- Kategoria: Historia
- Wiesław Bednarek
- Odsłony: 1480
Wspomnienia i fakty z życia mojej Mamy
/ Moja Mama, Ewa Bednarek (z d. Piłkowska)
Moja Mama, Ewa Bednarek (z d. Piłkowska) urodziła się 16.12.1922 w Różynie, gm. Stare Koszary, pow. Kowel na Wołyniu jako córka Antoniego i Zofii Piłkowskich w rodzinie rolniczej. Miała dwóch braci ; starszego Zygmunta i młodszego Ryszarda.
Mój Dziadek Antoni Piłkowski był światłym człowiekiem i nietypowym rolnikiem, posiadał zaledwie 5 ha ziemi uprawnej, gdy inni członkowie rodziny mieli np. 15 ha . Według przekazu rodzinnego w przedwojennej Polsce miał posadę wójta. Różyn (Często pisany również jako Rużyn) ) był wioską zamieszkałą głównie przez Ukraińców. Dr Mieczysław Orłowicz w "Ilustrowanym Przewodniku po Wołyniu" z 1929 r. pisał:
"8 km. na północ od Turzyska leży Różyn gniazdo kniaziów Różyńskich, w ostatnich czasach dobra Siemiątkowskich, wieś z cerkwią i kaplicą katolicką."
/ Cerkiew w Różynie ( Obecnie nie istnieje, została rozebrana przez Ukraińców po II wojnie, w czasach Związku Radzieckiego.)
/ Nieistniejąca Kaplica w Różynie ( Według relacji mojej kuzynki z Hrubieszowa, była zbudowana z czarnego modrzewia. Nabożeństwa odbywały się tylko z okazji dużych świąt kościelnych , na niedzielne msze mieszkańcy jeździli do kościoła w Turzysku.)
Do pierwszej wojny światowej w Różynie prócz ukraińskiej wsi był majątek ziemski. W latach 1920/21 został rozparcelowany. Znaczną część gruntów po tym majątku wykupili rolnicy narodowości polskiej, którzy przyjechali tu z Galicji Zachodniej i z kielecczyzny, tworząc rozproszoną kolonię (około 40 rodzin). Wśród nich przyjechał tu, zakupił ziemię i postawił budynki Walenty Karlikowski. Mieszkając w Różynie W. Karlikowski został radnym sejmiku powiatowego w Kowlu. Z jego inicjatywy i pod jego przewodnictwem powstał komitet budowy szkoły powszechnej w Różynie. Powstała ona na granicy między wsią ukraińską, a rozproszoną kolonią polską. Jak na te czasy i na te warunki był to okazały budynek z dużą salą gimnastyczną i z mieszkaniami dla nauczycieli. W 1938 roku W. Karlikowski powtórnie został wybrany na posła do Sejmu RP( W 1940 r. został wywieziony przez sowietów na Sybir). W nowym budynku szkolnym nie tylko mieściła się 7 klasowa szkoła powszechna, ale także Uniwersytet Ludowy (jeden z 20 w Polsce międzywojennej i drugi na Wołyniu). W latach 1935-1939 kierownikiem na tym uniwersytecie był Kazimierz Banach, działacz ludowy i młodzieżowy. Powtórnie pojawił się w Różynie w latach 1942/43 jako delegat (w konspiracji) Rządu RP na województwo wołyńskie. Włączył się też w prace Uniwersytetu Ludowego w Różynie Zygmunt Rumel ( poeta i w czasach okupacji komendant Bch na Wołyniu - zamordowany przez OUN-UPA) aktywny członek Zrzeszenia Byłych Wychowanków Liceum Krzemienieckiego, które podtrzymywało głębokie więzi z ruchem ludowym i młodzieżą wołyńską.
