Logo

CYGANERIA LWOWSKICH KAWIARNI RECENZJA Z KONCERTU 28 WRZEŚNIA 2017 ROKU

28 września 2017 roku w sali Klubu 6 Brygady Powietrznodesantowej Wojskowego Ośrodka Kultury w Krakowie ul. Zyblikiewicza 1 odbył się koncert „Cyganeria lwowskich kawiarni” z udziałem zespołu „Chawira” fundacji Ocalenia Kultury Kresowej Karola Wróblewskiego w składzie:

Magdalena Sowa, Irena Paprocka,  Karol Wróblewski, Stefan Czyż, Daniel Mazurkiewicz oraz goście zaproszeni:
Franciszek Makuch, Dorota Helbin
 i Mateusz Dudek.

Konferansjerka
Aleksander Szumański i Wojciech Habela

Tytuł koncertu nie jest przypadkowy. Nawiązanie do czasów spotkań lwowskiej bohemy nieodłącznie związane jest tak z piosenką jak i z poezją. I dzisiaj zespół „Chawira” melodyjnie ten okres świetności lwowskiej kultury przypomniał właśnie lwowską piosenką. Jak w warszawskiej kawiarni „Ziemiańska” spotykali się poeci grupy „Skamandra”, tak w lwowskiej kawiarni „Szkocka” spotykała się lwowska cyganeria, ale też nie tylko artyści, również i uczeni, w tym słynni lwowscy profesorowie, jak prof. Stefan Banach twórca polskiej szkoły matematycznej.

