Logo

Pisarze kresowi- cz.III – Lwów oczami Kornela Makuszyńskiego i Marcina Szczepańskiego

/ Marcin Szczepański- zdjęcia ze Lwowa, Anna Małgorzata Budzińska- opracowanie

O Lwowie napisano już wiele książek, ale tak jak Makuszyński nie napisał nikt. Dodałam do tego zdjęcia Marcina i tak powstał nasz nietypowy przewodnik o Lwowie- podobny do komiksu o Koziołku Matołku, tylko zamiast rysunków Walentynowicza, mamy zdjęcia Szczepańskiego.

 

 

 

 

 

  /1.2.Lwów, Makuszyński i Marcin

Najpierw jednak parę słów o pisarzu kresowym Kornelu Makuszyńskim, pisarzu, który nade wszystko cenił dobroć.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

/3.Kornel Makuszyński

Makuszyński na Kresach spędził dzieciństwo i młodość.
Urodził się 8 stycznia 1884 roku w Stryju, a młodość spędził we Lwowie. Tu kształcił się w gimnazjum i studiował w Uniwersytecie im. Jana Kazimierza na Wydziale Filozoficznym.
We Lwowie przed I wojną światową pracował jako kierownik literacki Teatru Miejskiego.
Podczas pierwszej wojny Makuszyński został wywieziony w głąb Rosji. Zwolniony z zesłania za poręką przyjaciół powrócił do Lwowa, by po kilku miesiącach pracy artystycznej w Teatrze Miejskim ponownie i już ostatecznie opuścić to miasto.
Do roku 1918 Makuszyński mieszkał w Kijowie i pracował jako kierownik literacki Teatru Polskiego Stanisławy Wysockiej oraz pełnił funkcję prezesa miejscowego Towarzystwa Literatów i Dziennikarzy. W okresie kijowskim powstały jego pierwsze powieści.
W 1918 roku Makuszyński osiadł w Warszawie. Pisywał humoreski i felietony, najpopularniejsze są jednak jego utwory dla dzieci i młodzieży.
Okupację niemiecką i Powstanie Warszawskie Makuszyński przeżył w stolicy. Po przebyciu obozu w Pruszkowie został wywieziony do Opoczna, skąd przedostał się do Zakopanego, gdzie mieszkał od 1945 roku.

 

 

 

 

 

 

 

/ 4.Cytaty z Makuszyńskiego

W Zakopanem Makuszyński żył w ciasnym mieszkaniu, niedostatku i zapomnieniu. Żona zarabiała lekcjami muzyki. Tymczasem dla niego, człowieka sukcesu, jednego z najweselszych i najbardziej optymistycznych pisarzy dwudziestolecia międzywojennego, nagle zabrakło miejsca. Ówcześni decydenci postanowili uchronić powojennych młodych czytelników przed radosnym optymizmem emanującym z jego książek.
Zmarł 31 lipca 1953 roku. Na jego zakopiańskim pogrzebie nie pojawili się przedstawiciele władz. Rehabilitacja, wraz z powrotem wielkiej popularności jego książek, przyszła dopiero z gomułkowską odwilżą.

 

 

 

 

 

 

 

 

/5.Grób w Zakopanem na Pęksowym Brzysku

My jednak pamiętamy i znamy Kornela Makuszyńskiego. Fascynuje nas jego humor, kpiarski stosunek do rzeczywistości, mistrzowsko przedstawiane typy ludzkie, a przede wszystkim dobroć bijąca z kart jego powieści. Dobroć,  nieraz ukryta pod maską surowości, dobroć, przybierająca różne pozy, formy i kształty, ale zawsze w końcu ujawniająca się spod płaszczyka groźnych postaci. Kochamy od dzieciństwa książki Makuszyńskiego dla dzieci i młodzieży.
Pamiętam moje spotkania z tą literaturą.  Mój ukochany dziadek Zygmunt po ciężkiej pracy kelnera lubił odpoczywać w łóżku. Ja oczywiście pakowałam się do wielkiego łoża razem z nim i słuchałam najpierw jak dziadek czytał mi przygody koziołka Matołka, małpki Fiki Miki w zeszytach z pięknymi ilustracjami w formie komiksu.

