Logo

Moje Kresy Michał Raczyński. cz.3

 / Karol Raczyński - stryj Michała

Mój ojciec Stanisław Raczyński miał starszego brata Karola. Wcześniej wspominałem o linii kolejowej Wygnanka – Iwanie Puste biegnącej w pobliżu naszej wsi w kierunku Jezierzan. Żona naczelnika stacji w Jezierzanach zatrudniła u siebie do opieki nad jej dzieckiem żonę stryja Karola - Helenę, starszą siostrę mojej mamy. Zawiązały się pierwsze znajomości rodzinne. Naczelnik z Jezierzan zatrudnił na kolei Karola i widząc w nim dobrego i odpowiedzialnego pracownika, wysłał stryja ma kurs kolejowy. W taki oto sposób stryj Karol został torowym na kolei. Dostał 10 ludzi i stał się prawdziwym kolejarzem. Pracować na kolei i być kolejarzem to przed wojną zaszczyt, także podstawa dobrego wynagrodzenia. Do pełni szczęścia stryjowi brakowało potomstwa, dzieci nie mieli. Ciocia Helena wzięła więc do siebie młodszą siostrę Marię, by razem z nimi zamieszkała i przynajmniej w jakiś sposób wypełniała lukę spowodowaną bezdzietnością. Brat bratu zaczął pomagać, więc Karol podsyłał drobne roboty memu ojcu i tak powoli młodszy brat Karola znalazł zatrudnienie na kolei. Ojciec był zapraszany do domu bratowej i tam poznał moją mamę Marię. Szczęśliwym finałem tej znajomości był ślub obojga młodych w parafialnym kościele św. Anny w Jezierzanach.

Proboszczem parafii był ksiądz dziekan Władysław Bigos. Ówczesna parafia w Jezierzanach obejmowała następujące osady z powiatu borszczowskiego: dwór i wieś Dawidkowce i Dębówka, folwark Dobranówka, osada Grabowiec i Jezierzanka, dwór i miasto Jezierzany, dwór i wieś Kolędziany, wieś i folwark Konstancja, osada Merława i Młynki, dwór i wieś Piłatkowce, gajówka Rzepaki, przysiółek Słobódka, dwór i wieś Tarnawka, Zalesie, Zielińce i Zwiahel. Była też unicka parafia św. Bazylego w Piłatkowcach obejmująca 11 osad, w tym wieś Zielińce. Sama miejscowość Jezierzany była kiedyś królewszczyzną, a po zaborze kraju rząd austriacki sprzedał majątek Sewerynowi Rzewuskiemu, hetmanowi wielkiemu koronnemu. Po nim majątek odziedziczył Wacław Rzewuski, a jego syn hr Leon Rzewuski sprzedał księciu Leonowi Sapiesze, dziedzicowi z Bilcze Złote, bratu Pawła (senior) Sapiehy. W Jezierzanach oprócz naszej świątyni i grekokatolickiej cerkwi był też klasztor misjonarzy, poczta, telegraf i telefon. Targi bydlęce i nierogacizny odbywały się co tydzień w środę. Niewielkie miasteczko liczyło nie więcej niż 2300 mieszkańców. Dwaj kolejarze, bracia Karol i Stanisław Raczyńscy wybudowali piękny dom na rogatkach w Zielińcach. Miejsce było dogodne, bowiem od wiatru i chłodu z jednej strony dom chroniła skała przy niewielkim wzniesieniu. Dom bliźniak, tak obecnie mówi się, jednakże przed wojną większość rodzin tak mieszkała. Z jednej strony stryj Karol z ciocią Heleną, z drugiej tato z mamą. Urodziłem się w tym pięknym domu w 1923 roku. Po mnie w 1935 roku urodziła się jeszcze siostra Bogusława i brat Mieczysław w 1939 roku. Nasza jedyna siostra zmarła z nieznanych mi przyczyn, jeszcze w tym samym roku, mając zaledwie 8 miesięcy. We wrześniu 1930 roku zacząłem swoją edukację szkolną w Zielińcach. Szkoła powszechna była 5 klasowa, uczyła mnie pani Sochacka. Kierownikiem szkoły był Ukrainiec Wasyl Babij, o którym już wcześniej wspominałem. Byłem bardzo pojętnym uczniem, zwłaszcza w rachunkach, co uwidoczniło się już znacznie później w dorosłym życiu, lubując się w prowadzeniu ksiąg finansowych. Szybko nauczyłem się wszystkich modlitw z katechizmu i jako ulubieniec księdza katechety, zostałem dopuszczony w pierwszej klasie szkoły powszechnej do przyjęcia sakramentu pierwszej komunii świętej. Moja Pierwsza Komunia Święta odbyła się w czerwcu 1931 roku w kościele parafialnym św. Anny w Jezierzanach, w tym samym w którym moje rodzice zawarli związek małżeński. Religii uczył i do komunii  świętej przygotowywał nas ksiądz katecheta Stanisław Koczar. W nagrodę za nauki kościelne dostąpiłem zaszczytu służenia Bogu do mszy świętej w kościele filialnym w Piłatkowcach, do którego mieliśmy znacznie bliżej (około kilometra), gdyż do kościoła w Jezierzanach mieliśmy około 3 kilometrów. Ksiądz Stanisław Koczar obsługiwał kościoły filialne w Piłatkowcach, Tarnawce i Zielińcach, odprawiając w nich msze święte i ucząc religii w szkołach. W naszej drewnianej kaplicy w Zielińcu ksiądz Stanisław rzadko odprawiał mszę świętą, tylko z okazji większych świąt kościelnych – Bożego Narodzenia i Zmartwychwstania Pańskiego. Bardzo lubiłem uczestniczyć w nabożeństwach majowych zwanych majówkami, odprawiane przez kobiety z naszej wsi. Ksiądz Stanisław Koczar po wojnie, w latach 1945 – 1956 był proboszczem parafii Trójcy Świętej w Starym Grodkowie. Drugim katechetą był ksiądz Paweł Rudner, syn ślusarza – kolejarza, wyświęcony w Krakowie w 1934 roku. Po wojnie posługę duszpasterską sprawował także w diecezji opolskiej, obejmując stanowiska katechety, a potem proboszcza parafii Wielowieś. Ksiądz Paweł Rudner zmarł 20 kwietnia 1984 roku ( 1905 – 1984 ) i pochowany jest na wielowiejskim cmentarzu tuż przy drodze prowadzącej do kaplicy cmentarnej.