Kawiarnia „Szkocka”, przedwojenna lwowska kawiarnia, położona w centrum miasta, na Placu Akademickim, w pobliżu starego gmachu Uniwersytetu.
Kawiarnia Szkocka była lokalem o różnorodnej publiczności.
Odwiedzali ją profesorowie lwowskich uczelni, zakochani, plotkarki, samotni czytelnicy gazet, bibliofile, bilardziści, żydowska inteligencja, studenci z pobliskiego Domu Akademickiego, ludzie z wszystkich stanów i sfer. Kawiarnia była także miejscem spotkań zapomnianego dzisiaj zupełnie Klubu „Konstrukcjonalistów”.
Klub Konstrukcjonalistów – klub literacki, zapoczątkowany jesienią 1911 roku spotkaniami literatów w Kawiarni Szkockiej we Lwowie. Należeli do niego m. in. Roman Jaworski, Piotr Dunin-Borkowski, Roman Zrębowicz i Mieczysław Rettinger. Na zebraniach bywali również czasem Ostap Ortwin i Karol Irzykowski. Wewnętrzny regulamin klubu zakładał elegancję i dystynkcję w ubiorze oraz zachowaniu. Tematy rozmów jego członków były bardzo szerokie, a ich filozofia, tworzona przede wszystkim przez Romana Jaworskiego, obejmowała przede wszystkim kwestie estetyczne.
„Konstrukcja” miała być drogą do ocalenia sztuki w okresie wielorakich zmian, zachodzących w świecie współczesnym. Akcentowano również rolę konstrukcji w procesie twórczości artystycznej.
I tak zespół „Chawira” wprowadził nas w ten nigdy nie zapomniany świat naszego dzieciństwa i naszych bliskich.
Zofia Kurzowa i Jerzy Habela, ojciec Wojciecha Habeli aktora dramatycznego, koferansjera dzisiejszego koncertu,  pisali:
Piosenka lwowska to bezcenny dokument polskiej kultury obyczajowej i muzycznej, a także języka lwowskiego, nie tylko z okresu dwudziestolecia międzywojennego. Nadrzędnym zaś celem organizatorów festiwalu jest ocalenia od zapomnienia tej piosenki, jednego z dowodów polskości tego miasta, a przede wszystkim wejście do serc młodego pokolenia.
I ten problem, co podkreślam z nie małą dumą udało nam się rozwiązać. Koncerty festiwalowe w poprzednich latach odbywały się w wielu polskich miastach. To właśnie ta piosenka szturmem zdobyła młode serca.
Piosenka lwowska i poezja. Tego oczekiwali od nas młodzi, na to przygotowani byli dorośli. I nie zawiedli się.
Na przełomie IX i XX  stulecia zapanowała moda na artystyczną cyganerię. Adolf Nowaczyński opisał warszawską z okresu romantyzmu, wzorując się z kolei na paryskiej Henri Murgera. W Krakowie swój najbujniejszy rozkwit przeżywała ona w czasach Stanisława Przybyszewskiego oraz ,,Zielonego Balonika”. Z tym ostatnim związany był Tadeusz Boy-Żeleński, tłumacz ,,Scen z życia cyganerii” wspomnianego Murgera, który tak określa to zjawisko:  ,,Cyganeria to artystyczny nowicjat; to przedsionek Akademii”. Giacomo Pucciniemu, włoskiemu kompozytorowi operowemu z przełomu stuleci, zawdzięczamy sentymentalny powrót do czasów studenckiej młodości. I tak właśnie powstała ,,Cyganeria”, wykorzystująca wątki zaczerpnięte z opowiadań wspomnianego Murgera.
We Lwowie ,,Cyganerię” zagrano w 1901r z udziałem Adama Didura w roli Collinea
Życie artystyczne Lwowa przejawiało się nie tylko w teatrach, salonach wystawowych, w salonach koncertowych, w wydawnictwach i na łamach czasopism, ale również w kawiarniach, cukierniach, restauracjach i knajpach. Były to najbardziej swobodne przestrzenie dla prezentowania osób znaczących w jakiejkolwiek dziedzinie działalności twórczej, dla wymiany poglądów i gorących dyskusji.
W latach międzywojennych trwały jeszcze w klimacie miasta tradycje cyganerii młodopolskiej, słynne kawiarnie na rogu ulic Akademickiej i Fredry „Roma” i „Szkocka”, restauracja Naftuły - Toepfera przy Trybunalskiej, winiarnia Stadtmullera w Rynku, ale również nowe: Atlasa w Rynku, Kozioła przy Dominikańskiej, cukiernie Zalewskiego i Welza przy ul. Akademickiej.
Elegancka cukiernia Ludwika Zalewskiego była jednym z symboli przedwojennego Lwowa.
Mieściła się w lokalu na parterze budynku przy ul. Akademickiej 22 (obecnie: Prospekt Szewczenki). Jest to jedna z głównych ulic miasta, przed wojną corso – miejsce niedzielnych spacerów. Cukiernia wyróżniała się wielką przeszkloną witryną, za którą można było podziwiać całe miasta z marcepana i cukru.
Urzędowali w nich, obok weteranów z lat dawnych Ortwina i Zbierzchowskiego, młodzi i najmłodsi.