 

 

 

 

 

 

 

 

/ 6.Koziołek Matołek

Potem przyszedł czas na opowieści o awanturach Basi, o szaleństwach panny Ewy, panny z mokrą głową,  o morskich przygodach Piotra Koreckiego w Gdyni-  „wielkiej bramie”- jak nazwał to miasto Makuszyński.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 /7.Awantura o Basię

Tak,  to dziadek zaraził mnie miłością do Makuszyńskiego. Znał go jeszcze z czasów poprzedniej pracy w Zakopanem.
Znam życiorys Makuszyńskiego. Wiem, że pomimo jego miłości do dzieci sam potomstwa nie posiadał. Jego życie pełne było sprzeczności, wzlotów i upadków. Po latach prosperity, gdy był uwielbianym pisarzem, a co za tym idzie bogatym człowiekiem, mogącym sobie na wiele pozwolić przyszły powojenne lata chude, gdy jego twórczość była marginalizowana, a nawet opluwana, nieraz zakazana. Łaska losu na pstrym koniu jedzie- Makuszyński umarł w niedostatku, chorobie i częściowym zapomnieniu… Jak się mogło to wydarzyć!?
Wróćmy jednak do moich lektur.
Potem już samodzielnie czytałam dalsze książki Makuszyńskiego. „Szatan z siódmej klasy”,  „O dwóch takich co ukradli księżyc”, „Bezgrzeszne lata” – wspomnienia o dzieciństwie i młodości pisarza, „Perły i wieprze” – opowieści dla dorosłych o młodopolskiej  cyganerii artystycznej, „O duchach, diabłach i kobietach” – też dla dorosłych. Zaciekawił mnie również „List z tamtego świata” – ostatnia książka wydana przez Makuszyńskiego.

 

 

 

 

 /8.Książki Makuszyńskiego dla dorosłych

Dużo później wpadły mi w ręce „Listy ze Lwowa” , a jako, że interesowałam się tematyką kresową tak wiec wciągnęła mnie ta lektura.
Wyszukałam też inną lwowską opowieść Makuszyńskiego- „ Uśmiech Lwowa” . Na tej właśnie książeczce chciałbym się zatrzymać dłużej. To książka - przewodnik, ale też fascynująca lektura, wciągająca i pełna zagadek.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

/ 9. Uśmiech Lwowa

W tym opowiadaniu na zwiedzanie Lwowa zaprasza czternastoletni skaut Michał Korycki, który, otrzymawszy tajemniczy list, wyrusza w podróż.  Jest to podróż pełna zagadek, zachwytów i niespodzianek. Podążał tymi samymi  ścieżkami Martin Szczepański z aparatem. Wyruszmy tą drogą i my.
Najpierw tajemniczy, wierszowany list:
Znajdź miasto w polskiej ziemi.
W tego miasta bramie Lew stoi,
więc go nigdy żadna moc nie złamie.

 

 

 

 

 

 

 / 10.Lew we Lwowie

Od wieków jest to miasto zamknięte na zamek,
Co zawsze jest otwarty, bez klucza i klamek.
Nad rzeką owe miasto w wielkiej rośnie chwale,
Lecz choć jest w nim ta rzeka, nie ma rzeki wcale!
Ze wzgórz schodzą do rzeki parki i ogrody,
Lecz nie mogą się napić, bo nie widać wody.

 

 

 

 

 

 

 

 

/ 11.Panorama Lwowa

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 12.Dworzec

Skoro dworzec opuścisz, do pierwszej idź mety:
Tam, gdzie stoi wyniosły dom świętej Elżbiety.

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 13.Kościół Elżbiety

Potem szewca odnajdziesz, co z chorągwią w dłoni,
Choć ciągle nieruchomy, jednak wroga goni.
Pokłoń mu się z szacunkiem, a on ci w te pędy
Powie, co masz uczynić, dokąd iść, którędy?

