Logo

Pamiętny wrzesień 1943 r. w „Rzeczpospolitej Zasmyckiej”

/ Stanisław Romankiewicz ps. "Zając"

Nim jednak nastał wrzesień, to  już sierpień dał się we znaki mieszkańcom Zasmyk, Janówki, Stanisławówki i Radomla, o małym Batyniu już nie wspomnę. Lipcowe zbrodnie bulbowców  w powiecie kowelskim przyczyniły się do przeludnienia nie tylko Zasmyk ale i pozostałych wiosek. Nie było dnia aby nie pojawili sie jacyś uciekinierzy, a były to zarówno rodziny jak i pojedyncze osoby, którym wymordowano całe rodziny. Zasmyki  były dużą wsią liczącą około 100 gospodarstw, w tym kilka dużych. W niektórych zabudowaniach mieszkało po dwie, trzy rodziny.  Długość Zasmyk przekraczała pięć kilometrów i to miejscami dość gęstej zabudowy. Wioska stała się dla wielu uciekinierów jedyną nadzieją na przetrwanie. Mimo napływu młodzieży tworzący się oddział partyzancki AK pod dowództwem por. Władysława Czermińskiego ps. " Jastrząb" nie stanowił znaczącej siły bojowej. Wszystko oczywiście ze względu na brak broni. Jastrząb jednak starał się na wszystkie możliwe sposoby zarówno poszukiwać tej broni, jak i stwarzać pozory większej siły niż była w rzeczywistości. 18 sierpnia 1943 r. wysłał jeden z  partyzanckich patroli do Julianowa za Turzyskiem. To tam został on osaczony i ujęty przez oddział UPA. Pojmani partyzanci byli torturowani w okrutny sposób. Ledwie żywych, pokrwawionych i zmasakrowanych, powiązanych drutem kolczastym przewieziono do Suszybaby, gdzie zostali ostatecznie zamęczeni.:

st .szer Jan Kwiatkowski „Mak”, szer. Mieczysław Bednarek „Mantel”, szr. Jarosz „Grab”, szer. Sztupiec oraz szer. Kościński. Uratowali się; dowódca patrolu kpr. Tadeusz  Krawiec „Kmicic” oraz Leszek Kędziorek „Szczepcio”.  Uciekli dzięki desperackim wyczynom i donieśli "Jastrzębiowi" o ukraińskich poczynaniach. Ukraińskie bandy jak watahy wilków podchodziły coraz bliżej zasmyckiego ośrodka samoobrony. 22 sierpnia grupa mieszkańców Radowicz z gminy Turzysk postanowiła przyjechać do kościoła w Zasmykach i przy okazji dowieść prowiant swoim bliskim, którzy już 13 lipca 1943r. uciekli z rodzinnej wsi. Jeden z wozów pojechał  drogą prowadzącą koło leśniczówki w Gruszówce i niestety tam został zaatakowany prze ukraińska bojówkę. Zamordowali  7 osób jadących furmanką ,w tym Adama Bartoszewskiego, lat 63, jego żonę Weronikę (Rozalię), lat 55; Ludwikę Daszkiewicz, lat 59, oraz cztery osoby o nieustalonych nazwiskach. Zwłoki odnaleziono w strasznym stanie dopiero po 3 tygodniach od mordu. Druga furmanka pojechała inna drogą i szczęśliwie dotarła do kościoła. Jednak w powrotną drogę, nie wiedząc o losie sąsiadów, ruszyli ich śladem. Tu  13 osób wpadło w łapy bandytów, którzy zamordowali, m.in. Marię Kiełbasę z synem Marianem (Józefem); Rozalię Kułakowską, lat 49, Stanisława Malinowskiego, lat ok. 50 i jego żonę Anielę, lat ok. 45, Ewę Młynek, lat 13.