/ Uniwersytet. Różyn, kolonia w pow. Koszary Stare 1939 rok .Gmach Wiejskiego Uniwersytetu Ludowego i Szkoły Powszechnej, spalony przez UPA 16 października 1943r. Ze zbioru Siemaszków
/ Członkinie Uniwersytetu Ludowego w Różynie
Do tej szkoły chodziła moja Mama, tutaj też uczęszczała na kursy kroju i szycia, bo i taką działalność prowadził Uniwersytet. Rodzice Mamy byli na tyle światłymi ludźmi, że pokierowali swoją córkę Ewę do Gimnazjum w Maciejowie a nie było to powszechne i akceptowalne w rolniczych rodzinach. W Maciejowie istniał klasztor ss. Niepokalanek z ochronką, szkołą powszechną i od połowy lat trzydziestych z gimnazjum. Udało się Mamie skończyć 2 lata gimnazjum przed wybuchem II Wojny Światowej i wkroczeniem Sowietów. Wyniosła z tej szkoły niezłą znajomość języka niemieckiego w mowie i piśmie, co bardzo jej przydało się podczas wojny. Dzisiaj nikt już tego nie uczy, ale Mama pisała po niemiecku pięknym, kaligraficznym gotykiem (szwabachą) a także posługiwała się językiem ukraińskim, uczyła się także łaciny.
/ Klasztor w Maciejowie ( nadal istnieje)
Swojego przyszłego męża, Stanisława Bednarka (późniejszy żołnierz 27 DW AK, bat. Jastrzębia ps. Król) poznała Mama jeszcze przed wojną. Rodzinne Radowicze Taty i Różyn Mamy to była ta sama parafia w Turzysku. Jeśli się stanie na prawym krańcu katolickiego, przedwojennego cmentarza w Turzysku, to w dali widoczne są zabudowania Różyna. Niedzielne wyprawy furmanką na Mszę. Św. były okazją do spotkań towarzyskich i rodzinnych a i zawarcia znajomości młodzieży z wiosek odległych nieraz o kilkanaście kilometrów. Ta znajomość przetrwała mimo wybuchu ukraińskiej agresji skierowanej przeciwko Polakom, spotkali się ponownie w 27 WDP AK co scementowało ich znajomość. Najgorzej było w 1943 r. ze wszystkich stron dochodziły okrutne wieści o rzeziach, a nocami widać było łuny pożarów. Różyn znalazł się w strefie zainteresowania konspiracji AK Okręgu Wołyń z powodu dogodnych warunków na organizację "zrzutowiska" dla dostaw obiecanej broni i innego wyposażenia wojskowego. Na początku września 1943 r. do Różyna został skierowany z rejonu Zasmyk oddział Tadeusza Korony "Grońskiego". Oddział ten liczył około 100 ludzi, zakwaterował się w szkole. Zadaniem tego oddziału było zorganizowanie na tym terenie ośrodka samoobrony polskiej podobnego do istniejącego w Zasmykach. Nie podobało się to jednak Ukraińcom i donieśli o tym fakcie Niemcom. W efekcie silny oddział niemiecki otoczył nad ranem szkołę i zażądał poddania się polskich partyzantów. Nie było specjalnego wyjścia oddział poddał się bez walki. Około 100 młodych ludzi trafiło do specjalnego obozu w Kowlu. Po tym wydarzeniu polskie rodziny wyjechały z Różyna również do Kowla. W październiku w Różynie pojawił się nowy oddział partyzancki AK por. Michała Fijałki ps. "Sokół". Niestety musiał on stoczyć kilka bojów z UPA i w końcu opuścić miejscowość . Mój tato Stanisław Bednarek przebywał w tym czasie w oddziale por. Władysława Czermińskiego ps. "Jastrząb" działający w okolicach Zasmyk i Kupiczowa. W końcu roku1943 konspiracja AK na Wołyniu rozpoczęła przygotowania do realizacji planu "Burza". W wyniku cichej koncentracji w Kupiczowie, czeskim miasteczku, które znalazło się w polskich rękach w listopadzie 1943 roku, już w grudniu stacjonowały już trzy oddziały partyzanckie AK: "Jastrzębia", "Sokoła" i "Łuna". 