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 14.Pomnik Kilińskiego

…ma chorągiew w prawej dłoni. Tak jest wyobrażony, jakby Moskala gonił i wołał: “Do broni, bracia, do broni!” - Tak pisze Makuszyński, a dalej:
-Ach! Wśród kwiecistych rabatów, wśród różnokolorowych kwietnych dywanów stoi pomnik: to on! Kiliński... Bohaterski szewc... Ta druga stacja mojej zawiłej wędrówki przepyszne ma mieszkanie w przepysznym parku. W parku Kilińskiego.
Zanim wieczór zapadnie, zanim znajdziesz łóżko,
Idź zaraz do Racławic, gdzie walczył Kościuszko!
Z góry spojrzyj na miasto, co w dali wyrasta,
Bo w życiu piękniejszego nie widziałeś miasta!

 

 

 

 

 

 

 / 15.Panorama Lwowa

Jest, jest Kościuszko! On też coś woła i wskazuje ręką.

 

 

 

 

 

 

 / 16.Kościuszko w Racławicach

Młody chłopak Michał Korycki z opowiadania Makuszyńskiego mówi:
-Jego nakazano mi zobaczyć, więc patrzę szeroko rozwartymi oczami. Potem obejmuję spojrzeniem rozległe pole, porżnięte jarami, którymi wycieka w zbałwanionym pędzie ludzka ciżba. Przed chwilą zdawało mi się, że przez, czary znalazłem się w największym wirze walki i już stąd nie wyjdę, bo wszystkie drogi zawalone są wojskiem i zatłoczone rannymi. Zapomniałem o tym, że stoję na wyniosłej galerii, a olbrzymi obraz otoczył mnie ze wszystkich stron.

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 17.Galeria Panoramy Racławickiej

Mamy też w książce dalsze zachwyty nad Lwowem:
-Och, Boże! To naprawdę piękne! W głębokiej kotlinie, zasnutej w tej chwili złotym, przedwieczornym pyłem, jakby przesianym przez sito słońcem, legło kamienne miasto najeżone dziesiątkiem wież. Jak gdyby mu było ciasno, obiegło stoki wzgórz i pięło się na ich szczyty. Na jednym jak kamienna korona góry wspaniały jakiś bielił się kościół, na innym stożkowaty kopiec jak ostro zakończona czapka. Z dalekiego widnokręgu zdawały się schodzić ku miastu sine lasy, otoczyły je wieńcem i niepoliczoną ciżbą drzew. Miasto zamknęło im drogę, lecz niektórym jakby udało się wejść do jego wnętrza, bo się skupiły w wielu miejscach; to parki i ogrody. Jakżeż ich wiele! Może dlatego to miasto jest takie wesołe i radosne, że mieszka wśród zieleni, wśród wzgórz i lasów. Lwów wygląda z oddali jak kamienne gniazdo w cichej kotlinie ocienionej zielonością. Słońce migoce na złoconych krzyżach wież, łuną czerwieni okna i krwią zalewa miedziany dach wspaniałej jakiejś budowli. Staram się wyrazić to, co widzę, jak najpiękniej, ale nie umiem. Dobieram takich słów, które mi się wydają kolorowe i złote, wiem jednak, że wszystkie są niezdarne. Nie! Nie umiem tego wypowiedzieć. To za piękne, to za piękne...

 

 

 

 

 

 

 / 18. Lwów Widok

Teraz miasto obejrzyj, lecz ci się nie uda,
Byś w dniu jednym mógł wszystkie jego ujrzeć cuda.
Niech patrzy twoje serce, a nie tylko głowa,
A może zdołasz ujrzeć dumną duszę Lwowa.

I tak to Michał przemierza dalej ulice Lwowa. Marcin Szczepański, mój znajomy z osiedla też  tam spacerował z aparatem. Michał opowiadał:

-Przeszliśmy mimo z odkrytymi głowami i poszliśmy rojnymi ulicami na Mariacki plac.
Ujrzałem kolumnę Mickiewicza,

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 19.Pomnik Mickiewicza
 w perspektywie pomnik Sobieskiego (obecnie w Gdańsku), a u wylotu szerokiej alei wspaniały gmach-
- To teatr! - rzeki student. - Sławny teatr... Najwięksi aktorzy w nim grali. Ja tego nie pamiętam, ale opowiadają, że kiedy jego dyrektorem był Pawlikowski, to takiego cudownego teatru w Polsce chyba nie było.

