Logo

Moje Kresy Michał Raczyński cz.1

Statystyczny, przeciętny Polak bez żadnego wysiłku myślowego jest w stanie podać liczne przykłady bohaterskiej postawy polskiego żołnierza w czasie ostatniej wojny światowej. Przytoczy bohaterstwo Westerplatte i obrońców Warszawy, opowie o kampanii wrześniowej 1939 roku i bitwie nad Bzurą. Wiele powie o żołnierzach walczących pod Narwikiem i Tobrukiem, o lotnikach z Dywizjonu 302 i 303, zdobyciu Monte Cassino i Powstaniu Warszawskim oraz o przełamaniu Wału Pomorskiego. Jednak niewielu moich rodaków, zwłaszcza młodzież, wie jak wyglądał prawdziwy obraz bitwy pod Budziszynem  stoczonej wiosną 1945 roku. Jednej z największych batalii z udziałem polskiego żołnierza oraz okoliczności śmierci prawie 8 tysięcy bohaterskich żołnierzy Wojska Polskiego. 16 kwietnia 1945 roku rozpoczęła się wielka operacja berlińska mająca na celu ostateczne zniszczenie hitlerowskiej potęgi. Berlińska operacja 1 Frontu Ukraińskiego w skład którego weszły do boju oddziały 2 Armii Wojska Polskiego. 2 Armii podporządkowano też 1 Korpus Pancerny WP, którego byłem żołnierzem.

Trzon tej niezwykłej operacji stanowiło: pięć dywizji piechoty, dywizja artylerii przeciwlotniczej, 2 brygady artylerii przeciwpancernej, brygada saperów; pułki: ciężkich czołgów, dział pancernych, moździerzy; jednostek transportu i łączności. Dla laików wojskowych podam że, na jedną dywizję piechoty składało się 3 pułki po minimum 2800 żołnierzy, pułk artylerii lekkiej (1022), samodzielny szkolny batalion piechoty – strzelecki ( 420 ), samodzielny dywizjon artylerii przeciwpancernej ( 220 ), samodzielna kompania zwiadowcza ( 165 żołnierzy), itd. W skład 1 Frontu, oprócz mojego 1 korpusu pancernego wchodziła jeszcze 2 dywizja artylerii, a nawet jednostki sowieckie: 16 brygada pancerna i 98 pułk artylerii rakietowej, wyposażony w popularne katiusze. Jednostka była uzbrojona w dwadzieścia wyrzutni M-13 z rakietami kaliber 132 mm i cztery wyrzutnie M-8 z rakietami kaliber 82 mm. Dawało to nam razem bez mała 90.000 żołnierzy, 521 czołgów i pojazdów pancernych, 1736 dział. Większość naszej armii stanowili Polacy, pozostali to inne narodowości takie jak: Białorusini, Ukraińcy i Żydzi. Dowódca 1 Frontu Ukraińskiego, marszałek Iwan Koniew postawił przed 2 Armią WP wydawać by się mogło, wcale nietrudne zadanie. Mieliśmy nacierać powyżej Zgorzelca w kierunku na Niesky (Łużyce), Kleinwelka i Drezno. Jednak priorytetem było osłonięcie działań całego Frontu od południa. Dowódca 2 Armii gen. Karol Świerczewski, który nigdy wcześniej nie dowodził związkiem operacyjnym na szczeblu armii, czy choćby nawet korpusu, pragnąc zapewne większej chwały polskiego żołnierza, nakazał zajęcie Drezna już w drugim dniu naszej ofensywy, nie spodziewając się niemieckiej kontrofensywy. Nadrzędnym celem hitlerowskiego natarcia było odciągnięcie jak największych sił z głównego kierunku sowieckiego natarcia, czyli Berlina. Na więcej nie pozwalały ograniczone środki jakimi dysponowali Niemcy. Oddziały hitlerowskie , w ich szeregach nie brakowało elitarnych jednostek: Dywizji Grenadierów Pancernych „Brandenburg”, 1 Dywizji Spadochronowo – Pancernej „Herman Goering”, 2 dywizji „Grenadierów Pancernych „Herman Goering”, 20 Dywizji Pancernej, 2 i 10 Dywizji Pancernych SS oraz sformowana o dziwo w sowieckich jeńców wojennych 600 dywizja piechoty „Rosyjska nr 1”. Niemieckie oddziały liczyły prawie 50 tysięcy żołnierzy, 300 czołgów, 600 dział. Ich pełna liczebność nie została ostatecznie całkowicie rozpoznana przez szwankujący, przede wszystkim sowiecki zwiad. Formacje te, chociaż ustępowały nam liczebnością i siła ognia, przeważały nas jak się niebawem przekonaliśmy wyszkoleniem, kompetencją i doświadczeniem kadry dowódczej. Różnica w wyszkoleniu i współdziałaniu z innymi formacjami po obu stronach była kolosalna. Wszystkie nasze stanowiska dowódcze, począwszy od szczebla batalionu wzwyż, obsadzone były oddelegowanymi oficerami sowieckimi. Sowieci w polskich mundurach stanowili większość kadry oficerskiej 2 Armii Wojska Polskiego, a ich kwalifikacje  były mocno zróżnicowane. Jedno nas tylko różniło od Niemców - hart, waleczność i męstwo polskiego żołnierza. Pierwotna myśl naszego dowództwa, by z marszu przeć w kierunku Drezna, przyniosła na początku wymierne efekty. Mimo zaciekłego oporu Niemców dokonaliśmy głębokiego wyłomu w hitlerowskiej obronie. Jednakże nasze dowództwo chyba zbagatelizowało doniesienia o  niemieckim kontruderzeniu na sowiecką 52 Armię, walczącej na naszym południowym skrzydle. Nieprzyjacielskie oddziały pancerne idące z odsieczą Berlinowi, doskonale dowodzone, korzystając z dobrego rozpoznania wbiły się klinem pomiędzy polskie jednostki. Nasze oddziały 2 Armii zostały przedzielone na pół i główne siły szybko znalazły się w okrążeniu. Mój 1 korpus pancerny zamiast być skierowany do pomocy zagrożonym jednostkom, otrzymał rozkaz natarcia na Drezno. Przerwane zostały linie zaopatrzenia, zaczęło brakować amunicji, przede wszystkim paliwa dla czołgów. Za plecami i dosłownie przed oczami mieliśmy już tylko wroga. W owym czasie byłem już zastępcą dowódcy zwiadu 15 batalionu saperów, w stopniu chorążego. Otrzymaliśmy niezwykle ważne zadanie prowadzenia obserwacji i ubezpieczania przedpola walk toczących się na południe od Drezna. Mieliśmy wykryć stanowiska artylerii przeciwnika i bazę jego grupy rozpoznawczej, gdyż ta dawała się nam szczególnie we znaki w ostatnich godzinach walk. Swój punk obserwacyjny mieliśmy pod niewielkim nasypem. Prowadziłem obserwację wspólnie z moimi kolegami których poznałem w ubiegłym roku podczas pierwszego szkolenia wojskowego w Berdyczowie. Zwiad stanowili: chor.

