- Kategoria: Aktualności
- Andrzej Łukawski
- Odsłony: 479
Warszawa: Upamiętnienie 80. rocznicy ludobójstwa Mizoczy w pow. zdołbunowskim z obchodami ukraińskiej niepodległości w tle.
/ Tuż po złożeniu kwiatów i zapaleniu Światełek Pamięci” pod tablicą wołyńską. Foto KSI.
W nocy z 24 na 25 sierpnia 1943 roku:
W miasteczku Mizocz pow. Zdołbunów Ukraińcy podpalili domy polskie i sierpami, siekierami, nożami wyrżnęli ponad 100 Polaków; „na sztachetach płotów wisiały niemowlęta w becikach” (Siemaszko..., s. 979). „Prawdopodobnie pod koniec sierpnia 1943 r., 20/21 w nocy nastąpił atak na miasto, a właściwie na polskie bezbronne rodziny tam mieszkające. Okrążyli miasto i przez całą noc mordowali ludzi. To było piekło. Wchodzili do poszczególnych domów i zarzynali ludzi, masakrowali, rąbali na kawałki. Do uciekających strzelali, natomiast wszystkich, których złapali mordowali w okrutny, sadystyczny sposób - nożami, kosami, siekierami.
Małe dzieci zabijali o mury domów i wieszali na płotach. Wyszukiwali chowających się ludzi po różnych zakamarkach. Wiele domów spalili. Rano atak przerwali. Z mojej rodziny zginęło 18 osób, tj: wujek Maśnicki Jan i jego żona Petronela oraz ich dwanaścioro dzieci, których imion nie pamiętam. Zginął dziadek Józef Błażyjewski i jego żona, nasza babka Balbina. Zginęła ciotka Kucharska Krystyna, która była w dziewiątym miesiącu ciąży. Zginęło również kilku Polaków z policji niemieckiej, którzy nas bronili. Z całego miasta ocalało kilka rodzin polskich 4 - 5, nie więcej. Między innymi moja rodzina. Ocaleliśmy chyba dlatego, że schroniliśmy się blisko koszar. /.../ Mężczyźni zwozili ciała w jedno miejsce pod cmentarz i tam je pochowano w wielkim dole. Przez trzy dni zbierano ciała z ulic miasta. Mężczyźni, którzy się tym zajmowali, nie mogli uwierzyć, że tyle okrucieństwa, bestialstwa i nienawiści może być w człowieku. Ulice miasta były pełne trupów, głowy często leżały oddzielnie, inne części ciała zmasakrowane. Wszędzie było pełno krwi. Te dni ataku jawią mi się we wspomnieniach jak straszny koszmar.” (Relacja świadka Romana Szpita; w: Lucyna Kulińska, Dzieci Kresów II, Kraków 2006, s. 78-79).
Jest to fragment opracowania Stanisława Żurka z sierpniowego kalendarium ludobójstwa.
Odczytaniem powyższej relacji wydarzenia sprzed 80 lat rozpoczęło się zgromadzenie „To nie nasza wojna” .
Nieopodal zgromadzenia, na Pl. Zamkowym trwały obchody ukraińskiej niepodległości na których było widać szampańską zabawę kobiet i mężczyzn w sile wieku zdolnych do bronienia własnego kraju.
Dlaczego zamiast bronić kraju balują w Warszawie i w innych miastach Polski nie wiadomo.
Wydane przyzwolenie polskich władz na nieograniczone i niekontrolowane przekraczanie granicy z Polską poraża swoją bezrefleksyjnością.
Jak można, by na głównym placu Warszawy, pod zamkiem polskich królów zezwolono na organizację święta obcego państwa, państwa które do dzisiaj nie przeprosiło nie tylko za Wołyń, ale i za pacyfikację u boku Hitlera Woli w czasie Powstania Warszawskiego.
Ktoś kto wydał na tą hucpę zgodę i finansował ją musi być mocno cięty na umyśle a tym samym dotknięty skąpo objawową wiedzą historyczną.
Leszek Samborski słusznie zauważył:
Bo jak patrzylibyśmy na taki sam event zorganizowany w tym samym miejscu w Warszawie np. przez Rosjan z okazji ich Dnia Jedności Narodowej obchodzone 4 listopada w rocznicę odbicia w 1612 roku Kremla z polskich rąk przez Rosjan?
Z wydarzenia organizowanego przez Polaków, na własnej i POLSKIEJ ziemi nie byli zadowoleni uczestnicy imprezki pod Zamkiem Królewskim.
Z ukraińsko-banderowskiej bańki pod zamkiem z której organizatorzy hucpy wypraszali Polaków z biało-czerwonym flagami, wyrywali się ideowi zwolennicy baneryzmu i próbowali zakłócić patriotyczne wydarzenie Polaków. Młodzieniec w białej koszulce usiłował przekazać Polakom nową prawdę historyczną o ludobójstwie ale tej wg. narracji ukraińskiego IPN. To takie charakterystyczne dla Ukraińców pojmowanie ludobójstwa i wybielania własnych zbrodni. Ludobójstwa nie było tylko wojna polsko-ukraińska ale dociśnięty przez red. Korczarowskiego z eMisji TV sprowadził ludobójstwo do lokalnego i wzajemnego mordowania się Polaków i Ukraińców ale tak naprawdę, to plątał się, dukał i chyba nawet sam nie widział o czym chce powiedzieć.
Podczas wystąpienia Leszka Samborskiego próbował je zakłócić jakiś ubrany w rusińską wyszywankę Ukrainiec. Taką wyszywankę ubierał Wilhelm Franciszek Habsburg-Lotaryński, austriacki arcyksiążę z rodu Habsburgów, który chciał się w taki oto sposób przypodobać Ukraińcom i zostać ich królem. Na szczęście to się nie udało ale jak widać tradycja noszenia rusińskich wyszywanek mimo iż takie państwo zniknęło nie zanikła.