W kawiarnianych mrokach przesiadywały całe grupy ludzi, tworząc charakterystyczną i specjalną publiczność. żądną ruchu nerwowego l oddechu Europy, co wionie ze szpalt zadrukowanej bibuły, spragnioną plotek wielkiego miasta, a przede wszystkim życia błyskotliwego, na falach drgającego światła, w arabeskach dymu, wśród nawoływań kelnerów”.
Oto opis znakomitego historyka Lwowa i subtelnego znawcy duszy naszego grodu, Franciszeka Jaworskiego z 1910 roku. Z opisu  wyłania  sie specyficzny obraz jakiejś ówczesnej nieistniejącej już dziś kawiarni w stylu „Cafe Monopol”. Jaworski stwierdza  ,, kawiarnia stała się dziś instytucją prawie że społeczną, miejscem neutralnym  dla schadzek ludzkich”. ,,Znam pewnego dziennikarza, który z chlubą opowiada, że najlepsze swe artykuły stworzył w kawiarni”.
Mój Boże! Znam pewnego dziennikarza, który wyznaje, że nigdy w życiu jeszcze nie napisał ani jednego w ogóle artykułu, gdzie indziej jak w kawiarni. A nie opowiada o tym dlatego tylko, że uważa to za rzecz najnaturalniejszą w świecie. Tym dziennikarzem jestem ja sam *.Tyle Franciszek Jaworski.
Wymienimy teraz nazwy tych najbardziej znanych lwowskich kawiarni z tamtych lat: „Cafe Monopol” na placu Mariackim, ,,Atlas” w Rynku, ,,Europejska” na ul. Jagiellońskiej, ,,Centralna” na placu Bernardyńskim, kawiarnia Schneidera na Akademickiej, ,,Kryształowa” w Pasażu Mikolascha,  ,,Amerykańska” na ulicy Trzeciego Maja, ,,Sans-Souci” na ulicy Szajnochy, ,,Splendid” na ulicy Sykstuskiej, ,,Esplanade”, ,,Grand”, ,,City”,  ,,Abbazia”, ,,Corso” na ulicy Legionów, ,,Royal” na ulicy Hetmańskiej, „Sztuka” (sławny ongiś lwowski ,,Michalik”) na ul. Rutkowskiego,  i  ,,Szkocka” na placu Akademickim. Po odzyskaniu niepodległości doszły: ,,Cariton” (dawna ,,Muzeum” obok Muzeum Przemysłowego), ,,Centralna”
( na rogu ul. Jagiellońskiej i Trzeciego Maja), ,,Europejska” (róg ul. Czarnieckiego i placu Bernardyńskiego), ,,Grand” (dawna ,,Teatralna”), ,,George” i  ,,Imperial” (ul. Legionów 5), ,,Louvre”, ,,Palermo” (ul. Rutkowskiego, róg ul. Kamińskiego), ,,De la Paix”, ,,Roma”, ,,Rouge” (ul. Mikołaja), ,,Sewilla” (pl. Bernardyński, róg ul. Piekarskiej), ,,Union”, ,,Victoria” (ul. Rejtana), ,,Warszawa”, ,,Wiedeńska”.
Aby zdać sobie sprawę z tego czym była i czym jest dla Lwowa kawiarnia, trzeba przede wszystkim uprzytomnić sobie wysoki stopień kultury miasta. Blisko przed stu laty, w roku 1841, wyrażał się o nim z zachwytem pisarz podróżniczy I. G. Kohl w swej książce „Reisen im Innerem von Russland und Polen”, dziwiąc się wielkiej ilości kawiarni i cukierni istniejących we Lwowie i stwierdzając, że Lwów posiada lepsze i elegantsze kawiarnie aniżeli jego rodzinne Drezno lub inne niemieckie miasto równej wielkości.
„Najlepszą kawiarnią - pisze I. G. Kohl - jest zakład Wolffa, złożony z kilkunastu (!) salonów, przepełnionych gośćmi o każdej porze dnia lub nocy”. A jak rdzennie lwowskimi, jak rdzennie polskimi instytucjami były te kawiarnie, niech o tym świadczy choćby taki szczególik, że na malowanych szyldach kawiarnianych znajdował się obraz szlachcica w kontuszu z garnuszkiem kawy w prawicy. Nie należy zapominać, że praojcem kawiarni był nie kto inny jak szlachcic zasłużony w czasie odsieczy Wiednia, rycerz polski Kulczycki, który otrzymawszy na swą prośbę od Sobieskiego wory z kawą, znalezione w tureckich namiotach, otworzył w Wiedniu pierwszą w Europie ,,Kaffeastube”. Z jego ducha ród swój wywodzą owe rody Wolffów, Sieberów, Hexlów, Schneiderów, pionierów kawiarnianego życia lwowskiego, wśród których figuruje zaledwie jedno zachowane dla potomności nazwisko polskie; pana Dobrowolskiego, właściciela sławnej ongiś kawiarni ,,Piekiełko” przy ulicy Krakowskiej. W późniejszym okresie swego istnienia mocno podupadłe, odegrało to ,,piekiełko” niepoślednią rolę w latach 1848 i 1863 jako miejsce zborne konspiratorów - patriotów polskich - rolę podobną do znaczenia, jakie przed rokiem 1914 przypadło w udziale kawiarni ,,Sans-Souci”, w której duszą ośrodka młodzieży był nie kto inny jak twórca legionów - Józef Piłsudski. ,,Piekiełko” to także miejsce schadzek ,,batiarów” i   podejrzanych typów.
   „Jedzą, piją, lulki palą, w starej budzie u Atlasa,
   Mało knajpy nie rozwalą: Cyganeria lwowska hasa...
   Nikt nie karmi się potrawką, nikt się nie objada gąską,
   Wódka tutaj jest przystawką, Piwo tutaj jest przekąską.
   Same dobrze znane twarze, które wciąż pragnienie nęka.
   Ale czasem przy gitarze, piękna rodzi się piosenka”.
Tak pisał Henryk Zbierzchowski

