Logo

HISTORIA LWOWSKICH KAMIENIC: PIĘKNO ARCHITEKTONICZNE ŚREDNIOWIECZNEGO LWOWA, ULICA ŻYDOWSKA WE LWOWIE, JEJ SYNAGOGI I DOMY MIESZKALNE

Pierwszą kamienicą po lewej ręce od ul. Żydowskiej 17 była  „lapidea Michalewiczowska”, tak zwana od swego pierwszego właściciela. W wieku XVI. należała ona do Stefana i Heleny Chomiców, w wieku XVII. (od r. 1617.) do Marka Izakowicza seniora Żydów lwowskich, a od 1706 r. prawie do końca XIX. wieku (około 200 lat) do rodziny Sternbachów.
Protoplastą tej rodziny był w XVIII, wieku Aron Abrahamowicz, nadworny faktor książąt Czartoryskich. W 1907 r. stanął w miejscu tej kamienicy  nowy dom, cofnięty w głąb ulicy o kilka metrów.
Tuż przy kamienicy Michalewiczowskiej stała  kamienica Doktorowska . Pochodziła z drugiej połowy wieku XVII. i swą pięknością przewyższała wszystkie domy getta i dorównywała najpiękniejszym domom w mieście.

Szerokie renesansowe podwoje, kute w kamieniu, prowadziły do sklepionej sieni; tutaj byty wspaniałe konsole podsklepiowe oraz śliczne rozety .
Monumentalne kamienne schody wiodły do sklepionych komnat na pierwszym i drugim piętrze; obie komnaty były o dwóch oknach.
Trzecie piętro miało trzy okna i zdaje się powstało później. Charakterystyczny front domu zdobiły rzeźby umieszczone nad oknami ,a prawdziwą ozdobą dziedzińca były kamienne konsole, podtrzymujące balkony.
— Taki dom mógł postawić tylko wielki pan  i zaprawdę wielki go pan wymurował: doktor Simche Menachem, lekarz nadworny sułtana, a następnie króla Jana III .
Był on synem Jochanana Barucha i wywodził swój ród aż od proroka Jonasza(!), stąd jego przydomek jego „mi-Jona”. Jako lekarz nadworny króla, znany pod nazwą Emanuel de Jona, przebywał często w Żółkwi i wielki miał wpływ na sprawy żydowskie.
We Lwowie odegrał niepoślednią rolę i posłował stąd kilkakrotnie na sejm żydowski, a w r. 1696. był w Jarosławiu marszałkiem sejmu Żydów koronnych. Jako taki podpisuje uchwałę sejmowego sądu w sprawie drukarń hebrajskich w Polsce. W tym bowiem czasie przyjechał z Amsterdamu do Żółkwi Ira Febus Lewita i założył tu drukarnię. Drukarze krakowscy i lubelscy postanowili zniszczyć nowego konkurenta i oto sąd sejmowy musiał się w to wdawać. Również podpisuje się jako prezes Ziemstwa ruskiego w r. 1701. w piśmie do kahału żółkiewskiego. Simche Menachem był bardzo pobożny, synagodze Nachmanowiczów podarował wielki ośmioramienny świecznik ulany w 1690 r.. we Wrocławiu w pracowni mosiężniczej.
Współcześni rabini wspominają o nim kilkakrotnie w swych dziełach, a epitafium jego podał nam Gabryel Suchystaw  w następującem brzmieniu:

„Tu spoczywa uczony, naczelnik i magnat w Izraelu, „Książę i chwała wieku, lekarz zdolny wśród wielu, „Którego ręka była otwarta dla biedaków i nędzarzy, „Zawiadowca funduszów dobroczynnych i pan Ziemi Świętej „Pan Simcha Menachem, Syn Jochanana Barucha z rodu Jonasza, „Oby dusza jego miała udział w życiu wiecznym Amen.  -Zmarł we środę  28. marca 1702 r.”

