Logo

Moje Kresy – Bogumiła Tymorek cz.3

/ Rożyszcze 1938, rodzeństwa - Stanisław i Bogumiła Prorok oraz Janina i Michał Tymorek

Na początku lat trzydziestych panował straszny głód, nie tylko na dalekiej, stepowej Ukrainie, my też biedowaliśmy. Osobie dorosłej bardzo trudno było znaleźć pracę. Aby przeżyć czepiano się każdej pracy. Bez względu na zarobki, czy też uciążliwości, aby tylko zdobyć parę groszy na chleb. Brat Antoni był przy wojsku, Stanisław wobec braku innego zajęcia najczęściej pasł krowy, ale z Kazimierzem wykorzystali okazję i zatrudnili się przy budowie drogi Łuck – Kowel. Wyjeżdżali do pracy na cały tydzień,  w domu byli tylko w niedzielę, bo jak nakazuję przykazanie boskie – dzień święty święcić. Wracali późno w sobotni wieczór przywożąc za zarobione tam pieniądze różne produkty spożywcze, abyśmy mieli co jeść przez cały następny tydzień. Pamiętam, razu pewnego przywieźli 6 bochenków chleba. Mama nie czekając aż ktoś spróbuje chleba skubnąć, zamknęła go w kufrze, nosząc cały czas przy sobie ciężki żelazny klucz. Wyciągnęła jeden z nich dopiero wtedy, gdy wszyscy zasiedli do wspólnej wieczerzy. Chleb był świętością w naszym domu.

Zanim mama rozpoczęła jego krojenie, robiła nożem znak krzyża i dopiero wtedy przystępowała do jego krojenia. Każdy nawet najmniejszy kawałek chleba, który spadł na ziemię, po podniesieniu musiał być ucałowany i zjedzony. Nie mógł się zmarnować nawet najmniejszy okruch. Bywało i tak, że przymieraliśmy głodem. Dochodziło niejednokrotnie do małej bijatyki na pięści pomiędzy mną z najmłodszym Mietkiem w przypadku znalezienia paru kartofelków, czy czegoś innego nadającego się do natychmiastowego zjedzenia. Ziemia wołyńska należała do najbardziej zacofanych, zapóźnionych cywilizacyjnie i zniszczonych przez wojnę regionów kraju. Władze Rzeczpospolitej starały się nadrabiać dystans, jaki dzielił Wołyń od pozostałych. Na początku skoncentrowano się przede wszystkim na odbudowie zniszczeń wojennych i odrabianie zapóźnień cywilizacyjnych. Zaczęto brukowanie ulic w miastach i przystąpiono do budowy linii kolejowej, łączącej Łuck przez Stojanów ze Lwowem.  