Następna nieszczęśliwa data to 23 sierpnia gdy na  kolonię Piórkowicze powróciło do swoich zagród kilka rodzin po żywność. Nie spodziewali się, a zostali  napadnięci przez bulbowców i zamordowani: Koperska, lat 35, żona Michała, Koperska, żona Karola, lat 40 i ich córka Maria, lat 10, Piotr Kursa, lat 58, Bronisława, żona Witolda Szarwiło, lat 36, Matylda Szarwiło, lat 30 niezamężna.  Dowództwo bazy zasmyckiej, wstrząśnięte tymi zbrodniami wystosowało do Ukraińców pismo z ostrym protestem, bo Ukraińcy prowadzili z Polakami "dohawory" ( rozmowy o współpracy). No i wyszło szydło z worka, Ukraińcy 29 sierpnia 1943 r., w odpowiedzi przysłali pismo w którym nie tłumacząc się z w/w napadów, postawili  ultimatum " albo Polacy do 1 września złożą broń, albo oni spalą  Zasmyki" ( o losie  pozostałych polskich wiosek, można się domyślić). Również tego samego dnia późnym wieczorem dotarł do Zasmyk, znajomy chłop ukraiński z Gruszówki donosząc o przygotowanym napadzie. Według jego relacji koło leśniczówki w Gruszówce pojawiły się  uzbrojone dwie sotnie UPA i znaczna ilość  chłopstwa z wozami na spodziewane łupy, uzbrojonych w siekiery, widły, kosy, łopaty do mordowania ludności polskiej. ( szacowano na ok. 600 osób).  Nie było już żadnych wątpliwości,  że tym razem Ukraińcy uderzą na Zasmyki. Dopiero co utworzony ( nie wiele ponad miesiąc) oddział partyzancki AK , Jastrząba nie był ani tak liczebny, ani  tak uzbrojony aby przeprowadzić skuteczną obronę. Co prawda od 19 sierpnia 1943r. przebywał w Zasmykach również  drugi oficer por. Michał Fijałka ( cichociemny) ps.„Sokół”, skierowany tu przez mjr Jana Szatowskiego ps.  „Kowal” ( Inspektorat AK w Kowlu) przewidziany na dowódcę następnego oddziału partyzanckiego, ale na razie bez żołnierzy. Był jeszcze 30 osobowy oddział  pchr. Tadeusza Korony ps. „Groński”. W domu Zamościńskiego odbyła się narada oficerów, zadecydowano, że zamiast obrony należy przeprowadzić akcję  wyprzedzającą działania bulbowców. Postanowili z zaskoczenia zaatakować siły ukraińskie zgromadzone w Groszówce. Po szczegółowym przeglądzie oddziału, wieczorem 30 sierpnia 1943 r., po uzupełnieniu amunicji, wydzieleniu chorych, oddział w liczbie 50 ludzi, razem z oddziałem pchr. „Grońskiego”, okrężną drogą przez las Lityński ruszył na tyły wroga.

Ten uciążliwy marsz trwał całą noc.  O świcie 31 sierpnia 1943 r. oddział przeszedłszy zaroślami opodal niewielkiego jeziora, dokonał nagłego ataku na uśpiony oddział bulbowców. Zaskoczenie było całkowite. Ukraińcy nie spodziewali się Polaków atakujących ich ugrupowanie od tyłu, czyli od strony przeciwnej niż Zasmyki. Zaatakowano z bezpośredniej bliskości bronią ręczną i granatami, wypędzając ich z okolic leśniczówki w zarośla. W bezładnej strzelaninie nie stawiali oporu. Po momencie pierwszego zaskoczenia  jednak ochłonęli i częścią swoich sił zajęli stanowiska ogniowe. Wywiązała się ostra walka ale zakończona zwycięstwem strony polskiej. Niestety podczas pierwszego natarcia zginął szer. Stanisław Romankiewicz ps. "Zając". W czasie walki ciężko ranny został również  st. szer.  Edmund Gawłowicz  ”Błysk” i lekko ranny w rękę Józef Turowski ps. "Ziuk". W pierwszym boju oddziału „Jastrzębia” zwycięstwo było całkowite. Groźne zgrupowanie banderowców zostało rozbite i rozproszone przy stratach własnych: 1 zabity i 2 rannych żołnierzy. Zdobyto ręczny karabin maszynowy, kilkanaście karabinów i sporo amunicji. Straty przeciwnika wyniosły kilkunastu zabitych i tylu rannych.. Uwierzono już w możliwość obrony własnymi siłami. Coraz więcej ludności zaczęło napływać do Zasmyk, coraz więcej młodzieży wstępowało do szeregów partyzanckich.