Dom przeżył fundatora, lecz zachował jego imię, zwał się „kamienicą Doktorowską”, właścicielem jego był w 1767 r.. Żyd Izrael Józefowicz  , dzierżawca podatków kahalnych.
W ostatnich latach swego istnienia przedstawiał obraz ruiny i upadku. Gzymsy poobijane, schody i galerie poniszczone, wszędzie nieład i brud nie do opisania, stanowiły tragiczny kontrast do smukłych sklepień i wspaniałych zworników. Pod koniec stoczyła ostatnia właścicielka zaciętą walkę z konserwatorami starożytnych zabytków. Zrazu zdawało się, że konserwatorzy wezmą górę; c. k. policjant stał dniem i nocą w tym domu i czuwał nad tym, by właścicielka nie czyniła w nim dowolnych przeróbek. Lecz w końcu zwyciężyła strona przeciwna i cała kamienica została usuniętą, a w jej miejscu oraz w miejscu sąsiedniej stanął dom nowy w linii regulacyjnej ulicy.

Sąsiednia kamienica (l. 21.), to była bardzo stara budowa; kamienny i mocno sklepiony parter pochodził z XVI. wieku  z szeroką bramą. wjazdowa na głębokie podwórze. Z czasem zasklepiono tę bramę i utworzono w niej sklep. Charakterystyczne piwnice posiadał ten dom; były one o dwóch kondygnacjach w ten sposób nad sobą umieszczone, że do kondygnacji wyższej wchodziło się od ulicy, do niższej zaś z sieni.
Wszystkie obramienia drzwi i okien były kamienne, bez ozdób. Dom ten składał się — o ile się zdaje — z dwóch niezależnie od siebie powstałych części, wskutek tego jedne pokoje leżały o cały metr wyżej od drugich i łączyły się schodami.
W XVIII, wieku należała ta kamienica do Żyda Szlomy Krochmala i zwała się Krochmalową . Ostatnia jej właścicielka, pani Schoenblumowa, stoczyła zwycięską walkę z konserwatorami i zburzyła ją do gruntu.
Kamienica Leyzorowska (l. 23) stoi po dzień dzisiejszy, lecz jest już zamkniętą przez miejski urząd budowlany. Na zewnątrz nie posiada żadnych cech charakterystycznych prócz kamiennych obramień u drzwi i okien.
W drugiej połowie XVIII, wieku przeszła ona „prawem kaduka” na urzędy żydowskie i tym się da wytłumaczyć, że jej właścicielami są podwojewodzi i burgrabia zaniku niższego.
 W tym domu odprawiają podwojewodzi sądy nad Żydami i do tegoż domu może się jedynie odnosić wzmianka w aktach o „kamienicy podwojewodzińskiego urzędu”, w której równocześnie miała siedzibę warta pod-wojewodzińska  . Rząd austryjacki sprzedał tę kamienicę z końcem XVIII, w. Lejzorowi Boruchowiczowi.
Z kamienicą Lejzorowską sąsiadowała kamienica Krywesowska (Blacharska 25). Dom na tej parceli wymurował w XVI w. Kost Rusin i przekazał ją swemu zięciowi grekowi Achellemu. Dnia 7 stycznia 1601.r. nabył ją Aron Rubinowicz, Żyd przedmiejski i odtąd jest ona stale w rękach żydowskich.
Wiele ucierpiała przy inwazji szwedzkiej (1704 r.), a potem odbudowana, jest własnością słynnego burmistrza kahalnego Zelmana Pinkasowicza . Dziś jest ona ruderą, brudną i zaniedbaną, lecz tym ciekawszą, że jest ostatnią ze wszystkich starych kamienic w tej stronie ulicy Żydowskiej.
Sąsiedni dom (Blacharska l. 27) już zewnętrznym wyglądem wyróżnia się od swego otoczenia. Okna wielkie tokowe, nad bramą tablica pamiątkowa wskazują, że to jakaś ważniejsza kamienica, murowana na inne cele.
Jest to dawny gmach kanału miejskiego . W nim odbywały się narady, tutaj była kancelaria seniorów i „dobrych mężów”, tutaj urzędował wiernik synagogi i jej syndyk i jej „rachmistrze” i jej „szpitalni”. A przed domem tym zawsze było pełno Żydów i chrześcijan. Tutaj zgłaszał się zazwyczaj pan deputat po egzekucji wraz ze swymi towarzyszami, tutaj też w czasach gorących składał woźny tzw. cytacje.
Obecnie ( XIX w.) stanowią Żydzi lwowscy jedną gminę wyznaniową. Urząd kahalny, po długich peregrynacjach po placu Strzeleckim, ulicy Krakowskiej i ulicy Rzeźnickiej  mieści się obecnie we własnym gmachu przy ulicy Bernsteina 12. Wielka i wspaniała sala posiedzeń jest ozdobiona ogromnym obrazem Jana Styki oraz portretami radców kahalnych.
Do dnia dzisiejszego prowadzi szeroka sień na dziedziniec synagogi, najstarszej ze wszystkich na całej Rusi. Kawał średniowiecza uderza zwiedzającego, tak wszystko dochowane, z jakimś dziwnym pietyzmem i niezwykłym poszanowaniem dla pomników starożytności. Mur dzieli podwórze na dwie części, a żelazne wrota (nowe) prowadzą na wewnętrzny dziedziniec. I oto stajemy przed wejściem do synagogi, nad którym widnieje hebrajski napis, poświadczający, że tu „się modlił pan nasz i rabin Dawid Halewy, autor słynnego dzieła „Tura Saków”. Na tym dziedzińcu odprawiano śluby, tutaj wiodły strony spór wiodący na pana podwojewodziego lub pisarza, tutaj podczas świąt uroczystych spoczywano po gorącej modlitwie, tutaj też w chwilach nieszczęścia broniono się przed naciskiem studentów lub gawiedzi szukającej łupów.  Tutaj legli w 1664 r.. szkolnicy synagogi pod obuchami studentów jezuickich, tutaj też ustawili w 1704 r. Szwedzi szubienicę i do niej „starszych” żydowskich poprzybijali za ręce i dali im wisieć tak długo, dopóki kosze, pod szubienicą ustawione, nie napełniły się złotem i srebrem, przynoszonym przez Żydów . I te wszystkie wspomnienia zlewają się w jeden wielki obraz, który przesuwa się przed wzrokiem duszy naszej, znacząc w niej niczym niezatarte ślady. Całe dzieje Żydów w tym mieście skupiają się w tym ciasnym, murami odciętym podwórku, niby odzwierciedlenie ciasnoty getta i duszności życia żydowskiego. A ze starych murów bożnicy bije zimno i mróz wieków, dreszcz czterech długich stuleci.