/ Od lewej - Petrinka Lewicka zd.Koźmenko, Szczepan Raczyński i Maria Raczyńska zd. Koźmenko - mama Michała

Gdybym urodził się dwa lata wcześniej, zapewne byłby powołany do wojska i brał udział w kampanii wrześniowej w 1939 roku, a tak byłem dorastającym młodzieńcem. Po ukończeniu szkoły powszechnej brakowało odpowiedniego dla mnie zajęcia. Pomagałem więc mamie przy niewielkim gospodarstwie i ojcu w jego robotach na kolei. Siedemnastoletniego młodzieńca zastał wybuch drugiej wojny światowej. Zacząłem rozglądać się za czymś konkretnym, musiałem i chciałem zdobyć jakiś zawód, łatwo nie było. W Zielińcach Polacy mieszkali razem z Ukraińcami i Żydami. Wśród nas mieszkały rodziny ukraińskie Ryzak, Wilk, Hawryszok, Mucha. Wszyscy żyli w absolutnej zgodzie i ogólnym ładzie sąsiedzkim. Rodziny żydowskie pobudowały się na końcu wsi w kierunku Piłatkowic, mieszkał tam między innymi Berkow i Syndor.  Berkowowie mieli sklep w którym można było kupić przysłowiowe widły i powidły, a więc to co jest potrzebne chłopu na gospodarstwie i do prac polowych, także naftę do oświetlenia izb. Natomiast senior rodu Syndor miał karczmę z wyszynkiem. Abram, tak nazywaliśmy Abrahama najstarszego syna Berkowa, ożenił się z moją koleżanką z klasy – Klarą, córką karczmarza Syndora. W 1941 roku w wyniku napaści hitlerowskich Niemiec na Rosję Sowiecką, ci ostatni uciekli na wschód i przyszli Niemcy. Skończyła się sielanka u Żydów, gdyż Hitler w pierwszej kolejności postanowił ten naród unicestwić. Większość ludności żydowskiej została zamknięta w gettach, wywieziona do obozów koncentracyjnych i stracona. Dziwnym trafem inwentarz żywy jakie stanowiły konie i bydło, zaraz po zniknięciu Żydów w Zielińcach i innych pobliskich miejscowościach, znalazł się w rękach i na obejściach gospodarskich u Ukraińców. Każdy gospodarz w naszej wsi widział i znał jak wyglądał koń Berkowa, czy krowa Syndora, bo dziesiątki razy przechodziły przez wieś na pastwisko, czy jadąc w kierunku Borszczowa. Raptem Ryzak jechał koniem Syndora, Hawryszok jak nigdy nic pędził  jako swoje na pastwisko krowy Berkowa. Co ? koń czy krowa odwiązała się z łańcucha w oborze i sama poszła na posesję do Ukraińca. Nastał terror najpierw Niemców, potem Ukraińców, bowiem tu i ówdzie zaczęły pojawiać się głosy o banderowskich mordach. Powszechnie było wiadomo, że mordują Polaków na Wołyniu. Słyszeliśmy również o mordowaniu rodzin polskich na naszym Podolu, lecz to działo się gdzieś dalej, poza naszą wsią. Potem już tylko od naszych sąsiadów Ukraińców słyszeliśmy, jakie mieli do nas Polaków pretensje. Jak myśmy ich gnębili ! To znaczy, jak gnębiła ich Polszcza. Oni w tej Polszczy byli tylko chamami i podludźmi, ale nadszedł czas rozrachunku – krzyczeli nam w twarz. Byłem oburzony, lecz wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z powagi sytuacji. Czas uciekał, posuwał się do przodu, trwała wojna, mnie groziło wywiezienie na przymusowe roboty do Niemiec, gdyż nie pracowałem i nie miałem konkretnego zawodu. W końcu trafiłem do wsi Łanowce, do ukraińskiego krawca Piotra Krysaka, zacząłem uczyć się zawodu krawieckiego. Byłem jednym z trzech uczniów – czeladników przyjętych przez właściciela pracowni krawieckiej. W mig pojąłem o co chodzi w tym fachu i szybko zdobyłem sympatię ukraińskiej rodziny. Szef najbardziej mnie lubił i zlecał wykonywanie wszelkich prac, które wymagały zręczności. Służył mi radą i mówił jak mam to dokładnie zrobić. Gdy w pracowni krawieckiej zjawiał się lepszy i bogatszy jegomość, ja mu zawsze asystowałem i majster zlecał mi do wykonania jego zamówienie. Krawiec miał córkę jedynaczkę – Bogusławę. W końcu doszło do tego, nie mając swego następcy, chciał abym koniecznie się z nią ożenił. Miałem dopiero 20 lat, a córka majstra – Ukraińca, była śliczna i sympatyczna, wyglądała jak z obrazka. Jak to mówią mężczyźni miała na sobie wszystko, i … cóż miałem zrobić ? O, już słyszę podpowiedzi !

