Dzisiaj jest: 29 Marzec 2024        Imieniny: Wiktoryna, Cyryl, Eustachy
Moje Kresy – Anna  Muszczyńska cz.8 -ostatnia

Moje Kresy – Anna Muszczyńska cz.8 -ostatnia

W kilka dni później w niedzielę 20 lutego 1944 roku do Firlejowa zjechała liczna grupa niemieckiego wojska w granatowych mundurach, podjechali pod ukraińską cerkiew Zesłania Ducha Świętego. Wyprowadzili ludzi pod…

Readmore..

Wstyd mi za postawy moich ziomków, którzy powinni być sumieniem  narodu ukraińskiego.

Wstyd mi za postawy moich ziomków, którzy powinni być sumieniem narodu ukraińskiego.

/Elementarz "Bandera i ja" również tłumaczony na jęz. polski Miało być inaczej , jak zapowiadali Hołownia i Tusk, a jest jeszcze gorzej. W programie nauczania historii przygotowanym obecnie przez MEN,…

Readmore..

Plakaty upamiętniające ofiary ukraińskiego  ludobójstwa

Plakaty upamiętniające ofiary ukraińskiego ludobójstwa

Fundacja Wołyń Pamiętamy po raz kolejny przed 11 lipca w 2024 roku organizuje akcję wyklejania miejscowości plakatami upamiętniającymi Ofiary ukraińskiego ludobójstwa na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w latach 1939-1947.W…

Readmore..

ALEKSANDER SZUMAŃSKI  POLSKI POETA ZE LWOWA

ALEKSANDER SZUMAŃSKI POLSKI POETA ZE LWOWA

Autorzy Zbigniew Ringer,Jacek Trznadel, Bożena Rafalska "Lwowskie Spotkiania","Kurier Codzienny", Chicago, 'Radio Pomost" Arizona, "Wiadomości Polnijne" Johannesburg. WIERSZE PATRIOTYCZNE, MIŁOSNE, SATYRYCZNE, RELIGIJNE, , REFLEKSYJNE, BALLADY, TEKSTY PIOSENEK, STROFY O TEMATYCE LWOWSKIEJ…

Readmore..

Antypolska manifestacja w Lublinie – czytanie poezji  Tarasa Szewczenki

Antypolska manifestacja w Lublinie – czytanie poezji Tarasa Szewczenki

/ Członek Zarządu Fundacji Niepodległości Jan Fedirko Prezes Towarzystwa Ukraińskiego w Lublinie dr. Grzegorz Kuprianowicz oraz Andrij Saweneć sekretarz TU w dniu 9 marca 2024 r po raz kolejny zorganizowali…

Readmore..

Zmarł prof. Andrzej Lisowski urodzony w Lacku Wysokim na Grodzieńszczyźnie, żołnierz Armii Krajowej Okręgu Nowogródek.

Zmarł prof. Andrzej Lisowski urodzony w Lacku Wysokim na Grodzieńszczyźnie, żołnierz Armii Krajowej Okręgu Nowogródek.

/ Profesor Andrzej Lisowski, zdjęcie ze zbiorów syna Andrzeja Lisowskiego" Zmarł prof. Andrzej Lisowski urodzony w Lacku Wysokim na Grodzieńszczyźnie, żołnierz Armii Krajowej Okręgu Nowogródek, wybitny znawca górnictwa, wielki patriota.…

Readmore..

„Zbrodnia (wołyńska)  nie obciąża państwa  ukraińskiego!    Skandaliczna wypowiedź Kowala:”

„Zbrodnia (wołyńska) nie obciąża państwa ukraińskiego! Skandaliczna wypowiedź Kowala:”

Paweł Kowal, szef sejmowej komisji spraw zagranicznych w rozmowie z Interią powiedział, że: „zbrodnia (wołyńska) nie obciąża państwa ukraińskiego” i „państwo ukraińskie nie ma za wiele z rzezią wołyńską, bo…

Readmore..

MOJE ŻYCIE NIELEGALNE

MOJE ŻYCIE NIELEGALNE

Tytuł książki: "Moje życie nielegalne": Autor recenzji: Mirosław Szyłak-Szydłowski (2008-03-07) O księdzu Tadeuszu Isakowiczu-Zaleskim było ostatnimi czasy bardzo głośno ze względu na lustracyjne piekiełko, które zgotowali nam rządzący. Kuria bardzo…

Readmore..

Wierząc naiwnie, że pojednanie między narodami da się  zbudować na kłamstwie  i przemilczeniu

Wierząc naiwnie, że pojednanie między narodami da się zbudować na kłamstwie i przemilczeniu

Posłowie PiS zapowiadają wniosek o odwołanie Pawła Kowala z funkcji szefa sejmowej komisji spraw zagranicznych w związku z wypowiedzią nt. rzezi wołyńskiej –informuje dziennikarz Dorzeczy. Dlaczego tak późno. Paweł Kowal…

Readmore..

Pod wieżami Włodzimierza.  Ukraińcy 1943 – 1944

Pod wieżami Włodzimierza. Ukraińcy 1943 – 1944

Praca literacka i fotograficzna przy książce trwała kilka lat. Fotografie ze zbiorów bohaterów świadectw i ich rodzin pochodzą z całego XX wieku. Fotografie współczesne to efekt ponad czterdziestu podróży Autora…

Readmore..

230. rocznica Insurekcji  (powstania) kościuszkowskiego.

230. rocznica Insurekcji (powstania) kościuszkowskiego.

/ Autorstwa Franciszek Smuglewicz - www.mnp.art.pl, Domena publiczna, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=297290 Tadeusz Kościuszko, najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej w czasie insurekcji kościuszkowskiej, generał lejtnant wojska Rzeczypospolitej Obojga Narodów, generał major komenderujący w…

Readmore..

Setki tysięcy rodzin polskich wywożonych w czterech masowych deportacjach:  10 lutego, 13 kwietnia i 20 czerwca 1940 roku  oraz 21 czerwca 1941 roku na syberyjska tajgę i stepy Kazachstanu

Setki tysięcy rodzin polskich wywożonych w czterech masowych deportacjach: 10 lutego, 13 kwietnia i 20 czerwca 1940 roku oraz 21 czerwca 1941 roku na syberyjska tajgę i stepy Kazachstanu

W XVII wieku Andrzej Potocki, hetman polny koronny, rozbudował miasto Stanisławów i założył Akademię. Było to jak na owe czasy coś tak niezwykłego, że przejeżdżający przez Stanisławów w 1772 roku…

Readmore..

Nauczyciele na Kresach

Po Powstaniu Styczniowym na Ukrainie trzy prowincje w zaborze rosyjskim: Podole, Wołyń i Ukraina zostały obłożone specjalnym podatkiem z tytułu odszkodowania za zniszczenia w czasie działań wojennych , chociaż ich na tym terenie  nie było. Podatek ten był ściągany w ciągu siedmiu dni od otrzymania wezwania. Kto nie był w stanie zapłacić go w terminie, miał konfiskowany majątek. Władze carskie wprowadziły także zakaz sprzedaży ziemi Polakom, mogli kupować ją tylko Rosjanie. W sumie w ciągu kilkunastu lat po powstaniu , własność ziemska pozostająca w rękach polskich zmniejszyła się o 50 proc.

W okresie międzywojennym osadnictwo wojskowe i cywilne tych strat nie zdołało odrobić, pomimo tego było wykorzystywane w antypaństwowej agitacji politycznej. Biorąc pod uwagę całokształt prowadzonej w okresie międzywojennym parcelacji na rzecz ludności cywilnej, udział ludności prawosławnej w reformie okazywał się stosunkowo bliski odsetka ludności ukraińskiej w społeczeństwie województwa wołyńskiego. W latach 1921—1932, według danych przywołanych przez A. Krysińskiego, 71,6 proc. nabywców parcelowanej ziemi było wyznania prawosławnego. Katolicy w latach 1921—1932 stanowili 25,7 proc. ogólnej liczby nabywców parceli na Wołyniu.
W 1921 roku społeczeństwo województwa wołyńskiego tworzyły podstawowe grupy narodowościowe: Ukraińcy (1 134 tys.), Polacy (191 tys.), Żydzi (178 tys.), Niemcy (35 tys.), Czesi (ok. 25 tys.). Nie umiało czytać ani pisać 68,8 proc. ogółu ludności województwa w wieku powyżej 10 lat. Pod względem wskaźnika analfabetów województwo należało do obszarów, w których sytuacja była najgorsza w skali państwa polskiego, zaraz po Polesiu wyprzedzającym Wołyń o dwa punkty procentowe, a przed województwem wileńskim (58,3 proc.). W tej sytuacji oczywiste było oparcie administracji, szkolnictwa, instytucji gospodarczych na miejscowym ziemiaństwie i napływowej inteligencji. „Za największe osiągnięcie w dorobku państwa polskiego na Wołyniu w okresie międzywojennym uznać należy budowę struktury szkolnej. W stosunkowo niedługim czasie uruchomiono około 2000 państwowych szkół powszechnych, 10 średnich szkół ogólnokształcących oraz kilka szkół zawodowych (najbardziej znaną z nich była Szkoła Geodezyjna i Miernicza w Kowlu). Pracowało w nich łącznie około 4,5 tys. nauczycieli. Był to znaczny wysiłek organizacyjny i finansowy. W sumie w okresie międzywojennym wybudowano na Wołyniu ponad 1000 budynków szkolnych. Zwykle koszty inwestycji pokrywały wspólnie państwo, samorząd, rozmaite organizacje i komitety społeczne oraz okoliczni mieszkańcy (często w formie pracy własnej). Szczególne miejsce wśród inicjatyw na polu oświaty zajmowało Liceum Krzemienieckie, utworzone, czy raczej odnowione, decyzją Naczelnika Państwa w 1920 roku. W ciągu kilkunastu łat stało się nowoczesną placówką edukacyjną, w skład której wchodziła średnia szkoła ogólnokształcąca, seminarium nauczycielskie oraz szkoły zawodowe, kształcącą jednocześnie kilkuset uczniów różnych narodowości i wyznań religijnych.” (Włodzimierz Mędrzecki: Polacy i ich Wołyń 1921-1939; w:  Niepodległość i Pamięć” Nr 27, 2008).
Kiedy Wołyń wszedł w granice Polski i stał się częścią Rzeczypospolitej z 15 tys. uczniów w prichodskich ucziliszczach, polskie szkolnictwo doprowadziło do 250 000 dzieci i młodzieży uczącej się w szkołach. Wojewoda Józefski stwierdził, że „Wołyń stał się dla nauczycieli »swój« i nauczyciele dla Wołynia stali się »swoi«”.
Realizacja obowiązku szkolnego  w województwie wołyńskim w 1939 roku wynosiła 71%, ale jeszcze ponad 1/5 ludności powyżej 10 roku życia nie umiała czytać i pisać. Na wsiach w większości były szkoły powszechne jednoklasowe, w których uczył jeden nauczyciel. Razem uczyły się oddziały I i II oraz III i IV, przy czym oddziały wyższe uczyły się rano, niższe zaś po południu. Realizacja programu nauczania w szkołach, w których konieczne było prowadzenie nauki w klasach łączonych, wymagała znacznego wysiłku ze strony nauczyciela. W wydanym w 1933 roku „Statucie szkoły powszechnej” ustalono nowe zasady tworzenia sieci szkolnej. Szkoła I stopnia miała mieć od 60 (a nie jak dotąd 40) do 120 uczniów i zatrudniać 1 lub 2 nauczycieli. Szkoła II stopnia licząca od 121 do 160 uczniów - miała mieć 3 nauczycieli, a od 161 do 210 uczniów - 4 nauczycieli. Szkoła III stopnia licząca od 211 do 260 uczniów – 5 nauczycieli, od 261 do 310 uczniów - 6 nauczycieli, od 311 uczniów i więcej - 7 nauczycieli. Etat nauczycielski wynosił 48 godz. tygodniowo, a zajęcia odbywały się 6 dni w tygodniu.   
Podstawy organizacyjne szkolnictwa mniejszości ukraińskiej, białoruskiej i litewskiej do końca dwudziestolecia międzywojennego ustaliła ustawa opracowana przez Stanisława Grabskiego z dnia 31 lipca 1924 r. Zgodnie z jej założeniami zespolenie narodowo – kulturalne kresowej ludności niepolskiej z Polską powinno być naczelnym  zadaniem całej polityki państwowej w województwach narodowo – mieszanych, przede wszystkim jednak polityki szkolnej. Stąd też zadaniem ustawy miało być zaspokojenie potrzeb i aspiracji oświatowych ludności ukraińskiej, białoruskiej i litewskiej w sposób odpowiadający interesom państwa polskiego. Równocześnie autorom ustawy przyświecała idea trwałego zespolenia mniejszości narodowych, zamieszkujących terytoria wschodnie i południowo-wschodnie, z Rzeczpospolitą. Przyjęto, że w stosunku do ludności o słabym poczuciu narodowym, która swój język ojczysty traktuje jako „tutejszy”, „chłopski”, idei tej najlepiej służą szkoły z polskim językiem nauczania. Natomiast dzieci ludności niepolskiej o rozbudzonej świadomości narodowej, ludności która ma własne narodowe instytucje i organizacje, czyta książki i prasę w ojczystym języku, należy uczyć we wspólnych szkołach dla młodzieży polskiej i niepolskiej, prowadzących nauczanie dwujęzyczne (utrakwistyczne). Utrakwizm miał przeciwdziałać separatyzmowi mniejszości i sprzyjać likwidacji antagonizmów między ludnością polską a niepolską i przygotować młode pokolenie do zgodnego współżycia. Dlatego według ustawy zasadniczym typem szkoły państwowej w myśl zasady godzenia i łączenia dla zgodnego współżycia ludności narodowo mieszanych ziem, a nie dzielenia jej, jest szkoła wspólna, wychowująca na dobrych obywateli Państwa dzieci narodowości polskiej i niepolskiej we wzajemnym szacunku ich narodowych właściwości. Stosownie do postanowień ustawy naukę w języku macierzystym mniejszości wprowadzano do publicznych szkół powszechnych na żądanie rodziców co najmniej 40 dzieci w wieku obowiązku szkolnego zamieszkałych w danym obwodzie szkolnym. Jeżeli w tej samej szkole rodzice co najmniej 20 dzieci żądali nauki w języku polskim, wówczas nauka była dwujęzyczna, tzn. niektórych przedmiotów nauczano w języku ukraińskim, białoruskim, litewskim, a pozostałych w języku polskim. Jeżeli dzieci polskich w szkole było mniej niż 20, a dzieci ukraińskich, białoruskich lub litewskich – powyżej 40 i rodzice tych dzieci żądali nauki w języku ojczystym, wówczas szkoła miała niepolski język wykładowy. Istniejące w jednym obwodzie szkolnym odrębne szkoły podstawowe z językiem wykładowym polskim i językiem wykładowym niepolskim były łączone we wspólne szkoły dwujęzyczne. Ofiarą utrakwizacji padł kurator lwowski Stanisław Sobiński, zamordowany przez nacjonalistów ukraińskich w październiku 1926 r.  
Mieszkaniec wsi Nowystaw pow. Krzemieniec, używający pseudonimu „Dzik”, oceniając sytuację polityczną polsko-ukraińską w okresie międzywojennym, stwierdza: „Cokolwiek można by powiedzieć o polityce przedwojennego rządu w stosunku do mniejszości ukraińskiej i popełnianych przezeń błędów, to poza faktem, bardzo zresztą krótko trwającego okresu, rewindykacji, kiedy to namawiano, a czasami nawet zmuszano Ukraińców - i to tylko w niektórych wsiach i osiedlach - do przejścia na katolicyzm, nic konkretnego co by godziło w społeczność ukraińską nie znalazłem. Odwrotnie, jako świadek tamtych czasów stwierdzam, że ówczesne władze powiatowe preferowały Ukraińców w takich dziedzinach jak oświata i rolnictwo (np. przy parcelacjach). Uczęszczając przed wojną do Gimnazjum, miałem wielu kolegów Ukraińców, którzy kształcili się na koszt Liceum Krzemienieckiego. Wielu absolwentów Liceum uzyskiwało stypendia na studia wyższe w kraju i za granicą (głównie w Niemczech). Przy podziale stypendium Polacy byli absolutnie dyskryminowani. Przypadało na nich najwyżej 40% funduszy. Ówczesne władze wychodziły bowiem z założenia, że mniejszość ukraińska nie może czuć się w Polsce obywatelami II klasy. Były gimnazja ukraińskie. W wielu szkołach profesorów i nauczycieli stanowili Ukraińcy, np. w Liceum Krzemienieckim - prof. prof. Wesołowski, Berezowski i inni. Ukraińcy brali udział w samorządach, mieli swoich radnych, spośród Ukraińców wybierano też posłów do Sejmu. Mieli swoją prasę, a także organizacje polityczne, jak UNDO, OUN i UWO. Bez przeszkód organizowali tzw. „Masłosojuzy” - kooperatywy. /.../ Przypisywanie ludności polskiej maltretowanie ludności ukraińskiej jest nie tylko absurdem, ale i bezwzględną, tendencyjną bezczelnością. Mogą to czynić jedynie ludzie, którzy albo całkowicie nie znają sedna rzeczy, albo tacy, którzy w jakiś sposób związali się z nacjonalistycznym szowinizmem, który ogarnął tylko część ludności ukraińskiej, bowiem wśród Ukraińców byli także ludzie nie aprobujący, a nawet potępiający działalność banderowców”. (W: Władysław i Ewa Siemaszko: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 – 1945”, Warszawa 2000, s. 1155 - 1156).
Podobne refleksje posiada Józef Ostrowski z kolonii Dobra pow. Łuck: „Ja osobiście na co dzień obcowałem z młodzieżą ukraińską, niemiecką i żydowską, kiedy chodziłem do szkoły powszechnej w Zofiówce (gm. Silno). Na terenie szkoły i poza jej terenem panowała atmosfera jak najbardziej przyjazna. Nieznane nam były przejawy nacjonalizmu, ani jakiejkolwiek natury antagonizmy. Polski dom rodzinny i polska szkoła, wychowywała nas w duchu poszanowania i szacunku dla drugiego człowieka bez względu na jego pochodzenie czy wyznanie. Kierownikiem tej 7-oddziałowej szkoły był Polak o nazwisku Walas Franciszek. Pamiętam do dziś jego pedagogiczne podejście do uczniów o tak zróżnicowanej masie pod względem narodowości. Zginął biedak z rąk upowców. /.../ Byli też nauczyciele pochodzenia żydowskiego (większość) i pochodzenia ukraińskiego. Moimi wychowawcami przez wiele lat były Żydówki o nazwisku Bejmej i Traukman. Żaden uczeń pochodzenia polskiego z tego powodu nie czul się pokrzywdzony”.  (w: Siemaszko..., jw., s. 1193).  
Józefa Paszkowska ze wsi Madziarki pow. Sokal wspomina: „Życie kulturalne w tamtych czasach koncentrowało się wokół osoby nauczyciela. W szkole w czytelni odbywały się zebrania. Książki były wypożyczane z biblioteki powiatowej w Sokalu. Po przeczytaniu wymieniane. Na każde święto państwowe, jak 3-go maja, 11 listopada, czy rocznice powstań odbywały się organizowane przez nauczyciela akademie. Rano z dziećmi, a wieczorem schodziła się społeczność polska i deklamowaliśmy wiersze oraz śpiewaliśmy piosenki patriotyczne i wojskowe (młodzież). Starsi opowiadali przeżycia wojenne.” (W: Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Bulzacki Krzysztof: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie lwowskim 1939 – 1947; Wrocław 2006, s. 1067 - 1068).
Petronela Władyga z d. Rusiecka ze wsi Swojczów w pow. Włodzimierz Wołyński wspomina: „Szkoła w Swojczowie była 7 – klasowa i stała na wysokim poziomie, dlatego b. lubiłam chodzić do szkoły, odczuwałam tam, taką wielką swobodę. Nawet kiedy byłam chora i właściwie powinnam zostać w domu, prosiłam zawsze gorąco rodziców, aby mnie puścili, mówiłam zwykle wtedy: „Mamo już jestem zdrowa, czy mogę iść do szkoły?”. I zwykle mi się udawało, może także dlatego mówiono: „Mała Rusiecka nigdy nie choruje.”. Tylko że prawda, była oczywiście inna, ale ja i tak goniłam do szkoły, gdy inni zostawali w domach. Miałam zdolność do przedmiotów ścisłych, a szczególnie do matematyki. Porywała mnie geografia, lubiłam również b. historię. Mieliśmy przed wojną szczęście do dobrych nauczycieli, to byli wielcy patrioci i ludzie o prawych charakterach. Wyczuwaliśmy, że lubią nas, że lubią młodzież. Moją wychowawczynią była Helena Pisulanka, Polka która jeszcze przed wojną wyszła za mąż za kierownika naszej szkoły Stefana Stępień. Nasi nauczyciele gorąco zabiegali, abyśmy chętnie zapisywali się do polskiego harcerstwa. W tym celu były organizowane spotkania w naszej szkole, na których uczono nas, jak być dobrym zuchem i harcerzem. Najczęściej nauki te i ćwiczenia, były podczas zbiórek, organizowanych w szkole, już po lekcjach. Nie były obowiązkowe, ale ja oczywiście zapisałam się także, to było nie do pomyślenia, bym ja nie należała do tej organizacji. Imponowało mi tam, dużo ruchu, wycieczki w teren, a także krzewienie miłości do naszej ojczyzny, narodu i historii. Poza tym moja starsza siostra Zosia, była nawet drużynową i wiele dziewcząt się jej słuchało. Pamiętam jak bardzo mi się podobały nasze piękne mundurki, na których były polskie orzełki i harcerskie lilijki. Pamiętam te piękne pieśni, które śpiewaliśmy przy ogniskach, które paliliśmy w lesie na wyrębie. Właśnie tam, gdzie po latach ukazała mi się Matka Boża, ale w jakże już innych, dramatycznych okolicznościach. Najczęściej prowadził nas do lasu pan Stanisławski, Polak który uczył nas także gimnastyki i śpiewu. Niekiedy zapuszczaliśmy się także w lasy w okolicach Tumina. Harcerstwo w naszej szkole założył i dalej prowadził pan Olejniczak i to on także w ostatnich latach przed wojną, zorganizował elitarną organizację „Orlęta”. Należeli do niej uczniowie naszej szkoły, byli harcerze, wszechstronnie przygotowani i wyćwiczeni. Właściwie wszyscy musieliśmy być b. sprawni fizycznie, gdyż kontrolowano to przez specjalne egzaminy, które trzeba było zaliczać. Tę patriotyczną postawę i tak cenną pracę, pan Olejniczak przypłacił życiem bowiem Sowieci, zaraz po przyjściu do Swojczowa zabili go. Pozostali nasi nauczyciele podobno zostali wywiezieni na Syberię, choć dyrektor Stępień, jak się mówiło, zdołał uciec, niektórzy wyjechali w inne strony wcześniej. Nauczyciele polscy rozbudzali w dzieciach i w młodzieży szkolnej wielką miłość i patriotyzm, do tak długo okupowanej Ojczyzny. Po temu gorąco zabiegano byśmy dobrze znali przebieg ostatniej I wojny światowej oraz wcześniejszych powstań narodowych. Uczono nas, że w zmaganiach wojennych przez nasze tereny kilkakrotnie przechodził morderczy front. Toczyły się b. zacięte walki między Rosjanami, a Austriakami, powstającymi po stuletniej niewoli Polakami, a Ukraińcami, którzy również marzyli o „Samostijnej Ukrainie”. Krzewiono żywy kult i pamięć o ofierze płk Lisa – Kuli , który dzielnie walczył w naszych stronach i na ołtarzu niepodległości, złożył najwyższy dar ze swego życia. Nasza młodzież na jego cześć śpiewała piosenki, do dziś pamiętam jedną z nich:
„gdy ruszył na wojenkę miał siedemnaście lat,
a serce gorejące, a lica miał jak kwiat,
młodzieńczą jeszcze duszę i wątłe ramię miał,
gdy w krwawej zawierusze, szedł szukać mąk i chwał.
Gdy ruszył w bój ostatni miał lat dwadzieścia dwa,
a sławę bohaterską, a moc i dumę lwa.
Świsnęła mała kulka i grób wyryła mu,
bohaterowi łoże posłała wieczne tu.
Czy wiecie wy żołnierze, kto miał tak piękny zgon?
Kto tak ojczyźnie służył, czy wiecie kto był On?
Otwórzcie złotą księgę, gdzie bohaterów spis,
na czele jej widnieje, pułkownik Kula – Lis.”