Powstała ta synagoga w 1582 r. a jej fundatorem był bogaty i słynny Żyd lwowski Izaak Nachmanowicz, senior kahału lwowskiego i prezes sejmu Żydów koronnych w Lublinie w  1589 r. Bardzo wpływowy na dworze Zygmunta Augusta, prowadzi Izaak mnóstwo interesów, dzierżawił dochody państwowe i miejskie, pożyczał pieniądze na procent i dorobił się sporego majątku. Syty zysku i sławy postanawia wybudować Bogu na chwałę synagogę i w tym celu kupuje od Rady miasta 26 września 1580 roku tak zwany plac Oleski za 1.500 zl. Lwów miał miejską bożnicę u wylotu ul. Boimów pod samym „cekhausem”, lecz choć była murowana, za małą była, by pomieścić tak wielką ilość Żydów. Otóż Izaak postanowił wygodzić gminie i zlecił najsłynniejszemu budowniczemu lwowskiemu  posadowienie synagogi.
Paweł Rzymianin, budowniczy cerkwi Wołoskiej, wymurował bożnicę w stylu gotyckim. Budynek prawie kwadratowy, oświetlony z każdej strony dwoma wysokimi oknami i przykryty ślicznym gotyckim  sklepieniem, myli oko widza i przerzuca go co najwyżej do XV w. A jednak przynajmniej w wieku XIV nie jest ona ani o dzień starsza niż wyżej podano, co jasno stwierdzają akta dzieje placu od 1441 r. i dzieje nabycia go przez fundatora.
Na rok 1594. przypada dobudowanie galerii dla kobiet przez przebicie zachodniej i południowej ściany, oraz wybrukowanie synagogi, dokonane przez synów Izaaka: Nachmana i Marka Izakowiczów  , a na ten sam czas wymurowanie domu frontowego przy ulicy Żydowskiej  .
Do tej bożnicy przenosi kahał swe klejnoty i swe sądy i odtąd ona staje się „wielką miejską synagogą”, która niby matka czuwa nad całością lwowskiego Izraela. Odtąd stara synagoga zwie się „szkółką”, a choć jest nadal bardzo bogatą, schodzi do znaczenia podrzędnego wobec pięknej nowej rywalki. A jednak i ona nie uszła zachłanności tłumów w r. 1664. i postradała wszystko, co w niej było kosztowne, lub w ogóle przedstawiało jaką wartość .
Lecz jeszcze gorsze niebezpieczeństwo groziło jej młodej rywalce. Oto w r. 1603. darowuje Zygmunt III. Jezuitom lwowskim domy i place pod murem miejskim, pod pretekstem, że Rada miasta nieprawnie te wszystkie parcele odsprzedała Żydom. Miała tedy cała wschodnia część ulicy Żydowskiej przejść w ręce jezuickie; Żydzi mieli postradać prawie całą swą jedyną ulicę. Długo trwał proces o stan posiadania i pobudził do czynu największych mężów Rzeczypospolitej . Zamojski, Żółkiewski, Bobola i Skarga byli wmieszani w ten proces, a omawiano go na zjazdach rokoszych i konfederacjach przy królu, w ulicy Żydowskiej i w trybunale koronnym. W końcu Żydzi przegrali i w lutym 1606 r. przeszła synagoga w ręce Jezuitów; domy mieszkalne miało miasto od Żydów wykupić. Na szczycie synagogi zabłysnął krzyż, a strapieni i strwożeni Żydzi cofnęli się z powrotem do swej starej „szkółki” naprzeciw „cekhausu”.
Sprawa — ugrzęzła, gdyż do synagogi było jedyne przejście przez dom Marka Izakowicza, a ten nie pozwolił na przejście. Jezuici musieli ustąpić i po długich układach, terminach i jazdach kupili grunty, na których do dziś stoją ich gmachy (kościół, sąd krajowy i krajowa dyrekcja skarbu). Żydzi zapłacili im za ustąpienie z getta 20.600 zł. W sobotę „pohamanową”w roku 1609. otwarto ponownie synagogę, a na cześć tej chwili napisał Izak Halewy śliczną: „Pieśń zbawienia” .