/ Kościól filialny w Piłatkowcach

Ze względu na to, że do domu rodzinnego miałem 6 kilometrów i późno kończyłem wszelkie prace krawieckie, wikt i nocleg miałem na miejscu w Łanowcach. Kiedy w każdą sobotę wracałem do domu w Zielińcach, Bogusia wyprowadzała mnie za wieś, daleko w pole. Doszło już do tego, że rozzuchwalona ukraińska dzieciarnia rzucała za mną kamieniami wiedząc, że jestem Polakiem. W drodze do domu musiałem jeszcze przejść przez  wieś Kozaczyzna, dalej polami wejść na długi most kolejowy ( 230 m długości, 22 m wysokości ) na Niczławie i tak dotrzeć do rodzinnej wsi. Pewnego dnia będąc tradycyjnie odprowadzany zapytałem ją wprost – co ty byś Bogusiu zrobiła, gdyby teraz na nas napadli grasujący wszędzie banderowcy? Polna droga, krzaki, pusto i ciemno, wokół pełno śniegu, zaspy i my. Co, na nas napadli banderowcy? Popatrz! O mało nie narobiłem w spodnie, tak się wystraszyłem, zrobiło mi się gorąco pomimo mroźnego styczniowego wieczoru. Widzisz? Oni by na nas napadli, a to po co? Za pazuchą zobaczyłem pistolet.                                                                                                               
Za każdym razem Bogusia odprowadzała mnie za wieś, potem nawet wychodziła po mnie, gdyż bałem się, że na mnie napadną w drodze do Łanowców. W kolejną sobotę, ona nie wiedząc o tym, że idziemy ostatni raz w stronę Zieliniec, tradycyjnie pożegnała mnie machając na pożegnanie, nocowałem już w domu. Rano skoro świt w niedzielę przylatuje do naszego domu bardzo zdenerwowany sąsiad Muszyński, cały trzęsący się jakby z zimna. Wyszli z ojcem na korytarz i chwilę rozmawiali. Po wyjściu sąsiada zmartwiony ojciec mówi coś w tajemnicy do mamy. Patrzę i czuję, że coś tu nie tak, tato mówi wreszcie. Dzisiejszej nocy z soboty na niedzielę 12/13 lutego 1944 roku banderowcy wymordowali w Łanowcach część wsi zamieszkałej przez Polaków, zwaną Szlachta. Pyta mnie jak wracałem. Jak zwykle Bogusia odprowadziła mnie i w drodze powrotnej nic groźnego nie widziałem.                                                                                                                                Jak relacjonowali bezpośredni świadkowie tej strasznej tragedii – to po prostu była niesamowita rzeź. Gdy tylko nastał poranek, od strony Szlachty czuć było niesamowity smród i odór dopalających się domów i zabudowań gospodarczych. „W kierunku Szlachty biegli ludzie z Pomiarek. Szlachta horyt ( Szlachta pali się). Słychać było głośny płacz kobiet i przeraźliwe wycie psów.”


C.d.n.
Wspomnień wysłuchał: Eugeniusz Szewczuk                                                                

Osoby pragnące dowiedzieć  się czegoś więcej o życiu na Kresach, nabyć   moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.      

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.