A Feliks Konarski tak:
 
Człowiek szedł do Atlasa, wypił, zjadł – pierwsza klasa,  karmenadel z kosteczką – no ni!?
U Kozioła poprawił,w de Labe się zabawił, tak jak nigdzie na świecie – no ni!?

Pięć kawiarni mieściło się dookoła Wałów hetmańskich: ,,de la Paix”, ,,Imperial”, ,,Cariton”, ,,Grand” i ,,Wiedeńska”. Pięć lokali, których los - mimo całego szeregu dzielących je różnic - zależny był w znacznej mierze od jednego życiodajnego źródła: od źródła życia i energii kupieckiej, bijącego pod pomnikiem Sobieskiego.
Skromny kupczyk z „Grandu” (dawnej „Teatralnej”) nie był mile widziany w położonej na drugim krańcu Wałów, eleganckiej „de la Paix”. Goście przychodzili  na gazety, na kawę albo - najczęściej - w poszukiwaniu interesu. ,,Imperiał” to istna giełda drzewna. Był bowiem za dnia, zwłaszcza w niedzielę, wyłącznie lokalem branży drzewnej, specyficzną kawiarnią „branżową”.
Lokalem wszystkich branż - od branży nafciarskiej do branży aktorskiej - kawiarnią wszech-interesów była „Wiedeńska”. Była  ona czymś więcej zresztą jak kawiarnią tylko. Jest pojęciem geograficznym, mającym dla Lwowa to znaczenie, jakie miał dla Wiednia Stephansplatz, czy  dla Paryża place de l’Opera. To centralny punkt miasta. Serce Lwowa. Tutaj łączyły się wszystkie jego arterie: linie tramwajowe, rozbiegające się stąd we wszystkich kierunkach. Był to przez długie dziesiątki lat reprezentacyjny lokal, w którym schodziła się elita miasta: świat polityczny i wojskowy, palestra i finansjera, uniwersytet i teatr. Było to w czasach, kiedy Lwów - liczył 87 000 mieszkańców. Rezerwat starszych panów z inteligencji i solidnych przyjezdnych, prowincjonałów i ziemian, którzy jeszcze z ojca i dziada uznawali ,,Wiedeńską” jako jedyny przyzwoity lokal we Lwowie. Stał również w pierwszym pokoju „Wiedeńskiej” bufet z domowymi ciasteczkami i słynnymi w całym Lwowie rogalikami, osobistego wypieku ówczesnej właścicielki, p. Sieberowej. A lokal zamykano zrazu o 8, później o 10 wieczorem.
Paweł Jerzy Asłanowicz - kompozytor. Ukończył Wydział Prawa Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Jako student pisał w latach 1928–1930 piosenki dla kabaretu Nasze Oczko, następnie związał się z lwowskim Akademickim Teatrem Literacko Artystycznym. Po ukończeniu studiów rozpoczął pracę w rozgłośni Polskiego Radia we Lwowie. Był m.in. kompozytorem muzyki do audycji radiowej  „Wesoła Lwowska Fala”. Wiktora Budzyńskiego. Od 1930 r. należał do Związku Autorów i Kompozytorów Scenicznych. Największą popularność zdobyła jego piosenka, napisana do wspólnie z  Marianem Hemarem  pt. ,,Upić się warto”.  
Gdy kończyła się operowa premiera w skarbkowskim teatrze i publiczność, olśniona przepysznym tenorem Schlafnebergaien, napływała tłumnie do „Teatralnej”, wypełniając jej wspaniałe barokowe sale, tonące w powodzi gazowego światła... Pogrążywszy się w wygodnej, głębokiej kanapie, można było w tym kolorowym półmroku oddać się wizjom i przemyśleniom:
W pierwszym dziesięcioleciu naszego stulecia,  stary skarbkowski  teatr zamienił się na koncertową salę, w której, na czele lwowskich filharmoników, królował Czelański. Zmieniła się również „Teatralna” i z towarzyskiej kawiarni minionego wieku stała się, za dnia, kawiarnią solidnego kupiectwa. Wieczorami jednak rej w niej wodzą kokoty, szampańskie gryzetki, damy od Maksyma. I tylko w czasie wspaniałych redut w skarbkowskiej sali decydują się panie z towarzystwa, pod osłoną maski, zajrzeć i tutaj. Budzą się polskie kabarety: w Krakowie – ,,Zielony Balonik”, w Warszawie –,,Momus”, we Lwowie ,,Nasze oczko”.  We wspaniałych renesansowych  salonach „Louvre’a” przy  ul. Rutkowskiego, róg ul. Kamińskiego we Lwowie zainstalowano kabaret. W dostojnym, chłodnym półmroku, panującym tu za dnia i w nastrojowo przyćmionym świetle w czasie wieczornego kabaretu można było usłyszeć piosenki rewiowe płynące z estrady, mówiące o miłości, o szczęściu i nieszczęściu  kabaretowej romantyki.