 

 

 

 

 

 

 / 20.Teatr- Opera

Marcin Szczepański zaś dodaje:  
-Opera Lwowska, w przedwojennej Polsce to był teatr, na deskach którego udzielała się młodziutka Krystyna Feldman, znana szerszej publiczności jako babka Kiepska.
Wróćmy do Makuszyńskiego:
-A wiesz, po czym my teraz idziemy w  stronę teatru?
- Jak to? Po ziemi.
- Całuj psa w nos! My idziemy właśnie po rzece, bo pod nami płynie Pełtew. Zamurowali biedactwo razem z jednym śledziem, co się w niej podobno pluskał.

Widzisz tego dryblasa? To Wieża Ratuszowa! Pamiętaj, abyś nie płakał, gdyby się zawaliła. To austriackie gadanie, to jest... chciałem powiedzieć: austriackie budowanie. To, co Polacy zbudowali, jest śliczne, a co oni, to takie, że własną głową bym tłukł, aby to rozwalić, tylko że szkoda mądrej głowy. Ja się kształcę na architekta, więc się na tym rozumiem,

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 21.Ratusz-wieża

Spojrzyj, bracie Michale Mały o, na tę stronę Rynku, a lewe oko ci zbieleje, prawe zaś zajdzie mgłą zachwytu. Patrz na te cztery domy: jeden cudowniejszy od drugiego, a ta “czarna kamienica” to czarny diament renesansu, w szesnastym wieku oszlifowany.

 

 

 

 

 

 

 / 22. Rynek- Czarna Kamienica

Święty Marcin ponad drzwiami strzeże tego domu, jakby chciał powiedzieć kamiennym słowem: “Jeśli zacność w sercu nosisz, wejdź do tego domu, a dam ci połowę płaszcza, ale miecz mam na wroga i Judasza!” A ten dom sześciookienny, to królewski dom! Śliczny, co? Prawe oko też ci zbielało, wędrowcze, ha?! Królowie strasznie kochali się w tym naszym Lwowie, a król Sobieski najwięcej. A król Michał Korybut nawet tu umarł, niebożątko. Szkoda, bo każdego Michała szkoda.
Dalej czytamy:
-Lwów wygląda jak żelazny, bez połysku pas rycerski, w który wprawiono kilka bezcennych kamieni, diamentów i rubinów.

 

 

 

 

 

 

  / 23. Lwów- pas rycerski
 Takim klejnotem nieporównanej piękności tego miasta jest katedra Św. Jura, którą budował w 18 wieku Jan de Witt, komendant Kamieńca Podolskiego. Wieńczy ona zielone wzgórze jak korona.

 

 

 

 

 

 

 / 24. Katedra św. Jura
 Napatrzyć się jej nie mogłem, tak samo jak cerkwi Wołoskiej, co wieżę ma prześliczną,

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

  / 25. Cerkiew Wołoska

jak kościołowi Dominikanów, też budowanego przez de Witta:

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 26.Kościół Dominikanów

A katedra Ormiańska, jakiż to skarb ukryty wśród zaułków! Boże, jaka piękna.

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 27.Katedra Ormiańska

Katedra Rzymsko-Katolicka, potężna, surowa, w gotyckim budowana porządku, prześliczne mająca kaplice, mieści się w samym sercu Lwowa i pamięta czasy Kazimierza Wielkiego.

 

 

 

 

 

 

 / 28.Katedra rzymskokatolicka pw. Wniebowstąpienia NMP.

Patrzyliśmy na te domy boże ze czcią i z podziwem, jak na pomniki dawnej chwały, kiedy Lwów bogaty, zapobiegliwy i złoty, budował swoje przybytki. Nie mógł zbudować więcej, gdyż z czasem zubożał, przeszły przez miasto pożary, krew z niego toczyły najazdy i oblężenia. Ostały się te klejnoty, a wśród nich jeden, który nie tylko, że jest dumą Lwowa, lecz i jego ukochaniem. Jest tam jeden kościół, w którym ludzie modlą się chyba goręcej, na który patrzą z niezwykłym rozrzewnieniem: kościół Bernardynów.

