Logo

"PRAWO, NIE ZEMSTA"

 Było to w roku 1887, jesienią, na połoninie Kiziej pod Czarnohorą. Wiatr dobrze wiał, dął, wył, buszował przez kilka dni, chłostał, hulał i trzaskał po lasach, nałamał drzew i gałęzi, aż wreszcie wymiótł i wyczyścił niebo z chmurzysk. Pogoda złota stanęła na niebie - cicho, łagodnie, ciepło. Trembity grały na „rozłączenie". (…) A oto tym razem, na dzień Rozłączenia Foka ma przed sobą rolę osobliwą. Ma zaprosić cały naród połoniński, gdzie kogo spotka, na wesele najstarszej córki dziedzica z Krzyworówni. I to dopiero początek dobrowolnego obowiązku. Bo jako jeden ze starostów weselnych przyrzekł przygotować i urządzić wszystko, co należy, do weselnego przyjęcia Hucułów. (…) Idzie on ku kolibie połonińskiej, a raczej ku koszierom, tam gdzie uwijają się dziesiątki mieszanników, gazdów z Żabiego, z Hołów, z Zełenego, z Krzyworówni i z Jasienowa. Zaledwie dojrzą Fokę, że ustrojony dla zapraszania, odwrócą się od swoich spraw, zamilkną, czekają. A on poczeka, aż go otoczą, i prosi jakby na swoje wesele:

„Ludzie delikatni, gazdowie chrzczeni, pobratymi z dawien dawna! Dziedzic, dziedziczka, panna i ja, prosimy was wszystkich na wesele, które zacznie się na Pokrowę. Kto przyjdzie z daleka, pomieszczenie znajdzie, niech go o to głowa nie boli. Będą wielkie muzyki huculskie z Żabiego, z Jasienowa i z Hołów. I będą trzy muzyki cygańskie z Bukowiny i z Węgier. I żydowska dla panów aż z Kołomyi. Będą nabożeństwa i służba Boża, będą zabawy i komedie różne, i także ognie będą w powietrzu jak gwiazdy lub kwiaty świecące. Będą księża z całych gór i polscy księża z Kosowa i aż z Kołomyi. Będą panowie ze Lwowa, z Wiednia, z Warszawy, ze Słobody-Ropy, z Węgier, z Anglii i z Ameryki. I będą Żydzi z całych gór, sam rabin przyjedzie z Kosowa. Będą gazdy zewsząd, ludzie bogaci i biedni, nawet stary Fudor Giełeta, co to z panem niegdyś wojował, przyjść obiecał. Każda wiara według starej prawdy, podług miary, każda na swoim miejscu, jak godzi się w rodzinie."(Stanisław Vincent, Na wysokiej połoninie)

Polska od wieków była wielonarodowa. Zbrodnicze ideologie XX wieku pod szyldem walki z zacofaniem cywilizacyjnym, niesienia szczęścia dla mas lub wybranych ras, wolności i postępu, wszczynały i podsycały konflikty zbrojne i narodowościowe, niosące śmierć milionom mieszkańcom świata. "Najstarszym czcigodnym piastunem człowieka w puszczach i pustkowiach górskich jest ogień. "Watra" stara nazwa ogniska wszystkich pasterzy i górali, w niezmierzonych pasmach karpackich, u Rumunów, Rusinów, Węgrów, Seklerów, Polaków, Serbów, Sasów i Niemców. Watra to najstarsza macierz pasterza i górala". W maju 1940 Stanisław Vincenz, światowej sławy polski etnograf, musiał uciekać przed siepaczami sowieckimi ze swojej huculskiej ojczyzny, która od tej pory stała się dla niego utraconym rajem dzieciństwa. Prowadzony przez swoich ukochanych sąsiadów, górali i pasterzy, hucułów, dotarł bezpiecznie na teren Węgier. Za pomoc niesioną tam Żydom został wyróżniony jako "Sprawiedliwy wśród narodów Świata".