Lwów obok Krakowa był drugą stolicą Młodej Polski. Tu wyrośli na pierwszych poetów tamtego czasu Jan Kasprowicz i Leopold Staff, bracia Stanisław i Wincenty Korab Brzozowscy, Maryla Wolska i Bronisława Ostrowska, tu mieszkali i tworzyli w różnych okresach Gabriela Zapolska, Jerzy Żuławski, Zdzisław Dębicki i Kornel Makuszyński, tu drukował swe dzieła Stanisław Brzozowski i tu działali najwybitniejsi krytycy epoki Ostap Ortwin i Karol Irzykowski. Henryk Zbierzchowski, najbardziej reprezentatywny przedstawiciel cyganerii młodopolskiej Lwowa, poeta, prozaik i dramatopisarz. Należał do najbardziej znanych postaci na lwowskim bruku. Już samym wyglądem zewnętrznym zwracał uwagę i mile uosabiał tych nielicznych nieznających go z widzenia mieszkańców miasta. Zawsze w aksamitnej kurtce, w czarnym fantazyjnym krawacie, które doskonale tonowały się z długim, rozwianym włosem i rasową fizjonomią właściciela.
Ubiór duchowy miał też zawsze jednaki: pogodę ducha i uśmiech, nieugięty optymizm. Z lekkim, na wszystko przygotowanym sarkazmem i łagodną melancholią wychodził Henryk Zbierzchowski na spotkanie każdej, choćby cięższej trudności w życiu. Zrósł się ze swoim grodem ojczystym jak rzadko kto:
Wiersze Henryka Zbierzchowskiego pisane przy stoliku w „Atlasie” na rogu Rynku i ulicy Grodzickich drukowano następnego dnia w „Kurierze”, „Gazecie Porannej” lub „Szczutku”, a uczniowie gimnazjów czytali w wypisach „Odę do Nilu”.
Henryk Zbierzchowski był wśród epigonów Młodej Polski i jako niezwykle utalentowany twórca mógł zapewne zdobyć sławę w Warszawie, dokąd przenosili się lwowscy literaci po 1918 roku. Ale Zbierzchowski ponad wszystko upodobał sobie Lwów. W swoim ogrodzie przy ul. Piaskowej i przy atlasowym stoliku powstawały jego „serdeczne poezje” o Lwowie.
„Lwów nocą bywał knajpą, buduarem i kabaretem” mówi narrator filmu o Henryku Zbierzchowskim. Zbierzchowski był współtwórcą tej artystycznej legendy miasta. Dokumentalny film o Poecie powstał na podstawie scenariusza Sławomira Gowina. Film wprowadza w klimaty przedwojennego Lwowa”.
Rudolf Sieczyński, urodzony w Wilnie, pracował w Wiedniu jako prawnik, zgodnie ze swoim wykształceniem. Oprócz pracy, był wielbicielem muzyki rodziny wiedeńskich Straussów. Komponował utwory głównie w rytmie walca. Utwór napisany w 1913 roku „Wien, du Stadt meiner Träume” czyli „Wiedeń, miasto moich marzeń” uzyskał światową popularność i do dziś jest wykonywany przez najsłynniejszych śpiewaków świata.  Podobno utwór powstał w Wilnie i dotyczył tego właśnie miasta i nosił tytuł „Wilno, miasto moich marzeń”. Następnie utwór dotarł do Lwowa i tu pojawia się Henryk Zbierzchowski. Nie jakiś tam Wiedeń jest miastem ludzkich marzeń, ale Lwów!. Napisał lwowskie słowa do  walca Rudolfa Sieczyńskiego. I tak powstał utwór „Piosnka o naszym Lwowie”, który do dziś jest  z wielkim sentymentem wykonywany zwłaszcza w ośrodkach  polonijnych.
