Logo

Umierali nie tylko sobie...

List z Kowla do Starobielska z listopada 1939 roku: „Kochany Tatusiu, cieszę się bardzo, że mogłem w swoje imieniny do Ciebie Tatusiu napisać. Jestem zdrów. Czekam na Ciebie Tatusiu z upragnieniem. Jesteśmy z mamusią w domu. Jest nam dobrze tylko brak nam jest Ciebie, Tatusiu”.
Jeden z kilku listów czytanych podczas  uroczystego otwarcie wystawy „umierali nie tylko sobie...”  w Pałacu na Wyspie (Muzeum Łazienki Królewskie). 5 marca 1940 roku to dzień, w którym został przypieczętowany los polskich jeńców wojennych osadzonych po 17 września 1939 roku w sowieckich obozach więziennych.

Los jakże smutny i tragiczny, ojcowie, mężowie, bracia, synowie mieli już nigdy nie powrócić z nieludzkiej ziemi – przypomniała Teresa Bracka, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia „Rodzina Policyjna 1939 r.”  5 marca 1940 roku Biuro Polityczne KC WKP przyjęło uchwałę, na podstawie pisemnego wniosku Berii podpisanego przez  Stalina, o wykonaniu wyroku śmierci przez rozstrzelanie na 22 tysiącach polskich oficerów. Była to sowiecka zbrodnia ludobójstwa na polskich obywatelach. Ofiarami byli nauczyciele, prawnicy, leśnicy, urzędnicy, lekarze, naukowcy, artyści, dziennikarze, literaci różnych narodowości i różnych wyznań, bo taka była II RP.
Historia ofiar to historia poszczególnych ludzi, historia człowieka, jego rodziny i wszystkich tych, którzy stanęli na drodze jego życia. To wszystko co pozostawili po sobie, a także pustka, która została w sercach  ludzi kochających, pustka w przestrzeni społecznej, w której ich zabrakło. Ofiarami zbrodni katyńskiej byli nie tylko ci pogrzebani w bezimiennych grobach ale również ich najbliżsi.
Gdyby przyszło mi powiedzieć o szczególnie zasłużonych jeśli chodzi o walkę o prawdę katyńską, to na pierwszym miejscu umieściłbym władze RP na obczyźnie, potem struktury Polski Podziemnej i równolegle rodziny katyńskie, rodziny ofiar zamordowanych w 1940 roku. Prawdę o zbrodni katyńskiej pielęgnowały poprzez przekazywanie informacji wśród najbliższych, przechowywanie pamiątek po ofiarach oraz akcję upublicznienia w Muzeum Katyńskim - podsumował wykład prof. dr hab. Tadeusz Wolsza.
Ogromne zasługi dla nagłośnienia zbrodni katyńskiej w świecie poczyniła amerykańska komisja senacka w 1951 r. Nie tylko poprzez zbieranie dokumentów ale przesłuchanie 280 świadków z całego świata, w tym  polskiej emigracji, którą stanowili oficerowie wojska polskiego i członkowie rządu RP , członkowie delegacji z 1943 roku uczestniczącej w ekshumacji ciał polskich oficerów. Amerykańska komisja stwierdziła, iż ponad wszelką wątpliwość zbrodni dokonali sowieci w 1940 roku. Ten przekaz poszedł w cały świat. Natomiast cenzurą zbrodnię katyńską objęli Anglicy, zarówno w prasie polsko-angielskiej czy polskiej sekcji radiowej BBC. -prof. dr hab. Tadeusz Wolsza.
A jakie zasługi w nagłośnianiu w świecie zbrodni ludobójstwa dokonanego na obywatelach polskich przez ZSRR  i państwa satelickie oraz Niemcy, mają polskie ministerstwa, polskie komisje senackie, polskie fundacje, polskie samorządy? Dlaczego pokazywanie prawdy o losie narodu polskiego i jego obrona nadal jest oddolną inicjatywą społeczeństwa?
W sowietyzowanej  Polsce nie można było o tej zbrodni mówić. Mówienie prawdy było karane sądownie. Z obliczeń kilku naszych młodych badaczy wynika, że około 70-80 osób zostało skazanych za publiczne głoszenie prawdy o zbrodni katyńskiej. Wyroki były różne, najwyższy opiewał na 9 lat więzienia- prof. dr hab. Tadeusz Wolsza. Jakie wyroki lub czyje pieniądze podążają w 2018 r. za ukrywaniem prawdy o Katyniu na ekranie ZTM w metrze warszawskim? „Muzeum Katyńskie to perła architektury warszawskiej”. Czy ustawa IPN przewiduje kary za takie działania?
Izabella Sariusz-Skąpska, prezes Federacji Rodzin Katyńskich od lat zwraca się do władz o promocję działań na rzecz pamięci o ofiarach zbrodni katyńskiej, obecnie promocję Muzeum Katyńskiego. Niestety, wczorajszej uroczystości nie towarzyszyły stacje telewizyjne i radiowe, nie byli obecni przedstawiciele ambasad. Flesz historii w TV Historia również nie wspomniał o uchwale z 5 marca 1940 roku nakazującej zagładę polskich oficerów. Czy słuszna uwaga pani prezes, iż brakuje wystawie personalizacji ofiar poprzez zdjęcia, spowoduje, iż na ogrodzeniu Łazienek pojawią się niebawem takowe? Wyklęta przedwojenna elita, której brak odczuwamy dzisiaj, skutecznie była rugowana z naszej pamięci, edukacji, sztuki, kultury. Przedstawienie sylwetek straconych w Katyniu (jak również w Wielkopolsce, Pomorzu, Śląsku, Lwowie, Wilnie, Grodnie itp.) to doskonała lekcja dla tych, którzy wychowani na komunistycznej wersji historii już uczyć się nie chcą i ukrywają czy fałszują historię Polski w przestrzeni publicznej.