 

 

 

 

 

 

 / 29. Kościół Bernardynów

Wzruszenie to i mnie ogarnęło. Czułem, że się w moim sercu rodzi miłość do tego miasta, którego historia jest pełna porywów, wzlotów i klęsk, po wielkim bogactwie, pożartym przez czas i przez wojny, przychodziło ubóstwo znoszone mężnie i z otuchą. Lwów tym się odznacza, że nigdy nie upadł na duchu...
(...)Lwów miał zawsze duszę radosną i rozśpiewaną. Przewalały się ponad nim burze, rude przewalały się pożogi, żelaznym zębem wojna gryzła jego mury, gromy biły w jego wieże, a jego dusza jakąś żarliwą wiarą przepojona zawsze śpiewała. Ledwie przygasła łuna pożarów, co go ognistym otaczała wieńcem, ledwie ucichnął tumult i szczekający krzyk wojny, z niego już biła łuna radosnej dumy, że oto raz jeszcze, nie wiadomo który, spełnił swój rycerski obowiązek; że postawiony na straży u kresów Rzeczypospolitej nigdy nie zasnął, jak gdyby powiek nie miał u oczów, lecz czuwał: żuraw czujny, pies wierny, zagończyk nieporównany! Stroiły się inne miasta w marmury i malowania, w pałace i kolumny, jemu zaś jako rycerzowi surowemu starczyło zębatych, srogich murów, legowiska szarych domów. Bogu jedynie wznosił cudownie piękne przybytki. Powoli stał się kamienną jaskinią, w której zamieszkał lew z jego herbu. Nigdy nie gnuśniał i nie zaznał odpocznienia. Wieczyście przeciwko burzy wysunięty patrzył ze swoich wzgórz w sine dale, w niezmierne połacie, skąd pełzał niszczący ogień albo zbałwaniony walił potop. Przetrwał wszystko i dlatego jest i był radosny! Nigdy nie czynił konszachtów, nigdy w hańbiące nie wchodził układy. Na kryształowym swoim sumieniu - słuchajcie, chłopcy! - nie ma ani cudzej krzywdy, ani ucisku, ani wyzysku. Czynił dobro, słabych osłaniał, bronił niemocnych. I dlatego jest radosny. W chwilach wytchnienia radował się bujnym czynem, kiedy był bogaty, budował kościoły, cerkwie i meczety, braterstwo świadcząc każdemu, co się w sprawiedliwej zgodzie schronił za tarczą jego murów. Jest to jasny rycerz, co na klejnot rycerski sobie przysiągł, że nikogo nie skrzywdzi, toteż z wież tego miasta padał blask na wszystkie okoliczne ziemie. Wielka napełniała je radość, kiedy się w nim skupiły nacje rozmaite, najróżnorodniejsze, a on, gród lwi, każdej dał dach nad głową i noc jej dał spokojną. Tak, tak, moi drodzy! Czyste sumienie, nieskazitelność serca i wzniosłość ducha napełniły to miasto jasnością. Dlatego, choć takie szare, takie jest śliczne! Nie ma w Rzeczypospolitej miasta bardziej promienistego, choć wiele jest w niej miast bohaterskich z Warszawą na czele, która umiała w najcudowniejszym porywie każdy wylot zaułka na Starym Mieście wydłużyć w szyję armaty. Nie ma miasta bardziej gotowego do śmiertelnej ofiary, do zaparcia się aż do ostatniego tchu. Czy się teraz dziwicie, że je duma rozpiera? Że w oczach ma radość i że śpiewa? Jest to miasto Polską obłąkane. Duszy swojej nie ukrywa, więc ją każdy ujrzeć może, jak rozkwitłą czerwoną różę. Czaruje nią i zniewala. Rozkochać potrafi każdego swoim uśmiechem, jasnym, szczerym i rzewnym.
Gdyby nie ten radosny uśmiech, mogłoby się zdarzyć, mój chłopcze, że przez szczelinę, którą smętek żłobi, weszłoby w lwowskie serce zwątpienie albo kropelka goryczy. Wiele bowiem było takich czarnych chwil, kiedy gorycz lała się strumieniem, a ten uśmiech Lwowa przecie rozegnał ciężką, mętną mgłę, jak słońce to czyni o wschodzie, kiedy się noc jeszcze włóczy tuż przy ziemi zgnilizną oparów. Lwów uśmiechał się, ramię wydłużał w miecz, w szpadę zamieniał spojrzenie, a serce przetapiał na kulę. Uśmiechał się walcząc, bo był w swoim żywiole, uśmiechał się niemal konający, „bo słodko jest umierać za Ojczyznę”. Kiedy mu zaś uśmiechu było za mało, wtedy słodka i prosta dusza tego miasta zaczynała śpiewać. Nie ma takiej na świecie biedy, której by we Lwowie nie umiano zamienić w piosenkę!

