Logo

3 listopada 1943 r. upowcy drugi raz napadli na Mizocz

/ Węgrzy na Wołyniu, honwedzi

Pojawienie się Węgrów na Wołyniu  (124 Dywizja Piechoty)  spowodowało u Ukraińców pewien niepokój, a było to w 1943 r. I słusznie bowiem stosunek Węgrów do ludności polskiej był bardzo przychylny, co starali  się akcentować na każdym kroku. Ich stosunek  wobec konfliktu polsko-ukraińskiego przybrał zdecydowanie propolskie stanowisko. Należy powiedzieć, że gdzie mogli, pomagali Polakom. Starali się ich chronić przed banderowskimi rzeziami, zwalczali leśne oddziały UPA. Dostarczali Polakom żywność i zaopatrzenie, eskortowali ich z zagrożonych wsi do miast i miasteczek.  Do wołyńskich miejscowości, w których stacjonowali Węgrzy – Ostroga, Ożenina czy Mizocza – ściągały tłumy zagrożonych pogromami Polaków.

Mizocz  to było osiedle typu miejskiego, prywatna wieś szlachecka. Odległa  23 km na południe od Równego, leżąca nad Stubłą. Już od początku okupacji niemieckiej Ukraińcy z Mizocza zaczęli okazywać wrogość wobec Polaków, jednak  obecność na miejscu kompanii Niemców powstrzymywała ich zapędy. Oczywiście , że dochodziło do zabójstw pojedynczych osób oraz w lipcu 1943 do mordu na 15 osobach pasących bydło. Mimo tego do miasta ściągali polscy uchodźcy z napadanych przez Ukraińców wiosek. Natomiast na lokalnym cmentarzu codziennie dokonywano  pochówków przywiezionych zwłok. Niemcy z szeregów uchodźców zwerbowali 40 młodych mężczyzn do policji ( do Schutzmannschaftu), w miejsce ukraińskich dezerterów. Oprócz wojska niemieckiego 1943 roku w miasteczku stacjonowała także kompania węgierska. Latem, chyba w sierpniu  1943 roku kompania Niemców opuściła Mizocz i dodatkowo zmniejszono także załogę węgierską. Niemcy potrzebowali żołnierzy na front. Węgrzy oraz policjanci polscy stacjonowali w budynkach pałacu hr. Dunina-Karwickiego oraz cukrowni, które znajdowały się w zachodniej części miasteczka. Polscy uchodźcy i mizoczanie żyli w oczekiwaniu na atak UPA, tym bardziej, że tuż przed napadem Ukraińcy wyprowadzili się poza miasteczko. . Pod koniec sierpnia 1943 (w nocy z 24 na 25 sierpnia bądź z 31 sierpnia na 1 września) krótko po północy dwa kurenie UPA (dubieński i krzemieniecki) zaatakowały Mizocz od strony wschodniej i przystąpiły do mordowania Polaków oraz palenia zabudowań. Mordowano głównie za pomocą broni białej (sierpy, siekiery, noże). Walkę z napastnikami podjęli polscy policjanci oraz uzbrojeni cywile czyli samoobrona, a także kompania węgierska. Walki trwały całą noc. Liczbę ofiar, po stronie polskiej oszacowano na ponad 100 osób, choć istnieją także wyższe szacunki. Ofiarami padli w większości uchodźcy. Sotnia Maksyma Skorupskiego „Maksa” mimo, że zdobyła cukrownię,  nie zdążyła zabrać cukru, gdyż otrzymała rozkaz odwrotu z powodu pojawienia się w okolicy odsieczy prawdopodobnie węgierskiej. Na drugi dzień Polacy zebrali zabitych z ulic, pochowali ich w zbiorowej mogile. Ponieważ 80% budynków zostało spalonych ewakuowano mieszkańców koleją do Zdołbunowa. Po drodze uchodźcy byli cały czas ostrzeliwani przez Ukraińców, na co uzbrojeni Polacy odpowiadali ogniem. Miejscowość opuścili także Czesi, których UPA dotąd nie atakowała.  Świadek tej masakry, wówczas dziewięcioletni Roman Szpita, w ten sposób opisuje atak UPA na Mizocz, w którym w tym czasie przebywało wiele rodzin uciekinierów z okolicznych wiosek:
Prawdopodobnie pod koniec sierpnia 1943 r., 20/21 w nocy nastąpił atak na miasto, a właściwie na polskie bezbronne rodziny tam mieszkające. Okrążyli miasto i przez całą noc mordowali ludzi. To było piekło. Wchodzili do poszczególnych domów i zarzynali ludzi, masakrowali, rąbali na kawałki. Do uciekających strzelali, natomiast wszystkich, których złapali mordowali w okrutny, sadystyczny sposób - nożami, kosami, siekierami. Małe dzieci zabijali o mury domów i wieszali na płotach. Wyszukiwali chowających się ludzi po różnych zakamarkach. Wiele domów spalili. Rano atak przerwali. Z mojej rodziny zginęło 18 osób, tj.: wujek Maśnicki Jan i jego żona Petronela oraz ich dwanaścioro dzieci, których imion nie pamiętam. Zginął dziadek Józef Błażyjewski i jego żona, nasza babka Balbina. Zginęła ciotka Kucharska Krystyna, która była w dziewiątym miesiącu ciąży. Zginęło również kilku Polaków z policji niemieckiej, którzy nas bronili. Z całego miasta ocalało kilka rodzin polskich 4 - 5, nie więcej. Między innymi moja rodzina. Ocaleliśmy chyba dlatego, że schroniliśmy się blisko koszar. Przez trzy dni byliśmy jeszcze w Mizoczu.[...] Mężczyźni zwozili ciała w jedno miejsce pod cmentarz i tam je pochowano w wielkim dole. Przez trzy dni zbierano ciała z ulic miasta. Mężczyźni, którzy się tym zajmowali, nie mogli uwierzyć, że tyle okrucieństwa, bestialstwa i nienawiści może być w człowieku. Ulice miasta były pełne trupów, głowy często leżały oddzielnie, inne części ciała zmasakrowane. Wszędzie było pełno krwi. Te dni ataku jawią mi się we wspomnieniach jak straszny koszmar.[...]