Bohaterowi o którym śpiewaliśmy tę pieśń, przydzielono pośmiertnie w sąsiedniej miejscowości Kohylnie majątek, na którym jego matka gospodarowała aż po wybuch II wojny światowej we wrześniu 1939 r. . /.../ Świadoma praca polskich nauczycieli na Wołyniu wśród dzieci i młodzieży owocowała miłością do tak długo okupowanej Ojczyzny oraz zainteresowaniem tradycjami i chlubą oręża polskiego. Nic dziwnego, że młodzi ludzie garnęli się do licznych organizacji w naszej szkole, takich jak: Zuchy, Harcerze, Orlęta. A dalej, w szkole średniej, odpowiednio„PW” oraz „Strzelcy”, którzy skupiali młodzież pozaszkolną. Poza tym sprawnie działały także: Akcja Katolicka i Straż Pożarna. Właśnie te podmioty kształtowały charakter młodzieży, z której potem rekrutowało się wojsko przedwojennej Polski. Naczelne dowództwo wojska składało się przeważnie z byłych legionistów i ochotników do armii. Żołnierz tamtej Polski, tak właśnie wychowany i ukształtowany, powtarzał w uniesieniu z wiarą: „Będziemy walczyć o każdy skrawek ziemi, nie damy nawet guzika od swego munduru.”. Wielu z nich nie spodziewało się zapewne, że tak szybko usłyszą o wybuchu nowej wojny światowej. Nie przeczuwali, jak szybko przekonają się o wielkiej klęsce i ciężkiej niewoli naszego Narodu.”. (Sławomir Tomasz Roch: Wspomnienia Petroneli Władyga z d. Rusiecka ze wsi Swojczów w pow. Włodzimierz Wołyński na Wołyniu 1930 – 1945; w; http://lubiehrubie.pl/region/wspomnienia-petroneli-wladyga-z-d-rusiecka-ze-wsi-swojczow-w-pow-wlodzimierz-wolynski-;  2012-05-16).
Beata Kisiel Lubichowa pochodząca z rodziny nauczycielskiej na Kresach wspomina: „W szkolnictwie podstawowym, podobnie jak i teraz często uczyły kobiety, panie nauczycielki. Przeważnie pracowały z zaangażowaniem serca i umysłu. Niejedną z ich licznego grona, pochłoniętą pracą dydaktyczną i wychowawczą, można było porównywać z “Siłaczką” Stefana Żeromskiego. Nauczyciele wiejscy obu płci, oprócz obowiązku nauczania podstawowej wiedzy, służyli niejednokrotnie radą i pomocą przy zakładaniu Kół Gospodyń Wiejskich, Samopomocy Chłopskiej, również organizowanych w 30-toleciu Kas Stefczyka. Jednak, ta niewątpliwie społeczna pozycja nie ratowała nauczycieli na Kresach, przed masowym mordem, który rozpoczął się wkrótce po wkroczeniu Armii Sowieckiej na wschodnie rubieże Rzeczpospolitej 17 września 1939 roku. Mord ten przybrał niespotykany zasięg i przebieg w miesiącu lipcu 1943 roku.” Wspomina też swoją ciotkę, nauczycielkę: „Wakacje w 1934 r. spędziłam ze starszą siostrą i braciszkiem Jędrusiem na rdzennie ukraińskiej wsi Myzowo, oddalonej 25 km od Kowla u mojej ciotki nauczycielki Wiktorii Niedżwieckiej, mojej matki chrzestnej, a siostry naszej matki. W Myzowie k. Kowla była kierowniczką czteroklasowej szkoły podstawowej. Prowadziła niełatwe w tych warunkach nauczanie podstawowe. Do I-wszej klasy zgłaszały się dzieci, które znały wyłącznie rodzimy język ukraiński. Ciotka uczyła je po ukraińsku bukwy cyrylicy, a następnie na lekcjach języka polskiego uczyła mowy polskiej i alfabetu łacińskiego. Przez parę tygodni września 1934 r., z powodu przeprowadzki do Włodzimierza pozostawałam z bratem u cioci w Myzowie i chodziłam tam do szkoły. Miałam więc okazję poczynić pewne spostrzeżenia, które zapamiętałam. Zaczęłam się uczyć czytać na ukraińskim elementarzu i przysłuchiwałam się językowi, którym dzieci mówiły po ukraińsku. W tej szkole był jeszcze nauczyciel rodem z woj. poznańskiego, nazywał się Czesław Molik i uczył pozostałych przedmiotów łącznie z pracami ręcznymi dla chłopców. Szkoła mieściła się w niedużym parterowym domu z kwietnym ogródkiem od frontu. Mieściły się w niej dwie izby szkolne, w których uczono na zmiany. Mieszkanie kierowniczki to była kancelaria będąca jednocześnie sypialnią i jadalnią. Była obok kuchnia z wielkim piecem kuchennym, a przy kuchni mały pokoik, w którym rezydował nasz dziadek Władysław Niedżwiecki. Urodzony w Basiówce koło Lwowa, emerytowany skromny urzędnik Namiestnictwa. Mieszkał tam z córką, a naszą ciotką, dzięki czemu nie była taka samotna na wsi “zabitej deskami,” daleko od miasta.” (Beata Kisiel Lubichowa: Moje dzieciństwo na Wołyniu; http://www.nawolyniu.pl/wspomnienia/lubichowa.htm ).
 Nauczyciele polscy w okresie międzywojennym w ciągu dwudziestu lat potrafili wychować młodzież polską zdolną do najwyższej ofiary dla Ojczyzny, pełną patriotyzmu i bohaterstwa. Bo też i sami tacy byli. Po 123 latach niewoli, rozdzielonych kordonami przez trzech zaborców, zjednoczyli młode pokolenie Polaków w jednolitym umiłowaniu niepodległej, wolnej Rzeczypospolitej. Wpajali szacunek dla mniejszości narodowych, pomimo często złych doświadczeń z ich strony. Na nich też od pierwszego dnia wojny 1939 roku skupiła się nienawiść wszystkich wrogów Polski i Polaków, zarówno Niemców, Sowietów jak i Ukraińców. Należeli bowiem do elity polskiej inteligencji, elity patriotyczne, zdolnej do największego poświęcenia. Posiadali ogromny autorytet w społeczeństwie, byli wzorem postaw dla swoich uczniów. Należeli do trzech grup, które poniosły też największe straty osobowe, obok księży katolickich i leśników.
Prawie każdy nauczyciel przechodził szkolenie wojskowe i posiadał stopień podoficerski, zwykle podporucznika rezerwy. 1 września 1939 roku część z nich znalazła się w szeregach Wojska Polskiego. Nikt nie policzył ilu z nich zginęło w walce, ilu trafiło potem do niewoli niemieckiej i sowieckiej. Z niewoli sowieckiej ocalały jednostki, którym po ataku Niemiec udało się uciec z więzienia. Byli wśród ofiar Katynia, jak podporucznik rezerwy Leonard Bieńkowski, ur. w 1912 r., nauczyciel we wsi Okopy. Został on w ostatnich dniach sierpnia 1939 roku powołany w ramach mobilizacji do wojska i po agresji radzieckiej trafił do niewoli. Przebywał w oficerskim obozie jenieckim w Kozielsku, skąd przewieziono go z partią polskich oficerów do Katynia i tam został rozstrzelany pomiędzy 1, a 5.04.1940 r. W Nowej i Starej Dąbrowie pow. Kowel do 1939 roku kierownikiem szkoły był Józef Korfman – porucznik, aresztowany w 1939 r., więziony w Kowlu, potem w Kijowie i tam stracony.
Ci nieliczni, którzy ocaleli, organizowali potem samoobronę ludności polskiej, byli dowódcami oddziałów partyzanckich Armii Krajowej, a następnie w 27 Dywizji Wołyńskiej Armii Krajowej.     
Jak podali Władysław i Ewa Siemaszko, wręcz symbolicznym jest fakt, że już pierwszego dnia agresji Niemiec na Polskę, 1 września 1939 roku we wsi Smerdyń pow. Łuck, miejscowi Ukraińcy zamordowali bestialsko nauczyciela polskiego tutejszej szkoły Józefa Gąsiorowskiego, lat około 30, jego brata Stanisława, lat 15 oraz Ukraińca, lat około 40, który przypadkowo znajdował się w kwaterze nauczyciela (Siemaszko..., jw., s. 654). 25 listopada 2017 roku otrzymałem za pośrednictwem Bogusława Szarwiło, redaktora naczelnego Kresowego Serwisu Informacyjnego, wiadomość e-mailową: „Szanowny Panie, w nawiązaniu do Pańskiego artykułu „Lista nauczycieli polskich zamordowanych przez Ukraińców na Kresach w latach 1939 - 1947” opublikowanego na portalu wolyn.org uprzejmie proszę o poprawienie danych osobowych nauczyciela Gąsiorowskiego zamordowanego we wsi Smerdyń, powiat Łuck we wrześniu 1939 roku (pozycja 53 na liście). Chodzi o mojego pradziadka - Franciszka Gąsiorowskiego lat 34 i jego brata Gustawa, którzy zostali zamordowani przez Ukraińców 1 września 1939 roku. Moi pradziadkowie Franciszek i Bronisława Gąsiorowscy byli nauczycielami tamtejszej szkoły, jednak prababcia z powodu zbliżającej się wojny, ze względu na małe dziecko nie wróciła na Kresy po wakacjach 1939 roku i pozostała w Tarnowie. Pradziadek wyjechał, by podjąć obowiązki służbowe, zabierając ze sobą brata i kuzyna. Tylko temu ostatniemu udało się przeżyć. Posiadamy dokumenty mogące poświadczyć, że oboje byli pracownikami tamtejszej szkoły. Bardzo zależy mi na tym, by członkowie mojej rodziny zostali w jakiś sposób upamiętnieni, a niestety we wszystkich publikacjach dotyczących ludobójstwa na Wołyniu podawane są niepoprawne dane Józef i Stanisław Gąsiorowscy.
Z poważaniem, Magdalena Lizak”.  W następnym mejlu z 2 grudnia 2017 otrzymałem wiadomość: “Witam, po dzisiejszej wizycie na cmentarzu mogę potwierdzić, że Gustaw Gąsiorowski miał 23 lata.  W załączniku przesyłam zdjęcie tablicy na rodzinnym grobowcu. Magdalena Lizak”. Powyżej nadesłane zdjęcie:   
To właśnie “sąsiedzi” Ukraińcy rozpoczęli eksterminację polskich elit intelektualnych. Następnie przez osiem lat faszyści z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) oraz z jej zbrojnej formacji Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), w barbarzyński sposób wyrzynali całe rodziny polskie, wsie, powiaty i województwa na polskich kresach południowo-wschodnich oraz wszystkich Ukraińców, którzy sprzyjali Polakom, bądź mieli krytyczny stosunek do zbrodni nacjonalistów ukraińskich. Już w 1924 roku terroryści z nielegalnej Ukraińskiej Wojskowej Organizacji zabili dyrektora Liceum Ukraińskiego w Przemyślu Matwijasa za to, że popierał ugodową politykę polsko-ukraińską. W 1926 roku zamordowali kuratora szkolnego we Lwowie Jana Sobińskiego. W zamachach udział brał Roman Szuchewycz, późniejszy dowódca UPA „Taras Czuprynka”. W 1934 roku we Lwowie bojówkarze z UWO-OUN zamordowali dyrektora ukraińskiego Gimnazjum we Lwowie Iwa Babija za to, że przeciwstawiał się werbowaniu młodzieży do ugrupowań terrorystycznych.
Prawdziwa tragedia dla ludności polskiej zamieszkałej na Kresach zaczęła się 17 września 1939 roku, gdy Armia Czerwona przekroczyła liczącą ponad tysiąc kilometrów granicę z Polską w sile pół miliona sołdatów, z tysiącami czołgów, dział i samolotów. Przez 16 dni osamotnieni Polacy walczyli z potęgą niemiecką, a następnie przez dalsze 19 dni zarówno z Niemcami jak i Sowietami. Pomimo, że wbity przez Sowietów “nóż w plecy” nie dawał Polakom żadnych szans w tej nierównej walce. Tego dnia „sąsiedzi” Ukraińcy wbili swoim sąsiadom Polakom nóż w serce.  
Wczesnym rankiem 17 września 1939 roku w kolonii Antonówka pow. Łuck „kilku uzbrojonych nacjonalistów ukraińskich poszukiwało Wacława Arbesbauera, byłego nauczyciela w Antonówce, założyciela w kolonii mleczarni i utrzymującego szerokie kontakty z Ukraińcami, którym służył radą i pomocą.” Nauczyciel wracał w tym czasie z Łucka i w miasteczku Rożyszcze został zastrzelony przez grasującą tutaj bojówkę ukraińską, razem z dwoma mężczyznami. Arbesbauer był byłym legionistą, odznaczony Medalem Dziesięciolecia Odzyskanej Niepodległości. Ukraińcy w Antonówce nie znalazłszy go, splądrowali jego dom, rabując co cenniejsze rzeczy i różne dokumenty. Nieco później zrabowali całe jego mienie. (Siemaszko..., s. 604 - 605, 612).
Nocą z 17 na 18 września 1939 roku we wsi Sławentyn, pow. Podhajce, bojówka OUN ograbiła i spaliła zagrody polskie mordując 50 Polaków, w tym całe rodziny. Wśród nich była Gutkowska, żona kierownika szkoły i jej 7-letnia córka Romualda oraz Irena Zdeb z d. Małczyńska, ur. w 1913 r., nauczycielka, zakłuta widłami. „Moja siostra - Irena Zdeb z d. Małczyńska, ur. w 1913 r., uczyła w szkole powszechnej w Sławentynie, w powiecie Podhajce. Jej mąż, Antoni Zdeb, ur. w 1912 r. w Brzeżanach, ukończył Uniwersytet Jana Kazimierza we Lwowie i był urzędnikiem w Syndykacie Emigracyjnym w Warszawie oraz ppor. rezerwy WP. Aresztowany w 1939 r. został zamordowany przez NKWD w Charkowie w 1940 r. Siostra mieszkała w 1939 r. u gospodarza Ukraińca. Kiedy banda faszystów ukraińskich spod znaku OUN dokonała napadu na polskich mieszkańców Sławentyna, gospodarze, u których mieszkała usiłowali ją ratować. Przebrali ją w ukraiński strój i ukryli w sadzie obok domu. Została tam jednak odnaleziona przez napastników i zakłuta widłami. Otrzymała kilka ran kłutych w piersi i głowę. Pochowano ją w zbiorowej mogile z ponad 50 Polakami - mieszkańcami wsi Sławentyn. O śmierci siostry dowiedziałem się po dwu dniach. Miałem wtedy 15 lat. Z Ukraińcem Josefem, który był w tym czasie radzieckim milicjantem oraz Stanisławą Żuczkowską, pojechaliśmy do Sławentyna. Tam gospodarz, u którego mieszkała Irena, pokazał nam miejsce jej pochowku. Odkopaliśmy jej zwłoki i przewieźliśmy do Brzeżan, gdzie pochowaliśmy na miejscowym parafialnym cmentarzu. U tego Ukraińca była jeszcze córka siostry - Bożena, ur. 1937 r., którą on ukrył i w ten sposób ocalił od śmierci. Zabraliśmy ją wtedy również do Brzeżan. Bożena aktualnie nosi nazwisko Ziomek i mieszka w Zielonej Górze”. (Jan Małaszyński; w: Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004, s. 759 - 760). „Z opowiadań ocalałych mieszkańców wsi wiem, że napad rozpoczęli oni od uroczystej mszy w cerkwi, w której miejscowy ksiądz grekokatolicki poświęcił przeznaczone do mordowania Polaków karabiny, kosy, widły, siekiery i noże, głosząc: „żeby żniwa były obfite”. W mordzie brali udział niektórzy nasi sąsiedzi. Większość zamordowanych Polaków zginęła od ciosów siekier, noży i wideł, a tylko nieliczni zostali zastrzeleni, głównie ci, którzy próbowali ratować się ucieczką. Pierwszą ofiarą zbrodni była Pani Gutowska, żona kierownika szkoły, która mieszkała w pobliżu cerkwi. Była w ostatnim miesiącu ciąży. Oprawcy nożem rozpruli jej brzuch. Jej córeczkę Romcię zakłuto nożami” (Janina Mazur; w: Komański..., jw., s. 760).
W tym czasie nad Bzurą toczyła się wielka bitwa polsko-niemiecka i gdyby nie sowiecka agresja losy wojny nie były przesądzone.     
W nocy z 18 na 19 września 1939 roku podczas pobytu u swoich rodziców we wsi Szumlany pow. Podhajce zamordowana została przez bojówkarzy OUN 5-osobowa polska rodzina nauczycieli: Jan Groszek, lat około 30, kierownik szkoły powszechnej w Horożance, jego żona Helena, lat 26, nauczycielka i ich syn lat 2 oraz rodzice Jana. Podczas napadu schronili się w piwnicy. Nie mogąc ich wydostać ukraińscy bandyci przynieśli słomę, oblali naftą i podpalili. W płomieniach zginęli oprócz Jana, jego żony i dziecka, także jego rodzice. (Komański..., s. 260). Tej nocy we wsi Szumlany miejscowi Ukraińcy zamordowali za pomocą siekier, wideł, kołków, broni palnej 46 Polaków. Wśród nich zamordowany został także Grzegorz Engel, dyrektor szkoły, razem ze swoją żoną. (Komański..., s. 270). Sprofanowany został kościół rzymskokatolicki. Masakrę przerwało wejście Armii Czerwonej. „Zamordowano rodziny właścicieli folwarków Gilewskiego i Gołembskiego, po 3 osoby, rodzinę kierownika szkoły Engela (4 osoby) oraz około 20 innych rodzin polskich. Bandzie przewodził ukraiński ksiądz z Trościańca powiat  Brzeżany. /.../ W liście wysłanym 17 grudnia 1941 r. przez polskiego rządcę z dworu w Szumlanach Jana Serafina do Polskiego Komitetu Pomocy w Brzeżanach, pisał on: „We wrześniu 1939 r. Ukraińcy zamordowali w Sławentynie miejscową nauczycielkę p. Zdebową, z domu Małaczyńską. Mordowali ją w sposób wyrafinowany. Egzekucja trwała w mieszkaniu nauczycielki od zmroku do świtu. Powodem mordu był fakt, że Zdebowa była Polką”. /.../ Mord w Szumlanach rozpoczął się od sprofanowania rzymskokatolickiego kościoła. Banda rozbiła drzwi kościoła, z którego wyniesiono następnie obrazy, chorągwie, szaty liturgiczne i wszystko, co się w nim znajdowało. W akcji brała udział młodzież męska i żeńska. Następnie pocięto na części przedmioty, nadające się na przeróbkę spódnic, chustek itp., przy czym przy podziale dochodziło do bójek, a zwyciężał silniejszy. Z kolei uformował się pochód. Kilku z mołojców ubrało się w niezniszczone jeszcze szaty liturgiczne, wsiadło na konie i wśród szyderczych okrzyków, śmiechów i dzikiej wesołości ruszono na wieś. Zabrano oczywiście kielichy, komunikanty i inne świętości, które rozrzucano po drodze. Nie należy zapominać, że zarówno świętokradcy, jak cała zresztą wieś byli katolikami, a tylko obrządku greckiego. Ta profanacja trwała trzy dni, żadnej władzy wtedy nie było. W międzyczasie mordowano nocą rodziny polskie i rabowano ich dobytek. W tym to czasie wymordowano wszystkich Polaków w Szumlanach”.  („Antypolska akcja nacjonalistów ukraińskich w Małopolsce Wschodniej w świetle dokumentów Rady Głównej Opiekuńczej  1943 – 1944”, wstęp i opracowanie L. Kulińska i A. Roliński,  Kraków 2003, s. 12 – 14).  
22 września 1939 roku w osadzie wojskowej Szczurzyn pow. Łuck „po wkroczeniu Sowietów większość osadników tj. 14 oraz 2 oficerów WP, zostało zamordowanych przez miejscowych Ukraińców. Wśród ofiar był kierownik szkoły Stanisław Kajkowski (Kajtowski?), oraz Witold Gradzik, lat 41, który w niedzielne popołudnia załatwiał miejscowym Ukraińcom sprawy urzędowe, pisząc podania i odpowiadając na pisma, a na przednówku pożyczał żywność”.  (Siemaszko..., s. 636).  
„Pod wsią Wołkowysk usłyszeliśmy straszną wiadomość. Ukraińcy zamordowali bestialsko całą rodzinę miejscowej nauczycielki i harcerki, hufcowej Zosi Waszczatyńskiej. Zabili męża, jej dzieci i rodziców, a ją najokrutniej. Rozerwali ją między dwoma sosnami. Najwidoczniej broniła się, nie dając się zamordować” (Irena Sandecka: W cieniu ukraińskich noży, s. 20; w: Marek A. Koprowski: Wołyń. Epopeja polskich losów 1939 – 2913. Akt II. Warszawa  2013). „Udało jej się (Irenie Sandeckiej - przypis S.Ż.)  sprowadzić i pochować na nim (cmentarzu w Krzemieńcu - przypis S.Ż.) ekshumowane szczątki harcerki Zofii Waszczatyńskiej zamordowanej we wrześniu 1939 r. przez ukraińskich nacjonalistów, o śmierci której dowiedziała się, pomagając przyjaciółce w zawiezieniu matki do lwowskiego szpitala” (jw., s. 57).
We wrześniu 1939 roku w osadzie wojskowej Nawóz  pow. Łuck, Ukraińcy ze wsi zamordowali kierowniczkę szkoły Puszkarczukową, a jej ciało powiesili. Obrabowali i zamordowali 5 osadników, w tym kpt. Józefa Michalskiego, odznaczonego krzyżem Virtuti Militari, oraz 16-letniego Władysława Głowę, syna osadnika,  który nie chciał zdradzić, gdzie ukrywa się jego ojciec. We wsi Zabłocie, pow. Kowel, miejscowi Ukraińcy zamordowali Polaka, nauczyciela Kunisza. We wsi Germakówka pow. Buczacz, po wkroczeniu wojsk sowieckich: „Na dziedzińcu miejscowego młyna załadowano na samochody „zisy” kilka rodzin polskich: komendanta policji Styczyńskiego, Gayrów - dyrektora szkoły powszechnej, dwoje staruszków Mullerów, właścicieli niedawno wybudowanego młyna i kilka innych rodzin, których nazwisk nie zapamiętałem. Wywieziono ich w nieznanym kierunku. Zaginęli bez wieści. Okazało się, że listę tych nieszczęśników przygotowano w domu Żyda Raabego”. (Stanisław Leszczyński; w: Komański..., s. 539). „Późną jesienią 1941 r., Raabowie ukryli się w lesie w Murawińcu, pod Iwaniem Pustym. Mój ojciec pomagał im budować w ziemi schron. Często zimą w nocy Raabe stukał cichutko w nasze okno. Moja matka mu otwierała i podawała zawiniątko z jedzeniem. Po wojnie syn starego Raabego Moszko, już w randze sowieckiego kapitana odnalazł moją matkę w Namysłowie i podziękował za okazaną pomoc”. (jw., s. 541). Włodzimierz Drohomirecki z miasteczka Derażne pow. Kostopol wspomina: „Przed Bożym Narodzeniem 1939 r., nauczycielka Żydówka Berta Aros dokonała w klasach przeglądu noszonych przez dzieci medalików. Co wartościowsze, w tym mój złoty krzyżyk z łańcuszkiem, prezent Chrztu Świętego od mojego ojca Chrzestnego, zostają zerwane i zabrane”. (Oczami dziecka; w: „Świadkowie mówią”, Warszawa 1996, s. 97). Zdrada Państwa Polskiego i Polaków pod okupacją sowiecką, dokonana przez znaczną część  mniejszości żydowskiej, była tematem tabu i jest nim do dnia dzisiejszego. Każdy, kto ośmieli się ujawniać te fakty, narażony jest na epitet „antysemity”.
