Logo

Moje Kresy. Józef Julian Jamróz cz.1

/foto - Józef Julian Jamróz

Należę do wrocławskiego środowiska 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty Armii Krajowej. Jestem też członkiem Towarzystwa Miłośników Kultury Kresowej we Wrocławiu, Koło TMKK w Brzegu na Opolszczyźnie. Od wielu lat angażuję się w działalność społeczną, gdyż przez całe swoje życie czuję się i czuć będę chłopakiem z Wołynia. Wołyń to moja ziemia rodzinna, początkowo kraina średniowiecznej Rusi, dawnej Rzeczypospolitej, carskiej Rosji, międzywojennej Polski i obecnej Ukrainy. Dzisiaj trudno precyzyjnie określić granice tej krainy, ale generalnie jest to obszar położony na wschód od górnego Bugu, leżący pomiędzy Polesiem na północy i Podolem na południu. Terytorium Wołynia składa się z dwóch głównych obszarów o zasadniczo odmiennym krajobrazie, różnych od siebie pod względem wyglądu i urody, to Polesie Wołyńskie w części północnej i właściwy Wołyń w części południowej. Jakby niewidoczna linia graniczna obu tych części biegnie mniej więcej wzdłuż linii kolejowej Luboml – Kowel – Równe, następnie wzdłuż szosy Równe – Korzec.

Polesie Wołyńskie to równina płaska, pokryta błotami i lasami, którą przecinają płynące równolegle ku północy dopływy Prypeci. Zgoła odmienny charakter ma Wołyń właściwy, ziemia tu urodzajna dwojakiego rodzaju, pagórkowata, w niektórych częściach nawet górzysta. W tej części znajdują się ważniejsze miasta, zamki, zabytki, to najpiękniejsze okolice Wołynia. Tu leżą powiaty włodzimierski, dubieński, ostrogski i krzemieniecki oraz w swych południowych częściach powiaty łucki i rówieński. Mniej tu lasów, gdyż większość terenu to pola uprawne. Tam też leży moje niezapomniane i ukochane miasteczko Międzyrzec Korecki, dzisiaj ukraińska miejscowość Wielkie Międzyrzecze. Województwo wołyńskie ze stolicą w Łucku utworzono w 1921 roku. Polskie władze państwowe przeprowadziły parcelację wielu majątków, głównie tych, które przed wojną należały do Rosjan. Osadzono w nich osadników wojskowych przybywających tutaj z terenu całej Polski. Ziemię nadawano na mocy ustawy sejmowej za zasługi w walkach o niepodległość Polski. Wzdłuż polskiej granicy wschodniej rozmieszczono strażnice po utworzeniu w 1924 roku Korpusu Ochrony Pogranicza. Jedna z nich znajdowała w dawnym dworze Małyńskich w Niewirkowie gmina Międzyrzec Korecki, mieszczącą komendę szwadronu KOP – u, której dowódcą był mjr Wacław Kryński herbu Przeginia. Międzyrzec Korecki i Niewirków leżą na pograniczu czarnoziemnego Wołynia i lesistego Polesia. Strażnica w Niewirkowie była miejscem wielu uroczystości państwowych i rekreacyjno – sportowych urządzanych przez miejscowych ułanów i jako dziecko brałem w nich udział razem z moją rodziną.     