 

 

 

 

 

 

  / 30. Szczepcio i Tońcio

-Widziałem twoje wzruszenie. Jesteś dobry i masz czyste serce. Czas, bym ci się ukazał. Bądź jutro w świętym miejscu Lwowa!
- Mam dzisiaj pójść na “święte miejsce Lwowa”. -zamyślił się Michał
-Gdzie jest to miejsce? Czy to góra, czy kurhan, czy to kościół?
Pojechaliśmy tramwajem na drugi koniec miasta do sławnej dzielnicy Łyczakowskiej, siedziby roboczego ludu, najweselszej we Lwowie, najbujniejszej i śpiewającej. Rodzą się w niej piosenki o każdym ważniejszym zdarzeniu w mieście i wędrują potem przez wszystkie ulice i wzgórza

 

 

 

 

 

 

 / 31. Tramwajem na Łyczaków

Dojechaliśmy do bram cmentarza. Przedziwny jest ten cmentarz, wygląda jak ogromny ogród na wzdętym niskim wzgórzu. Nad grobami szumią potężne drzewa.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 32, 33. Cmentarz

Jest to podobno jeden z najpiękniejszych cmentarzów w Polsce, ten równocześnie Panteon Lwowa, bo słynni ludzie śpią na nim wiecznym snem. Niewiele takich grobów pokazał mi pan Koliński, lecz na każdym wśród nich promienisty unosi się blask.
      

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 34,35. Polskie groby

Myślałem, że tu jest “święte miejsce” Lwowa, lecz pan Koliński wiedzie mnie dalej dróżką pod górę na wzniesienie, do którego stóp podchodzą sady i ku któremu białe podmiejskie zbliżyły się domostwa.
Co to? To inny jakiś cmentarz, jakiś nowszy, bo nie rosną tu potężne drzewa, tylko młode jeszcze krzewiny. Na tym wielkim, starym cmentarzu tuż obok każdy grób jest inny, każdy nagrobek ma kształt odmienny, a tu krzyże jednakie, skromniutkie, biedniutkie, stanęły w niepoliczonych rzędach. Żadnych tu nie widzę marmurów, tylko kwiaty, kwiaty i kwiaty. Krzyże i kwiaty, oto wszystko.

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 36. Cmentarz Orląt Lwowskich

Widzę, że pan Koliński przystanął, ogarnął spojrzeniem to ogromne wojsko krzyżów i uśmiechnął się tak czule, jak ojciec na widok swoich drobnych dzieci. Wyciągnął przed siebie ręce miłosnym ruchem, jak gdyby chciał je wszystkie zagarnąć, te małe mogiłki, i przycisnąć do piersi. Potem rzekł cicho:
Michasiu! Tu jest święte miejsce Lwowa... Tu leżą jego dzieci... To jest cmentarz orląt... Naszych dzieci...