Międzynarodowa konferencja naukowa „Narody Europy Środkowo-Wschodniej wobec wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej latem 1941 r.” zaprezentowała  referaty badaczy, których celem było prześledzenie różnych postaw poszczególnych grup narodowościowych wobec 2-ch okupantów Polski, Niemiec i ZSRR.

„Dzisiaj pewnym banałem jest stwierdzenie, że w czasie II wojny światowej mięliśmy do czynienia z 2-ma państwami totalitarnymi, które pod wieloma względami były do siebie podobne, choć dobór ofiar i sposoby ich niszczenia były inne. Niemcy mordowały z powodów rasowych skazując na zagładę przede wszystkim naród żydowski i myśląc o milionowym ograniczeniu populacji Słowian, z kolei  Rosja sowiecka myślała o niszczeniu całych klas społecznych, bogatego chłopstwa i aby zniewolić od strony tożsamościowej cale społeczeństwa. W tej historii obu totalitaryzmów rok 1941 jest szczególny, ponieważ  mówi o historii, kiedy Niemcy przystąpili otwarcie  do masowych zbrodni, najpierw na jeńcach sowieckich, następnie na ludności żydowskiej, czego pewną zapowiedzią były również pogromy na zajmowanych przez Wermacht terenach – tymi słowami zainicjował konferencję dr Grzegorz Motyka.

Szef Instytutu Studiów Politycznych PAN zapomniał  o masowych zbrodniach dokonywanych otwarcie na Polakach,  między wrześniem 1939 a wiosną 1940r.  W ramach prowadzonej na okupowanych ziemiach polskich m.in. akcji AB, „Inteligencja” (Intelligenzaktion) zostało zamordowanych co najmniej 100 000 obywateli polskich. W połowie października 1939r. Niemcy rozpoczęli masowe egzekucje  w lesie  w Piaśnicy, gdzie zamordowali kilkanaście tysięcy Polaków.  „Do masowych zabójstw Polaków dochodziło od września do grudnia 1939 r. na okupowanych przez Niemców terenach, na których  przed wojną mieszkała mniejszość niemiecka. Do zbrodni dochodziło głównie na Pomorzu, w mniejszym stopniu w Wielkopolsce. – Szacujemy, że zabito wtedy od 20 tys. do 50 tys. Polaków – mówi dr Ceran. Sprawcami zbrodni w wielu przypadkach byli ich niemieccy sąsiedzi.” http://www.rp.pl/Historia/312159842-Polacy-uslysza-o-zbrodni-w-Piasnicy.html#ap-2

Dr Paweł Rokicki ciekawie omówił  Polsko-litewsko-białoruską rywalizację o objęcie lokalnej administracji na terenach północno-wschodniej Polski w początkach okupacji niemieckiej. W pierwszych tygodniach okupacji, dla utrzymania infrastruktury komunikacyjnej, zabezpieczenia zagarniętego majątku, zaopatrzenia i prowadzenia ewidencji ludności, Niemcy do pracy w administracji na szczeblach niższych (działających pod całkowitą  kontrolą Wermachtu), przymusili Polaków, którzy pełnili te funkcje przed wybuchem wojny (o ile nie zostali zamordowani w Katyniu lub zesłani na Sybir).  Polakom udało się na chwilę uzyskać nadzór nad wydarzeniami w Grodnie, Słonimiu, Wilejce,  Lidzie, Oszmianie, na Brasławszczyźnie. Pełnienie funkcji administracyjnych dawało możliwość legalizacji działań organizacji i ludzi działających w ukryciu podczas okupacji sowieckiej, ochrony ludzi i ich majątku czy  ratowania życia,  np. Żydów, przez wyrabianie im fałszywych dokumentów.

