieś i zamordowali 4 Polaków. 
We wsi Zboiska pow. Sanok spalili wieś i zamordowali 8 Polaków.
 
- 1948 roku:
We wsi Huta Brzuska koło Birczy pow. Przemyśl został uprowadzony przez UPA w czasie wykonywania obowiązków służbowych i zamordowany w Kupnie gajowy Wawrzyniec Winiarski, zwłoki wrzucono do Sanu  (inni podają datę 5 marca  1948 roku).                                    
   W niewiadomym czasie:
We wsi Gruszka pow. Buczacz: „W niewiadomym czasie został zabity Licznar Jan l. 37, rolnik.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...,jw., tom 7). 
We wsi Kłodno pow. Przemyślany: „W niewiadomym czasie wrzucono w ogień 5 mężczyzn NN”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Kopysno pow. Dobromil  „Zapewne nigdy nie poznamy wielu ofiar, o których nie mówią żadne meldunki, a obecnie przypadki ich odkrycia należą do rzadkości. Przykładem ujawniania po latach zbrodni jest informacja o tragedii, do której doszło w Kopyśnie, gdzie członkowie SB-OUN Kopko i Lewicki z Cisowej zamordowali nieznaną kobietę w ciąży. Denatka została wrzucona do studni (ze studni ciało wyciągnęło WP i pochowało obok).” (Andrzej Zapałowski: Granica w ogniu. Warszawa 2016, s. 270).
We wsi Kujdańce pow. Zbaraż: „W nieustalonym czasie została zam. Robak i.n. – matka z synem”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Lisowce pow. Zaleszczyki: „W folwarku Kozia Góra zostało zabitych kilku Polaków (5?) data nie znana.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Majdan Lipowiecki pow. Lubaczów w nieokreślonym bliżej czasie uprowadzili i zamordowali Michała Kopciucha lat ok. 60. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.).
We wsi Mosurowice pow. Zbaraż: „W nieoznaczonym czasie został zam. Wójcicki Piotr.”  (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Pieńkowce pow. Zbaraż: „W nieznanym czasie zam. Halinę Bojko, Polkę z Prosowiec.” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Pijarszczyzna koło Strużyna pow. Złoczów: „W nieokreślonym czasie zostali zamordowani: 1. Łebedyński Józef . 1U. żona Łebedyńskiego Ukrainka”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). 
We wsi Popławy pow. Podhajce: „Poszukuję informacji: Jan Czopor, zona i 5cioro dzieci zesłani na Sybir –  wieś Popławy, pow. Podhajce, woj. Tarnopol. W tej miejscowości zginęła siostra Jana, Katarzyna (Grabowska, Grzybowska , Bąk ???) z mężem i dwiema córeczkami wrzuceni do studni”. (Ryszard Gawlik, 01 grudnia 2015; w:  http://rzecz-pospolita.com/tarnop/ksiega.php ).  
We wsi Ruda Różaniecka pow. Lubaczów w bliżej nieokreślonym czasie zamordowali milicjanta Franciszka Fariona lat 21. (IPN Opole, 21 grudnia 2018, sygn. akt S 37.2013.Zi; Postanowienie o umorzeniu śledztwa.). 
We wsi Wiszniowce pow. Brzeżany: „W różnym czasie zostali zamordowani: 1-2. Heńciński Marian l. 40 z żoną i.n.; 3. Malinowski Wincenty l. 4; 4. Malinowska Maria l. 38; 5. Malinowska Dominika l. 1; 6. Kossowski Jan l. 3; 7-8. Przybyłko Jan l. 35, komendant policji w Łanowcach i jego żona i.n.; Szołowski Władysław l. 50. 10-11. Szołowski Józef l. 32 i jego żona i.n. l. 30.”. (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie...,jw., tom 7). 
  Bez miejscowości i daty:
„Jestem na stronie Ludobójstwo Ludności Polskiej na Kresach, chciałabym opisać historię zamordowania moich dziadków, rodziców mojej mamy Michaliny Kaczmarek (z domu Łoś), Telesfora i Zofii Łoś z d. Farynowska, nie wiem do kogo mogę się zwrócić. Szukałam informacji na temat tej rodziny, ale nic nie trafiłam, ta rodzina nie jest ujęta w żadnym wykazie, a została brutalnie zamordowana przez Ukraińców. Proszę o kontakt na powyższy e-mail. Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.” (www.stankiewicze.com/ludobojstwo.pl ).