Od tego czasu rok rocznie w tę sobotę odczytuje się ten hymn, a gromadka pobożnych słucha z namaszczeniem słów jego, niby dalekiego echa dawno przebrzmiałych wypadków: „Wywyższam Cię Wiekuisty, gdyż otwarłeś podwoje tej świątyni, a wrogom moim nie użyczyłeś radości z mego nieszczęścia.... Wysłuchałeś mnie, gdym wołał do Ciebie, a więc przyjmij za to me dzięki. Wszak już na równi potknęła się noga moja... aleś Ty moim był zbawcą... niech więc w tej chwili wesela zabrzmi pieśń nowa, chwała Ci Panie na wieki!
Minęło lat trzysta od chwili odzyskania synagogi, lecz żaden akt, żadna większa uroczystość, nie przypomniała tego ludowi; jak każdego roku, tak leż i w tym „jubileuszowym” mała garstka wiernych przysłuchiwała się monotonnej recytacji, a każdy wyższy ton kantora gubił się gdzieś wysoko u zwornika gotyckiego sklepienia, rozłamywał się o potężne żebra i odbijał się wielokrotnym echem o kamienną posadzkę synagogi, a w tym echu brzmiały wiekowe dzieje świątyni i dzieje tych mężów, którzy się tu modlili.
Tu modliła się gmina przez trzy wieki i tu wylewała przed Panem swe żale w czasie niedoli. O te mury obijała się w 1648 r. modlitwa niepewnych, jaki los ich czeka, czy miasto wyda ich Chmielnickiemu; tu broniono się do upadłego przed studentami w znamiennym roku 1664., tu czerwieniła się podłoga krwią poległych, a białe strzępy poszarpanych rodałów i ksiąg modlitewnych stanowiły okropny kontrast do tej strasznej czerwieni. Tutaj modlili się słynni rabini i uczeni, tu wygłaszali swe kazania najwięksi kaznodzieje żydowscy i tu śpiewali przed Panem śpiewacy wielkiej miary. Tutaj też w czasach nietolerancji (w połowie XVIII, w.) głosili religię Chrystusową księża katoliccy, zmuszając Żydów do słuchania swych wywodów  i tutaj w tym samym czasie zgromadzeni rabini całej Polski rzucili wielką klątwę na Franka Lejbowicza i jego stronników. Setki seniorów kahalnych zajmowało przez wieki te stalle u ołtarzowej ściany i dziesiątki rabinów po kolei tutaj zasiadały: potężny Dawid Halewy i nieszczęśliwy Cwi Askenazy i wymowny Chaim Rappoport i wszechwładny rabin krajowy B e r n s t e i n i groźny Jakob Ornstein, I zdaje się, że te puste stalle patrzą błagalnie na widza, jakby mówiły: „wspomnij o tych mężach, którzy to zasiadali, wydrzyj ich zapomnieniu!”
Zaprawdę, któż dzisiaj wie, jak światem Żydów polskich trząsł Dawid Halewy, ile słowo jego ważyło na zjazdach koronnych w Lublinie?
Kogo dzisiaj obchodzi Chacham Cwi Askenazy i kto zna jego walki w Amsterdamie i jego cierpienia, zanim tu przybył do Lwowa, by złożyć kości na wieczny odpoczynek na naszym lwowskim cmentarzu  . Któż zdaje sobie dziś sprawę z tego, jakie wrażenie, wywierały mowy rabina Rappoporta na dyspucie w katedrze  i jak gromił przeciwników ortodoksji już w wieku XIX. Jakóh Ornstein . Wszyscy zmarli, a na ich nagrobkach spoczął anioł zapomnienia!
Skończył kantor czytanie pieśni, gromadka pobożnych stała chwilę w zadumie, a w końcu poczęła się rozchodzić do domów. W kącie przy kracie okiennej została garstka ciekawych i przysłuchiwała się uważnie opowiadaniu starego szkolnika o dziejach tej synagogi, o niebezpieczeństwie jej grożącym i o cudownym ocaleniu. On opowiadał o „Złotej Róży”, dawne znane mi z lat dziecięcych dzieje, słyszałem je już tyle razy, a jednak stanąłem i posłuchałem pięknej legendy lwowskiego getta:

„Było to za królów polskich. Dawna świątynia uległa zniszczeniu. Pożar ją zniszczył. Zbierano składki, aby nową murowaną wystawić. Złoto płynęło strugą ze wszystkich krajów, bo Lwów prowadził n handel — a sam byt bogaty, pobożny. Dach miał być piękny, wysoki, by byt widny dokoła i zwiastował hen daleko poza mury, że wielkim jest Pan Izraela.
Właśnie naonczas spaliła się cerkiew, przybytek „ich* Boga. I równie bogate płynęły dary, aż z Mołdawii, a nawet z Grecji, by i ich przybytek był wspaniały i wysoko sterczał ponad mury miasta... Oni się nie spieszyli, a nasza świątynia rosła; kamień na kamień, łuk na górę i już prawie wszystko skończone. Radość brała, gdy się patrzyło na przybytek Pana, wznoszący się dumnie ponad dachy zwyczajnych domostw!”

Lecz w tym był sęk! „Oni” nie mogli ścierpieć, by w ich bliskości stała świątynia Izraela; postanowili jej użyć dla siebie... Jesteśmy w ich mocy, ich prawa są naszymi. Do nich grunt należy. Wyszukali skądś stary papier, wytoczyli proces i zamknęli świątynię. Płacz powstał-w Izraelu. Świątynia pańska ma przejść w ich ręce — to grzech — a tu niema innej. Rozpacz brała gminę.
Proces ciągnął się długo, przedługo, a Izrael płakał gorzko, za gorzko.

„I była w stolicy niewiasta pobożna i dobrotliwa, a zwała się Róża; Jako róża rozsyłająca woń swą dokoła, tak ona rozdawała jałmużnę między biedaków; dom jej był przytuliskiem dla biednych, nieszczęśliwych, nędznych. Jeszcze w domu jej ojca znano ją z dobroci; zwano ją zazwyczaj złotą Różyczką „die guldene Rojze”.