Inaczej  było w zachodniej części województwa wileńskiego, Wilnie (które miało charakter polsko-żydowski) i jego okolicach, gdzie wcześniej zawiązane komitety, zarządy, straże obywatelskie itp. zostały zaakceptowane przez okupanta. Władzę sprawowali Litwini, mimo iż Polacy stanowili zdecydowaną większość na tych terenach (80-90%). Kluczowe było to, iż stacjonowały tu kilkutysięczne siły zbrojne dawnej Republiki Litewskiej, wcielone podczas okupacji sowieckiej do armii czerwonej, które zdezerterowały i prowadziły działalność antysowiecką. Oddziały służb milicyjnych początkowo wyłapywały maruderów z armii sowieckiej czy prowadziły czystki, w ramach odwetu, na aktywistach sowieckich, działaczach partii, komsomołu . Okupacja sowiecka głęboko zapisała się w świadomości lokalnej społeczności, morderstwa, zsyłki milionów  bydlęcymi wagonami na Sybir, bestialskie morderstwa w więzieniach podczas wycofywania się sowietów, marsze śmierci więźniów prowadzonych przez uciekających sowietów, były świeżo w pamięci. Z litewskich sił zbrojnych Niemcy formowali bataliony policyjne, które włączyły się w akcje mordowania Żydów, Polacy świadomi agresywnego charakteru Litwinow zachowali się powściągliwie względem okupanta.

Stworzono też litewskie oddziały policyjne, nastawiono wrogo wobec Polaków. Do największych zbrodni tych oddziałów należy m.in. zagłada wileńskiego getta, masakra w Święcanach czy masowe egzekucje w Ponarach, gdzie zamordowano ponad 70 tysięcy Żydów i kilka tysięcy Polaków (Romuald Warakomski Wileńskie dramaty).

Niemcy doskonale orientowali się w antagonizmach między Litwinami, Białorusinami i Polakami i wykorzystywali je jako straszak dla uzyskania korzyści.

Tematem referatu dr Zbigniewa Palskiego, historyka wojskowości, były Postawy ludności ukraińskiej latem 1941 roku. Dr Zbigniew Palski omówił ucieczkę żołnierzy armii czerwonej przed wojskami niemieckimi co było szokiem dla ludności ukraińskiej. Z obawy o skłonności nacjonalistyczne miejscowej ludności, do sprawowania władzy sprowadzono obywateli z Rosji i USRS. Doskonale opisała ten fakt w pamiętniku „Wspomnienia wojenne” Karolina Lanckorońska, pracownik naukowy Uniwersytetu Lwowskiego w latach 1939-1942:

Moskwa (przynajmniej nominalnie) rezerwuje sobie tylko politykę zagraniczną, sprawy wojskowe oraz oczywiście sprawy „bezpieczeństwa rewolucji”. Resztę pozostawia „sojuszniczym rządom”, w naszym wypadku - Kijowowi. Toteż odczuwaliśmy ciągle i na każdym kroku, że w życiu codziennym rządzi nami nie Moskwa, lecz Kijów, że mamy do czynienia nie z Rosją, tylko z problemami naszego tragicznego XVII wieku, z chmielnicczyzną. Od Wschodu zalała ziemie nasze, jak za Władysława IV, nieukształtowana społecznie dzicz i walczyła z nami w imię haseł społecznych wypływających w bardzo dużej części z kompleksu niższości, z nienawiści dla kultury, której najeźdźca nie posiadał. Ponieważ ta kultura była polska, trzeba było niszczyć wszystko, co polskie. Mieliśmy, o ile chodziło o sprawy powszednie, o wiele częściej do czynienia we Lwowie z prostym i nieraz bardzo prostackim nacjonalizmem ukraińskim niż z komunizmem i imperializmem rosyjskim, który się do spraw drobnych nie mieszał. (…)