Taką samą antypolską postawę przyjęli Ukraińcy na terenach opanowywanych przez wojska niemieckie. We wrześniu 1939 r. we wsi Pawłokoma pow. Brzozów ukraiński nacjonalista,  nauczyciel Mikołaj Lewicki, złożył donos do Niemców na 12 Polaków, że posiadają broń i w nocy ostrzelali żołnierzy niemieckich. Niemcy aresztowali 5 Polaków, groziło im rozstrzelanie. Okazało się, że oficer niemiecki prowadzący śledztwo zna jednego z aresztowanych, gdyż razem służyli w wojsku austriackim podczas pierwszej wojny światowej.  Śledztwo przeprowadził dokładnie i zwolnił aresztowanych. Po dwóch tygodniach Niemcy cofnęli się i Pawłokoma znalazła się pod okupacją sowiecką. Kilku Ukraińców zwróciło się do komendanta NKWD z zapytaniem, czy mogą wyrżnąć Lachów? Usłyszeli zakaz i stwierdzenie „u nas wsie nacje mają równe prawa”. Wówczas miejscowy Komitet Ukraiński doniósł do NKWD, że część Polaków jest osadnikami wojskowymi, którzy walczyli w 1920 r. NKWD zesłało na Sybir 7 polskich rodzin liczących 40 osób. Z tej grupy ocalało 10 osób.
Stefania Kisielewicz ze wsi Zawonie pow. Sokal opisuje sytuację w Małopolsce Wschodniej: Jeszcze przed wojną 1939 roku pracowałam jako nauczyciel w mojej rodzinnej wsi Zawonie. Po wybuchu wojny niemiecko-polskiej 1 września 1939 roku oraz po wkroczeniu armii sowieckiej do wsi 20 września, powiat sokalski został podzielony na dwie części. Zachodnia część po rzekę Sołokiję znalazła się pod okupacją niemiecką, wschodnia część pod okupacją sowiecką. /.../ Szkoła w Zawoni była podporządkowana Rejonowi Szkolnemu w Mostach Wielkich, należących do powiatu Żółkiew. Naczelnym inspektorem został Rosjanin przysłany ze wschodu, inspektorem dla szkół polskich Polak o nazwisku Podolak. Natomiast inspektorem dla szkół ukraińskich - Ukrainiec, którego nazwiska nie pamiętam. W mojej szkole w Zawoni językiem nauczania pozostał język polski gdyż wieś była czysto polska. Wprowadzono tylko jako obowiązkowy język rosyjski - 4 godziny tygodniowo. Otrzymaliśmy podręczniki do języka rosyjskiego. Początkowo mieliśmy trudności z nauczaniem ale znajomość pisma ukraińskiego znacznie pomogła w opanowaniu języka rosyjskiego. Wprowadzono stały czas moskiewski obowiązujący przez cały rok, bez podziału na zimowy i letni. Dzieci cofnięto o jedną klasę, gdyż w ZSRR obowiązek szkolny zaczynał się dopiero w wieku 8 lat. (W polskim szkolnictwie od 7 lat). Na pierwszej konferencji nauczycieli, która miała charakter informacyjny, dowiedzieliśmy się, że dzieciom w stosunku do nauczycieli nie wolno używać tytułu pan - pani, lecz zwracać się po imieniu i po imieniu ojca, np. „Mario Piotrowna” co w polskich zwyczajach absolutnie nie wychodziło. A w ogóle to tytuł pan - pani został wyklęty i wyeliminowany z użycia nawet w prywatnych rozmowach. Łatwo wyobrazić sobie wrażenie kiedy oznajmiłam dzieciom, że nie wolno im zwracać się do mnie per pani. Na to oświadczenie wybuchł oczywiście potężny huragan śmiechu i pytania, a jak mamy teraz mówić do pani? Podałam im wersję w języku polskim, która brzmiała „Stefania - Janowna”, co wywołało nowy huragan śmiechu i ostateczną ich decyzję wyrażoną w słowach „Proszę pani my dalej będziemy mówić pani, ale jak jaki moskal przyjedzie (co oznaczało inspektora) to my nie będziemy wtedy mówić pani. I wszystko pozostało po staremu.” (W: Siekierka..., s. 1055, lwowskie).     
W Nowej i Starej Dąbrowie pow. Kowel za okupacji sowieckiej kierownikiem szkoły był Mikołaj Bałysz, porucznik,  później oficer w 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. „Nauka w szkołach była przymusowa. Chodziliśmy do niepełnej szkoły średniej. Języka polskiego nie było. Nauka odbywała się w języku ukraińskim i rosyjskim. Nauczycielami byli Ukrainki i Sowieci oraz jeden Polak – Śledź Stanisław, który uczył matematyki. Za okupacji niemieckiej Śledź uczył nas potajemnie z zakresu gimnazjum. Po wojnie dał nam zaświadczenie, że skończyliśmy po dwa lata gimnazjum”.  (Witold Brania: Stara i Nowa Dąbrowa na Wołyniu 1939 – 1944 r.; w: „Biuletyn Informacyjny 27 Dywizji Wołyńskiej AK”, nr 1/2000).
Józef Ostrowski „Podlaski” pisze (Moje wspomnienia o Wołyniu; w: „Biuletyn Informacyjny 27 Dywizji Wołyńskiej AK” nr 4/1996): „W mojej rodzinnej Kolonii Dobra pow. Łuck utworzono Szkołę Powszechną I stopnia. Uczęszczałem do niej od klasy I do IV, kontynuując naukę w Zofiówce. Była to specyficzna szkoła pod względem różnorodności narodowościowej. Kierownikiem był Polak, Franciszek Walas, zaś pozostałych czworo nauczycieli było pochodzenia żydowskiego. Moją wychowawczynią i wykładowczynią języka polskiego była Rachela Bojmelówna. Są to fakty niezaprzeczalne, świadczące o tolerancji, obce nam były zjawiska dyskryminacji mniejszości narodowych. Przez długie lata dane mi było obcować z młodzieżą ukraińską, niemiecką i żydowską. Łączyły nas koleżeńskie stosunki, nie było wyróżniania jednych przed drugimi. Na całe życie pozostał w mej pamięci obraz otwarcia roku szkolnego 1939/1940 w Zofiówce. Opóźnienie w funkcjonowaniu szkól wiejskich było spowodowane działaniami wojennymi. Dlatego ceremonii tej w naszej szkole dokonano dopiero pod koniec października 1939 r. Po raz pierwszy zobaczyłem dwóch funkcjonariuszy NKWD, którzy na przemian informowali obecnych, że Armia Czerwona w roli „wyzwolicielki” mieszkańców Ukrainy Zachodniej przyniosła rajskie życie na tej ziemi. Pozwolili sobie na bezczelny szantaż młodzieży i oznajmili, że znane im są nieporozumienia jakie miały miejsce w „pańskiej Polsce” na tle narodowościowym i oto nadeszła chwila, by zgłosić tego rodzaju incydenty. Zauważyłem, że na ten perfidny apel żywo zareagowała pewna część młodzieży żydowskiej. Wytworzyła się natychmiast nieprzyjemna atmosfera, co wzbudziło we mnie lęk i niechęć do przebywania w tym środowisku. Nasunęło mi się wtedy pytanie: skąd tak raptowne dążenie do skłócenia nas, młodzieży zżytej ze sobą od wielu lat? Przeniosło to się również poza szkołę – gdzie nie spojrzeć na tablicach ogłoszeń i na budynkach mieszkalnych w całej Zofiówce pojawiły się ohydne plakaty szkalujące polskiego żołnierza i polski naród. Nierzadko spotykałem się również z bolesnymi docinkami ze strony ludności żydowskiej. Wszystko to w sumie było bezpośrednim powodem mojej rezygnacji z dalszej nauki w ogóle. Dopiero po zakończeniu działań wojennych i zdemobilizowaniu mnie, po siedmioletniej przerwie, wznowiłem naukę. Ale już tym razem w Malborku.”      
W kwartalniku „Biuletyn Informacyjny 27 Dywizji Wołyńskiej AK”, nr 1/1996, zamieszczony został artykuł Antoniego Jagodzińskiego: Początki okupacji sowieckiej w Krzemieńcu. W części „Szkolnictwo” pisze on: „Szkolnictwo w pow. krzemienieckim w pierwszym półroczu 1939/40 r. funkcjonowało nadal tak samo jak za czasów Polski Niepodległej. Różnica polegała jedynie na tym, że miejsce inspektora szkolnego p. Robaka, który opuścił miasto i wyjechał na teren okupacji niemieckiej, zajęła miejscowa młoda komunistka narodowości żydowskiej, z zawodu lekarka, mianowana przez kompartię na stanowisko kierowniczki Wydziału Szkolnego. Inspektorami szkolnymi, jej pomocnikami, byli bracia  Szaszkiw pochodzący ze wsi Bereżce, synowie gospodarza wiejskiego, także komuniści; jeden z nich był nauczycielem szkoły powszechnej i przed wojną odsiadywał karę więzienia. Cała praca wydziału polegała na tym, aby utrzymać nauczanie w szkołach i przygotować nauczycielstwo do wprowadzenia nowych sowieckich programów szkolnych. Ponieważ na skutek mobilizacji wielu nauczycieli zostało powołanych do wojska, a poza tym niektórzy opuścili samowolnie posady i wyjechali – więc wiele etatów było wolnych. Obsadzono je nowymi ludźmi, częściowo byłymi nauczycielami z czasów rosyjskich, którzy w Polsce nie mogli nauczać z powodu braku kwalifikacji naukowych lub niejednokrotnie etycznych i moralnych. Większość z nich była narodowości rosyjskiej i ukraińskiej. /.../  Do największej i najcenniejszej w Krzemieńcu biblioteki Liceum Krzemienieckiego władze sowieckie wydelegowały młodego komunistę, Żyda, z zadaniem wyeliminowania tych wszystkich książek, które mogłyby być uznane za nieprzyjazne i szkodliwe dla ustroju i idei komunistycznej.”      
W dniach 8 - 10 lutego 1940 roku miała miejsce I deportacja Polaków na Sybir. M.in.we wsi Pawlikówka pow. Kałusz deportowana na Sybir została nauczycielka Maria Wierzbicka, żona policjanta, który został aresztowany w październiku 1939 roku przez NKWD w wyniku donosu miejscowych Ukraińców. W miasteczku Niżniów pow. Tłumacz w wyniku donosu miejscowych Ukraińców wywieziono na Sybir kilka sióstr niepokalanek, które prowadziły w klasztorze szkołę i ochronkę, wśród nich siostrę Alinę Rościszewską. Wśród Polaków deportowanych wtedy na Sybir z miasteczka Tyśmienica pow. Tłumacz była nauczycielka Gałązkowa.
II deportację Sowieci przeprowadzili w dniach 12 - 15 kwietnia 1940 r. W mieście Borszczów woj. tarnopolskie wśród wywiezionych na Sybir było prawie całe grono profesorskie z borszczowskiego gimnazjum i liceum. Tak, jak w lutym kolonistów, tak teraz rdzennych mieszkańców tych ziem wskazali miejscowi Ukraińcy, jako groźnych „wrogów socjalizmu i ZSRR”. (Ludwik Fijał; w: Komański..., s. 520). Wśród deportowanych na Sybir z miasta Kołomyi znaleźli się m.in.: nauczycielka Amelia Piskozub wraz z trzema córkami, które zaginęły bez wieści oraz nauczycielka Szkoły Powszechnej im. A. Mickiewicza w Kołomyi Augustyna Szpakowska, która wyszła z armią gen. Andersa.  
Od września 1939 r. do końca 1940 r. w miasteczku Kuty pow. Kosów Huculski NKWD przy aktywnej pomocy miejscowych Ukraińców i Żydów aresztowało m.in.: nauczycielki Elżbietę i Wandę Czajkowskie, nauczyciela Jana Honczarka i jego syna, nauczycielkę Marię Janowicz (Ormiankę) i jej córkę Wisię, nauczyciela Dorko Łomeja (Ormianina). Nauczyciele ci zostali potem z więzienia zwolnieni, bądź udało im się zbiec podczas wkraczania wojsk niemieckich. Padli jednak ofiarą zbrodniarzy SB-OUN-UPA-SKW oraz policjantów ukraińskich. W sposób niezwykle okrutny zamordowani został: Elżbieta Czajkowska (lat 35), Wanda Czajkowska (lat 30), Jan Honczarek (lat 35) i jego syn, Maria Janowicz (lat 42) i jej córka Wisia (lat 9 - zakłuta nożami), a także Ormianin Dorko Łomej.
Nie sposób jest ocenić, ilu nauczycieli polskich deportowali Sowieci na Sybir, ilu uwięzili i zamordowali podczas ucieczki przed nacierającymi wojskami niemieckimi. Ocaleli świadkowie potwierdzają, że tak szerokie spenetrowanie przez NKWD środowiska polskich nauczycieli było możliwe dzięki współpracy Ukraińców, dotychczasowych sąsiadów Polaków. Najczęściej sąsiadów od wielu pokoleń, w tym w wielu przypadkach skoligaconych.
Wiktor Chmieluk ze wsi Skorodyńce pow. Czortków, woj. tarnopolskie: „Pierwszego mordu w naszej wsi dokonali nacjonaliści ukraińscy na miejscowej nauczycielce Danucie Walkównej. Miało to miejsce wczesną wiosną 1941 r. Mieszkała ona obok szkoły u Ukraińca Andrzeja Sawickiego. Około północy, kiedy wracałem od Stefana Sitki, gdzie słuchaliśmy wspólnie radia, usłyszałem nagle krzyk. A po chwili natknąłem się na biegnącego od strony szkoły osobnika. Postanowiłem dowiedzieć się od niego, co się tam dzieje. Miał głowę zakrytą chustą. Gdy nie odpowiedział na zadane mu pytanie, zerwałem chustkę i rozpoznałem, że jest to Ukrainiec z naszej wsi - Antoni Szewciw. Zostawiłem go i poszedłem do domu, w którym mieszkała - D. Walkówna. W jej izbie świeciła się lampka, a drzwi były otwarte. Przerażony A. Sawicki powiedział mi, że nauczycielka została zamordowana. Wszedłem do mieszkania i zobaczyłem wstrząsający widok. Walkówna leżała na łóżku z odchyloną głową i poderżniętym gardłem. Jej śmierć skojarzyłem ze spotkanym na drodze Antonim Szewciwem. Jak się później okazało, działał on wspólnie z Mikołajem Hapijem.” (W: Komański..., s. 694).
Okupacja niemiecka dała nacjonalistom ukraińskim jako kolaborantom możliwość dalszej eksterminacji ludności polskiej. Już 8 i 9 sierpnia 1941 roku w mieście Stanisławów oraz powiecie stanisławowskim policja ukraińska aresztowała, według wcześniej przygotowanych list imiennych przez ukraińskich działaczy OUN, w tym m.in. Iwana Rybczyna i Danysza - nauczyciela ukraińskiego gimnazjum -  około 800 Polaków i przekazała ich do gestapo, gdzie po przesłuchaniach wywiezieni zostali nocą z 14 na 15 sierpnia do Czarnego Lasu k. Stanisławowa i tam zamordowani. Wśród nich było około 130 nauczycieli oraz 67 czołowych przedstawicieli inteligencji. Lista pomordowanych nauczycieli z miasta Stanisławowa, aresztowanych 8 - 9 sierpnia 1941 roku i rozstrzelanych w nocy z 14 na 15 sierpnia 1941 roku w rejonie Czarnego Lasu zawiera 121 nazwisk: 66 nauczycieli szkolnictwa powszechnego, w tym 50 kobiet oraz 55 nauczycieli szkolnictwa średniego ogólnokształcącego i zawodowego, w tym 15 kobiet. 17 sierpnia  1941 r. w miasteczku Tyśmienica pow. Tłumacz policjanci ukraińscy aresztowali 18 Polaków: 10 nauczycieli i 8 młodych osób; wszyscy zostali rozstrzelani kilka dni później w Czarnym Lesie. Byli to nauczyciele: Janina Bańkowska (aresztowana z mężem, który nie chciał opuścić żony), Mieczysław Dziedziniewicz, Maria Chirowska, Stanisław Leuruk, Józefa Maląg, Karolina Kokówna, Aniela Statkiewiczowa, Stanisław Wajda, Helena Wysocka i Jadwiga Ziomkowa ( Siekierka Szczepan, Komański Henryk, Różański Eugeniusz: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie stanisławowskim 1939 – 1946; Wrocław 2007, s. 712).
W 1942 roku bojówki OUN nasiliły mordowanie przedstawicieli polskiej inteligencji, która mogłaby organizować samoobronę ludności polskiej przed planowaną jej eksterminacją. Byli to głównie leśnicy, księża katoliccy i nauczyciele.  Poniżej przykłady.
4 kwietnia 1942 roku we wsi Hleszczawa pow. Trembowla bojówkarze OUN uprowadzili jadącego rowerem do swoich rodziców do Trembowli  na święta Wielkanocne polskiego nauczyciela Jana Nogę. Jego zwłoki odnalezione w lipcu 1942 roku w studni w jednym z gospodarstw w Hleszczowie miały wydłubane oczy, odcięte genitalia i zaciśnięty na szyi sznur.   
7 listopada 1942  we wsi Wołkowyja pow. Dubno do domu rodziny nauczycieli Sierżyckich oraz ziemian Obuch-Woszczatyńskich wdarła się grupa uzbrojonych Ukraińców, policjantów i cywili. „Zamordowani zostali: nauczyciele Jerzy Sierżycki, s.. Konstantego, lat 39 z żoną Zofią i trojgiem dzieci: Janem, lat 5, półtorarocznymi bliźniętami Stanisławem i Anną; rodzice Zofii Sierżyckiej; Wacław Obuch - Woszczatyński, s. Jana, lat 83 (ziemianin, którego majątki zostały skonfiskowane przez carat po 1863 r.) i jego żona Maria z Jezierskich, c. Józefa, lat 71. Zastrzeleni na miejscu zostali Obuch - Woszczatyńscy i dzieci Sierżyckich, natomiast małżeństwo Sierżyckich bojówkarze wywieźli wozem w pole, gdzie ich maltretowali, a zwłoki ledwo przysypali ziemią. Mały Staś z dwoma ranami w głowie, pilnowany przez policjantów, męczył się 23 godziny, zanim zmarł. Sprowadzonemu przez rodzinę lekarzowi oprawcy nie pozwolili zrobić zastrzyku znieczulającego. Również nie pozwolili na przeniesienie zwłok Świerżyckich na cmentarz. Po jakimś czasie ksiądz Hieronim Szczerbicki, obsługujący parafie Tesłuhów i Łysin, z mieszkańcami Wołkowyi zorganizował nocą ekshumację pomordowanych Sierżyckich i przeniósł na cmentarz rzymskokatolicki w Tesłuhowie. Po wojnie Adam Obuch - Woszczatyński, akowiec, będąc w sowieckim łagrze, musiał wysłuchać szczycenie się tą zbrodnią jednego z jej uczestników” (Siemaszko..., s. 105 - 106). Wacław i Maria Obuch - Woszczatyńscy byli teściami gen. Franciszka Niepokólczyckiego „Teodora” (zastępcy Komendanta Kedywu Komendy Głównej AK, a po rozwiązaniu AK prezesa Zrzeszenia WiN). Byli oni także spokrewnieni z żoną Jana Kiwerskiego „Oliwy”, d-cy 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK. Sierżyccy żywili ukrywających się Żydów.  
Już wtedy nauczyciele polscy na Kresach organizowali obronę ludności polskiej przed nacjonalistami ukraińskimi.
Przywódcami samoobrony w Wydymerze byli ludzie związani z konspiracją ZWZ-AK: Franciszek Żarczyński i Marcin Brzozowski – nauczyciel. W połowie 1942 roku w osadzie Sienkiewiczówka pow. Łuck powstała konspiracyjna grupa samoobrony pod dowództwem nauczyciela Anatola Ruebenbauera. Jesienią 1942 roku we wsi Ostrówki pow. Luboml została zawiązana konspiracyjna placówka AK, której dowódcami byli nauczyciel Jan Lisoń i kierownik szkoły Józef Jeż. Członkiem AK był również ks. proboszcz Stanisław Dobrzański. Starsi gospodarze byli przeciwni organizowaniu samoobrony, aby nie drażnić Ukraińców. Polacy w tej wsi mieszkali zgodnie od kilkuset lat i nie dopuszczali do myśli tego, aby ze strony sąsiadów Ukraińców mogło spotkać ich coś złego. Miało to skutki tragiczne.  
W II połowie 1942 roku w kolonii Gurów pow. Włodzimierz Wołyński nauczyciel ze Żdżar Wielkich Jan Cichocki zorganizował grupę konspiracyjną. Był on przywódcą tej grupy w Gurowie i sąsiednich Zabłoćcach. W tym też czasie we wsi Iwanicze Stare i w kolonii Iwanicze Nowe pow. Włodzimierz Wołyński zorganizowanej grupie konspiracyjnej AK przewodzili: kierownik szkoły Władysław Filar (niedawno zmarły bohaterski Kresowianin) i nauczyciel Jerzy Krasnowski. W 1942 roku we wsi Wólka Markowiecka pow. Horochów „została zorganizowana z pomocą nauczyciela Kazimierza Kałmierczyka mieszkającego w sąsiedniej wsi Wólce Szelwowskiej, mała grupa bojowa, tzw. Straż Chłopska, związana organizacyjnie ze Stronnictwem Ludowym.” (Siemaszko..., s. 144 - 145). Pod koniec 1942 roku w miasteczku Rożyszcze pow. Łuck powstał odcinek samoobrony Rożyszcze Obwodu AK Kiwerce, którego dowódcą był miejscowy nauczyciel pchor. Jan Garczyński „Gryf”, „Lama”. Uratowało to życie setkom osób polskiej ludności  z miasteczka oraz ze wsi okolicznych. Niestety, nie zapobiegło to kolejnym tragediom na Wołyniu.
W wioskach ukraińskich, często położonych wśród lasów, daleko od miast i miasteczek kresowych, w szkole powszechnej zwykle pracowała jedna nauczycielka albo jedna rodzina nauczycielska. Większość z nich została wymordowana w okrutny sposób, w tym także przez swoich ukraińskich uczniów i ich rodziców -  i nie pozostał po nich nawet ślad pamięci, nie mówiąc już o grobach.