W „Szkockiej” dnie i wieczory, nieraz do wczesnego rana, przesiadywali ludzie, których razem w innym miejscu zebrać było wręcz niepodobna. Nie pozwoliła na to przede wszystkim historia. Pod oknem grupa zawzięcie dyskutująca nad serwetką pokrytą znakami – spory matematyków. Stolik Stefana Banacha, Hugona Steinhausa, Stanisława Ulama, Władysława Orlicza, Antoniego Łomnickiego, Stanisława Mazura. Największym poważaniem cieszył się najmłodszy wśród nich – Banach, geniusz matematyczny i  samouk. W tej kawiarni  rodziły się podstawy nowoczesnej matematyki, w której teoria przestrzeni Banacha odgrywała rolę kluczową. Lecz nie tylko. Stanisław Ulam, współtworząc amerykańską bombę wodorową, opierał się na poglądach tu właśnie formułowanych. Wypijano wielkie ilości czarnej kawy, wódki i rysowano, liczono, na serwetkach i marmurowych blatach stolików. Kiedy jakiegoś wieczoru nie udało się rozwiązać postawionego problemu, służba wynosiła zapisane kredą blaty stołów do spiżarni i na drugi dzień siadano znów do rozwiązywania, już przy silniejszej głowie. Banach zapisywał większość swoich pomysłów na serwetkach. Potem je niszczył lub gubił. Z kilku ocalonych powstały cenne prace uczniów. Za rozwiązanie problemu przyznawano wspólnie dowcipne nagrody. Tomasz Zieliński, właściciel „Szkockiej”, wpadł na pomysł, by postawione teorie, pytania, zadania zapisywać i ocalić od bezpowrotnego zaginięcia. Chronił w ten sposób cenne marmurowe blaty, które niszczały pod naporem kredy i wody. Tak zrodziła się sławna w dziejach światowej matematyki ,,Księga Szkocka”- zeszyt, w którym notowano zadania i teorie filozoficzne. Między innymi za rozwiązanie „problemu nr 153” postawionego w 1936 roku przez Stanisława Mazura nagrodą miała być żywa gęś, wedle pomysłu Banacha. Otrzymał ją dopiero w 46 lat później szwedzki matematyk P. Enflö, kiedy w czasie wojny wywieziono Księgę i udostępniono nielicznym światowym matematykom-którzy mogli coś z niej zrozumieć. Powstała tradycja, którą kontynuuje elitarne grono największych autorytetów w tej dziedzinie. Gorliwi Amerykanie doliczyli się ponad 11 tys. ważnych prac naukowych, które w tytule zawierają sformułowanie „teoria Banacha”, ale co z tego, jeśli tajemnice Księgi Szkockiej potrafi zrozumieć tylko garstka wtajemniczonych geniuszy. Zatem niewiele tych żywych gęsi, bodaj najcenniejszego matematycznego wyróżnienia za rozwiązanie zadania wpisanego do Księgi Szkockiej, przyznano. O wiele mniej niż nagród Nobla. Zbiór zadań otwierał wpis Stefana Banacha z 1936 roku, a zamykał problem sformułowany przez Hugona Steinhausa w maju 1941 roku. Do dziś Księga Szkocka wabi swoimi tajemnicami, przewyższającymi inne z tej dziedziny. Księgę opublikowano, to, co możliwe, rozwiązano, ale podstawowa część wiedzy tam zawartej jest strzeżona przez nieliczne umysły zdolne przekroczyć wyśrubowaną skalę trudności. Księga zawiera teorie i podpowiedzi rozwiązań, których poznanie, być może, otwiera inne drzwi. Jest księgą władzy, jaką daje dziś matematyczna wiedza o istocie świata… A więc wszystko może się jeszcze zdarzyć.
Nie była nigdy od kawiarni „Romy” ani większej, ani świętszej, ani w dobre przykłady obfitszej .Wszystkie drogi Lwowa nieuchronnie do niej prowadziły. Tu się zamawiało cedzonej kawy z kożuszkiem, flaszki beczkowego piwa! i dzisiejszego numeru ,,Słowa Polskiego” W najdoskonalszy sposób nagięto tu wiedeńską tradycję do lwowskich potrzeb. Tutaj w ciągu jednego popołudnia siedzieli wszyscy przy wszystkich niemal stolikach, wszyscy ze wszystkimi i o wszystkim mówili i żyli życiem jednej wielkiej, obgadującej się nawzajem, a jednak bez siebie wyżyć nie mogącej rodziny. W tej sławnej ,,Romie” udzielał się jako wykonawca, śpiewał i grał na gitarze sam Emanuel Schlechter – późniejszy mistrz scenariuszy filmowych, dialogów i tekstów piosenek, dbający o piękno języka polskiego zarówno w piśmie jak i w mowie. Przygrywał mu na fortepianie Juliusz Gabel.