Kijów jednak miał jeszcze i inne trudności. Początkowo liczył na bezwzględne poparcie miejscowej ludności ukraińskiej i jej inteligencji. Po krótkim czasie zaś okazało się, że różnice między naszymi ludźmi, którzy jeszcze tak niedawno - do pierwszej wojny światowej - nazywali się Rusinami, a ludnością Kijowszczyzny były po prostu przepastne. Z Zaporoża na Ruś Czerwoną jest droga daleka, a 700 lat sąsiedztwa z kulturą zachodnią zatrzeć się nie da. Toteż ludzie wychowani z dziada pradziada w atmosferze kulturalnej polskiej, choć politycznie wrogo wobec nas usposobieni, z rozpaczą nieraz do nas przychodzili i wprost przyznawali, że ta Ukraina, która nagle nimi zawładnęła, jest czymś niewymownie dzikim, na wskroś im obcym. Takie rozmowy budziły w nas wówczas najśmielsze na przyszłość nadzieje na zgodę i porozumienie.

Również Szymon Wiesenthal opisał postawę ludności ukraińskiej latem 1941roku:

Najogólniej rzecz biorąc, Ukraińcy w zdumiewająco szybkim tempie przeszli na stronę Niemców i współdziałali z nimi. Szczególnie policja ukraińska, po wkroczeniu wojsk niemieckich do Galicji w końcu czerwca, na początku lipca 1941,  odegrała nikczemną rolę. Większość tych ludzi służyła już poprzednio w milicji sowieckiej, ponieważ po zajęciu tych terenów w 1939 roku Rosjanie oparli się przede wszystkim na ludności ukraińskiej, składającej się z parobków, chłopów i robotników, a więc niejako z założenia podatnej na właściwą ideologię. Kiedy Rosjanie musieli się wycofać, wystarczyły zaledwie 24 godziny, aby dotychczasowi milicjanci podporządkowali się nowym, narodowosocjalistycznym władcom i stali się ich najwierniejszymi pomocnikami.

Istniała wszakże pewna liczba ukraińskich nacjonalistów przeciwstawiająca  się Sowietom. Jednakże grupa ta również rzuciła się w ramiom Niemców, w nadziei na otrzymanie od nich własnego państwa. (…)Ukraińska policja pomocnicza w Galicji, często oznaczona jedynie żółto-niebieskimi opaskami na rękawach i wyposażona przez Niemców w niezbędną broń, stanowiła awangardę wojsk niemieckich i oddziałów SS. Jej zadaniem, które wypełniała z zapałem, było chwytanie Żydów i przedstawicieli polskiej inteligencji i przekazywanie ich, że tak powiem, grupowo nazistom do likwidacji.

Szymon Wiesenthal we wspomnieniach „Prawo, nie zemsta” przedstawia dokumentację wybranych przypadków, jakimi zajmował się, poszukując zbrodniarzy wojennych (by postawić ich przed sądem). Z jego prac badawczych wynika, iż „pokaźna liczba nazistów o nieczystym sumieniu osiedliła się w Kanadzie, …pokazaliśmy rządowi Kanady listę 218 ukraińskich oficerów SS, co nie doprowadziło do pozbawienia któregokolwiek z nich obywatelstwa. W grudniu 1986 roku przesłaliśmy dodatkowe dane, dotyczące imigracji do Kanady w latach  1948-1951 około ośmiu tysięcy żołnierzy ukraińskiej dywizji „SS Galizien”. Było to sprzeczne z ówczesnymi przepisami, które zakazywały osiedlania się w Kanadzie byłym esesmanom co najmniej do 1952 roku.

Tragedia osobista Szymona Wiesenthala  rozpoczęła się w czerwcu 1941, osiem dni po napaści Niemiec, gdy ostatni Rosjanie opuścili Lwów, a w mieście ukazały pierwsze mundury niemieckie. Nosili je członkowie ukraińskich oddziałów pomocniczych, którzy zorganizowali pogrom trwający trzy doby. Sześć tysięcy Żydów zostało zabitych.

Dnia 6 lipca 1941 roku po południu ujęto również Wiesenthala, który ukrywał się w jednej z piwnic, i wraz z około setką adwokatów, lekarzy i nauczycieli wtrącono go do więzienia na Brygidkach.

