- Kategoria: Historia
- Bogusław Szarwiło
- Odsłony: 310
Co się stało z polskimi wsiami na Wołyniu?
/ Osada krechowiecka na Wołyniu, młockarnia (fot. materiały prasowe wydawnictwa Znak Horyzont)
Jak podaje IPN, z około 2500 miejscowości, w których w 1939 roku mieszkali w województwie wołyńskim Polacy, w wyniku działań OUN-UPA ok. 1500 przestało istnieć (zostało spalonych, zniszczonych). Nieco inne szacunki podaje Władysław Filar w książce „Wydarzenia wołyńskie 1939–1944”. Według niego na samym Wołyniu z ogólnej liczby 1150 wiejskich osad polskich, w których znajdowało się 31 tysięcy zagród, oddziały ukraińskie zniszczyły 1048 osiedli i 26 167 zagród.
/ Wołyńska wieś przed wojną (fot. materiały prasowe wydawnictwa Znak Horyzont)
Krzyże i pomniki, upamiętniające zamordowanych Polaków, stoją obecnie w niespełna 150 miejscowościach. W około 1350 miejscowościach po żyjących tam Polakach, zgodnie z planami OUN-UPA, nie został żaden ślad. Nie ma nawet grobów.
/ Kolejny Krzyż Wołyński postawiony przez Janusza Horoszkiewicza, tym razem na miejscu zrównanej z ziemią polskiej wsi wsi Folwark.
„Przed wojną żyliśmy tu jak w raju…”
Taki obraz wyłania się z wielu wspomnień. Obraz sielskiego współżycia w arkadyjskich wioseczkach, gdzie kwitną czereśniowe sady, pszczoły uwijają się w pasiekach, a sąsiedzi żyją pospołu we wzajemnej przyjaźni i szacunku. Na ile ten obraz był prawdziwy, na ile zaś wykreowany poprzez kontrast z późniejszymi krwawymi wydarzeniami i potrzebę idealizacji krainy beztroskiego dzieciństwa? Tego nie sposób dowieść, niemniej również we wspomnieniach Ukraińców przedwojenny Wołyń był miejscem przyjaznej koegzystencji. 86-letnia Ukrainka Jewa Wazniuk z Kisielina w książce „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia” opowiadała:
Przed wojną żyliśmy tu jak w raju. […] Polacy, Żydzi, Ukraińcy. Wszyscy się szanowali, mówili sobie „dzień dobry”, składali życzenia z okazji świąt. Byliśmy wtedy miasteczkiem. Było dużo sklepów, karczma, masarnia, apteka.
Podczas krwawej niedzieli 11 lipca 1943 roku oddział UPA zaatakował modlących się w kisielińskim kościele Polaków. Tego dnia była kulminacja fali rzezi wołyńskiej, banderowcy napadli na 99 polskich miejscowości.
By nie przetrwał nawet ślad
Nacjonaliści zamierzali nie tylko pozbyć się z Wołynia samych Polaków. Chcieli sprawić, by nie przetrwał po nich żaden ślad. Dmytro Kłaczkiwśki, w tajnej dyrektywie z czerwca 1943 r., pisał: „Tej walki nie możemy przegrać i za każdą cenę trzeba osłabić polskie siły. Leśne wsie oraz wioski położone obok leśnych masywów powinny zniknąć z powierzchni ziemi”. O tym, że dyrektywa była pieczołowicie wykonywana, świadczyły nie tylko zgliszcza, ale i meldunki członków UPA. Jak ten z września 1943 roku, kierowany przez dowódcę kurenia „Łysoho” do przywódców OUN:
[…] 29 sierpnia 1943 r. przeprowadziłem akcję we wsiach Wola Ostrowiecka i Ostrówki głowniańskiego rejonu. Zlikwidowałem wszystkich Polaków od małego do starego. Wszystkie budynki spaliłem, mienie i chudobę zabrałem dla potrzeb kurenia.