Na zakończenie koncertu Wojciech Habela przeczytał dwa wiersze Henryka Zbierzchowskiego HYMN NA CZEŚĆ LWOWA i JESIEŃ

HYMN NA CZEŚĆ LWOWA

Gdy ranka złoty róż swe blaski śle na łów,
W zielonym wieńcu wzgórz jak wizja błyszczy Lwów.
W tym mieście mieszka lud, co wiernym jest po zgon.
To Orląt naszych gród, to jest na trwogę dzwon.
Gdy wróg ze wschodnich twierdz u Polski stanął wrót,
Dzwonieniem wszystkich serc obrony wskrzesił cud.
I gdy ze szczytów drzew listopad liście strząsł,
Swych dzieci oddał krew, ze śmiercią poszedł w pląs.
Lwie serce ma nasz Lwów, jak przed wiekami miał,
Obrońców stanął huf i Bóg zwycięstwo dał.
Na Kresach trzymasz straż przez wieków prawie sześć!
Cześć Ci, o Lwowie nasz, obrońcom Twoim cześć!

JESIEŃ

Patrzę, jak liście pierwszy mróz rumieni
I toń błękitu jak chusta pobladła.
Jesień jest we mnie i jam jest w jesieni,
Bo przenikamy się jak dwa zwierciadła.

I w duszy mojej jest to samo złoto
Pól, całowanych promieniami słońca
I ta tęsknota wieczna za tęsknotą,
Która się włóczy po dalach bez końca.
 
I w sercu mojem jest zaduma ciszy,
Która dobywa każdy szmer z ukrycia,
Każdego listka opadanie słyszy
Na niegdyś bujnym drzewie mego życia.
 
I chociaż stroję się w złota przepychy,
Choć tonę w słońca ostatniej powodzi,
Jest w moich oczach jakiś smutek cichy,
Który się żegna z wszystkiem, co odchodzi.
 
Patrzę na życie swe po tamtej stronie,
Z każdą minioną rozmawiam godziną
I po mej duszy bladym nieboskłonie
Obłoki wspomnień płyną, płyną, płyną...

W niedzielę 24 września w sali koncertowej krakowskiego teatru Variete odbył się doroczny koncert galowy Ogólnopolskiego Festiwalu Piosenki Lwowskiej i bałaku lwowskiego w Krakowie 2017 r. w którym wyłoniono laureatów.
Zebrana publiczność gromkimi brawami nagrodziła laureatów konkursu lwowskiej piosenki.
Szczególnie wzruszyła nas piosenka w wykonaniu laureatów w kategorii młodzieżowo - dziecięcej, niewątpliwie przyszłych mistrzów estrady jak młodziutkie, dziecięce postaci Marceliny Cieślik, czy też Zuzanny Pytlowskiej.
W kategorii osób dorosłych I miejsce zdobyła studentka Dagmara Moskwa studentka z Cząstkowic koło Jarosławia. W jej wykonaniu wysłuchaliśmy m.in. piosenkę do słów Mariana Hemara „Lwowskie serce”. Tą piosenką podbiła nasze serca.
Koncert uwieńczył Andrzej Rosiewicz.
Na ten uroczysty koncert laureatów napisałem wiersz zatytułowany „Koncert Galowy”.
Nie był prezentowany na koncercie galowym.