/ Mama Michała - Maria Raczyńska zd.Koźmenko

/ Brat Michała Mieczysław z ojcem Stanisławem Raczyńskim

Michał Raczyński, pochodzący z Zieliniec powiat Borszczów – lat 22, szer. J. Banach z Borszczowa, mający wówczas około 50 lat oraz szer. Kazimierz Kulczycki s. Antoniego z Zabłotówki powiat Borszczów, województwo tarnopolskie – lat 24. W tym momencie na przedpolu nie działo się nic szczególnego, działa ucichły. Po chwili od strony niemieckiej nadleciał niewielki samolot. W pierwszym momencie nikt z nas nie przywiązywał zbytniej uwagi do lecącego samolotu. Jednakże, gdy samolot zatoczył koło, obniżył lot i puścił serię z karabinu w naszą stronę, dopiero wtedy poczuliśmy grożące nam niebezpieczeństwo. Focke – Wulf, zwany przez Niemców Stosser – krogulec, taki niewielki nazwany przez nas „kukuruźnik”, powtórnie przeleciał nad nami rażąc ogniem z pokładowego karabinu maszynowego. Najwidoczniej w świecie używany był do lotu rozpoznawczego, zauważył nieprzyjacielski punk zwiadowczy i postanowił nas zlikwidować. Nie mieliśmy żadnej możliwości ucieczki bądź wycofania się w bardziej dogodne do ukrycia miejsce. Niemiecki pilot powtórnie zawrócił maszynę i powtórzył ostrzał naszych pozycji. Wpakował w nas cały chyba zapas pokładowej amunicji, prosiłem tylko Boga, aby to już się skończyło. Kule świstały z każdej strony, mokra jeszcze o tej porze roku ziemia rozbryzgiwała się na wszystkie strony. Kolejnego nawrotu już nie było, odleciał tam skąd przybył. Natychmiast z szer. Banachem podrywamy się z miejsca, by zmienić miejsce w razie ewentualnego kolejnego ataku z powietrza. Kazik wstawaj – krzyczę do Kulczyckiego, dając mu tym samym rozkaz do odwrotu. Szeregowy Kazik nie zrywa się, jedynie skulony w pół zaczyna coś grzebać przy swojej nodze. Okazało się, że plecy ma poranione w kilku miejscach, znacznie gorzej wyglądała jego stopa. Chłopaki u mnie już po wojnie – rzekł tylko. Zerwałem się na równe nogi, gdyż w oddali zobaczyłem wojskowy gazik poruszający się po pobliskiej drodze. Jechało nim dwóch sowieckich oficerów, mamy rannego wykrzyknąłem. Давай – odpowiedział jeden z nich, zabrali go do najbliższego szpitala polowego. Za waleczność wykazaną na polu bitewnym szer. Kazimierz Kulczycki z Zabłotówki k. Borszczowa w dniu 4 maja 1945 roku odznaczony został Krzyżem Walecznych, potem Medalem za udział w walkach o Berlin, srebrnym Medalem Zasłużony na Polu Chwały. Powróciliśmy z działań zwiadowczych do sztabu i zameldowałem dowódcy mjr Dąbkowi o wykonaniu rozkazu. Poszło nas trzech, wróciło dwóch. Co z trzecim, zapytał dowódca?, został ranny – odparłem. Po wojnie Kazik Kulczycki odnalazł swoich w Pępicach powiat Brzeg i tam też zamieszkał. Ożenił się z Marią Kordek, wychowali dwie córki. Rany odniesione na wojnie dawały się we znaki, chorował. Zdążył jeszcze odebrać przyznany mu Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, zmarł w 1975 roku.
To co nastąpiło potem pod Dreznem i Budziszynem, przypominało senny koszmar.

C.d.n.
Wspomnień wysłuchał:
Eugeniusz Szewczuk
Osoby pragnące dowiedzieć  się czegoś więcej o życiu na Kresach, nabyć   moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel. 607 565 427 lub e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.