W październiku 1943 roku dowódcy Okręgu Wojskowego UPA Turiw nakazywali swoim oddziałom m.in. rozbieranie i spalenie polskich domów. A w lutym 1944 roku OUN wydała rozkaz, w którym konkretnie wskazano sposoby zacierania materialnej obecności Polaków na Wołyniu:
- a) Zniszczyć wszystkie ściany kościołów i innych domów modlitewnych; b) Zniszczyć drzewa rosnące przy domach tak, żeby nie pozostały znaki, że kiedyś mógł tam ktoś żyć (nie niszczyć drzew owocowych przy drogach); […] zniszczyć wszelkie polskie domy, w których wcześniej żyli Polacy (jeśli w tych budynkach mieszkają Ukraińcy – należy je koniecznie rozebrać i zrobić z nich ziemianki); jeśli to nie będzie zrobione, to domy będą spalone i ludzie, którzy w nich żyją, nie będą mieć gdzie przezimować. Zwrócić uwagę jeszcze raz na to, iż jeśli ostanie się cokolwiek polskiego, to Polacy będą zgłaszali pretensje do naszych ziem.
Ludzie żyjący na Wołyniu po zakończeniu II wojny światowej często nawet nie wiedzieli, że w miejscu pól, łąk i lasów, kilka lat wcześniej istniały tętniące życiem wsie. Przez wiele lat nie wiedziała tego nawet pani Hania – córka Polaków z Gaju, uratowana z rzezi i adoptowana przez ukraińskich rodziców, mieszkańców sąsiedniej wsi Sokół. Jak opowiada po latach:
Po wsi Gaj nie ma dziś śladu, choć była to bardzo duża wioska. Wiem, bo nieraz tamtędy przez las jeździłam i potrafię sobie wyobrazić, ile mniej więcej zajmowała. Ale długo nie wiedziałam, że tam przed wojną była wieś – las jak wszędzie, tylko trochę młodszy. Dopiero jak byłam nastolatką, ktoś ze starszych zaczął mówić – a, tutaj do polskiej szkoły chodziłem. Tutaj kolegę Polaka miałem. […] Dziwne, prawda? Że tyle czasu nikt nic nie mówił.
To były wioski odległe od siebie o dwa kilometry; […] A przez wiele lat tylko po zdziczałych wiśniach i jabłonkach można było poznać, że kiedyś tam były domy, szkoła, normalne życie. Jakby ludzie z jakiegoś powodu chcieli ten Gaj zapomnieć, wyrzucić z głowy.
Napad na kolonię Gaj nastąpił 30 sierpnia 1943 roku. Wymordowano wówczas ok. 600 osób, część Polaków zagnano uprzednio do budynku szkoły, część zabito wprost na ulicach, domach i obejściach. Wieś spalono.
Dobytek rozgrabiono, miejsca po domach zaorano
Domy i dobytek Polaków nie zawsze był niszczony. Pochodząca z Ihrowicy Helena Ciszak, jednak z bohaterek książki „Dziewczyny z Wołynia”, zauważa, że oprócz zbrodniczej nacjonalistycznej ideologii do udziału w rzezi ludzi popychało coś jeszcze. „To zwykła ludzka zawiść i chciwość. Pozbycie się Polaków dawało szansę na przejęcie ich mienia” – twierdzi. I opowiada, jak wyglądała grabież majątku pomordowanych: "Po zakończeniu pacyfikacji do polskich miejscowości wjeżdżały długie kolumny wozów. Ukraińcy szabrowali wszystko, co należało do wymordowanych mieszkańców. Zabierali kołdry, ubrania, naczynia, garnki, wiadra i narzędzia. Ale również zwierzęta i same domy. W naszym przypadku po prostu wprowadzali się do polskich zagród, ponieważ były na ogół porządniejsze niż ich własne."
„Potem mama mi pokazywała, kto ma siekierę po Polakach, kto talerze, a kto ubranie” – opowiada pani Szura, Ukrainka z Sokołowa, miejscowości położonej obok Ostrówek i Woli Ostrowskiej, w których również doszło do rzezi. „Mama nie chciała z takimi ludźmi rozmawiać. Mówiła tylko, że Bóg Gospod wszystko widzi i że jeszcze trzeba się będzie przed Nim tłumaczyć z tych wszystkich sprzętów” – mówi w książce „Sprawiedliwi zdrajcy. Sąsiedzi z Wołynia”.