Niedaleko miasteczka Kuty pow. Kosów Huculski. „Jesienią 1942 r. zaczęły docierać do nas wieści o przypadkach zamordowania pojedynczych osób. Było to zwykle daleko w górach i tak mało prawdopodobne, że trudno było uwierzyć. Najbardziej w naszym domu omawiano przypadek zamordowania w okrutny sposób nauczycielki wiejskiej szkoły, którą znali moi rodzice. /.../ Było to niedaleko Kut w górach. Znaleziono ja w rowie, niedbale czymś przykrytą. Miała obcięte piersi, wydłubane oczy, obcięty język, całe ciało skłute nożem” (Grażyna Drobnicka; w: Siekierka..., s. 299; stanisławowskie).  
W grudniu 1942 roku we wsi Chorupań pow. Dubno: „Do mieszkania nauczyciela i kierownika szkoły powszechnej Polaka, ożenionego z Ukrainką, szanowanego przez miejscową ludność ukraińską za wprowadzenie do szkoły języka ukraińskiego i pomoc w załatwianiu różnych spraw urzędowych, przyszło kilku uzbrojonych Ukraińców i siłą zabrało go z mieszkania, a następnie zastrzeliło. Gdy żona Ukrainka wystąpiła w jego obronie, tłumacząc jego zasługi dla ludności ukraińskiej, została przez jednego z bojówkarzy uderzona kolbą karabinu ze słowami: „Ty zisuwała ukrajinśku krow” („Ty zepsułaś ukraińską krew”). (Siemaszko..., s. 84 – 85).
We wsi Hlibów pow. Skałat, świadek Danuta Kotelec z d. Deputat: „Pewnego dnia wyruszyłyśmy z mamą w odwiedziny do jednej z ciotek - wspomina pani Danuta. - Szłyśmy przez Chlibów w kierunku pobliskiego Grzymałowa. W pierwszej wsi mama nagle zasłoniła mi oczy. Ale ja zobaczyłam... Polską nauczycielkę rozciągniętą na wraku czołgu i dziecko, może pięcioletnie, przybite do płotu. A w samym Grzymałowie obserwowałyśmy jak Niemcy wpędzili Żydów do stawów i tam mordowali. Jak powiedziała ciocia Lusia trwało to już trzy dni.” (Dariusz Chajewski: Trzy kresowe światy pani Danuty. W: https://plus.gazetalubuska.pl/trzy-kresowe-swiaty-pani-danuty-poznaj-niezwykla-ich-historie/ar/11681992 ; 01.11.2016). Zagłada Żydów w Grzymałowie miała miejsce w 1942 roku.
W lutym 1943 roku w kolonii Hały pow. Sarny komendantem samoobrony został kierownik szkoły Marcin Brzozowski “Lech”. We wsi Huta Stepańska pow. Kostopol utworzono kilkuosobowy Komitet Samoobrony, którego przewodniczącym został nauczyciel Władysław Kurkowski “Duch”, a w jego składzie był także ksiądz proboszcz Bronisław Drzepecki. Podjęto uchwałę, że samoobrona będzie walczyć wyłącznie z bojówkami ukraińskimi, lecz nie z kobietami, dziećmi i starcami. W lutym i w marcu 1943 roku w kolonii Zadąbrowie pow. Sarny działała samoobrona, której dowódcą był nauczyciel, ppor. rez. Adam Roskowiński. Na początku kwietnia, podczas napadu UPA, zginął on w walce, oraz 8 członków samoobrony i 10 innych Polaków.
Od lutego 1943 roku na Wołyniu rozpoczęla się ludobójcza rzeź ludności polskiej prowadzona przez Ukraińską Armię Powstańczą, początkowo nazywaną jako “bulbowcy” (od nazwiska dowódcy Tarasa Borowcia “Tarasa Bulby”), a następnie “banderowcami” (od nazwiska Stepana Bandery, przywódcy OUN-B). Ze szczególnym okrucieństwem mordowani byli polscy nauczyciele i ich rodziny.
W lutym 1943 roku we wsi Kopcze Czeskie pow. Łuck ukraińscy „powstańcy” zamordowali rodzinę polsko-czeską nauczycieli: uwiązali za szyję Czecha, kierownika szkoły w Kopczu Czeskim, Karola Tarabę i wlekli go za wozem, na którym wieźli do lasu na miejsce kaźni jego żonę Polkę, Elżbietę, nauczycielkę w Kopczu Ruskim oraz ich dzieci. „Pod koniec pobytu w Armatniowie dowiedzieliśmy się o tragedii w pobliskiej wsi Kopcze. Była to czeska wieś, która żyła sobie spokojnie, bo Ukraińcy, nie wiem czemu, Czechów tolerowali. Mieszkało tam zaprzyjaźnione z rodzicami nauczycielskie małżeństwo, Ela i Karol Tarabowie z trojgiem małych dzieci. Pani Ela była Polką, ale jako żona Czecha czuła się w Kopczach bezpiecznie. Jak się okazało – niesłusznie. Wypatrzyli ją i tam. Ileż trzeba mieć w sobie zawziętości i nieprzytomnej nienawiści, aby przyjść do wsi po jedną, bezbronną kobietę, tylko dlatego, że jest Polką, próbować zabrać ją z domu z trojgiem dzieci, oferując łaskawie mężowi wolność i życie. Ponieważ pan Karol z oferty nie skorzystał, zabito go pierwszego. Dzieci zamęczono na oczach pani Eli, którą na końcu zgwałcono i zabito. Znajomy Czech, który moją mamę o tym bestialskim wydarzeniu poinformował, znał nazwiska oprawców. Obiecał, że po wojnie je ujawni, ale nie wiem, czy to zrobił. Długo płakałam po śmierci Tarabów, lubiłam ich dom czysty, zadbany, serdecznie gościnny, ich synów Wiesia i Romka. Najbardziej żal było mi jednak małej, zaledwie trzyletniej Bogusi. Czy dla wyzwolenia Ukrainy, dla jej niepodległości potrzebna była męczeńska śmierć Tarabów i ich dzieci?” (Barbara Krawczyk: Gorzki kraj lat dziecinnych...  Fundacja Moje Wojenne Dzieciństwo, 1999).     
12 marca 1943 roku we wsi Białka pow. Kostopol upowcy zamordowali 18 Polaków, w tym 9 osób z rodziny nauczyciela Barcza oraz małżeństwo nauczycieli Pastuszewskich. Wcześniej chłopi ukraińscy zapewniali, że nic im się nie stanie. 15 marca w kol. Jachimówka pow. Horochów upowcy uprowadzili z domu nauczyciela Władysława Kwiatkowskiego, lat 30. Na drugi dzień żona z pomocą uczniów znalazła jego zwłoki z powyłamywanymi kończynami w kupie gnoju. Tego dnia we wsi Kamionka pow. Kostopol Ukraińcy zamordowali 13 Polaków. Wśród nich byli: nauczyciel Marceli Zygadło, lat 32, jego żona Zofia z Trawińskich i ich córka Barbara w wieku 1 roku. Rodzina nauczyciela została spalona w domu jego żony. W kolonii Koszyszcze pow. Łuck policjanci ukraińscy pod dowództwem Niemców, podczas pacyfikacji zamordowali 145 Polaków, w tym organizatora konspiracji, nauczyciela Antoniego Zarembę z żoną Anną i 6-giem ich dzieci. W marcu we wsi Potok Złoty pow. Buczacz banderowcy siekierami zarąbali kierownika szkoły Józefa Hutnika z żoną oraz nauczyciela Albina Podlewskiego z żoną Emilią.  We wsi Świszczów pow. Dubno wtargnęli nocą do mieszkania małżeństwa nauczycieli i zamordowali Stanisława Lichotę, lat 50, kierownika szkoły w tej wsi -  porąbali go i wrzucili w kawałkach do studni. We wsi Werbcze Duże pow. Kostopol powiesili w sieni domu na drabinie nauczycielkę Kazimierę Myczewską, a jej dwoje nieletnich dzieci udusili. Wcześniej Ukraińcy zapewniali ją o bezpieczeństwie. Barbara Gawęda – Kuchta ze wsi Stepań pisze: „ Z początkiem marca 1943 r. przywiózł na saniach chłop z Werbcza ciała uduszonej nauczycielki Meczewskiej i jej dwoje dzieci w wieku 12-10 lat.” (B. Gawęda-Kuchta: Wspomnienia z Wołynia; w:  Lucyna Kulińska: „Dzieci Kresów II”, 2006). We wsi Zahorów Nowy pow. Horochów zbiegli ze służby policjanci ukraińscy zamordowali nauczyciela NN z żoną i dwojgiem dzieci, których wrzucili do studni. We wsi Zastawie (Katarzynówka) pow. Horochów zamordowali 5 Polaków, wśród których był nauczyciel Palka, lat ok. 40. Zwłoki ofiar znaleziono w pobliskim lesie.
W połowie lutego 1943 roku we wsi Wyrka pow. Kostopol zorganizowała się samoobrona współpracująca z samoobroną w Hucie Stepańskiej. Komendantem został nauczyciel por. Jan Skiba, lat ok. 30. 2 kwietnia Ukraińcy podstępnie (proponując za pośrednictwem jakiejś kobiety wymianę, w umówionym miejscu w lesie, karabinów za zboże) uprowadzili go i zamordowali. Pobitego, z wypaloną swastyką na policzku, utopili w wyrobisku. „Miał na ciele szereg wypaleń drutem gorącym oraz płytkie rany kłute, a następnie przywiązano mu drutem kolczastym kamienie do szyi i nóg i został utopiony w sadzawce po kamieniołomach koło wsi Szeniawka”  (Stanisław Szumski; w: Siemaszko..., s. 1224).  
22 kwietnia 1943 roku (Wielki Czwartek) we wsi Białogródka (Białohorodka) pow. Dubno upowcy zamordowali m.in. leśniczego Kazimierza Góreckiego, lat 40, z żoną Anną, lat 35, która była nauczycielką, ich córkę Irenę, lat 5 oraz matkę żony, która była wyznania prawosławnego. W kwietniu 1943 we wsi Hrywiatki pow. Kowel upowcy zamordowali kierownika szkoły w sąsiedniej wsi Krzeczewicze Kałwę, bestialsko znęcając się nad nim. „Sprawy te nabrały w Hrywiatkach zupełnie innej wymowy, gdy wiosną 1943 roku nacjonaliści ukraińscy w bestialski sposób zamordowali byłego kierownika szkoły powszechnej w Krzeczowicach, pana Kalwę. Człowiek ten nie miał osobistych wrogów, był na to za szlachetny i za dobry, by prywatne rozrachunki mogły wchodzić tu w grę. Musiała to być zorganizowana akcja. Wypadek ten szczególnie mocno poruszył młodego mieszkańca wzmiankowanej wsi, Adama Parandzisza. Przez dwa lata chłopak uczęszczał do szkoły w Krzeczowicach, poznał dobrze swego kierownika i nauczyciela jako dobrego, zdolnego pedagoga, zdolnego organizatora i bardzo porządnego człowieka. Adaś przywiązał się do swego wychowawcy, lubił go i szanował. Toteż jego niespodziewana śmierć zrobiła na chłopcu przygnębiające wrażenie. Któż mógł z zimną krwią targnąć się na życie tego człowieka? W jakim celu? Nie umiał sobie na te pytania odpowiedzieć. Zaczął tylko uważniej obserwować wszystko co się naokoło działo, przyglądać bacznie niedawnym kolegom narodowości ukraińskiej, słuchać napływających coraz to nowych informacji i powoli nabierał przekonania, że naprawdę zaczynają się dziać rzeczy, które mogą tragicznie zakończyć się dla całego polskiego społeczeństwa i to na całym Wołyniu” (Leon Karłowicz: Mord w Hrywiatkach; w: „Biuletyn Informacyjny 27 DWAK”, nr 3/1987).   
Także w kwietniu 1943 roku na drodze do Łucka upowcy zamordowali mieszkańców Starej Dąbrowy: inż. Władysława Krzanowskiego, lat 48, z córką nauczycielką Janiną Krzanowską, lat 26, którą przed śmiercią zgwałcili. Ciała ofiar wrzucili do studni (Siemaszko..., s. 404 – 405; Witold Brania twierdzi, że był to Witold i Jadwiga Chrzanowscy – „Biuletyn Informacyjny 27 Dywizji Wołyńskiej AK”, nr 1/2000). We wsi Okniny Duże pow. Krzemieniec sołtys wsi, Ukrainiec, wraz z policjantami ukraińskimi (lub upowcami ubranymi w mundury policyjne), pojechał do Krzemieńca po kierownika szkoły Tadeusza Szreffela, lat ok. 40 i nauczycielkę Melanię Momot, którzy wcześniej ze wsi uciekli, i namówił ich, żeby wrócili, bo nic im nie grozi, a przynajmniej żeby wzięli sobie swoje rzeczy. Wraz z nimi pojechał do Oknin swym wozem młody Kosicki, z rodziny uchodźców, przebywających w Krzemieńcu. Wszyscy oni zostali po przyjeździe do wsi zamordowani.
W kwietniu 1943 roku w Krzemieńcu Komitet Opieki nad Uchodźcami zorganizował dla polskich dzieci szkołę, w której uczyła nauczycielka Elżbieta Zwingrodzka. Kilka transportów dzieci sierot po zamordowanych oraz matek z dziećmi konwojowały do Krakowa Irena Sandecka i Wanda Żółkiewska. Tam zajmował się nimi Polski Komitet Opiekuńczy. Irena Sandecka była nauczycielką Liceum Krzemienieckiego i działaczką harcerską. Podczas wojny pracowała w Powiatowej Delegaturze Rządu w Krzemieńcu, organizując pomoc ludności polskiej zagrożonej i poszkodowanej w wyniku napadów nacjonalistów ukraińskich. Komendantem AK na okręg śniatyński był Jakub Huber, nauczyciel, oficer rezerwy. Zorganizował on Komitet Opieki, który pomagał rodzinom uwięzionych i pomordowanych na terenie powiatu Śniatyn. Leokadia Wawrzykowska z d. Chruszczewska pochodziła ze wsi Kąty pow. Krzemieniec, ukończyła Seminarium Nauczycielskie w Liceum Krzemienieckim w 1936 roku. Została w Kątach nauczycielką i kierowniczką szkoły. Fala ludobójczej rzezi zastała ją tutaj razem z mężem, członkiem kierownictwa samoobrony i ich rocznym dzieckiem. UPA dokonała napadu na wieś 3 maja 1943 roku. Na drugi dzień Niemcy ewakuowali ocalałą ludność polską do Szumska. Relacjonuje ona: „O godzinie 18 niemiecki komisarz, tzw. Kreislandwirt, nakazał transportowi wyjechać na noc w drogę do Krzemieńca, przez wsie ukraińskie, z których rekrutowały się bandy UPA. Był to wyjazd na pewną śmierć. Wtedy w imieniu ludności polskiej, wydelegowany tłumacz wiejski poprosił Niemca o pozostanie transportu w Szumsku do rana. Niemiec na to skierował karabin w pierś tłumacza E. Wawrzykowskiego i nagle przed lufą karabinu stanęła żona tłumacza trzymając na ręku jednoroczne dziecko. Niemiec zaklął i odszedł, a ludzie zostali do rana, chociaż nikt nie spał już, już drugiej nocy z rzędu”. (Leokadia Wawrzykowska; w: Siemaszko..., s. 1168 - 1171).  
28 maja 1943 roku we wsi Staryki pow. Sarny: „Nauczycielkę p. Mierzejewską i jej 14-letniego syna Henryka powiesili do góry nogami na drzewie, odcinali części ciała i wydłubywali oczy”. (Jadwiga Bogdanowa: Moja dziecięca gehenna; w: „Nasz Dziennik” z 27 lutego 2009 - „Dodatek Historyczny IPN” 2/2009). W maju 1943 roku we wsi Huszyn pow. Kowel zamordowane zostało przez upowców małżeństwo polskie: kierownik Florian Unold i jego żona Stefania. Była to jedyna polska rodzina mieszkająca w tej ukraińskiej wsi. Pomimo zagrożenia trwającego od 1939 roku, pozostała we wsi na prośbę miejscowych Ukraińców, którzy gwarantowali bezpieczeństwo. Pozostało przy życiu trzech synków Unoldów: 7-letni Zbigniew, 3-letni Andrzej i niemowlę. Dzieci te same przewędrowały wzdłuż torów kolejowych do Kowla, tj. 11 kilometrów.  Najmłodszy był niesiony przez najstarszego. Na dworcu kolejowym w Kowlu Niemcy zastrzelili Andrzeja, ocalałą dwójką zaopiekowali się rodzice chrzestni, nauczyciele Cytryccy. W okolicach Małyńska porwanego nauczyciela Ukraińcy dręczyli przez kilka dni przywiązanego do drzewa, zanim skonał. Wycięli mu pępek, wyciągnęli jelito, którym okręcili drzewo. We wsi Szczodrochoszcze pow. Kobryń woj. poleskie bojówkarze z UPA zamordowali rodzinę nauczyciela z żoną i dwójką dzieci. „W maju 1943 r. do jego domu wtargnęli bojówkarze z UPA i zamordowali go wraz z żoną i dwójką dzieci. Zapisał się on na tyle w pamięci tutejszych Ukraińców, którzy uznali, ze trzeba upamiętnić jego postać. Umieścili oni koło szkoły w wiosce obelisk, na którym umieścili napis: ”Pamięci dyrektora szkoły zamordowanego przez nieznanych sprawców w 1943 r.” (Marek Koprowski: W nowej rzeczywistości, 14 września 2012, wspomnienia Eugeniusza Pindycha; www.kresy.pl ).
Wiosną 1943 roku we wsi Dereczyn pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali polskiego nauczyciela NN wraz z całą rodziną. Także w tym czasie we wsi Łobaczówka pow. Horochów zostali uprowadzeni przez upowców i zastrzeleni w lesie dwaj nauczyciele: kierownik szkoły pochodzący z Lubelszczyzny Edward Popek i Szleser pochodzący z Pomorza.
14 czerwca 1943 roku (drugi dzień Zielonych Świąt) w okolicach wsi Łanowce pow. Krzemieniec upowcy zamordowali uprowadzoną ze wsi Białozorka emerytowaną nauczycielkę Stanisławę Mazewską. 15 czerwca  we wsi Kisorycze pow. Sarny upowcy 45-letnią nauczycielkę Felicję Masojadę oraz 30-letniego furmana Kacpra Kozińskiego. Felicja Masojada była powszechnie znana i jak się wydawało poważana nie tylko przez Polaków, ale i Ukraińców, ponieważ pomagała w różnych sprawach wszystkim ludziom, niezależnie od narodowości i wyznania oraz leczyła. Z jej pomocy korzystali ukrywający Żydzi. Nauczycielkę „partyzanci ukraińscy” żywcem powiesili za nogi na drzewie, odcięli piersi, wydłubali oczy, z brzucha wyciągnęli wnętrzności. W czerwcu 1943 we wsi Oszczów pow. Horochów upowcy zamordowali kilka rodzin polskich, w tym 2 rodziny nauczycieli o nie zapamiętanych nazwiskach, liczące 8 osób. We wsi Puzów pow. Włodzimierz Wołyński miejscowi upowcy związali drutem kolczastym uprowadzonego z kol. Worczyn nauczyciela Wincentego Sułka, lat ok. 40, torturowali go przez dwa dni aż do zgonu. Nad nauczycielem znęcali się również młodzi Ukraińcy z Worczyna. Ciało zamordowanego zakopali w ogrodzie. Żona Sułka zdołała ukryć się i uszła z życiem, ich dom został obrabowany. We wsi Huta Stara pow. Kostopol  trzech Ukraińców zamordowało polskiego nauczyciela Jerzego Jeża za to, że kiedyś synowi jednego z nich wystawił ocenę dostateczną z rysunku. Mordercy tłukli jego głową o ławki , aż wypłynął mózg. Salę zajęć zmywał w straszliwej rozpaczy syn zamordowanego.  
Na początku lipca 1943 roku patrol samoobrony z Huty Stepańskiej został zaatakowany pod Mydzkiem przez bojówkę UPA, w wyniku czego zginął ppor. rez. Piotr Tyszkiewicz „Bródka”. Był on nauczycielem oraz dowodził małą grupą samoobrony w kolonii Huta Mydzka pow. Kostopol. W nocy z 10 na 11 lipca we wsi Zawidów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy wtargnęli do domu nauczyciela Kubita i zamordowali: 29-letnią Bronisławę Kubit, żonę Tadeusza, z d. Łaskawiec, ich 3-letniego syna Wiesława oraz 36-letnią siostrę żony Agnieszkę Łaskawiec. Tadeusz Kubit ukryty w piwnicy pod podłogą ocalał, a następnie, po opuszczeniu kryjówki, po różnych przejściach dotarł do Horochowa i potem do Generalnej Guberni. Polacy sądzili, że Ukraińcy nie będą mordować kobiet i dzieci. Mordu dokonali miejscowi Ukraińcy, z którymi nauczyciel był w dobrych stosunkach, m.in. sąsiad Ukrainiec Wasyl Bojko, jego siostra z mężem Wiuterem, szkolnym stróżem. Mieszkanie zostało splądrowane. Zwłoki pomordowanych zostały przez morderców wrzucone do rzeki Ługa. Wyciągnął je miejscowy duchowny prawosławny i pochował, a później opiekował się grobem. W tej wsi mieszkała tylko ta jedna rodzina nauczycieli. (Siemaszko..., s. 904 - 905). Tejże nocy we wsi Dominopol pow. Włodzimierz Wołyński został podstępnie zastrzelony przez upowców nauczyciel ze wsi Swojczów Stanisław Dąbrowski z grupą około 30 młodych Polaków. Od marca 1943 roku Ukraińcy ze sztabu UPA w Wołczaku namawiali Polaków z Dominipola i wsi okolicznych do organizowania ukraińsko-polskiej partyzantki w celu walki z Niemcami. Zmobilizowano ponad 90 chłopców w wieku 15 - 20 lat z kilku okolicznych miejscowości. Ukraińcom chodziło o to, aby Polacy nie zorganizowali samoobrony, posłużyli się podstępem, aby wcześniej wziąć pod kontrolę i w odpowiednim momencie zlikwidować Polaków zdolnych do obrony. Natychmiast po tej zbrodni UPA z pomocą chłopów ukraińskich z okolicznych wsi dokonała rzezi Dominopola. Wśród ponad 220 ofiar był nauczyciel Stefan Stesiek, lat około 30, jego żona Ewa, lat 24, oraz jej matka Pelagia Rakowska, współwłaścicielka młyna wodnomotorowego na rzece Turii, lecząca bezpłatnie w okolicy Polaków i Ukraińców. W czasie „Krwawej niedzieli” 11 lipca 1943 roku w kolonii Gurów pow. Włodzimierz Wołyński  wśród  410 zamordowanych Polaków był nauczyciel Marian Popiel de Choszczak z żoną, również nauczycielką, Zofią i dwojgiem ich dzieci. (Siemaszko..., s. 828 – 830; oraz  “Nasz Dziennik” nr 4/2002). Inni wymieniają troje dzieci:  „Popiel Marian, lat 41, 5 osób. Popiel Marian, z zawodu nauczyciel gimn. pochodził z m. Stryja, gdzie ma bliską rodzinę. W Gurowie osiedlił się czasowo; Zofia, lat 41; Janusz, lat 11; Zofia, lat 9; syn (imię niezn.), lat 1,5.” (1943, lipiec – Wykaz uratowanych i ofiar oraz omówienie mordu dokonanego przez Ukraińców we wsi Gurów na Wołyniu; sporządzony w RGO we Lwowie. W: B. Ossol. 