Przystąpiono do budowy następnego połączenia kolejowego Wołynia z Galicją z Kowla przez Włodzimierz do Sokala. Kryzys gospodarczy spowodował jednak zahamowanie inwestycji. Na dużą skalę wznowiono je dopiero w 1935 roku. W ich wyniku Wołyń zamienił się w gigantyczny plac budowy, w wyniku czego moi bracia mogli znaleźć pracę przy budowie drogi do Łucka. W 1939 roku w Łucku przystąpiono do wznoszenia sześciu budynków, które miały być oddane do użytku w 1940 roku, niestety pożoga wojenna odmieniła te plany. Rozwinęła się też na Wołyniu prywatna komunikacja autobusowa. W 1938 r. było już 14 firm, które obsługiwały linie o długości prawie 1500 kilometrów. II Rzeczpospolita zdobyła się na ogromny wysiłek, by objąć jak najwięcej dzieci obowiązkiem szkolnym. O ile w 1924 roku do szkół powszechnych uczęszczało bardzo mało dzieci, to w 1938 roku obowiązek szkolny realizowało już ponad 70 procent wszystkich dzieci.                                                                                                               
Jak wspominałam opuściłam domowe pielesze na jesieni w 1938 roku, wychodząc za mąż za Michała Tymorka z Krzemieńca Starego. Zamieszkaliśmy z męża mamą – Marią w jej starej walącej się już chałupie. Michał za wiele pracy nie miał, gospodarka była mała i nie przynosiła dochodu. Mąż był jedynym chłopakiem pośród 7 swoich sióstr. Z czasem siostry powychodziły za mąż w poszukiwaniu szczęścia i lepszego życia. Jedna z nich wyjechała nawet za chlebem do Argentyny. Z pewnością jej potomkowie do dnia dzisiejszego tam zamieszkują. Obecnie żadna z sióstr męża już nie żyje, pozostały dzieci, wnuki i prawnuki po dawnym nazwisku rodowym – Tymorek. W naszej młodej rodzinie przyszła na świat córka Walentyna. Co raz częściej wokół mówiono, że niebawem wybuchnie wojna z Niemcami. Tak też się stało, pod koniec sierpnia 1939 roku ogłoszono powszechną mobilizację, brat Mieczysław musiał stawić się w jednostce wojskowej w Łucku. Brał udział w kampanii wrześniowej 1939 roku przeciwko Niemcom. Zginął razem z trzema innymi kolegami w bronionym budynku, który trafił niemiecki pocisk artyleryjski. 17 września przez kolonię Francuzy przemieszczali się w kierunku zachodnim sowieccy żołnierze na swych malutkich konikach. Byli bardzo zmęczeni, brudni, buty obszarpane, wyglądali strasznie. Poza tym widać było, że byli bardzo głodni, zrywali każdy owoc z drzew rosnących przy drodze idącej na Kowel. Gdy częstowaliśmy ich naszymi owocami, odmawiali, żaden z nich nawet ręki nie wyciągnął. Może obawiali się celowego zatrucia, najwyraźniej z góry mieli nakazane, by z poczęstunku od miejscowej ludności nie korzystać. Po chałupach w każdej wsi ukrywali się wycofujący polscy żołnierze, młodzi chłopcy. Prosili, daj jakiekolwiek ubranie, by nas Sowieci nie złapali. Ludzie niejednokrotnie oddawali ostatnie swoje ubranie, aby tylko pomóc tym strudzonym młodym chłopcom- żołnierzom. Momentalnie uciekali w kierunku  zachodnim, by nie wpaść w sowieckie ręce. Zaczęły padać ulewne deszcze, zrobiło się straszne błoto.

/ 1935 Budowa drogi Łuck-Kowel,brat Bogumiły Stanisław (siedzi k.roweru)

Głównym traktem z Kowla na południe ciągnie konwój złożony z kilkunastu furmanek. Wśród brudnych, umorusanych, głodnych i zmęczonych ludzi rozpoznaliśmy polskich policjantów. Ci w przeciwieństwie do czerwonoarmistów skorzystali z naszej gościnności i nie zatrzymując się pędzili dalej. Podobno gdy Sowieci weszli do Rożyszcza w bramie tryumfalnej, tak jak kiedyś 10 lat temu witano Prezydenta Mościckiego, tak teraz witali ich Żydzi i Ukraińcy. Ruscy potrzebowali ludzi do wojska. Z kolonii Francuzy do sowieckiej armii zostało siłą wcielonych 6 młodych chłopaków , tylko jeden z nich powrócił z wojennej zawieruchy. Wśród zaginionych był mój mąż – Michał. Córka Stefania nigdy nie widziała swego ojca, bowiem urodziła się po jego wcieleniu do armii. Z Rosji od męża otrzymałam dwa nic nie mówiące listy, potem ślad się urwał i tak jest aż do dnia dzisiejszego. Zostałam sama z dwojgiem małych dzieci – Walentyną i Stefanią oraz teściową Marią. Gospodarka była wprawdzie mała, ale też trzeba było na niej pracować. W czasie sianokosów czy żniw trzeba było wszystko kosić kosą, podbierałam, układałam i wiązałam powrósłami w snopki. Następnie wszystko trzeba było zwieźć do stodoły. Już w momencie wybuchu wojny wyszło na jaw, że polska ludność będzie z czasem narażona nie tylko na represje kolejnych okupantów, ale także miejscowego wroga jakim stali się ukraińscy komuniści i nacjonaliści sympatyzującymi z Organizacją Ukraińskich Nacjonalistów ( OUN). Pierwsze napady terrorystyczne i rabunkowe, zabójstwa prowadzone przez wymienionych, miały miejsce już we wrześniu 1939 roku. Podczas krótkich sowieckich rządów 1939-1941 ukraińscy aktywiści, przyczynili się wielu aresztowań, przede wszystkim do sporządzania spisów osób do deportacji na Sybir.    
       
c.d.n.

Wspomnień wysłuchał: Eugeniusz Szewczuk                                                                 
Osoby pragnące dowiedzieć  się czegoś więcej o życiu na Kresach, nabyć moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.