Miejsca, w których istniały wsie Ostrówek i Wola Ostrowiecka, po wojnie zaorano i przyłączono do kołchozu. Ale pola są trudne w uprawie – maszyny rolnicze co chwila zawadzają o kości.
Tak w wielu miejscach wygląda wołyński krajobraz. Pamiętam, że stałam tam na tym pustkowiu, na którym jeszcze dwadzieścia pięć lat temu była tętniąca życiem wieś. Rozglądałam się wokół. Czy to na pewno to miejsce? Nie było już pachnących czereśniowych sadów, nie słychać było brzęczenia pszczół. Tylko martwa, głucha cisza nad ciągnącymi się po horyzont kołchozowymi polami – mówi pani Zofia, jedna z bohaterek „Dziewczyn z Wołynia”, urodzona we wsi Orzeszyn.
Na miejscu kaźni Polaków z Orzeszyna stoi dziś krzyż. „Pierwszy krzyż w lesie postawili sami Ukraińcy. Nasz krzyż stanął […] dopiero kilka lat później. Udało nam się ustalić, że ukraińscy nacjonaliści zamordowali w Orzeszynie około 130 dzieci i 200 dorosłych” – opowiada pani Zofia.
Rodzinny ślad
Wieś Janówka (koło Zasmyk) w pow. kowelskim, rodzinna miejscowość moich rodziców uznawano za jedną z ładniejszych w regionie. Leon Karłowicz w książce: " Zasmyki były naszym domem" napisał o Janówce: „Nie widziałem takiej [ wsi] nigdzie więcej. Domy blisko siebie sprawiały, ze wszyscy współżyli ze sobą jak w prawdziwej rodzinie, lubili się i szanowali.(...) Same domy nie różniły się niczym od domów w okolicznych wsiach, ale każdy otoczony był drzewami owocowymi, czasem sporych rozmiarów sadem, ogródkiem kwiatowym, jakimś niskim choćby parkanem. Nie wiem skąd w Janówce brało się zamiłowanie do sadownictwa?(...) Janówka natomiast była jednym wielkim sadem owocowym." Należy wspomnieć, że , liczyła ponad czterdzieści gospodarstw, w tym jedynie dwa ukraińskie oraz sześć niemieckich. Po wybuchu II wojny światowej Niemcy w ramach umowy niemiecko- radzieckiej wyjechali do Rzeszy, prawdopodobnie do Wielkopolski. Ukraińcy opuścili swoje gospodarstwa z chwilą zaostrzenia się stosunków polsko- ukraińskich, przenosząc się do wsi ukraińskich. Co pozostało po tej pięknej miejscowości? Pół wsi spłonęło podczas ukraińskiego ataku 25 grudnia 1943r. Resztę budynków zniszczono lub rozebrano przenosząc do ukraińskich wsi. Taki los spotkał budynki wybudowane własnymi rekami przez mojego ojca w 1936 roku. Jak opowiadali mi znajomi którzy odwiedzili to miejsce, pozostały jedynie dwa ukraińskie gospodarstwa i resztki budynku po szkole która za władzy radzieckiej służyła za zlewnię mleka. Kolega Edmund Goś przysłał mi zdjęcia jakie wykonał kilka lat temu dokumentując pozostałości po polskiej Janówce. Na jednym zdjęciu w zaroślach widać postać, śp. Anatola Sulika, który pokazuje jeden ze śladów polskiej obecności na tamtej ziemi. Jak wyjaśnił mi kolega Edward to krzyż drewniany wrośnięty w stojącego obok dęba, który obejmując go nie dopuścił do upadku. Jak powszechnie wiadomo Ukraińcy wyrąbywali polskie krzyże stojące na początku i w końcu wioski. Ten jednak stał pośrodku wioski w towarzystwie drzew które ukryły go przed oczami siekierników.
P/w tekst powstał przy wykorzystaniu art.:" Co się stało z polskimi wsiami na Wołyniu po wymordowaniu ich mieszkańców? " z (https://twojahistoria.pl/2018/07/25/co-sie-stalo-z-polskimi-wsiami-na-wolyniu-po-wymordowaniu-ich-mieszkancow/