16722/2, s. 297- 307). W miasteczku Kisielin podczas rzezi ludności polskiej zgromadzonej na mszy w kościele upowcy spalili żywcem w kuchni plebani na parterze nauczycielkę Irenę Zawadzką, lat ok. 45, mieszkającą we wsi Twerdyń. „W lipcu zorganizowana banda ukraińska wymordowała Polaków w kościele w Kisielinie, podczas nabożeństwa. Siąpił deszczyk. Wszyscy wierni weszli do kościoła. Wtedy Ukraińcy otoczyli kościół i stojąc w głównych i bocznych drzwiach, strzelali do stłoczonych ludzi z maszynowej broni. Nie trudno sobie wyobrazić, co się działo. Jaki popłoch powstał w kościele, krzyk, pisk, lament. Kilka osób miało przy sobie broń, więc strzelali do bandy. Strzelała także polska nauczycielka z Twerdyń, Irena Zawadzka. Nasza dobra znajoma. Rodzice moi żyli z nią w bardzo przyjaznych stosunkach. Patriotyzm był najczęstszym tematem w naszym domu. Pani Zawadzka zginęła w zakrystii” (Alfreda Magdziak: 31 sierpnia 1943; w: „Biuletyn Informacyjny 27 Dywizji Wołyńskiej AK”, nr 1/1990). W kolonii Rogowicze pow. Horochów zamordowali Agnieszkę Lipowską, jej córkę Jadwigę, Aleksandra Lipowskiego (syna także Aleksandra), jego żonę Mariannę i ich 2- letnią córkę. „Ojciec mój Aleksander oprócz gospodarstwa rolnego posiadał młyn, siostra Jadwiga, lat 25, panna, była nauczycielką w szkole powszechnej, starszy brat Aleksander, lat 35 był sekretarzem gminy, ja zaś miałem kuźnię. Z Ukraińcami żyliśmy w zgodzie i mimo iż docierały do nas informacje o mordowaniu rodzin polskich przez banderowców uwierzyliśmy zapewnieniom naszych ukraińskich sąsiadów, że nic nam nie grozi, mamy mocną pozycję,  przecież oni też korzystają z naszego młyna i kuźni, a brat Aleksander był przez nich ceniony za udzielanie porad agronomicznych. A jednak przyszli. Była to niedziela 11 lipca 1943 r. Wróciłem do domu z rodzicami Aleksandrem i Agnieszką z d. Bernat oraz siostrą Jadwigą po nabożeństwie z kościoła w Łokaczach. Przyszedł do nas brat Aleksander z żoną Marianną lat 28 i dwuletnią córeczką. Naradzaliśmy się, czy mamy pozostać w swoich domach, czy też jak inne polskie rodziny opuścić dom i przenieść się do Łokacz, gdzie został utworzony oddział samoobrony i czulibyśmy się bezpieczniejsi. Ojciec wyszedł w pole do krów, a matka smażyła jajecznicę na boczku. Widocznie przywiódł ich zapach jedzenia. Weszło ich trzech, nieznanych mi z widzenia, uzbrojonych w karabiny. Zapytali czy cała rodzina jest w domu, zażądali od nas dokumentów, zabrali z portfelami mówiąc, że nam już one nie będą potrzebne. Byliśmy odświętnie ubrani, więc polecili, abyśmy się rozebrali do bielizny. Krzyczeli: Polskie mordy to już koniec z wami, musicie zginąć, nie ma tu dla was miejsca. Matka prosiła ich, aby pozwolili nam pomodlić się przed śmiercią. Zagonili nas z kuchni do pokoju, a kiedy siostra Jadwiga nie uklękła jak inni i na ich krzyki odpowiedziała: my zginiemy, ale i wy zginiecie, nie zbudujecie Ukrainy na krwi niewinnej i bezbronnej ludności polskiej, a okryjecie siebie i naród ukraiński wieczną hańbą, jesteśmy solą tej ziemi, zamiast mordować uczcie się od nas jak żyć godnie i dostatnio – została uderzona przez bandytę lufą karabinu, zachwiała się i upadła na szafę. W tym zamieszaniu matka powiedziała do mnie, abym uciekał. Klęczałem najbliżej okna. Zerwałem się z klęczek i skoczyłem w okno wybijając łokciem szybę. Kiedy byłem za oknem widziałem jak do mnie strzela inny bandyta stojący na obstawie. Zaciął mu się karabin . /.../ Dotarłem do Łokacz gdzie poinformowałem znajomych Polaków o napadzie. Zgłosiliśmy o tym Niemcom. Następnego dnia Niemcy za obiecane im krowę, jałówkę i świnię zgodzili się wysłać z Łokacz do mojego domu patrol policji niemieckiej, który będzie mnie i grupę moich znajomych ochraniał przy pochówku wymordowanej mojej rodziny. W pokoju podłoga była we krwi. Nie mogliśmy odnaleźć zwłok. Sąsiad - Ukrainiec powiedział, że ciała pomordowanych leżą w gnojowniku zamaskowane gnojem i słomą. Wszystkie ofiary miały rany postrzałowe z tyłu głowy i w plecach. Odnalazłem swojego ojca w polu, był zszokowany, stracił na bardzo długi czas mowę. Widział z oddali z pola jak banderowcy otaczają nasz dom, słyszał strzały, widział jak uciekam. Zabraliśmy ciała pomordowanych moich bliskich oraz odzież, którą przezornie zakopaliśmy wcześniej w skrzyni na polu i opuściłem na zawsze swoje gniazdo rodzinne.”  (Eugeniusz Lipkowski: Musicie zginąć, nie ma tu dla was miejsca; w: http://www.martyrologiawsipolskich.pl/mwp/wirtualne-mauzoleum/modul-iv-kresy-ii-rp/kresy-wschodnie/relacje/2511,quotMusicie-zginac-nie-ma-tu-dla-was-miejscaquot-Lipcowa-rzez-w-kolonii-Rogowicz.html).
Kawecka (imię nieznane), nauczycielka; została zamordowana razem z córką i 118 Polakami przez UPA 11 lipca 1943 roku we wsi lub majątku Zamlicze pow. Horochów. (Siemaszko..., s. 147). Informacja od p. Bogusława Szarwiło z dnia 26.10.2017: Po publikacji listy zamordowanych nauczycieli na www.wolyn.org otrzymał on telefon od p. Doroty Kamińskiej z Siedlec. Stwierdziła ona, że zapewne informacja dotyczy jej babci i mamy. Jej babcia, Stefania Kawecka, była guwernantką we dworze Zamlicze (Zamilcze) i ocalała razem ze swoją córką, czyli matką p. Doroty Kamińskiej. Po wojnie zamieszkały w Warszawie. Babcia i matka nigdy nie chciały wspominać tamtych wydarzeń.
12 lipca 1943 roku we wsi Stężarzyce pow. Włodzimierz Wołyński podczas nocnego napadu miejscowi bojówkarze UPA „Krwawego Potapa” uprowadzili do lasu ks. Karola Barana, gdzie przerżnęli go pilą w drewnianym korycie, natomiast miejscowi Ukraińcy zamordowali 7 Polaków, wiążąc niektórym ręce drutem kolczastym i torturując - wśród nich był nauczyciel Chałupka. W 1944 roku, gdy kompania 27 DWAK ppor. Władysława Cieślińskiego “Piotrusia Małego” kwaterowała w szkole, odkryła w studni na podwórzu szkoły kilkanaście zwłok przywalonych ławkami szkolnymi, wśród których była rodzina zamordowanego nauczyciela Chałupki. Tego dnia we wsi Wólka Sadowska pow. Horochów “powstańcy ukraińscy” kosami, widłami, siekierami itp., dokonali rzezi 80 Polaków. Wśród nich był stolarz Aleksander Tuński, lat 40 i jego żona nauczycielka Aniela, lat 38 i ich dzieci: 18-letnia Teresa, 15-letni Tadeusz, 8-letni Piotr, 7-letnia Alicja i 5-letnia Tuńska. Rodzina ta została uprowadzona do lasu, gdzie najpierw musieli wykopać sobie grób. Także 12 lipca we wsi Zagaje pow. Horochów, podczas rzezi około 260 Polaków, zamordowani zostali: kierownik szkoły w Zagajach, oficer rezerwy Władysław Szewczyk, lat 36, jego żona będąca w 8. miesiącu ciąży Leokadia, lat ok. 30; nauczyciel w Pieczychwostach, oficer rezerwy Józef Stankiewicz, lat 34, jego żona Maria, lat 31, również nauczycielka oraz ich syn Władysław, lat 4; nauczyciel w Peremylu pow. Dubno Adam Szymański, lat 59, jego żona Aniela, lat 56, ich dzieci: Władysława, lat 15 i Stanisław, lat 10; nauczyciel szkoły w nie ustalonej miejscowości Mieczysław Frank wraz ze swoją rodziną. Także tego dnia we wsi Złoczówka pow. Dubno upowcy i chłopi ukraińscy zamordowali kilkudziesięciu Polaków., w tym nauczycielkę Helenę Boersównę, lat ok. 30 i jej matkę Boers, lat ok. 55, spolszczone Niemki. Zastrzelił je Ukrainiec, narzeczony nauczycielki. 16 lipca w kolonii Popielowka pow. Kowel „zostali zamordowani: Polak, z zawodu matematyk, ożeniony z Ukrainką i ich dwóch synków” (Siemaszko..., s. 350).
W lipcu 1943 roku nacjonaliści ukraińscy mordowali nauczycieli polskich nie tylko na Wołyniu. „16.VII.1943. Stary Skałat. Banda ukr. napadła na szkołę polską skąd uprowadziła w pole nauczyciela, Polaka Kapuścińskiego, który zaginął bez śladu” („Meldunek Komendy okręgu Tarnopol Obszaru Lwów z 14.IX.1943”; AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174). „18.VII.1943. Połupanówka pow. Skałat. Zamordowany został przez Ukraińców nauczyciel Mornol Stanisław, b. komendant Z.S. i działacz społeczny. Morderstwa dokonali Ukraińcy ze Starego Skałatu. Przybyli oni furmanką w nocy ze Starego Skałatu i po polsku zażądali od warty nocnej aby zaprowadzono ich do nauczyciela Mornola. Warta wskazała im mieszkanie, dokąd weszli i zabrali Mornola ze sobą. Za kilka dni znaleziono jego trupa w sąsiedniej wsi pod lasem. Po wypadku tym była próba dokonania przez Ukraińców większej akcji terrorystycznej. Ludność miejscowa zaalarmowana w chwili pojawienia się bandytów zbiegła się z całej wsi i bandytów odpędzono. Bandyci ostrzeliwali się i używali granatów. Na wiadomość o zajściu przybył do wsi Landkomisarz i groził ludności polskiej represjami, gdyż doniesiono mu, że Polacy napadają na Ukraińców. Na pytanie jednego z Polaków gdzie jest Mornol, Landkomisarz oświadczył, że uciekł do bolszewickich partyzantów. Świadczy to, że Ukraińcy dokonując napadów zarazem robią fałszywe doniesienia, by ukryć sprawców zbrodni” (AAN, AK, sygn. 203 /XV/ 9, k. 170 – 174).   
Po rzezi kolonii Podsielecze pow. Kostopol ocalała ludność kryła się w lesie. 20 i 21 lipca Ukraińcy zrobili obławę mordując dalszych kilkadziesiąt osób. Pozostali wyruszyli nocą 23 lipca w kierunku wsi Grabina i po 5 dniach, tj. 29 lipca grupa ta dotarła do wsi. „Miejscowa ludność przyjęła tę grupę z wielką troską i współczuciem. Jak wspomina Paulina Sulikowska, ich grupę bardzo serdecznie i z wielką troską zainteresowała się nauczycielka z Omelanki pani Bielawska. Zorganizowała bardzo szybko pomoc żywnościową. Szczególnie zainteresowała się wynędzniałymi i głodnymi dziećmi. Sama doglądała, aby dzieci i osoby starsze nie zajadały się do syta. Nakazywała, że mogą zjeść na początku nie więcej niż 5 łyżek kaszy jaglanej i dzięki temu nikt nie odczuł dolegliwości wynikających z przegłodzenia organizmu”.  (Ignacy Janicki; w: Siemaszko..., s. 1135).
W lipcu 1943 roku w kolonii Czarne Łozy pow. Łuck nauczyciel Ukrainiec zabił 18-letniego Polaka  Ale także w lipcu 1943 roku w kolonii Gucin pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zastrzelili ukraińskiego nauczyciela i członka UPA Petra Muzykę, który po rzezi około 150 Polaków ukrył będącą w szoku 18-letnią Apolonię Traczykiewicz (była świadkiem zamordowania swojej rodziny) i nie chciał jej wydać upowcom. W nocy jego matka przeprowadziła dziewczynę do Iwanicz, gdzie była polska samoobrona. We wsi Semiduby pow. Dubno upowcy zastrzelili nauczyciela Wołodymyra Duboćkiego, członka terenowego prowidu OUN, za odmowę wstąpienia do oddziału UPA. Na zwłokach umieścili tabliczkę z napisem: „Sobaczi - sobacza smert’”. Także w lipcu tego roku w ukraińskiej wsi Werbcze Wielkie pow. Kostopol rada wsi uchwaliła, żeby zabić 6-letnią Jadwigę Dziekańską, przywiezioną przez jednego z Ukraińców z Wyrki. Od wykonania wyroku dziecko wybroniła rodzina owego Ukraińca oraz miejscowy nauczyciel, również Ukrainiec, który wziął ją na wychowanie. W 1944 r. dziecko trafiło do Kazimierza Karpińskiego, dawniej nauczyciela w Wyrce i później zostało oddane ojcu, który powrócił z niewoli niemieckiej.  Niestety, obecna „samostijna” Ukraina nie stawia pomników prawdziwym bohaterom jak Petro Muzyka, Wołodymyr Duboćkij czy nauczyciel ze wsi Werbcze Wielkie, ale zbrodniarzom, takim jak nauczyciel z kolonii Czarne Łozy.   
W lipcu 1943 roku w powiecie Horochów w jednej wsi  Ukraińcy zamordowali polską nauczycielkę, Marię Kropiwnicką  (Krzepiwnicką?), która na własnym fortepianie uczyła grać dzieci ukraińskie. We wsi Kaczanówka pow. Skałat komendant posterunku policji ukraińskiej i jednocześnie  aktywny banderowiec o nazwisku Małanych zakatował w lesie polskiego nauczyciela Stanisława Flisaka. W 1945 roku zbrodniarz ten uciekł do Polski posługując się polskimi dokumentami, potem do USA udając Polaka i działając w amerykańskiej Polonii. Rozpoznany zbiegł i nie został już odnaleziony. (Komański Henryk, Siekierka Szczepan: Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na Polakach w województwie tarnopolskim 1939 – 1946; Wrocław 2004, s. 337). We wsi Wiczynie pow. Łuck Ukraińcy zamordowali nauczycielkę Czarnoleską. W mieście Dubno woj. wołyńskie policja ukraińska aresztowała 12 Polaków związanych z konspiracją AK, w tym Jerzego Strzygockiego i Edmunda Chudybę. „Jerzy Strzygocki w latach 1939 – 1941 był dyrektorem polskiej szkoły na ul. Panieńskiej w Dubnie, do której uczęszczałam w tym czasie. Był wspaniałym wykładowcą języka polskiego, wielkim patriotą, prawym i mądrym człowiekiem. Wykłady z języka polskiego były najciekawszymi wykładami w szkole. Poza lekcjami przygotowywał z nami recytacje różnych utworów wybranych, fragmenty z „Dziadów”, „Pana Tadeusza” i innych, również w formach muzycznych i tanecznych. Prezentowaliśmy to uczniom całej szkoły. Chciał nam wszczepić umiłowanie języka ojczystego i literatury. Ja osobiście bardzo dużo mu zawdzięczam. W okresie dwuletniej nauki w tej szkole miałam okresy załamania i rezygnacji. Byłyśmy z mamą na gospodarstwie same. Wszystkie prace męskie wykonywałam ja. Jesienią i wiosną, kiedy były zbiory okopowych, orki i siewy zbóż, sadzenie ziemniaków, do szkoły nie chodziłam tygodniami. Na szczęście żniwa były w czasie wakacji, no i mogłam się uczyć. Po długiej nieobecności w szkole miałam braki, które trudno było nadrobić, szczególnie w przedmiotach ścisłych. Kilka razy chciałam zrezygnować z nauki. Kiedy mówiłam o tym dyrektorowi, że jestem zmuszona sytuacją, w jakiej się znajduję zrezygnować z nauki, mówił mi o potrzebie i roli nauki w życiu człowieka, o tym, że człowiek wiele może znieść, o tym, że dla swego dobra muszę znieść wszystko, wytrzymać. I dzięki niemu wytrwałam. Kiedy w czerwcu 1941 r. Niemcy zajęli Dubno, całą bibliotekę szkolną rozdał uczniom, którzy kochali książki. Ja dostałam kilkanaście książek, między innymi całe wydanie dzieł Adama Mickiewicza. Nie wiem, czy był członkiem organizacji bo była ścisła konspiracja, a w naszym domu spotykali się członkowie organizacji wojskowej, ale obok równolegle funkcjonowała administracja terenu, o której wiemy mniej. Pan Edmund Chudyba był kierownikiem szkoły powszechnej na Surmczach, do której uczęszczałam w latach 1935 – 1938. Nie miałam z nim lekcji, ale czasami bywały zastępstwa. Był surowy, wymagający, sprawiedliwy.” (Danuta Białachowska z domu Bakuniak, ps. „Dzika”: Wspomnienia z lat wojny; w: „Biuletyn Informacyjny 27 Dywizji Wołyńskiej AK”, nr 2/2000). Raport Komendy Armii Krajowej Lwów „Rzezie wołyńskie” z końca lipca lub początku sierpnia 1943 roku podawał: „We wsi Zagaje pow. Horochów wymordowano rodzinę sędziego Januszewskiego ze Lwowa oraz kierowników szkoły na Wołyniu: Włodzimierza Szewczyka, Jana Stanbiańca  (właściwe: Józefa Stankiewicza), Szumańskiego Adama, Franki Mieczysława wraz z rodzinami. Kierownicy ci stawili czoło bandom, ostrzeliwując się z rewolwerów”. (Siemaszko..., s. 1258).
5 sierpnia 1943 roku we wsi Anielówka pow. Zaleszczyki banderowcy uprowadzili z domów i zamordowali: nauczycielkę Dominikę Skibę oraz studenta UJ Jaśkiewicza. Ich straszliwie okaleczone ciała znaleziono po kilku dniach na polu wśród kukurydzy niedaleko wsi Nyrki.  We wsi Rudnia pow. Łuck :„Urodziłem się w miejscowości Balarka, gmina Silno, powiat Łuck, parafia Derażne. Rodzina: było nas dwoje braci – ja, Edward Szpringel (Szpryngiel) , urodziłem się w 1933 r. /.../ Jakie jest mocne ludzkie serce. Jak nas mieli prowadzić z Rudni do Studzin, na ten zwiazok, to żona tego sołtysa mówi do nas „Jak człowiek długo może się męczyć, nim skona. Dwa tygodnie przed wami złapali Ukraińcy kobietę z synem. Przebili do drzwi w stodole piersiami, z pleców cięli żyw[c]em pasy, potem oderwali, przebili plecami. Jak z przodu zaczęli ciąć, dopiero ta matka z synem skonali”. Ja z bratem i Mamą słuchamy, wiedząc świadomie, że idziemy na okrutną śmierć i serca nasze wytrzymali.” /.../  „Czyta ten sołtys, że nas odstawią do Dużych Studzin  (Nazwa w lokalnym polskim brzmieniu. Nazwa prawidłowa Stydyń Wielki, wieś ukraińska w gm. Stydyń, pow. kostopolski.). Tam jest taki punkt. Kogo złapią, to tam mieszkają i ma on nas tam zaprowadzić. Żona tego sołtysa mówi wprost, że tam jest zwiazok, około 15 Ryzunów, tam nikt żywy nie wyjdzie. Mówi, że przed nami złapali nauczycielkę z synem, która uczyła tam dzieci, i też zamordowali w okropny sposób.” (Edward Szprigiel: Bóg nas uratował. W:  http://wolyn.org/index.php/wolyn-wola-o-prawde/842-bog-nas-uratowa.html ). Edward Szpringel (właściwe: Szpryngiel) z matką i bratem uciekli z Huty Stepańskiej 18 lipca, ukrywali się przez 34 dni i około 21 sierpnia zostali złapani przez Ukraińców  koło wsi Balarka pow. Łuck, opisywana zbrodnia miała miejsce dwa tygodnie przed ich złapaniem, czyli około 7 sierpnia 1943 roku.
22 sierpnia 1943 roku w kolonii Julianów pow. Kowel upowcy wyciągali z domów Polaków i mordowali w niewiadomym miejscu; wśród nich był nauczyciel Stefan Nowak, komendant placówki AK w Julianowie. We wsi Korabliszcze pow. Dubno upowcy zamordowali nauczyciela Zygmunta Komorowskiego, lat 37, zamieszkałego w Satyjowie pow. Dubno. 27 sierpnia w Rużynie pow. Kowel upowcy używając podstępu porwali ośmiu młodych Polaków i powiązali drutem kolczastym. „Nasza nauczycielka Aleksandra Magier błagała oprawców o litość nad bezprawnie pojmanymi, już katowanymi, lecz została brutalnie odpędzona od jednej z wielu furmanek i wepchnięta uderzeniami kolb karabinów do przydrożnego rowu, mimo jej zaawansowanego bardzo widocznego stanu odmiennego. Ta wspaniała nasza nauczycielka przeżyła” (Tadeusz Kotarski; w: Siemaszko..., s. 1144). Wśród pojmanych i zamordowanych był jej mąż Stanisław Magier, lat 29. 29 sierpnia w kolonii Czmykos pow. Luboml podczas rzezi 154 Polaków zamordowany został przez upowców oraz chłopów ukraińskich z okolicznych wsi członek konspiracji Polskiego Związku Powstańczego (ZWZ) nauczyciel Wierzbicki, jego żona i ich troje dzieci. Tego dnia we wsi Olesk pow. Włodzimierz Wołyński bojówka upowska zamordowała lekarza medycyny Jana Telszewskiego, lat 45, jego żonę Jadwigę, lat 41, z zawodu nauczycielkę, oraz ich dwoje dzieci: Marię lat 8 i Krystynę lat 5. Upowcy najpierw zarąbali Telszewskiego i dzieci na oczach jego żony, a potem ją. W kolonii Sokołówka pow. Włodzimierz Wołyński w czasie rzezi ponad 200 osób cywilnej ludności polskiej Ukraińcy spalili żywcem w domu nauczyciela Stefana Petrymusza, lat 45. Tego dnia we wsi Turyczany pow. Włodzimierz Wołyński Ukrainiec Leonid Ogniewczuk, syn nauczyciela z Ostroga n. Horyniem, zarąbał siekierą żonę Polkę, pochodzącą z Dąbrowy Górniczej, nauczycielkę szkoły powszechnej Otylię z d. Stępień, lat 34. Zamordowana została także jej rodzina. 30 sierpnia 1943 roku we wsi Ostrówki pow. Luboml podczas rzezi około 520 Polaków Ukraińcy („partyzanci” oraz chłopi z okolicznych wsi, w tym kobiety i dzieci) zamordowali m.in.: ks. proboszcza Stanisława Dobrzańskiego, którego wyciągnęli ze stogu słomy, gdzie się ukrył i odcięli mu głowę; nauczycielkę Stanisławę Blat z d. Drzymała, lat 30 i jej 5-letniego syna Cezarego; nauczycielkę Marię Zofię Czaban z d. Adamowicz, lat 36. „W rozmowie z żoną nauczyciela Kozłowskiego z Woli Ostrowieckiej ukazał się straszliwy dramat tej wsi i sąsiednich Ostrówek. Z około tysiąca ludzi, ocalało kilkudziesięciu. Ona straciła męża i czworo dzieci, z którymi uciekała i kolejno je zabijali mordercy, goniąc ją. Z ostatnim najmłodszym, już martwym, dotarła w krzaki i tam zemdlała. Ocalała i nie chce żyć mimo, że spodziewa się piątego dziecka” (Ryszard Markiewicz „Mohort”: Zarys powstania i działalności OP „Kord” - K. Filipowicz; w: Siemaszko..., s. 1173 - 1179). We wsi Wola Ostrowiecka pow. Luboml: „Po chwili znalazłem się w drugiej izbie lekcyjnej. Na podłodze leżały strzępy ludzkich ciał i było bardzo dużo krwi. Mieszkał tu nauczyciel Andrzej Babirecki z żoną Marią i 21 - letnim synem. Wszyscy troje zostali zamordowani przez Ukraińców.” Henryk Kloc: Relacja; w: http://www.cybertech.net.pl/online/rozwaz/rzez/pliki/kloc.htm ).  