KONCERT GALOWY
 Dzisiaj przed Państwem
Piosenka galowa
Skąd się wzięła w Krakowie
Czy prosto ze Lwowa

Czy wpłynęła Wisłą
Czy modrym Dunajem
Czy nurtem Prypeci
Drugiej RP krajem

Kiedy znów przyleci
Czy pachnącym majem
Czy jesieni wrześniem
Pachnącym ruczajem

Czy też znowu jutro
Z pięknymi paniami
Prościutko ze Lwowa
Takich nie ma w świecie
Z wyjątkiem Krakowa

Co nam zaśpiewają
Lwowskie laureatki
Co też laureaci
W lwowskie strojni
Przepiękne krawatki

A publiczność nasza
Z całego Krakowa
Przybyła na koncert
Z miłości do Lwowa

Czy z katedry marzeń
Czy też z Pohulanki
Gdy nie mogli nad Pełtwią
Wić swe lwowskie wianki

Czy też z Kajzerwaldu
Wysokiego Zamku
Z ulicy Kurkowej
Świetlnego poranku

Z kina Marysieńka
Czy też z kina Rialto
A może z Casino
Gdzie tam Gary Cooper
Miał swe sak palto

A może z samego kina Raju
Gdzie na rogu Kupernika
Tańczy panna bez bucika
Ja si pytam panny
Gdzie  jest jej bucik
A ona mówi
Że jej bucik ucik

Pienkne gwoździki
Kwietne tulipany
Na Hetmańskich Wałach
Panny nad pannami

Śpiewa ślepa Mińcia
Wraz z Sobieskim królem
Co we Wiedniu zrobił
Pogańcom tresurę

A na zakończenie
Tego wierszyka
Wystąpią laureaci
Z lwowskiego koszyka

Zaśpiewają piosnkę
Przepiękną o ustach
Mnie została po nich
Tylko pamięć pusta

A ja lwowskim ustom
Taką dam radę

Słodkie usta ustom rade
Wargi twoje dziwnie blade
Ach są blade wargi twoje
Jest ich bowiem tylko dwoje

Ludzie jeno wtedy bledną
Gdy zostanie z dwojga jedno
Ale wargom jest nieskoro
Gdy ich nie ma razem czworo

Aleksander Szumański na „Koncert Galowy” 24 września 2017 r.

Scenariusz koncertu, ,Cyganeria lwowskich kawiarni” Karol Wróblewski

Organizatorzy:
Fundacja Ocalenia Kultury Kresowej ,,Chawira” z Krakowa
oraz
Aleksander Szumański
Klub 6 Brygady Powietrzno desantowej
Wojskowy Ośrodek Kultury
w Krakowie ul. Zyblikiewicza 1
28 września 2017 r.

Artyści zaprezentowali piosenki:

- Irena Paprocka
zaśpiewała piosenkę:
,,Szumiały mu echa kawiarni”
sł i muz. Jerzy Boczkowski

-  Piosenkę:
,,Bal u Bombacha”
zaśpiewała
Magdalena Sowa
z zespołem ,,Chawira”
- Irena Paprocka
zaśpiewała piosenkę”
,,Randka pod Wiedeńską”
 sł. Fix, muz. Paweł Jerzy Asłanowicz
 utwór z 1928r.
- Jedna z najstarszych polskich piosenek rewiowych,
przebój kabaretu ,,Momus”
pod tytułem:
,,Dymek z papierosa”
w wykonaniu:
zespołu ,,Chawira”.
- Magdalena Sowa
zaśpiewała piosenkę
,,Valse Brune”
Mariana Hemara.

- Magdalena Sowa
z zespołem ,,Chawira”
zaśpiewała:
,,Piosnkę o naszym Lwowie”,
 - Matematyczną zagadkę według teorii Einsteina
na miarę Banacha rozwiązaną
przez Mariana Hemara
w piosence:
,,Dwa a dwa jest cztery”
przypomniała
Magdalena Sowa
 z zespołem ,,Chawira”,
- zespół ,,Chawira”
wykonał piosenkę
Emanuela Schlechtera
,,Mam gitarę”
- zespół ,,Chawira”
zaśpiewał  piosenkę tytułową z tego koncertu:
,,A mnie jest szkoda lata”

W koncercie wystąpili:

Magdalena Sowa
Irena Paprocka
Daniel Mazurkiewicz
Stefan Czyż
Karol Wróblewski
Wojciech Habela

Konferansjerka
Aleksander Szumański
i
Wojciech Habela

Scenariusz;
Karol Wróblewski 

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.