- Kategoria: Barwy Kresów
- Józef Wereda
- Odsłony: 2965
Boże Narodzenie w 1939 r. na Wołyniu.
Już w listopadzie zaczęły się przygotowania do zimy. Ściany drewnianego domu ogacono (ocieplono) suchymi liśćmi z sadu i lasu. Między ścianę domu, od zewnątrz i dobudowany szalunek wsypywano suche liście. Tworzono z nich ok. 30-40 cm. warstwę.
Domy i budynki drewniane posadowione były na żywicznych pniach zakopanych w ziemi w linii ścian budynku (te pnie pełniły rolę fundamentu). Na takim fundamencie układano podwaliny łączone na narożnikach.
Następnie budowano ściany z drewnianych bali obrzynanych na przekrój prostokąta lub kwadratu (o wymiarach 15x15 cm.). Ściany od wewnątrz były tynkowane i bielone wapnem. Podłogą w kuchni było klepisko a w pokoju deski, Sufit to również ostrugane deski, układane na belkach na tzw. zakładkę i bielone wapnem. Dach był ze strzechy, ze słomy z dużym okapem. Drzwi i okna były wąskie (małe). Piwnica (loch) był na zewnątrz domu (typowa ziemianka). Ogrzewanie piecowe drewnem. Zimą mieszkanie ograniczało się do kuchni i pokoju (sypialni dla czterech chłopców i ich siostry).
W grudniu kobiety i dzieci robili ozdoby świąteczne, łańcuszki ze słomek i kolorowych papierów. Wybierano małe czerwone jabłuszka, które myto, nabłyszczano i polerowano - zastępowały bombki. Sucharki różnych kształtów też były ozdobami na choince. Jedynie kolorowe cukierki i świeczki kupowano.
Choinka – sosenka wysoka pod sufit była ścinana w lesie. Mama na parę dni przed Wigilią piekła w piecu chleb, mięsa i ciasta. W ogrzanej kuchni w drewnianej balii z ciepłą wodą zorganizowano kąpiel wszystkim członkom rodziny od dzieci do Taty.
Aniela z Wackiem zmieniali pościel i wszyscy po kąpieli kładli się do łóżek aby się ogrzać.
W południe przed wieczerzą Tato i starsi bracia w sadzie owijali słomą drzewa owocowe (około 20 szt.).
Przed zmierzchem odbywało się pojenie i karmienie zwierząt domowych, robili to bracia. Ja z Anielą kończyliśmy ubieranie choinki ustawionej w pokoju. Tato wyszukał dorodny snop żyta, przyniósł do domu i ustawił w rogu obok choinki. Stół przykryty siankiem i białym obrusem ustawiano przed choinką.
Przed wieczerzą wszyscy ubierają się w świąteczne ubrania (mężczyźni w białe koszule i frencze oraz spodnie kupowane „galife” do butów, Mama i Aniela w suknie i fartuchy). Oczekując na pierwszą gwiazdkę wszyscy zanosili przygotowane potrawy wigilijne:
* zupy: grzybową z blinami, czerwony barszcz z ziemniakami.
* Groch z kapustą
* pierogi z grzybami i kapustą
* kutię
* kluski z makiem
* śledzie i ryby smażone
* kompot z suszonych owoców
* chleb
* ogórki
* główki kiszonej kapusty
Wieczorem gdy pojawiła się gwiazdka na pogodnym, mroźnym niebie Tato zaprosił nas do stołu. Sam zasiadł po prawej stronie a z nim Mama, Aniela, Witek i Ja. Po lewej stronie usiedli starsi bracia: Wacek, Mietek i Antek.
Kolację wigilijną rozpoczął Tato modlitwą dziękczynną za zdrowie i urodzaj. Rozdał opłatki i zaczęliśmy składać sobie nawzajem życzenia, następnie spożyliśmy kolację i kolędowaliśmy. W mojej pamięci (8 letniego chłopca) najbardziej pozostał obraz Taty (50 lat) śpiewającego kolędy i kantyczki czystym i głośnym barytonem. Pamiętam, że był wysoki, łysy z wąsami w czarnym garniturze. Gdy śpiewał kolędy był poważny, pobożny ale przy śpiewie pastorałek już wesoły i uśmiechnięty, bo jak można zachować powagę przy słowach pastorałki:
„Głupi Wojtek nie wziął portek, myślał, że lżej będzie.
Biegł Wojtek bez portek,
po śniegu po grudzie, aż śmieli się z niego cha cha lidzie!”
Po skończonej kolacji poszliśmy z kolorowym opłatkiem do stajni i obory aby podzielić się ze zwierzętami. Na Wołyniu w owych czasach wierzono, że w noc wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem.
Nie pamiętam ale chyba nie było prezentów pod choinką ani św. Mikołaja.
Około godziny 23 Tato i starsze Rodzeństwo wybrali się do Annowoli do kościoła na Pasterkę. Ubrali się w ciepłe kożuchy, walonki, czapki papachy i wełniane rękawice. Aniela ubrała nowy zakopiański kożuszek. W drodze z Pasterki wywracano sanki w puszysty, głęboki śnieg. Mama, Ja i Witek zostaliśmy w domu i sprzątaliśmy po wieczerzy. Mama, 3 letniego Witka położyła spać. Nucąc kolędy ja znoszę naczynia do kuchni a Mama je zmywa.
Taki karnawałowy, kolędowy nastrój trwał do czasu aresztowania Taty w dniu 23 marca 1940 r. i zesłania go na Sybir. Skąd nie wrócił.
Z tej pamiętnej Wigilii jeszcze żyją: brat Antek (93 lata), siostra Aniela (91 lat) i Ja (85 lat).
Płock – styczeń 2016 r
Józef Wereda