W sierpniu 1943 roku w lesie w pobliżu drogi Kowalówka - Olesza pow. Buczacz znaleziono zakopane po szyję zmasakrowane zwłoki nauczyciela o nazwisku Kaczkowski. We wsi Siekierzyce pow. Łuck upowcy zamordowali byłego  nauczyciela ze szkoły w Zofiówce Stanisława Walasa. lat ok. 40, podążającego z Przebraża do Kiwerc. Pod koniec sierpnia we wsi Turia pow. Włodzimierz Wołyński Ukraińcy ze wsi Rewuszki, uczniowie nauczycielki w Turii Marii Oświecimskiej, lat 36, wdowy po Piotrze,  wywieźli ją wraz  z synem Aleksandrem, lat 13, pod pretekstem przeniesienia jej do szkoły w Rzewuszkach. Pomiędzy wsią Turia a wsią Rzewuszki pow. Kowel zamordowali swoją nauczycielkę. Wśród morderców znajdował się uczeń o nazwisku Kłym. Latem 1943 roku we wsi Chromiaków pow. Łuck Ukraińcy zatłukli kijami nad stawem polską nauczycielkę Wandę Woynarowską, zbrodniarzami okazali się  jej byli ukraińscy uczniowie. We wsi Rusnów pow. Włodzimierz Wołyński upowcy zamordowali polską nauczycielkę wraz z matką i ciotką. We wsi Uhrynów pow. Łuck został zamordowany przez Ukraińców nauczyciel Stefan Wilgierz i jego żona, która była Ukrainką.            
W sierpniu 1943 roku do wsi Rymacze pow. Luboml napłynęła fala ludności polskiej, uciekinierów ocalałych z rzezi z okolicznych miejscowości. „Wszystkim uchodźcom i ofiarom rzezi z wielkim poświęceniem pomagali nauczyciele: Burczeniakowa, Stanisław Tujak, Maria Kruszewicz oraz miejscowa ludność” (Siemaszko..., s. 498). Na początku lata 1943 roku w miasteczku Beresteczko pow. Horochów, w związku z narastającym zagrożeniem ze strony UPA, Polacy wystąpili do Niemców o przydział broni. Pertraktacje prowadził nauczyciel Antoni Wróbel. Powstał 80-osobowy oddział Schutzmannschaften do obrony miasta i majątku Naręczyn, złożony głównie z 15-letnich chłopców. Nadzór nad placówkami samoobrony w miejscowościach Sunia, Perespa i Antonowka pow. Sarny sprawował porucznik rezerwy, nauczyciel Henryk Bartnicki (zmarł w 1990 roku we Wrocławiu).  
W Nowym Jagodzinie pow. Luboml 1 września 1943 roku odbyła się narada lubomelskiego dowództwa AK, oraz przedstawiciela Delegatury Rządu, Wincentego Pękali - byłego inspektora szkolnego i działacza ruchu ludowego.  Ryszard Markiewicz “Marek”, “Mohort” – członek powiatowej Delegatury Rządu RP -  to absolwent Liceum krzemienieckiego, nauczyciel w Lubomlu. Kazimierz Filipowicz “Kord” - nauczyciel w Nowym Jagodzinie pow. Luboml, od jesieni 1942 r był komendantem obwodu AK Luboml, od września 1943 r dowódcą oddziału partyzanckiego.
17 września 1943 r. we wsi Sołowa pow. Przemyślany banderowcy uprowadzili Polkę, kierowniczkę szkoły powszechnej Karolinę Konarską, która zaginęła bez śladu. Raport Jana Cichockiego “Wołyniaka”: „Wypadki na Wołyniu w powiecie włodzimierskim”, sporządzony 21 września 1943 roku do Komendy AK Lwów podaje m.in.: „Wieś Żdżary - nauczyciel Kazimierz Mederski zastrzelony 8 kulami. Wieś Zahorów Nowy pow. Horochów nauczyciel wraz z żoną i dwojgiem dzieci wrzucony do głębokiej studni, skąd zwłoki do dziś dnia nie są wydobyte” (Siemaszko..., s. 1269). Jan Cichocki mieszkał we wsi Żdżary Wielkie pow. Włodzimierz Wołyński, był nauczycielem we wsi Samowola, od 1942 roku członkiem AK i jej organizatorem na terenie gmin Chotiaczów, Grzybowica, Poryck. We wrześniu 1943 roku we wsi Pohorylce pow. Przemyślany Ukraińcy zamordowali rodzinę nauczyciela Lewandowskiego: żonę, lat 40, syna Zbigniewa, lat 10 oraz teściów, lat 60 i 65. We wsi Słobódka Dolna pow. Buczacz podczas nocnego napadu upowcy uprowadzili 4 Polaków i ich zamordowali w lesie, wśród nich był nauczyciel Stanisław Krzywonos.
10 października 1943 roku  we wsi Hanaczów pow. Przemyślany Ukraińcy dokonali napadu na byłego kierownika szkoły powszechnej, por. rez. Stanisława Weissa i zamordowali go. W listopadzie w wyniku poszukiwań dokonanych przez miejscową komórkę AK, ujęto sprawców zbrodni. Byli nimi Ukraińcy z pobliskiej wsi, a mordu dokonali na rozkaz OUN-UPA z Podhajczyk k. Łahodowa. „Czujność wzmogła się, gdy wywiad AK doniósł, że UPA planuje dokonanie morderstwa na Dietrichów i Weissów. Stanisław Weiss, porucznik rezerwy z Romanowa, pracował przed wojną z żoną Marią jako nauczyciel w Hanaczówce, był oficerem AK. W czasie okupacji pracował jako brakarz drzewa w lesie. „Głóg” zarządził ostre pogotowie oddziałów samoobrony, wyznaczając specjalne warty koło mieszkania Dietrichów, plebani oraz na obrzeżach wsi. „Jurand” z polecenia „Głoga” zawiadomił Weissów o planowanym zamachu na ich życie. Porucznik Weiss z niedowierzaniem przyjął wiadomość i dawał do zrozumienia, że utrzymuje koleżeńskie stosunki z Ukraińcem inż. Radko, leśniczym z Hanaczówki, banderowcem, który gwarantuje mu bezpieczeństwo. Jednak mimo tego, dwa tygodnie później, podczas wypisywania kwitów na drewno, por. Weiss został zamordowany przez banderowców strzałem w tył głowy. Według danych uzyskanych od Żydów, będących naocznymi świadkami tej zbrodni, morderstwa dokonał banderowiec z Turkocina. Mord bezbronnego Polaka, który cieszył się dużym szacunkiem, także wśród miejscowych Ukraińców, wywołał wielkie wzburzenie wśród ludności Hanaczowa, Hanaczówki i sąsiednich wsi. Równocześnie wielu zrozumiało, jak wielkie niebezpieczeństwo grozi im ze strony ukraińskich szowinistów. Miejscowi Ukraińcy, chcąc załagodzić sytuację, a raczej uśpić czujność Polaków, wzięli udział w uroczystym pogrzebie pierwszej ofiary bandyckiej działalności UPA na tym terenie. Był też obecny pop z Hanaczówki, leśniczy Rudko i kilku innych banderowców, a wśród nich spora grupa Ukraińców, stanowiących osłonę prowodyrów.” (Bogdan Biegalski, Leokadia i Antoni Wojtowiczowie; w: Komański..., s. 774 - 775).
12 października 1943 roku we wsi Bybło pow. Rohatyn upowcy uprowadzili i zamordowali po torturach w lesie 2 Polaków: proboszcza ks. Andrzeja Wierzbowskiego, lat 38 oraz nauczyciela Stanisława Wróbla, lat 31, uciekiniera z Polski centralnej, ukrywającego się przed Niemcami.
„W nocy z 13/14 października 1943 roku w Krystynopolu banderowcy wymordowali rodzinę Kisielewiczów. Nauczyciele dojeżdżający z Krystynopola do szkoły w Ostrowie zrezygnowali z pracy w obawie o swoje życie. W listopadzie 1943 roku miejscowy dyrektor szkoły Władysław Kossowski powiedział do uczniów: „Dzieci, nauki już nie będzie, do szkoły przyjdziecie dopiero po wojnie”. Słowa te zapamiętałem po dziś dzień, byłem jednym z tych uczniów”. (Adolf Kondracki; w: Siekierka..., s. 1057, lwowskie). Władysław Kossowski z zięciem Wacławem Hartmanem (nauczycielem, członkiem AK) przygotowali plan obrony wsi Ostrów. Podczas napadu 31 marca 1944 roku upowcy zamordowali tutaj 76 Polaków. Ciężko ranna została emerytowana nauczycielka Michalina Wysoczańska, lat 70, która zmarła w szpitalu w Rawie Ruskiej. Miała wycięty język. W październiku 1943 roku we wsi Załucze pow. Borszczów zamordowali 20 Polaków, w tym 2 nauczycielki;  „Tej nocy dwom nauczycielkom polskim banderowcy obcięli piłami stolarskimi obie nogi, następnie nożycami języki i połamali ręce, a gdy były one już w agonii, obie zastrzelili”. (Komański...., s. 56).
24  grudnia (Wigilia) 1943 roku we wsi Monasterzyska pow. Buczacz bojówkarze UPA  uprowadzili 3 Polaków, w tym nauczyciela Mariana Filipeckiego, organizatora tajnego nauczania szkoły średniej - wszyscy zaginęli bez wieści. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski twierdzi, że było to „w samo Boże Narodzenie”. W Wigilię 1943 roku, w miasteczku Zabłotów pow. Śniatyn banderowcy uprowadzili z domów 2 Polaków i po torturach zamordowali w lesie koło wsi Dżurów. Byli to: 35-letni nauczyciel, komendant AK w Zabłotowie Henryk Jakubów oraz 40-letni inżynier górnictwa. Także w Wigilię 1943 roku we wsi Zazdrość pow. Trembowla z rąk bojówkarzy UPA zginęło podczas wieczerzy wigilijnej 20 Polaków, w tym kierownik szkoły powszechnej Paweł Garbowicz. We wsi Zbychów pow. Sokal zamordowali 4-osobową rodzinę kierownika szkoły.
W grudniu  1943 roku we wsi Barycz pow. Buczacz banderowcy uprowadzili z domów, wywieźli w kierunku wsi Czechów i zamordowali 3 Polaków, w tym dyrektora szkoły powszechnej Stanisława Drozdowskiego, lat 44, którego zamordowali jego ukraińscy uczniowie. Pod koniec grudnia 1943 roku we wsi Stebnik pow. Drohobycz banderowcy zamordowali nauczycielkę o nazwisku Topeszer oraz dwójkę jej dzieci. W 1943 roku w kol. Bronowice pow. Kałusz zamordowali nauczyciela o nazwisku Pawłowski, na drodze, gdy szedł do szkoły we wsi Humenów. We wsi Bykowce pow. Krzemieniec wśród pomordowanych kilkudziesięciu Polaków był kierownik szkoły Fabian Lapiński z żoną Albiną, nauczycielką i dziećmi: Andrzejem i Barbarą. W gminie Dederkały pow. Krzemieniec została  zamordowana znana z dobroci nauczycielka Koteryna. We wsi Derć pow. Sarny zamordowali nauczyciela mieszkającego w futorze Ostki, Kazimierza Lecha, powracającego ze wsi Rudnia Lwa do domu, stosując tortury: obcięli mu uszy, nos i częściowo obdarli ze skóry. W kol. Konstantynówka pow. Sarny Ukraińcy wpadli do szkoły i podczas lekcji na oczach dzieci zabili kierownika szkoły Juliana Króla. W okolicach miasta Kostopol zamordowali kilkunastu Polaków, w tym 2 nauczycieli: Jana Lubczaka pracującego w Ludwipolu oraz Piotra Galickiego. W okolicy miasta Krzemieniec upowcy zamordowali 2 Polki: nauczycielkę Zofię Morozgalską i jej siostrzenicę Molską, także nauczycielkę oraz nauczyciela Usińskiego. We wsi Liczkowce pow. Kopyczyńce policjanci ukraińscy zamordowali na terenie Horodnicy nauczycielkę Sadowską. We wsi Modryniec pow. Hrubieszów zamordowany został przez banderowców nauczyciel Aleksander Budzyń. We wsi Poddębce pow. Łuck „powstańcy ukraińscy” zamordowali Polkę, nauczycielkę Halinę Dmochowską, poprzez przybicie do ziemi zaostrzonym kołkiem, kierowniczkę szkoły i działaczkę społeczną wśród ludności ukraińskiej. Miejscowi chłopi ukraińscy cieszyli się przyglądając się mordowaniu. (Siemaszko..., s. 591). „W pewnej wiosce w powiecie łuckim, nauczycielkę, która tam pracowała przez osiemnaście lat. Zamordowali w ohydny sposób. Kazano jej się położyć na podwórku przed jej własnym mieszkaniem i ciż starsi jej uczniowie wbili zaostrzony gruby pal w środek brzucha”.  (Bolesław Gaweł: Lata włóczęgi. Olsztyn 1977, s. 149). We wsi Studynie pow. Horochów Ukraińcy zamordowali nauczycielkę Józefę Czarnolewską. We wsi Wielimcze pow. Kowel  ukraińscy mieszkańcy tej wsi, w tym baptyści, ukrywali 5 nauczycieli: 3 Polaków i 2 Rosjan. Używając podstępu bojówkarze UPA zamordowali 4 nauczycieli, piąty o nazwisku Cholewa uratował się.  
W grudniu 1943 roku we wsi Huta Stara pow. Kostopol, po porwaniu przez sowiecki oddział partyzancki Naumowa dowódcy oddziału AK kpt. Władysława Kochańskiego (“Bomba”, “Wujek”) wraz z 5 oficerami, 13 podoficerami oraz kilkoma szeregowymi z ochrony i ks. Leonem Śpiewakiem, kapelanem oddziału i proboszczem parafii w Hucie Starej - dowodzenie oddziałem przejął por. Feliks Szczepaniak “Słucki” - nauczyciel z kolonii Głuszków.
We wsi Trościaniec Wielki pow. Zborów: „Dowódcą kompanii AK i jednocześnie dowódcą samoobrony we wsi był por. rez. Eugeniusz Maceluch, który przybył do wsi w 1941 roku jako nauczyciel. Jego zastępcą i jednocześnie pełniącym obowiązki oficera informacyjnego sztabu Obwodu „Żuraw” był również nauczyciel, od 1938 roku ppor. rez. Stanisław Turkiewicz. Dowódcami plutonów byli: podchorąży rez. Antoni Worobiec, ps. „Lech”, zawodowy nauczyciel, pochodził z Trościańca Wielkiego, plut. Franciszek Półtorak, ps. „Danyl”, kpr. Józef Półtorak, ps. „Kłym”, st. strz. Z cenzusem Józef Póltorak, ps. „Kroczak”. /.../ W styczniu 1944 roku dotarła do nas wiadomość, że dowódca UPA „Taras Czuprynka” Roman Szuchewycz, który pod koniec 1943 roku ukrywał się w naszej okolicy, wydał podległym jednostkom rozkaz, w którym nakazywał: „W związku z sukcesami bolszewików na frontach należy przyśpieszyć likwidację Polaków – w pień wycinać czysto polską ludność. Niszczyć zagrody polskie, palić tylko w przypadku, jeśli są oddalone od zagród ukraińskich co najmniej 20 metrów”  (Antoni Worobiec; w: Komański..., s. 956 – 959). We wsi Wicyń pow. Złoczów: „Komendantem samoobrony był doświadczony żołnierz, Marcin Barabasz, ps. Soplica, a jego zastępcą ks. Jan Walter, proboszcz parafii. Obowiązki szefa sztabu pełnił Michał Czak, a oficera oświatowego nauczyciel Józef Rozinowicz” (Aleksander Korman; w: Komański..., s. 969).   
1 stycznia 1944 r. (Nowy Rok) we wsi Szczurowice pow. Radziechów banderowcy  zamordowali 5-osobową rodzinę miejscowego nauczyciela. „01.01.1944 r. zostali zamordowani: 1. Brzuchacz Józef l. 65; 2. Brzuchacz Olga l. 52; 3. Brzuchacz Mieczysław l. 38, ociemniały magister praw; 4. Brzuchacz Jadwiga córka l. 21. miała ukończone liceum; 5. Brzuchacz Władysława córka l. 19, ukończone liceum” (prof. dr hab. Leszek Jankiewicz: Uzupełnienie..., jw., tom 7). „Delegatura Pol. K. O. w Stojanowie powiadomiła tut. Komitet dnia 4.I.44, że z 1 na 2 stycznia 1944 roku nieznani sprawcy napadli na dom nauczyciela polskiej szkoły we wsi Rzeszowice, pow. Radziechów  i zamordowali rodzinę tego nauczyciela składającą się z 5 osób:
1). Brzuchacz Józef, nauczyciel, lat około 60
2). Brzuchacz Anna, żona wym., lat około 55
3). Brzuchacz Mieczysław, syn, lat około 35
4). Brzuchacz Jadwiga, córka, lat około 23
5). Brzuchacz Władysława, córka, lat około 19
Pogrzeb pomordowanych odbył się dnia 4 stycznia 1944 w asyście władz bezpieczeństwa, na koszt gminy.” (1944, 4 stycznia – Pismo Delegatury PolKO w Kamionce Strumiłowej do Delegata RGO we Lwowie dotyczące uprowadzeń i mordów dokonywanych na Polakach w okolicy Kamionki Strumiłowej i Radziechowa. W: B. Ossol. 16721/1, k. 177). Mord miał miejsce we wsi Szczurowice.
5 lutego 1944 roku we wsi Dorotyszcze pow. Kowel, w której mieszkała tylko jedna rodzina polska, nauczyciela, w lesie zamordowany został przez upowców i tam pochowany kierownik szkoły Jan Kukliński, lat 36. Ocalałym 8-letnim synem Kuklińskiego, którego matka była w tym czasie na przymusowych robotach w Niemczech, zaopiekowała się Ukrainka, nauczycielka Kwaśnećka i w 1946 roku wysłała go transportem ekspatriacyjnym do Polski. W nocy z 10 na 11 lutego we wsi Boków pow. Podhajce banderowcy zamordowali 66 Polaków, w tym kierownika szkoły Stanisława Haladewicza. 12 lutego we wsi Pohorylce pow. Przemyślany zamordowali nauczyciela Sieńkowskiego z żoną.13 lutego we wsi Germakówka pow. Borszczów podczas napadu UPA na polski dom, gdzie odbywało się wesele, wśród morderców był ukraiński nauczyciel Zenon Stolnicki. „Bandą UPA dowodził Nestor Słobodzian, zięć popa Wołoszyna, który w czasie okupacji pracował jako nauczyciel w Germakówce”. (Stanisław Szczerba; w: Komański..., s. 548). W nocy z 17 na 18 lutego we wsi Ludwikówka pow. Rohatyn banderowcy dokonali rzezi 200 Polaków. Janina Mauer, żona Władysława Mauera, nauczyciela w Ludwikówce, wspomina: „Nie nocowaliśmy prawie nigdy w szkole, lecz pod brogiem na sianie, a mój mąż wraz z gospodarzami w każdą noc wartował, chodząc po wsi. Kiedy już zaczęło być bardzo niebezpiecznie, wyjechaliśmy do Stanisławowa. Było to dwa dni przed tą straszna nocą. /.../ Budynek szkolny ocalał, bo był murowany. Banderowcy wrzucili tylko granat do naszego mieszkania, w którym już nikogo nie było. Kowalski, kierownik szkoły, wraz z rodziną schował się na strychu i dzięki temu przeżył” (w: Siekierka..., s. 441; stanisławowskie). 20 lutego we wsi Szutowa pow. Jaworów banderowcy uprowadzili 9 Polaków. Wśród nich był kierownik szkoły powszechnej Franciszek Tworek, lat 32, nauczyciel Artur Lorek, lat 50 oraz ks. proboszcz Albin Barnaś. Wszyscy zaginęli bez śladu. Banderowcy zastrzelili także dwie kobiety, żony uprowadzonych.  W nocy z 23 na 24 lutego 1944 roku we wsi Zawadka pow. Kałusz banderowcy zamordowali m.in. kierownika szkoły powszechnej Aleksandra Sosnowskiego oraz jego 19-letnią córkę Antoninę. (Siekierka..., s. 166; stanisławowskie; na s. 231 pod zdjęciem Antoniny Sosnowskiej jest informacja, że miała lat 17). W nocy z 28 na 29 lutego 1944 roku we wsi Korościatyn pow. Buczacz na stacji kolejowej w Korościatynie upowcy zamordowali 20 Polaków, w tym nauczycielkę Jadwigę Wojciechowską z małym dzieckiem, pochodzącą ze wsi Monasterzyska. We wsi Korościatyn banderowcy zamordowali 136 Polaków. Wśród nich był kierownik szkoły powszechnej Stanisław Stępień, lat 44, zarąbany siekierą, oraz Tadeusz Glapel, kierownik szkoły.  „Na stacji Korościatyn zabito z personelu kolejowego, a to: naczelnik stacji Ostropolski Stanisław - Wowczuk zastępował dyżurnego ruchu, zwrotniczy Łużny i Ukr[rainiec] Pyszyn oraz kierownik szkoły z Korościatyna Głąpal Tadeusz i Wojciechowska Jadwiga nauczycielka.” (1944, 3 marca – Fragment pisma PolKO w Stanisławowie do Delegata RGO we Lwowie dotyczące mordów i napadów na Polaków oraz położenia uchodźców i sposobów udzielania im pomocy. W: B. Ossol. 16721/1, s. 307-309).  „Szczególnie zmasakrowane było ciało nauczycielki miejscowej. Znaleziono ją oskalpowaną, z odciętym torsem i oderwaną szczęką. Podobnie zdarzało się i na Wołyniu z tym rozdzieraniem ust, przy czym bandyci wyśmiewali się z ofiar: “Macie Polskę od morza do morza”. (1944, marzec – Sprawozdanie z fali mordów ukraińskich, która od połowy lutego 1944 roku ogarnęła Dystrykt Galicja. W: B. Ossol., 16722/2, s. 121-123). W lutym 1944 roku we wsi Chorostków pow. Kopyczyńce banderowcy uprowadzili 3 Polaków, którzy zaginęli bez wieści. Byli to: kierownik szkoły powszechnej Jan Barański, były komendant „Strzelca” Władysław Kaliniak oraz naczelnik poczty Józef Ratajczak. Tego miesiąca we wsi Klubowce pow. Tłumacz upowcy uprowadzili i zamordowali 5 Polaków, w tym 2 nauczycielki. Także w lutym 1944 roku na drodze do miasteczka Tyśmienica pow. Tłumacz banderowcy zamordowali 4 Polaków, w tym miejscową nauczycielkę.  