18 stycznia 11944 roku na odprawie dowódców oddziałów AK komendant Okręgu Wołyńskiego poinformował o powołani do życia 27 Dywizji Piechoty AK ( zwanej później Wołyńską -WDP). W Kupiczowie w oparciu o część personelu wydelegowaną z działającego w Zasmykach punktu sanitarnego, powstawał szpital polowy 27 WDP AK w którym znalazła się jako sanitariuszka moja Mama, Ewa Piłkowska. Organizatorami szpitala w Kupiczowie byli : sprzyjający Polakom miejscowy ukraiński doświadczony felczer Miron Antonowicz Niemoszkalenko, przybyły z Warszawy porucznik lekarz Grzegorz Fedorowski (Gryf) i lekarz naczelny Włodzimierz Zagórski (Osiemnastka), który w późniejszym czasie wraz z rannym lekarzem Zygmuntem Simbierowiczem (Zyg) znaleźli się w pozostawionym w Lasach Mosurskich szpitalu. Personel pielęgniarski składał się z około dziesięciu, przeszkolonych na kursach, sanitariuszek. Należała do tej załogi także moja Mama, Ewa Piłkowska. W obliczu zbliżającego się frontu i postępu Sowietów szpital musiał się ewakuować wraz z dywizją w kierunku na Mosur. Kolumna szpitalna składająca się z konnych furmanek zabrała 80 rannych żołnierzy i 28 marca opuściła Kupiczów. 8 kwietnia szpital znalazł się w rejonie Murawy. Oprócz dwóch lekarzy w szpitalu znalazło się kilkanaście sanitariuszek w charakterze pielęgniarek, w tym moja Mama. 23 kwietnia rano szpital został odkryty i zajęty przez Węgrów. Kiedy żołnierze węgierscy byli już blisko, odpięła Mama od pasa podarowany wcześniej przez Tatę pistolet Beretta i zagrzebała go w liściach. Znaleziona u służby medycznej broń byłaby niechybnie wyrokiem śmierci dla jej posiadacza. Część lżej rannych zdołała uciec, ale większość dostała się do niewoli węgierskiej, co uchroniło rannych i personel medyczny przed rozwścieczonymi Niemcami. Po jakimś czasie Węgrzy, chcąc ocalić rannych przed rozstrzelaniem, przekazali rannych niemieckiej kolumnie sanitarnej. Niemcy chcieli wszystkie sanitariuszki zatrudnić w swoim szpitalu polowym i tym sposobem znalazła się moja Mama w niemieckiej służbie pielęgniarskiej. W tym niemieckim szpitalu pracowała do połowy lipca 1944. Paradoksalnie przeistoczyła się z partyzanckiej sanitariuszki w niemiecka pielęgniarkę. Wspomnienia z tego okresu miała bardzo pozytywne. Niemieccy lekarze lubili ją i szanowali, byli to bardzo kulturalni ludzie, nienawidzący wojny. Bez wątpienia ułatwiała tę dobrą współpracę znajomość języka niemieckiego. Kiedy w lipcu Sowieci byli już na terenie Chełmszczyzny i Lubelszczyzny i szpital niemiecki musiał się także ewakuować, sami Niemcy zaproponowali Mamie alternatywnie : albo zostajesz z nami, albo teraz jest najlepszy czas na ucieczkę. Wybrała ucieczkę i znalazła schronienie w bezdzietnej rodzinie państwa Chmielów w Brzeźnie koło Chełma.
/ To jest skan kenkarty jaką wyrobiła mojej Mamie prawdopodobnie lubelska konspiracja po ucieczce z niemieckiego szpitala
Dopiero w grudniu 1946 roku odnalazł Ją tutaj mój Tata i przywiózł do Kępnicy k. Nysy, gdzie wzięli ślub w miejscowym kościele WNMP. Resztę życia spędziła Mama na gospodarce rolnej, ciężko fizycznie pracując. Lata wojny i przeżycia związane z okupacją, ludobójstwem ukraińskim, partyzantką wpłynęły na sposób myślenia mojej Mamy : jeśli masz ziemię i hodujesz zwierzęta, to nie zaznasz nigdy głodu. Była też Mama zastraszona, nigdy nie chwaliła się swoją partyzancko – akowską przeszłością. Taka przeszłość nie była akceptowana przez komunistyczną władzę. Jak wielu Polaków osiedlonych na tzw. Ziemiach Odzyskanych myślała, że to jest stan przejściowy : tutaj wrócą Niemcy a my wrócimy na nasz kochany Wołyń. Nigdy nie dała się Mama namówić na uczestnictwo w Zjazdach Byłych Żołnierzy 27 WDP AK, w których regularnie brałem udział wraz z Tatą. Przeszłość była dla niej zbyt bolesna aby ją wspominać.
P/w fakty można znaleźć w takich materiałach jak: " Sanitariuszki 27-ej Wołyńskiej Dywizji piechoty AK" - Janina Żmijewska- Maszkowska „dzwoneczek-Jagna” "Wspomnienia z Różyna" - Zbigniew Drela- "Wołanie z Wołynia" nr 3(118) maj-czerwiec 2014r.
"Pożoga" - Józef Turowski