Marian Urban pisze pracę „Lwów jako mit ukraińskiego nacjonalizmu” . Interesuje go, „jak to, co działo się w latach 30 i 40 XX wieku wpływa na dzień dzisiejszy, w jaki sposób fakty ulegają manipulacji, przetworzeniu i stają się podstawą praktyk kulturalnych i politycznych, które służą konkretnym interesom regionu i narodów”.

„Interesem” ofiar ukraińskiego nacjonalizmu, zarówno Polaków jak i Ukraińców, jest potępienie zbrodniczej działalności OUN UPA za ludobójstwo z lat 30 i 40 XX wieku. Mają do tego prawo,  tak samo jak Szymon Wiesenthal. Dopominają się o prawdę o ludobójstwie od 77 lat.

Interesem byłych zbrodniarzy,  również  tych w Kanadzie i Anglii, jest wypieranie faktów i manipulowanie świadomością Polaków i Ukraińców oraz opinii światowej.

„Mykoła Łebed’, u boku którego specjalistą od spraw pacyfikacji ludności cywilnej był Roman Szuchewycz-Taras Czuprynka, nakazał oczyścić teren Wołynia z Polaków, którzy „na każdym kroku szkodzą sprawie ukraińskiej”. On, będący prowidnykiem OUN Bandery na całą Zachodnią Ukrainę utożsamiał - podobnie jak i cała OUN - interes faszystowskiego nacjonalizmu ukraińskiego z interesem narodu ukraińskiego. Organizatorami tzw. UPA na Wołyniu byli banderowscy nacjonaliści w ponad 90% pochodzący z Galicji To oni, wykorzystując stosowany przez Niemców terror, wskutek którego wielu Ukraińców poszło „do lasu” przeprowadzili masową propagandę o potrzebie zbrojnej budowy państwa ukraińskiego. OUN Bandery miała do dyspozycji „Służbę Bezpeky” - SB, coś w rodzaju hitlerowskiego gestapo — uzbrojonych fanatyków, którzy terroryzowali miejscową ludność ukraińską, zmuszając ją do wstępowania do UPA i do tworzenia tzw. SKW - Samoobronnych Kuszczowych Widdiliw, w skład których wchodzili miejscowi mężczyźni, a czasem nawet kobiety i dziewczęta. „ (Wiktor Poliszczuk, Potępić UPA)

Obecnie we Lwowie jak i na terenie całej Ukrainy świadomie niszczone są ślady polskości i wielowiekowego dziedzictwa narodowego Polski, być może zgodnie z  punktem „Uchwały Krajowego Prowodu OUN z 22 czerwca 1990 roku:

„Aby nie drażnić Polaków i rządu, należy przyznać im na Ukrainie pewne uprawnienia w zakresie wiary, kultury i szkolnictwa, bacząc równocześnie, aby te koncesje nie poszły zbyt daleko. Wykluczyć organizowanie się Polaków pod względem politycznym. Przede wszystkim należy narzucić Polakom nasz punkt widzenia na historię i na stosunki polsko- ukraińskie. Nie dopuścić do głoszenia, że Lwów, Tarnopol,  Stanisławów, Krzemieniec i in. kiedykolwiek odgrywały rolę polskich ośrodków kultury. Zawsze były to ośrodki kultury ukraińskiej. Polacy nie odgrywali w nich najmniejszej roli. (Wiktor Poliszczuk, Potępić UPA)

Oprócz żyjących jeszcze świadków, potomków i ocalałych rodzin ofiar, wspomnień Karoliny Lanckorońskiej i Szymona Wiesenthala, prac naukowych Wiktora Poliszczuka, jest multum prac naukowych opartych na dokumentach , które mówią o wyrzynaniu polskiej ludności cywilnej  na rozkaz OUN Bandery nie  tylko we Lwowie. Czy Marian Urban zapoznał się z nimi?

 



Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.