 

 

 

 

 

 

 

 

/ 37. Orlęta

-Więc tutaj? Tutaj leżą dzieci bohaterskie, najdumniejsze dzieci świata, śmiercią pobite w obronie najdroższego swojego miasta. Rówieśnicy moi i młodsi ode mnie... Uczniaki... Chłopcy i dziewczęta. O, Jezus Maria! Śmierć chyba musiała płakać, kiedy tuliła do siebie dzieci płomiennookie, co z martwych rącząt nie chciały wypuścić karabinów.
Śpią tu, dzieciska jedyne, z towarzyszami wiernymi, wśród szewców, krawców, ślusarzów i biedaków, którym chciano zabrać jedyny ich skarb: miasto.
- Wtedy, drogi mój, nie tylko ludzie walczyli, mężczyźni i kobiety, walczyły bowiem i mury. I te dzieci walczyły, bo już znikąd nie było nadziei. Dawno to już było... Już na grobach kwiaty wyrosły... Oręż odpoczywa, a Polska starym zwyczajem, wedle swej odwiecznej racji stanu, sercem walczy, pragnie zniewalać miłością i nauczać powszechnej zgody.
Był jednak czas, kiedy ci, co leżą w niepoliczonych lwowskich grobach, musieli uczynić rzecz wielką i sprawiedliwą. Zrozpaczeni widząc, że niczego nie dokażą sercem, musieli walczyć “jasnym mieczem państwa”. Podpisali swoją krwią manifest o nienaruszalności granic, a granice wytyczyli kopcami swoich grobów. Walczyli na śmierć wbrew nadziei, aby zaświadczyć, że idea jest nieśmiertelna i że wobec niej niczym jest ofiara życia. A tą ideą, chłopcze, była całość i wielkość Ojczyzny. Ukochanie każdej grudki jej ziemi, bo jest ona użyźniona naszym trudem i krwią, wzruszona jak lemieszem, nie umęczona pracą wieków. Nawet te dzieci wiedziały o tym nauczone przez własne matki. I one, te dzieci, co szły na śmierć, aby starym pomóc żołnierzom, dziadkom swoim i ojcom, nauczyły nas wiary w nadprzyrodzoną moc ducha.
Dlatego tak czcimy tych rycerzyków malutkich, tych męczenników za całość Ojczyzny, że nie utracili nadziei, że pokonali rozpacz, że zamiast płakać - walczyli, że walcząc -ginęli, i że na wieki wieków utrwalili w tych, co pozostali żywi, wiarę w wolę zwycięstwa.
- Spójrz, synu, i powiedz, czy to jest cmentarz, nad którym unosi się smutek? Nie, o, nie! Ile razy tu przychodzę, uśmiecham się, bo mi się zdaje, że spod okwieconych grobów bije jakiś blask. Zdaje mi się, że przyszedłem na bujną łąkę, na której życie wyrasta z mogił.
Otrzyj te łzy, otrzyj je czym prędzej! Im nie wolno pokazywać łez. To bohaterskie dzieci, które nie płakały. Nawet ich matki, święte, ofiarne matki, ukrywają łzy, aby ich nie smucić. Przecież oni ginęli po to, aby radość i miłość wyrosły w ich mieście. To dumne chłopaki, to dumne dziewczęta! To gniazdo orląt!... Uśmiechnij się do nich jak brat, ofiaruj im serce, ukochaj ich, pozdrów okrzykiem, jasnym i szczęśliwym, ale nie płacz!
Makuszyński pisze też o tym świętym miejscu w wierszu:
„O cmentarzu Obrońców Lwowa”
Na te groby powinni z daleka przychodzić pielgrzymi,
by się uczyć miłości do Ojczyzny.
Powinni tu przychodzić ludzie małej wiary,
aby się napełnić wiarą niezłomna,
ludzie miałkiego ducha, aby się nadyszyć bohaterstwa.
A że tu leżą uczniowie w mundurach,
przeto ten cmentarz jest jak szkoła,
najdziwniejsza szkoła,
w której dzieci jasnowłose i błekitnookie nauczają siwych o tym,
że ze śmierci ofiarnej najbujniejsze wyrasta życie.
Tak, teraz już mogą odwiedzać ten cmentarz pielgrzymi. Marcin też zadumał się tam nad losem Orląt Lwowskich.