Dlaczego na Placu Defilad nie stanął olbrzymi namiot „100-lecie Odzyskania Niepodległości” a w nim kalendarium zdarzeń pokazujących tych wszystkich, którzy o odzyskanie niepodległości walczyli? Koncerty, prezentacje , widowiska , wykłady -wysiadający z dworców kolejowych czy wędrujący do galerii handlowej  zajrzeliby tam chętniej niż do Muzeum Katyńskiego, o którym nie wiedzą. Tymczasem prezydent Warszawy planuje ten teren zagospodarować na Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Czy będzie to sztuka z serii „Pożar w burdelu” czy kontynuacja działania Muzeum Polin?
„Kiedy będę pisał o Starobielsku, Kozielsku i Ostaszkowie, będę miał na myśli jedynie jeńców, którzy przebywali w tych miejscowościach od października 1939 do maja 1940 r. To znaczy będę pisał o Starobielsku Nr 1, Kozielsku Nr 1, Ostaszkowie. Bo był jeszcze Starobielsk Nr 2 (więźniowie polityczni, również przeważnie wojskowi, wzięci przez sowietów na terenie okupowanych Kresów Wschodnich albo przyłapani przy próbach ucieczki przez granice Rumunii lub Węgier), był również Kozielsk Nr 2 (internowani polscy oficerowie z okupowanej Litwy). Tylko kilka nazwisk spośród najbardziej wartościowych i cennych ludzi, których straciliśmy przez te obozy: wybitny neurolog prof. Pieńkowski, prof. Marcin Zieliński - kierownik Oddziału Psychiatrycznego Szpitala Wojskowego w Wilnie, wybitny uczony, dr Nelken, dawny wiceminister zdrowia, prof. Godłowski-dyrektor Kliniki Neurologicznej na Uniwersytecie Wileńskim i Instytutu Badań Mózgu, wybitni chirurdzy warszawscy, dr. Kołodziejski i dr. Levittoux, Morawski, prof. Politechniki Warszawskiej, prof. Tucholski, fizyko-chemik, specjalista od materiałów wybuchowych, docent w Cambridge, prof. Piotrowicz, sekretarz krakowskiej Akademii Umiejętności, 80% pracowników Instytutu Technicznego Uzbrojenia, 80% wychowanków sekcji uzbrojenia Politechniki Warszawskiej.
„Wśród licznych kolegów, z którymi żyłem blisko, chciałbym wspomnieć jeszcze paru. Przede wszystkim Zygmunta Miterę. Był to jedyny Polak, który miał stypendium rockefellerowskie, doktoryzował się w studiach wiertniczo-górniczych w Ameryce. Jeden z jego braci zginął, jako młody chłopak w Legionach, drugi artysta malarz, redaktor „Głosu Plastyków. Bomba z aeroplanu zniszczyła we Lwowie doszczętnie mieszkanie Zygmunta, w którym miał rękopis swej wielkiej pracy naukowej, nad która pracował szereg lat…Nazywaliśmy go żartobliwie „gondolierem”, bo zajęciem jego w obozie było wielogodzinne „ wiosłowanie” ogromną chochlą w kadzi, gdzie gotowała się dla nas zupa. Ten człowiek miał w obozie niespożyte siły i humor; pomagał nam wszystkim, wygłaszał odczyty z dziedziny geologii i jeszcze pięknie śpiewał. Człowiek o rzadkiej wartości serca i umysłu zaginął razem z innymi, w chwili, kiedy po wielu latach pracy liczył, że nareszcie wiedzę swoją będzie mógł dać Polsce.
Wśród lekarzy chciałbym nazwać dr. Dadeja. Znany pediatra zakopiański, prowadził przez szereg lat wielki zakład na Bystrem pod opieką Uniwersytetu Jagiellońskiego dla najbiedniejszych dzieci gruźliczych. Parę lat przed wojną, pewien profesor sowiecki, przejeżdżając przez Zakopane wpisał się do książki szpitala „pragnąłbym cały szpital z całym personelem przewieźć do Rosji Sowieckiej”…Dr Dadej, człowiek zachodni do szpiku kości, najtrudniej znosił sowiecko-rosyjski świat, brud, bałagan, pogardę i wyższość, które nam okazywał pierwszy lepszy bojec sowiecki. Smutny, gorzki, o 10 lat postarzały, z workami pod oczyma i nowymi zmarszczkami od oczu do skroni, siedział godzinami bezczynnie ten polski „burżuj”, który w Polsce wymyślał 100 powodów, żeby od pacjenta nie brać pieniędzy. Teraz, karmiony morałami naiwnych politruków i badany przez głupich i chytrych sędziów, z trudem znosił te warunki bytowania. W obozie był również jego szwagier kpt. Hoffman. Był to oficer zawodowy, skończył politechnikę w Belgii, pracował kilka lat w Szwecji, był ze Szwedka zaręczony. Wrócił do Polski, jako jeden z nielicznych specjalistów – fachowców od działek przeciwlotniczych. Opowiadał mi, jak jeszcze przed wojną fabrykę, która ten sprzęt wyrabiała, odwiedził generał angielski. Zakupywał te działka dla armii angielskiej….”(Jan Czapski)
Jan Czapski we wspomnieniach  „Na nieludzkiej ziemi” wymienia tylko kilku z Wyklętych Żołnierzy czyli polskiej elity.
Bożena Ratter

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.