Mizocz był miastem, w którym mieszkało około 5 tysięcy ludzi. Po likwidacji Żydów część ich domów spalono, ale dużo zostało. Wszystkie domy po Żydach były wypełniane przez uciekinierów z polskich wsi, ponadto we wszystkich domach polskich byli uciekinierzy z wiosek. W niektórych nawet po kilka rodzin. Mizocz był zaludniony bardziej niż przed wojną i wszyscy ci ludzie zginęli. Tylko niewielkiej ilości Polaków udało się wymknąć. Ofiary.”
Przed napadem, na Mizocz, za odmowę wstąpienia do UPA został zabity wraz z rodziną stolarz Ukrainiec o nazwisku Zachmast (lub Zachmacz). Uratował się tylko jego 8–9-letni syn, którym zaopiekowali się Polacy. W sierpniu 1943 roku banderowcy z UPA zaatakowali również Klewań. Na całe szczęście z odsieczą Polakom wyruszył odział złożony z Węgrów. Działał tutaj także oddział polskiej samoobrony pod komendą księdza Piotra Sąsiadka.

Drugi atak UPA na Mizocz nastąpił 3 listopada 1943r. ale brak o nim informacji.

1) https://pl.wikipedia.org/wiki/Pierwszy_atak_UPA_na_Mizoccz
2) Lucyna Kulińska „Dzieci Kresów II”, Kraków 2006, s.78-79.
3) „ Węgrzy na Wołyniu „   https://kurier.plus/node/733
Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.