„Ta niewiasta widząc ból ludu i słysząc jego jęki, ofiarowała cały swój majątek na wykupienie świątyni. Lecz panowie Kościoła o niczym słyszeć nie chcieli.
Używała swych wpływów wszędzie, nic nie pomogło.
Niech sama przyjdzie z pieniądzmi w ręku, to było ostatnie słowo biskupa. Róża wzdrygała się. Była piękna, czarowała pięknością. Bała się „ich” mężów, zwłaszcza bezżennych.
Walka okropna. Lud płacze. Poszła... Zostań u mnie, a oddam twoim braciom świątynię.
Znów walka. Oddaj braciom moim świątynię, a zostanę u ciebie”. Biskup się zgodził. Podpisał i oddał jej patent na otwarcie synagogi. Przesłała go starszyźnie.
W gminie radość i wesele. Z okien świątyni bije jasność naokół światło sięga aż do pałacu biskupa- Róża je widzi.
-Zadanie jej spełnione. Życie stracone. Nazajutrz zastał ją biskup bez życia.
Niewiasty żydowskie opłakują po dziś dzień męczennicę”.

Skończył szkolnik, a wszyscy — choć po raz dziesiąty słyszeli tę opowieść, — wzruszeni do łez rozeszli się do domów. Bo „Złota Róża” została do dzisiaj bohaterką getta, ustrojoną w legendarną aureolę męczeństwa. Róża Nachmanowa, synowa założyciela bożnicy, a żona Nachmana, wielkiego kupca i dzierżawcy dochodów państwowych, wielką w gminie odegrała rolę, różne miała koneksje z magnatami, a nawet dworem, znała się dobrze ze starostą Mniszkiem, a może i z arcybiskupem Zamojskim , lecz tego ostatniego przeżyła o lat wiele. Zmarła bowiem śmiercią naturalną w r. 1637., zostawiając ogromny majątek swemu jedynakowi, „słudze króla Władysława”, Izaakowi. Do dzisiaj utrzymał się na starym cmentarzu jej nagrobek z następującym napisem:

„Tu pochowana potężna niewiasta, książęca pani, Róża córka Jakóba.
Nad nią ja płaczę, gdyż z nią runęły w domu Jakubowym radość i wesele,
Korona upadła i zniknęła pomoc.
I jakby świecznika ramiona złamane, jego palniki i kwiaty ozdobne.
Królowie ją widzieli, a książęta przed nią wstawali dla oddalania jej hołdu. Oby jej dusza miała udział w życiu wiecznym.
Amen.”

Na prawo od bożnicy (Blacharska 29) stoi obecnie nowy dom wymurowany w1904 r. W bardzo dawnych czasach (pierwsza połowa XVI. wieku) mieściła się na tym gruncie „kamienica Sokołowska”. Przed pożarem w 1571 r. przeszła na własność magistratu.
W 1604 r. kupił ją znany nam już senior Żydów lwowskich Marek Izakowicz i w miejsce rudery wymurował nowy dom.
W domu tym ufundował Marek Izakowicz szpital (Hekdesz) który też tam się mieścił przez długie lata, aż go potem przeniesiono do ostatniego domu w ulicy Boimów, tam, gdzie dziś bożnica, tuż naprzeciw arsenału.

Kamienica Sokołowska należała w połowie XVIII wieku do Józefa Cymeles, burmistrza kahalnego, który wraz z burmistrzem przedmiejskim Józefem Minczeles przez długie lata reprezentuje gminę żydowską. Pod koniec XVIII,wieku (1788) przechodzi dom na własność syna jego, Wolfa Cymelesa.

Narożna kamienica (l. 31) stoi na tzw. parceli „Płaczek”, którą w 1588 r.. Żydzi kupili od Rady miejskiej za 1000 zł.  W XVIII, wieku należał dom narożny do Chaima Czopównika, a głowa (maska), umieszczona do dzisiaj w gzymsie, świadczy o tym, że tam był szynk. Chaim zwał się tak, gdyż dzierżawił czopowe, t. j. podatek od napojów alkoholowych. Od pierwszej połowy  XIX w. należał do fundacji izraelickiego szpitala we Lwowie .