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 38. Na cmentarzu Orląt Lwowskich

W „Listach ze Lwowa” Makuszyński napisał:
„Kiedy się przyjeżdża do Lwowa, odnosi się wrażenie, że jechało się długo przez zakopcony tunel, że w pociągu było ciemno, że ludzie trzymali kurczowo swe walizki, aby im kto nie ukradł, że jeden na drugiego patrzył w mroku ostrożnie i spode łba, a tu nagle wjeżdża się w atmosferę czystą, w powietrze rześkie, w miasto rozsłonecznione, między ludzi jakichś innych, gadających swoim językiem, bez dyplomatycznych zakrętasów, żyjących pełnią swego życia i z uśmiechem patrzących na twoje zdumienie.
Myślisz sobie: jakże wyglądają te lwy, ci żołnierze bez trwogi, co z małej ślicznej mieściny uczynili polskie Verdun? Jakże mają wyglądać? Pogwizdując, idzie smyk siedemnastoletni z książkami pod pachą. Oczy mu się śmieją, bo słońce świeci. Na piersi ma najpyszniejszą odznakę „Orlęcia”. To jest lew? Tak właśnie. To on! To małe diablę z ukropu ognia, ten czort nieustraszony z anielskim wyrazem twarzy. A ta gruba kucharka z rynku przynosiła mu wodę i chleb pod kulami. Bóg widział.
Ten dryblas z wesołym spojrzeniem, co ci niesie walizkę, tak samo się uśmiechał przez zaciśnięte zęby, kiedy przez trzy dni i trzy noce stał na Stryjskim cmentarzu. Ten staruszek, na ławce, w słońcu się wygrzewający, walczył do utraty sił… Ta panienka ze złotym warkoczykiem, z dziwnie poważnym wyrazem na twarzyczce z obrazka…
To pióro samo, jak zaczarowane, wraca do tego tematu i orze mi po sercu… Trzeba je ująć silniej, aby głosiło radość  lwowskiego życia.”
A w innym miejscu znów o Lwowie:
„Gdzieś tam się kłócą i targują — Lwów buduje. Studenci budują sobie dom, sami noszą cegły, sami gaszą wapno; starsi budują pomnik sile polskiej i polskiej twórczości, i budują fortalicję ze srogich bierwion na rubieży Rzeczypospolitej, redutę na straszliwych fundamentach, spichrze obszerne; napadnięto ich — obronili się, zapomniano o nich — uśmiechnęli się. Bo Lwów jest miastem, które się zawsze uśmiecha.
Lwów umie się bić o honor swój, jak Bayard, i umie się bawić, jak młody szaleniec; śpiewa, tańczy i śmieje się w głos. Jeśli spotkany na ulicy lwowskiej człowiek patrzy wilkiem, to pewnie przybysz, to nietutejszy. We Lwowie patrzą jasno, wprost w oczy, i zaraz jeden z drugim podzieli się sercem i duszą.”
Tyle  zebrałam o Lwowie Kornela i Marcina.  Na pewno można lwowskich akcentów u Makuszyńskiego znaleźć więcej- chociażby w „ Bezgrzesznych latach”. Podobnie  mój młody  znajomy  Marcin mógłby dać nam o wiele więcej zdjęć, bo bywał we Lwowie nie raz.  Jest zauroczony tym miastem, tym bardziej, że jego dziadkowie pochodzili ze Lwowa, a uśmiech Lwowa przyciąga- tak jak w tytule książki Makuszyńskiego.

 

 

 

 

 

 

 

 

 / 39.Straż Pożarna PKP we Lwowie rok 1038- pierwszy po lewej siedzi prapradziadek Marcina

My też uśmiechnijmy się do Lwowa i do wspomnień naszych bliskich.  Odwiedzajmy te miejsca, bo warto.
Opracowując materiał korzystałam z wiadomości na stronie:

http://culture.pl/pl/tworca/kornel-makuszynski

Template Design © Joomla Templates | GavickPro. All rights reserved.