Logo

Moje Kresy – Bogumiła Tymorek cz.1

Dzień 16 czerwca 1929 roku stał się dniem wiekopomnym, radosnym, głęboko zapisanym w mej pamięci i historii mego długiego przecież życia. Spotkało mnie w życiu wiele dobrego, jednak znacznie więcej krzywd wyrządzonych przez ludzi – banderowców związanych z OUN - UPA. Jednakże ten dzień, ta czerwcowa niedziela wspomnianego roku była dniem szczególnym. Od samego świtu krzątanina w domu rodzinnym, przygotowania związane z wyjściem do kościoła. Domownicy jak na swoje możliwości odświętnie ubrani, to przecież u Proroków dzień przyjęcia Sakramentu Pierwszej Komunii Świętej najstarszej córki Bogumiły. Tato Jan Prorok i mama Małgorzata zd. Wasilewska popędzają pozostałych domowników. Z kolonii Francuzy, konkretnie z przysiółka Dolina poprzez Krzemieniec Mały niedaleko do parafialnego kościoła Przemienienia Pańskiego w Rożyszczach powiat Łuck niedaleko. W miasteczku obok stacji kolejowej przechodzimy przez torowisko i już stajemy pod kościołem.

Ksiądz wikary- katecheta wraz z siostrami zakonnymi ustawiają dość pokaźną grupę dzieci z całej parafii i wprowadzają do kościoła. Wszystkie dzieci komunijne stoją parami pośrodku kościoła, rodzice, chrzestni i zaproszeni goście siedzą w kościelnych ławach. Uroczystą eucharystię celebruje ksiądz proboszcz Jerzy Zwoliński, wiekowy już kapłan. Po tej przepięknej dla mnie uroczystości spotyka mnie nie lada zaszczyt. Zostałam przez księdza proboszcza wyznaczona razem z dwoma innymi koleżankami do przywitania Pana Prezydenta Najjaśniejszej Rzeczypospolitej Ignacego Mościckiego. W pobliskiej Kopaczówce leżącej przy głównym trakcie Kowel – Łuck, ubrana w strój komunijny mam kwiatami witać głowę naszego Państwa. Potem tato długo opowiadał mi, że centralne i wołyńskie gazety od dawna rozpisywały się o tej wizycie, gdyż wizyta Prezydenta na tym ternie, to było nie lada jakie wydarzenie. W sobotę 15 czerwca 1929 roku punktualnie o godzinie piętnastej Pan Prezydent Rzeczypospolitej wraz z orszakiem przybył na granicę województwa wołyńskiego do Mokran. W bramie triumfalnej powitali głowę państwa wojewoda wołyński Henryk Józewski oraz nowo mianowany dowódca Okręgu Korpusu Nr II z siedzibą w Lublinie gen. brygady Stanisław Taczak. Wojewoda przedstawił Panu Prezydentowi oczekujących go przedstawicieli władz. Następnie  przemówili dwaj posłowie – Joachim Wołoszynowski (ziemianin) i Bogusławski serdecznie witając Prezydenta Mościckiego na gościnnej ziemi wołyńskiej. Poseł Bogusławski, składając po ukraińsku hołd głowie państwa w imieniu ludności ukraińskiej nawiązał do tradycji dawnej Rzeczypospolitej, której wybitni Ukraińcy byli jej wiernymi synami. Okoliczna ludność witała Pana Prezydenta z entuzjazmem. By nie przedłużać ceremonii powitalnej, Prezydent Mościcki ruszył w kierunku swego auta, gestem ręki zapraszając do niego wojewodę Józewskiego i ruszyli w dalszą drogę. W piękny poleskim lesie kilka kilometrów od Mokran leśnicy wznieśli sosnową altanę, gdzie wojewoda podejmował Pana Prezydenta śniadaniem. Od momentu wjazdu Prezydenta Mościckiego na nasze tereny i potem w ciągu jego dalszej podróży po całym Wołyniu, aż nadto widoczne było, że Wołyniacy bez względu na narodowość, starali się godnie przywitać Pana Prezydenta i złożyć hołd Najwyższemu Dostojnikowi Rzeczypospolitej. Na Wołyniu mieszkali przecież Ukraińcy, Niemcy, Czesi, Rusini, Żydzi i inne mniejsze grupy narodowościowe. Duchowieństwo bez mała wszystkich wyznań wychodziło na spotkanie z przejeżdżającym orszakiem prezydenckim.