Tuż u wylotu ulicy Żydowskiej stała „studnia żydowska”, za którą Żydzi płacili magistratowi ab immemorabili tempore 80 zł rocznie . W  1761 r. zażądał magistrat podwyżki o 300 zł., czyli razem 380 zł. rocznie. Żydzi nie chcieli zapłacić, a wówczas magistrat kazał zamknąć rurę wodociągu miejskiego, prowadzącą do jedynej studni w ulicy Żydowskiej. Nim się kahał ugodził z miastem, wybiegali Żydzi na rynek i tutaj próbowali czerpać wodę, lecz ludność nie przywykła do tego, pobiła ich, a nadto zamknięto śmiałków do „ceparni” miejskiej . Po długich pertraktacjach załatwiono całą sprawę ugodowo za pośrednictwem podwojewodziego Włodka.

Druga strona ulicy Żydowskiej była wcześniej zabudowana niż pierwsza i dlatego kilkakrotnie domy się tu zmieniały, ustępując miejsca nowszym i piękniejszym. Szereg domów uległ przeróbkom tak dalece, że dziś trudno poznać, który jest starszy, a który późniejszej doby. Pierwszy dom od ulicy Ruskiej (Blacharska 20), to wielka „kamienica Korkesów”, podparta szkarpami, na których dawniej wisiała brama żydowska. W wieku XVII należała ona do słynnej rodziny Nachmanowiczów, w połowie XVIII wieku do Ablowiczów, przezwanych Korkisami  . Kamienica ta została dotąd w rodzinie.

Sąsiedni dom (Blacharska 22) należał w drugiej połowie XVIII, wieku do Marka Abrahamowicza, zwanego po matce Feigeles. Nie łączył się ten dom bezpośrednio z kamienicą Korkiesowską, lecz był od niej oddzielony frontowem podwórzem. Z czasem i tę parcelę kupili Korkiesi i wybudowali frontowy dom, który dotąd do nich należy.

Dalsza kamienica (Blacharska 24), to słynna Łachmanowska, czyli Nachmanowska, tak zwana od męża „Złotej Róży” Nachmana Izakowicza. Mieszka on w niej ze swą matką Chwałą w początkach wieku XVII. i otrzymuje od miasta prawo wprowadzenia wody z wodociągów miejskich.
Po śmierci Nachmana (r. 1616), względnie żony jego Róży (1637), otrzymuje ten dom w spadku syn obojga, „sługa królewski” Izaak Nachmanowicz. Izaak popada w bankructwo (połowa XVII. w.), lecz dom umiał ocalić i przekazał swojem synowi Nachmanowi. I tak przechodzłi dom z ojca na syna do połowy XVIII, wieku. W tym czasie żył Izaak Nachmanowicz, który zaciągnął u Boczkiewiczów dług w wysokości 1.300 zł. i utracił dom na rzecz wierzycieli. Od nich zabiera dom miasto i sprzedaje konwentowi Dominikanów. Przeciw temu protestuje Herszko Łachmanowicz, wnuk Izaaka i po długim procesie odzyskuje rodzinną kamienicę . Sąsiedni dom (Blacharska 26) należał w połowie XVIII. wieku do Awnera Celnika  , a następny (Blacharska 28), to „kamienica Rabinowska”. Należała do rodziny Żółkiewskich; pod koniec XVI. wieku  w 1590 r. kupuje ją u Mikołaja i Stanisława Żółkiewskich Izrael Józefowicz (Eideles) za 2.000 zł. i adaptuje ją na szkołę talmudu czyli jeszibę  . Rektorem szkoły został zięć nabywcy, rabi Jozue Falk ben Aleksander Kohen, słynny uczony swego czasu i marszałek sejmu żydowskiego w Lublinie w r. 1607. Jozue umarł w 1614 r. , lecz kamienica przez długie lata zwała się „Rabinowską”.
W połowie XVIII, wieku należała do OO. Karmelitów trzewikowych konwentu wielkiego, a w 1788 r. do Suessmana Leiby Balabana (Lewka Balabana), burmistrza kahalnego w ostatnich latach Rzeczypospolitej . Wedle Bubera kamienica spłonęła w 1837 r.
Kamienica narożna (Blacharska 30) — naprzeciw studni żydowskiej — różne przechodziła koleje, aż w połowie XVIII, wieku spłonęła. Działka należy w  1767 r. do Dominika Nikorowicza, lecz już w kilka lat nabywa ją Żyd Izrael Pinkasowicz i muruje dom do dzisiaj utrzymany(XIX w.).

Źródło:

http://www.lwow.home.pl/judaica6.html

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.