/ Źródło: http://polska-zbrojna.pl/home/articleinmagazineshow/19947?t=Rzeczpospolita-Zasmycka

1 września w samo południe odbył się pogrzeb Stasia Romankiewicza, poległego we wsi Gruszówka. Na uroczystość przybyły tłumy ludzi, a przy trumnie stanęli z bronią jego towarzysze walki.. Po egzekwiach ksiądz Michał Żukowski wygłosił płomienne przemówienie.  Oznajmił, że dzwon, ukryty i milczący od 17 września 1939. właśnie teraz uderzy by  obwieścić; powstanie skrawka wolnej, niepodległej Polski –" Rzeczpospolitej Zasmyckiej ", za którą oddał swoje młode życie Stasio Romankiewicz. Rozgromienie banderowskich sotni  spowodowało z kolei szok wśród ludności ukraińskie, która z lękiem szeptała o pogromie swoich striłciw, przekonując się, że rzezie bezbronnej ludności nie zawsze uchodzą  płazem. Pochówki zabitych banderowców odbywały się bez pompy i rozgłosu, by nie siać defetyzmu i niechęci do atamanów OUN-UPA.  Zatem wrzesień 1943 r. dla Polaków, rozpoczął się z jednej strony pogrzebem, ale z drugiej z nadzieją na przetrwanie. Okrzepnięty i nieco dozbrojony oddział Jastrzębia jednak nie miał kiedy odpoczywać. Do dowództwa dotarły niepokojące wiadomości o przygotowywanym napadzie bulbowców na Osiecznik.

3 września, o zmroku oddział pod dowództwem por. „Jastrzębia” i por. „Sokoła” wymaszerował , by ratować przed zagładą ludność polską tej wioski, odległej od Zasmyk o 20 kilometrów, oraz zbiegłej tam ludności z sąsiedniego Werbiczna, ocalałej z rzezi, której dokonali tam dzień wcześniej ukraińscy bandyci. Mimo problemów, bo akcję przeprowadzono pod ukraińskim ostrzałem, ale w godzinach popołudniowych 4 września kolumna wozów dotarła do Zasmyk. Większość ewakuowanych zatrzymała się w kościele. Ludzie przedstawiali sobą okropny widok: byli krańcowo wyczerpani fizycznie i psychicznie, twarze mieli pokryte grubą warstwą kurzu i krwi z potem i łzami.. Niestety były straty wśród uczestników, nie wrócił z wyprawy Tadeusz Golik ps. „Gwiazda” i Franciszek Siatka, mieszkaniec Osiecznika. Nie było jenak nadal czasu na odpoczynek, bo 5 września wstrząsnęła ludnością Zasmyk wieść o wymordowaniu mieszkańców polskiej wsi Budy Ossowskie. Przyniosła ją kobieta z dwojgiem dzieci, które cudem ocalały z rzezi i dotarły do Zasmyk. „Jastrząb” natychmiast wyruszył z oddziałem, by ratować ocalałych mieszkańców wsi, w której  wcześniej bezowocnie próbował zawiązać oddział  samoobrony.. Gdy przybył na miejsce, zastał jedynie stosy zmasakrowanych ciał. W polach i zaroślach odszukano zaledwie kilka dorosłych osób oraz kilkoro dzieci, które zdołały się ukryć przed bandytami. Część mieszkańców uratowała się ucieczką do Włodzimierza i Turzyska . Porażka bulbowców pod Gruszówką  musiała zdenerwować bardzo: " Jurija Stelmaszczuka ps. „Rudyj", odpowiedzialnego za oczyszczanie z Polaków pow. kowelskiego.