/ (od lewej) Bogumiła z mężem Michałem i jego siostrą Janiną Tymorek

Na każdej bramie triumfalnej witano dostojnego gościa chlebem i solą. Pan Prezydent pomimo utrudzenia podróżą żywo interesował się miejscowymi problemami, rozmawiając o tym z przedstawicielami ludności. Nie inaczej było w naszej Kopaczówce gmina Rożyszcze w te niedzielne popołudnie. Tłumy ludzi z najdalszych nawet stron podążały w kierunku bramy powitalnej, by na własne oczy zobaczyć Prezydenta Ignacego Mościckiego. Na długo przed przyjazdem staliśmy w tym tłumie oczekując na przyjazd dostojnego gościa. Opóźnienie przyjazdu spowodowane było dłuższymi powitaniami w Kołodeżnie gmina Lubitów i Hołobach powiat Kowel. Wreszcie na drodze idącej z Kowla ujrzeliśmy obłoki kurzu i na prostej ukazał się sznur samochodów. Prezydent Mościcki wysiadł z samochodu, podszedł do nas. Koleżanka powiedziała krótki wiersz powitalny, drżącymi rączkami wręczyłam kwiaty Panu Prezydentowi, odebrał je asystent jednocześnie dając nam upominki w postaci słodyczy. Prezydent witał się z gospodarzami prowadząc jednocześnie rozmowy. Wizyta nie trwała długo bowiem świta prezydencka skierowała go zaraz w stronę oczekujących samochodów. Ruszyli  na południe w stronę Łucka. Po drodze zatrzymał się jeszcze w Kniaźniku, gdzie oczekiwała go niezwykle efektownie i bogato ubrana delegacja czeskiej kolonii. Na bramie triumfalnej widniał napis w języku czeskim „Vitame”. Skąd u nas na Wołyniu pojawili się ludzie z Czech? Czesi na Wołyniu pojawili się z biedy.

/ Rożyszcze,Zakład Fotograficzny Ch.Szuster 1938 Bogumiła (stoi) z kuzynkami Zuzan-ną i Dominiką Wasilewską

W Polsce i w Czechach XIX – wieczna emigracja zarobkowa była zjawiskiem powszechnym. Rosyjski car Aleksander II stworzył bardzo dogodne warunki do kupowania ziemi na terenach Wołynia dla emigrantów z Czech i Niemiec. W ten sposób przybyło do nas prawie 16 tysięcy czeskich osiedleńców. Dzisiaj także mają swoje wielkie święto, witają Prezydenta Rzeczypospolitej. Czesi są wzorowymi rolnikami, lepszymi niż Niemcy zamieszkujący w większości nasze Rożyszcze. Czeskie domy otoczone są pięknymi sadami, odznaczają się czystością i zamożnością. Budują duże domy o bogatsze niż nasze, stoją pośród sadów i kwiatów. Budynki gospodarskie murowane kryte dachówką lub blachą. W każdej czeskiej kolonii tradycyjnie stoi przyzwoita gospoda, dom ludowy i szkoła z czeskimi nauczycielami. Jednym z języków których uczą się czeskie dzieci jest język czeski. Przykładem takiej gospodarnej wsi leżącej opodal naszych Francuzów jest Użowa. Siedzibą naszej gminy było Rożyszcze, które nie wchodziło w jej skład stanowiąc odrębną gminę miejską. W okresie międzywojennym gmina Rożyszcze należała do powiatu łuckiego w woj. wołyńskim. Według stanu z dnia 4 stycznia 1936 roku gmina składała się aż z 50 gromad. W jej skład wchodziły wsie, kolonie, futory i folwarki, było ich w sumie ponad 100. Była to jedna z największych gmin, największego na Wołyniu powiatu łuckiego. Do dużych wsi w gminie należały: Baszowa, Dubiszcze, Jurydyka, Kopaczówka, Kozin, Liniówka, Mylsk, Nawóz, Perespa, Rudnia, Użowa, Wiszenki, Żołobów. Prawdopodobnie wieczorem na rogatkach miasta Pan Prezydent Mościcki został powitany przez przedstawicieli miasta Łucka. W naszej pamięci i tutejszych kronikach zapisał się fakt, że różni ludzie zamieszkujący rubieże Rzeczypospolitej, bardzo mocno związani z tą rodzinną ziemią, więzami tak silnymi, iż zerwać ich nie zdołała przeszło stu letnia przemoc rozbiorców. Pozostała wierna polskiej racji stanu, nakazującej tolerancję wobec innych narodowości, posługująca się różnymi językami, wyznająca różne religie. Ta zróżnicowana ludność zamanifestowała wydaje mi się w sposób przekonujący, że nic ją nie dzieli i pozostaje z Polską z którą dzieliła do tej pory różne losy. Po 10 dniach pobytu Prezydent Mościcki opuścił gościnną ziemię wołyńską. Do kolonii Francuzy wróciło codzienne życie wypełnione pracą na roli i w oborze. Dla nas dzieci nadeszły upragnione wakacje, odpoczynek od nauki, ale nie od pomocy rodzicom na gospodarstwie. Rodzice zbytnio nie gonili mnie do roboty, gdyż byłam ich oczkiem w głowie, zwłaszcza dziadka Kazimierza – ojca mojej mamy. Troska o mnie, by czasami nic mi się nie stało, wynikała z obawy o moje zdrowie. Wcześniej zmarło troje mojego starszego rodzeństwa. Brat Michał, potem Józefa ( miała 15 lat, gdy odeszła do wieczności) i siostra Stasia. Ta ostatnia zmarła w dość dziwnych okolicznościach. W szkole w Krzemieńcu Starym na zajęciach lekcyjnych cała klasa bawiła się w gąsiora. Siostra biegnąc na końcu tego węża z rozpędu uderzyła o betonową przeszkodę i upadła. Najwidoczniej odniosła jakieś wewnętrzne obrażenia, bo po dwóch tygodniach pobytu w domu zmarła. To była kolejna tragedia w naszym rodzinnym domu.

c.d.n.

Wspomnień wysłuchał: Eugeniusz Szewczuk

Osoby pragnące dowiedzieć  się czegoś więcej o życiu na Kresach, nabyć moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.