Logo

W lasach Szackich

 Autobus pokonywał zniszczoną i dziurawą szosę. Trzęsło tak niemiłosiernie, że nawet mowy nie było o zdrzemnięciu się. Spojrzałem na lewo, na północ. Tam za Prypecią, około 40 km od Lubomla, wśród poleskich bagien rozciągał się kompleks lasów szackich. Tam, po wyjściu z okrążenia mieliśmy odpocząć.  
Po stoczeniu boju pod Sokołem oddziały dywizji zatrzymały się na noc w lesie 4 km na południowy wschód od Smolar Rogowych. W rejonie tym stacjonowały sowieckie oddziały partyzanckie ze zgrupowania Iwanowa, z którymi w ciągu nocy nawiązano łączność. O świcie 22 kwietnia dywizja przeszła do rejonu Smolar Stoleńskich. Tu zarządzono odpoczynek. Rozpoznanie terenu nie stwierdziło obecności większych sił niemieckich w tym rejonie. Tylko trakt Luboml - Szack był systematycznie patrolowany. Zamierzano zatem zatrzymać się tu na kilka dni.

Ale już 23 kwietnia patrol węgierski wychodząc z Szacka przez Smolary Świtaskie, zbliżył się do naszego ubezpieczenia na północnym skraju Smolar  Stoleńskich. Po krótkiej wymianie ognia patrol węgierski wycofał się. Działanie patrolu węgierskiego naprowadziło Niemców na ślad dywizji. Od rana 25 kwietnia rozpoczął się ostrzał artyleryjski miejscowości Smolary Stoleńskie, a jednocześnie piechota węgierska, wsparta czołgami, przypuściła atak na Smolary Świtaskie i Holadyn. Będący na ubezpieczeniu w Smolarach Świtaskich batalion „Korda” wycofał się w kierunku Smolar Stoleńskich. Nacierającego nieprzyjaciela od strony Holadyna powstrzymywał batalion „Gzymsa”. Biorąc pod uwagę skrajne wyczerpanie fizyczne żołnierzy walkami w okrążeniu i podczas przebijania się, dowództwo dywizji nie chciało uwikłać oddziały polskie w przedłużające się walki w tym rejonie i zdecydowało wycofać je na południe od Smolar Rogowych. Tu, po naradzie z dowództwem zgrupowania sowieckiej partyzantki, postanowiono przejść do lasów szackich.  Droga miała prowadzić przez Hupały, Pereszpę do Kruszyńca i stamtąd na północ do lasów szackich.
W nocy z 25 na 26 kwietnia oddziały dywizji rozpoczęły marsz w kierunku wschodnim. Minęły miejscowość Hupały oraz Pereszpę i zbliżyły się do traktu drogowego Luboml – Szack, po przekroczeniu którego kolumna maszerując przez tereny leśne i bagna osiągnęła miejscowość Kruszyniec i w lesie za tą miejscowością zatrzymała się na odpoczynek. W czasie postoju samoloty niemieckie bombardowały rejon lasu. Rano 28 kwietnia  kontynuowano marsz kierując się do lasów szackich. W miejscowości Wilica przekroczono Prypeć i zatrzymano się na postój. Następnego dnia podjęto dalszy marsz w kierunku północnym i osiągnięto kompleks lasów szackich.
Podczas przemarszu do lasów szackich w naszej kompanii, która maszerowała na czele kolumny zdarzył się nieszczęśliwy wypadek. Między Hupałami i Pereszpą na małym mostku wybuchła mina, założona przez działających w tym rejonie partyzantów sowieckich. Od wybuchu zginęli: Wanda Szurowska, jej brat Leonard Szurowski, Jadwiga Kutera i jej brat Romuald Kutera, a kilku żołnierzy odniosło rany. Dla mnie osobiście było to tragiczne przeżycie. Z wszystkimi łączyła mnie dawna przyjaźń, a z Wandą Szurowską i Romkiem Kuterą uczyliśmy się w 1939 r. w drugiej klasie Państwowego Gimnazjum im Mikołaja Kopernika we Włodzimierzu. W czasie okupacji często zatrzymywałem się przejazdem w domu państwa Szurowskich przy ul J. Piłsudskiego, zawsze byłem gościnnie przyjmowany przez matkę i Wandę, podtrzymywany na duchu w chwilach zwątpienia i załamania. Nie mogliśmy się zatrzymać i  pochować ofiary, musieliśmy kontynuować marsz i ubezpieczać oddziały dywizji, aby kolumna mogła bezpiecznie przejść przez kontrolowaną szosę Luboml – Szack. Pochowani zostali następnego dnia przez miejscową ludność.
W lasach szackich postanowiono pozostać dłużej, aby dać odpoczynek zmęczonym oddziałom. Po ponad trzytygodniowych nieustannych walkach żołnierze byli bardzo zmęczeni i mało odporni psychicznie. Dywizja przebiła się z okrążenia tracąc broń ciężką, tabory z żywnością i sprzętem wojskowym oraz szpital polowy. Oddziały odczuwały brak żywności, amunicji oraz środków opatrunkowych i lekarstw. Wszystko to wywierało destruktywny wpływ na postawę żołnierzy. W tych warunkach każda podjęta walka prowadzona była z dużą ostrożnością, „miękko”. Zdawano sobie sprawę z tego, że dla rannego oznaczało to w zasadzie śmierć. Ranni stanowili duże obciążenie, bowiem ze względu na brak szpitala musieli pozostać w oddziałach i być niesieni przez żołnierzy.
Zasłużonego odpoczynku nie zaznaliśmy. Dywizja miała oderwać się od nieprzyjaciela, odpocząć w masywie lasów szackich, i wykonywać w dalszym ciągu zadania w ramach operacji „Burza” na wschód od Bugu, „tak długo, jak to będzie możliwe”. 1) Po przejściu do lasów szackich znaleźliśmy się na zapleczu frontu między pierwszą linią obrony niemieckiej przebiegającą od Wyżwy Nowej, wzdłuż rzeki Wyżewka do Ratna i dalej wzdłuż Prypeci, a drugą linią biegnącą od Szacka przez miejscowości: Piszcza, Ołtusz do Małoryty. Obecność tak dużej jednostki partyzanckiej w tym rejonie, liczącej prawie 4 tysiące ludzi, nie mogła być tolerowana przez Niemców. Od pierwszych dni naszego pobytu aktywnie działało lotnictwo rozpoznawcze nieprzyjaciela, patrolując rejon lasów szackich. Tak więc oczekiwanego spokoju nie było. Liczne patrole niemieckie i węgierskie prowadziły ożywioną działalność, dążąc do odcięcia naszych oddziałów od miejscowych źródeł zaopatrzenia w żywność, której nam brakowało.
Do obszaru między Wyżewką i Bugiem na południe od lasów szackich przybywało coraz więcej jednostek niemieckich i węgierskich. Pierścień nieprzyjacielski wokół lasów szackich coraz bardziej zacieśniał się. 18 maja 1944 r. Niemcy rozpoczęli na szeroką skalę operację  zmierzającą do likwidacji naszych oddziałów. Po kilkudniowych ciężkich walkach, oddziały dywizji, po raz drugi przebiły się z okrążenia, i przez lasy i błota poleskie podążały ku przeprawie na Prypeci. Ale to już inna opowieść.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.