/ Międzyrzec Korecki 1935r. barokowy kościół św.Antoniego                                              

Międzywojenne województwo wołyńskie liczące w latach trzydziestych ponad 2 miliony ludności było bardzo zróżnicowane pod względem narodowościowym i religijnym. Dominowali rdzenni mieszkańcy tych ziem prawosławni Rusini, dopiero później zwani Ukraińcami. Była to w większości ludność wiejska, stanowiąca około 70 procent całej ludności Wołynia. Drugą pod względem liczebności, najbardziej zróżnicowaną grupą byli Polacy. Myśmy stanowili około 16 procent mieszkańców dawnego województwa wołyńskiego. Byli to żyjący w miastach urzędnicy, inteligencja, służby mundurowe, nauczyciele, właściciele ziemscy, potem służba folwarczna i ludność wiejska. Ci którzy zamieszkiwali wieś wywodzili się z trzech głównych fal polskiej kolonizacji Wołynia. Trzeba przyznać, że większość Polaków znalazła się tutaj w wyniku przemian i migracji. Pierwszą grupę tworzyła głównie drobna szlachta, która dotarła na Wołyń już w XVI i XVII wieku. Drugą grupę stanowili osadnicy zwani potocznie „mazurami”, gdyż dotarli tu jako siła robocza do osad leśnych pod koniec XVIII i na początku XIX wieku. Ostatnią grupę stanowili osadnicy wojskowi, których wspominałem już, że byli osiedlani na gruntach parcelowanych majątków ziemskich w latach dwudziestych ubiegłego wieku. Dwie pierwsze grupy miały w swoich szeregach takich przedstawicieli, którzy w wyniku rusyfikacji zaczęli przechodzić na prawosławie, posługując się przy tym na co dzień językiem ukraińskim, czyli raczej „tutejszym”, ale z całą powagą deklarowali polską narodowość i starannie przechowywali stare dokumenty potwierdzające ich szlachectwo. O szlacheckich korzeniach wielu mieszkańców Wołynia świadczy także genealogia mojej rodziny. Urodziłem się w Międzyrzeczu Koreckim powiat Równe z woli Boga i moich rodziców w … roku? Tato oznajmił mi, że było to 31 maja 1931 roku, ale podczas chrztu proboszcz parafii w Międzyrzeczu niby pomylił się i do akt kościelnych wpisano mi datę 22 maja 1932 roku. Tak więc na papierze jestem o rok młodszy. Poza tym mama koniecznie chciała abym nosił imię po wieszczu Słowackim, czyli Juliusz, ale w końcu przystała na Julian z tym, że moje pierwsze imię to Józef, Julian Jamróz. Tato Jan, mama Maria zd. Jaroszewicz. Dziadek Andrzej Jaroszewicz był leśniczym u hrabiego Jana Steckiego z Międzyrzecza Koreckiego. Majątek dziadka stanowiły 3 domy, jeden w Międzyrzeczu, drugi w Błudowie, trzeci we wsi zamieszkałej głównie przez Holendrów noszącej nazwę Horodyszcze, pod Korcem. Dziadka nie znałem, bowiem wcześnie zmarł na początku 1920 roku, na długo przed moim urodzeniem. Babcię zadźgali bolszewicy także w 1920 roku, gdy broniła przed rabunkiem pamiątkowy sztucer mojego dziadka, wykładanego masą perłową i srebrną blachą. Była to pamiątka rodzinna, bowiem dziadek tenże sztucer otrzymał od księcia Lubomirskiego w podziękowaniu za udane polowanie. Babcia dzielnie broniła sztucera, drugi żołdak dźgnął ją bagnetem w piersi i skończyła się obrona. Oboje są pochowani na cmentarzu w Korcu. Rodzice taty pochodzili natomiast z Dynowa nad Sanem. Wieś leżała w województwie lwowskim, dopiero po wojnie stanowiła mała cząstkę województwa rzeszowskiego, potem przemyskiego, obecnie podkarpackie. Po drugiej stronie w zakolu Sanu leżała wieś zamieszkała w większości przez Ukraińców o nazwie Pawłokoma, w której to w wyniku walk polsko – ukraińskich w dniu 3 marca 1945 roku została dokonana zbrodnia przez oddział Józefa Bissa i polskiej samoobrony z okolicznych miejscowości na ukraińskiej ludności Pawłokomy. W jej efekcie zginęło, według różnych obliczeń, najprawdopodobniej od 150 do 366 osób. Rodzice ojca to Michał Jamróz, chłop z Dubiecka i Józefa zd. Kędzierska pochodząca z zubożałej szlachty. Mieszkali w Dynowie i wychowali dziesięcioro dzieci,  w tym mego ojca Jana. Obok za płotem jak filmowy Pawlak z Kargulem, mieszkał mój wujek Ignacy Stankiewicz.                                                                                                                                

Przed i w czasie trwania wojny byłem jeszcze dzieckiem, ale bardzo dobrze zapamiętałem swoje rodzinne miasteczko – Międzyrzec Korecki. Było ładnie położone na wzgórzu nad rzeką Stawy. Liczyło prawie 5 tysięcy mieszkańców, w tym 3,5 tysiąca Żydów, którzy nadawali mu ton. Polaków przed samą wojną w Międzyrzeczu było chyba z ośmiuset. Resztę stanowili Ukraińcy zamieszkujący międzyrzeckie przedmieście zwane Nowym Miastem, a także przedstawiciele innych narodowości. Wśród nich było kilku Niemców, Czesi, nawet na tzw. kolonii mieszkali Holendrzy wzorowo prowadzący swoje gospodarstwa rolne. Wszyscy mieszkańcy, różnych narodowości żyli ze sobą w całkowitej zgodzie, nie było między nimi poważniejszych kłótni i spięć. W urzędach funkcje pełnili przedstawiciele wszystkich narodowości, gdyż każdy utożsamiał się z państwem polskim, ale na pierwszym miejscu stał jednak Polak. W rzeczywistości Polakami obsadzano zdecydowaną większość stanowisk w administracji państwowej. W dodatku urzędnicy, policjanci, a także nauczyciele ściągani na Wołyń z terenów całego kraju nie znali miejscowych stosunków, przez co łatwo było o drobne konflikty i zadrażnienia z Ukraińcami. Posiadłości ziemskie już wcześniej były przeważnie w polskich rękach, a ziemię z parcelacji majątków przejętych od Rosjan nadawano wyłącznie Polakom. W efekcie powstały liczne polskie kolonie, porozrzucane wśród ukraińskich wsi. Stwarzało to korzystny grunt dla działalności politycznych organizacji ukraińskich o skrajnej orientacji. Aktywistów już wtedy przed wojną poddawano represjom, byli więzieni w utworzonym w 1934 roku obozie internowania w Berezie Kartuskiej. Trzeba jednak potwierdzić fakt, że wołyńscy Ukraińcy w porównaniu na przykład do Galicji cieszyli się w międzywojennej Rzeczypospolitej stosunkowo dużymi swobodami. Bez przeszkód rozwijała się ukraińska spółdzielczość, organizacje polityczne, społeczne i kulturalne, także szkolnictwo.

Cdn.                                                                                                                                           
Wspomnień wysłuchał ;   Eugeniusz Szewczuk   
Osoby pragnące dowiedzieć  się czegoś więcej o życiu na Kresach, nabyć moją książkę pt. „Moje Kresy” ze słowem wstępnym prof. St. Niciei, proszone są o kontakt ze mną tel.607 565 427 lub e-mail Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.                                                                           

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.