Zofia Bakota ze wsi Chlebowice Świrskie i Hanaczów pow. Przemyślany pisze: „Wojna zaskoczyła mnie we wsi Sokola pow. Mościska. Była to wieś ukraińska. Razem z mężem byliśmy nauczycielami w szkole powszechnej. Mąż zmobilizowany, wyruszył na wojnę. Po zajęciu tych ziem przez Sowietów, nauczyciele polscy zostali - na zwołanym przez Ukraińców „mitingu” zmuszeni do opuszczenia wsi. Podjęliśmy pracę w polskiej wsi Peszków, pow. Jaworów. W czasie okupacji niemieckiej została ta wieś spalona, a mieszkańcy wymordowani. Z Peszówki wyjechałam z siostrą i dzieckiem do kuzyna, Adama Dunicza, młynarza w Chlebowicach Świerskich, pow. Przemyślany. W listopadzie 1939 roku zaczęłam pracować w szkole powszechnej w tej wsi. Chlebowice zamieszkiwali zarówno Polacy jak i Ukraińcy. Uczyłam tam do roku 1941. Po zajęciu tych ziem w roku 1941 przez Niemców, Ukraińcy zaczęli masowo mordować Żydów w okolicznych wsiach. Już w końcu sierpnia 1941 roku zobaczyłam kilka wozów wiozących pomordowanych Żydów do wspólnej mogiły koło Bóbrki. Ukraińcy odgrażali się, że to samo czeka Polaków. W roku 1941, na zarządzenie Inspektora Szkolnego w Złoczowie, rozpoczęłyśmy z koleżanką zapisy do szkoły. Zgodnie z zarządzeniem ja zapisywałam dzieci polskie, koleżanka Ukrainka  - dzieci ukraińskie. Po pierwszym dniu, w drodze do domu, podeszli do mnie Ukraińcy z żółto-niebieskimi opaskami i zabronili mi dalej prowadzić zapisy, grożąc wyciągnięciem odpowiednich konsekwencji. W porozumieniu z polskim inspektorem ze Złoczowa zostałam przeniesiona do Hanaczówki, do szkoły z polskim językiem nauczania. W tej wsi przeważali Polacy. Uczyłam tam od połowy września 1941 do lutego 1944. Jesienią 1943 roku rozpoczęły się terrorystyczne akcje ukraińskie. W lesie niedaleko został zastrzelony były kierownik szkoły, Stanisław Weiss. Został pochowany w nastroju patriotycznym w Hanaczowie, polskiej wsi, przez OO. Franciszkanów, przy udziale nauczycieli i ludności polskiej. Żona pana Weisa, z pochodzenia Rusinka, otrzymała od Ukraińców listy z pogróżkami i naciskami, że ma wrócić do społeczności ukraińskiej i wychować syna na Ukraińca. Mieszkałam w szkole, stojącej na skraju lasu. Często w nocy budziły mnie strzały oraz śpiewy „smert Lacham”. Przeniosłam się do gospodarza, Kazimierza Niekrasza. Było mi raźniej. 2 lutego 1944 roku, wieczorem, kiedy wracałam z Hanaczowa, zauważyłam mężczyzn, niosących w rękach bańki w jakich kupuje się na wsi naftę. W domu, kiedy już przygotowywałam się do snu zapukał gospodarz i poprosił, abym wyszła przed dom. Dokoła Hanaczowa wybuchały pożary. W krótkim czasie paliła się cała wieś. Rozległ się straszny krzyk, wycie psów i zrobiło się jasno od ognia. Trzeba było uciekać. Postanowiłam się ukryć u koleżanki Weisowej, która mieszkała niedaleko, na parterze nowego domu. Piętro i strych były niewykończone. Tam skryłyśmy się z siostrą i moją 6-letnią córeczką. Z wysoka, przez szpary w deskach, patrzyłyśmy i słuchałyśmy lamentów, ryku bydła. Po pewnym czasie zorientowałyśmy się, że trwa jakaś walka. To przybyły z lasu na obronę wsi partyzantka AK i żydowska. Około drugiej czy trzeciej nad ranem trochę ucichło. Rano 3 lutego, postanowiłam pójść do Hanaczowa. Na łące, przez którą trzeba było przejść, leżały ciała, przeważnie starszych mężczyzn. Były też kobiety i małe dzieci. Kiedy przechodziłam przez podwórko ocalałego domu w centrum wsi, gospodarz tej chaty zawołał mnie do wnętrza. W izbie leżało czworo rannych. Kobieta z pociętymi rękoma, dwie młode dziewczyny skłute, położone jedna na drugiej i mały chłopiec z rozciętym brzuszkiem, siną głową i wysadzonym okiem. Opatrzyłam rany jak mogłam bandażem z pociętego prześcieradła. A już czekała na nich furmanka, która miała zawieźć ich do szpitala w Przemyślanach. Dziecko w drodze do szpitala zmarło” (Zofia Bakuta; w: Komański..., s. 773 -774).  
W lutym lub marcu 1944 roku we wsi Lipowce pow. Przemyślany Ukraińcy zamordowali 6 Polaków, wśród których był nauczyciel Zygmunt Laucz, lat. ok. 30. Także w tym czasie we wsi Skwarzawa pow. Złoczów banderowcy uprowadzili co najmniej 10 Polaków powiązanych drutem, w tym kierownika szkoły o nazwisku Huszkiewicz i ślad po nich zaginął. 4 marca 1944 roku we wsi Olejów pow. Zborów zostało uprowadzonych z domów 5 Polaków i bestialsko zamordowanych przez UPA w lesie pod Manajowem. „W Olejowie - jak zeznaje naoczny świadek Ludwik Pichur, ówczesny sekretarz gminy: 4 marca 1944 r., gdy wracałem ze młyna w Trościańcu, natknąłem się na kilka furmanek wyjeżdżających z Olejowa. Na pierwszej i ostatniej furmance jechali uzbrojeni osobnicy. W pośrodku, na powozie leśniczego Leona Grzeszczuka siedzieli: Walerian Pawłowski - kierownik szkoły, Karol Kowal - emerytowany nauczyciel, Kazimierz Wielichowski - pracownik nadleśnictwa oraz woźnica - 17-letni Józef Miaskowski. Cała ta kolumna skręciła z szosy w drogę wiodącą do wsi Manajów. W pobliskim lesie wszystkich w okrutny sposób zamordowano...”  (http://www.olejow.pl/readarticle.php?article_id=250).   
W połowie marca 1944 roku we wsi Gołogóry pow. Złoczów zamordowana została Szczerska Lusia (Lechosława?), nauczycielka, łączniczka AK: „Pamiętam tragiczny 1944 rok. W naszej wsi banderowcy, w połowie marca tego roku, zamordowali nauczycielkę - Szczerską. Była to młoda osoba. Została ona przywiązana drutem do drzewa, rozebrano ją do naga, miała wydłubane oczy, obcięty język, oskalpowaną głowę, ze skórą zawiniętą do tyłu, odcięto jej też piersi, a zdarte kawałki skóry z całego ciała położono na ziemi, przed wiszącym ciałem. Był to widok przerażający, pokazujący do czego zdolny jest ukraiński faszysta”. (Tadeusz Kobański; w: Komański..., s. 980).    
W marcu 1944 roku we wsi Chochoniów pow. Rohatyn banderowcy zamordowali 80 Polaków. „Organizatorem ruchu nacjonalistycznego w Chochoniowie był miejscowy Ukrainiec - dyrektor Szkoły Powszechnej Petro Chaburski, ożeniony z Polką. Miał dwóch braci popów we Lwowie. Jego żona przyjaźniła się z moją mamą i przypadkowo podsłuchała rozmowę swego męża z tymi popami i słyszała, jak oni mówili: „Najwyższy czas zaczynać z tymi Lachami”. (Zofia Jarmakowska; w: Siekierka..., s. 430; stanisławowskie).  
1 kwietnia 1944 r. we wsi Żuków pow. Złoczów  banderowcy zamordowali Adama Zagrobelnego, lat 42, nauczyciela ze wsi Wicyń. 6 kwietnia (Wielki Czwartek) we wsi Strychanka pow. Kamionka Strumiłowska upowcy na drodze do stacji kolejowej zastrzelili Jana Kozłowskiego, nauczyciela ze szkoły we wsi Strychanka, oraz wywieźli ze wsi 3 Polki, w tym żonę Jana Kozłowskiego, Wandę, lat 44, także nauczycielkę - i ślad po nich zaginął. We wsi Pawlikówka pow. Kałusz: ”W szkole uczyła nas nauczycielka, jej mąż był policjantem. Najpierw jego zabrali, a potem ją z dziećmi, miała dwie małe dziewczynki może po 9-10 lat.” (Anna Świegot: Jaśko to Ty żyjesz?; w:  http://powiatowy.pl/2011/11/jasko-to-ty-zyjesz ; 10 listopada 2011). Napad na wieś Pawlikówka miał miejsce w dniach 5 – 7 kwietnia 1944 roku, nauczycielka z dwójką swoich dzieci prawdopodobnie została uprowadzona i zamordowana jeszcze przed napadem.
8 kwietnia 1944 r. we wsi Chrusno Stare pow. Lwów wśród zamordowanych przez  banderowców Polaków była nauczycielka Wanda Filipowicz, lat 35. 9 kwietnia 1944 roku (Wielkanoc) we wsi Hołyń pow. Kałusz upowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 21 Polaków, „przy czym napastnicy szczególnie bestialsko zamordowali miejscowego nauczyciela, Polaka, lat ok. 75, którego porwali za ręce i nogi i wrzucili do płonącej stodoły. Spłonął żywcem” (Siekierka..., s. 148; stanisławowskie). W nocy z 10 na 11 kwietnia 1944 roku we wsi Wołoszcza pow. Drohobycz, na przysiółku Zady upowcy dokonali rzezi ludności polskiej. „Maciej Badecki był nauczycielem i mieszkał w przysiółku Zady. Według jego relacji przebieg zdarzenia był następujący: „Podczas Świąt Wielkanocnych 1944 roku w nocy do przysiółka Zady przyjechało około 50 uzbrojonych Ukraińców. Otoczyli polskie domy. Do jego mieszkania weszło kilku Ukraińców i od razu zastrzelili jego córkę Genowefę (22 lata). Druga córka Macieja Janina wraz ze swoim kilkuletnim bratem uciekła przez okno i pobiegła do pobliskiej rzeki gdzie oboje się ukryli. Również sam Maciej Badecki wyskoczył przez okno i ukrył się w piwnicy w pobliżu innego płonącego już domu, tam przeczekał do rana i dzięki temu ocalał” (Franciszka Badecka; w: Siekierka..., s. 188; lwowskie). „W „Gazecie Wyborczej” (13 - 14 kwietnia 2002 r.) ukazał się opis przebiegu działań UPA na terenie Małopolski Wschodniej. W związku z tym, że padło w nim moje nazwisko, zabieram głos. Podana przez Ukraińców wersja mija się z prawdą i nie może być dokumentem historycznym. W przysiółku Zady obok wsi Wołoszcza powiat Drohobycz zamordowano 44 osoby z mojej bliższej i dalszej rodziny. Według Ukraińców, mord miał następujący przebieg: „W nocy 10 kwietnia 1944 roku  bojówka złożona z 25 ludzi przeprowadziła likwidację polskiej wsi Zady za karę za donosy miejscowych Polaków (oryginał doniesienia do gestapo w Drohobyczu posiadamy w swoich rękach) na obywateli ukraińskich. Akcja rozpoczęła się o godzinie 23.30 okrążeniem wsi jednocześnie z czterech stron, piąta grupa weszła na czele z komendantem do centrum wsi... Kobiety i dzieci pozostawiono... Wszystkie grupy okrążające wieś czyściły wyznaczone domy. Były wypadki czynnego oporu ze strony kobiet, które likwidowano (5). Gdy ze wszystkich stron podpalono wieś, Polacy zaczęli wybiegać z domów i mówić po ukraińsku. Na pytanie komendanta, czy są Ukraińcami, zaczęli krzyczeć: jesteśmy Polakami z krwi i kości. Wszystkich na miejscu zlikwidowano. Najbardziej bronił się nauczyciel Polak Badecki i jego dwie córki, z których jedna krzyczała „tatusiu nie bój się. Rusini nas mordują ale i na nich przyjdzie czas. Polski naród pomści naszą śmierć. Niech przepadnie Ukraina”. Zastrzelono ją, a nauczyciel dwukrotnie ranny ratował się ucieczką. Akcję zakończono o 2.30 nad ranem. Spalono wszystkie polskie gospodarstwa (52), szkolę, urząd miejski. Zabito 30 mężczyzn, 5 kobiet (w trakcie czynnego oporu). Nieznana liczba mężczyzn spaliła się w ogniu”. Nieprawdą jest, że były jakieś donosy Polaków z tej wsi na Ukraińców do gestapo w Drohobyczu. Tak podano, aby uzasadnić mordy kobiet i dzieci. Nie było również żadnego oporu ze strony córek Macieja Badeckiego. Jego rodzina to: żona (Ukrainka), starsza córka Genowefa, młodsza Janina oraz 4 letni synek Kazimierz. W nocy, w czasie Świąt Wielkanocnych 1944 roku, bandy UPA otoczyły wieś i paliły dom po domu. Po wejściu do szkoły, zamordowały starszą córkę, gdy schodziła po drabinie ze strychu, gdzie się schowała. Wtedy Maciej wytrącił żonie z ręki lampę naftową i zrobiło się ciemno. krzyknął: „uciekajcie”. Żona z synkiem i młodszą córką przesiedziała do rana w rowie melioracyjnym w wodzie po pas. Rano przyszła do swoich rodziców do sąsiedniej wsi Łąka. jej brat, jak się okazało banderowiec, nie uprzedził siostry o grożącym jej niebezpieczeństwie. Druga część tragedii rozegrała się z Marią Badecką i jej synkiem Przyszli banderowcy i oboje zabrali. Zgwałcili ją, obcięli piersi i zastrzelili, a dziecko przywiązali do dwóch ugiętych drzew, które wyprostowując się, rozerwały je. Scenę tę oglądał z ukrycia parobek”. (Jadwiga Badecka; w: Siekierka..., s. 188 - 189; lwowskie). Zdumiewa prymitywizm banderowskiej agitki opublikowanej w “Gazecie Wyborczej”. „We wsi Dorożów została zamordowana w okrutny sposób nauczycielka - Ukrainka (moja chrzestna) Aniela Koczówna. W 1944 roku przyjechał do niej siostrzeniec z Drohobycza - Polak, aby kupić trochę mąki. Posłała go do młyna. Tam zatrzymali go banderowcy. Na wiadomość o tym Koczówna pobiegła do młyna. Zastała tam swoich uczniów, którzy odmówili wydania siostrzeńca. Zamordowano ich oboje. Nie pomogła jej ukraińska narodowość ani pozycja szanowanej we wsi nauczycielki. Aniela Koczówna została zamordowana dlatego, że jej siostra wyszła za mąż za Polaka w Drohobyczu, a ich syn, który przyjechał do ciotki, był Polakiem. Banderowcy mordowali bowiem nie tylko Polaków, ale także małżeństwa mieszane oraz ich dzieci” (Jadwiga Badecka; w: jw.).       
12 kwietnia 1944 roku we wsi Hucisko pow. Bóbrka upowcy oraz chłopi ukraińscy ze wsi okolicznych za pomocą siekier, kos, wideł, noży i innych narzędzi dokonali rzezi 118 Polaków a 30 poranili. Kobiety i dziewczęta gwałcili, okaleczali i zabijali, kilku chłopcom i mężczyznom wycięli genitalia i serca. Nauczyciel Ludwik Biesiadecki został zakłuty widłami na strychu, jego brat Władysław Biesiadecki, także nauczyciel, zginął zakłuty nożami (Siekierka..., s. 19 - 22 i 36 – 38, lwowskie). „... punktem samoobrony miała być szkoła. Zaangażowana w to była kierowniczka szkoły Stanisława Koszykowa oraz jej dwaj bracia Ludwik i Władysław Biesiadcy. Upowcy dokładnie rozpracowali struktury polskiej samoobrony. Do wsi wjechało na koniach około dziesięciu banderowców ubranych w mundury żołnierzy niemieckich, którzy skierowali się do szkoły. Mówili po niemiecku. Zażądali otwarcia szkoły. Kierowniczka szkoły w przekonaniu, że są to żołnierze niemieccy, otworzyła drzwi. Rzekomi żołnierze niemieccy po wejściu do szkoły zastrzelili Stanisława Biesiackiego, a Ludwika ranili, pozbawiając samoobronę kierownictwa. Banderowcy zajęli budynek, likwidując w ten sposób centralny punkt obrony Polaków” (Józef Stankiewicz; w: jw., s. 56).  Na terenie wsi Bródki upowcy zamordowali nauczyciela, podch. AK Jana Węgrzyna.   
Od 10 do 13 kwietnia 1944 roku w mieście Kuty pow. Kosów Huculski upowcy wymordowali ponad 200 Polaków i Ormian. „Relacja Wojciecha Migockiego: Okrucieństwo nie ominęło zacnej i patriotycznej rodziny Czajkowskich. Rozegrała się tu straszliwa tragedia. Do palącego się domu wtrącono pp. Czajkowskich, a następnie w płomieniach zastrzelono. Córki uprowadzono do lasu, zgwałcono i zamordowano”.  (Relacja pochodzi z książki ks. Tadeusza Isakowicz-Zaleskiego pt. “Przemilczane ludobójstwo na Kresach”, Kraków 2008).Siostry Czajkowskie, Wanda lat 30  i Elżbieta  lat 35 były nauczycielkami. Zakłuta nożami została nauczycielka Maria Janowicz lat 42 i jej 9-letnia córka. Zamordowany został nauczyciel Jan Hanczarek lat 35.
14 kwietnia 1944 roku we wsi Fraga pow. Rohatyn podczas kolejnego nocnego napadu banderowcy zamordowali  m.in.  nauczycielkę z 2 dzieci, w tym z noworodkiem. „Mordowano wszystkich, bez względu na wiek i pleć. Pamiętam, że Rozalia Duma, siostra mojej babci, była położną i w tym czasie przebywała u nauczycielki przy odbiorze połogu. Została zamordowana z nauczycielką, noworodkiem i jej trzyletnią córeczką” (Michał Matys; w: Siekierka..., s. 440, stanisławowskie). Tego dnia we wsi Lipina pow. Jaworów został uprowadzony przez banderowców i zamordowany Polak Emil Semczuk, nauczyciel. W kwietniu 1944 roku we wsi Łuka Mała pow. Skałat została uprowadzona przez banderowców i po torturach zamordowana 25-letnia nauczycielka szkoły powszechnej Maria Klapa.    
W sierpniu 1944 roku we wsi Germakówka pow. Borszczów „partyzanci ukraińscy” zamordowali 18 Polaków, w tym 20-letnią Marię Myczkowską. „Podczas dnia, w sierpniu 1944 r., zabrano ze szkoły Marię Myczkowską - nauczycielkę, która pracowała we wsi Zalesie. Przyprowadzono ja do domu jej ciotki, u której mieszkała. Mordercy zamknęli się z nią w pokoju, kolejno gwałcili ją i bili. Po kilku godzinach wyprowadzili ją z domu, a właściwie wyciągnęli, bo jak zeznają świadkowie, nie mogła już iść sama. Tak trwało przez dwa dni. Na trzeci lub czwarty dzień znaleziono jej zwłoki na brzegu Zbrucza. Jej ciało było zmasakrowane, ręce i nogi związane drutem kolczastym” (Danuta Kosowska; w: Komański..., s. 535). We wsi Stojanów pow. Radziechów: „Pewnego dnia latem 1944 do ogrodzenia domu - w którym mieszkał stojanowski nauczyciel i świetny pszczelarz Adam Mądrzycki, znany także z tego, że ze wszystkimi żył zgodnie - podszedł syn jednego z ukraińskich sąsiadów, Emil, i przywołał go mówiąc, że chce mu coś powiedzieć. Kiedy Mądrzycki podszedł, ten wystrzelił do niego serią z automatu. Mądrzycki upadł na ziemię, ale wieczorem odzyskał przytomność, jakoś wstał, dobrnął na probostwo i o wszystkim powiedział księdzu Kutrowskiemu, który z niejakim Radwanem, Ukraińcem, ułożył go na wymoszczonym słomą wozie i zawiózł na stację kolejową, a stamtąd lokomotywą do szpitala w Kamionce Strumiłowej. Niestety, wykonana zaraz operacja była już spóźniona i Adam Mądrzycki zmarł”. (http://www.gazeta.olawa.pl/archiwum2/aktualnosci,wiecej,1818.htm ; za: Tadeusz Kukiz: Ziemia Radziechowska i ludzie stamtąd, Wrocław 2008).
9 września 1944 roku we wsi Grzęda pow. Lwów podczas napadu o 3,oo w nocy banderowcy zamordowali 30 Polaków, w tym 3-osobową rodzinę nauczyciela o nazwisku Smeryczański: nauczyciela, jego żonę i córkę (Siekierka..., s. 618; lwowskie). Świadek Katarzyna Gigiel podaje, że była to rodzina Smerczyńskich, małżeństwo nauczycielskie z córką (jw., s. 638). 23 października we wsi Trójca pow. Śniatyn podczas napadu dokonanego przez kureń UPA dowodzony przez Wasyla Andrusiaka “Rizuna” zamordowanych zostało 116 Polaków. Wśród ofiar były dwie młode polskie nauczycielki: Maria Żołyńska i Zofia Żołyńska. „Widziałam też moją nauczycielkę, nie pamiętam nazwiska, która miała przybite ręce gwoździami do gospody”. (Aleksandra Mazur; w: jw., s. 662). W październiku 1944 roku we wsi Załucze pow. Borszczów banderowcy zamordowali 20 Polaków, w tym dwie nauczycielki NN. „Tej nocy dwóm nauczycielkom polskim, banderowcy obcięli piłami stolarskimi obie nogi, następnie nożycami języki i połamali ręce, a gdy były w agonii, obie zastrzelili” (Komański..., s. 56).  