6 września do Zasmyk dotarła wiadomość, że w Radowiczach Ukraińcy wymordowali tych Polaków co  wcześniej nie zdecydowali się na opuszczenie swoich gospodarstw. Dotarły również  wieści o ponownym gromadzeniu się znacznych sił ukraińskich   za lityńskim lasem , co mogło oznaczać, że mają zamiar zaatakować Zasmyki i inne okoliczne wsie polskie .Całą akcja miał dowodzić sam "Rudyj" i to on zadecydował o ściągnięciu znacznych sił na ten teren. W rejonie Tuliczowa 10 km. od Zasmyk znalazł się kureń "Hołubenki" -sotnie "Bajdy", "Kubika" i "Zelazniaka", kureń "Szczuki" i kureń "Jaremy" oraz szkolna sotnia artylerii komandira  Rozważenko. ( Tak przynajmniej napisał Wiktor Poliszczuk w "Zbrodnie bez kary" ). Polskie wsie wystawiły liczne czujki, a oddział "Jastrzębia" był w stałej gotowości. Dwaj " mądrzy ludzie", jak nazywano "Jastrzębia" i "Sokoła", usilnie główkowali co można w tej sytuacji zrobić? A trzeba powiedzieć, że była na prawdę trudna, jeśli nawet nie beznadziejna. Stan osobowy oddziału bliski 150 osób, ale przy braku ciężkiej broni maszynowej, nie gwarantował niestety bezpieczeństwa ludności cywilnej. Gdy słońce wzniosło się ponad olszyny,  mieszkańcy polskich wiosek usłyszeli od strony Piórkowicz  dalekie serie karabinów maszynowych i wybuchy. Na horyzoncie wzbiły się w niebo czarne słupy dymu. To przerwało naradę w dowództwie. Odległość z której dochodziły odgłosy walki i siła ognia, pozwalały na stwierdzenie, że walka toczy się w Radowiczach i to Niemcy  biją się z Ukraińcami.. Jak się potem okazało  kompania Wermachtu wysłana w teren, by rozpoznać stan zbiorów, natknęła sięi na sotnię "Bajdy" maszerującą w kierunku Kowla w celu odcięcia ewentualnej pomocy dla Zasmyk.. W tej sytuacji dowodzący całością "Rudyj" rzucił do walki dwie sotnie : "Kubika" i "Zelaznego". Późnym popołudniem bój ucichł, Niemcy wycofali się w kierunku Kowla. Dla Polaków nie oznaczało to wcale nic dobrego, bo w każdej chwili można było się spodziewać  ukraińskiego ataku z za lityńskiego lasu, stan pogotowia trwał.  

8 września koło godz. 9-10 nagle od strony Piórkowicz rozległa się ponownie  ostra strzelanina, znacznie głośniejsza, a więc bliższa niż poprzedniego dnia. Grały karabiny maszynowe, coraz częściej rozlegały się wybuchy granatów czy pocisków artyleryjskich. Za lityńskim lasem wzbiło się w niebo kilka słupów czarnego dymu. Bój przybierał na sile. Ludność Zasmyk i okolicznych kolonii ogarniała trwoga. Wszyscy byli  przekonani, że teraz to już na pewno walczą polscy partyzanci, powstrzymując  ukraiński atak . Bój jednak nie przybliżał się, a wprost przeciwnie – oddalał, chociaż nie słabł Jak zaczęła  bić artyleria, można było się domyśleć, że jedną ze stron boju są  jednak Niemcy i raczej poradzą sobie z Ukraińcami.  W południe goniec potwierdził  przypuszczenia, co uspokoiło znacznie ludność. Jak się potem okazało tego dnia  Niemcy przybyli w sile batalionu i zaatakowali Ukraińców w rejonie Radowicz i Tuliczowa. Jednocześnie "Rudyj" musiał udać się do sztabu, gdzie przybł niespodziewany gość.Trzy wozy pancerne rozbiły najpierw sotnię UPA, która maszerowała już, by obejść Zasmyki od północy i uniemożliwić ludności polskiej ucieczkę do Kowla. Po kilkugodzinnej bitwie Niemcy rozproszyli i wyparli blisko dwutysięczne zgrupowanie UPA w lasy Świniażyńskie, a sami pozostali na zajętym terenie – w Radowiczach, Tuliczowie i Kupiczowie.  Niemcy w tych miejscowościach zorganizowali terenowe garnizony, ufortyfikowane i dobrze uzbrojone w to wliczając artylerię. Oczywiście, że placówki te miały przede wszystkim za zadanie zabezpieczenie  płynności dostaw żywności  dla armii niemieckiej.  Ta nowa sytuacja przyczyniła się do czasowego powstrzymania działań bojowych UPA wobec ludności polskiej. Pomijając napady na  grupy pracujących  w polu polskich rolników, można powiedzieć, że w ten sposób nastał okres względnego spokoju.

/ Cmentarz w Zasmykach (Autor: nieznany)

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.