We wsi Nyrków oraz w miasteczku Czerwonogród pow. Zaleszczyki: „Mieszkaliśmy w szkole, chociaż ojciec już wcześniej otrzymał od banderowców ostrzeżenie: „Ty Lasze proklatyj nie organizuj Polaków i polskiej szkoły”, ale ojciec pozostał i uczył dalej. Władze sowieckie nakazały kontynuowanie nauki, więc nie mógł opuścić stanowiska. Gdy uciekające na noc rodziny wracały rano z Nyrkowa, zaczajeni na cmentarzu banderowcy strzelali do nich. Tak zabili m.in. żonę naszego woźnicy panią Kurhaniewiczową z dzieckiem. Przyszedł wreszcie czas na zamordowanie mego ojca i dwu nauczycielek, Rosjanek, przydzielonych do pracy przez kuratorium. 1 listopada 1944 r. odbyło się w kaplicy cmentarnej nabożeństwo żałobne z okazji Wszystkich Świętych. Udał się tam mój ojciec z moimi braćmi, by wziąć w nim udział i pomodlić się nad grobem mamy, zmarłej w 1935 r. (miałam wtedy 7 lat, a bracia 5 i 3). Ja nie mogłam pójść z nimi z powodu ogromnego ropnia na nodze. Modliłam się w kuchni, trzymając nogę na stołku. Nagle w drzwiach stanęło dwu uzbrojonych mężczyzn w wojskowych mundurach, w towarzystwie naszego sołtysa i zapytali o ojca. Polecili, by po powrocie z cmentarza czekał na nich. Po ich wyjściu usłyszałam dwa strzały. przestraszyłam się. Pobiegłam do sprzątaczki z prośbą o powiadomieniu o wszystkim ojca. Po chwili wojskowi wrócili i do przygotowanego worka zagarnęli ojcowski strój do polowania. W kancelarii zniszczyli obrazy sowieckich przywódców. Jak się później dowiedziałam, zastrzelili nauczycielkę i  siedzącą przy niej Ukrainkę. W domu już nie nocowałam, zostając u sprzątaczki. Ostrzeżony ojciec z braćmi i księdzem Juraszem przesiedzieli całą noc w kaplicy cmentarnej. Rano poszliśmy wszyscy do Czerowogrodu, do dworku zamieszkałego przez księżnę Lubomiską. Było tam już wiele rodzin z okolicy. Można było jeszcze wyjechać z Czerwonogrodu. Wielu udało się do Zaleszczyk. Ojciec należał do tajnej organizacji na Kresach wschodnich, musiał pozostać by organizować obronę. Na niego wszyscy liczyli.” (Czesława Stecka z d. Sadurska; w: Komański..., s. 905). 8 listopada 1944 roku we wsi Bereżanka pow. Borszczów  banderowcy powiesili na drzewach  2 nauczycielki: Polkę i Ukrainkę. 13 listopada we wsi Zeżawa pow. Zaleszczyki upowcy zamordowali  nauczycielkę NN i jej matkę. 17 listopada 1944 roku we wsi Nowosiółka Biskupia pow. Borszczów banderowcy  zamordowali 40 Polaków, a wśród nich Mieczysława Wierzbickiego, lat 52, kierownika szkoły powszechnej. „Rodzice Mieczysław Wierzbicki i Janina z d. Białogrodzka, oraz brat Zbigniew (ur. w 1922 r.) mieszkaliśmy w budynku szkolnym w Nowosiólce Biskupiej w powiecie Borszczów, woj. tarnopolskie. Ojciec był kierownikiem miejscowej szkoły powszechnej, a mama nauczycielką. Starszy brat Zbigniew, po powtórnym zajęciu powiatu przez Armię Czerwoną, został na wiosnę 1944 r. powołany do I Armii Wojska Polskiego, podobnie jak większość mężczyzn od 18 do 50 roku życia. Pamiętam wiele nieprzespanych nocy w obawie przed napadami banderowców. Często spaliśmy w rożnych kryjówkach, w ciągłym strachu przed grabieżą i śmiercią z rąk faszystów ukraińskich. Nasz ojciec, już na początku listopada 1944 r. czynił starania o wyjazd do centralnej Polski. Czekaliśmy na transport kolejowy. I stało się to czego tak bardzo obawialiśmy się”. Grupa banderowców przebranych w mundury żołnierzy sowieckich, uprowadziła Mieczysława Wierzbickiego oraz około 40 innych Polaków. „Większość z nich poprowadzili nad rzekę Zbrucz i tam w bestialski sposób mordowali, wrzucając swe ofiary do rzeki. Podobny los spotkał naszego ojca, następnego dnia znalazłyśmy z matką jego zwłoki nad brzegiem rzeki. Miał ręce związane drutem kolczastym, a głowę i plecy porąbane ostrym narzędziem. /.../ Z nazwisk ofiar zapamiętałam nazwisko młodej nauczycielki, Marii Myczkowskiej, która uczyła razem z moimi rodzicami, a pochodziła ze wsi Germakówka” . (Alina Urban z d. Wierzbicka, ur. 22.07.1926; w: Komański..., s. 549). 20 listopada we wsi Koszyłowce pow. Zaleszczyki banderowcy uprowadzili i  zamordowali  nauczyciela o nazwisku Wolański.    
24 grudnia (Wigilia) 1944 roku we wsi Ihrowica pow. Tarnopol „powstańcy ukraińscy” zamordowali w czasie wieczerzy wigilijnej 84 Polaków. Wśród ofiar była nauczycielka, lat 30, ze wsi Cebrów. „Słyszeliśmy w tym czasie straszne krzyki, nie dające się opisać ludzkie jęki. Wołanie do Boga i ludzi o pomoc. Ten krzyk wydobywał się ze strychu domu rodziny Jana Bialowąsa (mojego chrzestnego) o przezwisku Głąb, którego podstępnie zabili tydzień wcześniej. Były tam: matka, trzy córki i mieszkająca u nich samotna nauczycielka. Uciekły na strych, gdzie paliły się żywcem”. (Jan Bialowąs; w: Komański..., s. 827).  
25 grudnia (Boże Narodzenie) 1944 r. we wsi Petryków pow. Tarnopol banderowcy zamordowali 12 Polaków. Wśród ofiar byli: Wiktoria Biała, ur. 1890 r., nauczycielka, żołnierz AK ps. „Wika”, która ukrywała Żydów -  utopili ją w rzece Seret; Bronisława Maślanka, nauczycielka - utopili ją w rzece Seret; Karolina Maślanka, nauczycielka, siostra Bronisławy - utopili ją w rzece Seret;  Józef Turski, nauczyciel - wraz z żoną spalony we własnym domu.
3 stycznia 1945 roku we wsi Sufczyna koło Birczy pow. Przemyśl „partyzanci ukraińscy” zamordowali 4-osobową rodzinę polską nauczycieli. Byli to: Jan Sugier, ur. 1889 r.,  kierownik szkoły powszechnej; Aniela Sugier, ur. 28.09. 1897, żona Jana, nauczycielka, oraz ich dwaj synowie: 22-letni Zbigniew i 22 letni Mieczysław. „Byłem mieszkańcem Birczy i członkiem samoobrony. Zostaliśmy powiadomieni o zamordowaniu Sugierów, rodziny nauczycielskiej w Sufczynie. Udaliśmy się z grupą kilkunastu uzbrojonych osób na miejsce zbrodni o godzinie 6 rano 4 stycznia 1945 roku. Ciała ofiar, Jana Sugiera, jego żony Anieli i synów Zbigniewa i Mieczysława znaleźliśmy w piwnicy. Zostały tam zawleczone po torturach zadanych im w mieszkaniu, w którym podłoga i całe ściany były zbryzgane krwią. Prawdopodobnie jak zawleczono ich do piwnicy byli wszyscy w agonii. W piwnicy uformowano z nich straszliwą scenę orgii seksualnej, Zbigniewowi obcięto genitalia i włożono je w usta jego matki. Obciętą pierś matki włożono w usta Zbigniewowi, a do drugiej piersi przystawiono usta jej męża Jana. Rano jak tam przybyliśmy ciała były już zmarznięte i mieliśmy trudności z ich rozdzieleniem. Zwłoki zostały przewiezione do Birczy i tam zostały pochowane” (Leopold Beńko; w: Siekierka..., s. 149; lwowskie). 18 stycznia 1945 roku we wsi Michałówka pow. Podhajce banderowcy zamordowali 10 Polaków, w tym dokonali napadu na dom Anieli Stencel, w którym mieszkały dwie nauczycielki. Anielę Stencel i jedną z nauczycielek NN spalili żywcem w budynku, natomiast drugą nauczycielkę NN zastrzelili podczas próby ucieczki. W nocy z 24 na 25 stycznia 1945 roku we wsi Uhryń pow. Czortków upowcy uprowadzili 5 Polaków oraz 17 Ukraińców i zamordowali. Z Polaków zginęli: kierownik szkoły Staszkiewicz Jan l. 50, jego żona Janina (nauczycielka), Bandurek Stanisław l. 52, Białowąs Jan l. 55, Kuźmiński Józef l. 50. W styczniu 1945 roku we wsi Wołoszcza pow. Drohobycz zostali uprowadzeni przez banderowców i utopieni w kanale wodnym w okolicy wsi Majnicz gmina Sambor: Antonina Badecka, lat 45, żona kierownika szkoły powszechnej we wsi Wołoszcza i jej syn Piotr, lat 14.
Nocą z 2 na 3 lutego 1945 roku podczas napadu UPA na wieś Czerwonogród pow. Zaleszczyki ranny został komendant samoobrony Bronisław Stachurski, były dyrektor szkoły we wsi Nyrków, który zmarł w szpitalu w maju 1945 roku. „Dyrektor szkoły z Nyrkowa, pan Bronisław Stachurski, przeżył z nami straszne lata wojny, tak ciężkie dla polskiej szkoły. Mógł wyjechać ze swoimi dziećmi do Zaleszczyk, ale tego nie zrobił. Nie ma większej ofiary nad tę, gdy się oddaje życie za przyjaciół. On oddal je w naszej obronie. Ciężko ranny, po długich cierpieniach, zmarł w maju 1945 r., osierocając troje nieletnich dzieci” (Stanisława Wierzbicka; w: Komański..., s. 910). „Pan Stachurski, z młodymi ludźmi, bronili wejścia do górnej wioski z Domu Ludowego i szkoły. Żona leśniczego broniła wejścia do kościoła. W tym czasie został ciężko ranny pan Stachurski”. (siostra zakonna Władysława z klasztoru św. Wincentego a Paulo w Nyrkowie; w: Komański..., s. 911). 13 lutego 1945 roku we wsi Capowce pow. Zaleszczyki banderowcy zamordowali polską nauczycielkę o nazwisku Janiewicz. 17 lutego we wsi Grabowa pow. Kamionka Strumiłowska  bojówka OUN-UPA  zamordowała m.in. małżeństwo polskich nauczycieli: Konstantego Naczas, pracownika oświaty, oraz jego żonę Marię, nauczycielkę. W lutym 1945 roku we wsi Kurniki Szlachcinieckie pow. Tarnopol zamordowali 3 Polki: 15-letnią Genowefę Łagisz, jej 17-letnia siostrę Stefanię Łagisz oraz 60-letnią nauczycielkę Wandę Lwowską. Tego miesiąca we wsi Rzepińce pow. Buczacz  bojówkarze OUN-UPA zamordowali 25 Polaków, w tym nauczyciela o nazwisku Nabowczuk z żoną i  2 córkami. 9 marca 1945 roku we wsi Czerniatyń pow. Horodenka banderowcy obrabowali i spalili gospodarstwa polskie oraz zamordowali 10 Polaków, w tym kierowniczkę szkoły o nazwisku Krupa, a zwłoki ofiary oprawcy zbezcześcili. W nocy z 23 na 24 marca 1945 roku we wsi Komańcza pow. Sanok (Bieszczady) upowcy zamordowali 8 Polaków, wśród których była kierowniczka szkoły Maria Kułak, lat 30. W marcu 1945 roku we wsi Olesza pow. Tłumacz banderowcy zamordowali 9 Polaków, w tym nauczycielkę Jadwigę Pawłowicz i jej matkę Marię, które powiesili w pobliżu szkoły na drzewie przy użyciu drutu kolczastego zaciśniętego na szyjach ofiar. Tego miesiąca we wsi Romanówka pow. Tarnopol zamordowali Michała Tetiuka, miejscowego nauczyciela, żołnierza WP, który przebywał na urlopie zdrowotnym. Jego śmierć opisuje Jan Raniczkowski w 34 numerze „Głosów Podolan” z 1999 roku: „Drugiego mordu dokonali banderowcy w marcu 1945 roku na kierowniku szkoły w Romanówce - Michale Tetiuku. Gdy zabrano mnie do wojska, pan Tetiuk myślał, że uciekłem i pytał moją żonę: „Powiedz, gdzie schowałaś Janka?”. Nie wiem kiedy poszedł do wojska, ponieważ nie było go ani w mojej grupie, ani w drugiej grupie mobilizacyjnej. Wiadomo natomiast, że w mundurze (w stopniu oficera) szedł pieszo szosą z Tarnopola. Dogoniła go w Stupkach furmanka, a na niej znajomi chłopi ukraińscy. Przysiadł się do nich. W pewnym momencie wyjechał z naprzeciwka duży pojazd mechaniczny (używany przy naprawie dróg), konie spłoszyły się i wóz wywrócił się do rowu. A z wozu wysypała się ... broń. Opowiadała mi później żona, że widziała nauczyciela idącego w mundurze do Franciszka Sandeckiego w budynku przy bramie folwarku. A po chwili zobaczyła przez okno, że prowadzi go kilku mężczyzn. Na ramionach miał płaszcz wojskowy. Wybiegła natychmiast z domu z wiadrem na wodę i gdy była na ulicy, banderowcy pozdrowili ją „zdrawstwuj chaziajka”. Odpowiedziała „zdrawstwuj” i spiesznie przeszła. A wtedy pan Tetiuk zawołał: „Ja jestem w rękach banderowców”. Stefania Głogowska i Stanisława Zarzycka - w tamtym czasie małe dziewuszki - opowiadały już w Wymiarkach, że szły do domu Głogowskich i spotkały po drodze pana Tetiuka, prowadzonego przez Ukraińców do domu Łabanowicza w Romanowce, gdzie mieszkał. Dziewczętom wydało się wówczas, że nauczyciel patrzy na nie wzrokiem błagającym o pomoc. Ale co my smarkule - usprawiedliwiały się - mogłyśmy zrobić? Byłyśmy tak przestraszone, że bałyśmy się parę z ust puścić. Aniela Bogucka opowiadała także w Wymiarkach, że matka jej słyszała szeptaną rozmowę Ukrainek na temat zamordowanego nauczyciela. Zaprowadzono go mianowicie do gospodarza, który nie posiadał nóg, Ukraińca nazwiskiem Kawalok, i zamknięto w dużej piwnicy z kamienia. Tam Polaka torturowano, wyrywając mu palce u rąk i nóg, a ponieważ przy tym krzyczał, ucięli mu język. Nie wiadomo jak długo pastwili się nad ofiarą i co zrobili z ciałem. Żona Kowaloka przyszła w jakiś czas po tym do Romanówki, do gospodarza Kuźmirka i powiedziała: „Uciekajcie wujku, bo będzie wam to samo co Tetiukowi”. Zięć Kuźmirka rozgłosił po cichu to ostrzeżenie i Polacy szli gromadnie do Borek Wielkich po dokumenty na wyjazd „do Polski”. W Romanówce mieszkaliśmy od 1930 roku. Wieś należała do gminy i poczty Borki Wielkie, powiaty tarnopolskiego. Jako, że ojciec był kierownikiem szkoły, mieszkaliśmy w jej budynku. Tata powołany został do wojska i skierowany do nauczania języka polskiego rosyjskich oficerów. Gdy rozchorował się na nerki otrzymał urlop zdrowotny i przyjechał do Romanówki, do naszej mamy, mieszkającej teraz w wiejskiej chałupie. Po pewnym czasie poczuł się dobrze, jednak ufając mieszkańcom wsi i ich życzliwości, nie kwapił się do ewakuacji, o co nalegała mama. I stało się. Do domu wtargnęli banderowcy, wyprowadzili tatę i zamęczyli go. Tak zginą cichy bohater - bez wyroku, bez sądu, bez winy. Siał w pocie czoła polskość na twardym ugorze kresowej wsi i nawet nie doczekał się pogrzebu, ani drewnianego krzyża na grobie. Takich siłaczy było więcej, cichych, pracowitych i ofiarnych wiejskich nauczycieli. Cześć ich pamięci!” (Wanda Jarzyna z d. Tetiuk; w: Komański..., s. 836).
16 kwietnia 1945 roku zostali zamordowani przez UPA w lesie niedaleko wsi Łukawiec pow. Lubaczów podczas podróży furmanką mieszkańcy wsi Wielkie Oczy: 23 letnia nauczycielka Wilhelmina Wilczyńska i 25-letni milicjant Tadeusz Szachiński. 17 kwietnia 1945 roku we wsi Huta gmina Wojsławice pow. Chełm Ukraińcy zamordowali 3 Polaków: upowcy 2 kobiety oraz były oficer SS „Galizien - Hałyczyna” rodem z Uchania zamordował  nauczyciela Antoniego Grudniewskiego. Nocą z 23 na 24 kwietnia 1945 roku we wsi Kniażyce pow. Przemyśl upowcy zamordowali 6 Polaków: 5-osobową rodzinę z 3 dzieci oraz uprowadzili Eugeniusza Hulaka, miejscowego nauczyciela języka polskiego, który zaginął bez wieści. W kwietniu 1945 roku we wsi Nowosiółka Skałecka pow. Skałat został zamordowany przez upowców m.in. Jan Dudar, bibliotekarz polskiej biblioteki wiejskiej. „Partyzanci” z UPA torturowali go przez kilka godzin, w język wbili ostry drut, który przywiązali do stopu. W końcu powiesili go na przydrożnym drzewie. W czerwcu 1945 roku we wsi Iskań pow. Przemyśl upowcy w bestialski sposób zamordowali rodzinę nauczycieli. Byli to: Polak Michał Marczak, nauczyciel, jego żona Maria, Ukrainka oraz jej matka (teściowa Michała) Aniela Czura, Ukrainka, która została powieszona  głową do dołu „za zdradę narodu ukraińskiego”. Prawdopodobnie mordu dokonali synowie księdza greckokatolickiego Michajło Huka, jako odwet za to, że został on w połowie 1945 roku aresztowany i otrzymał wyrok śmierci. M. Huk był duchowym i religijnym przywódcą OUN, nawoływał z ambony do mordowania Polaków. (Siekierka..., s. 706 - 707; lwowskie).  
W 1945 roku w miasteczku Budzanów  pow. Ttrembowla banderowcy zamordowali nauczyciela polskiego NN ze wsi Młyniska, który przebywał u rodziny Saków (także zamordowanej). W miasteczku  Janów Lwowski pow. Grodek Jagielloński banderowcy zamordowali nauczycielkę z Sambora NN, jej męża i 17-letnią Marię Kowalik. W mieście Tarnopol z rąk banderowców zginął nauczyciel Stanisław Gałkowski.  
16 czerwca 1946 roku we wsi Łodzinka Górna pow. Dobromil obrabowali gospodarstwa polskie, spalili 8 budynków i zamordowali nauczyciela i jego matkę. „Dnia 16.II. 1947 r. banda UPA sotni „Bira” zamordowała kierownika szkoły podstawowej w m. Łukowe pow. Lesko – ob. Derkacza Franciszka” („Wykaz czynów przestępczych dokonanych przez bandy UPA w latach 1944 – 1947” opracowany w Wydziale „C” Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Rzeszowie; za: Edward Prus: Operacja „Wisła”; Wrocław 2006, s.291).   
W 1975 roku we wsi Firlejów pow. Rohatyn w wyniku pobicia w szkole przez nauczycieli ukraińskich zmarł polski uczeń Jan Ziemba. „Do końca 1960 roku współżycie z miejscowymi  Ukraińcami układało się dobrze. Polacy nie byli atakowani, dopiero po powrocie Ukraińców z więzień i łagrów sowieckich zaczęły się szykany wobec nielicznych już Polaków. /.../ szykanowany był w szkole nasz syn, począwszy od pierwszej klasy. Żal nam było opuszczać rodzinną ziemię, mieliśmy murowany dom i własne gospodarstwo. Tak było aż do 1975 r., kiedy nasz syn w 8 klasie został pobity przez kolegów i przez dyrektora szkoły Jana Barana oraz nauczycieli Wasyla Łozińskiego i Andrzeja Kiczula, po powrocie do domu położył się do łóżka, na drugi dzień rano wezwaliśmy lekarza i zawieźliśmy syna do szpitala karetką pogotowia. Syn nasz był bezwładny, tylko po cichu modlił się po polsku, po trzech dniach umarł. Sekcja zwłok wykazała, że zgon nastąpił w wyniku pobicia i uszkodzenia organów wewnętrznych. /.../ Sprzedaliśmy za bezcen swoje gospodarstwo i 14 stycznia 1977 r. wyjechaliśmy na zachód” (Zofia Ziemba; w: Siekierka..., s. 457; stanisławowskie).
Władysław i Ewa Siemaszkowie podali, że w latach 1939 – 1945  na Wołyniu Ukraińcy zamordowali 123 polskich nauczycieli (s. 1059). Zebrali oni relacje z połowy miejscowości, w których mieszkali Polacy. Najczęściej nie było relacji ze wsi ukraińskich, a właśnie w tych wsiach mieszkała jedna lub dwie rodziny polskich nauczycieli. Szacunkowo należałoby więc te liczbę co najmniej podwoić. Także najczęściej nie dało się ustalić, czy wśród pomordowanej ludności polskiej w danej wsi byli nauczyciele, a podawana jest tylko ogólna liczba ofiar.     
W moim opracowaniu udokumentowanych jest 346 polskich nauczycieli zamordowanych przez bojówki OUN oraz UPA, a także prawdopodobnych dalszych 36 takich ofiar, będących małżonkami zamordowanych. W latach międzywojennych pracę w szkołach wiejskich podejmowały z zasady małżeństwa nauczycielskie.  Można więc z dużym prawdopodobieństwem przyjąć, że w latach 1939 – 1947 zostało zamordowanych bezpośrednio przez Ukraińców conajmniej 382 nauczycieli polskich. W rzeczywistości ofiar tych było znacznie więcej. Na wsiach ukraińskich często jedyną rodziną polską tam mieszkającą była rodzina nauczycieli. Te rodziny zniknęły bez śladu. Także wśród masowo wycinanej ludności polskich wiosek ocaleli świadkowie mogli przekazać tylko wycinkowy, niewielki fragment widzianej przez siebie zbrodni, zwłaszcza dotyczący osób najbliższych, stąd losy rodzin nauczycieli zaginęły w masie ofiar anonimowych. A ukraińscy faszyści spod znaku Bandery i Szuchewycza ze szczególną zaciekłością
i okrucieństwem „usuwali z ziem ukraińskich” (aż po San) przede wszystkim księży katolickich, leśników i nauczycieli. Wymienionych jest także 9 osób narodowości ukraińskiej z nauczycielskich rodzin polsko-ukraińskich, 2 nauczycieli Ormian oraz 1 Czech z rodziny nauczycielskiej polsko-czeskiej.
We współpracy z Sowietami milicja ukraińska aresztowała pond stu nauczycieli polskich, którzy zginęli w więzieniach lub w czasie zsyłki na Sybir. Liczba ta jest znacznie zaniżona i potrzebna jest tutaj dokładna kwerenda dokumentów NKWD, w tym znajdujących się w archiwach na Ukrainie. Przy obecnych „dobrosąsiedzkich stosunkach polsko-ukraińskich” nie jest jednak możliwe ujawnianie faktu kolaboracji ukraińskich komunistów (którzy zresztą wkrótce ujawnili się jako nacjonaliści) z okupantem sowieckim, głownie z NKWD. W samym mieście Borszczów liczba aresztowanych przez milicję ukraińską nauczycieli polskich przekraczała znacznie liczbę 40 osób. Niewielu z nich przeżyło więzienia i zsyłki.   
Trudna do oszacowania jest ilość polskich ofiar w działań działań policji ukraińskiej we współpracy z Niemcami (aresztowania, udział w pacyfikacjach, zabójstwa dokonane przez policję ukraińską). Odnośnie strat nauczycieli  zdołałem ustalić liczbę 209 nauczycieli, pomijając np. udział w aresztowaniu 35 profesorów we Lwowie, aresztowania nauczycieli w Łucku, Równem , itp. Większość z aresztowanych w Stanisławowie i okolicy została rozstrzelana w sierpniu 1941 roku w Czarnym Lesie koło Stanisławowa. Pozostali zginęli w więzieniach lub w obozach koncentracyjnych, a część zaginęła bez wieści.   
Agnieszka Grędzik-Radziak podjęła próbę zbilansowania strat nauczycieli polskich w czasie II wojny światowej w województwie lwowskim („Straty osobowe wśród polskich nauczycieli szkół wyższych, powszechnych i średnich z województwa lwowskiego w czasie II wojny światowej”; w: „Rocznik lwowski 2006”).  Wymienia też kilkudziesięciu nauczycieli aresztowanych i skazanych przez Sowietów po powtórnym wkroczeniu na Kresy w 1944 roku, z których część poniosła śmierć. (Przegląd Historyczno-Oświatowy 2007,
nr 1–2).  

Pełnych strat nauczycielstwa polskiego poniesionego na Kresach Południowo-Wschodnich II Rzeczpospolitej w latach 1939 -1947 zapewne już nie poznamy. W kilkunastu tysiącach szkół polskich na Kresach kaganek oświaty został brutalnie zgaszony, a niosący go polscy nauczyciele wymordowani.
 Stanisław Żurek